- Och, myślę
że koledzy z przyjemnością się nią podzielą. Pan Miłosz zdaje się znał ją
wcześniej.- Hanna była dumna z brzmienia swojego głosu mimo uporczywego wzroku
tego…Huberta. Udało jej się nawet wytrzymać jego spojrzenie. Skubany, czy wciąż
myślał że te jego świdrujące spojrzenie robi na niej jakiekolwiek wrażenie i
celowo nie spuszczał z niej wzroku? Zaraz się przeliczy. – Tak więc ze śniadań
na ciepło mamy dziś jajecznicę z dodatkami do wyboru, naleśniki z konfiturą
bądź omlet na słodko lub słono. Szczegóły wiszą na tablicy za wami. Szwedzki
stój pozostaje również do waszej dyspozycji: gdyby któryś był na coś uczulony bądź
miał specjalną dietę czy też zwyczaje żywieniowe również proszę o informację.
Staramy się podchodzić do gości w sposób indywidualny jeśli jest to możliwe do
zrealizowania. A teraz jeśli mam podać coś ciepłego do picia, słucham. Soki i
napoje na zimno znajdziecie przy stole w drugim rogu obok baru.- Zakończyła.
No, może i mówiła wszystko na jednym oddechu, ale chyba nikt tego nie zauważył.
Hubert chyba też przekonał się, że nie wyprowadzi jej z równowagi i przestał
się gapić. I dobrze.- Aha, i po przyniesieniu potraw jeszcze opowiem kilka słów
o lokalnych atrakcjach, jeśli oczywiście mają panowie chęć ich wysłuchać.
- Jak najbardziej.
- Tak!
Myliła się jednak. Hubert nie mógł przestać
spuszczać z niej oczu. Począwszy od wejścia na salę gdy zauważył jak uśmiecha
się do jednego staruszka jednocześnie podając mu aromatyczny talerz, poprzez
obserwację jej dyskusji z młodymi dziewczętami zajmującymi stolik obok, a
skończywszy na wesołych komentarzach które rzucała może nie do końca
profesjonalnie do kolejnego stolika przy którym siedziała dwójka mężczyzn w
wieku jego rodziców. Nic się nie zmieniła: choć nigdy nie widział jej w
„akcji” to po tym, w jaki sposób
opowiadała mu o gościach czy jak ich opisywała widać było, że naprawdę lubi
ludzi. I jest dobra w tym co robi. Chyba jednak nigdy nie zdawał sobie sprawy z
tego jak bardzo. Co innego w końcu o czymś słyszeć a co innego widzieć to na
własne oczy. Naprawdę ją za to podziwiał: za ten autentyzm, miłe słowo
kierowane do każdego, nienachalnie rzucone zdanie. Gdy w pewnym momencie w
kieszeni spodni zawibrowała mu komórka w pierwszej chwili zirytował się nawet,
że ktoś śmiał przerwać mu jego obserwację. Nawet jeśli był to trener.
Wracając na salę z powrotem po dobrych kilku
minutach spostrzegł, że Hanka stoi przy jego stoliku rozmawiając z jego
kumplami a on jak ten osioł boi się tam podejść. Od razu ją polubili to jasne,
nie wiedział czemu jednak ta myśl go zirytowała. Ale ona miała w sobie coś co
przyciągało mężczyzn- i wcale nie miał tu na myśli erotyzmu, broń Boże. Coś co
sprawiało, że w jej towarzystwie człowiek po prostu się rozluźniał i mógł być
sobą, że nie chciał by odchodziła. Może to dlatego że ona była naturalna? Nie
miał pojęcia. Zbierając się w sobie zdecydował w końcu, że czas przestać stać
jak kołek przy wejściu tym bardziej, że ludzie zaczęli patrzeć się na niego jak
na idiotę. Poza tym musiał przyznać, że był też ciekaw jak po tym wszystkim
Hanka będzie się wobec niego zachowywać. W końcu gdy ostatni raz się widzieli
prosił ją by z nim wyjechała a ona się zgodziła. A potem całowali się długie
minuty…i może wydarzyłoby się i coś więcej gdyby ktoś nie zakłócił ich idylli
pukaniem do drzwi. Jak wita się po czymś takim sześć lat później? Przecież
nawet jeśli miała męża nie mogła zapomnieć tej chemii, tego przyciągania…on
mimo wielu lat nie zapomniał. Nawet jeśli później był w dwóch poważnych
związkach.
A potem słuchał jej delikatnego melodyjnego głosu
już z krzesełka przy stoliku ze znacznie mniejszej odległości, którym
recytowała kartę dań, informowała o porach posiłków, a po przyniesieniu
jedzenia- zgodnie z propozycją- opowiadała o dzisiejszym grillowaniu w
hotelowym ogrodzie, zwyczajowych kolacjach na werandzie gdy pozwala na to
pogoda czy tańcach i wieczorach filmowych. Poinformowała też o odbywającym się
w górach w przyszłym tygodniu festiwalu kultury folklorystycznej zachęcając do
odwiedzin miasta czy poleciła muzea które jej zdaniem zasługują na uznanie. Z
kolei słysząc, że Włodek nigdy nie był w tych okolicach koniecznie kazała mu
spróbować kwaśnicy na baraninie informując przy tym, że w sąsiedniej
restauracji jest ona najlepsza jakby nic sobie nie robiąc z faktu, że
namawiając ich do stołowania się na mieście, mniej gotówki zostawią tutaj. Chłopaki
rzucali czasem jakieś komentarze albo wtrącali pytania na które zawsze zgrabnie
odpowiadała z wyczuciem balansując między profesjonalizmem a poufałością:
umiała żartować czy docenić żart, ale nie przekraczała granic nawet jeśli
chłopaki sami sugerowali by przejść na „ty”. Kelnerka w innym miejscu już by z
tego skorzystała, ale nie ona: żartem zgasiła zapędy Adama tak samo jak wczoraj
Paulina twierdząc, że wobec takiej gwiazdy jak on musi zachowywać się z
należnym szacunkiem. I jednocześnie poprosiła o parę autografów dla innych
gości, którzy z pewnością ucieszą się z takiej sposobności- naturalnie jeśli
tylko znajdą wolną chwilę i nie będzie to dla nich zbyt problematyczne. Po
kilku minutach niezobowiązującej pogawędki w której on sam praktycznie nie brał
udziału, jeszcze raz życzyła im smacznego, już kierując się do innego z gości.
