Obiecane pieniądze Hanka otrzymała dwa dni później,
jeszcze tego samego dnia w którym podała Hubertowi numer swojego konta
bankowego. Nieco zaskoczona szybkością jego działań, podziękowała poprzez
wiadomość SMS. Chwilę później uśmiechnęła się czytając odpowiedź:
Podziękujesz mi
zjawiając się na ślubie.
Wiedziała, że żartował. Ale z drugiej strony jego kpiąca
obawa miała swoje uzasadnienie w fakcie, że mając przelew na swoim koncie,
uzyskała to czego chciała najbardziej: mogła zdobyć Oazę. A to był główny
powód dla którego zgodziła się wyjść za Huberta (przynajmniej tak sądził
Skrzynecki i tak wmawiała sobie Hania). Oczywiście zamierzała dotrzymać swojej
części umowy i zjawić się w urzędzie. On też znał ją na tyle i ufał by to
wiedzieć. Niemniej jednak, w chwilach wahania lekko uchylona furtka zawsze była
uspokajającą alternatywą. Tak samo jak świadomość, że jej ukochany hotel nie
zostanie zamieniony na centrum handlowe.
Kontaktowali się ze sobą głównie przez wiadomości
tekstowe: na początku w pierwszym tygodniu po swoim wyjeździe z hotelu, Hubert
przebywał za granicą i Hania robiła to ze względu na koszty połączeń. Później
otwierając puszkę Pandory (czytaj: nie zgadzając się na polubowne zamknięcie
Oazy i sprzedaż swojej części budynku) miała tak wiele pracy, że trudno
jej było wyłuskać nawet chwili na napisanie krótkiego SMSa. Może to dlatego
świadomość zbliżającego się ślubu jakoś jej nie przytłaczała: gdyby nie praca
od rana do wieczora pewnie miałaby masę czasu na wahanie się i rozterki; a tak
nawet nie miała siły by dłużej się nad nią zastanowić czy żałować.
Dłuższą rozmowę- oczywiście telefoniczną- udało im się
odbyć tydzień później: wtedy Hania doszła do wniosku, że nie chce by o ich
małżeństwie ktokolwiek wiedział. Hubert próbował wyperswadować jej ten pomysł,
ale pozostała nieugięta. Uważała, że dzięki temu w przypadku rozwodu media
nie będą nawet świadome, że to było coś więcej niż zwykłe rozstanie i nie będą
też nagłośniać tej sprawy. Zbiła też jego argument odnośnie przypadku poznania
prawdy przez portale plotkarskie o ich prawdziwej relacji po ich ślubie: on
uważał, że szum będzie wtedy dużo większy. Jednakże ona po długiej analizie
uznała, że „odgrzewany kotlet” zawsze budzi mniejsze zamieszanie. Ostatecznie
Hubert wyraził na to zgodę: w zamian za to wytargował jeszcze dodatkowy okres
trwania ich małżeństwa o pół roku. Ustalili również kilka innych rzeczy
dotyczących samej ceremonii ślubnej takich jak urząd we Wrocławiu (było to
miasto kompletnie z nimi nie związane gdzie nikt ich z pewnością nie znał
i znajdujące się mniej więcej w połowie drogi dla obojga), świadków (Hubert
kazał Hani wybrać kogoś spośród jej znajomych) czy nazwisko (Hania zdecydowała,
że po ślubie pozostanie przy swoim). Miejscem ich wspólnego zamieszkania
oczywiście miało być głównie Pralkowo (najlepiej gdzie niedaleko Oazy spokoju,
Hubert miał dojeżdżać do stolicy w trakcie sezonu siatkarskiego: Hanka wciąż
nie była świadoma że ten miniony ze względu na kontuzję był jego ostatnim). O
innych „szczegółach” właściwie nie rozmawiali, bo nawet jeśli któraś ze stron
rozpoczynała dyskusję na dany temat, to szybko kończyła się ona odmiennymi
poglądami lub zostawała ucinana przez inną pilniejszą sprawę. Głównie taką
sprawą była sytuacja konfliktowa między dwojgiem właścicieli Oazy spokoju.
Hania na bieżąco zdawała Hubertowi relacje z postępów, wszelkich zmian oraz
działań prawników. On wspierał ją wtedy w walce dodając otuchy.
Hanka nie przyznała się nikomu co do zbliżającego się
zamążpójścia. Kilkakrotnie podczas spotkań z przyjaciółkami chciała to zrobić,
ale wiedziała że żadna z nich by tego nie zrozumiała. Poza tym nie wiedziała
jak miałaby właściwie przedstawić tę sprawę. „A, bo wiecie, zgodziłam się wyjść
za Huberta Skrzyneckiego, tego sportowca który jakiś czas temu wynajął u mnie
pokój w hotelu. Zaoferował mi sto tysięcy, więc same rozumiecie.” A może: „To
było jak grom z jasnego nieba, zakochaliśmy się w sobie i nie możemy po prostu
dłużej bez siebie wytrzymać”. Albo: „Chciałam zrobić coś szalonego dlatego
wychodzę za prawie nieznajomego faceta, na dodatek wielką gwiazdę, dacie
wiarę?”. Żadna z tych wersji nie brzmiała dobrze. I każda stawiała ją
w złym świetle powodując liczne pytania i wątpliwości. A musiała przecież
komuś powiedzieć, choćby po to by zdobyć wymaganych świadków ceremonii.
Wstępnie podała Patryka z Małgośką, ale teraz tego żałowała. Gośka była
bardzo bezpośrednia i na pewno nie będzie trzymała języka za zębami mówiąc
wprost co tak naprawdę myśli o tym całym ślubie. A Patryk z pewnością doda dwa
do dwóch i domyśli się, że to co zaszło między nią i Hubertem sześć lat
wcześniej nie było tak nieznaczące jak mu wtedy wyjaśniła.
Pozostawała jeszcze druga kwestia: kwestia pieniędzy
które nagle prawie że magicznym sposobem zdobyła na walkę z Kacprem. Nie mogła
zmusić się do kłamstwa, więc pozwoliła Pauli i Ance na przypuszczenie, że mogą
one pochodzić z pożyczki. Poniekąd była to przecież prawda: Hania obiecała
sobie, że gdy Oaza wyjdzie na prostą zwróci Hubertowi choć część pieniędzy. On
co prawda nie chciał o tym słyszeć, ale to nie wpłynęło na zmianę jej zdania w
tej kwestii.
Problemem był też Kacper. Już następnego dnia po
wyjeździe Huberta, Hania odwiedziła go w siedzibie jego firmy
transportowej. Wspólnik był dla niej bardzo miły najwyraźniej sądząc, że
przemyślała jego małżeńską propozycję i przyszła tutaj chcąc zakomunikować mu
swoją zgodę. Wyraźnie zrzedła mu mina gdy ponownie mu odmówiła, ale widziała,
że już po chwili potraktował jej odmowę lekceważąco. To tylko utwierdziło Hanię
w przekonaniu, że nigdy nie mogłaby zostać żoną Jakubiaka. Nie znosiła jego
protekcjonalności i traktowania jej z szowinistycznym pobłażaniem, a gdyby
miała tego doświadczać przez kolejne kilkadziesiąt lat jako jego żona, już po pięciu
chyba by oszalała. Do niego nie docierało, że czasy patriarchatu dawno już
minęły i kobieta może mieć własne zdanie, które wcale nie musi być od razu nic
nie warte. Nie rozumiał co to kompromis, a szanował tylko tych, którzy
wygłaszali opinie podobne do jego własnych przekonań. Gdy tak nie było
traktował rozmówcę z góry. Czyli dokładnie tak, jak ją teraz.
- Dam ci jeszcze trochę czasu na przemyślenie tej
decyzji, powiedzmy dwa tygodnie. W tym czasie wstrzymam się z działaniami
podjętymi przez prawnika.- Obiecał w duchu już myśląc o tym, że z tego
powodu będzie musiał wypłacić więcej kasy Ziębalskiemu, który i tak liczył
sobie niemało. Ale Hanka była tego warta. Kilka nocy z nią spędzonych na pewno
wynagrodzi mu te niedogodności z nawiązką. – Wtedy dasz mi odpowiedź, okej?
- Kacper, przemyślałam ją już teraz. Moja odpowiedź za
dwa tygodnie będzie taka sama.
- Więc nie chcesz zatrzymać hotelu w dotychczasowej
formie?
- Chcę. I zrobię to. Ale bez małżeństwa z tobą.-
Idiota miał czelność poczęstować ją aroganckim uśmieszkiem. Dlatego dodała
stanowczo:- Przyszłam też powiadomić cię o czymś jeszcze. Nie zgadzam się
na sprzedaż Oazy ani zamknięcie działalności: jeśli masz na ten temat inne
zdanie mój prawnik chętnie skonfrontuje to z twoim. I razem wypracujemy
korzystne rozwiązanie. Nie zamierzam też wyprowadzić się z hotelu do jutra:
zrobię to w przeciągu miesiąca. Ale tylko dlatego, iż uważam że w tej
kwestii masz rację, nie dlatego że ty tego żądałeś.
