Ksawery
nie tak łatwo jak Jowita uwierzył w jej rewelację, ale też nie tak opornie jak
Marysia. Początkowo poprosił tylko by opowiedziała mu ze szczegółami całą
historię po prostu słuchając. Dopiero potem zaczął zadawać pytania. Wiedziała,
że robi to tylko dlatego by ją wybadać, ale godziła się na to. Starając się
wczuć w jego sytuację wiedziała, że sama też zażądałaby dowodu na to co przed
chwilą padło z jej ust.
Kto
jeszcze o tym wie?
Co
zamierza?
Jak
do tego właściwie doszło?
Jakie
teorie ma na to ona sama i jej siostra Maria?
Dopiero
przy ostatnim pytaniu się zawahała. Ksawery spytał wprost o to co zaszło na
tamtych schodach w piwnicy. I naprawdę nie chciała chronić Arka, ale jeszcze
bardziej było jej wstyd z powodu faktu, iż tak bardzo z niej zakpił. Dlatego
ograniczyła się tylko do meritum: powiedziała, że usłyszała jak wyznał koledze
z pracy że tylko się nią bawi. Potem widząc współczucie w jego oczach szybko
wstała i zmieniła temat. Wiedziała, że jeszcze chwila i znów wybuchnie płaczem.
Już teraz była na granicy wytrzymałości. Choć starała się być dzielna to jednak
z każdym dniem rzeczywistość ją przygniatała. Bycie w nieswoim ciele,
niemożność skontaktowania się z rodzicami i przyjaciółmi a także konieczność
okłamywania ich z tego powodu, samotność, świadomość że obcy ludzie wiedzą
więcej o kobiecie której ciało teraz posiada, męczące ją koszmary, zdrada
Arkadiusza, konieczność podołania w pracy obowiązkom szefowej całego działu
kredytowego, ba, nawet chodzenie w tych cholernych szpilkach czy piekielnik
Aleksander powoli doprowadzali ją do ostateczności. A teraz jeszcze to co
przypadkiem wyznał Ksawery. Zosia czuła, że coraz bardziej zbliża się do
wielkiej góry po której drugiej stronie jest przepaść. I choć starała się
przystanąć albo chociaż zwolnić to jednak nieubłaganie zbliżała się do jej
czubka. Wiedziała, że kiedy w końcu to się stanie to osiągnie swój punkt
krytyczny. Bała się tylko co on może oznaczać. Załamanie nerwowe? Szaleństwo?
-
Muszę już iść, Ksawery.
-
Dobrze, więc cię odprowadzę.
-
Nie, poradzę sobie. Chcę teraz pobyć sama.
-
Spotkamy się jutro?
-
Nie wiem: mam sporo pracy.
-
Zosiu, nie odsuwaj się teraz do mnie. Nie teraz gdy najbardziej tego
potrzebujesz. A już z pewnością nie dlatego, że dowiedziałaś się co do ciebie
czuję.
-
Ksawery nie chcę na ten temat rozmawiać. Nie wiem kim jestem a co dopiero co
czuję. Nie wiem czy będę umiała za jakiś czas cię pokochać.
-
Wiem, że wciąż kochasz jego.- Powiedział ze smutnym uśmiechem. Nie było
potrzeby wyjaśniać kim jest owy „on”.- Ale wiedz, że jeśli nie będziesz tego
chciała, to ja nie zamierzam naciskać. Przecież przez te kilka miesięcy gdy
mieszkaliśmy razem nie dałem ci niczego poznać, prawda? Nie zorientowałaś się,
że to coś więcej niż przyjaźń.
-
Ale wiedza wszystko zmieniła.- Odrzekła. Zaraz potem jak echo powróciły do niej
słowa Arka wypowiedziane po ich pierwszej wspólnej nocy, jego zmieszanie i
niepewność. Dopiero teraz zrozumiała jak on musiał się czuć. Nie chciał zdeptać
jej uczuć, ale jednocześnie nie było innego wyjścia niż zranić ją teraz, bo
zwodzenie prowadziło donikąd. A ona teraz robiła wobec Ksawerego to samo:
zwodziła go. Wiedziała, że dla niej zawsze będzie jak starszy brat, ale ubrała
swoje słowa w miłe eufemizmy bo nie chciała tracić przyjaciela. Jaka więc była
różnica między nią a Arkiem? Taka, że jako kobieta nie wykorzystała sytuacji
tak jak zrobiłby to każdy facet i nie przespała się z Iksińskim?
To
pytanie spowodowało złość w jej głowie. Nie, absolutnie nie będzie
usprawiedliwiać Arka. Bo on wcale nie musiał jej okłamywać. Mógł od początku
przyznać, że jej nie kocha, że mu zwyczajnie głupio a nie kłamać jej w żywe
oczy. Poza tym w tamtej piwnicy na własne uszy słyszała, że wykorzystał
sytuację by zrobić z niej zwykłą dziewczynę do na posyłki a raczej „żonkę” bez
zobowiązań jak wyraził się Karol. Więc od samego początku przyświecały mu
niewłaściwe motywy. Nie, na pewno nie może porównywać się do kategorii tego
kłamcy. Ale wiedziała, że może to
udowodnić tylko w jeden sposób.
-
Ksawery, posłuchaj…ja wiem że cię nie pokocham. To może bezlitosne z mojej
strony, ale nie chcę cię zwodzić. Chcę byś był moim przyjacielem, a nie kimś
kto kocha jednostronnie w nadziei że któregoś dnia druga strona poczuje to
samo.
