Łączna liczba wyświetleń

piątek, 17 czerwca 2016

Maskarada część XXIX



Wiem, że obiecałam następną część wczoraj, ale niestety zeszło mi się dłużej niż myślałam. Dlatego wstawiam niepoprawioną część bez jakiejkolwiek korekty. Jak będzie cos nie tak poprawie to później. Bądźcie dla mnie wyrozumiali. A teraz w końcu mogę położyć się spać.


Tak jak zapowiedział, Artur zadzwonił już następnego wieczoru. I o dziwo przegadaliśmy sporą jego część wymieniając się zarówno licznymi informacjami jak i banalnymi uwagami. Na przykład nie omieszkał spytać mnie o pracę jaką wykonałam na zlecenie czarownicy (miał na myśli swoją ciotkę a moją teściową), a gdy powtórnie go zbeształam w udawanym żalu pokalał się mówiąc, że będę musiała dać mu klapsa. Oczywiście mogłam spodziewać się, że sprowadzi wszystko do tematu seksu, ale na razie to mnie tylko bawiło. Może zacznie irytować za jakiś czas, a może w ogóle- kto wie? Ważne było to, że dzięki temu moja pewność siebie była znacznie podbudowana. Po zakończeniu rozmowy z Chojnackim pomyślałam nawet jakie to niesamowite, że można kontynuować z kimś znajomość przez lata, a tak naprawdę mało się znać. Na przykład to co powiedział mi w restauracji sushi o swoim dzieciństwie. W życiu nie pomyślałabym, że pan Grzegorz ma również zupełnie inne, beztroskie oblicze. Ani że Artur dawniej był kimś, kogo można było nazwać mięczakiem. Zaczęłam się zastanawiać jak wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiem.
Nazajutrz w biurze mimo kotła obowiązków oraz dopinania szczegółów na ostatni guzik miałam całkiem niezły humor. Może miał on coś wspólnego z porannymi SMS-ami, które wymieniłam z Arturem, a może mojego dobrego samopoczucia. Zauważył to nawet Szymek, który bezpośrednio spytał mnie o to podczas lunchu. Jednak nie czułam się na siłach mówić o moim związku komukolwiek. Zresztą, czy to co zaczęło łączyć mnie i Chojnackiego w ogóle można było nazwać związkiem? Na razie lepiej było więc trzymać wszystko w tajemnicy.
Z Arturem spotkaliśmy się dopiero koło ósmej na dość później kolacji, bo zmuszona byłam zostać w biurze trochę później. Podczas jedzenia opowiadałam mu o całym tym kotle, a on w pewnym momencie nawiązał do sprzedaży biura.
- Przecież już kiedyś o tym myślałaś.- Przypomniał.
- Może i tak.- Mrugnęłam tylko. Ale na razie wolę żeby zostało tak jak jest.
- Nie mów, że chodzi ci o wiedźmę.
- Hej, prosiłam byś nie nazywał tak pani Agaty.
- A więc mam rację. Jezu, Sweterku, czasami po prostu ręce mi opadają gdy cię słucham.
- To nie słuchaj.- Syknęłam urażona nie zważając na to, że znajdujemy się w niewielkiej restauracji.- I nie nazywaj mnie sweterkiem.
- Czemu w stosunku do niej nie potrafisz być taka wojownicza?
- Nie rozumiesz? To było biuro jej syna którego kochała.
- I twojego męża, którego ty, śmiem twierdzić, kochałaś dużo bardziej szczerze i bezinteresownie niż ona. A to przecież tylko jakaś kupa cegieł. Sporo warta, przyznaję, ale nic poza tym. To nie jest miernik miłości.
- Doskonale o tym wiem, ale wiem też, że to uczucia sprawiają, że ta kupa cegieł jak się wyraziłeś staje się czymś więcej. To biuro jest właśnie czymś takim dla matki Mariusza.
- Ale ty nie myślisz w tak staroświecki sposób jak ona. Poza tym to nie ona musi robić przez kilka lat coś czego nie znosi.
- Nigdy nie twierdziłam, że tego nie znoszę.
- Ale też nie kochasz. Ani nawet nie lubisz. Po co się więc katować?
- Takim myśleniem siedziałabym tylko na tyłku zastanawiając się kto mnie po nim podrapie, bo mnie samej z lenistwa ciężko to zrobić.
- Udajesz, że nie rozumiesz o co mi chodzi. A poza tym jeśli już chcesz wiedzieć to ja z chęcią mógłbym podrapać cię po tym twoim tyłeczku.- Otworzyłam usta szykując się do riposty gdy dotarła do mnie dalsza część jego wypowiedzi. Uśmiechnęłam się całkowicie zbita z pantałyku i jednocześnie rozbrojona.
- Ty znów o tym?
- No cóż…na to wygląda. Ale na swoją obronę mam tylko to, że sama zaczęłaś.
- Więc będę musiała szybko skończyć żeby nie dręczyć cię dłużej.- Odparłam wycierając usta serwetką. Potem wstałam z krzesełka.- Będę już się zbierać.
- Żartujesz?
- Przepraszam, ale jutro muszę być w biurze wcześniej. Już pojutrze przyjeżdżają ci inwestorzy z Niemiec, więc cały projekt wymaga mojego nadzoru a przede wszystkim podpisów.
- Przecież nie jesteśmy tu nawet godzinę.
- Wiem, przepraszam. Ale wolę nie przeciągać struny.
- A co boisz się, że jednak mogłabyś mi ulec?
- Ha, świetny dowcip.- W udawanym rozbawieniu pochyliłam się nad nim cmokając w policzek.- Spotkamy się w środę: wtedy będę już spokojna i będę miała więcej czasu.
- Skoro tak to mogłabyś się pożegnać ze mną mniej grzecznie.- Widziałam, że już zaczyna przybliżać swoją twarz do mojej w oczywistym zamiarze, ale nie mogłam pozwolić na to z dwóch powodów.