- No no no: co jak co, ale jedzenie pierwsza klasa.
No i widzę tutaj całkiem niezłe laseczki jakieś trzy stoliki na prawo: jedna
wręcz pożera mnie wzrokiem.- Krojąc omlet z pomidorami Adam nie mógł
powstrzymać się od komentarza.- Także Miłosz: ukłony w stronę twojego wyboru.
Może nawet daruję wam to, że jako jedyny jestem sam w pokoju.
- Przypominam ci Adasiu, że po śniadaniu jedziemy w
góry się trochę zmęczyć także nie zapędzaj się tak.- Ostudził go Miłosz.- Także
jedzcie żebyście mieli energię. A ty co Huba, na diecie jesteś?
- Hm?
- Pytam czemu nie jesz jajecznicy.
- Ktoś mu chyba wpadł w oko. Od początku jest jakiś
roztargniony.- Adam mrugnął do Huberta okiem potem się do niego nachylając:-
Tylko pamiętaj: ta ruda jest moja. No chyba, że bardzo ci się spodobała to mogę
się przerzucić na blondynę. Mega chuda, ale może przynajmniej będzie gibka.
- Jezu, Adam: nie obrzydzaj mi jedzenia.- Jęknął
Włodek.
- Nie wiesz co tracisz Włodek. Chłopak w twoim wieku
powinien szaleć a nie tkwić na łańcuchu jakiejś laski. Jest chociaż tego
warta? Skąd wiesz, może ona też korzysta
z życia?
- Wiola nie jest jakąś laską, kretynie. I jeszcze
raz tak o niej powiesz a stracisz tę ładną buźkę.- Włodzimierz wyglądał na
bardzo rozzłoszczonego. Adam pospiesznie zerkając na kumpli zorientował się, że
zaskoczył nie tylko jego. Nawet jeśli groźba w ustach niespełna
dwudziestopięciolatka młodszego od niego o 6 lat brzmiała więcej niż śmiesznie.
- Okej, spokój. Sory: zapomniałem że twoja święta
Wiola to temat tabu.
- Adam…- Wtrącił się Miłosz jak zwykle próbując
złagodzić spór.
- No co nic przecież nie mówię. Jedzmy więc.- Adam
udając pantomimę zatrzasnął sobie usta kluczem który wyrzucił za siebie
skupiając się na posiłku. Zazwyczaj jednak jowialny Dominik spojrzał na swojego
młodszego zmiennika z niepokojem. Albo zaczęło mu się udzielać wiercenie dziury
w całym tak jak Miłoszowi który matkował całej piątce- również Grześkowi
którego tu z nimi nie było-, albo Włodek przesadnie dzisiaj reagował.
A jeśli tak było trzeba było natychmiast dowiedzieć
się co mogło być tego przyczyną.
6 LAT WCZEŚNIEJ
Pierwszy tydzień jego pobytu w hotelu minął jak po
gruzie, a drugi chylił się ku końcowi gdy Hubert dostrzegł, że taki odpoczynek z
dala od wielkomiasteczkowego zgiełku, fanów i paparazzi dobrze mu robi. I po
raz pierwszy nie pomyślał o swoim menadżerze jak o ostatnim kretynie, ale
człowieku który może wie co robi. Po raz pierwszy pomyślał też o Klarze czując
wyrzuty sumienia. Nie powinien był romansować z młodą aktorką, która była żoną
innego mężczyzny. Tym bardziej, że wcale jej nie kochał. Nawet jeśli to ona
sama zainicjowała ich związek. To był błąd którego będzie żałował do końca
swojego życia. Miał dwadzieścia cztery lata, nie był więc totalnym gówniarzem
by odepchnięcie jej umizgów nie było możliwe. Ale nie, jemu to jeszcze
pochlebiało. Niestety nie mógł niczego cofnąć.
- Cześć, Karol. -Po krótkim pukaniu do pokoju weszła
Hania. Jej uśmiech sprawił, że on też pomimo ponurych myśli się uśmiechnął. Od
czasu wieczornej rozmowy widzieli się kilkukrotnie gdy przynosiła mu jedzenie
bądź sprzątała. Robiła to jednak tak szybko mówiąc o dużej ilości pracy ze
względu na rozpoczęcie sezonu, że zamieniali zazwyczaj kilka słów. A Hubert
wciąż nie sprostował pomyłki z imieniem nawet jeśli z czasem zrozumiał, że
wcale nie była ona próbą flirtu ze strony Hani, a wynikała raczej z braku
zainteresowania sportem, co w obecnej chwili było mu na rękę. Nie miał się
bowiem za bardzo się czym popisać. Ale z drugiej strony trudno było z twarzą
sprostować pomyłkę, więc uznał, że najlepiej będzie jak nie zrobi nic. Nawet
jeśli za każdym razem gdy zwracała się do niego obcym imieniem czuł wyrzuty
sumienia.- Pewnie się ucieszysz że coś ci przyniosłam.
- Witaj. Chyba nie masz na myśli miotełek i całego
zestawu detergentów?- Gestem dłoni wskazał na jej wózek. Dziewczyna pokręciła
głową.
- Mam dla ciebie nowe filmy.
- Hm… bez urazy, ale mam nadzieję że nie będzie tam
żadnych romansów tak jak ostatnio.
- Nie, nie sądzę…- Hania pospiesznie sięgnęła z wnętrza
wózka kilka tytułów przekładając je. Potem spojrzała na niego z konsternacją.-
Nie przypominam sobie żebym przynosiła ci romanse.
- Pearl Harbor.
- Chyba żartujesz: to nie jest film o miłości. A już
na pewno nie tylko o miłości.
- Ale Titanic jest. I uprzedzam, że jeśli wyjedziesz
mi tutaj z klasyką kina to będę wiedział, że zrobiłaś to złośliwie.
