Pozdrawiam.
Zabawa z okazji rocznicy powstania hotelu trwała w najlepsze, co cieszyłoby Hankę gdyby miała okazję to dostrzec. Sama jednak była zbyt zajęta kolejnymi tańcami do których co i rusz ją zapraszano. Może jako właścicielka nie powinna przyłączać się do zabawy nawet jeśli wszystko odbywało się bez niespodzianek organizacyjnych- miała to jednak totalnie gdzieś. Tak naprawdę to była jej pierwsza szansa na rozrywkę od niemal półtora roku, czyli śmierci mamy. Wczorajszego wieczoru w Whisky barze naturalnie nie liczyła, bo przez Huberta skończył się zanim na dobre się zaczął. Jedynym pozytywnym akcentem było poznanie Rafała z którym właśnie teraz tańczyła. Nie na długo jednak, bo już wkrótce zostali rozdzieleni. Jak zauważył później Rafał, każdy chciał zatańczyć z tak świetną tancerką jaką była.
- Przestań, to co tańczyłam z Kacprem to zwykły góralski taniec. Każdy z okolic gór ci to powie.- Umniejszała swoje umiejętności, choć w duchu czuła się mile połechtana tym komplementem.
- Może, ale ty robić to z prawdziwym urokiem i czarem tak, że ciężko mi się zdecydować czy przyjemniej mi się z tobą tańczy czy cię obserwuje. Oho, i chyba znów już niedługo nie będę miał możliwości wyboru.- Dodał wymownie, gdy po skończonej melodii zaczął się do nich zbliżać szwagier Natalii, Jakub.
- Hej, zatańczysz ze starym kolegą?- I tak Hania znowu została porwana w pląsy. Zdążyła jeszcze bezgłośnie szepnąć do Rafała: „przepraszam”, co zbył zresztą machnięciem dłoni. Nie obraził się też wcześniej, choć zostawiła go bez słowa po kłótni z Hubertem. Naprawdę coraz bardziej go lubiła. Nic nie zakłócało jej dobrego humoru: nawet gdy w połowie tańca zarejestrowała wściekły wzrok Dominiki.
- Oho, ktoś tu chyba jest zły.- Skomentowała to tylko. Jakub w odpowiedzi się uśmiechnął.
- Gdy proponowałem jej taniec, odmówiła. Co prawdę mówiąc było mi na rękę bo ty tańczysz świetnie. Tylko jej tego nie powtarzaj, bo nie zjem jutro smacznego śniadania.- Jedyną odpowiedzią Hani był uśmiech. Nie pierwszy raz zastanawiała się co taki miły mężczyzna jak Kuba zobaczył w takiej zołzie jak Dominika. Bo od czasów szkoły chyba nie zmieniła się tak bardzo. Nie zamierzała jednak go teraz o to pytać. Chociaż gdyby była Paulą, pewnie by to zrobiła.
W jeszcze większe zaskoczenie wprawił ją kolejny partner, którym okazał się być Miłosz Rębecki. Od razu zastrzegł przy tym, że żaden z niego tancerz, ale nie mógł odmówić sobie podhalańskiego tańca z rodowitą góralką będąc na wakacjach.
- Poza tym, przez taniec z dobrą partnerką niewątpliwie wypadnę lepiej.
- A mnie się wydaje, że chce pan wyżebrać ode mnie komplement.- Powiedziała Hanka, bo już po kilku taktach i wskazówkach, szczypiorniak świetnie naśladował jej ruchy. Nawet jeśli poruszali się teraz w takt mało skocznej starogóralskiej ballady. Jednak już po chwili okazało się, że powód tańca był inny.
- Skąd. Ale proszę się nie krępować: jestem łasy na komplementy. I skończymy z tym „panowaniem”. Proszę mi mówić po imieniu.
- Oczywiście. Jeśli ty będziesz mówił mi w ten sam sposób.- Miłosz skinął głową.
- Korzystając z okazji chciałem przeprosić cię za mojego kolegę, Huberta. Chyba niepotrzebnie aż tak się zezłościł za wczorajszy wieczór.
- A więc opowiadał o nim?
- Mniej więcej. Czasami zachowuje się naprawdę jak dziecko.
- Mnie nie musisz tego mówić.- Wymsknęło jej się. Potem szybko spojrzała na Miłosza z zakłopotaniem w oczach.- Przepraszam, nie powinnam tego powiedzieć.
- Skąd, bawi mnie tylko fakt, że nawet po kilku dniach znajomości z nim byłaś w stanie to odkryć.- Zauważył nie mając pojęcia, że Hanka zna jego kolegę trochę dłużej.- Mam nadzieję, że nie był zbyt niegrzeczny?
- Nie. Proszę jednak podczas jutrzejszego śniadania dzielić się posiłkiem jak to macie w zwyczaju bez Huberta. Jego danie może być przypadkiem nieco zbyt słone.- Miłosz się roześmiał. Już chyba zaczynał rozumieć zainteresowanie przyjaciela uroczą właścicielką: nie kupił tej bajeczki o pozornej złości i chęci odwetu za wczorajsze oberwanie w głowę butelką. Rozumiał też jego wściekłość, bo młoda góraleczka nie była bezkrytycznie rozpływającą się nad sławnym sportowcem panienką ze stolicy, ale charakterną kobietą umiejącą bronić swoich racji. I nie tak łatwo było ją oczarować. Z pewnością już sama jej postawa zezłościła Skrzyneckiego. Ale jednocześnie zaintrygowała. Inspekcja Dominika zresztą przebiegła podobnie: on jednak dostrzegł we właścicielce również przebiegłość gdy w ramach przeprosin za Huberta (które sam zaproponował) wmanewrowała go w rozdawanie autografów.
- Ponadto jutro zatrzyma się u nas gromadka nastolatków z jednej kolonii. Myślę, że byliby zachwyceni mogąc zobaczyć mistrzów polskiego szczypiora w akcji.- Mówiła.- A byliby wprost wniebowzięci mogąc z nimi zagrać.
Gdy Dominik po odtańczonym tańcu wrócił do kumpli siedzących teraz przy jednym ze stolików, nie mógł powstrzymać się od śmiechu opowiadając chłopakom w to co dał się wrobić.
- A to wszystko przez ciebie, gamoniu.- Dominik żartobliwie złapał Skrzyneckiego za policzek, który wściekle sapnął.
- Mnie to nie dotyczy: nie prosiłem was o to. Poza tym sam umiem przepraszać gdy zrobię coś złego. Tym razem jednak nie zrobiłem, więc nie widzę w tym żadnego sensu.
- Jasne. I to dlatego siedzisz pół wieczora obrażony jak panienka. Włodek nie mając humoru przynajmniej zaszył się w pokoju nie chcąc psuć nam humoru, a ty?
Mieli rację. Wiedział to. Ale nic nie mógł poradzić na te irracjonalne poczucie zazdrości, które go ogarniało ilekroć do Hanki zbliżał się kolejny tancerz a ona uśmiechnięta wirowała z każdym zamieniając kilka zdań. I już nie widział w tym przejawów jej umiejętności zjednywania sobie ludzi tylko zwykłe kobiece flirtowanie. Ba, nawet gdy Miłosz z Dominikiem do niej podeszli, ignorując zresztą jego stanowczy zakaz, był na nich potwornie zły o czas jaki spędzili z Hanką. Tak jak teraz na Adama, bo to on właśnie w tej chwili wirował w tańcu z właścicielką hotelu. To było przecież absurdalne. W końcu mógłby być na jego miejscu gdyby choć trochę się uspokoił. Sześć lat temu umiał zauroczyć sobą Hanię: doskonale o tym wiedział. Nie mogła tego udawać, nawet jeśli to był tylko przelotny wakacyjny flirt. Musiał więc zebrać myśli i postanowić jaką przybrać strategię by na nowo wzbudzić w niej ten ogień. W końcu teraz zależało mu na tym samym. Ale złością i obrażaniem jej na każdym kroku na pewno niczego nie wskóra, a miał jeszcze tylko pięć dni na zrealizowanie swoich celów nim wakacje w górach dobiegną końca…
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, grupa skrzypków zmieniła melodię zaczynając grać starą góralską piosenkę, którą poznał dokładnie sześć lat temu. Uśmiechnął się szeroko. Bo już wiedział co musi zrobić. Wstał z krzesła.
- A ty dokąd? I co się tak szczerzysz jak głupi do sera?- Spytał Miłosz przerywając dyskusję z Dominikiem.
