Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 maja 2020

Druga szansa: Rozdział XV


Zgodnie z rozmową telefoniczną, Hania zjawiła się u przyjaciółki tuż po godzinie dwudziestej. Ania jak można było się spodziewać jeszcze pracowała, więc drzwi otworzył Staś, jej trzyletni syn. Za nim stał Igor, który po zaproponowaniu czegoś do picia zaprowadził gościa do gabinetu żony.
- Mnie wiecznie strofujesz, że za dużo pracuję, a sama co robisz?- Zażartowała tuż w progu.
- Cześć, już ósma? Rany, za każdym razem mówię spóźnialskim, że ostatni raz przyjmuję dokumenty po terminie. I tak już chyba od dwóch lat. Napijesz się czegoś?
- Tak, herbaty którą przygotowuje mi już pewnie Igor.
- Świetnie. Mam nadzieję, że zrobi i mi.- Uśmiechnęła się Anna wstając od biurka, zdejmując okulary i prostując nogi. Jęknęła cicho gdy poczuła mrowienie w palcach. Czasami zamiast „przyjemnej” pracy za biurkiem wolałaby fizyczne zmęczenie na świeżym powietrzu. Wtedy przynajmniej wiedziałaby od czego jej kręgosłup już szwankuje.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę o tak późnej porze.- Zaczęła Hania.- Teraz widzę jakie to było głupie. Powinnaś spędzić ten czas z mężem i synem a nie…
-…Hej, chcę ci pomóc. Nawet jeśli nie zawdzięczałabym ci licznych dni podczas których opiekowałaś się Stasiem gdy ja musiałam zająć się swoimi klientami, a Igor pracował. Albo gdybyś dyskretnie nie polecała usług mojego biura swoim gościom. Jesteś moją przyjaciółka i zawsze możesz na mnie liczyć.- W geście potwierdzenia, Ania podeszła do Hani i uścisnęła jej dłoń. Ta odwzajemniła uśmiech czując, że znowu łzy napływają jej do oczu.
- Nie mów mi takich rzeczy.- Zaśmiała się.- Dzisiaj uniknęłam płaczu podczas rozmów z wieloma osobami, nawet Kacprem. A teraz wszystko wskazuje na to, że przez twoje słowa otuchy nie dam rady.
- Hej, co się dzieje?- W odpowiedzi Hania pokręciła głową.
- Nic takiego. Po prostu…po prostu zbyt wiele rzeczy spadło na mnie nagle. I chyba zbyt wiele sobie wyobraziłam. Ale dość o tym: teraz chcę skupić się tylko na hotelu.
- Jasne.- Zgodziła się niepewnie Anna. Wiedziała, że nie ma sensu maglować Hanki o coś, czego nie chce powiedzieć. Od dzieciństwa była bardzo skryta i pomimo wielu lat przyjaźni to się nie zmieniło.- Skoro tak to powiem ci czego się dzisiaj dowiedziałam i przeczytałam. Gdy szybciej zaczniemy, szybciej też skończymy i będziemy mogły sobie pogawędzić. Ostatnio jakoś rzadko mamy możliwość niezobowiązującego spotkania by poplotkować.
Hania w dużym skupieniu słuchała słów Anny starając się z nich jak najwięcej zrozumieć i wywnioskować. Zadawała przy tym pytania, pytała o opinię. Jednak mimo pogodnego tonu z jakim przyjaciółka udzielała jej tych informacji, Hanna zaczęła dostrzegać swoją beznadzieję. Nie miała pieniędzy na walkę z Pięknisiem. Owszem, część Oazy należała do niej, ale większość i tak miał on. To oznaczało, że nawet w razie ugody łatwiej będzie mu sądownie uzyskać zgodę na jej spłatę niż odwrotnie. Pomijając przy tym fakt, że nawet jeśli jakimś cudem doszłoby do takiej sytuacji to i tak nie posiadała żadnych środków. Poza tym co się tyczy samej działalności, to hotel nie przynosił zysków, od dwóch lat praktycznie ledwie na siebie zarabiał. Gdy Kacper wysunie żądanie o zapłatę czynszu, w ciągu paru miesięcy nie będzie miała nawet na to by za niego zapłacić.
Jedyną szansą jaką dla siebie widziała, która niestety nie była zbyt etyczna (a którą zresztą doradzała jej Anka) był sabotaż. Powinna wszystko utrudniać Kacprowi: nie odbierać sądowych dokumentów jeśli takie będzie przesyłał, nie godzić się na zamknięcie działalności, nie wpuszczać więcej agenta wyceniającego nieruchomość. Tą drogą w ostatecznym rozrachunku i tak niewiele uzyska, ale przynajmniej zdobędzie czas. A jak twierdziła Ania, w międzyczasie wszystko może się zmienić. Do hotelu zacznie napływać więcej gości, czyli pieniędzy. Albo Kacper znudzi się tą walką. W końcu groził jej nie raz, zauważyła słusznie. Tyle, że ona nie widziała tej złości w oczach Jakubiaka którą Witwicka dostrzegła wczorajszego wieczoru: tej ostateczności.
Na chwilę przestając słuchać, Hania zaczęła się zastanawiać dlaczego Kacper akurat teraz spełnił w końcu swe groźby, którymi straszył ją tak wiele razy. I dlaczego tak szybko podjął kroki prawne. Co spowodowało, że w końcu wyrzucił z siebie żal jaki do niej miał i całą nagromadzoną latami niechęć? Nie byłaby też sobą gdyby nie zaczęła wyrzucać sobie własnych błędów. Powinni porozmawiać już wcześniej wyrzucając nagromadzone pretensje i żale, dokładnie tak jak zrobili to dzisiaj. Może jako dziecko była na to za mało dojrzała, ale już jako nastolatka…powinna poprosić go o szczerą rozmowę. Może wtedy zrozumiałaby o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. I może podświadomie nie postępowałaby tak jak mówił próbując niejako „ukraść” mu własną matkę, bo jej własna wydawała się kochać bardziej jego niż swoją rodzoną córkę.
I może teraz mogliby prowadzić Oazę w harmonii. Wspólnie. Na to było jednak już niestety dużo za późno.
Spędziła u Nowickich ponad dwie godziny z czego tylko prawie połowę przegadała na tematy związane z hotelem. Gdy omówiły z Anią ewentualny plan działania (chociaż Anka i tak wielokrotnie sugerowała Hani, że w jej sytuacji najlepiej byłoby zatrudnić prawnika z prawdziwego zdarzenia), tamta od razu zmieniła temat opowiadając o rowerku biegowym który kupiła dla Stasia oraz pokazując strój na bal przebierańców w żłobku. Hania co prawda nie widziała sensu w przebieraniu się tak małych dzieci, no może poza jednym: berbecie wyglądały przez to jeszcze rozkoszniej. Potem Anna spytała ją o rozwój sytuacji z Rafałem: na szczęście od szczegółowej odpowiedzi uchroniło ją wejście Igora, który właśnie uśpił syna. (Inna kwestia, że i tak nie miałaby czego przekazać: w końcu ze względu na obecną sprawę z Kacprem nie miała czasu na żadne spotkania.) Wtedy gawędzili wesoło (omijając drażliwe tematy dotyczące roszczeń Kacpra wobec Oazy czy wczorajszego zniszczenia dokonanego przez Włodzimierza Ignaczaka) już we trójkę a potem w piątkę, bo całkiem przypadkiem wpadli także Gośka z Patrykiem. Udało im się nawet namówić ją na dwa kieliszki wina, ponieważ goście zaoferowali się później odstawić ją i jej samochód pod hotel.