- Bez urazy Haniu, ale wiesz w co się chcesz bawić?
- Może dla ciebie to zabawa, dla mnie nie. I możesz
się ze mnie w duchu śmiać, chcę tylko żebyś wiedział że nie ustąpię. Tak cię
tylko ostrzegam żeby ten uśmiech nie zamienił się później w grymas wściekłości.
- Znów traktujesz mnie jak wroga.- Podsumował to Kacper
tym razem powstrzymując się od protekcjonalnych uwag. Zamiast tego przyoblekł
na twarz zatroskany wyraz. Potem podszedł do Hani zakładając jej za ucho
zbłąkany kosmyk włosów. Swoją dłoń pozostawił wówczas na jej ramieniu.
Wiedział, że tym gestem i swoją bliskością zrobił na niej wrażenie. A o to mu
właśnie chodziło. - Teraz jest pora lunchu, może omówimy to przy posiłku?
- Dziękuję, już jadłam.- Odparła mu odsuwając się.
Potem bez dalszej zwłoki pożegnała się bez zwyczajowego pocałunku w policzek.
Wychodząc z biura ciężko odetchnęła czując się jak mała, skarcona dziewczynka.
Naprawdę nie znosiła Kacpra. I tego jak ją traktował. Ale dziś dodatkowo
wprawił ją w konfuzję swoim swobodnym zachowaniem. Nie zrobił przecież nic
zdrożnego, powiedziała sobie w duchu. Dlaczego więc teraz czuła się w ten
sposób? Czy to miało jakiś związek ze sposobem w jaki na nią patrzył? Nie, gest
dotyku jej twarzy wydał się dziwny, bo nic ich nie łączyło, ot co. Nie
zamierzając dłużej o tym rozmyślać wsiadła do swojego auta jadąc na pierwsze spotkanie
z prawnikiem, którego polecił jej Hubert.
W ciągu dwóch tygodni, czyli dodatkowego czasu jaki
dał jej Kacper na przemyślenie decyzji o potencjalnym ślubie (czytaj: wyrażenie
na niego zgody), ponawiał swoją ofertę jeszcze dwukrotnie. Dopiero wtedy
zrozumiał, że nie ma co liczyć na zmianę jej zdania. Jak się można było domyślać,
wówczas powrócił stary, znajomy Kacper, który z miejsca przystąpił do próby
zmiany formy prawnej spółki oraz żądając płacenia czynszu za lokal w którym
mieścił się hotel a który w większości należał przecież do niego. Podczas
zorganizowanego na początku trzeciego tygodnia spotkania z prawnikami, wyraźnie
puściły mu też nerwy.
- Skąd masz kasę na Osińskiego? Nawet nie chcę
wiedzieć ile liczy sobie za godzinę członek prestiżowej kancelarii Prawników
Finansowych w Polsce. Ani jak udało ci się go tutaj ściągnąć i zmusić do
zainteresowania swoją sprawą. – Spytał gdy na moment zostali w gabinecie
sami, a ich reprezentanci zdecydowali o kilkuminutowej przerwie by zapoznać się
z dokumentami.
- Ja nie pytałam cię za co finansujesz swojego
prawnika, pana Ziębalskiego.- Odbiła piłeczkę Hania.
- Bo mam na to własne
środki: ty o ile mi wiadomo, nie. Więc pytam po raz drugi: skąd masz
pieniądze?- Gdy nie odpowiedziała, dodał tonem pełnym zaciętości:- Ostrzegam,
że jeśli to Oaza ma finansować twoją walkę…
- …nie opłaciłam prawnika z hotelowej kasy.
- Więc skąd? Skąd miałaś też kasę na zatrudnienie w
lipcu ekipy remontowej i kupno materiałów do remontu pokoi? O czym zresztą nic
mi nie powiedziałaś.
- Powiadomiłam cię listownie, a jak wyjaśnił mi mój
prawnik, mamy takie samo prawo podejmować decyzję o rozwoju hotelu, więc nie
musiałam pytać o zgodę.
- Więc co, gdy Oaza zbankrutuje mam powiedzieć
ścigającym mnie wierzycielom, że mają żądać zapłaty od mojej drugiej
wspólniczki bo to ona nabrała kredytów w banku, tak?! Zresztą w jakim banku, z
taką zdolnością kredytową żadna poważna instytucja bankowa nie dałaby nam
kredytu. U jakich lichwiarzy zadłużyłaś Oazę? Ile będziesz musiała oddać?
- To nie twoja sprawa.- Jej beztroska postawa
rozwścieczyła go całkowicie. Dlatego też podniósł się ze swojego fotela
podchodząc do miejsca w którym siedziała Hanka i nachylił się nad nią, prawie
krzycząc:
- Moja, ty idiotko, bo jako wspólnicy spółki jawnej
odpowiadamy całym swoim cholernym majątkiem! Nie pozwolę żeby z powodu twoich
zabaw wielką biznes woman splajtowała też moja firma, bo będę musiał spłacić
wszystkie pozostawione po tobie długi Oazy! A może to jest twój wielki plan, co?
Wiesz, że niczego nie masz prócz tego hotelu, więc gdy upadnie guzik cię to
obchodzi bo cały bałagan posprząta za ciebie głupi Kacper, zgadza się?!-
Ponieważ jego gwałtowna reakcja bardzo ją zaskoczyła usiłowała się od niego
odsunąć, ale swoim ramieniem blokował jej możliwość wstania z fotela. By więc
zachować godność udała, że nic sobie nie robi z tej próby zastraszenia. Nawet
jeśli takie oblicze Kacpra bardzo ją przeraziło i miała ochotę uciec z pokoju z
podkulonym ogonem.
- To nie tak, zapewniam cię że nikt nie będzie cię
ścigał. A jeśli już to mnie.
- Więc skąd masz te pieniądze?
- Nie mogę powiedzieć.
- Niech cię szlak.- Syknął wówczas Jakubiak. Na
szczęście odsunął się od jej fotela.- Mogłaś zachować ten hotel, dałem ci
szansę. Wspólnie moglibyśmy zarządzać tym ośrodkiem i kto wie może w końcu
zacząłby na siebie zarabiać. Ale skoro nie chciałaś zostać moją żoną, twój
marny koniec nie będzie moją sprawą.
- I tak miałoby wyglądać w praktyce nasze wspólne
zarządzanie? Krzykiem próbowałbyś wymusić moją zgodę?- Odważyła się spytać,
choć wiedziała że po takim dużym napadzie złości nie powinna go prowokować. Nie
chciała jednak dać po sobie poznać, że ją w jakiś sposób przestraszył.
- Krzykiem…- Powtórzył nagle prychając, a potem głośno
się śmiejąc. Taka diametralna zmiana nastoju była dla kobiety czymś
niepojętym.- To raczej ty swoim krzykiem mogłabyś wymusić na mnie wiele rzeczy
gdybyś tylko chciała.- Dodał, a na widok jej zdezorientowanej miny jego
rozbawienie sięgnęło zenitu. Naprawdę nie miała pojęcia o czym mówił nawet nie
spostrzegając w jego twierdzeniu ukrytej dwuznaczności. Po chwili zresztą dobitnie
dała temu wyraz oznajmiając:
- Moje krzyki i rozkazy nigdy nie robiły na tobie
wrażenia, więc czemu niby miałbyś się mnie przestraszyć już teraz?
- Nie strach miałem tu na myśli.- Wyjaśnił. Hania
zmarszczyła swoje brwi, ale nie mogli kontynuować tej dyskusji, bo do pokoju
właśnie wrócili ich prawnicy. Hanka ucieszyła się z tego faktu, bo
zachowanie Kacpra naprawdę ją zaniepokoiło. Tak samo jak jego spojrzenie gdy
w jakiś niezamierzony sposób rozbawiła go swoją uwagą o krzyku.
