Hubert był tak zaskoczony skierowanym do niego
pytaniem, że trudno było mu udawać iż jest inaczej. Nie miał pojęcia, że na
szczęście dla niego, to dodało mu tylko wiarygodności.
- Jasne. To młoda dziewczyna, która zdaje się nie
siedzi na tyłku tylko sama zakasuje rękawy i bierze się do pracy. To się chyba
chwali: w dzisiejszych czasach nawet dwudziestoparolatkom już się nie chce.-
Stwierdził Skrzynecki siląc się na obojętność.
- Chyba tak.- Przyznał Miłosz żałując zadanego
pytania. Ale gdy wydawało mu się, że Hubert obserwuje właścicielkę…ale nie,
najpewniej się pomylił. Często jego osądy motywowane intuicją bywały słuszne,
ale czasami zwyczajnie przesadzał tak jak teraz wyolbrzymiając fakt zatajenia
wcześniejszego pobytu Huberta w tym ośrodku, który mu zresztą wyjaśnił.
- Oho, a propos właścicieli: właśnie zmierza do nas
jej mąż.- Zauważył ściszając głos Dominik.
- Czyżbym słyszał w twoim głosie niechęć?- Zdążył
jeszcze odszepnąć Adam zanim Kacper znalazł się na tyle blisko, by mógł ich usłyszeć.
Ale mimo to Hubert ucieszony, że nie tylko on nie polubił typa przyznał cicho:
- Kurcze, a myślałem że tylko mnie on wydaje się
jakiś ślizgi…
- Ciii.
- Witam naszą kadrę…
Hubert starał się wytrwać w swoim postanowieniu
nieulegania pierwszemu wrażeniu albo raczej, co tu kryć: osobistej niechęci
wynikającej z faktu, że koleś zdobył laskę, która kiedyś go spławiła. Dlatego
też walczył ze sobą za każdym razem by jego odpowiedzi były grzeczne szczerząc
się przy tym jak głupi. A Kacper nie był jednym z tych wkurzających fanów,
którzy recytowali twoje wszystkie osiągnięcia, najlepsze momenty z okrzykami
„stary, w drugiej połowie rozgrywki ze Szwecją dałeś czadu” by na końcu zgrywać
wielkich znawców i dawać „zawodowe” rady. Gdybym
to ja bym na twoim miejscu, mówili na przykład do Adama któremu nie udało
strzelić się karniaka, celowałbym w lewy
górny róg (super Sherlocku, po fakcie Adaś też pewnie doskonale to
wiedział). Podczas dogrywki w półfinale
nie trzeba było podawać do Trzaskowskiego tylko do naszego Władzia: on nie był
wówczas kryty (szkoda tylko, że wśród dynamicznie zmieniającego się
położenia graczy Dominik nie był w stanie tego zauważyć). Czasami lepiej puścić lżejszą zagrywkę niż walić w siatkę, doradzali
mu z kolei wielcy znawcy siatkówki gdy spalił serw. Tak jakby ktoś postawił go
na tym boisku nie wyjaśniając reguł a on nie wiedział, że przez to traci punkty.
O nie, Kacper był naprawdę taktownym fanem. Nie
komplementował ich nachalnie, nie wydawał własnych opinii dotyczących przyczyn
porażek, nie wiercił dziury w brzuchu z powodu chęci posiadania autografu.
Właściwie, choć sam na początku ze śmiechem przyznał, że ma fioła na puncie
piłki nożnej nie zamęczał Adama wieloma pytaniami. Przeciwnie: gdy temat zszedł
na inne tory, nie starał się na siłę do niego wrócić. Ale nawet za to Hubert go
znielubił. I paradoksalnie także to mu w głębi ducha zarzucał: przecież nigdy
nie kierował się pierwszym wrażeniem! A gdy poznał tego typka to się zmieniło. To
na pewno była jego wina. Bo przecież nie samego Huberta.
Po kolacji i wieczornym prysznicu, korzystając z
faktu że jest w pokoju sam, bo Miłosz okupuje łazienkę, Hubert spojrzał na
swoje prawe kolano, to które go zawiodło. Nie różniło się ono wcale od tego
zdrowego, nic nie zapowiadało więc że okaże się jego drogą do zejścia ze sportowej
sceny. A przecież był jeszcze młody: mógłby grać jeszcze pięć lat; może nawet
dekadę. Nie lubił szukać przyczyn od zjawisk od niego niezależnych, ale teraz
nie mógł wygonić natrętnej myśli z głowy: może to była jego kara za grzechy
przeszłości? Może gdzieś tam na górze Bóg zdecydował, że czas zapłaty za lata
młodzieńczej hulanki nadszedł już teraz? I że 6 la temu został on po prostu
chwilowo odroczony…
6 LAT WCZEŚNIEJ
Po wizycie menadżera, Hubert siedział przy oknie
tępo wpatrując się w parapet. Miał zostać ojcem. Ojcem. Miał dwadzieścia cztery
pieprzone lata i miał zostać ojcem: co on do cholery wiedział o
rodzicielstwie?! On chciał tylko grać w siatkówkę! I spędzić czas z miłą
dziewczyną która go podrywała. Kiedy to wszystko tak się spieprzyło? Na samo
wspomnienie nagłówków artykułów w gazetach które ukradkiem zobaczył miał ochotę
w coś uderzyć. I to mocno. A potem zaśmiać niewesołym śmiechem. Jakie życie
bywa przewrotne! Do niedawna był jeszcze sporowcem na widok którego piszczały
tłumy, gwiazdorem z masami propozycji reklam czy współprac. Prasa, telewizja i
inne media go kochały: pojawiał się w śniadaniówkach, społecznych spotach, a na
ściankach nie było wieczoru gdy dziennikarze pozostawili go samemu sobie
chociaż zwykle miano gwiazd należało do aktorów i piosenkarzy. A teraz? Teraz
pisano i mówiono o nim pogardliwie „siatkarzyna który nie udźwignął sławy”.
Nazywano alkoholikiem, publikowano zestawione obok siebie zdjęcia jak pijany
wychodził z imprezy a potem jego rozbitego auta z nim za kierownicą. I nie
miało tu znaczenia, że te dwa ujęcia pochodzą z innych imprez: nawet jeśli było
widać, że jest ubrany inaczej. Ale kto patrzy na takie „szczegóły” i przede
wszystkim kogo one obchodzą? Komentarze pod każdym takim artykułem dowodziły
tego jasno.
Kolejny pożal
się Boże sportowiec, który usiłował zgrywać gwiazdora.