Taki wieczór niewątpliwie dobrze jej zrobił; Hania miała jednak świadomość że spotkanie nie było całkiem spontaniczne. W dodatku namawiano ją na picie wina jakby alkohol miał sprawić, że wszystkie jej problemy znikną. Chciałaby by było to takie proste.
- Dobra, już jesteśmy. Powiem ci, że mimo upływu lat świetnie prowadzi się tego twojego rzęchota.- Odezwała się Gośka niecałe trzy godziny później, chwilę po zgaszeniu silnika auta Hanny, gdy znalazły się już na parkingu hotelu. Dochodziło właśnie w pół do jedenastej.
- Staram się o niego dbać. Dzięki, Gocha.
- Drobiazg. Kiedyś ty wiele razy woziłaś moją pijaną dupę po imprezach, pamiętasz?- Spytała retorycznie uśmiechając się pod nosem.- Ależ to były czasy. No, gdzie ten Patryk? Zawsze się wlecze.
- Możesz wpaść jeszcze na chwilę do mnie na górę. Paula na pewno się ucieszy.
- I zatrajkocze mnie na śmierć pokazując suknie ślubne albo fryzury. Wystarczy, że spamuje mi to wszystko przez komunikator. Poza tym jest już zbyt późno. A mam sporo do uszycia.
- Jakieś duże zlecenie?
- Aha, sala weselna zamówiła nowe firany, według mojego pomysłu. Do tego obrusy.
- To świetnie.
- Zawsze wpadnie trochę grosza.- Westchnęła dziewczyna. – No, chyba w końcu dojechał.- Słysząc nadjeżdżający pojazd, obie wysiadły z auta. Po chwili okazało się, że zrobiły to niepotrzebnie, bo bus zdecydowanie nie wyglądał jak ford escord Patryka. Hania z łatwością go poznała, ale jej przyjaciółka zrobiła to dopiero widząc wysiadające z pojazdu męskie postacie trzy miejsca postojowe dalej. – O, czyżby to nasze wielkie gwiazdy?
- Cicho, jeszcze cię usłyszą. Wracajmy do samochodu.
- Ale po co? Chcesz się przed nimi ukryć?
- Dobry wieczór Hanno!- Męski głos sprawił, że o ucieczce nie mogło być mowy. Hania przyoblekła na twarz uśmiech tak jakby w ciemności ktoś mógł to zobaczyć.
- Dobry wieczór. Nie za późno na górskie wycieczki?- Zwróciła się do właściciela głosu, czyli Miłosza. Tyle dobrego, że nie musiała silić się na uprzejmości wobec Huberta na którego teraz nawet nie chciała patrzeć.
 - Biesiadowaliśmy trochę w lokalnej gospodzie. Nie będę ukrywał, że zrobiliśmy to tylko po to by uniknąć zainteresowania innych gości z powodu wypadku z Władysławem.
- Ha, nie wiedziałam że to się teraz tak nazywa.- Mrugnęła pod nosem Gośka nic sobie nie robiąc z syknięcia przyjaciółki. Zawsze była jednak bezpośrednia i nie bała się mówić co myśli.- Ja mówię na to dewastowanie albo ewentualnie niszczenie cudzego mienia.
- Gosia, proszę…
- Pani Małgorzata zdaje się mieć rację.- Tym razem uratować sytuację postanowił Adam wkładając w swoje słowa tyle czaru i przekory, że chyba nie można by więcej.- Należy nazywać rzeczy po imieniu. Władek po prostu narozrabiał. Ale zapewniam panią, że my przez resztę naszego pobytu nie zamierzamy.
- Nie? – Gośka złapała się pod boki stając w buńczucznej pozie co trochę zaczęło bawić Hanię.
- Gocha, daj już spokój panom. Ich przyjaciel zapłacił za zniszczenia z nawiązką. – Dokładnie w tym momencie zaczął nadjeżdżać samochód o czym najpierw świadczyły pojawiające się reflektory.- Oho, zdaje się, że jest już twój mąż.

- Gdybyś kochała ze swoją najlepszą przyjaciółką jednego mężczyznę: dajmy na to z tą całą Małgośką…
-…nigdy nie zakochałybyśmy się w tym samym mężczyźnie. Ona właśnie za moją radą zaczęła umawiać się z Patrykiem. A to mój przyjaciel i nie wyobrażam sobie żebym mogła darzyć go kiedykolwiek romantycznym uczuciem
- Pan Patryk zgadza się?- Wtrącił się Hubert przypominając sobie pewien epizod z przeszłości i przystępując dwa kroki na przód tak, że teraz Hanna mogła go lepiej zobaczyć pomimo panujących ciemności.- Mam na myśli pani męża.
- Tak, skąd pan wie?- Zdziwiła się Małgorzata wpatrując się w sportowca.
- Nieważne.- Ucięła temat Hanka nie wiedząc do czego właściwie zmierza Skrzynecki. Ale jak go znała z pewnością nie było to nic dobrego.- Tak jak już mówiłam, nie zatrzymujemy już państwa dłużej. Na recepcji jest Paulina, która poda klucze do pokoju.
- Oczywiście…
- Jasne…- Na twarzy Adama pojawiła się konsternacja. Bo skąd Hubert mógłby znać tego całego Patryka? Tylko Dominik zatopiony we własnych myślach nie zauważył niczego nadzwyczajnego w tej rozmowie. Z kolei Miłosz, znając więcej faktów i mając wiadomość, że jego przyjaciel spędził tutaj wakacje zrozumiał, że za przeszłością tutaj zgromadzonych kryła się jakaś historia. Nie miał jeszcze pojęcia jaka. Mimo to spojrzał stanowczo na Huberta po reakcji właścicielki dostrzegając, że być może przeciąga strunę. Wczorajszy czerwony ślad pozostawiony na jego twarzy też o czymś świadczył.
- Idziemy?
- Idźcie pierwsi, ja was zaraz dogonię. Przywitam się tylko z Patrykiem.- Odparł Hubert. Rębeckiemu nie pozostało więc nic innego jak skierować się z resztą kumpli do hotelu. Czuł, że źle to rozegrał, bo teraz nie mógł zostać by służyć ewentualną pomocą Hannie, ale gdyby został byłoby jeszcze gorzej. Nie omieszkał jednak na odchodnym dodać rozkazującym tonem:
- Okej, ale się pospiesz Hubert.
Przez chwilę cała trójka stała w ciszy patrząc na odchodzących mężczyzn. W tym czasie Patryk pogwizdując cicho kierował się w ich stronę. Ponieważ zauważył odchodzące postacie a Hubert oparł się o maskę swojego busa, nie dostrzegł go od razu.
- Sory laski, ale musiałem zatankować. Ktoś tu znowu wyjeździł całe paliwo nie racząc uzupełnić braku.- Z wyrzutem spojrzał na swoją żonę. Spojrzenie to nie było jednak pozbawione czułości.
- Zawsze znajdziesz jakieś usprawiedliwienie na swoją ślamazarność.- Odpowiedziała mu Gosia jak zwykle uszczypliwie, ale z mniejszą werwą niż zwykle. Dopiero to zwróciło jego uwagę. A także spojrzenie Hanki skierowane na coś znajdującego się po prawej stronie. Wtedy Patryk także tam spojrzał dostrzegając Huberta. Nie od razu go jednak poznał.
- O, nie zauważyłem pana. Dobry wieczór.
- Cześć Patryk.- Uśmiechnął się zdawkowo Hubert.
- Znamy się?
- Nie pamiętasz mnie?- Skrzynecki wyprostował się podchodząc do zaciekawionego mężczyzny.- Poznaliśmy się sześć lat temu. Hubert Skrzynecki.
