Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 września 2017

Nowy początek: Rozdział XXIV



Niestety krótszy niż do tej pory, ale jeśli miałam go wstawić do końca niedzieli to na nic dłuższego nie było mnie stać. Tym bardziej, że wciąż jestem zmuszona pisać na starym pudle, czyli komputerze stacjonarnym-, co i tak jest mniejszym złem niż tablet. Mój laptop póki co wciąż w naprawie. Co do pytań o długość samego opowiadania, to pewnie się powtórzę, ale opowiadanie miało być dużo bardziej obszerniejsze (zawsze takie mi wychodzą, bo wydaje mi się, że zupełnie nie umiem pisać opowiadań w w trzecioosobowej formie; gdy tego próbuje za bardzo zagłębiam się w szczegóły, opisuje różne sytuacje z perspektywy wielu postaci i tworzy się taki mało zachęcający zlepek niedynamicznej akcji co przyznaję sama jako autorka), ale teraz staram się je maksymalnie skondensować w głowie rezygnując z kilku pomysłów (mam nadzieję, że przez to historia wiele nie straci i nie będzie pisana na łapu-capu). Także nie wiem czy mogę pokusić się o określenie konkretnej liczby. Na pewno nie będzie ich więcej niż dziesięć (chociaż znając mój styl pewnie i tego nie mogę obiecać)



CZTERNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

Zosia wpatrywała się w pływające przy powierzchni rzeki kaczki. Obserwowała przy tym jak mały chłopiec w towarzystwie najprawdopodobniej ojca rzuca im małe okruszki pieczywa a one zwabione jedzeniem podpływają coraz bliżej niego. Zupełnie zapominają przy tym o domniemanym niebezpieczeństwie czy czymkolwiek innym. Ale z drugiej strony o czym może myśleć kaczka? Nie musi martwić się rachunkami do zapłacenia, dbaniem o męża czy dzieci, pracą i karierą zawodową. Jej życie skupia się tylko na beztroskim pływaniu i wyławianiu kawałków jedzenia od ludzi gotowych się z nimi nim podzielić.
- Chyba wiosna zbliża się pełną parą.- Rzekł w pewnym momencie Ksawery przerywając błogą ciszę i jej rozmyślania.- Dziś jest prawie dwadzieścia stopni.
- Tak.- Mrugnęła bezmyślnie poprawiając się na ławce co musiała robić dość często. Parkowe ławki nie należą do zbyt komfortowych. – Chyba brakowało mi słońca.
- Jakoś nie widać by cię zbytnio cieszyło.
- W mojej sytuacji też raczej nie miałbyś powodów do radości. Widziałeś jak ona ostatnio się ubrała?- Ksawery doskonale wiedział kim jest owa „ona” i nie odpowiedział, bo zrozumiał że Zosia oczekiwała od niego takiej samej opinii jak jej własna: Cruella robi z niej pośmiewisko. Ale dla niego prawda wyglądała zupełnie inaczej. Jego zdaniem Wiktoria zmianą wizerunku podkreśliła tylko walory Zosi wydobywając na światło dzienne jej naturalne piękno, które skrywała pod niedopasowanymi ubraniami czy beztroską fryzurą. Nawet makijaż który Zosia uważała za zbyt odważny tak naprawdę uwydatniał kolor jej oczu oraz podkreślił rysy twarzy; nie wspominając już o zniewalających ustach które od wielu miesięcy pragnął pocałować. Pokryte wyrazistą szminką po prostu prowokowały do nieodpowiednich myśli.- Robi ze mnie pośmiewisko. Na dodatek wczoraj, w poniedziałek rozmawiała z Karolem. Tym samym który poklepując Arka po ramieniu mówił jaką to jestem wdzięczną brzydulą.
- Nie torturuj się już myślami o niej.
- Jak mogę tego nie robić? Zwłaszcza, że ona stale coś knuje. Jest z siebie za bardzo zadowolona.
- Może po prostu w przeciwieństwie do ciebie stara się dostrzegać dobre strony całej tej sytuacji.
- Nie znasz jej prawie w ogóle, dlatego nie wiesz że to nie w jej stylu. Znów coś kombinuje, a ja nie mam pojęcia co.
- A co na ten temat mówi Marysia? To znaczy szans na waszą powtórną przemianę.- Ksawery zdecydował się na zmianę tematu. Miał nadzieję, że to odciągnie Zosię od problemu Cruelli.
- Och nie mówiłam ci? Wpadła do mnie w sobotę oznajmiając, że chyba odkryła co muszę zrobić by odzyskać dawną postać.
- I informujesz mnie o tym po trzech dniach?
- Gdy ci to wyjaśnię, sam zrozumiesz dlaczego. Otóż Maria poszła tropem wróżby z ciastka sylwestrowego i udało jej się w końcu dotrzeć do jej autora. Uwierzysz, że wynajęła nawet prawdziwą Chinkę do pomocy?
- I co dalej?- Niecierpliwił się.
- Nic. Udało jej się ustalić, że zmiana dusz rzeczywiście wynika z mocy wróżby.- Odpowiedziała takim tonem, który mówił że ani trochę w to nie wierzy.- I że minie jeśli uda mi się ją spełnić.
- Wróżbę?
- Aha.
- Więc…to oznacza że musisz „pokonać Wiktorię”, tak?
- Na to wygląda. Zapytałam nawet Marysi czy wystarczy zwykła trucizna czy będę zmuszona walczyć z Cruellą na kopie albo miecze, ale chyba nie zrozumiała żartu.- Zosia skrzywiła się przypominając sobie złość swojej siostry gdy to pytanie padło z jej ust.
- Hm, pokonać to nie musi znaczyć „zlikwidować”.
- Wiem. Ale co właściwie to może znaczyć? I czemu ona tak usilnie uczepiła się tych ciastek? Przecież Wiktoria nawet go nie zjadła.
- Ale twoim zdaniem ponowny upadek sprawi, że znów znajdziecie się w swoich własnych ciałach.- Wypowiedział na głos to, co wcześniej mówiła mu Zosia.- I nie obraź się, ale nie brzmi to mniej dziwaczniej niż propozycja twojej siostry.
- Dla mnie tak. A zresztą: nie chcę już o tym gadać. Co z Arkiem?
- Chyba nic nowego.- Zaczął Ksawery nie mogąc powstrzymać odruchowej sztywności. Wiedział, że Zosia pyta go o byłego ukochanego tylko dlatego by sprawdzić czy nie spotyka się z Wiktorią po pracy albo nie robi jakichś rzeczy które mogłyby jej zaszkodzić, ale to były jej tłumaczenia. On w skrytości ducha obawiał się, że ten goguś wciąż może interesować ją jako mężczyzna.- Pracuje, siedzi w domu, wieczorem czasem gdzieś wyjdzie.
- Sam?
- Najczęściej.
- To znaczy? Z przyjaciółmi do klubu na podryw? A może już ma nową dziewczynę?
- Miałoby to dla ciebie jakieś znaczenie?- Odważył się spytać.
- Jasne, że nie.- Prychnęła, ale fakt iż nie patrzyła mu prosto w oczy powiedział mu wszystko.- To nawet lepiej: odczepiłby się od Wiktorii.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że od ciebie.- W odpowiedzi posłała mu piorunujące spojrzenie.
- Nie podoba mi się to dokąd zmierza ta rozmowa. Powiedz mi lepiej jak ostatnie zlecenie. Pokonałeś w końcu przeciwstawne wymagania klienta odnośnie wyglądu strony internetowej jego sklepu?- W duchu uśmiechnął się rozumiejąc, że ona tak jak on wcześniej zmianą tematu próbuje odciągnąć rozmowę od bolesnego dla siebie problemu. Dlatego udając, że tego nie zauważa wdał się w szczegółową relację na temat swojej pracy.

