Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 17 lipca 2016

Maskarada część XXXII



ZNÓW WSTAWIAM BEZ KOREKTY ANI NAWET PRZECZYTANIA WSZYSTKIEGO W CAŁOŚCI, TAKŻE SORY ZA EWENTUALNE BŁĘDY. ALE ZALEŻAŁO MI NA TYM BY DOTRZYMAĆ TERMINU I WSTAWIĆ COŚ TAK JAK OBIECAŁAM DO NIEDZIELI. DLATEGO KOREKTA DOPIERO JUTRO, WIĘC LICZĘ NA WYROZUMIAŁOŚĆ. MIŁEGO CZYTANIA.

- I jak? Rzeczywiście jest taki dobry jak polecała go ekspedientka?- Spytał mnie Artur jakąś godzinę po tym, jak wyjął z walizki mój wibrator. No i oczywiście nie tylko wyjął, ale i go użył. Naturalnie na mnie.
- Zamknij się.- Mrugnęłam tylko wciąż w kawałkach po niedawno przeżytym orgazmie i lekko zdumiona faktem, że taki mały gadżet w połączeniu ze staraniami Chojnackiego potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu jak teraz. A mianowicie kompletnej rozsypki. Nie wspominając już o tym, że mu na to pozwoliłam. Przecież to było tak…tak zupełnie inne od zwyczajnego seksu, tak bardzo…intymne? Inaczej chyba nie mogłam tego nazwać, choć brzmiało to nieco paradoksalnie. Ale z drugiej strony nie miałam pojęcia ile to może dostarczyć przyjemności. No i że wcale nie musi to oznaczać zawstydzającego aktu pod kołdrą w samotnej ciemnej sypialni ale czegoś nadzwyczaj podniecającego czym można dzielić się z drugą osobą.
- To chyba starczy mi za odpowiedź.- Usłyszałam po chwili. Wciąż z zamkniętymi oczami się uśmiechnęłam. Ta pewność siebie Artura była tak cholernie irytująca zwłaszcza, że całkiem uzasadniona. Mówił, że po raz pierwszy bawił się ze mną w ten sposób (tzn. z użyciem erotycznej zabawki), ale prawdę mówiąc znakomicie dozował moje emocje a także w sposób wyważony korzystał zarówno ze swojego zręcznego dotyku jak i wibratora. O dziwo jednak wierzyłam mu na słowo, że tak było. Instynktownie czułam, że mówi prawdę.- Swoją drogą to naprawdę niezły gadżet. Musimy to kiedyś powtórzyć. W życiu nie widziałem cię aż tak rozpalonej.
- Artur?
- Hm?
- Przestań w końcu gadać.- Szepnęłam takim tonem jakbym chciała zdradzić mu największą tajemnicę. Słysząc to roześmiał się, a potem przyciągnął do siebie bliżej. Zaprotestowałam tylko z powodu przekory niż rzeczywistej niechęci. W końcu było mi więcej niż dobrze; zwłaszcza w jego ramionach. Nie wiem jak on to robił, ale układał moją głowę na sobie w taki sposób, że naprawdę było mi wygodnie. Z Mariuszem ta pozycja zwykle sprawiała, że rankiem moja szyja ledwo potrafiła się zgiąć. Że już nie wspomnę o tych wszystkich romantycznych bredniach w filmach. Serio zasypiając wtulonym w drugą osobę można się obudzić w identycznej pozycji? Moja pościel po przespanej nocy wygląda zazwyczaj jak spłaszczony nieumiejętnie zwinięty przez przeczkolak naleśnik.
- Ok, już się zamykam. Chociaż nie, mam jeszcze jedno pytanie.
- Jutro.
- Ale…
- Serio, nie odzywaj się.- Powtórzyłam, bo jakimś szóstym zmysłem wyczuwałam, że ma ochotę powiedzieć coś błyskotliwie głupiego. W moim głosie słychać było jednak śmiech, bo gdybym była mniej zmęczona  z pewnością śmiałabym się jak głupia. Ale na pewno nie po takim maratonie. Dlatego Artur nie odebrał mojej odpowiedzi jako atak ale właśnie żart. Spełnił więc moje polecenie (to znaczy nie odezwał się) tylko pocałował mnie gdzieś w okolicy skroni i raczej wyczułam niż zobaczyłam, że się uśmiecha. Leżeliśmy więc tak wtuleni w siebie, a w tle było słychać nasze przyspieszone, choć coraz bardziej normujące się oddechy. O dziwo tym razem poczucie zakłopotania (ale nie niepewności) własną nagością czy milczeniem między nami gdzieś zniknęło. Wtedy uwiadomiłam sobie, że czuję się szczęśliwa i…bezpieczna. Było to zupełnie absurdalne uczucie- w końcu nie groziło mi przecież żadne niebezpieczeństwo- ale mimo to absolutnie prawdziwe. Nie mogłam tylko zrozumieć dlaczego.
- To ze mnie się tak śmiejesz?
- Nie, sama nie wiem.- Wymigałam się. Nie chciałam by moje wypowiedziane myśli odebrał jako chęć deklaracji z mojej strony o czymś więcej. Bo na razie nie wybiegałam w przyszłość myśląc o naszym szalonym związku. Nie próbowałam analizować tego jak szybko się to potoczyło, czy będzie trwałe i co właściwie łączy mnie z Arturem próbując nadawać temu jakieś etykietki. Postanowiłam skupić się na teraźniejszości. Bo i po co się zamartwiać na zapas?
- Wciąż masz ochotę zrobić coś szalonego?- Usłyszałam wtedy.
- To znaczy?- Spytałam wtedy nagle zbita z pantałyku. Zadał mi to pytanie tak, jakby doskonale wiedział o czym przed chwilą myślałam. Ale czytać w umyśle to on na pewno nie potrafił.
- Wcześniej mówiłaś, że nigdy tak naprawdę się nie wyluzowałaś, bo wcześniej tracąc rodziców nie mogłaś tego zrobić. Teraz masz na to okazję. W końcu nasz wyjazd miał być pełen szaleństwa, no może poza tym niefortunnym początkiem który był zupełnie spontaniczną akcją. Więc jak?
- Co ty masz właściwie na myśli?
- Mówiłem ci, że po seksie twoje IQ zdaje się znacznie spadać?
- Chojnacki…
- Wiem, wredny dupek ze mnie. A teraz miałem na myśli wieczorny wypad. Oczywiście z chęcią spędziłbym z tobą w łóżku całą noc, ale teraz tak mnie wymęczyłaś że tylko bym się skompromitował.- Puścił mi oczko gdy w reakcji na jego słowa wywróciłam oczami. Czasami wkurzał mnie takimi tekstami sugerującymi jakbym była jakąś najbardziej godną pożądania laską na świecie. A przecież w gruncie rzeczy to był tylko wygórowany komplement po to by był zabawny. Stanowczo miałam zbyt dużo kompleksów, pomyślałam decydując się dłużej nad tym nie skupiać.