- Korzystam z waszej rady. Idę poprosić do tańca naszą gospodynię.- Nie czekając na reakcje chłopaków, pewnym krokiem szedł w kierunku tańczącego przyjaciela i byłej dziewczyny. Zauważył, że gdy zarejestrowała jego obecność w jej oczach pojawiła się czujność. Niedobrze. Ale wkrótce miał zamiar to zmienić.- Teraz chyba moja kolej na taniec, prawda?
6 LAT WCZEŚNIEJ
- Czy to jakaś postać z bajki? Nie? Zwierzę? Tak? Czy to pies? Wilk? Więc może lis?- Hanka siedząc na dywanie głowiła się nad rozszyfrowaniem pokazywanej przez Huberta pantomimy już od dobrych kilku minut. W końcu z ciężkim westchnieniem przyznała się do porażki.- Dobra: oprócz kulawego lisa albo wilka we wnykach nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- Ty…- Mrugnął tylko mrużąc oczy Hubert. Nie zdziwiło jej jak chwilę później leżała na dywanie powalona pociskiem z poduszki. – Nie wiesz, że śmianie się z niepełnosprawnych jest nie fair?
- Ale twój stan jest tylko chwilowy. Poza tym powiesz w końcu co to było?
- Wiewiórka.- Odparł jej wyniośle, ale jej śmiech znowu go wkurzył.
- To miała być wiewiórka? Jesteś jeszcze gorszy niż ja jeśli chodzi o pokazywanie. A Gośka twierdzi, że tak się nie da. Juhu, dzięki tobie nie czuję się jak ostatnia oferma.
- To ty tak kiepsko zgadujesz. A jakbyś to pokazała Panno Wszechwiedząca?
- Pokazałabym ogon. I jedzenie orzeszka. Ty biegałeś tylko w kółko po pokoju powłócząc nogą. W krzesanym by to przeszło, ale w kalamburach nie…- Śmiejąc się głośno i widząc, że się do niej zbliża, Hanka szybko podniosła się z dywanu próbując umknąć. Nie było to zresztą specjalnie trudne, bo on naprawdę nie umiał zwinnie poruszać się w gipsie. W końcu jednak mu się udało. Wtedy połaskotał ją trochę unieruchamiając ręce, a potem pocałował.
- Co to jest właściwie ten krzesany?
- Taniec góralski.
- Coś jak taniec zbójnicki?
- Trochę. Ale jest łatwiejszy. Kiedyś ci go pokarzę. Gdy z twoją nogą będzie już lepiej.
- Teraz nie możesz?
- Mogę, ale…serio chcesz? Interesuje cię to?
- Aha.
I w ten sposób Hubert przez następne pół godziny patrzył na Hankę, która prezentowała mu kilka podstawowych kroków tanecznych. I choć nie robiła tego w pełni profesjonalnych warunkach- wciąż śmieli się i dużo przy tym żartowali- to jednak nie mógł nie zauważyć, że miała do tego prawdziwy dryg. Gdy ją o to spytał opowiedziała, że lubi tańczyć tańce podhalańskie. A jej znajomość ich wynika z dodatkowych zajęć na które uczęszczała w technikum. Zaprzeczyła też jakoby była w tym bardzo dobra, chwaliła za to swoją koleżankę Sylwię i Ankę, które jak twierdziła, robiły to z gracją i naturalnością której jej brakowało. Podczas nauki wplatała też góralskie nazwy niektórych figur tanecznych i odkrył, że świetnie posługiwała się także góralską gwarą, o której użycie ją poprosił. Potem, pomimo jego złamanej nogi również zaprosiła go do tańca. By było to przyjemniejsze włączyli radio (Hanka przyniosła je Hubertowi kilka dni wcześniej by mógł słuchać bieżących wydarzeń) wybierając kanał z piosenkami góralskimi. I chociaż Czerwone korale sprawiły, że Skrzyneckiego zaczęła boleć noga- za bardzo wczuł się w skoczną piosenkę zapominając o gojącym się jeszcze złamaniu- to następna z kolei wolna ballada pozwoliła mu skorzystać z wymówki i przynajmniej wziąć Hankę w ramiona.
To zabawne, ale choć uważał się za zdecydowanego faceta umiejącego postawić na swoim, przy niej zdawał się być miękki jak flak i niepewny. W dodatku nie do końca rozumiał jak Hance zawsze zręcznie udawało się umknąć lub ostudzić jego zapędy: gdyby to od niego zależało całowałby ją średnio co pięć sekund. A nawet gdy leżeli razem w łóżku oglądając jakiś film w nieopisany sposób wyznaczyła granicę, której nie mógł przekroczyć. Do tej pory nie miał pojęcia czy robiła to by zaostrzyć jego pożądanie wydając się bardziej niedostępną czy bojąc się samej siebie. Albo może po prostu była taka nieśmiała? Lub jak zwykle troszczyła się o jego złamaną nogę nie chcąc by ją uraził? A co jeśli jednak na razie nie pociągał jej tak mocno jak ona jego? Cóż, powodów tej sytuacji mogło być mnóstwo. Teraz jednak uzyskał jednoznaczną odpowiedź, gdy oderwała od niego usta i zażądała:
- Przestań mnie tak całować. Jest mi za gorąco gdy tak robisz i nie mogę zebrać własnych myśli. Mieliśmy tylko tańczyć.
- Taniec naszych języków się nie liczy?
- Hubert…
- Więc przestań mówić gwarą. To takie seksowne…
- Nie mówię gwarą już od dobrych pięciu minut.
- Widzisz? A ja wciąż mam gęsią skórkę.
- Kończymy, jesteś za wielki: źle się z tobą tańczy.- Wiedząc, że jej dezercja wynika z tchórzostwa, znowu szeroko się uśmiechnął. Jest jej za gorąco gdy ją całuje, tak? Ciekawe co powie gdy będzie ją do tego mocno obejmował...
- Więc wskakuj tutaj.- Opierając ciężar ciała na zdrowej nodze, Hubert dźwignął Hankę stawiając ją na łóżku.
- Co ty robisz: chcesz uszkodzić nogę?
- Nie, chcę tańczyć. O, tak jest rzeczywiście znacznie lepiej: teraz nie muszę zadzierać głowy do dołu. Prawie dostałem od tego zawrotów.
- Mam metr siedemdziesiąt i jak na dziewczynę jestem całkiem wysoka.
- Jak na dziewczynę siatkarza: nie.
- Więc chyba nie będę mogła cieszyć się tym przywilejem.
- Niestety. Chyba, że będziesz od czasu do czasu stała na jakimś łóżku bym nie nadwyrężył szyi.- W odpowiedzi tylko się uśmiechnęła. Potem oparła głowę na jego ramieniu. Obydwoje zamknęli oczy. Gdy zamilkli Hubert miał końcu możliwość wsłuchania się w słowa pięknej góralskiej ballady.
Ciemna nocka nad górami
Świeci księżyc nad wierchami
Drży powietrze nad smrekami
Góral poznał Halkę swą
Lekko wsparłszy się na sośnie
W oczy patrzył jej miłośnie
Popłynęły w świat donośnie
Tęskne słowa pieśni tej
- Góralko Hanko, krasny leśny mój kwiecie…- Wyśpiewywał z emfazą Hubert wraz z muzykiem zaledwie kilka minut później jednocześnie mocniej obejmując trzymaną w ramionach dziewczynę.
- Halko, nie Hanko.- Sprostowała Hania. – To nie jest piosenka o żadnej Hannie.
- Psujesz mi wykon: proszę nie przeszkadzać gdy wyśpiewuję ci romantyczne uczucia w góralskiej piosence.
- Więc chyba nie wysłuchałeś uważnie piosenki do końca, bo miłość z pieśni wcale nie zakończyła się spełnieniem. Przeszło lato hen, za wody, Inną poznał góral młody.- Zacytowała.
- Ja nie jestem góralem: tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Ha, ale jesteś człowiekiem. A my lubimy utrudniać sobie życie. Dlatego uwielbiam tę piosenkę. Bo uosabia samą prawdę. Ludzie stale za czymś pędzą nie zastanawiając się co będą robić potem gdy to zdobędą. I czują pustkę. Albo gdy jest dobrze sami rzucają sobie kłody pod nogi goniąc za czymś nieosiągalnym licząc na to, że będą szczęśliwi. Nie rozumieją przy tym, że szczęście przecież musi wypływać od nich i nie odnajdą go ani na krańcu tęczy, ani na końcu świata. Więc to gdzie aktualnie są nie jest ważne, bo i tak nie mogą uciec od samym siebie. To smutne, nie sądzisz?
- Nigdy o tym nie myślałem.- Przyznał po dłuższej przerwie Hubert. Bo przez pryzmat własnych wspomnień dostrzegł, że zbyt często winną końca jego związków była nuda. I nigdy nie uważał by to on ponosił za to winę. Szybko jednak odzyskał dobry humor słysząc śmiech Hanki.
