Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 czerwca 2016

Maskarada część XXX



Dziś znowu krótszy, ale naprawdę oczy już same mi się zamykają...Z chęcią chciałabym już skończyć to opowiadanie mocnym akcentem czyli zagmatwaniem i happy endem, ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Po prostu piszę opowiadanie a moja głowa przeżywa oblany egzamin :((( Ale jeszcze łudzę się, że jakoś uda mi się obronić w lipcu. W każdym razie tak czy siak pisać dalej będę. Kolejną postaram się dodać już taką o tradycyjnej długości, bo koncepcja jest tylko sił brak.
Pozdrawiam i miłego czytania, bo w tej części trochę nasłodziłam.

Dźwięk przypominający brzęczenie wiertarki z pewnością nie był tym dźwiękiem, który pragnęłabym usłyszeć po namiętnej nocy spędzonej z mężczyzną. Tym bardziej, że wcale nie dochodził zza okna, ale wydobywał się z komórki Artura.
- Matko, wyłącz to.- Jęknęłam nakrywając sobie głowę poduszką. Wciąż przebywałam w krainie snów i chciałam tam pozostać jak najdłużej.
 - Co…? O cholera, sory: to mój budzik.- Mrugnął Chojnacki już przytomniejszym głosem. Już miałam rzucić coś w stylu, że tylko idiota ustawia sobie taki sygnał na pobudkę: w końcu już na samym początku dnia z pewnością gwarantuje to zły humor, gdy Artur niemal krzyknął:- Jasny gwint, już w pół do ósmej!
- Co?- Spytałam też czując się już zupełnie przytomna odkrywając swoją głowę, którą chwilę wcześniej schowałam pod poduszkę. Przecież na ósmą rano powinnam być w biurze! A pewnością nawet gdybym wyjechała dokładnie w tej chwili to przy porannych korkach na ulicach dojazd do firmy zająłby mi przynajmniej trzy kwadranse. Nie wspominając o tym, że gdybym wyjechała stąd tak jak stoję (a raczej leżę) to chyba zaskoczyłabym wszystkich dookoła świecąc gołym tyłkiem i rozczochranymi włosami. O dziwo ten fakt mnie uspokoił: skoro i tak nie miałam możliwości dotrzeć do pracy na czas to jakie właściwie miało znaczenie czy spóźnię się pół godziny czy dwie?
- Jak to możliwe, że nie słyszeliśmy trzech wcześniejszych pobudek?- Spytał retorycznie, jakby nie miał pojęcia czemu po wspólnie spędzonej nocy, której większą część poświęciliśmy na wzajemne pieszczoty i kochanie się mogliśmy być trochę zmęczeni. Poczułam jak Artur szybko wstaje z łóżka, które nieznacznie się ugięło wkładając na siebie bieliznę a potem spodnie. A ja jak głupia zamiast robić to co on, gapiłam się tylko na jego gołe plecy, które poprzez wąskie biodra przechodziły pośladki. Jej, a myślałam że taki efekt w filmach jest zasługą retuszu. W końcu żaden facet nie może mieć takiego tyłeczka.-  Mama mnie zabije gdy znów się spóźnię.
- Nie, ewentualnie zwolni.- Nie mogłam się powstrzymać od żartu. On jednak teraz gorączkowo szperał po szafie w poszukiwaniu koszuli chyba nawet mnie nie słuchając.
- Nie rozumiesz.- A jednak słuchał.- Dziś o ósmej miałem zaprezentować prezentację kosztorysu nowej kampanii marketingowej.
- No, to rzeczywiście może być problem. Dlaczego nie kazałeś tego zrobić jakiejś głupiutkiej stażystce jak dawniej?
- Bardzo zabawne.
- Żartuję. Ale na pocieszenie powiem ci, że ja też jestem spóźniona.- Powiedziałam owijając się cienkim kocem. Potem ruszyłam na poszukiwanie swoich wczorajszych ubrań.
- Ale ja nie jestem prezesem firmy w której pracuję.
- Ale synem jej właścicieli.
- Oskarżą mnie o nepotyzm.
- A to cię obchodzi?- Spytałam podnosząc znajdujący się koło łóżka mój stanik, a potem resztę ubrań. Zanim je na siebie nałożyłam Artur już pognał do łazienki. Gdy po kilku minutach stamtąd wrócił szybko wkładając jakieś leżące na biurku dokumenty do teczki odezwałam się:- W takim razie ja się zmywam, nie będę ci przeszkadzać.
- Chcesz już iść?
- Przecież sam powiedziałeś, że się spieszysz.
- No tak, ale…- Zirytowany przeczesał dłońmi włosy.
- Niech zgadnę: to nie tak miało wyglądać.
- Coś w tym stylu.- Artur uśmiechnął się do mnie na poły czule na poły pocieszająco na moment zatrzymując się obok mnie a nie jak huragan przygotowując do wyjścia.- Wybaczysz mi? Pierwsza noc powinna być szczególna, a ja nawet nie zrobiłem ci śniadania i na dodatek już każę spadać.
