Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 11 lipca 2016

Maskarada część XXXI



Wiem, że obiecałam dodać wcześniej, ale zanim to zrobię postanowiłam przeczytać opowiadanie od początku do końca żeby przekonać się czy koncepcja mojego zakończenia ma sens. Po drodze zauważyłam kilka niedociągnięć (np. w którejś części pomyliłam imię ojca Artura a w innej sekretarki Mariusza. Niby małe błędy, ale powinnam zwracać na to większą uwagę. Nie wspominając nawet o tym, że raz Artur ma zielone, raz brązowe oczy ech.... Chyba po prostu muszę zapisywać sobie szczegóły. Ale mimo wszystko sądząc po waszych reakcjach chyba opowiadanie się podoba :) Może gdy je skończę pomyślę nad korektą wcześniejszych części, ale na razie nie mam na to czasu. Ta część też nie jest taka standardowa pod względem długości jak zazwyczaj, ale obiecuję że następne już będą. Miłego czytania. 


Nazajutrz obudziłam się w świetnym humorze mimo faktu, że do domu dotarłam grubo po północy. Co i tak zakrawało na cud, bo Artur długo nie zgadzał się na to bym wróciła do siebie. W dodatku jego perswazje były na tyle skuteczne, że naprawdę miałam szczerą ochotę zostać. Tyle, że coś mnie przed tym powstrzymywało.
Gdy w końcu nadszedł upragniony piątek z ulgą wyszłam z biura a potem w pośpiechu zaczęłam pakować niewielką walizkę. Artur nie zdradził mi jeszcze gdzie dokładnie się wybieramy poza tym, że nad morze. Nie żądałam konkretów tylko dlatego, że podczas rozmowy wydawało mi się, że nawet on sam nie do końca jeszcze to wie.
Na godzinę przed wyjazdem bez zapowiedzi wpadła do mnie Monika. Sama nie wiem czemu jej wizyta bardzo mnie zaskoczyła, w końcu jako dwie samotne i podstarzałe singielki (no dobra, może trochę przesadzałam) nie raz spędzałyśmy w ten sposób piątkowe wieczory zajadając niezdrowe żarcie przy akompaniamencie wrzasków dochodzących z telewizora. Ale stało się tak dlatego, że tym razem miałam inne plany. Mimo wszystko robiłam dobrą minę do złej gry: dyskretnie zamknęłam drzwi od sypialni gdzie znajdowała się prawie spakowana walizka i z uprzejmym wyrazem twarzy słuchałam paplaniny Moniki. Po pół godzinie zrozumiałam, że jeśli teraz nie wyjdzie to na pewno nie zdążę z dokończeniem pakowania i prysznicem. Dlatego decydując się na półprawdę wyznałam tylko, że w ramach akcji: zrób coś dla siebie, postanowiłam wybrać się na spontaniczną wycieczkę nad morze. Bałam się tylko, że Monia jako zwariowana czterdziestolatka może chcieć mi towarzyszyć- znając ją byłaby w stanie pojechać tak jak stoi- ale słowo już się rzekło. Na szczęście moja bratowa zareagowała tylko lekkim zdziwieniem pomieszanym z radością.
- Super, wreszcie robisz coś innego poza koniecznością.- Wyznała z szerokim uśmiechem. Ja natomiast zmarszczyłam brwi.
- Hej, jestem aż tak nudna?
- Byłaś. Kursowałaś tylko między mieszkaniem a pracą, garnkami a podpisywaniem raportów, zakupami a podejmowaniem decyzji strategicznych w biurze.  No i znosiłaś moje towarzystwo.
- To akurat nie była konieczność.
- Ha, jakie to słodkie. No cóż, chyba nie będę cię dłużej zatrzymywać. Zadzwoń jak będziesz na miejscu: chodzi mi tylko i wyłącznie o twoje bezpieczeństwo.
- Jasne, tak zrobię.
- Aha, i życzę ci żebyś poznała przystojnego bruneta.
- Ale śmieszne.- Wywróciłam oczami czując się jak hipokrytka i mając nadzieję, że Jastrzębska tego nie zauważy. Bo przecież już poznałam swojego przystojnego bruneta. A właściwie to znałam go od wielu lat.
Z powodu drobnego opóźnienia, gdy przyjechał Artur nie zdążyłam wysuszyć włosów, ale stwierdziłam, że nie warto opóźniać wyjazdu skoro mogą mi doschnąć na zewnątrz. W końcu na dworze było koło dwudziestu pięciu stopni.
- To gdzie dokładnie jedziemy?- Spytałam w końcu gdy zapakowaliśmy bagaże a potem gotowi ruszyliśmy w trasę.
- A gdzie byś chciała?
- Nie pajacuj, pytam poważnie.
- Moja odpowiedź była poważna. No dobra, jedziemy do Władysławowa.