W towarzystwie dwójki prawnych reprezentantów,
Osińskiego i Ziębalskiego, Kacper zażądał jak najszybszej zmiany formy prawnej
spółki, ponieważ bał się o stan finansów hotelu. Dzięki zmianie w spółkę z
ograniczoną odpowiedzialnością, twierdził, kontrola finansowa będzie musiała być
szczegółowo udokumentowana, tak samo jak każdy wypływ środków. W oczywisty
sposób pił tutaj do możliwości wyprowadzania przez Hankę pieniędzy ze spółki,
co nie uszło uwadze ani zainteresowanej, ani jej prawnikowi. Dlatego też
mężczyzna zbił konieczność tego postulatu przedstawiając aktualny bilans
spółki, która co prawda regulowała swoje zobowiązania z drobnymi opóźnieniami,
ale były one nieznacznie. Przepływy spółki również zgadzały się kwotowo i były
zgodne z obrotami, więc nie było możliwości wyprowadzania zysków do prywatnej
kiesy a tym samym żadnego powodu by podejmować takie kroki. Dodatkowo prawnik
przestawił korzyści jakie płyną z obecnego stanu prawnego i koszty tak
niepotrzebnego przekształcenia w inny rodzaj spółki. Nawet gdy na koniec Kacper
wprost spytał o źródło środków na prowadzenie
tego sporu przez Hannę prawnik wyjaśnił,
że skoro pochodzą one z prywatnego majątku panny Witwickiej, co potwierdziła, jej
ewentualne zadłużenie nie będzie wpływało na majątek Oazy spokoju. I nie
powinna to być kwestia nurtująca pana Jakubiaka.
Czując, że na tym obszarze nie może nic ugrać, Kacper
powrócił do kwestii opłaty za wynajem hotelu, którego budynek w 75% należał przecież
do niego. Szybko okazało się jednak, że jego prawnik nie był tak dobrze
przygotowany jak jego przeciwnicy i w tej kwestii. Szacunki przedstawione przez
Ziębalskiego, które rzekomo miały odzwierciedlać rynkową wartość budynku w
którym mieściła się Oaza na których podstawie Kacper wnioskował o czynsz,
były mocno zawyżone. Osiński przestawiając swoje wyliczenia oparte na średnich
cenach porównywalnych budowli w tej okolicy i wielkości, udowodnił że
propozycje drugiej strony są wygórowane. I że nie można zestawiać nowoczesnego
hotelu w centrum Warszawy z hotelem o dużo mniejszym metrażu w górskim
przygranicznym miasteczku. W dodatku Hanna przez ostatnie półtora roku
inwestowała swoją cześć zysku w liczne remonty i modernizację co sprzyjało
podniesieniu wartości budynku. Po takim przedstawieniu sprawy, żądana kwota
sześćdziesięciu tysięcy miesięcznie okazała się być śmiesznym wyolbrzymieniem,
które stopniało do jednej trzeciej po uwzględnieniu udziału Hanki jako
właścicielki czwartej części hotelu. A wynegocjowana kwota ostatecznie pewnie
będzie jeszcze niższa, pomyślał Jakubiak wściekły za niekompetencje swojego
prawnika. A także na samego siebie, bo zbagatelizował zagrożenie płynące
ze strony Hanki. Ale w swoim zadufaniu nawet nie zakładał, że ona mogłaby
odmówić mu swojej ręki. Jemu! To biedne kukułcze jajo śmiało uważać się za
kogoś lepszego! Patrząc na jej nieśmiały uśmiech błąkający się na ustach i
ciepłe, uspokajające spojrzenie jakim obdarzył ją prawnik, miał ochotę ją
rozszarpać. Jakim cudem sprowadziła tu tak dobrego prawnika?! I skąd miała
pieniądze? Skąd pojawiła się ta siła na walkę z nim, skoro jeszcze trzy
tygodnie wcześniej pogodziła się z porażką prawie błagając go by nie zamykał
hotelu?
Godzinę później, po przedyskutowaniu innych kwestii,
spotkanie się skończyło. Jego koniec nie pozostawił wątpliwości żadnemu z
uczestników co do zwycięzców. Oczywiście pan Osiński, tuż po, w krótkiej
rozmowie w cztery oczy ostudził Hankę mówiąc, że przed nimi jeszcze długa droga
i pan Kacper z czystej złośliwości może utrudnić jej zarządzanie Oazą na sto
różnych sposobów, ale wiedziała że musi to powiedzieć patrząc na całą sprawę
kompleksowo. Bo był świetnym prawnikiem. A jej wspólnik dodatkowo ułatwił mu
zadanie praktycznie się podkładając ze swoim prawnikiem, który zakładał, że ich
przeciwnik nie będzie reprezentowany przez kogoś kompetentnego, więc można mu
wszystko wmówić. Zadowolona, napisała nawet do Huberta by podzielić się
przebiegiem pierwszego starcia ze wspólnikiem. Gdy oddzwonił z uśmiechem
odebrała telefon.
- Gratuluję pani Hanno. – Powitał ją żartobliwy głos
Skrzyneckiego.
- Wiesz, że to dzięki tobie. Gdyby nie ten
prawnik…żałuj że tego nie widziałeś: on po prostu zrobił idiotów z Kacpra i
jego pana Ziębalskiego!- Hania po krótce opowiedziała mu przebieg całego
spotkania.- Wiem, że wyjdę na małostkową, ale poczułam się wtedy górą i miałam
ochotę pokazać mu język. Zwłaszcza po tym jak mnie wcześniej wystraszył.-
Dodała nieco bezmyślnie. To jednak zainteresowało Huberta.
- Co miałaś na myśli?- Spytał. Nie odpowiedziała od
razu, bo nie wiedziała jak wyrazić swoje obawy, to co poczuła gdy Jakubiak uwięził
ją między swoimi ramionami a fotelem. Albo późniejszą wymianę zdań.
- I tak miałoby wyglądać w praktyce nasze wspólne
zarządzanie? Krzykiem próbowałbyś wymusić moją zgodę?
- To raczej ty swoim krzykiem mogłabyś wymusić na mnie
wiele rzeczy.
- Moje krzyki i rozkazy nigdy nie robiły na tobie
wrażenia, więc czemu niby miałbyś się mnie przestraszyć już teraz?
- Nie strach miałem tu na myśli.
Więc co mógł mieć na myśli? Nie, po prostu Jakubiak
zastosował nową strategię by ją przestraszyć i osiągnął swoje, ot co. Dlatego
Hania uznała, że opowiadanie o potyczce z Kacprem tylko zdenerwuje
Huberta, który i tak był do niego uprzedzony. A dobrze by było żeby chociaż oni
mogli się dogadać, w końcu Kacper wciąż pozostawał wspólnikiem Oazy, więc na
pewno nie unikną kontaktów w przyszłości.
- Nic takiego. Tylko to, że trochę na mnie pokrzyczał.
Myślał chyba, że wciąż jestem tamtą małą dziewczynką i wrzaski nastoletniego
chłopaka którym kiedyś był sprawią że znowu się popłacze.- Rzuciła kwitując
swoje wyznanie śmiechem już po chwili dalej kontynuując swoją opowieść. Hubert
natomiast dostrzegł coś innego. Jak często Hania musiała cierpieć z powodu
syna wspólniczki swojej matki?
Kiedyś, gdy szykowałam
się na bal przebierańców w trzeciej klasie, jeden starszy chłopiec powiedział,
że zamiast kostiumu elfa powinnam wybrać strój klowna. Bo oni zawsze mają
czerwone, ogromne wargi wychodzące nawet
poza kształt ust, więc nie musiałabym aż tak bardzo gimnastykować się podczas
charakteryzacji.
Sprawią, że znowu się popłacze.
Znowu…
Hubert obiecał sobie, że jeśli tamten laluś o
wyglądzie modela kiedykolwiek zrobi lub powie jego przyszłej żonie coś
przykrego z miejsca ukręci mu łeb.
- Halo? Jesteś tam? Jeśli masz dość mojej opowieści i
mnie, trzeba było powiedzieć.
- Nigdy nie będę miał cię dość.- Usłyszała w
odpowiedzi.
- Dość odważne wyznanie.- Skwitowała to żartobliwą
uwagą celowo nie biorąc jego odpowiedzi zbyt poważnie.- Kiedy przyjeżdżasz?
- A co, już się za mną stęskniłaś?- Odpowiedział
pytaniem z uśmiechem na ustach czekając na odpowiedź. Bo dobrze wiedział, że
nawet jeśli tak było, to Hanka nigdy w życiu się do tego nie przyzna. I
rzeczywiście po krótkiej pauzie usłyszał rzucone buńczucznie:
- Skąd, po prostu…po prostu byłam ciekawa. Wcześniej
mówiłeś, że zjawisz się po dopełnieniu formalności ślubnych, a minęły już dwa
tygodnie i…zresztą nieważne: jak dla mnie możemy spotkać się dopiero na ślubie.
- Też za tobą tęskniłem…
-…ja wcale nie…
-…i chciałem do ciebie przyjechać, ale musiałem
załatwić sprawę biznesową w rodzinnym mieście.
- O? Jesteś więc w Poznaniu?
- Tak. Ja też właściwie wyszedłem od prawnika.
- Coś poważnego?
- Tak, masa formalności dotycząca sprzedaży mieszkania
by zapłacić za przywilej małżeństwa z tobą.