- Nie mam czego. Przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi i mamy pewne obowiązki. A śniadanie już od wielu lat serwuję sobie sama.- Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek.- Do zobaczenia później.
- Zadzwonię do ciebie w przerwie na lunch, tak koło pierwszej dobrze?- Spytał ujmując moją twarz w dłonie.
- Dobrze.- Odpowiedziałam troszkę rozbawiona tym jak poważnie to wszystko traktował. Może i rzeczywiście taka pobudka była mało romantyczna, ale przecież wiedziałam, że nie wygania mnie dla własnego kaprysu. Albo dlatego, że w końcu udało mu się zaciągnąć mnie do łóżka więc stracił całe swoje  zainteresowanie.- A teraz puść mnie już, bo się spóźnisz.
- Najpierw mnie pocałuj.
- Przecież nie mamy czasu.
- Na to zawsze jest czas.- Odpowiedział, a potem nie czekając na to aż ja to zrobię pocałował. Poczułam się trochę dziwnie, bo w przeciwieństwie do niego nie zdążyłam umyć zębów, ale no cóż…jemu to chyba nie przeszkadzało.- Naprawdę cię przepraszam. Później ci to wynagrodzę.
- Nic się nie stało, już mówiłam. Ale następnym razem zmień ten piekielny budzić na inny, bo jeśli usłyszę go kolejny raz to chyba wyjdę z siebie.
- Obiecuję, jeśli ty obiecasz że będzie kolejna szansa na to by cię obudził. Dobrze mi się z tobą spało.
- Spało? To co robiliśmy raczej niewiele miało wspólnego ze snem.- Parsknęłam.
- Sweterku, nie przypominaj mi. Przez ciebie przyjadę spóźniony i z pokaźną erekcją.
- To ty zacząłeś. I puść mnie w końcu.- Przez chwilę w jego wzroku pojawiło się coś takiego, że sądziłam, iż porwie mnie w swoje objęcia i zaczniemy się kochać. Ale albo mi się zdawało, albo też udało mu się opanować ten szaleńczy odruch.
- Proszę.- Powiedział jednocześnie zabierając ręce z moich pleców.- Odezwij się jak dojedziesz na miejsce.
- Dobrze.- Odpowiedziałam i w końcu wyszłam z jego mieszkania z uśmiechem na ustach. W samochodzie oprzytomniałam na tyle by wysłać Szymkowi wiadomość, o najprawdopodobniej ponadgodzinnym poślizgu z jakim pojawię się dziś w pracy. A potem przez całą drogę powrotną myślałam o tym co zaszło między mną a Arturem. Teraz gdy tamte emocje opadły czułam delikatne onieśmielenie wspominając niektóre pieszczoty którymi obdarowywał mnie Chojnacki albo ja jego. I w ogóle wspominając fakt jak do tego doszło. Zaczęłam się zastanawiać czy on sądzi, że od początku planowałam taki finał naszego spotkania. No i czy nawet jeśli tak było to czy miało to jakiekolwiek znaczenie.
Gdy w końcu znalazłam się pod prysznicem tylko lekko zaczerwieniona skóra w niektórych partiach mojego ciała świadczyła o tym, że w ogóle cokolwiek tej nocy się w moim życiu zmieniło. Bo zapach Artura niestety już się ulotnił. Będę musiała powiedzieć mu, że używa świetnej wody kolońskiej. Po prostu mogłabym go wdychać i wdychać…
Kręcąc głową i każąc się sobie uspokoić, ubrałam się, wysuszyłam włosy a potem zjadłam jabłko. Na więcej nie miała ochoty. Potem pojechałam do pracy. I sama nie wiedziałam dlaczego czułam się tak dziwnie. Przecież nikt nie wiedział o tym, że uprawiałam seks. A ja czułam się tak jakbym to miała wypisane na czole. Zwłaszcza gdy Szymek na mój widok po zwyczajowym pozdrowieniu spytał:
- Z kim zabalowałaś dziś w nocy, że aż tak zaspałaś?
- Nie ja wcale z nikim nie…- Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się powstrzymać przed wygadaniem zanim zrozumiałam, że ze strony Bralczyka to po prostu zwykły żart.- Och…po prostu zrobiłyśmy sobie damski wieczór z Moniką, to wszystko. Ale nie za długi tylko zapomniałam nastawić budzika. A wiesz jakim jestem śpiochem.
- Spokojnie, nic się nie stało. Ale teraz zaproszę cię do siebie po kilka autografów. Gdy cię nie było jeden z inwestorów telefonicznie zgodził się na proponowaną przez nas cenę.
- Naprawdę? To super, więc już właściwie możecie zacząć budowę.
- Tak, trzeba jeszcze tylko uzgodnić z  Krzyśkiem ekipę budowlaną. Też mają sporo zamówień, a wstępnie umawialiśmy się dopiero na końcówkę sierpnia. Nie liczyłem, że tak łatwo uda nam się dojść  z nimi do ugody. Ale skoro tak się stało lepiej rozpocząć projekt szybciej i mieć w planie jakiś bufor czasowy…- Szymek tłumaczył mi jakieś zawiłości wstępnego projektu, ale i tak niewiele rozumiałam z tego z czystą głową  a tym bardziej gdy miałam ją zajętą czymś innym. Dlatego gdy wreszcie zostałam w swoim gabinecie sama nie mogłam się powstrzymać od napisania wiadomości Arturowi.

