DZIEWIĘTNAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
Ostatni
tydzień minął pracownikom Krezus Banku niezwykle szybko i zakończył się
pozytywnym akcentem: incydent z Karolem okazał się być nic nie znaczącym
odchyleniem się od trendu i w rezultacie nie spowodował nieodwracalnych zmian
reputacyjnych dla banku. Oczywiście, jak w przypadku większości takich afer,
skutki konsekwencji niekompetencji pracownika mogły być znacznie oddalone w
czasie, ale na pewno nie doszło do trwałego zniszczenia zaufania wobec
niemieckiego Krezusa. Ludzie przestali mówić o tej wpadce, a media w prasie czy
telewizji zajęły się dziesiątkami innych skandali czy opisem romansów gwiazd.
Wiktoria z niejakim cynizmem pomyślała, że w tej akurat sprawie dla zysku to
dobrze że społeczeństwo jest w taki sposób ogłupiane skoro ważniejsze wydaje
się mediom być zamieszczenie artykułu na temat nowej kochanki jakiegoś
aktora-playboya a nie bieżąca sytuacja makroekonomiczna kraju. Ale to może
dlatego jej ojczyzna była krajem populistycznych polityków i ofiarą
wyświechtanych frazesów czy haseł. I wciąż wiele w niej było do poprawy.
Zdając
sobie sprawę ze swoich głupich myśli wywróciła oczami odkładając niepotrzebne
już analizy w kąt. Potem spojrzała w stronę swojego dawnego biura, gdzie teraz
rządy sprawowała Zosia. A że miała akurat otwarte drzwi, w łatwy sposób mogła
ją obserwować. Westchnęła ciężko przygryzając lekko dolną wargę. Minęło już
osiem dni odkąd Arek poznał prawdę i rozmówił się z Pieguskiem. I wyglądało na
to, że od tamtej pory nie zamienili ze sobą ani słowa. Nawet w kwestiach
zawodowych teraz znając prawdę kontaktował się bezpośrednio z nią wiedząc, iż
to ona była jego szefową. Na dodatek z wiarygodnych źródeł (czytaj: podsłuchała
w bufecie od jednej ze starszych kadrowych), dowiedziała się że Żyliński chce
złożyć wypowiedzenie. Nie wyglądało to najlepiej. Tym bardziej, że sama Zosia
nie chciała poruszać tematu swojej rozmowy z byłym chłopakiem: odkąd spotkały
się w zeszły poniedziałek w pracy po tej feralnej sobocie ani jej nie oskarżyła
mając pretensję, ani też jej nie podziękowała. Zupełnie jakby to nie miała dla
niej żadnego znaczenia. A przecież miało. Czemu więc była taka głupia by
przejmować się jakąś dumą? Ona sama przecież nigdy nie zrezygnowała by z faceta
z tak głupiego powodu! Gdyby- oczywiście- choć trochę jej na nim zależało. Na
przykład Ksawery: podobało jej się flirtowanie z nim i chciała iść do łóżka,
dlatego…No właśnie: dlatego nie robiła nic. Bo wciąż miała ciało Zosi. I nie
chciała w ten sposób jej karać. Tyle, że minęło już wiele miesięcy odkąd
uprawiała seks. Poza tym Piegusek sam pozwolił jej na to by żyła tak jakby
posiadała to ciało od urodzenia. Ona miała zresztą robić to samo. Tyle tylko
czy to oznaczało również właśnie tę sferę życia? Zośka o tym nie myślała, dla
niej nie było to nic ważnego, ale dla Wiktorii… ona lubiła seks. Nawet jeśli
podczas ostatniej sesji ta idiotka psycholoszka usiłowała jej delikatnie
sugerować, że jej rozwiązła natura może być wynikiem spustoszeń jaką wywołały w
niej okoliczności pierwszego zbliżenia.
