To pewnie będzie ostatni (ewentualnie przed ostatni) ekspresowy "odcinek" przed weekendem, bo potem niestety nie będę miała tyle czasu wolnego na pisanie. Ale i opowiadanie zbliża się ku końcowi, nie wiem ile jeszcze części planuję: muszę sobie to jeszcze trochę ułożyć w głowie (co mi się przyda, bo to tego momentu właściwie sięga moja "ułożona" w głowie fabuła, co będzie dalej nie wiem nawet ja sama :)) Oczywiście happy end jakiś tam zrobię, to jest oczywiste. Ale nie będę was zanudzać. Miłego czytania ;)
***
PS: I z góry uprzedzam, że ta część wyszła mi bardzo przegadana, ale po prostu uznałam że bez sensu stosować tu retardację jakimiś nic nie znaczącymi opisami albo monologami wewnętrznymi bohaterów o których będą później wspominać w rozmowie. To w końcu opowiadanie a nie prawdziwa książka, a ja zdaje się często o tym zapominam :(
***
-
Nie!- Krzyknęła „prawdziwa” Zosia znów dając się ponieść emocjom. Ale narosła w
niej panika, która wzięła się nie wiadomo skąd.
-
Hej, on zasługuje żeby znać prawdę, nie sądzisz? Tym bardziej, że też jest w to
zamieszany.- Odparła jej Cruella. – Ale zrobisz jak zechcesz.
Arek
jednak wciąż nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym, że Szymborska w jakiś nieznany
mu bliżej sposób tak manipulowała jego ukochaną, że ta robiła co ona chce. I to
go wkurzyło. Zmiana zachowania Zosi, jej stylu i wizerunku, unikanie go…to
wszystko zaczęło się po wypadku. A dokładniej wtedy gdy ich szefowa z
niewiadomych przyczyn zaczęła się nią interesować. I tym powodem na pewno nie
był fakt, iż były przyrodnimi siostrami. Prawdę mówiąc, to w ogóle tego nie
kupował. Bo Zosia nie umiałaby aż tak bardzo grać obojętnej i udawać, że
pracuje dla własnej siostry od paru lat. Musiałaby kiedyś o tym wspomnieć, nawet mimochodem.
Całe
to poczucie zagubienia, chaosu własnych uczuć i konieczności wyjaśnienia sprawy
do końca sprawiło, że miał już dość udawania, kręcenia, wymijających
odpowiedzi. Chciał wreszcie znać konkretne przyczyny pewnych zachowań,
zrozumieć je i przede wszystkim poznać uczucia Zosi. A potem zdecydować co
dalej. Zbyt długo trwał zawieszony w próżni świadomie dając się zbywać by
odpokutować własne poczucie winy, dając swojej dziewczynie czas. Tylko na co?
Na to by jeszcze bardziej się od niego oddaliła? By zamieszkała w innym
mieszkaniu, rzadko kontaktowała się poza pracą a nawet podczas jej trwania
wolała spędzać lunch z Wiktorią albo sama? Tak nie mogło dalej być. I ten
wieczór mu to uświadomił.
-
Weź z szatni swój płaszcz i się ubierz.- Oznajmił do niej zupełnie ignorując
stojącą u jej bok Wiktorię.- Wychodzimy stąd.
-
Arek, poczekaj: musimy ci coś powiedzieć. A właściwie to ona musi ci coś
powiedzieć.- Odpowiedziała mu Szymborska wskazując dłonią na Zosię. Ta jednak
tylko prychnęła.
-
Nic mu nie będę wyjaśniać.
-
I dobrze, bo ja nie mam zamiaru tego słuchać.- Odparł jej w podobnie nieprzyjemnym
tonie.- I mam nadzieję, że w końcu się od nas odczepi. A teraz chodź.
-
Areeek.- Jęknęła Wiktoria gdy Żyliński chwycił ją za dłoń.- Nie jestem tą za
którą mnie uważasz.
-
Porozmawiamy o tym na zewnątrz. Sami. Na osobności.
-
Ale ona musi przy tym być.
-
Niby dlaczego? Jaką ma nad tobą władzę co? Szantażuje cię czymś?
-
Oszalałeś? Jeśli już to ja ją szantażowałam.
-
Co ty mówisz Zosiu?
-
Nie jestem Zosią. – Powiedziała stanowczo Szymborska.- Od czasu wypadku mam
tylko jej ciało, umysł wciąż należy do mnie czyli Wiktorii Szymborskiej.-
Jedyną reakcją na jej słowa była pionowo zmarszczą na czole Arkadiusza i
spuszczony wzrok. Gdy jednak go podniósł w jego oczach błyszczała furia.
-
Coś ty jej dała, co?- Spytał puszczając dłoń swojej dziewczyny i robiąc kilka
kroków w stronę szefowej.- Narkotyki?!
-
Oczywiście, całą masę.- Prychnęła wściekle.- A do tego jeszcze GHB żeby była
łatwiejsza co powinno cię ucieszyć.
-
Ty cholerna…
-
Zośka, przestań! Nie prowokuj go. – Wtrąciła się Wiktoria.
-
Odczep się od nas.- Kontynuował Arek wrzeszcząc na Zosię uważając, że to
Cruella.- Daj nam pieprzony spokój!- To dodawszy, obrócił się na pięcie
ponownie dotykając ramienia Wiktorii a potem zmuszając do przeciskania się w
kierunku wyjścia. Ta jednak podczas tej drogi próbowała go powstrzymać.
-
Arek ty nic nie rozumiesz! I przestań mnie ciągnąć, nie znoszę tego. Poza tym
nie wezmę kurtki z szatni, bo weszłyśmy tu razem z Zosią i mamy jeden kluczyć.
Więc zatrzymaj się do cholery zanim ją zgubimy w tym tłumie.- Ostatnie zdanie
sprawiło, że się zatrzymał. Ale tylko na chwilę.
-
Mam to gdzieś. I tak mój samochód jest zaparkowany tuż za parkiem. Nie
zmarzniesz.
-
Ale to ja mam ten kluczyć. I to ona zmarznie.
-
Ona nic mnie nie obchodzi.
-
Bo nie wiesz kim jest.
-
Doskonale wiem kim jest ta
manipulatorka.- Odrzekł, ale mimo to został w miejscu aż nie zjawiła się
znienawidzona przez niego kobieta. Potem bez słowa całą trójką skierowali się
do szatni gdzie każde z nich wzięło swoje kurtki i wyszło. Zosia zamierzała jak
najszybciej zostawić ich samych, ale Wiktoria nie chciała na to pozwolić.
-
Przestań zachowywać się jak cholerny tchórz!- Krzyknęła w końcu na nią.- Skoro
ta sytuacja ma trwać nadal i nie możemy jej zmienić to on musi znać prawdę.
-
Skoro chce iść, to niech to zrobi.- Odpowiedział jej wtedy Arek.
-
Nie wiesz co mówisz ani co do niej czujesz.
-
Zapewniam cię, że wiem bo jej nie znoszę.- O dziwo to właśnie te słowa
sprawiły, że Zosia na chwilę się zatrzymała. Potem odwróciła się w stronę
Wiktorii i Arkadiusza.
-
Tak? To zabawne zważywszy na fakt, że jeszcze kilka dni temu chciałeś mnie
pocałować.
-
Słucham?- Żachnęła się Szymborska.
- Zosiu kochanie, nie słuchaj jej. Do niczego między nami nie doszło. Chciałem ci o tym powiedzieć właśnie dziś. Ale oczywiście musiała mnie ubiec przedstawiając wszystko na swój własny sposób.
