Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 sierpnia 2017

Nowy początek, Rozdział XVIII

Ksawery nie tak łatwo jak Jowita uwierzył w jej rewelację, ale też nie tak opornie jak Marysia. Początkowo poprosił tylko by opowiedziała mu ze szczegółami całą historię po prostu słuchając. Dopiero potem zaczął zadawać pytania. Wiedziała, że robi to tylko dlatego by ją wybadać, ale godziła się na to. Starając się wczuć w jego sytuację wiedziała, że sama też zażądałaby dowodu na to co przed chwilą padło z jej ust.
Kto jeszcze o tym wie?
Co zamierza?
Jak do tego właściwie doszło?
Jakie teorie ma na to ona sama i jej siostra Maria?
Dopiero przy ostatnim pytaniu się zawahała. Ksawery spytał wprost o to co zaszło na tamtych schodach w piwnicy. I naprawdę nie chciała chronić Arka, ale jeszcze bardziej było jej wstyd z powodu faktu, iż tak bardzo z niej zakpił. Dlatego ograniczyła się tylko do meritum: powiedziała, że usłyszała jak wyznał koledze z pracy że tylko się nią bawi. Potem widząc współczucie w jego oczach szybko wstała i zmieniła temat. Wiedziała, że jeszcze chwila i znów wybuchnie płaczem. Już teraz była na granicy wytrzymałości. Choć starała się być dzielna to jednak z każdym dniem rzeczywistość ją przygniatała. Bycie w nieswoim ciele, niemożność skontaktowania się z rodzicami i przyjaciółmi a także konieczność okłamywania ich z tego powodu, samotność, świadomość że obcy ludzie wiedzą więcej o kobiecie której ciało teraz posiada, męczące ją koszmary, zdrada Arkadiusza, konieczność podołania w pracy obowiązkom szefowej całego działu kredytowego, ba, nawet chodzenie w tych cholernych szpilkach czy piekielnik Aleksander powoli doprowadzali ją do ostateczności. A teraz jeszcze to co przypadkiem wyznał Ksawery. Zosia czuła, że coraz bardziej zbliża się do wielkiej góry po której drugiej stronie jest przepaść. I choć starała się przystanąć albo chociaż zwolnić to jednak nieubłaganie zbliżała się do jej czubka. Wiedziała, że kiedy w końcu to się stanie to osiągnie swój punkt krytyczny. Bała się tylko co on może oznaczać. Załamanie nerwowe? Szaleństwo?
- Muszę już iść, Ksawery.
- Dobrze, więc cię odprowadzę.
- Nie, poradzę sobie. Chcę teraz pobyć sama.
- Spotkamy się jutro?
- Nie wiem: mam sporo pracy.
- Zosiu, nie odsuwaj się teraz do mnie. Nie teraz gdy najbardziej tego potrzebujesz. A już z pewnością nie dlatego, że dowiedziałaś się co do ciebie czuję.
- Ksawery nie chcę na ten temat rozmawiać. Nie wiem kim jestem a co dopiero co czuję. Nie wiem czy będę umiała za jakiś czas cię pokochać.
- Wiem, że wciąż kochasz jego.- Powiedział ze smutnym uśmiechem. Nie było potrzeby wyjaśniać kim jest owy „on”.- Ale wiedz, że jeśli nie będziesz tego chciała, to ja nie zamierzam naciskać. Przecież przez te kilka miesięcy gdy mieszkaliśmy razem nie dałem ci niczego poznać, prawda? Nie zorientowałaś się, że to coś więcej niż przyjaźń.
- Ale wiedza wszystko zmieniła.- Odrzekła. Zaraz potem jak echo powróciły do niej słowa Arka wypowiedziane po ich pierwszej wspólnej nocy, jego zmieszanie i niepewność. Dopiero teraz zrozumiała jak on musiał się czuć. Nie chciał zdeptać jej uczuć, ale jednocześnie nie było innego wyjścia niż zranić ją teraz, bo zwodzenie prowadziło donikąd. A ona teraz robiła wobec Ksawerego to samo: zwodziła go. Wiedziała, że dla niej zawsze będzie jak starszy brat, ale ubrała swoje słowa w miłe eufemizmy bo nie chciała tracić przyjaciela. Jaka więc była różnica między nią a Arkiem? Taka, że jako kobieta nie wykorzystała sytuacji tak jak zrobiłby to każdy facet i nie przespała się z Iksińskim?
To pytanie spowodowało złość w jej głowie. Nie, absolutnie nie będzie usprawiedliwiać Arka. Bo on wcale nie musiał jej okłamywać. Mógł od początku przyznać, że jej nie kocha, że mu zwyczajnie głupio a nie kłamać jej w żywe oczy. Poza tym w tamtej piwnicy na własne uszy słyszała, że wykorzystał sytuację by zrobić z niej zwykłą dziewczynę do na posyłki a raczej „żonkę” bez zobowiązań jak wyraził się Karol. Więc od samego początku przyświecały mu niewłaściwe motywy. Nie, na pewno nie może porównywać się do kategorii tego kłamcy.  Ale wiedziała, że może to udowodnić tylko w jeden sposób.
- Ksawery, posłuchaj…ja wiem że cię nie pokocham. To może bezlitosne z mojej strony, ale nie chcę cię zwodzić. Chcę byś był moim przyjacielem, a nie kimś kto kocha jednostronnie w nadziei że któregoś dnia druga strona poczuje to samo.
- Tego nie możesz wiedzieć.
- Ale wiem. Nie chcę nikogo wykorzystywać, a tym bardziej ciebie, bo wiem jak potraktowała cię była narzeczona. Zasługujesz na kobietę, która pokocha cię całym sercem a nie żałosną idiotkę, która nigdy nie potrafi zaważyć kiedy facet ją robi ją w bambuko. A tym bardziej teraz. Na dodatek po Arku…długo chyba nikomu nie zaufam. Dlatego jeśli wiesz, że to dla ciebie ponad siły, to zrozumiem. Nie będę miała ci za złe faktu, że nie będziesz chciał się ze mną kontaktować.
- Nie jesteś idiotką.
- To bardzo miłe, ze zaprzeczasz ale taka jest prawda. Nawet ty widziałeś, że Arek nie jest dla mnie a Marysia powtarzała mi to non stop. Ba, nawet te liczne dziewczyny czy nieodpowiedzialne wybryki Arka do mnie nie docierały: w sercu wciąż idealizowałam go wrzucając na piedestał.
- Ale teraz zmądrzałaś i tylko to się liczy.
- Może, ale zobacz co musiało się stać bym do tego doszła. Zobacz kim się stałam.- Jakby w celu ilustracji swoich słów wskazała na siebie dłonią.- Są chwilę gdy tak bardzo się boję tego kim jestem, tego że już na zawszę zostanę Cruellą uwięziona w  jej ciele i w jej życiu. Że ona mną zawładnie, że odzyska swoje ciało a mnie zepchnie na margines i przestanę istnieć. To tak jakby mój najgorszy koszmar okazywał się być rzeczywistością.
- Nie stanie się tak, a wiesz dlaczego? Bo ja wiem kim jesteś. I Marysia też wie. Ty sama również.
- To nic nie znaczy.
- Wręcz przeciwnie. Bo nawet teraz patrząc na ciebie w innej postaci widzę twoje przekorne błyski w oczach, niepozorne gesty albo mimikę którą widziałem również na twojej prawdziwej twarzy. Teraz rozumiem czemu od samego początku poczułem do ciebie sympatię i nić porozumienia choć sądziłem że poznaliśmy się bardzo niedawno, dlaczego wydawałaś mi się być podobna do samej siebie. I nawet będąc wzrostu krasnala sprawiasz, że pamiętam z kim mam do czynienia.
- Hej, Wiktoria zabiłaby cię za to gdybyś nazwał ją krasnalem.
- Dlatego wiem, że teraz stoisz przede mną ty, a nie ona.- Zosia nic nie mogła poradzić na to, że na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Wiedziała już, że Ksawery mimo wszystko jej nie opuści.
Nie wiedziała jednak, czy to dla niego dobrze czy źle.

***
Arek wrócił do mieszkania całkowicie wściekły nie mając pojęcia co właściwie knuje Wiktoria. Tym bardziej, gdy po powrocie Ksawerego od niego samego niewiele się dowiedział. I na dodatek tamten zakazał mu w jakikolwiek sposób dręczyć Cruellę.
- Po prostu wyjaśniliśmy nieporozumienie, to wszystko.- Wyjaśnił niczego właściwie nie mówiąc.
- Jak to nieporozumienie? Przecież ona powiedziała ci, że jest kimś innym. Jakąś pieprzoną Weroniką! I nienawidziła Zosi. Czemu więc teraz podawała się za jej przyjaciółkę?
- Mi wszystko wyjaśniła: niestety poprosiła o to by nie wyjaśniać tobie.
- Do cholery, to wcale nie jest zabawne.
- A kto powiedział, że jest?
- Nie wiem w jaki sposób znów cię omotała, ale uprzedzam że jeśli Szymborska maczała ręce w tym co stało się z Zosią to zapłaci za to.
- Jeśli naprawdę zależy ci na Zosi to dasz spokój Wiktorii. Ona chce jej tylko pomóc.
- Tak ci powiedziała? A ty oczywiście łyknąłeś haczyk.
- Nie jestem jakąś rybą żebym musiał go łykać…
W ten właśnie sposób ich dyskusja po raz kolejny zakończyła się kłótnią, a Arek sfrustrowany położył się spać. Przed snem wysłał jeszcze kilka ofert pracy, tak jak robił to codziennie od momentu wypowiedzenia. Jednakże myśli o dzisiejszym wieczorze nie pozwoliły mu tak szybko zasnąć. Wciąż myślał o Wiktorii i może to dlatego zorientował się, że po wypadku wydawała mu się być jakaś inna. Mniej pewna siebie, arogancka czy bezczelna. Wszyscy w pracy byli tym zdumieni, ale jego głowę zaprzątała tylko Zosia. Co więcej szefowa- już niedługo była szefowa- praktycznie nie zaprzątała mu umysłu. Dlatego teraz obiecał sobie, że będzie ją bacznie obserwować  tak jak obiecał jej to dzisiejszego wieczora.

DZIEWIĘĆ TYGODNI PO WYPADKU

Choć początkowo Zosia Niemcewicz miała zostać wywieziona do prywatnej placówki już w ten poniedziałek, to jednak dzięki wspaniałomyślności doktora (a raczej łapówce którą dała mu Marysia za pieniądze od siostry która wzięła je z konta Cruelli), miało to nastąpić dopiero za tydzień po serii gruntownych badań. Marii udało się nawet załatwić konsultacje z wybitnym znawcą w tej dziedzinie tak by ustalić sposób na przywrócenie ciała siostry do życia. Strach przed tym, co może kryć jej umysł od jakiegoś czasu zszedł na dalszy plan. Wiedziała, że jeśli nie skonsultuje się z kimś kto może jej pomóc fakt, iż ktoś zauważy w mózgu jakieś zmiany które mogły być przyczyną przemiany, to przestanie być istotne. Bo ciało Zosi i tak już nie będzie mogło nikomu służyć.
Poza tym bardzo martwili ją rodzice: mama jakby skurczyła się w sobie, a już na pewno schudła parę kilogramów. Zwykle gadatliwa, teraz podczas odwiedzin potrafiła przed długi czas myśleć zatopiona we własnym świecie. A wieczorami płakać. Ojciec na pozór radził sobie lepiej, ale głębokie cienie pod oczami zdradzały, że również tęskni za młodszą córką. A zwłaszcza epizod który rozegrał się podczas jej odwiedzin wraz z Ignacym.
Akurat w rodzinnym domu z wizytą przyszła sąsiadka i po kilku minutach uprzejmej rozmowy pogratulowała Marysi dziecka. Tyle, że na koniec dodała iż z pewnością to będzie dziewczynka, bo po śmierci kogoś z rodziny, jej dusza ożywa na nowo w młodszym pokoleniu.
Kobieta po wymownej ciszy zrozumiała swoje faux pas, ale było już za późno. Marysia rzadko widziała jaj jej tato krzyczał (a jeśli już to robił, to nigdy tak naprawdę się go nie bała), ale tym razem i ona przestraszyła się gniewnego spojrzenia jakim przeszył staruszkę. A także słów które wyrzekł.
- Wynoś się stąd. I zapamiętaj sobie, że nasza córka wcale nie umarła tylko teraz spokojnie zbiera siły, ale w końcu się obudzi. I cieszymy się z naszego pierwszego wnuka, ale w żaden sposób to nie będzie jakaś cholerna odrodzona dusza tylko samodzielna istotka. A już na pewno nie Zosia, bo ona żyje rozumiesz? Żyje. I nie waż się mówić o niej tak jakby już nie żyła!
Po szybkiej dezercji pani Kwiatkowskiej w kuchni dało się słyszeć tłumiony szloch pani Niemcewicz, która na próżno starała się uspokoić. A Marysia po raz kolejny poczuła ukucie wyrzutów sumienia. Czyżby popełniła błąd zakazując Zosi mówienie prawdy rodzicom? Czy nie zgotowała im jeszcze większego piekła? I czy nie jest ono rzeczywiście gorsze od szaleństwa jakie z pewnością stałoby się ich udziałem gdyby poznali prawdę? Sama już nie miała zielonego pojęcia.

***
Zosia przekonała się, że jawna nienawiść Arkadiusza wcale nie jest tak dobra jak jej się wydawała. Wcześniej sądziła, że dzięki temu będzie miała dość siły by odeprzeć jego atak, jednak prawda okazała się być zupełnie inna. Każdą komórką ciała odbierała jego gniewne spojrzenia czy przelotny kontakt jak inwazję osłabiającą jej pancerz. Sama już nie była pewna czy postąpiła słusznie niczego mu nie wyjaśniając i zakazując robić to samo Ksaweremu. Oczywiście nie miała zamiaru zdradzić mu kim jest, ale po prostu wymyślić jakieś prozaiczne wyjaśnienie „na odczepnego”. A tak skazywała się nie tylko na jego złość, ale i podejrzliwość.
- Posłuchaj, zaszło coś między tobą a Arkiem?- Z rozmyślań w biurze wyrwał ją głos wchodzącej akurat Jowity. Już miała spytać skąd przyjaciółka o tym wie, ale wtedy ona dodała:- Dowiedziałam się, że podpisał wypowiedzenie.
- Ach, o to chodzi.- Mrugnęła uspokojona. Bo jednak nie chodziło o piątkowy wieczór.- Tak, doszliśmy do wniosku że tak będzie lepiej.
- Co to znaczy doszliśmy?
- To co znaczy. Pytasz z konkretnego powodu? Żalił ci się na mnie?
- Raczej wypytywał.- Słysząc to, Zosia momentalnie cała się spięła.
- Sądzisz, że coś podejrzewa?
- Masz na myśli twoją prawdziwą tożsamość? Przecież czegoś tak niemożliwego nikt nie brałby w ogóle pod uwagę…- Prychnęła, ale z chwilą gdy wypowiedziała te słowa zdała sobie sprawę z własnego nietaktu. Bo przecież Zosię to spotkało, więc jednak takie całkiem niemożliwe nie było.- To znaczy przepraszam, nie chciałam…
- W porządku. Powiedz mi tylko o co pytał cię Arek.
- No o ciebie. Jaka jesteś po wypadku, czy często pytasz o Zosię albo odwiedzasz ją  w szpitalu. I czy zdradziłaś mi co tak naprawdę zaszło w tamtej piwnicy.
- Ach tak. To mnie wcale nie dziwi. Po naszej ostatniej rozmowie uważa, że zepchnęłam samą siebie z tamtych schodów.
- Jak to?
- No, uważa że zrobiła to Cruella. Że mnie, czyli Zosię, popchnęła i  teraz ma wyrzuty sumienia. Że inaczej się zachowuję i jakby złagodniałam. Powiedz, czy to naprawdę aż tak bardzo rzuca się w oczy?
- Co?
- No, nowe zachowanie Wiktorii. Staram się być nią, ale to cholernie trudne.
- No jasne, w końcu udawać prawdziwą sukę może tylko suka.
- Mówię poważnie, Jowita.
- Ja też. Ale tak jak wcześniej powiedziałam, nikt nie pomyśli, że to nie ona bo to po prostu niemożliwe.
- No tak, ale zdecydowanie zagmatwam jej życie, prawda? Wczoraj dzwoniła do mnie jej matka prosząc o spotkanie w przyszłym tygodniu. Odmówiłam jej, bo wiem że Wiktoria nie chciała utrzymywać z nią kontaktu, ale mimo wszystko może właśnie tak miało być? Może one chciały się pogodzić a przeze mnie ich waśń potrwa kolejne lata?
- To spotkaj się z nią i po problemie.
- Nie trywializuj tego.
- A ty nie komplikuj. Pamiętaj, że i tak wyświadczasz Cruelli olbrzymią przysługę dalej prowadząc jej życie. Mogłabyś mieć to całkowicie gdzieś: a jestem pewna że ona na twoim miejscu by miała.- Zosia wzdrygnęła się wiedząc doskonale, że Jowita ma rację. Ona z pewnością zrujnowałaby jej życie. Może więc nie powinna się aż tyle przejmować życiem Wiktorii?
- Masz rację.
- No jasne, że mam. Dlatego jedz tą sałatkę a nie tylko w niej dłubiesz. Miałaś przytyć przynajmniej 10 kg by dać jej w kość gdy odzyskacie swoje ciała, pamiętasz? A wydaję mi się, że jesteś chudsza niż prawdziwa Cruella była.
- Czasami nie mam apetytu.
- Bo wciąż zadręczasz się tym wszystkim.
- A jak niby mam tego nie robić?
- Żyj chwilą, jak mawiali epikurejczycy. Korzystaj z tego, że teraz wszyscy pracownicy ci się kłaniają a ty jesteś dyrektorem jednego z największych działów Krezus Banku. Że mieszkasz w superaśnym mieszkaniu które wczoraj łaskawie pozwoliłaś mi odwiedzić…
- Z upierdliwym kotem.
-…z upierdliwym kotem i kontem z kilkudziesięcioma tysiącami oszczędności. Ja na twoim miejscu trochę bym wydała. W końcu po wszystkim Wiki nie oskarży samej siebie o kradzież, nie?
- Jesteś niemożliwa, wiesz?
- No cóż, zawsze była dziwna, ale ten eufemizm mi bardziej odpowiada.- Jowita mrugnęła okiem.- No a teraz, machnij mi tutaj ten swój podpisik.- Wskazała na trzymany przez siebie plik kartek.
- A co to w ogóle są za dokumenty?
- Kolejna gruba ryba. Spotkanie już w ten piątek, więc sporo do przejrzenia przed tobą.
- Świetnie.- Mrugnęła pod nosem Zosia. Ale prawdę mówiąc to rzeczywiście tak uważała. Wiedziała, że tylko ucieczka w pracę pozwoli jej jako tako zachować zdrowy rozsądek i się  nie załamać.
Nie wiedziała tylko, że już niedługo i tak do tego dojdzie. Ale teraz już w lepszym nastroju dzięki pocieszeniom Jowity udało jej się wrócić do pracy spychając problemy w głęboki kąt swojego umysłu.
Wieczorem spotkała się z Ksawerym po raz drugi. Wcześniej nie miała odwagi tego zrobić, choć w niedzielę już miała do niego zadzwonić chcąc do reszty wyjaśnić całą sytuację. Ale z drugiej strony wiedziała, że w ten sposób go krzywdzi skoro jest zakochany w prawdziwej Zosi.
Wygrał oczywiście egoizm i dlatego o siódmej wieczorem gdy zadzwonił dzwonek do drzwi witała go z autentycznym szczerym uśmiechem na ustach.
Na początku sporo żartowali przy zwiedzaniu mieszkania prawdziwej Wiktorii (Zosia od jakiegoś czasu przestała czuć się w nim jak intruz), a potem witając się z kotem gospodyni. Zosia przeżyła prawdziwy szok widząc jak grubasek Aleksander łasi się do jej przyjaciela. Cholerny zdrajca, pomyślała, ale w głębi ducha ucieszyła się że kot dał się komuś pogłaskać. Mimo swojej niechęci do niego wiedziała, że jak każde zwierzę potrzebuje czułości i życzliwej opieki, a ona oprócz zapewnianiu mu niezbędnych do życia warunków nie robiła nic by to zrobić. A trwało to przecież ponad 2 miesiące.
Potem razem zaczęli krzątać się po kuchni gdzie Ksawery kończył sałatkę a ona zaczęła podgrzewać pieczonego kurczaka z ryżem. W pewnej chwili melancholijnie pomyślała, że robią to zupełnie tak jak dawniej. I rzeczywiście poczuła się sobą. To znaczy dawną sobą.
- Coś nie tak?- Spytał ją Iksiński najwyraźniej dostrzegłszy jej wzrok na sobie. Zosia potrząsnęła wtedy głową. Nawet ten prosty gest boleśnie dał jej odczuć, że nie jest dawną sobą gdy nie poczuła ruchu wielkich loków na głowie tylko lekkie poruszenie przydługiej już grzywki.
- Nie. Po prostu chciałam ci podziękować.
- Za krojenie pomidorów koktajlowych? Uwierz mi, że będą bardziej rozpłaszczone niż pokrojone.
- Nie. Za to, że jesteś. Że choć przez chwilę mogę się poczuć dawną Zosią. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego ile daje mi świadomość, że w lustrze zobaczę swoją dobrze znaną twarz. To, że wiem kim jestem. A teraz fakt, że ty o tym wiesz i tak mnie traktujesz wiele dla mnie znaczy.
- Dla mnie tak samo wiele albo i więcej znaczy to, że mi o tym powiedziałaś.- Zosia taktownie przemilczała to, że w piątek została niejako zmuszona przez niego do wyznania mu prawdy, bo groził jej szantażem. Ale przecież i tak bardzo chciała podzielić się z nim tą wiadomością: może niekoniecznie wtedy ale jakie to miało znaczenie?
- Dobra. W takim razie skoro już oboje sobie nawzajem podziękowaliśmy to teraz zapraszam do jadalni. Kurczak jest już ciepły.
- Super. A jadalnia też jest tak bajerancko wyposażona jak kuchnia?
- Jasne, choć zupełnie niepraktycznie. Wiesz, że Wiktoria w ogóle nie gotowała w domu posiłków tylko posiłkowała się gotowymi daniami? Gdy tu przyszłam po raz pierwszy początkowo myślałam, że ktoś sprzątnął wszystkie artykuły spożywcze.
- Skoro było ją na to stać. A skoro już o tym wspomniałem to ile zarabiała jako dyrektor działu kredytowego?
- Ha, wielokrotnie więcej ode mnie.
Jedząc już w jadalni wciąż rozmawiali przeskakując z tematu na temat zupełnie jak dawniej. Gdy sobie to uświadomiła, zrozumiała że niepotrzebnie obawiała się, iż wyznanie uczucia przez Ksawerego coś między nimi zmieni: wciąż był jej najlepszym przyjacielem i powiernikiem i nie nawiązywał do swoich uczuć za co była mu wdzięczna. Może tylko w czasie pożegnania poczuła się trochę niepewnie gdy chciał ją przytulić: ostatecznie jednak kładła to na krab zmiany swojego wyglądu i ciała czego była wówczas bardziej świadoma.         Koniec końców była jednak zadowolona.
Ranek znów nie należał do najefektywniejszych z powodu koszmaru sennego który znów stał się jej udziałem. Dlatego postanowiła, że weźmie jedną tabletkę którą przepisała jej Marysia nie dopiero gdy przebudzona po koszmarze nie będzie mogła uspokoić rozszalałego serca, ale tuż przed snem. Może robiąc to znowu wyciszy się na tyle by przestać kreować w  swojej podświadomości najgorszych obaw co skutkuje właśnie takimi porytymi koszmarami.
Jak na złość godzinę później wchodziła do gmachu Krezus Banku stojąc przy windzie by wjechać na swoje piętro. I tak z powodu korków była już spóźniona. A gdy jej drzwi się otworzyły zauważyła nikogo innego jak Arka.
- Witam panią dyrektor.- Odezwał się do niej bez cienia ironii, która była natomiast bardzo dobrze widoczna w jego oczach. Ale najpewniej zrobił to na użytek dwóch pozostałych mężczyzn których rozpoznawała jako tych pracujących w dziale inwestycyjnym, którzy przywitali się z nią kiwnięciem głowy.
- Dzień dobry.- Zmuszona była odpowiedzieć a potem ustać w i tak małej przestrzeni niedaleko swojego wroga. A potem widzieć jego przystojny profil, słyszeć cichy oddech, czuć zapach dobrze znanej jej wody kolońskiej. Tak, już od wielu miesięcy używał takiej samej. Kiedyś śmiał się nawet, że w końcu znalazł swój idealny zapach który dodatkowo działa jak magnes na kobiety. No cóż, jej się też prawdę mówiąc bardzo podobał choć teraz w żaden sposób by się do tego nie przyznała.
Dwa piętra wyżej wsiadła do windy kolejna pasażerka, którą rozpoznała jako dawną stażystkę która kiedyś pracowała na recepcji, ale potem przeniesiono ją do innego działu. W zasadzie jako dział analityczny nie mieli z Anetą kontaktu, dlatego zdziwiło ją, że młoda kobieta zaczęła rozmawiać z Arkiem jak gdyby nigdy nic. A tym bardziej na temat niej samej.
- A więc jeszcze się nie obudziła? To straszna tragedia. Ile to już minęło? Trzy miesiące?
- Dopiero dwa.
- I tak bardzo dużo. Myślisz że się jeszcze obudzi?
- Nie, po prostu to wiem. Wiem, że musi to zrobić.- Więcej już nie podsłuchiwała, bo i rozmowa nie dotyczyła bezpośrednio jej samej. Oczywiście złośliwie pomyślała, że Aruś nie przepuszcza żadnej okazji w ukazaniu swojego czaru: dobrze umiała rozpoznać zainteresowanie nim Anety, ale teraz rozmawiając z nią wydawał się być jakiś nieobecny i zamyślony. Ale może to jakaś taktyka takich podrywaczy? Udawanie, że go to nie obchodzi by potem zapolować. Nie chcąc dłużej się nad tym zastanawiać, wyszła z windy kierując się do swojego gabinetu. Specjalnie zrobiła to pierwsza by nie musieć dłużej znosić jego widoku, ale on najwyraźniej nie zamierzał dać jej spokoju.
- Możemy zamienić słowo?- Spytał praktycznie zachodząc jej drogę.
- Wybacz, ale nie mam czasu.- Odpowiedziała mu z fałszywym uśmiechem. Odpowiedział podobnym grymasem.
- Czasu czy śmiałości? A może przez resztę dni aż do końca mojego wypowiedzenia zamierzasz mnie unikać?
- Po prostu nie rozumiem o czym niby mielibyśmy rozmawiać.
- Może o piątkowym wieczorze? Co powiedziałaś Ksaweremu? Jak wyjaśniłaś swoje wszystkie kłamstwa?
- Ach, zapomniałam jak bardzo nie lubisz być pomijany. Odezwało się twoje urażone ego?
- To nie kwestia urażonego ego jak się wyraziłaś, ale chęci odkrycia prawdy. Poza tym nie znasz mnie na tyle by wysuwać o mnie takie czy inne wnioski.
- Mylisz się, bo zdążyłam cię poznać całkiem dobrze.- Odparła mu Zosia, chociaż szybko zdała sobie sprawę, że to nieprawda. Bo dopiero teraz ostatecznie zobaczyła go takim jakim jest: zagubionym, nieco próżnym i pozbawionym głębszego celu w życiu mężczyzną, który chciałby być jeszcze chłopcem. Tyle, że niestety stuknęła mu już trzydziestka.
- I vice versa. Ale tą zmianą tematu nie zniechęcisz mnie tak łatwo. Chcę wiedzieć co jest grane.
- Nic, co miałoby związek z tobą.
- Więc dalej chcesz grać, tak? Proszę bardzo. Tylko lepiej się pilnuj.
- To groźba?
- Tylko ostrzeżenie, które dałem ci w piątek a teraz tylko ci o nim przypominam. Ona…Zosia jest dla mnie bardzo ważna. I jeśli przez ciebie spotkało albo spotka ją coś złego to…
- Dzień dobry. To jakieś zamknięte zebranie na środku korytarza czy mogę się włączyć?- Wesoły głos Jowity dochodzący od strony schodów jeszcze nigdy nie sprawił Zosi tak wielkiej satysfakcji. Bo w tej chwili bardzo chciała wykrzyczeć Arkowi jego hipokryzję, bezczelność  dwulicowość.
- Ależ skąd. Arek miał do mnie tylko służbowe pytanie a ja zaspokoiłam w tej kwestii jego ciekawość.
- Śmiałbym polemizować, ale w obecnej sytuacji i tak sądzę, że więcej nie udałoby mi się uzyskać. Życzę paniom miłego dnia.- Dodał jeszcze na odchodnym. Gdy zostały na korytarzu same, Jowita złapała Zosię pod ramię.
- Co tu się stało? Oboje mieliście takie miny jakbyście zaraz zamierzali się bić.
- Z każdym dniem ten facet wkurza mnie coraz bardziej. Dobrze, że go zwolniłam.- Powiedziała Zosia nic sobie nie robiąc z wymownego milczenia swojej przyjaciółki. Dopiero patrząc na jej twarz zrozumiała z czego ono wynika.- No nie, nie mów mi że według ciebie źle robię?
