Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 9 listopada 2017

Nowy początek: Rozdział XXXI


DZIEWIĘTNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU
Ostatni tydzień minął pracownikom Krezus Banku niezwykle szybko i zakończył się pozytywnym akcentem: incydent z Karolem okazał się być nic nie znaczącym odchyleniem się od trendu i w rezultacie nie spowodował nieodwracalnych zmian reputacyjnych dla banku. Oczywiście, jak w przypadku większości takich afer, skutki konsekwencji niekompetencji pracownika mogły być znacznie oddalone w czasie, ale na pewno nie doszło do trwałego zniszczenia zaufania wobec niemieckiego Krezusa. Ludzie przestali mówić o tej wpadce, a media w prasie czy telewizji zajęły się dziesiątkami innych skandali czy opisem romansów gwiazd. Wiktoria z niejakim cynizmem pomyślała, że w tej akurat sprawie dla zysku to dobrze że społeczeństwo jest w taki sposób ogłupiane skoro ważniejsze wydaje się mediom być zamieszczenie artykułu na temat nowej kochanki jakiegoś aktora-playboya a nie bieżąca sytuacja makroekonomiczna kraju. Ale to może dlatego jej ojczyzna była krajem populistycznych polityków i ofiarą wyświechtanych frazesów czy haseł. I wciąż wiele w niej było do poprawy.
Zdając sobie sprawę ze swoich głupich myśli wywróciła oczami odkładając niepotrzebne już analizy w kąt. Potem spojrzała w stronę swojego dawnego biura, gdzie teraz rządy sprawowała Zosia. A że miała akurat otwarte drzwi, w łatwy sposób mogła ją obserwować. Westchnęła ciężko przygryzając lekko dolną wargę. Minęło już osiem dni odkąd Arek poznał prawdę i rozmówił się z Pieguskiem. I wyglądało na to, że od tamtej pory nie zamienili ze sobą ani słowa. Nawet w kwestiach zawodowych teraz znając prawdę kontaktował się bezpośrednio z nią wiedząc, iż to ona była jego szefową. Na dodatek z wiarygodnych źródeł (czytaj: podsłuchała w bufecie od jednej ze starszych kadrowych), dowiedziała się że Żyliński chce złożyć wypowiedzenie. Nie wyglądało to najlepiej. Tym bardziej, że sama Zosia nie chciała poruszać tematu swojej rozmowy z byłym chłopakiem: odkąd spotkały się w zeszły poniedziałek w pracy po tej feralnej sobocie ani jej nie oskarżyła mając pretensję, ani też jej nie podziękowała. Zupełnie jakby to nie miała dla niej żadnego znaczenia. A przecież miało. Czemu więc była taka głupia by przejmować się jakąś dumą? Ona sama przecież nigdy nie zrezygnowała by z faceta z tak głupiego powodu! Gdyby- oczywiście- choć trochę jej na nim zależało. Na przykład Ksawery: podobało jej się flirtowanie z nim i chciała iść do łóżka, dlatego…No właśnie: dlatego nie robiła nic. Bo wciąż miała ciało Zosi. I nie chciała w ten sposób jej karać. Tyle, że minęło już wiele miesięcy odkąd uprawiała seks. Poza tym Piegusek sam pozwolił jej na to by żyła tak jakby posiadała to ciało od urodzenia. Ona miała zresztą robić to samo. Tyle tylko czy to oznaczało również właśnie tę sferę życia? Zośka o tym nie myślała, dla niej nie było to nic ważnego, ale dla Wiktorii… ona lubiła seks. Nawet jeśli podczas ostatniej sesji ta idiotka psycholoszka usiłowała jej delikatnie sugerować, że jej rozwiązła natura może być wynikiem spustoszeń jaką wywołały w niej okoliczności pierwszego zbliżenia.