I JAK PREZENTACJA? UDAŁO CI SIĘ Z NIĄ ZDĄŻYĆ?

Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedź nadeszła dość szybko.

TAK, ZAWSZE MIAŁEM WIĘCEJ SZCZĘŚCIA NIŻ ROZUMU. NAWET MAMA NIE BYŁA NA MNIE TAK BARDZO ZŁA. CHOCIAŻ CZUŁEM SIĘ TAK JAKBY DOSKONALE ZNAŁA POWÓD MOJEGO SPÓŹNIENIA. CHYBA MYŚLI, ŻE WRÓCIŁEM DO ALICJI.

Uśmiechnęłam się czytając to w duchu mając nadzieję, że podejrzenia Artura są jednak przesadzone. To znaczy odnośnie tej pierwszej części. W końcu nie chciałam by pani Grażyna wiedziała, że z nim sypiam. A przynajmniej na razie. Dlatego odpisałam mu żartem przyznając rację, a potem pożegnałam. Bo chociaż z chęcią poprzekomarzałbym się z nim to jednak teraz powinnam trochę popracować. 
Do czasu lunchu czas dłużył mi się niemiłosiernie: w końcu zgodnie  z obietnicą Chojnacki miał do mnie zadzwonić właśnie wtedy. Ale zapomniałam o tym, że zwykle jadłam go przecież z Szymkiem. Nie mogłam tak nagle usiąść przy innym stoliku z powodu głupiej rozmowy telefonicznej. Artur wydawał się jednak być zirytowany gdy mu to wyjaśniłam idąc w kierunku bufetu, bo zadzwonił trochę wcześniej. Tak jakbyśmy nie mieli spotkać się za trzy godziny, ale za trzy lata a Bralczyk odbierał nam jedyną możliwość kontaktu. Nie chciałam jednak dać po sobie poznać jak mnie to rozśmieszyło, więc starała się by mój głos brzmiał odpowiednio zawierając nutkę rozczarowania. On jednak nie dał się na to nabrać.
- Świetnie się bawisz gdy ja skręcam się z zazdrości, co?
- Wcale nie. Przecież już ci mówiłam, że ja i Szymon jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Tak, zaraz po tym jak wyśpiewywałaś peany na część jego urody. I przyznałaś, że cię pocałował.
- No cóż, przecież jest wielu atrakcyjnych mężczyzn. Czy według ciebie miałabym ich teraz nie zauważać? A może tylko nie mówić tego głośno? Krzysiek Kamiński też jest niezłym przystojniakiem.
- Przeciągasz strunę.
- No i Robert Fiołkowski też.
- Ewelina…
- A, nie wspominając o Wiktorze. W sumie nie rozumiem czemu Monika się z nim rozwiodła. Nawet pomimo swojego wieku jest w nim coś niezwykle pociągającego, prawda?- Słysząc w słuchawce coś co podejrzanie przypominało jakiś warknięcie parsknęłam śmiechem nie zważając na to, że przechodzący akurat ludzie spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
- Prowokowanie mnie może się źle skończyć wiesz?
- Nie sądzę. A teraz przepraszam, muszę już kończyć. Właśnie dochodzę do stolika Szymka. Na razie.
- Odegram się za to, zobaczysz.
- Do widzenia. Zadzwonię gdy skończę pracę.- Pożegnałam się i nie czekając na jego reakcję rozłączyłam. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego kobiety uwielbiały stosować takie gierki i zagrywki wobec mężczyzn. To było całkiem zabawne.
- Co to za dowcip?- Przywitał mnie Bralczyk.
- Hm?
- Śmiejesz się tak, że musiał być bardzo zabawny.
- A to, nie…to po prostu był…dość śmieszny kontekst sytuacyjny. Zamawiałeś już coś?
- Nie, czekałem na ciebie.
- Dzięki. W takim razie idę zamówić coś sycącego. Dziś po prostu jestem tak głodna, że zjadłabym konia  z kopytami.- Wyraźnie zaskoczyłam go swoim zachowaniem, co poznałam po lekko uniesionych w górę brwiach, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Chociaż w sumie jak niby miał to zrobić, pomyślałam. Owszem zachowywałam się nieco dziwnie, byłam podekscytowana i trochę nakręcona, często się przy tym śmiejąc, ale nie odwaliło mi tak żeby zachowywać się zupełnie jak nie ja. Mimo wszystko nakazałam sobie spokój i rozwagę. Nawet jeśli w duchu skręcałam się ze śmiechu z frustracji Artura.
Po ponad trzech godzinach spędzonych na nudnej pracy papierkowej w końcu wyszłam z biura kierując się na parking. Miałam zamiar dać znać o tym Chojnackiemu, ale zobaczyłam że stoi tuż obok mojego samochodu.
-  A tu skąd się tu wziąłeś?