Szkoda, że
siebie nie zabił w tym wypadku: zero litości dla alkoholu za kierownicą.
Są siebie warci
z tą Klarą: zero zasad, współczuję jej mężowi.
Kto w ogóle
promuje takiego degenerata? Czemu wciąż o nim piszecie?
Rany, Hubert zdołał przejrzeć tylko kilka takich
paszkwili- zanim manager wrócił z toalety i zauważył, że korzysta z jego
telefonu, który przez nieuwagę zostawił na stoliku- by zrozumieć że stał się w
show biznesie personą non grata. Staszek przynajmniej nie robił mu wyrzutów z
powodu skorzystania z jego komórki: albo miał to gdzieś, albo zdecydował się
nie kopać leżącego. Potem milczał przez kilka minut jakby próbował zebrać słowa
wahając się co powiedzieć. W końcu obiecał mu zająć się zminimalizowaniem skutków
jego niedawnych wybryków. Kazał mu też tutaj siedzieć tak jak mieli w planie i
ćwiczyć nogę w miarę możliwości. I oczywiście pod żadnym pozorem nie zdradzać
nikomu miejsca pobytu ani nie kontaktować się z Klarą. Taa, jakby miał tutaj
masę możliwości by to zrobić. Albo chęci by pogadać z byłą kochanką czy tłumem
ludzi dla których przestał być już bożyszczem. Co niby mógłby im powiedzieć?
Kilka następnych dni głównie przespał; za to nocami
tępo wpatrywał się w sufit bądź inny mebel rozmyślając nad swoją przeszłością i
przyszłością, nie zawracając sobie głowy regularnym jedzeniem czy chociażby
pozornym ćwiczeniem chorej kończyny. Jakie to miało teraz znaczenie skoro
zostanie najprawdopodobniej wyrzucony z drużyny? Środowisko sportowe na pewno
zgani Pilarczyka za mieszanie spraw prywatnych z zawodowymi- w końcu Hubert
nadal był niekwestionowanie jednym z najlepszych siatkarzy na świecie. Ale on
się nie ugnie: znał tego starego wygę: nawet jeśli zostanie zniesiony ze stołka
i ta decyzja zarzutuje na jego przyszłości, nie ugnie się. Tak więc w
rezultacie Hubert zniszczy mu karierę po tym jak on zniszczy jego przyszłość.
Niby bilans będzie wyrównany tylko co z tego skoro oboje będą skończeni?
Jego podły nastrój nie został niezauważony przez
Hankę, która- na szczęście dla siebie- nie próbowała wypytywać o co może
chodzić. Zdawała sobie sprawę, że Hubert jest bardzo samotny przebywając w
hotelu w ramach kary od ojca bądź też rekonwalescencji (wciąż nie wiedziała co
to dokładnie było) już kilkanaście dni, ale to nie uprawniało jej do zadawania
tak osobistych pytań. Nie powinna zapominać o tym, że młody mężczyzna jest
tylko gościem hotelu a nie jej przyjacielem. Robiła jednak co mogła starając
się poprawić jego nastrój za pomocą filmów (mimo iż wydawało się że przestał je
oglądać zostawiała mu w pokoju same komedie) czy krótką niezobowiązującą
rozmową. Któregoś popołudnia znalazłszy chwilkę przyniosła mu nawet do pokoju
deser lodowy (choć zgodnie z zaleceniami od jego ojca otrzymali nakaz
niekarmienia go pustymi węglowodanami) za który bez zbytniego entuzjazmu
podziękował. Wczoraj natomiast postawiła na książkę. Ale nie byle jaką, bo jej
ulubioną. Miała nadzieję, że może ona pomoże Hubertowi dostrzec światełko w
tunelu. A jeśli nie, to przynajmniej zajmie czas.
On jednak nie docenił książki, po którą sięgnął
zresztą kilka dni później z nudów mając dość głupkowatych filmów. I choć od
początku była całkowicie w nie jego stylu
wściekłość i złość sprawiała, że postanowił doczytać ją do końca.
Czasami trafiał też na zaznaczone cytaty, zapewne osobiście przez tę całą Hankę
jako jej ulubione. Nigdy nie mógł zrozumieć po co ludzie to właściwie robią:
jaki sens ma wracanie do tej samej książki? On sam uważał, że to zwyczaj praktykowany
przez przemądrzałych głupców którzy robią to tylko po to by w oczach innych
wydawać się mądrzejsi.
Kiedy jest się
młodym, głosił jeden, łatwo uwierzyć, że to, czego pragniesz,
jest tym, na co zasługujesz, a jeśli czegoś bardzo chcesz, uważasz, że jest
twoim prawem od Boga, żeby to mieć.
Bzdura, myślał. Każdy gdzieś w głębi ducha jest
egoistą i uważa, że zasługuje na więcej niż inni nieważne czy jest młody czy
nie. Gdzie tu jakaś błyskotliwość? Poza tym odnosząc zdanie do jego życia, on
naprawdę zasługiwał na sukces, a nie na zaprzepaszczoną karierę przez skandal z
nierozważną kobietą. Co, może miał się jeszcze z nią ożenić po jej rozwodzie?
Kiedy wybaczasz
kochasz, natrafił później na
inny, a kiedy kochasz spływa na ciebie
światło Boga. Rany, to dopiero pompatyczna brednia. Może powinien tak
powiedzieć trenerowi kadry gdy ten go zawiesi? Z pewnością odniesie to skutek: Pilarczyk
ze łzami w oczach obejmie go mocno obiecując, że nigdy więcej go nie zawiesi. Ta…
Lubimy
towarzystwo, ale nie możemy znieść ludzi cały czas koło siebie.
Brednie, brednie i jeszcze raz brednie, zirytował
się w końcu. Ale szczytem idiotyzmu wydała mu się przyczyna śmierci głównego
bohatera. Hubert nie potrafił zrozumieć dlaczego dostał książkę o młodym
idiocie, który przez swoją nierozwagę umarł. I bardzo dobrze, skoro jest się
głupim. Skoro myśli się, że można sobie dać radę samemu w dziczy bez
przygotowania, skoro rozdał całą kasę. I jak bardzo skrzywdził przy tym
rodziców którzy pewnie milion razy zadawali sobie pytanie: dlaczego. Czego mu
brakowało, co jeszcze mogliśmy mu dać skoro czuł się nieszczęśliwy. Zapewne też
się obwiniali. Co to niby miało mu pokazać? Jaki morał do wykorzystania w jego
sytuacji płynął z tej historii? Że postąpił głupio i stracił wszystko, ale
przynajmniej żyje?