„Proszę nie zrozumieć mnie źle- mówiła- ale osoby które wcześniej z kimś współżyły a potem zostały zgwałcone znacznie lepiej to znoszą. Oczywiście nie znaczy to, że jest to dla nich mniejsza trauma, skądże. Tyle tylko, że dla młodej dziewczyny, która nigdy nie miała pojęcia o tym aspekcie życia w praktyce, dodatkowo spacza jego pojmowanie okrutny dokonany na niej akt. Ona nie wie jak powinna wyglądać fizyczna miłość, nie potrafi odnaleźć w niej czułości ani dostrzec głębi. Często bywa tak, że stosunki są dla niej tylko i wyłącznie formą czerpania z nich fizycznej przyjemności, nie potrafią pojmować ich głębiej. Rozumie pani co mam na myśli?”
Oczywiście, że Wiktoria rozumiała, ale nie zamierzała przyznać jej racji. Od jej gwałtu minęło ponad dziesięć lat: nie była więc przerażoną dziewiętnastolatką. Zdążyła już swoje przeżyć i przecierpieć. Teraz wspomnienia nie wywoływały u niej aż takiego bólu jak kiedyś gdy nawet nie była w stanie o tym mówić nawet do siebie samej. No i była dorosłą dojrzałą kobietą. Zresztą, co złego było w tak pragmatycznym podejściu do sprawy? Czy miała udawać, że wierzy w dwie połówki, miłość od pierwszego wejrzenia i tego typu bzdury by stać się „normalną” kobietą? No i co to właściwie znaczyło? Czy ona była pierwszą kobietą sukcesu, która nie zawracała sobie głowy związkami?
Tyle, że pani nigdy nie była w żadnym związku. Odezwał się jakiś głosik w jej głowie przybierając głos wkurzającej psycholożki jakby celowo ją irytując.
No i co z tego, odpowiedziała mu. To przecież nie znaczy, że winę za tą sytuację ponosi Damian Adamczyk i gwałt. Choć może przyjemniej dla niej byłoby przyjąć taką przyczynę. Dzięki temu nie musiałaby zwalać winy na swój cynizm czy podejście do życia- przecież nie była winna gwałtowi, prawda? Więc wina nie leży w niej. Jakież to proste. I jeszcze bardziej wygodne. Wiktoria parsknęła pod nosem: po kiego licho ona jeszcze chodziła na te spotkania skoro niewiele jej dawały? W końcu czego mogła oczekiwać od kobiety która uważała, że nawet fakt, iż czy będąc niemowlęciem wybierało się w piaskownicy łopatkę czy kubełek decydował o seksualności człowieka…Westchnęła ciężko. Nie, to głupota o tym myśleć. Zamiast tego powinna iść do Zosi i w końcu się odważyć na to by zadać jej nurtujące ją pytanie. Bo chciała się w końcu umówić z Ksawerym. Guzik ją obchodziło czyje ciało będzie miała kochając się z nim: w końcu przecież to ona będzie odczuwać przyjemność nie Zośka.
- Sory, masz chwilkę? Chciałem z tobą pogadać.- Zatopiona we własnych myślach nawet nie spostrzegła, że do jej biurka podszedł Arek. Posłała mu zawodowy uśmiech.
- Jasne. Mam iść do ciebie?
- Nie, wolałbym pogadać w bufecie. O ile jeszcze nie byłaś na lunchu.
- Nie, dopiero po dwunastej…ale mogę iść. Chodzi o sprawy zawodowe czy prywatne?
- Obie.
- Okej. Jesteś pewny, że nie chcesz rozmawiać o tym z Zosią?- Pierwszą reakcją na jej pytanie było lekkie zaciśnięcie warg. Wiele mówiło.
- Nie.- Odparł jej jednocześnie zerkając w bok, w stronę uchylonych drzwi. Wiktoria też odruchowo tam zerknęła i zauważyła, że spojrzenie Arka niejako przyciągnęło wzrok Zosi. Patrzyli na siebie bez słowa jakieś trzy sekundy; dopiero potem jednocześnie odwrócili wzrok. Wiktoria walczyła z chęcią klaśnięcia w dłonie. Zawsze uważała, że takie teatralne gesty mogą występować tylko w filmach, ale najwyraźniej scenarzyści w tym przypadku inspirowali się prawdziwym życiem.- To co, jesteś wolna już teraz?