- Rany, nie mówiłeś mi że poznałeś osobiście sławnego sportowca.- Nie mogła się powstrzymać Gosia. Tylko dzięki temu, że była podekscytowana nie zauważyła, że jej mąż sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego.
- Och…jakoś tak wyszło.- Odparł żonie Patryk. Potem spojrzał przelotnie na Huberta.- Dobrze cię widzieć. Jak leci?- Hubert nie był głupi żeby nie wyczuć nerwowości Patryka i Hanny: dobrze wiedział też skąd się brała. Jego żona najwyraźniej nie była świadoma przeszłości dwójki swoich przyjaciół, którą on znał. A przynajmniej tak mu się wydawało. W rzeczywistości natomiast Patryk Jemioła wciąż pamiętał dzień, w którym widział się z  Hubertem po raz ostatni a ten złapał go za koszulę patrząc nań morderczym wzrokiem. Dlatego teraz nie miał pojęcia jak się zachować. I co to kryć: trochę się go obawiał. Nigdy nie był fanem bójek i agresji fizycznej, a stojący przed nim dwumetrowy facet wyglądał na takiego, który umie mocno przyłożyć.
- Świetnie. Wprost świetnie. Z minuty na minutę coraz lepiej.
- Skończ wreszcie tę błazenadę.- Hanka zdecydowała się przerwać tę kuriozalną sytuację nawet jeśli wiązałoby się to z koniecznością rozmowy ze Skrzyneckim, której obiecała w sobie w duchu unikać. I pełnym pytań spojrzeniem Małgośki, która nie rozumiała dlaczego jej przyjaciółka zwraca się w ten sposób do sławnego sportowca który był przecież na dodatek jej gościem! Przecież niespełna kilka minut temu sama upomniała ją gdy strofowała zachowanie jednego ze znajomych tej zgrai. A teraz sama z tego powodu traktuje go chłodno i niegrzecznie? Nie potrafiła tego zrozumieć. Patryk na szczęście przytomnie skorzystał z chwilowej konfuzji żony szybko się żegnając i wpakowując ją do auta. Gdy odjechali, Hanna bez słowa zaczęła kierować się do hotelu.
- Ależ się ten cały Patryk zmienił: kiedyś był takim chudym patykiem.- W tonie towarzyskiej pogawędki zagaił Hubert nie zważając na szybki marsz Hani.- Ale w końcu sześć lat to szmat czasu. Wyglądają na szczęśliwych. Ciekawe co by się stało gdyby Małgosia się dowiedziała, że jej najlepsza przyjaciółka romansowała kiedyś z jej mężem. Na dodatek w tym samym czasie gdy oni się spotykali.
- Masz błędne informacje.- Rzuciła szybko Hania nawet na moment nie zwalniając kroku. Cholera, ile jeszcze do tej werandy obok której znajdowały się drzwi wejściowe?
- Czyżby? Pamiętam co mi mówiłaś. Sześć lat temu ta dwójka ze sobą chodziła. I sześć lat temu Patryk przyznał się do związku z tobą.
- A co cię to do diaska obchodzi? Pilnuj własnego nosa.
- Radziłbym ci trochę spuścić z tonu: gdybyś nie zauważyła to ja teraz rozdaję karty.- Tak aroganckie i teatralne stwierdzenie spowodowało, że Hania się zatrzymała odwracając w stronę Huberta. Może to przez późną porę albo wypite wino, ale nie zrozumiała o co chodzi Skrzyneckiemu.  Aż do tej pory.
- Jakie znowu karty? Myślisz, że to jest informacja którą możesz mnie szantażować albo coś wymusić? Więc proszę bardzo: droga wolna.- Niewłaściwie interpretując jej słowa odparł:
- Sądzisz, że tego nie zrobię bo nie wiem gdzie mieszkają ani w jaki sposób się z nimi skontaktować? Jakoś to zrobię. Nie mam przed tym żadnych skrupułów, uważam to nawet za dobry uczynek.
- Nie, po prostu mi to wisi.- Wizualizując sobie tę sytuację oczami wyobraźni widziała jak Gośka pokłada się ze śmiechu słysząc taką insynuację. Ale jak ktoś tak zepsuty jak Hubert Skrzynecki mógłby to zrozumieć? Jak mógłby uwierzyć, że przyjaźń między nią a Gosią trwa już ponad 15 lat i nigdy nawet nie została nadszarpnięta? Czy on w ogóle rozumiał czym jest zaufanie? Gdyby choć trochę ją znał zrozumiałby, że i ona w taki sposób nigdy by go nie nadwyrężyła. Tak właśnie wyglądała siła ich przyjaźni.- Gośka i tak ci nie uwierzy.
- Niezły z ciebie element, naprawdę. Zgrywasz nieśmiałe niewiniątko podczas gdy w rzeczywistości masz sporo za uszami.
- Dziwi mnie więc dlaczego w ogóle chce ci się marnować czas na rozmowę z kimś takim jak ja.- Odparła mu ironicznie.- Ja na przykład mając o tobie tak fatalne zdanie nie mam zamiaru przebywać z tobą nawet sekundę dłużej aniżeli to konieczne. Także pozwolisz, że teraz odejdę.
- A mnie dziwi takie stwierdzenie z ust kogoś, kto jeszcze wczoraj tak gorąco odwzajemniał moje pocałunki.- Wspomnienie tamtej sytuacji na nowo rozbudziło w Hani złość do samej siebie gdy przypomniała sobie co poczuła gdy sądziła że Hubert wyznawał jej w swoich słowach miłość. I po raz kolejny wyrzucała sobie w duchu swoją głupotę.
- Posłuchaj: miałam naprawdę ciężki dzień, a w ciągu minionych prawie trzech dób spałam mniej niż dziesięć godzin. Na dodatek zwaliło mi się na głowę parę rzeczy. Możesz chociaż ty dać mi dzisiaj spokój?
- Tylko dzisiaj? Do końca doby zostało nieco ponad godzinę także myślę, że powinienem dać radę.
- Aleś ty błyskotliwy.
- A ty napuszona. O jakich rzeczach mowa?
- Tylko to zapamiętałeś z mojej wypowiedzi?
- Mam wybiórczą zdolność słuchania. Więc?
- A co to cię właściwie obchodzi?- Prychnęła wiedząc, że on tak naprawdę ma to gdzieś. Celem Huberta było jednak przedłużenie tej rozmowy, która nie toczyła się tak jak powinna od samego początku. Zabawne było to, że przez pryzmat wspomnień pamiętał Hankę jako charakterną góralką, ale na pewno nie zadziorną czy niegrzeczną. solą w oku była dla niego świadomość, że traktowała tak tylko jego.
-  Bo ja wiem?- Spytał retorycznie wzruszając ramionami.- Może będę mógł ci pomóc.
- Najpierw mnie szantażujesz o potem oferujesz pomoc?
- Skoro to sprawi, że dzięki temu ze mną porozmawiasz…
- Nie sądzę. Musiałbyś znaleźć bogatego inwestora: najlepiej żeby był trochę ekscentryczny albo totalnie szajbnięty by włożyć kasę w miejsce, które rokuje nikłe szanse na dużą stopę zwrotu. I to możliwą dopiero po gruntownym remoncie. A może sam jesteś zainteresowany? Drugi warunek spełniasz z nawiązką.
- Szczerze mówiąc niespecjalnie. Nie inwestuję w branże hotelarskie.- Odparł jej Hubert domyślając się, że miała na myśli to miejsce, Oazę Spokoju. I ignorując oczywistą złośliwość zawartą w stwierdzeniu odnośnie stanu swojej poczytalności.