- Zdziwiłbyś się ile ludzi lubi ten film. Pani
Kasia, siostra pani Zosi wprost go uwielbia.
- To, że tak jak i ona mam bezsenność, nie znaczy że
gust filmowy również mamy ten sam.
- Skąd, to tylko kwestia spojrzenia.- Zaprzeczyła
natychmiast jego rozmówczyni jednocześnie kładąc nowe filmy na telewizorze.
Który nie był płaski, trzeba dodać, więc było to możliwe. Potem podeszła do
wózka wyjmując z niego rękawiczki jednorazowe, szmatkę i jakiś detergent w
sprayu. Jednocześnie nakładając te pierwsze na siebie wyjaśniła szybko:-
Titanic to film przede wszystkim o miłości, ale stanowi ona prawdziwe tło do
melodramatu i tragedii której kulminacja ma miejsce w drugiej części. Dlatego
ja dzielę go w ten sposób: część miłosną i katastroficzną, którą z
przyjemnością się ogląda. Także jeśli mam ochotę na romans, wybieram początek:
dramat: drugą część. Czasami, gdy Gośka upiera się na jego powtórne oglądanie
robię z niego nawet komedię, wtedy jest bardziej strawny.
- Więc nie jesteś fanką jak każda kobieta?
- Coś ty.- Zaprzeczyła zdecydowanym ruchem głowy
jednocześnie wypowiadając swoją myśl na głos. Następnie psiknęła w ściereczkę
środkiem myjącym i zaczęła przecierać meble.- Gdy byłam mała historia Rose i Jacka
wydawała mi się być cudownym, najznakomitszym romansem. Pamiętam, że mając
kilka lat uważałam nawet, że miłość musi wiązać się z nieszczęściem i śmiercią jednego
z bohaterów co zauważ nie jest dobrym wzorcem jaki płynie z tego filmu. Ponadto
emigrant i arystokratka? Myślisz, że serio ich miłość miałaby szansę przetrwać
nawet w aktualnym świecie?
- Domyślam się, że zaraz mi powiesz?- Szykując się
na odpowiedź, Hubert wygodniej umościł się na łóżku poprawiając poduszki.
- Uważam po prostu, że ludzie błędnie interpretują
prawdziwy powód dlaczego dwoje ludzi o odmiennych statusach społecznych nie
może być razem. Bo tu wcale nie chodzi o pieniądze, ale różnice w mentalności,
pojmowaniu różnych rzeczy, wykształceniu a nawet sposobie myślenia jakie między
nimi występują. Weźmy taką Rose: młoda, żyjąca w epoce gdzie powinnością
kobiety jest posiadanie męża i dzieci, która umie prowadzić salonowe
konwersacje i grać na pianinie, zna się na aktualnej modzie, może umie recytować
z pamięci kilka wierszy czy namalować pejzaż. Oprócz tego cośtam haftuje
jednocześnie nie umiejąc szyć czy cerować ani nie zna się na żadnym innym
przydatnym zajęciu- tak jak zresztą każda młoda panna z wyższych sfer wówczas.
Może i brawura Jacka a przede wszystkim- cóż tu kryć- jego uroda zrobiła na
niej wrażenie, a także fakt że w przeciwieństwie do niej wydawał się być wolny
jak ptak, a nie zaręczony z praktycznie nieznajomym cymbałem, ale czy myślisz
że próba czasu by to wytrzymała? Jak sądzisz, jak potoczyłyby się ich dalsze
losy gdyby Jack przeżył? Ile trwałaby wzajemna fascynacja innością tej drugiej
strony?
- Pewnie nie żyliby długo i szczęśliwe?- Hubert tak
jak przeczuwał zaczął się świetnie bawić. Brakowało tylko popcornu.
- Nie. Rose po początkowym zauroczeniu szybko
zobaczyłaby, że nie ma z Jackiem o czym rozmawiać a on po kilku dniach jedzenia
przypalonych ziemniaków stwierdziłby, że nawet świnia jada lepiej niż on. Na
dodatek znając cenę jej sukni stanowiącą równowartość kilku miesięcy jego harówki
prędzej sam zapędziłby ją do pracy co skończyłoby się awanturą. No i
pamiętajmy, że ona nic nie umiała: co miałaby robić cały dzień w domu bez biblioteki
i pianina? Szybko stałaby się sfrustrowana i pożałowała swojej decyzji; ba może
nawet i zatęskniła za swoim niedoszłym mężem Caledonem Hockley’em? On
przynajmniej mógłby zapewnić jej życie na poziomie. A czego mógłby ja nauczyć
Jack oprócz ciężkiej pracy której znaczenia nie rozumiała? Plucie na odległość
może i było fajne ale dobre na raz. Ponadto nie zapominajmy, że na początku
filmu chciała rzucić się w odmęt oceanu: nie była więc do końca poczytalna. A nawet
jeśli potraktujemy ten wybryk jako coś mało rozważnego i impulsywnego nie
świadczy to o najlepiej bo sugeruje skłonność do popadania w przesadę; z kolei
jeśli krok był przemyślany to jej psychika już wtedy była mocno rozchwiana. No
i weź pod uwagę…hej, śmiejesz się ze mnie?- Robiąc psychoanalizę głównych
bohaterów, Hania ścierała kurze z figurek oraz powierzchni mebli dlatego
odwrócona była tyłem do rozmówcy. Gdy jednak usłyszała parsknięcie spojrzała na
prawie krztuszącego się ze śmiechu Huberta. Momentalnie poczuła się głupio. W
jego towarzystwie zapominała że nie jest z Anką czy Patrykiem.
- Nie z ciebie. Ale robiąc z ikony romansu i praktycznie
archetypu kobiecego wzorca miłości na niczym nie znającą się wariatkę….to po
prostu przechodzi moje pojęcie. No i co tu kryć jestem zaskoczony, że nie
lubisz romansów: masz ile osiemnaście? Dziewiętnaście lat? Skąd te
rozczarowanie życiem i miłością?
