Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 maja 2020

Druga szansa: Rozdział XIII


Uff, choć sama w to nie wierzyłam, udało mi się dokończyć nowy rozdział. Jak zwykle trochę się wyjaśni, a trochę napiętrzy- jak to u mnie :)
Miłego czytania.

Hubert dawno nie był tak wściekły jak teraz: dość powiedzieć, że nawet tłum nieprzyjaznych kibiców w Brazylii podczas rozgrywanego finału Pucharu Wielkich Mistrzów wydawał mu się być małym pikusiem w porównaniu do towarzyszących mu teraz emocji. Z tego powodu docierając do swojego hotelowego pokoju nawet klamkę do drzwi otworzył zbyt gwałtownie budząc przy tym Miłosza. Szlak by to wszystko trafił. I ją przede wszystkim ją.
- Gdzie ty łazisz po nocy?- Usłyszał zaspany głos przyjaciela dochodzący gdzieś z łóżka Rębeckiego.
- Nigdzie, byłem się przejść. Śpij już. – Miał nadzieję, że jego głos zabrzmiał dużo mniej nieprzyjaźnie niż mu się wydawało. Zapomniał jednak, że przed jego tymczasowym współlokatorem nic się nie ukryje. Dlatego gdy zapaliła się lampka czuł, że szykuje się przesłuchanie.
- Coś ty taki wściekły?- Rozbudzony Miłosz podniósł się z łóżka i spojrzał bacznie na swojego przyjaciela. I może przeoczyłby pewien szczegół gdyby Hubert sam nie dał mu wskazówki drapiąc się po lewej części twarzy.
- Naprawdę nie mam teraz ochoty na rozmowy. Sory, że cię obudziłem, ale idź już spać.- By nadać swojej sugestii moc, spojrzał kumplowi prosto w oczy. I to był błąd.
-  Rozumiem, że to ma coś wspólnego z twoim zaczerwienionym policzkiem.
- Miłosz…
- Zgadza się tak mam właśnie na imię. I przestać rzucać mi te kose spojrzenia i tak cię to nie uratuje. Co wy do diabła wyczyniacie z Włodkiem, co? Najpierw on wszczyna burę a teraz ty.
- Co: ja?
- Nie traktuj mnie jak głupka, Huba. Wiem, że ona ci się podoba: ba, po twoim pokazie na parkiecie kiedy praktycznie tańczyliście wtuleni w siebie wie o tym pewnie cała społeczność Pralkowa. Ale skoro ci odmówiła to to uszanuj. Mieliśmy się świetnie bawić podczas tej wycieczki i prawdę mówiąc obawiałem się, że ktoś może nam przynieść wstyd zabawiając się w Casanovę, ale obstawiałem raczej Adama a nie ciebie. A tu jak na ironię on zachowuje się z was wszystkim najbardziej dojrzale.
- Coś sobie ubzdurałeś i tyle. Nie mam zamiaru podejmować tego absurdalnego wywodu.
-  Hubert…
- Dosyć, jeśli nie chcesz oberwać.
- Okej, jak chcesz.- W geście kapitulacji Miłosz wyciągnął przed siebie ręce. Potem zgasił lampkę i odkręcił się w kierunku ściany. Sądząc po odgłosach, Hubert najpewniej też wygodnie mościł się teraz w swoim łóżku. Po kilkudziesięciu sekundach absolutnej ciszy, szczypiorniak nie mógł się jednak powstrzymać przed zadaniem pytania, choć wiedział że może go ono wiele kosztować:- Szkoda, że tego nie widziałem. Mocno cię zdzieliła w tę twoją facjatę?- Choć Skrzynecki był wściekły, słysząc to parsknął śmiechem. Potem rzucił w Miłosza leżącym na jego stoliku przy łóżku jabłkiem.
- Kretyn.- Wymamrotał tylko pod nosem gdy oboje przestali zwijać się ze śmiechu. Ale niezaprzeczalnie dzięki Miłoszowi rozluźnił się na tyle by w końcu zasnąć.
Pobudka po zaledwie kilku godzinach snu nie należała do najprzyjemniejszych: u większości ludzi panuje bowiem błędne przekonanie, że sportowcy sypiają po sześć godzin na dobę i dzięki świetnej formie nie potrzebują tyle snu co przeciętni zjadacze chleba. Prawda jednak jest tak, że ośmiogodzinny sen stanowi nieodzowny element dobowej higieny dnia pozwalający osiągać lepsze wyniki. Pewnie niektórzy byliby zdziwieni jak wiele może zdziałać tak prosta zdawać by się mogła regeneracja. Dlatego po tak krótkiej nocy Hubert miał wrażenie jakby dopiero co przyłożył głowę do poduszki. A tu jeszcze na dodatek bolała go łopatka i stłuczony wczoraj przez Władka łokieć. Głowę zaś zaprzątała nocna rozmowa z Hanką zakończona niezbyt satysfakcjonującym dla niego epizodem.
- Wstawaj już, musimy wyrobić się na śniadanie. Dochodzi dziewiąta.- Pospieszał go kolega. Hubert niechętnie więc zwlókł się ze swojego łóżku. A piętnaście minut później razem z Adamem schodzili po schodach do jadalni we trójkę. Dopiero wtedy zauważył coś co powinien dostrzec od samego początku.
- Gdzie Dominik z Władkiem?- Spytał. Nie umknęło mu przy tym porozumiewawcze spojrzenie jakim wymienili się towarzyszący mu mężczyźni.
- Dominik pojechał naszym busem odwieść go na pociąg.- Wyjaśnił Miłosz.
- Co?
- Władek zdecydował, że tak będzie lepiej. Rano się pożegnał. Zapukał nawet do naszego pokoju, ale chyba za twardo spałeś. Poprosił więc o to żeby przekazać ci przeprosiny. Sam zamierza to zrobić osobiście za jakiś czas.
- Spoko.
- Na pewno?
- Tak: trochę mnie co prawda wczoraj stłukł ale mnie też poniosło. Jest okej.
-  Władek chciał przede wszystkim przeprosić za tamte słowa, które do ciebie powiedział już po bójce.

Pewnie będąc tobą jeszcze dzisiejszej nocy poznałbym jakąś przyjemną laskę na pocieszenie, co? A idealnie by było gdyby na dodatek okazała się mieć męża: poharcowałbym sobie ze znudzoną żoneczką majstrując przy okazji dziecko! To dopiero byłoby zwieńczenie rozsądku wielkiego siatkarza Huberta Skrzyneckiego!
Teraz masz się za wielkiego odpowiedzialnego sportowca któremu szajba nigdy nie uderzyła do głowy prawiąc mi moralizatorskie gadki. Nie łudź się jednak, że nikt nie pamięta twoich pijackich akcji sprzed paru lat. A może mam ci przypomnieć jak było? Więc nawet nie próbuj mnie pouczać, bo jesteś ostatnią osobą która mogłaby to robić. Zwłaszcza w kwestii nadmiernego spożywania alkoholu.
- Zrozumiałem: a teraz możemy w końcu iść do stolika?
- Jakie słowa?- Zainteresował się Adam, który nie był bezpośrednim świadkiem całego zdarzenia.
- Włodzimierz wypomniał  Hubertowi akcję z Klarą. I przeszłość.- Wyjaśnił Rębecki.
- To znaczy?