- Wiesz, że moja przyjaciółka Paula jest taka sama jak ty? Ona też uważa tę pieśń za niezwykle romantyczną. Często też podkreśla, że na pierwszy taniec podczas wesela wybierze Już mi niosą suknię z welonem. I nijak nie jestem w stanie jej wytłumaczyć, że to jest piosenka o nieszczęśliwej pannie młodej wychodzącej za mężczyznę jednocześnie tęskniącej do innego. Nie za bardzo pasuje więc to takiej chwili. Ale jej to nie obchodzi. Po prostu chcę ją mieć i już. Mam nadzieję, że jej przyszły narzeczony zrewiduje jej pogląd na tę kwestię.
- Albo sama zmieni zdanie.
- Pewnie tak zważywszy na fakt, że teraz nie ma nawet chłopaka. Ale czasami to w niej niezwykle irytujące.
- Hm, więc taka drobnostka wyprowadza cię z równowagi? Kto by pomyślał że masz jakieś wady. Do tej pory sądziłem, że jesteś idealna.
- Bez przesady.- Hania z uśmiechem spojrzała Hubertowi w oczy ignorując oczywistą zaczepkę.- Chyba każdy z nas ma takie małe dziwactwa. Ja nie znoszę używania powiedzeń, zwrotów czy cytatów w niewłaściwym kontekście. Szczególną trudność zdaje się sprawiać ludziom zwrot o nie wchodzeniu dwa razy do tej samej rzeki. Wiedziałeś, że tutaj wcale nie chodzi o to, że skoro kiedyś czegoś spróbowaliśmy i się nie udało to nie powinniśmy tego powtarzać, ale o przemijanie i zmianę?
- Więc gdy się z kimś rozstałem i po latach używam tego zwrotu powinienem mieć na myśli to, że nie jesteśmy już takimi samymi ludźmi i wszystko może być inaczej? A nie, że skoro raz się sparzyłem to drugi raz tak nie postąpię?
- Dokładnie. Grecki filozof który jest autorem tego powiedzenia napisał że niepodobna jest dwa razy wstąpić do tej samej rzeki. Bo woda w niej dawno odpłynęła i nawet w tym samym miejscu jest już inna. Być może gdybyśmy nie spolścili tej wersji do aktualnej formy ludzie aż tak często by się nie mylili.
- Ja chętnie wstąpiłbym z tobą do rzeki drugi raz. A nawet tysiąc razy. A najlepiej pod prysznic, rzeka jest już zbyt archaicznym sposobem na zażycie kąpieli.- Ostatnie zdanie Hubert wyszeptał jej do ucha. Słysząc to Hania lekko popchnęła swojego partnera tanecznego do tyłu. Nie zrobiła tego jednak serio, bo za bardzo troszczyła się o jego złamaną nogę. Wtedy tylko się roześmiał. Ona natomiast zarumieniona próbowała odwrócić kota ogonem patrząc na niego z wyrzutem:
- Czyżbyś więc zakładał nasze rychłe rozstanie?
- Tylko po to by nastąpiło spektakularne zejście się z powrotem.
- Nie traktujesz tego pytania poważnie.
- Ależ traktuję to jak najbardziej poważnie.- Hania nie wiedziała czy Hubert miał na myśli ich dyskusję na temat niewłaściwej interpretacji przysłowia czy ich związek: i chyba nie chciała tego wiedzieć. Zwykle gdy flirtował z nią w ten sposób umiała go zręcznie zgasić, ale czasami…czasami zwyczajnie tego nie chciała. Dlatego pozwoliła mu znów się przyciągnąć. Potem ponownie zamknęła oczy. Lubiła wtulać się w Huberta i czuć jego silne ramiona wokół siebie. Wydawało jej się, że jest wtedy bardzo malutka, czuła się zaopiekowana i zwyczajnie uspokojona, co było bardzo przyjemne. Inna sprawa, że raczej nie miała częstych okazji by to robić, wiec może pod tym względem była nieco skrzywiona. Czasami jednak bliskość Huberta była dla niej przytłaczająca, na przykład gdy nie ograniczał się tylko do przytulania wodząc ustami po jej szyi bądź policzku. Wtedy czuła za dużo. I miała ochotę poprosić go by natychmiast przestał i jednocześnie nigdy tego nie przerywał. Co było dość absurdalne.
Nie była oczywiście aż tak naiwna by nie rozumieć co to znaczy: była zakochana, więc pragnęła nie tylko jego atencji czy pokrzepiających rozmów, ale i jego całego. Na ten etap było jednak za wcześniej. Do tej pory gdy Paula opowiadała jej, że widok jakiegoś chłopaka zwalił ją z nóg albo że przy nim cała się rozpływa nie rozumiała tego. Dzięki Hubertowi poznała nieznane sobie wcześniej uczucie upojenia tylko samym pocałunkiem. I myślała o nim praktycznie nieustannie, czasami zamyślała się nawet podczas wykonywania pracy. Zaniedbywała też przyjaciół woląc spędzać czas z własnym chłopakiem. I okłamywała mamę udając, że wychodzi spotkać się z koleżankami podczas gdy w rzeczywistości spędzała czas z chłopakiem. To stanowiło dla niej największy cierń w oku. To dziwne, bo choć szczyciła się swoim rozsądkiem, to dopiero teraz zadała sobie w duchu pytanie: co będzie gdy on wyjedzie? Czy wciąż będą mogli być razem mieszkając w różnych miejscach? A może skończą tak samo jak w piosence której właśnie słuchali?
Choć serce kocha,
Jakaś dziwna tęsknota
Moje serce omota -
szczęście znów pryśnie w dal.
OBECNIE
Adam Fokarczyk spojrzał na stojącego obok Huberta jakby nagle wyrosła mu druga głowa. Jego zdumienie rozśmieszyło Skrzyneckiego jeszcze bardziej poprawiając mu humor.
- To co, chyba urocza właścicielka nie odmówi mi tego tańca? Wydaje mi się, że tylko ja jeszcze nie zaznałem tej przyjemności.- Przesadzał, ale nie dbał o to. Zdawało mu się tylko, że jego wypowiedź Hanka odebrała jako ironię. Bo nieco zacisnęła wargi. I wcale nie wyglądała na zbyt chętną. Była jednak rozsądna i z pewnością nie chciała robić sceny odmawiając mu publicznie- gdyby było inaczej z miejsca by go pogoniła po tym co jeszcze dwie godziny temu jej powiedział. Czuł, że to ją złościło. Jemu zaś sprawiło niemałą satysfakcję. Swój bunt wyraziła tylko podając mu swoją wyciągniętą dłoń o jakieś dwie sekundy później niż należało.
- Daj spokój: długo będziesz się na mnie boczyła?- Spytał ją gdy Adam odszedł i nie licząc tańczących wokół par zostali „sami”.
- To jakaś nowa wersja: „chyba należą ci się przeprosiny”?
- Jeśli ty zaczniesz i przeprosisz mnie za wystawienie do wiatru sześć lat temu to tak.- Odparł jej patrząc prosto w oczy tak jak ona jemu. Prawie namacalnie czuł jak jej niechęć narasta. Cholera, znowu źle zaczął. By złagodzić wydźwięk swoich słów dodał:- Po prostu chciałem zatańczyć do pięknej ballady, którą pierwszy raz usłyszałem przebywając w tym hotelu. I w ten sposób złożyć również przeprosinowy ukłon w twoją stronę, myślałem że to zrozumiesz. W końcu kiedyś spędziliśmy nad jej interpretacją przynajmniej kilka minut. Możemy się więc nie kłócić przez najbliższe dwie minuty?
- Przyjmuję przeprosiny. Ale myślę, że najlepiej będzie gdy w ogóle nie będziemy rozmawiać. W ten sposób na pewno unikniemy kłótni.
- Jasne.- Mrugnął. Nie zdradził nawet delikatnym uśmiechem, że właśnie o to mu chodziło. Bo każda ich rozmowa sam na sam którą przeprowadzili po sześciu latach wszystko psuła oddalając ją od niego jeszcze bardziej. A Hubert doskonale pamiętał jak działała chemia między nimi i jak Hanka reagowała na jego bliskość. Dlatego teraz bezwstydnie starał się przywołać te wspomnienia stopniowo obejmując ją coraz bardziej stanowczo aż nie dzieliły ich więcej niż centymetry. Wtedy gdy to spostrzegła było już za późno by wrócić do pierwotnego dystansu.