„Proszę
nie zrozumieć mnie źle- mówiła- ale osoby które wcześniej z kimś współżyły a
potem zostały zgwałcone znacznie lepiej to znoszą. Oczywiście nie znaczy to, że
jest to dla nich mniejsza trauma, skądże. Tyle tylko, że dla młodej dziewczyny,
która nigdy nie miała pojęcia o tym aspekcie życia w praktyce, dodatkowo spacza
jego pojmowanie okrutny dokonany na niej akt. Ona nie wie jak powinna wyglądać
fizyczna miłość, nie potrafi odnaleźć w niej czułości ani dostrzec głębi.
Często bywa tak, że stosunki są dla niej tylko i wyłącznie formą czerpania z
nich fizycznej przyjemności, nie potrafią pojmować ich głębiej. Rozumie pani co
mam na myśli?”
Oczywiście,
że Wiktoria rozumiała, ale nie zamierzała przyznać jej racji. Od jej gwałtu
minęło ponad dziesięć lat: nie była więc przerażoną dziewiętnastolatką. Zdążyła
już swoje przeżyć i przecierpieć. Teraz wspomnienia nie wywoływały u niej aż
takiego bólu jak kiedyś gdy nawet nie była w stanie o tym mówić nawet do siebie
samej. No i była dorosłą dojrzałą kobietą. Zresztą, co złego było w tak
pragmatycznym podejściu do sprawy? Czy miała udawać, że wierzy w dwie połówki,
miłość od pierwszego wejrzenia i tego typu bzdury by stać się „normalną”
kobietą? No i co to właściwie znaczyło? Czy ona była pierwszą kobietą sukcesu,
która nie zawracała sobie głowy związkami?
Tyle, że pani nigdy nie
była w żadnym związku. Odezwał się jakiś głosik w jej głowie
przybierając głos wkurzającej psycholożki jakby celowo ją irytując.
No
i co z tego, odpowiedziała mu. To przecież nie znaczy, że winę za tą sytuację
ponosi Damian Adamczyk i gwałt. Choć może przyjemniej dla niej byłoby przyjąć
taką przyczynę. Dzięki temu nie musiałaby zwalać winy na swój cynizm czy
podejście do życia- przecież nie była winna gwałtowi, prawda? Więc wina nie
leży w niej. Jakież to proste. I jeszcze bardziej wygodne. Wiktoria parsknęła pod
nosem: po kiego licho ona jeszcze chodziła na te spotkania skoro niewiele jej
dawały? W końcu czego mogła oczekiwać od kobiety która uważała, że nawet fakt,
iż czy będąc niemowlęciem wybierało się w piaskownicy łopatkę czy kubełek decydował
o seksualności człowieka…Westchnęła ciężko. Nie, to głupota o tym myśleć.
Zamiast tego powinna iść do Zosi i w końcu się odważyć na to by zadać jej
nurtujące ją pytanie. Bo chciała się w końcu umówić z Ksawerym. Guzik ją
obchodziło czyje ciało będzie miała kochając się z nim: w końcu przecież to ona
będzie odczuwać przyjemność nie Zośka.
-
Sory, masz chwilkę? Chciałem z tobą pogadać.- Zatopiona we własnych myślach
nawet nie spostrzegła, że do jej biurka podszedł Arek. Posłała mu zawodowy
uśmiech.
-
Jasne. Mam iść do ciebie?
- Nie, wolałbym pogadać w bufecie. O ile jeszcze nie byłaś na lunchu.
- Nie, wolałbym pogadać w bufecie. O ile jeszcze nie byłaś na lunchu.
-
Nie, dopiero po dwunastej…ale mogę iść. Chodzi o sprawy zawodowe czy prywatne?
- Obie.
- Obie.
-
Okej. Jesteś pewny, że nie chcesz rozmawiać o tym z Zosią?- Pierwszą reakcją na
jej pytanie było lekkie zaciśnięcie warg. Wiele mówiło.
-
Nie.- Odparł jej jednocześnie zerkając w bok, w stronę uchylonych drzwi.
Wiktoria też odruchowo tam zerknęła i zauważyła, że spojrzenie Arka niejako
przyciągnęło wzrok Zosi. Patrzyli na siebie bez słowa jakieś trzy sekundy;
dopiero potem jednocześnie odwrócili wzrok. Wiktoria walczyła z chęcią
klaśnięcia w dłonie. Zawsze uważała, że takie teatralne gesty mogą występować
tylko w filmach, ale najwyraźniej scenarzyści w tym przypadku inspirowali się
prawdziwym życiem.- To co, jesteś wolna już teraz?