- Urwałem się trochę wcześniej z pracy. Chciałem zrobić ci niespodziankę.
- No to rzeczywiście mnie zaskoczyłeś.
- W takim razie chodź.
- Gdzie?
- Do mojego auta. Zaparkowałem trochę dalej, bo tu nie było miejsca.
- A co z moim samochodem? Przecież go nie zostawię.
- Cholera, nie przemyślałem tego.
- Więc najpierw pojadę swoim samochodem. I tak miałam zrobić jakieś zakupy.
- Możemy zjeść coś na mieście.
- W domu nie mam nawet kawy.
- Kawa nie jest nam do niczego potrzebna.
- Może tobie, ale mnie tak. Po dzisiejszej nocy byłam bardzo senna.
- Znam skuteczniejsze sposoby na rozbudzenie.
- Artur.- Jęknęłam w udawanej surowości.
- Już dobrze. Masz rację: lekarstwo nie może być jednocześnie przyczyną. A więc pojadę do siebie a potem po ciebie przyjadę. Zgoda?
- Tak. To znaczy nie. To ja do ciebie przyjadę, okej?
- Mogę cię przywieść, to dla mnie żaden problem.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Może wieczorem wyskoczymy na jakiś spektakl?
- Chcesz iść do kina?
- Cóż to za rozczarowanie? Miałam na myśli teatr. Ale możemy też wybrać się na wernisaż lub operetkę. Od razu mówię, że opera odpada. Jest dla mnie za długa i…
- Jesteś piekielnie irytująca, mówił ci to ktoś?- Przerwał mi w końcu orientując się, że moje słowa były formą żartu.
- Tak, ty nie jesteś pierwszy. – Odparłam ubawiona.- Zrobię zakupy, a potem coś do jedzenia i spałaszujemy to w towarzystwie krwistego horroru są przed telewizorem. Pasuje ci tak ambitny wieczór?- Na twarzy Chojnackiego pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak, jest wystarczająco ambitny. Opera przy tym to zupełny banał.

***
- Jakie jest twoje największe marzenie?- Spytałam Artura kilka dobrych godzin później gdy udało mi się zrealizować swoje założone cele (tzn. zrobić zakupy i przyrządzić z nich smaczne danie, a potem przyjechać do Chojnackiego i razem z nim je zjeść), a na ekranie krwistego horroru agonię przeżywała ostatnia z grupy wycieczkowiczów, którą nazwałam Przywódczynią Grupy Głupich i Głupszych Blondynek. Głowę trzymałam przy tym na kolanach Artura wygodnie leżąc rozłożona na sofie podczas gdy on zmuszony był siedzieć prosto. Dodatkowo gładził moje włosy u nasady raz po raz muskając skronie. Chyba robił to całkiem odruchowo, ale i tak sprawiało mi to dużą przyjemność.
- Raczej nie mam marzeń.- Odparł mi. To sprawiło, że zmarszczyłam brwi i spojrzałam mu prosto w twarz. Pytanie zadałam właściwie odruchowo i bezmyślnie, do czego sprowokował mnie właśnie obejrzany film, w którym marzenie głównej bohaterki okazało się być zgubne w skutkach. Ale odpowiedź Chojnackiego mnie zaskoczyła.
- Daj spokój, każdy ma jakieś marzenia.
- Chwilowo moje marzenie leży koło mnie.
- Pytałam poważnie.
- I dostałaś poważną odpowiedź.
- Artur…
- Już dobrze, a więc zastanówmy się. Moje największe marzenie…kiedy miałem siedem lat chciałem w końcu dorosnąć żeby te wszystkie dzieciaki które mnie gnębiły w końcu nie mogły tego robić. Potem chciałem zostać antyterrorystą lub terrorystą: zależnie od nastoju i filmu który aktualnie oglądałem  Na szczęście szybko doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie i pomyślałem, że lepiej być już policjantem.
- Artur…- Ofuknęłam go żartobliwie bijąc w ramię.
- No co, to szczera prawda.- Odparł wzruszając ramionami, a potem łaskocząc mnie po nosie.
- Nawet jeśli tak jest to w tym pytaniu chodziło mi raczej o bardziej aktualny stan. I dobrze o tym wiesz.
- Masz rację, robię to celowo. Bo marzeń się nie zdradza. Wtedy się nie spełniają.
- Bzdura.
- Szczera prawda. Zobacz: chcę być niskim krępym blondynem. I…widzisz? Wciąż jestem wysokim szczupłym brunetem.
- Jesteś pajacem.- Tym razem śmiałam się już w głos. On natomiast pochylił się nad moją twarzą tak, że prawie się stykały.
- I dobrze. Lubię jak się śmiejesz. Przypominasz wtedy dawną siebie.- Na chwilę skonfundował mnie tym pytaniem, ale zanim zdążyłam zapytać o co chodzi rozległ się dźwięk komórki leżącej na stoliku obok nas. – Przepraszam, to Alicja muszę odebrać.