Hubert zapomniał tylko o jednym: chemia i wzajemne przyciąganie działały nie tylko na nią. On także nie pozostał obojętny na ich bliskość przypominając sobie jak całował te piękne usta, jak obejmował smukłą szyję, jak szeptał do ucha wpatrując się w ten magnetyczny pieprzyk tu przy krańcu prawego policzka…Teraz zdawało mu się, że to było w innym życiu. Tak piekielnie dawno temu. Dlaczego teraz nie mogli być tutaj sami tańcząc i obejmując się jak wtedy? Dlaczego nie mógł śmiać się z jej manii poprawnego używania aforyzmów a ona rumienić się w odpowiedzi ja kolejne pocałunki? I wreszcie dlaczego teraz musiał stosować fortel by zgodziła się spędzić w jego ramionach choć kilka chwil chociaż sama też tego pragnęła?
Hania zgodnie z przewidywaniami Huberta dała się ponieść tej chwili i emocjom zapominając o nagromadzonym gniewie i przeszłości. Wiedziała, że on celową ją dręczy chcąc wziąć odwet za przeszłość, ale i tak nie zrobiła nic by zapobiec temu tańcowi. A przecież mogła. Nie wyszłaby na gburowatą wymawiając się zmęczeniem albo bólem głowy. Albo kłamiąc, że chce jej się pić. Ale nie, ona musiała przyjąć wyciągniętą dłoń godząc się na to by te zdradzieckie ramiona znów ją objęły. By przypomniały o tym jak kiedyś czuła się cudownie z ufnością wierząc że jest kochana z wzajemnością. Jakim pozbawionym moralnych zahamować trzeba być by uwodzić niewinną dziewczynę?
Ja chętnie wstąpiłbym z tobą do rzeki drugi raz. A nawet tysiąc razy. A najlepiej pod prysznic, rzeka jest już zbyt archaicznym sposobem na zażycie kąpieli.
Teraz i po tym co powiedział mu Patryk Hubert był przekonany że była tak samo zakłamana jak on. Ale wtedy…wtedy gdy tańczyli razem po raz pierwszy do tej piosenki albo potem gdy leżąc na łóżku opisywał jej Warszawę i ich wspólne życie, musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć od samego początku gdy ją pocałował a ona wyznała mu, że nikt inny tego wcześniej nie robił. I zanim usłyszała te okrutne słowa naprawdę chciała spędzić z nim życie. I Boże, jak ona się cieszyła. Jak bardzo cieszyła się pozbywając irracjonalnego przekonania, że nikt tak naprawdę nie potrafi jej pokochać. A on się tylko nią bawił. I patrząc teraz w jego oczy: normalnie piwne, ale teraz wydające się niemal czarne wśród szarości nocy, zrozumiała że to samo robił teraz. I że jego celem nie jest tylko napsucie jej krwi jak do tej chwili myślała, ale sprawienie by znów coś do niego poczuła.
By ją uwieść.
By znów cierpiała…
Nie, co ona do diaska robi z tym Tulipanem?! I to na oczach gości oraz miejscowych?! Wraz z tą myślą wrócił jej zdrowy rozsądek i choć z wielkim trudem, to oderwała oczy od twarzy Huberta od której teraz- o matko- jakimś cudem jak się okazało dzieliły ją tylko centymetry. I skierowała swój wzrok w dół. Spróbowała się choć trochę odsunąć, bo nawet nie zarejestrowała kiedy dłonie jej partnera zagarnęły ją do siebie aż tak blisko. Nie chciała żeby Hubert ponownie ją sobą zauroczył nawet jeśli było więcej niż pewne, że on właśnie do tego dąży. Nie chciała znów cierpieć przez arogancję faceta. A raczej tego faceta.
- Jesteś za blisko.- Oznajmiła słysząc swój głos. Brzmiał jednak trochę inaczej niż zazwyczaj.
- Hm?- Mrugnął Hubert gdzieś powyżej jej głowy.
- Możesz się trochę odsunąć?
- To ty się do mnie przysunęłaś.
- Nieprawda.- Zaprzeczyła, choć wcale nie była tego taka pewna. Dopiero teraz „uwolniona” z bezpośredniej bliskości jego ramion mogła rozejrzeć się dookoła. Tak jak się spodziewała jej nieco zbyt bliski taniec ze sławnym sportowcem wzbudził niemałe zainteresowanie. Ludzie, choć dyskretnie, to jednak im się przypatrywali. Zwłaszcza tańczące obok pary. Niedobrze.
- Tak lepiej?- Hubert nieznacznie rozluźnił ramiona.
- Nie.
- To taniec przytulaniec, więc to logiczne że jesteśmy blisko siebie.- Mężczyzna celowo bagatelizował całą sprawę. A może to rzeczywiście nic dla niego nie znaczyło? Może tylko wyobraziła sobie że jego ciemne oczy wpatrują się w nią z intensywnością podczas gdy w rzeczywistości patrzył na nią bezmyślnie zamyślony? I może tak samo zrobiła sześć lat temu gdy zdawało jej się, że on ją kocha? Czy wszystko co czuła było więc ułudą? Czy teraz on jej wcale nie uwodził?
- Może dla ciebie.- Odparła mu stanowczo, choć nie gwałtownie próbując zwiększyć oddalenie ich ciał. I gdy już sądziła, że to wyłącznie ona zapomniała się w tańcu za bardzo się do niego przysuwając a teraz rodem z Ojca chrzestnego wymyśla jakieś książkowe wendety oparte na uwodzeniu, usłyszała głos Huberta:
- Czyżby wracały niechciane wspomnienia?
- Ty cholerny...
- Nie wyrywaj się, piosenka się jeszcze nie skończyła. A ty chyba nie chcesz wzbudzić jeszcze większego zaciekawienia zostawiając mnie samego na parkiecie?
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz?- Zdecydowała się grać w otwarte karty. Bo teraz nie miała już żadnych wątpliwości że cokolwiek sobie wyobraziła. Ten sukinkot naprawdę próbował ją uwodzić!
- Już mówiłem: tańca. Przynajmniej na razie.
- A potem?
- A potem…zobaczymy.
- Nie chcę bawić się w żadne z twoich gierek.
- Bo wciąż masz do mnie słabość?
- Za dużo sobie wyobrażasz. I puść mnie w końcu: piosenka się zaraz skończy a myślę, że i tak dostarczyliśmy już wystarczającego widowiska.- Hubert świadomy, że tę potyczkę wygrał, z łaskawością pozwolił Hannie odejść. Z jego twarzy nie schodził jednak uśmiech satysfakcji. Bo dzięki tej piosence i wspólnemu tańcowi był już przekonany, że ona wciąż musi coś do niego czuć. Nie obchodziło go co: jeśli tylko pożądanie: świetnie, oboje tylko na tym skorzystają. Jeśli i uczucia…trudno, niech sama posmakuje jak czuł się lata temu gdy wystawiła go do wiatru. Nie zamierzał się jej litować, bo ona kiedyś odmówiła mu tego przywileju.
Zanim zjawił się z powrotem przy stoliku kumpli, stanął w kolejce do jednego ze stoisk by zamówić sobie coś do picia, bo przez taniec zaschło mu w gardle. Tam został zatrzymany co prawda na dłużej, bo okazało się, że para stojąca za nim była fanami gorąco proszącymi o autograf. Nie chcąc wyjść na gbura pogawędził z nimi prawie kwadrans o siatkówce i swojej grze w reprezentacji wcale nie czując uczucia zwalającego się mu na głowę sufitu. A czuł go nieustannie gdy to robił od czasu gdy dowiedział się, że jego noga nigdy nie wróci do pełnej sprawności wykluczając sportową karierę. Teraz jednak zadowolenie z siebie wciąż go nie opuszczało. Nawet jeśli pęc minut później nie miał pojęcia dlaczego Miłosz z Dominikiem patrzą na niego z przyganą. Przecież kupił po piwie również i im! To nie jego wina, że mógł dostać tylko bezalkoholowe. Adam z kolei szczerzył się jak głupi do sera.
- Co to miało być tam na parkiecie?- Spytał po kilku sekundach wymownego milczenia Miłosz.
- Nie do końca rozumiem co masz na myśli.- Odpowiedział mu Hubert popijając łyk swojego piwa choć prawdę mówiąc już zaczął się domyślać.
- Nie udawaj, Huba.
- Nie udaję: i czy to nie wy próbowaliście zmusić mnie do przeprosin Hanki? Zrobiłem to podczas tańca: po co ten cały cyrk?
- Hanki? Kiedy to niby przeszedłeś z nią na „ty”? To właścicielka hotelu w którym mieszkamy.- Syknął Dominik.- A przede wszystkim mężatka. Myślałem, że historia sprzed kilku lat czegoś cię nauczyła.