***
Dopiero w środę Zosia poznała już przyczynę dobrego samopoczucia Cruelli gdy Jowita powiadomiła ją o tym co widziała dzisiejszego ranka przyjeżdżając do pracy. Mianowicie Szymborska prowadziła z Arkiem pospieszną rozmowę. Zdaniem przyjaciółki wyglądali na takich którzy coś planują.
Zła, zrozumiała że Wiktoria od początku robiła ją w bambuko udając pozorny kompromis. Bo za jej plecami kręciła z Żylińskim…Pokonując wściekłość skupiła się na swojej pracy z niecierpliwością wyczekując przerwy na lunch. W ciągu ostatnich kilku dni Wiki nie jadała w stołówce na dole co do tej pory raczej ją cieszyło- w końcu mniej osób mogło rozpoznać jej dziwne zachowanie gdyby na przykład nie pamiętała kim są i o czym dawniej rozmawiali- ale teraz dotarło do niej że w bufecie nie było również Arka. To nie mogło być przypadkiem.
I rzeczywiście, kilka godzin później Zosia ostrożnie śledząc Cruellę weszła za nią do niewielkiej restauracji niedaleko banku. Tej samej zresztą, w której dawniej czasami to ona jadała z Arkiem. I rozgoryczenie zapiekło ją żywym ogniem.
Bo się śmiali.
Śmieli się odprężeni wybierając z karty jakieś dania jakby wymieniali dowcipy.
Jakby coś ich łączyło.
Widząc to jakaś bolesna szpilka ukuła ją w okolicy serca.
Bo nie wiedząc dlaczego ten śmiech jawił jej się jako drwiny z niej samej.
Nie mogła na to pozwolić.
Nie mogła.
Przezwyciężyła jednak natychmiastowy odruch podejścia do ich stolika by zrobić awanturę. To nic by w końcu nie dało, a tylko jeszcze bardziej zachęciłoby Arka do kontaktów z Szymborską. Dlatego postanowiła rozmówić się z nimi osobiście. Oddzielnie.
Pół godziny później czekała w biurze na Wiktorię z zaciętą miną. Gdy tamta w końcu wróciła a Jowita przekazała jej prośbę o rozmowę, zjawiła się bez pukania.
- A ty czego znów chcesz? Nie mów, że będziesz mnie rozliczać z pięciominutowego spóźnienia?
- Ty tak robiłaś gdy ktoś nieco przedłużył swoją przerwę na lunch, więc może chcę kontynuować twoje żelazne zasady?
- Nie nadajesz się do tego. Więc? O co chodzi?
- Naprawdę masz mnie za taką głupią?
- Rany, musisz zaczynać takim banalnym sloganem który nic mi nie mówi?
- A ty kłamać i łamać obietnice?
- Powtarzam: o co ci chodzi?
- O Arka. Kazałam ci się z nim nie spotykać.
- Ach, to masz na myśli.- Cruella w geście bagatelizacji machnęła ręką, choć w jej oczach wyraźnie pojawił się błysk. Błysk zadowolenia z siebie.- Nie moja wina, że za mną lata.
- Więc mogłaś kazać mu spadać!
- Ale ten biedaczek wprost usychał za mną z tęsknoty. No i wielokrotnie wyznawał mi miłość. Miałam więc tak po prostu zostawić go samemu sobie? Przyznasz chyba, że to byłoby dość okrutne. Poza tym od początku mi się podobał i chciałam go wypróbować.
- Co…? Co to ma znaczyć?
- Jej, chyba nie jesteś bardzo zła, prawda? W końcu mimo wszystko on sądzi, że robił to z tobą.- Słysząc to cała krew odpłynęła z twarzy Zosi.
- Co masz na myśli?
- Serio musisz pytać?
- Ty suko!- Może gdyby nie ten bezczelny wyraz twarzy na ustach Wiktorii, może gdyby nie prowokacja bijąca z jej słów, Zosia zdołałaby uniknąć wybuchu. Ale tak po prostu nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami upokorzenia i wściekłości w oczach rzuciła się na Szymborską.
Z powodu zaskoczenia i szoku tamta prawie natychmiast upadła na twardą glazurę wydając z siebie cichy jęk. Potem próbowała odepchnąć od siebie Zosię.
- Co ty robisz kretynko?! Puszczaj mnie.
- Jak śmiałaś to zrobić?!- Krzyczała tamta jednocześnie potrząsając Wiktorią.-I to tylko z powodu chęci odegrania się na mnie?! Jak mogłaś się z nim przespać?!
- Nie moja wina, że mam to twoje pieprzone ciało! Ale ty śmiało: też możesz korzystać! Na przykład z tym całym Ksawerym! Jestem pewna, że będzie chętny. Teraz nawet bardziej skoro wyglądasz sto razy lepiej mając mój ciało.- Dodała doskonale wiedząc, że ta gęś nigdy nie przespałaby się z żadnym facetem z chęci odwetu. Nawet na niej. Była więc bezpieczna.
- Jesteś dziwką która nie wie co to szacunek i zaufanie. Bo ja ci zaufałam, a ty z nim..
- Jesteś dziewicą czy co? Czemu aż tak cię to boli?!- Wrzasnęła Szymborska co spowodowało, że Zosia odruchowo ją puściła.
- Bo to moje ciało, nie twoje! I choć ty tego nie rozumiesz z szacunku do niego i siebie samej nie traktuję go jak materaca dla facetów!
- Nie wiesz co tracisz, króliczku.
- Jesteś nie tylko podła, ale i okrutna. Poza tym…- Zosia już szykowała się do dłuższej przemowy gdy przetrawiła wcześniejsze słowa Wiktorii.
Jesteś dziewicą czy co?
Jesteś…
Gdyby przespała się z Arkiem, Cruella wiedziałaby jaka jest prawda. Spłynęła na nią fala ulgi tak wielkiej, że prawie zakręciło jej się w głowie. Sama świadomość, że Arek dotykał jej ciała i był w niej napawała ją odrazą. Wciąż trzęsła się ze złości. Mimo to wstała z podłogi, choć czuła że nogi wciąż jej drżą. Dzięki Bogu jednak tamta tylko kłamała.
- Co: słów ci zabrakło?
- Nie: zamierzałam dodać że jesteś wstrętną kłamczuchą.
- Epitet rodem z edukacyjnej bajki dla dzieci. Nawet nie potrafisz kogoś porządnie obrazić?
- Ironią nie przykryjesz prawdy.
- Nie zamierzam cię przekonywać jak słodko było mi z Areczkiem: w sumie to nawet lepiej że nie wierzysz, bo mogę to dalej robić bezkarnie.
- Nie udawaj. Spytałaś czy zabolało mnie to bo jestem dziewicą. Skoro z nim spałaś to z pewnością znałabyś odpowiedź na ten fakt.
- Skąd wiesz czy to nie celowy wybieg?
- Jezu, naprawdę zrobiłaś to wszystko byleby mnie tylko wkurzyć?- Kontynuowała Zosia nic sobie nie robiąc ze słów Wiktorii usiłującej ją przekonać do swojej wersji.
- Dobra, nie spałam z nim jeszcze z powodu natłoku obowiązków zawodowych ale zamierzam, gdy tylko sprawdzę szczegółowo całym okres twojego panowania tutaj.- Przyznała w końcu niechętnie Wiktoria.-  Z twoim pozwoleniem czy bez.
- Nie próbuj bo to się może dla ciebie źle skończyć. I tym razem mówię poważnie.
- Jej, kiedy w końcu przestaniesz mnie straszyć, hm? Naprawdę nie dociera do ciebie że mam gdzieś twoje groźby?
- Zwolnię cię z banku. I przestanę dawać pieniądze: w końcu to ja jestem teraz tobą i mam dostęp do środków na wszystkich rachunkach. A fakt, że przez cztery dni potrafiłaś wydać 10 000 zł oznacza, że z pewnością nie wyżyjesz całego miesiąca za jedną trzecią tej kwoty, którą zarabiałam jako ja. Poza tym doprowadzona do ostateczności mogę zrobić coś co zaboli ciebie i twoją próżność jeszcze bardziej. A szkoda byłoby takiej ładnej buzi.
- Co? Zamierzasz bawić się teraz w Hannibala?
- Aż tak to nie, ale zawsze uważałam że blizny dodają atrakcyjności. Tylko nie jestem pewna czy to działa również w przypadku kobiecej twarzy.
- Tak się składa, że teraz ta kobieca twarz to również twoja twarz. Tak więc chcąc nie chcąc to ty stałabyś się szpetna.- Wiktoria ani przez moment nie wyglądała na pozbawiona animuszu.
- Może.- Zosia beztrosko wzruszyła ramionami.- Ale w końcu kiedyś się nimi zamienimy, prawda? A nawet jeśli nie to i tak satysfakcja byłaby dla mnie dostateczną rekompensatą.
- Pamiętaj, że ja też mam dostęp do twojego ciała i mogę odpowiednio się odegrać.
- Już mówiłam, że nie jestem próżna. I choć groźna też nie, dłużej nie pozwolę ci na te gierki z Arkiem.
- Możesz wymyślać co chcesz, a i tak odegram się sto razy bardziej.
- Tak ci się tylko wydaje. Bo właśnie przyszedł mi do głowy nowy pomysł. W przypadku malwersacji środków przez dyrektorkę działu raczej nie skończy się to tylko zwolnieniem, prawda? Ale dla szeregowego pracownika takiego jak Zosia Niemcewicz, no wiesz w razie gdybyś chciała się odkuć…zwłaszcza po tym sylwestrowym wypadku pan Adamczyk zadowoli się wyciszeniem sprawy wobec dawnej ofiary która ucierpiała na skutek niezapewnienia bezpieczeństwa na imprezie firmowej za które odpowiedzialny był bank. A praca tutaj zawsze była dla ciebie najważniejsza, prawda? Tak samo jak reputacja. Ja i tak w niedługim czasie planowałam stąd odejść. A jak myślisz jaki bank zatrudniłby cię po czymś takim nawet na stanowisko kasjerki?
- Brawo, cóż za kreatywność.- Wiktoria szyderczo klasnęła w dłonie.- Ale powiedz mi jeszcze jedno: chodzi ci tylko o Arka? Czy innych facetów też nie mogę…
- W porządku?- Rozległ się głos Jowity.- Słyszałam jakieś hałasy…
- Prosił cię ktoś o pomoc?!- Warknęła Cruella.- Spadaj i się nie wtrącaj.
- Na pewno w porządku Zosiu?
- Do cholery przecież ci mówię, że…- Wiktoria miała już dość ignorowania jej. Nie była do tego przyzwyczajona. Może to dlatego na każdy przejaw takiego zachowania ze strony Zosi reagowała zbytnią przesadą. Ale nic nie mogła na to poradzić. Nie, gdy takie podrzędne coś jak Piegusek nagle miał nad nią władzę
- Tak Jowita, w porządku. Wiktoria po prostu się potknęła a teraz krzyczy bo…lubi sobie trochę powrzeszczeć. Ale teraz już wychodzi by wracać do pracy.
- Ty…
- Prawda?
- Odwal się.- Mrugnęła jeszcze wściekle wychodząc z gabinetu ostentacyjnie wymijając Jowitę.
- No dobra, to teraz czas na drugą rundę: przyprowadź Arka, Jowi.
- Na pewno?- Upewniła się przyjaciółka Zosi.
- Tak.
Z Żylińskim poszło znacznie lepiej niż przypuszczała. Na początku przypomniała mu o tym, że idąc mu na rękę za zgodą „Zosi” zgodziła się na anulowanie zwolnienia, ale potem stosując groźby sugerujące władzę nad nią rozkazała by się z nią nie spotykał. Przez jakiś czas na jego twarzy błąkał się ironiczny uśmieszek, ale z czasem znikł. Zosia nie miała pojęcia co go spowodowało do czasu gdy nie spytał jej:
- Ty wcale jej nie nienawidzisz, prawda? Ty chcesz ją po prostu chronić. Przede mną. Uważasz, że ją skrzywdzę i z jakichś powodów zamierzasz jej tego oszczędzić.
- Bardzo ciekawa teoria, ale kompletnie wyssana z palca.
- Czyżby? Co tak naprawdę was łączy? I czemu się o nią martwisz? Jaką masz nad nią władzę?
- Żadnej. Poza taką jaką ma szefowa nad swoją pracownicą.
- Nie wierzę. Powiedz mi prawdę, a może przemyślę twoją ofertę.
- Naprawdę sądzisz, że masz jakiś wybór?- Zosia rzuciła mu twarde spojrzenie, które ani trochę go jednak nie ośmieliło. Ze złości prawie zazgrzytała zębami.
- Powiedz, chodzi o to co usłyszałaś w tamtej piwnicy? To wszystkie głupoty o których mówił Karol…przez to mi nie wierzysz. Nie wierzysz w to, że kocham Zosię.
- Czemu miałoby mnie to obchodzić?
- Ty mi odpowiedz.
- Kręcimy się tylko w kółko.
- Na twoje własne życzenie. Bo nie potrafisz zrozumieć, że kocham Zosię.
- Kocham, kocham…- Mrugnęła sarkastycznie.- To tylko głupie słowo, które może powiedzieć każdy. Jego powtarzanie niczego nie zmieni.
- Dla mnie to nie jest tylko słowo.
- I pewnie dlatego nawet nie rozpoznałeś, że kobieta z którą się ostatnio spotykasz to wcale nie jest…
-…co wcale nie jest…?
- Nic.- Zakończyła z rezygnacją. Potem jednak wpadła na nowy pomysł.- Chodzi o to, że ona nie do końca pamięta swoje dawne życie. Zosia w wypadku straciła pamięć.
- Co?
- Nie mówiła tego, bo to nie do końca tak wygląda. Po prostu zapomniała wiele faktów. Dlatego pomagam jej w pracy traktując trochę bardziej preferencyjnie. Naprawdę nie zauważyłeś, że zachowuje się inaczej?
- Tak, ale nigdy bym nie pomyślał że taka może być tego przyczyna.
- Więc już wiesz. Dlatego daj jej spokój przez jakiś czas. Bo ona cię nie pamięta. Spytaj ją o wybrane wspomnienie o którym wie tylko wasza dwójka i będziesz miał odpowiedź. Ona nie będzie miała pojęcia o czym mówisz.
- Chcesz powiedzieć, że to mnie nie pamięta? W ogóle?
- Tak. Jakimś cudem tak się właśnie stało. Może to jakaś trauma spowodowana tym jak ją dawniej potraktowałeś.- Nie mogła się powstrzymać od złośliwości.- Więcej nie powiem, ale mam nadzieję, że to uszanujesz.
- Czemu nic mi nie powiedziała?
- Nie pytaj mnie o to. – Arek milczał dłuższą chwilę, a Zosia w tym czasie odwróciła się do okna. Nie chciała na niego patrzeć dłużej niż jest to konieczne.
- Jesteś jej siostrą, prawda?
- Co powiedziałeś?
- Na pierwsze spotkanie przyjechała twoim samochodem. Ale zanim to wyjaśniła odparła, że samochód był jej siostry. I wyraźnie była zmieszana swoją gafą.
- Nie my nie…- Szybko zaprzeczyła, ale tak samo szybko zrozumiała że nadarza się dobra okazja do usprawiedliwienia całego tego bałaganu.-…skoro już się domyśliłeś, niech to pozostanie między nami. Jestem…pozamałżeńskim dzieckiem mojej matki, więc nie ma się czym chwalić. O mój ojciec zdradził matkę Zosi.- W myślach miała nadzieję, że kochany tata wybaczyłby jej coś takiego jeśli kiedykolwiek usłyszy tę bzdurę.
- W życiu nie pomyślałbym, że pan Niemcewicz…- pani Ela potrafi być co prawda bardzo upierdliwa, ale żeby zdradzać ją zaraz po ślubie, dokończył w myślach. I to gdy Maria miała jakieś trzy latka.
- A jednak. Ale od teraz jesteś zobligowany do zachowania tajemnicy.
- Nie musisz się martwić. Zależy mi na dobru Zosi. Marysia też o tym wie, prawda? To stąd jej zainteresowanie tobą. A sama pani Elżbieta?
- Też. Wybaczyła mu. Ale dość o tym. Liczę, że wysłuchawszy tych rewelacji dasz Zosi tyle czasu ile będzie potrzebować i nie będziesz namawiać do powrotu do waszego wspólnego mieszkania z Ksawerym. Nie chciałabym posuwać się do szantażu. Ale jeśli mi to utrudnisz to będę musiała. I nie rozumiem czemu się tak uśmiechasz.
- Chyba właśnie po raz pierwszy dojrzałem w tobie jakiś ludzi odruch. Do tej pory uważałem, że jesteś zaprogramowaną maszyną do zwiększenia rentowności banku i wredną kobietką pozbawioną głębszych uczuć. Ale bardzo się myliłem.
- Nie udobruchasz mnie wątpliwymi komplementami. One nie sprawią, że zmienię zdanie.
- Wiem.- Żyliński uśmiechnął się jakby z lekką melancholią.- Ale chciałem byś to wiedziała.
- Zostaw te gładkie słówka dla innej muchy która zechce złapać się na twój lep.
- Rozczarowałabyś mnie gdybyś nagle zaczęła być miła.
- Skoro załatwiliśmy wszelkie sprawy to możesz już wracać do pracy.- Przybrała bardzo rzeczowy ton, nie komentując jego ostatniego stwierdzenia, choć bardzo trudno się to niego zmusiła. Jej złość dodatkowo wzmagał fakt, że odruchowo miała zamiar odwzajemnić szeroki uśmiech Arkadiusza. A przecież go nienawidziła. Był najgorszą kanalią i zdrajcą jakiego nosiła ziemia. A mimo to tylko przez jeden uśmiech była w stanie zapomnieć o tym wszystkim. To nie wróżyło niczego dobrego dla jej serca.

PIĘTNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

Tego już za wiele, pomyślała Wiktoria gdy ten cały współlokator Zosi i drugi z adoratorów (jak nazywała go w swoich myślach) po raz trzeci pojawił się w banku podczas lunchu. I zamiast zjeść w gabinecie razem z Pieguskiem którego przecież odwiedzał, jadł go tam gdzie ona. Początkowo sądziła, że to był przypadek, ale dzisiaj specjalnie poszła do jednej z małych knajpek niedaleko banku i spostrzegła, że on robi to samo. Super. Jeszcze tego jej brakowało, żeby jakiś młody studencik ją szpiegował. Ale nie zamierzała udawać, że niczego nie zauważa.
- Cześć, mogę się przysiąść? Zważywszy na to, że warujesz tu z mojego powodu tak chyba będzie prościej nie?
- Brawo, w końcu się domyśliłaś.- Odparł jej niczym nie zrażony Ksawery.- Podobno jesteś taka bystra, a zorientowałaś się tak późno.
- Bo zazwyczaj nie zwracam uwagi na obserwujących mnie napalonych samców. Czemu mnie śledzisz? Z rozkazu Pieguska?
- Kogo?
- No Zosi. Tak ją nazywam. Wcześniej sądziłam, że to nawet wredne, ale teraz wydaje mi się nawet być słodkie, a ty jak uważasz? Jej a to co za spojrzenie? Nie chcę cię straszyć Studenciku, ale żyję na tym świecie trochę dłużej niż ty i takie numery na mnie nie działają. Może gdybym miała pięć lat, ale że nie mam…- Wzruszyła ramionami.- Więc jak? Co konkretnie ci kazała? Tylko meldować o miejscu pobytu? A może jakichś konkretnych wydarzeniach? Jezu, język stanął ci kołkiem czy co?
- Naprawdę ciężko z tobą wytrzymać. Nawet trzy minuty to katorga.
- Prawda? Więc przemyśl na co się piszesz.- Mrugnęła do niego okiem jednocześnie biorąc olbrzymi kęs dietetycznej kanapki. Potem bez słowa wstała z krzesła i przesiadła się z powrotem. A po dziesięciu minutach wyszła.
Z biegiem czasu ta inwigilacja zaczęła ją coraz bardziej irytować. Aż do piątku, gdy przypadkiem nie przyłapała go na spoglądaniu na jej nogi. I w końcu uświadomiła sobie oczywistą rzecz. No jasne, przecież sama często żartowała że to drugi amant Pieguska. Dlaczego więc teraz zapomniała o tym fakcie? Przecież mogła go niecnie wykorzystać…Od tej pory zmieniła więc strategię. Zamiast być jeszcze bardziej wredną i złośliwą niż jest, zaczęła być dla niego słodka jak miód i robić niewinne minki, jak to robi prawdziwa Zosia. A przynajmniej się starała, bo trudno jest flirtować i wdzięczyć się udając cnotkę. Ale to i tak działało. Widziała jak często przełykał ślinę gdy pochylała się nad nim prowokacyjnie wystawiając mu pod nos swój dekolt w całej krasie czy podchodziła bardzo blisko. Zorientował się w jej knowaniach dopiero po kolejnych czterech dniach gdy zaprosiła go do swojego nowego lokum udając, że skoro jest złem koniecznym to mógłby chociaż pomóc jej w przestawianiu mebli. Ksawery zgodził się nie wietrząc podstępu, a gdy spełnił swoje zadanie został przez nią zaproszony na kawę. Potem Wiktoria wysiliła się nawet na jakąś rozmowę by zaatakować pełną parą. Po prostu gdy wyszedł z toalety zdjęła bluzkę i została w samym staniku oraz krótkich spodenkach. A gdy patrzył na nią bez słowa podeszła do niego  delikatnie wplatając mu dłonie w kark. Oprzytomniał dopiero po dłuższej chwili.
- Ccco ty robisz?- Próbował się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliła.
- Jak to co? Wykorzystuję sytuację. Zosia nie wspominała, że lubię to robić? A skoro nie mogę mieć Arka, do czego zmusiła mnie szantażem, to mogę zadowolić się tobą.
- Jesteś szurnięta jeśli sądzisz, że chciałbym mieć z tobą cokolwiek wspólnego.- Warknął wściekle gdy udało mu się od niej uwolnić. Uśmiechnęła się z satysfakcją widząc towarzyszące temu spojrzenie.
- Ze mną może nie. Ale teraz mam twarz i resztę ciała Zosi.- Wyjaśniła jednocześnie dłońmi zjeżdżając od ramion aż do ud. Oczywiście obserwował ten ruch jak zahipnotyzowany.
- Co to ma do rzeczy? I co ty sugerujesz?
- Przecież wiem, że się w niej bujasz, ona też. Tylko niestety, nieszczęśliwie zakochała się w Areczku, a że nie może mu wybaczyć raczej pozostanie sama przez następną dekadę rozpaczając nad godnym pożałowania byłym, niż da szansę innemu facetowi. Dlatego przykro mi to mówić Studenciaku, ale nie masz żadnych szans.
- Nie jestem żadnym studentem i przestań mnie tak nazywać! A co się zaś tyczy Arka to jesteś w błędzie, bo ona go nie znosi. Nie po tym co jej zrobił.
- Och oczywiście, może tak mówić: a raczej wmawiać to sobie i innym. Ale serca nie oszuka. Dlatego teraz jest twoja jedyna szansa.
- Niby jaka? I ubierz się wreszcie!- Krzyknął a ona wybuchła śmiechem.
- A co: konar już zapłonął?
- Naprawdę coś z tobą nie tak.
- O i owszem. Mam nie swoje ciało.- Nie przejęła się zbyt mocno obelgą, za dobrze się na to bawiła.- Ale dzięki temu ty masz szansę zobaczyć jak mogłoby ci być z nią. Gwarantuję ci, że ona o niczym nie musi wiedzieć. A my możemy miło spędzić czas.- Mówiła wolno, celowo modulując głos tak by przybrał nieco uwodzicielską nutę. Dodatkowo położyła dłonie na swoich biodrach kierując się w jego stronę. Ksawery nic nie robił. Po prostu na nią patrzył. I patrzył. Widziała grę emocji na jego twarzy i walkę. Była ciekawa kto w niej zwycięży. Ale z chwilą gdy jej wargi dotknęły jego ust już wiedziała, że to będzie ona. Robiła to bardzo delikatnie i niespiesznie tak by zbytnim pośpiechem nie sprawić by oprzytomniał. Zaledwie muskała jego wargi dokładnie czując ich fakturę i miękkość. Potem na próbę dotknęła go mocniej, a gdy chwilę później koniuszek jej języka znalazł się w jego ustach poczuła jak ostatnia tama opanowania pryska. Ksawery mocniej przygarnął ją do siebie jedną dłonią ściskając jej kędziory z tyłu głowy co pozwoliło mu kontrolować jej kąt nachylenia a drugą gładził plecy. Przestał być biernym obserwatorem: teraz to on kontrolował pocałunek.
Dopiero później Cruella zorientowała się, że przegrała gdy ze wstrętem odsunął ją gwałtownie od siebie. Bo wcale nie miała zamiaru przestać. Cholera, ten młody szczaw tak ją podniecił, że chciała więcej. O wiele więcej.
- Gdzie idziesz?
- Wychodzę.
- Hej, nie zostawisz mnie takiej rozpalonej, co? Nie boisz się, że wynajmę jakiegoś faceta by dokończył to czego ty nie byłeś w stanie? I jaki raport zdałbyś swojej platonicznej miłości?- Nakładając swoją kurtkę Ksawery tylko spojrzał na nią bez słowa a potem wyszedł. A ona nie wiedzieć czemu poczuła z tego powodu rozczarowanie. No, może miało to coś wspólnego z faktem, że nieźle całował. To wszystko.

***
Wściekły Ksawery wszedł do mieszkania po dobrej godzinie od wizyty u Wiktorii. Przez ten czas próbował ochłonąć jeżdżąc bez celu samochodem, ale niewiele mu to pomogło. Czuł, że zawiódł Zosię dając się skusić Szymborskiej. Tym bardziej, że nie raz ostrzegała go przed przebiegłością tamtej. Tyle, że on nigdy by nie wpadł na to, że mogłaby zagrać w tak nieczysty sposób jak to zrobiła. Grając jego uczuciami.
Zdejmując swój płaszcz i buty od razu wszedł do salonu włączając telewizor. Chciał zagłuszyć czymś swoje myśli, przestając obsesyjnie rozmyślać o kremowej skórze Zosi, jej piersiach i ramionach. W pamięci wciąż miał ten fantastyczny widok, który przyćmił mu rozum. Tak bardzo, że prawie uległ.
Do diabła, kochał Zosię. Przez całą tą zamianę i fakt okazanego mu zaufania jego głębokie uczucie jeszcze się umocniło. Ale nie była dla niego tylko figurą jakiegoś bożka do którego mógł wzdychać. Darzył ją również namiętnością: aż do tej pory nie znając jej ogromu.
- Boże…- Powiedział do siebie zamykając twarz w dłoniach. – Boże…
- No, nie wiedziałem że jesteś aż tak bardzo religijny.- Rozległ się obok niego głos Arkadiusza. Dzięki temu Ksawery szybko oprzytomniał zbierając się w sobie.
- Czego chcesz?
- Niczego. Zamawiam pizzę. Chcesz trochę?- Iksiński spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Czego ode mnie chcesz, że nagle jesteś taki miły?- Słysząc to Arek roześmiał się.
- Niczego. Po prostu mam dobry dzień. Więc jak?
- Dobra.- Burknął tamten.- Tylko z dużą porcją mięsa: nieważne czy szynka czy kurczak.
- Ok, więc wezmę dwie. - Oprócz jedzenia, pół godziny później Arek przyniósł z lodówki kilka piw, a że akurat był mecz w telewizji, rozsiedli się oboje w salonie.- Prawie jak za starych dobrych czasów nie?- Skomentował to w pewnym momencie przypominając sobie, że tuż po wprowadzeniu się Ksawerego często oglądali razem mecze- nawet jeśli kibicowali odmiennym klubom.
- Powiedzmy. Zanim podzieliła nas miłość do Zosi.- Ksawery nie zamierzał być uszczypliwy, ale pamiętał też że raczej nie możliwe jest by reprezentowali ten sam obóz skoro oboje pragnęli być z tą samą kobietą.
- A więc wciąż będziesz chciał o nią walczyć?
- Mówisz tak jakbyś już wygrał.
- Bo praktycznie wygrałem.- Na te słowa Ksawery nie mógł się nie roześmiać.
- Niczego nie wygrałeś. Nie znasz prawdy.
- Mylisz się.- I znów go zaskoczył.
- Co to znaczy?
- To co słyszysz. Dziś w pracy Wiktoria wszystko mi wyznała. Prawdę o Zosi.
- Czyli co dokładnie?
- Nie mogę powiedzieć.
- Ok.- Mrugnął tylko upijając łyk piwa z butelki. Bo w mig zrozumiał, że cokolwiek mu Zosia czy tam Wiktoria powiedziała, na pewno nie była to prawda o zamianie ciał.
- Nic sobie z tego nie robisz?
- To ten moment w którym mam się rozpłakać?
- Widzę, że wciąż mi nie wierzysz. Ale trudno, za jakiś czas przekonamy się jaka jest prawda.
- Dokładnie.- Zgodził się przypominając sobie jak wielki „grzech” ma do wyznania Zosi. Nie wiedział jak to przyjmie, ale na pewno nie mógł pozwolić by Wiktoria doniosła na niego pierwsza. Bo na pewno nie pozostawi tego co się między nimi wydarzyło samemu sobie. Robiła to dla zdenerwowania Zosi, więc zatrzymując to dla siebie postąpiłaby nielogicznie.

***
Zosia wychodziła z banku prawie jako jedna z ostatnich. Teraz, przez obecność Cruelli miała o wiele więcej obowiązków, bo tamta wielokrotnie przerywała jej pracę pytaniami dotyczącymi podjętych przez nią decyzji zarządczych w poprzednim okresie. Sama natomiast miała Jowitę, która dzielnie znosiła jej humory głównie tylko ze względu na nią dalej wykonując obowiązki sekretarki. Zosia była jej za to niewymownie wdzięczna.
Tak było i tego dnia: sprawiwszy ze sytuacja z Arkiem stała się bardziej stabilna, była bardziej uspokojona. Miała też nadzieję, że jej groźby wobec Wiktorii poskutkują i nie będzie stwarza jej nowych kłopotów. Dlatego była z siebie zadowolona na tyle, na ile mogła być w obecnej sytuacji. Idąc na autobusowy przystanek, zaczęła nawet rozmyślać nad słowami Marysi. Może rzeczywiście wszystkiemu winna była wróżba z ciasteczka? Tylko co może znaczyć zdanie o pokonaniu wroga? O co mogło tu chodzić? Z pewnością o jakąś przenośnię, może konkretny kontekst sytuacyjny, ale jaki? Musiała przyznać, że ta zamiana z pewnością pozwoliła jej lepiej zrozumieć szefową, odkryć jej więcej wad no i kilka zalet zresztą też. Ale to wciąż nic nie znaczyło, nic z tego nie wynikało. Nie była ani trochę rozwiązania problemu niż na samym początku swojej zamiany. Tyle, że niejako już się z nią oswoiła. Wciąż czuła się dziwnie, ale zaadoptowała się do nowych warunków. I to wszystko przestało jej się wydawać takie straszne. Uśmiechnąwszy się pod nosem rozejrzała się przed przejściem dla pieszych nie zwracając uwagi na młodego mężczyznę znajdującego się po jego drugiej stronie. Zresztą nawet go nie znała, a przynajmniej jako Zosia Niemcewicz. Ale on ją znał. I nawet nie zdziwił się, że tak po prostu go zignorowała kładąc to na krab dawnych waśni. Ale nie mógł na to pozwolić. Dlatego odezwał się za jej plecami.
- Witaj Wiktorio.- Tak jak przypuszczał zatrzymała się. Potem spojrzała na niego bez zbytniego zainteresowania zupełnie tak jakby…go nie poznawała? Nie, w to jakoś nie mógł uwierzyć. Pomimo upływu lat musiała go pamiętać. Nie po tym co przeszli. I jak blisko ze sobą byli. Był ciekawy czy wciąż go nienawidzi czy to co między nimi zaszło było już jej obojętne. Dlatego szeroko się uśmiechając dodał:- Kopę lat, siostrzyczko.

środa, 20 września 2017

Nowy początek: Rozdział XXIII



Witajcie, komputer wciąż nienaprawiony, ale skorzystałam z tabletu (choć piekielnie się na nim piszę) i parę stron udało mi się wydziergać :) Część krótsza niż zazwyczaj, ale liczę na to że do weekendu uda mi się napisać kolejną. Aha i pod ostatnim postem zdawałam się trochę żebrać o pozytywne komentarze, ale chciałam wyjaśnić że nie zupełnie o to mi chodziło. Miałam na myśli raczej jakąkolwiek reakcję czytelników na to co wstawiam, bo oczywiście komentarze motywują, ale niekoniecznie muszą być pozytywne. To tak gwoli sprostowania i ścisłości- chociaż przyznam że czasami nie grzeszę skromnością ;)
PS: Wiem, że to tak nie na temat, ale obejrzałam ostatnio nową ekranizację Ani  z Zielonego Wzgórza i aktorka grająca tytułową rolę wprost mnie urzekła. Naprawdę idealnie dobrana bujająca w obłokach Ania, która gdzieś tam wykreowała mi się w głowie podczas czytania książki. Z fabułą już trochę gorzej, ale z drugiej strony, poprzez zmiany, ciekawiej. Ale teraz zachęcam do przeczytania kolejnego fragmentu (może i mniej udanego niż Lucy Montgomery) opowiadania mojego autorstwa:) Pozdrowienia!



TRZYNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

Po weekendzie Zosia ze zdwojoną energią rzuciła się w wir pracy, dzięki której mogła choć trochę uciec od nurtujących ją problemów. Zwłaszcza w obliczu swojej pogmatwanej sytuacji (czytaj: mając nie swoje ciało), trudności w porozumiewaniu się z Cruellą, tęsknocie za rodzicami którym nie mogła powiedzieć kim jest i tym co ostatnio wyznała swoim przyjaciółkom. A przecież obiecała sobie, że już nigdy więcej nie opowie nikomu tej historii- no może winna będzie zrobić to swojemu przyszłemu mężowi- ale na pewno nie komuś by choć trochę, ukoić swoje wyrzuty sumienia wobec Arka. Bo czy naprawdę jej zemsta polegająca na zwolnieniu go z banku była aż tak okrutna? Jowita twierdziła, że tak; Ewa z Emilką raczej też, choć po tym co im wyznała zdawały się chociaż rozumieć motywy którymi się kierowała. Sam Żyliński również był na nią wciekły co okazywał na każdym kroku…By już dłużej o tym nie myśleć zagłębiła się w raporty za następny miesiąc. Ich wyniki wciąż były niezłe: a nawet nieco większe niż ostatnio. Nie łudziła się, że było to spowodowane jej świetnym zarządzaniem: większość decyzji i tak podejmowała z nią Jowita lepiej znając się na pracy którą wykonywała Wiktoria; poza tym w okresach wiosennych przedsiębiorcy i tak decydowali się na kredyty inwestycyjne generując na nie większy popyt co wynikało z czynników sezonowych. Nie mniej jednak była z siebie dumna. Przynajmniej aż do czasu gdy do jej pokoju bez pardonowo nie wparowała jakaś obca młoda wysoka kobieta w przeciwsłonecznych okularach zupełnie tak jakby miała do tego prawo. Dlatego tłumiąc gniew i oburzenie spojrzała na nieznajomą z naganą.
- Bardzo przepraszam, ale co ma znaczyć to wtargnięcie? Nie sądzę byśmy były umówione i…- Wyrzekła szybko, ale już w chwili gdy to mówiła wiedziała już co się stało. I zanim kilka sekund później do jej biura nie weszła Jowita przepraszając ją za to niespodziewane najście, Zosia i tak wiedziała już kogo ma przed sobą. Ale wciąż nie potrafiła ukryć szoku. Nie miała pojęcia co Wiktoria ze sobą zrobiła- a raczej z jej ciałem- ale to nie była ona. Począwszy od wysokich szpilek w kolorze wściekłej czerwieni na nogach, granatowych przylegających spodni z podwyższonym stanem oraz wpuszczonej w nie białej koszuli przyozdobionej modnymi w tym sezonie różyczkami na ramionach i jedną na brzuchu aż do karmazynowej szminki na ustach. Zosia sama już nie wiedziała co gorsze: to że koszulka miała dekolt w szpic ukazujący w całej krasie jej przedziałek między piersiami i na dodatek lekko prześwitywała pokazując również biały stanik właścicielki, zdecydowany makijaż którego ona nigdy by sobie nie zrobiła czy nową fryzurę. W końcu zdecydowała się postawić na to trzecie:
- Coś ty zrobiła z moimi włosami?
- Podobają ci się?- Odparła pytaniem Szymborska udając że nie dostrzega powodu do oszołomienia tymczasowej właścicielki swojego ciała. Zamiast tego okręciła się dookoła siebie by Piegusek mógł obejrzeć siebie od stóp do głów. Prawdę powiedziawszy była z siebie naprawdę dumna. Przez minione dni postanowiła choć trochę poprawić sobie humor gdy okazało się, że jej ulubiony sposób rozrywki jakim był półtoragodzinny jogging teraz nawet po dwudziestu minutach trasy wydawał jej się być zbyt męczony. Nie mówiąc o tym, że spociła się jak świnia. Na dodatek gdy mimo zakazów Marysi postanowiła odprężyć się za pomocą papierosa przekonała się, że nawet nie potrafiła się nim zaciągnąć. Ale przynajmniej dostarczyła w ten sposób rozrywki nastoletniej młodzieży stojącej niedaleko sklepu która miała niezły ubaw z krztuszącej się dziewczyny o czerwonej spoconej twarzy, sianem na głowie, ubranej w bezkształtną sportową bluzę (niestety Wiktoria była zmuszona użyć jednej z szafy Pieguska, bo w swoje się teraz nie mieściła) oraz z lekką nadwagą. Na to ostatnie nie mogła nic poradzić- przynajmniej tak by widzieć efekty już po kilku godzinach-, dlatego postanowiła skupić się na trzech pozostałych. Zaczęła więc od wizyty w drogerii: zaopatrzyła się w masę różnorodnych kosmetyków niezbędnych w pielęgnacji ciała, eksperymentowała z odcieniami różu czy bronzerów odpowiednich do karnacji swojej nowej twarzy a nawet zdecydowała na inne perfumy które wydawały jej się bardziej pasować do takiej jej wersji siebie. Potem zdecydowała się na szybką wizytę u kosmetyczki: ładne paznokcie zawsze poprawiały jej humor. Ponadto będąc w salonie uświadomiła sobie z okropnego kształtu swoich brwi: Piegusek chyba nie miał pojęcia że istnieje coś takiego jak pęseta albo wosk, więc naprawiła to zaniedbanie. Następnie skusiła się na kilka zabiegów skóry i ciała w niedalekim spa po którym poczuła się jak nowo narodzona. Prawie na samym końcu odwiedziła fryzjera który o dziwo zaproponował, że jej długie do ramion włosy wystarczy tylko odpowiednio układać, przyciąć trochę by je ujarzmić oraz delikatnie wzmocnić ich naturalny ocień, więc kierując się radą specjalisty postanowiła postąpić tak jak chciał. Nawet jeśli początkowo chciała przyciąć włosy Pieguska na krótko. Tyle, że choć właśnie tak zwykła się obcinać teraz czasami zdawała się zapominać, że nie ma już swojej małej sercowatej twarzy tylko lekko pyzatą twarz usianą piegami i wielkimi ustami. I krótkie włosy zupełnie jej nie pasują. Pod koniec pracowitego dnia, była tak zmęczona, że wystarczyło jej sił na zakupy spożywcze w jakimś lokalnym sklepiku. Chciała jak najszybciej wprowadzić zdrowe nawyki żywienia choć niezmiernie ciągnęło ją do fast foodów. Widocznie Piegusek często musiał je jeść skoro teraz jej ciało się o to dopominało. Nie dziwota więc, że już przed trzydziestką zamiast mieć płaski brzuch zaczęła hodować na nim tłuszcz.
Dopiero kolejnego dnia Wiktoria zaopatrzyła się w trzy pary wygodnych butów na każdą okazję, dwie torebki, przeciwsłoneczne okulary oraz kilka sztuk biżuterii. Przy tym ostatnim zakupie zdenerwował ją fakt, iż nie potrafi rozwiązać płaskiej i szerokiej bransoletki z rzemykami (parę razy wcześniej próbowała, ale za każdym razem bezskutecznie więc wkrótce dała sobie z tym spokój) dlatego teraz postanowiła poprosić jednego ze sprzedawców o pomoc. Wyraźnie zdziwiony jej prośbą z pomocą specjalnych nożyc pomógł pozbyć się niechcianej ozdoby. Zdziwił się jednak jeszcze bardziej, gdy niedoszła klientka pospiesznie opuściła jego sklep. Nie mógł jednak się domyślić, że Cruella była przekonana iż mężczyzna doskonale widział bliznę po cięciu jakie skrywała bransoletka. Teraz już wiedziała co takiego próbowała ukrywać Zofia Niemcewicz. Wiktoria zastanawiała się tylko co mogło skłonić Pieguska do tak drastycznego czynu. No i nie byłaby sobą gdyby już w myślach nie zaczęła zastanawiać się nad wykorzystaniem tego faktu w walce z przeciwnikiem. Ale na razie resztę dnia spędziła w butikach i centrach handlowych kupując wszystko co jak sądziła może jej się przydać: nawet nową bieliznę. Zakładanie czegokolwiek co należało do Pieguska napawało ją niesmakiem zupełnie tak jakby nosiła cudze rzeczy choć w istocie przecież tak było. Nie potrafiła jednak przezwyciężyć swojej awersji co- oprócz okropnego stylu jakim wyróżniała się garderoba Zosi- było dla Szymborskiej jeszcze jednym powodem do tego ją zmienić.
W niedzielę wciąż trochę łaziła po sklepach kupując to o czym wcześniej zapomniała a także ćwicząc i gotując. Wieczorem poeksperymentowała jeszcze z makijażem- w końcu malowanie nowej siebie tak by podkreślić atuty a zatuszować braki- było prawdziwym wyzwaniem. A chciała zrobić wrażenie na Piegusku. Na szczęście teraz się go doczekała.
- Przefarbowałaś je?
- To tylko płukanka która wedle słów fryzjera miała podkreślić twój naturalny kolor włosów. Tobie też by się to przydało: to znaczy fryzjer. Mówiłam ci wcześniej, że końcówki wymagają…
- A ta długość?
- Spokojnie, są niewiele krótsze. To kwestia nowego stylu czesania który sama wymyśliłam: o wiele lepsza niż te bezkształtne coś na czubku twojej głowy co przypominało kok. A wystarczyła tylko zwykła pianka i prostownica.
- A…makijaż? Ja nigdy bym…- Zosia jeszcze raz uważnie spojrzała na mocno podkreślone matową szminką karmazynowe usta, lekki pudrowy odcień różu oraz bronzera praktycznie zakrywający jej piegi oraz oczy, które miała okazję dojrzeć gdy tamta zdjęła okulary. I tu przeżyła szok bo zwracały nie mniejszą uwagę niż usta: rzęsy zostały mocno podkreślone, choć nie tandetnie, a cienie ukazywały powieki w odcieniach miedzi. Włosy, splecione z tyłu w fikuśny wzór, z przodu spływały na czoło trochę wyprostowanymi pasmami. I mimo iż wszystko to powinno wyglądać okropnie to Zosia przed samą sobą musiała przyznać, że Cruella (a raczej jej własne ciało) wyglądała przepięknie. Tyle, że to nie była ona, to nie był jej styl. Z każdą sekundą Zosia odkrywała jeszcze więcej szczegółów: odważny zapach perfum, dużą rzucającą się w oczy torbę w pastelowym kolorze, złote kolczyki wpięte w uszy, pomalowane paznokcie…Drgnęła widząc brak swojej bransoletki z rzemyka gdy tamta uniosła rękę powodując podwinięcie się czarnej marynarki, ale na razie postanowiła o nic nie pytać. W końcu tylko głupiec by się nie domyślił w jaki sposób powstała. Nie chciała więc roztrząsać tego tematu z kimś kogo nawet nie lubiła.
- Och wiadomo, że nigdy byś się tak nie pomalowała bo być nie umiała.- Prychnęła Wiktoria wygodnie rozsiadając się po drugiej stronie biurka.- A nawet jeśli to nie użyłabyś czerwonej szminki, która notabene świetnie pasuje do rudzielców. Ale co powiesz o stroju? Od razu wyglądasz z pięć kilo lżej, prawda? No i kolejne pięć dzięki szpilkom na nogach. Muszę ci powiedzieć, że to chyba jedyna część twojego ciała która jest znośna: są długie i dość smukłe. No, mogłabyś jeszcze trochę pomyśleć o ich rzeźbie, ale znając ciebie…
- Przestań już. Doskonale wiesz, że nigdy bym się tak nie ubrała. A tym bardziej nie do pracy, zwłaszcza z takim  dużym dekoltem.
- Dużym dekoltem, patrzcie ją. Kto cię wychowywał? Zakonnice?
- Posłuchaj, to nie czas na rozmowę tego typu. Po co przyszłaś? I czy ktoś cię widział?
- Co do drugiego pytania to tak: kilka osób choć nie jestem pewna czy mnie poznali, choć raczej tak.- Zaśmiała się przypominając sobie jak jakiś młody szczaw z recepcji się na nią gapił.- A jeśli chodzi o pierwsze to chyba jasne.
- To znaczy?
- Chcę odzyskać twoje miejsce w Krezus banku.  Aha, no i jeszcze potrzebne mi pieniądze.
- Przecież zostawiłam ci prawie dziewięć tysięcy. Nie mogłaś ich wydać w cztery dni.- Dodała niepewnie chociaż widząc przemianę jaka „w niej” zaszła,  Zosia tylko westchnęła.- Okej, rozumiem. Ale o co chodzi z tym odzyskaniem miejsca? Przecież rozmawiałyśmy już na ten temat: nie możesz wrócić na swoje stanowisko bo to byłoby podejrzane.
- Wiem, ale znalazłam inne rozwiązanie.
- Więc mów.
- Będę robić za twoją sekretarkę. Jowita i tak jest do niczego: jeszcze przed wypadkiem miałam ją zwolnić.
- W tej kwestii mamy odmienne zdanie, bo dla mnie jest niezastąpiona. Gdyby nie ona nie udało by mi się tak dobrze cię udawać.
- Masz o sobie wysokie mniemanie. Bo parę rzeczy spartaczyłaś.
- Może, ale równie dobrze możesz dawać mi swoje rady i wskazówki bez przychodzenia tutaj. Zwłaszcza tak odmieniona. Nie dałam ci zgody na…na coś takiego.
- Chciałaś powiedzieć: na wyglądanie jak człowiek. Obudź się dziewczyno, bo masz ledwie nieco ponad ćwierć wieku a ubierasz się gorzej niż moja matka. Tak nie usidlisz ani Arka, ani tego drugiego naiwniaka: zwłaszcza przy twoim braku klasycznej urody.
- Bo nie mam zamiaru nikogo usidlać.- Zosia prawie wysyczała wściekając się również na siebie za to, że krytyka Wiktorii wciąż tak bardzo ją bolała. A przecież tamta mówiła tylko prawdę: nie była pięknością i zawsze o tym wiedziała. Tylko co innego jeśli mówi ci to lustro a nie obca znienawidzona kobieta.- Ale teraz przynajmniej wiem czemu nawet nie chciałaś wczoraj się ze mną spotkać.
- Dobrze, że przynajmniej rozumiesz iż żeby zrobić coś z niczego trzeba mieć czas.- Nie odpowiedziała na tak jawną złośliwość zastanawiając się jak ma pozbyć się niechcianego gościa. Oczywiście najłatwiej byłoby wszystko zwalić na Jowitę, ale to była przecież jej walka. Nie mogła cały czas dawać sobą pomiatać. Już nie.
- Posłuchaj, rozumiem twoje żądania, ale nie mogę się na to zgodzić. Ty też powinnaś rozumieć dlaczego.
- Skoro ty umiesz udawać mnie, ja z powodzeniem mogę udawać ciebie. Bycie szarą myszą i popychadłem nie powinno być jakoś specjalnie trudne.
- Właśnie widać: paradujesz tutaj w stroju na wybieg, w ostrym makijażu niezgodnym z dress codem banku. I tak zamierzasz nie rzucać się w oczy? Nawet gdybyś udawała niemowę i tak wszyscy zorientują się kim jesteś. A raczej kim nie jesteś. Znacznie lepiej jest być zołzą której wszyscy się boją i nienawidzą.
- Coś ty powiedziała?- Teraz z kolei to Szymborska prawie syknęła. To dało Zosi trochę siły.
- Cruella.
- Słucham?
- Tak cię wszyscy tutaj nazywają. Zawsze się zastanawiałam czy o tym wiesz.
- Jak to: Cruella? Masz na myśli przezwisko? Mówią tak za moimi plecami?! Co za gbur to wymyślił?! I kiedy?
- Nie mam zielonego pojęcia kto, kiedy i jak a nawet jeśli bym wiedziała to i tak bym ci nie powiedziała. Jeszcze kazałabyś go zamknąć w klatce z lwami.
- Bardzo zabawne. I dziecinne, ale już dawno zauważyłam że pracuje tu masa kretynów.- Odparła udając że nic ją nie obeszło to głupie przezwisko podczas gdy w duchu gotowała się ze złości. – A teraz powiedz mi co robisz. Widziałam, że masz zaplanowane dwa spotkania, w tym jedno z zupełnie nowym klientem. O co konkretnie chodzi, bo w tych notatkach które mi zostawiłaś napisałaś niedużo.
- Chodzi o nowatorski projekt zagospodarowania zielonej przestrzeni. Ekologiczny, więc spodoba się lokalnej społeczności…- Zosia zagłębiła się w szczegóły zawodowe decydując się w tym momencie na usunięcie na bok osobistych sporów. Jednocześnie pomyślała, że Ksawery będzie musiał jej pomóc ujarzmić Wiktorię. Nie chciała obarczać tym problemem Marysi: jej siostra i tak robiła dla niej bardzo dużo a przecież była w ciąży. Nie powinna się przemęczać ani denerwować.