- Chodzi ci o nocny spacer, klub czy kino?
- Chodzi mi o imprezę z tańcem do samiusieńkiego rana. Piszesz się?
- Sama nie wiem. Nie mam tu odpowiedniej sukienki.
- I co z tego? Pójdziemy do czegoś bardziej niszowego. Ale nie musisz się martwić: będę strzegł cię jak oka w głowie. To co, piszesz się?

***
Klub który wybrał Artur okazał się nie taki wcale „niszowy” jak mogłam stwierdzić po wejściu do wnętrza lokalu. Oczywiście trochę zniechęciły mnie nastolatki i dwudziesto-kilkulatkowie: w moim wieku na parkiecie znajdowało się nie więcej niż kilkanaście osób, ale szybko dałam sobie spokój z liczbami. Miałam trzydzieści lat i co z tego? Nie byłam jeszcze zgrzybiałą staruszką nawet jeśli tak się czułam.
Mimo dość wczesnej pory (po dotarciu na miejsce było ledwo po dziesiątej wieczorem co na takie lokale jest skandalicznie wczesną godziną), od razu poszliśmy na parkiet. Dopiero po jakichś kilku szybkich kawałkach postanowiliśmy zrobić sobie przerwę siadając przy jednym z wolnych stolików. Artur zamówił nam coś do picia.
- Czemu przyniosłeś mi drinka a sam pijesz piwo?- Spytałam go widząc przed sobą jakiś kolorowy napój strasznie cuchnący wódką.
- Bo jestem pewien że nigdy go nie piłaś.
- Nie lubię wódki.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Dalej, tylko spróbuj: jestem pewny że będzie ci smakować. To…
- Nie, mam słabą głowę.
- Mówiłem przecież, że będę twoim aniołem stróżem i będę cię pilnował. To dlatego ja mam piwo.
- Więc dziś mogę po raz pierwszy w życiu spokojnie urżnąć się jak trup?- Spytałam żartem.
- Jasne. I możesz być pewna, że rankiem obudzisz się w swoim…to znaczy nieswoim hotelowym łóżeczku. To co, skusisz się?- Łypnęłam podejrzanie na kolorowe cudo stojące na stole. A co tam, raz kozie śmierć.
- Jeśli będzie niedobre, zamawiam coś innego.
- Jasne, na mój koszt.- Potwierdził, a ja po chwili wzięłam do ust mały łyczek. Rzeczywiście, może i napój miał mocny aromat wódki, ale w słodkim drinku nie było tego czuć.- I jak?
- Nie takie złe.- Skwitowałam to tylko.
- Akurat.- Artur założył sobie ręce na piersi.- Tak samo mówiłaś w cukierni i restauracji gdy próbowałaś ośmiornicy a widziałem jak bardzo ci smakowało.
- Mam być wdzięczna, że tym razem nie wlałeś mi alkoholu do budzi?
- Nie, lubię tylko wkładać ci do buzi…jedzenie, a nie poić cię alkoholem.
- Bawi cię to sugestywne zawieszenie głosu?
- Nie, twoja reakcja. Rumienisz się wtedy jak dziewica.
- Naprawdę zachowujesz się czasami jak nastolatek który tylko na słowo: „tyłek” albo „macica” wybucha śmiechem.
- No cóż nazwy damskich i męskich organów aż tak mnie nie bawią, ale może jest w tym trochę prawdy. Przy tobie naprawdę zachowuje się i czuję jak nastolatek. Albo jakbym przeżywał swoją pierwszą młodość i miłość…- Słysząc głupoty jakie wygaduje postanowiłam skupić się na swoim drinku. Początkowo delektowałam się każdym łykiem, ale potem już przestałam. Bo gdy trochę odpoczęliśmy chciałam jak najszybciej znaleźć się na parkiecie.
Artur dotrzymał słowa i ani na moment nie spuszczał mnie z oczu. Poza jednym momentem gdy stojąc w kolejce po kolejnego drinka (oczywiście dla mnie) przycupnęłam pod ścianą aby na niego poczekać. I jak to naturalnie bywa- samotna dziewczyna w miarę ogarnięcie wyglądająca i podpierająca ścianę- już po niecałej minucie zostałam zaczepiona przez trzech lekko podchmielonych studentów. Chociaż nie, nie było to zaczepienie w dosłownym tego słowa znaczeniu, a więc negatywnym. Po prostu ucięliśmy sobie miłą pogawędkę która zaczęła się od żartu, a potem po kilku minutach rozmowy grzecznie zaproponowali mi coś do picia i dołączenie do ich stolika.  Oczywiście odmówiłam, a raczej zaczynałam to robić gdy nie zjawił się Artur. Ten to miał zwyczaj zjawiania się w takich momentach…
Wtedy Kacper, Tomek i Janusz zwinęli się do siebie mamrocząc jakieś słowa pożegnania a ja wzięłam z dłoni Chojnackiego swojego drinka.
- Co to było?
- Studenciaki.- Wzruszyłam ramionami nagle czując się staro. Jezu, a przecież jeszcze pięć lat temu sama byłam takim studenciakiem. By jakoś poprawić sobie humor upiłam duży łyk swojego napoju.
- Zaczepiali cię?
- Nie, po prostu rozmawialiśmy. Idziemy do stolika?
- Na pewno?
- Tak, Artur, na pewno.- Westchnęłam.- Byli bardzo mili.- Dodałam. Widziałam, że on ma jeszcze zamiar coś dodać, bo groźnie zmarszczył czoło, więc szybko wskazałam dłonią akurat wolny stolik (wraz z upływem czasu w klubie pojawiało się coraz więcej osób) szczebiocząc coś o tym jakie to mamy szczęście, że dokładnie w tej chwili jakaś grupka osób się z tego miejsca zwija. Tak więc szybko zapomnieliśmy o tym incydencie.
Po drugim drinku nieźle szumiało mi już w głowie, ale zgodnie  z wcześniejszą radą Artura postanowiłam sobie nie żałować. Czułam się dziwnie lekko i było mi więcej niż przyjemnie. W dodatku miałam przecież Artura, który jakby co miał mnie pod kontrolą. Nie musiałam się więc niczego obawiać: w końcu Chojnacki miał jeszcze tę zaletę, iż nie bałam się przy nim skompromitować. I tak po drugim drinku przyszła kolej na trzeciego, czwartego, a potem piątego…Na szczęście między nimi upływały długie minuty, do tego podczas tańca alkohol ze mnie parował, ale mimo wszystko i tak gdy zbieraliśmy się do wyjścia około czwartej nad ranem ledwo mogłam iść po linii prostej. A gdy już dotarliśmy do pensjonatu pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko. Potem roześmiałam.