- A i owszem.- Hubert nie do końca świadomy powodu tak świetnego humoru postanowił ponabijać się z kumpli jeszcze chwilę.- A ten cały Kacper to niezły buc, sam tak kiedyś powiedziałeś.
- Słuchaj, mnie też wydała się równą babką i naprawdę jestem skłonny zrozumieć twoje zauroczenie, ale nie masz prawa ośmieszać jej męża na oczach połowy mieszkańców Pralkowa i turystów! Może nie widziałeś, ale podczas gdy ty wtulałeś się w naszą gospodynię jej mąż wpatrywał się w ciebie wściekłym wzrokiem! Co ty sobie u diabła myślisz?!- Dominik zdawał się naprawdę kipieć złością. Niestety oberwało się za to Adamowi, który został trzepnięty w uchu,
- Za co to baranie?- Jęknął.
- Z szczerzenie się jak idiota zamiast pomóc.
- Dajcie już spokój.- Hubert w końcu postanowił wyjaśnić prawdę na temat stanu cywilnego Hanki. Bo jeszcze Adam ucierpi jeszcze bardziej.- Ona nie jest mężatką. A Kacper nie jest jej mężem. To panna. Nic się więc nie stanie jak trochę z nią poflirtuję, prawda? No, może jakiś wyjątkowo wścibski reporter to jakimś cudem wyniucha i za kilka dni w prasie pojawi się artykuł na temat mojej rzekomej nowej partnerki. To mogą być jedyne negatywne konsekwencje.- Reakcja chłopaków była możliwa do przewidzenia:
- Jak to: panna?
- Ale przecież mówiła wcześniej, że z Kacprem są właścicielami..?
- Serio?
- W końcu was znalazłem.- Od odpowiedzi na trzy zadane jednocześnie pytania, wybawił Huberta Włodek, który właśnie zjawił się przy ich stoliku. Być może to z powodu wagi tematu jaki podjęli żaden z nich nie zauważył lekko świecących się oczów kumpla i nieco niewyraźnego tonu.- Dawaj kluczyki, Dominik. Chcę iść spać.
- Ty ich nie miałeś? Sory.- Szczypiorniak szperając po kieszeniach wyciągnął właściwy kluczyk, który teraz rzucił swojemu koledze. Władkowi niestety nie udało się go chwycić w powietrzu, więc wściekły krzyknął:
- Co ty robisz kretynie?! Sam ich teraz szukaj w tej trawie!
- Dobra, już: dobra. Coś ty taki w gorącej wodzie kąp…czy ty jesteś nawalony?- Spytał w końcu Dominik dostrzegając to co powinien dostrzec już na samym początku. Gdy Włodek nie odpowiadał, wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na niego bez słowa. To go jeszcze bardziej rozeźliło.
- Co się tak gapicie?! I dajcie ten pierdolony klucz!- Przekleństwo zwróciło uwagę pary z najbliższego stolika, więc Hubert posłał im delikatny uśmiech.
- Włodzimierz, skąd miałeś alkohol?- Spytał najmłodszego szczypiorniaka Miłosz.
- Odpieprz się tatusiu.
- Włodek, nie przeginaj.
- To daj mi ten klucz!
- Cicho, Dominik.- Rozkazał Hubert. Potem wstał z ławki i stanąwszy naprzeciw Włodka schylił się po leżący tam klucz. Następnie wręczył go koledze.- Proszę. Odprowadzić cię?
- Trafię sam, nikt nie musi mnie niańczyć.- Widząc, że Adam z Miłoszem już coś chcą coś powiedzieć, poziomym ruchem głowy dał im znać by nic nie robili. Dopiero gdy Włodzimierz oddalił się od nich na kilka metrów powiedział:
- Pójdę za nim żeby upewnić się że trafi do właściwego pokoju: spokojnie. I nie ma sensu teraz z nim rozmawiać skoro jest kompletnie zalany.
- I do drugi raz pod rząd. A co może chodzić? Nigdy dotąd nie widziałem go pijanego. – Dominik z zaniepokojeniem pokręcił głową. Bo choć Włodek grał jako zmiennik Dominika i choćby z tego powodu obydwaj mogli być do siebie wrogo nastawieni, to jednak ich relacja przypominała relację dwojga braci, których dzieliła spora różnica wieku. Mężczyźni często się droczyli i sobie dogryzali, ale tak naprawdę z całej szóstki ich „paczki” byli ze sobą najbliżej.- Za bardzo zbagatelizowałem widoczne symptomy.- Dodał chwilę później gdy zostali już we trójkę, bo Hubert poszedł za pijanym kolegą.
- Hej, przecież tylko się upił: my nie raz to robiliśmy. Nie róbcie z tego jakiejś wielkiej afery. No, może ty niedźwiedziu możesz czuć się urażony za nazwanie kretynem, ale to wszystko.- Pozornie zbagatelizował całą sprawę Adam. Bo chciał uspokoić Dominika. Nawet jeśli sam czuł się zaniepokojony.
- Myślisz?
- Jasne. Jutro pewnie będzie mu głupio, nie Miłosz? A my będziemy się z niego niemiłosiernie nabijać.- Mężczyźni spojrzeli na siebie niepewnie bez słów rozumiejąc potrzebę uspokojenia Dominika. Jednocześnie zaczęli zastanawiać się co się mogło stać w ciągu ostatnich kilku dni, co mogli przegapić w życiu kumpla. Na pewno jednak nie domyśliliby się, że może chodzić o zerwanie z Wiolą.
W tym samym czasie Hubert dyskretnie szedł za Włodkiem by w razie potrzeby mu pomoc dotrzeć do pokoju. Nawet jeśli potrzebna byłaby siła. Miał szczęście, bo twarze większości ludzi zwróciły się w stronę sceny na którą właśnie wchodził Janusz dedykując jakąś piosenkę swojej przyszłej żonie. Nikt nie zwracał więc uwagi na nieco chwiejnie poruszającego się sportowca, a jeśli już to zauważono, chwiejny krok usprawiedliwiano koniecznością wymijania ludzi. Chwilę później Skrzynecki zgubił w tłumie śledzonego błędnie zakładając, że Włodzimierz cały czas będzie się poruszał w kierunku hotelu. On jednak nagle przystanął rozpoznając początkową melodię rozlegającej się właśnie piosenki. Ulubionej piosenki Wioli.
Jeśli chcesz spać, zaciągnę zasłony.
Jeśli powinieneś zniknąć, z pewnością zniknę.
Jeśli powinieneś się tlić, będę wdychał twój dym.
Jeśli będziesz się śmiał, uśmiechnę się i udam, że żartowałem.
A jeśli kiedykolwiek mnie opuścisz, rozpadnę się.
Taki po prostu jestem.
Mam nadzieję, że nigdy mnie nie opuścisz.
Nagle niczym w kalejdoskopie przypomniały mu się wybiórczo wspólnie spędzone momenty: pierwszy pocałunek podczas wieczornego spaceru, tamta randka gdy Wiola prawie się popłakała gdy zupełnie niespodziewanie gołąb zafajdał jej białą sukienkę, mecz na który ją zaprosił partacząc dwa proste podania tylko dlatego że ona tam była i ze stresu chciał dobrze wypaść, przepłakaną noc którą spędziła w jego ramionach gdy zmarła jej babcia. I przede wszystkim tę obietnicę, którą złożyli sobie po pierwszej większej kłótni: że absolutnie nic ich nie rozdzieli: ani jego kariera, ani odległość czy inni ludzie. Że nawet będąc w różnych częściach świata wciąż będą się kochać. I że ona zawsze będzie go wspierać w realizacji swoich marzeń bycia zawodowym sportowcem nawet jeśli to nie będzie łatwe. Więc czemu do diabła teraz rzucała go z tego powodu jak pieprzona hipokrytka?
Dopiero gdy poczuł wilgoć na policzku zdał sobie sprawę, że płacze. I choć był pijany jak bela wiedział, że jego gwałtowne emocje nie są tylko wynikiem wypitego alkoholu. Pospiesznie starł więc ją z policzka. Potem spojrzał na roześmianych narzeczonych na scenie- jak im było: Pauliny i Janusza- obejmujących się w takt romantycznej ballady, Tak samo jak kiedyś on i Wiolka.
- Zatańcz ze mną.
- Znowu ta piosenka? Daj spokój: piąty raz pod rząd jej nie zniosę.
- Proszę. Zrób to dla mnie. Zawsze powtarzasz, że zrobisz dla mnie wszystko: to jest pryszczem.
- Wiola…
- No choć. Wiem, że ty też ją kochasz. W końcu to piosenka o nas.