- Zosiu kochanie, nie słuchaj jej. Do niczego między nami nie doszło. Chciałem ci o tym powiedzieć właśnie dziś. Ale oczywiście musiała mnie ubiec przedstawiając wszystko na swój własny sposób.
-
A więc to dlatego jest na ciebie taka wściekła. Sądzi, że spodobała ci się jako
ja…- Szepnęła do siebie samej Wiktoria.- Teraz już wszystko rozumiem.- Dodała
na głos.
-
Nic nie rozumiesz. Ja kocham tylko ciebie.- Jakby chcąc wyrazić to czynem Arek,
przypuszczając że nagła zmiany wyrazu twarzy Zosi jest spowodowana właśnie
usłyszaną popełnioną przez niego niedoszłą zdradą, gwałtownie przyciągnął do
siebie Wiktorię i pocałował. Nie miał pojęcia, że jej wyrywanie się ma zupełnie
inną przyczynę niż przypuszczał. Bo niespodziewanie wymuszona bliskość znów
uruchomiła w Wiktorii bolesną strunę na moment pogrążając ją w bolesnych
wspomnieniach. Szybko jednak pozbierała się w sobie nakładając na twarz tylko
trochę sztuczny uśmiech.
-
To cudowne wyznanie i super pocałunek, ale naprawdę to nie mnie chciałeś nim
obdarzyć tylko…gdzie ona poszła?- Dokończyła rozglądając się za Zosią. Ale z
powodu ciemności nie była w stanie rozpoznać jej sylwetki.
-
Dla mnie może iść do samego diabła.
-
Arek, przestań już! Bo naprawdę za moment będziesz żałował tego co zrobiłeś
Zosi.
-
Zosi? Kochanie, to ty jesteś Zosią. Wiem, że miałaś kłopoty z pamięcią i
najpewniej ona to wykorzystała, ale ty…
-
Zamknij się do diabła i słuchaj!- Przerwała mu mając już dość tego teatrzyku.
Nie wiedziała kto był bardziej dziecinny: Zosia czy on. Ale może to dlatego
byli siebie warci.- Po wypadku każda z nas obudziła się w nieswoim ciele.
-
To naj…
-
Nie przerywaj mi.- Zagroziła wymierzając w niego palec. Potem zaczęła opowiadać
po krótce swoją historię a także tę część historii która dotyczyła Zosi i
zaszła przed jej obudzeniem się ze śpiączki. Od czasu do czasu mężczyzna
przerywał jej stwierdzeniami typu: co za kompletna bzdura albo wymownymi uśmieszkami.
Po kilku minutach jednak nawet zadawać ironiczne pytania, ale z czasem ich
szyderczy ton jakoś znikał, a w głosie pojawiła się niepewność i zdumienie.
Przestał wtrącać swoje sarkastyczne uwagi, wyraz twarzy miał skupiony a
spojrzenie lekko zdezorientowana. Wiktoria doskonale zdawała sobie sprawę co
teraz może dziać się w jego głowie. Niedowierzanie walczyło w nim z szokiem i akceptacją
prawdy. W końcu, gdy kobieta zamilkła a Arek zorientował się, że to
najwyraźniej koniec jej opowiadania przełykając ciężko ślinę zmusił się do
jakiejś reakcji.
-
Ale to niemożliwe.- Burknął. – To przecież się nie zdarza. Nie można tak po
prostu stać się kimś innym.
-
Więc powiedz to nam: wytłumacz czemu ja stałam się Zosią a ona mną.
-
Nie, po prostu obie macie jakieś zaburzenia po wypadku. – Arek próbował znaleźć
jakieś racjonalne wyjaśnienie.- Tak wam się po prostu wydaje i założyłyście, że
spotkało was coś nienormalnego.
-
Wydaje nam się? Super wyjaśnienie, dzięki. Za twoją sprawą zrozumiałam, że
ostatnie tygodnie koszmaru, zmiana osobowości, charakteru, fakt że znam
wspomnienia innej osoby, jej otoczenie i znajomych ma tak łatwą przyczynę. A my
głupie zastanawiałyśmy się czy nie zwariowałyśmy. Do diabła Arek, spójrz na
mnie. Czy naprawdę nie zauważyłeś, że nie jestem Zosią? Że zachowuję się
inaczej, poruszam się w inny sposób a nawet patrzę? Że nie wiedziałam iż powinniśmy się niby znać
od dzieciństwa i nie mam pojęcia o jaką książkę mnie ostatnio pytałeś? Że nie
mam pojęcia co to jest klub 5&6, bo nigdy tam nie byłam? A nawet to, że
umiem prowadzić auto? Myślisz, że to dzięki śpiączce nabyłam tę umiejętność?
- Słyszałem, że czasami takie rzeczy się zdarzają. Że w wyniku śpiączki ludzie mówią w językach o których wcześniej nie słyszeli albo stają się geniuszami matematycznymi.
- Słyszałem, że czasami takie rzeczy się zdarzają. Że w wyniku śpiączki ludzie mówią w językach o których wcześniej nie słyszeli albo stają się geniuszami matematycznymi.
-
Do diaska może i tak się zdarza. A w moim przypadku tak nie jest. Bo ja
pamiętam tylko swoje dawne życie jako Wiktoria Szymborska. Pamiętam wnętrze
swojego mieszkania, hasło do laptopa czy pin do komrki. Pamiętam też, że
każdego ranka przed pracą biegałam, potem w biurze piłam kawę i odbierałam
pocztę. Że nie jadłam orzeszków bo byłam na nie uczulona, że nie znosiłam
Jowity…- Zaczęła wymieniać pierwsze rzeczy które przyszły jej do głowy.
-
Tak ci się tylko wydaje, bo choć znajomość pewnych szczegółów da się
wytłumaczyć, bo Wiktoria była twoją szefową. Musisz się zbadać i…
-
Jezu, czy nie możesz przestać patrzeć na wszystko chłodno jak analityk? Jak ci
się wydaje czemu ona aż tak bardzo cię nienawidzi?
-
Masz na myśli Wiktorię?- Szymborska jęknęła.
-
Nie, to Zosia…no dobrze, przyjmijmy że to ja się mylę i to jest Wiktoria. –
Ustąpiła.
-
Bo dałem jej kosza. Przed wypadkiem usiłowała mnie poderwać, nawet na
sylwestrowym balu to robiła. Ale dałem jej jasno do zrozumienia, że nie jestem
zainteresowany.
-
Ale z ciebie arogancki typ. I miałabym niby przeżywać takie odrzucenie przez
kilka miesięcy?- Żachnęła się.- To znaczy…niby Wiktoria miałaby je tyle
przeżywać? Żeby usiłować cię zwolnić, nie chcieć z tobą rozmawiać nawet w pracy
chociaż komunikacja między wami była niezbędna?
-
Jest mściwa.
-
Wcale nie jestem mściwa!- Wkurzyła się.-
I jasno zrozumiałam, że wolisz tę ciamajdę Zosię za jaką ją uważałam.
-
To ty jesteś Zosią.- Powtórzył Arek uparcie choć już z mniejszym przekonaniem.
Głowa zaczęła mu nieprzyjemnie pulsować z powodu natłoku myśli, wspomnień i
głosów. Zaczął przypominać sobie to jak Wiktoria unikała go zaraz po
przebudzeniu, jak nie chciała się z nim widzieć. Jak poinformowała go o tym co
było bezpośrednią przyczyną upadku. W głowie pojawiła się wizja jej
załzawionych oczu i oskarżycielskiego tonu:
Ona tam była. Razem ze
mną. Chciała zejść na dół, ale tego nie zrobiła bo usłyszała wasze krzyki. Ta
idiotka wszystko słyszała, rozumiesz?
Mam ci zacytować jak
śmiałeś się z tej brzyduli? Jak chwaliłeś fakt, że była dobrym pieskiem na
smyczy wypełniając wszystkie twoje polecenia?
To twoje cholerne
słowa, dupku, nie moje! Jak myślisz, czemu wtedy się potknęła? Co tak bardzo
wytrąciło ją z równowagi że upadła?
Zaczął
przypominać sobie inne sytuacje: choćby zjedzenie orzeszków po których Wiktoria
dostała silnej reakcji alergicznej o którym to epizodzie całe biuro plotkowało
przez cały tydzień. Albo fakt braku znajomości języka niemieckiego czy
posiadania prawa jazdy. Niepewność w podejmowaniu niektórych decyzji tak
niepodobną do Cruelli oraz ciągłą obecność Jowity u jej boku. Także to, że
stała się jakby milsza, ale to nie obejmowało jego samego. No i ta ostatnia
sytuacja w biurze gdy po przerwie świątecznej omawiali raport w jej gabinecie.
W pewnym momencie niewielki pająk spuścił się po nitce na jej ramię a ona go
zwyczajnie strzepnęła żartując z niedokładnych sprzątaczek. Pamiętał, że to go
wtedy bardzo zdziwiło: całe biuro wiedziało że Wiktoria boi się pająków i ma
arachnofobię. Niespodziewany widok nawet małego pajączka powinien wywołać w
niej choć trochę lęku. Ale tak się nie stało. Nawet to, że ostatnio zaczął czuć
do niej współczucie, że płakała w jego obecności. Cruella by sobie na to nie
pozwoliła. Ona była twarda i despotyczna. Jak stojąca naprzeciwko niego
kobieta.
Głośno
przełknął ślinę czując napływającą do ust żółć. Potem kolejny raz gdy na twarzy
kobiety pojawił się dobrze znany mu wyraz: uniesienie brwi połączone z lekkim
uśmieszkiem. A potem wywrócenie oczami. Boże, znał te gesty. Tyle, że
dotychczas były charakterystyczne dla innej twarzy, ale mimo to jak mógł tego
nie dostrzec?!
-
Jak widzę po twojej reakcji coś w końcu zaczęło do ciebie docierać. Ale mimo
wszystko rozumiem cię: ja sama po przebudzeniu nie mogłam w to uwierzyć.
-
Ale jak to…?
-…się
stało? Jest możliwe? Nie wiem. Gdybym wiedziała pewnie mogłabym odzyskać dawną
postać, ale nie mam zielonego pojęcia. Także Zosia oraz jej siostra Marysia,
która nieustannie sprawdza swoje hipotezy próbując rozwikłać tę zagadkę. Tyle,
że niestety bezskutecznie.
-
Więc ona…ona naprawdę ma twoje ciało? Zosia wygląda jak ty?
- Owszem.- Potwierdziła uśmiechając się szeroko gdy jego twarz gwałtownie zbladła. Nie mogła się powstrzymać od roześmiania się, bo w tej chwili dokładnie wiedziała o czym myślał.- Spokojnie, całujesz nie najgorzej. Choć mówiąc szczerze, mnie jakoś nie porwało.
- Owszem.- Potwierdziła uśmiechając się szeroko gdy jego twarz gwałtownie zbladła. Nie mogła się powstrzymać od roześmiania się, bo w tej chwili dokładnie wiedziała o czym myślał.- Spokojnie, całujesz nie najgorzej. Choć mówiąc szczerze, mnie jakoś nie porwało.
-
O Boże…
- Ale Zosi się chyba podobało, prawda? Więc
możesz być spokojny.
-
Ja nie wierzę…- Mrugnął kręcąc głową. Chwilę później jednak doznał niejakiego
olśnienia.- Kto jeszcze o tym wiedział? Komu powiedziałyście?
-
Ja nikomu: ty jesteś pierwszy. Ale Zosia powiedziała kilku osobom: Jowicie,
Ewie z księgowości i tej jednej z twojego działu.
-
Emilce. Była jej przyjaciółką.
-
No tak. No i powiedziała o tym jeszcze…- Wiktoria zawahała się na chwilę.-
Ksaweremu.
Arek
nigdy nie doświadczył uczucia jakie wywołuje ból psychiczny, ale teraz poczucie
zdrady go przytłoczyło. Bo powiedziała mu. Iksińskiego. Podczas gdy jemu nie
szepnęła ani słówka.
-
Nie miała zamiaru mi w ogóle
powiedzieć.- To nie było pytanie lecz stwierdzenie faktu. Mimo to Wiktoria
odparła:
- Chyba tak. Ale chyba wiesz dlaczego: kocha cię choć ubzdurała sobie że ty jej nie, że tylko się nią bawiłeś.
- Chyba tak. Ale chyba wiesz dlaczego: kocha cię choć ubzdurała sobie że ty jej nie, że tylko się nią bawiłeś.
- Tak ci mówiła?
-
No nie do końca, ale to się rozumie samo przez się.
-
No super, widzę że jednak udało ci się znaleźć Zosię.- Tuż obok nich na ścieżce
pojawił się Ksawery.- Nie odbierałeś telefonu, a że ja nie mogłem znaleźć ani
jej, ani Wiktorii to stwierdziłem że wrócę do samochodu na parking. Czemu tak
na mnie patrzycie? Stało się coś?- Jedyną odpowiedzią było odejście Arkadiusza.
Ksawery chciał go zatrzymać, ale Wiktoria go powstrzymała.
-
Zostaw, musi to przetrawić.
-
Co?
-
Fakt, że Zosia to teraz Wiktoria.
-
Powiedziałaś mu?
- Tak.
- Tak.
-
Ale Zosia tego nie chciała.
-
Zosia powinna w końcu przestać zachowywać się jak zraniona smarkula i być
egoistką. On chyba miał prawo wiedzieć, prawda?
-
Gdzie ona teraz jest?
-
Nie wiem. Poszła gdzieś jakieś dziesięć minut temu.
-
Musimy ją znaleźć. Zadzwonię do niej.
-
Jak ją znam to nie odbierze. Po prostu daj jej teraz spokój.
-
Ale jest bardzo późno.
-
A ona jest dużą dziewczynką i na pewno sobie poradzi. Wracajmy do domu.
Żadne
z nich nie miało jednak własnego środka transportu, więc zmuszeni byli wrócić
taksówką. Podczas oczekiwania, Wiktoria z racji cienkiej kurtki zdążyła już
trochę zmarznąć. Wtedy Ksawery oddał jej swój płaszcz, który przyjęła kwitując
ten gest ironiczną uwagą:
-
Super, czuję się prawie jak bohaterka komedii romantycznej.
-
Zawsze musisz żartować?- Żachnął się wciąż myślami błądząc wokół Zosi. Tym bardziej, że choć próbował się do niej dodzwonić to jej komórka nawet nie odpowiadała.
-
A ty udawać, że nie wiadomo co się stało? Nie zrobiłam niczego złego.
-
To nie była „tylko” twoja decyzja, nie należała „tylko” do ciebie.
-
Jasne, bo „tylko” twoja wieczna platoniczna ukochana ma o wszystkim decydować.
-
Nie mów w ten sposób o Zosi!
-
Wiesz co? Pieprz się!- Warknęła zrzucając z siebie jego płaszcz. Potem zaczęła
iść w kierunku parku w stronę ulicy. W końcu może złapać taksówkę gdzie
indziej. Albo ostatecznie wrócić jakimś nocnym autobusem.
-
Nie bądź melodramatyczna.
-
A ty wracaj na smycz piesku i lepiej do niej zadzwoń, bo na pewno tego
potrzebuje. Przyjaciela do wypłakania się mu na ramieniu, który zadowoli się
okruszkami a potem pozwoli kopnąć się w dupę.- Wiktoria nie do końca wiedziała
czemu się tak zachowuje, dlaczego go atakuje. Ale Ksawery naprawdę zaczął ją
już niemiłosiernie wkurzać. Bo jak można być tak kompletnie pod pantoflem?
-
Nikt mnie nie wykorzystuje, tym bardziej Zosia.
-
Nie? A co masz w swoim życiu panie programisto? Co robisz gdy nie pracujesz i
latasz na jej posyłki? Wiesz co to rozrywka, masz swoje życie towarzyskie poza
nią?- Wyrzuciła z siebie jednym tchem. Potem, po wzięciu głębokiego oddechu kontynuowała już trochę spokojniej.- Słuchaj, może nie robi tego specjalnie, ale prawda jest taka że Zośka cię
wykorzystuje żerując na twoim uczuciu. Ale jesteś zbyt głupi by to dostrzec
albo zbyt dumny by się do tego przyznać.
-
Pomagam jej bo tego chcę i nic mnie nie obchodzi co o tym sądzi ktoś taki jak
ty kto nie ma pojęcia o przyjaźni za to o arogancji, megalomanii i zadufaniu w
sobie mógłby napisać powieść.
-
Świetny pomysł: pomyślę o tym jak wywalą mnie z banku.
-
O co ci właściwie chodzi co? Nawet jeśli jest tak jak mówisz to guzik cię to
powinno obchodzić.
-
I tak jest, mam to gdzieś.
-
Świetnie.
-
Świetnie. – Przedrzeźniała go.- Ale aż przykro patrzeć jak robisz z siebie
takiego głupka.
-
A odkąd to jesteś altruistyczna ich obchodzi cię ktoś inny poza tobą samą?
Przecież dla ciebie liczy się tylko to żeby przespać się z jakimś facetem.-
Gdzieś tam w podświadomości wiedziała, że powiedział to tylko tak sobie by ją wkurzyć a nie zranić, ale i tak nie mogła się powstrzymać przed atakiem. Natarła na niego ze
złością, żalem i świadomością gorzkiej prawdy jaką niosły te słowa. Nie mając o
tym pojęcia, trafił w czuły punkt. Bo faceci byli dla niej zapomnieniem o bólu
i upokorzeniu; to że to ona dominowała w seksie pozwalało jej zapomnieć o tym,
że kiedyś nie miała wyboru. Poza tym dawało jej to zwyczajną przyjemność. Tyle,
że przez niego poczuła się brudna i zbrukana, tak jakby to co robiła było czymś
bardzo złym. Jakby zamiast stawać się coraz bardziej czysta za każdym razem obmywała się w błocie i szambie.
-
Wiktoria przestań, proszę. Już dość….przepraszam. Dość!- W końcu udało mu się
pochwycić jej uderzające go dłonie zanim wyrządziły mu więcej szkód. Bo
niestety trafiła go tuż pod okiem. Był pewny, że do jutra będzie tam widniał
solidny siniak, bo cała prawa strona twarzy potężnie mu pulsowała. Dlatego zdziwiła się, że w pierwszej chwili zamiast nieźle ją ochrzanić odezwał się:- Wybacz mi,
nie chciałem tego powiedzieć. Ja nawet tak nie myślę. Praktycznie cię nie znam
by wysuwać o tobie jakiekolwiek wnioski. Ale wiem, że jesteś jedyną kobietą
która potrafi doprowadzić mnie do szaleństwa. Tylko niestety w tym negatywnym
znaczeniu.- Słysząc to uśmiechnęła się pod nosem, bardzo zażenowana i tak samo rozbawiona.
Ale nie zamierzała za nim przepraszać.
-
Zasłużyłeś sobie.- Skwitowała to tylko gdy upewniwszy się że atak szału jej
minął puścił jej ręce. Dla bezpieczeństwa jednak wciąż ją obserwował.
-
Wiem. Więc już zgoda?
-
Chyba tak.- Mrugnęła.
-
Świetnie. Bo chyba nasza taksówka właśnie przyjechała.
Siedząc
obok siebie na tylnym siedzeniu jechali w całkowitym milczeniu. Dopiero gdy
dojechali na miejsce jej bloku, nachyliła się nad Ksawerym i delikatnie
pocałowała go w usta. Pomyślała, że w ten sposób pokaże mu, że jego słowa nie wywarły na niej żadnego wrażenia, że wciąż jest taka jak dawniej i że miała je gdzieś. A jej furia była spowodowana tylko kobiecymi fochami a nie prawdziwym zranieniem.
-
Skoro już wiemy, że dla mnie liczy się tylko zaciągnięcie faceta do łóżka to
może ułatwisz mi zadanie? No i zaoszczędzimy fatygi kierowcy który nie będzie
musiał zawodzić cię do twojej nory.- Wymruczała mu do ucha jednocześnie
nakładając ramiona na szyję. Ksawery poczuł niechęć do siebie samego za to, że
słowa tej kobiety sprawiły że zadrżał, bo zadziałała na niego w czysto fizyczny
sposób. No i był pewny, że sparafrazowała jego słowa tylko po to by go ukarać.
Cokolwiek wymyśliła nie miała to nic wspólnego z nagrodą. Ksawery z każdym
dniem coraz bardziej doceniał inteligencję tej kobiety.
-
Jednak dam mu trochę więcej zarobić.- Odparł zdejmując jej ramiona ze swoim.-
Dobrej nocy.
-
Jak chcesz samotniku. Tylko wiedz, że długo nie używany narząd zanika.
-
Będę pamiętał.- Potwierdził poważnie. A potem odetchnął z ulgą gdy Wiktoria w
końcu wysiadła. Już dawno wiedział, że ta kobieta była prawdziwym diabłem.
Tyle, że…niezwykle uroczym diabłem.
***
Całą
noc spędził włócząc się po ulicach i barach. Wchodził tam jednak tylko po to by
się ogrzać. Nic nie pił, bo ostatnie czego w tej chwili potrzebował był
nietrzeźwy umysł. A wiele miał do rozmyślania. Dopiero nad ranem wstąpił do
jakiejś kawiarni by napić się mocnej kawy i coś zjeść. Nawet jeśli nie miał na
to zbytniego apetytu. Gdy wrócił do mieszkania, przez prawie dwie godziny
siedział na sofie w salonie nie wiedząc nawet czy Ksawery jest w domu. A to
właśnie z nim najpierw chciał się rozmówić. Zanim porozmawia z Prawdziwą Zosią.
Uśmiechnął się do własnej myśli. Tak, to określenie trafnie oddawało prawdę. Bo
ta Zośka z ostatnich tygodni była Fałszywa. Oczywiście wciąż na nowo odżywało w
nim zwątpienie i poczucie nierealności zaistniałej sytuacji: no bo jak jedna
kobieta może funkcjonować jako inna? Ale prawda była taka, że miał na to masę
dowodów. I wmawianie sobie tego, że zrobiono z niego durnia nic nie pomagało.
Chociaż wiele by dał by tak się stało. To wyjaśnienie byłby w stanie
zaakceptować. Po prostu Wiktoria z Zosią sobie z niego zadrwiły i teraz
zaśmiewały się w kułak z jego reakcji. Szkoda tylko, że prawda prezentowała się zgoła inaczej.
Ksawery
wyszedł ze swojego pokoju tuż po ósmej. Nie zauważył go od razu: najpierw wziął
prysznic a potem zrobił sobie jakąś kanapkę w kuchni. Dopiero wtedy wszedł do
salonu.
-
Nie wiedziałem, że już wróciłeś.- Odezwał się zaskoczony jego widokiem.-
Nocowałeś tu?
-
Nie.
- Wróciłeś autem?
- Cholera, zapomniałem o nim. Chyba nadal stoi przy klubie.
- Wróciłeś autem?
- Cholera, zapomniałem o nim. Chyba nadal stoi przy klubie.
-
Piłeś coś?- Spytał Iksiński zauważając zmęczoną cerę i podkrążone oczy
współlokatora. Arek zignorował to pytanie.
-
Od jak dawna wiesz?
-
O czym?
-
Nie zgrywaj idioty, bardzo dobrze wiesz o czym mówię. Kiedy ci powiedziała?
-
Kilka tygodni po wypadku.- Słysząc to przymknął na chwilę oczy. Kilka tygodni?
Od wypadku minęło już kilka miesięcy co oznaczało, że wyznała mu prawdę prawie
natychmiast. Mógł co prawda pocieszać się myślą, że nie zrobiła tego od razu po
odzyskaniu przytomności, ale była to marna świadomość.
-
Zamierzała w ogóle mi powiedzieć?
-
O to musisz już spytać ją.
-
Ale pytam ciebie.
-
Nie wiem. Nie wiem.- Powtórzył dwukrotnie. Ale zabrzmiało to raczej tak jakby
próbował sam siebie przekonać, że nie mówi kłamstwa. I to uświadomiło Arkowi,
że Ksawery tak jak i on wiedział, że Zosia nie miała zamiaru tego zrobić.
-
A więc nie.- Powiedział na głos.- Pewnie świetnie się bawiła widząc jak latam
za Wiktorią myśląc, że to ona.
-
Nie myślała w ten sposób.
-
A w jaki do cholery? Ona w ogóle myślała?! Myślała o tym co przeżywałem przez
te trzy miesiące przed przebudzeniem ze śpiączki Wiktorii kiedy myślałem, że to
ona?! Kiedy przychodziłem do szpitala codziennie modląc się by się w końcu
obudziła?! Ciebie pewnie też bawiło to jak rwałem sobie włosy z głowy, hm? Jak
każdego dnia po pracy gnałem do szpitala jak szaleniec byle tylko przy niej
pobyć? Jak rozpaczałem tamtego dnia gdy dowiedziałem się, że lekarze chcą odłączyć
ją od aparatury, jak chciałem umrzeć? Ale przecież oboje mieliście to wszystko
gdzieś, prawda?- Spytał Ksawerego retorycznie. Tamten poczuł wyrzuty sumienia.
Wiktoria miała rację: nawet jeśli Arek skrzywdził Zosię nie zasługiwał na to by
sądzić, że może się nigdy nie obudzić. Sam pamiętał wówczas co czuł.
-
Przykro mi stary. Ale musisz mi wierzyć, że nie odbierałem tego w taki sposób.
-
Jasne, to przecież ona kazała ci milczeć, nieprawdaż?- Stwierdził bez śladu
ironii.- Mogę chociaż wiedzieć dlaczego? Chciała mnie ukarać bo usłyszała
monolog Karola w piwnicy? A może za coś jeszcze?
- Chyba za to pierwsze.
- Chyba za to pierwsze.
-
A więc wysunęła swoje wnioski tylko na podstawie czyichś słów. Skreśliła mnie
bo ktoś jej powiedział, że jej nie kocham.- Podsumował i tym razem w tych
słowach tkwiła ironia.
-
Nie udawaj, że byłeś aż tak kryształowy.- Zainterweniował Ksawery.- Pamiętam
jak ją traktowałeś i jak bardzo ona to przeżywała jeszcze przed wypadkiem. Nie
ty byłeś tu ofiarą.
-
No tak, ja tu byłem katem.
-
Nie wiem jaka rola ci przypadła, ale wiem też że Zosia nie podjęłaby żadnego
czynu pochopnie. Jeżeli stwierdziła, że zawiniłeś to tak musiało być.
-
Zapewne, w końcu jest bardziej kryształowa od Maryi Dziewicy.
- Posłuchaj nie ma potrzeby kpić. Jej też było i wciąż jest ciężko. Pomyślałeś w ogóle o tym? Pomyślałeś, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy miała na głowie coś o wiele ważniejszego niż zamartwianie się twoimi urażonymi uczuciami?
- Gdzie ona teraz mieszka?
- Co?
- Gdzie mieszka?- Powtórzył Arek.
- Posłuchaj nie ma potrzeby kpić. Jej też było i wciąż jest ciężko. Pomyślałeś w ogóle o tym? Pomyślałeś, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy miała na głowie coś o wiele ważniejszego niż zamartwianie się twoimi urażonymi uczuciami?
- Gdzie ona teraz mieszka?
- Co?
- Gdzie mieszka?- Powtórzył Arek.
-
W domu Wiktorii.- Wyznał niechętnie Ksawery.
-
Gdzie to jest?
-
Czemu pytasz?
-
To chyba oczywiste: to znasz jej adres czy nie?- Ksawery nie był pewien czy
robi dobrze, ale wcześniej czy później Zosia musiała rozmówić się z Arkiem.
Podał więc Żylińskiemu ulicę i numer bloku mając nadzieję, że rozmowa w tak
wielkich emocjach jakie obecnie nim targały nie przyniesie więcej szkody niż
pożytku. Na wszelki wypadek uprzedził jednak Zosię o tym, że Arkadiusz dowiedział się całej prawdy od Wiktorii.
***
Gwałtowny
dzwonek domofonu zmusił Zosię do wstania z łóżka. Niechętnie wysunęła się z
ciepłej pościeli zakładając szlafrok. Ale że dźwięk nie ustawał, uznała że to
może być ktoś ważny. A raczej Wiktoria. Z SMS-a Ksawerego dowiedziała się, że
wyznała już Arkadiuszowi prawdę, który przyjął to nie najlepiej. Teraz
najwyraźniej Szymborska chciała zdać jej sprawozdanie. Szkoda tylko, że koło
dziewiątej rano…
-
Tak?- Rzuciła w stronę słuchawki gdy tylko ją podniosła.
-
Dzień dobry pani Wiktorio. Jest tu jakiś pan który twierdzi, że musi się z
panią spotkać, ale że jest bardzo wcześniej nie jestem pewny czy go wpuścić.
-
Jak się nazywa?- Tu nastała chwila przerwy. Dopiero po niej zostało
wypowiedziane nazwisko, którego się nie wiedzieć czemu nie spodziewała. W końcu
to jasne, że Arek chciał się z nią rozmówić. Dziwne, że taka możliwość w ogólne nie przyszła jej wcześniej do głowy.
Wczorajszego wieczoru zachowała się bardzo dziecinnie i miała tego świadomość. Bo przecież Wiktoria miała rację chcąc by jej drugi współlokator poznał prawdę. Była mu to winna. Nie wspominając już o tym, że być może dzięki tej wiedzy Arek w końcu zostawi w spokoju Szymborską. Co prawda tego ranka również nie uważała za idealny moment na ostateczną rozmowę i rozprawienie się z przeszłością, ale może zawsze będzie w niej jakiś strach mówiący że powinna poczekać albo się lepiej przygotować? A lepiej przecież mieć to już za sobą.
Pokonując uczucie tchórzostwa, poprosiła o wprowadzenie gościa. A chwilę później usłyszała dźwięk dzwonka: zupełnie tak jakby Arek pokonał całą drogę z recepcji biegiem. Nie wiedziała tylko jak powinna interpretować takie zachowanie.
Wczorajszego wieczoru zachowała się bardzo dziecinnie i miała tego świadomość. Bo przecież Wiktoria miała rację chcąc by jej drugi współlokator poznał prawdę. Była mu to winna. Nie wspominając już o tym, że być może dzięki tej wiedzy Arek w końcu zostawi w spokoju Szymborską. Co prawda tego ranka również nie uważała za idealny moment na ostateczną rozmowę i rozprawienie się z przeszłością, ale może zawsze będzie w niej jakiś strach mówiący że powinna poczekać albo się lepiej przygotować? A lepiej przecież mieć to już za sobą.