- Naprawdę
sprzedałeś swój dom? Żeby dać mi pieniądze na walkę z Kacprem? Gdybym wiedziała
to…- Urwała słysząc jego śmiech.- No tak, powinnam się domyślić że się ze mnie
nabijasz. Sto tysięcy to pewnie dla ciebie niewielka suma.
- Po prostu miałem problem z lokatorką. I spokojnie,
stać mnie na małżeństwo z tobą.
- Mówiłam już, że w ciągu pięciu lat oddam ci tę
pożyczkę. I nie będziesz musiał w żaden sposób utrzymywać mnie po ślubie.
- A ja mówiłem, że nie chcę tych pieniędzy. Co do
kwestii utrzymania spokojnie: będziemy dzielić się wszystkim po równo. Tylko
mierzenie zużycia paliwa gdy będziemy jeść kolację w restauracji może być
pod względem logistycznym trochę kłopotliwe, by podzielić koszt na pół. Albo
zużytego w mieszkaniu prądu czy jedzenia. Bo gdy kupisz cały bochenek chleba,
trzeba będzie policzyć ilość kromek zjedzonych przez każdego z nas oddzielnie,
albo nie: najlepiej ich wagę bo przecież są różnej wielkości, a to też trzeba
uwzględnić.
- Nie da się z tobą poważnie porozmawiać o tej kwestii
wiesz? Zawsze wymyślisz jakiś absurd.
- Skąd, jaki absurd? To po prostu skrupulatność i
dokładność. Zgodnie z twoim życzeniem.- Odpowiedział jej poważnie w duchu
aż kipiąc z powstrzymywanego śmiechu. Bo Hania chyba nie do końca zdawała sobie
sprawę z faktu, jak bardzo zamierza ją po ślubie rozpieszczać. Już się na to
cieszył.– Jutro będę wybierał nasze obrączki. Masz jakieś specjalne życzenia?
- Tak. Niech nie będą drogie. Nie powinny też rzucać
się w oczy: najlepiej by wyglądały jak zwyczajne pierścionki jeśli mamy je nosić
na co dzień tak, by nikt nie zorientował się, że to obrączki ślubne.
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że lubię przekorę?
- Hubert, mówię poważnie. Nie chcę by media
interesowały się mną jako twoją żoną.
- Hania, prędzej czy później to się stanie. Nie lepiej
gdy dowiedzą się od nas?
- Nie, wolę to „później”.
- Jak chcesz.- Roześmiał się i choć słysząc ten dźwięk
ona też miała ochotę na to samo, starała się zachować powagę. Hubert był
czarująco niepoprawny i choć było to zabawne gdy byli parą, może okazać się bardzo
kłopotliwe gdy staną się małżeństwem. Nie powinna o tym zapominać.
- Muszę już kończyć, bo właśnie doszłam do miejsca w
którym zaparkowałam samochód. Gdy będziesz chciał przyjechać, daj znać.
- Jasne.
- Aha, tak mi się przypomniało: jak to się stało, że
tak sławny prawnik zgodził się mnie reprezentować za stosunkowo niską stawkę?
- Kiedyś pozwoliłem mu trochę na mnie zarobić:
zajmował się też moimi umowami finansowymi. Pewnie chciał mi się podlizać.
- Na pewno? Nie chcę żebyś dokładał do mnie więcej niż
obiecane sto tysięcy.
- Na pewno. Idź już wreszcie do tego samochodu.-
Zapewnił Hubert, co Hania w końcu uczyniła. Przez krótką chwilę zastanawiała
się jak pożegnać się ze swoim przyszłym mężem, ale w końcu rzuciła tylko
szybkie: cześć i przerwała połączenie. Potem z uśmiechem na ustach odpaliła
silnik auta, wracając do Oazy spokoju. Z zadowoleniem wspominała swoje
dzisiejsze małe zwycięstwo. Niestety Kacper nie zgodził się na to by zniknąć ze
spółki całkowicie (co doradzał jej prawnik) wykluczając możliwość spłacenia go,
ale może za parę miesięcy uda jej się go urobić.
Pomyślny
bieg spraw sprawił, że w końcu czuła się szczęśliwa i mogła choć trochę
odprężyć. Nie musiała tracić Oazy i utarła nosa Kacprowi. Ponadto już niedługo
za pieniądze od Huberta mogła rozpocząć remont drugiego skrzydła hotelu
zaplanowany na początek lipca…
Zadowolona,
od razu po przybyciu do hotelu podbiegła do recepcji, gdzie siedziała Paula.
Podzieliła się z nią pozytywnymi wieściami, a przede wszystkim porażką Kacpra.
Wieczorem, razem z Anką i Gośką spotkały się w mieszkaniu tej ostatniej by ją
świętować. Jednakże pod koniec zgromadzenia, gdy przyjaciółki myślały że Hanka
wciąż przebywa w łazience, poprzez uchylone w pokoju drzwi, usłyszała jak
bardzo się o nią martwią.
-
Hania wciąż nie powiedziała skąd zdobyła pieniądze na prawnika i dokończenie
remontu, prawda?- To był głos Małgośki.
-
Nie. I prawdę mówiąc martwi mnie to. Nie chcę na nią naciskać, ale żaden bank
nie zaoferowałby jej więcej niż pięć tysięcy. A to starczyło zaledwie
wynagrodzenie prawnika.- Odpowiedziała jej Ania.
-
Więc co: jakiś parabank? SKOK?- Zasugerowała Paula.
-
Mam nadzieję, że nie: będzie musiała zwrócić drugie tyle.
-
Nie można jej po prostu spytać?
-
Pytałam. I udała, że tego nie słyszy.
-
Gdy Hania będzie chciała to nam powie.- Filozoficznie stwierdziła Gośka.
-
A jeśli wpędzi się w długi?
-
Nie jest głupia.- Zaprotestowała Anka.
-
Coś ukrywa, czuję to. – Westchnęła Paulina.- W dodatku nurtuje mnie jeszcze
jedna kwestia. Naprawdę nie zastanawia was co zaszło między nią a Kacprem że
nagle stał się taki nieugięty?
-
Zawsze był szują, wszystkie to wiemy.
-
Tak, ale…
Hania
zyskała dogodny momenty by podzielić się z przyjaciółkami informacją o źródle pozyskania
przez nią pieniędzy. I powiedzieć o jej ślubie, który miał się odbyć za niecałe
dwa tygodnie. Ale na samą myśl poddania się ich milczącej krytyce obleciał ją
strach. Stchórzyła więc po raz kolejny cichaczem wracając do łazienki, a potem
celowo robiąc hałas przy wychodzeniu z niej. Dzięki temu dała przyjaciółkom
znak, że muszą skończyć swoją dyskusje.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Hania
spędziła w swoim łóżku resztę popołudnia. Wyszła dopiero wieczorem by zamknąć
i rozliczyć hotelową kasę a potem pomóc w sprzątaniu po kolacji.
Przeprosiła panią Renatę za to, że trzy godziny spędziła w swoim pokoju przez
co ona musiała radzić sobie na sali jadalnej jednocześnie z obsługą i
gotowaniem. A potem walczyła z wyrzutami
sumienia gdy kucharka z troską zbyła jej słowa machnięciem ręki pytając czy
głowa już jej nie boli. Zmuszając się do uśmiechu podziękowała za tabletkę,
która jej „pomogła” i zajęła się sprzątaniem. Potem aż do późnego wieczora
prała w pralni i prasowała, choć nie było potrzeby by robić to akurat teraz.
Wszystko po to by zająć czymś swoje myśli.
Niestety
zajęte dłonie nie absorbowały również jej umysłu dlatego już wkrótce zaczęła
poddawać się wspomnieniom słów wypowiedzianych przez Huberta Skrzyneckiego.
Wiedziała, że wyjazd z nim jest teraz niemożliwy. I choć nie zamierzała
postępować melodramatycznie, nie widziała też potrzeby rozmowy z nim. Bo i co
można odrzec na swoje własne wcześniej wypowiedziane słowa? Jaki komentarz
wygłosić? Hubert pewnie by ją przeprosił zapewniając, że jest dla niego ważna.
Tylko co z tego? Czy przeprosiny zmieniały jego uczucia? Albo jej? Nie chciała
więc z nim rozmawiać. Zamiast tego tuż przed północą zakradła się do jego
pokoju podrzucając zwykłą białą kartę z jednym zdaniem. Wiedziała, że będzie
wiedział od kogo pochodzi.
Nie
mogę z tobą jutro wyjechać, przepraszam.
Nazajutrz,
w dniu wyjazdu Huberta, nie zjawiła się w jego pokoju ze śniadaniem. Wiedziała,
że to go może zmartwić i może jej szukać: dlatego już od rana pracowała w
jadalni by pomóc przy obsłudze gości hotelowych. Zdawała sobie sprawę, że tutaj
Hubert nie odważy się zejść.