- Tak właśnie myślałam. Jak więc widzisz, z rozmowy nici: przykro mi. – Powiedziała ironicznie. Potem zaczęła iść po schodach w kierunku drzwi. I gdy już miała zamiar chwycić za klamkę usłyszała coś, co sprawiło że przystanęła.
- Nie inwestuję, ale mogę dać ci pieniądze. W ramach pożyczki. Bezzwrotnej pożyczki.- Gdy nic nie odpowiedziała jakby zastygając w bezruchu dodał:- Dobrze słyszałaś. O jakiej kwocie mówimy?
- Ty tak serio?- Spytała odwracając się w kierunku Skrzyneckiego patrząc na niego tak jakby nagle zaczął fruwać.
- Czemu nie?- Wzruszył ramionami.- Może masz rację i jestem szajbnięty bo ktoś normalny nie uganiałby się za kimś kto traktuje go tak jak ty mnie. Ale stać mnie. Poza tym lubię wyzwania. Rzeczy łatwe są zazwyczaj nudne.
- Rzeczy?
- Teraz ty czepiasz się kosmetyki słów udając błyskotliwą. Okej, niech będzie: osoby. Więc? Co powiesz na moją intratną propozycją? Przegadamy ją w jakimś spokojnym miejscu?
- To miejsce też spełnia te warunki.
- Jak chcesz. Zainteresowana?
- Raczej zaintrygowana. Bo serio: tak po prostu bez żadnych obwarowań dasz mi pieniądze?
- Tak. Pod jednym warunkiem. Chcę…chcę żebyś spędziła ze mną noc.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Hania przypatrywała się z uśmiechem chodzącemu po jej pokoju Hubertowi, którego pod nieobecność matki zaprosiła do swojego „mieszkania”. Zrobiła to nie tylko dlatego by przebywając w miejscu w którym ona spędziła wiele lat życia mógł poznać ją lepiej, ale przede wszystkim dlatego żeby w końcu mógł zmienić otoczenie. Biedak praktycznie nie opuszczał swojego hotelowego pokoju od ośmiu tygodni. Ona sama jako miłośniczka długich spacerów miałaby z tym olbrzymi problem.
Może było to nieco dziwne, ale czuła się niejako „obnażona” gdy Hubert wnikliwie przypatrywał się jej różnym drobiazgom: z racji miejsca w którym znajdował się jej „dom”, Hania raczej nie zapraszała tutaj koleżanek. Zazwyczaj najczęściej spotykały się u Sylwii lub Pauli, które to miały największe mieszkania.
Teraz na przykład, chłopak wpatrywał się kolejno w jej zdjęcia na którym spędzała wakacje ze swoimi przyjaciółmi. Albo dużemu kolażowi zdjęć zrobionemu dla niej przez  znajomych ze szkoły z okazji osiemnastych urodzin. Wypytywał przy tym kim dla niej są poszczególne  postacie na fotografiach. Potem dotknął dłonią rzędu książek pobieżnie wyłapując jej niektóre tytuły.
- Masz iście eklektyczny zbiór: zazwyczaj ludzie preferują określony gatunek książek a u ciebie jest i fantastyka, i dramat i autobiografie….Ale zaraz: nie ma żadnych poradników?
- Nie. To chyba jedyny gatunek literacki, którego nie znoszę. Ujdzie nawet groteska ale pseudo-bełkot? Uważam, że obecnie mamy duży kłopot z autorytetami.
- Czyżby?- Przeczuwając, że nieoczekiwanie rozpoczął kolejny temat do interesującej dyskusji spojrzał na Hanię z zaciekawieniem.
- Aha. Kiedyś byli nimi zazwyczaj ludzie mogący poszczycić się doświadczeniem życiowym, tacy jak rodzice albo którzy odnieśli sukces w jakieś dziedzinie czy ogólnie w życiu. Teraz może nim być każdy: aktor, byle celebryta, fikcyjna postać z komiksu czy nawet youtuber.
- Ja prawdę mówiąc nie widzę w tym nic groźnego. Wbrew pozorom uważam, że to nawet fajna sprawa. Bo jak autorytetem może być jakiś święty? Nie zrozum mnie źle, ale starać się postępować jak on jest dla przeciętnego człowieka niewykonalne. To raczej nie podlega dyskusji. Szybko się więc zniechęca, bo wie że to nierealne wymagania. Za to jakiś sławny sportowiec na przykład- to mówiąc Hubert żartobliwie puścił do Hani oko- który ma wady i też jest człowiekiem popełniającym błędy jak on sam…dla mnie to świetna sprawa.
- Pod warunkiem, że- po pierwsze- jest to ktoś rzeczywiście warty naśladowania. A po drugie- co wynika bezpośrednio z pierwszego-  nie nakładamy na siebie poszczególnych dziedzin życia biorąc przykład z takiego idola na każdej z nich. Bo ktoś może być rzeczywiście dobrym sportowcem, ale nie musi być dobrym człowiekiem. Albo jest świetnym ojcem, ale kompletnie nie radzi sobie ze sobą w życiu. Rozumiesz co chcę powiedzieć?
- Nie bardzo.
- Aktorka która pisze książkę o odchudzaniu, chociaż nie ma do tego merytorycznej wiedzy i kompetencji przez co może wpędzić kogoś chorobę, piosenkarka która wypowiada się na polityczne tematy nie mając o tym zielonego pojęcia nieświadomie wywierając wpływ na innych ludzi którzy za nią ślepo podążają, czy modelka która podważa zdanie fachowców i lata badań na temat medycyny zapewniając, że szczepionki powodują autyzm…Po prostu uważam, że to całe wywieranie wpływu jest niebezpieczne. Sama jako dziecko tego nie dostrzegałam, ale ponieważ mój ulubiony sok reklamuje ktoś kogo lubię chętniej sięgam po niego na sklepowej półce. A ponieważ jakaś gwiazda serialu twierdzi, że panterka idzie w odstawę też jej nie noszę. To zdumiewające jak mocna jest w tym przypadku siła perswazji, a my jej nawet nie odczuwamy. Ba, jeszcze szczycimy się tym że reklamy na nas nie wpływają i kupujemy to co chcemy nucąc przy tym przez cały dzień melodię ze spotu którą usłyszeliśmy rano w radio. A kiedy ostatnio wyszedłeś ze sklepu z dokładnie takimi produktami jakie chciałeś zakupić? I oczywiście wtedy znajduje się masa wymówek: promocja, zapomniałem o czym, miałem kupić innym razem ale skoro już jestem…- Hania jak zwykle pochłonięta swoimi myślami z pasją kontynuowała podjęty temat nawet nie spostrzegając, że w pewnym momencie Hubert przestał już uczestniczyć w tej dyskusji i stała się ona właściwie jej monologiem.
Jeszcze nigdy nie wydawała mu się tak piękna.
Co było zabawne, bo do tej pory nie rozumiał jak w kobiecie może pociągać faceta intelekt, jak bardzo może dzięki temu stać się w jego oczach atrakcyjna. Uważał to za taką samą bajkę jak tę, że dla płci pięknej grubość portfela (albo raczej biorąc pod uwagę obecne czasy: ilość kart kredytowych) wcale się nie liczy. A jednak teraz słuchając zapewne ciekawej i bogatej w merytoryczne argumenty wypowiedzi Hanki czuł jak szybko bije mu serce. Rany, ależ ją podziwiał. Choćby za to że nie wstydziła się podejmować takich tematów. I choć nie musiał wsłuchiwać się w sens jej słów już sam ton działał na niego niezwykle podniecająco. Albo patrzenie na jej usta, które wciąż szybko się poruszały „produkując” kolejne słowa…
-...i było tak jak mówiłam: pamiętasz tę sytuację sprzed pięciu lat, gdy ta aktorka…- Hania nie dokończyła zdania, bo opadły na nią wargi Huberta jak zwykle sprawiając, że poddała mu się od razu odwzajemniając pocałunki. Gdy zaczął pokrywać nimi jej szyję, uśmiechnęła się.- Aż tak przynudzałam?