- Nieważne.- Uciął zdecydowanym tonem Hubert. Miłosz jak zwykle trafnie odgadł, że tamte słowa go zabolały, sukinkot. Nawet jeśli on przed samym sobą chciał udawać, że wszystko gra. Co złego jest w końcu w tym, że ludzie wciąż w głębi ducha uważają cię za lekkoducha jakim byłeś przez krótki fatalny okres swojego życia? Kiedy się pogubiłeś zbaczając z kursu? Hubert od dawna czuł się na cenzurowanym: zupełnie jak były więzień recydywista po którym oczekuje się tylko kiedy znowu zaatakuje. Bo nawet nie zakłada się, że mógł się zmienić, dojrzeć, zrozumieć swoje błędy. Jedyne o co spierają się inni to czas. Czy ponowi swoje zbrodnie już pierwszego dnia wolności? A może po roku lub dekadzie? Ale mimo wszystko Skrzynecki sądził, że przynajmniej przyjaciele w niego wierzą. Że choć prasa i media przedstawiały go jako nawróconego celebrytę wypatrując kolejnego skandalu, to garstka najbliższych mu osób wiedziała że  w głębi duszy od zawsze chciał być tylko siatkarzem. Że tylko to się dla niego liczyło.
Włodek niestety dał kłam tej iluzji w jednej chwili rozwiewając daremne nadzieje. I żadnej obrony nie stanowił tutaj alkohol: Włodzimierz dokładnie zdawał sobie sprawę z tego co mówi i komu. A ponieważ był pijany powiedział na głos tylko to co inni dotąd przemilczali. Żadne słowo przepraszam tego nie zmieni. Tak jak i on nie mógł nakazać milionom ludzi w tym kraju by przestali interesować się jego prywatnym życiem, tak oni nie mogli zmienić tego co czuli w głębi ducha myśląc o nim.
Podły nastój Huberta został jeszcze bardziej zepsuty na widok Hanny. Pocieszeniem był tylko fakt, że wyglądała na bardziej zmęczoną niż on. I dobrze tak głupiej krowie. Jakim prawem śmiała odwzajemniać jego pocałunki a później go spoliczkować? Owszem, może i nie wyraził się zbyt taktownie i mógł rozegrać to inaczej, może bardziej zgrabnie, ale do diabła: policzek?! Serio? Po niej by się tego nie spodziewał, nie wyglądała na kobietę która urządzała sceny. Szkoda tylko, że zamiast się na nią gniewać w swoich myślach odtwarzał niedawne pocałunki, które tylko rozbudziły jego apetyt na więcej. Czy naprawdę jeszcze kilka dni temu łudził się, że to może mu wystarczyć? Że da radę tak po prostu stąd wyjechać po upływie tygodnia znowu o niej zapominając? Że skoro raz się to udało to stanie się tak ponownie? Chyba oszalał. Ona natomiast podchodząc do stolika z zapytaniem o śniadanie, zwracając się do niego wydawała się tak opanowana i obojętna jak nigdy dotąd. Zupełnie jakby jeszcze kilka godzin temu nie całowała go tak, że całe jego ciało zamieniło się w płynny ogień.
Naprawdę była głupią krową.
Z którą wciąż chciał się przespać.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
- Ależ to drobiazg: dla mnie jest pani drugą po matce najważniejszą kobietą w życiu.
- Przesadzasz jak zawsze. Nie trzeba było.- Pani Irena płoniąc się jakby znowu miała dwadzieścia lat przyjęła bukiet kolorowych kwiatów od Kacpra.- Ale dziękuję za pamięć. Nawet Hania zapomniała o moich urodzinach.- Dodała patrząc na córkę z udawaną surowością, ale jej oczy wciąż się śmiały. Hanna odwzajemniła uśmiech, choć nie był on szczery. Miała ochotę zaprzeczyć: powiedzieć że to nieprawda, bo po pracy zamierzała upiec mamie tort z jabłkami z pomocą pani Renaty. I kupiła jej kolorowe świeczki zapachowe o ulubionym aromacie orchidei; tylko na to było ją stać ze skromnego kieszonkowego, bo pierwszej wypłaty jeszcze nie dostała. Ale zamierzała to wręczyć dopiero wieczorem gdy zostaną same spędzając miły wieczór tylko we dwie. I nie tak ostentacyjnie jak ten Piękniś. Tyle, że jak zwykle nic nie powiedziała. A gdy zauważyła jak matka przytula obcego sobie chłopaka w geście podziękowania zwyczajnie musiała odwrócić wzrok. Chwilę później odeszła wymawiając się obowiązkami jakie miała do zrobienia w hotelu. W rzeczywistości natomiast nie chciała by ktoś spostrzegł w jakim stanie ducha się znajdowała.
To było więcej niż żałosne zazdrościć uścisku matki, wiedziała to w duchu. Tyle, że jej nigdy nie przytulano na wyrost. Pani Irena kochała córkę, ale nie chciała by wyrosła na kruchą i delikatną istotę jak ona sama dając się omotać pierwszemu lepszemu mężczyźnie który powie że jest dla niego całym światem. Dlatego już od najmłodszych lat starała się by jej Hania była bardzo samodzielna i potrafiła sobie poradzić w różnych okolicznościach. Sama dziewczynka ukrywała swoje uczucia widząc, że matka robi podobnie. Tylko czasami chciała przytulić się do niej tak zwyczajnie by poczuć jej ciepło i bezpieczeństwo, bez żadnej okazji. Chciałaby móc bez skrępowania wrócić ze szkoły z wielkim bananem na ustach i pierwsze co zrobić to paść w jej objęcia. Jednak zawsze gdy robiła to w przeszłości spotykała się z taką samą reakcją:
Stało się coś, że tak mnie przytulasz? Nie? No już, bo muszę podać ci obiad. Zresztą zaraz mnie udusisz. Myj ręce i siadaj do stołu.
Z czasem więc przestała to robić udając sama przed sobą, że to nie ma żadnego znaczenia. I że mama ma rację. W końcu była nastolatką a chciała zachowywać się jak mała dziewczynka. Ale gdzieś tam w środku czaiła się obawa, że matka nie kocha jej tak mocno jak ona kocha ją. I że na tę miłość musi zasłużyć. Dlatego zawsze była dobrą posłuszną córką, choć czasami nawet przyjaciółki śmiały się gdy z taką skwapliwością respektowała przykazanie rodzicielki. Nic się nie stanie jak zostaniesz dłużej piętnaście minut, jęczała Anka gdy Hania zgodnie z zaleceniem matki żegnała się z nią równo o osiemnastej by nie spóźnić się na wyznaczoną godzinę powrotu do domu. Albo po szkole odmawiała chodzenia na ogniska czy domówki nawet jeśli przez to wychodziła na sztywną. Pomagała również z własnej woli w hotelu czasami pracując więcej niż powinna byleby tylko zasłużyć na ciepły uśmiech matki czy dobre słowo. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że przez to traciła coś dużo cenniejszego.
Tego wieczoru nie upiekła już tortu ani nie dała mamie świeczek: zamiast tego pani Irena z Kacprem spędziła miły wieczór w kinie: bilety na seans miały być dodatkowym prezentem urodzinowym. Piękniś oczywiście pamiętał o bilecie i dla niej, ale Hanna nie mogła go przyjąć nie wychodząc przy tym na egoistkę: w końcu oznaczałoby to że pani Irena zostanie wieczorem sama. Wiedziała, że zrobił to celowo, więc gdy zaproponował nawet żeby to ona wybrała się z matką na seans oznajmiła, że to nie jest potrzebne. Nie potrafiła zrozumieć czemu ten chłopak postawił sobie za cel odebranie jej uczuć matki. Swoją przecież ledwie tolerował rzadko do niej zaglądając i nie martwiąc się o jej stan w dobie szybko postępującego nowotworu. Nie wierzyła, że do jej mamy czuje coś specjalnego skoro własnej nie szanował. Dlatego teraz spędziła wieczór z chorą staruszką grając w warcaby: bardziej wymagająca gra nie wchodziła w rachubę. A i tak rozgrywka nie była na takim samym poziomie jak choćby parę miesięcy wcześniej. Ponadto pani Irena dość wcześniej zasnęła. Oznaczało to, że Hania może dzięki temu spędzić więcej czasu z Hubertem bez szukania pokrętnych wymówek, ale po raz pierwszy jakoś jej to nie cieszyło. I nie chodziło tylko o fakt propozycji wyjazdu którą wysnuł dwa dni wcześniej, a o której ona do tej pory nie myślała poważnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Po prostu było jej zwyczajnie smutno.