- Jasne, rozumiem.- Powiedziałam podnosząc się z jego kolan. A było mi na nich tak dobrze…Korzystając z okazji postanowiłam skorzystać z łazienki by po obfitej kolacji umyć ręce. Przy okazji poprawiłam swoje rozczochrane włosy w duchu śmiejąc się sama z siebie. Nie rozumiałam skąd nagle pojawiają się u mnie te typowo dziewczęce zachowania. Przecież Artur widział mnie już płaczącą po śmierci męża, nieelegancko parskającą śmiechem podczas wycinania mu różnych numerów czy też wrzeszczącą i pieklącą się jak tamtego wieczora w klubie. Czemu więc nagle chciałam upewnić się, że prezentuje się całkiem dobrze?
- Ala poprosiła mnie bym zajął się jutro małym. Ma jakąś pilną sprawę do załatwienia.- Wyjaśnił mi Artur choć o to nie pytałam gdy tylko zjawiłam się z powrotem w pokoju. Tym razem usiadłam obok niego.
- Wciąż pomagasz jej finansowo?
- Tak, ale w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś. Udało jej się dostać pracę, którą może wykonywać w domu. Tyle, że czasami pewne sytuacje wymagają załatwienia jakichś spraw urzędowych na mieście, a nie bardzo może wziąć ze sobą Piotrusia.- Zaczął Chojnacki, a potem w odpowiedzi na moje kolejne pytania dość szczegółowo przedstawił interesujące mnie kwestie na temat swojej byłej dziewczyny. Gdy skończył spytałam go o to co nurtowało mnie już wcześniej:
- A co z tym pseudo ojcem Piotrusia? Już ich nie męczy?
- Chyba nie. Znudziło mu się dręczenie Alicji. A na synu i tak nigdy mu nie zależało.
- To kawał drania.- Mrugnęłam przypominając sobie tamten moment gdy wparował do mieszkania Alicji jak gdyby nigdy nic i wdał się w bójkę z jeszcze nie do końca sprawnym Arturem.- Nie rozumiem jak ona mogła być z kimś takim.
- Nie? Nawet na moje męskie oko wydawał się być całkiem przystojny.
- Przecież to brutal. I w ogóle wyglądał na typowego mięśniaka już od pierwszego wrażenia gdy tylko go zobaczyłam. Nie wspominając o tym, że tylko zwyczajny tchórz startuje do kobiety albo słabszego od siebie.
- Tego Ala przedtem nie wiedziała. Ale co do tego pierwszego…kobiety chyba lubią takich facetów, co? Męskich, pewnych siebie, stanowczych.
- Żartujesz?- Żachnęłam się. I choć widziałam w jego oczach iskierki kpiny i przekory udzieliłam całkiem poważnej odpowiedzi.- Jest różnica między byciem stanowczym a byciem damskim bokserem.
- Ale jak już mówiłem by to stwierdzić jest czasami za późno.
- Bo świetnie to ukrywacie. Tak to jest, że dopiero gdy już dostajecie czego chcecie wychodzi z was prawdziwa natura.
- Zaraz, zaraz jakie „was”?
- Was mężczyzn. Najpierw słodkie słówka, miłość na całe życie, czekoladki na przywitanie i takie tam. A potem jest już tylko gorzej, a przynajmniej w większości przypadkach.
- Nie chciałbym wyjść na antyfeministę, ale chciałbym zauważyć, że z kobietami jest całkiem podobnie. Też potrafią być niezłymi manipulatorkami. 
- Ha, na pewno nie takimi jak mężczyźni.
- Akurat. Też potraficie być milutkie, a gdy się wam się wsadzi obrączkę na palec to zaczynają się pretensje o każde pięć minut spóźnienia albo nawet cechy charakteru. Nie wspominając już o tym, że  „ciągle boli was głowa” albo macie „te dni”.
- Typowo seksistowska uwaga niewyżytego emocjonalnie dwunastolatka. I niezwykle wulgarna.
- Emocjonalnego dwunastolatka? Myślałem, że jestem chociaż na etapie gimnazjum.
- Raczej nie. Takim w głowie tylko jedno.
- Hm, tylko jedno mówisz? Więc chyba masz rację z tym dwunastolatkiem.
- Artur co ty…- Zdążyłam jeszcze powiedzieć, zanim nie przyciągnął mnie do siebie bliżej i nie pocałował. A ponieważ zrobił to z zaskoczenia nie dość, że wypadło to bardzo niezgrabnie, to jeszcze obejmując boleśnie ścisnął mi rękę.- Debil z ciebie.- Ofuknęłam go delikatnie masując ramię.- I zmieniam zdanie: o mentalności dziesięciolatka.
- Przepraszam, ścisnąłem cię za mocno?- Spytał choć się przy tym śmiał.- Daj, rozmasuję.
- Sama sobie poradzę.- Prychnęłam ostentacyjnie odkręcając się do niego bokiem. Potem zaczęłam pocierać ramię, choć już wcale mi nie dokuczało.
- Serio cię boli?
- Tak.- Skłamałam.
