TRZY
MIESIĄCE PRZED WYPADKIEM
Od czasu wyjścia do kina Ksawery i Zosia
powtarzali wspólne wypady. Czasami było to kino, czasami po prostu pizza, innym
razem kręgle czy nawet zwyczajny spacer. Dogadywali się coraz lepiej, a pewną
rutyną stawały się ich wieczorne rozmowy przy kawie. (Arek w tym czasie
najczęściej brał prysznic, a potem w zależności od tego czy miał randkę z
Sandrą do nich dołączał lub wychodził; zresztą nawet gdy zostawał w mieszkaniu
rzadko kiedy spędzali czas na długich rozmowach tylko we dwoje.) Poznała nawet
najbliższych kolegów chłopaka gdy zaprosił ich do siebie na obiecaną
parapetówkę. I śmiała się w głos gdy jeden z nich, Czarek opowiadał jak w
gimnazjum Ksawery prawie został wyrzucony ze szkoły gdy włamał się do komputera
nauczycielki od polskiego by wykraść egzamin semestralny. Albo jak na
studiach wściekły na współlokatora za
„pożyczanie” bez pytania jego oryginalnych płyt Rolling Stonesów podrobił jedną
z nich wszczepiając jej wirusa. I w ten sposób podczas odwiedzin narzeczonej
owego chłopaka z jego laptopa zaczęły dochodzić wymowne jęki. Gdy próbował je
uciszyć okazało się, że cały jego komputer jest pełen tego typu filmów.
Dziewczyna nieźle już wkurzona niechybnie by zerwała, więc Ksawery się zlitował
i wyznał prawdę. Oczywiście potem nie miał już problemów z podbieranymi
płytami.
Zosia uśmiała się wtedy jak mało kto.
Nie miała pojęcia, że Ksawery który wydawał jej się być ułożonym i odpowiedzialnym
facetem wywijał takie numery. Albo że był aż tak wielkim fanem Rolling
Stonesów. Podczas domówki dał się nawet namówić na wykonanie jednego z
przebojów grupy i okazało się, że miał całkiem mocny i przyjemny baryton.
Urządzili sobie nawet jakieś zawody i po chwili gdy włączyło się w to kilku
facetów i dziewczyn w mieszkaniu zrobiło się całkiem głośno.
Podczas zakończenia imprezy, chłopaki
żegnali się z nią licząc na rychłe spotkanie, czasami żartując sobie z
Ksawerego i jej którzy poprzez nieobecność Arka zostali sami w domu. Jeden
nawet ofiarował się być przyzwoitką, ale Zośka zbyła go jakąś żartobliwą uwagą
o zamknięciu się na klucz w swoim pokoju. Wiedziała, że to były tylko niewinne
żarty. Pewnie w innej sytuacji z powodu tej uwagi mogłaby pomyśleć, że znajomi
Ksawerego sobie z niej żartują: raczej nie wyglądała na top modelkę, a Iksiński
był całkiem przystojny więc zdecydowanie nie z jej ligi, ale to byli tak
szczerzy i bezpretensjonalni ludzie także taka myśl nawet nie powstała jej w
głowie. Zosia nie miała jednak pojęcia, że zmieszanie się wtedy Ksawerego wcale
nie było udawane. Tak jak i nie miała pojęcia, że już od jakiegoś czasu wydaje
mu się być wyjątkowa a ich wspólne wyjścia magiczne. Ale młody mężczyzna
intuicyjnie wyczuwał, że Zosia jeszcze nie była gotowana na takie wyznanie. On
zresztą też chyba nie. Cztery miesiące wcześniej poważnie myślał o zaręczynach
i stabilizacji z jedną kobietą, a teraz po trzech miesiącach znajomości czuł,
że mógłby zakochać się po raz drugi w kimś zupełnie różnym od Oliwii. Ale na
pewno był zauroczony. Zdecydowanie. Imponowała mu skromność Zosi, która nigdy
nie chwaliła się swoją pracą i osiągnięciami, zdolność do autoironii oraz
poczucie humoru. Lubił jej szczerość i to, że nie udawała przed nim kogoś kim
nie jest. Nie wstydziła się tego, że rano wychodzi z pokoju bez makijażu z
kołtunem na głowie. Że czasami podczas dyskusji na jakiś temat zwyczajnie może
nie mieć racji potrafiąc przyznać się do błędu. Czasami potrafiła był też
kąśliwa, zwłaszcza wobec Arka, ale nie było w tym żadnej złośliwości, ale
pewnego rodzaju droczenie się dwójki osób którzy znają się od lat (nie
przyznawał się do tego przed samym sobą, ale bardzo chciał by zachowywała się w
stosunku do niego w ten sam pełen nieskrępowania sposób). No i nie była zajęta
tylko własną osobą co szczególnie przejawiało się w tym jak o sobie (nie)mówiła.
Pamiętał, że podczas ich pierwszego wieczoru opowiadając mu o sobie właściwie
zdradziła bardzo mało szczegółów bardziej skupiając się na swoich rodzicach,
siostrze czy szkole. A nawet wtedy gdy jednak zdarzyło jej się opowiedzieć coś
o sobie to tylko dlatego, że albo była to jakaś śmieszna sytuacja, albo jakaś
jej wpadka. Nie przypominał sobie by pochwaliła się jakimś osiągnięciem a tym
bardziej przechwalała. Oczywiście ktoś złośliwy mógłby pomyśleć, że po prostu
niczego takiego nie miała, ale od Arka dzięki kilku rzuconym pobieżnie
komentarzom wiedział, że wcale tak nie było. Zosia była bystrą dziewczyną już
od najmłodszych lat, a teraz jako młoda kobieta to się nie zmieniło.
Czasami też dostrzegał jej zagubienie, naiwność
a wobec Żylińskiego nawet pewnego rodzaju pobłażliwość. Złościło go to, że
troszczyła się o niego w wielu kwestiach, bo był zwyczajnie zazdrosny. Owszem
wiedział, że jego współlokatorzy tylko się przyjaźnią, ale mimo wszystko nie
potrafił wyzbyć się tego głupiego uczucia.