- Dwadzieścia.- Odparła z dumą jakby to świadczyło o
jej powadze i znajomości świata po raz kolejny rozśmieszając tym Huberta.- I
to, że nie przepadam za Titanikiem nie znaczy, że jestem rozczarowana życiem
albo miałam nieprzyjemności w swoich związkach. Wręcz przeciwnie: jestem bardzo
otwarta na świat i innych ludzi. Nie chodzi też o to, że nie lubię romansów
jako takich. Bo nie znoszę, ale tylko tych nierealnych. No i lubię gdy
bohaterowie choć trochę się poznają zanim stwierdzą, że są w sobie zakochani,
rozumiesz? Zamienią kilka słów, zwyczajnie spędzą z sobą czas, pokłócą się o
coś dla nich ważnego, wartego obrony swoich racji a nie z powodu faktu, że
druga strona nie odpisała dość szybko na wiadomość czy nie odebrała połączenia.
Gdyby mi ktoś po jednym tygodniu, ba: nawet miesiącu powiedział że mnie
kocha…od razu wiedziałabym że to koleś nie dla mnie. Bo jak można kogoś poznać
po tym czasie? Wiedzieć o czym marzy, dokąd dąży, co sprawia że się uśmiecha, a
czego się boi? Wyznawanie miłości mylonej z zauroczeniem tylko spłyca taki
związek zrównując go z poziomem powierzchownej znajomości nie pozwalając mu
nawet wejść na wyższy etap.
- Więc? Jaki film romantyczny jest twoim ulubionym?
Chyba migasz się od odpowiedzi.
- Wcale nie, dzielę się tylko swoim zdaniem. Więc
pytasz o film romantyczny który mi się podoba…Hm…uważam że Love story jest fabularnie
dobrym filmem o miłości.
- Ta ekranizacja Segala? Czy tam też nie było
przypadkiem mowy o mezaliansie?
- Zgadza się, ale zanim zwietrzysz hipokryzję chcę
dodać, ze choć Oliver był zamożny, a Jennifer uboga, to jednak z racji studiowania
w tym samym miejscu mieli wspólne zainteresowania i o czym dyskutować. I ich
znajomość rozwijała się w kolejnych etapach od początkowej niechęci, poprzez
przyjaźń aż do miłości. Nawet będąc małżeństwem wciąż pracowali nad związkiem.
- Niech ci będzie: coś jeszcze?
- Może to mało popularne, ale lubię Nad Niemnem: tam relacja ludzi którzy
się poznają jest pięknie ukazała. Justyna zakochana w fircyku Korczyńskim tylko
dzięki rozmowom odkrywa w Janie mężczyznę swojego życia. A jej przemiana i
rozterki uczuć są pokazane w taki sposób, że ja ją kupuję. I cała ta otoczka:
piękne krajobrazy, muzyka no i poglądy z którymi można się zgodzić: zalety
pracy u podstaw, krytyka kosmopolityzmu, czy braku patriotyzmu. Nie wspominając
o walorach historycznych i ukazaniu położenia dwóch odmiennych klas
społecznych…Podoba mi się też wątek miłosny w Annie Kareninie między Kitty a Lewinem: to znaczy to że najpierw
uważa, że kocha Wrońskiego, ale na szczęście później się opamiętuje.
- Hej, wydaje mi się że to wszystkie wymienione
przez ciebie tytuły to ekranizacje.
- Tak, bo moim zdaniem chyba najlepiej ukazany
rozwój uczuć pokazują książki: tam znamy myśli bohaterów, ich rozterki. Choćby
taki „Błękitny zamek” Montgomery czy „Miłość przychodzi powoli” Janette Oke.
Albo Dziewczyna i chłopak- wszystko na
opak. Przepadam też za Jane Eyre
czy Dumą i uprzedzeniem jak chyba
większość kobiet. Ale romans nie jest moim ulubionym gatunkiem filmowym. Lubię
filmy biograficzne i przygodowe, pewnie nie będę zbyt oryginalna mówiąc o Sherlocku
Holmesie. A także te nieszablonowe, nieoczywiste, które potrafią zaskoczyć.
- Przynajmniej teraz rozumiem pozostałe tytuły które
przyniosłaś: Przełęcz ocalonych, Siła i
honor, Niezłomny…wszystkie na faktach.
- Zgadza się, ale akurat te filmy to miłość pana
Zbyszka, który był żołnierzem na froncie podczas II Wojny Światowej…
Hania zaczęła opowiadać mu o jednym z gości
systematycznie odwiedzającym ośrodek, o jego życiu i żonie która zmarła kilka
lat wcześniej. I choć wcześniej Hubert nie dałby wiary, że ta historia go
pochłonie zrobiło mu się smutno. Koleś walczył za nasz kraj a teraz jedyne co
go spotkało to życie w samotności za nędzną emeryturę. Jak wielu innych pewnie zresztą
też. Szybko jednak musiał skupić się na czymś innym, gdy Hanka wciągnęła go w
dyskusję na temat jego ulubionych filmów. Nie popisał się oryginalnością
stawiając na te z Jackie Chanem, Jasonem Stathamem czy horrory z Freddym
Kruegerem. Ale lubił je oglądać i nie widział powodu by
skłamać siląc się na górnolotność wspominając o filmach Pedro Almodóvara czy Christophera Nolana. Inna
sprawa, że naprawdę rzadko oglądał telewizję: zwyczajnie nie miał na nią czasu.