Tuż
przed południem zauważyła nadejście menadżera Skrzyneckiego którego kiedyś
wzięła za jego ojca. Dłuższą chwilę przypatrywała mu się wiedząc, że już
niedługo zabierze stąd jej Huberta. Szkoda tylko, że on tak naprawdę nigdy nie
był jej.
Po
południu, zjawił się także pracujący dorywczo w hotelu Patryk i dzięki jego
beztroskiej paplaninie na chwilę zapomniała o tym, że jeszcze wczoraj sądziła
iż od dzisiaj rozpocznie w swoim życiu nowy etap, że oto znalazła osobę
która zdołała ją pokochać. Ale najwyraźniej miała w sobie jakąś skazę, coś co
odpychało od niej innych ludzi.
Nawet
własną matkę.
-
Hanka!- Usłyszała w pewnym momencie głos swojego przyjaciela sprzątając jeden
ze zwolnionych pokoi na piętrze.
-
Czego?- Burknęła przerywając szorowanie ramy łóżka. Nie miała pojęcia czym
została aż tak wybrudzona i chyba nie chciała wiedzieć.
-
W którym pokoju jesteś?!
-
W ósemce. Coś się stało?!
-
Tak, ktoś chce z tobą rozmawiać!- Spodziewając się, że chodzi o jakąś sprawę
niecierpiącą zwłoki Hania zdjęła jednorazowe rękawiczki i fartuszek
jednocześnie wychodząc ze sprzątane właśnie pomieszczenia. Dopiero tuż w progu
podniosła głowę do góry zauważając, że biegnie do niej Patryk. Ale jakieś kilka
metrów za nim…kilka metrów za nim kuśtykał Hubert.
Momentalnie
poczuła jak całe jej ciało się spina: na chwilę zastygła w bezruchu wpatrzona
w jego zbliżającą się postać z zaskoczeniem. Bo dlaczego wyszedł z pokoju?
Jak mógł znaleźć się na pierwszym piętrze?! Przecież…przecież dzisiaj
wyjeżdżał, więc nawet jak ktoś dowie się o jego pobycie tutaj będzie to
informacja bezużyteczna, uświadomiła sobie. A potem wpadła w panikę. Nie,
nie mogła z nim rozmawiać. Nie była na to gotowa. Nie chciała rozpaść się na
jego oczach, stać się obiektem jego litości…Dlatego gdy Patryk do niej dobiegł,
czym prędzej wepchnęła go do pokoju zamykając drzwi na klucz.
-
Co ty robisz, Hanka?
-
Nic.
-
Więc dlaczego zamknęłaś pokój?
-
Dlaczego go tutaj przyprowadziłeś?
-
Bo nalegał na rozmowę z tobą.- Wyjaśnił Patryk. Potem spojrzał na nią z
konsternacją.- Czy on ci coś zrobił?
-
Coś…- Powtórzyła cicho zdając sobie sprawę, że w jednym małym słowie można
zawrzeć tyle bólu.- Zależy co pod tym rozumieć.- W tym momencie oboje drgnęli
czując napór klamki z drugiej strony.
-
Hania, jesteś tam? Hej, dlaczego te drzwi są zamknięte?- Prychnął Hubert
uświadomiwszy sobie, że tamta dwójka zamknęła się w pokoju od środka. Ze złości
zacisnął wargi uderzając w drzwi pokoju dłońmi. Gdy nie odpowiedzieli na jego
pukanie wkurzył się jeszcze bardziej.- Wiem, że tam jesteście. I będę walił w
te drzwi dopóki ktoś mi nie otworzy. Chcę tylko pogadać, nic więcej.
-
Jezu, o co chodzi?- Pytał zmartwiony Patryk,
-
Nie otwieraj mu.
-
Hanka…
-
Nie otwieraj mu.
-
Słyszałaś co powiedział: będzie walił dopóki nie otworzymy. Czego on od ciebie
chce?- Jakby w odpowiedzi na wyszeptane przez Patryka pytanie rozległ się głos
Huberta z drugiej strony drzwi.
-
Co miała znaczyć ta wiadomość którą mi podrzuciłaś?! Tchórzysz, tak? Hanka!
-
O co mu chodzi? Jaka wiadomość?
-
Żadna.
-
Hanka…- Przez chwilę oboje milczeli wsłuchując się w coraz głośniejsze odgłosy
pukania i nawoływania przez Skrzyneckiego. W końcu Hania zmartwiła się potencjalnym
zgromadzeniem spowodowanym zainteresowaniem gości źródłem pochodzenia
tworzonych przez Huberta hałasów. Dlatego spojrzała na swojego przyjaciela ze
wstydem wyznając:
-
Obiecałam mu, że z nim wyjadę. Trochę flirtowaliśmy i chyba potraktował to zbyt
poważnie. Sam rozumiesz, że w takiej sytuacji nie mogę do niego wyjść.
-
Więc co mamy tu zrobić?
-
Ty do niego wyjdź.
-
Co?! Nie ma mowy.
-
Proszę, Patryk.- Szeptała Hanka.- Wymyśl coś co go zniechęci i tyle.
-
Jak tylko się wychylę on mnie rozszarpie. Jest wściekły jak tygrys.
-
Nie przesadzaj. Po prostu powiedz mu, że przepraszam, ale zmieniłam zdanie. Wymyśl
coś na Boga. Ja schowam się w szafie. Z góry dziękuję.
-
Hanka, jak możesz mnie z tym zostawiać? Hanka?!- Syknął Patryk przez chwilę
zbierając się w sobie. W końcu po odliczeniu do dziesięciu uchylił delikatnie
drzwi.
-
Przykro mi, ale Hania nie chce z tobą rozmawiać.- Zakomunikował dziwiąc się
samemu sobie, że głos nie drży mu ze strachu. Bo już samo spojrzenie
dwumetrowego siatkarza napędziło mu stracha.
-
Co ty nie powiesz? Tego sam zdążyłem się domyślić. A teraz zjeżdżaj chudzielcu.
-
Huhubert!- Zająkał się Patryk widząc jak Skrzynecki wyciąga dłoń by otworzyć
drzwi do końca.- Proszę daj jej spokój.
-
Dam jej spokój jak ze mną pogada.
-
Rany, nie zmuszaj mnie do tego bym…
-
Byś co?- Spytał prowokująco Hubert zerkając z góry na chudziutkiego, niższego
od niego o ponad dwadzieścia centymetrów blondyna, który strach miał
wypisany w całej zgarbionej postawie. A mimo to blokował mu sobą wejście do
pokoju. Miał tupet.
-
Bym…bym ci…coś wyznał.
-
Zamieniam się w słuch. Tylko się streszczaj.- Zażądał ironicznie Hubert. Patryk
natomiast przełknął głośno ślinę milcząc przez kilka sekund usiłując coś
wymyśleć. Niestety siatkarz zniecierpliwił się szybciej.
-
Twój czas już minął: odsuń się albo sam cię odsunę.
-
Dobra, stój. Chodzi o to, że…że Hanka…myślisz, że jesteś pierwszym turystą
którego poderwała?- Wydukał w końcu Patryk. Na szczęście Hubert przestał
usiłować dostać się do pokoju. Dlatego Patryk kontynuował:- Wiem, że jako jej chłopak
nie powinienem tego tolerować, ale dopóki jej spotkania z gośćmi Oazy spokoju ograniczają
się tylko do niewinnego flirtowania…
-
…jesteś jej chłopakiem?!
-
No…tak.- Przyznał Patryk a potem jęknął gdy dłonie Skrzyneckiego zacisnęły się
na jego bawełnianej koszulce wyciągając go z wejścia do pokoju. Myślał, że
siatkarz utorował sobie w ten sposób drogę do Hanki, ale ku jego
nieszczęściu gdy drzwi się samoistnie domknęły, tamten przyparł go do nich
stanowczo. Chłopak zdążył jeszcze zobaczyć zaciekawioną twarz jakieś starszej
kobiety wyglądającej zza drzwi znajdujących się zaraz naprzeciwko. Szkoda
tylko, że nie kwapiła się by mu pomóc.– Przykro mi stary, ale jeśli Hania
obiecała ci, że z tobą wyjedzie, to były to kłamstwa na wyrost z którymi
ja nie mam nic wspólnego. Możesz mnie puścić?- Patryk nic nie mógł poradzić na
to, że w jego głos wkradły się błagalne tony. Nie miał pojęcia co zrobiłby
gdyby Skrzynecki go nie posłuchał, ale o dziwo chwilę później dotykał stopami
podłoża całkiem swobodnie.
-
Więc Hanka…ona często to robi?- Przez moment Patryk nie miał pojęcia o co
chodzi Hubertowi, ale potem gwałtownie skinął głową.
-
Tak, niestety.