- Jezu, co za wieczór. Nogi chyba będą mnie bolały przez cały następny tydzień. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak bawiłam, ani czy w ogóle kiedykolwiek się tak bawiłam.
- A twoje urodziny?
- To był tylko babski wieczór, w dodatku niezbyt długi i szalony. Dzisiejszej nocy wybawiłam się za wszystkie czasy. Gdybym znów miała dwadzieścia lat chodziłabym chyba na dyskoteki co weekend.
- Przecież teraz możesz nadrobić zaległości.- Odpowiedział mi Artur zbliżając się do łóżka. Potem zaczął zdejmować mi pantofle.
- Żartujesz? Jestem już stara.- Stwierdziłam.
- Jestem w tym samym wieku. Chcesz powiedzieć, że ja też jestem stary?
- E tam, wy faceci zawsze wyglądacie młodziej i lepiej. A jeśli już o tym mowa to jestem ode mnie o rok starszy.- Zauważyłam, a raczej alkohol który we mnie tkwił nagle uważając to za nie wiadomo jak bardzo długi okres.
- No tak, to zmienia postać rzeczy.- Z pewnością to był żart, ale mój zapijaczony umysł zareagował na to z radością.
- Całkowicie.- Potwierdziłam.
- Mi też nogi odpadają. Już dawno nie miałem aż tak wymagającej partnerki na parkiecie. Trudno dotrzymać ci kroku.
- Lubię tańczyć. Bardzo. Nie wiem czemu w ciągu ostatnich lat sobie tego odmawiałam.
- Mogłabyś dodać, że chociaż w maciupeńkiej części to że było ci tak przyjemnie zawdzięczasz mnie.
- Ależ oczywiście że tak. Ale w sumie bawiłabym się dobrze z każdym kto umie dobrze tańczyć.
- Uważaj, bo dziś będziesz spała na kanapie.
- Przecież tu nie ma kanapy.
- A jednak nie jesteś aż tak pijana.
- Nie, nie jestem.- Roześmiałam się zupełnie nie tak jak ja, więc chyba jednak byłam wcięta. Zwłaszcza, że słowa Artura wydawały mi się szalenie zabawne. Ale wtedy tak nie uważałam: to znaczy odnośnie stanu mojego upojenia alkoholowego a nie słów Chojnackiego. Dlatego podniosłam się z łóżka, a raczej próbowałam bo sama nie byłam w stanie tego zrobić. Na szczęście Artur mi pomógł.
- Dzięki.- Znów wybuchłam irracjonalnym śmiechem. Bo było to strasznie zabawne. Zupełnie jakbym była małym dzieckiem.
- Drobiazg. Chcesz iść do łazienki?
- Nie, chciałam tylko pogrozić ci palcem żeby cię ochani…ochrzanić.- Wymamrotałam, bo ostatnie słowo okazało się być ciężkie do wymówienia. Kto by pomyślał, w końcu nie było jakieś specjalnie długie.  
- Mnie? A niby za co?
- Śmiejesz się ze mnie.
- Skąd. Przecież to ty wciąż się śmiejesz.- Zauważył, a ja szybko to przemyślałam.
- Może i tak. Ale fajnie się czuję. Ten drink był naprawdę dobry.
- Jutro rano…a raczej za kilka godzin będziesz myśleć inaczej.
- Hm?
- Nic, nic. Podnieś ręce do góry. Pomogę ci się rozebrać.
- Aha, już ja wiem co ci chodzi po głowie.
- Doprawdy?
- Yhm. Ale nic z tych rzeczy. Tym razem ci się nie uda.
- Co?
- No to co zamierzasz. Bo dziś to ja przejmuję kontrolę.
- Super. A teraz odchyl się trochę do tyłu to zdejmę ci spodnie.
- Hej, nie traktujesz tego poważnie. Nawet się nie ucieszyłeś.
- Ależ traktuję.- Jakby na niepotwierdzenie pocałował mnie w czubek nosa niczym tatuś swoje niesforne dziecko na dobranoc. Miałam zamiar go ochrzanić, ale w głowie miałam taki mętlik, że dałam sobie z tym spokój. Tyle, że ta wymuszona okolicznościami bliskość między nami zaczęła na mnie działać. Dlatego postanowiłam gniewać się na niego trochę później. Zamiast tego ułatwiłam mu zdjęcie swoich dżinsów. A przynajmniej na tyle ile byłam w stanie.
- Teraz ty się rozbierz.- Zażądałam chwilę później gdy zostałam w samej bieliźnie.  
- Potem, teraz muszę wziąć prysznic.
- Nie, musisz się nachylić.
- Po co?
- Bo chcę cię pocałować i się z tobą kochać.
- Ewelina, jesteś kompletnie zalana.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Nie…no dobra, nawet jeśli masz rację to co to ma do rzeczy?
- To, że nie wykorzystuję pijanych kobiet.
- Jakbyś nie wykorzystywał mnie na trzeźwo. A teraz masz na to zgodę.
- Serio?- Spytał a ja znów wiedziałam, że sobie ze mnie żartuje. Jednak ponownie puściłam to między uszy.
- Tak. Chyba aż tak bardzo nie śmierdzę alkoholem co?- Spytałam szybko i niepewnie. Bo może mój wygląd był dość odstręczający? Może prezentowałam się jak podstarzała, schlana i spocona singielka o przekrwionych oczach?
- Nie, wciąż pachniesz swoim szamponem cytrusowym.- Chojnacki zbliżył do mnie swoją twarz jakby zaciągając się zapachem wydobywającym się z moich włosów.
- To nie szampon. To mój płyn pomarańczowy do kąpieli.
- Naprawdę? Nie wiedziałem, że ten zapach może być aż taki ekscytujący.- Wymruczał wprost w moje usta. Wtedy zrobiłam coś absolutnie nadludzkiego  w moim stanie. Udało mi się odrobinkę unieść i objąć Artura za szyję a potem pocałować. Wyczułam, że po kilku sekundach chciał się ode mnie odsunąć, ale nie pozwoliłam mu na to tylko ciaśniej objęłam ramionami za kark. I już po chwili całowaliśmy się jak opętani jakby od tego zależało całe nasze życie. A kąpiel Artura odeszła w dalszy plan. Potem wszystko potoczyło się tak jak chciałam: coraz odważniejsze pieszczoty, dotyk i w końcu najbardziej bliski wyraz bliskości jaki tylko może być między dwojgiem ludźmi. Zadowolona i całkowicie już zmęczona wciąż czując w sobie Artura niemal od razu zapadłam w sen. Przedtem jednak zdążyłam pomyśleć, że jego wyznanie i zachowanie przed tym gdy się kochaliśmy było niezwykle dżentelmeńskie i słodkie. Pod postacią żartu wyczuwałam, że mówił całkiem serio: nawet pomimo łączących nas stosunków nie chciał przespać się ze mną wtedy gdy nie do końca byłam tego świadoma. Muskając dłonią jego policzek pomyślałam, że wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiem.
