Niestety krótszy niż do tej pory, ale jeśli miałam go wstawić do końca niedzieli to na nic dłuższego nie było mnie stać. Tym bardziej, że wciąż jestem zmuszona pisać na starym pudle, czyli komputerze stacjonarnym-, co i tak jest mniejszym złem niż tablet. Mój laptop póki co wciąż w naprawie. Co do pytań o długość samego opowiadania, to pewnie się powtórzę, ale opowiadanie miało być dużo bardziej obszerniejsze (zawsze takie mi wychodzą, bo wydaje mi się, że zupełnie nie umiem pisać opowiadań w w trzecioosobowej formie; gdy tego próbuje za bardzo zagłębiam się w szczegóły, opisuje różne sytuacje z perspektywy wielu postaci i tworzy się taki mało zachęcający zlepek niedynamicznej akcji co przyznaję sama jako autorka), ale teraz staram się je maksymalnie skondensować w głowie rezygnując z kilku pomysłów (mam nadzieję, że przez to historia wiele nie straci i nie będzie pisana na łapu-capu). Także nie wiem czy mogę pokusić się o określenie konkretnej liczby. Na pewno nie będzie ich więcej niż dziesięć (chociaż znając mój styl pewnie i tego nie mogę obiecać)
CZTERNAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
Zosia
wpatrywała się w pływające przy powierzchni rzeki kaczki. Obserwowała przy tym
jak mały chłopiec w towarzystwie najprawdopodobniej ojca rzuca im małe okruszki
pieczywa a one zwabione jedzeniem podpływają coraz bliżej niego. Zupełnie
zapominają przy tym o domniemanym niebezpieczeństwie czy czymkolwiek innym. Ale
z drugiej strony o czym może myśleć kaczka? Nie musi martwić się rachunkami do
zapłacenia, dbaniem o męża czy dzieci, pracą i karierą zawodową. Jej życie
skupia się tylko na beztroskim pływaniu i wyławianiu kawałków jedzenia od ludzi
gotowych się z nimi nim podzielić.
-
Chyba wiosna zbliża się pełną parą.- Rzekł w pewnym momencie Ksawery
przerywając błogą ciszę i jej rozmyślania.- Dziś jest prawie dwadzieścia
stopni.
-
Tak.- Mrugnęła bezmyślnie poprawiając się na ławce co musiała robić dość
często. Parkowe ławki nie należą do zbyt komfortowych. – Chyba brakowało mi
słońca.
-
Jakoś nie widać by cię zbytnio cieszyło.
-
W mojej sytuacji też raczej nie miałbyś powodów do radości. Widziałeś jak ona
ostatnio się ubrała?- Ksawery doskonale wiedział kim jest owa „ona” i nie
odpowiedział, bo zrozumiał że Zosia oczekiwała od niego takiej samej opinii jak
jej własna: Cruella robi z niej pośmiewisko. Ale dla niego prawda wyglądała
zupełnie inaczej. Jego zdaniem Wiktoria zmianą wizerunku podkreśliła tylko
walory Zosi wydobywając na światło dzienne jej naturalne piękno, które skrywała
pod niedopasowanymi ubraniami czy beztroską fryzurą. Nawet makijaż który Zosia
uważała za zbyt odważny tak naprawdę uwydatniał kolor jej oczu oraz podkreślił
rysy twarzy; nie wspominając już o zniewalających ustach które od wielu
miesięcy pragnął pocałować. Pokryte wyrazistą szminką po prostu prowokowały do
nieodpowiednich myśli.- Robi ze mnie pośmiewisko. Na dodatek wczoraj, w
poniedziałek rozmawiała z Karolem. Tym samym który poklepując Arka po ramieniu
mówił jaką to jestem wdzięczną brzydulą.
-
Nie torturuj się już myślami o niej.
-
Jak mogę tego nie robić? Zwłaszcza, że ona stale coś knuje. Jest z siebie za
bardzo zadowolona.
-
Może po prostu w przeciwieństwie do ciebie stara się dostrzegać dobre strony
całej tej sytuacji.
-
Nie znasz jej prawie w ogóle, dlatego nie wiesz że to nie w jej stylu. Znów coś
kombinuje, a ja nie mam pojęcia co.
-
A co na ten temat mówi Marysia? To znaczy szans na waszą powtórną przemianę.-
Ksawery zdecydował się na zmianę tematu. Miał nadzieję, że to odciągnie Zosię
od problemu Cruelli.
-
Och nie mówiłam ci? Wpadła do mnie w sobotę oznajmiając, że chyba odkryła co
muszę zrobić by odzyskać dawną postać.
-
I informujesz mnie o tym po trzech dniach?
-
Gdy ci to wyjaśnię, sam zrozumiesz dlaczego. Otóż Maria poszła tropem wróżby z
ciastka sylwestrowego i udało jej się w końcu dotrzeć do jej autora. Uwierzysz,
że wynajęła nawet prawdziwą Chinkę do pomocy?
-
I co dalej?- Niecierpliwił się.
-
Nic. Udało jej się ustalić, że zmiana dusz rzeczywiście wynika z mocy wróżby.-
Odpowiedziała takim tonem, który mówił że ani trochę w to nie wierzy.- I że
minie jeśli uda mi się ją spełnić.
-
Wróżbę?
-
Aha.