-
A ty to tolerujesz?
-
No…tak.
-
Co z ciebie u diabła za facet?
-
Ja…ją kocham. I wiem, że ona mnie też bo zawsze do mnie wraca. To nie jej wina,
że robi takie wrażenie na facetach. Poza tym nie sądziłem, że ty też się dasz
na to złapać. W końcu jesteś taki światowy. No i po twoich doświadczeniach z
tamtą zamężną aktorką…już nic nie mówię.- Obiecał Patryk widząc, że swoją
paplaniną na nowo rozbudził w rozmówcy złość. Ale jej prawdziwą przyczyną była
świadomość, że Patryk nie kłamie. Bo skąd inaczej wiedziałby co obiecała mu
Hanka? Musiał wiedzieć to od niej.
-
Spotykała się teraz z kimś jeszcze oprócz mnie?
-
Wydaje mi się, że nie, nic takiego nie wspominała.
-
Nie wspominała? – Spytał sarkastycznie Skrzynecki.- Zastanawiam się który z nas
dwóch jest większym idiotą.
-
Jaa myślę… -Zaczął Patryk, ale nie dokończył zdania nie wiedząc jak z tego
wybrnąć. W końcu gdyby powiedział, że Hubert: siatkarz pewnie dałby mu w
twarz. Ale wskazując na siebie potwierdziłby tym samym, że oboje są idiotami.
Biedząc się nad tą myślą, zwilżył usta językiem. Na szczęście Hubert chyba nie
oczekiwał odpowiedzi, bo odwrócił się na pięcie i zaczął iść korytarzem w
kierunku schodów. A Patryk odetchnął z ulgą. Potem wrócił do pokoju.- Możesz
wyjść, Hanka. Chyba go spławiłem.
Hubert
natomiast szedł korytarzem czując się jakby nagle ktoś powiedział mu, że nie
jest Hubertem Skrzynecki tylko zupełnie inną osobą. W myślach przypominał sobie
zachowanie Hanki w niektórych sytuacjach, jej niepewność, unikanie śmielszych
pieszczot czy udawaną niewiedzę na temat jego tożsamości…Do diabła jak mógł być
taki głupi?! Przecież już na początku sklasyfikował jej zachowanie nazywając je
małomiasteczkowym flirtem. Dlaczego później zmienił zdanie? Dlaczego tak łatwo
dał się zwieść małej kokotce, która w duchu się pewnie z niego śmiała? Ale
zrobiła z niego kretyna udając niewiniątko. W rzeczywistości natomiast
była wiejską wersją femme fatale. A on po raz kolejny dał się nabrać: najpierw
Klarze, a potem jej.
-
Gdzieś ty był, Hubert? Mówiłem ci, że musimy wyjeżdżać natychmiast.- Gdy
Skrzynecki zjawił się w swoim pokoju hotelowym, Staszek którego tam zostawił od
razu go zrugał.
-
Przepraszam, musiałem jeszcze coś załatwić.
-
Okej, ale teraz się streszczaj. Umówiłem ci zdjęcie gipsu na dziewiętnastą, a mamy
szmat drogi przed sobą i mogą być korki. Jesteś już gotów?
-
Tak.- Potwierdził lakoniczne. I pomyśleć, że jeszcze chwilę wcześniej był w
siódmym niebie, gdy trener zdradził mu niespodziankę o której wspominał podczas
rozmowy telefonicznej.
Dziecko
które nosi Klara nie jest twoje: do ojcostwa przyznał się niejaki Krzysztof
Markowski, który był jej drugim kochankiem w tym okresie. Był gotowy wyznać to
w wywiadzie, który ukarze się już jutro. Naturalnie za moją namową i drobną
opłatą: to dlatego przełożyłem swój przyjazd z wczoraj na dziś. I chociaż pani
Zawadzka nie zgodziła się na wykonanie badań prenatalnych, jej lekarz zgodził
się oficjalnie potwierdzić, że wcale nie jest w czwartym miesiącu ciąży tylko w
piątym! Rozumiesz? A to znaczy, że nawet cię jeszcze wtedy nie znała, więc nie
mogła zajść w ciążę z tobą! Później oczywiście badania DNA po urodzeniu dziecka
potwierdzą to definitywnie, ale na razie…Chłopie, jesteśmy uratowani! Pilarczyk
cię odwiesi: oficjalnie zrobi to jutro. A media zrehabilitują cię do pozycji
młodego naiwnego siatkarza, który zakochał się w fatalnej kobiecie, która próbowała
go wykorzystać wrabiając w dziecko. Każdy będzie ci współczuć i znowu
będziesz mógł cieszyć się dobrą prasą. A my ostro musimy brać się do roboty i
powrotu do formy jeśli chcemy byś w najbliższych mistrzostwach pokazał na
co cię stać. Gdy będziesz się wyróżniać na boisku zyskasz jeszcze większy
pozytywny rozgłos.
-
Co cię ugryzło?
-
Nic, jedźmy już. Pomożesz mi z tymi walizkami?- Słysząc tak wypowiedzianą
prośbę menadżer spojrzał na swojego podopiecznego z niedowierzaniem.
-
Na pewno w porządku?
-
Tak.- Powiedział bezmyślnie Hubert przypominając sobie szeroki uśmiech Hanki,
ich pierwszy pocałunek, rozmowę. To jak opowiadała mu o górskich legendach, jak
oglądali filmy, dyskutowali o książkach. To jak grali w co wolisz albo jak
uczyła go tańca krzesanego.
Nie, nie, nie: nic o sobie nie mów: to że nie znam
prawdy jest ekscytujące samo w sobie bo moja wyobraźnia nie zna granic.
Nigdy dotąd się nie całowałam i chyba trochę
spanikowałam
- Naprawdę chcesz ze mną być?
- A kto by nie chciał?
No właśnie: kto by nie chciał. Ciekawe ile już takich
propozycji dostała od naiwnych młodzieńców, których zauroczyła. Ciekawe ilu z
nich podziwiało jej pieprzyk w kształcie serca i duże usta.
I ciekawe ilu z nich zdołało o niej zapomnieć.
OBECNIE
Czas
mijał szybko i prawie cztery tygodnie od wyjazdu Huberta z Oazy minęły jak z
bata strzelił, a termin ceremonii ślubnej zbliżał się nieubłaganie. W minionym
tygodniu narzeczeni kontaktowali się zaledwie raz, gdy Hubert wysłał Hannie
pocztą srebrny pierścionek z krótkim listem zwierającym prośbę o jego przymierzenie,
ponieważ jej obrączka ślubna będzie miała dokładnie taki sam wymiar. „Próbny”
pierścionek pasował idealne, ale jednocześnie był przypomnieniem, że już za
kilka dni jej stan cywilny ulegnie zmianie. Hubert natomiast znowu odłożył swój
przyjazd ze względu na jakieś zobowiązania zawodowe. Ponieważ działo się to po
raz trzeci, ich żart o spotkaniu się dopiero w dniu ślubu stawał się coraz
bardziej prawdopodobnym scenariuszem. W dodatku spowodował on, że Hania zaczęła
mieć pewne wątpliwości. Może Skrzynecki stchórzył? Może dotarło do niego jak
szalona była jego propozycja i ich ślub wcale się nie odbędzie? Kobieta
wmawiała sobie, że dla niej także byłoby to korzystne rozwiązanie: ona przecież
była gotowa wywiązać się ze swojej części umowy i za niego wyjść, więc nie
byłoby mowy o zwrocie pieniędzy które jej dał. Ale w głębi ducha na wieść
o tym że mogłaby zostać porzucona czuła niepokój. Ponadto skoro ślub miał się
odbyć za kilka dni musiała w końcu o tym fakcie powiadomić świadków. I kupić
jakąś sukienkę. Nie wiedziała nawet czy powinna wyglądać bardzo strojnie czy
też nie: ślub miał być co prawda tylko szybką formalnością, ale może to i tak
nie zwalniało z obowiązku zachowania elegancji? Cholera, gdyby miała
odwagę powiedzieć przyjaciółkom prawdę, mogłaby uzyskać odpowiedź choć na część
nurtujących ją pytań. Wiedziała, że nawet gdyby zrobiła coś bardzo złego i
wyrachowanego nigdy nie powiedziałyby tego w sposób złośliwy i bolesny,
ale…
…ale
sam potępiający wzrok byłby dla Hani nie do zniesienia.
To
dlatego stchórzyła i na dwa dni przed ślubem poprzez wiadomość tekstową
poinformowała Huberta, że z powodu natłoku obowiązków w hotelu, będzie lepiej
jak sama dojedzie pod wskazany urząd w dniu ślubu razem ze świadkami. Dzięki
temu dzień przed poprosiła ich o pomoc w pewnej urzędowej sprawie, a po co tam naprawdę
przyjadą dowiedzą się już na miejscu. Wiedziała, że to najgorszy możliwy rodzaj
tchórzostwa, ale nie mogła przemóc się by powiedzieć prawdę już teraz.
Jej
narzeczony zaakceptował tę nietypową prośbę w duchu zastanawiając się czy Hanka
nie robi tego by nie zjawić się w urzędzie. Powinien być z nią na miejscu, od
samego początku bo doskonale wiedział że czas tylko pogłębi jej wątpliwości, myślał
spędzając kolejną bezsenną noc w swoim mieszkaniu. Zamiast tego zaraz po
wyjeździe z Oazy spędził ponad tydzień w Paryżu znosząc fanaberie własnej
matki, która poznała jakiegoś Francuza, któremu koniecznie musiał pomóc w
rozwinięciu jego biznesu. Oczywiście pomoc miała się ograniczać wyłącznie do
kwestii finansowej. O ile mógł zrozumieć własną rodzicielkę o tyle tupet
nieznanego mu faceta wprost go zadziwiał: jak można prosić o pożyczkę syna
kobiety poznanej kilka dni wcześniej? Czyżby liczył na to, że głupota bywa
dziedziczna i szczęśliwy Hubert wręczy mu wskazaną kwotę? Zamiast tego
porządnie zrugał i nastraszył podobnego mu wiekiem karierowicza przez co ten
zakończył związek z jego matką. I oczywiście to on był wszystkiemu winien,
jakżeby inaczej. Zamiast tego stracił osiem dni na zmuszenie matki do powrotu,
która zabunkrowana w swoim pokoju nie chciała opuścić francuskiej stolicy.
Naprawdę powinien ją tam zostawić odbierając dostęp do swojego konta co
skutecznie nakłoniłoby ją do powrotu, ale wciąż czuł się odpowiedzialny za
swoich rodziców, wciąż pamiętał ile im zawdzięcza. Dlatego pokonując frustrację
znosił dziecinne zachowanie matki na koniec zgadzając się na to by spędzić z
nią ostatni dzień w Paryżu.
-
Dawno nie byliśmy razem na wakacjach.- Powiedziała stosując szantaż
emocjonalny.- Odkąd stałeś się sławny zapominasz o swojej starej matce.
Szkoda
tylko, że ona o tym nie zapominała bez skrupułów wydając jego pieniądze i publikując
zdjęcia na portalach społecznościowych z nim roli głównej bądź udzielając
wywiadów. Nie zapytała nawet co u niego słychać.
Po
powrocie do kraju, Hubert pojechał do Wrocławia celem dopełnienia wszelkich
formalności ślubnych. Zaraz potem musiał załatwić także kilka pilnych spraw ze
swoim menadżerem. Ponadto jedna z jego inwestycji jaką był wynajem mieszkania
okazała się wymagać jego ingerencji. Początkująca aktorka która je wynajmowała
urządzała tam głośne imprezy jak się okazało nie tylko z suto zakrapianym
alkoholem na które skarżyli się sąsiedzi, ale również różnorodnymi używkami. Stąd
Adrian sugerował mu rozwiązanie współpracy. To jednak wymagało osobistego
przyjazdu Huberta do Poznania gdzie mieścił się budynek i podpisania
wypowiedzenia umowy. A potem załatwienie wszelkich formalnych spraw. Na
szczęście aktorka nie robiła żadnych problemów, co było niewątpliwym plusem
całej sytuacji. Ostatecznie poczekał również na wprowadzenie się nowego
właściciela oraz podpisanie z nim dokumentów najmu: w ten sposób stracił
kolejny tydzień. Kolejne dwa minęły na zobowiązania zawodowe takie jak nagranie
spotu dla sponsorów kadry oraz zdjęcia w reklamie odzieży sportowej.
Hubert lubił tę markę mimo iż nie była bardzo popularna, stąd zgodził się na
zostanie ich twarzą. W przeciwieństwie do innych celebrytów nie znosił
reklamowania czegoś czego nie cierpi bądź nawet nie używa. Pewnie gdyby jego
sytuacja finansowa zrobiła się rozpaczliwa ugiął by się występując nawet w reklamie
na hemoroidy, ale na razie miał ten luksus, że mógł sobie pozwolić na
wybrzydzanie. Chociaż niezaprzeczalnie teraz był na to ostatni dzwonek: był
pewny, że za dwa miesiące nikt nie będzie chciał zaoferować mu reklamy nawet w
spocie maści zwalczającej ból tyłka.
W
ostatnim tygodniu przed ślubem spotkał się również z trenerem, nie mogąc już
dłużej odkładać rozmowy, którą musiał przeprowadzić. Ale bał się, że może sobie
z nią emocjonalnie nie poradzić. Dlatego potwierdzając przełożenie spotkania z
przyszłą żoną do dnia ślubu, przedtem odwiedził jeszcze swojego starego
przyjaciela.
Staszek
Wańka był nie tylko jego dawnym menadżerem, ale i mentorem oraz kimś w rodzaju
ojca, bo znał go lepiej niż ten prawdziwy. Dlatego to jemu pierwszemu wyznał
prawdę o swoim stanie zdrowia jeszcze przed wyjazdem wakacyjnym z kumplami:
staruszek wówczas wspierał go i namawiał go na szczerą rozmowę z trenerem na
którą jednak do tej pory Hubert się nie zdecydował. Dopiero teraz powiadomił
rozmówcę, że zamierza to zrobić. Wyznał mu też coś jeszcze.
-
Żenię się w tę sobotę.
-
Co?
-
Biorę ślub. Mówię ci o tym w tajemnicy, bo moja przyszła żona nie chce aby
prasa o nas wiedziała. Nie zapraszam żadnych gości poza świadkami.
-
Czyżbyś ty i Kinga…?
-
Nie, rozstaliśmy się definitywnie. Moją przyszłą żoną zostanie Hanna.- Staszek
słysząc to podjechał w stronę Huberta wózkiem, na których poruszał się od czasu
udaru i związanych z nim konsekwencji. Spojrzał na niego bacznie.
-
Nie przypominam sobie byś kiedykolwiek wspominał to imię.
-
Bo nie wspominałem. Spotkałem ją w hotelu w którym zatrzymaliśmy się z
chłopakami w czerwcu.- Powiedział Hubert nic sobie nie robiąc z pytającego
spojrzenia rozmówcy. Do tej pory nikomu nie wyznał, że sześć lat temu spotkał
dziewczynę z którą chciał zamieszkać, w której się zakochał. Hanka była
jego wstydliwym sekretem skrywanym tak głęboko, że nigdy nie wspomniał o niej
nawet Staszkowi. No, może wiedzieli o tym wyłącznie jego dawni „przyjaciele”,
ale nie widział Zbyszka i Czarka od ponad pięciu lat. Sławek za to od czasu do
czasu lubił o sobie przypomnieć w jakiejś plotkarskiej gazecie czy na wydarzeniach
kulturalnych czerpiąc trochę splendoru od popularnych znajomych, którymi się
otaczał. Wiedział jak dobry można z tego zrobić użytek. Hubert na szczęście po
czasie zdał sobie z tego sprawę i odgrodził od takich „przyjaciół”. Ich
ścieżki nie krzyżowały się więc zbyt często. Zwłaszcza, że nigdy nie zapomniał
co tamten zrobił Ewie.
-
Rozumiem, że nie chcesz powiedzieć nic więcej?
-
Nie. Powiem tylko tyle, że to nie jest kobieta która omotała mnie swoim czarem
zmuszając do oświadczyn. Po prostu chcemy sobie wzajemnie pomóc i tyle. Jeśli
się uda to świetnie, a jeśli nie cóż…jeśli nie oboje pójdziemy potem swoją
drogą.
-
Ufam twojemu zdaniu synu, ale nie byłbym sobą gdybym nie spytał: czy to nie może
zaczekać? Ślub po niespełna dwóch tygodniach znajomości?
-
Ludzie w Las Vegas pobierają się po jednej dobie.
-
I dlatego zmieniono te procedury. Poza tym, Polska to Las Vegas. No i mam
uzasadnione podejrzenie, że popełniasz to szaleństwo bojąc się, iż po
zakończeniu sportowej kariery nie będziesz miał co ze sobą począć.
-
Gdyby tak było wybrałbym kogoś innego, kogo znam dłużej: choćby Kingę. I wiesz
jak szanuję twoje zdanie, ale nie chcę dłużej kontynuować tego tematu. Po
prostu chciałem żebyś wiedział a nie próbował mnie ostrzec. Na to już za późno.
-
Jak chcesz. Odwiedźcie mnie w takim razie ze swoją żoną skoro ślub ma odbyć się
bez gości. Chętnie poznam twoją wybrankę.
-
Jasne, na pewno tak zrobimy. A jak ręka? Dalej boli?