-
Jasne.
Tak
jak się spodziewała, rozmowa dotyczyła kwestii planowanego przez niego
wypowiedzenia. Chciał ją prosić, by zgodnie z wymaganiami skrócono mu ten okres
do jak najmniejszej ilości dni zamiast dwóch miesięcy. Wiktoria oczywiście
zgodziła się- pod warunkiem znalezienia na jego miejsce odpowiedniej
kandydatki-, ale wyraziła przy tym swoje negatywne zdanie. No bo więcej niż
oczywistą przyczyną tej decyzji była Zosia, ale czy to co między nimi zaszło
wymagało aż tak drastycznych kroków? A może było tylko celową zagrywką by
pokazać drugiej stronie, że nic już dla niej nie znaczy? Szymborska obstawiała
raczej to drugie. Tyle, że jakoś nie mogła wyperswadować tego Arkowi: zgodziła
się zatem aby jeszcze w tym tygodniu któregoś dnia po pracy spędziła z nim
kilka godzin podczas których dokładnie uporządkuje swoje zadania i projekty
tłumacząc jej co i ja.
Jeśli
chodzi o sprawy prywatne…to cóż, ich rozmowa właściwie ograniczyła się do jego
monologu w którym przepraszał ją za swoje zachowanie, za to że męczył ją swoim
towarzystwem sądząc że jest Zosią i za to, że używał przezwiska Cruella.
Rozśmieszyło ją zwłaszcza to ostatnie:
-
Spokojnie, Zośka wcześniej mnie już o tym poinformowała. Ale szczerze mówiąc
teraz nie odbieram tego jakoś tak bardzo negatywnie. Chcąc piastować swoje
stanowisko muszę być twarda i niepobłażliwa często zachowując się jak prawdziwa
sucz, ale gdybym tego nie robiła wszyscy weszliby mi na głowę.
-
No tak.- Zgodził się Arkadiusz, ale musiał zrobić jakąś dziwną minę, bo
Wiktoria natychmiast to zauważyła.
-
O co chodzi?
- O nic, tylko…po prostu wydajesz mi się być bardziej otwarta niż przed wypadkiem. I mimo tego co wcześniej powiedziałaś, mniej krytyczna.
- O nic, tylko…po prostu wydajesz mi się być bardziej otwarta niż przed wypadkiem. I mimo tego co wcześniej powiedziałaś, mniej krytyczna.
-
Chyba tak, też zauważyłam że złagodniałam.
-
Aż tak bym tego nie nazwał, ale…- Nie dokończył i oboje uśmiechnęli się do
siebie patrząc w oczy. Potem, już poważniejąc Wiktoria powiedziała:
-
To wina albo zasługa Zosi. Dzięki niej sporo zrozumiałam i trochę sobie
poukładałam. A wy? Chyba ostatnia rozmowa nie poszła wam najlepiej, co?
-
Skoro jesteś z nią tak blisko to chyba wiesz.
-
Nie, właśnie nie wiem. Nie wspominała mi o tym nawet gdy to sugerowałam. Było
aż tak źle?
-
Przeciwnie: obydwoje wyrzuciliśmy z siebie swoje żale i prawdę, zostawiliśmy
przeszłość za sobą.
-
Mówisz o tym tak chłodno. A przecież jeszcze kilka dni temu…
-…kilka
dni temu nie sądziłem, że Zosia może się aż tak zmienić. I nie chodzi mi tu o
wygląd zewnętrzny.
-
Więc to nie stanowiłoby dla ciebie problemu?