- Tu jest za dużo ludzi.- Mrugnęłam cicho wyjaśniając pierwszy powód. Co do drugiego to hm…po prostu wolałam nie zaczynać czegoś czego nie mogłabym skończyć.  
- Akurat. Tchórz.
- Wcale nie tchórzę. Tylko postępuję rozsądnie. Choć przy tobie i tak nie należy to do łatwych zadań.- Ku mojemu zaskoczeniu te słowa wyraźnie go ucieszyły.
- Serio?
- Tak, serio.- Przyznałam dopiero teraz domyślając się o co mogło mu chodzić. Pewnie sądził, że chcę się w ten sposób dyskretnie wycofać. A mnie nie to było w głowie. Tylko wolałam zrobić to na spokojnie a nie burzyć cały mój dotychczas zbudowany mały świat.- W tym świetle wydajesz się być całkiem przystojny.
- Całkiem?
- No dobra: bez całkiem. Pasuje?- W odpowiedzi tylko się roześmiał.

***
Nazajutrz okazało się, że jednak się spotkaliśmy a to z powodu odwiedzin u pana Andrzeja. Oczywiście staruszek widząc, że znów rozmawiamy i zachowujemy się wobec siebie normalnie od razu zażądał szczegółów naszego pogodzenia się, które wyjaśniał głównie w żartobliwy sposób Chojnacki. Pan Andrzej wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy na koniec uraczył go dobrą radą:
- Tylko masz nie pchać się od razu tej dziewczynie do łóżka, zrozumiałeś? Należy jej się szacunek. 
- Ależ oczywiście, że się należy.- Przytaknął gorliwie Artur aż spojrzałam na niego podejrzliwie. Zwłaszcza, że gdy tylko nadszedł koniec wizyty a my dwoje znaleźliśmy się na zewnątrz pociągnął mnie w stronę dużego rozłożystego dębu i dość gwałtownie pocałował. W pierwszej chwili totalnie zaskoczona nie mogłam zdobyć tchu. Dosłownie. Dopiero po kilku sekundach udało mi się uwolnić wargi.
- Oszalałeś?
- Nie, tylko się stęskniłem.- Odpowiedział błądząc ustami gdzieś koło mojego prawego ucha. Parsknęłam nieelegancko stanowczo go odpychając. Drzewo czy nie i tak byliśmy doskonale widoczni dla wchodzących i wychodzących z ośrodka jeśli tylko skierowaliby wzrok w lewą stronę.
- A co z tym szacunkiem którym obiecałeś mnie obdarowywać panu Andrzejowi, co?- W udawanej surowości złapałam się pod boki.
-  Ależ obdarowuję ci nim. Zwłaszcza w tej chwili.
- Czyżby?
- I owszem. Jeszcze sobie pomyślisz, że mi się nie podobasz.- Zawsze gdy mówił coś takiego kompletnie mnie rozbrajał. Tak było i tym razem. Złość czy nawet lekkie uczucie irytacji mi przeszło, poczułam tylko lekki żal z powodu zbliżającego się rozstania. Być może to dlatego tym razem ja zbliżyłam się do niego i stając na palcach delikatnie cmoknęłam w usta. Potem pogłębiłam pocałunek, choć zaledwie na kilka sekund. Artur starał się go jednak przedłużyć, a gdy mu się nie udało jęknął.
- Muszę już iść.
- Mówisz to po tym jak chwilę wcześniej całowałaś mnie w taki sposób?
- To było na pożegnanie. Na dłużej spotkamy się jutro. Dziś muszę wyspać się przed spotkaniem z niemieckimi inwestorami.
- Czy to znaczy, że we środę szykujesz coś po czym się nie wyśpimy?
- A i owszem: nocny maraton komedii romantycznych. Jestem pewna, że cię powalą bo wybiorę tylko te najbardziej ckliwe.
- Gdybyś ograniczyła się tylko do pierwszych dwóch słów z chęcią bym na to przystał.
- Dureń.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. O której się zobaczymy?
- Nie wiem dokładnie o której skończy się spotkanie. Ale zadzwonię zaraz po nim.
- Będę więc z niecierpliwością czekał na ten nocny maraton.- Zanim się z nim pożegnałam przekręciłam tylko oczami w geście irytacji. Czy ja wcześniej stwierdziłam jakoby ona zniknęła? Chyba się z tym pospieszyłam.
Tuż przed przyjściem gości z Niemiec byłam strzępkiem nerwów. Bałam się, że nie zrozumiem czegoś, przez co wyjdę na kretynkę, bo mimo wszystko mój angielski nie był perfekcyjny. No i wynikał tylko ze szkoły, więc raczej na języku sloganowym czy skrótowym się nie znałam. Nie pomogły nawet zapewnienia Bralczyka, że ani na chwilę nie pozwoli mi zostać z nimi sam na sam i w razie problemów będzie moim tłumaczem. Ale mimo to zawsze ponosiły na duchu.
Byłam w prawdziwym szoku, gdy podczas prezentacji okazało się, że Szymon bezbłędnie odnajduje się w języku angielskim. Miał świetny akcent i robił to bez większych trudności siląc się na żarty czy anegdotki o sprzątaczkach w ogóle nie speszony. Ja za to cała się trzęsłam. Moment przywitania był dla mnie zdecydowanie najgorszy, ale potem tak jak przewidywał zresztą Szymek, po kilku obowiązkowych uwagach i komplementach wyrażających uznanie  starsi faceci stracili zainteresowanie od razu woląc przejść do interesów i szczegółów dotyczących projektu z osobą, która mogłaby ich z nimi zaznajomić. A Szymon jako główny autor projektu we współpracy z Frankiem zdecydowanie mógł to zrobić najlepiej.
Po prezentacji udaliśmy się prosto do bufetu na lunch, który w rzeczywistości okazał się być wstępną częścią pertraktacji mężczyzn. Inwestorzy szybko zorientowali się, że rozmowa ze mną nie przynosi żadnego efektu, bo każdym spojrzeniem konsultowałam się z Szymonem czekając na jego aprobatę lub też niezgodę. Dlatego bezbłędnie wyczuwając kto tu rządzi zaczęli wysuwać argumenty w jego stronę. Wtedy mogłam odetchnąć, choć z drugiej strony pomyślałam, że to trochę smutne (a  może i nawet lekko żałosne), że nawet nieznajomi po kilkudziesięciu minutach zorientowali się, że pełnię w tym biurze architektonicznym dokładnie taką samą funkcję jak prezydent Niemczech w Niemczech. A dokładniej reprezentacyjną.
Negocjacje nie zakończyły się tylko na lunchu tak jak wcześniej spodziewał się Szymon, dlatego po nim cała trójka (dwóch inwestorów i Bralczyk) udało się do mojego gabinetu. Już wcześniej uznaliśmy z Szymkiem, że to najbardziej reprezentacyjne miejsce w całej firmie. Tym razem jednak ja nie uczestniczyłam w spotkaniu co bardzo mnie cieszyło. Szymon polecił za to by sekretarka Mariusza, którą wciąż była ta wkurzająca Kalina, służyła mu za asystentkę skrupulatnie notując wszelkie uwagi. Ja zdecydowałam, że nie mam czego tam szukać. Mimo to czekałam do samego końca w gabinecie Szymka (mój był przecież zajęty), zaraz potem pytając go o przebieg spotkania.
- Chyba osiągnęliśmy konsensów.- Stwierdził na samym początku uspokajająco stopniowo wyjaśniając mi szczegółu.- Oczywiście problemem jeszcze jest cena, ale to już mały pikuś. Próbują tylko ugrać coś dla siebie spierając się o jakiś nędzny milion czy dwa.
- Rzeczywiście, pikuś.- Mrugnęłam tonem sugerującym coś zupełnie innego. To spowodowało, że Szymek się do mnie uśmiechnął.
- Nie chodziło mi o to, że to mała suma, ale relatywie mała biorąc pod uwagę łączny koszt projektu. Nie stanowi nawet dwóch procent całej inwestycji, dlatego powinniśmy się w tej sprawie dogadać. Może uda się to domknąć do końca tego tygodnia.
- Byłoby super.
- A tak swoją drogą to niezły ten twój „koszmarny angielski” jak się wcześniej wyraziłaś.
- Nabijaj się dalej.
- Wcale się nie nabijam. Wcześniej serio sądziłem, że będę musiał świecić za ciebie oczami.  A tu proszę: śmigasz lepiej niż po polsku.
- Teraz to już kpisz.
- Po prostu silę się na żart. Ale że jestem strasznie sztywny to słabo mi to wychodzi.
- Co?
- Nic takiego.- Potrząsnął głową.- Po prostu ktoś mi to ostatnio powiedział.
- Jakaś kobieta?- Domyśliłam się. Skinął głową.
- Tak, ale to nie to co myślisz.
- Skąd wiesz co myślę?
- Stąd, że masz głowę nabitą romantycznymi bzdurami i wszystkich byś swatała.
- Hej, swatałam tylko Monikę z Wiktorem. Jakie wszystkich?
- O mnie mowa?- Bez pukania do gabinetu weszła Jastrzębska.- Drzwi były otwarte.
- Witaj, wchodź.- Przywitałam ją mając nadzieję, że nie usłyszała ostatnich słów. I chyba tak było, bo wciąż uśmiechała się do mnie raczej radośnie, a nie robiłaby tego znając prawdę.
- W takim razie zostawię was same. Mam jeszcze sporo pracy.- Odezwał się Szymek po krótkiej pogawędce. Gdy zostałyśmy same Monia sugestywnie wzniosła oczy ku górze poruszając wymownie brwiami.
- A jednak nie do końca między wami koniec, co?
- Monika, daj już spokój.
- Co daj spokój? Chichotaliście jak para nastolatków.
- Po prostu omawialiśmy sprawy biznesowe.
- Tere fere. W takim razie bardzo zabawne muszą być te biznesowe sprawy. Może się na nie przerzucę?
- A żebyś wiedziała.
- Dobra już dobra. Lepiej powiedz mi o której możesz się stąd urwać, bo już szósta a mnie strasznie się nudzi. Miałam ochotę na jakiś babski wieczór…- W myślach zaklęłam szukając wiarygodnej wymówki, ale niestety żadnej nie znalazłam. Kurczę, a miałam spotkać się z Arturem. I znowu nici. Ale nie mogłam dać poznać Monice, że mogłoby coś nas łączyć. W ogóle, że mam przed nią coś do ukrycia.
- W zasadzie to już mam wolne.- Usłyszałam swój głos ostatecznie rezygnując z wieczoru spędzonego z Chojnackim. Zaraz jednak poczułam rozbawienie gdy uświadomiłam sobie, jak duże czuję rozczarowanie. Cholera, chyba naprawdę ostro się w to wszystko wkręciłam. Albo to on mnie nakręcił, bo wcześniej ten nasz pseudo związek wydawał mi się być po prostu fajną odskocznią od nudnego w ostatnich miesiącach życia.
- Naprawdę? To super. W kinie dziś jest premiera fajnej komedii romantycznej. Samej głupio iść pośród tych wszystkich obściskujących się dzieciaków i napalonych małolatów ale dwie samotne singielki razem to już nie taki obciach.
- Jasne.- Roześmiałam się. Komedia romantyczna…cóż, a więc nie do końca mój wieczór uległ zmianie, pomyślałam z rozbawieniem przypominając sobie nocny maraton filmów tego typu który obiecałam Chojnackiemu. Tyle, że zamiast towarzystwa Artura miałam przy sobie Monikę. I Bóg mi świadkiem, że kochałam ją jak siostrę, ale mimo wszystko w tym konkretnym przypadku wolałabym tego pierwszego. Zwłaszcza, że podczas seansu wysłał mi z pięć wiadomości, które dobitnie wyrażały jego rozczarowanie.  Nawet jeśli znów studziłam go odpowiadając, że i tak wieczór nie skończyłby się tak jak podejrzewał. On oczywiście udawał Greka odpisując, że nie wie o co mi chodzi, ale ja nie dałam się zbyć. I chyba podświadomie to wiedział chcąc mnie tylko rozbawić.