Mimo to, po uszykowaniu kilku smakołyków z dzisiejszego obiadu i kolacji, zapukała do drzwi Huberta jak zwykle wchodząc do pokoju bez czekania na odpowiedź. Tym razem jednak zjawiła się wcześniej przez co siatkarz zupełnie się jej nie spodziewał. I dlatego wziąwszy prysznic swobodnie ubierał się w wygodny stój do spania przy otwartych drzwiach.
- O matko, przepraszam: poczekam na zewnątrz.- Wybąkała zauważywszy, że jej chłopak stoi tylko w ręczniku na biodrach. Potem stanęła za drzwiami opierając się o nie całym ciężarem ciała. Przymknąwszy oczy, głęboko odetchnęła natychmiast zapominając o matce i swoich problemach. Nie do końca zrozumiała dlaczego zrobiło jej się tak gorąco. Hubert natomiast naciągając na siebie koszulkę uśmiechnął się pod nosem. Ale była z niej nieśmiała kusicielka. Dziwny był to oksymoron. Ale czemu się temu dziwił skoro ona sama była dziwna?  
- W porządku. Możesz już wejść.- Oznajmił dwie minuty później kompletnie już ubrany gdy otworzył drzwi do pokoju i ujrzał w nim czekającą wciąż Hankę.- Nie musiałaś zresztą wychodzić.
- Nie chciałam cię krępować.- Usprawiedliwiała się.
- Ależ nie czułem się skrępowany. Nie spodziewałem się tylko, że przyjdziesz. Dzisiaj miały być urodziny twojej mamy, prawda? Wczoraj mówiłaś, że pewnie nie dasz rady dzisiaj wpaść bo spędzicie ten czas razem. A nie dość, że przyszłaś to jeszcze tak wcześniej.
- Tak, ale nastąpiła mała zmiana planów. Cieszysz się?
- Jeszcze pytasz?- Odparł jej retorycznie składając na ustach czuły pocałunek.- Co masz dzisiaj dobrego w tym swoim koszyczku Czerwony Kapturku?
- Maślane bułeczki pani Renaty.- Odpowiedziała pozwalając mu wziąć od siebie półmisek. Potem nieco zamyślonym tonem dodała: - Wiesz, że ta bajka ma kilka ciekawych wersji? W tej najwcześniejszej znanej naukowcom wilk częstuje dziewczynkę zupą przyrządzoną z krwi i części ciała babci. I nie ma żadnego gajowego, a dziewczynka ratuje się przed wilkiem sama.
- Kanibalistyczny akcent w bajce na dobranoc? Dość drastyczne. Za to zakończenie bez ratującego wszystkich mężczyzny z pewnością spodobałoby się dzisiejszym wojującym feministkom.- Skomentował to Hubert błądząc ustami gdzieś po szyi Hani. Uśmiechnął się czując tam zapach jabłek.- Piekłaś szarlotkę?
- Zamieszałam upiec mamie tort z jabłkami, ale później zrezygnowałam.- Bardziej poczuł niż zauważył, że wzruszyła ramionami. Niechętnie wypuścił ją z ramion by spojrzeć prosto w oczy. Dopiero teraz zauważył, że była wyraźnie przygaszona a w jej wzroku nie było zwyczajnego entuzjazmu.
- Coś się stało?
- Nie, w porządku.
- Przecież widzę.
- Po prostu jestem trochę smutna. Ale to nic.
- Z panią Iwoną gorzej?
- Co? Ach, tak.- Skłamała, bo choć była to właściwie prawda, Hania nie czuła się źle z tego powodu. Uświadomiwszy sobie swój własny egoizm posmutniała jeszcze bardziej. Co z tego, że własna matka nie kochała jej tak jak powinna? W końcu była niechcianym balastem, który nie pozwolił jej spełnić marzeń. Pani Iwona ostatnio często wracała do lat młodości opowiadając jej jak mama od zawsze chciała wyjechać z gór by podbić stolicę. A skończyła tyrając w hotelu dzień w dzień z nieślubnym dzieckiem przy boku.
- Przykro mi. Z nowotworem ciężko wygrać. Ta kobieta i tak ma szczęście, bo ciotka mojego menadżera dowiedziała się o swojej chorobie, a potem za kilka miesięcy był jej pogrzeb. Pani Iwonie chociaż chemioterapia pomogła i…Jezu, sory: co ja gadam. Przepraszam nie jestem dobry w pocieszaniu, nie chciałem sugerować że…
- …w porządku. Wiem jakie były twoje intencje.- Hania uśmiechnęła się do Huberta. – Po prostu mnie przytul. To zawsze wystarczy.- Bez dalszej zwłoki porwał ją w objęcia podnosząc do góry. -  Hubert, twoja…
-…tak wiem: moja noga. Ale zaręczam ci, że potrafię cię utrzymać.
- Wiesz, że chodzi mi o twoje zdrowie.
- Wiem, głuptasie.- Mrugnął tylko całując ją w policzek. Potem usiadł z nią w ramionach na swoim łóżku. Bez słowa siedzieli tak przez chwilę w całkowitym milczeniu. Hubert myślał wtedy o tym jak bardzo chciałby zaopiekować się dziewczyną którą teraz trzymał; jak nie chciałby wypuszczać jej ze swoich ramion. Nigdy. I że dzięki niej odzyskał swój spokój i szczęście. Z nią przy boku nie liczyłaby się nieprzyjazna prasa, skandal z Klarą czy kłótnie z trenerem. Czuł, że to wszystko nie jest warte jego uwagi, że wszystko się jakoś ułoży bo znów obrał dobry kurs zgodny ze swoim pierwotnym celem.
Hania natomiast myślała o tym jak dobrze jest czuć wokół siebie męskie silne ramiona. Ale te konkretne ramiona. I jak sam tylko widok Huberta sprawiał, że czuła się lepiej. I że potrafił milczeć wiedząc, że ona tego teraz potrzebuje. Za to podczas dyskusji bronił swojego zdania nie ustępując jej ani na jotę gdy nie zgadzał się z jej argumentacją byleby tylko się jej przypodobać. Albo protekcjonalnie poklepać po dłoni mówiąc: że przecież kobieta ma zawsze rację. I śmiała się przy nim, naprawdę się śmiała. Uwielbiała gdy mówił do niej „per mądralińska”, bo wiedziała że dla niego w tych słowach nie było ironii ani śladu naigrywania się. Dzisiaj okazało się, że uwielbia również jego umięśniony tors. Zrozumiała teraz coś jeszcze.
Słysząc bicie serce Huberta tuż przy sobie zdała sobie sprawę, że kocha.
OBECNIE
 Spała tej doby trzy godziny.
Czyli o całe dwie i pół godziny więcej niż wczorajszego dnia.
Dobre i tyle, pomyślała smętnie Hania, mechanicznie wyłączając budzik w starym telefonie. Potem skierowała się do łazienki przemywając twarz zimną wodą. Z lustra spojrzała na nią przeraźliwie blada twarz z podpuchniętymi oczami i sińcami pod nimi. Jednym słowem wyglądała koszmarnie co idealnie oddawało jej obecny stan ducha. Brak wystarczającej ilości snu sprawił też, że jej mózg pracował jakby w zwolnionym tempie.