Pobudka około południa nie była tym czego mogłabym sobie życzyć. Głowa bolała mnie tak, że nawet pukanie do drzwi brzmiało dla mnie jak potężne łupnięcie a sączące się zza okna słońce wprost raziło. Nie wspominając już o rozbawionej twarzy Chojnackiego. Dupek, a gdzie zwyczajne współczucie?
- Już nigdy więcej alkoholu w takiej ilości.- Wymamrotałam w końcu decydując się wziąć od niego kubek z parującą kawą, którą przyniosła nam na jego życzenie gosposia.
- Każdy tak mówi na kacu. Ale potem to mija. Skończyć po coś przeciwbólowego do sklepu?
- Nie, mam chyba jeszcze jakieś tabletki w torebce. Wystarczy, że mi ją podasz.
- Jasne.- Odparł wciąż ze śmiechem.  
-  Skoro wiedziałeś, że nazajutrz będzie mnie boleć głowa to trzeba było nie kupować mi tyle drinków.- Odezwałam się z pretensją w głosie.
- A kto mówił, że chce się upić gdy po trzecim drinku stwierdziłem, że wystarczy? Jak to było: „To tylko w ramach doświadczenia, bo nigdy nie byłam pijana”.
- Już wtedy byłam nieźle wstawiona, więc trzeba było mimo wszystko mnie nie słuchać.
- Następnym razem będę pamiętał.
- No ja myślę. Chociaż następnego razu nie będzie.- Jęknęłam gdy skroń po raz kolejny zaczęła mi boleśnie pulsować.- Nie nadaję się do takiego picia. I nie waż się tak uśmiechać, bo w moim stanie mogę wydrapać ci oczy.  

***
Ku mojemu zdziwieniu i niewątpliwej uciesze, po dwóch godzinach i takiej samej ilości tabletek przeciwbólowych głowa całkowicie przestała mi dokuczać. Dlatego już koło piętnastej wybraliśmy się z Arturem na zwiedzanie, spacer a potem w końcu nad morze, które przecież było właściwie naszym celem. Mieliśmy szczęście, bo pogoda zdecydowanie dopisywała choć Chojnacki nie omieszkał czynić irytujących uwag na temat moich okularów przeciwsłonecznych odnosząc się do mojego porannego kaca. Gdy jednak posłałam mu bolesną sójkę w żebro zaprzestał swoich żartów.
Właściwie to nie miałam pojęcia jak totalna beztroska była mi potrzebna. Dlatego teraz korzystałam z niej do woli: budowałam zamki z piasku, chlapałam się w wodzie, zajadałam lody i zwiedzałam uliczne stragany ciesząc się jak głupia podczas kupna tandetnych bransoletek i dużego kapelusza. Na sąsiednim kocyku zapoznałam się z dwojgiem małżonków Hiszpanów, którzy wybrali się tutaj na podróż poślubną. Gdy spytaliśmy się z Arturem o przyczynę wybrania akurat Polski okazało się, że matka Pedra (właśnie owego Hiszpana) była pół Polką i uwielbiali przyjeżdżać tu przynajmniej raz do roku. W dodatku bardzo zachwalali życzliwość moich krajanów mówiąc jacy to mili i sympatyczni ludzie. Może nie do końca się z nimi zgadzałam, ale postanowiłam zachować to dla siebie.
Gdy zbliżał się wieczór w końcu zdecydowaliśmy się a Arturem wracać do pensjonatu. W końcu musieliśmy się zbierać do wyjazdu a przedtem spakować. Jednak oboje odwlekaliśmy ten moment. Dlatego w wyjątkowo malowniczym miejscu na moście zatrzymaliśmy się podziwiając krajobraz. Chojnacki stanął zaraz za mną tak, że czułam ciepło jego ciała a dłońmi objął mnie w pasie. Musiał lekko przykucnąć, bo chwilę później poczułam jego głowę na swoim ramieniu.
- Nie chcę jeszcze odjeżdżać. Zostańmy tu jeszcze kilka dni.- Wyszeptał mi do ucha.
- A co z pracą?
-  Rzućmy to wszystko w cholerę i zacznijmy sprzedawać na ulicznych straganach hot-dogi.- Rozbawiona parsknęłam śmiechem.
- Czemu akurat hot-dogi?
- Bo tylko to umiem przyrządzić wyśmienicie.
- Tak?- Przechyliłam lekko głowę w jego stronę.- A jak przyrządza się hot-dogi?
- Śmiejesz się ze mnie?
- Ależ skąd. Po prostu doceniam twój kunszt. To w końcu takie skomplikowane daaaanie.- Ostatnie słowo nieco przeciągnęłam gdy znienacka poczułam jak się unoszę w górę.
- Uważaj bo stoimy na moście i w każdej chwili mogę cię zrzucić  na dół.
- I miałbyś mnie na sumieniu.
- Dlaczego? Przecież umiesz pływać.
- Przy tak niskim poziomie wody prędzej złamałabym kark.
- Masz rację, nie warto ryzykować.- Odparł udając głęboki namysł i ostrożnie zaczął mnie opuszczać.
- Trochę byś za mną tęsknił?
- Miałem raczej na myśli wieloletnią odsiadkę ale to też.
- Jej, jak ja z tobą wytrzymuję.- Wymamrotałam pod nosem.
- Chyba musisz mnie troszeczkę lubić.
- Może. Ale tylko troszeczkę. A nawet jeszcze mniej.
- Pół „troszeczki”?
- Troszkę mniej.
- Ćwierć troszeczki?- Żartował dalej.
-  No, prawie.- Potwierdziłam w końcu obejmując go za szyję. Uśmiechnęliśmy się do siebie delikatnie stykając czołami. Potem Artur oznajmił:
- Wiesz co? To idealna pora na zdjęcie.
- Tylko nie to.- Naburmuszyłam się.- Nie cierpię zdjęć.
- Daj spokój, tylko jedna fotka.
- Ciebie też opanowała moda na selfie?
- A jakże. No przestań się już krzywić, bo wyjdziesz jak staruszka.- Niechętnie zgodziłam się na zdjęcie nas dwojga, ale gdy Artur chciał zrobić drugie zdjęcie tylko mi stanowczo się nie zgodziłam. Nawet gdy zaczął żartować, że specjalnie dla mnie przerobi je w Photoshopie tak, że będę wyglądała na niezłą laskę. Wtedy na jego głowę spadło parę niefajnych epitetów, które jednak wleciały mu jednym uchem a wyleciały drugim. Dopiero dochodząc do hotelu dobry nastrój zaczął nas opuszczać. W końcu jak najszybciej powinniśmy się zacząć pakować. A wycieczka naprawdę była dla mnie wyjątkowo udana. Mimo (a może właśnie dlatego?) niefortunnego początku.
Mimo zupełnego niezaplanowania czegokolwiek.
Mimo braku podstawowych produktów o których w pośpiechu zapomniałam i porannego kaca.
I chyba dlatego, że w dużej mierze przyczynił się do tego Artur. Bo spędziłam ten czas razem z nim.
- O której powinniśmy wyjechać by ominąć największe korki?- Spytałam go wyjmując z szafy walizkę.
- Koło dwudziestej, bo pewnie i tak nie zdążymy wcześniej. – Odparł mi zdejmując koszulkę przez głowę. Zdziwiona uniosłam brwi.
- Będziesz się teraz kąpał?
- Tak, potem nie będzie na to czasu. Chyba że ty wolisz pierwsza?
- Nie, ja wolę się najpierw spakować.
- Okej. Postaram się zrobić to szybko, żebyś i ty zdążyła.- Rzucił jeszcze na koniec jednocześnie ściągając z siebie krótkie szorty. A w bokserkach wyglądał po prostu bajecznie. Jak model: przystojny, opalony, muskularny…No, może końcowy efekt burzyła podłużna jasna blizna koło prawego kolana, ale poza tym z powodzeniem mógłby grać w reklamie. Albo nawet i filmie…Potrząsając głową starałam się wybić z głowy głupie myśli i skupić na pakowaniu. Ale zupełnie mi to nie wychodziło. Wciąż miałam w głowie jego prawie nagie ciało, szeroką klatkę piersiową i twarz…Wtedy zdałam sobie sprawę, że przecież chwilowo on jest mój. I tylko mój. Może to dlatego robiąc coś na co wydawać by się mogło nigdy bym się nie odważyła, sama się sobie przy tym dziwiąc ściągnęłam przez głowę swoją bawełnianą sukienkę a potem bieliznę i tylko owinięta w ręcznik zjawiłam się w łazience a potem zastukałam w drzwiczki kabiny prysznicowej.
- Tak?- Spytał wtedy Chojnacki na moment zakręcając kran, bo dźwięk płynącej wody zniknął.
- Pomyślałam sobie, że zaoszczędzimy trochę czasu gdy…gdy wykąpię się razem z tobą.- Dodałam po chwili. Gdy zza kabiny nie doszedł mnie żaden dźwięk poczułam, że się wygłupiłam właściwie nie wiedząc dlaczego. Chociaż w sumie to wiedziałam: raczej nie należałam do tego typu lasek które biorą co chcą. Byłam z tych które wolą gdy to o nie się zabiega nie z powodu własnej próżności, ale raczej nieśmiałości. Dlatego to raczej nie ja wychodziłam z inicjatywą (no dobra, nie licząc dzisiejszego stanu gdy byłam pod wpływem upojenia alkoholowego co w dużej mierze mnie tłumaczy). Poza tym gdzieś kiedyś wyczytałam, że związek ma szansę tylko w tedy gdy to facet jest stroną aktywną a kobieta bierną. Niby nic odkrywczego, ale mimo to wiele dziewczyn powinno to sobie uświadomić. Także ja to zrobiłam czekając jak głupia i czując jak krew napływa mi do twarzy w postaci zdradliwego rumieńca. Rumieńca upokorzenia. Do czasu gdy Chojnacki nie uchylił drzwiczek i z szelmowskich uśmiechem nie zapytał:
- Co, jednak zrezygnowałaś?- Odprężona i ulgą zdałam sobie sprawę, że on po prostu na mnie czekał gdy ja zamartwiałam się że może wcale nie życzyć sobie mojego towarzystwa pod prysznicem.
- Czekałam na zaproszenie.- Odpowiedziałam pół żartem pół serio uśmiechając się. Potem miałam zamiar chwycić wyciągniętą rękę Artura, ale on w ostatniej chwili ją zabrał  kręcąc przy tym głową.
- A ten ręczniczek? Chyba nie będzie ci potrzebny?- Spytał retorycznie, a ja zdałam sobie sprawę, że przecież wciąż mam go na sobie. Nie bez lekkiego uczucia wstydu, ale za to  szybkim ruchem odwinęłam z siebie ręcznik stając przed nim całkiem goła. Nie patrząc mu w twarz od razu weszłam do kabiny. A potem  poczułam ciepłe strumienie wody, która zaczęła skapywać mi na twarz i włosy. A kilka sekund później dłonie Chojnackiego błądzące po moim karku, ramionach i plecach.- Trzeba cię dobrze umyć.- Zawyrokował gdy spojrzałam mu prosto w oczy. Potem schylił się biorąc z brodzika żel pod prysznic. W ostatniej chwili uniknęłam dotyku jego rąk czytając napis na buteleczce.
- Chcesz użyć męskiego żelu?
- To uniwersalny zapach.
- Nie ma mowy. Już wolę swoją pomarańczę.
- Daj spokój, to tylko płyn.
- Nie chcę pachnieć jak facet.
- Boisz się że potem urosną ci na twarzy włosy?
- Ale z ciebie śmieszek. Ciekawe co byś zrobił gdyby sytuacja się odwróciła.
- To samo. Przecież mówiłem ci, że uwielbiam twój zapach.
- Doprawdy? Zobaczymy.- Odpowiedziałam prowokacyjnie szybko odsuwając drzwiczki kabiny a potem sięgając z półki własne kosmetyki.
- Co ty robisz?!