Po seansie, który wcale nie wydawał się być wcale taki nudny i banalny jak mógł to sugerować tytuł (Miłosne oczarowanie brzmi raczej jak tytuł telenoweli brazylijskiej lub meksykańskiej niż kinowego filmu), pojechałam jeszcze z Moniką do cukierni znajdującej się w tym samym centrum handlowym, gdzie zaczęłyśmy starym zwyczajem plotkować. Tym razem jednak Monia nie dzieliła się ze mną tym czego się spodziewałam.  Prostu z mostu wypaliła:
- Wiesz, zaczęłam się z kimś spotykać. Tyle, że tylko…no wiesz, to nie jest tak do końca związek. Po prostu…no, rozumiesz.
- Nie bardzo.
- Ojej, chodzi mi o łóżko. To taki typowy romans. Sądzisz, że to bardzo złe?
- Monia, przecież nie mnie to oceniać.- Odezwałam się po dłuższej chwili. No bo jednak trochę mnie zatkało.- Ale jesteś szczęśliwa, więc to chyba dobrze?
- Jasne, że tak. Ale w moim wieku to brzmi raczej śmiesznie, nie?
- Wcale nie, wręcz przeciwnie. A ten mężczyzna o którym mówisz, czy on ustalił takie zasady czy to ty chciałaś by wasza znajomość była tylko tymczasowa?
- Ja. Ale on też się na to zgodził. Bo wiesz, to taki dupek. W zasadzie to nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam i dalej robię, ale w jego obecności tracę głowę. Znów czuję się tak jakbym miała dwadzieścia parę lat.
- Jest młodszy?
- Nie, skąd. Po prostu powiedziałam tak, bo kiedyś…to znaczy tak mi się po prostu powiedziało. A co tam nowego u ciebie? Jak dzisiejsze spotkanie?- Nie drążyłam tej oczywistej omyłki i próby zmiany tematu. Czyżby facetem z którym romansowała Monika był jej były z którym po jego oświadczynach się rozstała? Skoro tak to może jeszcze nie wszystko między nimi stracone, pomyślałam.
- Szymek mówi, że dobrze, więc chyba tak jest.
- A ci Niemcy? Spodobał ci się któryś?
- Monia, proszę cię. Najpierw pytasz mnie o Szymka a teraz co? Wszystkich facetów będziesz ze mną swatała?
- Nie, no co ty. Ale serio żaden nie był super przystojniakiem? Podobno tylko niemieckie kobiety nie są zbyt ładne, faceci to inna para kaloszy.
- Może, ale to akurat były typy w grupie wiekowej gdzieś między moimi rodzicami a dziadkami.
- U szkoda. Ale masz rację: dziadkom dziękujemy. W końcu dopiero stuknęła ci trzydziestka. W takim razie trzeba będzie szukać ci kogoś innego.
- Monika, skończ już ten temat.
- Dobra, tylko żartowałam. Aha, prawie zapomniałam, że miałam cię opieprzyć.
- Mnie? Niby za co?
- Za to, że znów pomagałaś mamie w ogrodzie. Dziś przez telefon truła mi prawie godzinę jaką to jestem złą córką, bo sama nie mogła się mnie o to doprosić przez cały poprzedni tydzień. Zwłaszcza, że zaczęłam narzekać na swój stary kręgosłup: wtedy po prostu prawie dostała apopleksji. Zaczęła mnie strofować o brak szacunku, bla, bla, bla. No wiesz, że niby kpię z jej wieku. No ale ona nigdy nie rozumiała moich żartów…

***
Gdy w końcu wyszłyśmy z cukierni (zmuszone niestety jej zamknięciem) tryskałyśmy świetnymi humorami. Potem jeszcze przez ponad półgodziny rozmawiałyśmy na parkingu tak jakbyśmy nie widziały się przez miesiąc nie mogąc się rozstać. Także gdy w końcu wsiadałam do swojego małego autka była za dwadzieścia jedenasta. Bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia uśmiechnęłam się i zapaliłam zapłon włączając prawy kierunek tak by skręcić w uliczkę, którą dotarłabym do swojego domu. Bo poza zadowoleniem odczuwałam teraz zmęczenie. Ale wtedy przypomniałam sobie o Arturze. Hm…może i było późno, ale co gdybym zrobiła mu niespodziankę? Szkoda tylko, że nie miałam przy sobie jakichś obiecanych płyt z komediami romantycznymi…
W związku z tym zamiast tego postanowiłam wstąpić do jakiegoś nocnego sklepu z alkoholem kupując pierwsze lepsze wino. W końcu  nie powinno się wpadać bez zapowiedzi i z pustymi rękoma, prawda?
Reakcja Artura na mój widok była taka jak się spodziewałam, chociaż niestety z pewnością wywarłabym na nim większe wrażenie gdyby udało mi się pokonać klatkę bez wcześniejszego dzwonienia do Chojnackiego. A tak mógł przez te kilkanaście sekund się przygotować, choć i tak w jego oczach wyczytałam zadowolenie. Nawet pomimo ironicznego pytania okraszonym cwaniakowatym uśmieszkiem:
- A jednak się ze mną stęskniłaś, co?
- Wręcz przeciwnie.- Odparłam całkowicie niezirytowana. Bo oprócz uśmieszku zadowolenia ujrzałam na jego twarzy autentyczną radość z mojego widoku.- Miałam takiego doła, że stwierdziłam iż muszę zepsuć humor komuś jeszcze. To zaprosisz mnie do środka czy będziesz kazał stać w tej framudze aż do północy?
- Lepiej nie, bo jeszcze zmienisz się w ropuchę.
- To nie ta bajka. Jeśli już to w Kopciuszka.