-
Nie skąd, ja…- Nagle dotarło do niego to o co właściwie pytała. I zrozumiał, że
jednak nie do końca mówi prawdę. Bo mimo wszystko trudno byłoby mu się
przełamać i przeprogramować na nową twarz Zosi. Bo gdyby wcześniej na przykład
nie znał ich obu tylko właśnie ją…ale tak, nie mógł po prostu powiedzieć sobie:
aha, one po prostu zamieniły się ciałami; to wciąż jest moja ukochana tyle że z
innym ciałem. Przecież wciąż pragnął jej prawdziwego ciała, wciąż pociągała go
siedząca obok niego kobieta nawet jeśli wiedział że jest Wiktorią. Jak mógłby
więc teraz tak po prostu sypiać z Zosią wyglądającą jak Szymborska? Chyba nie
umiał sobie z tym poradzić. Był w tym pewien rodzaj egoizmu, ale taka była
prawda.
-
Twoje zawahanie się mówi samo za siebie. Ale nie odbieram tego negatywnie,
rozumiem cię. Myślę, że jeszcze miałeś mało czasu na przetrawienie tego
wszystkiego, na dodatek Zośka też cię zraniła. Tyle, że moim zdaniem nie
powinieneś się poddawać.
-
Nie, między nami już koniec.
-
Posłuchaj, nie zachowuj się jak ona widząc wszystko czarnym albo białym. Też jest
skołowana: wciąż cię kocha, ale nie może w siebie uwierzyć. Poza tym ma do tego
powód.
-
Jaki niby powód?
-
Coś w jej przeszłości sprawiło, że bardzo trudno jej teraz zaufać mężczyźnie.
Ale nie chcę wchodzić w szczegóły: powiedziała mi to w sekrecie. Dość
powiedzieć, że nie miała szczęścia w pierwszym związku i poważnie się sparzyła.
Dlatego łatwiej było jej uwierzyć, że ty możesz robić to samo. No i weź pod
uwagę, że ona też zmaga się z demonami nowego życia.
-
Słuchaj, naprawdę dziękuję ci za twoją opinię, ale my z Zosią jesteśmy dorośli
i zakończyliśmy swoje sprawy.
-
Dorośli nie zachowują się jak dzieci.
-
Z całym szacunkiem, ale wciąż jesteś tak samo irytująca. W tym akurat twój
charakter się nie poprawił.- Mówiąc to Arek wstał od stołu kierując się do
wyjścia z bufetu. Zdążył jeszcze tylko usłyszeć odpowiedź Wiktorii:
-
Dzięki za komplement.- Przez co uśmiechnął się pod nosem. To było niesamowite
jak obie zmieniły się dzięki zamianie ciał, jak każda z nich na swój sposób
dojrzała, a przede wszystkim to, że jakimś cudem się zaprzyjaźniły. One tak,
dwie różne osoby! W końcu Zosia nawet jemu, którego uważała za swojego
wieloletniego przyjaciela (jeszcze zanim zaczęli być razem), nie powiedziała o
swoich romansach. Ba, nigdy nawet nie padło imię Bartosza. Pomimo udawanej w
obecności Cruelli obojętności targała nim prawdziwa ciekawość. I złość na
mężczyznę, który mógł skrzywdzić Zosię. Dzięki temu może i lepiej ją zrozumiał,
ale wciąż nie potrafił spojrzeć tak jak dawniej. Tak jak na prostoduszną
dziewczynę, która nigdy nie brała nic dla siebie za to dawała tyle, ile mogła.
***
Jeszcze
tego samego dnia pracy, Zosia umówiła się z Ksawerym, że wstąpi po swoje
rzeczy. Arek też o tym wiedział (poprosiła Iksińskiego żeby go powiadomił), więc
w zasadzie nie dziwiła się jego nieobecności. Ale tak było lepiej. Jeszcze w
tamtym tygodniu podjęła decyzję o zwolnieniu pokoju w mieszkaniu które
wynajmowała przez ostatnich kilka lat. W końcu tak czy owak nie mogła
kiedykolwiek jeszcze mieszkać z Arkiem i Ksawerym. Na razie swoje dawne rzeczy
składowała w salonie mieszkania Wiktorii. Jednak już niedługo chciała to
zmienić. Obiecała jej, że do końca tego tygodnia zwolni jej mieszkanie tak by
mogła znów w nim zamieszkać. Widząc jej reakcję wiedziała, ze dokonała dobrego
wyboru. Nawet jeśli ona sama w związku z tym już nie długo nie miała gdzie się
podziać.