Po treningach czasami bywał tak zmęczony, że zasypiał po kilku minutach
wprowadzenia. Hania zresztą nie skrytykowała jego wyborów sama chwaląc kreację
Chana w Godzinach Szczytu będąc pod
wrażeniem jego umiejętności walki czym go zaskoczyła. Zapoczątkowało to nawet
dyskusję na temat najbardziej efektownej filmowej sceny walki, która to z kolei
rozpoczęła dyskusję na temat jej autentyczności. Na koniec dyskutowali już o samych Chackiem
jako człowieku niezwykle odważnym: w końcu nie decydował się na dublera
wielokrotnie narażając się na różne kontuzje. Potem Hania dodała, że lubi ludzi
którzy mają pasję (mając na myśli sztuki walki Chana, nie jego umiejętności na
boisku wciąż nieświadoma kim naprawdę jest), bo ona sama nie jest szczególnie
utalentowana. Powiedziała to jednak mimochodem chwilę później mówiąc o czymś innym,
tak że Hubert nie zdążył nawet zaprzeczyć. Bo choć znał ją powierzchownie nie
mógł nadziwić się jej umiejętnościom interpersonalnym i łatwości konwersacji na
każdy temat. Czy on sam czuł się od niej lepszy lub powinien czuć bo miał pasję
do gry w siatkówkę? Pasję, którą zawdzięczał nie tylko ciężkiej pracy ale
również talentowi? Odpowiedź brzmiała: nie. Smutne było to, że do tej pory tak
właśnie czuł. Nie tylko wobec Hani, ale również i innych. Traktował z góry
wszystkich pracowników hoteli, restauracji czy obsługi nie widząc w nich ludzi,
ale kogoś kto za odpowiednie pieniądze spełnia jego zachcianki bo to ich
zakichany obowiązek. Oczywiście nie był dla nikogo niegrzeczny, skądże.
Zostawiał też sute napiwki. Ale gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedziałby mu,
że będzie wyczekiwał chwili rozmowy z pracownicą hotelu nie po to by ją
poderwać ale zwyczajnie pogadać, nawet o książkach czy filmie…to byłoby nie do
pomyślenia. Uważał się też za lepszego zawodnika niż jego kumple z drużyny (w
końcu był najmłodszym seniorem w reprezentacji), bardziej wartego uwagi
medialnej celebryty niż aktorzy czy piosenkarze i niezrównanego mężczyznę
niewartego żadnej kobiety. To dlatego pełen pychy przyjął awanse starszej od
siebie od dwa lata mężatki chcąc posmakować zakazanego owocu i zagrać na nosie
jej mężowi. Czy chociaż raz o nim pomyślał? Czy zastanowił się co musiał czuć
ten mężczyzna? I jak to może się dla niego skończyć?
Hubert zaczął rozmyślać nad tymi sprawami do których
natchnęły go rozmowy z Hanną. Dlatego gdy pod koniec tygodnia zgodnie z
zapowiedzią w hotelu zjawił się jego manager, Hubert czuł że wreszcie jest w
stanie porozmawiać z nim jak mężczyzna a nie jak chłopiec którym w istocie był.
I chciał mu powiedzieć o wszystkich swoich przemyśleniach, o żałosnych wyborach
kumpli którzy pławili się w jego chwale ściągając go na dno, o rodzicach
których tak naprawdę nie miał, o swojej przyszłości w reprezentacji, o tym jak
nic nie warty się czasami czuje próbując szukać swojej wartości u innych- teraz
to nareszcie zrozumiał. I wierzył, że Staszek Wańka pomoże mu osiągnąć to co
chce; że niczym biblijny ojciec przyjmie marnotrawnego syna choć ten sprawił mu
tyle bólu. I że pomoże mu skupić się tylko na sporcie.
Niestety, gdy manager zjawił się w hotelu po raz
kolejny roztrzaskał jego życie w drobny mak nawet nie dając mu szansy się
powiedzieć tego co zrozumiał dzięki pobytowi w hotelu.
- Przykro mi stary, ale mam dla ciebie dwie złe
wiadomości.- Zaczął na wstępie tuż po przekroczeniu progu jego pokoju.- Jedna
dotyczy twojej sfery prywatnej a druga zawodowej.
- Dobra: dawaj. Rozumiem, że chodzi o Klarę?
- Tak. Jej mąż wniósł o rozwód; ona oskarżyła go o
znęcanie się: ogólnie do prasy wyciekło wiele brudów, w tym…
- W tym co?
- Te z tobą w roli głównej.
- Co masz na myśli?
- A jak myślisz, idioto?! Ile razy cię przed tym
ostrzegałem, co? Mówiłem ci, że to typowe nie tylko dla lasek jej pokroju ale
wszystkich próbujących wyłudzić trochę kasy od naiwnego barana a ty dałeś się
złapać nawet nie jak zwyczajna rybka, ale niczym ostatni osioł.- Choć Hubert
zaczął się już domyślać o co może chodzić i serce zaczęło bić mu jak oszalałe,
musiał być pewien.
- Co masz na myśli?
- Waszą sex taśmę, kretynie. Właśnie wracam ze
spotkania z twoim trenerem: gdy ta informacja wypłynęła do gazet chciałem jak
najszybciej zminimalizować jej skutki. Ale co mogłem zrobić? Znasz Pilarczyka,
te jego zasady moralne które trzeba zachowywać w drużynie i unikanie skandali.
Także gratuluję: właśnie dostałeś karę nagany oraz karę zawieszenia w prawach
zawodnika na okres 6 meczów reprezentacji Polski w najbliższych mistrzostwach.
Z możliwością jego przedłużenia, a to się z pewnością stanie jeśli do prasy
wypłynie jeszcze inna informacja. Co ja mówię: jeśli? Powinienem chyba
powiedzieć: „kiedy”.
- Jaka?
- Taka, że za siedem miesięcy zostaniesz tatusiem.
OBECNIE
Przygotowania do zorganizowania pierwszego w tym
sezonie grilla były bardziej żmudne niż sądziła Hania. Co prawda trawnik po
skoszeniu prezentował się jak należy, grill też nie zaskoczył nagłą awarią, ale
ustawienie ławek i krzeseł nastręczyło niemało trudności. I wymagało czasu. Dlatego
razem z Paulą podjęły decyzje o zrezygnowaniu z namiotu i zjeżdżalni dla dzieci
dzisiejszego wieczora- rozstawią go w innej wolnej chwili. A przynajmniej tak
było do czasu gdy koło godziny siedemnastej w pensjonacie nie zjawił się
Kacper.