- Sprawdzam twoją prawdomówność.- Roześmiałam się. A potem już w kabinie przystąpiłam do dzieła. Na początek poszedł mój kwiatowy szampon, a zaraz potem rzeczony pomarańczowy płyn do kąpieli. Następnie to Artur w odwecie namydlił mnie męskim żelem pod prysznic a choć bardzo się przed tym broniłam udało mu się wlać mu trochę swojego szamponu na moje włosy. Wtedy też rozpoczął się nasz pojedynek na pianę i walka o prysznic którym obfitym strumieniem polewałam go w twarz tak by przestał wcierać mi we włosy szampon. Aż doszliśmy do zabawy temperaturą wody. A gdy spadł na mnie prawdziwy lód (oczywiście w przenośni) nie mogłam powstrzymać się od krzyku pełnego rozbawienia. Całe szczęście, że nie trwał zbyt długo, bo pełen poczucia winy Artur szybko skierował strumień w inną stronę. Naturalnie nie omieszkałam tego wykorzystać serwując mu taką samą zimną kąpiel…
Koniec końców wyszliśmy z kabiny rozbawieni, zmarznięci, pełni niezmytej z ciała piany i…niesamowicie podnieceni. A na pewno ja, bo nie mogłam przecież wiedzieć co chodzi po głowie Artura. Chociaż jego wzrok (a raczej pewna część ciała) mówiły mi w tej chwili wszystko. Mimo to świetnie się kontrolował: rzucił ręcznik sobie i mi a potem hotelowy ręcznik. Dopiero wtedy zbliżył się do mnie z tym szczególnym błyskiem w oku, ale ja wpadłam na coś innego. Wyszłam z łazienki wyjmując z walizki swój balsam do ciała. Waniliowo migdałowy, a więc zapach który nie może być chyba bardziej kobiecy.
- I jak, masz ochotę?- Spytałam go gdy tylko pojawił się w drzwiach pokoju.
 - Na co?- Odparł mi bardzo sugestywnie chyba nie zauważając w mojej dłoni wspomnianej tubki.
- Na to.- Pomachałam mu nią przed głową. Skrzywił się.
- Chyba zapach cytrusów mi wystarczy.
- Przecież wcześniej stwierdziłeś, że to moje fanaberie.
- Mówiłem tak o użyciu męskiego żelu pod prysznic.
- A potem użyłeś swojego szamponu i teraz moje włosy będą śmierdzieć.
- Hej, to akurat całkiem fajny zapach.
 - Ale męski.
- Jak wysuszysz włosy nie będzie go czuć. A mnie po tym czymś...- Dłonią wskazał na trzymaną przeze mnie tubkę.- …posądzą o bycie transwestytą. Ale z chęcią pomogę rozprowadzić to na twoim ciele.
- Jesteś oszustem.
- Nie.
- Tak. I hipokrytą.
- Może troszeczkę. Więc jak, pomóc ci?
- Sama sobie poradzę.
- Nie sądzę. Nie uda ci się dostać do wszystkich miejsc.- Artur udając skupienie wyrwał mi balsam z rąk.
- Hej- Usiłowałam zaprotestować, ale on był nieubłagany.
- O nie, ściągaj ten szlafrok.- Zażądał. A ja dopiero teraz zorientowałam się, że to fragment jego gry więc nie protestowałam.
- Już. Zadowolony?
- Bardzo.- Uśmiechnął się a jego oczy omiotły całą moją sylwetkę. I mogłam przysiąc, że wydawało mi się,  iż jakoś tak…rozbłysły? No cóż nawet jeśli to była moja fanaberia (w końcu nie po raz pierwszy Chojnacki widział mnie nagą)  to mimo wszystko dzięki temu było mi znacznie łatwiej oswoić się ze sobą i swoją nagością.- A teraz, proszę się odwrócić, przystępujemy do dzieła. Najpierw nałożył mi sporą porcję kremu na plecy, a potem sugestywnie zaczął wcierać go w skórę przy okazji masując moje mięśnie karku. Robił to tak świetnie, że musiałam go za to pochwalić. Odparł wtedy, że nauczył się tego podczas pobytu w sanatorium dokładnie wyjaśniając na czym polega cały trik i skuteczność tego typu masażu. Ale że zaraz potem jego dłonie zaczęły zsuwać się jeszcze dalej na moje piersi nie byłam w stanie się skupić.
Podszedł do zadania bardzo skrupulatnie celowo mnie drażniąc rzeczywiście nie omijając żadnego skrawka mojego ciała. Gdy więc w końcu skończył byłam rozpalona i chętna tak, że prawie błagałam go o to by zaczął się ze mną kochać, by skończył tę udrękę. Ale nie on. Wciąż nakręcał mnie i drażnił, dotykał i pieścił, lizał i gryzł aż w końcu zaczęłam krzyczeć z bezsilności i wić się pod nim jak jakiś wąż. Spojrzałam mu wtedy w twarz i widziałam jak bardzo był z siebie zadowolony, cholerny dupek.
- Artur…
- Jeszcze chwila, na pewno wytrzymasz.
- Nie, już nie mogę…
- Przykro mi, ale ten cały waniliowy aromat sprawił że stałem się głodny.
- Słucham?!- Warknęłam, ale ku mojej uldze spostrzegłam że jego głowa i ramiona kierują się coraz niżej i niżej aż do…
Wtedy się roześmiałam. A przynajmniej miałam zamiar, bo ruch jego języka sprawił że zamiast tego z mojego gardła wyszedł tylko jakiś bulgot. Jezu, tak dobrze nie robił mi jeszcze nikt. A raczej w ogóle mi tego nie robił. Z Mariuszem…no cóż, po prostu seks oralny wydawał mi się być mało podniecający. A przynajmniej ja tak to odczuwałam, bo jemu chyba było przyjemnie. Myślałam więc, że po prostu nie ma w tym niczego wyjątkowego albo wina tkwi we mnie. Dlatego gdy podczas wcześniejszych zbliżeń widziałam do czego Artur zmierza skutecznie go przed tym powstrzymywałam. Tym razem jednak nie zdołałam. I całe szczęście. Zamiast tego szerzej rozchyliłam nogi pozwalając by jego język wnikał we mnie coraz głębiej. Aż w końcu krzyknęłam po raz drugi. Tym razem nie z bezsilnej złości.
- Wiedziałem, że to będzie prawdziwa uczta.- Usłyszałam słowa Chojnackiego dochodzące gdzieś blisko mojego ucha kilka minut później. Nie miałam siły jednak tego sprawdzać otwierając oczy.- Ale najlepsze jeszcze przed nami, prawda?- Dodał, a ja poczułam jak kładzie się na mnie podpierając na ramionach. Starałam się go wtedy powtrzymać.
- Później teraz nie mogę…
- Zapewniam cię, że możesz.
 - Nie, naprawdę ja…- Moje dalsze słowa utonęły w zachłannym pocałunku pełnym namiętności i czystego pożądania. W pierwszej chwili poczułam się dziwnie; w końcu jeszcze chwilę język Chojnackiego był…we mnie, a teraz…ale szybko dałam sobie z tym spokój. Zwłaszcza, że okazało się to być dużo bardziej podniecające niż zwykle, niż mi się wydawało. I nagle okazało się, że Artur miał rację: rzeczywiście mogłam. Mogłam poczuć go głęboko w sobie po raz kolejny osiągając szczyt przyjemności, mogłam odpowiadać na jego ruchy unosząc ramiona, mogłam dać mu taką samą przyjemność jaką on dał wcześniej mi. Czułam, że jestem coraz bardziej zmęczona i spocona, ale to się nie liczyło. Potrafiłam myśleć tylko o namiętności.
- No cóż, chyba teraz nie zdążymy już z pakowaniem i odjazdem?- Spytał Chojnacki zaraz po…no wiadomo czym.
- Dzisiaj na pewno.- Mrugnęłam przeciągając się.- Zostańmy więc do jutra.
- A co z pracą?- Przedrzeźniał mnie.
- Rzućmy to w cholerę i zacznijmy sprzedawać na ulicznych straganach hot-dogi.- Sparodiowałam jego wcześniejsze słowa. Wtedy przysunął usta do moich warg delikatnie je całując. Nie wiem czy to było zamierzone, ale mnie wydało się niezwykle czułe. Najpewniej jednak było to zwyczajny pocałunek wymęczonego seksem mężczyzny z którego chwilowo uleciała wszelka namiętność, więc było go stać tylko na lekkiego całusa. Ale nawet jeśli to bardzo przyjemny.
- Z tobą mógłbym nawet kopać rowy.
- Lepiej nie, raczej nie jestem w tym dobra; a już na pewno nie mam tyle siły. Powiedz mi…nieważne.
- Ważne, mów.
- Nie, to głupie.
- I co z tego? Skoro podjęłaś ten temat to znaczy, że to dla ciebie ważne.
- To nie jest ważne. Ani konieczne. Po prostu zwykła ciekawość.
- Rozumiem, więc?
- Nic, naprawdę.
- Sweterku…- Ojej, po prostu zastanawiałam się czy dużo kobiet korzystało z twoich łóżkowych umiejętności, to wszystko. Wiem, że to głupie, ale sam chciałeś, miałam ochotę powiedzieć a raczej wykrzyczeć, ale chyba jednak miałam w sobie więcej samokontroli niż sądziłam, bo udało mi się ugryźć w język. Co to mnie w sumie obchodziło? Przeszłość to przeszłość. Co z tego że podczas stażu po studiach spał z Kamilą, Darią i najpewniej Olką z naszego zespołu? A podczas swojego ślubu widziałam go w rozchełstanej koszuli z tamtą kelnerką? Była jeszcze przecież jego dziewczyna Julita, no i Alicja z którą jak wielu wciąż uważa spłodził Piotrusia. Nie wspominając o trzech innych kobietach z którymi widziałam go podczas gdy ja byłam żoną Mariusza…Jezu, serio było tego bardzo dużo. Za dużo jak na mój gust. Tylko czemu nie czułam żadnego zniesmaczenia?
- Jeśli mi nie powiesz będę cię torturował tak długo aż się wygadasz.
- Ha, zapewniam cię że nie…Jezu, nie łaskocz mnie!- Krzyknęłam gdy zaczął to robić.- Chojnacki za…zabi….je cię. Przestań, błagam. Nie znoszę….
- Więc powiedz.- Powiedział na moment przerywając swoje tortury. Wtedy skorzystałam z okazji zamierzając się uwolnić, ale mi to uniemożliwił.
- Przez ciebie posikam się w majtki.- Zagroziłam.
- Przecież nie masz na sobie majtek. –Zauważył całkiem logicznie.
- Artur…serio, nie lubię łaskotek.       
- Ja myślę inaczej. W przeciwnym razie aż tak byś się nie śmiała.
- Artur…już dobrze, dobrze.- Ugięłam się widząc, że nie zamierza mi odpuścić. Z tym że nie zamierzając zdradzić również prawdy podjęłam pierwszy lepszy temat, który przyszedł mi do głowy. Nie był jednak zbyt fortunny. - Po prostu pomyślałam…to znaczy chciałam powiedzieć, że było mi bardzo przyjemnie….to znaczy chodzi mi o nasz początek gdy…twoja głowa…eee…no, nigdy nie było mi tak dobrze.
- Masz na myśli minetę?
- No…to znaczy tak.     
- Czy wy z…to znaczy nie robiłaś tego wcześniej?
- Tak, ale wcześniej to…no, nie za bardzo co lubiłam.- Oznajmiłam czując się jak idiotka. W końcu po krótkim związku z Arturem okazywało się, że nawet piętnastolatki miały bardziej zadowalające życie seksualne niż ja. Nie żeby Mariuszowi coś pod tym względem brakowało: wręcz przeciwnie. Tyle, że najwyraźniej wyczuwał w moim zachowaniu wahanie gdy byłam czymś zaniepokojona i szybko się wycofywał. Natomiast Chojnacki w takich chwilach parł do przodu starając mi się udowodnić, że ma rację. Tak jak na przykład podczas jedzenia ośmiornicy czy cytrynowego ciasta w cukierni. W łóżku postępował tak samo: konsekwentnie, stanowczo, bez wahania. Mariusz był bardziej czuły i uważny co kiedyś bardzo mi się w nim podobało, dopóki…no właśnie nie zaznałam czegoś zupełnie innego z Arturem. Przekonałam się, że seks wcale nie jest idealny jak w filmach ale pełen perwersji i różnorodności która zależy tylko od samych partnerów. Że nie musi wiązać się z miłością oraz przywiązaniem, a po prostu przyjemnością i pragnieniem. I w końcu zrozumiałam te dziewczyny lub kobiety które dla przeżycia czegoś takiego były gotowe sypiać z wieloma facetami. Ale oczywiście nie mogłam tego wszystkiego powiedzieć Arturowi. Nie, jeśli miałam uszanować pamięć mojego zmarłego męża. Męża którego przecież kochałam: jak więc mogłam porównywać czysto fizyczny akt z głębokim uczuciem które łączyło mnie z Mariuszem? Chyba do reszty zwariowałam.
- A teraz polubiłaś?- Ucieszyłam się, że Artur szybko się opanował i nie pytał mnie o Mariusza w kontekście naszego życia miłosnego. Widocznie też szanował pamięć o nim…Ale czy ja sypiając w łóżku Chojnackiego ją szanowałam?- Hej, nie musisz być aż taka spięta. To nic złego, wiesz o tym prawda?- Niewłaściwie oceniając powód mojego zakłopotania starał się mnie pocieszyć. A ja zamiast to wyjaśnić po prostu skinęłam głową.- Mówię poważnie, Ewelina. To nie jest ani trochę niewłaściwe. A już na pewno nie między nami.- Dodał, a ja nie miałam odwagi zapytać go o co chodziło mu w tym ostatnim stwierdzeniu.- Obiecaj mi, że nie będziesz się tym gryzła, okej?
