Hubertowi udało się wypatrzeć Włodka dość szybko
tylko przez łut szczęścia: akurat niedaleko niego stała starsza kobieta w
bardzo świecącym kombinezonie. Z tej odległości trudno było powiedzieć czy ze
sobą konwersują: wydawało mu się, że nie ale nie mógł być tego całkowicie pewien.
To dlatego znacznie przyspieszył kroku, bo skoro kumpel był niemiły nawet dla
Dominika, obca staruszka nie będzie stanowiła dla niego wystarczającego bodźca
do bycia grzecznym.
- Jesteś.- Powiedział gdy w końcu zbliżył się do
szczypiorniaka.- Wiesz co, pomyślałem że też jestem nieźle zmęczony i wrócę z
tobą. Idziemy?
- Co?
- No, do hotelu.- Wyjaśnił Skrzynecki widząc, że
Włodzimierz wydaje się być zamyślony zerkając w stronę parkietu. Dlatego teraz
odruchowo zrobił to samo.- Na co tak patrzysz?
- Na nic. Ale ta piosenka…nieważne.- Mężczyzna pokręcił
głową po czym bez słowa zaczął iść. Hubert zrobił to samo.
- Zamierzałeś chyba wrócić do hotelu.- Ni to spytał,
ni oznajmił spostrzegając, że kumpel zmienia kierunek.
- Zmieniłem zdanie.
- Włodek….wiem, że masz jakiś problem i naprawdę to
rozumiem: ale nie chcesz chyba trafić jutro na pierwsze strony gazet, co?-
Spytał retorycznie siatkarz trochę wyolbrzymiając ewentualne skutki zamieszania
jakie mogłoby wtedy powstać. Włodek przez chwilę patrzył na niego bez słowa.
- Dobra, masz rację.
- Świetnie.- Tak jak przewidywał Hubert,
odprowadzenie kolegi do pokoju nie nastręczało zbytnich trudności. A raczej tak
by było gdyby tuż przy wejściu do hotelu nieopatrznie nie zaczął wypytywać Włodka
sądząc, że gwałtowność nastroju ma za sobą. I krytykować sposób zdobycia przez
niego alkoholu a potem samo upicie się. Nie robił tego co prawda w sposób
złośliwy czy moralizatorski: to jednak wystarczyło by zapijaczony umysł
Włodzimierza znalazł sobie kozła ofiarnego. Dlatego po jednej z takich uwag bez
ostrzeżenia popchnął Huberta, który upadł na kilka krzeseł znajdujących się
przy schodach wejściowych do budynku hotelu powodując głośny łoskot.
- Pogięło cię?!
- Tak! Więc odpieprz się skoro nie masz pojęcia o co
chodzi!- Krzyki oraz hałas spowodowały, że kilka osób znajdujących się w
pobliżu najbliższych stoisk spojrzało w tę stronę. Hubert w duchu pomyślał, że
dobrze że przynamniej za chwilę będą w środku. Nie mógł pomylić się bardziej.
- Więc może mi łaskawie wyjaśnisz dlaczego
zachowujesz się jak kompletny kretyn?
- Nic ci do tego. I tak byś nie zrozumiał. Ty masz w
końcu idealne życie. Ja o wszystko muszę walczyć.
- Rzeczywiście.- Podsumował to ironicznie Hubert.-
Dobra, idziemy na górę.
- Nie.- Powstrzymał go Włodek gwałtownie
gestykulując dłońmi.- Nie rozumiem dlaczego gdy wszystko masz już ustalone
nagle całe życie ci się pieprzy.
- Z chęcią
podejmę ten temat jutro, nie rozmawiam z
pijakami.
- Nie jestem pijany!
- Tylko schlany. Pewnie nie pomyślałeś nawet, że tę
dziewczynę którą zmusiłeś do przeszmuglowania ci alkoholu mogą przez ciebie
zwolnić, nie?
- Dałem jej napiwek.
- Świetna rekompensata.
- Za kogo ty się masz co?
- Zadaj to pytanie lepiej sobie samemu.- Mówiąc to
Hubert zdecydowanie ujął Włodka za ramię. Ten jednak je strącił.
- Puszczaj!- Krzyknął po raz drugi popychając
Skrzyneckiego, którego również zaczęła ogarniać złość. Nigdy nie był fanem
bójek, ale Włodek niepotrzebnie go prowokował. Nie chodziło mu jednak o agresję
fizyczną, ale o słowną. On niby ma idealne życie, tak? Zwłaszcza idealna jest
jego prawa noga przez którą będzie musiał przedwcześnie zakończyć karierę
sportową. Albo rodzina w której matka podróżuje po całym świecie dzwoniąc tylko
w razie kłopotów czy ojciec by pochwalić się przed kumplami sławnym synem.
A ten gówniarz ma czelność bagatelizować jego historię tylko po o by jego wydawała
się bardziej dramatyczna?- Teraz masz się za wielkiego odpowiedzialnego
sportowca któremu szajba nigdy nie uderzyła do głowy prawiąc mi moralizatorskie
gadki. Nie łudź się jednak, że nikt nie pamięta twoich pijackich akcji sprzed
paru lat. A może mam ci przypomnieć jak było? Więc nawet nie próbuj mnie
pouczać, bo jesteś ostatnią osobą która mogłaby to robić. Zwłaszcza w kwestii
nadmiernego spożywania alkoholu.- Zabolało, ale Hubert nie dał niczego po sobie
poznać: przynajmniej taką miał nadzieję. – Ja chociaż miałem powód by to
zrobić.
- Oświeć mnie więc.- Zażądał siatkarz.- Co jest
wystarczającym usprawiedliwieniem schlania się jak świnia i napadania na
kumpli?
- To….ona. Wiola mnie zostawiła.- Wyznał w końcu
Włodek po chwili milczenia. I choć wściekły Hubert w geście odwetu miał szczerą
ochotę roześmiać się koledze w twarz bagatelizując całą sprawę, odpowiedział
szczerze dobrze wiedząc ile znaczy dla niego ta dziewczyna:
- Przykro mi. Naprawdę.
- Pewnie nie tak jak mi.- Skrzynecki dostrzegł, że
oczy Władysława zaczynają się niebezpiecznie szklić. I choć nie uważał męskich
łez za przejaw słabości nigdy nie mógł się wtedy odnaleźć. To samo było zresztą
ze łzami kobiecymi: zwykle sztywniał nie wiedząc co powiedzieć. I czuł się
niepewnie. Może to dlatego, że nie był po prostu dobry w pocieszaniu, a wtedy
musiał przecież w jakiś sposób wyrazić swoje wsparcie. Nawet gestem. Dlaczego
nie było tu teraz Miłosza, pytał siebie w duchu wciąż milcząc. On umiałby sobie
teraz poradzić. Gdy w końcu Hubert zdecydował się na werbalny komunikat tylko
po to by przerwać kłopotliwe milczenie powiedział coś czego nie powinien:
- Znajdziesz inną. Jesteś jeszcze młody. Skoro cię
zostawiła, nie była ciebie warta.- W jednej chwili stał twardo na ziemi, a w
drugiej leżał na podłodzie z boleśnie stłuczonym łokciem. Nie miał jednak czasu
by skupić się na bólu, bo już po chwili Włodek zwalił się na niego i obydwaj
zaczęli się przepychać w hotelowym holu nie zwracając uwagi na znajdujące się
tam przedmioty i czyniony hałas. To on zwabił zaniepokojoną kucharkę która
następnie zawołała i zawiadomiła Paulinę.
Z kolei Miłosz, udając potrzebę fizjologiczną dzięki
której opuścił Dominika i Adama, postanowił sprawdzić jak radził sobie Hubert.
Odgłosy tuż przy wejściu do hotelu powiedziały mu że niezbyt dobrze, bo trafnie
odgadł kto może je powodować. Kierowany nimi szedł przez hol aż do części
jadalnej, która wyglądała jak pobojowisko.
- Co wy wyprawiacie do cholery?!- Widok turlających
się po podłodze Włodka i Huberta przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Ta
sytuacja wydawała mu się na tyle abstrakcyjna, że zareagował po dobrych
kilkunastu sekundach. Dopiero wówczas starał się rozdzielić walczących. Jednak
tak naprawdę bójkę mężczyzn zakończyło nadejście właścicieli hotelu. Szczególnie
pomocny był Kacper, który zareagował szybko bez zbędnej brutalności i pokazu
siły obezwładniając Włodzimierza bezbłędnie dostrzegając w nim agresora. Hubert
natomiast podniósł się z podłogi dzięki pomocy Miłosza.
- Co tu się stało?- Spytał go.
- Spytaj tego tu gnojka.- Prychnął wskazując na
Włodka.- Ja się tylko broniłem.- Słysząc to, wciąż przytrzymywany przez Kacpra
„gnojek”, roześmiał się.
- Żal mi ciebie, naprawdę. Dla ciebie nic nie jest
warte tego by o to walczyć! A szczególnie żadna kobieta!
- A mi ciebie żal!- Wykrzyknął Hubert tracąc nad
sobą kontrolę do reszty. Ale agresja słowa i fizyczna otworzyła w nim
dawno niezagojone rany. Wiedział więc, że zachowuje się jak dupek dolewając
oliwy do ognia, ale w tej chwili miał to totalnie gdzieś.- Biedny mały chłoptaś
został porzucony przez dziewczynę: urżnął się więc jak świnia i wszczął bójkę.
- Ty….- Wściekle zasyczał Włodek gwałtownie oddychając
i próbując wydostać ze stalowych objęć właściciela hotelu i dzięki zaskoczeniu
Kacpra prawie mu się to udało.- Pewnie będąc tobą jeszcze dzisiejszej nocy
poznałbym jakąś przyjemną laskę na pocieszenie, co? A idealnie by było gdyby na
dodatek okazała się mieć męża: poharcowałbym sobie ze znudzoną żoneczką majstrując
przy okazji dziecko! To dopiero byłoby zwieńczenie rozsądku wielkiego siatkarza
Huberta Skrzyneckiego!
- Dosyć!- Rodzącą się kłótnie przerwał stanowczy
głos dobrze już zirytowanego Kacpra.-Jeszcze słowo a wywalę was obu na zbity
pysk ze swojego hotelu i guzik mnie obchodzi gdzie spędzicie tę noc. Albo
zadzwonię na policję. U siebie możecie się zachowywać jak chcecie, ale nie
zapominajcie gdzie się znajdujecie.- Jakby na potwierdzenie tych słów Hubert
rozejrzawszy się dookoła spostrzegł, że zza ściany i holu wygląda coraz więcej
zaciekawionych głów.
- Spokojnie: ja się nimi zajmę.- Zaoferował Miłosz
podchodząc do Kacpra. Gdy znalazł się blisko niego i Hanki dodał ciszej:-
Naprawdę bardzo mi przykro. Oczywiście pokryjemy wszelkie straty, proszę się o
to nie martwić.
-Wiesz, że mamy wszelkie prawo was stąd wyrzucić?
Złamaliście regulamin.
- Tak. Ale wiem też, że jesteśmy kim jesteśmy i ten
incydent w żaden sposób nie przysłużyłby się temu miejscu gdyby wypłynął go
gazet.
- Słyszałaś
Hanka? Wielkie pan sportowiec nam chyba grozi.
- Kacper: proszę.- Powiedziała tylko Hania unikając
patrzenia mu w oczy. Wciąż wydawało jej się, że widać jak bardzo są
zaczerwienione przez ich niedawną kłótnie.
- Okej zabieraj ich na razie do pokoju. – Zarządził
w końcu Kacper. Potem podszedł do Pauli karząc jej uspokoić tych z gości,
którzy zostali obudzeniu przez hałasy i zaniepokojeni przyszli zobaczyć co się
stało. A także przypadkowych gapiów. Sam z szerokim uśmiechem wziął pod rękę
dwie starsze panie obserwujące całe wydarzenie. Hania natomiast spojrzała
przelotnie na Huberta szybko przenosząc wzrok na Włodka. A raczej jego łuk
brwiowy, który lekko krwawił. To dlatego zaoferowała Miłoszowi, że odprowadzi
ich do pokoju.
SZEŚĆ LAT
WCZEŚNIEJ
Hanna zastała Huberta w pokoju ćwiczącego z
hantlami. Uśmiechnęła się do niego tak jak zawsze zresztą gdy tylko go
widziała.
- Ćwiczysz o pierwszej w nocy?
- No cóż to lepsze niż patrzenie się w sufit
czekając na ciebie.
- Nie mogłam się urwać wcześniej: musiałam zaczekać
aż mama zaśnie.
- Wiem. – Hubert ciężko westchnął.- Ale i tak mnie
to irytuje.
Potem we dwójkę urządzili sobie nocną ucztę
zajadając się pysznymi szaszłykami, które Hania podebrała wcześniej z kuchni.
To był ich rytuał od przeszło tygodnia: Skrzyneckiemu co prawda takie „nocne
schadzki” nie były na rękę, ale szanował prośbę swojej dziewczyny żeby na razie
nie mówić o nich jej matce. Hanka natomiast uważała, że mama zakaże jej tego
związku a ona będzie musiała jej posłuchać. Co prawdę mówiąc było dla niego
nieco absurdalne: w końcu teraz oszukiwała tę kobietę postępując nieuczciwie.
Ale dwukrotnie podjął ten temat za każdym razem będąc zbywanym. Stwierdził
więc, że na razie zostawi sprawę tak jak jest.
Gdy trochę odpoczęli, delikatnie uchylili drzwi
wychodząc a korytarz. O tej porze mieli niewielką szansę na to by kogoś
spotkać, dlatego Hubert właśnie w ten sposób mógł opuścić cztery ściany swojego
hotelowego pokoju. Tym bardziej, że już za kilka dni miał mieć zdjęty gips,
więc teraz twarda skorupa głównie utrudniała a nie pomagała mu podczas
chodzenia. Co nieuchronnie prowadziło także do zakończenia jego pobytu tutaj. I
powrotu na „łono” show biznesu. Dlatego wielokrotnie chodziło mu po głowie
pytanie którego obawiał się zadać. Ale musiał to w końcu zrobić.
- Chciałabyś stąd wyjechać?- Zagaił więc w pewnym
momencie dość niezobowiązująco. Mimo wszystko nie chciał składać jakichś
wiążących deklaracji. Jego kumpel Sławek mawiał, że są dwa rodzaje kobiet: te
porządne i te nieporządne. Różnica między nimi polegała na tym, że te drugie
umiały wyczuć bajer na kilometr dlatego zapewnienia że spędzą ze sobą resztę
życia nic dla nich nie znaczyły: wiedziały że to niezobowiązujący tekst.
Natomiast z tymi pierwszymi trzeba było uważać na słowa, bo każde traktowały
bardzo poważnie. I w żadnym wypadku nie wyznawać im miłości, bo będą traktować
to jako deklarację ślubu lub narzeczeństwa, ostrzegał go Sławomir. A Hanka z
pewnością należała do tych „porządnych kobiet”. Nie żeby on zaraz tam ją
kochał, ale mimo wszystko wciąż szalał na jej punkcie, choć początkowo miał
nadzieję że to uczucie z upływem kilku tygodniu spędzonych tutaj razem przyblednie.
I chciał by w końcu rozluźniła się na tyle by spędzić z nim noc. Albo sto nocy.
- Hm?
- Czy nie myślałaś o zmianie otoczenia i wyjeździe na
przykład…na studia?
- Już kiedyś rozmawialiśmy na ten temat, pamiętasz?
Ja już wiem co chcę robić w życiu. Niepotrzebne mi dodatkowe szkoły. Pomagałam
zarządzać tym hotelem odkąd skończyłam dwanaście lat. Mam lepsze doświadczenie
niż niejeden manager. Poza tym nawet gdybym chciała, rekrutacja na uczelnię
jest już chyba zakończona, prawda?
- Tylko pierwsza tura: z pewnością dostałabyś się w
następnej. Albo zapisała na studnia zaoczne, tam przyjmują praktycznie
wszystkich. A ty masz dopiero dwadzieścia lat. Do końca życia chcesz tutaj
tkwić?- W jego pytaniu zabrzmiał zarzut, który Hania z łatwością wyczuła.
- O co tak naprawdę pytasz?
- O to co będzie za tydzień, miesiąc, rok. O to co
stanie się z nami gdy wyjadę. – Wypalił w końcu nie wiedząc jak traktować
jej reakcję. Hania bowiem spuściła głowę jakby nie chciała pozwolić by wyczytał
coś z jej twarzy. To go z kolei zirytowało, bo uświadomił sobie, że poznał ją
już na tyle by każdemu najmniejszemu grymasowi nadawać znaczenie. Dlatego teraz
po głębokim westchnieniu po którym nie nastąpiła żadna reakcja wyciągnął dłoń
i podniósł jej podbródek do góry. – Hania?
- Nie wiem czy umiem żyć gdzie indziej. Ja…nigdy nie
wyjeżdżałam z Pralkowa.- W jej wyznaniu wyczytał coś jeszcze oprócz pewnego
wyolbrzymienia. I w jednej chwili zrozumiał, że ona mówiła całkiem dosłownie.
- Nigdy nie wyjeżdżałaś poza granice miasteczka?-
Gdy niewerbalnie potwierdziła jego podejrzenia kręcąc głową, dodał wyliczając:-
Nawet na kolonie albo podczas szkolnej wycieczki? Na zakupy z koleżanką? Albo
po prostu aby wsiąść do pociągu byle jakiego przeżywając spontaniczną przygodę?
Nigdy nie byłaś w szpitalu by odwiedzić po wypadku motocyklowym byłego chłopaka
który był szalonym rock and roll’owcem?
- Moi byli chłopacy nie są szalonymi właścicielami
motocykli. A moja odporność zawsze była na tyle dobra bym unikała
poważniejszych urazów.- Choć poczuła się jak prowincjonalna gęś, próbowała
sprowadzić wszystko do poziomu żartu. Tak naprawdę jednak chciała kiedyś zwiedzić
cały świat. Nie wiedziała co prawda jak uda jej się to pogodzić z pracą w
hotelu, ale w marzeniach często podróżowała statkiem żeglując po Oceanie
Spokojnym, kąpała się w gorących źródłach na Nowej Zelandii czy obserwowała żerujące
sępy na sawannie. Nie chciała jednak by on o tym wiedział. Czuła, że nie
zrozumiałby jej przywiązania do tego miejsca, do tego hotelu. I do matki. On
wiódł zupełnie inne życie niż ona. To dziwne, że do tej pory aż tak bardzo
ignorowała te różnice. Teraz na myśl o tym poczuła bolesny niepokój.
- Ja często gdzieś wyjeżdżałem.- Usłyszała poważny
głos Huberta zatopiona w swoich myślach.- Co prawda najczęściej podczas zawodów
nie mając czasu na prawdziwe zwiedzanie miast, więc to się pewnie nie liczy. Tak,
teraz jak tak sobie o tym myślę- zagaił dużo weselszym tonem-, to jest
doskonała wymówka do tego by jechać tam ponownie. Skoro nigdzie nie podróżowałaś, muszę cię w takim razie
zabrać do Francji, Hiszpanii i Brazylii. I Azji, zrobimy sobie rundkę po
całym kontynencie: mówię ci to jest tego warte. Ameryka też jest cudowna, za to
Australia…Ach, nie miałem okazji za dobrze jej poznać, ale to co widziałem w
Sidney podczas półfinałów też wyglądało obiecująco. Razem będziemy mogli
przemierzyć i odkrywać świat jak ci…no…Jak nazywają się ci dwaj słynni
podróżnicy?
- Nie znam żadnej słynnej pary podróżników.
- Ale przynajmniej się uśmiechnęłaś.
- Bo wcześniej nie wiedziałam czy twój wyjazd nie
będzie końcem.- Nie musiał dopytywać jaki koniec miała na myśli.
- To ty chcesz trzymać nasz związek w sekrecie przed
twoją mamą.- Przypomniał jej.- Dla mnie nie jesteś żadnym brudnym sekretem.
- Wiem. Ale chcę by to trwało tylko do czasu aż nie
wyjedziesz. Potem powiem jej prawdę. Gdy już nie będziesz spać pod tym samym dachem
z pewnością poczuje się z tym spokojniej.
- Ona czy ty?
- Ona.- Hania w geście rozbawienia połączonego z
irytacja wywróciła oczami. – Chociaż ja pewnie też. Zbytnio dezorganiujesz mi
pracę.- Ponieważ jej odpowiedź go uspokoiła, uśmiechnął się a potem ją
pocałował.
- Wracajmy do mnie.- Oznajmił chwilę później.
Znalazłszy się w pokoju hotelowym Hubert nie chciał
wracać do podjętego wcześniej tematu ewentualnego wyjazdu Hanki, czuł że bardzo
ją to przytłoczyło i zaniepokoiło. Dlatego zaproponował „grę”, w którą bawili
się już wcześniej: polegała ona na zadawaniu drugiej stronie pytań z dwoma
wariantami. Mogły dotyczyć różnej sfery życia, być abstrakcyjne albo bardzo
poważne. Jednak podjęty wcześniej wątek w pierwszym pytaniu musiał być
kontynuowany w następnym. Oboje nazywali tę zabawę swoją wersją gry w „co
wolisz”.
- Gdybyś musiał wybrać- zaczęła Hanka, której
dobrodusznie na to pozwolił- wolałbyś kogoś kochać bez wzajemności czy być
kochanym przez kogoś kogo nigdy nie mógłbyś obdarzyć prawdziwym uczuciem?
- To kolejne z serii twoich dziwnych
psychologicznych pytań mających drugie dno, prawda?
- Odpowiedz.- Śmiejąc się uderzyła go w ramię potem
spoglądając prosto w oczy. Miała ułatwione zadanie, bo obydwoje leżeli
odwróceni w swoją stronę na łóżku Huberta i nie przeszkadzał jej jego wzrost.
- Hm, chyba wybrałbym pierwszą opcję. Ale nie
dlatego że odkryłem prawdziwy sens twojego pytania i tak wypada odpowiedzieć, bo
jest to mniej egoistyczne: moim zdaniem jest wręcz przeciwnie.
- Co masz na myśli?
- Emocje tworzą nasze życie: gdyby nie było smutku,
nie byłoby też radości. Gdyby nie chęć przygody nie dokonałoby się tak wiele
odkryć. Gdyby nie strach przed porażką, nie pokonywalibyśmy własnych barier.
Gdyby nie ekscytacja, adrenalina, złość czy oburzenie nie byłoby żadnych
sportowych zawodów. A to co robię nie miałoby sensu jak zresztą cała branża
rozrywkowa, której jedynym zadaniem jest dawanie ludziom emocji. Po to w końcu
oglądamy telewizję, czytamy książki, chodzimy do teatrów czy opery,
podróżujemy. Po to skaczemy ze spadochronem, zdobywamy szczyty czy nawet się
modlimy. Bez emocji nic nie ma sensu. Ba, nawet melancholia jest emocją! I to z
ich powodu są dokonywane zarówno te chwalebne rzeczy jak i przestępstwa. Myślę
sobie nawet, że mógłbym się pokusić o stwierdzenie, iż kochamy ludzi
właśnie za to jakie emocje w nas wzbudzają. Gdyby było inaczej tak jak uważa
większość ludzi, czyli że kochamy ludzi za to kim są, miłość do kogoś kto na to
nie zasługuje nie miałaby prawa istnieć. Co więc pozostałoby mi gdybym nie mógł
kochać nawet jednostronnie? Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
- Wow, jestem pod wrażeniem. I to mnie nazywasz
psychologiem.
- Brzmi lepiej niż panna mądralińska.
- To było przykre. Ale pewnie jesteś zadowolony bo
wzbudziłeś we mnie emocje, co?
- Wolałbym wzbudzać w tobie inne emocje.- Droczył
się.
- Jakie?
- Na przykład: ekscytację i oczekiwanie.- Wymienił
wodząc dłonią po krzywiźnie jej ciała od biodra aż po szyję kończąc wyliczanie
słowami:- a może nawet lekki niepokój?
- Dobrze teraz twoja kolei.- Unikając zręcznie jego
dalszego dotyku, Hania zmusiła Huberta do zadania następnego pytania.
- Skoro więc jesteśmy przy temacie miłości: gdybyś
kochała ze swoją najlepszą przyjaciółką jednego mężczyznę: dajmy na to z tą
całą Małgośką…
-…nigdy nie zakochałybyśmy się w tym samym
mężczyźnie. Ona właśnie za moją radą zaczęła umawiać się z Patrykiem. A to mój
przyjaciel i nie wyobrażam sobie żebym mogła darzyć go kiedykolwiek
romantycznym uczuciem.
- Zanim tak grubiańsko mi przerwałaś, chciałem zauważyć
że to czysto hipotetyczne pytanie. Tak więc gdyby tak się stało: poświęciłabyś
miłość dla przyjaźni? A może przyjaźń dla miłości?
- To trudne pytanie. I myślę, że odpowiedź na nie w
dużej mierze zależałaby od tego co czułby do mnie mężczyzna którego bym
kochała.
- Załóżmy, że jest w ciebie wpatrzony ta jak ja.
- Ach, więc to byłby tylko chwilowy kaprys tak?
- Ja ci zaraz dam chwilowy kaprys…- Zręcznie
podnosząc się z łóżka, Hubert przygwoździł roześmianą Hankę swoim ciałem.
- Ostrożnie, twoja noga…
- Wiesz, że jak zdejmą mi gips nie będziesz miała
żadnej wymówki?
- Jakiej niby wymówki?
- By przede mną uciekać.
- Nie uciekam przed tobą.- Odpowiedziała mu
delikatnie dotykając dłonią jego policzka. A potem poczuła na sobie jego
usta: tak zachłanne i wymagające, ale jednocześnie delikatne i miękkie. Zanim
poznała Huberta nie wiedzieć czemu myślała, że męskie usta będą bardziej
szorstkie. A może to tylko jego usta takie były?
- Nie? A mnie się wydaje, że tak.- Mrugnął całując
jej policzek a potem wodząc ustami aż do małżowiny usznej i maleńkiego
pieprzyka koło ucha. Cholera, ale on go uwielbiał.
- Miałam odpowiedzieć na twoje pytanie.
- Do diabła z pytaniem: gdy mówisz nie mogę cię
całować. A z tych dwóch rzeczy wolę jednak całowanie.
- Hubert!- Roześmiał się na widok jej zszokowanej
miny. Dobrze, że nigdy nie słyszała jak potrafił kląć podczas nieudanego
treningu albo po przegranym meczu w szatni.
- Skąd się biorą takie niewinne panienki?
- Z leżącego po przeciwległej stronie worka z
napisem „rozpuszczeni sportowcy”.
- Ja jestem rozpuszczony? Ja?- Takie droczenie się i
przekomarzanie było dla niego cudowne. Może wpływ miał na to fakt, że
doświadczał tego po raz pierwszy: odkąd skończył 10 lat siatkówka stanowiła dla
niego całe życie a że jako nastolatek już został sławną wschodzącą nadzieją
sportu, na brak kobiecego towarzystwa nie mógł narzekać. I nie musiał wcale się
wysilać by być zdobywcą. Do czasu aż poznał Hanię. Ale podobało mu się to.
Hubert widział też, że jego tryb życia znacznie
utrudni mu dalsze kontakty z tą dziewczyną z gór. Po pierwsze: nie byłby w
stanie tak często podróżować: po powrocie zaraz pewnie podda się rehabilitacji
by jeszcze w tym sezonie rozegrać wiele meczy. No i rozmówi się z prawnikiem
ustalając ewentualne kwestie finansowe wobec Klary a właściwie swojego syna. Rozpoczną
się też rozgrywki i treningi przed eliminacjami do mistrzostw w przyszłym roku.
Właściwie nie było w jego życiu miejsca na dziewczynę. Ale z drugiej strony,
gdy w jego głowie pojawiła się w wizja zmęczonego siebie po morderczym
treningu zjawiającego się w mieszkaniu w którym czekała ciepła kąpiel wraz z
uśmiechniętą Hanką…To go bardzo nęciło. Dlatego gdy godzinę później całował ją
po raz kolejny- tym razem na pożegnanie- oprócz zwyczajowych czułych słów
dodał:
- Prześpij się z tą myślą o wyjeździe. Uważam, że to
mogłaby być dla ciebie szansa. W dodatku
bylibyśmy razem w jednym mieście mogąc się codziennie widywać.
- To przecież szaleństwo. Nie mam żadnych
oszczędności. Ani mieszkania. I na pewno zgubię się przy pierwszej okazji w
nowym miejscu.
- Ja z pewnością cię odnajdę. Co do reszty, to ci
pomogę: stać mnie na to.
- Nie chcę byś cokolwiek mi kupował.
- A kto mówi o kupowaniu mieszkania, patrzcie ją
jaka szybka.- Udając niezrozumienie Hubert odnalazł kolejną okazję do
następnego pocałunku.
- Wiesz co miałam na myśli. – Odpowiedziała mu Hania
po chwili gdy uwolnił jej usta.
- To znajdziesz pracę. Z moją pomocą. Możesz
zaczepić się gdziekolwiek. Ale szczegóły logistyczne możemy ustalić później:
teraz po prostu oswój się z tą myślą, dobrze?-
W odpowiedzi, Hania mocno go objęła. – Rozumiem, że to znaczy:
obiecuję?- Spytał, ale nie doczekał się żadnej werbalnej reakcji.
OBECNIE
Włodek czuł się lekko zamroczony: nie wiedział czy
to od wypitego alkoholu, upływu krwi czy uderzenia w głowę. A może każdy z tych
czynników przyczynił się do tego w jakimś stopniu? Idąc za właścicielką hotelu
wciąż jeszcze buzowało w nim rozżalenie, poczucie beznadziei i
bezsilności. Nie myślał o swoim zachowaniu czy jego skutkach: właściwie to nie
myślał o niczym jak szmaciana lalka poddając się później zabiegom dezynfekcji
swojej rany na czole. Bo jakie znaczenie miał dzisiejszy wieczór wobec tego jakie
miało być jego dalsze życie bez Wioli? W jego głowie panował istny chaos, ale
jednocześnie spod tego chaosu wyzierała niezgłębiona pustka, która go
przerażała. Bała się, że od teraz na zawsze zagości w jego głowie.
Po kilku minutach poddawania się troskliwym zabiegom
w całkowitym milczeniu, mimo wciąż buzującego gniewu Włodek zrozumiał jednak,
jak dziecinnie się przed chwilą zachował.
- Przepraszam za to co się stało tam na dole. Ja…ja
nie wiem co mnie opętało, nikt kto mnie zna nie powiedziałby o mnie, że jestem
porywczy. Zwrócę pieniądze za rozwalony stół i za inne uszkodzenia.- Odezwał
się do towarzyszącej mu kobiety.
- Byłoby miło.- Odparła Hania nie udając fałszywie
że wcale nie musi tego robić. To sprawiło, że się uśmiechnął.
- Zachowałem się dzieciak jak opisał mnie Hubert. I
miał rację. Nie mnie pierwszego rzuciła dziewczyna. A już na pewno to nie jest
powód na wszczynanie burd i niszczenia mienia.
- Przykro mi.- Powiedziała tylko Hanna. I choć
Włodek nie chciał by ktokolwiek jeszcze próbował go moralizować czy dawać dobre
rady to jednak fakt, że właściciela hotelu tego nie zrobiła na nowo rozbudził w
nim gniew. Widocznie nie ochłonął na tyle by chęć jatki w nim ostygła: wręcz
przeciwnie wciąż łaknął krwi i prawdziwej kłótni nawet jeśli później
zostanie siłą wyrzucony z hotelu. To byłaby nawet niezła zabawa: ciekawe co
pomyślałaby sobie Wiolka czytając artykuł o nim i zdemolowanym hotelu (był
więcej niż pewny, że gazety wyolbrzymiłyby zniszczenia do tego miana). Czy
czułaby się wtedy choć trochę winna? Czy w końcu zadzwoniłaby do niego? Co za
głupie dywagacje, zirytował się na samego siebie.
- Tylko tyle? Nie będzie pani próbowała mnie
pocieszyć mówiąc, że jestem na tyle młody że jeszcze pokocham w swoim życiu
wiele dziewczyn tak jak sugerowali moi kumple?- Spytał zaczepnie.
- A pocieszy to pana?- Odpowiedziała mu Hanna czym
znowu go rozbroiła. I w jednej chwili złość całkiem mu minęła:
ostatecznie. Włodek poczuł, że ból w sercu spowodowany decyzją Wioli o końcu
ich związku znowu go dopadł. Ale nie chciał z nim walczyć agresją. Już nie.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w jednej chwili wyraźnie przygasł a jego
postawa się zmieniła: teraz przed Hanią siedział przygarbiony zasępiony młody
człowiek a nie prowokujący agresor. Zupełnie tak jakby fizycznie uszła z niego
cała złość niczym z przekutego balonika.
- Nie.- Odparł jej tylko na moment spuszczając wzrok
na swoją poranioną na kostkach dłoń.
- To dobrze, bo szczerze mówiąc w to nie wierzę.
Nigdy nie rozumiałam czemu to wiek ma decydować o stałości czyich uczuć. Czy
rozstanie spowodowane zerwaniem ma mniej boleć w wieku kilkunastu lat niż
rozstanie w wieku lat kilkudziesięciu? To by chyba znaczyło, że dzieci w takim
razie nie umieją prawdziwie kochać. A mnie się wydaje, że to właśnie one
potrafią to najlepiej. Bo ich miłość jest bezinteresowna i nie naznaczona
regułami narzucanymi tym co wypada a co nie. Tym co może im przynieść korzyść,
a co sprawi że będą smutne. Dzieci lubią kogoś bez względu na status, wiek czy
wygląd. Po prostu ktoś zdobędzie ich sympatię i już.- Te słowa zainteresowały
Włodka wprawiając go w konsternację. Podniósłszy głowę zaczął wpatrywać
się w swoją rozmówczynię z prawdziwym zainteresowaniem. Ona zaś kontynuowała:-
Co do tego wielokrotnego zakochania, to myślę że rzeczywiście nasz umysł jest
tak przemyślaną machiną, że potrafimy kochać miłością romantyczną jednocześnie
swojego partnera, miłością rodzicielską dzieci czy siostrzaną młodsze
rodzeństwo. I żadna z tych miłości nie ma pierwszeństwa. Nie znaczy to
jednak, że można kochać wielokrotnie w ten sam sposób. Ale to moja własna
opinia.
- Bardzo ciekawa. Czy jest poparta doświadczeniem?
Kochała pani kiedyś tak że myślała że rozpadł jej się cały świat?
Pewnie będąc
tobą jeszcze dzisiejszej nocy poznałbym jakąś przyjemną laskę na pocieszenie,
co? A idealnie by było gdyby na dodatek okazała się mieć męża: poharcowałbym
sobie ze znudzoną żoneczką majstrując przy okazji dziecko! To dopiero byłoby
zwieńczenie rozsądku wielkiego siatkarza Huberta Skrzyneckiego!
Gdy chłopak zauważył, że w wyrazie twarzy Hanny coś
się zmieniło, poczuł się głupio zadając to pytanie.- Przepraszam, zagalopowałem
się. Jest pani dla mnie obcą osobą, której na dodatek zrujnowałem jadalnię hotelu i
nie powinienem…
- Przeciwnie.- Przerwała mu uśmiechając się pomimo
smutnych myśli.- Myślę, że właśnie dlatego że jestem dla ciebie obca możemy
porozmawiać szczerze. Więc, odpowiadając na twoje pytanie…tak, byłam kiedyś zakochana.
Bardzo. Miałam chyba kilka lat mniej niż ty teraz.- Choć nie powinna
przechodzić na mniej formalną formę uznała, że wobec kogoś kto zdewastował jej
pensjonat i z kimś z kim po raz pierwszy mówi otwarcie o swoich uczuciach do
Huberta po wielu latach, może to zrobić całkiem bezkarnie. Zabawny zresztą był
też fakt, że Włodzimierz nie miał pojęcia, że tym kimś kto złamał jej serce był
jego przyjaciel. A jeszcze bardziej zabawne było to jak głęboko się tego
wypierała nawet przed samą sobą.
- Rozumiem, że nie było happy endu?
- Nie. Ale jak widzisz wcale nie rozpadł się mój
świat, wręcz przeciwnie: wciąż mogę śmiać się i czerpać radość z
otaczającej mnie rzeczywistości. Choć tuż po, nie było mi łatwo. I rzeczywiście
przez jakiś czas zdawało mi się, że mogę się z tego nie podnieść. Byłam…-
Przerwała przypominając sobie te wszystkie wieczory gdy leżała w łóżku myśląc o
Hubercie. Kiedy miała nadzieję, że jakimś cudem do niej zadzwoni lub przyjedzie.
I jak walczyła z samą sobą by spełnić obietnicę jaką sobie złożyła aby
nigdy nie sprawdzać za pomocą żadnych dostępnych kanałów medialnych tego co się
u niego działo. Zrobiła to tylko raz. I gorzko tego żałowała.-…byłam
bardzo nieszczęśliwa.- Dokończyła po chwili wahania.- Czasami też żałowałam
tego jak to się skończyło, rozmyślałam o podjętych decyzjach które można by
zmienić a które ostatecznie wpłynęły na bieg wydarzeń. Ale gdybanie nigdy nie
powadzi do niczego dobrego. Wtedy mamy wrażenie, że coś co było w naszej mocy
mogłoby zakończyć się lepiej, ale zapominamy o tym, że równie dobrze mogłoby
potoczyć się wielokrotnie gorzej. To błąd, który za bardzo lekceważą zwłaszcza
starsi ludzie wpadając w pułapkę własnej przeszłości.
- Kochała pani potem jeszcze kogoś?
- Nie.- Zdecydowała się wyznać Hanna choć w tym
momencie bardziej taktownym i niosącym pocieszenie dla Włodka byłoby
kłamstwo.- Ale ja sobie na to nie pozwoliłam, zamknęłam się na związki:
poświęciłam temu miejscu, hotelowi. Co nie znaczy, że ciebie spotka to samo.
Nie możesz jednak gloryfikować swojego związku i uczucia. I przede wszystkim
musisz się pogodzić z jego końcem. Ale tak naprawdę: w głębi siebie i przed
samym sobą. To wydaje się być bardzo proste i naturalne, ale jakimś cudem dla
większości ludzi nie jest oczywiste. No, a teraz odpocznij chwilę.- Zakończyła
Hania wstając z krzesła i zbierając wszystkie przybory do przyniesionego z
sobą koszyczka.- Chcesz abym poprosiła twojego kolegę by zostawił ci cały pokój
do dyspozycji?
- Byłbym wdzięczny. Nie chcę z nikim na razie
rozmawiać. Nie jestem jeszcze gotów.
- Jasne.
- Aha, i wiem że to nadużywanie dobroci, ale mogę
prosić o coś przeciwbólowego? Cholernie boli mnie głowa.
- Niestety, ale chyba wypiłeś zbyt wiele alkoholu.
To nie byłoby zbyt bezpieczne.
- Racja. W takim razie jeszcze raz dziękuję.- W
odpowiedzi kobieta skinęła tylko głową. Gdy już miała chwycić za klamkę
usłyszała jeszcze:- Czy ja i moi koledzy zostaniemy usunięci z hotelu?
- Nie.- Powiedziała zastanawiając się czy jednak nie
skłamała. Przecież Kacper jasno wyraził swoje zdanie w tej kwestii. No i wobec
jej kierownictwa. Ale mimo wszystko jeszcze to ona sprawowała pieczę nad
hotelem.
Gdy wyszła z pokoju sportowca, od razu zeszła na dół
by ocenić zniszczenia. Teraz, po uprzątnięciu jadalnie wyglądała o wiele lepiej
niż wydawało się być wcześniej. Najprawdopodobniej tylko jeden stół wymagał
wymiany. Reszta była po prostu bezładnie poprzesuwana. A Gośka z Patrykiem i
tak uwijali się jak w ukropie. Chciała im pomóc, naprawdę chciała. Ale czuła,
że zaraz się rozpłacze. Dlatego postępując bardzo nieodpowiedzialnie, nie
ujawniła im swojej obecności i wyszła z
hotelu cichaczem. Potem skierowała się na parking i wsiadła do swojego starego
auta. Nie mając żadnych planów zupełnie mechanicznie skierowała się na
cmentarz. Nie wysiadła jednak. W milczeniu połykała łzy wściekłości i żalu do
Kacpra za te bezduszne słowa jakie jej powiedział. Żałosne było też to, że
nakazywała Włodzimierzowi pogodzenie się z przeszłością, a ona sama do tej pory
nie mogła przestać się łudzić że Kacper jej jednak nie nienawidzi. Że kiedyś
będzie dla niej wsparciem jak pragnęła jej matka. Że będzie dla niej bratem.
Dzisiaj jednak dobitnie pokazał jak mało dla niego znaczyła. I jak bardzo nią
pogardza. A co jeśli ona naprawdę była godna pogardy? Co jeśli kurczowo
trzymała się marzeń zmarłej kobiety i jej przyjaciółki o stworzeniu tu miejsca
przyjaznego miłośnikom gór? Co jeśli to nigdy nie było jej prawdziwe marzenie
tylko próba zadowolenia zmarłej już matki którą tak długo sobie wmówiła, że
zaczęła w nią wierzyć? A wreszcie co jeśli ta ułuda była wszystkim co miała i dlatego
tak kurczowo się jej trzymała? Kim lub czym się stanie bez niej? Bez kierunku,
celu a nawet planu? Co miała od życia?
I mam być z tego
zadowolony widząc jak marnujesz swoją młodość i zdrowie dla ludzi z tego hotelu
którzy nie dają ci nic w zamian?
Nawet nie masz
trzydziestki a twoim jedynym porządnym ubraniem jest uniform służbowy!
A wiesz dlaczego
wciąż jesteś sama? Bo nawet nie masz czasu żeby umówić się na pieprzoną randkę!
Chyba najbardziej w tych wszystkich zarzutach bolało
ją, że były prawdziwe i że Kacper miał rację. W końcu nic tak nie boli jak
prawda. I wyzierająca z nich świadomość bycia tchórzem. Miała tylko dwadzieścia
sześć lat a mentalnie czuła się w tej chwili tak jak pani w średnim wieku.
Niczego nie miała prócz tego hotelu, dlatego trzymała się go tak kurczowo. I
niczego nie osiągnęła: taka była prawda. I nawet jeśli kochała to miejsce to
była to jednocześnie miłość patologiczna.
Wróciła tam kilka godzin później, gdy dawno już
zmierzchało. Wiadomość którą wysłała Pauli tuż po odjeździe skutecznie
wyjaśniała jej nieobecność (musiała pilnie coś załatwić). Miała nadzieję, że
gdy wróci z powrotem nie spotka żadnych gości, bo zabawa dawno się skończy.
Choć tym razem jej prośby zostały wysłuchane.
Było to jednak słabe światełko w tunelu po koszmarze
tak bardzo złego dnia.
Dotarłszy na parking, nie zauważyła wokół żywego
ducha. Ciężko westchnąwszy wysiadła z samochodu. Potem rozejrzała się
wokół zauważając, że obszar wokół hotelu był praktycznie cały wysprzątany z
dekoracji oraz resztek jedzenia na stołach. Scena też była prawie zdemontowana.
Nie pozwoliła jednak dojść do głosu wyrzutom sumienia „mówiącym”, że zostawiła
z tym swoich przyjaciół i pracowników całkiem samych. Bo po prostu musiała
pobyć sama.
Czuła się zmęczona, bardzo zmęczona. Poprzednia noc
i wypadek Huberta sprawiły, że przespała zaledwie kilka godzin. A wszystko
wskazywało na to, że dziś położy się równie późno. Zmęczenie fizyczne miało
jednak tę zaletę, że nie pozwalało otępiałemu mózgowi na myślenie i
analizowanie. Dlatego teraz widząc porozrzucane gdzieniegdzie śmieci zaczęła je
zbierać. Pewnie, że postępowała głupio robiąc to praktycznie w środku nocy, na
dodatek bez oświetlenia. Z latarką na pewno poszłoby dużo szybciej. A już na
pewno w środku dnia. Miała to jednak totalnie gdzieś. W końcu potwierdzą się
słowa Kacpra o jej bezmyślności. Głupia Hanka zamiast szukać nowej pracy i
mieszkania zachowywała się jak gdyby nic się nie stało ignorując rzeczywistość.
- Sprzątasz o tak później porze?
- Jasna cholera!- Słysząc niespodziewany głos niedaleko
siebie nieomal podskoczyła w miejscu.
- Sory, nie chciałem cię przestraszyć. Myślałem, że
słyszałaś moje kroki.- Odparł jej Hubert. Bo jakżeby inaczej: w końcu do
całkowitej katastrofy brakowało tylko jego.- Sprzątasz o tej porze?
- Jak widać.- Mrugnęła tylko dalej idąc z foliowym
workiem i pakując do niego papierki i plastikowe kubki. Ku jej
niezadowoleniu poszedł za nią.
- Nie lepiej byłoby robić to ze światłem?
- Bez niego jest znacznie ciekawiej, nie sądzisz?
- Ale na pewno nie łatwiej.
- Posłuchaj, naprawdę nie jestem teraz w nastroju do
rozmów. A już na pewno nie z tobą.
- Co masz na myśli?
- Po prostu nie chcę walczyć.
- Czy ty płakałaś?
- Co? Nnie.- Skłamała odruchowo spuszczając wzrok by
pomimo mroku nie mógł zobaczyć jej oczu. On z kolei taktowne nie zaprzeczył
temu oczywistemu kłamstwu. Zamiast tego dał jej chwilę na pozbieranie się do
kupy wrzucając w tym czasie do jej worka kilka zebranych nieopodal puszek.- Bez
rękawiczek?- Spostrzegła. Skrzynecki wzruszył ramionami.
- Ty też ich nie masz.
- Jak ktoś dzisiaj słusznie zauważył, moje dłonie i
tak są tak zniszczone, że nic im nie zaszkodzi.
- Moim chyba też nie.- Uśmiechnął się Hubert.
Odruchowo, mimo paskudnego stanu ducha odwzajemniła mu się tym samym.
- Myślisz, że w ten sposób wkupisz się w łaski po
dzisiejszej demolce?- Spytała go chwilę później.
- Zawsze warto spróbować.- Odparł wzruszając
ramionami zadowolony, że widocznie nie była na tyle smutna by nie móc
żartować.- Prawda jednak wygląda tak, że nie mogłem zasnąć. Potem usłyszałem,
że ktoś się krząta na zewnątrz dzięki otwartemu w pokoju oknu i nie wiedzieć
czemu byłem pewien, że to ty. Kto pracowałby o trzeciej w nocy?- Rany, nawet on
wiedział, że nie znalazłby się nikt inny robiący tak nierozsądną rzecz,
pomyślała zdołowana Hanna.
- Ja…musiałam przemyśleć parę spraw. A skoro
podobnie jak ty nie mogłam zasnąć stwierdziłam, że zrobię coś produktywnego.
- Mogę się do ciebie przyłączyć?
- Jeśli naprawdę chcesz. Tylko nie jęcz gdy
przypadkiem ubrudzisz sobie ręce.
- Serio masz mnie za takiego lalusia?- Spytał w
udawanej surowości marszcząc brwi.
- Nie znam cię na tyle by móc z całą stanowczością
to stwierdzić.- Odparła mu. I choć w zamierzeniu to miała być pewnie
niewinna uwaga, zezłościła go. Jak to niby go nie znała?! Spędzili razem dwa
miesiące rozmawiając na tematy których nie poruszał z nikim innym a ona
zrównywała to do poziomu zwykłego romansowania? Te wszystkie wieczory które
przegadali? Te wszystkie dyskusje które stoczyli? Te pytania i dylematy? Gry w
„co wolisz”? To naprawdę nic dla niej nie znaczyło? Przerabiała te gadki z
innymi łosiami podobnymi do niego? Kim tak naprawdę dla niej był?
Zatopieni we własnych myślach, w milczeniu
spacerowali dookoła hotelu zbierając śmieci. To było dziwne, ale Hania wcale
nie czuła się niezręcznie choć przecież powinna. Tym bardziej, że tego samego
dnia Hubert najpierw ją obraził a potem próbował czarować. Na koniec zaś
współuczestniczył w bijatyce choć według doniesień Włodka nie on ją
sprowokował. Ale towarzystwo tego siatkarza łagodziło jej napięcie spowodowane
ostatnią sprzeczką z Kacprem. Działając z resztą tak samo kojąco jak sześć lat
temu. O takich ludziach mówi się chyba, że są charyzmatyczni. Szkoda tylko, że
przez to w ostatecznym rozrachunku stają się jeszcze bardziej niebezpieczni. Bo
nikt nie powiedziałby o stojącym obok mężczyźnie, że należy go unikać. Że to
czaruś jakich mało i lekkoduch. Że jest ojcem nie będąc żonatym, umawia się z
mężatkami a po upojeniu alkoholowym wszczyna burdy i ma wypadki samochodowe.
Gdy kiedyś w myślach wyobrażała sobie takich mężczyzn sądziła, iż są
kompletnymi łajdakami. Że obnoszą się ze swoją wulgarnością podrywając każdą
napotkaną kobietę i tylko głupiec daje się zwieść ich urokowi. A przez swoją
nieodpowiedzialność nie są w stanie do niczego dojść i łatwo ich rozpoznać.
Okazywało się jednak, że są przystojnymi sławnymi sportowcami, po których
wyglądzie nie można się tego spodziewać. Że odnoszą sukcesy i choć wykazują się
nieodpowiedzialnością w wielu sferach życia, w niektórych charakteryzują się
żelazną wręcz konsekwencją. I wcale nie tak łatwo ich rozpoznać. A nawet kiedy
już to zrobisz i tak w duchu ich usprawiedliwiasz myśląc, że widocznie musiał
być jakiś powód, coś potoczyło się inaczej niż miało albo zwyczajnie mieli
pecha. Najgorsza była też niemożność wzbudzenia w sobie niechęci wobec takich
osobników. Oczywiście, że łatwo było ją czuć będąc daleko, ale w ich
towarzystwie…w ich towarzystwie zupełnie się o tym zapominało.
Hubert natomiast myślał o Władku oraz ich bójce,
zastanawiając się co teraz może o nim sądzić Hanka. Nie bił się od dobrych
kilku lat- a dokładniej od czasu pobicia swojego byłego już kolegi prawie sześć
lat temu. Miał mieć nawet za to rozprawę, która ostatecznie nie doszła do
skutku: Sławek wspaniałomyślnie odstąpił od wniesienia oskarżenia rzekomo nie
chcąc niszczyć mu kariery. On niczego jednak nie żałował. Nawet jeśli wtedy
postawione przez trenera ultimatum było ostateczne:
Skrzynecki:
jeszcze jedna wpadka i wylatujesz z drużyny. Nie obchodzą mnie okoliczności:
czy zostałeś sprowokowany albo czy tylko się broniłeś. Jasne? Afera z Klarą jak
się okazało nie była twoją winą i to ci darowałem, ale pobicie kogoś na własnej
posesji…to niepotrzebne przeciąganie struny. Zapamiętaj to sobie i nie testuj
więcej mojej cierpliwości.
Sławomir jednak zasłużył na manto jakie mu spuścił,
Włodek nie. Zresztą jeśli miałby być całkowicie szczery to młody chyba poradził
sobie lepiej od niego zważywszy na fakt, że był kompletnie pijany. Albo to on
stracił werwę.
- No, chyba skończyliśmy.- Zakomunikowała po
kilkudziesięciu minutach Hanka. Mimo wszystko była z siebie zadowolona.
Uporządkowała cały teren zewnętrzny hotelu. Szkoda tylko, że tak łatwo nie dało
się też uporządkować i jej życia.
- A panuje w nim aż taki bałagan?
- Co?
- Powiedziałaś, że twoje życie nie tak łatwo
doprowadzić do porządku.
- Przepraszam, nie zamierzałam powiedzieć tego na
głos. Chyba jestem za bardzo zmęczona.
- Jeśli martwisz się tym co zaszło w dziś wieczorem
w jadalni…
- Nie, to znaczy: nie chodzi tylko o to. Mam też
inne problemy.
- Chcesz się wygadać?
- Dlaczego miałabym ochotę mówić ci o swoich
zmartwieniach?
- A bo ja wiem? Bo taka ludzka natura, że lubimy
narzekać wszystkim którzy tylko wyrażą chęć by tego wysłuchać?- Zażartował
zadowolony, że ją rozbawił. Potem powoli zaczęli iść na tyły hotelu gdzie
znajdował się śmietnik.- Tak naprawdę myślę, że po tym wszystkim co między nami
zaszło: złego czy dobrego, sześć lat temu czy obecnie to…mimo wszystko kiedyś
byliśmy przyjaciółmi. I mówiliśmy sobie różne rzeczy. Może teraz nie będę mógł
pomóc, ale przynajmniej cię wysłucham. Czasami to wystarczy by pomóc.
- W moim przypadku nie, ale dziękuję za dobre chęci.
I pomoc w sprzątaniu.
- Drobiazg. W sumie to było całkiem miło.
- Zbierać cudze śmieci?
- Pomilczeć w miłym towarzystwie bez uczucia
niezręczności.- Sprostował. Potem, ponieważ doszli do właściwego miejsca,
wrzucił worek który wspólnie zebrali do otwartej przez nią klapy. Chciał
powiedzieć coś jeszcze, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Widząc, że
Hanka zbiera się by coś powiedzieć co najprawdopodobniej będzie pożegnaniem,
wypalił więc: - Chciałem tylko coś
wyjaśnić. Jest mi potwornie wstyd z powodu tego zajścia którego byłaś świadkiem.
I naprawdę żałuję, że dałem się sprowokować Włodkowi. To nie powinno się
wydarzyć.
- Hubert…
- Po prostu wiem jak to musi wyglądać w twoich
oczach: myślisz pewnie, że my sportowcy zachowuję się w ten sposób zawsze.-
Kontynuował nie dając sobie przerwać.
- Moja opinia nie ma tu żadnego znaczenia. –
Zauważyła łagodnie.- Włodek obiecał pokryć zniszczenia, ja urobię Kacpra by
pozwolił wam tutaj zostać do końca rezerwacji.- Tym bardziej, że już wydałam
pieniądze za nią, dodała w myślach.
- Myślisz, że chodzi tylko o zgodę na dalszy pobyt
tutaj?
- A o co jeszcze?
- O twoją opinię. – Hubert uśmiechnął się dziwnie.-
Po tym wszystkim i złym początku pewnie nie masz o mnie najlepszego zdania.
- Czy to ważne co ja myślę?
- Nie powinno. Ale mimo to mnie obchodzi. I ta
świadomość mnie cholernie wkurza.- Odparł jej szczerze. Potem odwzajemnił spojrzenie
wpatrując się w zmęczoną i smutną twarz. Nie wiedział co trapi Hankę, ale miał
ochotę ją przytulić i pocieszyć, zapewnić że wszystko będzie dobrze: nieważne
jaka była przyczyna jej zgryzoty. Ale ona z pewnością tego nie chciała. A on
sam? Jak miał z nią rozmawiać skoro tracił wątek nie będąc w stanie zapomnieć o
chęci choć pocałowania jej? Zupełnie bezwiednie zbliżył się do niej o krok
usuwając zbłąkany kosmyk włosów z jej twarzy. A potem jeszcze jeden. A
potem…potem bez żadnej wymówki pogłaskał ją po policzku. A gdy na to pozwoliła wpatrując
się w niego bez słowa postąpił jeszcze jeden krok do przodu. Gdy już miał ją
pocałować, usłyszał pytanie:
- Dlaczego tak naprawdę tutaj przyjechałeś?
- Już mówiłem.- Odparł rozczarowany i sfrustrowany
faktem, że jednak do pocałunku nie dojdzie. By jakoś zebrać myśli, cofnął się
od niej.- To był czysty przypadek. Nie miałem pojęcia gdzie Miłosz wynajął
hotel. To miała być spontaniczna wyprawa. I szczerze mówiąc byłem na niego
wściekły. Nie powinniśmy się tutaj spotkać. Nie chciałem tego.
- Cóż, więc nie będę dłużej narażać cię na swój
widok.- Skomentowała to Hanka cofając się o krok by zakończyć to spotkanie
i rozmowę. Hubertowi chodziło jednak o coś zupełnie innego.
- Nie rozumiesz czy udajesz głupią? To chyba całkiem
jasne. Od chwili gdy zobaczyłem cię po latach nie mogę przestać o tym myśleć,
będąc przy tym pełen złości i żalu. Gdy byłem pewien że Kacper jest twoim mężem
to trzymało mnie jeszcze w ryzach, ale teraz…teraz gdy wiem że jesteś wolna…ta
piekielna obsesja tylko przybrała tylko na sile.
- Jaka niby obsesja?- Spytała jednocześnie coraz
bardziej się wycofując choć na każdy jej krok do tyłu przypadał jego krok do
przodu.
- Na twoim punkcie, góraleczko: jakżeby inaczej?
No i mamy to :D doczekałam się. Znowu super część!!! Oby następna pojawiła się szybko. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPlanowałam, że jedna dłuższa część pojawi się przynajmniej co tydzień, ale przez prace w ogródku i na działce ostatnio niestety nie udało mi się dotrzymać tego terminu. W każdym razie do weekendu na pewno coś się jeszcze pojawi.
UsuńMyślę, że w Hani odżyjąuczucia do Huberta. Ale co on z tym zrobi? Czuje się oszukany przez Hanię i może chcieć w pewien sposób się na niej odegrać, choć sam też coś do niej czuje,ale uraza może okazać się silniejsza niż uczucie. Oczywiście liczę na happy end więc pocieszam się tym, że nawet jeśli moje podejrzenia okaża się słuszne to koniec końców bedą żyli długo i szczęśliwie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam roksana
Nie no, happy end na pewno będzie :) Ale jak to u mnie bywa, trochę trzeba wcześniej namącić.
UsuńZastanawia mnie czy romans z Klarą, faktycznie spowodował, iż Hubert został ojcem? Bo zdarzyło mi się przeczytać iż Klara była harpią, a z drugiej strony Włodek twierdzi, iż Hubert jest ojcem.
OdpowiedzUsuńPonadto mam wrażenie, iż dla naszej kochanej dwójki, to co się zdarzyło nie było tylko przelotnym romansem. Co więcej użyte słowo przez Huberta obsesja, Hania nie uzna, iż mu na niej zależy tylko zinterpretuje to inaczej. Uważam, że szczera rozmowa rozwiązała by całą akcje, ale jednocześnie nie byłoby o czym pisać, bo o happy endzie nie da się pisać w nieskończoność, natomiast o trudnościach nieporozumieniach, zdradach, konsekwencjach tych zachowań już tak. Podkreślenia wymaga też, iż nasi bohaterowie są dumni, i boją się otworzyć, bo przecież znowu mogą zostać zranieni. Niecierpliwie czekam na kolejną cześć, życzę Ci dużo weny oraz czasu oraz sił, żebyś mogła kontynuować tą historię.
Pozdrawiam Nienieidealna
Skończyłam wczoraj czytać ponownie opowiadanie miłość jest bliżej niż myślisz, bardzo mi się podobało, ale zauważyłam w nim jak głównym bohaterom ciężko było powiedzieć Kocham Cię. Przypomniało mi się, jak to u mnie wyglądało. Teraz mnie to bawi, ale wtedy się zezłościłam, popłakałam i obraziłam i w sumie tego nie powiedziałam. A aktualnie zastanawiam się czy częste mówienie kocham Cię nie powoduję, iż to słowo traci na znaczeniu ?
Rozmowa między bohaterami będzie już niebawem, ale nic więcej odnośnie fabuły nie zdradzę :) Ogólnie też uważam, że dialog wiele rozwiązuje a obecnie masa rzeczy jest przemilczana (mam tu na myśli "prawdziwe" życie). Zwłaszcza w polskich komediach romantycznych, ale to tylko taka moja dygresja.
UsuńW Miłość jest bliżej niż myślisz, przyznaję że pojechałam już po bandzie jeśli chodzi o brak szczerej rozmowy, aż sama się sobie dziwiłam że tak to zamotałam trochę robiąc z postaci niedojrzałych gamoniów, ale mimo wszystko przy czytaniu to się jakoś kleiło. No i można to kłaść na krab ich "pokrzywienia" życiowego ze względu na osobiste przeżycia, a przynajmniej mam nadzieję że czytelnicy tak zrobili.
Co do samego wyznawania uczuć: ja uważam, że jeśli miłość jest prawdziwa to częste mówienie kocham nigdy nie straci na znaczeniu. Ono traci tylko wtedy gdy jest nadużywane w sytuacjach nieadekwatnych: koleżanka pożyczyła ci notatki na egzamin a ty mówisz że jest kochana...Myślę, że to właśnie takie sytuacje powodują spłycanie tych słów. Chociaż z drugiej strony nie jestem w stanie pojąć tego paradoksu: wielu osobom tak ciężko przyznać się drugiej osobie do miłości,a inni nie mają z tym problemu i kochają po prostu wszystko i i wszystkich.
W tym tygodniu trafiłam na książkę Klaudii Bianek i stwierdziłam, że macie podobny styl pisania :)
OdpowiedzUsuńHm, ja nigdy do tej pory o niej nie słyszałam. Aż chyba z ciekawości zagłębię się kiedyś w jakąś jej lekturę żeby sama przekonać się czy masz rację :)
UsuńPolecam w takim razie książkę "Ocalało tylko serce" :)
Usuń