- A może mi się to wszystko tylko śniło?- Spytała cicho odbicie w lustrze. Może wcale nie odbyła z Kacprem tej nieprzyjemnej rozmowy w której kazał jej szukać nowego mieszkania i oddać zarządzanie hotelem jemu? I może gdy zejdzie do jadalni wcale nie zobaczy brakującego w rogu sali stołu który zniszczył Włodzimierz, bo żadnej bójki wcale nie było. I może, ale tylko może wczoraj w nocy nie dała się pocałować Hubertowi Skrzyneckiemu zaraz po tym jak razem zbierali śmieci wokół terenu Oazy spokoju?- Cholera, po stokroć cholera!- Zaklęła uderzając głową w lustro. Ale nie z zażenowania czy smutku, ale autentycznej złości dzięki której znalazła dodatkowe pokłady energii by się szybko ubrać i uczesać przystępując do pracy. Kacper i Hubert byli po prostu durniami z którymi powinna sobie dać radę. Nie wiedziała tylko który bardziej zalazł jej za skórę.
Przystępując do pracy najpierw skierowała się do kuchni postanawiając uporać się ze stertą naczyń wyzierających zza zlewu. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na wypicie czarnej kawy. Mocnej kawy. To dało jej siłę do sprzątnięcia kuchenki i wyszorowania wszystkich blatów. Dopiero wówczas zjawiła się kucharka co zwiastowało, że wybiła godzina siódma. Wtedy Hania zabrała się do walki z grillem, który wyglądał koszmarnie. Biorąc do ręki grubą gąbkę i środek czyszczący uświadomiła sobie, że znowu nie wzięła ze sobą jednorazowych rękawiczek. No cóż, Kacper będzie miał jeszcze jeden powód do tego by skrytykować jej dłonie. A Hubert…jemu ręce robotnicy nie przeszkadzały, pomyślała przypominając sobie jak znowu po wielu latach obejmowała jego twarz…I jak przyjemnie było to robić. By pozbyć się niechcianych obrazów mocno zamknęła oczy. Dupek, dupek, dupek, powtarzała w myślach nie wiedząc już czy była bardziej zła na niego czy na siebie samą za słabość jaką mu okazała.  Powinna myśleć o tym gdzie może się wyprowadzić i jak rozwiązać sytuację z Kacprem, zganiła się. Albo nie: tę drugą sprawę może lepiej na razie zostawić: Piękniś nie raz i dwa groził jej odebraniem zarządzania hotelem a jak dotąd to ona wciąż tutaj rządziła. Wczoraj poniosły go emocje. Na pewno. Bo jeśli nie oznaczałoby, że naprawdę skończy na bruku.
A raczej pod bramą hotelu. Bo zrozumiała, że jej wczorajsze obawy nie były słuszne: ona kochała ten hotel i nigdy go nie zostawi. Pewnie w jakimś stopniu wpłynął na to stosunek jej matki do tego miejsca i chęć dotrzymania obietnicy o kontynuowaniu działalności, a jakże. Ale przede wszystkim pracowała i żyła tu dla siebie samej. Bo tutaj był jej dom. Jedyny dom jaki kiedykolwiek miała.
- Dzień dobry, pani Haniu. Możemy porozmawiać?
- Dzień dobry, Władku.- Odparła odkładając gąbkę i wycierając dłonie o fartuch. Widząc, że sportowiec się do niej zbliża, postąpiła parę kroków do przodu by wyjść mu na przeciw.
- Paulina powiedziała, że tutaj panią znajdę. Mam nadzieję, że wybaczy mi pani śmiałość, ale chciałem pożegnać się osobiście. I jeszcze raz przeprosić za wczoraj.
- Ależ nie musisz wyjeżdżać.- Zaprotestowała.
- Muszę.- Powtórzył Włodzimierz. Hania spojrzała na niego ze współczuciem.
- Rozumiem.- Mrugnęła tylko. To sprawiło, że młody mężczyzna się uśmiechnął.
- To zabawne, ale gdy pani to mówi mam wrażenie, że naprawdę wie pani o czym mówi. I że to wcale nie jest utarty zwrot jak w przypadku innych ludzi. Aha, pieniądze za zniszczenia zostawiłem na recepcji: Paulina powiedziała, że to co dałem powinno wystarczyć. Ale jeśli jednak uważa pani, że należy się więcej albo chce zatrudnić kogoś by wycenił szkody wnosząc oficjalną skargę to zostawiłem swoje dane tele…
- …to nie będzie konieczne.- Przerwała mu.- Wystarczy tylko rekompensata za zniszczony mebel. Jeśli więc to jest uregulowane, nie mam więcej zastrzeżeń. Dziękuję.
- To ja dziękuję za mądre i krzepiące słowa. I wczorajszą rozmowę. Naprawdę pomogła mi wiele zrozumieć. I spojrzeć na pewne sprawy inaczej.
- Cieszę się. Również dlatego, że dziś widzę w twoich oczach akceptację. I proszę: mów mi na „ty”. Gdy mi „panujesz” czuję się wtedy bardzo staro a jesteśmy przecież w podobnym wieku.
- Jasne. Liczę, że będę miał okazję by w przyszłości częściej się w ten sposób do ciebie odnosić. Te okolice są niezwykle piękne i w bardziej sprzyjającym stanie ducha na pewno miałbym większą ochotę by je poznać.- Włodek miał na myśli swoje kolejne odwiedziny w hotelu w charakterze gościa: nie miał jednak pojęcia jak prorocze okażą się jego słowa w zupełnie innym kontekście niż tego pierwotnie oczekiwał.- Oczywiście jeśli po swoich ekscesach wciąż będę tu mile widziany.
- Na pewno będziesz. Nawet jeśli to nie ja będę już zarządzać tym miejscem.- Dodała poważniej kobieta.
- Co to znaczy?
- No cóż, mój wspólnik uważa że nie najlepiej sobie radzę w tej roli. I sądząc po efektach finansowych pewnie ma rację.
- Więc proszę powiedzieć panu Kacprowi, że pieniądze to nie wszystko. Bez ciebie to miejsce nie będzie już takie samo.- Słysząc to Hani zrobiło się ciepło gdzieś bardzo blisko serca. To dziwne, ale w ciągu jednej doby Włodek stał się jej bardzo bliski. Ale pewnie dlatego, że łączyły ich podobne doświadczenia. Ich pierwsze miłości złamały im serca.
- Dbaj o siebie.
- Pani…to znaczy ty też. Bez urazy, ale chyba przydałoby ci się więcej snu.
- Tej nocy na pewno nadrobię zaległości.
- Proszę jeszcze przeprosić w moim imieniu Natalię. Mam nadzieję, że nie narobiłem jej kłopotów.- Wymieniając pozdrowienia, po chwili się pożegnali. A Hania wróciła do sprzątania grilla. Może nie miała najlepszego nastroju, ale dzięki rozmowie z Włodzimierzem i przemyśleniu pewnych spraw na chłodno przynajmniej pozbyła się wewnętrznej złości na cały świat.
Przynajmniej do czasu gdy podczas serwowania śniadań w jadalni nie zauważyła Huberta.
Jedno spojrzenie na niego sprawiło, że wróciła cała jej wściekłość, rozgoryczenie i tak: żal. Ale nie ich niespełnionego związku, ale jego samego. I złość za to, że zniszczył jej wspomnienia o ich pierwszej miłości, która teraz zawsze będzie jej się wydawać tylko i wyłącznie oszustwem. A wszystko przez jedną rozmowę której nie powinna podejmować. Dlaczego gdy zakomunikowała Hubertowi, że nie będzie go dłużej narażać na swój widok nie postąpiła zgodnie ze swoimi słowami i po prostu nie odeszła? Dlaczego dopuściła do tego by tamta rozmowa się odbyła?