-
Tego nie możesz wiedzieć.
-
Ale wiem. Nie chcę nikogo wykorzystywać, a tym bardziej ciebie, bo wiem jak
potraktowała cię była narzeczona. Zasługujesz na kobietę, która pokocha cię
całym sercem a nie żałosną idiotkę, która nigdy nie potrafi zaważyć kiedy facet
ją robi ją w bambuko. A tym bardziej teraz. Na dodatek po Arku…długo chyba
nikomu nie zaufam. Dlatego jeśli wiesz, że to dla ciebie ponad siły, to
zrozumiem. Nie będę miała ci za złe faktu, że nie będziesz chciał się ze mną
kontaktować.
-
Nie jesteś idiotką.
-
To bardzo miłe, ze zaprzeczasz ale taka jest prawda. Nawet ty widziałeś, że
Arek nie jest dla mnie a Marysia powtarzała mi to non stop. Ba, nawet te liczne
dziewczyny czy nieodpowiedzialne wybryki Arka do mnie nie docierały: w sercu
wciąż idealizowałam go wrzucając na piedestał.
-
Ale teraz zmądrzałaś i tylko to się liczy.
-
Może, ale zobacz co musiało się stać bym do tego doszła. Zobacz kim się
stałam.- Jakby w celu ilustracji swoich słów wskazała na siebie dłonią.- Są
chwilę gdy tak bardzo się boję tego kim jestem, tego że już na zawszę zostanę
Cruellą uwięziona w jej ciele i w jej
życiu. Że ona mną zawładnie, że odzyska swoje ciało a mnie zepchnie na margines
i przestanę istnieć. To tak jakby mój najgorszy koszmar okazywał się być
rzeczywistością.
-
Nie stanie się tak, a wiesz dlaczego? Bo ja wiem kim jesteś. I Marysia też wie.
Ty sama również.
-
To nic nie znaczy.
-
Wręcz przeciwnie. Bo nawet teraz patrząc na ciebie w innej postaci widzę twoje
przekorne błyski w oczach, niepozorne gesty albo mimikę którą widziałem również
na twojej prawdziwej twarzy. Teraz rozumiem czemu od samego początku poczułem do ciebie sympatię i nić porozumienia choć sądziłem że poznaliśmy się bardzo niedawno, dlaczego wydawałaś mi się być podobna do samej siebie. I nawet będąc wzrostu krasnala sprawiasz, że
pamiętam z kim mam do czynienia.
-
Hej, Wiktoria zabiłaby cię za to gdybyś nazwał ją krasnalem.
-
Dlatego wiem, że teraz stoisz przede mną ty, a nie ona.- Zosia nic nie mogła
poradzić na to, że na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Wiedziała już,
że Ksawery mimo wszystko jej nie opuści.
Nie
wiedziała jednak, czy to dla niego dobrze czy źle.
***
Arek
wrócił do mieszkania całkowicie wściekły nie mając pojęcia co właściwie knuje
Wiktoria. Tym bardziej, gdy po powrocie Ksawerego od niego samego niewiele się
dowiedział. I na dodatek tamten zakazał mu w jakikolwiek sposób dręczyć
Cruellę.
-
Po prostu wyjaśniliśmy nieporozumienie, to wszystko.- Wyjaśnił niczego
właściwie nie mówiąc.
-
Jak to nieporozumienie? Przecież ona powiedziała ci, że jest kimś innym. Jakąś pieprzoną
Weroniką! I nienawidziła Zosi. Czemu więc teraz podawała się za jej
przyjaciółkę?
-
Mi wszystko wyjaśniła: niestety poprosiła o to by nie wyjaśniać tobie.
-
Do cholery, to wcale nie jest zabawne.
-
A kto powiedział, że jest?
-
Nie wiem w jaki sposób znów cię omotała, ale uprzedzam że jeśli Szymborska
maczała ręce w tym co stało się z Zosią to zapłaci za to.
-
Jeśli naprawdę zależy ci na Zosi to dasz spokój Wiktorii. Ona chce jej tylko
pomóc.
-
Tak ci powiedziała? A ty oczywiście łyknąłeś haczyk.
-
Nie jestem jakąś rybą żebym musiał go łykać…
W
ten właśnie sposób ich dyskusja po raz kolejny zakończyła się kłótnią, a Arek
sfrustrowany położył się spać. Przed snem wysłał jeszcze kilka ofert pracy, tak
jak robił to codziennie od momentu wypowiedzenia. Jednakże myśli o dzisiejszym
wieczorze nie pozwoliły mu tak szybko zasnąć. Wciąż myślał o Wiktorii i może to
dlatego zorientował się, że po wypadku wydawała mu się być jakaś inna. Mniej
pewna siebie, arogancka czy bezczelna. Wszyscy w pracy byli tym zdumieni, ale
jego głowę zaprzątała tylko Zosia. Co więcej szefowa- już niedługo była
szefowa- praktycznie nie zaprzątała mu umysłu. Dlatego teraz obiecał sobie, że
będzie ją bacznie obserwować tak jak
obiecał jej to dzisiejszego wieczora.
DZIEWIĘĆ
TYGODNI PO WYPADKU
Choć
początkowo Zosia Niemcewicz miała zostać wywieziona do prywatnej placówki już w
ten poniedziałek, to jednak dzięki wspaniałomyślności doktora (a raczej łapówce
którą dała mu Marysia za pieniądze od siostry która wzięła je z konta Cruelli),
miało to nastąpić dopiero za tydzień po serii gruntownych badań. Marii udało
się nawet załatwić konsultacje z wybitnym znawcą w tej dziedzinie tak by ustalić
sposób na przywrócenie ciała siostry do życia. Strach przed tym, co może kryć
jej umysł od jakiegoś czasu zszedł na dalszy plan. Wiedziała, że jeśli nie
skonsultuje się z kimś kto może jej pomóc fakt, iż ktoś zauważy w mózgu jakieś
zmiany które mogły być przyczyną przemiany, to przestanie być istotne. Bo ciało
Zosi i tak już nie będzie mogło nikomu służyć.
Poza
tym bardzo martwili ją rodzice: mama jakby skurczyła się w sobie, a już na
pewno schudła parę kilogramów. Zwykle gadatliwa, teraz podczas odwiedzin
potrafiła przed długi czas myśleć zatopiona we własnym świecie. A wieczorami
płakać. Ojciec na pozór radził sobie lepiej, ale głębokie cienie pod oczami
zdradzały, że również tęskni za młodszą córką. A zwłaszcza epizod który
rozegrał się podczas jej odwiedzin wraz z Ignacym.
Akurat
w rodzinnym domu z wizytą przyszła sąsiadka i po kilku minutach uprzejmej
rozmowy pogratulowała Marysi dziecka. Tyle, że na koniec dodała iż z pewnością
to będzie dziewczynka, bo po śmierci kogoś z rodziny, jej dusza ożywa na nowo w
młodszym pokoleniu.
Kobieta
po wymownej ciszy zrozumiała swoje faux pas, ale było już za późno. Marysia
rzadko widziała jaj jej tato krzyczał (a jeśli już to robił, to nigdy tak
naprawdę się go nie bała), ale tym razem i ona przestraszyła się gniewnego
spojrzenia jakim przeszył staruszkę. A także słów które wyrzekł.
-
Wynoś się stąd. I zapamiętaj sobie, że nasza córka wcale nie umarła tylko teraz
spokojnie zbiera siły, ale w końcu się obudzi. I cieszymy się z naszego
pierwszego wnuka, ale w żaden sposób to nie będzie jakaś cholerna odrodzona
dusza tylko samodzielna istotka. A już na pewno nie Zosia, bo ona żyje
rozumiesz? Żyje. I nie waż się mówić o niej tak jakby już nie żyła!
Po
szybkiej dezercji pani Kwiatkowskiej w kuchni dało się słyszeć tłumiony szloch
pani Niemcewicz, która na próżno starała się uspokoić. A Marysia po raz kolejny
poczuła ukucie wyrzutów sumienia. Czyżby popełniła błąd zakazując Zosi mówienie
prawdy rodzicom? Czy nie zgotowała im jeszcze większego piekła? I czy nie jest
ono rzeczywiście gorsze od szaleństwa jakie z pewnością stałoby się ich
udziałem gdyby poznali prawdę? Sama już nie miała zielonego pojęcia.
***
Zosia
przekonała się, że jawna nienawiść Arkadiusza wcale nie jest tak dobra jak jej
się wydawała. Wcześniej sądziła, że dzięki temu będzie miała dość siły by
odeprzeć jego atak, jednak prawda okazała się być zupełnie inna. Każdą komórką
ciała odbierała jego gniewne spojrzenia czy przelotny kontakt jak inwazję
osłabiającą jej pancerz. Sama już nie była pewna czy postąpiła słusznie niczego
mu nie wyjaśniając i zakazując robić to samo Ksaweremu. Oczywiście nie miała
zamiaru zdradzić mu kim jest, ale po prostu wymyślić jakieś prozaiczne
wyjaśnienie „na odczepnego”. A tak skazywała się nie tylko na jego złość, ale i
podejrzliwość.
-
Posłuchaj, zaszło coś między tobą a Arkiem?- Z rozmyślań w biurze wyrwał ją
głos wchodzącej akurat Jowity. Już miała spytać skąd przyjaciółka o tym wie,
ale wtedy ona dodała:- Dowiedziałam się, że podpisał wypowiedzenie.
-
Ach, o to chodzi.- Mrugnęła uspokojona. Bo jednak nie chodziło o piątkowy
wieczór.- Tak, doszliśmy do wniosku że tak będzie lepiej.
-
Co to znaczy doszliśmy?
-
To co znaczy. Pytasz z konkretnego powodu? Żalił ci się na mnie?
-
Raczej wypytywał.- Słysząc to, Zosia momentalnie cała się spięła.
-
Sądzisz, że coś podejrzewa?
-
Masz na myśli twoją prawdziwą tożsamość? Przecież czegoś tak niemożliwego nikt
nie brałby w ogóle pod uwagę…- Prychnęła, ale z chwilą gdy wypowiedziała te
słowa zdała sobie sprawę z własnego nietaktu. Bo przecież Zosię to spotkało,
więc jednak takie całkiem niemożliwe nie było.- To znaczy przepraszam, nie chciałam…
-
W porządku. Powiedz mi tylko o co pytał cię Arek.
-
No o ciebie. Jaka jesteś po wypadku, czy często pytasz o Zosię albo odwiedzasz
ją w szpitalu. I czy zdradziłaś mi co
tak naprawdę zaszło w tamtej piwnicy.
-
Ach tak. To mnie wcale nie dziwi. Po naszej ostatniej rozmowie uważa, że
zepchnęłam samą siebie z tamtych schodów.
-
Jak to?
-
No, uważa że zrobiła to Cruella. Że mnie, czyli Zosię, popchnęła i teraz ma wyrzuty sumienia. Że inaczej się
zachowuję i jakby złagodniałam. Powiedz, czy to naprawdę aż tak bardzo rzuca
się w oczy?
-
Co?
-
No, nowe zachowanie Wiktorii. Staram się być nią, ale to cholernie trudne.
-
No jasne, w końcu udawać prawdziwą sukę może tylko suka.
-
Mówię poważnie, Jowita.
-
Ja też. Ale tak jak wcześniej powiedziałam, nikt nie pomyśli, że to nie ona bo
to po prostu niemożliwe.
-
No tak, ale zdecydowanie zagmatwam jej życie, prawda? Wczoraj dzwoniła do mnie
jej matka prosząc o spotkanie w przyszłym tygodniu. Odmówiłam jej, bo wiem że
Wiktoria nie chciała utrzymywać z nią kontaktu, ale mimo wszystko może właśnie
tak miało być? Może one chciały się pogodzić a przeze mnie ich waśń potrwa
kolejne lata?
-
To spotkaj się z nią i po problemie.
-
Nie trywializuj tego.
-
A ty nie komplikuj. Pamiętaj, że i tak wyświadczasz Cruelli olbrzymią przysługę
dalej prowadząc jej życie. Mogłabyś mieć to całkowicie gdzieś: a jestem pewna
że ona na twoim miejscu by miała.- Zosia wzdrygnęła się wiedząc doskonale, że
Jowita ma rację. Ona z pewnością zrujnowałaby jej życie. Może więc nie powinna
się aż tyle przejmować życiem Wiktorii?
-
Masz rację.
-
No jasne, że mam. Dlatego jedz tą sałatkę a nie tylko w niej dłubiesz. Miałaś
przytyć przynajmniej 10 kg by dać jej w kość gdy odzyskacie swoje ciała,
pamiętasz? A wydaję mi się, że jesteś chudsza niż prawdziwa Cruella była.
-
Czasami nie mam apetytu.
-
Bo wciąż zadręczasz się tym wszystkim.
-
A jak niby mam tego nie robić?
-
Żyj chwilą, jak mawiali epikurejczycy. Korzystaj z tego, że teraz wszyscy
pracownicy ci się kłaniają a ty jesteś dyrektorem jednego z największych
działów Krezus Banku. Że mieszkasz w superaśnym mieszkaniu które wczoraj
łaskawie pozwoliłaś mi odwiedzić…
-
Z upierdliwym kotem.
-…z
upierdliwym kotem i kontem z kilkudziesięcioma tysiącami oszczędności. Ja na
twoim miejscu trochę bym wydała. W końcu po wszystkim Wiki nie oskarży samej
siebie o kradzież, nie?
-
Jesteś niemożliwa, wiesz?
-
No cóż, zawsze była dziwna, ale ten eufemizm mi bardziej odpowiada.- Jowita
mrugnęła okiem.- No a teraz, machnij mi tutaj ten swój podpisik.- Wskazała na
trzymany przez siebie plik kartek.
-
A co to w ogóle są za dokumenty?
-
Kolejna gruba ryba. Spotkanie już w ten piątek, więc sporo do przejrzenia przed
tobą.
-
Świetnie.- Mrugnęła pod nosem Zosia. Ale prawdę mówiąc to rzeczywiście tak
uważała. Wiedziała, że tylko ucieczka w pracę pozwoli jej jako tako zachować
zdrowy rozsądek i się nie załamać.
Nie
wiedziała tylko, że już niedługo i tak do tego dojdzie. Ale teraz już w lepszym
nastroju dzięki pocieszeniom Jowity udało jej się wrócić do pracy spychając
problemy w głęboki kąt swojego umysłu.
Wieczorem
spotkała się z Ksawerym po raz drugi. Wcześniej nie miała odwagi tego zrobić,
choć w niedzielę już miała do niego zadzwonić chcąc do reszty wyjaśnić całą
sytuację. Ale z drugiej strony wiedziała, że w ten sposób go krzywdzi skoro
jest zakochany w prawdziwej Zosi.
Wygrał
oczywiście egoizm i dlatego o siódmej wieczorem gdy zadzwonił dzwonek do drzwi
witała go z autentycznym szczerym uśmiechem na ustach.
Na
początku sporo żartowali przy zwiedzaniu mieszkania prawdziwej Wiktorii (Zosia
od jakiegoś czasu przestała czuć się w nim jak intruz), a potem witając się z
kotem gospodyni. Zosia przeżyła prawdziwy szok widząc jak grubasek Aleksander
łasi się do jej przyjaciela. Cholerny zdrajca, pomyślała, ale w głębi ducha
ucieszyła się że kot dał się komuś pogłaskać. Mimo swojej niechęci do niego
wiedziała, że jak każde zwierzę potrzebuje czułości i życzliwej opieki, a ona
oprócz zapewnianiu mu niezbędnych do życia warunków nie robiła nic by to
zrobić. A trwało to przecież ponad 2 miesiące.
Potem
razem zaczęli krzątać się po kuchni gdzie Ksawery kończył sałatkę a ona zaczęła
podgrzewać pieczonego kurczaka z ryżem. W pewnej chwili melancholijnie
pomyślała, że robią to zupełnie tak jak dawniej. I rzeczywiście poczuła się
sobą. To znaczy dawną sobą.
-
Coś nie tak?- Spytał ją Iksiński najwyraźniej dostrzegłszy jej wzrok na sobie.
Zosia potrząsnęła wtedy głową. Nawet ten prosty gest boleśnie dał jej odczuć,
że nie jest dawną sobą gdy nie poczuła ruchu wielkich loków na głowie tylko
lekkie poruszenie przydługiej już grzywki.
-
Nie. Po prostu chciałam ci podziękować.
-
Za krojenie pomidorów koktajlowych? Uwierz mi, że będą bardziej rozpłaszczone
niż pokrojone.
-
Nie. Za to, że jesteś. Że choć przez chwilę mogę się poczuć dawną Zosią. Nigdy
nie zdawałam sobie sprawy z tego ile daje mi świadomość, że w lustrze zobaczę
swoją dobrze znaną twarz. To, że wiem kim jestem. A teraz fakt, że ty o tym
wiesz i tak mnie traktujesz wiele dla mnie znaczy.
-
Dla mnie tak samo wiele albo i więcej znaczy to, że mi o tym powiedziałaś.-
Zosia taktownie przemilczała to, że w piątek została niejako zmuszona przez
niego do wyznania mu prawdy, bo groził jej szantażem. Ale przecież i tak bardzo
chciała podzielić się z nim tą wiadomością: może niekoniecznie wtedy ale jakie
to miało znaczenie?
-
Dobra. W takim razie skoro już oboje sobie nawzajem podziękowaliśmy to teraz
zapraszam do jadalni. Kurczak jest już ciepły.
-
Super. A jadalnia też jest tak bajerancko wyposażona jak kuchnia?
-
Jasne, choć zupełnie niepraktycznie. Wiesz, że Wiktoria w ogóle nie gotowała w
domu posiłków tylko posiłkowała się gotowymi daniami? Gdy tu przyszłam po raz
pierwszy początkowo myślałam, że ktoś sprzątnął wszystkie artykuły spożywcze.
-
Skoro było ją na to stać. A skoro już o tym wspomniałem to ile zarabiała jako
dyrektor działu kredytowego?
-
Ha, wielokrotnie więcej ode mnie.
Jedząc
już w jadalni wciąż rozmawiali przeskakując z tematu na temat zupełnie jak
dawniej. Gdy sobie to uświadomiła, zrozumiała że niepotrzebnie obawiała się, iż
wyznanie uczucia przez Ksawerego coś między nimi zmieni: wciąż był jej
najlepszym przyjacielem i powiernikiem i nie nawiązywał do swoich uczuć za co
była mu wdzięczna. Może tylko w czasie pożegnania poczuła się trochę niepewnie
gdy chciał ją przytulić: ostatecznie jednak kładła to na krab zmiany swojego
wyglądu i ciała czego była wówczas bardziej świadoma. Koniec końców była jednak zadowolona.
Ranek
znów nie należał do najefektywniejszych z powodu koszmaru sennego który znów
stał się jej udziałem. Dlatego postanowiła, że weźmie jedną tabletkę którą
przepisała jej Marysia nie dopiero gdy przebudzona po koszmarze nie będzie
mogła uspokoić rozszalałego serca, ale tuż przed snem. Może robiąc to znowu
wyciszy się na tyle by przestać kreować w
swojej podświadomości najgorszych obaw co skutkuje właśnie takimi
porytymi koszmarami.
Jak
na złość godzinę później wchodziła do gmachu Krezus Banku stojąc przy windzie
by wjechać na swoje piętro. I tak z powodu korków była już spóźniona. A gdy jej
drzwi się otworzyły zauważyła nikogo innego jak Arka.
-
Witam panią dyrektor.- Odezwał się do niej bez cienia ironii, która była
natomiast bardzo dobrze widoczna w jego oczach. Ale najpewniej zrobił to na
użytek dwóch pozostałych mężczyzn których rozpoznawała jako tych pracujących w
dziale inwestycyjnym, którzy przywitali się z nią kiwnięciem głowy.
-
Dzień dobry.- Zmuszona była odpowiedzieć a potem ustać w i tak małej
przestrzeni niedaleko swojego wroga. A potem widzieć jego przystojny profil,
słyszeć cichy oddech, czuć zapach dobrze znanej jej wody kolońskiej. Tak, już
od wielu miesięcy używał takiej samej. Kiedyś śmiał się nawet, że w końcu
znalazł swój idealny zapach który dodatkowo działa jak magnes na kobiety. No
cóż, jej się też prawdę mówiąc bardzo podobał choć teraz w żaden sposób by się
do tego nie przyznała.
Dwa
piętra wyżej wsiadła do windy kolejna pasażerka, którą rozpoznała jako dawną
stażystkę która kiedyś pracowała na recepcji, ale potem przeniesiono ją do
innego działu. W zasadzie jako dział analityczny nie mieli z Anetą kontaktu,
dlatego zdziwiło ją, że młoda kobieta zaczęła rozmawiać z Arkiem jak gdyby
nigdy nic. A tym bardziej na temat niej samej.
-
A więc jeszcze się nie obudziła? To straszna tragedia. Ile to już minęło? Trzy
miesiące?
-
Dopiero dwa.
-
I tak bardzo dużo. Myślisz że się jeszcze obudzi?
-
Nie, po prostu to wiem. Wiem, że musi to zrobić.- Więcej już nie podsłuchiwała,
bo i rozmowa nie dotyczyła bezpośrednio jej samej. Oczywiście złośliwie
pomyślała, że Aruś nie przepuszcza żadnej okazji w ukazaniu swojego czaru:
dobrze umiała rozpoznać zainteresowanie nim Anety, ale teraz rozmawiając z nią
wydawał się być jakiś nieobecny i zamyślony. Ale może to jakaś taktyka takich
podrywaczy? Udawanie, że go to nie obchodzi by potem zapolować. Nie chcąc
dłużej się nad tym zastanawiać, wyszła z windy kierując się do swojego
gabinetu. Specjalnie zrobiła to pierwsza by nie musieć dłużej znosić jego
widoku, ale on najwyraźniej nie zamierzał dać jej spokoju.
-
Możemy zamienić słowo?- Spytał praktycznie zachodząc jej drogę.
-
Wybacz, ale nie mam czasu.- Odpowiedziała mu z fałszywym uśmiechem.
Odpowiedział podobnym grymasem.
-
Czasu czy śmiałości? A może przez resztę dni aż do końca mojego wypowiedzenia
zamierzasz mnie unikać?
-
Po prostu nie rozumiem o czym niby mielibyśmy rozmawiać.
-
Może o piątkowym wieczorze? Co powiedziałaś Ksaweremu? Jak wyjaśniłaś swoje
wszystkie kłamstwa?
-
Ach, zapomniałam jak bardzo nie lubisz być pomijany. Odezwało się twoje urażone
ego?
-
To nie kwestia urażonego ego jak się wyraziłaś, ale chęci odkrycia prawdy. Poza
tym nie znasz mnie na tyle by wysuwać o mnie takie czy inne wnioski.
-
Mylisz się, bo zdążyłam cię poznać całkiem dobrze.- Odparła mu Zosia, chociaż
szybko zdała sobie sprawę, że to nieprawda. Bo dopiero teraz ostatecznie
zobaczyła go takim jakim jest: zagubionym, nieco próżnym i pozbawionym
głębszego celu w życiu mężczyzną, który chciałby być jeszcze chłopcem. Tyle, że
niestety stuknęła mu już trzydziestka.
-
I vice versa. Ale tą zmianą tematu nie zniechęcisz mnie tak łatwo. Chcę
wiedzieć co jest grane.
-
Nic, co miałoby związek z tobą.
-
Więc dalej chcesz grać, tak? Proszę bardzo. Tylko lepiej się pilnuj.
-
To groźba?
-
Tylko ostrzeżenie, które dałem ci w piątek a teraz tylko ci o nim przypominam.
Ona…Zosia jest dla mnie bardzo ważna. I jeśli przez ciebie spotkało albo spotka
ją coś złego to…
-
Dzień dobry. To jakieś zamknięte zebranie na środku korytarza czy mogę się
włączyć?- Wesoły głos Jowity dochodzący od strony schodów jeszcze nigdy nie
sprawił Zosi tak wielkiej satysfakcji. Bo w tej chwili bardzo chciała
wykrzyczeć Arkowi jego hipokryzję, bezczelność
dwulicowość.
-
Ależ skąd. Arek miał do mnie tylko służbowe pytanie a ja zaspokoiłam w tej
kwestii jego ciekawość.
-
Śmiałbym polemizować, ale w obecnej sytuacji i tak sądzę, że więcej nie udałoby
mi się uzyskać. Życzę paniom miłego dnia.- Dodał jeszcze na odchodnym. Gdy
zostały na korytarzu same, Jowita złapała Zosię pod ramię.
-
Co tu się stało? Oboje mieliście takie miny jakbyście zaraz zamierzali się bić.
-
Z każdym dniem ten facet wkurza mnie coraz bardziej. Dobrze, że go zwolniłam.-
Powiedziała Zosia nic sobie nie robiąc z wymownego milczenia swojej
przyjaciółki. Dopiero patrząc na jej twarz zrozumiała z czego ono wynika.- No
nie, nie mów mi że według ciebie źle robię?
-
A czy ja coś mówiłam?
-
Nie, ale już dobrze znam te twoje milczenie.
-
Zosiu…to znaczy Wiktorio.- Poprawiła się, bo już na samym początku umówiły się,
że publicznie Jowita będzie nazywać przyjaciółkę imieniem Cruelii by nikt
przypadkowo tego nie usłyszał. – Rób jak chcesz, a skoro uważasz że to
najlepsza decyzja…
-
Tak właśnie uważam. A jeśli ty nie to trudno. A teraz lepiej chodźmy do biura,
muszę ci sporo opowiedzieć, a poza tym przed nami jeszcze więcej pracy.
-
W takim razie zamieniam się w słuch. O co chodzi?
-
O Ksawerego.- Zosia ściszyła głos, choć już prawie dochodziły do drzwi jej
gabinetu.- Dowiedział się kim jestem.
***
Gdy
późnym wieczorem w końcu wróciła do domu czuła się tak zmęczona, że z ledwością
dowlekła się do łóżka. Ale o to właściwie jej chodziło: by zająć natrętne
myśli. Sprawić by zniknęły wszelkie problemy, udawać że jest w porządku nawet
jeśli jest zupełnie inaczej. I jeszcze ta wojna z Arkiem…po jaką cholerę w
ogóle ją zaczynała? Trwała dopiero jeden dzień, a już czuła że dłużej nie da
rady. A przecież musi go znosić jeszcze do końca miesiąca.
Jak
na złość rankiem obudziła się niewyspana, bo choć rzeczywiście po wtuleniu
twarzy w poduszkę szybko zasnęła, to jednak w nocy znów męczył ją jakiś
koszmar- co było dziwne bo specjalnie wzięła tabletkę nasenną którą przepisała
jej siostra. Miała nawet na skórze gęsią skórkę, bo doskonale pamiętała uczucie
strachu jakie ją ogarnęło gdy ktoś brutalnie ją zaatakował. Nie miała pojęcia
czemu coś takiego jej się śniło: czyżby podświadomie bała się włamania? A może
to przez tę niedawną napaść Jarka? W końcu kilka dni temu znów do niej
zadzwonił pytając czy w końcu sobie wszystko przypomniała. Podświadomie jej
mózg mógł powiązać te dwa fakty i stworzyć koszmar po którym wciąż czuła się
roztrzęsiona. Dobrze, że kilka godzin później dzięki pracy mogła o tym
zapomnieć. I liczyć na wsparcie Ksawerego, nawet dzięki zwyczajnemu SMS-owi.
Było jej tylko smutno, że Emilia na wieść o planowanym awansie wcale nie
wyglądała na ucieszoną: wręcz przeciwnie wydawało jej się, że ma żal do Cruelli
(a więc do niej samej) za zwolnienie Arka. Widocznie ten bawidamek miał więcej zwolenników niż sądziła.
W
środowy wieczór, Zosia poczuła niemoc, której właściwie nie umiała zdefiniować.
Po prostu leżąc już w łóżku z powodu bólu głowy nie mogła praktycznie ruszyć
się z miejsca. Ale tak naprawdę to nie był ból głowy: sama nie wiedziała już
skąd promieniuje jego źródło. Z dużym trudem udało jej się zasnąć, ale i tej
nocy nawiedził ją koszmar. Tym razem dużo wyraźniejszy niż te wcześniejsze.
- Błagam puść mnie, ja nie chcę...
- Ciii, daj już spokój kotku. Przecież wiem, że tego chcesz tak samo jak ja.
- Nie chcę.- Łkanie wstrząsnęło całym jej ciałem, bo wiedziała że nie zdoła go powstrzymać. Znowu. Że mimo iż poniży się do błagania to on i tak zrobi swoje. Ale i tak nie mogła się powstrzymać. - Proszę cię...
- Kochanie, naprawdę nie musisz udawać niechętnej. Przecież wiem, że ostatnio też ci się podobało. Przyznaj się.
- Podałeś mi jakiś narkotyk, nie chciałam...
- Cii.- Znów ją uciszył delikatnie dotykając kciukiem jej ust, choć całym ciałem brutalnie przyciskał ją do materaca. Myślała, że może choć trochę przemówiła mu do rozsądku skoro zdobył się na tak czuły gest, dlatego kontynuowała mimo wszystko:
- Proszę, idź sobie stąd. Nie powiem mamie, ani ojcu, ani nikomu innemu tego co zrobiłeś mi w piątek. Jeśli teraz wyjdziesz...
- Kazałem ci się zamknąć, pamiętasz?! Nie znoszę takich dziwek jak ty: myślisz że jesteś lepsza ode mnie zerkając z pogardą i lekceważeniem? Ale ja już ci pokażę że mnie nie można lekceważyć ani tym bardziej....
Wyrywała się mu w ostatnim desperackim akcie ucieczki, ale nie była w stanie: był silny, zbyt silny. Nawet gdy rozorała mu paznokciami przedramiona czując jak jeden z nich się łamię poza krótkim krzykiem wcale go tym nie osłabiła. Jeśli już to rozwścieczyła, bo mocniej przycisnął ją do materaca tak, że teraz z trudem łapała powietrze.
- Ciii, daj już spokój kotku. Przecież wiem, że tego chcesz tak samo jak ja.
- Nie chcę.- Łkanie wstrząsnęło całym jej ciałem, bo wiedziała że nie zdoła go powstrzymać. Znowu. Że mimo iż poniży się do błagania to on i tak zrobi swoje. Ale i tak nie mogła się powstrzymać. - Proszę cię...
- Kochanie, naprawdę nie musisz udawać niechętnej. Przecież wiem, że ostatnio też ci się podobało. Przyznaj się.
- Podałeś mi jakiś narkotyk, nie chciałam...
- Cii.- Znów ją uciszył delikatnie dotykając kciukiem jej ust, choć całym ciałem brutalnie przyciskał ją do materaca. Myślała, że może choć trochę przemówiła mu do rozsądku skoro zdobył się na tak czuły gest, dlatego kontynuowała mimo wszystko:
- Proszę, idź sobie stąd. Nie powiem mamie, ani ojcu, ani nikomu innemu tego co zrobiłeś mi w piątek. Jeśli teraz wyjdziesz...
- Kazałem ci się zamknąć, pamiętasz?! Nie znoszę takich dziwek jak ty: myślisz że jesteś lepsza ode mnie zerkając z pogardą i lekceważeniem? Ale ja już ci pokażę że mnie nie można lekceważyć ani tym bardziej....
Wyrywała się mu w ostatnim desperackim akcie ucieczki, ale nie była w stanie: był silny, zbyt silny. Nawet gdy rozorała mu paznokciami przedramiona czując jak jeden z nich się łamię poza krótkim krzykiem wcale go tym nie osłabiła. Jeśli już to rozwścieczyła, bo mocniej przycisnął ją do materaca tak, że teraz z trudem łapała powietrze.
- Ty suko! Lubisz na
ostro? To zaraz zobaczysz!- Wrzasnął a potem uderzył ją na odlew w policzek. I
choć była pewna, że nie użył do tego celu pięści to jednak ból był tak wielki,
że czuła jak jej cała czas płonie, a głowa wiruje. Na moment przestała się
wyrywać.- No.- Mrugnął z uznaniem i uśmiechem na ustach jak zdołała ujrzeć
przez mgłę.- Czy taka zabawa jest nie lepsza? A przynajmniej dla jednego z nas.
Obudziła
się gwałtownie wybudzona z sennego koszmaru które od czasu wypadku nawiedzały
ją z regularną częstotliwością. Tyle, że do poprzedniego tygodnia miała to
szczęście, że nie pamiętała co dokładnie wzbudzało w niej strach. A teraz już
wiedziała, że chodziło o atak seksualny. Boże, była tak rozdygotana, że przez
pierwsze kilkanaście sekund potrafiła tylko kiwać się w prawo i w lewo. Dopiero
miauczenie i mruczenie Aleksandra zdołało wybudzić ją z transu. Paradoksalnie
kot którego jak jej się wydawało nie znosiła z wzajemnością przyniósł jej
pociechę ocierając się o nią i po raz pierwszy wykazując jakieś oznaki
sympatii. Zosia z trudem się uśmiechnęła ostrożnie dotykając miękką sierść.
-
Już dobrze, grubasku: po prostu coś mi się przyśniło. Czy twoja prawdziwa pani
też miewała koszmary?- Wiedziała, że kot nie jest w stanie jej odpowiedzieć,
ale mimo to nie przestawała do niego mówić. Nagle paraliżujący strach wrócił:
była sama w wielkim, pustym domu który w każdej chwili mógł stać się celem
różnorodnych złoczyńców a ona nie miałaby się jak bronić. Nawet panująca
dookoła cisza wydawała jej się być jakaś złowroga.- Chyba już wariuję
Aleksandrze. Muszę przyznać, że nigdy bardziej się nie ucieszyłam z czyjegoś
towarzystwa niż teraz.- Kocur miauknął tak, jak zrozumiał wypowiedzianą przez
Zosię niechęć dlatego dodała:- Bez urazy koleś, ale raczej nie jesteśmy
przyjaciółmi. Chociaż zawsze możemy się nimi stać, prawda? Nigdy nie jest za
późno…Hej, gdzie ty leziesz? Zostań tutaj. Chodź, stój mówię.
Aleksander
chyba wyczerpał swój limit bycia sympatycznym, bo zlazł z łóżka i
najprawdopodobniej wyszedł do siebie. A choć Zosia starała się go zawołać by
czuć się raźniej (nigdy by nie pomyślała, że będzie pożądała towarzystwa kota
albo jakiegoś innego zwierzaka), to w końcu zrozumiała że to bez sensu.
-
A więc to tylko chwilowe zawieszenie broni sierściuchu tak? Ale czego mogłam
się po tobie spodziewać wstrętna włochata kulko…A mógłbyś mnie jeszcze trochę
pocieszyć, bo czuję że zaraz zacznę szukać jakiegoś łomu i spać z nim pod
kołdrą by w razie co zaatakować jakiegoś potencjalnego włamywacza. No bo przecież
takie sny coś znaczą: może właśnie w tej chwili ktoś się zakrada przez okno i…Jezu
Zośka opanuj się. Przecież to tylko kolejny cholerny koszmar. Nie ma żadnego
włamywacza, wszystko gra. A ty chcesz by kot ci pomógł? Uspokój się i nie
szalej.
I
choć wiedziała, że to tylko głupi sen, nie mogła powstrzymać się przed
dotknięciem swojej twarzy w miejscu gdzie nieznajomy sprawca z koszmaru uderzył
ją swoim sygnetem. W miarę posuwania dłoni do góry zaczęła się uspokajać. W
końcu czego się spodziewała? Że na swojej skroni znajdzie krew? Uświadomiwszy
to sobie parsknęła już trochę uspokojona. Ale gdy już miała opuścić dłoń, na
czole wymacała niewielkie zgrubienie. Odsunęła na chwilę dłonie włączając
stojącą obok łóżka lampkę a potem wciąż pełna strachu podeszła do lustra. Tak,
nie było wątpliwości: niewielka, pociągła blizna znaczyła linię włosów
starannie ukrytą pod grzywką. Serce momentalnie zaczęło jej bić szybciej
chociaż umysł jeszcze nie do końca rozumiał co jest grane. Ale w końcu
odpowiednie neurony zadziałały łącząc fakty w jedną całość. I wtedy zrozumiała.
-
O mój Boże, to wcale nie był koszmar. To było wspomnienie. Twoje wspomnienie,
Wiktorio.
Genialne jesteś najlepsza na świecie nie mogę sue doczekać kolejnej części
OdpowiedzUsuńMogłabyś dać jakiś sygnał kiedy będziesz dodawać ?
OdpowiedzUsuńDo jutra coś wstawię, bo już dziś nie zdążę dokończyć tej części :(
Usuń