- Więc chodź tu, pocałuję i przestanie boleć.- Wbrew mojej woli kąciki ust pofrunęły mi ku górze. Gdy Chojnacki to zauważył od razu przesiadł się do mojej drugiej strony (bo wciąż byłam odwrócona do niego plecami) dotykając „bolącego” miejsca. Potem cmoknął mnie w dłoń, ramię i usta.
- W tym ostatnim miejscu mnie nie bolało. – Zauważyłam.
- Więc dlaczego się uśmiechasz?
- Tata zawsze tak robił gdy się skaleczyłam.
- Całował cię w usta?
- Nie, w bolące miejsce, pajacu. I od razu czułam się dobrze. Nawet kiedy złamałam rękę ból wydawał się być jakby mniejszy. A miałam wtedy nie więcej niż jedenaście lat.
- Co się wtedy stało?
- Nic. Głupi upadek z drzewa. W dzieciństwie uwielbiałam się wspinać, a że ściana wspinaczkowa na którą zabierali mnie rodzice nie spełniała moich standardów-  była przeznaczona dla pięciolatków i spokojnie mogłabym się tam wspinać bez zabezpieczeń- to sama postanowiłam stawiać przed sobą ambitne zadania.
- Od małego miałaś charakterek.
- No cóż, w przeciwieństwie do ciebie ja nie byłam mazgajem.
- Hej, to był cios poniżej pasa. Opowiedziałem ci o swoim dzieciństwie żebyś trochę się nade mną poużalała a nie kpiła.
- Przecież cię żałuje. Biedny Arturek.- Dodałam pełnym współczucia głosikiem. Potem dla wzmocnienia efektu poklepałam go po głowie.
- Nie przeginaj.- Powiedział w reakcji na mój gest. Wtedy roześmiałam się, a potem patrząc prosto w oczy poczułam coś co spowodowało, że moje serce zaczęło bić szybciej. Nie wspominając już o wczorajszych wspomnieniach. Nutkę pożądania.
Dlatego lekko podnosząc się z kanapy usiadłam mu na kolanach.
- Teraz lepiej?- Spytałam wtedy szepcząc mu to prosto do ucha.
- O niebo lepiej.- Mrugnął w pierwszym momencie lekko zaskoczony, ale już po chwili szukając ustami moich ust. W zasadzie to ja sama byłam zaskoczona swoją śmiałością i inicjatywą. Tym, że dałam się ponieść impulsowi. Wcześniej nigdy…dobra, od dobrych kilku lat mi się to nie zdarzało. A wczoraj przespałam się z facetem nie zważając na to, że następnego dnia muszę iść do pracy, że mam obowiązki. I jeszcze na dodatek teraz zamiast wyciągnąć z tego wnioski znów dawałam się ogarnąć szaleństwu.
Ten pocałunek był rozkoszny i właściwie można by go uznać za całkiem niewinny i słodki, gdyby nie zręczna dłoń Artura która wkradłszy się pod moją cienką bluzeczkę zawędrowała do pleców odpinając stanik. Z niechęcią pomyślałam, że musiał mieć w tym niezłą wprawę, bo udało mu się to za pierwszym razem. Powstrzymałam się jednak przed wypowiedzeniem tego na głos. Zamiast tego powiedziałam coś innego zanim do reszty stracę poczucie rzeczywistości, gdy tylko jego usta zawędrowały do mojej szyi:
- Muszę dziś wrócić do swojego mieszkania.- W reakcji na to oświadczenie Artur nawet na moment nie przerwał czynności której mnie poddawał (a mianowicie całowania mojego przedramienia) mrucząc:
- Czy to znaczy: spadaj czy pospiesz się?
- A jak myślisz?- Spytałam retorycznie.
Tym razem na mnie spojrzał podnosząc głowę do góry tak, że mogłam dostrzec jego szeroki uśmiech, który spowodował że ja też się uśmiechnęłam. A potem zdecydowanie objęłam go za szyję przyspieszając kolejny pocałunek.
Byłam śmiała: doskonale to wiedziałam. W końcu nie potrafiłam sobie wyobrazić bym w podobny sposób zachowała się wobec innego mężczyzny. Oczywiście nie miałam na myśli Mariusza- jego przecież kochałam. Ale Artura? Był moim przyjacielem i od kilkudziesięciu godzin kochankiem a ja już nie czekając na jego reakcję prowokowałam wspólne kochanie się. I co najlepsze nie miałam pojęcia czemu przy Chojnackim potrafię zachowywać się w tak niepodobny do mnie sposób. Ale jednak tak właśnie było. Przy nim rzeczywiście czułam się kimś innym: kimś kto nie musi bać się że jest „gorszą” stroną, że robi coś nie tak (a przynajmniej do czasu gdy przed naszą pierwszą wspólnie spędzoną nocą nie zapewnił mnie, że dla niego jestem wystarczająco seksowna). Po prostu robiłam coś całkiem dla siebie. Dlatego teraz nie zamierzałam udawać, że nie pragnę jego dotyku skoro tak było. Że nie podnieca mnie to jak szybko on się nakręca nie mogąc powtrzymać rozgorączkowania i napięcia widocznego na twarzy. To było takie cudowne móc go wtedy obserwować…
Tak jak poprzedniego wieczora, Chojnacki przeniósł mnie do łóżka znajdującego się w  sypialni. Dopiero po tym zaczął na nowo pieścić i rozbierać. W pewnym momencie jednak przestał co nieco zbiło mnie z tropu. Zwłaszcza, że wpatrywał się w moją gołą już klatkę piersiową tak jakby nagle urosła mi trzecia brodawka.