Jego wizyta zaskoczyła Hanię, bo przecież spotkali
się zaledwie wczoraj omawiając wszystkie niezbędne sprawy biznesowe. A Piękniś
od dawna nie interesował się tym miejscem na tyle by wpadać tu codziennie, tym
bardziej mimochodem ofiarując swoją pomoc przy rozstawianiu stelaża namiotu gdy
poinformowała go o tym, że ma ręce pełne roboty więc nie znajdzie czasu na
bzdurną pogawędkę z nim. Musiał czegoś chcieć, myślała Hanka. Te spontaniczne
wizyty zazwyczaj nie zwiastowały niczego dobrego: w najlepszym razie stanowiły
doskonałą okazję do połajania jej sposobu zarządzania, traktowania pracowników,
gości czy nawet krytyki godzin serwowania posiłków. Na razie jednak postanowiła
korzystać z okazji i pozwolić mu w końcu do czegoś się tutaj przydać.
Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy gdy podczas wspólnej pracy nie padło pytanie o
miejsce pobytu sportowców. Ach, więc chodziło tylko o zdobycie autografu i
spotkanie gwiazd a nie kolejną dyskusję o nierentowności hotelu przez jej złe
zarządzanie…By ukryć rozbawienie, Hania udawała że wcale nie dostrzegła rozczarowania
na twarzy swojego towarzysza odpowiadając, że wyruszyli w góry po śniadaniu i
do tej pory nie wrócili. Potem podzieliła się swoim rozbawieniem z Paulą oraz
Gośką, która po skończonej pracy sama zaofiarowała się do pomocy przy
przenoszeniu ogrodowych mebli. Chichotały przy tym jak głupie, aż Kacper chyba
domyślił się, że jest bohaterem ich szeptanych rozmów bo poprosił ją o
bezpośrednią pomoc w mocowaniu rurek. Tuż po wyrażeniu zgody, Hania odwracając
się tyłem do swojego wspólnika, zrobiła przedtem minę rozpaczy to koleżanek, po
czym posłusznie zaczęła wkładać rurki do warstwy zewnętrznej namiotu.
Tak jak sądziła, Kacper nie byłby sobą gdyby nie
krytykował jej umiejętności czytania instrukcji obsługi czy sposobu w jaki
składała namiot. Potem krytykował jej mniej bezpośrednie działania sugerując,
że nie powinna tak późno brać się za organizację grilla który planuje zrobić
już dzisiaj, że to nieprofesjonalne podejście, tym bardziej że pora kolacji już
za kilkadziesiąt minut a namiot będą jeszcze składać co najmniej godzinę…Przerywał
swe pretensje tylko wtedy gdy z oddali dostrzegał spacerujących gości wtedy
serwując uśmiechy i miło się z nimi witając włączając tryb, który Hania zwała
trybem „czarusia”. Już dawno uodporniła się na jego zarzuty, co jednak nie
sprawiało, że stawały się mniej irytujące. Przecież to logiczne, że gdyby miała
więcej pracowników byłaby w stanie zorganizować wszystko na grilla dla gości
szybciej. Ale ich nie miała, bo nie mogła sobie na to pozwolić nie z potrzeby
źle pojętych oszczędności i napychania kieszeni sobie, ale zwyczajnego braku
funduszy. Co ten dupek doskonale wiedział. Jakim prawem więc mówił o tym w
sposób który sugerował jej nieodpowiedzialność w tej kwestii albo wręcz
beztroskę? Gryząc się w język po raz kolejny tego popołudnia wmawiała sobie że
mimo wszystko jego wizyta wniosła coś dobrego w postaci złożonego namiotu. Gdy
goście posiadający dzieci w porze kolacji zaczęli zjawiać się na terenie
hotelu, maluchy od razu kierowały się do ogrodu wykazując zainteresowanie
nowymi atrakcjami (nawet jeśli Hania przez wzgląd na ich bezpieczeństwo nie
mogła pozwolić na pełną zabawę: zjeżdżalnia choć nieduża musiała być złożona w
całości i przetestowana).
Jakiś czas później, grill został już uruchomiony, a
duża część gości skorzystała z okazji jedzenia na zewnątrz. Tylko nieliczni
tacy jak sześćdziesięcioletnia pani Stasia przepraszając poprosiła o podanie
kiełbaski w części jadalnej hotelu. „Mimo lata wieczory są jeszcze zimne a mój
artretyzm w czasie ochłodzenia bardziej daje mi się we znaki”, wyjaśniła gwoli
usprawiedliwienia dodając przy tym, że nawet sypia w grubych skarpetach i
swetrze. Wówczas Hania zaproponowała, że poprosi o zwiększenie temperatury w
jej pokoju, co starowinka przyjęła z wdzięcznością. Zadowolona Hanna poszła
więc do jej pokoju spełnić obietnicę. Zaraz potem zbiegając po schodach, miała
zamiar powrócić do swoich obowiązków podawania kiełbasek na zewnątrz. Tyle, że
skręcając tuż przy wejściowych drzwiach, natknęła się na swoich sportowych
gości. Jak zwykle w pierwszej chwili widok Huberta nieco wytrącił ją z
równowagi: tym bardziej że z racji faktu iż szedł pierwszy prawie by na niego
wpadła. Na szczęście udało jej się uniknąć bezpośredniego zderzenia: może
dotknęli się przelotnie ramionami. A może przelotny dreszcz który poczuła był
tylko efektem zmiany temperatury gdy wchodziła z budynku na dwór? Tak, na pewno tak właśnie było. Przecież
nie mogło to oznaczać, że ona..
- Przepraszam.
- Przepraszam.- Rzucili wtedy jednocześnie przez
moment patrząc sobie w oczy. To jednak wystarczyło by wybić ją z rytmu, by w
ciągu kilku sekund zauważyła jego rozczochrane włosy i pełne usta. By w jej
głowie pojawiła się głupia myśl, że choć wygląda na zmęczonego i cały dzień
spędził najprawdopodobniej spacerując po górach, to wciąż prezentuje się bardzo
dobrze. Śmieszne, że to w ogóle przyszło jej do głowy.
- O, witamy panią właścicielkę.- Głos szczerzącego
się od ucha do ucha Dominika pozwolił skupić jej się na teraźniejszości. Hania
odwzajemniła jego uśmiech odwracając wzrok od Huberta.- Jestem wykończony, bo
ten idiota Miłosz postanowił skorzystać z pani porannej propozycji na
połączenie szlaków: poszliśmy pieszo od Wodogrzmotów Mickiewicza do schroniska
nad Morskim Okiem, potem Czarnego Stawu i Rysów. Z powrotem też pieszo. I
miałem nawet panią zrugać po przyjeździe tutaj, ale ten boski zapach
kiełbasek…do tego zimne piwo i wybaczę pani całkowicie.
- To mogę zapewnić. Ale muszę ostrzec panie
Dominiku, że serwujemy tutaj tylko piwo bezalkoholowe.
- Serio? Złamała mi panie teraz serce.- Odparł jej
szczypiornista efektownie chwytając się dłonią za serce.
- Niech pani nie słucha tego biadolenia.- Wtrącił
się Miłosz.- Ten wielkolud potrafi marudzić jak małe dziecko. Gdybym nie
widział jak potrafi atakować na boisku naprawdę miałbym go za słabeusza i
mięczaka.
- A szlak był piękny, miała pani rację.- Dodał
Włodek.- Prawda, Hubert?- Szczególnie wzdłuż szosy na Morskie Oko obok
Czerwonego Stawu.
- Tak.- Mrugnął tylko Skrzynecki nie dodając nic
więcej by nie przedłużać rozmowy z Hanką. Rozbawiło to pozostałych, którzy
zgodnie parsknęli śmiechem. W końcu nie raz czy dwa to właśnie przez Hubera
musieli się zatrzymywać bo ten chłonął te niezwykłe krajobrazy całym sobą
przypominając sobie o poszczególnych miejscach o których kiedyś z fascynacją
opowiadała mu właśnie Hanka. Konfrontując przy tym swoje wyobrażenia o tych
miejscach z rzeczywistością.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?- Adam dobrodusznie
klepnął Huberta w plecy.- Nasz Hubcio to prawdziwa skarbnica wiedzy o legendach
o Morskim Oku którymi raczył nas podczas większości drogi…swoją drogą to skąd
ty je do diabła znasz? Ja nigdy nie słyszałem o żeglarzu który się rozbił i znalazł
skarb. Ani o jego nazwach. - Ostatnie z pytań skierował nie do Hanny, ale
właśnie Skrzyneckiego. Ten, początkowo zażenowany tym co mówili koledzy nagle
zapragnął powiedzieć prawdę.
- Kiedyś opowiadała mi o tym pewna dziewczyna.-
Oznajmił znów przenosząc wzrok w niebieskozielone oczy Hanki. Był przy tym
ciekaw czy choć trochę ją zakłopota, czy będzie się zastanawiała czy nie wyzna
czegoś więcej, czy nie zdradzi tego co ich łączyło, ale…ona wydawała się być
spokojna. Tak cholernie spokojna. To go wkurzyło- jeszcze zanim usłyszał za
sobą irytujący głos jej męża- bo przypomniał sobie że przecież nie był
pierwszym frajerem którego wystrychnęła na dudka: musiała mieć więc skrzywiony
kręgosłup moralny nawet jeśli wydawało się, że jest inaczej. Nawet jeśli z tej
niewinnie wyglądającej twarzy patrzyły na niego oczy zdające się nie potrafić
kłamać.
- Hanka, co ty do diabła tam robisz tak długo?!
Kiełbaski zaraz…O witam panowie.- Uśmiech Kacpra prawie spowodował u Huberta
odruch wymiotny. Próbując jednak nie ulegać pierwszemu wrażeniu i bezpodstawnej
niechęci postanowił, że od teraz przestanie być gburem i zacznie włączać się w
rozmowy: nie tylko z Hanką ale i jej mężem. Umknęła mu przy tym zmiana tonu gdy
po skręcie do wejścia Kacper ich zauważył. Nie umknęła ona jednak Miłoszowi,
któremu nie spodobała się irytacja pobrzmiewająca w głosie właściciela gdy ten
zwracał się do swojej żony nie mając pojęcia o ich obecności.
- Jasne, już idę.- Powiedziała Hania do Pięknisia.-
I zapraszam gdy tylko choć trochę się odświeżycie.- Dodała na odchodne do
sportowców pozostawiając ich z jej znielubionym wspólnikiem.
Minęło może pół godziny gdy piątka reprezentantów
kraju w sporcie zjawiła się w ogrodzie. Od razu zwrócili uwagę na urok
rozmieszczonych wzdłuż ścieżki ławek, bawiące się w namiocie dzieci oraz miłą
biesiadną atmosferę. Hubert oczywiście odruchowo zwracał też uwagę na Hankę
która co i rusz podchodziła do niektórych stolików by donieść kiełbaskę bądź
pieczywo- co go irytowało- ale postanowił przestać w ogóle o tym myśleć. A jeśli
już to chłodno i z dystansem. Tak, pokiwał do siebie samego głową stawiając
sobie „diagnozę”. Podobała mu się kiedyś: to przecież zupełnie normalne że
wciąż niezupełnie naturalnie reagował na jej obecność (a przynajmniej tak sobie
mówił). Gdy jednak zajadał się smaczną kiełbaską nie mógł nie zwracać uwagi
również na jej męża zastanawiając się co też mogła w nim widzieć: ten cały
Kacper również był niezłym czarusiem i sprawdzał się jako właściciel hotelu.
ale w przeciwieństwie do Hanki (choć on sam już jej nie lubił) musiał przyznać,
że w jej przypadku kontakt z ludźmi wydawał się być bardziej naturalny, a
odpowiedzi na pytania bardziej szczerze. Kacper natomiast komplementował na
prawo i lewo co musiało być wymuszone. W końcu nie da się twierdzić i powtarzać
każdej kobiecie, że jest najpiękniejsza. I uśmiechać tak szeroko przez cały
czas by mogło to być szczerze. Po prostu się nie da. Skurczybyk był w tym
wszystkim za gładki.
- Jej Hubercik, powiesz wreszcie co tak zaprząta ci
myśli?- Pytanie zasygnalizowane pstryknięciem palca, zakończyło rozmyślania
Skrzyneckiego. To Adam najwyraźniej zniecierpliwiony jego brakiem włączenia się
w rozmowę zdecydował się przywołać go do porządku.- Albo kto?
- W przeciwieństwie do ciebie ja nie myślę tylko o
laskach.- Odparł mu Hubert czując, że kłamie. Ale jednocześnie obiecał sobie,
że nie będzie tracić czasu nad rozmyślaniem o Hance. Tym bardziej, że była
mężatką. A przypadkowe dotknięcie kiedy na siebie wpadli powiedziało mu, że
fizyczność tego co do niej czuł nie do końca mu minęła.- Nie mam zamiaru znowu
uganiać się za…kobietami.- Dokończył, bo w ostatniej chwili udało mu się
zamienić słowo „mężatkami” na „kobietami” nie wypowiadając swoich myśli na głos.
Bo przecież po tej całej aferze z Klarą i związanych z nią konsekwencjach,
Hubert obiecał sobie, że zmieni swoje podejście do płci pięknej i związków.
Pierwszą naczelną zasadą było: nigdy więcej romansu z mężatkami bez wyjątków.
Koniec kropka. Nawet jeśli kobieta która mu się podoba jest jeszcze w formalnej
separacji z mężem po prostu się w to nie pakował. Umiał uczyć się na błędach.
Wraz z tą myślą w jego głowie pojawiła się uśmiechnięta twarz Hanki w młodszym wydaniu siedząca po turecku w jego
pokoju, gdy z przekornie przechyloną głową mówiła:
Wiemy, że coś
nas sparzy albo będzie potwornie bolało, ale chęć doświadczenia tego jest jakoś
perwersyjnie kusząca. Chociaż moja mama lubi powtarzać, że mądrzy ludzie uczą
się na cudzych błędach a tylko ci głupi na swoich. I pewne to prawda, ale z
drugiej strony- gdzie tu cała frajda z popełnienia głupstwa?
Gdzie tu frajda z popełnienia głupstwa?
Cholerna
kusicielka z niewinną minką…
- O, a więc któraś wpadła…- Ucieszył się Adam. – No
nareszcie brachu: z Kingą rozstałeś się parę miesięcy temu, więc już najwyższy
czas ruszyć na polowanie.
- Dlaczego ty zawsze mówisz o kobietach jak o
zwierzynie łownej? To mega prostackie. – Zaopiniował Włodek.
- Przypominam ci tylko, że gdy przy śniadaniu mówiłem
o nich wprost, też nie przypadło ci to do gustu, dzieciaku.- Mówiąc to piłkarz
żartobliwie poczochrał włosy na głowie Włodka.
- Zabieraj te łapy…
- Dobra, Hubert więc która to?
- Żadna. Po prostu obserwuje to miejsce, bo jest
takie inne od innych nie uważacie?- Wymigał się na poczekaniu. Jak zwykle
wydawało mu się, że wszędobylski wzrok Miłosza sięga głębiej niż myśli, ale
postanowił zignorować to odczucie.
- Rzeczywiście.- Podchwycił Dominik.- Bardzo tu
domowo i mimo wszystko kameralnie, choć ze smakiem. Czasami nawet nie mam
wrażenia że jestem w hotelu: tak jak teraz. Do tego te jedzenie…gdzie w
dzisiejszych czasach serwują jeszcze taką swojską kiełbachę ze świeżutkim
chlebkiem?- Zachwycił się jednocześnie podnosząc ów pajdę i zaciągając się jej
zapachem.- Nawet jeśli nie wtoczę się na boisko za parę miesięcy to jest to
tego warte.
- Nawet bez piwa bez procentów?- Zażartował Włodek.
Adam natomiast zauważył coś innego:
- Ale zwróciliście uwagę na tych ludzi tutaj? Chodzi
mi o to, że nikt do nas nawet nie podszedł zachwycając się sportowymi
osiągnięciami. I zanim zaczniesz jakąś oratorską przemowę na temat miłości
własnej Miłosz, to chciałem tylko zaznaczyć, że choć to miłe i wcale nie
tęsknię za brakiem uwagi, to jednak ci ludzie muszą wiedzieć kim jesteśmy.
- Masz rację.- Zgodził się Włodek.- To dziwne: nawet
podczas wędrówki w górach i wizycie w sklepie zostaliśmy proszeni o podpisy.
- A więc nieuważnie słuchaliście właścicielki, bo
już pierwszego dnia zapewniła nas, że znajdziemy tutaj spokój i nikt nie będzie
nam przeszkadzał.- Wyjaśnił Miłosz na moment przerywając jedzenie.- Myślę więc,
że to nie były czcze zapewnienia ale nieopisana zasada tego hotelu. Gdy
spotkałem ją przed bieganiem powiedziała też, że to miejsce jest przeznaczone
tylko dla ludzi którzy umieją docenić piękno gór…albo coś w ten deseń.
Delikatnie zasugerowała przy tym, że jesteśmy tu jednymi z pierwszych nazwijmy
to bardziej znanych postaci. Może więc brak zainteresowania jaki budzimy wynika
z tego faktu.
- Hm…może.- Przytaknęli mężczyźni. Hubert już
myślał, że zażegnał zainteresowanie swoją osobą podrzucając inny temat i że
Miłosz dał się zwieść, ale następna wypowiedź kolegi dowiodła iż jest zupełnie
inaczej.
- A propos samej właścicielki: ona również jest
niezwykłą ozdobą tego miejsca, prawda? Zgodzisz się ze mną Hubert?
Dziękuję bardzo! Rozdział świetny, ale nie mogę się już doczekać 'akcji właściwej'. Chociaż ciekawi mnie co się w przeszłości jeszcze takiego stało między tą dwójką :) Jak ja nie lubię takich osób jak Kacper!!! Gbur, po prostu gbur... Mam również nadzieję, że dość szybko wyjaśni się sprawa z ich 'małżeństwem' i wtedy coś ruszy do przodu z H&H :)
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz i czekam na kolejny rozdział, Nina :)
Jestem ciekawa jak rozwiniesz akcję między tą dwójką. Czekam na nowy rozdział :) pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super!
OdpowiedzUsuń