- Skąd. Wręcz przeciwnie: to było bardzo seksowne.
- Nie mów mi takich rzeczy.- Zganiła go odsuwając się do tyłu: bardziej w głąb łózka.
- Dlaczego? – Odparł znowu się do niej zbliżając i całując w pieprzyk niedaleko ucha.
- Bo nie. Chodź już: pokażę ci teraz moją kolekcję puzzli.
- W tej chwili interesuje mnie tylko łóżko.
- Jesteś niemożliwy.
- Ale takiego mnie kochasz.- Powiedział uśmiechając się od ucha do ucha. Słysząc to Hania na moment spuściła wzrok. Nie miała pojęcia, że Hubert powiedział to całkiem bezwiednie: ona natomiast zdała sobie sprawę, że skoro on czuje że ona go kocha pomimo iż tego nie wypowiedziała jeszcze na głos to ona powinna czuć to samo. I nie poddawać jego uczuć w wątpliwość nawet jeśli kompleksy podpowiadają co innego.- Niech będzie: moja strata. Pokazuj więc te puzzle.
Chwilę później Hubert podziwiał stos naklejonych na dyktę kompletów złożonych puzzli oprawionych w ramkę. Na pierwszy rzut oka, było ich z piętnaście, a każdy z obrazków miał nie mniej niż 500 sztuk elementów. Był pod wrażeniem.
- Ile udało ci się złożyć najwięcej?
- Tysiąc pięćset sztuk. Ale Sylwia przed odjazdem podarowała mi ten pejzaż.- Hania wskazała dłonią na leżące na górze szafy jeszcze nierozpakowane opakowanie.- Całe dwa i pół tysiąca.
- Jeszcze nie zaczęłaś?
- Prawdę mówiąc boję się, że nie dam rady dlatego stale znajduję sobie coraz to nowe wymówki. To ogromny przeskok, a nie mam tak dużego doświadczenia.
- Bzdura: rozpocznijmy więc dzisiaj. Może i ja złożę do kupy dwie albo trzy sztuki?
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej.
I w ten sposób, przez najbliższe cztery godziny, aż do północy śmiejąc się i czasami denerwując, rozpoczęli składanie do kupy zimowego pejzażu. Hubert pewnie układałby go jeszcze dłużej, bo nieźle się w to wkręcił gdyby nie fakt że zauważył, iż w pewnym momencie Hania po prostu odpłynęła. Dlatego ostrożnie wziął ją na ręce kładąc na łóżku mimo fakt, że gips bardzo utrudniał mu sprawę. Na szczęście jego zdjęcie miało nastąpić już pojutrze. Potem przypatrywał się jej śpiącej postaci zajmując miejsce po drugiej stronie łóżka. Była cudowna łącząc w sobie liczne przeciwieństwa: delikatność i siłę, brawurę i zachowawczość, prowokację i powściągliwość. I tylko dzięki niej te dwa ostatnie miesiące jego życia nie były dla  niego więzieniem. Ba, to co do niej czuł sprawiało że nawet jej wady były dla niego urocze: te jej mądralikowanie zakrawające na przemądrzałość...Albo nawet teraz gdy przekręcając się na bok ciuchutko chrapnęła…Zaraz: a co on do niej tak właściwie czuł? Przecież nie mógłby…
- To śmieszne.- Powiedział cicho delikatnie dotykając policzka Hanki.- Nie mogłem przecież tak szybko się w tobie zakochać. Nie, skoro nawet nie poszliśmy do łóżka…- Jakby w geście protestu, Hania lekko potrząsnęła głową, a potem zmieniając pozycję przysunęła się do Huberta.- Masz rację, szelmo: właśnie w nim jesteśmy. I wszystko wskazuje na to, że zaraz spędzimy ze sobą swoją pierwszą noc.- Wyszeptał. Potem złożył pocałunek na jej czole.- Kocham cię moja góraleczko.- Dodał. Oczywiście Hania nic nie odpowiedziała. Smacznie śpiąc miarowo oddychała pogrążona w swoich bajkowych snach. Hubert natomiast rozsunął sportową bluzę i zdjął spodnie. Potem wszedł do łóżka z uśmiechem na ustach przytulając śpiącą obok niego dziewczynę. I choć tapczan zdecydowanie nie był przeznaczony dla mierzącego dwa metry sportowca, zupełnie mu to nie przeszkadzało gdy mógł mieć przy boku ukochane ciało i słyszeć szmer jej oddechu.- Chyba do reszty mi odbija.- Powiedział znów do siebie, a potem się roześmiał. No tak, i jeszcze gadał do siebie. Gasząc lampkę zamknął oczy.
I o dziwo zasnął w tym niekomfortowym miejscu bez większych problemów. 
OBECNIE
Chcę żebyś spędziła ze mną noc.
Rozegrał to koszmarnie. Już z chwilą gdy wypowiadał te słowa zaczął ich żałować. Wiedział, że po tak obcesowym stwierdzeniu Hanka sama nigdy nie da mu szansy nawet gdyby teraz ją przeprosił sprowadzając to wszystko do poziomu głupiego żartu. Sam zresztą nie wiedział dlaczego to palnął i skąd taka myśl wzięła mu się w głowie: jeszcze  minutę temu nawet nie wiedział że to powie. I na pewno nie miał co marzyć, że zgodzi się na jego propozycję. Gdyby przedstawił to subtelniej, jako transakcję handlową eufemistycznie mówiąc o jej warunkach. Albo gdyby wyjaśnił to w nieco zawoalowany sposób pozostawiając resztę w kwestii domysłów, miałby szansę. I przede wszystkim nie podczas gdy wcześniej zawzięcie się kłócili a on próbował ją szantażować… Ale nie, on musiał palnąć prosto z mostu że da jej kasę jeśli się z nią prześpi. Tak się nie zwracało do żadnej kobiety: no, może z wyjątkiem prostytutki. Nie zmieniało to jednak faktu, że ubliżył jej tak jak nigdy wcześniej. I że skoro dzień wcześniej za pocałunek otrzymał potężny policzek w twarz, to dziś jak nic dostanie pięścią w nos. Albo Hanka coś mu złamie. I gdy w ciągu tych ułamków sekund wizualizował sobie to wszystko w głowie w duchu spodziewając się fizycznego i psychicznego bólu- był pewny że jej krzyki o taki go przyprawią- usłyszał coś czego nigdy by się po niej nie spodziewał w takiej sytuacji.
Śmiała się.
Po prostu się śmiała.
Hanka śmiała się na początku prawie krztusząc się ze śmiechu a potem głośniej z coraz to większym rozbawieniem. Hubert pełen konsternacji obserwował jak zgina się w pół nie mogąc złapać tchu, a w jej oczach błyszczą łzy rozbawienia.
- Iście jak w komedii romantycznej. Albo nie, raczej w jakimś melodramacie w którym bogaty, nikczemny szlachcic uwodziciel nagabuje kolejną niewinną biedną służkę.- Podsumowała robiąc przerwy poszczególnymi epitetami, bo wciąż nie przestawała się śmiać.- Co to miało być: „Niemoralna propozycja”? Normalnie poczułam się jak w jakimś filmie.