- Jasne.
Tak jak się spodziewała, rozmowa dotyczyła kwestii planowanego przez niego wypowiedzenia. Chciał ją prosić, by zgodnie z wymaganiami skrócono mu ten okres do jak najmniejszej ilości dni zamiast dwóch miesięcy. Wiktoria oczywiście zgodziła się- pod warunkiem znalezienia na jego miejsce odpowiedniej kandydatki-, ale wyraziła przy tym swoje negatywne zdanie. No bo więcej niż oczywistą przyczyną tej decyzji była Zosia, ale czy to co między nimi zaszło wymagało aż tak drastycznych kroków? A może było tylko celową zagrywką by pokazać drugiej stronie, że nic już dla niej nie znaczy? Szymborska obstawiała raczej to drugie. Tyle, że jakoś nie mogła wyperswadować tego Arkowi: zgodziła się zatem aby jeszcze w tym tygodniu któregoś dnia po pracy spędziła z nim kilka godzin podczas których dokładnie uporządkuje swoje zadania i projekty tłumacząc jej co i ja.
Jeśli chodzi o sprawy prywatne…to cóż, ich rozmowa właściwie ograniczyła się do jego monologu w którym przepraszał ją za swoje zachowanie, za to że męczył ją swoim towarzystwem sądząc że jest Zosią i za to, że używał przezwiska Cruella. Rozśmieszyło ją zwłaszcza to ostatnie:
- Spokojnie, Zośka wcześniej mnie już o tym poinformowała. Ale szczerze mówiąc teraz nie odbieram tego jakoś tak bardzo negatywnie. Chcąc piastować swoje stanowisko muszę być twarda i niepobłażliwa często zachowując się jak prawdziwa sucz, ale gdybym tego nie robiła wszyscy weszliby mi na głowę.
- No tak.- Zgodził się Arkadiusz, ale musiał zrobić jakąś dziwną minę, bo Wiktoria natychmiast to zauważyła.
- O co chodzi?
- O nic, tylko…po prostu wydajesz mi się być bardziej otwarta niż przed wypadkiem. I mimo tego co wcześniej powiedziałaś, mniej krytyczna.
- Chyba tak, też zauważyłam że złagodniałam.
- Aż tak bym tego nie nazwał, ale…- Nie dokończył i oboje uśmiechnęli się do siebie patrząc w oczy. Potem, już poważniejąc Wiktoria powiedziała:
- To wina albo zasługa Zosi. Dzięki niej sporo zrozumiałam i trochę sobie poukładałam. A wy? Chyba ostatnia rozmowa nie poszła wam najlepiej, co?
- Skoro jesteś z nią tak blisko to chyba wiesz.
- Nie, właśnie nie wiem. Nie wspominała mi o tym nawet gdy to sugerowałam. Było aż tak źle?
- Przeciwnie: obydwoje wyrzuciliśmy z siebie swoje żale i prawdę, zostawiliśmy przeszłość za sobą.
- Mówisz o tym tak chłodno. A przecież jeszcze kilka dni temu…
-…kilka dni temu nie sądziłem, że Zosia może się aż tak zmienić. I nie chodzi mi tu o wygląd zewnętrzny.
- Więc to nie stanowiłoby dla ciebie problemu?