- Nie rozumiesz czy udajesz głupią? To chyba całkiem jasne. Od chwili gdy zobaczyłem cię po latach nie mogę przestać o tym myśleć, będąc przy tym pełen złości i żalu. Gdy byłem pewien że Kacper jest twoim mężem to trzymało mnie jeszcze w ryzach, ale teraz…teraz gdy wiem że jesteś wolna…ta piekielna obsesja tylko przybrała tylko na sile.
- Jaka niby obsesja?
- Na twoim punkcie, góraleczko: jakżeby inaczej?
- Upiłeś się tak jak twój kolega?- Hania, wciąż skonsternowana nadal cofała się do tyłu, choć Hubert zdecydowanie szybciej i śmielej postępował ku niej do przodu. Teraz dzieliło ich nie więcej niż trzy metry.
-Nie, nie jestem pijany. I nie: z moją głową po wczorajszym walnięciu też jest okej. Nie jest to też wina później pory albo zmęczenia.- Wyliczał.- Masz na podorędziu jeszcze jakieś wymówki? Może jedna z nich będzie na tyle przekonywująca, że sam sobie wmówię, że nie mogę przestać o tobie myśleć z jakiegoś racjonalnego powodu a nie cholernych uczuć. I że wcale nie jestem zazdrosny o każdego mężczyznę który z tobą rozmawia albo do którego się uśmiechasz. I że nie marzę o tym byś uśmiechnęła się w ten sposób do mnie. Zresztą, nie tylko uśmiechnęła. Dalej będziesz tak przede mną uciekać? Przecież do śmieszne.
- Hubert…- Wypowiedziała jego imię, ale mimo wszystko się nie zatrzymała. Chociaż chciała. Ale serce biło jej tak szybko a w głowie miała taki kocioł, że nie była w stanie racjonalnie myśleć. Nie chciała by do jej serca wkradła się nadzieja, ale i tak się tak stało. Czy to możliwe, żeby on jednak ją kochał? Po tylu latach?
- Zagrajmy w otwarte karty. Powiedz mi, że masz mnie dosyć i mam odejść; to odejdę. Naprawdę. Mam już dość podchodów i gdy w kotka i myszkę. Nie mam już dwudziestu lat by to mnie bawiło. Więc jeśli jest w twoim życiu jakiś mężczyzna i masz mnie gdzieś to zwyczajnie mi to powiedz i mnie spław. Wtedy nie będę już się łudził wyobrażając sobie łączącą nas chemię wyolbrzymiając każde twoje najkrótsze spojrzenie rzucone w moją stronę. Więc?- W odpowiedzi Hanka tylko pokręciła przecząco głową nie będąc w stanie odpowiedzieć w sposób werbalny. Zresztą nie wiedziała co dokładnie mogłaby powiedzieć. I przede wszystkim: co chciałaby powiedzieć. W końcu jednak się zatrzymała. On przystanął nie dalej niż krok od niej. Przez tę całą potyczkę wpatrywali się w siebie patrząc sobie prosto w oczy.– Jak interpretować twoje zaprzeczenie? Że nie masz mnie dosyć i mam zostać? A może kręciłaś głową na myśl o moich absurdalnych według ciebie rojeniach?- Hubert czekał na odpowiedź dobre kilka sekund, ale gdy się jej nie doczekał sam podjął decyzję:- Skoro wciąż nie chcesz mi powiedzieć zinterpretuję te gest na swój sposób.- Drugi raz tego dnia wieczora, mężczyzna dotknął dłonią jej policzka. I drugi raz zrobił to tuż przed tym jak zamierzał ją pocałować. Ale tym razem nie skończyło się ta jak poprzednio gdy Hanka zadanym pytaniem mu się wymknęła. Tym razem przysunął się do niej jeszcze bardziej tak, że prawie stykali się głowami. A potem pochylił głowę czując jej przyspieszony oddech. I zanim dotknął wargami jej ust wiedział, że jej odpowiedź będzie taka jakiej pragnie.
Myślał, że pamiętał smak jej pocałunków i wrażenie jakie w nim wywoływały: czasami w ostatnich dniach wydawało mu się, że czas który upłynął zbytnio je nawet wyolbrzymił i przekoloryzował. Ale teraz przekonał się, że jego pamięć jeszcze ich nie doszacowała. Że wspomnienia nijak miały się do rzeczywistości. Emocje które poczuł, ten zawrót głowy i miękkość jej warg sprawiły, że wprost oszalał w środku nie będąc w stanie skupić się na czymś innym niż ten pocałunek. Że zapomniał o całym świecie całkiem dosłownie. Sam dotyk jej ust szybko przestał mu wystarczać: zwiększył więc nacisk warg swoim językiem pogłębiając pocałunek. Dłońmi przytrzymywał jej twarz jakby wciąż nie wierzył, że ją całuje a ona sama nie tylko godzi się na ten dotyk, ale i chętnie czynnie bierze w nim udział. W pewnym momencie gdy poczuł z jaką siłą jej ręce oplotły jego szyję, jęknął.
 - Boże, to mi się nie śni, prawda?
- Nie.- Mrugnęła tylko Hanka w odpowiedzi w przerwie między jednym pocałunkiem a drugim. A może to był jeden wielki niekończący się pocałunek?
- W końcu odpowiedziałaś.- Uśmiechnął się na chwilę odchylając jej głowę do tyłu by móc spojrzeć jej w oczy. Gdy odwzajemniła uśmiech z powrotem opadł na jej usta. Dopiero dobre dwie minuty później był w stanie się od niej oderwać. - Ależ będzie nam cudownie: spędzimy te cztery pozostałe dni razem. Chłopaki się chyba nie obrażą, ty też weźmiesz sobie trochę wolnego. I będziemy sami, we dwójkę. Zupełnie tak jak kiedyś.
- Cztery dni?- Powtórzyła.
- No tak: potem niestety muszę wracać. Ale nie martw się: odezwę się do ciebie za jakiś czas.- Hubert nie zauważył nagłego zesztywnienie Hanki. Bo nagle dotarło do niej, że chyba nie mają ze Skrzyneckim na myśli tego samego. Już samo użyte przez niego na początku słowo „obsesja” powinno jej to uświadomić. To nie był synonim słowa „miłość”. Nawet bardzo naciągany. Mimo to musiała się upewnić.
- Za kolejne sześć lat?
- No coś ty.- Roześmiał się.- Myślę, że zatęsknię za tobą dużo szybciej.- Pewnie w zamierzeniu miał to być świetny żart, ale dla Hanny stanowił gwóźdź do trumny jej romantycznych rojeń. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu sądziła że on ją kocha? Śmiechu warte. Jemu zależało na miłym spędzeniu pozostałej części wakacji: widocznie wędrówki z kumplami po górskich szlakach już mu się znudziły, dlatego to ona miała zapewnić mu dalsze atrakcje. A potem grzecznie usunąć się w cień. Dokładnie tak samo jak sześć lat temu. Wtedy podjęła więc dobrą decyzję wyłączając na moment uczucia i dając dojść do głosu rozsądkowi. Dlaczego więc teraz po nauczce jaką dostała niczego się nie nauczyła?
Kolejnego pocałunku nie było, bo gdy pewny swego Hubert znowu nachylił się nad Hanką, tym razem został „powitany” inaczej. Dopiero mocne pieczenie na lewym policzku uświadomiło mu, że ten głośny odgłos który usłyszał przed chwilą pochodził z zetknięcia się jej ręki z jego policzkiem.
- Bydlak.- Warknęła jeszcze Hanka wyrywając się z jego objęć. Nie było to jednak takie łatwe, bo Skrzynecki wciąż trzymał ją w stalowym uścisku będąc przy tym mocno skonsternowanym.
- Za co to było?
- Puszczaj mnie! Niech ktoś inny umili twój wakacyjny czas!
- O co ci chodzi?! Przecież też tego chciałaś!
- Bo myślałam, że…
- Że co? Ach tylko nie mów, że znowu miałaś nadzieję, że zaproponuję byś pojechała razem ze mną? Już to kiedyś przerabialiśmy, prawda? I wiemy jak to się skończyło.
- Więc co przewidywałeś dla mnie po czterech dniach? Miałabym ci grzecznie pomachać na pożegnanie? A gdy znudzi ci się żywot celebryty na świeczniku pełen dam z czerwonego dywanu góraleczka Hanecza będzie stanowiła miłą odskocznię?
- Wróćmy do całowania, dobrze?- Próbując siły swojego uroku, Hubert uśmiechnął się szeroko do Hanki zdając sobie sprawę, że nie może zaprzeczyć, bo…no cóż: dokładnie tak to sobie prawdę mówiąc wyobrażał.- Rozmowa jakoś nie bardzo nam wychodzi.
- Bujaj się. – Odpowiedziała mu w końcu wyswobadzając się z jego objęć. Wtedy spojrzała mu znowu w oczy: tliła się w nich jeszcze nieugaszona namiętność i złość.
- A ty się zdecyduj czego chcesz, dziewczynko.- Wycedził.- Bo drugi raz nie dam wozić się za nos.- Powiedział jeszcze zanim Hanka się nie odwróciła. Ale gdy zaczęła się od niego oddalać dodał poirytowanym tonem zmieniając taktykę:- Daj spokój, dlaczego znowu uciekasz? Tak trudno przyznać że obydwoje nas do siebie ciągnie? Ja umiem być szczery wobec samego siebie i otwarcie o tym mówię, a to mnie oskarżałaś o prowadzenie gierek. Obydwoje jesteśmy już chyba wystarczająco dorośli na świadomy romans, prawda? Wolałabyś żebym kłamał wyznając ci miłość do grobowej deski albo że cię nie opuszczę aż do śmierci?- Gdy spostrzegł, że jego słowa nie odnoszą żadnego skutku, wkurzył się jeszcze bardziej:- Masz rację: uciekaj sobie. Mogłem się z tobą przespać parę lat temu: może ta pieprzona obsesja by mi w końcu minęła i teraz by mnie tu nie było.- Hanka wyraźnie drgnęła, bo pomimo odległości zdołała dosłyszeć i te słowa, ale się nie zatrzymała. Była zbyt zajęta powtarzaniem w myślach słowa: idiotka.
Zerkając co i raz na wskazówkę zegara, Hanna wypatrywała końca czasu śniadań. Nie chciała przebywać w tym samym pomieszczeniu co Hubert, bo sam jego widok na nowo rozbudzał jej wściekłość. Nie rozumiała też jego złości: uważał, że słysząc tak uwłaczającą propozycję powinna mu dziękować? A może rozpłynąć się ze wzruszenia? No tak: przecież spędzenie ze sławnym sportowcem kilku dni sam na sam jest szczytem osiągnięć życiowych każdej rozsądnej młodej dziewczyny. A jeszcze jak napiszą o niej w gazetach…ach, no po prostu spełnienie marzeń.
Tak naprawdę, w głębi swojego serca, Hania była jednak zła na samą siebie. Bo pozwoliła na te pocałunku sądząc, że Hubert wyznał jej swoje uczucia. Bo wciąż łudziła się, że była dla niego kimś ważnym. Kimś, o kim nie można zapomnieć nawet po kilku latach. W rzeczywistości natomiast była dla niego niezdobytą twierdzą i to go wkurzało. Musi kiedyś spytać Patryka o co chodzi facetom z tym brakiem przyjęcia odmowy i startowania wciąż do tej samej laski byleby tylko ją zdobyć. Nawet jeśli już wcale tego nie pragną.
Dopiero po śniadaniu i posprzątaniu całej jadalni, Hanka znalazła chwilę czasu by rozmówić się z Pauliną. Opowiedziała jej po krótce o przebiegu jej kłótni z Kacprem. Uważała nawet, że jako szefowa jest jej to winna: w końcu Paula powinna zdawać sobie sprawę z aktualnej sytuacji w hotelu i ewentualnej możliwości zmiany kadry zarządzającej. 
- Myślisz, że on z tym osobistym zarządzaniem tak na poważnie?- Spytała ją pod koniec przyjaciółka.
- Pewnie nie: wiele razy już mnie tak straszył. Ale co do tej wyprowadzki z hotelu to miał rację. Nie powinnam tutaj mieszkać. To nie jest właściwie.
Później porozmawiały na tematy służbowe i omówiły plan działania na najbliższe kilka dni. A w szczególności opanowaniu logistycznym dzisiejszych harcerzy, których mieli gościć po południu. Hania dowiedziała się też ile tak naprawdę pieniędzy zostawił im Włodek.
- Tysiąc pięćset złotych? Przecież ten rozwalony stół to była zwykła sklejka nie warta nawet połowy tej ceny: to dlatego zresztą się rozwaliła pod naporem męskiego ciała.
- Daj spokój, pieniądz nie śmierdzi. Poza tym strat niematerialnych nikt ci nie zwróci.
- Nie przesadzaj.
-  Wiesz jaka jest twoja największa wada? Jesteś za dobra. A tak zmieniając temat: jak to się stało, że wczoraj tańczyliście z tym siatkarzem wtuleni w siebie jak stare dobre małżeństwo?
- Ssssłucham?- Zająknęła się Hanka czując że się rumieni. Paulina nachyliła się w jej stronę przez bar w recepcji.
- Oj daj spokój: jeśli ci się spodobał to co z tego? W sumie taki romans byłby całkiem przyjemny i miałabyś co wspominać. No i tobie zdecydowanie by się przydał, bo nie masz własnego życia towarzyskiego. Z Rafała równy gość ale przy siatkarzu o takiej twarzy i budowie ciała wypada dosyć blado.
- Oszalałaś?! Ja go nawet nie lubię, to znaczy Huberta. To dupek jakich mało. I wielka gwiazda od siedmiu boleści, która myśli że wszyscy będą na jej jedno skinienie.
- Chyba nie rozumiem…
- Nieważne, Paula.- Ucięła temat Hanna czując jak zaczyna ją boleć głowa. Matko, czy naprawdę na parkiecie zrobiła z siebie aż takie pośmiewisko?- Lepiej powiedz mi o nowych rezerwacjach: będę wiedziała które pokoje uszykować.
***
Kilka godzin później Hanna zamierzała rozdać lemoniadę dla spragnionych harcerzy, którzy mimo ponad dwudziesto pięciostopniowego upału wciąż woleli pozostawać na zewnątrz budynku zamiast ochłodzić w hotelowym pokoju. A to wszystko za sprawą zajęcia która mieli. I mężczyznom, którzy wywiązali się ze swojej wczorajszej obietnicy więcej niż sumiennie.
Hania z uśmiechem na ustach patrzyła jak czwórka największych sportowców w tym kraju już trzecią godzinę bez wytchnienia biega z bandą ponad dwudziestu dzieciaków. I choć po ich twarzach było widać zmęczenie to widniejący na ustach uśmiech zdradzał, że bawią się nie lepiej niż towarzyszący im nastolatkowie. Teraz akurat przyszła pora na piłkę nożną w której mógł się wykazać przede wszystkim Adam: sposób w jaki manewrował pomiędzy przeciwnikami był po prostu oszałamiający. Nawet ona, która o sporcie wiedziała tylko tyle jak to słowo przeliterować dała się oczarować temu popisowi. Wyglądało to tak jakby jego nogi były wyposażone w jeden wielki magnes, który przyciągał piłkę. I choć wiedziała, że to przecież zwykłe odbicia a nie magia nie mogła oderwać swoich oczu od prowizorycznego boiska i dwóch bramek zrobionych z niedużych kamieni. Nie była w tym zresztą osamotniona, bo nawet najstarsi goście pensjonatu udając, że są zirytowaniu hałasami młodzieży byli ciekawi co też tak przykuło ich uwagę. A widząc dobrą zabawę uśmiechali się pod nosem spacerując dookoła grających. Zapewne sami też mieliby ochotę tak podokazywać.
Uwagę Hani przyciągała też swoboda z jaką ci dorośli mężczyźni zwracali się do kilkunastoletnich chłopców: to że nie traktowali ich protekcjonalnie ze względu na ich wiek, ale też wyniośle ze względu na swoje zawodowe umiejętności. Po prostu dobrze się razem bawili i to się liczyło, pozorne różnice zeszły jakoś na dalszy plan. Widząc, że Adam kończy swoje nożne popisy, Hanka zdecydowała się wykorzystać okazję:
- A teraz przerwa: zapraszam na coś zimnego do picia. Który z was ma ochotę?- Już po chwili była otoczona pokaźną gromadką młodych mężczyzn dziękujących jej za uratowanie życia.- Jeśli już to uratowałam was przed udarem słonecznych.- Skomentowała to wtedy wzbudzając wybuch śmiechu. Wyłapując w grupce twarz Dominika uśmiechnęła się do niego szeroko wypowiadając głośnie dziękuję. W odpowiedzi machnął tylko ręką.
- To co chłopaki? Teraz kolej na siatkówkę?- Odezwał się po kilku minutach odpoczynku Dominik Andrzejewski.
- Mamy niestety tylko plażówkę, ale może wystarczy.- Odpowiedział Miłosz, który na samym początku opuścił na chwilę hotel i zaopatrzył się na jakimś lokalnym bazarku w mieście w kilka rodzajów najróżniejszych piłek. Udało mu się między innymi zakupić nawet taką do rugby. Niestety nie było wśród nich piłki do siatkówki.
- Co ty na to Hubert?- Spytał Dominik.
- Nawet plażówką pokonam dziesięciu takich jak ty niedźwiedziu.
- Ha, słyszeliście chłopaki? Ktoś tu chyba rzuca nam wyzwanie. Przyjmujemy je, nie?- Wrzawa znowu wybuchła. A Hania widząc szeroki uśmiech na twarzy Huberta próbowała przekonać samą siebie że to co wtedy poczuła nie miało nic wspólnego z jej uczuciami do niego i było spowodowane wyłącznie rozbawieniem. Mimo to nie mogła powstrzymać się przed obserwowaniem go podczas gry. Gry w której za siatkę służył stary sznurek przywiązany do drzew naprędce zmajstrowany przez pana Stanisława i Krystiana- jednych z hotelowych gości. Nawet pani Daria Krajewska czynnie włączyła się w rozgrywkę będąc sędzią. Ale to przecież nic złego, usprawiedliwiała się sama przed sobą gdy jej wzrok znów zatrzymywał się na Skrzyneckim. W końcu przecież gdy Adam Rębecki wykonywał te swoje kiwki i inne figury których nazw zapewne nigdy nawet nie słyszała też nie spuszczała z niego wtedy oczu. Tak samo jak z Dominika z Miłoszem którzy dzielnie usiłowali kozłować piłką ręczną po murawie z raczej marnym rezultatem udawania gry w szczypiora jeszcze godzinę temu. To więc zupełnie normalne, że gdy teraz Hubert uczył prawidłowego wykonania bloku i ataku koncentrowała swoją uwagę na nim. Pewnie jest dobrym ojcem, pomyślała chwilę później zastanawiając się jaki też może być jego syn. Miał teraz nieco ponad pięć lat. I choć z łatwością mogłaby to sprawdzić wpisując w wyszukiwarkę imię i nazwisko Huberta, to jednak nie chciała tego zrobić. To był już zamknięty rozdział jej życia. Sprawdzanie co u niego słychać poprzez media byłoby tylko zadręczaniem się. Tak jak robisz to teraz, podpowiedział jakiś głosik w jej głowie. W końcu teraz miałaś postawioną całą sprawę zupełnie jasno: kilka godzin temu powiedział ci, że jedyne kim dla niego możesz być to przelotną przygodą na resztę wakacji. Czemu więc patrzysz na niego podsycając te niedorzeczne uczucia zamiast je stłumić?
- Idiotka.- Mrugnęła pod nosem nie ruszając się z miejsca. Dlatego ucieszyła się gdy poczuła wibrację w kieszeni. Nawet jeśli okazało się, że szykuje się nieprzyjemna rozmowa.- Tak, Kacper?- Powiedziała odchodząc od wrzawy prowizorycznego boiska i kierując się na werandę przed hotelem.
- Dzwonię tylko by cię zapytać czy przemyślałaś sprawę zarządzania Oazą. I ustosunkowałaś się do moich próśb.
- Raczej gróźb.- Sprecyzowała.
- Rozumiem, że nadal chcesz postawić sprawę na ostrzu noża, twoja decyzja. Ale uczciwie ostrzegam, że lepiej byłoby załatwić sprawę polubownie. W głębi ducha wiesz, że nie nadajesz się na szefa, nie rozumiem po co to ciągnąć.
-  Nie zrezygnuje z dnia na dzień, przecież nawet jeśli mam odejść to ktoś musi mnie zastąpić.
- Ależ oczywiście: ja to zrobię. W międzyczasie będę szukał też odpowiedniego kupca na to miejsce.
- Jakoś cię tu dzisiaj nie ma.- Celowo zignorowała jego słowa dotyczące możliwej sprzedaży w ogóle się do niej nie odnosząc.
- Ale zjawię się jutro, zapewniam cię.
- Posłuchaj, nie możemy normalnie porozmawiać jak dwójka wspólników?
- Możemy to zrobić jutro. Zjawię się rano około dziewiątej. Wtedy przekażesz mi co i jak wtajemniczając w bieżące sprawy hotelu. A teraz przepraszam, muszę kończyć. Dzwoniłem tylko po to by cię uprzedzić. Na razie.
- Ale o dziewiątej będę zajęta serwowaniem śniadań aż do dziesiątej. A potem sprzątaniem sali. Poza tym wprowadzenie cię w bieżące sprawy zajęłoby mi chyba cały dzień…świetnie.- Mrugnęła słysząc sygnał rozłączanego połączenia. A więc tym razem Kacper w końcu zamierzał wprowadzić swoje groźby w życie. Cudownie.
Wróciwszy do rzeczywistości schowała telefon do kieszeni decydując się powrócić do sprzątania pokojów. Nawet jeśli to były jedne z jej ostatnich dni spędzonych tutaj zamierzała przepracować je solidnie i tak jak zawsze. Bez żadnych zmian. Krzyki w holu powiedziały jej, że szykuje się kolejna awantura. Ciekawe który to gość tak się awanturuje, pomyślała. Dochodząc do recepcji i widząc stojącą za nią Natalię dyskutującą bardzo ożywczo ze swoją siostrą już poczuła symptomy bólu głowy.
- Przepraszam, czy jest jakiś problem?- Spytała siląc się na uprzejmość. Wtedy Dominika przerwała swoją tyradę skupiając swój wściekły wzrok na samej Hance.
- Dyskutujemy tylko z siostrą o wypowiedzeniu przez nią umowy.
- Domi, nie będzie żadnego wypowie…
- Ależ będzie: wiedziałam że twoja praca tutaj to był zły pomysł. Ale po wczorajszej akcji podjęłam decyzję: nie będziesz obsługiwać pijanych facetów którzy cię obmacują.
- Dominika…
- I bez dyskusji! Wiesz, że to ja za ciebie odpowiadam. Po śmierci rodziców ja pełnię funkcję twojego opiekuna.
- Dominika, czy możemy porozmawiać spokojnie w moim gabinecie?- Wykorzystała swoją szansę na wtrącenie się do dyskusji, Hanna.
- Nie sądzę byśmy miały o czym.- Odparła jej tamta.- Najwyraźniej ty nie widzisz nic złego w tym, że moja Natalka przebywała w samym środku wielkiej burdy znosząc namolny podryw jakiegoś pożal się Boże sportowca.
- Władek nie…
- …nie przerywaj mi jak mówię.- Zganiła młodszą siostrę Dominika ignorując przy tym fakt, że przecież sama wcześniej kilkakrotne postąpiła w ten sam sposób. Potem wyciągnęła palec wskazujący w kierunku Hanki.- Widziałam jak ją napastował.
- Dominika, nie sądzę by Włodzimierz był do tego zdolny. Owszem, wczoraj popełnił błąd wdając się w bójkę ze swoim kolegą, ale sprawa jest już załatwiona. Wielokrotnie nas za to przeprosił.- Nagle Hania przypomniała sobie o innych słowach Włodka, które wcześniej jakoś zignorowała. O Boże. Czy to możliwe żeby nagabywał jej pracownicę?
Proszę jeszcze przeprosić w moim imieniu Natalię. Mam nadzieję, że nie narobiłem jej kłopotów.
- I myślisz, że problem jest rozwiązany? Ha, ale czego w końcu oczekuję po osobie, która sama nie widzi niczego niewłaściwego w obściskiwaniu się z jakimś sławnym sportowcem na oczach całego miasteczka! 
- Teraz już przesadziłaś.- Oznajmiła sucho Hanka.- Poproszę cię o opuszczenie tego miejsca.
- Wyjdę tylko razem z Natalią.
- O ile wiem to jest pełnoletnia i ma prawdo decydować o sobie sama. Jeśli będzie chciała się zwolnić to to zrobi. A teraz żegnam o ile nie chcesz wynająć jakiegoś pokoju.
- Żałosna jesteś: panoszysz się bo z tobą zatańczył? Takich jak ty to on ma na pęczki.- Prychnęła jeszcze tylko Dominika już wcale nie kryjąc swojej wrogości. Na szczęście jednak wyszła z budynku.
- Przepraszam za nią, naprawdę.- Głos Natalii brzmiał bardzo niepewnie.- Ja wcale nie chcę się zwolnić, wręcz przeciwnie: chcę tutaj pracować. Muszę uzbierać na studia.
- Słuchaj czy to co mówiła twoja siostra to prawda? Czy Włodek w jakiś sposób ci wczoraj uchybił?
- Dominika widziała jak się wczoraj całowaliśmy, chyba to miała a myśli.
- Matko.
- Ale przesadza.
- Natalia, ty wiesz że on wczoraj przeszmuglował skądś alkohol i się upił przez zerwanie z dziewczyną z którą spotykał się od czasów bycia nastolatkiem, prawda?- Spytała Hanna nie chcąc robić żadnych nadziei Natalii. A zaskoczenie w jej oczach powiedziało jej więcej niż chciałaby przyznać sama Natalia. W rzeczywistości jednak dziewiętnastolatka była zdziwiona czymś innym. Bo najwyraźniej Włodek nie zdradził źródła zdobycia przez siebie alkoholu. I Hania nie wiedziała o tym, że to co się stało było jej winą. W jednej chwili poczuła jednocześnie i ulgę, i wyrzuty sumienia. Ale nie mogła wyznać prawdy, nie po scenie jaką urządziła jej siostra. Hania przestałaby darzyć ją zaufaniem i przy pierwszej lepszej okazji by zwolniła. A ta praca była jej potrzebna by uwolnić się spod wpływu siostry, która od 3 lat czyli śmierci rodziców w wypadku na swój sposób próbowała zastąpić jej matkę zakazując mniej więcej wszystkiego. Studia w obcym miejscu były jej jedyną możliwością wyrwania się. To jednak na nic jeśli nie będzie miała początkowych funduszy na wyprowadzkę.
- Hania, ja wiem że to nie było na poważnie.
- Pewnie tak, ale w głębi serca łudzisz się że…
- Skąd: wiem jak to działa. Ale podobał mi się i chciałam żeby mnie pocałował. Ale tylko pocałował.- Dodała by szefowa nie myślała o niej źle.- Wiem, że dla niego to też nic nie znaczyło.
- Czy teraz młodzież naprawdę podchodzi do tego wszystkiego aż tak lekko?
- To tylko pocałunek.- Zbagatelizowała całą sprawę Natalia. Hania w duchu przypomniała sobie co zaszło między nią a Hubertem. To też nosiło miano „tylko pocałunku”?- Nie twierdzę, że to dobrze ale z drugiej strony to nie jest groźne jeśli wiesz na czym stoisz. Poza tym wtedy już nie miał dziewczyny, więc to nie było niemoralne.
- A jeśli się zakochasz?
- Nie tak łatwo się zakochać. A Dominika ma uraz do turystów i tyle. Boi się, że któryś nie daj Boże zrobi mi dziecko i wyjedzie w siną dal.- Nagle dziewczyna zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu zakrywając usta dłonią. – Ja nie chciałam…
- …w porządku.- Ucięła temat Hanna widząc, że do recepcji ktoś się zbliża. Nawet jeśli z trudem przełknęła ślinę czując w gardle wielką gulę: zwiastun kolejnego w ostatnich dniach załamania.- Porozmawiamy później w bardziej dogodnym miejscu, dobrze?

6 komentarzy:

  1. Suuuper :D !!! Cieszę się, że nawet przed weekendem udało się skończyć nową część! Pozdrawiam i czekam na kolejną część ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam historie, gdzie dwoje ludzi się przyciąga, a chwilę potem odpycha. To znacznie ciekawsze niż słodko-pierdząca miłość od pierwszego wejrzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jak można się łatwo domyśleć po moich opowiadaniach :) W miłość od pierwszego wejrzenia jako realiatka nie wierzę, ale dopuszczam do siebie taką możliwość w książkach czy filmach. Byleby tylko zostalo
      to poprowadzone z głową.

      Usuń
    2. Hmm... Ja z kolei wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, bo są ludzie, którzy tego doświadczyli. Mi natomiast kiedyś przytrafiła się miłość od pierwszego uśmiechu. Ale potem okazało się, że to tylko zauroczenie :) Niemniej jednak, to i tak było niezwykłe :)

      Usuń
    3. Mi się wydaję że to zawsze jest jednak zauroczenie od pierwszego wejrzenia a nie miłość. Z tym, że jesli po jakimś czasie zauroczenie zamienia się w miłość ludzie myślą że bylo nią od samego początku. A nie można przeciez kochac kogoś tylko po przelotnym spotkaniu, przynajmniej w mojej opinii. Ale ten temat wymagalby pewnie duzo dluzszej polemiki i dyskusji :) I zgadzam się że to pewne musi być niezwykłe uczucie zauroczyc się usmiechem czy samym widokiem kogoś. Ja niestety nigdy tego nie doświadczylam więc mogę tylko zazdrościć.

      Usuń
  3. Kolejna cudowna czesc! W Twoich opowiadaniach bohaterowie nigdy nie mają lekko :D czekam na kolejna część- jak zawsze z niecierpliwością :)
    pozdrawiam Nina :)

    OdpowiedzUsuń