Ta lektura tak pochłonęła jego myśli, że musiał
spytać o nią Hankę jeszcze tego samego dnia. Bo chciał wiedzieć czemu mu ją do
diabła dała skoro nie miała pojęcia kim on jest. Ale gdy przy pierwszej
sposobności przyniosła mu śniadanie i usłyszał jej zdumiewającą odpowiedź, jego
konsternacja wzrosła.
- Po prostu uważam, że to dobra książka na chandrę
czy smutek, bo pozwala poddać refleksji to, do czego dążymy w życiu. I zastanowić
się czy nie zboczyliśmy z kursu.
- Myślisz zatem, że ja zboczyłem?- Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
- Każdy kiedyś to robi.
- I jakiś nieodpowiedzialny idiota zaszywający się w
dzikiej głuszy bez powodu miał mi to uświadomić?
- Chris nie zrobił tego bez powodu.- Oburzyła się
Hania stając w obronie bohatera powieści.- On chciał tylko odkryć to co jest
dla niego ważne, co daje mu szczęście, co jest spełnieniem. Chciał zobaczyć jak
poradzi sobie bez materialnych rzeczy z tego świata w którym brak internetu
jest czymś nie do pojęcia, a życie bez podziwu innych osób nie do pomyślenia.
Świata w którym ktoś i coś stale narzuca nam jakieś normy, ale on chciał od
nich uciec bez krwawej rewolucji i agresji. Bo skoro naprawdę definiowało go to
kim był a nie co miał, ludzie wokół ani ich opinia nie byli mu potrzebni.
Naprawdę tego nie zrozumiałeś?
- Może nie jestem tak bystry jak ty, bo dla mnie to książka
o młodzieńczym buncie. I właśnie okazało się jacy ludzie nie byli mu potrzebni
gdy umierał sam na pustkowi.- Odbił pałeczkę Hubert.- Poza tym nie rozumiem po
co w ogóle z tobą rozmawiam o książce.
- Nie lubisz dyskutować o książkach?
- Zważywszy na to, że szczytem moich osiągnięć było
przeczytanie streszczeń lektur w szkole to nie. Nie lubię nawet czytać. Jest
masa innych ciekawych zajęć.
- No cóż, ja je uwielbiam.
- I ta akurat książka naprawdę podnosi cię na duchu?
Pomijając nasze odmienne zdanie na temat postępowania głównego bohatera uważam,
że jest bardzo dołująca. Bo jaki z tego płynie morał: gonimy za marzeniami
które przez naszą nieuwagę mogą nas zniszczyć? Albo by przekonać się że tak
naprawdę nimi nie są gdy już je zdobędziemy?
- Ja powiedziałabym, że to historia o tym, że
czasami to czego rzeczywiście potrzebujemy nie koniecznie pokrywa się z tym o
czym marzymy.- Powiedziała Hania taktownie nie zauważając, że mimo sprzeciwu,
Hubert wciąż sam chce kontynuować ten wątek i rozmawiać o książce.
- W moim przypadku to jedno i to samo. Jeśli przez
to co się stało nigdy nie będę mógł…- Zaczął Hubert myśląc o swoim zawieszeniu
przez trenera szybko przerywając zdanie, bo ogarnęło go irracjonalne uczucie,
że jeśli nie wypowie tej myśli na głos nic się nie stanie. Zupełnie jak
dziecko.
- Nie wiem o co dokładnie chodzi ani co wydarzyło
się w twoim życiu…i w gruncie rzeczy to wcale nie jest ważne, ale wiem że dasz
radę. Nie ma takich problemów których nie dałoby się rozwiązać a błędów
naprawić. Oczywiście poza pozbawieniem kogoś prawa do życia.
- Nie chcę cię urazić, ale chyba nie wiesz o czym
mówisz. Moje życie aktualnie jest w rozsypce. I uwierz mi, że nie możliwości
naprawienia swojego błędu. No, może gdyby dało się cofnąć czas. Umiesz to?
- Nie. I wiem, że zabrzmi to nieco protekcjonalnie, szczególnie
że słyszysz to od kogoś młodszego niż ty i na dodatek dziewczyny, ale za parę
lat gdy wrócisz myślami do tego momentu twój problem jednak zostanie w pewien
sposób rozwiązany. Satysfakcjonujący bądź nie: to nieważne, bo z biegiem lat
przestanie się liczyć. Niestety wraz z upływem czasu znowu jakaś silna
przeszkoda stanie na twojej drodze a ty ponownie ją pokonasz. A potem następna.
I kolejna. Ale w momencie gdy przeszkoda wyrasta tuż przed tobą: wtedy gdy
czujesz że jesteś w sytuacji bez wyjścia, warto właśnie przypominać sobie te chwile
z przeszłości w których czułeś totalną bezsilność zanim znalazłeś rozwiązanie.
I czerpać z nich wiarę oraz siłę, bo jednak je pokonałeś skoro są już za tobą.
Na tym polega właśnie trik. Trzeba jednak ćwiczyć się w cierpliwości i pokorze.
A teraz jedz: twój ojciec mimo wszystko nie chciałby byśmy zagłodzili cię na
śmierć.
OBECNIE
Po wieczornych rozmyślaniach, Hubert myślał że czeka
go bezsenna noc, ale jak zwykle zasnął jak kamień, jeszcze przez Miłoszem. Może
to dlatego, wypoczęty i rześki, obudził się dość wcześniej mając przyjemność
oglądania wschodu słońca. W górach to naprawdę był przyjemny widok: tutaj czuło
się po prostu obecność natury, zwyczajnie chciało się być. I uśmiech sam
wypływał na usta.
Ponieważ nie miał ochoty leżeć w ciszy by nie
przeszkadzać Miłoszowi, pomyślał że tym razem to on skorzysta z uroku porannego
spaceru. I co tu kryć, również szansę na to by trochę pozwiedzać miejsce w
którym kilka lat temu spędził wakacje. Wtedy ze względu na konieczność
ukrywania się przed ludźmi i złamaną kończynę mógł podziwiać cały zielony teren
hotelu wyłącznie zza okna swojego pokoju. A musiał przyznać, że również robił
niesamowity widok. Wychodząc z budynku, po prawej stronie znajdowała się
zadaszona weranda przy której rosły kolorowe kwiaty. Siedząc w jej wnętrzu,
wyglądające zza fasady byliny wyglądały pewnie jak pastelowe kropki na tle
górskiego krajobrazu. Był pewny, że sześć lat temu jej tutaj nie było, ale
pochwalał tę inwestycję. Zwłaszcza, że dużą część gości jak zdążył zauważyć
stanowili seniorzy. Dalej, skręcając w prawo, alejką szło się w stronę kolejnych
rozwidleń między wielkimi drzewami dającymi poczucie odosobnienia i spokoju.