- Nie skąd, ja…- Nagle dotarło do niego to o co właściwie pytała. I zrozumiał, że jednak nie do końca mówi prawdę. Bo mimo wszystko trudno byłoby mu się przełamać i przeprogramować na nową twarz Zosi. Bo gdyby wcześniej na przykład nie znał ich obu tylko właśnie ją…ale tak, nie mógł po prostu powiedzieć sobie: aha, one po prostu zamieniły się ciałami; to wciąż jest moja ukochana tyle że z innym ciałem. Przecież wciąż pragnął jej prawdziwego ciała, wciąż pociągała go siedząca obok niego kobieta nawet jeśli wiedział że jest Wiktorią. Jak mógłby więc teraz tak po prostu sypiać z Zosią wyglądającą jak Szymborska? Chyba nie umiał sobie z tym poradzić. Był w tym pewien rodzaj egoizmu, ale taka była prawda.
- Twoje zawahanie się mówi samo za siebie. Ale nie odbieram tego negatywnie, rozumiem cię. Myślę, że jeszcze miałeś mało czasu na przetrawienie tego wszystkiego, na dodatek Zośka też cię zraniła. Tyle, że moim zdaniem nie powinieneś się poddawać.
- Nie, między nami już koniec.
- Posłuchaj, nie zachowuj się jak ona widząc wszystko czarnym albo białym. Też jest skołowana: wciąż cię kocha, ale nie może w siebie uwierzyć. Poza tym ma do tego powód.
- Jaki niby powód?
- Coś w jej przeszłości sprawiło, że bardzo trudno jej teraz zaufać mężczyźnie. Ale nie chcę wchodzić w szczegóły: powiedziała mi to w sekrecie. Dość powiedzieć, że nie miała szczęścia w pierwszym związku i poważnie się sparzyła. Dlatego łatwiej było jej uwierzyć, że ty możesz robić to samo. No i weź pod uwagę, że ona też zmaga się z demonami nowego życia.
- Słuchaj, naprawdę dziękuję ci za twoją opinię, ale my z Zosią jesteśmy dorośli i zakończyliśmy swoje sprawy.
- Dorośli nie zachowują się jak dzieci.
- Z całym szacunkiem, ale wciąż jesteś tak samo irytująca. W tym akurat twój charakter się nie poprawił.- Mówiąc to Arek wstał od stołu kierując się do wyjścia z bufetu. Zdążył jeszcze tylko usłyszeć odpowiedź Wiktorii:
- Dzięki za komplement.- Przez co uśmiechnął się pod nosem. To było niesamowite jak obie zmieniły się dzięki zamianie ciał, jak każda z nich na swój sposób dojrzała, a przede wszystkim to, że jakimś cudem się zaprzyjaźniły. One tak, dwie różne osoby! W końcu Zosia nawet jemu, którego uważała za swojego wieloletniego przyjaciela (jeszcze zanim zaczęli być razem), nie powiedziała o swoich romansach. Ba, nigdy nawet nie padło imię Bartosza. Pomimo udawanej w obecności Cruelli obojętności targała nim prawdziwa ciekawość. I złość na mężczyznę, który mógł skrzywdzić Zosię. Dzięki temu może i lepiej ją zrozumiał, ale wciąż nie potrafił spojrzeć tak jak dawniej. Tak jak na prostoduszną dziewczynę, która nigdy nie brała nic dla siebie za to dawała tyle, ile mogła.

***
Jeszcze tego samego dnia pracy, Zosia umówiła się z Ksawerym, że wstąpi po swoje rzeczy. Arek też o tym wiedział (poprosiła Iksińskiego żeby go powiadomił), więc w zasadzie nie dziwiła się jego nieobecności. Ale tak było lepiej. Jeszcze w tamtym tygodniu podjęła decyzję o zwolnieniu pokoju w mieszkaniu które wynajmowała przez ostatnich kilka lat. W końcu tak czy owak nie mogła kiedykolwiek jeszcze mieszkać z Arkiem i Ksawerym. Na razie swoje dawne rzeczy składowała w salonie mieszkania Wiktorii. Jednak już niedługo chciała to zmienić. Obiecała jej, że do końca tego tygodnia zwolni jej mieszkanie tak by mogła znów w nim zamieszkać. Widząc jej reakcję wiedziała, ze dokonała dobrego wyboru. Nawet jeśli ona sama w związku z tym już nie długo nie miała gdzie się podziać.
Entuzjastycznie nastawiona Szymborska zaofiarowała się nawet do pomocy przy przenoszeniu jej rzeczy: miała w końcu samochód niezbędny do transportu. Początkowo Zosia nie chciała się na to zgodzić- w końcu Ksawery też miał samochód-, ale zrozumiawszy iż tak naprawdę Wiktoria szuka tylko wymówki do spotkania z nim zgodziła się. I teraz słysząc dochodzący z kuchni śmiech podczas gdy ona żegnała się ze swoim dawnym pokojem wiedziała, że dokonała słusznego wyboru. Tych dwoje ewidentnie miało się ku sobie: niestety czuła, że każde z niewłaściwych powodów. Ksawery widział tylko ciało kobiety, którą jest zauroczony i którą kocha co przecież wyznał jej nie raz. Starał się jakby zapominać, że teraz posiada je zupełnie inna kobieta. Z kolei Wiktoria widziała w nim tylko fascynującego faceta dobrego co prawda do łóżka, ale nie nadającego się na związek. Chciała po prostu się z nim przespać. I konsekwentnie dążyła do tego celu. Dziewczyna ciężko westchnęła. To nie powinno jej już obchodzić. Postanowiła przecież pogodzić się ze swoją stratą, z tym że na zawsze utknęła w ciele Szymborskiej, że teraz to ono jest jej zewnętrzną powłoką. Interesy prawdziwej Wiktorii nie powinny jej już obchodzić. Dlatego gdy już wróciły do jej mieszkania wnosząc ciężkie pudła, Zosia zatrzymała swoją dawną szefową.
- Zaczekaj, muszę ci jeszcze coś powiedzieć.
- Tak?
- Ja… - Zawahała się, bo każda komórka jej ciała protestowała nie dając sobie przetłumaczyć, ze już nie ma do tego prawa. Dlatego zanim stchórzy wypaliła z grubej rury-…to znaczy jeśli chcesz z kimś sypiać, to zrób to. Wiem, że nasza zamiana trwa już 4,5 miesiąca i możesz mieć swoje, hm kobiece potrzeby. Dlatego to akceptuje. Obiecałyśmy sobie pogodzić się z tym co nas spotkało, więc niech tak będzie. Mówię to tylko po to żeby była jasność: w tej sferze życia też powinnyśmy żyć pojedynczo, żadna nie powinna ingerować w decyzje drugiej.
- Czekaj: pozwalasz mi się pieprzyć z Ksawerym?
- Nie powiedziałabym tego w tak beznamiętny sposób, ale…tak. Ogólnie rzecz biorąc o to mi chodziło.- Potwierdziła choć w głowie czuła gwałtowny sprzeciw.- Tylko jeśli to się już stanie, to nie chcę o tym wiedzieć, rozumiesz?- Co jeśli Wiki zaszłaby w ciąże z Iksińskim? Albo z jakimś innym facetem a wtedy jakiś cudem wróciłyby do swoich ciał? Jak miałyby niby układać swoje życie, kto byłby matką dziecka, jak wytłumaczyłyby to jego ojcu? Nie wspominając o kwestiach formalnych…Nie, dość już gdybania: to nic nie daje tak jak mówiła Wiktoria. I miała również rację w czymś innym: miała inne ciało, nie powinna więc chcieć władać drugim. Bo najprawdopodobniej to właśnie w tym ciele się zestarzeje.
- Jasne.
- Aha, i jeszcze jedno. Jeśli to ma być Ksawery to nie chcę zabrzmieć na zadufaną w sobie, ale on najpewniej jeśli zgodzi się na to byście…byście w ten sposób zbliżyli się do siebie to najprawdopodobniej zrobi to tylko dlatego, że masz moje ciało.
- I co z tego?- Prychnęła Wiktoria jakby to nie miało żadnego znaczenia.
- Tak tylko mówię.- Wycofała się szybko Zosia orientując się, że jej obawy były słuszne. Wiktoria nie traktowała swojego potencjalnego romansu poważnie. Także jeśli Ksawery się na to zgodzi to…no cóż. Jego problem.
- Jej, spokojnie: chyba nie myślisz że się w nim zakochałam albo coś w ten deseń?
- No chyba nie.
- Super. Jeszcze tego by brakowało żebyś…ale nieważne. W każdym razie dzięki. I to działa w obie strony.
- Super.- Mrugnęła byleby tylko coś powiedzieć.- W takim razie dobranoc. I jeszcze raz dziękuję za pomoc przy przenoszeniu rzeczy.
- Drobiazg. Do zobaczenia jutro w pracy.
- Tak.
Nazajutrz Zosia planowała spotkanie z od kilku tygodni nie widzianą siostrą, ale zanim do tego doszło w pracy spotkała ją niemiła wizyta. Była bowiem umówiona na spotkanie z nowym klientem, który starał się o kredyt- mężczyzną w średnim wieku który prowadził firmę budowlaną. Niestety branża przeżywała teraz poważny kryzys: wiele pomniejszych przedsiębiorstw tego typu poupadało i raczej nikt nie pokusiłby się o wspieranie tych podmiotów w takiej sytuacji ekonomicznej. I choć sprawa była w zasadzie przegrana Zosia postanowiła dać szansę panu Eugeniuszowi Królikowskiemu.
Tyle, że pan Królikowski się nie zjawił a zamiast niego przyszedł nie kto inny jak Bartosz Krawczyk: ten sam chłopak który zabawił się nią w liceum. I przez którego chciała się zabić. Szantażysta i podły zwyrodnialec, który sprawił że czuła się brzydka, nic nie warta i brudna. Teraz był jednak starszy, bardziej powściągliwy. I choć wciąż był bardzo przystojny Zosia nie mogła pozbyć się złośliwej myśli, że widocznie lata młodości spędzone na hulance dały mu się we znaki. Patrzyła więc na jego zmarszczki w kącikach ust, lekko zaokrągloną talię (albo mówiąc wprost początki piwnego brzuszka) oraz trochę cofniętą linię włosów. A facet nie miał jeszcze trzydziestki. Jak więc będzie wyglądał za dziesięć, piętnaście lat?
- Przeprasza, chyba się pani zamyśliła…- Zwrócił się nagle do niej przerywając swoją prezentację z czarującym uśmiechem. A więc wciąż nie zatracił swoich zdolności, pomyślała.
- Nie, po prostu nie rozumiem…umawiałam się chyba z panem Królikowskim?- Zająknęła się przeklinając swój sentymentalizm. Powinna przecież wziąć się w garść a nie zmieniać w żałosną nastolatkę jaką była kiedyś. I nie skrzeczeć jąkając się jak zastraszone zwierzątko. Tym bardziej, że ten głupek najwyraźniej uważał że wpatruje się w niego, bo ją sobą zainteresował.-Nie rozumiem, czemu nie zjawił się na spotkanie osobiście.
- Mój wuj musiał pilnie zjawić się na jakiejś budowie w związku ze sprawą niecierpiącą zwłoki. Dlatego upoważnił mnie do przyjścia tutaj.- Jakby na potwierdzenie położył przed nią świstek papieru będący najpewniej właśnie pełnomocnictwem. Zosia jednak nie mogła skupić się na przeczytaniu go a przede wszystkim zrozumieniu, bo w głowie wciąż jej szumiało od natłoku wspomnień. Przypomniała sobie ile złego wyrządził jej ten stojący teraz przed nią mężczyzna, ile łez przez niego wylała i jak bardzo nic nie warta się czuła. A teraz on tak po prostu patrzy na nią nie wiedząc, że jest jego ofiarą. I że teraz role się odwróciły.
Gdy ta myśl przyszła jej do głowy, zaczęła rozważać zemstę. Myślała o tym jak mogłaby go upokorzyć, gdzie uderzyć by zabolało jak najmocniej. Oczywistym rozwiązaniem była naturalnie odmowa udzielenia kredytu, ale to nie była jego firma. Ucierpiałby na tym jego wuj. Powinna więc podejść do sprawy obiektywnie, a przynajmniej na tyle na ile jest to możliwe. Ale zemsta na nim…to byłoby przecież możliwe. Musiałaby tylko trochę go poznać i zaplanować parę rzeczy. Nie wiedziała tylko czy ma żonę albo dziewczynę, czy jego ojciec wciąż jest vicedyrektorem w liceum do którego oboje chodzili czy też nie. Albo czy nie mogłaby mu jakoś zaszkodzić na polu zawodowym. On sam dał jej sposobność do tego gdy pod koniec spotkania zaczął obsypywać ją komplementami. Zosia wiedziała, że to było skrajnie nieprofesjonalne zachowanie, ale najwyraźniej jej zachowanie utwierdziło go w przekonaniu, że ona jest nim zainteresowana. Aż w końcu zaproponował spotkanie.
Nic nie mogło ucieszyć ją bardziej. W głowie kiełkowały jej pomysły na zniszczenie go: rozkochanie go w sobie i porzucenie gdy wyda na nią wiele pieniędzy; albo umówienie się w hotelu na cichą schadzkę podczas gdy wyrzuci go z niego w samej bieliźnie albo bez. Zwodzenie w sprawie kredytu dla wuja…Cholera, miała całą masę możliwości i…
Nagle potrząsnęła głową patrząc mu prosto w oczy. Mężczyźnie egoistycznemu i zakłamanemu, który- jak wskazywało na to jego dzisiejsze zachowanie- niewiele musiał różnić się od tego chłopca którym był w liceum. Przez którego cierpiała, ale i wiele się dzięki temu o sobie nauczyła. I w ciągu ułamku sekundy zrozumiała, że nawet na to nie zasługuje. Tak, nie był wart by zawracała sobie głowę jakąkolwiek zemstą; nie był wart żadnej jej myśli ani tym bardziej spotkania. Dla niej był w tej chwili żałosnym nieodpowiedzialnym sukinsynem, który mało co nie złamał jej życia. Ale koniec końców tego nie zrobił. Nie zasługiwał więc nawet na jej nienawiść. I rzeczywiście poczuła, że nie darzy go tym uczuciem. Zobojętniał jej tak bardzo, ze prawie nie czuła do niego pogardy. Prawie.
- Przykro mi, ale mam bardzo napięty grafik.- Odparła mu więc chłodnym i wyniosłym tonem jakiego jak jej się zdawało często używała kiedyś Wiktoria.- Nie mam czasu na żadne spotkania.
- Ach rozumiem, tak czarująca kobieta jak pani…
- Poza tym będę szczera: istnieją nikłe przesłanki do udzielenia kredytu firmie pana Królikowskiego: w tej chwili cała branża budowlana nie jest dla żadnego banku dobrą inwestycją.
- Rozumiem, ale tak jak mówiłem podczas prezentacji…
- Wszystko pamiętam: nie musi pan o niczym przypominać. Skontaktuję się z panem Królikowskim by jeszcze raz omówić sytuację finansową i perspektywy modernizacji jego firmy. Bo z całym szacunkiem, ale przysyłanie tu kogoś takiego jak pan w zastępstwie nie było zbyt profesjonalnym zagraniem.- Zosia pozwoliła sobie na lekko złośliwość.- Do widzenia.
- Do widzenia.- Bartek wciąż przyjaźnie się uśmiechając, wycofał się w stronę drzwi. Dziewczyna jednak widziała, ile go to kosztowało. I dobrze. Dopiero gdy wyszedł, zauważyła że nie zabrał ze sobą jakieś teczki. Może nie było to nic ważnego, ale uznała że powinna mu ją oddać.
Właśnie dlatego stała się świadkiem sceny, w której Bartek zauważył zmierzającą właśnie do swojego biurka Wiktorię. Oczywiście on sądził iż jest Zofią Niemcewicz, którą kiedyś paskudnie potraktował, dlatego wpatrywał się w nią z dużym natężeniem. Ona z kolei wzięła do rąk jakiś formularz jednocześnie wykręcając drugą ręką numer telefonu. Widząc jednak namolnie wpatrującego się w nią gościa, przerwała wykonywaną czynność.
- Mogę w czymś pomóc?- Zwróciła się do niego uprzejmie. Zosia już chciała interweniować, ale była jak sparaliżowana.
- Nie, ja tylko…Boże tyle lat…to ty Zosia?
- Eee, chyba tak. A o co chodzi?
- Jak to? Nie pamiętasz mnie?
- Prawdę mówiąc to nie. A teraz przepraszam, ale mam do wykonania pilny telefon.- Słysząc to Zosia zrozumiała, że wcale nie musi interweniować. I że nieświadomie Wiktoria dostarczyła Bartkowi największej kary uderzając w jego ego. Po jego twarzy poznała, że wyraźnie się speszył i wręcz zdenerwował gdy okazało się iż jego ofiara go nie pamięta; ale Wiktoria wypowiedziała swoje słowa z tak wielką autentycznością, że nie mógł wątpić w szczerość jej słów. Poza tym chyba dotarło do niego, że byłoby dla niego lepiej gdyby tak pozostało, więc bez słowa zwłoki się zmył. Wtedy Zosia wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Jowita i Wiktoria popatrzyły na siebie.
- A tobie co?
- Nic.- Odparła wciąż nie przestając się śmiać.- Wiesz kto to był?
- Nie mam pojęcia, chociaż chyba cię znał….czekaj, tylko mi nie mów że źle zrobiłam spławiając go.
- Och nie, wręcz przeciwnie. To był Bartek Krawczyk.
- Ten…? Sukinsyn, trzeba było powiedzieć mi to parę minut temu. Już ja bym dała mu do wiwatu…
- I tak mu dałaś. Dziękuję.- Nie mogąc opanować radości Zosia podeszła do Szymborskiej i szybko ją objęła. Ona jednak, najwyraźniej speszona obecnością Jowity wyrwała się z jej objęć mrucząc coś pod nosem.- Właśnie uwolniłaś mnie od demonów przeszłości.
- Wiktoria ma rację: trzeba go dogonić i mu nawsadzać.- Wyraziła swoje zdanie Jowita.
- Zgadzam się z nią po raz pierwszy w życiu.- Poparła ją Wiktoria.- Takich frajerów trzeba karać.

- On już dla mnie nic nie znaczy, jest nikim. 

7 komentarzy:

  1. Za krótko zdecydowanie mam nadzieje na szybką kolejną część genialne opowiadanie jesteś najlepsza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak jakoś wyszło ze nie znalazlam czasu napisać więcej. Ale postaram sie zeby nastepna część standardowo byla przynajmniej 2 razy dłuższa 😊

      Usuń
  2. Oczywiście mam nadzieję że nie odebrałaś tego jako krytykę. Ja absolutnie cieszyłaby się nawet z kilku zdań ale dobrego nigdy za wiele. Dzięki i powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jasne że nie. A jeśli moje odpowiedzi wydają się buć chłodne albo beznamiętne to tylko dlatego że jestem zmęczona. Dlatego też proszę zebys ty (ani nikt inny) nie odbierała tego niewłaściwie w drugą stronę. Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Nie, jasne że nie. A jeśli moje odpowiedzi wydają się buć chłodne albo beznamiętne to tylko dlatego że jestem zmęczona. Dlatego też proszę zebys ty (ani nikt inny) nie odbierała tego niewłaściwie w drugą stronę. Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Jestem ciekawa czy wróca do swoich ciał.
    Jak myślicie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinny po przejściu takiej terapii

      Usuń