- Super.
- Byłaś tam?
- Właściwie nie, ale całkiem niedaleko. Z Mariuszem.- Dodałam ciszej.
- Ach tak.- Mrugnął tylko Artur a ja zauważyłam, że jego uśmiech jakoś tak przygasł. Ale może po prostu tak mi się tylko wydawało. Potem przez kilka minut jechaliśmy w milczeniu.
Zwykle tak było, że jednostajna podróż działała na mnie odprężająco, także nie zdziwiłam się gdy oddając się objęciom snu otworzyłam oczy widząc lekką szarówkę za oknem. Wyjechaliśmy o szóstej, ale teraz zdałam sobie sprawę jakie to było nierozważne. W końcu podróż na drugi kraniec kraju to jakieś 400-500 km. A więc przy dobrych układach pięć godzin. Tyle, że teraz Chojnacki stał w korku. Tak jak zwykle nieco mnie to zirytowało. On jednak był w gorszej sytuacji: musiał przecież prowadzić auto przez długi czas.
Na miejsce dotarliśmy późnym wieczorem, tak jak przewidywał Artur. Choć duże natężenie ruchu mnie zirytowało, to jednak dzięki uwagom Chojnackiego szybko wpadłam w dość głupkowaty nastrój. Może to dlatego gdy w końcu udało nam się znaleźć zamówiony pensjonat i recepcjonistka z lekkim zaniepokojeniem oznajmiła, że nie posiada żadnej rezerwacji na ten dzień na nazwisko Artura chciało mi się tylko śmiać. Zwłaszcza, że okazało się iż zaszła pomyłka.
- Serdecznie państwa przepraszamy.- Usprawiedliwiała się sprowadzona zamieszaniem kierowniczka.- Telefon od pana Chojnackiego odbierała pracująca na stażu dziewczyna i niedokładnie sprawdziła w systemie wolne terminy.
- Rozumiem.- Artur był lekko poirytowany, ale nie dawał tego po sobie poznać. Ja to wiedziałam, bo dobrze znałam jego zachowanie od wielu lat.- W takim razie czy istnieje możliwość zakwaterowania do innego pokoju?
- Obawiam się, że nie. Teraz jest pełnia sezonu, więc nie mamy niczego co by się nadawało. Jeszcze raz państwa przepraszam.
- W porządku, poszukamy gdzie indziej. Dobranoc.- Pożegnał się z nimi szybko Artur a potem chwytając mnie za rękę wyszliśmy z budynku. Jak zauważyłam zrobił to dlatego, że ledwo nad sobą panował. Dał temu wyraz zaraz potem gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.- Cholera, mogłem się skapnąć, że w środku sezonu zapowiadanie się praktycznie z dnia na dzień jest niemożliwe.- Powiedział do mnie.- Dobrze, że chociaż nie targaliśmy ze sobą tych walizek.
- Spokojnie, nic się przecież nie stało.- Mrugnęłam do niego.- Po prostu pojeździsz sobie jeszcze trochę. Wiesz gdzie jest jakiś najbliższy hotel?
- Nie bardzo, ale zaraz sprawdzę.
Artur szukał w swojej komórce a ja w tym czasie czekałam. W końcu znalazł coś w internecie i ruszyliśmy.
Niestety następny hotel również poinformował nas, że wszystkie miejsca są zajęte. Dlatego przezornie Artur do następnego miejsca (zanim wybraliśmy się w podróż samochodem) zadzwonił na recepcję.
- Kurczę, też mają komplet. Serio te dzisiejsze hotele tak świetnie prosperują?
- Musimy po prostu skupić się na małych motelach.- Zasugerowałam tłumiąc ziewnięcie.- Najczęściej ktoś kto wyjeżdża na wakacje chce wypocząć i wybiera coś luksusowego.
- Tak, tylko że w porównywarce nie informują mnie o niszowych wariantach tylko tych najbardziej popularnych. No i niestety nie znam okolicy, a o tej porze kupienie jakiejś mapy jest niemożliwe, tym bardziej spotkanie kogoś i zapytanie o drogę. Jej, gdzie ta balująca wieczorami młodzież gdy jej nie ma?- Spytał na koniec retorycznie. A ja parsknęłam śmiechem podchodząc do niego i lekko się przytulając.
- No cóż, nie jest tak źle. W końcu mamy samochód. W ostateczności spędzimy najbliższą noc w nim.
Prawdę mówiąc to moje słowa miały na celu pocieszenie Artura i powstrzymanie go od wyrzutów sumienia. Tyle, że okazały się być prorocze, bo dalsze poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Wszędzie albo było już zajęte, albo recepcja była już dawno zamknięta (w końcu dochodziła północ). Dlatego w końcu, gdy zegar wybił w pół do pierwszej poddaliśmy się. Zwłaszcza, że Chojnacki jadąc jakąś mało uczęszczaną drogą złapał gumę.