Pewnie jedno z bardziej urokliwych miejsc dla starszego pokolenia, czyli mówiąc
wprost większości gości ego miejsca. Z kolei skręcając później znowu w prawo
dróżka prowadziła na tyły hotelu- właśnie tam znajdował się wczoraj grill z
placem zabaw dla dzieci gdzie biesiadowali podczas kolacji. Z drugiej strony
budynku, jak dobrze pamiętał umiejscowione było boisko do gry. Boisko przez
które obserwował Hankę wraz z grupą znajomych podczas ich sportowych zmagań. Albo
tamtego pamiętnego ogniska…Oczywiście tylko zza okna swojego pokoju.
Uśmiechając się do siebie w duchu, odruchowo zaczął
kierować się w tamtą stronę. Ale że postanowił zrobić sobie spacer i teraz
skręcał zza tyłów hotelowego budynku, zdążył zaważyć kucającą przy trawie
damską postać grzebiącą w ziemi zanim ona zauważyła jego. Od razu poznał, że
postacią tą była Hanka. I korzystając z okazji, że była odwrócona do niego
tyłem czym prędzej czmychnął chowając się za ścianą. Nie miał zamiaru z nią
gadać czy szukać sposobności kontaktu, bo i nie widział w tym żadnego celu. Wciąż
miał do niej żal. A przyjazd tutaj obudził uśpioną w nim obsesję: w końcu nawet
dzisiejszej nocy śniło mu się, że znowu ma 24 lata, przebywa w tym hotelu ze złamaną
kończyną i rozmawia z Hanką! Albo wracał myślami o jej opowieściach i legendach
o górach, które mu opowiadała. Słowa które do niego skierowała gdy załamany po
wizycie managera nie widział już swojej przyszłości.
Ale w momencie
gdy przeszkoda wyrasta tuż przed tobą: wtedy gdy czujesz że jesteś w sytuacji
bez wyjścia, warto właśnie przypominać sobie te chwile z przeszłości w których
czułeś totalną bezsilność zanim znalazłeś rozwiązanie. I czerpać z nich wiarę
oraz siłę, bo jednak je pokonałeś skoro są już za tobą. Na tym polega właśnie
trik.
Skubana, miała rację: myślał wtedy że wszystko się
dla niego skończyło, a jednak tak naprawdę w tamtym sezonie osiągnął szczyt
swojej sportowej formy. I zrozumiał, że wcale nie chcę być gwiazdą a
siatkarzem. Ale teraz? Teraz to była kolejna przeszkoda, kolejna sytuacja bez
wyjścia, bo nie ma mowy o tym by kolano w fantastyczny sposób wyzdrowiało.
Medycyna jeszcze nie poszła aż tak do przodu. Ale co będzie za rok albo pięć
lat? Jego życie będzie toczyć się dalej, więc ta przeszkoda także zostanie
jakimś cudem pokonana. Może skupi się na inwestowaniu? Albo zacznie trenować
młodych zawodników: w końcu dużo byłych siatkarzy tak robiło. Mógł też
korzystać z życia robiąc sobie długie wakacje po całym świecie: w końcu było go
na to stać. Było masę możliwości, nie: to on miał masę możliwości. Wystarczyło
tylko przestać się nad sobą użalać. W końcu to tylko siatkówka. Co z tego że
całe jego życie, jego pasja. Byli tacy którzy nie osiągnęli nawet połowy jego
sukcesów przez całe życie i nie mieli luksusu wyboru czy też środków na zmianę
swojej życiowej drogi tak jak on. Więc czemu miałby teraz narzekać? Był sławnym
cenionym sportowcem (dwa lata temu zdobył nawet tytuł sportowca roku), miał całe
życie przed sobą (w tym roku kończył dopiero trzydziestkę), bogatym człowiekiem
(dzięki sukcesom udało mu się zgromadzić ładny kapitał), hobbistycznym
biznesmanem (w końcu musiał go w coś inwestować a nie chciał robić tego ślepo
jak wiele sportowców przed nim dając się wystrychnąć na dudka nierozważnymi
posunięciami). Ponadto był…był idiotą: oszukiwał sam siebie. Bo w ciągu jednej
chwili oddałby to wszystko za zdrowe kolano. Ale może jeśli będzie sobie
powtarzał że jest szczęśliwy wystarczająco często to stanie się prawdą?
Jeszcze raz ukradkiem zerknął na Hankę: nie widział
co dokładnie robi, ale zdawało mu się że wyrywa jakieś chwasty. Nie mogąc się
powstrzymać chwilę ją obserwował. Nie, nie wyrywała chwastów ale coś sadziła
wzdłuż bocznej ścieżki. Zaspokoiwszy ciekawość zmusił się do powrotu do hotelu
tą samą drogą którą przyszedł. A przynajmniej chciał, bo w ostatniej chwili
zmienił zdanie. Co mu tam, myślał idąc wprost na Hannę. W końcu nie mogę unikać
kontaktów sam na sam, bo jeszcze sobie pomyśli, że to co między nimi było ma
dla niego jakieś znaczenie. Albo, że on ma do niej jakiś żal, który może i miał,
ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Ponadto chciał się przekonać czy w cztery
oczy będzie ją stać na trochę przyzwoitości i zwyczajnie przeprosić. I zobaczyć
jak się zachowa. Może oczyszczą atmosferę? Miał więc masę powodów do spotkania
niezwiązanych z faktem, że wciąż go pociągała. W końcu i tak by z tego nic nie
wynikło: ona była mężatką a więc całkowicie poza jego zasięgiem. Nawet jeśli
jej zamiłowanie do turystów wciąż nie osłabło i chciałaby…
- Boisko zamienione w trawnik? Jesteś już za stara
by uciekać przed piłeczką palantową? – Usłyszała gdzieś za sobą męski głos
Hania. I choć rozległ się z przynajmniej piętnastu metrów, doskonale go
poznała. Jej ręce momentalnie znieruchomiały i była wdzięczna że on nie mógł
tego zauważyć. Potem odwróciła głowę upewniając się do tego co i tak wiedziała.
- Przede wszystkim nie mam na to czasu. A goście
niespecjalnie są tym zainteresowani.- Odparła starając się zachować neutralny
ton: ot, zwyczajna grzecznościowa pogawędka gościa z właścicielką hotelu.