- Myślisz, że się rozpadnę jak mnie rzucisz?
- Skąd. Ty jesteś na to za twardy. To ja się rozpadnę.
Nie rozumiał co się stało. Nie mógł pojąć jak bez bezpośredniej przyczyny kilkuletni szczęśliwy związek mógł się rozpaść. Chociaż to chciał wiedzieć. Dlaczego. Co było bezpośrednim bodźcem skoro nie zrobił nic co mogło skutkować jej decyzją. I jak tak po prostu mogła zapomnieć o tym wszystkim co było między nimi skoro on nie potrafił.
***
Kacper był wściekły. I przede wszystkim czuł się oszukany. Może gdyby nie spędził z Hanką tak dużo czasu na parkiecie przekonany, że jego strategia wzbudzenia w niej zazdrości i zaproszenia byłej dziewczyny nareszcie zadziałała, ta paląca gorycz nie zatruwałaby mu teraz przełyku. I może gdyby w duchu nie cieszył się planując rychłe zwycięstwo smak porażki nie byłby dla niego aż tak druzgocący. A tak widząc ją objętą z tym sportowcem w rytm wolnej ballady chciał uzyskać super moc zabijania wzrokiem. I dlatego gdy patrzył na Huberta Skrzyneckiego wyobrażał sobie, że to właśnie robi. Potem przeniósł spojrzenie na tę zdradziecką…no właśnie: kogo? Do tej pory był przekonany, że jest niewinnym kwiatem czekającym na zerwanie, romantycznie marząc w skrytości ducha o tym jedynym. Że ma godny pochwały kręgosłup moralny mimo że w dzisiejszych czasach spanie z kim popadnie nie jest traktowane jako coś godnego potępienia. Może nawet, że jej awersja do turystów wynika z tego co przytrafiło się jej matce? Teraz jednak okazywało się, że była taką samą pustą kretynką jak tysiące innych lasek dających się poderwać pierwszej lepszej gwieździe mile połechtana że zwrócił na nią uwagę nawet jeśli jego zainteresowanie nie potrwa więcej niż do pierwszej wspólnej nocy w łóżku. Nie była ani grama lepsza. Brakowałoby, żeby się jeszcze tylko do niego śliniła, pomyślał nie będąc w stanie oderwać oczu od tańczącej pary, chociaż jego mordercze zapędy nie mogły ucichnąć. A on chciał z nią stworzyć związek, śmieszne. I na dodatek tolerował tę jej dziecinadę w wielką dyrektorkę hotelu który ledwo wiązał koniec z końcem nawet na siebie nie zarabiając. I kupił pieprzoną kosiarkę. Cholera, on nawet nie zwolnił swojego pracownika Jarosława którego tak zaciekle broniła tylko po to by lepiej wypaść w jej oczach! Jednym słowem zachowywał się więc jak skończony idiota. Ale to się już skończyło, postanowił. Przestanie się z nią cackać i tracić kasę. Artowscy z branży deweloperskiej już kilkakrotnie ponawiali propozycję sprzedaży hotelu który w końcu należał do niego, Hanka nie miała tu nic do gadania. Powodowany chwilowymi emocjami, przeprosił Andżelikę z którą tutaj przyszedł, kierując się na bok. I choć było już dobrze po dziesiątej, z podarowanej mu wizytówki wyszperanej teraz w kieszeniach, wykręcił numer nagrywając się na automatyczną sekretarkę. Dość bycia miękką fają, postanowił. Potem odczekał jeszcze kilka minut by choć trochę się opanować, obserwując bawiący się tłum ludzi. Gdy jego wzrok skierował się na parkiet, nie dojrzał już tam Hanki. Świetnie, nic nie stało więc na przeszkodzie by napsuł jej w odwecie trochę krwi.
Odnalezienie jej nie było tak proste jak mogłoby mu się wydawać: najwyraźniej stale się poruszała umykając mu, bo prawie dwukrotnie obszedł dookoła hotel nie natrafiając na jej ślad. W końcu jednak zauważył ją w towarzystwie kilku staruszków i to tylko dlatego, że jedna z pań miała na sobie bardzo pastelową sukienkę, która nawet pomimo panującej już szarugi rzucała się w oczy.
- Dobry wieczór państwu: a więc tu jesteś Haniu. Mógłbym z tobą przez chwilę pogadać?
- Och witamy panie Kacprze.- Odpowiedziała lubująca się w nadmiernym makijażu pięćdziesięcioletnia wdowa pani Jolanta, która teraz spojrzała na młodego mężczyznę zalotnie tak jak to miała w zwyczaju.- Gdzie pan tak długo znikł? Myślałam, że będę miała przyjemność zatańczyć z tak wyśmienitym tancerzem. Pani Hanna dała taką możliwość panom.
- Niestety, obowiązki.- Kacper z udawanym smutkiem wzruszył ramionami. Na ten widok Hania wywróciła oczami.
- No cóż, noc jeszcze młoda, prawda?- Rzuciła retorycznie nie zważając na spojrzenie rzucone jej przez wspólnika.
- A o czym to miłe panie rozmawiały?- Zręcznie zmienił temat unikając pułapki.
- Och, o niczym ważnym. Upewniałyśmy się tylko co do obniżek, to wszystko.- Pani Jolanta wzruszyła ramionami.
- Obniżek?- Zainteresował się.
- No za pokoje naturalnie. Bardzo się to wam chwali. Dzisiaj mało który przedsiębiorca prowadzi biznes kierując się lojalnością wobec pracowników czy klientów i vice versa.
- Mój świętej pamięci mąż często powtarzał, że to jest przyczyna upadku wielkich gigantów.- Dodała pani Stasia.- Dla nich liczy się tylko zysk a nie człowiek co w długim okresie skutkuje właśnie bankructwem. A pan panie Kacprze wspólnie z panią Hanią kierujecie ośrodkiem po ludzku, do każdego podchodząc indywidualne. Gdy byłam nad morzem miesiąc temu recepcjonistka nie chciała słyszeć o włączeniu ogrzewania, ponieważ mamy lato. W ogóle nie obchodziło jej, że marzłam. A tutaj, gdy tylko wspomniałam o tym pani Hani, sama zaproponowała włączenie grzejników…- Staruszka kontynuowała, a Kacper mimo tego, że początkowo szybko chciał rozmówić się z Hanką słuchał tego z prawdziwą uwagą. Bo dzięki temu zyskiwał kolejne argumenty do uzasadnienia swojej decyzji. I przestał się nawet dziwić przyczynie przynoszenia przez hotel strat. W końcu takie indywidualne podejście do gości trochę kosztowało. Dlatego szeroko się uśmiechając przytakiwał tym wypacyfikowanym podstarzałym babom mimo, iż z każdym kolejnym słowem miał szczerą ochotę je udusić. Po kilku minutach, uznał że dowiedział się już dosyć. Dlatego biorąc do ręki każdą z tych starych pomarszczonych dłoni i składając na nich pocałunek, pożegnał się ze staruchami życząc im dobrej nocy. Hankę natomiast poprosił o rozmowę w cztery oczy.
- To naprawdę nie może zaczekać do rana? Wolałabym, żeby ktoś tutaj był w razie gdyby coś się działo.
- Niby co? Już po wszystkich atrakcjach. Chodźmy.
- Jak chcesz.
Oboje szli w stronę hotelu bez słowa: on wciąż był zły. Hanka natomiast wciąż myślała o jej tańcu z Hubertem. I o tym jakie uczucia ją wtedy ogarnęły.
Czyżby wracały niechciane wspomnienia?
Wciąż masz do mnie słabość?
No właśnie: miała? Czy wciąż mimo tego jak ją potraktował coś do niego czuła? Czy to dlatego zgodziła się na taniec by być blisko niego?
- Odpowiesz mi w końcu czy nie? A może będziemy rozmawiać na korytarzu?
- Hm? Coś mówiłeś?
- Pytałem czy masz zamiar rozmawiać na wejściu w holu czy idziemy do gabinetu.- Odpowiedział jej nieco ironicznie. I Hanka zrozumiała, że szykują się kłopoty. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Kacper od razu zaatakował:
- Dowiedziałem się dzisiaj sporo ciekawych rzeczy o twoim…jak to ładnie powiedziała ta staruszka? Indywidualnym podejściu do klientów? Tylko upewnij mnie, że dobrze zrozumiałem bo z oczywistych względów nie chciałem prosić o wyjaśnienie przy tych kobietach: za ten sam pokój karzesz płacić tamtej staruszce połowę normalnej ceny? Co to jest za różnicowanie klientów?
- Nie różnicuję klientów, po prostu to zniżka którą oferuję stałym bywalcom. Gdybym jej nie dała, w ogóle by się nie zjawiali i nic byśmy od nich nie zarobili. Mają niskie emerytury.