- To nie film.- Burknął Hubert zaskoczony co prawda takim obrotem sprawy, ale przez całkowite lekceważenie z jej strony nieco zażenowany. Bo wyśmiała jego poważną propozycję jak kiepski żart. To go ubodło. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu bał się, że ją śmiertelnie obraził! Ale ta głupia gęś miała chyba jeszcze twardszą skórę niż on. Poza tym zapomniał, że pomiędzy tym za jaką chciała uchodzić a tym jaką była naprawdę była olbrzymia przepaść.- Poza tym taki ze mnie nikczemny uwodziciel jak z ciebie niewinna panienka.
- A na ile mnie tak właściwie wyceniasz? – Hania, patrząc na niego wyzywająco z uniesioną brodą, korzystając z chwilowej przewagi wzrostu jaką dawały jej trzy schodki przy szczycie wejścia do drzwi, dodała prowokacyjnie:- John Gage zaoferował Dianie milion dolarów.
- Uważasz, że noc z tobą byłaby tyle warta?- Udała, że to rozważa.
- Chyba daleko mi do Demi Moore.
- Więc na ile się wyceniasz?
- Bo ja wiem?- Wzruszyła ramionami patrząc w przestrzeń gdzieś ponad nim tak jakby rozważała cenę pokoju hotelowego a nie sprzedania swojego ciała.- Myślę, że na profesjonalną walkę z Kacprem i dokończenie remontu będę potrzebowała na początek jakichś stu tysięcy.- Kwota ta w przeciwieństwie do Hanny nie była dla Huberta jakąś zawrotną sumą, ale nie był też miliarderem by wydawać ją lekką ręką. Ponadto bardzo rozsądnie podchodził do swoich wszelkich wydatków czy ewentualnych inwestycji po pierwszych pięciu latach hulanek gdzie lekką ręką tracił pieniądze na drogie wycieczki, kasyno czy sponsorowanie wszystkiego pseudo-przyjaciołom. Teraz jednak się nawet nie zawahał czując, że to będzie najlepiej wydany szmal w jego życiu. Bo nawet teraz gdy na nią patrzył, gdy widział ten szczególny błysk w oczach…pomimo wściekłości i urażonej dumy poszedłby za nią na kolanach gdyby końcem drogi było łóżko. Najlepiej duże i miękkie by mógł z nią robić wszystko co zechce. Albo czego ona zechce. 
- Więc ci je dam.- Odezwał się lekko ochrypłym tonem, bo jego wyobraźnia sprawiła że do głowy zaczęły napływać mu całkiem nieprzyzwoite obrazy.
- Nawet jeśli „po” będziesz rozczarowany? Szczerze mówiąc, kupujesz kota w worku.- Prowokowała go dalej, kpiąc w żywe oczy. On natomiast nie mógł jednoznacznie zdecydować czy błysk w jej oczach wynika raczej z rozbawienia czy pazerności. Ale był w takim stanie że to już nic dla niego nie znaczyło. Sześć lat temu cierpiał poznając prawdę o jej naturze, teraz chciał tylko zaspokojenia swojej obsesji. I chwili przyjemności. Jej motywacja nie miała dla niego w tej chwili absolutnie żadnego znaczenia.
-  Uwierz mi, na pewno nie będę.- Powiedział to w taki sposób, że Hania musiała odwrócić wzrok od jego twarzy nie będąc zdolna kontynuować też tej absurdalnej rozmowy. Nagle poczuła, że po prostu musi od niego uciec, bo zbagatelizowała zagrożenie z jego strony. Hubert chyba potraktował jej pytania jako wyraźną zachętę z jej strony. Z ulgą wymacała za sobą dłońmi klamkę tym razem pozorując kolejny wybuch śmiechu.
- Dzięki, ale nie jestem zainteresowana. Ale naprawdę poprawiłeś mi humor. Dawno nic mnie tak nie ubawiło.- Zamykając za sobą drzwi głęboko odetchnęła praktycznie przebiegając przez korytarz to recepcji tak jakby bała się, że on za nią pobiegnie i…nie wiedziała właściwie co niby miałby jej zrobić, ale poczuła zaniepokojenie. Bo jeszcze chwilę temu patrzył na nią w taki sposób, że…zupełnie jakby chciałby…Nie umiejąc dokończyć własnych myśli odegnała obraz Huberta ze swojej głowy. Potem uzbrojona w nieco wymuszony uśmiech, już w wyważony sposób pokonała ostatnie metry dzielące ją od Pauliny siedzącej za recepcyjną ladą. Zamieniając z nią kilka słów i dopytując o telefony, życzyła przyjaciółce dobrej nocy. Potem weszła na czwarte piętro swojego hotelowego „mieszkania”.
Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego właściwie zamknęła obydwa zamki do drzwi na noc chociaż nigdy tego nie robiła, bo czuła się tutaj swobodnie i bezpieczne, to był jej dom.
Ale teraz wydawało jej się, że nawet spanie pod jednym dachem z Hubertem Skrzyneckim powoduje, że jej bicie serca wyraźnie przyspieszało. I choć wcale nie chciała o tym myśleć, zaczęła się zastanawiać jak wyglądałaby noc spędzona z Hubertem. I na nic zdawał się rozsądek mówiący, że jego niemoralna propozycja ją obrażała. Albo że świadczyła o samym sportowcu. Czy często w ten sposób zdobywał kobiety? A może była niechlubnym wyjątkiem i naprawdę chodziło mu wyłącznie o to by ją obrazić? Nie, to spojrzenie które jej rzucił tak…tak pełne głodu i napięcia…nie znosił jej, ale jakimś cudem wciąż jej pragnął. Tylko dlaczego? Skoro uważał, że mogłaby spotykać się za plecami przyjaciółki z jej chłopakiem i uwodziła dla rozrywki innych turystów, skoro jej nie kochał? Skoro uważał ją za kobietę tego pokroju, która bawiła się nim lata temu już jako nastolatka? Dlaczego nią nie pogardzał? I co najważniejsze- dlaczego ona wiedząc jaki jest nim nie pogardzała? Nie umiejąc odpowiedzieć sobie na to pytanie zirytowana przekręciła się na drugi bok.
Przez nieznośnego Huberta Skrzyneckiego, choć jeszcze pół godziny wcześniej czuła że uśnie od razu przykładając głowę do poduszki, wierciła się dobre kilkadziesiąt minut zanim zasnęła.   
***
Nazajutrz promienie letniego słońce obudziły Hannę: dziś jej nowa pracownica była przygotowana na tyle by móc samemu obsłużyć bufet i kasę fiskalną, stąd zdecydowała się w końcu odespać ostatnie dni. I obudzić się o skandalicznie później porze jaką była ósma rano. Uśmiechając się do siebie przeciągnęła się w łóżku starając się nie myśleć o swojej krytycznej sytuacji. Po szybkim prysznicu i śniadaniu była gotowana do biurowej pracy którą chciała nadrobić.
Tuż po godzinie jedenastej, do jej gabinetu zastukała Paula która skończywszy swoją dzisiejszą zmianę zdała jej „raport” ze stanu pokojów, wykwaterowań, przyjazdów nowych gości oraz telefonów czy innych bieżących spraw. Jedna z nich była możliwość posprzątania pokoju nr 15, który zajmował Adam Fokarczyk, ale ze względu na wyjazd Władka Ignaczaka przeniósł się do pokoju Dominika Andrzejewskiego. Nie była to co prawda bardzo pilna sprawa: wciąż mieli dwanaście innych pustych obecnie pokoi do zakwaterowania piątki nowych gości, ale Hania wolała takie rzeczy robić od razu. Dlatego też po skończeniu biurokratycznych spraw oraz pojechaniu po zamówienie, zabrała się za sprzątanie pustych pokoi po gościach.