Potem, choć z trudem wróciła do przerwanej czynności odseparowywania korzeni.
- Nie za wcześniej na przesadzanie kwiatów? Do
sierpnia jeszcze daleko.
- Raczej za późno. Te byliny akurat kwitły jesienią,
więc powinnam to zrobić już wiosną. Nie wiedziałam, że masz jakieś pojęcie o
ogrodnictwie. Wybrałeś się…na spacer?- Dokończyła z trudem próbując przelotnie
na niego spojrzeć. Ale stał blisko, za blisko. I patrzył wprost na nią: brudną
od czarnej ziemi, w związanych byle jak włosach, wyciągniętej bluzie. W dodatku
fakt, że ona klęczała sprawiał że poczucie jej komfortu drastycznie zmalało.
Jakby jego fizyczne górowanie nad nią przekładało się to psychiczne.
- Tak jakby. Obudziłem się wcześniej i postanowiłem
trochę pozwiedzać.- Odpowiedział dyskretnie ją obserwując. I patrząc na ten mały
brązowy pieprzyk koło ucha, który nieustannie przykuwał jego uwagę.
- No tak: poranek jest dziś wyjątkowo ładny.
- Tak.- Przez chwilę oboje milczeli. Hubert
ironicznie pomyślał, że skoro szablonowe tematy na niezobowiązującą rozmowę
takie jak pogoda i krajobraz mają już za sobą, może w końcu spyta ją o to co
chce. O nurtujące go pytanie: dlaczego. Tylko to chciał wiedzieć. Co nie miało
dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Żadnego. Ale po prostu musiał. Jak
jednak mimochodem o to zapytać nie robiąc z tego wielkiej sprawy?- Rozumiem, że
teraz ty przejęłaś stery po mamie?
- Tak.
- Jak się trzyma? Pozdrów ją ode mnie, bo pewnie sam
nie będę miał okazji.
- Ja chyba też nie. Mama nie ponad roku nie żyje.
- Przykro mi.
- Cóż, tak bywa.- Wzruszając ramionami jasno dała do
zrozumienia, że nie chce ciągnąć tego tematu. Ale on nie wiedząc czemu
właściwie to drąży, dopytał:
- Była dość młoda, o ile pamiętam. To był wypadek?
- Nie, zwyczajna grypa. A raczej powikłania. Gdyby
na samym początku zgodziła się odwiedzić lekarza, ale ona nie chciała zostawić
hotelu choćby na jeden dzień. Grypa przerodziła się w zapalenie płuc i
…i…skończyło się tak jak się skończyło.
- Przykro mi.- Powtórzył raz jeszcze.- Ty chyba też
świetnie tobie radzisz. Ładniej tu niż zapamiętałem.
- Wprowadziłam parę zmian.- Zgodziła się czując
rosnące wewnątrz napięcie. Bo bała się odniesień do przeszłości. Ale
jednocześnie chciała tej konfrontacji i wciąż na nią czekała. Udawanie, że nic
się nie stało było dla niej jak…jak obraza. Dlatego oczekiwała na dalsze słowa
w napięciu chcąc usłyszeć zwyczajne „przepraszam”. Nawet gdyby potem zbagatelizował
całą sprawę słowami: Byłem młody i głupi,
w dodatku sławny. Chyba serio nie myślałaś że zabiorę cię ze sobą spędzając
resztę życia? Nawet gdyby nie dodał nic więcej, czuła że był jej to winny.
Że ona była choć tego warta. W końcu wcześniej byli młokosami, teraz dorosłymi
ludźmi wciąż młodymi, ale jednak odpowiedzialnymi za swoje czyny. Lecz nie: on
wciąż utrzymywał ten beztroski ton niezobowiązującej pogawędki pytając ją pracę
w hotelu jakby naprawdę tamte dwa miesiące się między nimi nie wydarzyły. Och,
nie była głupia by łudzić się że po tak długim czasie że to miało jakieś
znaczenie- pewnie on miał jakąś dziewczynę albo narzeczoną (może nawet i żonę?),
ale na Boga: ten czaruś mógł mieć choć trochę przyzwoitości! A teraz wyczekiwał
obserwując ją jakby to on czegoś od niej oczekiwał. Może żeby wyznała mu jak
bardzo była w nim zadurzona a on mógł się pośmiać? Niedoczekanie. Miał
szczęście, że nie dała mu w tę jego ładną buźkę jak tylko zobaczyła go z
kolegami na progu tego miejsca. Albo wyrzuciła z hotelu. Tak, powinna to zrobić.
Nawet teraz powinna pokazać mu drzwi nawet jeśli był jej przepustką do zmiany
wizerunku hotelu i zapewnieniu mu trochę zysków. Tylko, że…tylko że wtedy
pokazałaby mu jak bardzo ją wtedy zranił. A tego jej duma by nie zniosła.
Zamiast tego postanowiła grać w jego grę pt. „udawajmy że nic się nie stało i
jesteśmy sobie obcy” rewanżując się pytaniami o jego pracę i karierę. Nawet
pogratulowała mu sukcesów, choć nie do końca orientowała się ile właściwie
osiągnął. Kończąc, pochwaliła też Dominika:
-Widziałam twojego kolegę z boiska w nowej reklamie.
Świetnie wypadł. Wydaje mi się, że ma aktorski dryg.- Trochę nagięła prawdę, bo
w rzeczywistości widziała tylko tę część, którą pokazała jej na telefonie
podjarana Paula. Czyli moment gdy sportowiec w samej bieliźnie kąpał się pod
prysznicem.
- Kolegę z boiska?- Zdziwił się Hubert.
- No, Dominika.- Wyjaśniła Hania podnosząc na niego
wzrok, tym samym decydując się go wytrzymać.
- Ach, widzę, że wciąż tak samo zielona w sporcie
jak kiedyś.- Gdy się uśmiechnął, coś dziwnego stało się z tempem jej oddechu.-
Dominik jest szczypiorniakiem, nie siatkarzem. Tak jak Miłosz i Włodek. Adam
to…
- …piłkarz: to akurat wiem.- Wtrąciła się.- Dobrze
więc, że się przy nich nie wygłupiłam. Ale ganianie za piłką: czy to nożną,
siatkową czy ręczną niestety nigdy nie stanie się moją pasją.- Dodała nieco
gburowato, ale dopiero teraz dotarło do niej że wcale nie musi być dla niego miła.