- Zarobili?- Prychnął Kacper.- Ale to ledwie starcza na koszty zmienne które generują: prąd, jedzenie, zużytą wodę…- Wyliczał na palcach.- A dodatkowo trzeba się nimi zajmować i płacić pracownikom za sprzątanie pokoi, nie wspominając o pokryciu kosztów stałych. I jeszcze wielcy państwo mają specjalne życzenia: ogrzewanie w pokoju mimo letnich upałów bo artretyzm: jest czerwiec do cholery i zgodnie z prawem nie mamy obowiązku tego robić.
- Więc mam pozwolić by pani Stasia marzła, tak? Bo szkoda ci kilku złotych na prąd?
- Jaka pani Stasia? To jest klient i tyle! Hanka, nie prowadzić pieprzonego domu starców tylko hotel. A nawet tam nikt nie pracuje charytatywnie. Ty policzyłaś po dwadzieścia złotych za dobę za jutrzejszy nocleg dzieciaków z kolonii.
- To harcerze i jeszcze dzieci. Nie mają pieniędzy by…
-…widzisz? Właśnie o tym mówię: działalność charytatywna. Tylko dlaczego to my mamy być na tym stratni? Co mnie obchodzi czy to są harcerze czy wnukowie Billa Gates’a? Wisi mi to: i tak będą płacić za dany pokój tę samą cenę. Jeśli harcerzyki nie mają kasy to niech nie nocują w hotelu tylko rozbijają namioty w lesie. To samo z fakturami za zakupy na dzisiejszą imprezę które wczoraj przeglądałem.- Kacper zmienił temat znowu stosując oskarżycielski ton.- Filet z dorsza za 45 zł? Do diabła w markecie można kupić trzy razy tyle w tej cenie. I to aż piętnaście kilo?! A krewetki? To nie jest restauracja pięciogwiazdkowa!
- Według ciebie powinnam serwować tutaj rzeczy z supermarketu i sprawić, by nikt nie chciał tutaj jeść? Niedawno krytykowałeś jakość składników zwracając mi uwagę bym bardziej starannie zwracała uwagę na ich świeżość.
- No tak, lepiej rozdawać krewetki za darmo menelom i żulom.- Kacper odniósł się tutaj do zwyczaju jaki zapoczątkowana Hanna: zamiast wyrzucać resztki jedzenia, zostawiała je w starym pomieszczeniu gospodarczym tuż za zapleczem kuchni hotelowej. W ten sposób każdy mógł je wziąć za darmo albo dla siebie, albo dla swojego zwierzaka. Nie było to jednak działanie oficjalne: o tym fakcie wiedzieli jedynie stali mieszkańcy. Hania co prawda nie uważała, że źle robi, ale wiedziała że jej działania nie były do końca zgodne z obowiązującym prawem. Czego prawdę mówiąc nie mogła zrozumieć. Jedzenie może się więc zmarnować, ale tylko wtedy gdy płacimy za nie podatek? I co z tego, że czasami rzeczywiście brali je bezdomni? Szczerze mówiąc bardziej zdenerwował ją ton Kacpra gdy pogardliwie mówił o ludziach bez własnych domów niż jego absurdalne zarzuty.
- Jak śmiesz tak mówić o kimkolwiek?! Poza tym lepiej wyrzucić resztki które i tak trzeba by wyrzucić do śmietnika niż dać osobie potrzebującej?! I coś się przyczepił tych krewetek: kupiłam je pierwszy raz od początku sezonu specjalnie na coroczne przyjęcie: nie serwujemy ich codziennie. Ba, nie serwujemy ich w ogóle!
- Jasne, niech bezdomne nieroby wpieprzają krewetki podczas gdy ty jako właściciela stołujesz się albo tutaj, albo właśnie w marketach.
- Serio?- Żachnęła się dziewczyna. –Nawet to chcesz mi wypominać?! Że zjem talerz restauracyjnej zupy?
- Nie, Boże nie.- Kacper z irytacji przeczesał włosy dłonią i wziął głęboki oddech.- Ale nie rozumiesz co chcę powiedzieć? Kupujesz te ryby od tego starego emeryta rybaka za cenę znacznie wyższą od rynkowej tylko dlatego, że chcesz mu pomóc sama nie mając pieniędzy. Jak długo już nie wypłacasz sobie wynagrodzenia większego niż kilkaset złotych miesięcznie? Przecież nawet twoi pracownicy zarabiają więcej od ciebie. Nie widzisz jakie to chore?
- A co cię obchodzą moje zarobki? Ty dostajesz swoją działkę na czas, więc się odczep!
- Tak?- Kacper znienacka zbliżył się do niej a że za sobą miała starą, drewnianą szafę nie mogła cofnąć się więcej niż o krok. Gdy to jednak zrobiła on znów się przysunął.- I mam być z tego zadowolony widząc jak marnujesz swoją młodość i zdrowie dla ludzi z tego hotelu którzy nie dają ci nic w zamian? Jak nie jesz przyzwoitych posiłków, bo ważniejsze jest zapłacenie wyższej faktury za prąd który generuje jedna z klientek? Kiedy do cholery byłaś ostatni raz u fryzjera, makijażystki, na pedicurze? Nie wspominam już nawet o spa czy zwyczajnej kosmetyczce i zabiegu na twarz jaki od czasu do czasu robią sobie kobiety. A ubrania? Nawet nie masz trzydziestki a twoim jedynym porządnym ubraniem jest uniform służbowy! Co z kosmetykami albo biżuterią poza perłami po matce? Kiedy byłaś na jakiejś wycieczce, wzięłaś zwyczajny urlop? Kiedy spędziłaś tutaj dzień pracując „tylko” siedem i pół godziny czyli tyle ile pracowałabyś na etacie? Kiedy wzięłaś jakiekolwiek zwolnienie chorobowe? A wiesz dlaczego wciąż jesteś sama? Bo nawet nie masz czasu żeby umówić się na pieprzoną randkę! A twoje ręce?- Kacper znienacka chwycił jej dłoń w swoją bo zaskoczenie nie pozwoliło jej zaprotestować od razu.- Do diaska spójrz na swoje ręce: czy tak wyglądają dłonie dwudziestosześciolatki?- Choć pytanie było czysto retoryczne Hania odruchowo spełniła polecenie. I spojrzała na swoją małą bladą dłoń zaczerwienioną od podrażnień spowodowanych kontaktem z różnymi środkami czyszczącymi i detergentami- czasami z pośpiechu rezygnowała z rękawiczek. Na suchą skórę której nawet nie miała czasu nawilżyć, bo nawet krem potrzebuje minuty by się wchłonąć: ona nie miała niekiedy czasu podrapać się po nosie a co dopiero czekać 60 sekund na coś w jej mniemaniu zbędnego. Zresztą od jakiegoś czasu nawet to niewiele pomagało. Uwagę zwracało też podróżne zadrapanie liściem aloesu który usiłowała za szybko podlać. I choć nie było głębokie szpeciło jej dłoń prawie od przegubu prawego nadgarstka aż do serdecznego palca. I oczywiście skaleczenie którego nabawiła się przez Huberta podczas pracy w ogrodzie. Do tego paznokcie: krótkie, niepomalowane, niektóre pokryte białymi plamkami; zapewne od niewłaściwej diety. Miałaby z nimi iść do kosmetyczki? Śmiechu warte. Wstydziłaby się.
Właśnie: wstydziłaby się. Ta myśl była jak rażenie piorunem. Bo nagle poczuła wstyd: głęboki wstyd wynikający z własnego zaniedbania i żałosnego wyglądu. Każde ze słów odbijało się echem w głowie Hani sprawiając, że poczucie zakłopotania rosło. Nagle zrozumiała, że fakt iż wynikały z jej ciężkiej pracy wcale nie jest usprawiedliwieniem: wręcz przeciwnie w tych czasach dbanie o własny wizerunek było czymś co nie nastręczało wielu trudności. Do tego przy rodzaju pracy jaką wykonywała było niezwykle istotne. W końcu jako właściciel była niejako wizytówką hotelu. W jakim więc świetle go stawiała? Czując łzy pod powiekami, szybko zamrugała starając się nie rozpłakać. Ale gwóźdź do trumny jeszcze nie nadszedł: najgorsze było dopiero przed nią. Kacper chyba to zauważył, bo nieco spuścił z tonu. Ale gdy już rozpoczął wymienianie jej „zbrodni”, nie zamierzał tak łatwo przestać. Odsunął się jednak od niej bo przez tę bliskość już czuł, że mięknie. A jeszcze kwadrans temu z wściekłości miał ochotę ją zabić. By być konsekwentny musiał przypomnieć sobie klejenie się Hanki do tego nieszczęsnego siatkarzyny. Dopiero wtedy odezwał się ponownie:
- Kochana, chcę byś wiedziała, że nie mówiłem tego złośliwe. Ja tylko chciałem byś zauważyła jak bardzo ten hotel cię niszczy. Mówisz, że potrzebuje tylko inwestycji, ale zobacz jakiej kosztownej? Odnowiłaś tylko dziesięć pokoi i hol na parterze, a to zaledwie wierzchołek góry lodowej innych kosztów. A gości nie jest tak dużo. Za rok będzie jeszcze mniej, bo Salwados w mieście się rozbudowuje i zamiast 500 gości będzie mógł przyjąć prawie dwa razy tyle. Dlatego przykro mi, ale uważam że musisz zrezygnować z kierowania hotelem. Chcesz dobrze i uwierz że naprawdę cię podziwiam, ale ciężka praca to nie wszystko. Czasami do tego jest potrzebna żelazna ręka i trochę szczęścia. Poza tym, czas który ci dałem pół roku temu niedługo upływa.