Dochodziła piętnasta gdy dotarła do pokoju zajmowanego przez Adama: tak jak uprzedziła ją Paula, sportowiec dzisiejszego poranka przeniósł swoje wszystkie rzeczy do pokoju obok. Ku jej zadowoleniu pokój był pozostawiony w schludnym stanie, dlatego doprowadzenie go do porządku nie zajęło jej dużo czasu. Przy zmianie pościeli zauważyła, ze pod poduszką została jakaś koszulka prawdopodobnie należąca do Włodzimierza. Złożyła ją więc postanawiając odnieść do pokoju jego kolegów. Z oczywistych względów zapukała więc do pokoju który zajmował Dominik: wolała unikać tego znajdującego się obok i należącego do Miłosza z Hubertem. Ponieważ nikt nie otwierał (tak jak się spodziewała pewnie byli zajęci wędrówkami po górach lub zwiedzaniem), zdecydowała się użyć zapasowego klucza. Choć zwykle bez ważnej przyczyny nie wchodziła do pokoi gości pod ich nieobecność, teraz uznała że nie będzie to wielki problem.
- Jest jakaś przyczyna dla której chcesz tam wejść?- Nagły głos dobiegający z prawej strony korytarza sprawił, że prawie upuściła klucz. I oczywiście musiał należeć do Huberta, który teraz przypatrywał się jej z nieodgadnioną miną. Próbując ignorować ich wczorajszą rozmowę odezwała się:
- Chciałam odnieść koszulkę należącą do twojego kolegi, którą zostawił w wolnym pokoju a ja znalazłam podczas sprzątania. To wszystko. Nie zamierzałam nic ruszać.
- Nie sugerowałem tego. Możesz zostawić ją w moim pokoju: i tak muszę tam wstąpić po telefon którego zapomniałem.
- Możesz też od razu wziąć ją ode mnie teraz i sam zanieść. Wtedy nie będę musiała tam wchodzić.
- A co boisz się?
- Ciebie?- Prychnęła nagle jakby wyraźniej zdając sobie sprawę ze swojego nijakiego stroju do sprzątania i roztrzepanych włosów. Tylko co z tego jak wyglądała? Przecież on nic jej nie obchodził.- Wolałam tylko nie zakłócać twojej prywatności i spokoju.
- Zakłócasz mój spokój od pierwszej minuty spędzonej tutaj. Jedna w tę czy w tamtą nie robi dużej różnicy.- Powiedział jednocześnie otwierając drzwi do swojego pokoju. Potem gestem nakazał jej by do niego weszła. Nie były to co prawda słowa, które uspokajały, ale znając go nie powinna się temu dziwić.
Miał nosa, że zostawił swój telefon w  hotelu  i wrócił po niego akurat wtedy gdy ona tam była: to był kolejny znak. Bo na pewno nie żaden przypadek. I teraz patrząc na Hankę upewnił się do tego już całkowicie. Zbyt dużo było tych zbiegów okoliczności. Najpierw wybór tego ośrodka przez Miłosza spośród dziesiątek innych w tym rejonie, potem  wieczorne spotkanie z nią sam na sam podczas sprzątania po corocznej imprezie. Ba, nawet wczorajszy powrót o tych samych godzinach…To musiało coś znaczyć. A przynajmniej w jego głowie.
Hania przekroczywszy próg hotelowego pokoju poczuła nerwowe napięcie. Była na siebie zła za to, że tak łatwo dała się sprowokować Hubertowi do wejścia tutaj i dać mu kolejną sposobność na niedorzeczną rozmowę. Tym bardziej gdy po odłożeniu koszulki na wskazane przez niego łóżko, Hubert wciąż stał przy drzwiach zagradzając do nich dostęp. Mimo to udając, że tego nie dostrzega i zachowując pozorny spokój spytała:
- Dziękuję, już nie będę przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz. Ale mogłabyś bardziej zainteresować się tym łóżkiem na którym śpię.
- Ssłucham?
- Rama się rusza.- Próbując zachować powagę Hubert wzruszył ramionami.- Za jakiś czas może całkiem się rozwalić przy wizycie następnych gości.
- Och…- Mrugnęła uspokajając się i sprawdzając omawiany mankament. Dostrzegła, że Skrzynecki ma rację.- Rzeczywiście. Poproszę kogoś by to naprawił.- Gdy zapadła chwila ciszy spytała:- Ma pan jeszcze jakieś uwagi?
- Pan? Wróciliśmy teraz do bardziej oficjalnej formy?
- Uważam, że to jest konieczne.
- A ja uważam, że to śmieszne nazywać „panią” kogoś z kim kiedyś spało się w jednym łóżku. Pamiętasz?  Tu było noc przed naszym planowanym wyjazdem razem.
- Hubert…to znaczy: panie Hubercie: to się musi skończyć. Żałuję, że wczoraj dałam się ponieść mojej głupiej przekorze i kontynuując tamtą niedorzeczną rozmowę, ale…naprawdę wolałabym byśmy pozostali na relacjach gość i gospodarz. I nie chcę już wracać nawet poprzez aluzje do starych dziejów. To się musi skończyć.
- Przestań już mnie panować, to nieznośne. Nawet do moich kolegów mówisz na „ty”.
- Bo oni nie próbują mnie nagabywać ani nie składają tak niedorzecznych propozycji.
- Jeszcze by spróbowali.- Mrugnął wściekle.
- Czy mógłby pan odsunąć się od drzwi?
- Jak mnie ładnie poprosisz...
- Panie Skrzynecki…
- Mówiłem do cholery żebyś tak mnie nie nazywała!- Zdenerwowany Hubert postąpił kilka kroków naprzód. Hania nie wiedziała co chciał zrobić i nie obchodziło jej to: dostrzegła natomiast dla siebie możliwość ucieczki zręcznie go omijając i prawie wybiegając z pokoju. Oczywiście wiedziała, że fizycznie by jej nie skrzywdził. Ale kolejne pocałunki, spojrzenia, dotyk…dotychczasowa bliskość i tak pozostawiła w niej rany, które w przeciwieństwie do tych pierwszych nie tak łatwo wyleczyć.- Wracaj tutaj! Nie skończyliśmy jeszcze rozmowy.- Słysząc to, Hania odwróciła się na moment do tyłu obawiając się, że może za nią pobiec. To dlatego chwilę później wpadła na swojego wspólnika omal nie tracąc przy tym równowagi.
- W porządku? Dzięki szybkiej reakcji Kacper złapał Hanię zanim ta zdążyła upaść. Potem spojrzał najpierw w jej twarz a potem rzucił przelotne Huberta Skrzyneckiego, który po krótkim skinieniu głowy cofnął się do swojego pokoju.- Czemu tak pędzisz?
- Mam dużo pracy.- Skłamała. Od razu to spostrzegł. Tak jak i jej rozbiegane spojrzenie oraz zarumienione policzki. A także to, że wybiegła z pokoju sportowca. Czy naprawdę miała z nim romans? Na samą myśl poczuł szybsze bicie serca spowodowane złością. A przecież guzik go to powinno obchodzić. Niech łajdaczy się z kim chce: on jej już nie chciał.
- Natalia powiedziała mi gdzie cię szukać. Przyjechałem oddać ci dokumenty.
- Dobrze.- Była wyraźnie roztargniona. I choć starał się zachować spokój nie mógł przestań myśleć o tym co zobaczył. Była głupia skoro wybrała tego lalusia. Złość znowu w nim narastała niczym potężna fala. To dlatego rozżalony dodał byleby tylko ją zranić:
- Chciałem też poprosić byś wyprowadziła się do końca tygodnia z hotelu.
- Co?
- Słyszałaś. Nie powinnaś tu mieszkać, już o tym dyskutowaliśmy.
- Ale nie podałeś konkretnej daty. A ja nie znajdę niczego z dnia na dzień!
- Miałaś na to półtora roku, bo tyle czasu minęło od śmierci matki. Poza tym masz swoje przyjaciółki prawda? I przyjaciół.- Dodał znacząco.- Aha, ufam w twoją uczciwość, ale chciałbym tylko przypomnieć że nasze matki kupiły niezbędne sprzęty AGD i meble jako element wyposażenia pokoi, także nie należą do ciebie.
- Kacper chyba oszalałeś jeśli…
- To wszystko.-Uciął prawie na siłę składając na jej ramionach grubą teczkę.- Mój prawnik będzie się potem z tobą kontaktował. Trzeba będzie formalnie uregulować niedługo kwestię zwolnienia pracowników.- Potem czym prędzej wyszedł z hotelu pozostawiając Hankę stojącą na środku korytarza totalnie skonsternowaną. Najpewniej to z tego powodu teczka wypadła jej z rąk.
- Twój wspólnik to totalny dupek.- Ponieważ Hubert doskonale słyszał całą rozmowę specjalnie nie domykając drzwi swojego pokoju, teraz z niego wyszedł stając obok Hanny.- Za bycie dupkiem powinno wsadzać się za kratki.
- Nie obawiałbyś się wtedy zamknięcia?- Odparła retorycznie uśmiechając się słabo.
- Auć. To zabolało. Ale chyba zasłużyłem. Przepraszam za to co wydarzyło się wcześniej. Nie chciałem cię wystraszyć. Choć, zaprowadzę cię do twojego pokoju: wyglądasz na roztrzęsioną.
- Nic mi nie jest.
- Zawsze wasza współpraca wyglądała tak wojowniczo?- Spytał nie chcąc namawiać ją ponownie na odejście.
- Chyba tak.- Odparła jakby zamyślona.- Chociaż nie aż tak wojowniczo jak teraz. On chce wybudować w tym miejscu centrum handlowe albo Bóg wie co jeszcze. I robi to tylko dlatego, że zabijając Oazę dobrze wie, że zabije też mnie.
- Nie mów takich rzeczy.- Zaoponował od razu Hubert.- To tylko hotel.
- Mówisz jak on.- Prychnęła budząc się z letargu, czując napływ złości i żalu.- Ale to nie jest tylko hotel! Tu się urodziłam i wychowałam. Tutaj się bawiłam, dorastałam i poznałam wielu ludzi, którzy sprawili że jestem dzisiaj tym kim jestem. Przecież nawet ciebie poznałam w tym przeklętym hotelu.- Zaśmiała się.
- Ale nie jest ważniejszy niż ty sama. Nic nie jest ważniejsze od ciebie. – Słysząc to Hania podniosła do góry głowę patrząc Hubertowi prosto w oczy. On też się w nią wpatrywał.
- Kto by pomyślał, że jestem taka ważna.
- Ale dla mnie jesteś. I nic na to nie mogę poradzić.- W geście pokrzepienia Hubert postąpił o krok naprzód.
Po prostu mnie przytul. To zawsze wystarczy.
Pamiętając jej dawne słowa otworzył ramiona i zamknął Hanię w swoich objęciach na środku korytarza. Poczuł dziwną tkliwość gdy po początkowym bezruchu rozluźniła się pozwalając  mu na to. Nie chciał robić niczego więcej. Chciał ją tylko pocieszyć, bo nie mógł znieść jej smutku, tego pustego spojrzenia. Do diabła, przeklął w myślach uświadomiwszy sobie, że gdy znajdowała się w takim stanie byłby gotów chodzić po rozżarzonych węglach byleby tylko wywołać uśmiech na jej twarzy. Naprawdę rzuciła na niego jakiś czar. Była nie tylko jędzy z charakteru, ale i prawdziwą wiedźmą.
- Nikt mnie dawno nie przytulał.- Szepnęła cicho tak że nie był do końca pewien czy się nie przesłyszał. Dlatego nie skomentował tych słów bojąc się, że nierozważnym gestem może  zniszczyć kruchą nić ich porozumienia. Dopiero po dobrej minucie delikatnie wyswobodziła się z jego objęć.- Dziękuję.- Dodała patrząc mu w oczy. Wiedział, że nie powinien odwzajemniać tego spojrzenia, ale nic nie mógł poradzić na to, że to zrobił. Gdziekolwiek by się nie znajdowała zawsze przyciągała jego wzrok: wściekła, wesoła, upaprana ziemią czy w pięknym ludowym stroju. Ale gdy znajdowała się już tak blisko było to szczególnie niebezpieczne, bo nie potrafił się kontrolować. Teraz zupełnie bezwiednie nachylił głowę w jej kierunku by ich głowy się zetknęły. A potem jeszcze niżej by…
-  Dobry jesteś.- Usłyszał jej głos gdy jego usta znajdowały się tuż przy jej wargach tak, że poczuł na nich ciepło jej oddechu.- Już myślałam, że naprawdę zależy ci tylko na pocieszaniu, ale ty nie rezygnujesz tak łatwo ze swoich planów. Dlatego powiem to wyraźnie skoro do tej pory jakimś cudem nie zrozumiałeś: nie pójdę z tobą do łóżka. Nigdy.  
- Hanka, to nie tak…- Kobieta bez słowa odsunęła się od niego a potem podniosła pozostawioną wcześniej na ziemi teczkę z dokumentami. I bez zbędnego ociągania nie zaszczycając Huberta nawet przelotnym spojrzeniem, odeszła.

6 komentarzy:

  1. Aaaaaaa!!! Wiedziałam, że ta propozycja padnie, ale i tak ten rozdział rozwalił mnie emocjonalnie. Jak Ty to robisz?! I przede wszystkim - jak ja mam teraz wytrzymać do następnej części?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymasz, wytrzymasz :) Gwarantuję że ten następny rozdział będzie przełomowy. Ogólnie fajne że ten się spodobał: mi trochę nie gralo, ale chciałam przyśpieszyć akcję. Zresztą to moj odwieczny problem to rozwlekanie 😂 Kiedyś może się wyrobię

      Usuń
    2. Mi tam wszystko grało :D Zwróciłam nawet uwagę podczas czytania, że to, co działo się w przeszłości ("wspólna noc") zostało wspomniane akurat kiedy w teraźniejszości padła propozycja... barteru ;) To taka jakby klamra.

      Usuń
  2. Ooo jeju, jak ja lubię te konfrontacje między nimi. I to zakończenie!!
    Już coraz bliżej do momentu jak oni się rozstali. Ciekawe co to rozstanie spowodowało. Widać że obydwoje inaczej odbierają te zdarzenia sprzed lat, dlatego z niecierpliwością czekam na ich prawdziwie szczerą rozmowę. Choć z drugiej strony nie chcę żeby się to tak szybko kończyło, a wiadomo że taka rozmowa przyspieszyłaby koniec.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię ich kłótnie dlatego wciąż dostarczam im nowych powodów: ) A tak poważnie to spokojnie, do końca jeszcze daleko. Wedlug mojej aktualnej wizji jestesmy pewnie gdzieś w połowie.

      Usuń
    2. Dopiero w połowie? To super! Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze dla nas szykujesz :)

      Usuń