- Obiecuję.- Odpowiedziałam bardzo cicho. Potem chrząknęłam by mój głos zabrzmiał bardziej pewnie. Z trudem zmusiłam się do uśmiechu.- Przepraszam, pewnie teraz naprawdę masz mnie za jakąś purytankę albo cnotkę-hipokrytkę.
- Cnotkę-hipokrytkę? Podoba mi się to określenie.
- Artur.- Żachnęłam się a on się roześmiał.
- Żartuję. Bo w żadnym wypadku nie jesteś żadną cnotką. A już na pewno nie ze mną w łóżku.
- Artur…- Ponownie go ochrzaniłam, ale tym razem z mniejszym przekonaniem. Poczułam jego dłoń na policzku.
- Chyba naprawdę wrócimy do Warszawy dopiero jutro, prawda? Dochodzi już jedenasta.
- Naprawdę? To wszystko moja wina.
- Nie przeczę, gdyby nie twój pomysł z prysznicem z pewnością udałoby mi się trzymać ręce przy sobie, ale nie powiem żebym narzekał.- Zażartował.- Dlatego proponuję spędzić pozostałą część nocy równie efektywnie jak dotychczas by dla równowagi zakończyć wycieczkę pozytywnym akcentem.
- Jesteś niepoprawny.
- Czasami. Już chyba mówiłem, że przy tobie wychodzi ze mnie dzieciak? No, może poza jednym szczegółem.
- Czy ten szczegół właśnie wbija mi się w brzuch?
- No cóż…
- Chojnacki, jesteś prawdziwym erotomanem.- Moje poczucie winy prysło jak bańka mydlana.
- Ale twoim, a to zasadnicza różnica, prawda?- W odpowiedzi się roześmiałam, a potem pozwoliłam pocałować. Gdy Artur uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy wyczułam, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale zamiast tego po prostu potrząsnął głową jakby uznał to za mało ważne. Wiedziałam, że mimo wszystko było, bo nie był w stanie wyrzec tych słów. Ale nie zamierzałam zmuszać go do odpowiedzi tak jak on mnie, choć pewnie w odwecie powinnam to zrobić. A może instynktownie czułam, że to by mi się wcale nie spodobało?
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że mówiąc o pozytywnym akcencie końca wycieczki Artur miał zdecydowaną rację.
Bo po powrocie do szarej rzeczywistości wszystko między nami zaczęło się zmieniać. 
Niekoniecznie na lepsze.

10 komentarzy:

  1. Co to ma znaczyć , że zaczęło się między nimi zmieniać niekoniecznie na lepsze ????? Ejno ja się nie zgadzam !Oni muszą być razem i ma być wszystko cacy , pięknie , kolorowo ! Czekam z niecierpliwością na kolejny i oczywiście pojawia się tutaj pytanie: kiedy kolejny ? Mam nadzieję , że nie będziesz za bardzo mieszać między nimi , chociaż w sumie nie ważne co napiszesz i tak mi się spodoba :) Przepraszam , że przez ostatnie 2 tygodnie nie pisałam komentarzy i nie wchodziłam na bloga , ponieważ byłam nad morzem a pakiet internetu wykorzystałam w 3 dni bo była taka piękna pogoda ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno dotrzymam słowa i jedną długą część (czyli taka mniej więcej jak ta teraz) będę dodawała raz w tygodniu. Jesli uda mi się więcej- teoretycznie pracę kończę koło dziewiętnastej wiec mam trochę czasu tyle ze nie koniecznie energii- co będą się pojawiać w środku tygodnia (środa, czwartek).
      No i oczywiście cieszę się, że znów zaczęłaś do mnie zaglądać:-) chociaż współczuję nieudanych przez pogodę wakacji. Może pocieszę cie tym że ja nigdzie jeszcze nie byłam i niestety na to się nie zanosi do końca sierpnia:(
      Pozdrawiam serdecznie 😊

      Usuń
  2. Właśnie co to znaczy :-( mam nadzieję że już niedługo się dowiemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, trochę trzeba namącić bo wyszłoby nam 110% lukru w cieście. :-) Ale spokojnie, raczej nie szykuję już większej afery chyba że cos fajnego przyjdzie mi do głowy i zmienię koncepcję ( ale prawdę mówiąc na to się nie zanosi, bo tak jak jest mi się podoba 😊)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Twoje opowiadania są rewelacyjne jak bardzo byś nie mąciła :-) jesteś bezkonkurencyjnie świetna

    OdpowiedzUsuń
  4. Taak z innej beczki zaczelam rozmyślać o twoich opowiadaniach i mam takie pytanie. Co sie stało z Andżelika?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andżelika wyjechała na studia do Bydgoszczy (??? O ile nie pomyliłam miasta) w każdym bądź razie poza Warszawę. Tam poznała swojego męża Cezarego. I tyle faktów które wynikają z jej losów o ktorych wspomniałam w poprzednich opowiadaniach. Co do przyszłości to następne opowiadanie (po ktos całkiem inny) miało być właśnie o jej retrospekcji i trochę przyszłych losów, ale na razie nie mogę się uporać z historią Eweliny i Artura :((( Jeszcze dziś musiałam wczesniej być w pracy a skończę po ósmej wiec w domu będę po dziesiątej...a jutro znów o piątej rano pobudka. Jezu, nigdy chyba nie przywyknę do tak wczesnych pobudek :((

      Usuń
  5. Raczej liczyć na niedzielę? Współczuje wczesnego wstawiania ale tak to wyglada u większości społeczeństwa kolejne długie lata ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, ze raczej tak chociaż szykuje mi się wypad ze znajomymi w sobotę i goście z noclegiem na niedziele ale ważne że dzień bez pracy umysłowej, więc pisać będzie łatwo:-) Na pewno jedna część na tydzień będzie przeze mnie wstawiana obowiązkowo - więcej, gdy znajdę czas.
      pS: Co do tego wczesnego wstawiania większości ludzi to oczywiście masz rację, ale ja raczej mam marudną naturę typowego Polaka, więc lubię sobie czasami ponarzekać 😉. Od razu mi wtedy lepiej. Na szczęście jeszcze nie zrobiłam się zrzędliwa :-)

      Usuń
  6. Absolutnie nie żebym nie rozumiała narzekania na wczesne pobudki to jak najbardziej uzasadnione jest :-) tylko miałam na myśli że fajnie jak później się ma pracę do której nie trzeba wcześnie wstawać na określoną godzinę. Na przykład pisanie książek :-) :-) :-) z takim talentem jak Twój społeczeństwo miałoby korzyść niewyobrażalnie wielką :-) pozdrowienia i powodzenia

    OdpowiedzUsuń