- Masz zapasową oponę?- Spytałam go wtedy.
- Nie.- Odpowiedział naburmuszony. Początkowo myślałam, że żartuję, ale szybko przekonałam się że tak nie jest czytając to z jego miny. I zamiast do reszty się załamać parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.- W zeszłym tygodniu jakiś palant tak zajechał mi drogę, że musiałem zahaczyć o pobocze, a nieźle wtedy pędziłem. Zmarnowałem dwie zapasowe i chociaż zamówiłem następne to jeszcze ich nie odebrałem. Zresztą mówiłem ci o tym.
- Tak wiem, ale…co my teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem gdzie właściwie jesteśmy, bo zasięg jest tu fatalny.
- Hej, to brzmi jak wstęp do kiepskiej jakości horroru: późna noc, popsute auto i dwoje młodych nierozgarniętych ludzi.
- Dla mnie brzmi to jak wstęp do nieprzespanej nocy. A jeśli już ktoś jest tutaj nierozgarnięty to tylko ja.
- Spokojnie, nie jest tak źle. Przecież jest ciepło: prześpimy się trochę a rano coś wymyślimy.
- No nie wiem. Może spróbuję zadzwonić po pomoc drogową? Co prawda tutaj nie mam zasięgu, ale gdy odejdę kilkadziesiąt metrów dalej może uda mi się połączyć.
- I co potem? Gdzie nas niby odholują? Lepiej to po prostu przeczekać.
- I pozwolić byś spędziła tu noc? Mowy nie ma.
- Bez przesady: kiedyś bardzo lubiłam biwaki i obozy mówiłam ci?
- Naprawdę wcale nie jesteś na mnie zła? Czy robisz dobrą minę do złej gry?
- Nie, nie jestem. Może gdybym była sama to co innego, ale z tobą to brzmi jak wielka przygoda.- Ostatnie dwa słowa przeciągnęłam jak tylko się dało wplatając w nie tyle zapału ile było możliwe. I udało mi się sprawić, że na twarzy Artura zagościł w końcu uśmiech.
- Przepraszam.- Szepnął podchodząc do mnie bliżej a potem delikatnie przytulając i całując w czoło. Przymknęłam wtedy oczy również się uśmiechając.
- Nie musisz. W końcu mamy swój spontaniczny wyjazd, prawda?- Sama właściwie nie wiedziałam czemu aż tak chciało mi się śmiać z tej sytuacji. W końcu to nie było do końca śmieszne. Artur miał rację: byliśmy całkowicie uziemieni przez najbliższe kilka godzin, a że nie zwracałam uwagi gdzie właściwie jedziemy nie do końca było wiadome, jak bardzo ten nasz pomysł na skrót polną drogą był oddalony od głównej szosy i szansy by uzyskać pomoc. A ja ani trochę nie czułam strachu. Niewątpliwie trochę nakręcała mnie złość Chojnackiego tym większa, że przecież całkiem uzasadniona. Bo całkiem zabawnie się złościł.
- Prawdę mówiąc trochę inaczej wyobrażałem sobie pojęcie spontaniczności.- Odpowiedział mi po dłuższej chwili odsuwając lekko głowę tak by móc patrzeć mi prosto w oczy. Gdy zrobiłam to samo zauważyłam jak bardzo jest zmęczony. Dlatego delikatnie pogładziłam go po policzku a potem czole by usunąć bruzdę spowodowaną niepokojem która jeszcze nie zniknęła z jego twarzy.
- To nie jest najgorsze. Chodźmy już do samochodu. Właśnie po raz drugi ugryzła mnie w łydkę jakaś krwiożercza komarzyca.
- Przepraszam.
- Za co? Chcesz powiedzieć, że działała na twoje zlecenie?- Zażartowałam, a on po raz drugi od kilkudziesięciu minut się uśmiechnął.
- Powinnaś być na mnie zła a nie usiłować mnie rozbawić.- Trafnie odgadł motywy którymi się kierowałam.
- No cóż, może później. W końcu jestem kobietą i muszę myśleć strategicznie.
- To znaczy?- Spytał wyraźnie zaciekawiony.
- To znaczy, że szykuje się nam noc bez ciepłej kołdry i łóżka, więc będę musiała liczyć tylko na ciepło twojego ciała. A jeśli teraz zacznę cię ochrzaniać i opieprzać to nie wypada mi później tulić się w twoich ramionach, prawda?
- Prawda.- Potwierdził z całkowitą powagą, choć przyszło mu to z jeszcze większym trudem niż mi. W końcu po dobrych pięciu sekundach oboje nie mogąc wytrzymać w końcu parsknęliśmy śmiechem.
- Jesteś cudowna.- Skwitował to w końcu Chojnacki opierając moją głowę o swoje ramię.
- E tam, po prostu praktyczna. To co idziemy już do tego twojego rzęcha czy nie?
***

Koniec końców spędzona w samochodzie z konieczności noc okazała się nie być taka zła. Razem z Arturem wygodnie rozłożyliśmy się na tylnym siedzeniu tak, że ja z racji dość wąskiego miejsca prawie na nim leżałam. Z walizki wyjęłam jedyny gruby sweter który ze sobą wzięłam nakrywając nas nim (choć Chojnacki kategorycznie nakazał mi żebym to ja go włożyła stwierdziłam, że zrobienie z niego kołderki będzie znacznie bardziej przyjemniejsze i praktyczniejsze; poza tym mimo jego ewidentnej winy nie zasłużył na to by aż tak zmarznąć). Trochę z poczuciem winy myślałam też o swoich podejrzeniach jakoby miał coś „kombinować”, ale chyba serio czuł się winny bo zniknęła cała jego brawura. Dlatego chyba zadowolił się „tylko” przytulaniem mnie. Albo po prostu było mu zimno lub niewygodnie, bo z racji naszej bliskości wyczuwałam, że miał ochotę na coś więcej. Dyskretnie do tego nie nawiązywałam kontynuując naszą pogawędkę o wszystkim i o niczym. Bo przeskakując z tematu na temat rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie, studenckich czasach które tak bardzo się różniły. Ja przecież każdą wolną chwilę spędzałam na nauce (drżąc przed każdym wynikiem egzaminu, który oprócz wykształcenia zwiastował moją szansę lub jej brak na stypendium z którego się utrzymywałam), a potem dorywczej pracy której się łapałam a on opowiadał o grubo zakrapianych imprezach chłopców z bogatych domów którym udało się wyrwać „ze smyczy”, jak ich czasem nazywałam. O tym jak robili sobie nocne wypady do sąsiednich miast, jak zwiedzali, jak korzystali z wielu atrakcji. Omijał tylko temat swoich „zdobyczy” jak je w myślach nazywałam. Choć prawdę mówiąc ja z chęcią posłuchałabym o tym on najwyraźniej uznał, że te fragmenty mogą mnie zniesmaczyć, dlatego zgrabnie je omijał.
Nie sądziłam, że w takich warunkach uda mi się usnąć: pomimo względnego ciepła i objęć Chojnackiego było mi niewygodnie: pasek jego spodni wpijał mi się w biodro, a pomimo moich marnych stu sześćdziesięciu trzech centymetrów wzrostu i tak nie mogłam całkowicie rozprostować nóg. Chęć do narzekania trochę mi przeszła, gdy uświadomiłam sobie, że on przecież musi mieć o wiele gorzej niż ja, a mimo to nie narzeka. Dlatego gdy w którymś momencie spytał mnie czy jest mi wygodnie skłamałam, że tak postanawiając stłamsić swoją egoistyczną naturę.
Rano obudziłam się czując, że kark mam dziwnie zesztywniały a moja prawa ręka mi całkiem zdrętwiała. Myślałam, że Artur jeszcze śpi, dlatego delikatnie próbowałam się z niego zsunąć, ale gdy spojrzałam w górę na jego twarz okazało się, że również już nie śpi. Gdy spostrzegł że na niego patrzę uśmiechnął się a potem cmoknął mnie w nos.
- Dawno wstałeś?
- Spytałam jeszcze rozespanym głosem.
- Jakiś czas temu. Jak się czujesz?
- Wcale nieźle. Która godzina?
- Po szóstej.
- O matko.
- Jeśli chcesz prześpij się jeszcze sama. Będzie ci wygodniej.
- A ty?
- Ja spróbuję zorganizować pomoc.
- Chcesz zostawić mnie samą?- W jednej chwili całkowicie się rozbudziłam.- Nie ma mowy.
- Hej, chyba nie wierzysz w te wszystkie gadki o upiorach czy psychopatach czających się na nierozgarniętych turystów którymi wczoraj umilałaś mi wieczór, co?
- No nie.- Zmieszałam się, bo prawdę mówiąc to sama nie wiem czego się bałam. Przecież z racji letniej pory było już całkowicie jasno. I raczej uważałam się za rozsądną. No właśnie: raczej.
- Spokojnie, nie odejdę daleko. Będę w zasięgu twojego wzroku. Poza tym powinniśmy się stąd już wydostać, prawda?- Wiedząc, że Chojnacki ma rację poinformowałam tę makabryczną część mnie, że ma się odczepić i przestać podsyłać mózgowi krwiożercze wizje mojej samotnej śmierci i wyrzutach sumienia Artura który potem znalazłby moje szczątki. Zamiast tego skinęłam mu tylko głową, a potem zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że tak będzie mi łatwiej.