Oczywiście skłamałby gdyby powiedział,
że pociąga go tylko charakter i osobowość dziewczyny. Bo podobał mu się również
jej wygląd: burza loków na głowie nieokreślonego lekko rudowego koloru którą
zawsze bezlitośnie poskramiała mocnym węzłem tuż przy karku, malutkie ledwie
widoczne piegi na uroczym nosku, oczy które choć nie wyróżniały się wielkością
czy kształtem miały piękny odcień morskiej zieleni, łagodny uśmiech oraz maleńki
pieprzyk na brodzie. Do tego długie nogi, odpowiednio zaokrąglona sylwetka i
łabędzia szyja. Starając się spojrzeć na nią obiektywnie musiałby przyznać, że
nie wpisywała się we współczesny kanon kobiecego piękna, ale miała w sobie coś
co czyniło ją atrakcyjną. A przynajmniej w jego oczach. Zresztą podczas
któregoś wyjścia do baru okazało się że nie tylko w jego, bo dowiedziawszy się
że są tylko przyjaciółmi jakiś nieznany im chłopak próbował zaprosić ją na
drinka. Ponieważ Zosia wysłała mu wtedy niewerbalny znak by ją od niego uwolnić
spławić gościa- zresztą zrobiłby to i tak czy inaczej- ale uderzyło go wtedy
zachowanie dziewczyny. Na komplementy nieznajomego reagowała zmieszaniem,
znikła też jej umiejętność ciętego odgryzania się czy riposty. Wydawała się
nieśmiałą nastolatką po raz pierwszy próbującą uchronić się przed zalotami
chowając swoją głowę i wciskając ją w szyję. Zupełnie tak jakby stawała się
inną osobą. Wtedy, gdy zostali już przy barze sami wyjaśniła mu, że nie potrafi
flirtować z facetami.
- Zachowuję się wtedy jak typowa
kretynka.- Wyznała wówczas z pewnym wstydem.- Nie wiem, chcę powiedzieć coś
dowcipnego albo interesującego, ale moje neurony jakby się wyłączają. I nie
chodzi tu nawet o to, że muszę być kimś zainteresowana, skądże. Po prostu na
relacji facet-kobieta wyłącza mi się tryb myślenia.
- Wybacz tę uwagę, ale odniosłem uwagę,
że z facetami rozmawia ci się całkiem swobodnie, np. ze mną.
- Tak, ale tylko dlatego że łączą mnie z
nimi relacje służbowe albo koleżeńskie. Lub jak z tobą przyjacielskie.
- Więc gdybym nagle zaczął z tobą
flirtować mówiąc jakie piękne masz włosy zrobiłabyś się cała czerwona i
zaniemówiła?
- Jesteś gorszy od Arka.- Roześmiała
się.- Otwieram przed tobą moje słabości a ty potrafisz tylko żartować z mojego
kołtuna na głowie..- Ksawery darował sobie wtedy uwagę że wcale nie żartował;
właśnie w tamtej sytuacji zrozumiał że musi działać ostrożnie i powoli.
Przyjaźń była dobrym fundamentem, choć dziwił go brak pewności siebie Zosi. A
raczej aż tak wielki brak pewności siebie.
- Po prostu jestem pod wrażeniem.
Dziewczyna która świetnie dogaduje się z facetami, ba jest nimi otoczona w
pracy i nawet z dwoma mieszka, wpada w popłoch gdy tylko któryś próbuje
przekroczyć granicę przyjaźni.
- Wiem, że to głupie. Szczególnie w moim
wieku. Ale to nie oznacza, że jak się wyraziłeś czerwienię się i nie potrafię
wydusić z siebie słowa. Po prostu czuję się…niepewnie. No wiesz, nie wiem czy
to żart czy…
- Uważasz, że ktoś chciałby w ten sposób
z ciebie zakpić?
- No nie.- Skłamała spuszczając wzrok,
bo nie chciała zdradzać Ksawerowi wielkości swoich kompleksów. Bo przecież nie
była typem dziewczyny do której już po
kilku minutach od przyjścia ktoś „zarywa”. Zawsze była raczej tą która podpiera
na imprezach ściany.- Mówiłam ci, że to głupie.
- Jak w takim razie radziłaś sobie w
przeszłości?
- To znaczy?
-
No wiesz, w poprzednich związkach.
- Och, nie było ich tak aż znów wiele.
Właściwie to tylko…- Zaczęła, ale nie dokończyła. Na moment przed oczami
stanęła jej męska twarz, którą kiedyś bardzo kochała, szydercze słowa „dziwka”
które rzuciła w jej stronę pewna dziewczyna i poczuła spadające łzy gdy
szlochając prosiła siostrę o pomoc ze wstydu nie chcąc nawet opuszczać swojego
pokoju a co dopiero chodzić do szkoły. Na moment musiała przygryźć wargę by ból
uświadomił jej, że tamto cierpienie jest już za nią. To wszystko musiało odbić
się w jej oczach, bo zauważyła iż Ksawery przygląda jej się badawczo. Zamiast
tego ciężko przełknęła ślinę a potem zmieniła temat. Chłopak zdążył jednak
dostrzec w jej oczach jakąś melancholię. Nie miał pewności, ale czuł że w
przeszłości ktoś ją skrzywdził.
***
Siedząca właśnie przy swoim biurku
Wiktoria zamawiała sobie przez telefon lunch. Ci idioci z cateringu w którym co
miesiąc wykupywała jedzenie pomylili zamówienia wysyłając jej na obiad sałatkę
z orzechami. A przecież na samym początku w kwestionariuszu zaznaczała, że jest
na nie uczulona. No cóż, w życiu miała zdumiewające szczęcie otaczania się
samymi kretynami, a w pracy niekompetentnymi nierobami, więc nie powinno jej to
dłużej dziwić. Wkurzały ją tylko w koło wypowiadane przeprosiny. Miała je w
dupie skoro musiała chodzić głodna.
- Proszę tylko o dostarczenie poprawnego
zamówienia, okej? Jak najszybciej. I na drugi raz niech pan uważnie czyta
dodatkowe informacje jakie zgłosił klient bo te piekielne orzeszki mogłyby mnie
zabić.- Przerwała na moment swoją wypowiedź gdy usłyszała pukanie do drzwi.
Szybko dokończyła zamówienie żegnając się z pracownikiem instruując go po raz
ostatni co do zamówionego przez nią posiłku. Potem głośno się odezwała:
- Proszę wejść.
Tak jak przypuszczała, za drzwiami stał
Stefan Adamczyk, jej były ojczym: dyrektor placówki. Tylko on mógł pokusić się
o wejście do jej biura bez zapowiedzi, inni nie mieli na to tyle odwagi.
- Coś się stało?- Spytała beznamiętnie.
- Tak, chciałem zapytać o organizację
świątecznego balu dla pracowników. Zatrudniłaś już kogoś odpowiedniego do tej
pracy?- Wiki jęknęła przygładzając swoje krótkie włosy. Nie znosiła zajmowania
się pierdołami, a organizacja imprezy noworocznej właśnie tym dla niej była.
Wiedziała jednak, że ojczym nie ma wyboru: polecenie wyszło odgórnie od
zagranicznej spółki w ramach „integracji pracowników” i pokazania że tworzą
jedną wielką szczęśliwą bankową rodzinę. Nawet jeśli było wręcz przeciwnie.
- Nie. Na razie nie miałam na to czasu.
- Przecież mówiłem ci o tym dwa tygodnie
temu.
- Jestem szefem działu analitycznego, a
dodatkowo obsługuję indywidualnych klientów, których obroty na koncie sięgają
powyżej miliona. Często zastępuję cię na spotkaniach zarządu przygotowując
prezentację i analizy całego banku syntetyzując dane. Na dodatek dwa tygodnie
temu musiałam jechać do centrali w
Niemczech zdając szczegółowy raport z przyczyn obniżonej efektywności starając
się ich udobruchać by nie przysłali nam tutaj kontroli, przez co zaniedbałam
swoje obowiązki tutaj które staram się nadrobić. Dlatego wybacz, że nie mam
czasu zamówić salę, jedzenie, orkiestry, kelnerów i zorganizować całą tę szopkę
na którą i tak przyjdzie najbiedniejsza hołota pracownica Krezus banku, która
nie ma co z sobą zrobić w sylwestrową noc. Zapomniałam, że to najważniejsze.
- Wiktoria, proszę: wiele razy mówiłem
ci być nie wyrażała się tak o pracownikach.- Dwudziestodziewięciolatka nic na
to nie odpowiedziała. Odkąd pamiętała ojczym zawsze zwracał jej na to uwagę
namawiając do szacunku. Naprawdę mimo
stanowiska dyrektora nie rozumiał, że liczy się ten kto ma władzę. – I
doskonale wiesz, że nie kazałem ci organizować tego osobiście. Wystarczy tylko
zatrudnić jakąś firmę z zewnątrz.
- To zleć to jakiejś praktykantce.
- To ważne, inaczej nie zawracałbym ci
tym głowy. Chcę zaprosić parę ważnych osób, może pojawi się nawet prezes
związku Banków Polskich i współpracownik Ministra Finansów. Do tego na pewno
wyślą kogoś z centrali. Nie mogę tego powierzyć byle komu i doskonale o tym
wiesz.
- Dobrze, pomyślę o tym.
- To nie wystarczy.
- Okej, do końca tygodnia na twoim
biurku wyląduje wstępny projekt przyjęcia ze szczegółami. Tylko wcześniej
prześlij mi przez sekretarkę kogo z tych swoich ważnych znajomych planujesz
zaprosić. Potem skontaktuję się z kimś z HR, zrobię listy by zorientować się
wstępnie ilu byłoby chętnych pracowników z każdego szczebla i opracuję koszty
wykonując szacunkowe statystyki w ramach określonego budżetu i wspólnie
opracujemy potem resztę. Może być?
- Tak. Tylko nie zostawiaj wszystkiego
na głowie Jowity.- Oznajmił Adamczyk mając na myśli asystentkę swojej
przybranej córki.
- Jasne.- Odparła. Gdy zauważyła, że
Stefan nie ma zamiaru wyjść dodała:- Coś jeszcze?
- Tak. W tym miesiącu po raz kolejny
zostało na ciebie złożonych najwięcej skarg.- Słysząc to Wiki parsknęła
śmiechem. Wiedziała, że chodziło o anonimowe głosowanie, które wymyśliła jakaś
idiotka z kadr by rzekomo utrzymywać zdrowe relacje między pracownikami. Polegało
to na tym, że raz w miesiącu można było anonimowo złożyć na kogoś skargę z
wyjaśnieniem przyczyn. By ustrzec się od zdemaskowania przez kamery wymyślono,
by do specjalnej „budki” musiał wejść każdy dokładnie raz w miesiącu nawet
jeśli nie wrzucał żadnej skargi.
- Wow, dostałam jakąś nagrodę?
- Wiktoria, to nie czas na żarty.- W
dobrze znanym jej geście irytacji Stefan zacisnął dłonie w pięść. – Musisz
zmienić swoje podejście do pracowników: zwłaszcza wobec stażystów.
- Wiec mam pozwolić by jakieś
niekompetentne gówniary o kurzych móżdżkach nie pracowały, bo są tak wrażliwe
że nawet nie można zwracać im uwagi, że robią coś źle?
- Ale można wytłumaczyć im coś
kulturalnie, prawda? Dobrze wiem jaka potrafisz być arogancka i złośliwa.
- A ja dobrze wiem, że nie masz nikogo
tak bardzo efektywnego na moje stanowisko, więc zamiast ględzić o tym jaka
jestem okropna może po prostu założyć że już powiedziałeś co leżało ci na
wątrobie? A może się mylę? Może tym razem zamierzasz coś zrobić? Wręczysz mi
wymówienie?- Zakończyła zaczepnie.
- Spis zaproszonych osób zostawię ci na
biurku jutro do wieczora.
- Okej.- Mrugnęła tylko dobrze wiedząc,
że po raz kolejny- a może należałoby powiedzieć: jak zwykle- Stefan tchórzył.
Dlatego zdziwiła się gdy usłyszała jeszcze:
- Widziałem cię w piątek z dyrektorem
Jankowskim przed bankiem.
- I?
- Wiesz, że jest żonaty?- Szymborska nie
mogła powstrzymać się od parsknięcia.
- I?-Powtórzyła.
- Wiesz o czym mówię. To niewłaściwe.
Nie myślałaś nad…
- Nad czym?
- Mam bardzo dobrą znajomą która mogłaby z tobą porozmawiać. Jest psychologiem i…
- Mam bardzo dobrą znajomą która mogłaby z tobą porozmawiać. Jest psychologiem i…
- Serio robisz ze mnie wariatkę tylko
dlatego, że według ciebie planuję nawiązać romans z żonatym facetem choć
notabene nie mam zamiaru zostać kochanką akurat Janickiego?
- Twoje romanse biurowe już obrastają w
legendę.
- I co z tego? Nawet połowa tych plotek
nie jest prawdą. Po to ludzie mają jadaczki żeby nimi kłapać.
- Trywializujesz problem.
- A ty go wyolbrzymiasz.
- Po prostu chcę twojego dobra.
- Oboje wiemy, że zawsze zależało ci
tylko i wyłącznie na twoim własnym dobrze.- Słysząc to Adamczyk skurczył się w
sobie tak jak robił to za każdym razem gdy nawiązała do przeszłości. Wiki wciąż
zaskakiwała ta przemiana: mimo sześćdziesiątki na karku Stefan był przystojnym
mężczyzną któremu aparycji mógłby pozazdrościć niejeden
czterdziestopięciolatek. W chwilach takich jak ta wyglądał jak zmęczony życiem osiemdziesięcioletni
starzec.
- Nigdy mi nie wybaczysz, prawda?-
Spytał retorycznie.- A ja nigdy nie przestanę się łudzić, że to kiedyś
nastąpi.- Nie odpowiedziała, ale pewną satysfakcję sprawiło mu to, że na moment
spuściła wzrok. A potem zanim zdążyła powiedzieć coś złośliwego zadzwonił jej
telefon. Zrozumiał, że to koniec rozmowy, której nigdy tak naprawdę nie mogli
odbyć kręcąc się w koło i za każdym razem kończąc w tym paradnym punkcie. Ona
zarzucała mu egoizm i myślenie tylko i wyłącznie o sobie, on nie mogąc odeprzeć
tego zarzutu milczał. Idąc korytarzem do swojego gabinetu pomyślał jeszcze, że
jest bardzo naiwny. Powinien ostatecznie to uciąć: powinien zwolnić Wiktorię i
na zawsze odciąć się od jej życia. Dostarczała mu do tego aż nadto powodów
celowo go prowokując. A on nabierał się na to pokazując jaki jest słaby. Karmiła
się jego wyrzutami sumienia tak jak narkoman karmi się swoim narkotykiem. Tak,
doskonale wiedział, że zwolnienie to najlepsze rozwiązanie. Tyle, że
jednocześnie najbardziej bezduszne. Bał się tego co może się wtedy stać z
Wiktorią.
Bo narkoman pozbawiony swojej działki
jest niebezpieczny,
Przede wszystkim dla siebie.
Poza tym wiedział, że miała rację.
Pośrednio to co ją spotkało stało się przez niego. Może gdyby lata temu
rozwiązał sprawę inaczej, teraz nie traktowałaby go jak wroga. Słabym
usprawiedliwieniem wydawał mu się fakt, iż wtedy uważał to za najlepsze
rozwiązanie.
- Przepraszam, panie prezesie, zjawił
się pan Grabarczyk. Czeka już na pana w gabinecie…- Rozważania przerwała mu
sekretarka, bo nawet nie zauważył gdy znalazł się przed swoim gabinetem. Skinął
jej więc głową mentalnie zbierając siły starając się zapomnieć o tym co stało
się ponad dziesięć lat temu. O tym, że kiedyś miał rodzinę.
Syna.
Żonę którą kochał.
I przybraną córkę, która była jego
oczkiem w głowie tak jak on był jej ukochanym tatusiem.
Teraz miał tylko pracę.
I pieniądze.
Czyli nie miał nic.
***
- Nie, nie będziesz niczego nam stawiał.
Mamy swoją godność.- Zaprotestowała Jowita z charakterystyczną dla niej
przekorą.
- Tak, jedna kolejna wystarczy. Teraz
nasza kolej.- Dodała Emilia.
- Dziewczyny mają rację. Nie po to cię
zaprosiłam byś sponsorował nam całe wyjście.- Poparła je Zosia. Sobotni wieczór
zazwyczaj spędzała z przyjaciółkami, ale teraz zrobiło jej się głupio gdy
okazało się, że Ksawery załatwił bilety do kina na jakiś przedpremierowy pokaz
licząc że zrobi jej tym niespodziankę i wyjdą razem. Chciała nawet olać z tego
powodu koleżanki, ale on chyba to spostrzegł, bo zaraz spytał jakie miała
plany. Wtedy wyjaśniła mu wszystko i zaproponowała że mógłby się do nich
dołączyć- oczywiście było to bardzo grzecznościowe pytanie: tak naprawdę nie
liczyła że Ksawery Iksiński się zgodzi. Ale gdy tak się stało autentycznie się
ucieszyła. Potem poczuła się winna zostawiając przyjaciółki przed faktem
dokonanym, ale one ani trochę nie miały jej tego za złe. Wręcz przeciwnie
Jowita ucieszyła się, że w końcu pozna tego całego Ksawerego.
Dopiero w klubie Zosia uświadomiła
sobie, że dzięki temu może zrealizować plan swatania swoich przyjaciół:
ucieszyła się gdy od razu zaczęli konwersować i wymieniać się jakimiś uwagami,
nawet jeśli nie były zbyt znaczące. Potem Ksawery jak na dżentelmena przystało
zamówił im po drinku i jakieś dwa kwadranse rozmawiali przy stoliku. No i
ruszyli na parkiet gdy impreza zaczęła się rozkręcać.
Parkiet w klubie 5&6 właściwie nie
służył do tańca. Tam pomagało się wyśpiewywać piosenki aktualnemu śmiałkowi lub
go dopingować. Raz w tygodniu- właśnie w soboty odbywały się konkursy dla
najlepszego śpiewaka o których wynikach decydował głos publiczności. Raz w
miesiącu zawody te lekko modyfikowano, np. można było śpiewać tylko określony
typ muzyki albo śpiewać piosenkę której słowa zostały zmienione. Było też wiele
innych zawodów: rapowania, rozpoznania piosenki po kilku wyśpiewanych słowach,
występów DJ który losowo wybierał jakiegoś śmiałka do miksowania muzyki lub wyboru
motywu wieczora. Jednym słowem mówiąc był to raj. Raj dla ludzi lubiących i
szanujących dobrą muzykę a nie przychodzącą się tylko upić. Właśnie dlatego
Zosia tak bardzo go lubiła. Poza tym nie panowały tu tłumy tak jak w przypadku
większości dyskotek w mieście. No i
wstęp był absolutnie darmowy: opłaty pobierano dopiero za udział w konkursie
lub występ. Dodatkowym plusem była obecność właściwie stałych bywalców dzięki
czemu za każdym razem nie czuło się tu obcości.
Dzisiejszego wieczoru tematem przewodnim
była…miłość. Uczestnicy mogli wybierać tylko spośród piosenek skierowanych do
zakochanych szczęśliwie bądź też tych ze złamanymi sercami. Zosia od razu
sprawdziła główny repertuar na konkurs wieczoru: zorientowała się, że będzie
polegał na zaśpiewaniu wylosowanej piosenki. Po szybkim reaserchu zauważyła, że
przynajmniej kojarzy wszystkie kawałki. Tak więc bez namysłu wpisała się na
listę.
- Co to za konkurs?- Spytał ją wtedy
Ksawery niemal krzycząc do ucha, bo w klubie rozbrzmiewały już pierwsze takty Celine
Dion.
- Z nagrodami. Zawsze wymyślą coś
śmiesznego, więc raz w miesiącu w ramach trenowania odwagi się zgłaszam. W
założeniu będę to robiła dopóty, dopóki nie zostanę wygwizdana.
- Musisz tylko zaśpiewać swój kawałek?
- Tym razem chyba tak. Kiedyś musiałam śpiewać jakąś balladę od tyłu: śmiałam się chyba bardziej niż publiczność; innym razem używając męskiego głosu odpowiednio swój modyfikując. Tym razem chyba nie ma żadnych wielkich niespodzianek. A co też chcesz się zgłosić?
- Tym razem chyba tak. Kiedyś musiałam śpiewać jakąś balladę od tyłu: śmiałam się chyba bardziej niż publiczność; innym razem używając męskiego głosu odpowiednio swój modyfikując. Tym razem chyba nie ma żadnych wielkich niespodzianek. A co też chcesz się zgłosić?
- Raczej wolę na ciebie popatrzeć.
- Jak chcesz, twoja strata. Mają niezłe
nagrody: mp3, małe przenośne radia czy słuchawki. A wszystko to bardzo dobrej
jakości, nie jakiś chiński bubel.
- Wygrałaś coś kiedyś?
- Jeszcze nic znaczącego, ale raz
załapałam się na czwartą lokatę.
- Było blisko podium.
- Tak. Ale teraz cicho, będzie śpiewał
facet z brodą. I jest niezły: zobaczysz że wygra. Jej, gdy śpiewa coś rokowego
wewnątrz po prostu wibruję i mam ciary.
Ksawery patrzył na rozemocjonowaną
niczym dziewczynka Zosię. Teraz, w takiej scenerii wydawała mu się być jeszcze
piękniejsza: promieniowała jakimś własnym blaskiem, była podekscytowana i podniecona.
No i przede wszystkim czuła się tu zupełnie swobodnie. W ogóle nie wyglądała
jak pracownik działu analitycznego znanego oddziału banku. Zdziwił się nawet gdy
w pewnej chwili głośno gwizdnęła używając palców. Boże, nie znał dziewczyny
która by to robiła i nie wiedzieć czemu to mu zaimponowało. Poza tym nie
paplała z przyjaciółkami o głupotach, nie chodziła do łazienki co kwadrans by
poprawić makijaż; wciąż aktywnie uczestniczyła w konkursie bijąc brawa kolejnym
uczestnikom tak samo mocno i głośno.
Po dwóch godzinach, wybrano zwycięzców
którzy otrzymali swoje nagrody, a potem ten z pierwszym miejscem bisował
śpiewaną przez siebie za pierwszym razem piosenkę. Rzeczywiście okazał się nim
być facet z bródką tak jak zapowiedziała Zosia. Odezwała się do niego wtedy:
- Wiedziałam, naprawdę śpiewa jak
profesjonalista. Dobrze, że wystąpił w poprzednim konkursie.
- Dlatego?
- Bo jednego wieczora można brać
maksymalnie udział w jednym rodzaju zawodów. Tak więc moje szanse wzrastają.
- Kiedy będzie twoja kolej?
- Pewnie za jakieś pół godzinki, muszą
od nowa uszykować scenę i sprzęt. Ale dzięki temu zdążę jeszcze wypłukać gardło
jakimś sokiem…A tak w ogóle to widziałeś dziewczyny?
- O ile widziałem to wyszły na moment na
zewnątrz.
- No tak, zapomniałam że Jowita jara jak
smok. To znaczy pali. Stara się rzucić, ale jakoś nie bardzo jej to wychodzi.
To co idziemy do baru? Tam łatwiej nas znajdą.
- Jasne.- Zgodził się. Potem przypomniał
sobie mrugnięcie okiem Jowity gdy razem z Emilią oddaliły się od nich. Nie miał
pojęcia skąd wiedziała, ale jakimś cudem wiedziała. Domyśliła się, że lubi
Zosię trochę bardziej niż jak przyjaciel. I dawała im swoją aprobatę.
Do rozpoczęcia drugiego konkursu
posiedzieli trochę przy barze, a potem Zosia musiała iść do miejsca
przeznaczonego dla uczestników. Ksawery z niecierpliwością wyczekiwał nadejścia
jej nazwiska, ale miał szczęście bo usłyszał je jako pierwsza. A potem gdy DJ
zaprosił Zośkę na środek sceny zadając jakieś pytania na rozluźnienie
zrozumiał, że wcale nie ma tyle szczęścia
co sądził.
Konkurs polegał bowiem na tym by
zaśpiewać piosenkę w duecie.
Organizatorzy specjalnie poinformowali o tym uczestników dopiero po zapisach by
uniknąć sytuacji, w której obie osoby z pary umiałyby śpiewać. Zosia nieco
zdenerwowana podeszła do przyjaciółek ale te kategorycznie zaczęły kręcić
głowami. Wtedy spojrzała prosząco na niego. Co było więc robić? Wyszedł na
scenę jak na ścięcie wśród ogólnego aplauzu. A potem gdy zbliżył się do Zosi na
środku parkietu wyszeptał:
- Kiedyś zapłacisz mi za to poniżenie.
- Spokojnie, nie będzie tak źle.
- Uwaga uwaga. Jaki numer wybiera nasza
pierwsza para?- Spytał organizator. Zosia widząc że Ksawery gestem daje jej
wolną rękę odpowiedziała:
- Szczęśliwą siódemkę.
- Proszę bardzo. Wylosowany utwór to…Brzydka ona, brzydki on! Minuta na
przygotowanie i ustalenie sposobu śpiewania piosenki. Powodzenia!
- Nie jest tak źle co? Utwór w sam raz o
nas.- Zażartowała Zosia. Widząc jednak nieco zdezorientowaną minę Ksawerego
dodała klepiąc go po ramieniu:- Będzie dobrze, żartowałam z tym wygwizdaniem.
Jeszcze nikomu nigdy się to nie zdarzyło. Nawet jeśli zaśpiewamy jak najgorsze
niemoty ludzie i tak będą bili nam brawo…- Przez paplaninę Zosi w ogóle nie
zdążył spytać w którym momencie powinien robić wejścia. A może powinni raczej
śpiewać razem? Najlepiej byłoby gdyby udał, że mikrofon jest zepsuty i niczego
nie śpiewał, ale nie chciał wystawić Zosi. Poza tym istniała szansa że
organizatorzy daliby mu drugi.
I w ten o to sposób, przez kolejne trzy
minuty śpiewał razem z Zośką piosenkę o miłości. Początkowo był tak
zestresowany, że jego głos brzmiał niezwykle sztywno, poza tym to ona zaczęła
wyśpiewywać pierwsze frazy i nie miał pojęcia kiedy do niej dołączyć, ale po
paru dźwiękach wszystko poszło dobrze. Tak że zaczął skupiać się na czymś
więcej niż swój wstyd. No i zaczął się całkiem nieźle bawić.
Właściwie to dobrze, że niczego nie
zaplanowali bo wyszło całkiem spontanicznie. Zosia odpowiednio, celowo nieco za
dramatycznie interpretowała swoje fragmenty zupełnie tak jakby się kłócili: raz
czy dwa nawet szturchnęła go palcem. Potem to on zaczął śpiewać kolejną zwrotkę
by podczas refrenu zrobić to razem z nią. Wyglądało to tak jakby wtedy dwoje
kochanków się pogodziło. Ksawery słysząc brawa nie tylko odetchnął z ulgą ale i
był z siebie bardzo zadowolony. A jeszcze bardziej gdy po konkursie zdobyli
zaszczytne trzecie miejsce dostając w nagrodę koszulki. Może to dlatego cali w
skowronkach wrócili do domu wciąż dyskutując na temat występu. On był pod
wrażeniem zmiany jaka zachodziła u Zosi na scenie: tam przestawała być tak
powściągliwa i nieśmiała. Był to paradoks, ale bardzo mu się u niej podobał. Ona
natomiast, lekko już podcięta, nieustannie chwaliła Ksawerego:
- Umiesz włamywać się na cudze strony, całkiem
nieźle przydajesz się w kuchni bo nie przypalasz makaronu, wczoraj gdy wysiadły
korki okazało się że niezły z ciebie majsterkowicz, a teraz okazuje się że i
śpiewak. Jakie jeszcze masz skrywane umiejętności?
- Daj już spokój.
- Nie, nie, nie. Naprawdę super z ciebie
gość.
- Nie za bardzo się dziś upiłaś?-
Słysząc to roześmiała się. I jakby w odpowiedzi na pytanie Ksawerego prawie się
przewróciła o próg próbując ściągnąć but. Na szczęście mężczyzna zdążył ją
podtrzymać.
- Dzięki.- Powiedziała krztusząc się ze
śmiechu.- Chyba ta wygrana tak na mnie podziałała. Widziałeś tą koszulkę? Jest
śliczna. Dziś będę w niej spała.
- Najpierw lepiej powinnaś bezpiecznie
trafić do…
- Dopiero wracacie?- Zdanie wypowiadane
przez Ksawerego zostało przerwane przez Arka który niemal bezszelestnie pojawił
się na korytarzu.
- Cholera, a tak starałam się być
cicho.- Roześmiała się Zosia. Dziś wszystko ją bawiło. Nawet mina Żylińskiego.
Patrzył na nią tak jakby była pijaną nastolatką która cichaczem próbuje
przemknąć do swojego pokoju.- Zobacz co wygraliśmy z Ksawciem.
- Z kim?
- Ksawciem. Słodko brzmi nie?
Pomyślałam, że tak będę go nazywać, jest krócej. Nie przeszkadza ci to co Ksawciu?-
Zwróciła się z tym pytaniem do Iksińskiego. On tylko się do niej uśmiechnął
ostrożnie oswobadzając ją w końcu ze swoich ramion. Zauważył, że Arka niezwykle zirytował ten gest.
- Jasne że nie. Dasz radę z drugim butem
czy ci pomóc?
- Ty ją tak upiłeś?- Zaatakował
Iksińskiego Arek. Nie wiedząc czemu był zły.
- Jej, Aruś ale z ciebie sztywniak.-
Prychnęła Zośka.- Mówiłam ci że wygraliśmy koszulki. Ksawcio tak super śpiewa,
mówię ci. Musisz go kiedyś usłyszeć.
- Jasne.- Przytaknął niechętnie Żyliński.-
Na razie jednak pomogę ci dotrzeć do pokoju.
- Nie musisz, ja mogę się nią zająć.-
Zaoferował się Ksawery.
- Ty lepiej też się rozgrzej i nastaw
wodę na kawę. Dobrze byłoby gdyby Zosia wypiła coś otrzeźwiającego.
- Przecież jutro niedziela, może się
spokojnie wyspać.
- Ale gdy wypije ją jeszcze dzisiaj to
pomoże jej jutro w zminimalizowaniu skutków kaca.
- Skoro tak uważasz.- Ksawery postanowił
się ugiąć widząc jakąś zawziętość w głosie Arkadiusza. Czyżby tamten był na
niego zły myśląc że celowo upił Zośkę w jakiś niecnym celu? Tak, pewnie tak
było: w końcu tego samego popołudnia Arek miał nocować u Sandry, więc mógł
myśleć, że Ksawery sobie to zaplanował. A że był jej wieloletnim przyjacielem
automatycznie wystąpił u niego odruch ochronny. Dlatego, by uniknąć wzajemnych
nieporozumień czekał cierpliwie w salonie aż w końcu Arek wyjdzie z pokoju Zosi
pomagając jej dotrzeć do łóżka. Gdy tak się stało poprosił go o chwilę rozmowy.
- Może innym razem, jestem zmęczony.-
Migał się Żyliński nie patrząc mu w oczy. Wtedy Ksawery zrozumiał, że się nie
pomylił. Arek był wyraźnie na niego zły.
- To ważne i dotyczy tej sytuacji.
Chciałbym tylko coś wyjaśnić.
- To wyjaśniaj.
- Nie miałem pojęcia, że drinki aż tak
szybko uderzą jej do głowy, w taksówce była przytomna i rozmawiała ze mną
całkiem składnie. Nie chciałem jej upić.
- To dobrze. To wszystko?
- Nie. Rozumiem twoją złość, ale chcę
byś wiedział że nie było moim planem zrobienie jej krzywdy.
- Gdybyś tylko próbował to zrobić to już
byś nie żył.- Tak przesadzona reakcja nieco rozbawiła Ksawerego, ale nie dał
tego po sobie poznać.
- Cieszę się, że Zosia ma w tobie aż tak
oddanego przyjaciela. A skoro już zacząłem szczerze…bardzo ją lubię, jeśli
rozumiesz co mam na myśli. I chciałbym się z nią związać.
- Z Zosią?
- Przecież o niej mówimy, prawda?
- Tak, ale…
- Ale co? Mówiła, że nie ma chłopaka ani
z nikim się nie spotyka.
- Powiedziała ci to wprost?
- Umiem czytać między wierszami. Ale
chyba raz czy dwa o tym napomknęła.
- Więc…myślisz o niej poważnie.
- Tak.
- Mówiłeś jej o tym?
- Nie, na razie tylko się przyjaźnimy.
- Więc nie wiesz jak może na to
zareagować?
- W zasadzie to nie. Ale miło nam się
spędza czas.
- Właśnie widziałem.- Arek niemal
syknął.
- Wybacz, ale jeśli martwisz się o to
jak będą się układały potem nasze relacje w tym mieszkaniu to spokojnie: na
pewno…
- Wcale się o to nie martwię, bo Zosia
widzi w tobie tylko dobrego kolegę, nic więcej. Nigdy nie zgodzi się na
zostanie twoją dziewczyną.
- Wybacz, ale twoja pewność siebie jest
nieco dziwna. Może i jesteście przyjaciółmi, ale nie znasz jej uczuć.
- Wiele mi o sobie mówi, właściwie
wszystko. Dlatego dam ci dobrą radę: lepiej się z tym nie wydurniaj. Bo nie
chcę szukać nowego lokatora, jesteś całkiem fajnym gościem. Dobranoc.-
Zakończył Arek stanowczo ucinając temat, a potem ze złością uderzył pięścią w
ścianę. Za kogo ten Ksawery się ma? Niby wydawał się być całkiem spoko a
teraz…No właśnie: co teraz? Chce spotykać się z Zosią? Nawet we własnych
myślach wydało mu się to strasznie głupim powodem do wściekłości. A był
autentycznie wściekły. Wściekły na Zosię, wściekły na Ksawerego. Bo odkąd to
niby są takimi przyjaciółmi? Owszem już od jakiegoś czasu zauważył, że
zachowują się wobec siebie całkiem swobodnie, a wieczorami spędzają wspólnie
czas, ale związek? Przecież Zosia była JEGO najlepszą przyjaciółką. Żaden
Ksawery mu jej nie odbierze. Ona i tak woli JEGO, Arka. Tak uspokojony
zdecydował się wrócić do łóżka.
Wciąż nie dostrzegając ubytków swojego
rozumowania.
A nade wszystko jego przyczyn.
***
Jak było do przewidzenia niedzielny
poranek Zosia przywitała w wyjątkowo podłym humorze spowodowanym bólem głowy.
Czuła się jak kupa końskiego nawozu a patrząc w lustro uzmysłowiła sobie, że
tak również wygląda. Darowała sobie jednak zignorowanie pukania do drzwi. A
raczej walenia w drzwi jak wydawało się to jej mózgowi.
- Mogę?- W drzwiach pojawiła się głowa
Arka.- Przyniosłem kawę.
- Jasne.- Zosia zmuszając się do
uśmiechu przygładziła sterczącą jej we wszystkich kierunkach szopę którą
zauważyła w wiszącym lustrze. Szybko jednak odwróciła wzrok by nie widzieć
kolejnych mankamentów własnej urody. Głupio byłoby teraz kazać Żylińskiemu
wyjść i wrócić za pięć minut.- Chyba za bardzo wczoraj popłynęłam.
- Raczej Ksawery ci w tym dopomógł. A
może powinienem powiedzieć: Ksawcio?
- Słucham?
- Wczoraj oznajmiłaś że tak go będziesz
nazywać.
- Serio?
- Tak.
- Jej, chyba dopiero teraz sobie to
przypominam. Zrobiłam jeszcze coś głupiego?
- Spokojnie, stałem na straży i cię
pilnowałem.
- Dzięki. Także za wczorajsze niańczenie.
- A więc coś tam pamiętasz?
- Teraz coraz lepiej. Ale muszę wejść
pod prysznic by do reszty się obudzić.
- Najpierw wypij kawę.- Zerkając w
zawartość filiżanki zmarszczyła nos.
- Wiesz, że nie lubię mocnej czarnej.
- Taka jest najlepsza, od razu postawi
cię na nogi. – Zosia upiła pierwszy łyk czarnego napoju a potem obdarzyła
przyjaciela spojrzeniem pełnym wyrzutu. – Ble.
- Trzeba było tyle nie pić.
- Sam mówiłeś, że jestem za sztywna.
- A więc zrobiłaś to po to by zrobić mi
na złość?
- Nie, naprawdę świetnie się wczoraj
bawiłam. Ksawery to super facet.
- Chyba wczoraj już to słyszałem.- Arek
w geście irytacji wzniósł oczy ku niebu. Potem patrząc prosto w twarz Zosi
spytał:- Lubisz go?
- Jasne, ty nie?
- Mam na myśli coś innego. No wiesz, czy
lubisz go jako faceta.
- Jezu, zwariowałeś? Oczywiście, że
nie.- Zareagowała tak spontanicznie, że spokojnie odetchnął z ulgą. A więc nie
miał co obawiać się Ksawerego.- O Boże, chyba nie zrobiłam wczoraj niczego
głupiego co? Tylko nie mów że powiedziałam mu coś takiego albo zasugerowałam?!
- Trochę się na nim pouwieszałaś i
wyznałaś jaki to nie jest cudowny ale poza tym wszystko okej.- Słysząc to
dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Żyliński roześmiał się.- Spokojnie, on nie
odebrał tego niewłaściwie. Mówił, że jesteś świetną kumpelą.
- Poważnie?
- Aha. A jakiś tydzień wcześniej mówił o
jakiejś koleżance ze studiów. Całkiem sporo więc chyba mu się podoba.- Arek nie
wiedział do końca po co opowiada Zosi te kłamstwa, ale jakoś nie mógł się
powtrzymać. Jak to mówią: przezorny zawsze ubezpieczony. Więc nawet jeśli Zośka
nie widziała w Ksawerym materiału na faceta to dodatkowo fakt, że on będzie jej
się wydawał zajęty i całkowicie nią niezainteresowany odstraszy ją podwójnie.
- To super. Po zerwaniu z Oliwią wydawał
się mocno to przeżywać.
- Kim jest Oliwia?
- Jego byłą dziewczyną. Spotykali się trzy lata, a zerwali kilka tygodni przez jego przeprowadzą tutaj. Ale nie mów, że ci o tym mówiłam: nie chcę wyjść na paplę.
- Jego byłą dziewczyną. Spotykali się trzy lata, a zerwali kilka tygodni przez jego przeprowadzą tutaj. Ale nie mów, że ci o tym mówiłam: nie chcę wyjść na paplę.
- W porządku. Nie powiem. A teraz idę do
siebie. Aha, i na przyszłość jak będziesz chciała się upić to tylko ze mną. Po
alkoholu stajesz się nieprzewidywalna.
- Dobrze tatusiu.- Uśmiechnął się do
niej słysząc określenie jakie mu nadała po raz ostatni zerkając w jej nieco
zmęczoną i poszarzałą od alkoholu twarz.
- Tak mi się przypomniało, że miałem
zapytać…jak skończyła się historia naszego Roberto i Franceski?
- Burak.
- Pytam poważnie. Doczytałaś książkę?
- Nie. Ale jak można się spodziewać
żigolo znalazł pewnie swoją miłość na wieki nawet nie patrząc na inne kobiety.
- Czyżbym słyszał w twoich słowach
sarkazm?
- Przecież to zwykłe bujdy. Prawdziwy
żigolo nigdy się nie zmienia, ani nie ustatkuje. Za rok, dwa, pięć, czy
dziesięć w końcu przypomni sobie o swojej naturze.
- Bardzo stanowczy osąd. Oparty na
doświadczeniu?
- Pośrednio tak. Ludzie nigdy się tak
całkowicie nie zmieniają. A przynajmniej
w tak ważnych kwestiach. Można z czymś walczyć, ale nie da się uciec przed
swoją naturą. Ona i tak cię dopada.- Nieco zbity z tropu Arek (przez moment
zastanawiał się czy Zosia nie zrobiła przytyku do niego) w końcu znalazł się za
drzwiami. Na korytarzu zauważył wychodzącego ze swojego pokoju Ksawerego: po
szybko rzuconym cześć od z kolei wszedł do siebie. A Iksiński przez kilka
sekund stał w bezruchu zastanawiając się nad pewną myślą. Ale nie, wiedział że
musi ją wykluczyć. Arek spotykał się z Sandrą. Zosia wcale nie interesowała go
w ten sposób. Nie potrafił jednak zrozumieć czemu w takim razie aż tak go od
niej odciąga, czemu go zniechęca. Czyżby poprzedni związek Zosi był aż tak
dramatyczny, że teraz chce ustrzec przyjaciółkę przed błędem? I skąd ta złość?
Nie znał odpowiedzi na te pytania, ale jednego był pewien.
Nie zrezygnuje z Zośki.
Opowiadanie jest tak intrygujące ze juz nie mogę się doczekać dalszych cześći co tym razem dla nas wymyslilas. Pozdrawiam Daria
OdpowiedzUsuńKiedy, kiedy kiedy nastepny???
OdpowiedzUsuńDzis mam wieczór wolny, wiec jak będę miała siłę po pracy to jeszcze dziś:-)
UsuńZastanawiam się czy Zosia z Ksawerym stworzą parę, osobiście mam nadzieję ze nie;) jeżeli chodzi o Arka cieszę się, że jest zazdrosny, jednak sądzę, iż te kłamstwa są zbędne, z pewnością wyjdą na jaw w najodpowiedniejszym momencie. Podziwiam Zosie, ja bym nie odważyła mieszkać z dwoma facetami, choć to ma swoje plusy raczej krócej okupuja łazienkę. Podaba mi się, iz twoje bohaterki są niezalezne oraz takie rzeczywiste. Przez co dość często się z nimi utożsamiam. Mam małe postanowienie odnośnie tego opowiadania, mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nienieidealna dużo weny, czasu, pomysłów oraz inspiracji z życia.
Ciekawi mnie co to za postanowienie :-) A co do Zosi i Ksawerego to na razie nic nie zdradzę. Chociaż po komentarzach zaczynam sądzić, że albo moje opowiadania są za bardzo tendencyjne, albo czytelnicy tacy bystrzy. ;D
Usuń