-
Więc…to oznacza że musisz „pokonać Wiktorię”, tak?
-
Na to wygląda. Zapytałam nawet Marysi czy wystarczy zwykła trucizna czy będę
zmuszona walczyć z Cruellą na kopie albo miecze, ale chyba nie zrozumiała
żartu.- Zosia skrzywiła się przypominając sobie złość swojej siostry gdy to
pytanie padło z jej ust.
-
Hm, pokonać to nie musi znaczyć „zlikwidować”.
-
Wiem. Ale co właściwie to może znaczyć? I czemu ona tak usilnie uczepiła się
tych ciastek? Przecież Wiktoria nawet go nie zjadła.
-
Ale twoim zdaniem ponowny upadek sprawi, że znów znajdziecie się w swoich
własnych ciałach.- Wypowiedział na głos to, co wcześniej mówiła mu Zosia.- I
nie obraź się, ale nie brzmi to mniej dziwaczniej niż propozycja twojej
siostry.
-
Dla mnie tak. A zresztą: nie chcę już o tym gadać. Co z Arkiem?
-
Chyba nic nowego.- Zaczął Ksawery nie mogąc powstrzymać odruchowej sztywności.
Wiedział, że Zosia pyta go o byłego ukochanego tylko dlatego by sprawdzić czy
nie spotyka się z Wiktorią po pracy albo nie robi jakichś rzeczy które mogłyby
jej zaszkodzić, ale to były jej tłumaczenia. On w skrytości ducha obawiał się,
że ten goguś wciąż może interesować ją jako mężczyzna.- Pracuje, siedzi w domu,
wieczorem czasem gdzieś wyjdzie.
-
Sam?
-
Najczęściej.
-
To znaczy? Z przyjaciółmi do klubu na podryw? A może już ma nową dziewczynę?
-
Miałoby to dla ciebie jakieś znaczenie?- Odważył się spytać.
-
Jasne, że nie.- Prychnęła, ale fakt iż nie patrzyła mu prosto w oczy powiedział
mu wszystko.- To nawet lepiej: odczepiłby się od Wiktorii.
-
Chciałaś chyba powiedzieć, że od ciebie.- W odpowiedzi posłała mu piorunujące
spojrzenie.
-
Nie podoba mi się to dokąd zmierza ta rozmowa. Powiedz mi lepiej jak ostatnie
zlecenie. Pokonałeś w końcu przeciwstawne wymagania klienta odnośnie wyglądu
strony internetowej jego sklepu?- W duchu uśmiechnął się rozumiejąc, że ona tak
jak on wcześniej zmianą tematu próbuje odciągnąć rozmowę od bolesnego dla
siebie problemu. Dlatego udając, że tego nie zauważa wdał się w szczegółową
relację na temat swojej pracy.
***
Dopiero
w środę Zosia poznała już przyczynę dobrego samopoczucia Cruelli gdy Jowita
powiadomiła ją o tym co widziała dzisiejszego ranka przyjeżdżając do pracy.
Mianowicie Szymborska prowadziła z Arkiem pospieszną rozmowę. Zdaniem
przyjaciółki wyglądali na takich którzy coś planują.
Zła,
zrozumiała że Wiktoria od początku robiła ją w bambuko udając pozorny
kompromis. Bo za jej plecami kręciła z Żylińskim…Pokonując wściekłość skupiła
się na swojej pracy z niecierpliwością wyczekując przerwy na lunch. W ciągu
ostatnich kilku dni Wiki nie jadała w stołówce na dole co do tej pory raczej ją
cieszyło- w końcu mniej osób mogło rozpoznać jej dziwne zachowanie gdyby na
przykład nie pamiętała kim są i o czym dawniej rozmawiali- ale teraz dotarło do
niej że w bufecie nie było również Arka. To nie mogło być przypadkiem.
I
rzeczywiście, kilka godzin później Zosia ostrożnie śledząc Cruellę weszła za
nią do niewielkiej restauracji niedaleko banku. Tej samej zresztą, w której
dawniej czasami to ona jadała z Arkiem. I rozgoryczenie zapiekło ją żywym
ogniem.
Bo
się śmiali.
Śmieli
się odprężeni wybierając z karty jakieś dania jakby wymieniali dowcipy.
Jakby
coś ich łączyło.
Widząc
to jakaś bolesna szpilka ukuła ją w okolicy serca.
Bo
nie wiedząc dlaczego ten śmiech jawił jej się jako drwiny z niej samej.
Nie
mogła na to pozwolić.
Nie
mogła.
Przezwyciężyła
jednak natychmiastowy odruch podejścia do ich stolika by zrobić awanturę. To
nic by w końcu nie dało, a tylko jeszcze bardziej zachęciłoby Arka do kontaktów
z Szymborską. Dlatego postanowiła rozmówić się z nimi osobiście. Oddzielnie.
Pół
godziny później czekała w biurze na Wiktorię z zaciętą miną. Gdy tamta w końcu
wróciła a Jowita przekazała jej prośbę o rozmowę, zjawiła się bez pukania.
-
A ty czego znów chcesz? Nie mów, że będziesz mnie rozliczać z pięciominutowego
spóźnienia?
-
Ty tak robiłaś gdy ktoś nieco przedłużył swoją przerwę na lunch, więc może chcę
kontynuować twoje żelazne zasady?