***
Jeszcze tego samego dnia Zosia spięła się z Wiktorią z dwóch powodów. Pierwszym było odmienne zdanie na temat decyzji w sprawie uznania reklamacji jednego z klientów a drugim zwolnienie Arka. Szymborska stanowczo się z tym nie zgadzała. Na szczęście pozwoliła na dalszą pracę Jowity, ale skoro poszła w tym na ustępstwo, nie zamierzała ustąpić w drugim przypadku. Nie zdenerwował jej tak bardzo nawet fakt dość uprzywilejowanego załatwienia sprawy w kwestii śpiączki (bo Zosia zdecydowała się nikogo nie zatrudniać na swoje miejsce i uznała zdarzenie w sylwestra za wypadek przy pracy przez co wypłacone zostało „jej” kilkutysięczne odszkodowanie; na dodatek firma pokryła częściowe koszty przyszłej domniemanej rehabilitacji a w razie niepomyślnego zakończenia sprawy obligowała do zapłacenia rodzinie rekompensaty), co przekonało ją do tego, iż Cruella na pewno znów coś knuje. Bo niby czemu aż tak bardzo zależało jej na tym by Arek tu pracował? Jeszcze tego samego dnia Szymborska nie powstrzymała się przed wizytą w swoim dawnym miejscu pracy witając się z załogą- oczywiście głównie chcąc sprawdzić jakie wrażenie wywarł jej nowy wygląd na Arkadiuszu- i informując o niespotykanym awansie. Zosia zmuszona była jej wówczas towarzyszyć, bo tylko w ten sposób mogła ją jednocześnie i kontrolować i zwiększyć wiarygodność. Ale i tak ze złości zaciskała dłonie w pięści widząc figlarny błysk w oczach Szymborskiej, jej szeroki wystudiowany uśmiech czy kokieteryjny sposób siadania na kant biurka opierając jedną nogę o drugą. Nie wspominając już o jej odpowiedziach na liczne pytania o stan zdrowia czy nowy ubiór (A wiesz dzięki wypadkowi nieźle wypoczęłam i teraz czuję się jak nowo narodzona; na dodatek dostrzegłam jak kruche potrafi być życie więc postanowiłam się zmienić. I wyglądam świetnie, nie?). Słysząc ostatnie zdanie Zosia stanowczo oznajmiła, że Wiktoria powinna wrócić do swoich zajęć (oczywiście nazywając ją swoim prawdziwym imieniem co z trudem przechodziło jej przez gardło). Ku jej zadowoleniu i uldze tamta nie protestowała. Tylko że tuż przy drzwiach odwróciła się nagle na pięcie.
- Aha, i Arek Wiktoria ma ci coś ważnego do powiedzenia.- Słysząc to odruchowo nie tylko wspomniany Arek odwrócił się w jej stronę, ale i reszta członków załogi. Zosia poczuła rosnące zdenerwowanie i gorycz porażki, ale nie mogła postąpić inaczej. Zwłaszcza teraz. Dlatego podeszła sztywno do biurka Żylińskiego.
- Przemyślałam decyzję o twoim zwolnieniu. I cofam ją. Nie znaleźliśmy jeszcze nikogo na twoje miejsce, tak więc świetnie się składa. Jadwiga znów wróci na swoje poprzednie stanowisko a na to które dotychczas zajmowała się Zosia poszukamy kogoś innego. Oczywiście jeśli nadal będziesz chciał być członkiem załogi.
- Ja…tak, jasne.- Arek był wyraźnie oszołomiony. Zaraz jednak domyślając się komu zawdzięcza zmianę nastawienia Cruelli spojrzał na Zosię (a raczej tak mu się wydawało), która w odpowiedzi puściła mu oko z szerokim uśmiechem, który sprawił że jej piękne usta wprost go zahipnotyzowały. Czemu do cholery nigdy nie zorientował się jak bardzo jest pociągająca? A może zawsze taka była tylko on nie mógł tego dostrzec? Bo prawdę mówiąc poczuł się jak dureń widząc ją dzisiaj tak wystrojoną i doskonale widząc jak reagują na nią pozostali. Zwłaszcza męska część załogi.
- A więc dobrze. Jutro proszę się udać do działu kadr, tam załatwisz wszelkie niezbędne formalności. A teraz już wam nie przeszkadzam. – Dodała Zosia głową dając Wiktorii znak, że już czas by sobie stąd poszły. Już na korytarzu syknęła do niej:- Nie myśl, że w ten sposób wciąż będziesz wygrywać. Postawienie mnie przed faktem dokonanym niczego nie zmieni. Jeśli następnym razem będziesz chciała mnie zdenerwować, potraktuję cię tak jak ty zgnoiłabyś prawdziwą Zosię Niemcewicz.
- Wyluzuj, nie chodziło mi wcale o to by cię wkurzyć. Ale sama musisz przyznać, że Aruś sporo umie i świetnie sprawdza się na swoim stanowisku.
- O tak.- Mrugnęła Zosia z goryczą.- Szczególnie gdy może wykorzystywać jako swoje sekretareczki takie naiwniaczki jak ja które wykonują za niego żmudne obliczenia i sprawdzają modele a czasami nawet je weryfikują.
- Czekaj, chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć że odwalałaś pracę za niego co?- Spytała Szymborska z widoczną ironią.
- Nie, on rzeczywiście jest dobry, nawet bardzo. Ale nieobowiązkowy, a czasami wręcz nieodpowiedzialny. Przynajmniej kilkakrotnie pomogłam mu kryjąc jego tyłek albo wykonując za niego jakieś prace. Ty naturalnie pewnie sądzisz, że zmyślam ale taka jest prawda.
- Może, ale to nie jest ważne, bo teraz w ciągu minionego kwartału świetnie sobie radził.
- Wiem. Ale jeszcze jedno: pozwoliłam na twoją obecność tutaj i w przyszłości jako „ja” pod jednym warunkiem. Nie będziesz się z nim spotykać, jasne? Bo jeśli zamierzasz wykorzystać tę sytuację od razu zwolnię go pod byle pretekstem a ciebie stąd wykopię.
- Twoje groźby nie robią na mnie żadnego wrażenia. Ale nie martw się: nie skuszę się na Arka, bo zwyczajnie nie mam na to ochoty. Teraz zaprzątają mnie inne, ważniejsze sprawy. Uspokojona? Jeśli tak to wróćmy do mojego…a teraz raczej twojego gabinetu. Chcę przejrzeć i zrobić dziś jak najwięcej się da.
- Co ma w takim razie robić Jowita?
- Dalej to co robiła. Chyba nie sądzisz, że zamierzam przejąć jej obowiązki na poważnie? Nie będę żadną podrzędną sekretareczką, która nie umie niczego załatwić.
- Nie mów w ten sposób o Jowicie.- Wiktoria w dobrze znany jej sposób wywróciła tylko oczami.
- Już dobrze, możemy w końcu tam iść czy nie?