Trzy godziny później, półprzytomnie jedliśmy śniadanie w jednej z miejscowych restauracji. Potem pojechaliśmy do małego pensjonatu, który polecił nam właściciel knajpki zapewniając, że właścicielem jest prywatna osoba i z pewnością będzie miała dla nas wolny pokój. Ucieszyłam się, ale Artur od razu sprowadził mnie na ziemię rzucając jakiś komentarz o wczorajszym rozczarowaniu. Dlatego dopiero gdy się zakwaterowaliśmy i legliśmy na łóżku poczułam się bezpieczna i szczęśliwa.
- Nigdy nie sądziłam, że łóżko ze świeżą wykrochmaloną pościelą sprawi mi tyle radości.- Stwierdziłam wtedy z głębokim westchnieniem.
- Ani ja.- Przyznał również Artur. Jednak po chwili niechętnie wstał z łóżka wyciągając do mnie rękę.- Chodź musimy się wykąpać.
- Więc ty idź pierwszy. Ja muszę sobie jeszcze raz przypomnieć jak to jest leżeć na czymś miękkim.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.- Z trudem zmusiłam się do uśmiechu. Po ostatniej nocy byłam wykończona. Do tego stopnia, że szybko odpłynęłam. Na chwilkę przebudziłam się tylko czując jak Artur ściąga mi buty, a potem spodnie i bluzkę niczym małe dziecko się temu poddając. A potem całkowicie oddałam się objęciom Morfeusza.
Obudziłam się dopiero słysząc pukanie do drzwi chociaż wyraźny ruch po drugiej stronie łóżka uświadomił mi, że Artur zamierzał szybko spławić natręta tak bym się nie obudziła.
- Dzień dobry, bardzo przepraszam ale zgodnie z poleceniem przynoszę dzisiejszy obiad.
- Ach, to tak, zupełnie zapomniałem. Nie sądziłem, że jest już czternasta.
- Właściwie to dochodzi już w pół do trzeciej. Mówił pan, że zamierza odpoczywać z żoną, więc trochę zwlekałam, ale uznałam, że powinniście państwo coś zjeść.
- Tak, jeszcze raz dziękuję.
-  W takim razie nie będę już przeszkadzać. Proszę pozdrowić ode mnie panią Chojnacką.
- Dziękuję, nie omieszkam.- Usłyszałam jeszcze a potem słysząc trzaśnięcie drzwi „obudziłam się”.
- Pani Chojnacka?- Odezwałam się pytającym tonem, bo prawdę mówiąc przy rezerwacji pokoju w ogóle nie zwróciłam uwagi na to jak Artur mnie przedstawił i na jakie nazwisko rezerwował pokój.
- Już wstałaś?
- Obudziło mnie pukanie. Więc?
- No cóż, od razu wyczułem, że gospodyni jest dość konserwatywna, więc szybko postanowiłem uświęcić nasz związek sakramentem małżeństwa.- Odparł mi. Ze śmiechem rzuciłam w niego poduszką.
- Błazen.
- Tak traktujesz swojego wymyślonego męża? Który na dodatek przyniósł ci obiad?- Te słowa uświadomiły mi, że od wczorajszego popołudnia nie miałam nic w ustach. Jakby na zawołanie w moich brzuchu zaburczało.
- Dobra, a więc przesuwam karę na później. – Zawyrokowałam, a potem zaczęłam uważnie rozglądać.- Gdzie moja walizka?
- Włożyłem ją do szafy. Chcesz się teraz wykąpać?
- Chyba muszę. Powinieneś obudzić mnie wcześniej.
- Byłaś bardzo zmęczona i tak słodko spałaś, że nie miałem sumienia.- Powiedział nieco teatralnym tonem.
- Ha ha. W każdym razie dziękuję za zdjęcie mi wierzchnich rzeczy.
- Nie ma za co. Rozbieranie cię należy do jednej z najbardziej przyjemnych rzeczy.- Nie mając pojęcia jaką odpowiedzieć repliką ograniczyłam się tylko do spojrzenia. Potem wstałam z łóżka kierując się do szafy. Starałam się przy tym nie myśleć o tym, że jestem tylko w bieliźnie, ale nawet pomimo faktu, że stałam tyłem do Artura i tak czułam na sobie jego spojrzenie. Wiedziałam, że po dwóch wspólnych nocach nie powinnam czuć się tak zakłopotana jaka się czułam, ale łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Dlatego gdy wciąż siłując się z walizką, która się zacięła zmuszona byłam poprosić go o pomoc oznajmiłam stanowczo:
- Nie gap się tak na mnie.
- Wcale się przecież nie gapię. Tylko patrzę i podziwiam.
- Mówię serio. Krępujesz mnie. Albo daj mi jakąś swoją koszulkę, bo zanim dostanę się do tej walizki minie trochę czasu.
- Pewnie przycięłaś zamek jakąś bluzeczką.- Odpowiedział mi Artur usiłując pociągnąć za suwak. Bez skutku.- A swojej koszulki ci nie dam.
- Artur…
- Naprawdę aż tak bardzo cię to peszy?
- Wyobraź sobie, że nie nawykłam do paradowania w bieliźnie przed facetami.
- Paradujesz tylko przed jednym. I to takim któremu bardzo się podobasz.
- Dobra, nie ciągnijmy już tego tematu.
- Czemu? Jest bardzo intrygujący.
- Może dla ciebie.
- Dlaczego?
- Bo lubisz wprawiać mnie w zakłopotanie.
- A i owszem.- Przyznał bez wstydu i na dodatek z szerokim uśmiechem.- Ale chodziło mi raczej o to dlaczego to cię tak peszy?
- Bo jestem nago. I…i zastanawiam się czy liczysz teraz wszystkie fałdki na moim brzuchu i udach.
- Nie masz żadnych fałdek na brzuchu ani udach.
- Mam, widzisz?- Na potwierdzenie złapałam jedną koło pępka między palec wskazujący a kciuk.
- Przecież to skóra.
- Z tłuszczem.
- Ty tak serio?- Parsknął śmiechem.
- Może dla ciebie to zabawne, ale dla mnie nie.- Naburmuszyłam się.
- Z całą stanowczością mogę cię zapewnić, że dla pewnej części mojego ciała to też nie jest zabawne. Twój widok sprawia, że nie potrafię myśleć o niczym innym jak…- Tu przerwał sugestywnie. Już miałam rzucić coś zirytowanym głosem o tym, że próbuję mnie tylko pocieszyć gdy odruchowo spojrzałam na jego rozporek. Faktycznie, był trochę pobudzony.
- Ojej.- Wyrwało mi się bardzo elokwentne. Tak jakbym była niewinną dziewicą, która nie wie co dzieje się miedzy kobietą i mężczyzną. Ale nie mogłam się powstrzymać.
- Właśnie.- Znów wydawał się być rozbawiony, ale wrócił do próby otworzenia mojej walizki.- Ale i tak patrzenie na ciebie jest tak przyjemne, że nie mógłbym sobie tego darować.
- Bardziej niż rozbieranie mnie?- Zażartowałam odnosząc się do jego wcześniejszych słów.
- Hm, ciężki wybór. Muszę się nad tym głęboko zastanowić…- Urwał mocno pociągając za brzeg walizki. Wtedy usłyszałam szelest suwaka.- Proszę bardzo.
- Dzięki.- Mrugnęłam porywając z niej kosmetyczkę i szlafrok. I oczywiście udając, że nie zauważam jego spojrzenia błądzącego po mojej sylwetce. A potem skierowałam się do łazienki. Jednak zanim do niej weszłam usłyszałam jeszcze:
- Dzisiejszy obiad będzie z atrakcjami.
- Jakimi atrakcjami?
- Jak się wykąpiesz to zobaczysz. Tylko szybko, żeby wszystko nie wystygło.
- Jak ci tak bardzo zależy to zjedz wcześniej.
- O nie, jestem dżentelmenem.- Komentarz ograniczyłam tylko do parsknięcia wybitnie dając mu poznać co o tym sądzę. On i dżentelmen…chociaż trzeba powiedzieć, że wczorajszej nocy postarał się by było mi bardzo wygodnie.
Atrakcje obiadowe jakie szykował miały polegać na tym, że mieliśmy zjeść go nago czemu oczywiście się sprzeciwiłam. Wtedy Chojnacki zaczął oczywiście próbować swoich dziecinnych prowokacji na które się oczywiście nie nadziałam. Potem otwarcie ze mnie kpił.
- Cnotka.
- Cnotę straciłam już kilka lat temu.
- Purytanka.
- Reformatorką też nie jestem.
- Dewotka.
- O wypraszam sobie…chociaż, może i jestem trochę hipokrytką.
- Czy ciebie nie da się sprowokować?- Chojnacki ciężko westchnął.
- Raczej już z tego wyrosłam. Poza tym nie rozumiem co właściwie masz na celu zmuszając mnie do jedzenia bez ubrania.
- Po prostu urozmaicenie posiłku. I zmuszenie cię do przełamania barier.
- Ha, wiedziałam.
- Przecież oboje będziemy nadzy, więc co ci szkodzi?
- Wszystko. Chyba zabrałeś na wyjazd nie tę dziewczynę co trzeba.
- Wręcz przeciwnie. Zabrałem tę którą chciałem. Ale w sumie masz rację, jeszcze nie jesteś na to gotowa i…
- …i nigdy nie będę.- Dokończyłam po swojemu.
- Niech ci będzie. I jedzmy wreszcie.
Po posiłku, choć po kilku godzinach snu czułam się już lepiej, to jednak rozleniwiona rozłożyłam się na łóżku naciągając rolety. Artur zrobił to samo. Potem oglądając w telewizji kiepski film stwierdziliśmy, że nie ma to jak jechać nad morze tylko po to, by oglądać TV. Dlatego postanowiliśmy wyjść na spacer, ale jakby na złość nam zerwał się wiatr a potem lunął deszcz, więc po niecałej godzinie wróciliśmy. I aż do kolacji zaszyliśmy się w swoim pokoju. Potem znów wróciliśmy do wylegiwania się i słodkiego leniuchowania aż w końcu poczułam, że dłoń Artura która od jakiegoś czasu leżała na moim brzuchu zjechała na biodro i zaczęła wkradać się pod koszulkę. Robił to jednak tak delikatnie i powoli, że postanowiłam udawać że niczego nie zauważam. Nawet wtedy gdy poczułam dotyk jego ust na szyi.
- Zasłaniasz mi a teraz najlepszy moment.- Udałam, że jestem bardzo zaciekawiona dreszczowcem, który rozpoczął się kilkanaście minut temu gdy z powrotem włączyliśmy telewizor po zjedzeniu posiłku.
- Jestem pewien, że przerwa jaką ci szykuję spodoba ci się jeszcze bardziej.- Mrugnął tym razem drażniąc mój kark językiem. Poczułam rozkoszne dreszcze i szybsze bicie serca, ale postanowiłam jeszcze trochę się podroczyć.
- Ciii, przez ciebie nie usłyszałam czy on współpracuje z tymi przestępcami czy nie.
- Pewnie tak.
- Nawet nie spojrzałeś na ekran i nie wiesz o kim mówię.
- Albo i nie.
- Artur…- Jęknęłam bo właśnie nakrył mnie swoim ciałem.- Przez ciebie nie mogę oglądać filmu.
- Masz przed sobą swój własny film.
- Nie lubię pornosów.
- Nie?- Spytał zamykając w swojej dłoni moją pierś.
- Nie.
- Więc to będzie…erotyczny romans.
- Z jaką fabułą?
- Uboga sierota z prowincjonalnego miasteczka przyjeżdża w poszukiwaniu pracy u bogatego biznesmena, który z miejsca ją oczarowuję.
- I ja niby mam być tą prowincjonalną gęsią?
- Skąd. Ty jesteś tym biznesmenem.- Roześmiałam się, a potem pozwoliłam by nakrył moje wargi swoimi. Szybko jednak je oswobodziłam.
- Skoro tak to dzisiaj rolę się odwracają. To ja cię trochę pomęczę.- Na potwierdzenie tych słów usiadłam na nim okrakiem zaczynając kolistymi ruchami gładzić jego klatkę piersiową. Potem zaczęłam podwijać jego koszulkę aż całkowicie zdjęłam mu ją przez głowę. On planował zrobić to samo z moją, ale mu na to nie pozwoliłam.- Ależ ty jesteś szybki. Nikt cię nie nauczył, że czasami warto trochę poczekać?
- Czekałem już cały dzień. Cholera, wiesz jak trudno było mi się na ciebie nie rzucić gdy przechadzałaś się po pokoju w samej bieliźnie albo wykorzystać podczas snu?
- A więc jesteś z tych mężczyzn.
- Dlaczego mam wrażenie, że to nie jest komplement?
- Bo nie jest.
- Więc co to niby miało znaczy?
- Tylko tyle, że zamiast mózgiem myślisz trochę inną częścią ciała.
- Zobaczymy co powiesz za kilka minut.- Niespodziewanie zrzucił mnie z siebie przygwożdżając moje dłonie do łóżka a ciało do swojego. A potem zaczął gwałtownie całkować po szyi torując sobie drogę do obojczyka i ramienia. Raczej usłyszałam niż zauważyłam dźwięk rozdzieranej koszulki, bo poddając się rozkosznym dreszczom oczekiwania przymknęłam oczy. Jednak wtedy je otworzyłam.
- Co ty robisz? To jednak z moim ulubionych koszulek.
- Tak? W takiej wersji mnie podoba się jeszcze bardziej.- Nie miałam szansy odpowiedzieć, bo Chojnacki znów zaatakował wszystkie moje zmysły nie dając mi możliwości na rozsądne myślenie. Ale mi to wcale nie było w głowie. Poddałam się więc dotykowi i przyjemności jaką dawało mi jego ciało, napawałam pożądaniem i ekstazą jaka w końcu stała się naszym udziałem. Oczywiście w trakcie Artur nie byłby sobą gdyby nie odegrał się na mnie za wcześniejsze słowa. Dlatego oprócz rozerwanej koszulki to samo zrobił z moją dolną bielizną. I choć tego nie przyznałam bardzo mi się to spodobało. Zamiast tego gdy skończył się ze mną kochać a mnie udało się zebrać oddech skomentowałam jego zachowanie jednym zdaniem:
- Jesteś perwersyjny.
- Kochanie, jeszcze nawet nie doszliśmy do perwersji. Ale spokojnie cię tego wszystkiego nauczę: sado maso, trójkąty, seks analny…wszystko przed nami.
- Ty…- Wkurzona protekcjonalnym traktowaniem uderzyłam go w ramię. Zaraz potem dodałam:- Na te trójkąty mogę się zgodzić tylko pod warunkiem, że będą odbywać się z drugim facetem.
- Masz to jak w banku.- Mrugnął rozbawiony, ale zaraz potem poważnie dodał:- Nigdy nie pozwoliłbym by dotknął cię inny mężczyzna ani nawet kobieta. Albo w ogóle na coś bez twojej zgody.
- Zabrzmiało to tak jakbyś wcześniej próbował…
- Nie skąd. Żadnej z tych rzeczy. Jestem prostym facetem. Ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.
- O nie, dziękuję. Jestem purytanką, nie pamiętasz?
- Jeśli tak zachowują się w łóżku purytanki to nie chcę myśleć ja zachowuje się kobieta wyzwolona.
- Wciąż się ze mnie nabijasz.
- Ranisz moje serce.
- Akurat.- Prychnęłam. Ale wtedy coś sobie przypomniałam.- Co stało się z moim…eee…wibratorem?
- Masz na myśli ten który zostawiłaś w moim mieszkaniu?
- Tak, wyobraź sobie że nie mam innych.
- A skąd mam wiedzieć?- Wzruszył ramionami wciąż nieźle ubawiony.
- Jeśli już musisz wiedzieć, to tego dnia którego go u ciebie zostawiłam to również kupiłam. Po raz pierwszy i chyba ostatni. Nie masz pojęcia ile najadłam się wstydu przy zakupie nie wspominając nawet o tym co czułam gdy uświadomiłam sobie, że go u ciebie zostawiłam.
- Wiem, pamiętam. Ale mnie to różowe cacko zawsze będzie kojarzyło się całkiem przyjemnie. W końcu to o rozmowie o nim wszystko się między nami zaczęło.
- Jak wibrator sprawił, że zdobyłem dziewczynę. Świetny tytuł na książkę.
- Naprawdę nigdy się nie masturbowałaś?
- Wyobraź sobie, że nie.
- Nigdy?
- Przecież mówiłam. I w ogóle to skończmy ten temat.
- Nie mogę jest…poczekaj chwilę.- Urwał nagle. A ja czułam, że kombinuje coś co może mi się nie spodobać. Zwłaszcza, że w jego oczach zobaczyłam szczególny chochlikowaty błysk.
- Artur co ty kombinujesz?
- Nic. Po prostu szukam…po prostu czegoś szukam.- Do głowy wkradła mi się nieprawdopodobna myśl, ale przecież…nie, na pewno nie. Przecież nawet Chojnacki nie byłby na tyle porypany by…
- Mam.- Wykrzyknął w końcu tryumfalnie.- Tak myślałem, że zostawiłem go w tamtych spodniach.
- O czym ty mówisz?
- O twoim przyjacielu.- Z uśmiechem na twarzy pokazał mi mój stary wibrator. Czułam jak moje policzki pąsowieją.
- Masz go przez cały czas?! I na dodatek nosisz przy sobie?
- Po prostu przeczuwałem, że może się przydać. To co masz ochotę go wypróbować?
- Jesteś stuknięty.
- Ja? Przecież on jest twój.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Ale pewnie znów się ze mnie nabijasz, co? Artur?
- Dlaczego? Po prostu chcę zobaczyć jak to działa. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałem wibratora łechtaczkowego.
- Odłóż go.
- Dlaczego?
- To ty nazwałaś mnie perwersyjnym.
- A ty powiedziałeś, że taki nie jesteś.
- Powiedzmy, że jestem ciekawy eksperymentu. To co masz ochotę?

5 komentarzy:

  1. Jestem w 100% usatysfakcjonowana. Doczekałam się rozdziału, który jest świetny, zabawny i bardzo pozytywny. Już się zastanawiam kiedy będzię następny rozdział :) pozdrawiam roksana
    p.s grautuję obrony! Mam nadzieję, że to była formalność, tak jak u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy, kiedy następny???
    Pozdrawiam, Ana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety trochę przeceniłam swoje umiejętności bo po pracy po prostu padam :( Ale do niedzieli na pewno coś dodam.

      Usuń
  3. Miałam sporą przerwę w czytaniu Twojego opowiadania ale dzięki temu 3 części dały efekt piorunujący. Jesteś genialna genialna genialna :-) gratuluję udanej obrony i życzę powodzenia i weny w pisaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń