Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 grudnia 2016

Święta :-)

Z racji swojego lenistwa (bo nie chciało mi się odwzajemniać życzeń każdych z osobna pod ostatnim postem) chciałabym tutaj podziękować wszystkim za życzenia. Święta dla mnie już od kilku lat są niestety żmudną harówką przedświąteczną spędzaną  kuchni na gotowaniu albo lataniu z miotłą, ale mimo wszystko poranna Pasterka, kolacja wigilijna, kolędy no i przede wszystkim fakt że w tej "harówce" towarzyszą mi najbliżsi...to wciąż ma swój niezaprzeczalny urok (a przynajmniej dla mnie). Dlatego chciałabym życzyć wszystkim moim czytelnikom świąt spędzonych z najbliższymi, świąt pełnych radości i refleksji. Może to zabrzmi nieco afektowanie i patetycznie, ale czasami nie zastanawiając się nad tym kim jestem i jak wiele mam (i nie chodzi mi wcale o wymiar materialny) nie dostrzegamy tylu rzeczy. Tego jak bardzo oddaną mamy rodzinę/przyjaciół/drugą połówkę czy tego że jesteśmy zdrowi. Święta są dobrą okazją by dostrzec, że życie to nie tylko ciągłe kłopoty na które lubimy narzekać, ale też sukcesy (które mamy tendencję zmniejszać lub bagatelizować), zabawne (ale i pomyślne dla nas) sploty zdarzeń czy osoby które wzbogacają nasze życie. Dlatego właśnie w tym czasie warto się nad tym zastanowić i starać się nie zatracić w tym ciągłym pędzie życia by nie zapomnieć co tak naprawdę jest ważne. By zrozumieć że chodzi o to by w dzisiejszym świecie być "normalnym" i cenić rzeczy które powinno się cenić, choć niestety obecnie uważane jest to za staroświeckie, niemodne czy retro. Ale tego właśnie chciałabym wam życzyć.
Poza tym korzystając z okazji chciałabym podziękować dotychczasowym i tym całkiem nowym czytelnikom za tym że jesteście (a raczej byliście) kolejny rok ze mną. Za to, że swoją opinią czy komentarzem, choćby nie wiem jak bardzo lakonicznym czy krótkim motywowaliście mnie i nakierowywaliście na właściwe pisarskie tory. Za to, że czułam się potrzebna wiedząc, że dzięki tym opowiadaniom nie tylko ja mogę na chwilę odpłynąć (bo choć może zabrzmi to jakbym była zadufana, ale czasami lubię czytać swoje opowiadania, choć głównie wtedy śmieję się ze swojego stylu), ale również ktoś inny mógł doznać chwilki relaksu. Mam nadzieję, że w kolejnym Nowym Roku będę mogła was zaskoczyć kolejnym opowiadaniem, które bardzo wam się spodoba i znaleźć więcej czasu na to by pisać. Na razie nie podaję bliższego ani dalszego terminu kiedy wrócę do pisania: na dzień dzisiejszy zwyczajnie nie mam pojęcia :( Dlatego uzbrójcie się w cierpliwość  i pamiętajcie, że jak wrócę do na maksa :)
Jeszcze raz wszystkiego dobrego :)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Miłość jest bliżej niż myślisz, Część XX: Wszystko dobre, co się dobrze kończy + Epilog

No cóż, co prawda obiecywałam wcześniej co najwyżej sześć rozdziałów tego opowiadania a ten wypada jako siódmy to uważam, że epilog i krótki opis powrotu Oskara do kraju się tej parze się należy. Dedykacja dla wytrwałych  do samego końca i cierpliwych, którzy polubili głównych bohaterów przywiązując się do nich tak mocno jak ja.
Miłego czytania :)
PS: Przyznam szczerze że pisałam trochę na szybko, ale myślę że nie wpłynęło to na jakość opowiadania.



Po wyjeździe Oskara, Sylwia na nowo rzuciła się w wir pracy i codziennych zajęć. Już po kolejnym tygodniu zaczęła podliczać dni do jego powrotu wspominając chwile, które spędzili ze sobą podczas świat. Dlatego tęskniła za nim coraz bardziej. Może też dlatego, że podczas rozmów podejmowali tematy wspólnego życia po jego powrocie ustalając wiele szczegółów. Na przykład Lenarczyk zgodził się, by zamieszkali razem w mieszkaniu po jego babci, które tak lubiła. Tyle, że gdy podzieliła się ze swoim pomysłem z mamą ta zbeształa ją łagodnie:
- Nie sądzisz kochanie, że na taką decyzję trochę za szybko?
- Mamo, przecież my chcemy się pobrać.
- Wiem, ale mimo wszystko…to trochę niestosowne. Poza tym co będzie po ślubie?
- Jak to?
- No bo skoro będziecie mieszkać razem przed  ślubem i żyć jak mąż i żona…- Słysząc to Sylwia uśmiechnęła się.
- Boisz się, że Oskar wycofa się ze ślubu skoro nie będzie musiał kupować krowy by ją wydoić?
- Sylwia, co to niby miało znaczyć?- Pani Kukulska nieco zmieszana wciągnęła głęboko powietrze.
- To co miałaś na myśli, mamo. Ale zapewniam cię, że tak się nie stanie.
- Znasz go bardzo krótko, przecież spotykaliście się raptem kilka miesięcy. No i nie zapominaj jak cię potraktował gdy poroniłaś.
- Wycofał się, bo uważał, że w ten sposób zrani mnie jeszcze bardziej: tłumaczyłam ci to wiele razy.- Tym razem to Sylwia ciężko westchnęła.- I znamy się już od wielu lat. W zasadzie to dziwne, że tak późno staliśmy się parą.
- Dlatego uważam, że powinnaś to jeszcze przemyśleć. Przecież jest ci tu dobrze, prawda?
- Ale Oskar mieszka w Warszawie. To znaczy będzie, gdy wróci.
- Raptem dwie godziny drogi, pociągiem nawet szybciej.
- Przecież będzie pracował, ja zresztą też. Kiedy niby będziemy się widywać?
- Jak będzie mu zależało, to przyjedzie.
- Traktujesz mnie tak jakbym była nastolatką.
- Bo trochę jesteś. Przegapiłaś ten etap we właściwym czasie, więc teraz to ja muszę cię trochę poedukować…
Wiedząc, że z mamą nie ma żartów, Sylwia postanowiła nie podejmować z nią tego tematu aż do powrotu Oskara. Poza tym w tym co mówiła było trochę racji. Owszem, chciała spędzać z ukochanym każdą wolną chwilę, ale być może rozsądniej byłoby poczekać do ślubu? W końcu to, że ktoś zna się z drugą osobą wiele lat wcale nie znaczy, że zgłębił jej wszystkie tajemnice. Albo poznał w stu procentach. Może nie muszą zaczynać od pierwszych randek, ale mimo wszystko…Nie, mama tylko namieszała jej w głowie. Kocha Oskara i nie widziała się nim od wielu tygodni. Czemu więc po jego powrocie do ojczyzny miałaby z nim nie zamieszkać skoro tego pragnęła? I jeszcze wyszukiwać głupich powodów dla których trzeba by odwlec ich decyzję o ślubie. Sylwia trochę złośliwie pomyślała, że jej własna matka mimo ponad piętnastu lat stażu związku nie była w stanie przewidzieć załamania ojca ani tego jak bardzo był słaby gdy okazało się, iż jest śmiertelnie chory. Nie powiedziała jednak tego na głos. Nie chciała przywoływać złych wspomnień.
Dwa tygodnie później, planowane prace remontowe w firmie w której pracowała wymusiły na niej konieczność przerwy i przymusowego urlopu. Właśnie wtedy wpadła na pomysł odwiedzin Lenarczyka w Berlinie. Mieszkając z mamą znacznie mniej wydawała, a że na wsi raczej nie było okazji do wielu rozrywek sporo udało jej się zaoszczędzić. By robić swojemu chłopakowi niespodziankę, napisała prywatną wiadomość na portalu społecznościowym do jego współlokatora z którym dzielił pokój. Czasami podczas videorozmów z Oskarem mignął jej kilka razy a że znał angielski to wymienili kilka banalnych zdań. Na przykład „skarżąc” się na Oskara jako na złego współlokatora albo bałaganiarza (co przecież wcale nie było prawdą). Stąd wiedziała, że był raczej otwarty i przyjacielski. Dlatego bez problemu zgodził się na jej propozycję podając niezbędne dane: dokładną lokalizację miejsca wynajmowanego mieszkaniu oraz niezbędne wytyczne komunikacyjne. Zaofiarował się nawet wyjść po nią na lotnisko. I choć już telefonicznie (wymienili się numerami) oznajmiła kilkakrotnie, że to nie jest konieczne, to w dniu przylotu ucieszyła się, iż jednak mimo wszystko Lucas, bo tak miał na imię, na to nalegał. Ogrom miejsca i przejść podziemnych ją przerażał. Tym bardziej gdy wszystko było zaopatrzone niemieckimi napisami….
- Dzzzien dobrii Sywia.- Usłyszała pierwsze słowa wypowiedziane z jego ust. O dziwo, po polsku choć z koszmarnym akcentem. Uśmiechnęła się lekko ciesząc się, że nie mieli problemu z rozpoznaniem się.
- Widzę, że znasz polski.- Odpowiedziała po angielsku wiedząc, że to raczej niemożliwe.
- No cóż, Oskar mnie edukuje.-Uśmiechnięty od ucha do ucha wziął od niej walizkę.-  Ale trudne ten wasz język.- Dodał ponownie w języku ojczystym dziewczyny.
- Trudny.- Poprawiła go odruchowo, a potem mimo wszystko wyciągnęła do niego dłoń.- Miło mi cię w końcu poznać na żywo.
- Przystojniak ze mnie, co?- Znów nie mogła się do niego nie uśmiechnąć. Bo w pewności siebie Lucasa nie było nic z arogancji jedynie czysta wesołość i przekora. Dlatego, choć praktycznie go w ogóle nie znała- tyle o ile ze wspólnych konfidenckich rozmów telefonicznych ustalając szczegóły jej przyjazdu do Berlina- czuła się przy nim całkiem swobodnie. A już podczas lotu obawiała się, że ich rozmowa zupełnie nie będzie się kleić.
- Oczywiście. Gdybym nie była zakochana…- Wymownie wzruszyła ramionami.
- Ach ten Oskar. Przez ciebie normalnie nigdzie go nie można wyrwać. Nic tylko nie ma ochoty albo czyta twoje listy. A przecież pójście do baru nie musi od razu oznaczać podrywania innych lasek, nie?
- Wcale nie zabraniam mu wychodzić.- Zauważyła, choć niezaprzeczalnie mile połechtały ją słowa mężczyzny. Zwłaszcza ten fragment o wielokrotnym czytaniu jej listów przez Oskara. W końcu ona robiła tak samo.
- Widocznie bardzo się ciebie boi.- Roześmiał się Lukas.- To tutaj, mój samochód. Daj tą walizkę: pomogę ci.
W czasie drogi rozmawiali głównie o Oskarze zastanawiając się nad jego rekcją na jej przyjazd. Lukas uprzedził Sylwię, że jej chłopak będzie jeszcze pracował przez najbliższą godzinę, więc ona w spokoju będzie mogła coś zjeść i odpocząć. Trochę ją to rozczarowało, ale nie dała tego po sobie poznać. W końcu wytrzymała bez ukochanego wiele dni. Czymże wobec tego jest kilkadziesiąt minut? Tym bardziej, że czas szybko leciał gdy miała za towarzysza Lucasa, który był typem człowieka z którym można było rozmawiać o wszystkim (przedtem oprowadził ją po mieszkaniu gdy stanowczo oznajmiła że nie ma ochoty na razie na zwiedzanie miasta, zaproponował do jedzenia z dziesięć regionalnych potraw niemieckich oraz piwo). To dlatego kończąc dopijać zimną już herbatę zaważyła, że minęły już prawie dwie godziny. Tłumiąc ziewanie spytała o to Lucasa.
- Czasami zdarza się jakiś nagły przypadek w szpitalu, więc wtedy trzeba zostać dłużej.- Wyjaśnił ze znawstwem, bo w końcu również pracował w szpitalu jako lekarz. Tyle, że innej specjalizacji.- Na wszelki wypadek zadzwonię do niego i dowiem się co i jak.
- Dziękuję.- Mrugnęła Sylwia.
Rzeczywiście, kilka minut później podejrzenia Lucasa okazały się trafne: Oskar musiał dłużej zostać w szpitalu. Dlatego doskonale zdając sobie sprawę ze zmęczenia Sylwii zaproponował jej by odpoczęła w pokoju Oskara.
- Chyba nie powinien mieć nic przeciwko, prawda?- Spytał retorycznie. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością: do tej pory zbytnio nie oddalała się od domu i nie miała pojęcia jak nawet tak krótki lot jak jej może zmęczyć. I choć było jej bardzo głupio, gdy znalazła się za drzwiami pokoju Oskara pierwsze co zrobiła to rzuciła się na łóżko. Potem, z tej pozycji rozglądała się po jego wnętrzu. Ucieszyła się, gdy na jednej z półek zauważyła swoje zdjęcie: po prawda nie najbardziej twarzowe, ale postanowiła nie czepiać się o szczegóły. W końcu zrobili je sobie po sylwestrze, a wtedy była już nieźle zmęczona. Były też inne fotografie: zmarłego brata, małego Adriana a nawet wspólne ojca z macochą. Widząc to Sylwia uśmiechała się pod nosem zdając sobie sprawę, że Oskar naprawdę wybaczył swojej rodzinie. I nie był już sam. Na moment przymknęła oczy by dać im odpocząć, ale widocznie była bardziej zmęczona niż sądziła, bo odpłynęła na dużo dłużej. Obudziły ją dopiero podniesione męskie głosy dochodzące zza ściany. Dziewczyna bez problemu rozpoznała głos swojego chłopaka mimo iż mówił po niemiecku, ale nie rozumiała powodu jego wściekłości. O co był zły na Lucasa? Podniosła się z łóżka bez sensu wciąż wsłuchując się w słowa których nie rozumiała; chwilę później drgnęła przestraszona gdy drzwi pokoju gwałtownie się otworzyły. Oskar z gniewną miną zaczął coś mówić po niemiecku, ale gdy na nią spojrzał…przestał.
- Sylwia?- Spytał już normalnym głosem i bardzo zaskoczoną miną.- Co ty tu robisz?
- Niespodzianka!- Wykrzyknął radośnie Lucas po angielsku chyba tylko na użytek Kukulskiej.- Ale cię nabrałem co?- W odpowiedzi Lenarczyk wypowiedział kilka niemieckich zdań które nie brzmiały zbyt miło a które jego współlokator zbył śmiechem. Potem pożegnał się z Sylwią i wyszedł z pokoju a potem jak sam oznajmił z mieszkania na długi czas (oczywiście wciąż mówił po angielsku więc Sylwia doskonale rozumiała o czym mowa, co wprawiło ją w zakłopotanie). Dopiero wtedy została z Oskarem sama. Niepewnie na niego spojrzała zdając sobie sprawę, że kłótnia w kuchni z pewnością dotyczyła jej. Ale dlaczego Oskar był aż tak zły, że przyjechała? Sądziła, że sprawi mu przyjemność; owszem również zaskoczy ale na pewno nie rozzłości. Dlatego teraz zrobiło jej się strasznie głupio.
- Przepraszam, że spałam w twoim łóżku. Byłam zmęczona po podróży i nie wiem kiedy usnęłam.- Powiedziała jednocześnie się podnosząc.
- Czemu nie powiedziałaś mi, że przyjedziesz?- Spytał ją.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę, ale teraz wiem jakie to głupie. Naprawdę mi przykro. Niczego nie przemyślałam, ale sądziłam…- Urwała nie wiedząc co właściwie powiedzieć. Że się ucieszy? Wtedy z pewnością Oskar zapewniłby ją iż tak nie jest. A przecież w kuchni wyraźnie miał o to pretensje do Lucasa. Może i nie znała niemieckiego, ale wyłapała kilka kluczowych słów: dziewczyna, pokój…no i oczywiście swoje imię. Dość, by zrozumieć ogólny sens. Zastanawiało ją jeszcze tylko jedno słowo, ale postanowiła sobie teraz nie zaprzątać nim głowy, bo i tak nie znała niemieckiego.
- Gdybym wiedział, że mnie odwiedzisz urwałbym się wcześniej.
- Naprawdę?- Bąknęła już bardziej ośmielona.
- Jasne, że tak. Bardzo się cieszę. Na długo przyjechałaś?
- W zasadzie to mam tygodniowy urlop, ale nie bój się nie będę siedziała ci na głowie siedem dni. Zamierzam jechać wcześniej.
- Co? Chyba żartujesz. Skoro możesz zostać ze mną aż siedem dni to tyle zostaniesz. I ani godziny krócej.- Powiedział twardo. Potem podszedł do niej i delikatnie objął. Ucałował kark, szyję, oba policzki  i usta. Dopiero wtedy Sylwia odważyła się zapytać:
- Więc nie jesteś zły że zwaliłam ci się na głowę?
- Co? Jakie zwaliłaś? Pragnąłem żebyś była tu ze mną a ty wątpisz że miałem na to ochotę?
- Ale kłóciłeś się o mnie z Lucasem.
- Ach to…- Mrugnął Oskar. Potem na moment się od niej odsunął patrząc prosto w oczy.- Tylko nie mów mi, że to był też twój pomysł.
- Ale co?- Spytała kompletnie nie mając pojęcia o co pyta.
- Więc nie wiesz o co się kłóciliśmy?
- Przecież nie znam niemieckiego.
- No tak, jasne.- Potrząsnął głową.- Chyba go potem zabiję za ten numer.
- Hm? Jaki numer? Więc jednak nie chciałeś żebym tu przyjechała?
- Nie mówię o tym, kochanie. Mówię o czymś innym.
- O czym?
- O tym, że Lucas zrobił mi świetny dowcip.
- Hm?
- Nieważne, powiem ci później.
- Czemu nie teraz?
- Bo teraz chcę skorzystać z faktu, że go nie ma.- Oznajmił wędrując ustami po jej szyi.
- Ale…ale może wrócić.
- Przecież słyszałaś, że wybiera się na bardzo długie zakupy.
- Powiedział to specjalnie, żeby nas zawstydzić.
- I? Czujesz się zawstydzona?
- Oskar…
- Hm?- W odpowiedzi roześmiała się. Wciąż nie mogła się nadziwić temu, że w jego ramionach tak łatwo się zatracała. I że coś co zaczynało się na zwyczajnym pocałunku kończyło się…na wielu pocałunkach. W łóżku. Tak jak i tym razem. Ale właśnie tak działał na nią Oskar: mimo upływu czasu wciąż pragnęła go tak samo silnie jak na początku.
Dopiero kilkadziesiąt minut później, gdy się sobą nasycili Oskar zaczął wypytywać ją o szczegóły przyjazdu. Opowiedziała więc o zaangażowaniu Lucasa do tego przedsięwzięcia tak, by zrobić mu niespodziankę. Potem o urlopie w pracy, swoich bieżących problemach. On z kolei wyjaśnił, że przyczyną jego spóźnienia była konieczność rozładunku nowego sprzętu lekarskiego który właśnie dostarczono. Okazało się, że czterech pracowników nie da sobie z nim rady więc zaproponował swoją pomoc. Sylwia zaśmiała się wówczas z niego mówiąc, że musiał udawać miłego. 
- Zdziwiłabyś się: mają o mnie bardzo dobrą opinię.
- Pewnie dlatego, że nie znają twojej życiowej maksymy: nigdy nie robię niczego bezinteresownie.
- Ty mimo wszystko ze mną wytrzymujesz.
- Gdy cię nie ma jest łatwiej…przestań mnie łaskotać.- Zachichotała gdy wbił jej palce w żebra. Potem spytała z wahaniem:- Myślisz, że Lucas na pewno wróci później? Nie chciałabym by nas zaskoczył.
- Ja też nie, ale to spoko koleś: a skoro obiecał, że da nam czas to go da. Co prawda jest bardzo kochliwy i lubi wycinać różne kawały ale da się do tego przyzwyczaić. A tak w ogóle to nic nie mogło ucieszyć mnie bardziej niż twój przyjazd. Tym bardziej że przez dwa poprzednie dni miałem dyżur, więc kolejne następne mam wolne. I będziemy mogli spędzić je razem.
- Świetnie. W takim razie pomożesz mi znaleźć jakiś tani pokoik.
- Nie chcesz zamieszkać tutaj?
- Gdybyś mieszkał sam to tak, ale nie chcę zwalać się na głowę Lucasowi.
- On nie będzie miał nic przeciwko temu.
-Tak powie, ale z pewnością będzie myślał inaczej.
- Skąd, on nigdy nie owija niczego w bawełnę po to żeby wyjść na miłego. Mówi co myśli. A ja znam go na tyle by wiedzieć, że się zgodzi. Poza tym ja też akceptowałem jego laski, więc on dla odmiany może to samo zrobić wobec mojej dziewczyny.
- Jakie laski?
- Nieważne. Powiedzmy, że jest dość uczuciowym facetem o słomianym zapale także w kwestii zakochiwania się. Statystycznie robi to jakieś pięćdziesiąt razy na rok.
- Mówił mi, że chciał cię kiedyś namówić na wieczorne wypady po pracy.
- I pewnie nie dodał, że odmawiałem?
- Nie, powiedział. Śmiał się wtedy z ciebie zastanawiając się czemu aż tak bardzo się mnie boisz.
- Nie wystarczył mu sam twój widok by się przekonać?
- Chyba nie. – Roześmiała się. Potem cmoknęła go w policzek.- Oskar?
- Tak?
- To to znaczy dirne?
- Dirne? Czemu pytasz?
- Bo używałeś a raczej wykrzykiwałeś to słowo do Lucasa przed przyjściem tutaj. I wyglądałeś na wściekłego gdy tu przyszedłeś.
- A to. Już mówiłem, że Lucas wyciął mi niezły kawał.
- Wyjaśnisz mi w końcu o co chodziło? Myślałam, że aż tak zdenerwował cię mój niezapowiedziany przyjazd.
- Czasami jesteś bardzo niemądra. Czy ty byłaś na mnie zła gdy w wigilię zjawiłem się w twoim rodzinnym domu?
- No nie, ale…teraz mnie też wydaje się to głupie ale wtedy…Powiesz mi o co chodziło?
- Muszę?
- Oskar…
- Już dobrze. No więc…mówiłem już o upodobaniu Lucasa do płci pięknej? Otóż czasami jest tak wielkie i nagłe, że zaprasza do domu pewne panie.
- Sprowadza sobie prostytutki?- Szepnęła.
- Ale bardzo rzadko, do tej pory zdarzyło mu się to raz czy dwa.
- I ty z nim mieszkasz?
- Jest naprawdę bardzo fajnym facetem i świetnym chirurgiem, więc nie obchodzi mnie jak spędza swój wolny czas i na co wydaje pieniądze.
- Nie chodzi o to, że go oskarżam czy coś…po prostu wydaje się być dość przystojnym u młodym mężczyzną, który nie musi płacić za tego rodzaju usługi.
- A myślisz, że z takich usług korzystają tylko starzy, spasieni i obleśni wdowcy?
- No…właściwie to nie wiem.- Przyznała, bo właśnie tak sądziła.- Ale nie chcę wiedzieć skąd ty o tym wiesz i tak świetnie orientujesz się w tej kwestii.
- Spokojnie, sam nigdy nie korzystałem, ale na osiemnaste urodziny zamówiliśmy z kolegami naszemu jubilatowi taką usługę.
- Naprawdę?
- Tak, ale o tym opowiem ci później. I tak już zboczyłem z tematu. Chodzi o to, że godzinę temu Lucas przywitał mnie od progu z uśmiechem mówiąc że ma dla mnie niespodziankę. I że jest w moim pokoju. Gdy spytałem co ma na myśli wyjaśnił, że specjalnie dla mnie po ciężkim dniu wynajął mi…
-…prostytutkę.
- Właśnie.
- I to cię tak zezłościło?
- Wolałabyś bym się cieszył?
- No nie. Więc to właśnie znaczy dirne? Prostytutka?- Oskar przytaknął.- Ale słyszałam też swoje imię.
- Pewnie gdy Lucas zapewniał, że moja dziewczyna z Polski Sylwia, się o niczym nie dowie bo on nie puści pary z ust. To wkurzyło mnie najbardziej.
- Więc ta mina na przywitanie miała być skierowana do tej niby prostytutki.
- Myślałaś, że jestem zły na ciebie?
- A bo ja wiem? Czasami wściekasz się bez powodu.
- A ty czasami jesteś bardzo głupiutka. Ale mam coś co poprawi ci humor. Zaczekaj.- Dodał podnosząc się całkiem nagi z łóżka. Sylwia nie spuszczała z niego wzroku dopóki coś nie zainteresowało jej bardziej. Małe zamszowe pudełeczko w dłoni Lenarczyka.
- To…pierścionek?
- Yhm. Wybrałem go tydzień temu. Planowałem dać ci go po powrocie do Polski i zakończeniu praktyki, ale skoro już tu jesteś…- Serce Kukulskiej znacznie bardziej przyspieszyło. Ze zdenerwowania zaczęła trząść jej się ręka gdy brała od Oskara małe pudełko. Ledwie rejestrowała też jego głos, który mówił coś o tym, że kupił go przypadkiem przechodząc obok jubilera i od razu wiedział, że musi go jej dać...Wziąwszy mocny wdech w końcu odważyła się otworzyć wieczko. I oniemiała. Dosłownie.
Przed oczami miała wielki kamień w odcieniu écru, obok którego znajdowało się wiele mniejszych kamieni stwarzając wrażenie nawarstwiającej się góry. Do tego sam owal pierścionka został upstrzony jakimiś niewielkimi zgrubieniami, które potęgowały cały efekt jaki wywoływał w niej widok tej błyskotki. A było to całkowite…
…obrzydzenie. Boże, w całym swoim życiu nie widziała bardziej brzydkiego i ohydnego krążka, który pysznił się swoim przepychem i bogactwem stwarzając wrażenie tandety.
- I jak ci się podoba?- Pytanie Oskara uzmysłowiło jej, że w końcu musi zmusić się do jakiejś reakcji, Ale jak mogła udawać choć cień zadowolenia skoro chciało jej się tylko płakać? Oczywiście nie chciała urazić narzeczonego, ale mimo wszystko takie paskudztwo? Nigdy nie podejrzewałaby Oskara o aż tak kompletnie absolutny brak gustu. Przecież miał wyczucie w kwestii ubioru czy zachowania a tu…całkowita porażka. Nakazując sobie spokój próbowała przygotować swoje usta do uśmiechu.
- No cóż , dziękuję. Jest…- Słowo piękny nie chciało jej przejść przez gardło.
-…wystarczająco krzykliwy i wielki taki jak chciałaś?
- Ty…- Dopiero teraz uniosła głowę i spojrzała na Oskara widząc jak prawie krztusi się ze śmiechu. I zrozumiała, że zrobił to specjalnie.- Idioto, celowo kupiłeś mi taki obrzydliwy pierścionek!
- Przecież o taki prosiłaś przed wyjazdem.
- To był żart i doskonale o tym wiedziałeś!
- A skąd miałem wiedzieć? „Ma być wielki i krzykliwy”. Powtórzyłaś to co najmniej dwa razy.
- A gdy każę ci zaadoptować lamparta to też się zgodzisz?! Albo dwadzieścia afrykańskich dzieci?! Albo poproszę o strzelbę myśliwską by odstrzelić ci łeb?!
- No cóż, legalna adopcja lampartów w Polsce jest niemożliwa, a dzieci zawsze możemy mieć swoje. Tylko musisz zrezygnować z punktu trzeciego na swojej liście, bo z kulką w głowie raczej ci się do niczego nie przydam.
- I jeszcze śmiesz żartować? W życiu nie włożę czegoś takiego na palec!
- Daj spokój, to najprawdziwsze diamenty. Wiesz ile kosztowało to cacko?
- Cacko? To wygląda jak tania podróbka!  Powiedz, że chciałeś tylko zabawić się moim kosztem i masz gdzieś prawdziwy pierścionek.
- Przykro mi.
- Oskar…
- Mówię prawdę.
- Jak mogłeś zrobić sobie żart w tak ważnej kwestii? To twój sposób na to bym nie zgodziła się na ślub?
- Przecież to tylko pierścionek. Po ślubie włożysz go do szuflady zmieniając na obrączkę.
- A zamiast obrączki dasz mi kapsel od Tymbarka?! Oszaleję przez ciebie. I przestań się śmiać, żartownisiu. Mam ochotę cię rozszarpać!
- Sylwia, ja…
- Jeszcze słowo i w ciebie nim rzucę, naprawdę. Więc radzę ci się zastanowić nad kolejnym żartem.
- Nie rzucaj, proszę.- Poprosił z ledwością hamując nad śmiechem.- Boże, nie sądziłem że aż tak się wściekniesz…Nie, nie podnoś ręki. To tylko żart!- Widząc, że dłoń Kukulskiej z powrotem opada na dół wraz z pierścionkiem kontynuował już bez krzyku:- Kupiłem go na straganie pod wpływem impulsu od jednego handlarza dobre cztery tygodnie temu. A że wyglądał na dość autentyczny postanowiłem go kupić by sprawdzić twoją reakcję, która pobiła moje najśmielsze oczekiwania.
- Więc…to nie jest prawdziwy pierścionek zaręczynowy?
- Ależ skąd. To żart, tak jak wcześniej sądziłaś. Poza tym gdybyś go wyjęła zorientowałabyś się że jest plastikowy. Więcej kosztowało mnie pudełko do niego niż sam krążek.
- Och…- Westchnęła od razu uspokojona, ale zaraz jej złość wróciła. Bo jak on śmiał tak z niej zakpić?- Nienawidzę cię.
- Nie znasz się na żartach i tyle.
- Ja się nie znam? Ja się nie znam na żartach? Jeszcze zobaczymy kto się nie zna na żartach!
- Gdzie ty idziesz?
- Wykąpać się. Bo mam do wyboru albo walnąć cię bardzo mocno w głowę albo stąd iść.
- Mogę iść z tobą?- Spytał jeszcze, ale gdy spojrzała na niego wzrokiem pełnym wściekłości skapitulował.- Okej, rozumiem że nie.- Mrugnął jeszcze. A po jej wyjściu znów na jego twarzy wykwitł uśmiech. W zasadzie to nie do końca rozumiał to całe poruszenie kobiet  z powodu pierścionka zaręczynowego. W końcu i tak najważniejsza jest obrączka. Poza tym przecież przyznał, że to żart a ona zamiast się cieszyć to się obraziła. - Ach, te kobiety.- Mrugnął do siebie.

***
Sylwia ostentacyjnie była zła na Oskara aż do wieczora. Nawet po powrocie Lucasa nie odzywała się do niego chyba że musiała. W zasadzie to ochłonęła na tyle by docenić żart swojego chłopaka, ale chciała go w jakiś sposób ukarać. A taki wydawał jej się być najlepszy.
Współlokator Lenarczyka dowiedziawszy się o przyczynach kłótni od samych zainteresowanych też nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Szczególnie gdy Sylwia poprosiła go o możliwość nocowania na sofie w salonie. Wtedy wtrącił się Oskar mówiąc po niemiecku, że to nie będzie konieczne. Sylwia domyślając się o co chodziło stanowczo oznajmiła że tego właśnie chce. Oskar odparł jej po polsku, żeby już dała spokój. I w te sposób kilka minut później zaciekle kłócili się rozmawiając w trzech językach (gdy Lucas próbował interweniować Oskar dorzucał jeszcze niemiecki). Koniec końców stanęło na zdaniu Sylwii. Oskar uznał, że skoro chce fundować sobie nieprzespaną noc na kanapie to jej sprawa. Dlatego po kolacji od razu poszedł do siebie ze złością słuchając dochodzących zza ściany głosów rozmowy Sylwii z Lucasem. Ufał im oboje, ale mimo wszystko to go złościło. Ile ona jeszcze zamierza się na niego gniewać?
Na szczęście rankiem wszystko wróciło do normy gdy po raz (setny?) ją przeprosił. Spędzili dzień razem, spacerując, zwiedzając i po prostu rozmawiając. Jeszcze z rana serwowała mu jakieś docinki, ale z każdą upływającą godziną zachowywała się tak jak dawniej. Tym bardziej, że miała nawet okazję spróbować niemieckiego piwa i musiała przyznać, że rzeczywiście jej smakowało. Oczywiście upiła tylko kilka łyków doskonale pamiętając jak skończyło się jej spicie się ostatnim razem. Oprócz tego skosztowała regionalnego przysmaku jakim była pieczona kiełbasa z sosem curry. I choć zazwyczaj nie przepadała za nią, również została mile zaskoczona.
Wieczorem Sylwia jeszcze podroczyła się z nim trochę odmawiając wspólnego spania, ale sofa wczoraj i tak dała jej się we znaki. Dlatego dziś dała sobie spokój z fochami. Poza tym zwyczajnie miło było zasypiać wtuloną w męskie ciało tuż przed rozmową odbytą szeptem. A tego dnia znów rozmawiali o przyszłości.
Kilka następnych dni minęło bardzo szybko. W czasie gdy Oskar pracował Sylwia najczęściej spacerowała udając rodowitą Niemkę, gotowała lub robiła zakupy. W ten sposób mogła odwdzięczyć się nie tylko jemu ale i Lucasowi za udostępnienie lokum. Musiała przyznać, że tej kwestii w ogóle wcześniej nie przemyślała. Poza tym cieszyła się, że kolejna osoba chwali jej talent kulinarny.

***
Miesiąc później Oskar na stałe wrócił do Polski. Kwestie mieszkaniowe ostatecznie rozwiązali w ten sposób, że Sylwia zamieszkała w jego mieszkaniu po babci, a on  swoim. I choć mówiła, że będzie mu płaciła za wynajem on zbywał to tylko śmiechem.
- Przecież i tak będziemy niedługo małżeństwem, więc to tak jakbym płacił sam sobie. – Argumentował.- A skoro to jedyna możliwość przekonania do siebie twojej mamy to jestem gotów zaakceptować oddzielne mieszkania.
- Oskar, mam prawie trzydzieści lat. Nie sądzisz, że jestem trochę za stara by wykonywać jej polecenia?
- Tak. Ale tu chodzi o mnie.
- To znaczy?
- To znaczy, że mam zamiar stać się idealnym zięciem.
- Przestań już.
- Mówię serio. Nie mam zamiaru stać się bohaterem tych wszystkich dowcipów o wrednych teściowych.
- Więc zamiast punktować u mnie wolisz to robić u niej.
- Ależ skąd, piekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Teoretycznie będziesz mieszkała w mieszkaniu po mojej babci. A praktycznie…praktycznie będziemy spędzać ze sobą po pracy każdą wolną chwilę. Przynajmniej dopóki mi się to nie znudzi, bo pewnie za jakiś czas znów będę miał cię dość.
- Ja znudzę się tobą wcześniej, więc możesz być spokojny…
Ich droczenie się i wzajemne docinki stały się nieodłączną częścią ich związku. Zwłaszcza w kwestii wesela. Gdy przy ustalaniu szczegółów zaczęli się kłócić przy właścicielce sali skończyło się na tym że Oskar wyszedł z pokoju. Wtedy kobieta niepewnie spytała ją, czy na pewno chcą się ze sobą związać. Sylwia wybuchła wtedy takim śmiechem, że wtedy już kobieta była pewna, że nie ma do czynienia z normalną parą. Postanowiła więc nie wnikać w motywy tej dwójki tylko podejść do tego czysto biznesowo. W końcu jej celem było urządzić udane wesele, to ile małżeństwo przetrwa nie było już dla niej problemem.
Sylwia doczekała się też pięknego pierścionka: tym razem nie był ani trochę krzykliwy ani ordynarny. Miał mały diamencik i sprawiał urocze wrażenie. W każdym razie sprawił, że kwestia tamten plastikowej tandety z Niemiec odeszła w niepamięć.
Zabawne też okazały się być nauki przedmałżeńskie. Poza wstępnymi krępującymi pytania: część wykładowa bardzo przypadła do gustu Sylwii. Oskarowi natomiast bardzo podobały się dyskusje w których żwawo uczestniczył. Czasami Kukulska musiała go uciszać by ksiądz do reszty ich nie znienawidził. Była pewna, że pod koniec kursu na jego twarzy ujrzała ulgę.
Dużym wsparciem była też dla niej Daria oraz- o dziwo- macocha Oskara. Z racji na swój dość zbliżony do siebie wiek w wielu kwestiach służyła jej poradą. Poza tym prawie zakochała się w małym Adrianie. Gdy na dworze zrobiło się ciepło, wybrali się kiedyś we trójkę razem z Oskarem i właśnie jego bratem do zoo. Malec co chwila radośnie popiskiwał  stronę zwierząt. Raz przeraziły go nie wiadomo czemu małe małpki. Sylwia uspokajając malca i trzymając go ramionach poczuła ogromny żal. Zatęskniła za swoim nienarodzonym dzieckiem, za tym kim mogłoby się stać. Czasami żałowała, że było na tyle małe iż nie poznała jeszcze płci. Innym razem uznawała to za błogosławieństwo. Bo wiedza, że urodziłaby córkę lub syna sprawiłaby że ta abstrakcja nabrałaby kształtów, że dziecko stałoby się jeszcze bardziej realne. A i tak mimo upływu miesięcy niezagojona rana w jej sercu wciąż dawała o sobie znać. Coraz rzadziej co prawda, ale wciąż z taką samą mocą.
- Już za trzy miesiące będziemy małżeństwem i stworzymy prawdziwą rodzinę.- Usłyszała skierowane do siebie słowa wypowiedziane przez Oskara. I nawet zanim spojrzała mu w oczy wiedziała, że jakimś cudem albo szóstym zmysłem wiedział co dzieje się w jej sercu. Uśmiechnęła się do niego lekko na tyle, na ile była  w stanie. Potem mocniej przytuliła małego szwagra.
- Kocham cię. – Szepnęła cicho w stronę Oskara poruszając tylko samymi wargami, ale wiedziała, że on i tak zrozumiał czego dowodem była jego odpowiedź.
- Ja też cię kocham.

EPILOG:

Trzy miesięcy później

Sylwia, ubrana w białą suknie, wciąż przeglądała się w lustrze. Za niecałą godzinę miała jechać do kościoła, a nie zamierzała zgodnie z obyczajem się spóźniać. Tym bardziej na własny ślub.
- Wyglądasz ślicznie, kochanie.- Pochwaliła ją mama. Kukulska uśmiechnęła się do Darii, która w tym dniu miała być jej druhną. Też się sobie podobała w tym dniu. Zwłaszcza, że włosy zdążyły odrosnąć i teraz zamiast wycieniowanych kosmyków miała na głowie zgrabną fryzurkę utworzoną ze splatających się ze sobą na czubku głowy warkoczy. Tylko grzywka pozostała spuszczona i trochę podkręcona tak jak drobne loczki wokół jej twarz zrobione z baby hair. Do tego makijaż i mogła poczuć się naprawdę piękna tak jak nigdy dotąd się nie czuła. Chociaż nie, pomyślała. Odkąd była z Oskarem on powtarzał jej to dosyć często aż w końcu uwierzyła, że tak jest. Bo nawet jeśli tylko on tak uważał, zdanie reszty się dla niej nie liczyło jeśli ten jedyny mówił że jest dla niego najpiękniejsza.
- Skoro już jesteś gotowa, to co zamierzasz teraz robić?- Spytała ją Daria.
- Odpoczywać.
- Wiedziałam, że wszystko precyzyjnie zaplanujesz.- Roześmiała się Drwęcka.- Ale mimo to powinnaś pozwolić przyszłemu mężusiowi trochę pocierpieć i się spóźnić. Przynajmniej kwadrans.
- Ta, i tak pocierpi że wyjdzie z kościoła i nie wróci przez następne pół godziny i to ja będę na niego czekać. Już ja go znam.
- Ależ co ty mówisz, Sylwia.- Zganiła ją dobrodusznie pani Kukulska.- Oskar jest odpowiedzianym mężczyzną.
- Jasne, takiego udaje przy tobie. Wiesz co mi kiedyś powiedział? Że pokochasz go jak syna. I że nie będzie ofiarą tych żartów o negatywnych stosunkach miedzy zięciem a teściową.
- Przecież to prawda. A co się tyczy was, to poznając go bliżej doszłam do wniosku, że nie mogłabyś sobie znaleźć nikogo lepszego.  Pasujecie do siebie jak ulał.
- Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie obraził, mamo.
- Sylwia…
- Niech pani nie zwraca na nią uwagi, pani Emilio. Jest po prostu zdenerwowana, a gdy tak jest plecie głupoty albo żartuje.
- Wcale nie.
- Więc po co wychodzisz za niego za mąż?- Spytała Drwęcka wymownie biorąc ręce pod boki.
- Jak to po co? Dla jego mieszkania: zawsze mi się podobało no i mam do niego sentyment. Poza tym jego ojciec jest bardzo bogaty, więc wszystko przejdzie na niego, a ten idiota uparł się że nie chce podpisywać intercyzy. No i przede wszystkim dlatego, że lubię go dręczyć.- Odparła Sylwia wzruszając ramionami. Potem patrząc szelmowsko na przyjaciółkę dodała cicho:- No i ma jeszcze jedną szczególną zaletę która objawia się wieczorami w łóżku. To znaczy głównie wieczorami. I głównie w łóżku.
- Co powiedziałaś?- Dopytywała się jej matka.
- Nic takiego.- Razem z Drwęcką się roześmiały.- Dziękuję za pomoc przy ubieraniu się.
- Nie ma za co.
- Aha, i właściwie możemy zadzwonić już po samochód. Jeśli mogą przyjechać wcześniej to…
- Sylwia.
- No co? Skoro mam siedzieć i denerwować się w domu to równie dobrze mogę robić to pod kościołem w samochodzie.
- Wcale nie. Zjawisz się szybciej niż Oskar. A została jeszcze godzina. Najwcześniej możemy wyjechać za pół godziny.
- Oszalałaś, Daria? Przecież podróż do kościoła zajmuje nam dwa kwadranse.
- No właśnie.
- Córeczko, twoja przyjaciółka ma rację. Posiedź tutaj albo w salonie. Włączę telewizor i coś obejrzymy. Niepotrzebnie zaczęłaś przygotowania tak szybko.
- Nie, wolę już zostać we własnym pokoju. Cos poczytam. Możecie mnie zostawić.- Kukulska wiedząc, że mają rację dała za wygraną.
- Mogę z tobą zostać, Kukułka.
- Nie, idź do Sebastiana. I tak zrzędził, że ukradłam mu cię na cały dzień.
- W takim razie lecę. Spotkamy się na miejscu.
- Tak.- Z nieco większym trudem Sylwia pozbyła się mamy i w końcu została sama. I choć gdy mówiła o pomyśle czytania książki wcale nie miała na to ochoty to po kilku minutach samotności chwyciła za książkę pierwszą z brzegu. Nie wiedziała co czyta, choć przewróciła już kilka stron i miała właśnie ja odłożyć gdy usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza okna. A potem męską twarz. Szeroko otworzyła oczy podchodząc do niego i otwierając gwałtownie.
- Pogięło cię? Co ty tu robisz?  Nie wiesz, że patrzenie na pannę młodą w dniu ślubu przynosi pecha?
- E tam. Nie jestem przesądny.- Odparł jej Oskar wspinając się po parapecie.- Stęskniłem się.
- Jesteś idiotą. –Jęknęła gdy zauważyła, że wchodził po starej drabinie. A co jeśli by z niej spadł?
- A ty bierzesz ze mną  ślub. Nie przemyślałaś tego, co?- Wbrew sobie się roześmiała. Spojrzała na przystojną twarz swojego przyszłego męża, którą kiedyś uważała tylko za atrakcyjną.  Ale w tym czarnym smokingu prezentował się nienagannie. Wiedząc, że złe i tak się stało podeszła do niego.
- Co z twoimi włosami?
- Nawet mi nie przypominaj. To wszystko przez Maćka.- W ciągu kilku następnych miesięcy po pogodzeniu się Sylwii i Oskara, Lenarczyk z Drwęckim na nowo stali się przyjaciółmi pomimo tego co zaszło pomiędzy całą ich trójką. W dniu ślubu miał być nawet świadkiem Oskara.- Kazał mi iść do fryzjera.
- Naprawdę?- Nie mogła powtrzymać śmiechu, bo zwykle utrzymane w nieładzie przydługie włosy Oskara teraz były gładko zaczesane do góry.
- Czuję się jak bohater filmu z lat osiemdziesiątych. Kojarzysz Johna Terawolta z tego musicalu…jaki to był tytuł? Możesz się nie śmiać? Skoro ty tak reagujesz to jak zareagują goście?- Nie odpowiedziała mu tylko usiadła ostrożnie na krześle by nie pognieść sukienki.
- Okaże się. A teraz już zmykaj.
- Dlaczego?
- Bo tak. Wyłaś przez to okno.
- Chcesz żebym się zabił?
- Skoro w nie wlazłeś to i z pewnością uda ci się wrócić tę samą drogą.
- Jesteś okropna. Ryzykowałem dla ciebie życiem.
- Nie błaznuj. Jeśli rozwiedziemy się po roku to będzie twoja wina.
- Serio jesteś taka przesądna? Więc masz coś niebieskiego, nowego i pożyczonego?
- Tak.- Odpowiedziała mu z lekką irytacją.
- Myślałem, że rozsądni ludzie do których ty należysz nie wierzą w takie brednie.
- Brednie czy nie, ale mimo to wolałabym żebyś stąd wyszedł.
- I gdzie masz, hm…te coś niebieskiego? I pozostałe?
- Wystarczy że mam.
- Musisz powiedzieć mi teraz, bo umrę z ciekawości.
- To sobie umieraj. A teraz spadaj.
- I co będziesz robiła przez tą godzinę?
- Pół, muszę jeszcze dojechać.
- No tak.- Spojrzał na książkę leżącą na sofie.- Co czytałaś?
- Nic takiego. Mógłbyś już iść?
- A dasz mi chociaż buziaka?
- Zaraz dam ci w twarz jak stąd nie wyjdziesz.
- Pomyśl o tym jak będę wyglądał z nabitym limem stojąc pod ołtarzem. I jak to wytłumaczysz?
- Że twoja zazdrosna kochanka nie chciała pogodzić się z twoją stratą. A teraz zjeżdżaj. I nie waż się spóźnić, bo jeśli dotrę do kościoła wcześniej od ciebie to zabiję cię przy ołtarzu.
- Tak przy księdzu?
- Oskar!
- Już idę.- Roześmiał się. Potem dodał:- Kocham cię.- To ją na chwilę rozczuliło.
- Ja ciebie też. A teraz już idź.- Dopiero po pięciu minutach udało jej się nakłonić go do wyjścia i to w ostatniej chwili, bo do jej pokoju weszła mama z pytaniem czy słyszała jakiś  głos. Sylwia udała głupią mówiąc, że rozmawiała przez telefon na głośniku. Pani Kukulska, trochę nieobeznana z nowinkami nowoczesnej nauki i telekomunikacji uwierzyła.
Godzinę później, Sylwia wchodziła do kościoła pod ramię ze swoim wujkiem który tego dnia zastępował jej rolę nieżyjącego ojca patrząc w roześmiane oczy Lenarczyka, który udawał że widzi ją po raz pierwszy tego dnia. Mimo wszystko ta jego absurdalna wizyta w jej pokoju miała pewien urok.
Cała uroczystość przebiegła właściwie tak jak sądziła z jednym małym szczegółem. Nie sądziła, że będzie czuła aż takie zdenerwowanie i rozczulenie wypowiadając za księdzem słowa przysięgi. Szczególnie, że Oskar patrzył jej prosto w oczy nie tak jak zwykle z błyskiem humoru, ale całkiem poważnie. A potem dotarło do niej, że jest już mężatką. Chwilę później Lenarczyk ją  pocałował przypieczętowując ich małżeństwo i wbrew protestom na rękach wyniósł z kościoła. A gdy szeptem kazała mu się postawić, miał czelność zażartować sobie z niej mówiąc, że w głębi ducha lubi takie teatralne gesty.
Naprawdę nie miała  pojęcia dlaczego za niego wyszła.
No dobra, może miało to coś wspólnego z jego poczuciem humoru albo czułością którą jej okazywał. Albo po prostu dlatego że przy niej był. I że odwzajemniał jej miłość. Z resztą, już jakiś czas temu przekonała się że miłość ma niewiele wspólnego z racjonalnością, więc w tych kwestiach daleko jej było od myślenia o związku w kategoriach rozsądku. Dlatego postanowiła cieszyć się świadomością, że na weselu otaczają ją znajomi i rodzina którzy cieszą się z ich szczęścia. Właściwie była bardzo zadowolona; tylko raz trochę się zezłościła gdy Oskar zatańczył z Zuzanną. W końcu doskonale pamiętała jak tamta pytała ją o pozwolenie na zawiązanie romansu z jej mężem. Może i teraz wiedziała, że Sylwia na to nie pozwoli, ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Dlatego gdy odwiedzali Lenarczyków to starała się by ta dwójka nie pozostawała razem. Oskar śmiał się z niej gdy to zauważył najwyraźniej uznając to za przejaw zazdrości. Ale ona nie powiedziała mu o tym co wyznała jej jego była dziewczyna gdy jeszcze była w ciąży. Postanowiła więc zrobić to teraz, bo nie mogła zdzierżyć jego śmiechu. Dlatego dyskretnie przydepnęła mu w tańcu stopę, a że miała sporą szpilkę to musiało go trochę zaboleć.
- Jej, nie miałem pojęcia że masz dwie lewe nogi.- Zażartował.- Gdybym to wiedział zabrałbym cię na lekcje tańca. Teraz całe wesele muszę się męczyć.
- Dobrze wiesz za co. Mówiłam prawdę o twojej macosze. Widocznie miałeś rację co do jej interesowności, bo pytała mnie o to czy może zawiązać z tobą romans.
- Kochanie, wiem o tym.
- Co?
- Zuza sama mi o tym powiedziała, bo zrobiła to tylko po to by mi pomóc.
- Jak to niby pomóc?- Prychnęła.
- Bo wiedziała co do ciebie czuję i jak się domyślam próbowała wywołać w tobie odzew.
- Odzew?
- No tak. Byś dostrzegła jakim jestem cudownym facetem. Zuza naprawdę kocha mojego ojca. Choć jeszcze kilka lat temu sądziłem, że jej zdrada zniszczy mi życie, to teraz wiem że po prostu była pisana mojemu ojcu. Tak jak ty mi.
- Serio?
- Tak.
- I nie masz nawet cienia żalu za to, że wam się nie udało?
- Jasne, że nie. To było siedem lat temu, Jaskółka.
- Ale jest piękna. I na dodatek kiedyś z tobą spała. Tak samo zresztą jak Olga. Gdy o tym myślę to złość budzi się we mnie samoistnie.
- Więc nie myśl.
- Łatwo ci mówić. Moi byli kochankowie nie są moimi macochami i przyjaciółkami.
- Sylwia, to już przeszłość. To z tobą się ożeniłem.- Choć mówił całkiem poważnym tonem, na jego twarzy błąkał się zarozumiały uśmieszek. Był wyraźnie zadowolony z jej reakcji, choć nic nie zamierzał z tym zrobić.
- Dupek.
- Więc co mam według ciebie zrobić? Unikać wizyt u ojca i nie spotykać się z Olgą?
- Na przykład.
- Przecież byliśmy na ich weselu. Widziałaś jak patrzy na swojego Huberta.
- Wiem, to całkowicie irracjonalne uczucie. Ale nie mogę się go pozbyć. To irytujące. Zwłaszcza, że to dzięki niej zdobyłam się na odwagę u się z tobą pogodzić.
- Dziś wieczorem przekonam cię w inny sposób.
- Kochany, już jest wieczór. Nie ruszymy się stąd do rana.
- Więc rano. Poranny seks też jest bardzo orzeźwiający, prawda?- Roześmiała się odpychając lekko jego ramię.
- Jesteś niepoważny.
- A ty to kochasz.
- Tak.- Przyznała całując go lekko w usta. Oskar nie dał jej tak łatwo odejść: przeniósł ręce z jej talii na twarz pogłębiając pocałunek i wsadzając jej język do ust.- Przestań ludzie patrzą.
- I dobrze, w końcu to nasze własne wesele. Choć prawdę mówiąc trochę się już napaliłem. Kiedy my w ogóle ostatnio ze sobą spaliśmy? Pół roku temu?
- Tylko miesiąc. I nie udawaj, że nie pamiętasz.
- Jakże mógłbym zapomnieć o twoim głupim pomyśle abstynencji.
- Bez przesady. I tak źle zaczęliśmy z tym romansem. Powinniśmy się najpierw poznać.
- Znaliśmy się parę ładnych lat zanim wskoczyłaś mi do łóżka.
- Ale była to dość luźna znajomość. Poza tym to bezczelnie kłamiesz, bo dosłownie rzecz biorąc wcale nie wskakiwałam ci do łóżka. Tylko rzuciłam luźną propozycję.
- Ale niedosłownie tak. To był twój pomysł, więc nigdy nie waż się mówić że cię okłamałem.- Żartobliwie pogroził jej palcem.
- Teraz kłamiesz, bo już to kiedyś zrobiłeś.
- Niby kiedy? To, że zataiłem co do ciebie czułem to było tylko niedopowiedzenie.
- Nie mówię o tym. Mówię o momencie, kiedy powiedziałeś mi, że mój książę z bajki nie istnieje i zanim trafię na tego właściwego mężczyznę muszę doświadczyć kilku niepowodzeń.- Słysząc te słowa Oskar szeroko się uśmiechnął choć jeszcze chwilę temu czuł się trochę zaniepokojony. A ta szelma tylko sobie z niego żartowała. I to na dodatek w tak cudowny sposób.
- To było bardzo słodkie i sentymentalne zarazem. A skoro już jesteśmy w takim nastroju to pamiętasz co ci mówiłem o jaskółkach?- Zastanawiała się chwilkę.
- Że są symbolem wolności i wysłannikiem dobrych nowin.
- Właśnie. I ty jesteś moją dobrą nowiną.- Tym razem roześmieli się oboje.
Maciek Drwęcki patrzył na to znad krawędzi stołu. Na jego ustach też błąkał się uśmieszek, tyle że delikatny, może nawet nieco melancholijny. Wolno sączył szampana zastanawiając się jak mógł być takim idiotą i wcześniej nie dostrzec wyjątkowości Sylwii.
To nie tak, że teraz nadal ją kochał i przyjaźnił się z nią i Oskarem byleby być bliżej niej. Po prostu nauczył się już akceptować jej wybór i się z nim pogodził. Stopniowo nawet zaczął się odkochiwać: co prawda od czasu gdy zaproponował Kukulskiej pocałunek ponad rok temu nie całował się ani nie spał z żadną inną dziewczyną, ale po latach częstego zmieniana partnerek uważał to za miłą odmianę. A przynajmniej wmawiał sobie, że tak jest i nie powoduje nim chęć nie zdradzenia Sylwii, do której przecież nie miał prawa, bo nigdy tak naprawdę nie była jego. Nie czekał też na dobry moment do odbicia jej gdy Lenarczykowi podwinęłaby się noga i ich związek przeżyłby kryzys. Bo po pierwsze ich miłość była tak namacalna że aż niemożliwa do zniknięcia, a po drugie nie chciał zranić żadnego z nich i zawieść pokładanego w nim zaufania. Było dobrze tak jak jest.
- Braciszku, a ty nie tańczysz?- Nie wiadomo skąd, z parkietu przyleciała zdyszana Daria. Spojrzał na swoją młodszą siostrzyczkę z czułością.
- Teraz trochę odpoczywam. Poza tym jakbyś nie zauważyła przyszedłem tutaj sam i nie mam parterki.
- Tylko z powodu własnego wyboru.- Odpowiedziała mu wyrywając kieliszek z ręki i upiła spory łyczek.
- Może. A gdzie ten twój ukochany?
- Sebek? Właśnie tańczy z jakąś tam swoją kuzynką której dawno nie widział.
- I ty to akceptujesz? Taka zazdrośnica jak ty?
- Już się z tego wyleczyłam. Spotykamy się już od prawie dwóch lat. A poza tym…-dodała z błyskiem w oku-…to dziewczyna jest przynajmniej dwadzieścia kilogramów ode mnie cięższa i o dziesięć lat starsza. Tak więc jak widzisz nie sądzę by mnie przebiła.
- Ja też nie.- Roześmiał się z jej przezorności. Prawdę mówiąc do tej pory trochę nie mógł się nadziwić trwałości jej związku z młodszym bratem Sylwii. Bo może i dwa lata nie robiłby różnicy gdy partnerka była młodsza, to jednak starsza już tak. Tym bardziej uwzględniając fakt, że faceci z natury byli o jakieś trzy lata mniej emocjonalnie dojrzali niż płeć piękna w tym samym wieku. Choć złośliwie musiał przyznać, że po Darii tego nie widać.- Ładnie razem wyglądają, co?
- Hm?
- No Oskar z Sylwią. Chyba naprawdę dobrali się jak w korcu maku.
- Tak. Przepięknie. Zwłaszcza ona. - Odpowiedział patrząc jak właśnie w tej chwili Lenarczyk szepcze coś Kukulskiej na ucho, a ta potem trochę zażenowana zdziela go po ramieniu. On nic sobie jednak z tego nie zrobił.
- Żałujesz?
- Czego?
- Tego, że przegapiłeś swoją szansę. W końcu Syla kochała cię całymi latami.- Słysząc to w jego umyśle zrodziło się pełne niedowierzania pytanie:
- Wiedziałaś o tym?
- Jasne, w końcu byłam jej przyjaciółką. Oczywiście Kukułka nigdy nie pisnęła mi na ten temat ani słowa, ale umiałam to wyczuć jako kobieta.
- Dlaczego więc mi tego nie powiedziałaś?- W jego pytaniu nie było wyrzutu do siostry, raczej autentyczna ciekawość.
- Naprawdę łudzisz się, że wtedy spojrzałbyś na nią inaczej? Przez długi czas byłeś bardzo niedojrzały, sam musisz to przyznać. I wiesz co by się stało gdybym ci powiedziała? Przestałbyś traktować ją jak kumpelę i całkowicie się odciął łamiąc jej serce. Poza tym z czasem miałam nadzieję, że to zauroczenie minęło.
- Masz rację, chyba wolę wierzyć że po prostu nie byliśmy sobie pisani.
- I o to chodzi braciszku. A teraz rusz te swoje cztery litery i chodź ze mną do Sebastiana. Może jednak ta kuzynka jest dla mnie pewną konkurencją.- Tym razem roześmiał się na całe gardło. Może i przegapił swoją wielką miłość, ale to co łączyło go z siostrą było tak samo cenne. Cieszył się, że ją ma. I przede wszystkim gorąco wierzył, że na niego też gdzieś tam czeka jego Sylwia Kukulska. A tej prawdziwej razem z Oskarem życzył bardzo dużo szczęścia. Bo w tej chwili i w tym momencie życia to po prostu nie był jego czas; to był czas happy endu Oskara i Sylwii. Uświadomił sobie też, że właściwie tak jest w każdej bajce: wszyscy żyją długo i szczęśliwie, tylko czy aby na pewno? Zakończenie jest szczęśliwe dla głównej pary, ale co Quasimodo tytułowym dzwonnikiem z Notre Dame albo Violet bohaterką Pentameronu? Losem złych sióstr Kopciuszka nikt się nie przejmuje, bo przecież były złe. Albo macochą z Królewny Śnieżki. A przecież one w życiu nie zgodziłyby się na takowe określenie ich losu. Maćkowi trochę głupio było porównywać się do fikcyjny postaci wyobraźni baśniopisarza, ale sens był przecież taki sam: to po prostu nie była jego bajka. On na swoją musi prawdopodobnie jeszcze zaczekać. I wznosząc toast za państwa młodych właśnie tak się pocieszał.
Bo wierzył, że ktoś kiedyś spojrzy na niego w tak samo pełen miłości sposób jak Sylwia na Oskara.


KONIEC

piątek, 16 grudnia 2016

Miłość jest bliżej niż myślisz, Część XIX: Wyjazd

Ta część właściwie jest początkiem końca, oczywiście szczęśliwego dla głównych bohaterów. Bo dla Maćka trochę mniej. I czytając komentarze pod ostatnim postem tak się zastanawiam czemu aż tak bardzo znielubiliście Maćka? Czyżbym przedstawiała go w aż tak tendencyjny sposób? A może chodzi po prostu o to, że to on jest tym trzecim? W każdym razie w związku z tym faktem w tej części postanowiłam poświęcić mu chwilę i troszkę "naprostować". Po przeczytaniu domyślicie się o co mi chodziło :)
PS: W zasadzie, choć nie całkiem, niektóre zachowania Maćka zapożyczyłam od mojego kolegi, który też był dość "dziany" i czasami o wypadzie za granicę w weekend mówił jak o wyjściu do sklepu na rogu, dlatego akurat to znałam z własnej autopsji :) Ale poza tym był bardzo sympatyczny i taki miał też być Maciek, ale chyba mi nie wyszło. No cóż, zobaczmy jakie będzie wasze zdanie po przeczytaniu tej części.
Buziaki. 

- Więc co, tak po prostu pojedziesz tam jakby dzisiaj nic między nami nie zaszło, tak?- Spytała sarkastycznie, ale gdy spojrzała mu w twarz zauważyła coś co wprawiło jej serce w ból.- Oskar, nie mów mi że chcesz jechać dzisiaj do Berlina.
- Jaskółka…
- Tak czy nie?
- Sylwia…
- Pytałam: tak czy nie?
- A jak ty to sobie do cholery wyobrażasz? Że tak po prostu nie pojadę wywiązać się z podpisanej umowy ze szpitalem? Że na kilka godzin przed odlotem zostawię wszystko by tu zostać?
- A więc to nic dla ciebie nie znaczyło? Tak naprawdę mówiłeś mi to co chciałam usłyszeć i skorzystałeś z okazji?
- Serio tak myślisz? Przecież cię kocham.
- Nic już nie wiem.
- Więc usiądź i spójrz na to racjonalnie. Muszę wypełnić swoje zobowiązanie. To nie jest moje widzimisię tylko coś co zgodziłem się zrobić potwierdzając to pisemnie.
- Na jak długo?
- Pół roku. Na tyle podpisałem umowę.- Nie dodał, że był o włos od zgody na kontrakt roczny, ale chyba jakaś opatrzność nad nim czuwała, bo w ostateczności zdecydował się na sześciomiesięczną współpracę.- Ale miałem zamiar przyjechać do domu na święta, teraz gdy wiem że będziesz na mnie czekać zrobię to wcześniej. Do tego będę często dzwonił jeśli będziesz chciała. I uwierz mi, że teraz z chęcią bym wszystko dla ciebie odwołał, ale po prostu nie mogę. W ten sposób zamknąłbym sobie wszystkie drzwi z zachodem, a dzięki współpracy z tamtejszym szpitalem wiele zyskałem. Wiesz, że badania które prowadziłem na potrzeby pracy dyplomowej przeprowadziłem na maszynach w Berlinie? W Polsce nie miałbym na to szansy. Do tego jeden z profesorów zawsze służył mi radą i był koordynatorem początkowej fazy projektu. Nie mogę teraz tak po prostu się na nich wypiąć.- Tłumaczył czując się coraz bardziej podle. Na dodatek ona miała spuszczony wzrok więc nic nie mógł wyczytać z jej oczu. Ale i tak wiedział, że czuje się zraniona. Dlatego kontynuował:- To wcale nie oznacza, że z ciebie rezygnuję bo teraz gdy znam twoje uczucia to nigdy tego nie zrobię. Tyle, że muszę wyjechać.- Gdy zamilkł przez długi czas towarzyszyła im cisza, bo Sylwia nic nie powiedziała. – Hej, powiedz coś wreszcie.- Zażądał gdy cisza zaczęła się przedłużać. Nie miał pojęcia co zrobiłby gdyby Sylwia postawiła mu ultimatum, choć najpewniej by został, ale wierzył że kochając go zrozumie jego poświęcenie. Tyle, że znając jej piekielny charakterek pewnie najpierw nieźle mu nawrzuca a potem może i wściekła odejdzie bez słowa. Ale koniec końców i tak od niego nie odejdzie. Za bardzo jej na nim zależało. Dlatego Oskar zdziwił się gdy zamiast wrzasków i pretensji z ust Kukulskiej wydobyły się zupełnie inne słowa, które wypowiedziała wolno siadając na łóżku:
- Kocham cię. Kocham cię tak jak sądziłam, że nigdy nie będę umiała pokochać. Tak bardzo, że na samą myśl o tym że wyjeżdżasz z kraju i możemy się nigdy nie zobaczyć czuję jak coś we mnie pęka. I chyba tak naprawdę nie czułam tego do Macieja; a nawet jeśli to tylko przez kilka początkowych miesięcy, bo nigdy nie miotałam się z nim tak jak z tobą. Nie targały mną sprzeczne emocje; nie chciałam go objąć i jednocześnie uderzyć tak jak ciebie teraz. Nie pragnęłam śmiać się i płakać nie martwiąc się o to jak wyglądam i czy rozmazał mi się makijaż. Nie bałam się, że gdy go stracę to stracę też część siebie. Nie tęskniłam za rozmowami z nim, dyskusjami czy nawet kłótniami. Nie roztapiałam się w jego ramionach tak jak w twoich nie mogąc powstrzymać przyspieszonego bicia serca i rodzącego się pożądania. I chyba nawet nigdy nie chciałam by odwzajemnił moje uczucie, bo gdy tylko to zrobił poczułam przerażenie.- Zamilkła na moment, bo nie mogła już dłużej znieść drżenia własnego głosu. Po chwili już kontynuowała:- Dzisiejsza noc była najpiękniejszą w moim życiu, i wcale nie przesadzam. Wcześniej też było nam wspaniale, ale dziś czułam się tak jakbym odzyskała coś co jak sądziłam już dawno straciłam. Bo nie miałam pojęcia, że możesz mnie kochać. A teraz ty tak po prostu po tym wszystkim mówisz mi, że wyjeżdżasz. Co mam na to odpowiedzieć? Że rozumiem? To chciałbyś usłyszeć? Wiem, że może tak powinno być: w końcu praktycznie w ostatniej chwili zebrałam się na odwagę ale to i tak…bardzo boli. Może to naiwne i nieco teatralne sądząc, że wszystko dla mnie rzucisz bo powiedziałam że cię kocham i ja to wiem, naprawdę. W końcu zdaję sobie sprawę jak ważną rolę w twoim życiu odgrywa neurochirurgia, a życie to nie żadna komedia romantyczna, ale mimo wszystko…ja…
- Jaskółka, choć do mnie.- Choć wcale nie miała zamiaru tego zrobić sam umościł się tuż przy niej na łóżku a potem mocno przytulił.- Jesteś na pierwszym miejscu w moim sercu. Dlatego jeśli teraz poprosisz mnie o to bym został to zostanę i nigdy nie będę miał do ciebie żadnej pretensji czy żalu.
- Akurat.- Prychnęła pociągając nosem.- Będziesz wypominał mi to przy każdej możliwej kłótni.- Słysząc to uśmiechnął się. Wszystko wskazywało na to, że ma się już lepiej skoro może żartować.
- Skąd. Podczas każdej kłótni będę ci tylko wypominał zadurzenie Drwęckim.
- Jesteś okropny.
- Wiem.- Roześmiał się. Zaraz jednak spoważniał.- Wiem też że bardzo cię kocham. Tak mocno, że to boli bo jeśli coś ci się stanie to tego nie przeżyję. I wiem, że mam masę wad, że czasami potrafię dopiec bez powodu, że mojego poczucia humoru nie można nawet uznać za sarkastyczne bo jest po prostu złośliwe. Nie potrafię też gotować i jestem zamknięty w sobie bo przez wiele lat żyłem praktycznie sam. I że to ja notorycznie dostarczałem ci stresu w czasie ciąży przez co tamtego dnia w mieszkaniu Drwęckiego…do tego krzyczałem, groziłem, a czasami nawet szydziłem nie pozwalając ci na poznanie o sobie najbardziej błahych faktów. Ale jeśli mi na to pozwolisz z przyjemnością będę ci to wynagradzał przez resztę życia. I zrobię to, ale dopiero po powrocie z Niemczech.
- I te wszystkie komplementy i pomniejszanie własnych zalet miały za zadanie mnie udobruchać i uzyskać zgodę na wyjazd?
- Nie, miały ci pokazać że chcę się zmienić, a właściwie że to dzięki tobie już zacząłem się zmieniać niezależnie jaką podejmiesz decyzję. Choć przyznam szczerze, że wciąż jestem trochę zazdrosny Maćka. Niepotrzebnie, wiem. Ale mimo to i tak nie mogę przestać się zastanawiać czy coś między wami zaszło, czy wciąż czujesz do niego jakąś słabość albo czy nagle nie zaczniesz jej czuć gdy będziemy razem.
- Nic między nami nie zaszło: od czasu naszego rozstania często się widywaliśmy, ale nic ponadto.- Sylwia postanowiła przemilczeć sprawę niefortunnego pocałunku z Maciejem na który się zgodziła, bo to nie wydawało się jej teraz ważne a z pewnością zraniłoby Oskara.- - Byłeś moim pierwszym mężczyzną, który skradł mi mój pierwszy pocałunek: całkiem dosłownie, a potem całą resztę łącznie z sercem. I wiem, że z nikim nie będzie mi tak dobrze jak z tobą, bo miłość do ciebie wypływa mi nawet uszami. Byłeś jedynym mężczyzną któremu pozwoliłam się kochać. Stąd wiem też, że moja słabość do Drwęckiego nigdy się nie powtórzy. Poza tym ja też mogę mieć taką obawę z twojej strony, nie sądzisz? Co jeśli nagle odżyje twoje uczucie do Olgi albo Zuzanny czy innej byłej dziewczyny?
- Musisz przyznać, że w twoim przypadku sprawa wygląda nieco inaczej.
- Wcale nie, to to samo. Dlatego musisz mi zaufać tak samo jak ja ufam tobie. A co do twoich wcześniejszych słów to wiedz, że kocham cię takim jakim jesteś i za twoje wady też. Tylko pamiętaj, że teraz możesz zawsze na mnie liczyć i powiedzieć, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej. Bo teraz nie jesteś już sam.
- Obiecuję, że to zrobię.- Zapewnił.
- Tylko jeśli chcesz.- Zastrzegła.- Choć nie ukrywam, że bardzo by mnie to cieszyło. Ja wiem o tobie tak mało a ty o mnie bardzo wiele.
- Więc powiem ci wszystko. O moim dzieciństwie, marzeniach, planach. O tym jak bardzo zawróciłaś mi w głowie i  jak mocno cię kocham.- Znów się w niego wtuliła wdychając ciepło jego skóry. Nie miała pojęcia dlaczego, ale jego dotyk przynosił jej ukojenie, sprawiał, że czuła się bezpieczna i kochana.
- Tęskniłam za tobą przez miniony miesiąc.- Mrugnęła.- Bardzo tęskniłam, zwłaszcza po poronieniu i chciałam byś odwiedził mnie w szpitalu. Sądziłam że obwiniasz mnie o stratę dziecka i nie chcesz mieć nic wspólnego. Nigdy bym nie podejrzewała, że wtedy ubzdurasz sobie iż nie będę chciała mieć z tobą nic wspólnego skoro nie łączy nas już dziecko.
- Jak mogłaś tak myśleć? Przecież dobrze wiedziałaś, że chcę z tobą być. Proponowałem ci nawet małżeństwo: oświadczyłem cię się i…
-…tylko z powodu ciąży.- Przerwała mu wyswobadzając się z jego ramion by móc spojrzeć mu w oczy.
- Wcale nie. Dziecko służyło mi tylko za wymówkę.
- Ale przecież to dlatego nie mogłam ich przyjąć. Sądziłam, że jestem dla ciebie zbędnym dodatkiem.
- Przecież odmówiłaś tak stanowczo już na samym początku, więc co miałem zrobić? Myślałem że sama myśl o tym cię mierzi, że nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego…
-…bo przestawiłeś to w taki sposób jakbym była dla ciebie niczym, jakby obchodziło cię tylko nasze dziecko. Do tego wydawałeś się być urażony tym, że wplątałam cię w ojcostwo. I jeszcze jednym tchem mówiąc o ślubie zaproponowałeś rozwód!
- Bo już nie wiedziałem jak mam cię przekonać. Już na samym początku chciałaś bym dał ci spokój do czasu aż dziecko się urodzi.
- Byłeś na mnie wściekły i wciąż warczałeś, więc uznałam że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego i wyświadczam ci przysługę no i…
-…ci, nie mów nic więcej.- Przerwał jej nakrywając jej usta swoim palcem. Potem szeroko się uśmiechnął.- Po prostu chyba oboje musimy przyznać, że zachowaliśmy się jak dzieci bojąc się zdradzić swoje uczucia. Ale mimo wszystko przepraszam cię.- Powiedział cicho mocno ją obejmując. Chwilę trwali w tym stanie wzajemnie delektując się własną bliskością aż w końcu Oskar ją delikatnie od siebie odsunął dodając:- I to nieprawda że zostawiłem cię samą gdy byłaś w szpitalu. Codziennie dzwoniłem pytając o twoje zdrowie i samopoczucie, przezwyciężając pokusę by cię nie odwiedzić choć dwa razy mi się to nie udało.
- To znaczy, że jednak mnie odwiedziłeś? W szpitalu?- Gdy przytaknął jej oczy rozbłysły.- Gdy spałam, prawda? Pamiętam, że gdy się obudziłam wydawało mi się, że czułam twój zapach.- Roześmiał się.
- Naprawdę?
- Tak. Choć potem czułam się jak paranoiczka.- Skomentowała to.- Kiedy byłeś w szpitalu jeszcze raz?- Tym razem jego uśmiech znikł.
- Wtedy gdy obejmowałaś się z Maćkiem. Wyglądaliście na bardzo zakochanych.
- A więc to dlatego. Myślałeś więc, że my…? Och Oskar,  dzień wcześniej tłumaczyłam Maćkowi, że nie możemy być razem, bo cię kocham. Trochę się pokłóciliśmy więc potem mnie przeprosił i kupił duży bukiet kwiatów. To nie był namiętny uścisk.
- Teraz to wiem, ale wtedy…sądziłem że ci się oświadczył. Zwłaszcza gdy przyszedł do mnie do domu oznajmiając, że chcecie być razem i abym się nie wpieprzał w wasz związek.
- Tak powiedział?
- Nie tak dosadnie, ale w gruncie rzeczy o to właśnie chodziło.
- A mi po odwiedzinach ciebie powiedział, że ty nie masz nic przeciwko temu by się ze mną związał. Skłamał?
- Nie, powiedział prawdę. Wybacz mi. Byłem wtedy wściekły. Chciałem cię odzyskać, ale wiedziałem że skoro Drwęcki też cię kocha to nie mam już u ciebie czego szukać. W końcu choć wcześniej cię nie kochał ty i tak wielbiłaś ziemię po której stąpał. Wolałem więc poddać się walkowerem niż mieć nikłe szanse na wygraną i narazić się na utratę wszystkiego.
- Ale przecież od początku miałeś duże szanse.
- Duże? Wciąż powtarzałaś, że kochasz Maćka. A gdy okazało się, że leży w szpitalu popędziłaś do niego bez wahania zostawiając mnie.
- Zrobiłabym to samo dla każdego mojego przyjaciela.
- A tamta bransoletka?
- Jaka bransoletka?
- Którą ci podarował na urodziny. Nie rozstawałaś się z nią nawet gdy mieliśmy jechać do moich rodziców.
- Oskar, to tylko zwykła bransoletka która pasowała mi akurat do sukienki.
- Ale pamiętam jak w mieszkaniu Sebastiana wpadła ci do kranu i kazałaś go rozebrać. Wiele dla ciebie znaczyła, bo była od niego. Powiedziałaś, że wystarczy ci tylko ona.
- Masz rację.- Zgodziła się po dłuższej chwili przypominając sobie, iż dawniej ta błyskotka była dla niej ważną pamiątką. I jednocześnie ją olśniło.- To dlatego wtedy w twoim rodzinnym domu kazałeś mi ją natychmiast wyrzucić.
- Tak.- Potwierdził lakonicznie.
- A ja cię przez to uważałam za niezrównoważonego.
- Co?
- Zacząłeś się na mnie wydzierać zaraz po przebudzeniu, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Skąd miałam wiedzieć że to pokaz zazdrości? Czekałam na pocałunek a nie na wrzaski. – Wydawał się być lekko urażony z powodu słowa jakim go określiła dlatego dodała gładząc go jednocześnie po policzku:- Od razu po wyjściu stąd i powrocie do domu ją wyrzucę.
- Nie musisz jeśli przysięgniesz mi, że kochasz i będziesz kochać zawsze tylko mnie.
- Przysięgam.- Obiecała tłumiąc śmiech słysząc tak teatralną formułkę.- Przysięgam na Boga, moją matkę i śniadanie które dzisiaj zjadłam.- Oboje jednocześnie parsknęli śmiechem.
- Też to pamiętasz?
- Jasne. Pamiętam wszystko co się z tobą wiąże, Oskar.- Roześmiała się mocno go obejmując.
- Co cię tak bawi?- Spytał. Uśmiechnęła się do niego z czułością.
-Wiesz, gdyby pięć lat temu ktoś powiedziałby mi zakocham się w pijanych studencie medycyny, który wymusił na mnie pocałunek nigdy bym mu nie uwierzyła.
- A ja gdybym wiedział, że teraz będę klęczał przed apodyktyczną złośnicą, która nosi w torebce apteczkę pierwszej pomocy, układa przyprawy zgodnie z alfabetem i robi listę nawet swoich rzeczy to pierzchnąłbym na drugi koniec świata. A tak? Pozostaje mi zrobić tylko jedno.- Dodał wywołując jej konsternację.
- Co ty robisz?
- Zgodnie z obietnicą klęczę. Przed tobą. I proszę byś została moją żoną. Tym razem nie z konieczności czy poczucia obowiązku, ale miłości gdybyś się jeszcze nie zorientowała. Nie słuchałaś mnie wcześniej?
- Słuchałam, ale…- Wzruszenie nie pozwoliło mówić jej dalej.
- Sylwio Kukulska, moja ukochana Jaskółko, tutaj w swoim byłym już domu rodzinnym biorąc sobie na światka tylko Boga proszę, a raczej błagam byś zechciała spędzić ze mną resztę swojego życia. Bym mógł cię kochać tak jak na to zasługujesz, bym mógł dać ci szczęście.  Obiecuję, że postaram się to zrobić z całych sił.
- Zapomniałeś dodać: „i nigdy więcej nie będę na ciebie krzyczał. A przynajmniej bez podawania powodu.- Zażądała.
- Jasne.
- Ani kpił z mojej dawnej urojonej miłości do Maćka.
- Ale to będzie świetna anegdotka dla przyszłych pokoleń.
- Oskar…
- Już dobrze, tylko żartuję: sam muszę jeszcze to przetrawić żeby tak do końca w to uwierzyć. A ty masz nigdy więcej nie ścinać włosów bez mojej zgody.
- Nie podobam ci się?
- Podobasz. Nawet bardzo. A zwłaszcza teraz z tym szczególnym błyskiem w oczach wyglądasz tak…- Miał zamiar dodać prowokacyjnie i bardzo seksownie, ale ugryzł się w język. Ta zadziorna fryzurka nadawała jej charakteru co w połączeniu z naturalną słodyczą dawało piorunującą mieszankę. Jakby jednocześnie kusiła i nie miała o tym pojęcia. Ale to nie była najlepsza pora by wyznawać, że samo jej spojrzenie sprawia że jego krew szybciej krąży w żyłach. Zwłaszcza, że wystarczyłoby gdyby ściągnął z niej ten bury koc a już mógłby delektować się jej widokiem.
- Jak?- Dopytywała, ale on tylko pokręcił głową.
- Nieważne. Lepiej odpowiedz na moje pytanie.
- Jakie pytanie?
- Wyobraź sobie że klęczę tu sobie od kilku minut w jakimś celu.- Odpowiedział z lekką irytacją trochę przesadzając z określeniem czasu. Bo klęczał przed nią dopiero od co najwyżej minuty. Słysząc jej śmiech irytacja tylko się nasiliła. Ale jej następne słowa sprawiły, że to wszystko przestało być istotne.
- Och, no tak. Oczywiście.
- „Oczywiście”?
- Tak, „oczywiście”. To jest moja odpowiedź na twoje pytanie, durniu.- Odparła rzucając mu się na szyję i sprawiając, że niemal stracił równowagę. Chwilę potem rzeczywiście ją stracił i oboje leżeli na podłodze śmiejąc się z własnej nieporadności.
- Trochę marne zakończenie tak kwiecistej mowy zaręczynowej, prawda?- Spytał z dobrze jej znaną kpiarską nutą.
- Tak. Nie popisałeś się.  Żaden z ciebie orator. Ale nie martw się: to się wytnie. Gdy nasze wnuki spytają o moment oświadczyn powiem o świecach, winie i masie kwiatów z gustowną muzyką i pierścionkiem z brylantem…a właśnie, a propos pierścionka…?
- Och, może być z tym mały problem.
- Głuptasie, przecież tylko żartowałam. Rozumiem, że nie masz go przy sobie.- Nawiązywała do tego, że przecież kilka tygodni temu kupił dla niej pierścionek, którego nie chciała przyjąć.
- Nie rozumiesz. Ja nie mam go w ogóle.
- Jak to?
- Widzisz…wyrzuciłem go.
- Dlaczego? Byłeś tak zły, że wtedy ci odmówiłam, że…
-…nie, nie wtedy. Miałem go jeszcze do niedawna. Do momentu odwiedzin w szpitalu gdy zobaczyłem cię z Maćkiem w szpitalu.
- I co zrobiłeś z tym pierścionkiem?
- Wyrzuciłem go do rzeki.
- Do rzeki? Cóż za strata. W takim razie będziesz mi musiał kupić nowy. A do tego czasu wycofuję swoją zgodę na ślub.
- Co?
- To co słyszałeś. Po głębszym namyśle uznałam że tak będzie rozsądniej.
- Nie rozumiem…
-  Chcę mieć piękny, krzykliwy pierścionek z wielkim kamieniem, który dasz mi po powrocie zza granicy.
- Więc do tego czasu nie będziemy oficjalnie zaręczeni? Żartujesz?
- Nie. A co jeśli poznasz tam kogoś kto spodoba ci się bardziej ode mnie?
- Chcesz mnie wkurzyć? Czy dać pole do popisu Maćkowi?
- Hej, jeszcze ci się nie znudziło powtarzanie jego imienia?
- To nie ja zakochałem się w Maćku.
- Maciek i Maciek, to jakieś twoje bóstwo?
- Nie przeciągaj struny.
- Ani ty. Bo pokłócimy się przed twoim wyjazdem na amen.
- Nie dziwota, skoro z tobą nie da się normalnie rozmawiać.
- Oho, więc lepiej przemyśl swoją propozycję małżeństwa.
- Zabiję cię kiedyś.
- I do tego groźby karalne. To nie najlepsza wróżba przyszłego wspólnego życia.- Poważnie pokręciła głową. Dopiero teraz Oskar prychnął rozbawiony całym tym absurdem. Kłócili się leżąc na podłodze, właściwie o coś mało istotnego. Bo przecież ona tu była. Jeśli chciałaby być z Maćkiem to by to zrobiła. Ale zamiast tego to z nim spędziła całą noc. A w przypadku takiej dziewczyny jak Sylwia Kukulska to znaczyło bardzo dużo. Tyle, że on wciąż był zazdrosny o Drwęckiego i nic nie mógł na to poradzić.
- Jestem idiotą.- Mrugnął w końcu ze śmiechem kręcąc głową.
- Potwierdzam.- Też się do niego uśmiechnęła.- Możesz mi powiedzieć jak doszedłeś do tak odkrywczych wniosków?
- Bo tylko ktoś niespełna umysłu może cię kochać.
- Co za cham.- Żachnęła się odpychając go i próbując wstać z podłogi. Powstrzymał ją łapiąc za rękę. W końcu mieli dla siebie jeszcze tak mało czasu, więc musiał jak najefektywniej go wykorzystać.
- Chodź do mnie.
- A w życiu! Muszę się ubrać.
- Chodź, opowiesz mi o wymarzonym pierścionku.
- Ma być wielki i krzykliwy, już mówiłam. Będziesz musiał się postarać i mi taki zamówić. I wydać na to wszystkie swoje pieniądze, bo nie zadowolę się byle czym.- Odparła z powodzeniem naśladując arogancki ton.
- To mój ojciec jest bogaty, ja jestem tylko biednym lekarzem. Poza tym musisz pamiętać o dodatkowej motywacji.
- Niby jakiej?
- O mieszkaniu po mojej babci, które tak bardzo ci się kiedyś podobało. Z tego co pamiętam bardzo chciałaś je mieć na własność. A to będzie mój prezent zaręczynowy dla ciebie.
- Hm, chyba masz rację.- Mrugnęła puszczając do niego oko doskonale wiedząc, że to ich forma żartu.- Tylko nie zapomnij wycofać go z agencji.
- Naprawdę tak ci się podoba?
- A tobie nie? Chciałabym tam zamieszkać.
- A co jeśli rodzina nam się…- Urwał zdając sobie sprawę, że nie powinien kończyć tego co powiedział. Ale ona i tak się domyśliła.
- Masz na myśli dzieci?
- Przepraszam, nie chciałem przypominać ci złych chwil.
- W porządku, już chyba powoli przebolałam tą stratę choć wciąż myśl o tym sprawia mi smutek. Wiesz, że nie miałam pojęcia jak sobie poradzę, ale gdy je straciłam to tak…tak jakbym straciła bliską mi osobę.
- Jeszcze będziemy mieli dzieci.
- To obietnica?- Zmusiła się do lekkiego żartu.
- Tak. Musimy mieć przynajmniej dwójkę.- On również starał się przybrać dobrą minę do złej gry.- Zawsze chciałem mieć wielu braci i nie wyobrażam sobie by nasze dziecko nie miało rodzeństwa.
- Ja marzyłam o siostrze, która pomogłaby mi ucywilizować trójkę moich braci.
- Po co? Przecież świetnie poradziłaś sobie z tym sama.
- Już zaczynasz mnie denerwować?
- Już zaczynam cię kochać.

***
Śniadanie w towarzystwie rodziców Oskara wprawiło Sylwię w lekkie zmieszanie. Zwłaszcza, że gdy przepraszała ten pajac z premedytacją wymieniał co jej żałośniejsze zachowanie zz wczoraj. Koniec końców nawet pan Grzegorz się nad nią zlitował rzucając mu potępiające spojrzenie, więc stwierdziła, że jego wczorajszą niechęć sobie wyobraziła.
Mimo to godzinę później pojechała z nim i państwem Lenarczyków wraz z małym Adrianem na lotnisko. Wciąż bolało ją to, że Oskar zostawi ją samą na kilka miesięcy, ale po upływie kilku godzin zrozumiała, że nie mógł zachować się inaczej. Co wcale nie znaczyło, że mniej ją kochał. Ani że ona by tego chciała. W końcu nie zakochała się w mężczyźnie, który w imię jakichś głupich dowodów miłości robiłby dla niej wszystko na skinienie palca, ale w złożonym, wrażliwym facecie, który dzięki swojemu uporowi stał się świetnym neurochirurgiem a swoją błyskotliwością przewyższał nawet ją. No dobra, tylko czasami. Bo wcale nie był taki idealny. Był wkurzający i lubił gdy się złościła (co sam jej zresztą kiedyś powiedział). Ale kochała go: odkąd sama to przed sobą przyznała coraz bardziej. Dlatego obiecała sobie, że dzielnie przetrwa tą rozłąkę. Może nawet dobrze im ona zrobi?
Tuż przed odprawą mieli dla siebie kilka ostatnich minut, których wspaniałomyślnie macocha Oskara w porozumieniu z jego ojcem nie chciała mu zabierać. Ale nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Tak mało sobie jeszcze wyjaśnili, tak wiele mieli do powiedzenia. I tak bardzo chcieli nacieszyć się sobą dłużej, ale teraz nie było na to czasu. Każde z nich żałowało faktu, że pojednali się dopiero teraz.
- Prawie jak deja vu, pamiętasz? Kiedyś też odprowadziłaś mnie na lotnisko przed wyjazdem.- Zaczął Oskar. A Sylwia zrozumiała, że teraz nie czas na żadne sentymenty. On chciał zakończyć to lekko, bez zbędnego melodramatyzm, żartem. Nie mogła więc teraz rozpłakać mu się w koszulę prosząc by jej nie zostawiał.
- Ale wtedy nie było przy tobie rodziców.
- Tak.
- I przebywałeś tam prawie trzykrotnie dłużej, choć też miałeś jechać na pół roku.
- Ale tym razem tak nie będzie.
- Jasne, że nie bo po sześciu miesiącach zatargam się za kołnierz do Polski.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. I dbaj o siebie.
- Ty też. Dzwoń kiedy tylko będziesz mogła.
- A ty odbierzesz nawet podczas dyżuru?
- Dla ciebie odbiorę nawet o trzeciej w nocy.
- Akurat.
- Wiesz, że już za tobą tęsknię? Nie myślałaś może nad tym by ze mną jechać?
- I co niby miałabym robić w Niemczech?
- Czekać na mnie tęskniąc w mieszkaniu.
- Chyba śnisz.
- Ale tu cię nic nie trzyma. Nie pracujesz już w PWG, nie wynajmujesz mieszkania…
- Ale znalazłam inną pracę. Poza tym przez ten czas wszystko sobie poukładam.
- Powiedz, naprawdę mnie kochasz i będziesz czekać po powrocie?
- Przecież ci już mówiłam.
- Ale chcę to usłyszeć jeszcze raz. Albo nawet i sto.
- Jesteś wariatem.- Zaśmiała się by ukryć smutek. Bo tak cudownie było przekomarzać się w ten sposób, móc wyrazić słowami to, co czuje serce po tak długim czasie. Kiedyś na takie samo zachowanie innych par wywracała oczami, a teraz po prostu nie mogła się od tego powstrzymać. Szkoda tylko, że mogą to robić jeszcze przez kilka minut.
- Hej, a co to za minka? Chyba nie będziesz płakać?
- To łzy szczęścia, że w końcu odjeżdżasz.- W odpowiedzi się do niej uśmiechnął, zaraz potem usłyszeli komunikat pospieszający pasażerów lotu do Berlina do wejścia nr 2.
- Chyba muszę już iść.- Mrugnął cicho. Potem wykorzystując ostatnie sekundy obdarzył ją przeciągłym pocałunkiem.
- Naprawdę cię kocham.- Wyszeptała z ustami przy jego wargach.- Nigdy w to nie wątp. I nigdy o tym nie zapominaj.
- Nie zapomnę.- Odpowiedział jeszcze wpatrując się w jej twarz przez długie sekundy, a potem wszedł do odpowiedniej bramki odprawy. Kilkanaście minut później siedział w samolocie. Zgodnie z zaleceniami stewardessy zamierzał wyłączyć telefon, ale zanim to zrobił odczytał jeszcze wiadomość : „Nie zapomniałeś?” Uśmiechnął się pod nosem. Zastanawiał się czy sam nie skazuje siebie na sześciomiesięczną mękę z dala od niej, ale teraz nic już nie mógł z tym zrobić. Pospiesznie odpisał: „Ty też nigdy nie zapominaj. Ani przez chwilę.” Potem odłożył telefon.

***
Sylwia przez całą drogę powrotną milczała z trudem powściągając łzy. Była zła na siebie i na Oskara za to, że sami byli winni swojemu rozstaniu. Przecież nie byli nastolatkami by bać się być tą stroną która pierwsza wyraża uczucie a jednak żadne z nich nie zareagowało. Teraz, z perspektywy czasu, Sylwia zastanawiała się co za opatrzność losu postawiła jej na drodze Olgę. Bo gdyby nie ona nie poszłaby do domu Lenarczyka. I nie pogodziliby się przez wyjazdem. Ani niejako nie zaręczyli. Do tej pory czuła radość spowodowaną faktem, że uklęknął przed nią bez żadnego zastanowienia. Kochał ją bezwarunkowo i nie musiał dodatkowo poznawać czy czekać. Ona miała zresztą tak samo.
- Gdzieś ty do cholery była?!- Tym okrzykiem przywitała ją strapiona Daria już od progu mieszkania brata. Dzięki temu Sylwia zeszła z bujania w obłokach na ziemię.
- Przepraszam, że tak wyszłam bez słowa. Ale musiałam.
- Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało?- Drwęcka podbiegła do niej dotykając pospiesznie twarzy Kukulskiej, a potem jej ramion. Wtedy Sylwia ze śmiechem zdjęła z siebie jej ręce.
- Przestań, nic mi nie jest.
- Ale gdzie byłaś?
- Pojechałam do domu Oskara.
- Boże, żartujesz?
- Nie. I powiem ci, że się z nim pogodziłam. Powiedziałam, że go kocham a on...- Sylwia urwała znów czując łzy w oczach spowodowane nieoczekiwanym szczęściem którego wciąż jeszcze nie przetrawiła.
- Jak cię zwymyślam to jak Boga kocham powyrywam mu golenie z…
- …nie, nie rozumiesz. On też mnie kocha.
- Co? Matko, więc chcesz powiedzieć że spędziłaś z nim tę noc?!- Jedyną odpowiedzią było kiwnięcie głową Sylwii.- W takim razie się cieszę, chyba. Ale zaraz muszę zadzwonić do Maćka, szuka cię po mieście jak szalony.
- Naprawdę?
- A czego się spodziewałaś? Byłaś napruta w trzy dupy, bez dokumentów i pieniędzy. Komórki też nie wzięłaś więc nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteś. Szukaliśmy cię pod klubem do szóstej nad ranem licząc że jednak tam wrócisz. Potem Maciek kazał mi wrócić do mieszkania gdybyś jednak zjawiła się tutaj. On sam został z Sebastianem który obdzwonił swój dom, twoją koleżankę z pracy i dwa inne numery z byłej pracy, które znalazł zapisane w twoim telefonie łącznie z kilkunastoma innymi.
- O Boże…
- Masz pojęcia jakiego w ogóle napędziłaś nam stracha? Jakoś nikt nie wpadł na to, że mogłaś wybrać się do Oskara.
- Naprawdę mi przykro.
- No nic. Jeszcze ci ponarzekam, ale najważniejsze że wszystko dobrze się skończyło. A teraz siadaj tutaj a ja oznajmię chłopakom, że już wszystko w porządku.
- Chyba będą na mnie bardzo źli, co?- Potwierdzeniem tej informacji było wymowne milczenie Darii.
Mimo wszystko po kilkunastominutowej przemowie o nieodpowiedzialności  i przynajmniej dziesięciu czarnych scenariuszach o tym co niby mogło się stać samotnej, młodej i przede wszystkim pijanej dziewczynie na ulicach Warszawy, gdy zrozumiała że udając pokorę zyskuje więcej, tylko im przytakiwała. Chyba to ich usatysfakcjonowało, bo Sebastian oznajmił, że wraca do siebie się przespać przesadnie podkreślając że przez swoją siostrzyczkę się nie wyspał, a Maciek zainteresował się w końcu tym gdzie była. Choć wiedziała, że go tym zrani wyznała mu wszystko.
- A więc jednak cię kocha.- Skwitował to tylko siedząc na kanapie obok niej. Daria w łazience brała prysznic.- Nigdy bym się tego nie domyślił. Myślałem, że niczym romantyczny bohater potrafi kochać tylko Zuzannę.
- I dlatego o romantycznych bohaterach najlepiej czyta się w książkach. Tak naprawdę to dość cyniczne, ale żaden związek nie jest niezastąpiony i w określonych okolicznościach można zakochać się jeszcze raz.
- Więc…gdy usunę z drogi Oskara dasz mi szansę? Spokojnie, to tylko żart: nie patrz tak na mnie. I nie musisz czuć się niezręcznie. To chyba ja powinienem się tak czuć, prawda?
- Przykro mi że przeze mnie…to znaczy nie chciałam i…
- Ciii.- Nakrył jej usta palcem.- Nie musisz mówić nic więcej. Nie powiem, jestem cholernie rozczarowany ale miło widzieć cię tak rozpromienioną. Znów jesteś taka jak dawniej mimo cierpienia jakie na ciebie spadło.- Nie musiał wyjaśniać, że chodzi mu o jej poronienie.- Szkoda, że dzięki niemu ale liczą się efekty a nie środki, prawda?
- Maciej…
- Mogę jeszcze prosić cię o coś jeszcze? Żeby to oficjalnie zakończyć?
- Yhm.- Mrugnęła nieśmiało, bo teraz jego palec z jej ust zawędrował na jej policzek.
- Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, ale to po prostu silniejsze ode mnie. Chyba naprawdę jestem słaby, bo teraz mam ochotę prosić cię jednak o to byś przez te pół roku pozwoliła mi jeszcze spróbować przekonać się, że ja też mogę dać ci szczęście. Nic przecież nie ryzykujesz: Oskar się o tym nie dowie a ty będziesz pewna tego co czujesz i z kim chcesz być, prawda?
- Maciej, ja…
- Wiem, już wybrałaś. Dlatego nie poproszę o to: wspomniałem że chciałem, ale tego nie zrobię.- Powiedział uśmiechając się do niej w rozbrajający sposób. Kiedyś kochała w nim ten uśmiech, teraz widząc go zrobiło jej się jeszcze bardziej go żal. Jak ona mogła doprowadzić go do takiego stanu? Jakim cudem udało jej się w końcu go w sobie rozkochać? Próbowała wmówić sobie, że to tylko zmęczenie: w końcu przez całą noc jej szukał nie zmrużając oka, ale mimo wszystko ten smutek w oczach był prawdziwy.- Ale w zamian za to…w zamian za to proszę o jeden pocałunek.- Odruchowo drgnęła słysząc to z trudem powstrzymując się przed wstaniem z kanapy.- Wiem, że to wiele ale mnie pomoże zniwelować mój ból i przynieść ukojenie. Nie musisz nawet na niego odpowiadać. Zrobisz to dla mnie? Po raz ostatni? Obiecuję, że potem nigdy więcej do tego nie wrócimy.- Sylwia spuściła głowę nie mając pojęcia co zrobić. Nie chciała zdradzać w ten sposób Oskara, ale jednocześnie bardzo było jej żal Maćka. Dodatkowo była pewna, że on nie wykorzysta tego przeciwko niej i nigdy nawet nie zasugeruje Oskarowi że coś takiego między nimi się stało, ale mimo wszystko…Mimo wszystko nie chciała tego. I tak wyrzucała sobie to, że przemilczała przed Lenarczykiem ich pierwszy z Maćkiem pocałunek. Teraz miałaby godzić się na drugi? Tyle, że on patrzył na nią w ten sposób…
- Dobrze.- Usłyszała swój własny głos, więc teraz nie było momentu odwrotu. Ale całe jej ciało się spięło jak w oczekiwaniu na coś bardzo nieprzyjemnego. Poczuła wyrzuty sumienia. Przecież to był jej Maciek: Maciek którego kochała przez kilka dobrych lat swojego życia, jej przyjaciel i powiernik. Czemu więc nie może dać mu nawet tego? Dlatego teraz nieśmiało wyciągnęła dłoń dotykając jego policzka, którego gładkość była zupełnie różna od pociągającej szorstkości Oskara. Teraz jednak starała się o tym nie myśleć, gdy wolno nachyliła się nad Maciejem. On również pochylił głowę, ale gdy już spodziewała się że dotknie wargami jej ust, jego twarz opadła lekko w bok. Poczuła jego oddech na szyi niedaleko ucha. Czekała na ciąg dalszy, ale Maciek nie zrobił nic ponad to. Potem odsunął się od niej z uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego…? Myślałam, że…że chciałeś…
- Bo chciałem. Ale nie chcę robić tego Oskarowi.- Mówiąc to wstał z sofy. Potem dotknął delikatnie jej grzywki strącając zbłąkany kosmyk.- I pamiętaj: nigdy nie pozwól wykorzystywać twojej wrodzonej empatii zwłaszcza wobec osobników takich jak ja żerujących na twojej litości i małej asertywności.
- Nie żerowałeś na mojej litości.- Powiedziała. Potem również wstała z kanapy. Zrobiła dwa kroki w przód zbliżając się do niego i wpatrując prosto w oczy.- Chciałam dać ci ten pocałunek. – Dodała.- Potem położyła dłonie na ramionach i cmoknęła w policzek.- Ale chyba tak będzie dla ciebie łatwiej: wiem to z doświadczenia.- Roześmiał się cicho chwytając jej dłoń. Potem przyciągnął ją do swoich ust.
- Oskar jest prawdziwym szczęściarzem i jeśli kiedykolwiek o tym zapomni to bez skrupułów skręcę mu kark.
- Poinformuję go o tej groźbie.- Odparła z uśmiechem. Potem delikatnie wyswobodziła rękę.
- Pójdę już.
- Nie, to ja już pójdę. To twoje mieszkanie.
- Musisz odpocząć i coś zjeść. Poza tym z tego co widzę niewiele tej nocy spałaś.- Jej jedyną odpowiedzią były rumieńce na policzkach.- Ja prześpię się w jakimś hotelu. Do zobaczenia.- Dodał jeszcze, a potem skierował się na korytarz. Sylwia przez moment stała w bezruchu, ale po kilkunastu sekundach gdy już wychodził z salonu zawołała z wahaniem:
- Maciek?
- Tak?
- Mówiłeś, że oboje nie będziemy nigdy więcej wspominać o tej rozmowie i tym co tu się stało prawda?
- Chyba tak.
- Więc…więc zanim to się stanie chcę powiedzieć coś jeszcze.- Odezwała się cicho. Potem wzięła głęboki wdech kontynuując:- Nie podsycaj w sobie tego. Nie wmawiaj sobie, że to co do mnie czujesz jest wieczne tak jak ja to robiłam, bo wtedy twoje cierpienie będzie jeszcze większe i dłuższe. Czasami...czasami miłość jest bliżej niż myślisz.
- Bliżej niż myślisz, zapamiętam.- Mrugnął jeszcze. Dopiero potem wyszedł.
Daria obserwowała to wszystko stojąc w progu salonu. Żadne z nich nawet nie zwróciło uwagi na fakt, że wychodząc z łazienki ma doskonały widok na kanapę. A że akurat usłyszała prośbę swojego brata którą kierował do Sylwii zatrzymała się w progu. Potem gdy oboje wyszli z pokoju stanęła za nimi. Jej brat tak uporczywie wpatrywał się w Kukulską że nawet nie spostrzegł, że tuż za nią widnieje jej cień.
Teraz jednak korzystając z bezruchu przyjaciółki wróciła do swojego pokoju ze łzami w oczach. Boże, nie miała pojęcia, że jej brat kocha Sylwię. I to tak mocno. To było tak bardzo niesprawiedliwie, że kiedy w końcu prawdziwie się zakochał trafił na kobietę która była przeznaczona komuś innemu. Gdyby nie była nią Kukułka z miejsca by ją znienawidziła a tak po prostu nie mogła. Nawet dzisiaj. Była gotowa na pocałunek tylko po to by ulżyć jej bratu w cierpieniu, tylko dlatego że ją o to prosił. A w swoich ostatnich słowach nie była obłudna. Nie chełpiła się tym, że w końcu udało jej się rozkochać w sobie Maćka. Nie czuła też do niego z tego powodu urazy, bo przecież nieświadomie skazał ją na mękę nieodwzajemnionej miłości Nawet teraz, gdy w końcu uzmysłowiła sobie że się z niego wyleczyła, starała się mu pomóc. Miłość jest bliżej niż myślisz, powiedziała. Bliżej niż myślisz…

***
Przez kilka następnych tygodni Sylwii udało się nawet polubić swoją pracę. Chyba jej nastrój ducha sprawiał, że była przekonująca w swoich działaniach, bo jej konserwatywni zwierzchnicy wreszcie przestali traktować ją jak młodą nieznającą się na swoim fachu smarkulę, która chciałaby rządzić czymś o czym nie ma zielonego pojęcia. Dali się nawet przekonać do jej pomysłu zmodyfikowania jednego z opakowań produktu dzięki czemu okazał się on i tańszy, i bardziej chwytliwy marketingowo. Na razie, po tak krótkim czasie ciężko było mówić o wzroście sprzedaży: mógł to być tylko chwilowy trend zwyżkowy, ale i tak bardzo się z tego cieszyła. Nawet ze szczegółami opisała to w jednym z listów do Oskara…
W zasadzie to ten pomysł komunikacji powstał zupełnie przypadkiem: przez dwa pierwsze tygodnie rozłąki wymieniali wiadomości e-mail, dzwonili do siebie czy SMS-owali. Ale będąc w pracy, któregoś dnia przy śniadaniu po prostu wyciągnęła kartkę i zaczęła pisać do niego z myślą, iż potem przepisze to na komputerze. Tyle, że zmęczona po prostu przeskanowała list i tak jako załącznik wrzuciła jako załącznik do skrzynki. Oskar odpowiedział jej w taki sam sposób, a potem stało się to już ich zwyczajem. Poza tym wydawało jej się bardziej osobiste. Charakter pisma, małe serduszko które narysował z boku kartki czy przekreślone zdanie…to wszystko mówiło o tym ile trudu wkłada w każde słowo, jak bardzo jest ono przemyślane. Czasami w niektórych momentach, widząc mocniejszy nacisk długopisu lub małą rozmazaną kropkę, potrafiła wyczuć które zdanie napisał szybciej a nad którym rozmyślał bardziej. Albo gdzie zrobił sobie przerwę. No i mogła go wydrukować wyobrażając sobie, że jest prawdziwym listem dostarczonym przez listonosza z innego kraju. Bo w pewien sposób był. Tyle, że nie musieli czekać na niego tygodniami.
Pisanie listów dużo im dało. To ciekawe, że w liście potrafiła otworzyć się bardziej, przelewając na papier cały swój smutek i żal czy wściekłość nie martwiąc się o to jak zostanie odebrana. Nie musząc się powstrzymywać od tego czego nie odważyłaby mu się powiedzieć podczas rozmowy telefonicznej. Nawet nie dlatego, że się bała, ale że zwyczajnie było to zbyt trudne. Na przykład utrata dziecka. Pisząc do niego o tym jak bardzo było jej żal tej nienarodzonej istotki i tak nie mogła powstrzymać się od płaczu, ale mimo wszystko po krótkiej przerwie wracała do pisania. I z każdym słowem było coraz łatwiej. Mówiąc mu to w twarz nie dałaby rady tego zrobić. Albo o tym jak zabolał ją fakt, że tak po prostu urwał z nią kontakt kiedy było jej bardzo trudno, gdy liczyła na jego wsparcie. Oczywiście jeszcze przed wyjazdem mu to wybaczyła, ale mimo wszystko jakaś lekka uraza pozostała którą dzięki korespondencji stopniowo udało się wyeliminować.
Z kolei z jego listów bardzo wiele dowiedziała się o jego dzieciństwie, bólu jaki spowodowała śmierć matki a potem brata, poznała szczegóły związku i rozstania  z Zuzanną. Również wiedziała, że na żywo bardzo trudno byłoby mu o tym mówić, mógłby się krygować bojąc się że ją zrani. I rzeczywiście trudno było czytać ten fragment o tym, jak opisywał swoją miłość do niej, ale jednocześnie wiedziała że musi to wiedzieć. Musi, bo dzięki temu tym bardziej doceniła fakt jego przebaczenia zarówno ojcu jak i swojej macosze. Nie mogła się tylko przełamać co to jednej kwestii: w sprawie powiedzenia mu o niemoralnej propozycji jaką chciała zrobić mu macocha. On już wierzył w to, że szczerze kocha jego ojca, ona poza tym też wydawała się Sylwii szczęśliwa z Grzegorzem, więc o co tak naprawdę chodziło? No i przecież gdy mimo upicia się poczuła zażenowanie faktem, że odwiedziła obcych sobie ludzi w nocy chcąc odejść bez słowa rozmowy z Oskarem tamta zachęciła ją do tego. Powiedziała, że on i tak bardzo dużo przez nią wycierpiał. Wtedy nie zwróciła na to uwagi, ale teraz to dawało jej do myślenia. Po namyśle uznała zachowanie Zuzanny za nieprzemyślany wybryk: po prostu nie widziała Oskara wiele lat i może przez moment wydawało jej się, że coś do niego czuje. W końcu był synem jej męża i mężczyzną z którym się kiedyś spotykała. To logiczne że byłe wspomnienia mogły odżyć. Ale Sylwia obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści by tak się stało. Kochała Oskara za bardzo, dzięki listom wielokrotnie bardziej niż przedtem. Czasami parokrotnie czytała te w których opisywał ze szczegółami śmieszną przygodę ze swoim zmarłym bratem Adrianem czy nawet…Maćkiem. To było tak niespodziewane, że dopiero z którymś z kolei listem zdała sobie sprawę, że nie „opieprza” jej za wspominanie o Maćku. (Na przykład podczas jednej z rozmów telefonicznych akurat spotkała go w jednej z galerii i poszli razem na ciastko. I dzwoniący Oskar usłyszał jego głos wypominając jej ten fakt przez parę następnych tygodni. Przekonała go dopiero wtedy gdy na dużej kartce A2 małym maczkiem wypisała wiele setek- a może nawet i tysięcy- razy słowa: Kocham się Oskar. Wtedy zaczął ją opieprzać za marnowanie czasu na głupoty dzwoniąc do niej i mówiąc, że wystarczyłoby z powodzeniem żeby powiedziała mu to teraz podczas rozmowy a nie męczyła się nad tym pół nocy niedosypiając.). Wracając do wcześniejszych listów spostrzegła, że po raz pierwszy użył wobec Maćka określenia: mój były przyjaciel ze szkoły, potem mój kolega a potem po prostu użył imienia Maćka. Ucieszyło ją to, bo znaczyło, iż ta kwestia w ogóle nie zaprząta mu głowy.
Sylwia rozczarowała się, gdy mimo wcześniejszych zapewnień Oskarowi nie udało się przyjechać do Warszawy na tydzień w listopadzie jak to miał w zamiarze. Oznajmił, że ma tylko wolne trzy dni i przedstawił jej plan tak nierealny (m.in. po nocnej przeprawie i locie samolotem miał od razu iść na dyżur), że zapewniła go by jednak darował sobie przyjazd który zamiast sprawić mu przyjemność, tylko go wykończy. Zamiast tego długo rozmawiali (Pół soboty przesiedziała na video-czacie z Oskarem, co doprowadziło jej mamę do szału. Wciąż czuła lekką urazę do Lenarczyka, przez którego jej ukochana córeczka cierpiała. Poza tym nigdy go właściwie nie poznała, a z peanów które wyśpiewywała na jego część Sylwia, niczego konkretnego się nie dowiedziała. Sebastian zresztą też niewiele jej powiedział: ograniczył się tylko do ogólnika: mamo, on jest naprawdę spoko, przekonasz się jak go poznasz. Tyle, że on się jakoś do tego nie kwapił przebywając za granicą. Pani Kukulskiej wcale nie uspokajały te długie rozmowy telefoniczne czy listy: w końcu w dzisiejszych czasach zarówno mężczyźni jak i kobiety potrafią zachowywać się jak kawał drani i nieczułych manipulatorek. Skąd miała wiedzieć, że ten cały Oskar taki nie jest?) przez kilka godzin nie przerywając nawet na przerwę na obiad.
Z racji faktu, iż odwiedziny się nie udały Sylwia tym bardziej czekała na powrót Oskara w święta. Wiedziała, że zostanie z nią aż do nowego roku, na co już się cieszyła. Potem zostawał jej jeszcze styczeń i luty. W marcu będzie go miała już z powrotem. I w tym przypadku jednak plany pokrzyżował im zwyczajny pech: już z lotniska Oskar zadzwonił do niej informując o opóźnieniach w odlotach samolotów; potem o ich odwołaniu z powodu śnieżnej zawieruchy. Sylwii było przykro gdy siedząc przy wigilijnym stole wyobrażała sobie, że on spędza czas zupełnie sam na jakimś nieogrzewanym lotnisku w Niemczech. Mimo wszystko starała się nie psuć nastroju mamie oraz swoim kuzynom, którzy zgodzili się przyjąć ich zaproszenie na święta. Także jej dwójka młodszych braci świętowała razem z nią; Sebastian wraz z Darią postawili na nowoczesność świętując Boże Narodzenie w tropikach. Maciek natomiast nie przyjął jej zaproszenia, co właściwie wcale jej nie zaskoczyło.
Wieczorem, już w piżamie wpatrywała się w spadające wciąż płatki śniegu. Naprawdę zima zapowiadała się naprawdę śnieżnie. Nawet tutaj w Polsce padało, więc w sąsiednim kraju jakim były Niemcy z pewnością…
Zmarszczyła nos słysząc pukanie do drzwi. Kto w taką zawieruchę i na dodatek późny wieczór, żeby nie powiedzieć bardzo późny puka do ich drzwi? Czyżby po raz pierwszy dodatkowe nakrycie miało się przydać nawet jeśli było już po wigilii? Sylwia w oczekiwaniu delikatnie uchyliła drzwi do swojego pokoju nie chcąc wychodzić na bosaka i w samej koszulce. Zaraz potem usłyszała jak jej mama (która mimo jej zapewnień że sprzątną po kolacji jutro z samego rana nie dała się przekonać) zmierza ku drzwiom w które wciąż ktoś pukał. Potem nastąpił trzask otwieranego zamka i…
- Dzień dobry…to znaczy dobry wieczór. Bardzo przepraszam, że tak późno ale…- Sylwia nie czekała ani chwili dłużej. Bo doskonale znała ten głos. I kochała. Tak samo jak jego właściciela. Dlatego teraz kompletnie nie przejmując się swoim wyglądem wybiegła z pokoju zatrzymując się dopiero na Oskarze, którego mocno objęła. On, początkowo zaniepokojony tym niespodziewanym atakiem cały się spiął, ale już po chwili odwzajemniał jej objęcia.
- Sylwia jestem cały w śniegu, będziesz cała mokra…- Powiedział trochę drżącym głosem. Wtedy rzeczywiście poczuła, że przyjmuje od niego całe zimno. I że skonsternowana mama wciąż na nich patrzy.
- To Oskar, mamo.
- Zdążyłam się domyślić.
- O Boże, przecież ty jesteś cały przemarznięty.- Krzyknęła patrząc na jego sine usta. Potem dotknęła dłonią jego ręki a potem policzka.- Zdejmij ten płaszcz: jest cały sztywny od mrozu…
- Sylwia, spokojnie ja przyszedłem tylko na chwilę. Nie miałem pojęcia, że dotrę tak późno i nie chciałem robić kłopotu. Ale w okolicy nie spotkałem żadnego zajazdu ani tym bardziej hotelu, na dodatek…
-…to wieś, więc raczej go nie znajdziesz.- Przerwał Oskarowi Jarek, który najwyraźniej też zwabiony hałasem wyszedł z pokoju. Lenarczyk spojrzał na niego, a potem się uśmiechnął.
- Miło cię widzieć, bo tak długim czasie. I w zdecydowanie lepszej kondycji.- Dodał. Jarek parsknął śmiechem. Historia z narkotykiem który zażył wydarzyła się już bardzo dawno i zdążył zapomnieć jak blisko był wtedy utraty życia.
- No cóż wyrosłem.- Wzruszył beztrosko ramionami z lekką brawurą jak normalny dwudziestodwulatek którym zresztą był. Potem podszedł do Oskara podając mu dłoń.- Ło matko, rzeczywiście sopel lodu z ciebie. Zrobić ci herbaty?
- A od kiedy ty jesteś taki uczynny co?- Pani Kukulska w końcu wydobyła się ze stanu chwilowego odrętwienia.- I skąd w ogóle znasz tego pana?
- Tajemnica.- Jarek zrobił łobuzerską minę a potem cmoknął mamę w policzek idąc do kuchni czym jeszcze bardziej ją skonsternował.
- Mamo, tak właściwie to oficjalnie nie dokonałam prezentacji. A więc to jest Oskar, mój chłopak. Oskar, to moja mama.
- Bardzo mi miło. I jeszcze raz przepraszam za to wieczorne najście.
- No cóż, jak to mówią: nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Zapraszam do środka.
- Mamo, połóż się. Ja zajmę się Oskarem.- Zaproponowała Sylwia.
- O nie, to mój dom kochanie i to mi wypada przyjąć świątecznego gościa.- Może i słowa były miłe ale towarzyszący im ton nie pozostawiał wątpliwości nad nagłą uczynnością pani Kukulskiej. Chodziło jej tylko o to by nie zostawić córki sam na sam z chłopakiem, którego nie znała i którego intencjom jeszcze nie dowierzała. Dlatego przez najbliższą godzinę pytała o podróż, podawała smakołyki które zostały z kolacji, ciepłą herbatę. Na koniec wygoniła Jarka do pokoju brata informując, że będzie w nim spał ich gość. To był dobitny sygnał świadczący o tym, że nie zaakceptowała Oskara w roli swojego przyszłego zięcia. A przynajmniej dla niego. Choć między Bogiem a prawdą wcale się temu nie dziwił. Ale przez rozładowaną komórkę nie miał pojęcia, że jest już tak późno. Potem na dodatek pomylił drogę (w końcu był w rodzinnym domu Sylwii tylko raz i to ładnych parę lat temu), a że nie spotkał żywej duszy to błądził ponad godzinę ciągnąc za sobą swoją przeklętą walizkę. Tylko dzięki szczęściu udało mu się znaleźć właściwy dom. Tyle, że nie miał w planach pokazywać się przyszłej teściowej na oczy obsypany śniegiem późno w nocy i całkiem skostniały. Z listów Sylwii dowiedział się, że jej mama podchodzi do niego nieufnie nie mogąc mu wybaczyć, że po poronieniu zostawił jej córkę samą sobie choć ta wielokrotnie tłumaczyła jej dlaczego to zrobił. Ale Oskar uważał, że miała rację. On sam wyrzucał sobie małostkowość : wtedy wydawało mu się to najlepszym wyjściem bo wierzył że jego widok tylko rozwścieczy Sylwię, teraz z perspektywy czasu zrozumiał, że zrobił to z czystego egoizmu by to samego siebie chronić przed cierpieniem. Pewnie nigdy tak do końca sobie tego nie wybaczy, choć Sylwia zdawała się już nie mieć o to do niego żalu.
- Proszę to są ręczniki, pościeliłam świeżą pościel w pokoju obok.- Słowa mamy Sylwii uświadomiły mu, że nici z bardziej osobistego pożegnania. Wymienił tylko z Jaskółką ciepły uśmiech.
- Dziękuję bardzo, chociaż nie musiała się pani fatygować. W walizce mam wszystkie niezbędne przedmioty.
- Ale na pewno nie pościel.
- No nie.- Uśmiechnął się mimo woli. W tym geście potrzeby czucia się pomocną pani Kukulska bardzo przypominała mu Sylwię. – Jeszcze raz dziękuję.
- No cóż, w takim razie my się już zbieramy, prawda kochanie?- Zwróciła się do córki.
- Tak, mamo: ty się kładź, ja jeszcze poczekam aż Oskar się wykąpie żeby mieć pewność że niczego mu nie zabraknie.
- Sylwia, przecież pan Oskar nie jest małym chłopcem i z pewnością sobie poradzi, prawda?
- Istotnie.- Odparł tylko Lenarczyk darując sobie prośbę (po raz kolejny) by pani Kukulska mówiła mu po imieniu. Najwyraźniej robiła to celowo. A on najwyraźniej za dwadzieścia lat będzie twórcą nowych dowcipów o wrednej teściowej.
- Dobranoc. Porozmawiamy jutro.- Dodał na koniec do Sylwii. Ta chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wzrok mamy powstrzymał ją przed tym. W innych okolicznościach może i o by go rozśmieszyło, ale teraz również jemu krzyżowało plany więc wcale się nie śmiał. Chciał tylko by jak najszybciej nastał ranek by w końcu mógł przytulić Sylwię. W kuchni praktycznie musiał ze sobą walczyć by tego nie zrobić, by nie podejść do niej i po prostu pocałować. Na dodatek wyglądała tak ślicznie w błękitnej koszulce…i tylko koszulce. Wyraźnie było widać, że pod nią nie ma nic pod spodem. A jej króciutkie włosy teraz sięgały prawie do ramion. Naprawdę aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Szkoda tylko, że teraz będąc w pokoju obok nie mógł do niej iść. Kładąc się na łóżku wiedział, że czeka go bezsenna noc.

***
Sylwia była bardzo zła na swoją matkę. Prawdę mówiąc to wściekła. Owszem, rozumiała jej nieufność względem Oskara, jej normy moralne i konserwatyzm, ale żeby nie dać im dziesięciu minut na osobności? To już przekraczało wszelkie granice. W końcu wiedziała jak bardzo tęskniła za swoim chłopakiem, jak mocno była rozczarowana gdy dziś rano napisał jej, że nie uda mu się przylecieć. Ale w końcu mu się udało. I nawet nie mogła się do niego przytulić… Wciąż rozemocjonowana kręciła się na swoim łóżku nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. I jak niby ma przetrwać całą noc? Odliczać kolejne siedem godzin? Ciężko westchnąwszy przekręciła się po raz kolejny. Aż w końcu ją olśniło. Wstała z łóżka a potem ostrożnie wyszła z pokoju. Potem przekradła się na korytarz wchodząc do pokoju Jarka w którym teraz spał Oskar. Dopiero będąc za drzwiami głęboko odetchnęła.
- To się chyba staje twoim nawykiem, co? Skradanie do mojej sypialni.- Usłyszała głos dochodzący z ciemności. Ucieszyła się, że jednak on też nie śpi.
- No cóż, jeśli chcesz to mogę wyjść.- Roześmiał się. A potem usiłował wstać z łóżka, ale nie znając rozkładu rzeczy zawadził o coś stopą. Z bólu jęknął.
- Ciszej, bo mama się czegoś domyśli.
- Chyba złamałem palca u nogi.
- Bez przesady. Zapal lampkę.
- Nie wiem gdzie jest.- Syknął masując bolące miejsce. Chwilę później w pokoju zrobiło się jaśniej, więc to na pewno ona sama musiała zapalić lampkę. Tak że bez problemów mógł spojrzeć na swoją dziewczynę. Która teraz chyba trochę się z niego śmiała.
- W porządku?
- Nie. I nie śmiej się ze mnie.
- Przecież się do ciebie uśmiecham.- Odparła siadając obok niego na łóżku. Potem położyła mu głowę na ramieniu. Przymknęła na chwilę oczy uśmiechając się pod nosem podczas gdy on wciąż jęczał. Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie po tygodniach rozłąki, ale jednocześnie jakoś jej to nie dziwiło.- Długo będziesz tak skamlał?
- Naprawdę mnie boli.
- Pokaż.- Zażądała wstając z łóżka i kucając obok niego.- Zwykłe stłuczenie i tyle.
- Kiedy skończyłaś medycynę?
- Aleś ty drażliwy. Zawsze tak masz czy nabawiłeś się tego w Berlinie włącznie z tym śmiesznym akcentem?
- W ciągu trzech minut sam na sam po powrocie już chcesz mnie zirytować?
- Nie, już kiedyś ci mówiłam że ten akcent jest bardzo seksi.
- Czyżby?- Spytał przekornie trochę już udobruchany.
- Yhm.- Mrugnęła jednocześnie siadając mu na kolanach. Potem się do niego przytuliła wtulając twarz w zagłębienie w jego szyi. W końcu mogła od wielu tygodni zaciągnąć się jego zapachem.
- Twoja mama chyba mnie nie znosi.
- Skąd, po prostu jest taka trochę staroświecka i konserwatywna.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Oskar, naprawdę chcesz teraz rozmawiać o mojej mamie?- Spytała jednocześnie wodząc ustami po jego szyi.
- Prawdę mówiąc to z chęcią porozmawiałbym o moim bolącym palcu.- Słysząc to Sylwia odepchnęła go ze śmiechem tak, że położył się na łóżku a ona klęczała obok niego z marsową miną patrząc mu w twarz. Roześmiał się. Potem pogładził ją po policzku.
- Naprawdę za tobą tęskniłem.   
- Ja za tobą też. Było mi smutno gdy napisałeś, że nie dasz rady przyjechać. Ale cieszę się, że już jesteś.- Powiedziała nachylając się nad nim. Podniósł się wtedy lekko próbując przyspieszyć ich pocałunek. Dłonie położył na jej twarzy mocno przyciągając ją do siebie.
- Kocham cię.- Mrugnął. A potem słowa okazały się zbędne.
Rankiem, Sylwia cichaczem wymknęła się z pokoju Jarka. Nie było jeszcze szóstej, więc była pewna że mama jeszcze śpi. Dlatego natknąwszy się na postać  w korytarzu prawie krzyknęła z przerażeniem.
- No no no, siostrzyczko.- Odetchnęła z ulgą zdając sobie sprawę, że to tylko jej młodszy brat.- Skąd to się wraca nad ranem?
- Co się stało, że tak wcześniej wstałeś?
- Obudziły mnie hałasy dochodzące z pokoju obok.
- Nie błaznuj Jarek.
- Wcale nie błaznuję. Mama wie, że spałaś u Oskara?
- Mama wie, że Oskar prawie pięć lat temu uratował ci życie?
- Okej, nic nie powiem. Ale na drugi raz zachowujcie się trochę ciszej.
- Burak.- Syknęła wchodząc do swojego pokoju. Wtedy miała okazję choć trochę się przespać, bo przegadała z Oskarem pół nocy. Kolejne pół…no cóż, w każdym razie na pewno nie byli głośno tak jak sugerował Jarek. 
Gdy godzinę później drzwi jej pokoju się uchyliły, pani Kukulska z ulgą zastałą swoją śpiącą córkę w pokoju.
***
Tydzień minął bardzo szybko, a Sylwia starała się spędzać z Oskarem każdą chwilę. Wciąż jednak miała świadomość, że mają dla siebie tylko ograniczony czas dlatego każde wyjście czy wspólne zakupy sprawiały jej nieco mniej frajdy niż powinny. Ale była szczęśliwa, bo miała go przy sobie. To było najważniejsze.
Większość czasu spędzili w Warszawie. Oskar uznał, że nie będzie znów zachowywał się jak nastolatek przekradając się do jej pokoju. A gdy zauważyła, że to przecież ona się do niego przekradła dodał, że jej mama i tak go nie lubi, więc lepiej nie dawać jej powodów by to się pogłębiało.
- Kiedyś będzie mnie kochać jak syna.- Zawyrokował nawet nic sobie nie robiąc z udawanego ataku krztuszenia się przez Sylwię.- Zobaczysz, będę jej ukochanym zięciem.
 W nowy rok wybrali się na przyjęcie sylwestrowe. Kukulska już wcześniej zarezerwowała miejsce, więc mogli świętować z hukiem. Na dodatek w tym samym miejscu bawiła się Daria z Sebastianem, którzy wrócili z tropików. No i jak się okazało Maciek. Tutaj Oskar ponownie ją zadziwił proponując, że powinni się z nim przywitać. Wiedział, że Drwęcki nadal utrzymuje kontakt z jego dziewczyną, ale już się o to nie martwił. Co prawda okazało się, że Maciek Sylwestrową noc spędza sam, ale po jakimś czasie już otaczał go wianuszek samotnych kobiet. Żartował nawet potem z Sylwią, że któraś go w końcu upoluje.
Tuż po nowym roku pili szampana wpatrując się w buchające w powietrzu kolorowe race. Urwali się pół godziny później doskonale wiedząc, że to ostatnia wspólna noc, bo już tego popołudnia Oskar musi wrócić do Berlina. Sylwii co prawda zamawianie hotelu wydawało się całkiem niepotrzebne, ale w sumie mogła poczuć się jak femme fatale wyobrażając sobie, że to ich jedyna  i jednocześnie ostatnia noc…albo może powinna dać spokój swojej wyobraźni, bo jeszcze wykraka sobie coś niepomyślnego. Lepiej żeby nie była ostatnia.
Nazajutrz znów odprowadzała go na lotnisko próbując się nie rozpłakać. W myślach powtarzała sobie: jeszcze tylko dwa miesiące.