- A czy ja coś mówiłam?
- Nie, ale już dobrze znam te twoje milczenie.
- Zosiu…to znaczy Wiktorio.- Poprawiła się, bo już na samym początku umówiły się, że publicznie Jowita będzie nazywać przyjaciółkę imieniem Cruelii by nikt przypadkowo tego nie usłyszał. – Rób jak chcesz, a skoro uważasz że to najlepsza decyzja…
- Tak właśnie uważam. A jeśli ty nie to trudno. A teraz lepiej chodźmy do biura, muszę ci sporo opowiedzieć, a poza tym przed nami jeszcze więcej pracy.
- W takim razie zamieniam się w słuch. O co chodzi?
- O Ksawerego.- Zosia ściszyła głos, choć już prawie dochodziły do drzwi jej gabinetu.- Dowiedział się kim jestem.

***
Gdy późnym wieczorem w końcu wróciła do domu czuła się tak zmęczona, że z ledwością dowlekła się do łóżka. Ale o to właściwie jej chodziło: by zająć natrętne myśli. Sprawić by zniknęły wszelkie problemy, udawać że jest w porządku nawet jeśli jest zupełnie inaczej. I jeszcze ta wojna z Arkiem…po jaką cholerę w ogóle ją zaczynała? Trwała dopiero jeden dzień, a już czuła że dłużej nie da rady. A przecież musi go znosić jeszcze do końca miesiąca.
Jak na złość rankiem obudziła się niewyspana, bo choć rzeczywiście po wtuleniu twarzy w poduszkę szybko zasnęła, to jednak w nocy znów męczył ją jakiś koszmar- co było dziwne bo specjalnie wzięła tabletkę nasenną którą przepisała jej siostra. Miała nawet na skórze gęsią skórkę, bo doskonale pamiętała uczucie strachu jakie ją ogarnęło gdy ktoś brutalnie ją zaatakował. Nie miała pojęcia czemu coś takiego jej się śniło: czyżby podświadomie bała się włamania? A może to przez tę niedawną napaść Jarka? W końcu kilka dni temu znów do niej zadzwonił pytając czy w końcu sobie wszystko przypomniała. Podświadomie jej mózg mógł powiązać te dwa fakty i stworzyć koszmar po którym wciąż czuła się roztrzęsiona. Dobrze, że kilka godzin później dzięki pracy mogła o tym zapomnieć. I liczyć na wsparcie Ksawerego, nawet dzięki zwyczajnemu SMS-owi. Było jej tylko smutno, że Emilia na wieść o planowanym awansie wcale nie wyglądała na ucieszoną: wręcz przeciwnie wydawało jej się, że ma żal do Cruelli (a więc do niej samej) za zwolnienie Arka. Widocznie ten bawidamek  miał więcej zwolenników niż sądziła.
W środowy wieczór, Zosia poczuła niemoc, której właściwie nie umiała zdefiniować. Po prostu leżąc już w łóżku z powodu bólu głowy nie mogła praktycznie ruszyć się z miejsca. Ale tak naprawdę to nie był ból głowy: sama nie wiedziała już skąd promieniuje jego źródło. Z dużym trudem udało jej się zasnąć, ale i tej nocy nawiedził ją koszmar. Tym razem dużo wyraźniejszy niż te wcześniejsze.

- Błagam puść mnie, ja nie chcę...
- Ciii, daj już spokój kotku. Przecież wiem, że tego chcesz tak samo jak ja.
- Nie chcę.- Łkanie wstrząsnęło całym jej ciałem, bo wiedziała że nie zdoła go powstrzymać. Znowu. Że mimo iż poniży się do błagania to on i tak zrobi swoje. Ale i tak nie mogła się powstrzymać. - Proszę cię...
- Kochanie, naprawdę nie musisz udawać niechętnej. Przecież wiem, że ostatnio też ci się podobało. Przyznaj się. 
- Podałeś mi jakiś narkotyk, nie chciałam...
- Cii.- Znów ją uciszył delikatnie dotykając kciukiem jej ust, choć całym ciałem brutalnie przyciskał ją do materaca. Myślała, że może choć trochę przemówiła mu do rozsądku skoro zdobył się na tak czuły gest, dlatego kontynuowała mimo wszystko:
- Proszę, idź sobie stąd. Nie powiem mamie, ani ojcu, ani nikomu innemu tego co zrobiłeś mi w piątek. Jeśli teraz wyjdziesz...

- Kazałem ci się zamknąć, pamiętasz?! Nie znoszę takich dziwek jak ty: myślisz że jesteś lepsza ode mnie zerkając z pogardą i lekceważeniem? Ale ja już ci pokażę że mnie nie można lekceważyć ani tym bardziej....
Wyrywała się mu w ostatnim desperackim akcie ucieczki, ale nie była w stanie: był silny, zbyt silny. Nawet gdy rozorała mu paznokciami przedramiona czując jak jeden z nich się łamię poza krótkim krzykiem wcale go tym nie osłabiła. Jeśli już to rozwścieczyła, bo mocniej przycisnął ją do materaca tak, że teraz z trudem łapała powietrze.
- Ty suko! Lubisz na ostro? To zaraz zobaczysz!- Wrzasnął a potem uderzył ją na odlew w policzek. I choć była pewna, że nie użył do tego celu pięści to jednak ból był tak wielki, że czuła jak jej cała czas płonie, a głowa wiruje. Na moment przestała się wyrywać.- No.- Mrugnął z uznaniem i uśmiechem na ustach jak zdołała ujrzeć przez mgłę.- Czy taka zabawa jest nie lepsza? A przynajmniej dla jednego z nas.

Obudziła się gwałtownie wybudzona z sennego koszmaru które od czasu wypadku nawiedzały ją z regularną częstotliwością. Tyle, że do poprzedniego tygodnia miała to szczęście, że nie pamiętała co dokładnie wzbudzało w niej strach. A teraz już wiedziała, że chodziło o atak seksualny. Boże, była tak rozdygotana, że przez pierwsze kilkanaście sekund potrafiła tylko kiwać się w prawo i w lewo. Dopiero miauczenie i mruczenie Aleksandra zdołało wybudzić ją z transu. Paradoksalnie kot którego jak jej się wydawało nie znosiła z wzajemnością przyniósł jej pociechę ocierając się o nią i po raz pierwszy wykazując jakieś oznaki sympatii. Zosia z trudem się uśmiechnęła ostrożnie dotykając miękką sierść.
- Już dobrze, grubasku: po prostu coś mi się przyśniło. Czy twoja prawdziwa pani też miewała koszmary?- Wiedziała, że kot nie jest w stanie jej odpowiedzieć, ale mimo to nie przestawała do niego mówić. Nagle paraliżujący strach wrócił: była sama w wielkim, pustym domu który w każdej chwili mógł stać się celem różnorodnych złoczyńców a ona nie miałaby się jak bronić. Nawet panująca dookoła cisza wydawała jej się być jakaś złowroga.- Chyba już wariuję Aleksandrze. Muszę przyznać, że nigdy bardziej się nie ucieszyłam z czyjegoś towarzystwa niż teraz.- Kocur miauknął tak, jak zrozumiał wypowiedzianą przez Zosię niechęć dlatego dodała:- Bez urazy koleś, ale raczej nie jesteśmy przyjaciółmi. Chociaż zawsze możemy się nimi stać, prawda? Nigdy nie jest za późno…Hej, gdzie ty leziesz? Zostań tutaj. Chodź, stój mówię.
Aleksander chyba wyczerpał swój limit bycia sympatycznym, bo zlazł z łóżka i najprawdopodobniej wyszedł do siebie. A choć Zosia starała się go zawołać by czuć się raźniej (nigdy by nie pomyślała, że będzie pożądała towarzystwa kota albo jakiegoś innego zwierzaka), to w końcu zrozumiała że to bez sensu.
- A więc to tylko chwilowe zawieszenie broni sierściuchu tak? Ale czego mogłam się po tobie spodziewać wstrętna włochata kulko…A mógłbyś mnie jeszcze trochę pocieszyć, bo czuję że zaraz zacznę szukać jakiegoś łomu i spać z nim pod kołdrą by w razie co zaatakować jakiegoś potencjalnego włamywacza. No bo przecież takie sny coś znaczą: może właśnie w tej chwili ktoś się zakrada przez okno i…Jezu Zośka opanuj się. Przecież to tylko kolejny cholerny koszmar. Nie ma żadnego włamywacza, wszystko gra. A ty chcesz by kot ci pomógł? Uspokój się i nie szalej.
I choć wiedziała, że to tylko głupi sen, nie mogła powstrzymać się przed dotknięciem swojej twarzy w miejscu gdzie nieznajomy sprawca z koszmaru uderzył ją swoim sygnetem. W miarę posuwania dłoni do góry zaczęła się uspokajać. W końcu czego się spodziewała? Że na swojej skroni znajdzie krew? Uświadomiwszy to sobie parsknęła już trochę uspokojona. Ale gdy już miała opuścić dłoń, na czole wymacała niewielkie zgrubienie. Odsunęła na chwilę dłonie włączając stojącą obok łóżka lampkę a potem wciąż pełna strachu podeszła do lustra. Tak, nie było wątpliwości: niewielka, pociągła blizna znaczyła linię włosów starannie ukrytą pod grzywką. Serce momentalnie zaczęło jej bić szybciej chociaż umysł jeszcze nie do końca rozumiał co jest grane. Ale w końcu odpowiednie neurony zadziałały łącząc fakty w jedną całość. I wtedy zrozumiała.
- O mój Boże, to wcale nie był koszmar. To było wspomnienie. Twoje wspomnienie, Wiktorio. 

3 komentarze:

  1. Genialne jesteś najlepsza na świecie nie mogę sue doczekać kolejnej części

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabyś dać jakiś sygnał kiedy będziesz dodawać ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do jutra coś wstawię, bo już dziś nie zdążę dokończyć tej części :(

      Usuń