Bo potraktował ją jak idiotkę sześć lat temu brutalnie łamiąc jej serce i mamiąc
obietnicami o przyszłości podczas gdy tak naprawdę niewiele dla niego znaczyła.
Dlaczego miała być dla niego miła i udawać, że go lubi skoro jest inaczej? Może
na ten policzek było już za późno, ale nie musiała sprowadzać wszystkiego do poziomu
fałszu tak jak on.
Hubert zaczął się zastanawiać czy to był przytyk do
niego i ona naprawdę wbijała mu właśnie szpilę…? W dodatku rozmawiali już kilka
minut, więc miała masę okazji by się choć trochę pokajać za to jakiego idiotę
zrobiła z niego w przeszłości, a ona co?
Zgrywała wielce urażoną będąc przy tym zgryźliwa? Czyżby sześć lat temu miała
nadzieję, że on będzie za nią latać? Czy tak robili jej wcześniejsi adoratorzy?
Nie do wiary jaki miała tupet. I to po tylu latach! Hubert odchrząknął chcąc
przekonać się czy ironia w jej głosie była zamierzona.
- Hm…więc tylko ganiam za piłką?
- Mówiąc całkiem dosłownie: trochę tak.- Przyznała
obojętnie w duchu śmiejąc się z jego wściekłej miny.- Ale nie musisz czuć się
urażony: w końcu co taka amatorka jak ja może wiedzieć o sporcie.
- Słusznie.- Zgodził się ignorując fakt, że zachował
się niegrzecznie. Ale to ona zaczęła pierwsza.- Chętnie napiłbym się czegoś
ciepłego.
- Kuchnia jest otwarta od dziewiątej, a nie ma nawet
siódmej.- Wycedziła słodko. Co za cham, pomyślała Jak śmiał okazywać jej swoją
wyższość w ten sposób?
- Kiedyś byłaś bardziej elastyczna.
- A ty zdaje się miałeś iść na spacer.
- Chyba się zapominasz: jestem tutaj gościem.-
Zdecydował się doprowadzić ją do pionu Hubert. Cholera, ta rozmowa nie
przebiegała zupełnie tak jakby chciał. W dodatku wyszedł na jakiegoś
napuszonego bufona a nie to było jego zamiarem…
- Chyba ty też się zapominasz: jestem tutaj
właścicielką.- Odparła mu równie wojowniczo. A potem ze złością obcięła
sekatorem niepotrzebny zrost korzenia. Chwilę później syknęła, odruchowo
wstając gdy ostre ostrze nożyc dotknęło jej skóry. Na wskazującym palcu szybko
wykwitła czerwona plama.
- Skaleczyłaś się? Nie używasz rękawiczek?
- Tak jest wygodniej.- Odpowiedziała mało przyjaźnie
ściskając zakrwawione miejsce. Pięknie, czemu musiała się uszkodzić akurat przy
nim wykazując się niezdarnością?- To twoja wina.
- Moja?!- Obruszył się słysząc to oskarżenie.
- Tak, bo mnie zirytowałeś.- Powiedziała mierząc się
z nim wzrokiem.
- Ha, niby jak? Przyznaj się, że słabo radzisz sobie
w ogrodzie. Szkoda ci kasy na ogrodnika żeby to za ciebie zrobił?
- Radzę sobie świetnie. Gdybyś się nie zjawił, nic
by się nie stało.
- Akurat.- Prychnął przenosząc wzrok z jej twarzy na
skaleczoną dłoń. Nawet ze swojego miejsca widział wypływającą z rany stróżkę
krwi. Jak bardzo trzeba być nieostrożnym żeby rozciąć sobie dłoń tak głęboko? Wzdychając
cichy i siląc się na wspaniałomyślność pomimo jej jawnie wrogiego zachowania,
rozkazał:- Pokaż to.- Potem, nie pytając o zdanie, Huber chwycił dłoń Hanki w
swoją. Z zaskoczenia uwolniła ją dopiero po dłuższej chwili gwałtownym ruchem
jakby coś ją sparzyło. Ale nie miała pojęcia, że on podszedł aż tak blisko. To
ją za bardzo…przytłoczyło.
- Puszczaj.- Syknęła. – To nic takiego.
- Rany, coś ty taka wojownicza? Chciałem tylko
pomoc. Masz.- Niczym białą flagą pomachał jej przed twarzą chusteczką, która
właśnie wydobył z kieszeni. Hania przyjęła ją z wahaniem.- Ależ nie musisz mi
tak wylewnie dziękować.- Dodał ironicznie.
- Dzięki.- Mrugnęła cicho przyznając w duchu, że całkiem
słusznie została zrugana. Nie lubienie nie lubieniem, ale grzeczność i dobre
maniery trzeba okazywać nawet wobec wrogów. A może i przede wszystkim wobec
nich, pomyślała. Potem delikatnie przyłożyła białą bawełnę do skaleczenia. Kto
w ogóle w tych czasach nosił takie chusteczki zamiast jednorazowych? Chyba taki
napuszony paw jak Hubert. Udając że całkowicie skupia się na ranie postanowiła
go ignorować. Miała nadzieję, że sobie w końcu odejdzie. Ale już po chwili
ponownie usłyszała jego głos:
- Chyba za wiele już teraz nie zdziałasz w ogrodzie:
przydałoby się to oczyścić. Odprowadzę cię do hotelu.
- Dziękuję, poradzę sobie. Miałeś iść na spacer, nie
będę ci przeszkadzać. Poza tym to powierzchowne skaleczenie.
- Jak chcesz.- Odpowiedział jej w ostatniej chwili
gryząc się w język. W końcu i tak jej pomógł a ona nawet nie była dla niego miła.
A potem popełnił ten błąd, że spojrzał prosto na jej dolną wargę, którą właśnie
przygryzała. Może to z powodu wczesnej pory, ale dziś jej ust nie zakrywała
pomadka która miała maskować ich rzeczywistą wielkość. I nie mógł przestać na
nie patrzeć. A nie powinien, tak samo jak nie powinien w ogóle z nią rozmawiać.
Co to mu dało? Pokazało tylko jak beztrosko podchodziła do facetów i związków w
przeszłości udając że nic między nimi nie zaszło. Na co on właściwie liczył po
tylu latach? Teraz już sam nie wiedział. Wiedział za to, że stojąc tak blisko
niej, dotykając przelotnie dłoni- nawet jeśli była ubabrana ziemią- serce
zaczynało bić mu szybciej. To nie był dobry znak, wręcz fatalny. Musiał więc
skorzystać z okazji którą mu dała i odejść a potem unikać jej przez kilka
następnych dni do czasu powrotu.
- Jeśli czekasz na chusteczkę to chyba będę musiała
odkupić ci drugą. Ta nie będzie się do niczego nadawać, nawet po praniu.-
Odezwała się budząc go z transu chyba tylko po to by pokryć kłopotliwą ciszę.
Bo Hubert zdał sobie sprawę, że jak ten ostatni dureń stoi gapiąc się na nią bez
słowa. By pokryć swoje zakłopotanie skłamał:
- Nie trzeba. Masz ziemię na prawym policzku, to
dlatego tak ci się przypatrywałem.
- Ach…- Uśmiechnęła się lekko z zażenowaniem
pocierając policzkiem o ramię co tylko dodało jej uroku. Przynajmniej w jego
oczach. Uznał jednak, że najwyższy czas się ulotnić.
I że naprawdę
był kretynem.
***
Trzy godziny później, Hania oprowadzała nową
pracownicę Natalię po hotelu, pokazując jej poszczególne pomieszczenia oraz
zaznajamiając ze specyfiką pracy. Uczciwie ostrzegła, że choć zatrudnia ją na
stanowisku kelnerki, może tak się zdarzyć że będzie musiała sprzątnąć jakiś
pokój.
- Nie ma sprawy, Haniu.- Oznajmiła
dziewiętnastolatka zgodnie z życzeniem Witwickiej mówiąc jej po imieniu.- To
nawet lepiej, bo zawsze wpadnie jakiś napiwek.
- Super, że tak do tego podchodzisz. Aha, i tak jak
już mówiłam: stołować się możesz u nas w kuchni: zawsze coś zostaje po gościach
także nie musisz zawracać sobie głowy przynoszeniem gotowych posiłków do pracy
jeśli jesteś gotowa na kulinarną elastyczność. Proszę jednak o szanowanie
prywatności gości oraz ich zwyczajów: nawet jeśli wydają cię się dziwne. No i w
związku z wizytą tych sportowców…widziałaś ich, prawda?- Gdy Natalia skinęła
głową, Hanna kontynuowała:- Chcę żeby traktować ich tak jak innych gości a więc
nie dopytywać 50 razy czy czegoś jeszcze sobie życzą, nie flirtować, nie prosić
o autografy…po prostu należy pamiętać, że są tu po to by odpocząć. To może być
dla nas niezła reklama, więc proszę o szczególne zachowanie ostrożności w tej
kwestii.
- Jasne.
- No, to chyba tak po krótce wszystko co musisz
wiedzieć. Teraz idziemy do jadalni, pewnie śniadanie powinno się kończyć, więc
ruch będzie mniejszy. Dzięki temu pokażę ci obsługę kasy i komputera…
Choć Natalia była bardzo młoda, Hania już po paru
godzinach wiedziała, że zrobiła dobry interes. Co prawda prosząc Ankę jako
swoją księgową o sporządzenie umowy zauważyła jej reakcję na zatrudnienie
akurat Natalii- w końcu była siostrą Dominiki której obie nie znosiły jako
nastolatki- ale Hanna nie chciała być małostkowa. W końcu nikt nie ma wpływu na
to czyim jest ojcem lub bratem. Może tylko to Paula powinna wyjaśnić jej
obsługę baru i jadalni, pomyślała uznając, że nie chce widywać Huberta. Może i
była tchórzem, ale nie widziała powodu dla którego miała narażać się na
emocjonalny wstrząs jego widokiem. Chociaż to złe słowo: ona po prostu cała się
spinała gdy tylko był w pobliżu. Jej ciało stawało się świadome jego obecności
drgało wewnętrznie jakby nastawione na walkę i obronę. A to bardzo
wyczerpywało. Zwłaszcza, że po wczorajszej całodniowej wędrówce mężczyźni
zdecydowali spędzić ten dzień w hotelu, więc widziała Huberta częściej niżby
chciała kręcącego się po hotelu. W dodatku wydawało jej się, że on stale na nią
patrzy czy ją obserwuje co było przecież absurdalne. Ale jednak sześć lat temu
się tobą zainteresował, szeptał wtedy jakiś głosik w jej głowie. Jasne, w końcu
była jedyną kobietą w zbliżonym mu wieku (poza pracownicą Joanną oraz mamą),
która go wtedy odwiedzała. Dla takiego kobieciarza po prostu była rakiem na
bezrybiu. Z perspektywy czasu wiedziała też, że już na samym początku otrzymała
liczne sygnały iż on nie traktuje tej znajomości poważnie: skłamał w kwestii
swojego imienia, wykonywanego zawodu, pochodzenia…Nawet jeśli kiedyś
zażartowała mówiąc coś o jego tajemniczości to nie powinno być żadne
usprawiedliwienie. Bo wówczas nie wiedziała kim jeszcze dla siebie będą. Ale
nawet potem on jej tego nie wyjaśnił.
Jej, wkurzało ją też to że tak często o nim myśli,
że to roztrząsa. Myślałby kto, że pogodziła się już z przeszłością i
odrzuceniem. A miała na głowie dużo innych ważniejszych spraw: bieżące
prowadzenie hotelu, zbliżającą się potańcówkę, pałętającego jej się pod nogami
Kacpra…po kiego licho zawracała sobie głowę nieosiągalnym dla niej sportowcem
którego nawet teraz nie chciała?
6 LAT WCZEŚNIEJ
Zadziwiające, ale po rozmowie z Hanią Hubert poczuł
się lepiej. I choć nic się właściwie nie zmieniło: wciąż był zawieszonym
siatkarzem polskiej kadry i przyszłym ojcem dziecka kobiety, której nawet nie
lubił, to wewnętrznie postanowił zmierzyć się z przyszłością. I wziąć odpowiedzialność
za własne postępowanie tak jak postanowił jeszcze przed wizytą menadżera.
Będzie dobrym tatą, zdecydował. Nie ożeni się z Klarą, ale nie zostawi swojego
syna bądź córki na pastwę losu, to pewne. Nigdy więcej nie wda się również
romans z żadną mężatką: to poprzysiągł sobie uroczyście. I skupi się na
karierze siatkarskiej. Dość głośnych imprez i balang do rana, dość beztroskich
wypadów z kumplami z podwórka którzy w przeciwieństwie do niego niczym nie
ryzykowali pławiąc się w jego chwale. Chcąc być sportowcem nie tylko z nazwy,
musiał zacząć być odpowiedzialny.
Polubił też jej odwiedziny „po pracy”, gdy czasami
wpadała zwyczajnie chwilę z nim rozmawiając albo grając w planszówkę. Okazało
się również, że bardzo lubi puzzle do czego nie zdołała go jednak namówić. On
nie mógł znaleźć żadnej przyjemności z układania zawiłych elementów, no może
gdy Hanka była obok. Ale wtedy zazwyczaj wolał z nią rozmawiać.
Dziwne było też to, że pierwsza książka Wszystko za życie którą mu przyniosła
rozpoczęła nie tylko ich żarliwą dyskusję, ale i jego przygodę z czytaniem.
Potem były kolejne od dramatu Musimy
porozmawiać o Kevinie, poprzez fantastyczny wykreowany świat w Drodze królów., kończąc tajemniczej
historii miłosnej z Cienia wiatru. A
po każdej skończonej lekturze, bądź też jej interesującym fragmencie rozmawiali
o niej. Tak po prostu. On, Hubert Skrzynecki który przez ponad 20 lat
przeczytał może z pięć lektur szkolnych od deski do deski teraz nie tylko robił
to z przyjemnością, ale też o nich dyskutował. Czasami gdy o tym myślał
wiedział, że jego kumple by w to nie uwierzyli gdyby im o powiedział.
W ogóle dużo razem dyskutowali. O książkach,
filmach, swoich własnych spostrzeżeniach na temat świata czy po prostu nurtujących
problemach. Od tajemnicy Trójkąta Bermudzkiego do legendy o Złotym Pociągu i o
tym co zrobiliby gdyby go odnaleźli. Albo co wydarzyłoby się gdyby nagle
role zwierząt i ludzi mogły się odwrócić. Czy byłyby tak niepotrzebnie okrutne
jak ludzka rasa? Czasami tematy tych rozmów były totalnie absurdalne i
całkowicie oderwane od rzeczywistości, ale właśnie poprzez swą abstrakcję
ciekawe i intrygujące. Przynajmniej dla nich samych. Ponadto nauczyło to Huberta
jeszcze czegoś innego: odpowiedzialności za swoje słowa, tego jaką mają wartość
i ile można z nich wyczytać. Tego, jak wiele z prostej odpowiedzi można
wywnioskować o samym człowieku czy jego priorytetach. Hania wspominała mu o tym
podczas jednej z ich pierwszych rozmów, ale wtedy chyba nie do końca traktował
to na serio. Teraz mógł się podpisać pod tym wnioskiem obiema rękoma.
Pod koniec tygodnia poznał też osobiście jej kolegę,
Patryka który również dorywczo pracował w hotelu i na prośbę Hani przyniósł mu
swoje komiksy o Sandmanie, bo stwierdziła że właśnie dzięki sadze o Władcy Snów
doceniła tę formę literacką. W przeciwieństwie jednak do Hanny, Patryk
doskonale orientował się kim jest Hubert, który prawdę mówiąc tak bardzo odwykł
od traktowania go jak „wielką gwiazdę”, że teraz podziw i nienaturalne
zachowanie młodego chłopaka wprawiały go w zakłopotanie. Z drugiej jednak
strony miło było znowu przyodziać się we własną skórę siatkarza, słuchać
podziwu odnośnie swoich osiągnięć, zostać poproszonym o autograf. Hubert
zapomniał jednak o swoim małym kłamstewku odnośnie tożsamości; przypomniała mu
o tym urażona mina Hani gdy odwiedziła go następnego dnia.
- Nie rozumiem dlaczego nie wyznałeś mi swojego
prawdziwego imienia. Wiesz jak Patryk się ze mnie nabijał pytając jak mogłam
nie poznać czołowego atakującego naszej kadry?- Spytała z wyrzutem łapiąc się
pod boki. Huber posłał jej przepraszający uśmiech.
- Mówiąc szczerze, początkowo myślałem że tylko się
tak ze mną droczysz. I że tak naprawdę wiesz kim jestem.
- A dlaczego niby miałabym to robić?- Żeby mnie
poderwać, pomyślał chłopak, ale zdał sobie sprawę że mówiąc to na głos mógłby
sobie zaszkodzić. Poza tym ta myśl po 3 tygodniach znajomości była więcej niż
absurdalna. Bo Hania lubiła go, owszem ale z pewnością nie miała w sobie cienia
kokieterii i flirtu. Pomijając fakt, że w ogóle nie była nim zainteresowana
jako mężczyzną. Trochę deptało to jego ego, ale z drugiej strony taki układ mu
pasował. W końcu jakby nie było jeszcze przez ponad miesiąc będzie zdany na jej
łaskę lub niełaskę, a gdyby się w nim zadurzyła…dość powiedzieć, że byłoby to
dość niezręczne dla obu stron.
- Nie wiem: masz rację teraz to się wydaje głupie.
Ale jeszcze bardziej głupio czułbym się musząc wyjaśnić ci pomyłkę. Bo co
powiedziałbym: wiesz, chyba podałem ci złe imię? Mimo to przepraszam.
- Ciężko przerwać machinę kłamstwa gdy już się
zacznie.- Skwitowała to nieco filozoficznie. Potem patrzyła na niego przez chwilę
bez słowa.- I to mogę ci to wybaczyć, ale jest mi przykro że się ze mnie nabijałeś.
- Nigdy się z ciebie nie nabijałem.
- Nie? A wtedy gdy sugerowałeś że możesz być
siatkarzem?
- Już mówiłem, że tylko się droczyłem.
- Phi, i jeszcze teraz będziesz spierał się o
kosmetykę słowa?
- Tak. Bo nabijają się tylko złośliwcy, zazdrośnicy
albo ci, którzy źle życzą. Droczą się…przyjaciele.
- A więc jesteśmy przyjaciółmi?
- Wygląda na to, że tak.- Oznajmił Hubert, który uświadomił
sobie że to prawda dopiero wówczas gdy wypowiedział te słowa na głos. A uśmiech
Hani powiedział mu, że już dłużej nie będzie się na niego gniewać.- Nie ścieraj
już tych kurzy: robiłaś to wczoraj. Pograjmy w coś, nudzi mi się.
Już nie mogę się doczekać kiedy relacja między Hanią a Hubertem zmieni się z wzajemnego unikania na normalną rozmowę i kiedy wyjaśniąsobiw wszystko między sobą. Po tych krótkich fragmentach stwierdzam, że oboje majądo siebie żal i uważają, że to ta druga strona jest winna. Mam wrażenie, że ktoś im pomógł w tym, że teraz nie są razem :) Czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam roksana
Podoba mi się klimat tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuń