Uff, choć sama w to nie wierzyłam, udało mi się dokończyć nowy rozdział. Jak zwykle trochę się wyjaśni, a trochę napiętrzy- jak to u mnie :)
Miłego czytania.
Hubert dawno nie był tak wściekły jak teraz: dość
powiedzieć, że nawet tłum nieprzyjaznych kibiców w Brazylii podczas
rozgrywanego finału Pucharu Wielkich Mistrzów wydawał mu się być małym pikusiem
w porównaniu do towarzyszących mu teraz emocji. Z tego powodu docierając do
swojego hotelowego pokoju nawet klamkę do drzwi otworzył zbyt gwałtownie budząc
przy tym Miłosza. Szlak by to wszystko trafił. I ją przede wszystkim ją.
- Gdzie ty łazisz po nocy?- Usłyszał zaspany głos
przyjaciela dochodzący gdzieś z łóżka Rębeckiego.
- Nigdzie, byłem się przejść. Śpij już. – Miał
nadzieję, że jego głos zabrzmiał dużo mniej nieprzyjaźnie niż mu się wydawało.
Zapomniał jednak, że przed jego tymczasowym współlokatorem nic się nie ukryje.
Dlatego gdy zapaliła się lampka czuł, że szykuje się przesłuchanie.
- Coś ty taki wściekły?- Rozbudzony Miłosz podniósł
się z łóżka i spojrzał bacznie na swojego przyjaciela. I może przeoczyłby
pewien szczegół gdyby Hubert sam nie dał mu wskazówki drapiąc się po lewej
części twarzy.
- Naprawdę nie mam teraz ochoty na rozmowy. Sory, że
cię obudziłem, ale idź już spać.- By nadać swojej sugestii moc, spojrzał
kumplowi prosto w oczy. I to był błąd.
- Rozumiem,
że to ma coś wspólnego z twoim zaczerwienionym policzkiem.
- Miłosz…
- Zgadza się tak mam właśnie na imię. I przestać
rzucać mi te kose spojrzenia i tak cię to nie uratuje. Co wy do diabła
wyczyniacie z Włodkiem, co? Najpierw on wszczyna burę a teraz ty.
- Co: ja?
- Nie traktuj mnie jak głupka, Huba. Wiem, że ona ci
się podoba: ba, po twoim pokazie na parkiecie kiedy praktycznie tańczyliście
wtuleni w siebie wie o tym pewnie cała społeczność Pralkowa. Ale skoro ci
odmówiła to to uszanuj. Mieliśmy się świetnie bawić podczas tej wycieczki i
prawdę mówiąc obawiałem się, że ktoś może nam przynieść wstyd zabawiając
się w Casanovę, ale obstawiałem raczej Adama a nie ciebie. A tu jak na
ironię on zachowuje się z was wszystkim najbardziej dojrzale.
- Coś sobie ubzdurałeś i tyle. Nie mam zamiaru
podejmować tego absurdalnego wywodu.
- Hubert…
- Dosyć, jeśli nie chcesz oberwać.
- Okej, jak chcesz.- W geście kapitulacji Miłosz
wyciągnął przed siebie ręce. Potem zgasił lampkę i odkręcił się w kierunku
ściany. Sądząc po odgłosach, Hubert najpewniej też wygodnie mościł się teraz w
swoim łóżku. Po kilkudziesięciu sekundach absolutnej ciszy, szczypiorniak nie
mógł się jednak powstrzymać przed zadaniem pytania, choć wiedział że może go
ono wiele kosztować:- Szkoda, że tego nie widziałem. Mocno cię zdzieliła w tę
twoją facjatę?- Choć Skrzynecki był wściekły, słysząc to parsknął śmiechem.
Potem rzucił w Miłosza leżącym na jego stoliku przy łóżku jabłkiem.
- Kretyn.- Wymamrotał tylko pod nosem gdy oboje
przestali zwijać się ze śmiechu. Ale niezaprzeczalnie dzięki Miłoszowi
rozluźnił się na tyle by w końcu zasnąć.
Pobudka po zaledwie kilku godzinach snu nie należała
do najprzyjemniejszych: u większości ludzi panuje bowiem błędne przekonanie, że
sportowcy sypiają po sześć godzin na dobę i dzięki świetnej formie nie
potrzebują tyle snu co przeciętni zjadacze chleba. Prawda jednak jest tak, że ośmiogodzinny
sen stanowi nieodzowny element dobowej higieny dnia pozwalający osiągać lepsze
wyniki. Pewnie niektórzy byliby zdziwieni jak wiele może zdziałać tak prosta
zdawać by się mogła regeneracja. Dlatego po tak krótkiej nocy Hubert miał
wrażenie jakby dopiero co przyłożył głowę do poduszki. A tu jeszcze na dodatek
bolała go łopatka i stłuczony wczoraj przez Władka łokieć. Głowę zaś zaprzątała
nocna rozmowa z Hanką zakończona niezbyt satysfakcjonującym dla niego
epizodem.
- Wstawaj już, musimy wyrobić się na śniadanie.
Dochodzi dziewiąta.- Pospieszał go kolega. Hubert niechętnie więc zwlókł się ze
swojego łóżku. A piętnaście minut później razem z Adamem schodzili po
schodach do jadalni we trójkę. Dopiero wtedy zauważył coś co powinien dostrzec
od samego początku.
- Gdzie Dominik z Władkiem?- Spytał. Nie umknęło mu
przy tym porozumiewawcze spojrzenie jakim wymienili się towarzyszący mu mężczyźni.
- Dominik pojechał naszym busem odwieść go na
pociąg.- Wyjaśnił Miłosz.
- Co?
- Władek zdecydował, że tak będzie lepiej. Rano się
pożegnał. Zapukał nawet do naszego pokoju, ale chyba za twardo spałeś. Poprosił
więc o to żeby przekazać ci przeprosiny. Sam zamierza to zrobić osobiście za
jakiś czas.
- Spoko.
- Na pewno?
- Tak: trochę mnie co prawda wczoraj stłukł ale mnie
też poniosło. Jest okej.
- Władek
chciał przede wszystkim przeprosić za tamte słowa, które do ciebie powiedział
już po bójce.
Pewnie będąc tobą jeszcze dzisiejszej nocy poznałbym jakąś przyjemną laskę na pocieszenie, co? A idealnie by było gdyby na dodatek okazała się mieć męża: poharcowałbym sobie ze znudzoną żoneczką majstrując przy okazji dziecko! To dopiero byłoby zwieńczenie rozsądku wielkiego siatkarza Huberta Skrzyneckiego!
Teraz masz się
za wielkiego odpowiedzialnego sportowca któremu szajba nigdy nie uderzyła do
głowy prawiąc mi moralizatorskie gadki. Nie łudź się jednak, że nikt nie
pamięta twoich pijackich akcji sprzed paru lat. A może mam ci przypomnieć jak
było? Więc nawet nie próbuj mnie pouczać, bo jesteś ostatnią osobą która
mogłaby to robić. Zwłaszcza w kwestii nadmiernego spożywania alkoholu.
- Zrozumiałem: a teraz możemy w końcu iść do
stolika?
- Jakie słowa?- Zainteresował się Adam, który nie był bezpośrednim świadkiem całego zdarzenia.
- Włodzimierz wypomniał Hubertowi akcję z Klarą. I przeszłość.- Wyjaśnił Rębecki.
- Jakie słowa?- Zainteresował się Adam, który nie był bezpośrednim świadkiem całego zdarzenia.
- Włodzimierz wypomniał Hubertowi akcję z Klarą. I przeszłość.- Wyjaśnił Rębecki.
- To znaczy?
- Nieważne.- Uciął zdecydowanym tonem Hubert. Miłosz
jak zwykle trafnie odgadł, że tamte słowa go zabolały, sukinkot. Nawet jeśli on
przed samym sobą chciał udawać, że wszystko gra. Co złego jest w końcu w tym,
że ludzie wciąż w głębi ducha uważają cię za lekkoducha jakim byłeś przez
krótki fatalny okres swojego życia? Kiedy się pogubiłeś zbaczając z kursu?
Hubert od dawna czuł się na cenzurowanym: zupełnie jak były więzień recydywista
po którym oczekuje się tylko kiedy znowu zaatakuje. Bo nawet nie zakłada się,
że mógł się zmienić, dojrzeć, zrozumieć swoje błędy. Jedyne o co spierają się inni
to czas. Czy ponowi swoje zbrodnie już pierwszego dnia wolności? A może po roku
lub dekadzie? Ale mimo wszystko Skrzynecki sądził, że przynajmniej przyjaciele w
niego wierzą. Że choć prasa i media przedstawiały go jako nawróconego
celebrytę wypatrując kolejnego skandalu, to garstka najbliższych mu osób
wiedziała że w głębi duszy od zawsze
chciał być tylko siatkarzem. Że tylko to się dla niego liczyło.
Włodek niestety dał kłam tej iluzji w jednej chwili
rozwiewając daremne nadzieje. I żadnej obrony nie stanowił tutaj alkohol:
Włodzimierz dokładnie zdawał sobie sprawę z tego co mówi i komu. A ponieważ był
pijany powiedział na głos tylko to co inni dotąd przemilczali. Żadne słowo
przepraszam tego nie zmieni. Tak jak i on nie mógł nakazać milionom ludzi
w tym kraju by przestali interesować się jego prywatnym życiem, tak oni
nie mogli zmienić tego co czuli w głębi ducha myśląc o nim.
Podły nastój Huberta został jeszcze bardziej zepsuty
na widok Hanny. Pocieszeniem był tylko fakt, że wyglądała na bardziej zmęczoną
niż on. I dobrze tak głupiej krowie. Jakim prawem śmiała odwzajemniać jego
pocałunki a później go spoliczkować? Owszem, może i nie wyraził się zbyt taktownie
i mógł rozegrać to inaczej, może bardziej zgrabnie, ale do diabła: policzek?!
Serio? Po niej by się tego nie spodziewał, nie wyglądała na kobietę która
urządzała sceny. Szkoda tylko, że zamiast się na nią gniewać w swoich myślach odtwarzał
niedawne pocałunki, które tylko rozbudziły jego apetyt na więcej. Czy naprawdę
jeszcze kilka dni temu łudził się, że to może mu wystarczyć? Że da radę tak po
prostu stąd wyjechać po upływie tygodnia znowu o niej zapominając? Że skoro raz
się to udało to stanie się tak ponownie? Chyba oszalał. Ona natomiast
podchodząc do stolika z zapytaniem o śniadanie, zwracając się do niego wydawała
się tak opanowana i obojętna jak nigdy dotąd. Zupełnie jakby jeszcze kilka
godzin temu nie całowała go tak, że całe jego ciało zamieniło się w płynny
ogień.
Naprawdę była głupią krową.
Z którą wciąż chciał się przespać.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
- Ależ to drobiazg: dla mnie jest pani drugą po
matce najważniejszą kobietą w życiu.
- Przesadzasz jak zawsze. Nie trzeba było.- Pani Irena płoniąc się jakby znowu miała dwadzieścia lat przyjęła bukiet kolorowych
kwiatów od Kacpra.- Ale dziękuję za pamięć. Nawet Hania zapomniała o moich
urodzinach.- Dodała patrząc na córkę z udawaną surowością, ale jej oczy wciąż
się śmiały. Hanna odwzajemniła uśmiech, choć nie był on szczery. Miała ochotę
zaprzeczyć: powiedzieć że to nieprawda, bo po pracy zamierzała upiec mamie tort
z jabłkami z pomocą pani Renaty. I kupiła jej kolorowe świeczki zapachowe
o ulubionym aromacie orchidei; tylko na to było ją stać ze skromnego
kieszonkowego, bo pierwszej wypłaty jeszcze nie dostała. Ale zamierzała to
wręczyć dopiero wieczorem gdy zostaną same spędzając miły wieczór tylko we
dwie. I nie tak ostentacyjnie jak ten Piękniś. Tyle, że jak zwykle nic nie
powiedziała. A gdy zauważyła jak matka przytula obcego sobie chłopaka w geście
podziękowania zwyczajnie musiała odwrócić wzrok. Chwilę później odeszła
wymawiając się obowiązkami jakie miała do zrobienia w hotelu. W rzeczywistości
natomiast nie chciała by ktoś spostrzegł w jakim stanie ducha się znajdowała.
To było więcej niż żałosne zazdrościć uścisku matki,
wiedziała to w duchu. Tyle, że jej nigdy nie przytulano na wyrost. Pani Irena
kochała córkę, ale nie chciała by wyrosła na kruchą i delikatną istotę jak
ona sama dając się omotać pierwszemu lepszemu mężczyźnie który powie że jest
dla niego całym światem. Dlatego już od najmłodszych lat starała się by jej
Hania była bardzo samodzielna i potrafiła sobie poradzić w różnych
okolicznościach. Sama dziewczynka ukrywała swoje uczucia widząc, że matka robi podobnie.
Tylko czasami chciała przytulić się do niej tak zwyczajnie by poczuć jej ciepło
i bezpieczeństwo, bez żadnej okazji. Chciałaby móc bez skrępowania wrócić ze
szkoły z wielkim bananem na ustach i pierwsze co zrobić to paść w jej objęcia.
Jednak zawsze gdy robiła to w przeszłości spotykała się z taką samą reakcją:
Stało się coś,
że tak mnie przytulasz? Nie? No już, bo muszę podać ci obiad. Zresztą zaraz
mnie udusisz. Myj ręce i siadaj do stołu.
Z czasem więc przestała to robić udając sama przed
sobą, że to nie ma żadnego znaczenia. I że mama ma rację. W końcu była
nastolatką a chciała zachowywać się jak mała dziewczynka. Ale gdzieś tam w
środku czaiła się obawa, że matka nie kocha jej tak mocno jak ona kocha ją. I
że na tę miłość musi zasłużyć. Dlatego zawsze była dobrą posłuszną córką, choć
czasami nawet przyjaciółki śmiały się gdy z taką skwapliwością respektowała
przykazanie rodzicielki. Nic się nie stanie jak zostaniesz dłużej piętnaście
minut, jęczała Anka gdy Hania zgodnie z zaleceniem matki żegnała się z nią
równo o osiemnastej by nie spóźnić się na wyznaczoną godzinę powrotu do domu.
Albo po szkole odmawiała chodzenia na ogniska czy domówki nawet jeśli przez to
wychodziła na sztywną. Pomagała również z własnej woli w hotelu czasami
pracując więcej niż powinna byleby tylko zasłużyć na ciepły uśmiech matki czy
dobre słowo. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że przez to traciła coś dużo
cenniejszego.
Tego wieczoru nie upiekła już tortu ani nie dała
mamie świeczek: zamiast tego pani Irena z Kacprem spędziła miły wieczór w
kinie: bilety na seans miały być dodatkowym prezentem urodzinowym. Piękniś
oczywiście pamiętał o bilecie i dla niej, ale Hanna nie mogła go przyjąć nie
wychodząc przy tym na egoistkę: w końcu oznaczałoby to że pani Irena zostanie wieczorem
sama. Wiedziała, że zrobił to celowo, więc gdy zaproponował nawet żeby to ona
wybrała się z matką na seans oznajmiła, że to nie jest potrzebne. Nie potrafiła
zrozumieć czemu ten chłopak postawił sobie za cel odebranie jej uczuć matki.
Swoją przecież ledwie tolerował rzadko do niej zaglądając i nie martwiąc się o
jej stan w dobie szybko postępującego nowotworu. Nie wierzyła, że do jej mamy
czuje coś specjalnego skoro własnej nie szanował. Dlatego teraz spędziła
wieczór z chorą staruszką grając w warcaby: bardziej wymagająca gra nie
wchodziła w rachubę. A i tak rozgrywka nie była na takim samym poziomie jak
choćby parę miesięcy wcześniej. Ponadto pani Irena dość wcześniej zasnęła.
Oznaczało to, że Hania może dzięki temu spędzić więcej czasu z Hubertem bez
szukania pokrętnych wymówek, ale po raz pierwszy jakoś jej to nie cieszyło. I
nie chodziło tylko o fakt propozycji wyjazdu którą wysnuł dwa dni wcześniej, a
o której ona do tej pory nie myślała poważnie nie wiedząc co mu odpowiedzieć.
Po prostu było jej zwyczajnie smutno.
Mimo to, po uszykowaniu kilku smakołyków z
dzisiejszego obiadu i kolacji, zapukała do drzwi Huberta jak zwykle wchodząc do
pokoju bez czekania na odpowiedź. Tym razem jednak zjawiła się wcześniej przez
co siatkarz zupełnie się jej nie spodziewał. I dlatego wziąwszy prysznic swobodnie
ubierał się w wygodny stój do spania przy otwartych drzwiach.
- O matko, przepraszam: poczekam na zewnątrz.-
Wybąkała zauważywszy, że jej chłopak stoi tylko w ręczniku na biodrach. Potem
stanęła za drzwiami opierając się o nie całym ciężarem ciała. Przymknąwszy
oczy, głęboko odetchnęła natychmiast zapominając o matce i swoich problemach. Nie
do końca zrozumiała dlaczego zrobiło jej się tak gorąco. Hubert natomiast
naciągając na siebie koszulkę uśmiechnął się pod nosem. Ale była z niej nieśmiała
kusicielka. Dziwny był to oksymoron. Ale czemu się temu dziwił skoro ona sama
była dziwna?
- W porządku. Możesz już wejść.- Oznajmił dwie
minuty później kompletnie już ubrany gdy otworzył drzwi do pokoju i ujrzał w
nim czekającą wciąż Hankę.- Nie musiałaś zresztą wychodzić.
- Nie chciałam cię krępować.- Usprawiedliwiała się.
- Ależ nie czułem się skrępowany. Nie spodziewałem
się tylko, że przyjdziesz. Dzisiaj miały być urodziny twojej mamy, prawda?
Wczoraj mówiłaś, że pewnie nie dasz rady dzisiaj wpaść bo spędzicie ten czas
razem. A nie dość, że przyszłaś to jeszcze tak wcześniej.
- Tak, ale nastąpiła mała zmiana planów. Cieszysz
się?
- Jeszcze pytasz?- Odparł jej retorycznie składając
na ustach czuły pocałunek.- Co masz dzisiaj dobrego w tym swoim koszyczku
Czerwony Kapturku?
- Maślane bułeczki pani Renaty.- Odpowiedziała
pozwalając mu wziąć od siebie półmisek. Potem nieco zamyślonym tonem dodała: -
Wiesz, że ta bajka ma kilka ciekawych wersji? W tej najwcześniejszej
znanej naukowcom wilk częstuje dziewczynkę zupą przyrządzoną z krwi i części ciała
babci. I nie ma żadnego gajowego, a dziewczynka ratuje się przed wilkiem sama.
- Kanibalistyczny akcent w bajce na dobranoc? Dość
drastyczne. Za to zakończenie bez ratującego wszystkich mężczyzny z pewnością
spodobałoby się dzisiejszym wojującym feministkom.- Skomentował to Hubert
błądząc ustami gdzieś po szyi Hani. Uśmiechnął się czując tam zapach jabłek.-
Piekłaś szarlotkę?
- Zamieszałam upiec mamie tort z jabłkami, ale
później zrezygnowałam.- Bardziej poczuł niż zauważył, że wzruszyła ramionami.
Niechętnie wypuścił ją z ramion by spojrzeć prosto w oczy. Dopiero teraz
zauważył, że była wyraźnie przygaszona a w jej wzroku nie było zwyczajnego
entuzjazmu.
- Coś się stało?
- Nie, w porządku.
- Przecież widzę.
- Po prostu jestem trochę smutna. Ale to nic.
- Z panią Iwoną gorzej?
- Co? Ach, tak.- Skłamała, bo choć była to właściwie
prawda, Hania nie czuła się źle z tego powodu. Uświadomiwszy sobie swój własny
egoizm posmutniała jeszcze bardziej. Co z tego, że własna matka nie kochała jej
tak jak powinna? W końcu była niechcianym balastem, który nie pozwolił jej
spełnić marzeń. Pani Iwona ostatnio często wracała do lat młodości opowiadając
jej jak mama od zawsze chciała wyjechać z gór by podbić stolicę. A skończyła
tyrając w hotelu dzień w dzień z nieślubnym dzieckiem przy boku.
- Przykro mi. Z nowotworem ciężko wygrać. Ta kobieta
i tak ma szczęście, bo ciotka mojego menadżera dowiedziała się o swojej
chorobie, a potem za kilka miesięcy był jej pogrzeb. Pani Iwonie chociaż
chemioterapia pomogła i…Jezu, sory: co ja gadam. Przepraszam nie jestem dobry w
pocieszaniu, nie chciałem sugerować że…
- …w porządku. Wiem jakie były twoje intencje.-
Hania uśmiechnęła się do Huberta. – Po prostu mnie przytul. To zawsze
wystarczy.- Bez dalszej zwłoki porwał ją w objęcia podnosząc do góry. - Hubert, twoja…
-…tak wiem: moja noga. Ale zaręczam ci, że potrafię
cię utrzymać.
- Wiesz, że chodzi mi o twoje zdrowie.
- Wiem, głuptasie.- Mrugnął tylko całując ją w
policzek. Potem usiadł z nią w ramionach na swoim łóżku. Bez słowa siedzieli
tak przez chwilę w całkowitym milczeniu. Hubert myślał wtedy o tym jak bardzo
chciałby zaopiekować się dziewczyną którą teraz trzymał; jak nie chciałby
wypuszczać jej ze swoich ramion. Nigdy. I że dzięki niej odzyskał swój spokój
i szczęście. Z nią przy boku nie liczyłaby się nieprzyjazna prasa, skandal
z Klarą czy kłótnie z trenerem. Czuł, że to wszystko nie jest warte jego
uwagi, że wszystko się jakoś ułoży bo znów obrał dobry kurs zgodny ze swoim
pierwotnym celem.
Hania natomiast myślała o tym jak dobrze jest czuć
wokół siebie męskie silne ramiona. Ale te konkretne ramiona. I jak sam tylko
widok Huberta sprawiał, że czuła się lepiej. I że potrafił milczeć wiedząc, że
ona tego teraz potrzebuje. Za to podczas dyskusji bronił swojego zdania nie ustępując
jej ani na jotę gdy nie zgadzał się z jej argumentacją byleby tylko się jej
przypodobać. Albo protekcjonalnie poklepać po dłoni mówiąc: że przecież kobieta
ma zawsze rację. I śmiała się przy nim, naprawdę się śmiała. Uwielbiała gdy
mówił do niej „per mądralińska”, bo wiedziała że dla niego w tych słowach nie
było ironii ani śladu naigrywania się. Dzisiaj okazało się, że uwielbia również
jego umięśniony tors. Zrozumiała teraz coś jeszcze.
Słysząc bicie serce Huberta tuż przy sobie zdała
sobie sprawę, że kocha.
OBECNIE
Spała tej
doby trzy godziny.
Czyli o całe dwie i pół godziny więcej niż
wczorajszego dnia.
Dobre i tyle, pomyślała smętnie Hania, mechanicznie
wyłączając budzik w starym telefonie. Potem skierowała się do łazienki
przemywając twarz zimną wodą. Z lustra spojrzała na nią przeraźliwie blada
twarz z podpuchniętymi oczami i sińcami pod nimi. Jednym słowem wyglądała
koszmarnie co idealnie oddawało jej obecny stan ducha. Brak wystarczającej
ilości snu sprawił też, że jej mózg pracował jakby w zwolnionym tempie.
- A może mi się to wszystko tylko śniło?- Spytała
cicho odbicie w lustrze. Może wcale nie odbyła z Kacprem tej nieprzyjemnej
rozmowy w której kazał jej szukać nowego mieszkania i oddać zarządzanie
hotelem jemu? I może gdy zejdzie do jadalni wcale nie zobaczy brakującego w
rogu sali stołu który zniszczył Włodzimierz, bo żadnej bójki wcale nie było.
I może, ale tylko może wczoraj w nocy nie dała się pocałować Hubertowi
Skrzyneckiemu zaraz po tym jak razem zbierali śmieci wokół terenu Oazy spokoju?- Cholera, po stokroć
cholera!- Zaklęła uderzając głową w lustro. Ale nie z zażenowania czy smutku,
ale autentycznej złości dzięki której znalazła dodatkowe pokłady energii by się
szybko ubrać i uczesać przystępując do pracy. Kacper i Hubert byli po
prostu durniami z którymi powinna sobie dać radę. Nie wiedziała tylko który
bardziej zalazł jej za skórę.
Przystępując do pracy najpierw skierowała się do
kuchni postanawiając uporać się ze stertą naczyń wyzierających zza zlewu.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na wypicie czarnej kawy. Mocnej kawy. To dało jej
siłę do sprzątnięcia kuchenki i wyszorowania wszystkich blatów. Dopiero wówczas
zjawiła się kucharka co zwiastowało, że wybiła godzina siódma. Wtedy Hania
zabrała się do walki z grillem, który wyglądał koszmarnie. Biorąc do ręki grubą
gąbkę i środek czyszczący uświadomiła sobie, że znowu nie wzięła ze sobą
jednorazowych rękawiczek. No cóż, Kacper będzie miał jeszcze jeden powód do
tego by skrytykować jej dłonie. A Hubert…jemu ręce robotnicy nie przeszkadzały,
pomyślała przypominając sobie jak znowu po wielu latach obejmowała jego twarz…I
jak przyjemnie było to robić. By pozbyć się niechcianych obrazów mocno zamknęła
oczy. Dupek, dupek, dupek, powtarzała w myślach nie wiedząc już czy była
bardziej zła na niego czy na siebie samą za słabość jaką mu okazała. Powinna myśleć o tym gdzie może się
wyprowadzić i jak rozwiązać sytuację z Kacprem, zganiła się. Albo nie: tę drugą
sprawę może lepiej na razie zostawić: Piękniś nie raz i dwa groził jej
odebraniem zarządzania hotelem a jak dotąd to ona wciąż tutaj rządziła. Wczoraj
poniosły go emocje. Na pewno. Bo jeśli nie oznaczałoby, że naprawdę skończy na
bruku.
A raczej pod bramą hotelu. Bo zrozumiała, że jej
wczorajsze obawy nie były słuszne: ona kochała ten hotel i nigdy go nie
zostawi. Pewnie w jakimś stopniu wpłynął na to stosunek jej matki do tego
miejsca i chęć dotrzymania obietnicy o kontynuowaniu działalności, a jakże. Ale
przede wszystkim pracowała i żyła tu dla siebie samej. Bo tutaj był jej dom.
Jedyny dom jaki kiedykolwiek miała.
- Dzień dobry, pani Haniu. Możemy porozmawiać?
- Dzień dobry, Władku.- Odparła odkładając gąbkę i
wycierając dłonie o fartuch. Widząc, że sportowiec się do niej zbliża,
postąpiła parę kroków do przodu by wyjść mu na przeciw.
- Paulina powiedziała, że tutaj panią znajdę. Mam
nadzieję, że wybaczy mi pani śmiałość, ale chciałem pożegnać się osobiście. I
jeszcze raz przeprosić za wczoraj.
- Ależ nie musisz wyjeżdżać.- Zaprotestowała.
- Muszę.- Powtórzył Włodzimierz. Hania spojrzała na
niego ze współczuciem.
- Rozumiem.- Mrugnęła tylko. To sprawiło, że młody
mężczyzna się uśmiechnął.
- To zabawne, ale gdy pani to mówi mam wrażenie, że
naprawdę wie pani o czym mówi. I że to wcale nie jest utarty zwrot jak w
przypadku innych ludzi. Aha, pieniądze za zniszczenia zostawiłem na recepcji:
Paulina powiedziała, że to co dałem powinno wystarczyć. Ale jeśli jednak uważa
pani, że należy się więcej albo chce zatrudnić kogoś by wycenił szkody wnosząc
oficjalną skargę to zostawiłem swoje dane tele…
- …to nie będzie konieczne.- Przerwała mu.-
Wystarczy tylko rekompensata za zniszczony mebel. Jeśli więc to jest
uregulowane, nie mam więcej zastrzeżeń. Dziękuję.
- To ja dziękuję za mądre i krzepiące słowa. I
wczorajszą rozmowę. Naprawdę pomogła mi wiele zrozumieć. I spojrzeć na pewne
sprawy inaczej.
- Cieszę się. Również dlatego, że dziś widzę w
twoich oczach akceptację. I proszę: mów mi na „ty”. Gdy mi „panujesz” czuję się
wtedy bardzo staro a jesteśmy przecież w podobnym wieku.
- Jasne. Liczę, że będę miał okazję by w przyszłości
częściej się w ten sposób do ciebie odnosić. Te okolice są niezwykle piękne i w
bardziej sprzyjającym stanie ducha na pewno miałbym większą ochotę by je
poznać.- Włodek miał na myśli swoje kolejne odwiedziny w hotelu w charakterze
gościa: nie miał jednak pojęcia jak prorocze okażą się jego słowa w zupełnie
innym kontekście niż tego pierwotnie oczekiwał.- Oczywiście jeśli po swoich
ekscesach wciąż będę tu mile widziany.
- Na pewno będziesz. Nawet jeśli to nie ja będę już
zarządzać tym miejscem.- Dodała poważniej kobieta.
- Co to znaczy?
- No cóż, mój wspólnik uważa że nie najlepiej sobie
radzę w tej roli. I sądząc po efektach finansowych pewnie ma rację.
- Więc proszę powiedzieć panu Kacprowi, że pieniądze
to nie wszystko. Bez ciebie to miejsce nie będzie już takie samo.- Słysząc to
Hani zrobiło się ciepło gdzieś bardzo blisko serca. To dziwne, ale w ciągu
jednej doby Włodek stał się jej bardzo bliski. Ale pewnie dlatego, że łączyły
ich podobne doświadczenia. Ich pierwsze miłości złamały im serca.
- Dbaj o siebie.
- Pani…to znaczy ty też. Bez urazy, ale chyba
przydałoby ci się więcej snu.
- Tej nocy na pewno nadrobię zaległości.
- Proszę jeszcze przeprosić w moim imieniu Natalię.
Mam nadzieję, że nie narobiłem jej kłopotów.- Wymieniając pozdrowienia, po
chwili się pożegnali. A Hania wróciła do sprzątania grilla. Może nie miała
najlepszego nastroju, ale dzięki rozmowie z Włodzimierzem i przemyśleniu
pewnych spraw na chłodno przynajmniej pozbyła się wewnętrznej złości na cały
świat.
Przynajmniej do czasu gdy podczas serwowania śniadań
w jadalni nie zauważyła Huberta.
Jedno spojrzenie na niego sprawiło, że wróciła cała
jej wściekłość, rozgoryczenie i tak: żal. Ale nie ich niespełnionego związku,
ale jego samego. I złość za to, że zniszczył jej wspomnienia o ich pierwszej
miłości, która teraz zawsze będzie jej się wydawać tylko i wyłącznie
oszustwem. A wszystko przez jedną rozmowę której nie powinna podejmować.
Dlaczego gdy zakomunikowała Hubertowi, że nie będzie go dłużej narażać na swój
widok nie postąpiła zgodnie ze swoimi słowami i po prostu nie odeszła? Dlaczego
dopuściła do tego by tamta rozmowa się odbyła?
- Nie rozumiesz czy udajesz głupią? To chyba całkiem jasne. Od chwili gdy zobaczyłem cię po latach nie mogę przestać o tym myśleć, będąc przy tym pełen złości i żalu. Gdy byłem pewien że Kacper jest twoim mężem to trzymało mnie jeszcze w ryzach, ale teraz…teraz gdy wiem że jesteś wolna…ta piekielna obsesja tylko przybrała tylko na sile.
- Jaka niby
obsesja?
- Na twoim
punkcie, góraleczko: jakżeby inaczej?
- Upiłeś się tak
jak twój kolega?- Hania, wciąż skonsternowana nadal cofała się do tyłu, choć
Hubert zdecydowanie szybciej i śmielej postępował ku niej do przodu. Teraz
dzieliło ich nie więcej niż trzy metry.
-Nie, nie jestem
pijany. I nie: z moją głową po wczorajszym walnięciu też jest okej. Nie jest to
też wina później pory albo zmęczenia.- Wyliczał.- Masz na podorędziu jeszcze
jakieś wymówki? Może jedna z nich będzie na tyle przekonywująca, że sam sobie
wmówię, że nie mogę przestać o tobie myśleć z jakiegoś racjonalnego powodu a
nie cholernych uczuć. I że wcale nie jestem zazdrosny o każdego mężczyznę który
z tobą rozmawia albo do którego się uśmiechasz. I że nie marzę o tym byś
uśmiechnęła się w ten sposób do mnie. Zresztą, nie tylko uśmiechnęła. Dalej
będziesz tak przede mną uciekać? Przecież do śmieszne.
- Hubert…-
Wypowiedziała jego imię, ale mimo wszystko się nie zatrzymała. Chociaż chciała.
Ale serce biło jej tak szybko a w głowie miała taki kocioł, że nie była w
stanie racjonalnie myśleć. Nie chciała by do jej serca wkradła się nadzieja,
ale i tak się tak stało. Czy to możliwe, żeby on jednak ją kochał? Po tylu
latach?
- Zagrajmy w
otwarte karty. Powiedz mi, że masz mnie dosyć i mam odejść; to odejdę.
Naprawdę. Mam już dość podchodów i gdy w kotka i myszkę. Nie mam już dwudziestu
lat by to mnie bawiło. Więc jeśli jest w twoim życiu jakiś mężczyzna i masz
mnie gdzieś to zwyczajnie mi to powiedz i mnie spław. Wtedy nie będę już się
łudził wyobrażając sobie łączącą nas chemię wyolbrzymiając każde twoje
najkrótsze spojrzenie rzucone w moją stronę. Więc?- W odpowiedzi Hanka tylko
pokręciła przecząco głową nie będąc w stanie odpowiedzieć w sposób werbalny. Zresztą
nie wiedziała co dokładnie mogłaby powiedzieć. I przede wszystkim: co
chciałaby powiedzieć. W końcu jednak się zatrzymała. On przystanął nie dalej
niż krok od niej. Przez tę całą potyczkę wpatrywali się w siebie patrząc sobie
prosto w oczy.– Jak interpretować twoje zaprzeczenie? Że nie masz mnie dosyć i
mam zostać? A może kręciłaś głową na myśl o moich absurdalnych według
ciebie rojeniach?- Hubert czekał na odpowiedź dobre kilka sekund, ale gdy się
jej nie doczekał sam podjął decyzję:- Skoro wciąż nie chcesz mi powiedzieć
zinterpretuję te gest na swój sposób.- Drugi raz tego dnia wieczora, mężczyzna
dotknął dłonią jej policzka. I drugi raz zrobił to tuż przed tym jak zamierzał
ją pocałować. Ale tym razem nie skończyło się ta jak poprzednio gdy Hanka
zadanym pytaniem mu się wymknęła. Tym razem przysunął się do niej jeszcze
bardziej tak, że prawie stykali się głowami. A potem pochylił głowę czując jej
przyspieszony oddech. I zanim dotknął wargami jej ust wiedział, że jej
odpowiedź będzie taka jakiej pragnie.
Myślał, że
pamiętał smak jej pocałunków i wrażenie jakie w nim wywoływały: czasami w ostatnich
dniach wydawało mu się, że czas który upłynął zbytnio je nawet wyolbrzymił
i przekoloryzował. Ale teraz przekonał się, że jego pamięć jeszcze ich nie
doszacowała. Że wspomnienia nijak miały się do rzeczywistości. Emocje które poczuł,
ten zawrót głowy i miękkość jej warg sprawiły, że wprost oszalał w środku
nie będąc w stanie skupić się na czymś innym niż ten pocałunek. Że zapomniał o
całym świecie całkiem dosłownie. Sam dotyk jej ust szybko przestał mu
wystarczać: zwiększył więc nacisk warg swoim językiem pogłębiając pocałunek.
Dłońmi przytrzymywał jej twarz jakby wciąż nie wierzył, że ją całuje a ona
sama nie tylko godzi się na ten dotyk, ale i chętnie czynnie bierze w nim
udział. W pewnym momencie gdy poczuł z jaką siłą jej ręce oplotły jego
szyję, jęknął.
- Boże, to mi się nie śni, prawda?
- Nie.- Mrugnęła
tylko Hanka w odpowiedzi w przerwie między jednym pocałunkiem a drugim. A
może to był jeden wielki niekończący się pocałunek?
- W końcu
odpowiedziałaś.- Uśmiechnął się na chwilę odchylając jej głowę do tyłu by móc
spojrzeć jej w oczy. Gdy odwzajemniła uśmiech z powrotem opadł na jej usta.
Dopiero dobre dwie minuty później był w stanie się od niej oderwać. - Ależ
będzie nam cudownie: spędzimy te cztery pozostałe dni razem. Chłopaki się chyba
nie obrażą, ty też weźmiesz sobie trochę wolnego. I będziemy sami, we
dwójkę. Zupełnie tak jak kiedyś.
- Cztery dni?-
Powtórzyła.
- No tak: potem
niestety muszę wracać. Ale nie martw się: odezwę się do ciebie za jakiś czas.-
Hubert nie zauważył nagłego zesztywnienie Hanki. Bo nagle dotarło do niej, że
chyba nie mają ze Skrzyneckim na myśli tego samego. Już samo użyte przez niego
na początku słowo „obsesja” powinno jej to uświadomić. To nie był synonim słowa
„miłość”. Nawet bardzo naciągany. Mimo to musiała się upewnić.
- Za kolejne
sześć lat?
- No coś ty.-
Roześmiał się.- Myślę, że zatęsknię za tobą dużo szybciej.- Pewnie w
zamierzeniu miał to być świetny żart, ale dla Hanny stanowił gwóźdź do trumny
jej romantycznych rojeń. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu sądziła
że on ją kocha? Śmiechu warte. Jemu zależało na miłym spędzeniu pozostałej
części wakacji: widocznie wędrówki z kumplami po górskich szlakach już mu się
znudziły, dlatego to ona miała zapewnić mu dalsze atrakcje. A potem grzecznie
usunąć się w cień. Dokładnie tak samo jak sześć lat temu. Wtedy podjęła więc
dobrą decyzję wyłączając na moment uczucia i dając dojść do głosu rozsądkowi.
Dlaczego więc teraz po nauczce jaką dostała niczego się nie nauczyła?
Kolejnego
pocałunku nie było, bo gdy pewny swego Hubert znowu nachylił się nad Hanką, tym
razem został „powitany” inaczej. Dopiero mocne pieczenie na lewym policzku
uświadomiło mu, że ten głośny odgłos który usłyszał przed chwilą pochodził z
zetknięcia się jej ręki z jego policzkiem.
- Bydlak.-
Warknęła jeszcze Hanka wyrywając się z jego objęć. Nie było to jednak takie
łatwe, bo Skrzynecki wciąż trzymał ją w stalowym uścisku będąc przy tym mocno
skonsternowanym.
- Za co to było?
- Puszczaj mnie!
Niech ktoś inny umili twój wakacyjny czas!
- O co ci
chodzi?! Przecież też tego chciałaś!
- Bo myślałam,
że…
- Że co? Ach
tylko nie mów, że znowu miałaś nadzieję, że zaproponuję byś pojechała razem ze mną?
Już to kiedyś przerabialiśmy, prawda? I wiemy jak to się skończyło.
- Więc co przewidywałeś
dla mnie po czterech dniach? Miałabym ci grzecznie pomachać na pożegnanie? A
gdy znudzi ci się żywot celebryty na świeczniku pełen dam z czerwonego dywanu
góraleczka Hanecza będzie stanowiła miłą odskocznię?
- Wróćmy do
całowania, dobrze?- Próbując siły swojego uroku, Hubert uśmiechnął się szeroko
do Hanki zdając sobie sprawę, że nie może zaprzeczyć, bo…no cóż: dokładnie tak
to sobie prawdę mówiąc wyobrażał.- Rozmowa jakoś nie bardzo nam wychodzi.
- Bujaj się. –
Odpowiedziała mu w końcu wyswobadzając się z jego objęć. Wtedy spojrzała mu
znowu w oczy: tliła się w nich jeszcze nieugaszona namiętność i złość.
- A ty się
zdecyduj czego chcesz, dziewczynko.- Wycedził.- Bo drugi raz nie dam wozić się
za nos.- Powiedział jeszcze zanim Hanka się nie odwróciła. Ale gdy zaczęła się
od niego oddalać dodał poirytowanym tonem zmieniając taktykę:- Daj spokój, dlaczego
znowu uciekasz? Tak trudno przyznać że obydwoje nas do siebie ciągnie? Ja umiem
być szczery wobec samego siebie i otwarcie o tym mówię, a to mnie oskarżałaś o
prowadzenie gierek. Obydwoje jesteśmy już chyba wystarczająco dorośli na
świadomy romans, prawda? Wolałabyś żebym kłamał wyznając ci miłość do grobowej
deski albo że cię nie opuszczę aż do śmierci?- Gdy spostrzegł, że jego słowa
nie odnoszą żadnego skutku, wkurzył się jeszcze bardziej:- Masz rację: uciekaj
sobie. Mogłem się z tobą przespać parę lat temu: może ta pieprzona obsesja by
mi w końcu minęła i teraz by mnie tu nie było.- Hanka wyraźnie drgnęła, bo
pomimo odległości zdołała dosłyszeć i te słowa, ale się nie zatrzymała. Była
zbyt zajęta powtarzaniem w myślach słowa: idiotka.
Zerkając co i raz na wskazówkę zegara, Hanna
wypatrywała końca czasu śniadań. Nie chciała przebywać w tym samym
pomieszczeniu co Hubert, bo sam jego widok na nowo rozbudzał jej wściekłość.
Nie rozumiała też jego złości: uważał, że słysząc tak uwłaczającą propozycję
powinna mu dziękować? A może rozpłynąć się ze wzruszenia? No tak: przecież
spędzenie ze sławnym sportowcem kilku dni sam na sam jest szczytem osiągnięć życiowych
każdej rozsądnej młodej dziewczyny. A jeszcze jak napiszą o niej w
gazetach…ach, no po prostu spełnienie marzeń.
Tak naprawdę, w głębi swojego serca, Hania była jednak
zła na samą siebie. Bo pozwoliła na te pocałunku sądząc, że Hubert wyznał jej swoje
uczucia. Bo wciąż łudziła się, że była dla niego kimś ważnym. Kimś, o kim nie
można zapomnieć nawet po kilku latach. W rzeczywistości natomiast była dla
niego niezdobytą twierdzą i to go wkurzało. Musi kiedyś spytać Patryka o co
chodzi facetom z tym brakiem przyjęcia odmowy i startowania wciąż do tej samej
laski byleby tylko ją zdobyć. Nawet jeśli już wcale tego nie pragną.
Dopiero po śniadaniu i posprzątaniu całej jadalni,
Hanka znalazła chwilę czasu by rozmówić się z Pauliną. Opowiedziała jej po krótce
o przebiegu jej kłótni z Kacprem. Uważała nawet, że jako szefowa jest jej to
winna: w końcu Paula powinna zdawać sobie sprawę z aktualnej sytuacji w hotelu
i ewentualnej możliwości zmiany kadry zarządzającej.
- Myślisz, że on z tym osobistym zarządzaniem tak na
poważnie?- Spytała ją pod koniec przyjaciółka.
- Pewnie nie: wiele razy już mnie tak straszył. Ale
co do tej wyprowadzki z hotelu to miał rację. Nie powinnam tutaj mieszkać. To
nie jest właściwie.
Później porozmawiały na tematy służbowe i omówiły
plan działania na najbliższe kilka dni. A w szczególności opanowaniu
logistycznym dzisiejszych harcerzy, których mieli gościć po południu. Hania
dowiedziała się też ile tak naprawdę pieniędzy zostawił im Włodek.
- Tysiąc pięćset złotych? Przecież ten rozwalony
stół to była zwykła sklejka nie warta nawet połowy tej ceny: to dlatego zresztą
się rozwaliła pod naporem męskiego ciała.
- Daj spokój, pieniądz nie śmierdzi. Poza tym strat
niematerialnych nikt ci nie zwróci.
- Nie przesadzaj.
- Wiesz jaka
jest twoja największa wada? Jesteś za dobra. A tak zmieniając temat: jak to się
stało, że wczoraj tańczyliście z tym siatkarzem wtuleni w siebie jak stare
dobre małżeństwo?
- Ssssłucham?- Zająknęła się Hanka czując że się
rumieni. Paulina nachyliła się w jej stronę przez bar w recepcji.
- Oj daj spokój: jeśli ci się spodobał to co z tego?
W sumie taki romans byłby całkiem przyjemny i miałabyś co wspominać. No i tobie
zdecydowanie by się przydał, bo nie masz własnego życia towarzyskiego. Z Rafała
równy gość ale przy siatkarzu o takiej twarzy i budowie ciała wypada dosyć
blado.
- Oszalałaś?! Ja go nawet nie lubię, to znaczy
Huberta. To dupek jakich mało. I wielka gwiazda od siedmiu boleści, która myśli
że wszyscy będą na jej jedno skinienie.
- Chyba nie rozumiem…
- Nieważne, Paula.- Ucięła temat Hanna czując jak
zaczyna ją boleć głowa. Matko, czy naprawdę na parkiecie zrobiła z siebie aż
takie pośmiewisko?- Lepiej powiedz mi o nowych rezerwacjach: będę wiedziała
które pokoje uszykować.
***
Kilka godzin później Hanna zamierzała rozdać
lemoniadę dla spragnionych harcerzy, którzy mimo ponad dwudziesto
pięciostopniowego upału wciąż woleli pozostawać na zewnątrz budynku zamiast
ochłodzić w hotelowym pokoju. A to wszystko za sprawą zajęcia która mieli. I
mężczyznom, którzy wywiązali się ze swojej wczorajszej obietnicy więcej niż
sumiennie.
Hania z uśmiechem na ustach patrzyła jak czwórka
największych sportowców w tym kraju już trzecią godzinę bez wytchnienia biega z
bandą ponad dwudziestu dzieciaków. I choć po ich twarzach było widać zmęczenie
to widniejący na ustach uśmiech zdradzał, że bawią się nie lepiej niż
towarzyszący im nastolatkowie. Teraz akurat przyszła pora na piłkę nożną w której
mógł się wykazać przede wszystkim Adam: sposób w jaki manewrował pomiędzy przeciwnikami
był po prostu oszałamiający. Nawet ona, która o sporcie wiedziała tylko tyle
jak to słowo przeliterować dała się oczarować temu popisowi. Wyglądało to tak
jakby jego nogi były wyposażone w jeden wielki magnes, który przyciągał piłkę.
I choć wiedziała, że to przecież zwykłe odbicia a nie magia nie mogła oderwać
swoich oczu od prowizorycznego boiska i dwóch bramek zrobionych z niedużych
kamieni. Nie była w tym zresztą osamotniona, bo nawet najstarsi goście
pensjonatu udając, że są zirytowaniu hałasami młodzieży byli ciekawi co też tak
przykuło ich uwagę. A widząc dobrą zabawę uśmiechali się pod nosem spacerując
dookoła grających. Zapewne sami też mieliby ochotę tak podokazywać.
Uwagę Hani przyciągała też swoboda z jaką ci dorośli
mężczyźni zwracali się do kilkunastoletnich chłopców: to że nie traktowali ich
protekcjonalnie ze względu na ich wiek, ale też wyniośle ze względu na swoje
zawodowe umiejętności. Po prostu dobrze się razem bawili i to się liczyło,
pozorne różnice zeszły jakoś na dalszy plan. Widząc, że Adam kończy swoje nożne
popisy, Hanka zdecydowała się wykorzystać okazję:
- A teraz przerwa: zapraszam na coś zimnego do
picia. Który z was ma ochotę?- Już po chwili była otoczona pokaźną gromadką
młodych mężczyzn dziękujących jej za uratowanie życia.- Jeśli już to uratowałam
was przed udarem słonecznych.- Skomentowała to wtedy wzbudzając wybuch śmiechu.
Wyłapując w grupce twarz Dominika uśmiechnęła się do niego szeroko wypowiadając
głośnie dziękuję. W odpowiedzi machnął tylko ręką.
- To co chłopaki? Teraz kolej na siatkówkę?- Odezwał
się po kilku minutach odpoczynku Dominik Andrzejewski.
- Mamy niestety tylko plażówkę, ale może wystarczy.-
Odpowiedział Miłosz, który na samym początku opuścił na chwilę hotel i
zaopatrzył się na jakimś lokalnym bazarku w mieście w kilka rodzajów
najróżniejszych piłek. Udało mu się między innymi zakupić nawet taką do rugby.
Niestety nie było wśród nich piłki do siatkówki.
- Co ty na to Hubert?- Spytał Dominik.
- Nawet plażówką pokonam dziesięciu takich jak ty
niedźwiedziu.
- Ha, słyszeliście chłopaki? Ktoś tu chyba rzuca nam
wyzwanie. Przyjmujemy je, nie?- Wrzawa znowu wybuchła. A Hania widząc szeroki
uśmiech na twarzy Huberta próbowała przekonać samą siebie że to co wtedy
poczuła nie miało nic wspólnego z jej uczuciami do niego i było spowodowane
wyłącznie rozbawieniem. Mimo to nie mogła powstrzymać się przed obserwowaniem
go podczas gry. Gry w której za siatkę służył stary sznurek przywiązany do
drzew naprędce zmajstrowany przez pana Stanisława i Krystiana- jednych z hotelowych
gości. Nawet pani Daria Krajewska czynnie włączyła się w rozgrywkę będąc
sędzią. Ale to przecież nic złego, usprawiedliwiała się sama przed sobą gdy jej
wzrok znów zatrzymywał się na Skrzyneckim. W końcu przecież gdy Adam Rębecki
wykonywał te swoje kiwki i inne figury których nazw zapewne nigdy nawet nie
słyszała też nie spuszczała z niego wtedy oczu. Tak samo jak z Dominika z
Miłoszem którzy dzielnie usiłowali kozłować piłką ręczną po murawie z raczej
marnym rezultatem udawania gry w szczypiora jeszcze godzinę temu. To więc
zupełnie normalne, że gdy teraz Hubert uczył prawidłowego wykonania bloku i
ataku koncentrowała swoją uwagę na nim. Pewnie jest dobrym ojcem, pomyślała
chwilę później zastanawiając się jaki też może być jego syn. Miał teraz nieco ponad
pięć lat. I choć z łatwością mogłaby to sprawdzić wpisując w wyszukiwarkę
imię i nazwisko Huberta, to jednak nie chciała tego zrobić. To był już
zamknięty rozdział jej życia. Sprawdzanie co u niego słychać poprzez media
byłoby tylko zadręczaniem się. Tak jak robisz to teraz, podpowiedział jakiś
głosik w jej głowie. W końcu teraz miałaś postawioną całą sprawę zupełnie
jasno: kilka godzin temu powiedział ci, że jedyne kim dla niego możesz być to
przelotną przygodą na resztę wakacji. Czemu więc patrzysz na niego podsycając
te niedorzeczne uczucia zamiast je stłumić?
- Idiotka.- Mrugnęła pod nosem nie ruszając się z
miejsca. Dlatego ucieszyła się gdy poczuła wibrację w kieszeni. Nawet jeśli
okazało się, że szykuje się nieprzyjemna rozmowa.- Tak, Kacper?- Powiedziała odchodząc
od wrzawy prowizorycznego boiska i kierując się na werandę przed hotelem.
- Dzwonię tylko by cię zapytać czy przemyślałaś
sprawę zarządzania Oazą. I ustosunkowałaś się do moich próśb.
- Raczej gróźb.- Sprecyzowała.
- Rozumiem, że nadal chcesz postawić sprawę na
ostrzu noża, twoja decyzja. Ale uczciwie ostrzegam, że lepiej byłoby załatwić
sprawę polubownie. W głębi ducha wiesz, że nie nadajesz się na szefa, nie
rozumiem po co to ciągnąć.
- Nie
zrezygnuje z dnia na dzień, przecież nawet jeśli mam odejść to ktoś musi mnie
zastąpić.
- Ależ oczywiście: ja to zrobię. W międzyczasie będę
szukał też odpowiedniego kupca na to miejsce.
- Jakoś cię tu dzisiaj nie ma.- Celowo zignorowała
jego słowa dotyczące możliwej sprzedaży w ogóle się do niej nie odnosząc.
- Ale zjawię się jutro, zapewniam cię.
- Posłuchaj, nie możemy normalnie porozmawiać jak
dwójka wspólników?
- Możemy to zrobić jutro. Zjawię się rano około
dziewiątej. Wtedy przekażesz mi co i jak wtajemniczając w bieżące sprawy hotelu.
A teraz przepraszam, muszę kończyć. Dzwoniłem tylko po to by cię uprzedzić. Na
razie.
- Ale o dziewiątej będę zajęta serwowaniem śniadań
aż do dziesiątej. A potem sprzątaniem sali. Poza tym wprowadzenie cię w bieżące
sprawy zajęłoby mi chyba cały dzień…świetnie.- Mrugnęła słysząc sygnał
rozłączanego połączenia. A więc tym razem Kacper w końcu zamierzał wprowadzić
swoje groźby w życie. Cudownie.
Wróciwszy do rzeczywistości schowała telefon do
kieszeni decydując się powrócić do sprzątania pokojów. Nawet jeśli to były
jedne z jej ostatnich dni spędzonych tutaj zamierzała przepracować je solidnie
i tak jak zawsze. Bez żadnych zmian. Krzyki w holu powiedziały jej, że szykuje
się kolejna awantura. Ciekawe który to gość tak się awanturuje, pomyślała.
Dochodząc do recepcji i widząc stojącą za nią Natalię dyskutującą bardzo
ożywczo ze swoją siostrą już poczuła symptomy bólu głowy.
- Przepraszam, czy jest jakiś problem?- Spytała
siląc się na uprzejmość. Wtedy Dominika przerwała swoją tyradę skupiając swój
wściekły wzrok na samej Hance.
- Dyskutujemy tylko z siostrą o wypowiedzeniu przez
nią umowy.
- Domi, nie będzie żadnego wypowie…
- Ależ będzie: wiedziałam że twoja praca tutaj to
był zły pomysł. Ale po wczorajszej akcji podjęłam decyzję: nie będziesz
obsługiwać pijanych facetów którzy cię obmacują.
- Dominika…
- I bez dyskusji! Wiesz, że to ja za ciebie
odpowiadam. Po śmierci rodziców ja pełnię funkcję twojego opiekuna.
- Dominika, czy możemy porozmawiać spokojnie w moim
gabinecie?- Wykorzystała swoją szansę na wtrącenie się do dyskusji, Hanna.
- Nie sądzę byśmy miały o czym.- Odparła jej tamta.-
Najwyraźniej ty nie widzisz nic złego w tym, że moja Natalka przebywała w
samym środku wielkiej burdy znosząc namolny podryw jakiegoś pożal się Boże
sportowca.
- Władek nie…
- …nie przerywaj mi jak mówię.- Zganiła młodszą
siostrę Dominika ignorując przy tym fakt, że przecież sama wcześniej
kilkakrotne postąpiła w ten sam sposób. Potem wyciągnęła palec wskazujący w
kierunku Hanki.- Widziałam jak ją napastował.
- Dominika, nie sądzę by Włodzimierz był do tego
zdolny. Owszem, wczoraj popełnił błąd wdając się w bójkę ze swoim kolegą, ale
sprawa jest już załatwiona. Wielokrotnie nas za to przeprosił.- Nagle Hania
przypomniała sobie o innych słowach Włodka, które wcześniej jakoś zignorowała.
O Boże. Czy to możliwe żeby nagabywał jej pracownicę?
Proszę jeszcze
przeprosić w moim imieniu Natalię. Mam nadzieję, że nie narobiłem jej kłopotów.
- I myślisz, że problem jest rozwiązany? Ha, ale
czego w końcu oczekuję po osobie, która sama nie widzi niczego niewłaściwego w
obściskiwaniu się z jakimś sławnym sportowcem na oczach całego miasteczka!
- Teraz już przesadziłaś.- Oznajmiła sucho Hanka.-
Poproszę cię o opuszczenie tego miejsca.
- Wyjdę tylko razem z Natalią.
- O ile wiem to jest pełnoletnia i ma prawdo
decydować o sobie sama. Jeśli będzie chciała się zwolnić to to zrobi. A teraz
żegnam o ile nie chcesz wynająć jakiegoś pokoju.
- Żałosna jesteś: panoszysz się bo z tobą zatańczył?
Takich jak ty to on ma na pęczki.- Prychnęła jeszcze tylko Dominika już wcale
nie kryjąc swojej wrogości. Na szczęście jednak wyszła z budynku.
- Przepraszam za nią, naprawdę.- Głos Natalii
brzmiał bardzo niepewnie.- Ja wcale nie chcę się zwolnić, wręcz przeciwnie:
chcę tutaj pracować. Muszę uzbierać na studia.
- Słuchaj czy to co mówiła twoja siostra to prawda?
Czy Włodek w jakiś sposób ci wczoraj uchybił?
- Dominika widziała jak się wczoraj całowaliśmy, chyba
to miała a myśli.
- Matko.
- Ale przesadza.
- Natalia, ty wiesz że on wczoraj przeszmuglował
skądś alkohol i się upił przez zerwanie z dziewczyną z którą spotykał się
od czasów bycia nastolatkiem, prawda?- Spytała Hanna nie chcąc robić żadnych
nadziei Natalii. A zaskoczenie w jej oczach powiedziało jej więcej niż
chciałaby przyznać sama Natalia. W rzeczywistości jednak dziewiętnastolatka
była zdziwiona czymś innym. Bo najwyraźniej Włodek nie zdradził źródła zdobycia
przez siebie alkoholu. I Hania nie wiedziała o tym, że to co się stało
było jej winą. W jednej chwili poczuła jednocześnie i ulgę, i wyrzuty sumienia.
Ale nie mogła wyznać prawdy, nie po scenie jaką urządziła jej siostra. Hania
przestałaby darzyć ją zaufaniem i przy pierwszej lepszej okazji by zwolniła. A
ta praca była jej potrzebna by uwolnić się spod wpływu siostry, która od 3 lat
czyli śmierci rodziców w wypadku na swój sposób próbowała zastąpić jej matkę
zakazując mniej więcej wszystkiego. Studia w obcym miejscu były jej jedyną
możliwością wyrwania się. To jednak na nic jeśli nie będzie miała początkowych
funduszy na wyprowadzkę.
- Hania, ja wiem że to nie było na poważnie.
- Pewnie tak, ale w głębi serca łudzisz się że…
- Skąd: wiem jak to działa. Ale podobał mi się i
chciałam żeby mnie pocałował. Ale tylko pocałował.- Dodała by szefowa nie
myślała o niej źle.- Wiem, że dla niego to też nic nie znaczyło.
- Czy teraz młodzież naprawdę podchodzi do tego
wszystkiego aż tak lekko?
- To tylko pocałunek.- Zbagatelizowała całą sprawę
Natalia. Hania w duchu przypomniała sobie co zaszło między nią a Hubertem. To
też nosiło miano „tylko pocałunku”?- Nie twierdzę, że to dobrze ale z drugiej
strony to nie jest groźne jeśli wiesz na czym stoisz. Poza tym wtedy już nie
miał dziewczyny, więc to nie było niemoralne.
- A jeśli się zakochasz?
- Nie tak łatwo się zakochać. A Dominika ma uraz do
turystów i tyle. Boi się, że któryś nie daj Boże zrobi mi dziecko i wyjedzie w
siną dal.- Nagle dziewczyna zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu zakrywając
usta dłonią. – Ja nie chciałam…
- …w porządku.- Ucięła temat Hanna widząc, że do
recepcji ktoś się zbliża. Nawet jeśli z trudem przełknęła ślinę czując w
gardle wielką gulę: zwiastun kolejnego w ostatnich dniach załamania.-
Porozmawiamy później w bardziej dogodnym miejscu, dobrze?
Suuuper :D !!! Cieszę się, że nawet przed weekendem udało się skończyć nową część! Pozdrawiam i czekam na kolejną część ;).
OdpowiedzUsuńUwielbiam historie, gdzie dwoje ludzi się przyciąga, a chwilę potem odpycha. To znacznie ciekawsze niż słodko-pierdząca miłość od pierwszego wejrzenia :)
OdpowiedzUsuńJa też jak można się łatwo domyśleć po moich opowiadaniach :) W miłość od pierwszego wejrzenia jako realiatka nie wierzę, ale dopuszczam do siebie taką możliwość w książkach czy filmach. Byleby tylko zostalo
Usuńto poprowadzone z głową.
Hmm... Ja z kolei wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, bo są ludzie, którzy tego doświadczyli. Mi natomiast kiedyś przytrafiła się miłość od pierwszego uśmiechu. Ale potem okazało się, że to tylko zauroczenie :) Niemniej jednak, to i tak było niezwykłe :)
UsuńMi się wydaję że to zawsze jest jednak zauroczenie od pierwszego wejrzenia a nie miłość. Z tym, że jesli po jakimś czasie zauroczenie zamienia się w miłość ludzie myślą że bylo nią od samego początku. A nie można przeciez kochac kogoś tylko po przelotnym spotkaniu, przynajmniej w mojej opinii. Ale ten temat wymagalby pewnie duzo dluzszej polemiki i dyskusji :) I zgadzam się że to pewne musi być niezwykłe uczucie zauroczyc się usmiechem czy samym widokiem kogoś. Ja niestety nigdy tego nie doświadczylam więc mogę tylko zazdrościć.
UsuńKolejna cudowna czesc! W Twoich opowiadaniach bohaterowie nigdy nie mają lekko :D czekam na kolejna część- jak zawsze z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Nina :)