Entuzjastycznie
nastawiona Szymborska zaofiarowała się nawet do pomocy przy przenoszeniu jej
rzeczy: miała w końcu samochód niezbędny do transportu. Początkowo Zosia nie
chciała się na to zgodzić- w końcu Ksawery też miał samochód-, ale zrozumiawszy
iż tak naprawdę Wiktoria szuka tylko wymówki do spotkania z nim zgodziła się. I
teraz słysząc dochodzący z kuchni śmiech podczas gdy ona żegnała się ze swoim
dawnym pokojem wiedziała, że dokonała słusznego wyboru. Tych dwoje ewidentnie
miało się ku sobie: niestety czuła, że każde z niewłaściwych powodów. Ksawery
widział tylko ciało kobiety, którą jest zauroczony i którą kocha co przecież
wyznał jej nie raz. Starał się jakby zapominać, że teraz posiada je zupełnie
inna kobieta. Z kolei Wiktoria widziała w nim tylko fascynującego faceta
dobrego co prawda do łóżka, ale nie nadającego się na związek. Chciała po
prostu się z nim przespać. I konsekwentnie dążyła do tego celu. Dziewczyna
ciężko westchnęła. To nie powinno jej już obchodzić. Postanowiła przecież
pogodzić się ze swoją stratą, z tym że na zawsze utknęła w ciele Szymborskiej,
że teraz to ono jest jej zewnętrzną powłoką. Interesy prawdziwej Wiktorii nie powinny
jej już obchodzić. Dlatego gdy już wróciły do jej mieszkania wnosząc ciężkie
pudła, Zosia zatrzymała swoją dawną szefową.
-
Zaczekaj, muszę ci jeszcze coś powiedzieć.
-
Tak?
-
Ja… - Zawahała się, bo każda komórka jej ciała protestowała nie dając sobie
przetłumaczyć, ze już nie ma do tego prawa. Dlatego zanim stchórzy wypaliła z
grubej rury-…to znaczy jeśli chcesz z kimś sypiać, to zrób to. Wiem, że nasza
zamiana trwa już 4,5 miesiąca i możesz mieć swoje, hm kobiece potrzeby. Dlatego
to akceptuje. Obiecałyśmy sobie pogodzić się z tym co nas spotkało, więc niech
tak będzie. Mówię to tylko po to żeby była jasność: w tej sferze życia też
powinnyśmy żyć pojedynczo, żadna nie powinna ingerować w decyzje drugiej.
-
Czekaj: pozwalasz mi się pieprzyć z Ksawerym?
-
Nie powiedziałabym tego w tak beznamiętny sposób, ale…tak. Ogólnie rzecz biorąc
o to mi chodziło.- Potwierdziła choć w głowie czuła gwałtowny sprzeciw.- Tylko
jeśli to się już stanie, to nie chcę o tym wiedzieć, rozumiesz?- Co jeśli Wiki
zaszłaby w ciąże z Iksińskim? Albo z jakimś innym facetem a wtedy jakiś cudem
wróciłyby do swoich ciał? Jak miałyby niby układać swoje życie, kto byłby matką
dziecka, jak wytłumaczyłyby to jego ojcu? Nie wspominając o kwestiach
formalnych…Nie, dość już gdybania: to nic nie daje tak jak mówiła Wiktoria. I
miała również rację w czymś innym: miała inne ciało, nie powinna więc chcieć
władać drugim. Bo najprawdopodobniej to właśnie w tym ciele się zestarzeje.
-
Jasne.
-
Aha, i jeszcze jedno. Jeśli to ma być Ksawery to nie chcę zabrzmieć na zadufaną
w sobie, ale on najpewniej jeśli zgodzi się na to byście…byście w ten sposób
zbliżyli się do siebie to najprawdopodobniej zrobi to tylko dlatego, że masz
moje ciało.
-
I co z tego?- Prychnęła Wiktoria jakby to nie miało żadnego znaczenia.
-
Tak tylko mówię.- Wycofała się szybko Zosia orientując się, że jej obawy były
słuszne. Wiktoria nie traktowała swojego potencjalnego romansu poważnie. Także
jeśli Ksawery się na to zgodzi to…no cóż. Jego problem.
-
Jej, spokojnie: chyba nie myślisz że się w nim zakochałam albo coś w ten deseń?
-
No chyba nie.
-
Super. Jeszcze tego by brakowało żebyś…ale nieważne. W każdym razie dzięki. I
to działa w obie strony.
-
Super.- Mrugnęła byleby tylko coś powiedzieć.- W takim razie dobranoc. I
jeszcze raz dziękuję za pomoc przy przenoszeniu rzeczy.
-
Drobiazg. Do zobaczenia jutro w pracy.
-
Tak.
Nazajutrz
Zosia planowała spotkanie z od kilku tygodni nie widzianą siostrą, ale zanim do
tego doszło w pracy spotkała ją niemiła wizyta. Była bowiem umówiona na
spotkanie z nowym klientem, który starał się o kredyt- mężczyzną w średnim
wieku który prowadził firmę budowlaną. Niestety branża przeżywała teraz poważny
kryzys: wiele pomniejszych przedsiębiorstw tego typu poupadało i raczej nikt
nie pokusiłby się o wspieranie tych podmiotów w takiej sytuacji ekonomicznej. I
choć sprawa była w zasadzie przegrana Zosia postanowiła dać szansę panu
Eugeniuszowi Królikowskiemu.
Tyle,
że pan Królikowski się nie zjawił a zamiast niego przyszedł nie kto inny jak
Bartosz Krawczyk: ten sam chłopak który zabawił się nią w liceum. I przez
którego chciała się zabić. Szantażysta i podły zwyrodnialec, który sprawił że
czuła się brzydka, nic nie warta i brudna. Teraz był jednak starszy, bardziej
powściągliwy. I choć wciąż był bardzo przystojny Zosia nie mogła pozbyć się
złośliwej myśli, że widocznie lata młodości spędzone na hulance dały mu się we
znaki. Patrzyła więc na jego zmarszczki w kącikach ust, lekko zaokrągloną talię
(albo mówiąc wprost początki piwnego brzuszka) oraz trochę cofniętą linię
włosów. A facet nie miał jeszcze trzydziestki. Jak więc będzie wyglądał za
dziesięć, piętnaście lat?
-
Przeprasza, chyba się pani zamyśliła…- Zwrócił się nagle do niej przerywając
swoją prezentację z czarującym uśmiechem. A więc wciąż nie zatracił swoich
zdolności, pomyślała.
-
Nie, po prostu nie rozumiem…umawiałam się chyba z panem Królikowskim?-
Zająknęła się przeklinając swój sentymentalizm. Powinna przecież wziąć się w
garść a nie zmieniać w żałosną nastolatkę jaką była kiedyś. I nie skrzeczeć
jąkając się jak zastraszone zwierzątko. Tym bardziej, że ten głupek
najwyraźniej uważał że wpatruje się w niego, bo ją sobą zainteresował.-Nie
rozumiem, czemu nie zjawił się na spotkanie osobiście.
-
Mój wuj musiał pilnie zjawić się na jakiejś budowie w związku ze sprawą
niecierpiącą zwłoki. Dlatego upoważnił mnie do przyjścia tutaj.- Jakby na
potwierdzenie położył przed nią świstek papieru będący najpewniej właśnie
pełnomocnictwem. Zosia jednak nie mogła skupić się na przeczytaniu go a przede
wszystkim zrozumieniu, bo w głowie wciąż jej szumiało od natłoku wspomnień.
Przypomniała sobie ile złego wyrządził jej ten stojący teraz przed nią
mężczyzna, ile łez przez niego wylała i jak bardzo nic nie warta się czuła. A
teraz on tak po prostu patrzy na nią nie wiedząc, że jest jego ofiarą. I że
teraz role się odwróciły.
Gdy
ta myśl przyszła jej do głowy, zaczęła rozważać zemstę. Myślała o tym jak
mogłaby go upokorzyć, gdzie uderzyć by zabolało jak najmocniej. Oczywistym
rozwiązaniem była naturalnie odmowa udzielenia kredytu, ale to nie była jego
firma. Ucierpiałby na tym jego wuj. Powinna więc podejść do sprawy obiektywnie,
a przynajmniej na tyle na ile jest to możliwe. Ale zemsta na nim…to byłoby
przecież możliwe. Musiałaby tylko trochę go poznać i zaplanować parę rzeczy.
Nie wiedziała tylko czy ma żonę albo dziewczynę, czy jego ojciec wciąż jest
vicedyrektorem w liceum do którego oboje chodzili czy też nie. Albo czy nie
mogłaby mu jakoś zaszkodzić na polu zawodowym. On sam dał jej sposobność do
tego gdy pod koniec spotkania zaczął obsypywać ją komplementami. Zosia
wiedziała, że to było skrajnie nieprofesjonalne zachowanie, ale najwyraźniej
jej zachowanie utwierdziło go w przekonaniu, że ona jest nim zainteresowana. Aż
w końcu zaproponował spotkanie.
Nic
nie mogło ucieszyć ją bardziej. W głowie kiełkowały jej pomysły na zniszczenie
go: rozkochanie go w sobie i porzucenie gdy wyda na nią wiele pieniędzy; albo
umówienie się w hotelu na cichą schadzkę podczas gdy wyrzuci go z niego w samej
bieliźnie albo bez. Zwodzenie w sprawie kredytu dla wuja…Cholera, miała całą
masę możliwości i…
Nagle
potrząsnęła głową patrząc mu prosto w oczy. Mężczyźnie egoistycznemu i
zakłamanemu, który- jak wskazywało na to jego dzisiejsze zachowanie- niewiele musiał
różnić się od tego chłopca którym był w liceum. Przez którego cierpiała, ale i
wiele się dzięki temu o sobie nauczyła. I w ciągu ułamku sekundy zrozumiała, że
nawet na to nie zasługuje. Tak, nie był wart by zawracała sobie głowę
jakąkolwiek zemstą; nie był wart żadnej jej myśli ani tym bardziej spotkania.
Dla niej był w tej chwili żałosnym nieodpowiedzialnym sukinsynem, który mało co
nie złamał jej życia. Ale koniec końców tego nie zrobił. Nie zasługiwał więc
nawet na jej nienawiść. I rzeczywiście poczuła, że nie darzy go tym uczuciem.
Zobojętniał jej tak bardzo, ze prawie nie czuła do niego pogardy. Prawie.
-
Przykro mi, ale mam bardzo napięty grafik.- Odparła mu więc chłodnym i
wyniosłym tonem jakiego jak jej się zdawało często używała kiedyś Wiktoria.-
Nie mam czasu na żadne spotkania.
-
Ach rozumiem, tak czarująca kobieta jak pani…
-
Poza tym będę szczera: istnieją nikłe przesłanki do udzielenia kredytu firmie
pana Królikowskiego: w tej chwili cała branża budowlana nie jest dla żadnego
banku dobrą inwestycją.
-
Rozumiem, ale tak jak mówiłem podczas prezentacji…
-
Wszystko pamiętam: nie musi pan o niczym przypominać. Skontaktuję się z panem
Królikowskim by jeszcze raz omówić sytuację finansową i perspektywy
modernizacji jego firmy. Bo z całym szacunkiem, ale przysyłanie tu kogoś
takiego jak pan w zastępstwie nie było zbyt profesjonalnym zagraniem.- Zosia
pozwoliła sobie na lekko złośliwość.- Do widzenia.
-
Do widzenia.- Bartek wciąż przyjaźnie się uśmiechając, wycofał się w stronę
drzwi. Dziewczyna jednak widziała, ile go to kosztowało. I dobrze. Dopiero gdy
wyszedł, zauważyła że nie zabrał ze sobą jakieś teczki. Może nie było to nic
ważnego, ale uznała że powinna mu ją oddać.
Właśnie
dlatego stała się świadkiem sceny, w której Bartek zauważył zmierzającą właśnie
do swojego biurka Wiktorię. Oczywiście on sądził iż jest Zofią Niemcewicz,
którą kiedyś paskudnie potraktował, dlatego wpatrywał się w nią z dużym
natężeniem. Ona z kolei wzięła do rąk jakiś formularz jednocześnie wykręcając
drugą ręką numer telefonu. Widząc jednak namolnie wpatrującego się w nią
gościa, przerwała wykonywaną czynność.
-
Mogę w czymś pomóc?- Zwróciła się do niego uprzejmie. Zosia już chciała
interweniować, ale była jak sparaliżowana.
-
Nie, ja tylko…Boże tyle lat…to ty Zosia?
-
Eee, chyba tak. A o co chodzi?
- Jak to? Nie pamiętasz mnie?
- Jak to? Nie pamiętasz mnie?
-
Prawdę mówiąc to nie. A teraz przepraszam, ale mam do wykonania pilny telefon.-
Słysząc to Zosia zrozumiała, że wcale nie musi interweniować. I że nieświadomie
Wiktoria dostarczyła Bartkowi największej kary uderzając w jego ego. Po jego
twarzy poznała, że wyraźnie się speszył i wręcz zdenerwował gdy okazało się iż
jego ofiara go nie pamięta; ale Wiktoria wypowiedziała swoje słowa z tak wielką
autentycznością, że nie mógł wątpić w szczerość jej słów. Poza tym chyba
dotarło do niego, że byłoby dla niego lepiej gdyby tak pozostało, więc bez
słowa zwłoki się zmył. Wtedy Zosia wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Jowita i
Wiktoria popatrzyły na siebie.
-
A tobie co?
-
Nic.- Odparła wciąż nie przestając się śmiać.- Wiesz kto to był?
-
Nie mam pojęcia, chociaż chyba cię znał….czekaj, tylko mi nie mów że źle
zrobiłam spławiając go.
-
Och nie, wręcz przeciwnie. To był Bartek Krawczyk.
-
Ten…? Sukinsyn, trzeba było powiedzieć mi to parę minut temu. Już ja bym dała
mu do wiwatu…
-
I tak mu dałaś. Dziękuję.- Nie mogąc opanować radości Zosia podeszła do
Szymborskiej i szybko ją objęła. Ona jednak, najwyraźniej speszona obecnością
Jowity wyrwała się z jej objęć mrucząc coś pod nosem.- Właśnie uwolniłaś mnie
od demonów przeszłości.
-
Wiktoria ma rację: trzeba go dogonić i mu nawsadzać.- Wyraziła swoje zdanie
Jowita.
-
Zgadzam się z nią po raz pierwszy w życiu.- Poparła ją Wiktoria.- Takich frajerów
trzeba karać.
-
On już dla mnie nic nie znaczy, jest nikim.
Za krótko zdecydowanie mam nadzieje na szybką kolejną część genialne opowiadanie jesteś najlepsza
OdpowiedzUsuńNo tak jakoś wyszło ze nie znalazlam czasu napisać więcej. Ale postaram sie zeby nastepna część standardowo byla przynajmniej 2 razy dłuższa 😊
UsuńOczywiście mam nadzieję że nie odebrałaś tego jako krytykę. Ja absolutnie cieszyłaby się nawet z kilku zdań ale dobrego nigdy za wiele. Dzięki i powodzenia
OdpowiedzUsuńNie, jasne że nie. A jeśli moje odpowiedzi wydają się buć chłodne albo beznamiętne to tylko dlatego że jestem zmęczona. Dlatego też proszę zebys ty (ani nikt inny) nie odbierała tego niewłaściwie w drugą stronę. Pozdrawiam ;)
UsuńNie, jasne że nie. A jeśli moje odpowiedzi wydają się buć chłodne albo beznamiętne to tylko dlatego że jestem zmęczona. Dlatego też proszę zebys ty (ani nikt inny) nie odbierała tego niewłaściwie w drugą stronę. Pozdrawiam ;)
UsuńJestem ciekawa czy wróca do swoich ciał.
OdpowiedzUsuńJak myślicie? :)
Powinny po przejściu takiej terapii
Usuń