- Ale wszystko idzie ku lepszemu, nawet teraz ci sportowcy…
-…Co sportowcy? Sądzisz, że nagle zacznie tu przyjeżdżać śmietanka polskich celebrytów? Hanka, to samo mówiłaś parę miesięcy temu a dobrze wiesz, że od śmierci twojej matki jest coraz gorzej. Hotel generuje straty, nie daje rady na siebie zarobić!
- I co ty będziesz nim rządził?
- Tak.
- Ja też jestem właścicielką. I wypłacam ci twoją cholerna pensję!
- Tak? A płacisz mi również za dzierżawę? Za bycie żyrantem kredytu, którego prawdopodobnie nie spłacisz więc ten dług spadnie na moje barki? Jestem stratny na tym interesie jeszcze więcej niż ty.
- Ty masz przynajmniej drugą firmę.
- I to ma być niby powód bym tracił inne źródło zysku? Bo mam z czego żyć?
- Nie to miałam na myśli.
- Wiem. Porównałaś swoją sytuację do mojej. Ale nie wiem co to niby miało mi pokazać. Jest w tym taki sam sens jak porównanie moich dochodów do dochodów prezydenta czy bezrobotnego. Ponadto twoje mieszkanie w hotelu…chyba nie do końca tak to powinno wyglądać, prawda? Jeszcze za życia naszych matek to nie wyglądało tak źle: zwłaszcza później gdy moja mama chorowała i potrzebowała 24 godzinnej opieki a ktoś musiał zajmować się hotelem. Ale teraz...sama to chyba rozumiesz.
- Mam się więc wyprowadzić, tak?
- Ty to powiedziałaś. Aha, co do dokarmiania…nazwijmy to potrzebujących: nie chcę by zabrzmiało to jak groźba, ale na twoim miejscu byłbym ostrożny: pamiętasz historię piekarza, który rozdawał swoje wypieki bezdomnym? Skarbówka przyczepiła się, że nie odprowadzał od nich podatku VAT…Myślę, że sanepid też mógłby się tym zainteresować: oddawanie resztek jedzenia nie jest zgodne z przepisami sanitarnymi. Co jeśli na przykład w starych jajkach odkryto salmonellę? Albo jakiś pijak pochorowałby się od zjedzenia zupy którą przygotowała nasza kucharka a o której ty myślałaś, że jest jeszcze dobra? Prawnicy i media roznieśli by nas w proch i do końca życia byśmy się nie podnieśli spłacając wyrok za odszkodowania.
- Grozisz mi?- Spytała cicho sama dostrzegając jak niepewnie zabrzmiał jej ton. Musiała zostać sama zanim rozbeczy się na jego oczach. I to już. Tyle, że gdy zamierzała to powiedzieć głos zaczął odmawiać jej posłuszeństwa. Pięknie. A więc jednak da mu tę satysfakcję i się rozbeczy. Los jednak bywa przewrotny i jej pragnienie zostało spełnione zupełnie nie tak jak chciała gdy usłyszeli gwałtowne dobijanie się do drzwi. A potem zziajana Paula, nawet nie czekając na zaproszenie, otworzyła drzwi szeroko.
- Chodźcie na zewnątrz mamy problem. Nasi sławni sportowcy właśnie wdali się w bójkę.
Czytałam z zapartym tchem. Ale się działo!
OdpowiedzUsuńO kurczę w takiej akcji musiał nastąpić już koniec :/ ... Oby szybko pojawiła się nowa część. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że w najbliższym czasie Hania będzie potrzebować sporo pieniędzy na hotel. Pewnie Hubert zaproponuje jej pożyczkę. Tylko czego zażąda w zamian...?
OdpowiedzUsuńKtoś tutaj doszedł do trafnych konkluzji :). Ale myślę, że nikt nie domyśli się "z czym wyskoczy" Hubert- nawet ja sama tego jeszcze nie wiem.
UsuńRozdział super! Z niecierpliwością czekam aż wrócisz z nowym rozdziałem :)
OdpowiedzUsuńNina
Trochę mi się przeciągnie pisanie następnego rozdziału: napisałam sporą część która z powodu błędu technicznego się nie zapisała :( Tak się zezłościłam, że dopiero dzisiaj zabrałam się za pisanie jej jeszcze raz. I oczywiście trochę inaczej niż było w planach :)
UsuńMiło się czyta twoje opowiadanie ponownie. Pomimo, iż zauważyłam kilka literówek tekst bardzo przyjemny. Lubię w twoich opowiadań to, jak opisujesz daną sytuacje z różnych perspektyw. Twoje analizy są wnikliwe i dogłębne, i przemawia z nich taka mądrość.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi, Włodka, gdyż rozstania często bolą, a jak jeszcze nie wiadomo dlaczego druga osoba odchodzi, a dla nas wciąż pozostaję najbliższą, to jest po prostu ciężko. Mam nadzieje, że zapijanie smutku, bólu i żalu jest tylko incydentalne. Bo każdy wie, iż nadużywanie alkoholu może mieć tragiczne skutki.
Główna para bohaterów przypadła mi do gustu. Twoja Hanna jest taka pogodna, i ma serce do ludzi.
Jest także marzycielką ale i realistką. Zazdroszczę jej ze wie co chce w życiu robić. Hubert jest tak uroczo zazdrosny, a dzięki wstawkom z przeszłości możemy się dowiedzieć, ze jest wspaniałym, wartościowym facetem. Jak każdy popełniał błędy, ale umiał z nich wyciągnąć lekcje. Boję się, że w najbliższym czasie zachowa się nieładnie. Ale w końcu głupi człowiek cały czas uczy się na swoich błędach.
Bawi mnie, iż w każdym twoim opowiadaniu znajdujemy motyw księgowości, chyba jest to spowodowane skończonymi przez Cb studiami, bądź pracą w tym zawodzie.
Bardzo podoba mi się umiejscowienie akcji, Nasze Tatry są wspaniałe. A kondycji chłopaków i wycieczka na Rysy, bardzo im zazdroszczę, bo jest to moim marzeniem, a na razie jest to niewykonalne, i nie tylko przez koronę.
Pozdrawiam
Nienieidealna
Trafiałam tu przypadkiem, gdyż już straciłam nadzieję że wrócisz, ale cieszę się, dałaś sobie i Nam
czytelnikom drugą szansę.
Ja też się bardzo cieszę z twojego powrotu i witam na pokładzie po przerwie :) Bardzo cieszę się, że opowiadanie cię zaciekawiło: literówek i błędów stylistycznych jest na pewno więcej niż zauważyłaś, ale uwierz mi że naprawdę staram się je eliminować do minimum. Przed każdą publikacją czytam daną część w całości przynajmniej trzy razy,a i tak wyłapuję różne kwiatki :( Także tego niestety nie uniknę chyba że publikowałabym jedną część na miesiąc. A i tak jak znam siebie coś by się znalazło :)
UsuńCo do wstawek finansowo/księgowych to tak, poniekąd pracuję w branży "ścisłej", ale księgowym jest jedno z moich rodziców, może stąd mi się to wzięło. Dziwne, że dopóki tego nie napisałaś ja sama nie zwróciłam na to uwagi. Ale rzeczywiście księgowych się tutaj trochę na blogu przewinęło. Także zapowiadam uroczyście, że w następnym opowiadaniu będzie więcej psycholów, adwokatów i policjantów...wróć, byli w Niebezpiecznej... i Cieniach. Niech będą więc piekarze i ślusarze!
Pozdrawiam serdecznie :)