***
Kilka następnych dni w pracy- pomimo obaw Zosi- przebiegło całkiem bezproblemowo. Wiktoria rzeczywiście trzymała się swojej obietnicy i nie usiłowała skontaktować z Arkiem (inna sprawa, że to właśnie on nie raz usiłował nagabywać ją w stołówce czy w jakimkolwiek innym miejscu widząc, że jest sama) do reszty oddana zagłębianiu się w prace i czytanie raportów z okresu w którym przebywała w śpiączce. No i- choć wciąż w makijażu- jej nowe ubrania nie były prowokacyjne czy niestosowne. Po prostu modne i bardzo kobiece, ale mimo to w oczach Zosi i tak wyglądały nieodpowiednio. Za nic nie powiedziałaby tego Cruelli, ale wszystko co nosiła ociekało jakąś delikatną wulgarnością czy seksownością, sama nie potrafiła wyrazić czym było właściwie. Tak czy owak Zosi zupełnie to do niej samej nie pasowało. Ona nigdy nie podkreślała rozmiarów swojego biustu ani nosiła obcisłych ubrań które tylko eksponowały jej nie posągową figurę. A przynajmniej tak jej się wydawało. Doszła więc do wniosku, że Szymborska najwyraźniej chce ją w ten sposób ośmieszyć, bo przecież prędzej czy później powtórna zamiana ich ciał musi nastąpić. Ale Zosia postanowiła w to nie ingerować. W końcu po załatwieniu tej całej afery nie zamierzała mieć nic wspólnego z Krezus Bankiem.
Cruella natomiast nowy wygląd i ciało, postanowiła potraktować jako przygodę i pewnego rodzaju lekcję. Przede wszystkim dyskretnie badała reakcję swoich podwładnych na szefową którą była przecież dawniej ona sama z czego nie była raczej zadowolona. Nie raz i nie dwa ktoś nazwał nią przy niej samej tym obrzydliwym przezwiskiem o którym powiadomiła ją Zosia. Cruella. Co dziwne nie przeszkadzałoby jej ono tak bardzo gdyby kobieta je nosząca (a raczej grająca ją aktorka) nie wyglądała tak paskudnie. Wiktoria jakby zupełnie nie rozumiała, że zostało jej ono nadane raczej z powodu przymiotów ducha niż ciała filmowej postaci. Poza tym z radością poddawała się niewinnym flirtom i komplementom, których jej nie szczędzono: była nawet świadkiem bójki Arka z Karolem Rogalskim spowodowanej jej osobą. Dziwiła się, że Piegusek w ogóle nie dostrzegał co ona dla niej robiła wciąż tylko kręcąc nosem. Przecież do tej pory żaden facet w tym banku nie spojrzał na nią dwa razy!
Zmieszanie wzbudziła też u niej (Wiktorii) wizyta Stefana Adamczyka, który z profesjonalnym uśmiechem na ustach uścisnął jej dłoń i wypowiedział parę słów wypływających z zadowolenia iż udało jej się wrócić do zdrowia i pracy. Wiktoria ledwo wydukała wówczas dziękuję. Bardzo dziwnie było widzieć ojczyma który nie wpatrywał się w nią z wciąż widocznym w oczach bólem i wyrzutami sumienia. Nigdy nie potrafiła zrozumieć czemu inni pracownicy nigdy tego nie zauważali. Ale może to spojrzenie pojawiało się tylko podczas rozmów z nią samą? Teraz dawny ojczym patrzył na nią tak jakby była jednym z jego pracowników.
Aż w końcu nadszedł czwartek: dzień w którym nie udało jej się zbyć Arkadiusza jakąś wymówką. Akurat przyniósł do jej dawnego biura (które teraz zajmowała Zosia) dokumenty, więc wychodząc zatrzymał się przy jej biurku. Było tuż przed przerwą obiadową, więc poprosił ją by ją z nim spędziła, a gdy jak zwykle odmówiła uciekł się do gróźb.
- Posłuchaj, nie wiem jakie relacje łączą cię z Wiktorią. Ani czemu ją chronisz, ale jeśli robisz to tylko z powodu awansu albo niechęci do zwolnienia mnie w z pracy to nie jest tego warte.
- Ale co?- Mrugnęła nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem, bo właśnie była pochłonięta czytaniem jednego z raportów. Praca zawsze była dla niej najważniejsza a teraz postanowiła skupić się na sprawach zawodowych.
- Nie udawaj: przecież wiem, że nie pozwala ci się ze mną spotykać. Nie potrafię tylko zrozumieć jaką ma nad tobą władzę. Bo mimo wszystko nie wierzę by chodziło tylko o względy finansowe czy karierę.- No właśnie, pomyślała nieco zirytowana Wiktoria w końcu przyjmując do wiadomości, że musi przerwać czytanie, bo ten cały Areczek nie da jej spokoju. Poza tym całkiem trafnie to ujął. Mijaj już tydzień od jej wyjścia ze szpitala a oprócz zadbania o swój wygląd (co przecież wcale nie było niczym wielkim co zdążyła sobie właśnie uświadomić Szymborska) nie zrobiła właściwie nic w kierunku odzyskania swojego ciała. Oczywiście mogła wciąż liczyć na to że siostra Zośki Marysia wpadnie na jakiś trop, ale jeśli była tak głupia jak Piegusek to już na zawsze zostanie uwięziona w ciele rudej mimozy. Tylko, że choć Piegusek był głupi to jednak jakimś cudem to ona dzierżyła stery żądając jej podporządkowania. Bo tak naprawdę Wiktoria robiła wszystko to czego tamta chciała. I to miał być ten świetny kompromis? Naprawdę chyba zaczęła przejmować cechy tej mimozy a ona jej.
- Wróć chociaż do naszego wspólnego mieszkania.- Perorował w tym czasie jej amant.- Nie rozumiem po co się wyprowadziłaś. Ani czemu wciąż nie chcesz odbierać ode mnie telefonów.
- Bo zmieniłam numer. I znalazłam lepsze mieszkanie.
- Zosiu wiesz jak cię kocham, dlatego jeśli tego chcesz to poczekam ile będzie trzeba. Ale ta kobieta cię do cholery wykorzystuje, nie rozumiesz tego? Każe ci robić to czego chce.
- Robię to czego sama chce.- Skłamała Szymborska.
- Bzdura: po prostu stajesz się jej marionetką.- Tego było już Wiktorii za wiele: może nie uniosłaby się gniewem aż tak bardzo gdyby słowa Żylińskiego nie tchnęły prawdziwością.
- Nie jestem żadną marionetką i mogę się spotykać z kim chce i robić to co chcę.
- Więc udowodnij to. Przyjdź jutro do kawiarni na Różyckiej, tam niedaleko naszego bloku. Będę tam czekał i wtedy porozmawiamy.- Zawahała się. Nie miała pojęcia czemu czuje aż taki wewnętrzny sprzeciw, ale mu nie uległa.
- Okej, o której?

***
I tak, aż do piątku Wiktoria z niecierpliwością czekała na spotkanie z Arkiem. Oczywiście udało jej się ukryć je w tajemnicy przed Pieguskiem: zamierzała powiedzieć jej o nim dopiero po fakcie i zobaczyć reakcję. Może nawet coś podkoloruje? Hm, w myślach już widziała wściekłość tamtej, co już poprawiło jej humor. Ale radość trochę opadła gdy spostrzegła nowe połączenie w komórce. To była Elżbieta Niemcewicz, mama Zosi. Zirytowana odłożyła telefon do torebki. Telefony od Marysi musiała odbierać- zresztą za każdym razem łudziła się daremnie iż tamta znalazła sposób na „odczarowanie” jej- tych od jej rzekomych rodziców, nie. Poza tym nie rozumiała czemu ta kobieta wydzwania do niej  codziennie pytając o samopoczucie i ględząc o niczym. Przecież nawet gdyby rzeczywiście była jej córką wzbudzałoby to w niej niechęć. W Piegusku też musiało. Chociaż z drugiej strony…z drugiej strony świadczyło o trosce i miłości. Cruella podczas pierwszej wizyty z lekkim wstrętem i pobłażliwością zaklasyfikowała tę starszą kobietę w swojej głowie tak jakby katalogowała swoich klientów w banku jako niegroźną, wtrącającą się we własne sprawy przekupkę. Tyle, że ta przekupka była również ciepłą, troskliwą matką która w ciągu minionego tygodnia kontaktowała się z własną córką (a raczej myślała, że z córką) więcej razy niż jej prawdziwa matka w ciągu ostatnich lat. Czy nadal mogła więc myśleć o niej z litością? Nie potrafiła nawet tego udawać przed samą sobą.
- Cześć, Zosia jest u siebie?- Z niewesołych myśli wyrwał ją męski głos. Odruchowo spojrzała w stronę z której pochodzi widząc drugiego amanta Pieguska rozmawiającego z Jowitą (Niestety, teraz musiała dzielić z nią pokój przed gabinetem fałszywej siebie). I wkurzona ignorancją (typek przychodził tu już chyba trzeci raz w ciągu kilku dni nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem) tym razem się wtrąciła:
- Jestem tutaj, zwarta i gotowa. Czego ci potrzeba?- Miała nadzieję, że jakoś zareaguje na jej nowy wygląd, ale najwyraźniej to nie zrobiło na nim wrażenia, bo tylko spojrzał na nią z jakąś pobłażliwością (a może raczej pożałowaniem?) już chcąc skierować kroki do gabinetu. Zupełnie jakby była jakimś robakiem, pomyślała Wiktoria wściekle. Jeszcze nauczy go manier, obiecała sobie wściekle podjadając orzeszki ziemne z małej tacy (Odkąd zrozumiała, że teraz nie jest na nie uczulona to był jej jedyny wyłam w zdrowym odżywianiu). W tej chwili nie miała pojęcia jak tego dokona, ale zrobi to. A na razie skupi się na swojej małej zemście na Piegusku w postaci spotkania z Żylińskim.
Kilka godzin później, w pięknym makijażu, ułożonych włosach i nowej sukience- postanowiła postawić na klasyczną małą czarną kupioną jeszcze w tę niedzielę i czarne szpilki (miała nadzieję, że w nich nie zmarznie), jechała autem na spotkanie z Areczkiem. Tak jak się spodziewała, już czekał na nią pod wskazanym miejscem wyraźnie zszokowany jej wyglądem. Ale w końcu sama musiała przyznać, że wyglądała nieźle. Oczywiście daleko jej było do dawnej siebie, ale teraz też mogła bez wstydu pokazać się ludziom. Tyle, że gdy tylko Żyliński się odezwał zrozumiała, że nie to go zaskoczyło.
- Ty umiesz prowadzić?- Cholera, jakoś zupełnie wyleciał jej z głowy fakt, że Piegusek tego nie umiał. Ale mleko się już rozlało.
- Kiedyś skończyłam kurs dla samej siebie gdyby kiedyś umiejętność prowadzenia mogłaby mi się przydać.- Beztrosko wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie mówiłaś.
- Bo jakoś nie uznałam tego za ważne.
- A samochód?
- Rodziców. A raczej siostry.- Sprostowała uznając, że logiczniej będzie skłamać, iż pożyczyła go od Marysi.
- Dziwne. Wydaje mi się być identyczny jaki posiada Wiktoria.- Że też musi być takim bystrzakiem i to drążyć.
- Może i tak. To co idziemy do środka? Bo jakoś nie chcę mi się marznąć w tych szpilkach.- Postanowiła zmienić temat z satysfakcją zauważając, iż wzrok tego przystojniaczka kieruje się na jej nogi. I bez znaczenia był w tej chwili fakt, że owe nogi nie są tak do końca jej.
- Jasne, przepraszam.- Mrugnął podchodząc do niej, a potem z uroczym chłopięcym uśmiechem zbliżył twarz do jej twarzy składając na policzku całkiem niewinny pocałunek.- Cieszę się, że przyszłaś.
- Ja też.- Odparła szczerze wchodząc z nim do ciepłego pomieszczenia z raczej domowym, byle jakim wystrojem. Ale mimo wszystko kawiarenka wydawała się być dość przytulna. No i przede wszystkim sprawiała wrażenie jako tako kameralnej.
- Bałem się, że jednak Wiktoria przekona cię do tego byś tu nie przychodziła.- Odezwał się znowu gdy już usiedli do wolego stolika. Ucieszyła się, że Arek jest typem nieco staroświeckiego dżentelmena który odsuwa jej krzesełko i pomaga w odłożeniu płaszczu (notabene jedynej rzeczy w jej garderobie, która pochodziła od prawdziwej Zosi Niemcewicz a ona zdecydowała się ją zaakceptować).
- Nie powiedziałam jej o tym.- Wyznała odruchowo zgodnie z prawdą. Zaraz potem zdała sobie sprawę, że popełniła faux pas. Do tej pory nie potwierdzała jego hipotezy o rzekomej kontroli nad nią przez Pieguska, który dla reszty społeczeństwa uchodził za nią.
- Wiedziałem, że Cruella ma z tym coś wspólnego.- Oczy Arka zapłonęły złością. Zresztą Wiktorii też, tyle że z innych powodów.
- Cruella?
- Hm?
- Też w tym uczestniczysz? Też ją tak nazywasz?
- Cruella? Co w tym dziwnego? Ach, zapomniałem że teraz udajecie wielkie przyjaciółki. – Odpowiedział sam sobie z delikatną ironią.
- Posłuchaj coś rzeczywiście nas łączy, ale nie masz o tym zielonego pojęcia i wolałabym żeby tak zostało.
- Więc mnie oświeć.
- Nie zrozumiałeś drugiej części zdania?- Spytała retorycznie, a gdy przez jakiś czas nic nie mówił tylko się w nią wpatrywał, wzruszyła ramionami.- No co?
- Nic.- Mrugnął tylko nie rozumiejąc czemu ona zachowuje się wobec niego w taki sposób. Przecież nigdy nie odgryzała mu się tak pogardliwie: owszem, nie raz przekonał się już że Wielkolud celnie umie wbić szpilkę tam gdzie najbardziej cierpi jego miłość własna, ale zawsze robiła to z żartobliwą przyganą, nigdy nie starała się być protekcjonalna czy moralizatorska. A teraz mówiła takim tonem jakby sama konieczność odpowiedzi na jego pytania ją irytowała.
- Chyba mam prawo by to wiedzieć, nie sądzisz?
- Raczej nie. Możemy już coś zamówić?- Ciężko westchnęła widząc jego minę. Jej, naprawdę spodziewała się uroczego wieczorku? Czemu on chce tylko gadać skoro Piegusek mówił, że on tylko ją wykorzystywał? Ach, z chęcią spotkałaby się z Jarkiem, ten to przynajmniej był konkretny. Ciekawe czy już wrócił z podróży służbowej, zastanawiała się. Tyle tylko, że teraz niestety by mnie nie poznał.- Posłuchaj.- Zaczęła wiedząc, że on nie odpuści.- Nie chciałam być niemiła ani niegrzeczna, ale naprawdę nie mogę i nie chcę teraz rozmawiać o związkach łączących mnie z Piegu…to znaczy z Wiktorią.
- Dobrze, potrafię to zaakceptować. Chcę tylko wiedzieć, czy ona cię nie krzywdzi.
- Nie.- Odparła bez zawahania jednocześnie biorąc do ręki kartę. Zaczynała już być głodna, a rozmowa z Arkiem tylko ją zezłościła. Miała nadzieję, że potem będzie już lepiej.
I rzeczywiście było, to znaczy głównie. Gdy Żyliński nie starał się zahaczać o tematy związane z jej wypadkiem i Wiktorią Cruella całkiem dobrze się bawiła. Albo gdy nie wtrącał mimochodem jakiegoś żarciku czy sytuacji związanej z przeszłością a ona kompletnie nie wiedziała o co mu chodzi. Potrafiła wtedy na moment zapomnieć kim jest (a raczej nie jest) czując się jak na zwykłej randce. Także już pod sam koniec spotkania zaczęła się niecierpliwić. Arek nalegał na to by dała mu swój nowy adres albo chociaż numer telefonu.
- Nie mogę tak dłużej.- Wyznał jej wpatrując się prosto w oczy.- Nawet nie wiesz jak ciężko było mi przez te kilka tygodni gdy cię utraciłem, gdy sądziłem że nigdy ponownie nie otworzysz oczu.- Rzeczywiście musiało tak być, bo nawet mówiąc te słowa Wiktorii wydawało się, że jakby postarzał się o kilka lat. Zwłaszcza jego spojrzenie nią wstrząsnęło: było jakby pełne bólu z powodu napływających wspomnień.
Nie rozumiała dlaczego poczuła się jak intruz: choć może stało się tak dlatego że rzeczywiście nim była. To powinna być chwila Pieguska i Arka, a nie jej uzurpatorki która nie ma pojęcia o prawdziwej miłości. Ale przecież powinna się teraz śmiać, mącić i korzystać na wszelkie możliwe sposoby z tej sytuacji mając świadomość pełnej bezkarności. Dlaczego więc teraz potrafiła tylko wpatrywać się w Arkadiusza?
- Wiem, że masz pełne prawo mi nie ufać, zwłaszcza po tym co powiedział o tobie Karol w dniu wypadku…ale ja byłem idiotą. Nie rozumiałem czym jest miłość, bo otaczałaś mnie nią już od wielu miesięcy. I traktowałem ją jako coś oczywistego nie zdając sobie sprawy ile cię to kosztuje.
- Nie powinieneś mi tego mówić.- Praktycznie szepnęła gdy dał jej szansę na wtrącenie choćby słówka.
- Wprost przeciwnie. Widzę twoją rezerwę i zmianę zachowania: nawet ten styl ubierania się i makijażu pasujący bardziej do agresywnej kobiety biznesu a nie słodkiej uroczej dziewczyny którą jesteś.
- Nie wiesz kim jestem.- Uśmiechnęła się z goryczą. Słodka urocza dziewczyna? Czy ktoś ją w ogóle kiedykolwiek tak określił? Chyba jednak tak... Jak przez mgłę przypomniała sobie teraz słowa jednego z chłopaków który jej się podobał i zaprosił na randkę tuż przed tym co zniszczyło jej życie. Jesteś żywym dowodem na to, że naturalna słodycz i dobro idą w parze, powiedział wówczas. I wiem, że pewnie słyszałaś to nie raz, ale chciałbym mieć szansę poznać cię bliżej.
Nigdy mu nie powiedziała, że nikt nigdy nie nazwał ją słodką ani dobrą. Dla wszystkich była piękna, cudowna czy wspaniała; wszyscy chłopcy widzieli w niej tylko niezłą laskę. Z pewną dozą goryczy pomyślała, że gdyby Irek ją teraz zobaczył nigdy by jej już tak nie nazwał. Tak jak zresztą nikt inny. Bo już taka nie była i nigdy nie będzie.
- Może i nie, ale wiem że dla mnie jesteś wszystkim. Nawet jeśli teraz masz ochotę odtrącać mnie słowami czy gestami albo tym groźnym unoszeniem brwi…- Uśmiechnął się wyciągając do niej dłoń. Odruchowo odsunęła się tak jak zawsze. Bo to zawsze były JEGO ręce. I nic nigdy tego nie zmieni.- Wielkoludzie co się dzieje?- Spytał a z jego twarzy znikł uśmiech.
- Przestań tak do mnie mówić.
- Jak? Przecież wiesz, że dla mnie zawsze będziesz ukochanym Wielkoludem, Zosiu.- To było paradne, myślała prychając rozbawiona pomimo wewnętrznego smutku jaki czuła. Zamierzała dokopać Pieguskowi a jedyne co udało jej się osiągnąć przypomnieć sobie o czymś o czym już dawno chciała zapomnieć. By jednak nie do końca spieprzyć ten wieczór przysunęła się do Żylińskiego odruchowo stając na palcach nie przyzwyczajona, że teraz nie musi tego robić. Potem go pocałowała. I rzeczywiście, tak jak zwykle, taka terapia jej pomogła. Już po chwili zapomniała o wszelkich problemach, schrzanionej przeszłości i wątpliwej przyszłości. W jej żyłach zapłonęło gorące i płynne jak lawa pożądanie, a mimo zimna na dworze nie odczuwała jakiegokolwiek chłodu. Na dodatek jej nowe ciało kierowało się ku jakby znanym tylko sobie miejscom: jedna dłoń spoczęła tuż za uchem Arka a druga wniknęła niżej, pod płaszcz- nie na kark tak ja zwykle dzieje się to podczas pocałunku. I dzięki gorącej reakcji całującego ją mężczyzny zrozumiała, że nie jest to przypadkowe, co pozwoliło jej otrzeźwieć. Cholera, nawet nie mogła być pewna własnego pożądania. Bo czy to rzeczywiście ona go pożądała? Czy może głupiutkie ciało tego Pieguska pamiętało pieszczoty ukochanego? I czy ona w ogóle kiedykolwiek z nim spała? Dla niej wyglądała na niedoświadczoną dziewicę, ale Żyliński raczej nie wyglądał na zszokowanego jej działaniem. No, co najwyżej tym że go zaprzestała.  Ale i tak na jego twarz powrócił uśmiech.
- Wiedziałem, że ty też wciąż mnie kochasz. Ale nie martw się: teraz gdy to wiem, jestem gotów zmusić się do czekania- choć zastrzegam że niezbyt długo. I postaram się być wyrozumiały w sprawie Wiktorii: wierzę, że w odpowiedniej chwili wszystko mi opowiesz.- W odpowiedzi skinęła tylko głową. Chwila słabości już minęła, więc stała się sobą: pewną siebie kobietą twardo stąpającą po ziemi. Dlatego dodała z zabójczym uśmiechem:
- Jasne. Tylko pamiętaj: ani słowa Wiktorii o dzisiejszym spotkaniu, dobrze? A przynajmniej, jeśli chcesz by w najbliższym czasie nastąpiły kolejne.
- Naprawdę musisz o to pytać?- Skinęła potakująco głową uśmiechając się jeszcze szerzej. Ten głupek myśli, że jest jego szarą gęsią? To nawet lepiej. Zemści się i na nim za to że ją odrzucił i na głupiej gęsi, która sądzi że może nią dyrygować wedle swojego widzimisię. Trochę dziwne będzie się kochać z facetem mając do dyspozycji inne ciało, ale w końcu rozum i odczucia wciąż były jej. Musi po prostu zapomnieć o tej felernej zamianie.
Tak jak o przeszłości.
Tak jak o Damianie.