-
Tak, ale bóle nie są szczególnie dokuczliwe. Starość nie radość jak to mówią…- Odpowiadając
na pytanie odnośnie swojego stanu zdrowia, pan Wańko nie mógł oprzeć się wrażeniu,
że Hubert zrobił celowo zmienił temat. Bo wiedział, że popełnia błąd i nie
chciał tego słyszeć z ust kogoś innego. Staszek złościł się na siebie w duchu
za własną nieporadność. Chłopak był dla niego jak syn, ale nie był na tyle
głupi by wierzyć że to wystarczy. Gdyby zaczął go teraz strofować, Hubert
mógłby wyjść i już nigdy nie wrócić. A do tej pory jako jedyny miał przywilej
poznawania najgłębszych tajemnic dawnego podopiecznego. Bał się jednak, że
przez swój egoizm nie zapobiegnie nieszczęściu. Był więcej niż pewny, że takie
szaleństwo nie może zakończyć się dobrze
dla żadnej ze stron. Niestety nie mógł nawet nikogo powiadomić, choćby obecnego
menadżera Huberta, bo straciłby jego zaufanie. To była patowa sytuacja, która
wprawiała go w irytację jeszcze na długo po wyjściu Skrzyneckiego.
Dzień
później, kierując się na spotkanie z trenerem Pilarczykiem, Hubert czuł
wewnętrzną niechęć. Uzbrojony w dokumenty, układał sobie w głowie rożne
monologi. Każdy jednak wydawał mu się być nieodpowiedni, zawierając jakąś skazę.
Gdy dotarł do biura wciąż nie wiedział dokładnie jakich słów użyje by wyznać
prawdę o swoim stanie zdrowia. Ten problem jednak szybko wywietrzał mu z głowy
gdy wchodząc do środka zauważył duże zamieszanie. Widząc wśród ludzi
czekających w holu dwóch kolegów z boiska, podszedł do nich i po szybkim
przywitaniu, spytał;
-
Co to za zgromadzenie?
-
Żona Staśka miała zawał.- Wyjaśnił mu jeden z siatkarzy.
-
O matko, kiedy?
-
W zeszłym tygodniu. To dlatego spotkanie z drużyną jest przesunięte. A sam
trener nie przyjmuje. Dziś gazety się o tym dowiedziały i jak można się było
spodziewać już próbują wykreować nową sensację. Ale z tego co wiem stan Kryśki
jest stabilny. A ty gdzie się podziewałeś? W zeszłym tygodniu oblewaliśmy w
całym składzie początek nowego sezonu. Brakowało tylko ciebie ze stałego
pierwszego składu.
-
Sory, przez ostatnie kilka tygodni byłem nieźle zalatany. Ale pogadamy innym
razem, teraz też się spieszę. Możesz zostawić to sekretarce Pilarczyka i
poprosić żeby mu to przekazała gdy znów zacznie pracować?
-
Jasne.- Mrugnął tamten odbierając od Huberta kopertę z lekarskimi badaniami i
opinią o jego stanie zdrowia. Gdy trener się z nią zapozna, nie będzie
miał żadnych wątpliwości co do możliwości kontynuowania jego dalszej kariery
zawodowej. I rozmowa wcale nie będzie potrzebna. Pozbywszy się tego ciężaru,
Hubert z ulgą opuścił budynek.
Trzy
dni później, ubierając się w swój najelegantszy garnitur, wciąż nie mógł
uwierzyć w to co stanie się za kilka godzin. Po raz kolejny sprawdzając czy
wziął niezbędne dokumenty i obrączki, wyszedł z mieszkania. I choć ślub
miał być o piętnastej tuż przed zamknięciem urzędu, wolał zjawić się na miejscu
dużo wcześniej. Czekała go przecież czterogodzinna podróż podczas której mogło
się wiele wydarzyć. Co jeśli będzie miał niewielką stłuczkę? Albo ktoś jej
doświadczy blokując wyjazd z głównej drogi? Nagle czarne scenariusze, których
wcześniej nawet nie brał pod uwagę, zaczęły napływać mu do głowy. Do tej pory
jego największym problemem była możliwa dezercja przyszłej panny młodej. A
teraz na dodatek ze stresu zaczęła boleć go głowa. Tak jak i wszystkie mięśnie.
Po jaką cholerę wczoraj spędził w siłowni ponad dwie godziny? Dawno nie
serwował sobie takie wycisku, więc mógł się domyśleć że ciało zaprotestuje.
Jeszcze tego by brakowało by podczas pierwszej wspólnej nocy z Hanką, na którą
czekał ponad sześć lat się nie popisał…
Tłumiąc
jęk, zły na siebie samego, wsiadł do auta. I nawet powolne ballady, które
włączył w radio zamiast go uspokoić, tylko jeszcze bardziej rozdrażniły.
Teraz już rozumiał tych wszystkich przyszłych mężów z filmów, którzy
zachowywali się jak idioci. On też się właśnie tak czuł. W dodatku cały czas
gdzieś z tyłu głowy czaiła mu się myśl, że Hanka nie zjawi się na miejscu.
Nie
miał pojęcia to wtedy zrobi.
Wbrew
obawom, dojechał do Wrocławia zgodnie z założonym planem, więc miał jeszcze
czas na zjedzenie pierwszego posiłku tego dnia, bo rano nie był głodny.
Niestety w knajpie którą wybrał klimatyzacja radziła sobie zdecydowanie za
słabo. Po zdjęciu marynarki, Hubert i tak czuł że się poci. A może to były
nerwy? I czy dźwięk który przed chwilą usłyszał nie był przypadkiem odgłosem
upadku obrączek na posadzkę?
-
Ja pierd…
-
Co podać?- Młoda kelnerka, rozbawiona niedoszłym przekleństwem spojrzała na
niego gdy akurat w panice rzucił się by uratować obrączki kucając pod krzesłem.
To sprawiło, że Skrzynecki też się uśmiechnął wychylając się zza stołu.
Przedtem jednak stuknął głową o jego kant. Super.
-
Przepraszam, coś mi wypadło.- Wytłumaczył się mocno ściskając zgubę w dłoni.
Jakim cudem pierścionki wypadły z pudełka?!
Około
piętnastej wszedł do urzędu wchodząc na drugie piętro. Nigdzie nie zauważył
Hanki. Jeszcze godzina, uspokajał sam siebie. Ma jeszcze dużo czasu. Tyle, że
gdy co chwila zerkał na zegarek wpadł w pułapkę coraz wolniej płynącego czasu w
jaką wpada większość osób na coś czekających. Sekundy zdawały mu się ciągnąć
niczym minuty. Dodatkowo zdenerwowanie negatywnie wpływało na jego fizyczne
samopoczucie. Czuł, że zbiera mu się na wymioty. Co jeśli zamówiona ryba w
knajpie była nieświeża, pomyślał. Jeszcze tego mu tylko brakowało…
Gwałtownie
wstając z krzesła na korytarzu, poszedł do łazienki. Po opłukaniu twarzy zimną
wodą poczuł się trochę lepiej. Znowu spojrzał na zegarek. Zostało dwadzieścia
pięć minut. A zgodnie z wymogami urzędników, przyszli państwo młodzi wraz
ze świadkami powinni zjawić się na pół godziny przed ceremonią…No, teraz miał
pełne prawo się już denerwować, pomyślał z wisielczym humorem wychodząc z
toalety. Idąc korytarzem pod właściwy pokój, zauważył z oddali kilka postaci.
Serce zabiło mu szybciej, bo jedną z nich mogła być Hania. I gdy w pewnym
momencie czarna plama odwróciła się, doskonale rozpoznał w niej swoją przyszłą
żonę.
-
Hanka.
Przerwać w takim momencie?! Nie mogę doczekać się następnej części :) Między tą dwójką jest tyle niedomówień, tyle niewypowiedzianych słów,że należy im się szczera rozmowa, która wyjaśni wszystkie nieporozumienia. A później muszą zacząć wszystko od nowa. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńKiedyś dojdą ze sobą do ładu, chyba że coś mi strzeli do glowy i znowu namące 😂 bo prawdę mówiąc przyszedl mi wczoraj do glowy jeszcze nowy pomysł/watek.
UsuńJak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie? Czekanie na kolejny to będzie katorga ;) Jestem ciekawa, czy to, że ich obrączki spadły na ziemię, to jakiś zły znak. Czy to oznacza, że Hania i Hubert nie będą mogli się dogadać, czy, że Kacper skutecznie zatruje im życie? Czekam niecierpliwie, jak zawsze zresztą, na odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńNie, spadek obrączek miał tylko pokazywać zdenerwowanie Huberta. Akurat tutaj nie było żadnej głębszej symboliki (przynajmniej tej przemyślanej) z mojej strony.
Usuń