Pokonując uczucie tchórzostwa, poprosiła o wprowadzenie gościa. A chwilę później usłyszała dźwięk dzwonka: zupełnie tak jakby Arek pokonał całą drogę z recepcji biegiem. Nie wiedziała tylko jak powinna interpretować takie zachowanie.
Odruchowo
zerkając w zawieszone na korytarzu lustro poprawiła sobie dłońmi włosy a potem
ciaśniej opatuliła się szlafrokiem. Miała nadzieję, że zdąży się w coś ubrać,
ale na to się nie zanosiło. Najpierw musiała więc wpuścić go do środka.
Zamykając na moment oczy wzięła głęboki wdech, a potem odkręciła zamek. I choć
wiedziała kogo się spodziewać po drugiej stronie to i tak na widok dawnego
ukochanego poczuła się zaskoczona. Może miało to coś wspólnego z jego spokojnym
taksującym wzrokiem jakim się w nią wpatrywał albo widocznymi oznakami
fizycznego wyczerpania. Zosia bez słowa
zaprosiła go do środka.
-
A więc zdążyli cię już ostrzec, co?- Odezwał się stojąc już w jej
mieszkaniu.- Cholera, a miałem jednak nadzieję że to jakiś głupi żart. Ale nie,
widzę to w twoich oczach. To ty do diabła jesteś Zosią. Nie wiem jak wcześniej
mogłem tego nie zauważyć.- Zamiast jakoś odnieść się do jego zarzutów z trudem
panując nad głosem powiedziała:
- Zaczekaj w salonie: jest na wprost korytarza. Ja tylko coś na siebie narzucę.
- Zaczekaj w salonie: jest na wprost korytarza. Ja tylko coś na siebie narzucę.
-
To niepotrzebne. Chce szybko załatwić to po co przyszedłem i poznać odpowiedzi
na parę pytań.
-
Rozumiem, ale ja..
-
Spokojnie, nie interesujesz mnie w ten sposób. Raczej nie rzucę się na
ciebie…chociaż nad ranem byłem nieźle wściekły i zdolny by to zrobić. Ale na
pewno nie w tym sensie o którym myślisz.- Zarumieniła się. Super. Jeszcze jeden
dowód na to z kim ma doczynienie tak jakby nie zgromadził ich już dość. Ona
natomiast zastanawiała się co po prostu miał na myśli. Nie interesuje go bo już
wie, że jest Zosią? A może bo jest Zosią w ciele Wiktorii i to ono go nie
interesuje?
-
Świetnie.- Mrugnęła w końcu idąc korytarzem we wskazane wcześniej przez siebie
miejsce. Gdy dotarli do salonu gestem kazała mu usiąść a potem zaproponowała
coś do picia. Nieświadomie go tym rozwścieczyła.
-
Nie przyszedłem tu celem towarzyskiej pogawędki ani by zajadać ciasteczka!
-
Nie rozumiem po co krzyczysz.
-
Nie rozumiesz? Ja też wiele spraw nie rozumiem. Może mi wyjaśnisz. Na początek
powiedz: jak mam się do ciebie zwracać: per Zosia? A może Wiktoria?
-
Jesteś na mnie wściekły.- Zauważyła bardziej zdumiona niż rozżalona. Bo nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Ale była tak egoistyczna w swoim cierpieniu, że nawet nie zdawała sobie sprawy, iż przecież jemu swoimi tajemnicami zadała go również niemało.
-
Trafna uwaga.- Skwitował to ironicznie.
-
Tylko właściwie dlaczego? Bo ktoś inny poznał prawdę wcześniej od ciebie?
-
Naprawdę sądzisz, że tylko o to mi chodzi?
-
Nie wiem, ale jeśli będziesz odpowiadał pytaniami to chyba się nie dowiem.
-
Nie mogę uwierzyć w to, że nawet nie czujesz się ani trochę winna.
-
Winna? Ja?- Teraz to ona poczuła wściekłość. Zranił ją, wykorzystał i się
zabawił, ale to on jest ofiarą bo nie powiedziała mu kim jest?
-
Miałem prawo to wiedzieć. Szczególnie, że byliśmy ze sobą.
-
Ale nie traktowałeś mnie poważnie.
-
A wiesz to bo…?
-
Przestań już udawać i zachowywać się w ten sposób. Skoro poznałeś prawdę nie ma
już sensu udawać wielkiej miłości.
-
Nie była udawana. I gdybyś do diabła dała mi szansę to bym ci to wyjaśnił zaraz
po twoim przebudzeniu. Wiem, że usłyszałaś fragment tego co powiedział Karol i
wyciągnęłaś z niego niewłaściwe wnioski nie dając mi nawet szansy…
-
Niewłaściwie wnioski? Pamiętam każde jego słowo!
-
Właśnie: jego, nie moje.- Podchwycił.
-
Tak, bo to zmienia całą postać rzeczy. Nie mogłeś mu przerwać ani zaprzeczyć
prawda? Łatwiej było pozwalać obrażać osobę którą niby kochasz.
-
Potem to zrobiłem. Bo….bo to co wtedy powiedział Rogalski uświadomiło mi co tak
naprawdę ciebie czuję.- Dodał cicho. Zosia uśmiechnęła się smutno.
-
Nie Arek: spójrzmy prawdzie w oczy. Ty mnie nigdy nie kochałeś.
-
Więc teraz wiesz niby co czuję albo co czułem? – Odparł patrząc na nią, ale po
raz kolejny tchórząc i po sekundzie czy dwóch uciekać wzrokiem. Wciąż dziwnie
było mu mówić o sprawach które dotyczyły jego i Zosi do kogoś kto miał twarz
Cruelli.
-
Tak wiem: w końcu całkiem niedawno chciałeś mnie pocałować nie wiedząc, ze to
ja prawda? Twierdzisz, że kochasz Zosię a dopuściłeś się zdrady. Z kim jeszcze
flirtowałeś w między czasie na boku?
-
Wiesz, że niczego nie zrobiłem.
-
Ale chciałeś.
-
Bo po prostu było mi żal zapłakanej kobiety.
-
Och, więc w geście pocieszenia zawsze je całujesz.
-
Nie do cholery. Po prostu wtedy wydawałaś mi się być bardzo podobna do Zosi…to
znaczy siebie samej.
-
Błyskotliwe wytłumaczenie.
-
Ja użyłbym przymiotnika: prawdziwe. Chciałaś mi w ogóle kiedykolwiek powiedzieć
prawdę o tej całej zamianie?- Zmienił trochę temat.
- Tak.
- Tak.
-
Nie wierzę.
-
Ale tak było.
-
Niby kiedy? Gdyby nie Wiktoria nigdy nie dowiedziałbym się która z was jest
którą.
-
Poprzedniego wieczoru uświadomiłyśmy sobie, że powinnyśmy przestać się łudzić,
ze nasza sytuacja jest tylko chwilowa i na 100% wejść w życie tej drugiej.
Dlatego zamierzałam ci powiedzieć kim jestem. Tylko, że chciałam się na to
trochę przygotować.
-
Dlaczego nie zrobiłaś tego od razu? Co tu niby było do przygotowania?
-
Bo nie byłam na to gotowa. Czułam się rozżalona i bardzo podatna na zranienie. Poza tym bałam się.
- No tak, w końcu jestem znany jak nałogowy awanturnik wpadający w szał bez powodu.
- Nie o to mi chodziło. Bałam się tego, że zaczniesz mnie przekonywać o swoim uczuciu a ja będę taka głupia, że ci ulegnę przyjmując fałszywe wyjaśnienia. Teraz…teraz wiem, że nie istnieje takie ryzyko.
- No tak, w końcu jestem znany jak nałogowy awanturnik wpadający w szał bez powodu.
- Nie o to mi chodziło. Bałam się tego, że zaczniesz mnie przekonywać o swoim uczuciu a ja będę taka głupia, że ci ulegnę przyjmując fałszywe wyjaśnienia. Teraz…teraz wiem, że nie istnieje takie ryzyko.
-
Fałszywe wyjaśnienia? A więc wciąż uważasz, że nigdy cię nie kochałem?
-
Sam przyznałeś, że uświadomiłeś sobie co czujesz dopiero po słowach Karola.
-
Ale to nie znaczy, że wcześniej tego nie czułem.
-
Nie oszukuj się Arek. Nie kochasz mnie i nigdy nie kochałeś. To co czułeś gdy
uległam wypadkowi to było po prostu poczucie winy z powodu tego jak nie
potraktowałeś.
-
Widzę, że ta rozmowa nie ma sensu skoro tak doskonale znasz moje uczucia.
-
Przepraszam, nie chcę cię urazić. Ale miałam masę czasu na rozważania i
refleksje. I przepraszam za to, że tak długo zwlekałam z faktem poznania przez
ciebie prawdy, którą i tak zdradził ci ktoś inny. Nie miałam pojęcia że aż tak cię to dotknie. Ale to nie zmienia faktu tego
jak mnie potraktowałeś. Przypomnij sobie naszą pierwszą wspólną noc, Arek.
Przypomnij sobie to co stało się rankiem, jak bardzo zakłopotany się czułeś.
Analizowałam sobie to wszystko wiele razy przez kilkanaście tygodni i wciąż nie
mogę zrozumieć dlaczego to zrobiłeś. Byliśmy w końcu przyjaciółmi, tak
przynajmniej myślę. Mogłeś więc usprawiedliwić się mówiąc, że byłeś pijany, że
wcale mnie nie kochasz. Byłoby mi ciężko i być może na jakiś czas odcięłabym
się od ciebie, ale na pewno nie znienawidziła. Dlaczego więc zrobiłeś coś
odwrotnego mamiąc w tak okrutny sposób i drwiąc z uczuć które wówczas czułam?
Już na samym początku stwierdziłeś, że to dobry interes móc sypiać ze swoją
przyjaciółką całkiem bezkarnie? Bo na pewno nie wmówisz mi, że wtedy
traktowałeś mnie poważnie.
-
Tak, to prawda: nie myślałem o tobie w kategoriach związku, nie myślałem o nas
ani o niczym innym. Pamiętam, że byłem wtedy przerażony. Bo nie chciałem z tobą
być i nie miałem pojęcia jak w ogóle mogłem spędzić z tobą noc. Ale jeśli
chcesz wiedzieć dlaczego to nie po to by dalej móc z tobą bezkarnie sypiać. Po
prostu nie chciałem cię zranić. Nie chciałem by moja wieloletnia przyjaciółka
dowiedziała się, że była ofiarą pijanego playboya dla którego ich zbliżenie nie
było niczym więcej niż satysfakcjonującym seksem. Wtedy.- Zosia domyślała się
prawdy już od wielu tygodni, więc powinna być na nią przygotowana. Mimo to
zrozumienie, że miała racje nie było przez to łatwiejsze. Bo ciężko jest
słuchać o tym, że w sumie na jej miejscu mogła znaleźć się każda inna kobieta a
on nie poczułby żadnej różnicy. Wolałaby już żeby kochał ją do szaleństwa przez
dwa tygodnie a potem zauroczenie mu minęło i zastanawiał się czy dalej ją lubi.
Ale nie to, że była dla niego nikim, jeszcze jedną kreską w łóżku. Nie to.
-
Ale przecież w ten sposób ostatecznie to zrobiłeś: zraniłeś mnie i to tysiąckroć
razy bardziej niźli zrobiłbyś to mówiąc mi prawdę na samym początku. Gdybyś
przyznał się od razu wtedy wyleczyłabym się z głupiej miłostki szybciej a nie
wierzyła w happy end, który nie miał prawa się ziścić.
-
Myślałem, że potem jakoś to jakoś łagodnie odkręcę.
-
Przy okazji sypiając ze mną i zapewniając mnie o swoich nieprawdziwych
uczuciach.
-
To nie tak.
-
A jak Arek? Przecież to prawda. Wiedziałeś, że cię kocham i wykorzystywałeś to
jak się tylko da.
-
To nie był dla mnie tylko seks, Zosia.
-
Jej, nie musisz tego robić już teraz: eufemizmy zazwyczaj są pomocne w
dyplomacji ale nie w związkach. I jakoś przeżyję fakt, że byłam dla ciebie
jeszcze jednym imieniem. Ale hipokryzji nie zniosę.
-
Nie kłamię teraz. Przysięgam, że to co mówię jest prawdą. Na początku cię nie
kochałem, choć wspaniale mi się z tobą rozmawiało. No i nasz seks był…sama
wiesz że był cudowny. I z czasem zrozumiałem że to ty jesteś dla mnie kimś
właściwym, moją przysłowiową drugą połową.
-
Wstydziłeś się mnie Arek.
-
To nieprawda.
-
Prawda. Byłam twoim brudnym sekretem. Bo przecież co powiedzieli by zazdrośni
koledzy z banku wiedząc, że Arek chodzi z tą nieśmiałą Zosią, która zawsze
pomaga mu w pracy. Albo rodzice. Taka dziewczyna nie wpisująca się w kanony
współczesnej seksbomby tylko w sam raz nadająca się na nudną żonę oznaczałaby
ustatkowanie się. A tego byś nie chciał. Zwłaszcza taka jak ja: niepewna siebie, bez żadnego polotu którą nie można się popisać przed kolegami, którą nie można nazwać "fajną laską".
-
Nie myślałem o tym w ten sposób.
-
A niby jak?
-
Nie wiem. Nie analizowałem tego, żyłem chwilą. Było mi z tobą dobrze i tyle.
-
Rzeczywiście, nawet tuż przed świętami wyruszyłeś nawet z Karolem na nowy
podryw do klubu kłamiąc że wracasz do domu.
-
Ale nie na podryw, Zosiu. Ja…ja nie umiałem mu po prostu odmówić. Ale nie
poszedłem tam po to by poznać inną kobietę. Musisz mi uwierzyć.
-
Ale ja ci wierzę Arek. Naprawdę. Tyle, że ty wciąż nie możesz zrozumieć że nie
byłeś dojrzały do jakiegokolwiek związku.
-
Teraz jestem.
-
Teraz, jak mówiłam, rządzi tobą poczucie winy. Myślisz, że skoro to wszystko
skończyło się dla mnie aż tak tragicznie to musisz to jakoś odpokutować, że to było
jakieś romantyczne love story. Ale tak nie jest.- Arek już chciał przerwać jej mówiąc,
że jeszcze na przyjęciu sylwestrowym chciał się z nią spotkać by jej to
wyjaśnić i prosić o wybaczenie; że chciał poinformować o ich związku swoich i
jej rodziców. Ale zrozumiał, że to bez sensu. Ona była głucha na jego
argumenty, ponieważ nie chciała mu zaufać. Ponieważ jak sama się wyraziła
ułożyła sobie to wszystko w głowie i wyszło jej na to, że on jest winny. Ponieważ nie potrafiła mu wybaczyć, nie chciała z nim być. Poza
tym…doszedł do wniosku że on sam tego nie chce. I nie dlatego, że teraz ma
ciało innej kobiety, że niejako nie jest sobą. Ale po prostu dlatego, że
zraniła go równie mocno jak według niej on zranił ją. To nie była Zosia jaką
znał: łagodna, uczuciowa, sprawiedliwa. Ta kobieta była mściwa i osądzała innych
bez żadnych dowodów. Jaki więc sens było jej tłumaczyć, że ją kiedyś kochał? Może rzeczywiście miała rację i to była po prostu jeszcze jedna fascynacja która nie skończyła się tak samo jak inne bo podsycało je poczucie winy i fakt, że przebywała w śpiączce? Może to było tylko poczucie winy?
Popełnił co prawda błąd- a raczej całą masę błędów, ale i tak uważał że nie zasłużył na jej milczenie. Choćby tamtego dnia gdy za kilka godzin lekarze mieli odłączyć Wiktorię w jej ciele od aparatury. Nie mogła mieć pojęcia co się wtedy stanie, ale mimo to nie szepnęła mu ani słówkiem tego kim naprawdę jest. Bo odcięła się od przeszłości. I od niego. On też powinien więc to zrobić.
Popełnił co prawda błąd- a raczej całą masę błędów, ale i tak uważał że nie zasłużył na jej milczenie. Choćby tamtego dnia gdy za kilka godzin lekarze mieli odłączyć Wiktorię w jej ciele od aparatury. Nie mogła mieć pojęcia co się wtedy stanie, ale mimo to nie szepnęła mu ani słówkiem tego kim naprawdę jest. Bo odcięła się od przeszłości. I od niego. On też powinien więc to zrobić.
-
Masz rację: jak zwykle. Ja mogłem zapomnieć, że tylko ty masz monopol na
prawdę. Szkoda tylko, że wobec samej siebie nie byłaś taka uczciwa. I nie stać cię było na trochę odwagi czy szczerości.
-
Arek, posłuchaj…
-
Nie, nie ma sensu kontynuować tej dyskusji: to zupełnie pozbawione sensu. Jak
rozumiem nie możesz mi wybaczyć tego, że od samego początku cię nie kochałem. I
taka jest prawda: nie mogę tego zmienić choć teraz jest zupełnie inaczej. Ale
to przecież nieważne, bo łatwiej jest rozgrzebywać przeszłość. I nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Trafnie podsumowałem? Tylko szkoda, że nie kazałaś mi się od siebie odczepić parę miesięcy temu już po wypadku. Gwarantuję ci, że bym posłuchał i oboje moglibyśmy uniknąć tych żałosnych epizodów z przeszłości. - Powiedział
jeszcze na koniec wstając z sofy a potem kierując się ku korytarzowi aż do
drzwi. Zosia zrobiła to samo idąc za nim.
-
To nie tak.
-
A jak?- Choć się tego nie spodziewała Arek gwałtownie się odwrócił tak, że w
ostatniej chwili wyhamowała zapobiegając wpadnięcie na niego.
-
Naprawdę nie rozumiesz?- Zaczęła patrząc mu prosto w oczy czując jak masa
emocji kłębi się w jej wnętrzu począwszy od złości i żalu poprzez akceptację aż
do wyrzutów sumienia.- Tamtego dnia na tym sylwestrowym przyjęciu potknęłam się
pociągając za sobą stojącą na schodach Wiktorię, bo chciałam od ciebie uciec.
Uciec od słów które usłyszałam, od tego co jak twierdzisz teraz nie jest
prawdą. Ale tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenia: to nie jest istotne czy
Karol wyrażał na głos to co ty sam myślałeś czy też nie. Bo od tego dnia to
wszystko się zaczęło, zaczęłam być nią. I choć wiem, że to nie ty ponosisz za
to winę, to nie potrafię pozbyć się myśli, że gdybym tam wtedy nie poszła,
gdyby Karol mnie nie przekonał…to wciąż byłabym sobą. Myślisz, że jest mi
łatwo? Że łatwo mi reagować słysząc cudze imię? Że nie tęsknię za rodzicami
którzy mają mnie za koleżankę prawdziwej Wiktorii? Że nie boję się każdego dnia
w swojej pracy podejmując decyzję o wydaniu dwóch czy trzech milionów kredytu
która może być niewłaściwa? Albo kiedy ktoś obcy uśmiechnie się do mnie na
ulicy nie wiedząc czy jest to zwykły odruch czy może to ktoś kogo Cruella
kiedyś znała? Myślisz, że nie chcę wrócić do swojego dawnego mieszkania i
życia?
-
Uważasz więc, że to moja wina?
- Nie, powiedziałam przecież że nie. Ale ty się łączysz z tym wydarzeniem, ty jesteś z nim bezpośrednio związany. Z czymś o czym chciałabym zapomnieć.
- Nie, powiedziałam przecież że nie. Ale ty się łączysz z tym wydarzeniem, ty jesteś z nim bezpośrednio związany. Z czymś o czym chciałabym zapomnieć.
-
Więc w głębi duszy mnie oskarżasz.
-
Nie wiem co mam myśleć. W ciągu ostatnich tygodni zaczęłam stopniowo przyzwyczajać
się do tego, że tak będzie zawsze, że mogę być kimś innym do końca życia. Ale
to nie znaczy, że chciałabym by tak było. Ani tym bardziej, że kogoś za to
oskarżam.
-
Przykro mi.- Dodał tylko po czym wyszedł. Bo na większe współczucie w zaistniałej
sytuacji nie było go stać. Na razie nie był w stanie wczuć się w jej sytuację, nie stać go było na jakąkolwiek empatię skoro tak mocno go zraniła. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić tego co mogła przeżywać. Ale też nie próbował.
Uważasz więc, że to moja wina?
Nie, powiedziałam przecież że nie.
Nie, powiedziałam przecież że nie.
Wiedział,
że skłamała. Mówiła, że go nie oskarża, ale jej spojrzenie mówiło co innego. Uważała,
że to jego wina, że gdyby nie on i słowa Karola wciąż byłaby sobą.
Mimo
wszystko to wyznanie sprawiło, że paradoksalnie poczuł się trochę lepiej. To
przynajmniej był realny i zrozumiały powód jej wycofania w stosunku do niego. Tylko,
że…nie tak to sobie wyobrażał. Nigdy nie sądził, że to ona może zrobić coś co
sprawi, że to on nie będzie chciał mieć z nią do czynienia. Bo choć mówił
sobie, że jeszcze za wcześniej by wydawać definitywne opinie, że teraz wciąż rządzą
nim gwałtowne emocje i poczucie krzywdy to jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu,
że między nim a Zosią zaszło za wiele by mogła być jeszcze dla nich jakakolwiek
szansa.
Oczywiście najpierw pozytywny komentarz super cześć chociaż trochę smutna. Mam nadzieję że nie będziemy bardzo długo czekać chociaż po takiej dawcę musi być chwila na wytchnienie. Fakt że już rzeczywiście nie na co przeciągać opowiadania i wtrącać wątków pobocznych. Mam tylko nadzieję na happy end tradycyjny w tym przypadku Artur Zosia i Ksawery Wiktoria ale wszystko w Twoich rękach genialna Autorko genialnego opowiadania
OdpowiedzUsuńKiedy kiedy kiedy ???
OdpowiedzUsuńNo tak jak zapowiedziałam niestety kolejne juz nie bedą tak szybko. Na pewno do niedzieli coś się pokaże: jak uda mi się szybciej to wstawię na pewno :)
UsuńKiedy następna część?
OdpowiedzUsuńKiedy planujesz dodać kolejny rozdział ?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam nie zauważyłam wpisu na górze cofam pytanie powodzenia
OdpowiedzUsuńCzy wstawisz coś dzisiaj ?
OdpowiedzUsuń