- Co się stało?- Spytałam wtedy.
- Nic.- Pokręcił głową. Potem skierował dłoń ku mojej szyi. Dopiero wtedy gdy ujął leżący na niej łańcuszek zrozumiałam o co mu chodziło jeszcze zanim o to spytał.- Nadal nosisz jego obrączkę?
- Tak, na wisiorku. Wiem, że to głupie, ale tuż po prostu wolałam nosić go w ten sposób. Wydawało mi się, że wtedy mam go bliżej serca. A potem tak po prostu zostało.- Odparłam uśmiechając się nagle z przymusem. Czułam się trochę jak hipokrytka mówiąc o swojej wielkiej miłości do męża leżąc półnaga przed innym mężczyzną.
- Nie, to wcale nie jest głupie.- Odpowiedział mi całkiem poważnie Artur. Zauważyłam, że napięcie w jego wzroku odrobinę zniknęło. Ja sama nagle poczułam, że uchodzi ze mnie wszelkie pożądanie.- Przecież w oczach Boga i w twoim sercu zawsze pozostanie twoim mężem. Nie dziwię się, że symbol jakie niesie za sobą to kółko jest dla ciebie ważny. - Gorszych słów chyba nie mógł już użyć. Wyrzuty sumienia uderzyły mnie jak ciężki młot prosto w splot słoneczny. Nagle to co się przed chwilą wydarzyło wydało mi się nie na miejscu.- Dlatego…mogłabyś je zdjąć?
- Słucham?
- Chodzi mi tylko o dzisiejszy wieczór.
- Och..? No, tak: jasne.- Odpowiedziałam z trudem. Potem dodałam:- Chyba już za długo nosiłam go przy sobie.- Chojnacki nie odpowiedział, ale po chwili ciężar srebrnego wisiorka zniknął z mojej szyi. Mimo to dystans jaki się wytworzył wcale nie zniknął. Dlatego korzystając z nakrycia leżącego na łóżku zakryłam swoją gołą klatkę piersiową.
- Przynieść ci coś do picia?
- Nie, dzięki ja…- Zaczęłam, ale szybko urwałam zdając sobie sprawę, że to był celowy zabieg Artura mający zmniejszyć napięcia. – Jasne, możesz mi przynieść tego soku, który piłam wcześniej.
- Robi się.
- I…bluzkę. Zostawiłam ją chyba na sofie.
- Naprawdę sądzisz, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut będzie ci potrzebna?- Spytał mnie na poły rozbawionym, na poły ironicznym tonem. Ale to wcale nie on sprawił, że nagle zrozumiałam, iż to nie będzie koniec udanego wieczora; że wisząca na mojej szyi obrączka niczego nie popsuła. To było gorące spojrzenie jakim okrasił swoje słowa. I ten kpiarski uśmiech. Po prostu poczułam jak cała się rozpływam a w brzuchu robi mi się supeł.
- Więc przyjdź szybko.
- Wiesz co? Po głębszym namyślę sądzę, że wcale nie jesteś aż tak bardzo spragniona.- Stwierdził udając mentorski ton. Jednocześnie zrobił kilka kroków w stronę łóżka na którym siedziałam.
- Nie?- Spytałam naiwnie.
- Nie. – Powtórzył tylko. A potem w ciągu następnych minut nie padło między nami żadne słowo. Dopiero gdy po wszystkim wtulona w jego ramiona odpoczywałam nie chcąc tak szybko ubrać się i wyjść usłyszałam jego głos:- Wyjedźmy gdzieś razem.
- Hm?
- W ten weekend. Chciałbym byśmy byli całkiem sami. W zupełnie obcym otoczeniu.
- Przecież nie zdążymy niczego zaplanować.- Zauważyłam.
- Bo nie musimy. Wystarczą chęci i my dwoje.
- Mówisz serio?
- Jak najbardziej. To moje takie kolejne mini marzenie.
- Żartujesz sobie ze mnie.- Zrozumiałam udając zagniewaną. Widząc moją obrażoną minkę Artur pocałował mnie w okolice skroni.
- Wcale nie. Naprawdę mam na to ochotę. Najlepsza byłaby bezludna wyspa, ale jestem leniem i wolę jednak by ktoś przygotowywał mi jedzenie i dbał o ciepły kącik do spania.
- Jesteś okropny.- Roześmiałam się.
- Tylko troszkę.- Szepnął mi na ucho owiewając ciepłym oddechem.
- Artur.- Zganiłam go.
- Słucham Sweterku?
- Żadne sweterku. Czy ja wyglądam na sweterek? Poza tym to stosowałeś to przezwisko wobec mnie jeszcze podczas stażu.
- I co z tego? Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim Sweterkiem.
- A ty na zawsze pozostaniesz irytującym rozpieszczonym chłoptasiem, który bierze co chce.
- A wiesz co? Podoba mi się ten opis. Szczególnie ten fragment o tym, że biorę co chcę…- Powiedział, a potem przełożył swoją rękę przez moją talię, a nogę przez moje nogi.
- Co ty robisz?
- Przytwierdzam cię do łóżka. Teraz nigdzie się nie ruszysz.
- Zaraz muszę wstać i iść.
- Przecież i tak nie masz na to ochoty.
- Ale mimo to muszę.
- Odwiozę cię jutro rano.
- Nie, wolę dłużej pospać. I ty chyba też, śpiochu.
- Wolę ciebie.
- Ojej, to naprawdę słodki.- Uśmiechnęłam się do niego.- Ale tak będzie lepiej. Poza tym będziemy mieć cały weekend dla siebie prawda?
- Więc się zgadzasz?
- Wstępnie tak. Tylko nie planuj żadnych szaleństw, okej?
- Jasne, że nie. Tylko ty i ja w łóżku- może być?- Jakby na potwierdzenie jego dłoń zsunęła się na jedną z moich piersi.
- Artur…
- Uwielbiam jak wypowiadasz moje imię.- Mrugnął nachylając się nade mną.- Robisz to w taki podniecający sposób…
- Chojnacki nie zaczynaj. Niedługo muszę już iść.
- Przecież powiedziałem, że cię odwiozę.
- A ja powiedziałam, że wolę wrócić teraz. – Powiedziałam cmokając go w usta.- Spotkamy się jutro a potem spędzimy razem weekend. I tak będziesz miał mnie dosyć.
- Nigdy nie będę miał cię dosyć.- Oznajmił, a potem jego druga dłoń wkradła się w rejony moich nóg. A konkretnie ich górnej części.
- Boże co ty robisz?
- Jestem aż tak niezdarny, że musisz o to pytać?
- Jesteś…jesteś. Jezu…
- Do niego raczej mi daleko, ale chyba wiem co masz na myśli.- Z szerokim uśmiechem na twarzy kontynuował swoją słodką torturę pieszcząc mnie tak, że zapłonęłam prawdziwym ogniem. Jednak do zwinnych palców dołączył tym razem język pieszczący moje piersi. A on przygryzał sutki w taki sposób, że ból mieszał się w pożądaniem przez co właściwie nie byłam pewna gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie. I czy właściwie chcę prosić o więcej czy o to by przestał. Ale chyba właśnie o to mu chodziło.

6 komentarzy:

  1. Rozdział super, nareszcie Ewelina wpuściła trochę szaleństwa do swojego życia. Wydaje mi się,że dzięki temu jest szczęśliwsza i dużo bardziej rozluźniona :-D pytanie tylko kiedy kolejny rozdział ?? czekam z niecierpliwością i gorąco pozdrawiam - Ada
    PS. polecam blog mojego znajomego, który przedstawia świat tak jak on go widzi dzięki czemu czasami można się uśmiać :-D www.szerzejnieznany.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę cukierkowa treść miała być właśnie rekompensatą długości :-) Co do następnego opowiadania to nie wiem czy uda mi się cos napisać do jutra. Teraz jestem tuz przed obroną więc trochę powtarzania i nauk przede mną.
      PS: A z zaproszenia na bloga na pewno skorzystam gdy tylko będę trochę luźniejsza.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Mam takie pytanie, odpiszesz jeden rozdział do opowiadania pt zraniona uczucie? Wiesz fajnie byłoby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś kiedyś napisałam tu na blogu, że miałam zamiar kontynuować to opowiadanie- nie tylko dopisać rozdział- ale ostatnio nie dość, ze mam na wszystko Malo czasu to jeszcze i chęci brak :( Kiedyś w kazdej wolnej chwili pisałam, bądź czytałam; teraz mam takiego lenia, ze po prostu kładę się na łóżku ze słuchawkami w uszach i odpływam. Także kiedyś może uda mi się zrealizować swój zamiar i cię zadowolić ;-)
      PS: Cieszę się, ze opowiadanie ci się podobało (co wnioskuję z chęci na kontynuację) bo ja sama zaliczam je do mniej udanych.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Doskonale rozumiem Twój brak czasu. Sama się bronię w przyszłym tygodniu i wiem co to znaczy. Tylko, że ja jeszcze się nie uczę :) Czekam cierpliwie aż znajdziesz chwilkę żeby wstawić jakiś rozdział, nawet jakbyś miała to zrobić dopiero po obronie. No i powodzenia na obronie ! Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie muszę cię ostrzec, że pewnie trochę poczekasz bo najpewniej do obrony już nic nie wstawię ;-) Staram się uczyć regularnie- codziennie po kilka godzin- bo właśnie chciałam zapobiec takiemu uczeniu się na ostatni gwizdek. Jednak po nauce jestem tak padnięta psychicznie, że pisanie to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę :(( Także życzę tobie i sobie, żeby udało nam siw szczęśliwie wybronić. Wtedy opowiadanie na pewno przyspieszy.

      Usuń