-
Nie nadajesz się do tego. Więc? O co chodzi?
-
Naprawdę masz mnie za taką głupią?
-
Rany, musisz zaczynać takim banalnym sloganem który nic mi nie mówi?
-
A ty kłamać i łamać obietnice?
-
Powtarzam: o co ci chodzi?
-
O Arka. Kazałam ci się z nim nie spotykać.
-
Ach, to masz na myśli.- Cruella w geście bagatelizacji machnęła ręką, choć w
jej oczach wyraźnie pojawił się błysk. Błysk zadowolenia z siebie.- Nie moja
wina, że za mną lata.
-
Więc mogłaś kazać mu spadać!
-
Ale ten biedaczek wprost usychał za mną z tęsknoty. No i wielokrotnie wyznawał
mi miłość. Miałam więc tak po prostu zostawić go samemu sobie? Przyznasz chyba,
że to byłoby dość okrutne. Poza tym od początku mi się podobał i chciałam go
wypróbować.
-
Co…? Co to ma znaczyć?
-
Jej, chyba nie jesteś bardzo zła, prawda? W końcu mimo wszystko on sądzi, że
robił to z tobą.- Słysząc to cała krew odpłynęła z twarzy Zosi.
-
Co masz na myśli?
-
Serio musisz pytać?
-
Ty suko!- Może gdyby nie ten bezczelny wyraz twarzy na ustach Wiktorii, może
gdyby nie prowokacja bijąca z jej słów, Zosia zdołałaby uniknąć wybuchu. Ale
tak po prostu nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami upokorzenia i wściekłości
w oczach rzuciła się na Szymborską.
Z
powodu zaskoczenia i szoku tamta prawie natychmiast upadła na twardą glazurę wydając
z siebie cichy jęk. Potem próbowała odepchnąć od siebie Zosię.
-
Co ty robisz kretynko?! Puszczaj mnie.
-
Jak śmiałaś to zrobić?!- Krzyczała tamta jednocześnie potrząsając Wiktorią.-I
to tylko z powodu chęci odegrania się na mnie?! Jak mogłaś się z nim przespać?!
-
Nie moja wina, że mam to twoje pieprzone ciało! Ale ty śmiało: też możesz
korzystać! Na przykład z tym całym Ksawerym! Jestem pewna, że będzie chętny.
Teraz nawet bardziej skoro wyglądasz sto razy lepiej mając mój ciało.- Dodała
doskonale wiedząc, że ta gęś nigdy nie przespałaby się z żadnym facetem z chęci
odwetu. Nawet na niej. Była więc bezpieczna.
-
Jesteś dziwką która nie wie co to szacunek i zaufanie. Bo ja ci zaufałam, a ty
z nim..
-
Jesteś dziewicą czy co? Czemu aż tak cię to boli?!- Wrzasnęła Szymborska co
spowodowało, że Zosia odruchowo ją puściła.
-
Bo to moje ciało, nie twoje! I choć ty tego nie rozumiesz z szacunku do niego i
siebie samej nie traktuję go jak materaca dla facetów!
-
Nie wiesz co tracisz, króliczku.
-
Jesteś nie tylko podła, ale i okrutna. Poza tym…- Zosia już szykowała się do
dłuższej przemowy gdy przetrawiła wcześniejsze słowa Wiktorii.
Jesteś dziewicą czy co?
Jesteś…
Gdyby
przespała się z Arkiem, Cruella wiedziałaby jaka jest prawda. Spłynęła na nią
fala ulgi tak wielkiej, że prawie zakręciło jej się w głowie. Sama świadomość,
że Arek dotykał jej ciała i był w niej napawała ją odrazą. Wciąż trzęsła się ze
złości. Mimo to wstała z podłogi, choć czuła że nogi wciąż jej drżą. Dzięki
Bogu jednak tamta tylko kłamała.
-
Co: słów ci zabrakło?
-
Nie: zamierzałam dodać że jesteś wstrętną kłamczuchą.
-
Epitet rodem z edukacyjnej bajki dla dzieci. Nawet nie potrafisz kogoś
porządnie obrazić?
-
Ironią nie przykryjesz prawdy.
-
Nie zamierzam cię przekonywać jak słodko było mi z Areczkiem: w sumie to nawet
lepiej że nie wierzysz, bo mogę to dalej robić bezkarnie.
-
Nie udawaj. Spytałaś czy zabolało mnie to bo jestem dziewicą. Skoro z nim
spałaś to z pewnością znałabyś odpowiedź na ten fakt.
-
Skąd wiesz czy to nie celowy wybieg?
-
Jezu, naprawdę zrobiłaś to wszystko byleby mnie tylko wkurzyć?- Kontynuowała
Zosia nic sobie nie robiąc ze słów Wiktorii usiłującej ją przekonać do swojej
wersji.
-
Dobra, nie spałam z nim jeszcze z powodu natłoku obowiązków zawodowych ale
zamierzam, gdy tylko sprawdzę szczegółowo całym okres twojego panowania tutaj.-
Przyznała w końcu niechętnie Wiktoria.- Z twoim pozwoleniem czy bez.
-
Nie próbuj bo to się może dla ciebie źle skończyć. I tym razem mówię poważnie.
-
Jej, kiedy w końcu przestaniesz mnie straszyć, hm? Naprawdę nie dociera do
ciebie że mam gdzieś twoje groźby?
-
Zwolnię cię z banku. I przestanę dawać pieniądze: w końcu to ja jestem teraz
tobą i mam dostęp do środków na wszystkich rachunkach. A fakt, że przez cztery
dni potrafiłaś wydać 10 000 zł oznacza, że z pewnością nie wyżyjesz całego
miesiąca za jedną trzecią tej kwoty, którą zarabiałam jako ja. Poza tym
doprowadzona do ostateczności mogę zrobić coś co zaboli ciebie i twoją próżność
jeszcze bardziej. A szkoda byłoby takiej ładnej buzi.
-
Co? Zamierzasz bawić się teraz w Hannibala?
-
Aż tak to nie, ale zawsze uważałam że blizny dodają atrakcyjności. Tylko nie
jestem pewna czy to działa również w przypadku kobiecej twarzy.
-
Tak się składa, że teraz ta kobieca twarz to również twoja twarz. Tak więc
chcąc nie chcąc to ty stałabyś się szpetna.- Wiktoria ani przez moment nie
wyglądała na pozbawiona animuszu.
-
Może.- Zosia beztrosko wzruszyła ramionami.- Ale w końcu kiedyś się nimi
zamienimy, prawda? A nawet jeśli nie to i tak satysfakcja byłaby dla mnie dostateczną
rekompensatą.
-
Pamiętaj, że ja też mam dostęp do twojego ciała i mogę odpowiednio się odegrać.
-
Już mówiłam, że nie jestem próżna. I choć groźna też nie, dłużej nie pozwolę ci
na te gierki z Arkiem.
-
Możesz wymyślać co chcesz, a i tak odegram się sto razy bardziej.
-
Tak ci się tylko wydaje. Bo właśnie przyszedł mi do głowy nowy pomysł. W
przypadku malwersacji środków przez dyrektorkę działu raczej nie skończy się to
tylko zwolnieniem, prawda? Ale dla szeregowego pracownika takiego jak Zosia Niemcewicz,
no wiesz w razie gdybyś chciała się odkuć…zwłaszcza po tym sylwestrowym wypadku
pan Adamczyk zadowoli się wyciszeniem sprawy wobec dawnej ofiary która
ucierpiała na skutek niezapewnienia bezpieczeństwa na imprezie firmowej za
które odpowiedzialny był bank. A praca tutaj zawsze była dla ciebie
najważniejsza, prawda? Tak samo jak reputacja. Ja i tak w niedługim czasie
planowałam stąd odejść. A jak myślisz jaki bank zatrudniłby cię po czymś takim
nawet na stanowisko kasjerki?
-
Brawo, cóż za kreatywność.- Wiktoria szyderczo klasnęła w dłonie.- Ale powiedz
mi jeszcze jedno: chodzi ci tylko o Arka? Czy innych facetów też nie mogę…
-
W porządku?- Rozległ się głos Jowity.- Słyszałam jakieś hałasy…
-
Prosił cię ktoś o pomoc?!- Warknęła Cruella.- Spadaj i się nie wtrącaj.
-
Na pewno w porządku Zosiu?
-
Do cholery przecież ci mówię, że…- Wiktoria miała już dość ignorowania jej. Nie
była do tego przyzwyczajona. Może to dlatego na każdy przejaw takiego
zachowania ze strony Zosi reagowała zbytnią przesadą. Ale nic nie mogła na to
poradzić. Nie, gdy takie podrzędne coś jak Piegusek nagle miał nad nią władzę
-
Tak Jowita, w porządku. Wiktoria po prostu się potknęła a teraz krzyczy bo…lubi
sobie trochę powrzeszczeć. Ale teraz już wychodzi by wracać do pracy.
-
Ty…
-
Prawda?
-
Odwal się.- Mrugnęła jeszcze wściekle wychodząc z gabinetu ostentacyjnie
wymijając Jowitę.
-
No dobra, to teraz czas na drugą rundę: przyprowadź Arka, Jowi.
-
Na pewno?- Upewniła się przyjaciółka Zosi.
-
Tak.
Z
Żylińskim poszło znacznie lepiej niż przypuszczała. Na początku przypomniała mu
o tym, że idąc mu na rękę za zgodą „Zosi” zgodziła się na anulowanie
zwolnienia, ale potem stosując groźby sugerujące władzę nad nią rozkazała by
się z nią nie spotykał. Przez jakiś czas na jego twarzy błąkał się ironiczny
uśmieszek, ale z czasem znikł. Zosia nie miała pojęcia co go spowodowało do
czasu gdy nie spytał jej:
-
Ty wcale jej nie nienawidzisz, prawda? Ty chcesz ją po prostu chronić. Przede
mną. Uważasz, że ją skrzywdzę i z jakichś powodów zamierzasz jej tego
oszczędzić.
-
Bardzo ciekawa teoria, ale kompletnie wyssana z palca.
-
Czyżby? Co tak naprawdę was łączy? I czemu się o nią martwisz? Jaką masz nad
nią władzę?
-
Żadnej. Poza taką jaką ma szefowa nad swoją pracownicą.
-
Nie wierzę. Powiedz mi prawdę, a może przemyślę twoją ofertę.
-
Naprawdę sądzisz, że masz jakiś wybór?- Zosia rzuciła mu twarde spojrzenie,
które ani trochę go jednak nie ośmieliło. Ze złości prawie zazgrzytała zębami.
-
Powiedz, chodzi o to co usłyszałaś w tamtej piwnicy? To wszystkie głupoty o
których mówił Karol…przez to mi nie wierzysz. Nie wierzysz w to, że kocham
Zosię.
-
Czemu miałoby mnie to obchodzić?
-
Ty mi odpowiedz.
-
Kręcimy się tylko w kółko.
-
Na twoje własne życzenie. Bo nie potrafisz zrozumieć, że kocham Zosię.
-
Kocham, kocham…- Mrugnęła sarkastycznie.- To tylko głupie słowo, które może
powiedzieć każdy. Jego powtarzanie niczego nie zmieni.
-
Dla mnie to nie jest tylko słowo.
-
I pewnie dlatego nawet nie rozpoznałeś, że kobieta z którą się ostatnio
spotykasz to wcale nie jest…
-…co
wcale nie jest…?
-
Nic.- Zakończyła z rezygnacją. Potem jednak wpadła na nowy pomysł.- Chodzi o
to, że ona nie do końca pamięta swoje dawne życie. Zosia w wypadku straciła
pamięć.
-
Co?
- Nie mówiła tego, bo to nie do końca tak wygląda. Po prostu zapomniała wiele faktów. Dlatego pomagam jej w pracy traktując trochę bardziej preferencyjnie. Naprawdę nie zauważyłeś, że zachowuje się inaczej?
- Nie mówiła tego, bo to nie do końca tak wygląda. Po prostu zapomniała wiele faktów. Dlatego pomagam jej w pracy traktując trochę bardziej preferencyjnie. Naprawdę nie zauważyłeś, że zachowuje się inaczej?
-
Tak, ale nigdy bym nie pomyślał że taka może być tego przyczyna.
-
Więc już wiesz. Dlatego daj jej spokój przez jakiś czas. Bo ona cię nie
pamięta. Spytaj ją o wybrane wspomnienie o którym wie tylko wasza dwójka i
będziesz miał odpowiedź. Ona nie będzie miała pojęcia o czym mówisz.
-
Chcesz powiedzieć, że to mnie nie pamięta? W ogóle?
-
Tak. Jakimś cudem tak się właśnie stało. Może to jakaś trauma spowodowana tym
jak ją dawniej potraktowałeś.- Nie mogła się powstrzymać od złośliwości.-
Więcej nie powiem, ale mam nadzieję, że to uszanujesz.
-
Czemu nic mi nie powiedziała?
-
Nie pytaj mnie o to. – Arek milczał dłuższą chwilę, a Zosia w tym czasie
odwróciła się do okna. Nie chciała na niego patrzeć dłużej niż jest to konieczne.
-
Jesteś jej siostrą, prawda?
-
Co powiedziałeś?
-
Na pierwsze spotkanie przyjechała twoim samochodem. Ale zanim to wyjaśniła
odparła, że samochód był jej siostry. I wyraźnie była zmieszana swoją gafą.
-
Nie my nie…- Szybko zaprzeczyła, ale tak samo szybko zrozumiała że nadarza się
dobra okazja do usprawiedliwienia całego tego bałaganu.-…skoro już się
domyśliłeś, niech to pozostanie między nami. Jestem…pozamałżeńskim dzieckiem
mojej matki, więc nie ma się czym chwalić. O mój ojciec zdradził matkę Zosi.- W
myślach miała nadzieję, że kochany tata wybaczyłby jej coś takiego jeśli
kiedykolwiek usłyszy tę bzdurę.
-
W życiu nie pomyślałbym, że pan Niemcewicz…- pani Ela potrafi być co prawda
bardzo upierdliwa, ale żeby zdradzać ją zaraz po ślubie, dokończył w myślach. I
to gdy Maria miała jakieś trzy latka.
-
A jednak. Ale od teraz jesteś zobligowany do zachowania tajemnicy.
-
Nie musisz się martwić. Zależy mi na dobru Zosi. Marysia też o tym wie, prawda?
To stąd jej zainteresowanie tobą. A sama pani Elżbieta?
-
Też. Wybaczyła mu. Ale dość o tym. Liczę, że wysłuchawszy tych rewelacji dasz
Zosi tyle czasu ile będzie potrzebować i nie będziesz namawiać do powrotu do
waszego wspólnego mieszkania z Ksawerym. Nie chciałabym posuwać się do
szantażu. Ale jeśli mi to utrudnisz to będę musiała. I nie rozumiem czemu się
tak uśmiechasz.
-
Chyba właśnie po raz pierwszy dojrzałem w tobie jakiś ludzi odruch. Do tej pory
uważałem, że jesteś zaprogramowaną maszyną do zwiększenia rentowności banku i
wredną kobietką pozbawioną głębszych uczuć. Ale bardzo się myliłem.
-
Nie udobruchasz mnie wątpliwymi komplementami. One nie sprawią, że zmienię
zdanie.
-
Wiem.- Żyliński uśmiechnął się jakby z lekką melancholią.- Ale chciałem byś to wiedziała.
-
Zostaw te gładkie słówka dla innej muchy która zechce złapać się na twój lep.
-
Rozczarowałabyś mnie gdybyś nagle zaczęła być miła.
-
Skoro załatwiliśmy wszelkie sprawy to możesz już wracać do pracy.- Przybrała
bardzo rzeczowy ton, nie komentując jego ostatniego stwierdzenia, choć bardzo
trudno się to niego zmusiła. Jej złość dodatkowo wzmagał fakt, że odruchowo miała
zamiar odwzajemnić szeroki uśmiech Arkadiusza. A przecież go nienawidziła. Był
najgorszą kanalią i zdrajcą jakiego nosiła ziemia. A mimo to tylko przez jeden
uśmiech była w stanie zapomnieć o tym wszystkim. To nie wróżyło niczego dobrego
dla jej serca.
PIĘTNAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
Tego
już za wiele, pomyślała Wiktoria gdy ten cały współlokator Zosi i drugi z
adoratorów (jak nazywała go w swoich myślach) po raz trzeci pojawił się w banku
podczas lunchu. I zamiast zjeść w gabinecie razem z Pieguskiem którego przecież
odwiedzał, jadł go tam gdzie ona. Początkowo sądziła, że to był przypadek, ale
dzisiaj specjalnie poszła do jednej z małych knajpek niedaleko banku i
spostrzegła, że on robi to samo. Super. Jeszcze tego jej brakowało, żeby jakiś
młody studencik ją szpiegował. Ale nie zamierzała udawać, że niczego nie zauważa.
-
Cześć, mogę się przysiąść? Zważywszy na to, że warujesz tu z mojego powodu tak
chyba będzie prościej nie?
-
Brawo, w końcu się domyśliłaś.- Odparł jej niczym nie zrażony Ksawery.- Podobno
jesteś taka bystra, a zorientowałaś się tak późno.
-
Bo zazwyczaj nie zwracam uwagi na obserwujących mnie napalonych samców. Czemu
mnie śledzisz? Z rozkazu Pieguska?
-
Kogo?
-
No Zosi. Tak ją nazywam. Wcześniej sądziłam, że to nawet wredne, ale teraz
wydaje mi się nawet być słodkie, a ty jak uważasz? Jej a to co za spojrzenie?
Nie chcę cię straszyć Studenciku, ale żyję na tym świecie trochę dłużej niż ty
i takie numery na mnie nie działają. Może gdybym miała pięć lat, ale że nie
mam…- Wzruszyła ramionami.- Więc jak? Co konkretnie ci kazała? Tylko meldować o
miejscu pobytu? A może jakichś konkretnych wydarzeniach? Jezu, język stanął ci
kołkiem czy co?
-
Naprawdę ciężko z tobą wytrzymać. Nawet trzy minuty to katorga.
-
Prawda? Więc przemyśl na co się piszesz.- Mrugnęła do niego okiem jednocześnie
biorąc olbrzymi kęs dietetycznej kanapki. Potem bez słowa wstała z krzesła i
przesiadła się z powrotem. A po dziesięciu minutach wyszła.
Z
biegiem czasu ta inwigilacja zaczęła ją coraz bardziej irytować. Aż do piątku,
gdy przypadkiem nie przyłapała go na spoglądaniu na jej nogi. I w końcu
uświadomiła sobie oczywistą rzecz. No jasne, przecież sama często żartowała że
to drugi amant Pieguska. Dlaczego więc teraz zapomniała o tym fakcie? Przecież
mogła go niecnie wykorzystać…Od tej pory zmieniła więc strategię. Zamiast być
jeszcze bardziej wredną i złośliwą niż jest, zaczęła być dla niego słodka jak
miód i robić niewinne minki, jak to robi prawdziwa Zosia. A przynajmniej się
starała, bo trudno jest flirtować i wdzięczyć się udając cnotkę. Ale to i tak
działało. Widziała jak często przełykał ślinę gdy pochylała się nad nim
prowokacyjnie wystawiając mu pod nos swój dekolt w całej krasie czy podchodziła
bardzo blisko. Zorientował się w jej knowaniach dopiero po kolejnych czterech
dniach gdy zaprosiła go do swojego nowego lokum udając, że skoro jest złem
koniecznym to mógłby chociaż pomóc jej w przestawianiu mebli. Ksawery zgodził
się nie wietrząc podstępu, a gdy spełnił swoje zadanie został przez nią
zaproszony na kawę. Potem Wiktoria wysiliła się nawet na jakąś rozmowę by
zaatakować pełną parą. Po prostu gdy wyszedł z toalety zdjęła bluzkę i została
w samym staniku oraz krótkich spodenkach. A gdy patrzył na nią bez słowa
podeszła do niego delikatnie wplatając
mu dłonie w kark. Oprzytomniał dopiero po dłuższej chwili.
-
Ccco ty robisz?- Próbował się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliła.
-
Jak to co? Wykorzystuję sytuację. Zosia nie wspominała, że lubię to robić? A
skoro nie mogę mieć Arka, do czego zmusiła mnie szantażem, to mogę zadowolić
się tobą.
-
Jesteś szurnięta jeśli sądzisz, że chciałbym mieć z tobą cokolwiek wspólnego.-
Warknął wściekle gdy udało mu się od niej uwolnić. Uśmiechnęła się z
satysfakcją widząc towarzyszące temu spojrzenie.
-
Ze mną może nie. Ale teraz mam twarz i resztę ciała Zosi.- Wyjaśniła
jednocześnie dłońmi zjeżdżając od ramion aż do ud. Oczywiście obserwował ten
ruch jak zahipnotyzowany.
-
Co to ma do rzeczy? I co ty sugerujesz?
-
Przecież wiem, że się w niej bujasz, ona też. Tylko niestety, nieszczęśliwie
zakochała się w Areczku, a że nie może mu wybaczyć raczej pozostanie sama przez
następną dekadę rozpaczając nad godnym pożałowania byłym, niż da szansę innemu
facetowi. Dlatego przykro mi to mówić Studenciaku, ale nie masz żadnych szans.
-
Nie jestem żadnym studentem i przestań mnie tak nazywać! A co się zaś tyczy
Arka to jesteś w błędzie, bo ona go nie znosi. Nie po tym co jej zrobił.
-
Och oczywiście, może tak mówić: a raczej wmawiać to sobie i innym. Ale serca
nie oszuka. Dlatego teraz jest twoja jedyna szansa.
-
Niby jaka? I ubierz się wreszcie!- Krzyknął a ona wybuchła śmiechem.
-
A co: konar już zapłonął?
-
Naprawdę coś z tobą nie tak.
-
O i owszem. Mam nie swoje ciało.- Nie przejęła się zbyt mocno obelgą, za dobrze
się na to bawiła.- Ale dzięki temu ty masz szansę zobaczyć jak mogłoby ci być z
nią. Gwarantuję ci, że ona o niczym nie musi wiedzieć. A my możemy miło spędzić
czas.- Mówiła wolno, celowo modulując głos tak by przybrał nieco uwodzicielską
nutę. Dodatkowo położyła dłonie na swoich biodrach kierując się w jego stronę.
Ksawery nic nie robił. Po prostu na nią patrzył. I patrzył. Widziała grę emocji
na jego twarzy i walkę. Była ciekawa kto w niej zwycięży. Ale z chwilą gdy jej
wargi dotknęły jego ust już wiedziała, że to będzie ona. Robiła to bardzo delikatnie
i niespiesznie tak by zbytnim pośpiechem nie sprawić by oprzytomniał. Zaledwie
muskała jego wargi dokładnie czując ich fakturę i miękkość. Potem na próbę
dotknęła go mocniej, a gdy chwilę później koniuszek jej języka znalazł się w
jego ustach poczuła jak ostatnia tama opanowania pryska. Ksawery mocniej
przygarnął ją do siebie jedną dłonią ściskając jej kędziory z tyłu głowy co
pozwoliło mu kontrolować jej kąt nachylenia a drugą gładził plecy. Przestał być
biernym obserwatorem: teraz to on kontrolował pocałunek.
Dopiero
później Cruella zorientowała się, że przegrała gdy ze wstrętem odsunął ją
gwałtownie od siebie. Bo wcale nie miała zamiaru przestać. Cholera, ten młody
szczaw tak ją podniecił, że chciała więcej. O wiele więcej.
-
Gdzie idziesz?
-
Wychodzę.
-
Hej, nie zostawisz mnie takiej rozpalonej, co? Nie boisz się, że wynajmę
jakiegoś faceta by dokończył to czego ty nie byłeś w stanie? I jaki raport
zdałbyś swojej platonicznej miłości?- Nakładając swoją kurtkę Ksawery tylko
spojrzał na nią bez słowa a potem wyszedł. A ona nie wiedzieć czemu poczuła z
tego powodu rozczarowanie. No, może miało to coś wspólnego z faktem, że nieźle
całował. To wszystko.
***
Wściekły
Ksawery wszedł do mieszkania po dobrej godzinie od wizyty u Wiktorii. Przez ten
czas próbował ochłonąć jeżdżąc bez celu samochodem, ale niewiele mu to pomogło.
Czuł, że zawiódł Zosię dając się skusić Szymborskiej. Tym bardziej, że nie raz
ostrzegała go przed przebiegłością tamtej. Tyle, że on nigdy by nie wpadł na
to, że mogłaby zagrać w tak nieczysty sposób jak to zrobiła. Grając jego
uczuciami.
Zdejmując
swój płaszcz i buty od razu wszedł do salonu włączając telewizor. Chciał
zagłuszyć czymś swoje myśli, przestając obsesyjnie rozmyślać o kremowej skórze
Zosi, jej piersiach i ramionach. W pamięci wciąż miał ten fantastyczny widok, który
przyćmił mu rozum. Tak bardzo, że prawie uległ.
Do
diabła, kochał Zosię. Przez całą tą zamianę i fakt okazanego mu zaufania jego
głębokie uczucie jeszcze się umocniło. Ale nie była dla niego tylko figurą
jakiegoś bożka do którego mógł wzdychać. Darzył ją również namiętnością: aż do
tej pory nie znając jej ogromu.
-
Boże…- Powiedział do siebie zamykając twarz w dłoniach. – Boże…
-
No, nie wiedziałem że jesteś aż tak bardzo religijny.- Rozległ się obok niego
głos Arkadiusza. Dzięki temu Ksawery szybko oprzytomniał zbierając się w sobie.
-
Czego chcesz?
-
Niczego. Zamawiam pizzę. Chcesz trochę?- Iksiński spojrzał na niego z
zaskoczeniem.
-
Czego ode mnie chcesz, że nagle jesteś taki miły?- Słysząc to Arek roześmiał się.
-
Niczego. Po prostu mam dobry dzień. Więc jak?
-
Dobra.- Burknął tamten.- Tylko z dużą porcją mięsa: nieważne czy szynka czy
kurczak.
-
Ok, więc wezmę dwie. - Oprócz jedzenia, pół godziny później Arek przyniósł z
lodówki kilka piw, a że akurat był mecz w telewizji, rozsiedli się oboje w
salonie.- Prawie jak za starych dobrych czasów nie?- Skomentował to w pewnym
momencie przypominając sobie, że tuż po wprowadzeniu się Ksawerego często
oglądali razem mecze- nawet jeśli kibicowali odmiennym klubom.
-
Powiedzmy. Zanim podzieliła nas miłość do Zosi.- Ksawery nie zamierzał być
uszczypliwy, ale pamiętał też że raczej nie możliwe jest by reprezentowali ten
sam obóz skoro oboje pragnęli być z tą samą kobietą.
-
A więc wciąż będziesz chciał o nią walczyć?
-
Mówisz tak jakbyś już wygrał.
-
Bo praktycznie wygrałem.- Na te słowa Ksawery nie mógł się nie roześmiać.
-
Niczego nie wygrałeś. Nie znasz prawdy.
-
Mylisz się.- I znów go zaskoczył.
-
Co to znaczy?
-
To co słyszysz. Dziś w pracy Wiktoria wszystko mi wyznała. Prawdę o Zosi.
-
Czyli co dokładnie?
-
Nie mogę powiedzieć.
-
Ok.- Mrugnął tylko upijając łyk piwa z butelki. Bo w mig zrozumiał, że
cokolwiek mu Zosia czy tam Wiktoria powiedziała, na pewno nie była to prawda o
zamianie ciał.
-
Nic sobie z tego nie robisz?
-
To ten moment w którym mam się rozpłakać?
-
Widzę, że wciąż mi nie wierzysz. Ale trudno, za jakiś czas przekonamy się jaka
jest prawda.
-
Dokładnie.- Zgodził się przypominając sobie jak wielki „grzech” ma do wyznania
Zosi. Nie wiedział jak to przyjmie, ale na pewno nie mógł pozwolić by Wiktoria
doniosła na niego pierwsza. Bo na pewno nie pozostawi tego co się między nimi
wydarzyło samemu sobie. Robiła to dla zdenerwowania Zosi, więc zatrzymując to
dla siebie postąpiłaby nielogicznie.
***
Zosia
wychodziła z banku prawie jako jedna z ostatnich. Teraz, przez obecność Cruelli
miała o wiele więcej obowiązków, bo tamta wielokrotnie przerywała jej pracę
pytaniami dotyczącymi podjętych przez nią decyzji zarządczych w poprzednim
okresie. Sama natomiast miała Jowitę, która dzielnie znosiła jej humory głównie
tylko ze względu na nią dalej wykonując obowiązki sekretarki. Zosia była jej za
to niewymownie wdzięczna.
Tak
było i tego dnia: sprawiwszy ze sytuacja z Arkiem stała się bardziej stabilna,
była bardziej uspokojona. Miała też nadzieję, że jej groźby wobec Wiktorii
poskutkują i nie będzie stwarza jej nowych kłopotów. Dlatego była z siebie
zadowolona na tyle, na ile mogła być w obecnej sytuacji. Idąc na autobusowy
przystanek, zaczęła nawet rozmyślać nad słowami Marysi. Może rzeczywiście
wszystkiemu winna była wróżba z ciasteczka? Tylko co może znaczyć zdanie o
pokonaniu wroga? O co mogło tu chodzić? Z pewnością o jakąś przenośnię, może
konkretny kontekst sytuacyjny, ale jaki? Musiała przyznać, że ta zamiana z
pewnością pozwoliła jej lepiej zrozumieć szefową, odkryć jej więcej wad no i
kilka zalet zresztą też. Ale to wciąż nic nie znaczyło, nic z tego nie
wynikało. Nie była ani trochę rozwiązania problemu niż na samym początku swojej
zamiany. Tyle, że niejako już się z nią oswoiła. Wciąż czuła się dziwnie, ale
zaadoptowała się do nowych warunków. I to wszystko przestało jej się wydawać
takie straszne. Uśmiechnąwszy się pod nosem rozejrzała się przed przejściem dla
pieszych nie zwracając uwagi na młodego mężczyznę znajdującego się po jego
drugiej stronie. Zresztą nawet go nie znała, a przynajmniej jako Zosia
Niemcewicz. Ale on ją znał. I nawet nie zdziwił się, że tak po prostu go
zignorowała kładąc to na krab dawnych waśni. Ale nie mógł na to pozwolić.
Dlatego odezwał się za jej plecami.
-
Witaj Wiktorio.- Tak jak przypuszczał zatrzymała się. Potem spojrzała na niego
bez zbytniego zainteresowania zupełnie tak jakby…go nie poznawała? Nie, w to
jakoś nie mógł uwierzyć. Pomimo upływu lat musiała go pamiętać. Nie po tym co
przeszli. I jak blisko ze sobą byli. Był ciekawy czy wciąż go nienawidzi czy to
co między nimi zaszło było już jej obojętne. Dlatego szeroko się uśmiechając
dodał:- Kopę lat, siostrzyczko.