- A więc chodź tu mój Kopciuszku.- Roześmiał się Chojnacki przyciągając mnie do siebie i całując. Przedtem jednak kopniakiem zamknął drzwi. Potem nie wypuszczając mnie ze swoich objęć delikatnie zaczął kierować w stronę korytarza i pokoju. Gdy jednak poczułam jak jego zręczne dłonie zaczynają odpinać mi żakiet przystopowałam.
– Hej, nie za bardzo się spieszysz?
- Tylko pomagam ci zdjąć wierzchnie okrycie. Chociaż…masz zamiar zostać dłużej niż do dwunastej, prawda?
- Niestety, dobra wróżka dała mi czas tylko do północy.
- Ewelina…
- Mówię serio. Dziś padam z nóg, miałam dość ciężki dzień. Dlatego wpadłam tylko na chwilę zobaczyć twoją przeraźliwie śliczną buźkę i trochę spoić cię winem.
- Siebie nie?
- Nie, przyjechałam autem.
- Zawsze możesz zostać na noc.- Powiedział, ale widząc moją minę dodał szybko:- Albo wrócić taksówką. 
- Hm, w sumie to dobre rozwiązanie. Jakoś nabrałam ochoty na jedną lampkę.
- Więc chodź już do kuchni. Poszukam kieliszków. Co to za wino?
- Nie mam pojęcia. Polecił mi je sprzedawca, bo ja kompletnie się na tym nie znam.- Z tymi słowami podałam Chojnackiemu torbę ze wspomnianym trunkiem. Zajrzał do niej z ciekawską miną.
- Hm, całkiem niezłe. I dobry rocznik. Za co właściwie będziemy pić?
- Za udane porozumienie z inwestorami z Niemiec.
- Naprawdę? W takim razie gratuluję sukcesu pani prezes.
- To musisz pogratulować Szymkowi. To wszystko dzięki niemu. Naprawdę jest świetnym fachowcem: zna się i na projektowaniu i na finansach. W dodatku śmiga po angielsku i francusku.
- Hej, możesz się tak nim nie zachwycać? Bo poczuję się zazdrosny.
- Dlaczego? Ty też nie jesteś głupi. Poza tym masz przystojniejszą buźkę…chociaż nie, niby Szymek nie jest klasycznie przystojny, ale jest w nim coś takiego ostrego i czułego zarazem że można by na niego patrzeć i patrzeć…- Mówiłam szczerą prawdę, ale moim głównym celem było wytrącenie z uwagi Artura. Fajnie gdyby był trochę zazdrosny. Teraz na przykład mocno zacisnął usta w wąską kreskę rzucając mi spojrzenie z ukosa.
- Tak? To dlaczego teraz jesteś ze mną a nie z nim?
- No cóż…- Udałam zakłopotanie.- Ty jesteś łatwiejszy.
- Łatwiejszy?
- No…to znaczy mam na myśli obróbkę.
- Jaką znowu obróbkę?
- Normalną. Tak tylko powiedziałam, żebyś nie wyobrażał sobie za wiele.
- Chodźmy lepiej napić się tego wina zanim do reszty wytrącisz mnie z równowagi.
- Spokojnie wtedy pójdę do Szymka.
- Sweterku, nie przeciągaj struny.- W odpowiedzi tylko się roześmiałam biorąc Chojnackiego za rękę i energicznie ciągnąc go w kierunku kuchni. Jej, chyba serio zirytowałam go bardziej niż sądziłam. Zwłaszcza, że jakieś pół godziny później, gdy wypiliśmy po lampce wina przed telewizorem jednym okiem oglądając jakiś kryminał, w pewnej chwili spytał mnie:- Co właściwie łączyło cię z Szymkiem?
- Mnie? Nic, przecież już kiedyś ci to mówiłam. W klubie podczas moich urodzin o ile pamiętam.
-  Monika twierdziła, że jednak coś. Przecież widziała, że się całowaliście.
- Tak, ale to było…to po prostu była taka próba. –Zaczęłam wciąż lekko zirytowana na szwagierkę za to zdradziła Arturowi takie szczegóły mojego życia. Przecież nawet jeśli była świadkiem podczas tamtego końca mojej randki z Szymkiem to nie musiała mu o tym mówić.- No wiesz, randka przyjaciół po której miało okazać się czy przyjaźń damsko-męska ma racje bytu. I okazało się, że ma.
- Naprawdę tylko jeden pocałunek?
- Aha.
- Włożył ci język do buzi?
- Artur, litości. Jakie to ma znaczenie?
- Nie wiem. Ale to wkurzające. Nigdy nie przepadałem za tym typkiem. Jest jeszcze bardziej skryty niż był Mariusz.- Słysząc imię mojego zmarłego męża na moment coś blisko mojego serca drgnęło, ale szybko się uspokoiło. Zwłaszcza, że ku mojemu zaskoczeniu Artur wyglądał na sfrustrowanego, jakby serio przejmował się moją fascynacją Bralczykiem. Dlatego przysunęłam się w jego stronę, na kolanach pokonując niewielką odległość jaka dzieliła nas przez kanapę. Potem stanęłam za jego plecami delikatnie muskając kark.
- Jeśli to cię pocieszy to zupełnie nic nie poczułam. Ale za to gdy ty mnie prawie pocałowałeś w tamtym klubie to nie mogłam o tym zapomnieć przez wiele dni. A gdy zrobiłeś to podczas rocznicy ślubu twoich rodziców to…
- To co?
- To całkowicie się zatraciłam.- Dokończyłam po dłuższej chwili dość banalnie, bo wracając myślami do tamtych chwil na moment straciłam poczucie rzeczywistości.
Po moich słowach Artur odchylił głowę do tyłu swoimi ustami szukając moich. Przymknęłam lekko oczy czując cierpko-słodki smak wina doprawiony nutą charakterystycznego dla Chojnackiego zapachu. I wdychając nozdrzami jego wodę kolońską. Jej, naprawdę bardzo mi się podobał. To znaczy ten zapach, chociaż Artur też. Chyba nawet aż za bardzo, bo zamiast przerwać pocałunek zapragnęłam coraz więcej i więcej…
Mogłabym założyć się o swoje życie, że Arturowi też na początku przyświecał zupełnie inny cel gdy zbliżył swoje usta do moich. To znaczy najpewniej chciał po prostu tym gestem dać znać, że już się na mnie nie gniewa, może okazać zrozumienie lub czułość. Ale iskra już powstała. I nagle zapomniałam o tym jak jeszcze chwilę wcześniej czułam się zmęczona, jak marzyłam tylko o śnie. Całe moje ciało maksymalnie zmobilizowało się i napięło tak, by każdym nerwem czuć dotyk, smak i narastające pożądanie. Zadziwiające było to, że w ogóle w całym tym szaleństwie potrafiłam jeszcze myśleć i rozważać wszelkie za i przeciw. Na przykład w tym momencie „moje wewnętrze ja” krzyczało: tak, wreszcie to zrobię. Wreszcie zrobię to na co miałam ochotę. Ale nie z powodu prowokacji, magii chwili czy też alkoholu, ale pełnej chęci i świadomości konsekwencji. Bo przecież bardzo tego chciałam. Już długo pragnęłam Artura. Za długo. Chciałam odrzucić na bok swoją moralność, zasady czy słuszność. Chciałam zrobić coś w końcu dla siebie…i może dla niego? A może podświadomie wiedziałam jak to się skończy od samego początku? Czy wizyta późną porą samotnego mężczyzny była tylko wymówką? Taką samą jak wino? W końcu nie wypiłam go na tyle dużo by uznać, że mogłoby wpływać rozluźniająco na moje zachowanie.
Ten pocałunek po prostu mnie upajał. Sprawiał, że rzeczywistość i teraźniejszość przestała obowiązywać, że liczył się tylko nacisk jego warg na moich ustach. Zwłaszcza, że Artur stopniowo odkręcał się w moją stronę całym ciałem ani na moment nie odsuwając się by dać odetchnąć naszym wciąż złączonym wargom. A potem przestałam już wiedzieć gdzie kończy się jeden a zaczyna drugi pocałunek. Kiedy znalazłam się na tej kanapie przyciśnięta męskim ciałem i jak w ogóle to było możliwe skoro chwilę wcześniej to ja górowałam nad Arturem dyktując warunki pocałunku. I kiedy guziki mojej koszuli całkowicie odsłoniły moją górną bieliznę dając kolejne pole do popisu wargom Chojnackiego które teraz szalały po mojej szyi docierając aż do obojczyka znacząc na mojej skórze wilgotny ślad. Ja za to bez przeszkód delektowałam się dotykiem jego ciepłej skóry którą wyczuwałam przez zwiewny materiał bawełnianej koszulki jaką miał na sobie, delikatną grą mięśni. Mariusz był przystojnym mężczyzną, ale nie przepadał za sportem. Dlatego jego ciało choć proporcjonalne i delikatnie wymodelowane nie było umięśnione czy żylaste. Artur natomiast prawdopodobnie pracował nad swoim przez wiele godzin na siłowni. W końcu jakoś musiał obrabiać te wszystkie panienki…
Ta myśl sprawiła, że nagle zdrętwiałam, choć było to bardzo trudne, bo palce jednej dłoni Chojnackiego zawędrowały w stronę moich piersi. Druga zaś gładziła mój brzuch stopniowo zbliżając się do zamka spodni.
- Co się stało?- Spytał mnie wtedy Artur stłumionym przez pożądanie głosem. Musiałby chyba być idiotą by nie wyczuć mojej nagłej kapitulacji.
- Nic.- Skłamałam nakazując sobie o niczym nie myśleć. W końcu co z tego, że Chojnacki sypiał z wieloma dziewczynami i kobietami? Co z tego, że najprawdopodobniej były wyższe, szczuplejsze, ładniejsze i bardziej przebojowe niż ja? Co z tego, że z pewnością były również bardziej odważniejsze ode mnie w łóżku? I co z tego, że mogę pod tym względem rozczarować Artura? W końcu to jego ryzyko. I czemu teraz to roztrząsałam? Czy nie mogłam po prostu dać się ponieść tak jak wcześniej w domu jego rodziców? Po kiego licho znów zaczęłam wszystko analizować i roztrząsać?
- Ewelina?- Usłyszałam wypowiedziane przez jego usta moje imię. Zmusiłam się do spojrzenia mu prosto w oczy.
- W porządku.
- To dla ciebie za szybko?
- Nie, naprawdę w porządku.- Z trudem się uśmiechnęłam patrząc Chojnackiemu prosto w oczy z odległości zaledwie kilkunastu centymetrów, bo wciąż się nade mną pochylał.- Nie chcę byś przestawał.- Dodałam. I chociaż to nie było kłamstwem.
- Więc dlaczego nagle przestałaś reagować na moje pieszczoty?
- Wydawało ci się.
- Wcale nie. I będę to drążył dopóki nie powiesz mi prawdy.
- Artur…- Żachnęłam się gdy próbowałam go pocałować ponownie, a on zręcznie się przed tym uchylił. Potem zajął pozycję siedzącą. Nie pozostawało mi więc zrobić to samo.- Nie chcesz się ze mną kochać?- Spytałam wprost.
- Boże, bardzo chcę. Ale przede wszystkim chcę byś ty pragnęła tego tak samo mocno jak i ja. Kochając się z tobą chcę widzieć w twoich oczach pewność i przyjemność a nie obawę, strach czy żal.
- Nie czułam żadnej z tych emocji.
- Czyżby?- Spytał sceptycznie. A potem delikatnie pogładził mnie po policzku.- Więc czemu tak nagle zesztywniałaś i przestałaś reagować, hm? Co się stało kochanie?- To pieszczotliwe określenie nieoczekiwanie sprawiło mi dużą przyjemność. I jednocześnie dało poczucie bezpieczeństwa. Może to dlatego najpierw przymykając delikatnie oczy zbierając się w sobie wydusiłam w końcu:
- Pamiętasz jak mówiłam ci w restauracji sushi o tajemnicy grzecznych dziewczynek?
- Hm?
- Chodzi mi o tę cześć gdy spytałeś jakie są grzeczne dziewczynki. Ja odpowiedziałam ci, że są opanowane, ale dla niektórych mniej. Ja…ja raczej taka nie jestem. Jestem tradycjonalistką. Nie potrafię być taka jak inne kobiety pod tym względem.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Po prostu nie chciałam byś czuł się bardzo rozczarowany. Bo ja nie mam pojęcia o uwodzeniu, nie noszę seksownych ubrań a makijaż robię tylko od święta. I najpewniej znacznie odbiegam nie tylko wyglądem, ale i osobowością od twoich dawnych miłostek.– Brnęłam gdy czułam się coraz żałośniej mówiąc to, ale jednocześnie ulgę że w końcu wyrzucę  z siebie prawdę.
- Jej, ty mówisz o tym co przed chwilą…? Jezu Ewelina.- Ku mojemu zdziwieniu Artur roześmiał się jakby…z ulgą?- Już myślałem, że rzeczywiście masz jakiś duży problem czy rozterkę a ty…
- To jest problem.- Odparłam z urazą przyciągając do siebie obie części koszuli. Nagle moja połowiczna nagość zaczęła mi przeszkadzać. Chojnacki jednak powstrzymał moje dłonie gdy zdążyłam zapiąć zaledwie dwa guziki tylko delikatnie ich dotykając.
- Spójrz na mnie.- Rozkazał łagodnym tonem, który słyszałam u niego bardzo rzadko. Może nawet po raz pierwszy?- Ewelina?- Wciąż z lekkim zakłopotaniem podniosłam ku niemu wzrok. Jego oczy pełne były powagi i czułości. Chociaż może to było raczej delikatne rozbawienie?- Wiem, że do tej pory spałaś tylko z Mariuszem. I że to dla ciebie całkiem nowa sytuacja, ale choć pewnie mi nie uwierzysz dla mnie też. Co do tego, że mnie rozczarujesz to…to pomimo upływu wielu dni a nawet tygodni nie potrafię zapomnieć o tym jakie uczucia we mnie wzbudziłaś. Pamiętam tamten żar jaki ogarnął mnie w  łazience w domu moich własnych rodziców. To, jak tylko zaledwie jeden pocałunek sprawił bym zapomniał o tym gdzie się znajduję nie zważając na to, że w salonie obok znajdowało się kilkadziesiąt ludzi po prostu chcąc cię pieścić i dotykać. Poza tym pragnę cię od tak dawna, że mam gdzieś tę trzecią rękę która wyrasta ci na plecach w początkach lipca, to czy masz na sobie worek pokutny czy kusą spódniczkę albo makijaż tudzież jego brak. Bo chcę cię taką jaka jesteś rozumiesz? Po prostu cię pragnę. Gdybyś wiedziała jak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej nikogo nie pragnąłem, jak nawet teraz serce wali mi jak młotem to nie zadawałabyś mi takich pytań. Więc nie pieprz mi tu głupot o tym, że będę czuł się rozczarowany a jeśli już to pozwól samemu mi o tym zdecydować, okej?
- Tak.- Roześmiałam się z ulgą jednocześnie mocno rozbawiona tymi słowami.  
- To dobrze.- On też się uśmiechnął.- Czy w takim razie możemy wrócić do przerwanej czynności?- Tym razem znikły wszelkie przeszkody i krępujące mnie sprawy. Bo ani przez moment nie czułam, żeby Artur kłamał; wręcz przeciwnie w jego słowach i spojrzeniu wyczytałam samą prawdę. Nie wspominając już o żarliwości z jaką mówił. No i oznakach pożądania.
- Więc na co czekasz?- Spytałam cicho gdy wciąż nie wykonał żadnego ruchu poza upartym wpatrywaniem się w moje oczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo…
- Co?
- Nic takiego.- Mrugnął potrząsając głową.- Choć do mnie.
- Ja? To ty chodź. – Prychnęłam odsuwając się na sam skraj kanapy. Na twarzy Artura pojawił się szelmowski uśmiech. Potem zaczął przysuwać się w moją stronę aż w końcu nachylił tak mocno, że prawie nakrył swoim ciałem mmoje. Chwilę później zdziwił gdy stanowczo chwycił moje dłonie zmuszając do tego bym objęła jego kark. Gdy to zrobiłam jego dłonie zjechały na moje pośladki. Zrozumiałam jaki miał w tym cel gdy niespodziewanie wstał nawet na moment nie przerywając pocałunku. Może to dlatego czułam się niczym aktorka grająca w sztuce teatralnej gdy Chojnacki niósł mnie w kierunku sypialni a potem delikatnie położył na swoim łóżku. Jak zdjął swoją koszulę a potem rozpiął ostatni guzik mojej. Jak wciąż nie przestawał pokrywać pocałunkami moich ust i poszczególnych części twarzy. To irracjonalne uczucie nierzeczywistości w połączeniu z wcześniejszymi słowami Artura sprawiły, że nagle poczułam się dokładnie taka jaka się nie czułam: kobieca, pewna siebie, mogąca wzbudzać namiętność i pożądanie. I taka też się stałam. Przestałam się więc obawiać swojej nieporadności, tego że mogę zrobić coś nie tak i wypadnie to jeszcze bardziej śmiesznie tym bardziej w przypadku trzydziestoletniej kobiety. Że nie mam idealnego ciała i w ogóle ja sama nie jestem idealna. Śmiało odwzajemniałam pieszczoty Artura, prowokowałam go swoim językiem, dotykiem rąk, ruchami bioder. Cieszyły mnie jego tłumione westchnienia i jęki, oczy zamglone namiętnością, a nawet malutka kropelka potu która pojawiła się na jego czole. Cieszyło mnie to co on wyczyniał ze mną, jaką sprawiał przyjemność. Nawet jeśli postępował gwałtownie i narwanie, jeśli jego ruchy były gorączkowe i zdecydowanie za szybkie. Mariusz zwykle rozbudzał mnie powoli delikatnie i z czułością stopniowo sprawiając, że moje ciało zaczynało go pragnąć. Artur natomiast był niczym tajfun: jego dłonie były wszędzie błądząc po moim ciele, znacząc je, zostawiając niewidzialne ślady tak jakby nie mógł zdecydować się gdzie powinny się znaleźć, jakby tego dotyku wciąż było mu mało. Poza tym nie pytał ani nie prosił: on po prostu robił co chciał i żądał choć jednocześnie byłam pewna, że mój protest potraktowałby poważne czego dowód dał mi kilka minut wcześniej. Od razu sprawiał, że w ciągu paru chwil stałam się roznamiętniona i wrząca. A przecież właściwie jeszcze nawet nie zaczęliśmy się kochać.
- Cholera, to nie tak miało być.- Wymruczał Chojnacki w pewnej chwili jednocześnie ściągając z siebie spodnie. Miał przy tym mocno utrudnione zadanie, bo zamiast wstać wciąż leżał na łóżku nakrywając mnie swoim ciałem. Odrobinkę rozbawiły mnie jego manewry.
- Jak to nie tak?- Wykrztusiłam z siebie nie mając pojęcia czemu mój głos stał się tak bardzo ochrypły. 
- Miałem działać powoli. Okazać ci czułość i sprawić przyjemność przede wszystkim tobie a nie samemu sobie a nie zachowywać się napalony nastolatek. Ale nie potrafię się dłużej powstrzymać.- Już miałam mu odpowiedzieć, że plecie same głupoty albo usiłuje się popisywać: przecież byłam więcej niż chętna na dopełnienie tego spotkania, ale dotyk jego dłoni na najintymniejszej części mojego ciała pozbawił mnie nie tylko możliwości mówienia, ale i tchu. Uniosłam swoje biodra do góry jeszcze bardziej łaknąc tego dotyku. To było tak przyjemne, że…
Głośno wciągnęłam ustami powietrze gdy Artur szybkim ruchem wyjął ze mnie palce.  
-  Cholera, nie mogę ściągnąć tych pieprzonych spodni.- Prawie warknął. Pewnie w innych okolicznościach bym się roześmiała, (w końcu nie dziwota skoro usiłował zrobić to jedną ręką) ale teraz za bardzo go pragnęłam by móc z czegokolwiek żartować.
- W takim razie pospiesz się.- Mrugnęłam cicho.  
- A więc mnie pragniesz?
- Tak.
- Jak bardzo?
- Bardzo.- Bardzo potwierdziłam widząc, że w końcu udało mu się pozbyć spodni. Ale gdy zaczął zdejmować bieliznę nie wiedzieć dlaczego odwróciłam wzrok. Było to zupełnie irracjonalne uczucie zawstydzenia pomieszanego z oczekiwaniem. A potem poczułam jak ociera się o mój brzuch.         
- Na pewno?
-  Yhm.
- Jeszcze możesz się wycofać.
- Artur do cholery…
- A może to ja mam się wycofać?- Spytał jednocześnie lekko we mnie wchodząc.
- Jeśli to zrobisz to cię zabiję.- Jego śmiech sprawił, że chciałam go jednocześnie odepchnąć, ale i przyciągnąć do siebie; sprawić by wniknął we mnie do końca ale i uderzyć z satysfakcją nie zaspokajając jego pożądania. Nawet jeśli miałoby to skutkować niezaspokojeniem i mojego.
W końcu to zrobił. Wszedł we mnie głęboko a potem wycofał zmuszając do uniesienia w górę bioder, do dotrzymania mu tempa, dostosowania się do niego. Ale zmieniał je tak szybko, że nie byłam w stanie tego zrobić: wciąż czułam że znajduje się za daleko mnie, że za wiele nas jeszcze dzieli, że zostaje za nim w tyle. Jednocześnie ten fakt zmuszał mnie do jeszcze większej interakcji i zespolenia, do tego by moje pragnienia stały się rzeczywistością. To było więcej niż przyjemne, więcej niż to co byłam w stanie znieść, więcej nawet od tego czego kiedykolwiek mogłam się spodziewać. W tej chwili wydawało mi się, że jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak przyjemnie jak teraz a przecież z pewnością nie mogła to być prawda. Coś tak przyziemnego nie mogło być czymś najlepszym w moim życiu nawet jeśli w tej chwili tak właśnie sądziłam.
Z wcześniejszych słów Artura sądziłam, że zbyt długo nie uda mu się nad sobą panować; w końcu sam to przyznał. Ale on wciąż nie przestawał mnie dotykać i całować raz po raz wnikając w moje spragnione ciało sprawiając, że miałam go ochotę błagać o to by to się właśnie stało. Zaczęłam tracić siły, czułam kropelkę potu które zaczęła spływać mi po piersiach, jak moje ciało zaczyna tężeć. Ile to już mogło trwać? Kilkadziesiąt sekund czy kilkadziesiąt minut? Wiedziałam, że to ostatnie było fizycznie niemożliwe, ale ta chwila zdawała mi się dłużyć się w nieskończoność. A on wciąż nie kończył. W końcu poczułam, że dłużej nie wytrzymam. Nie miałam jednak jak go ostrzec, bo w tej chwili jedynym dźwiękiem jaki dobywał się z mojej krtani był cichy jęk. Ale gdy poczułam rozlewający się po moim ciele błogostan byłam pewna, że krzyknęłam. I to wcale nie cicho. Pewnie później będę się za siebie wstydzić, ale teraz miałam to gdzieś. Nie potrafiłam zapanować nad swoimi reakcjami i chyba sprowokowałam do tego samego Artura, bo gdy tylko dostrzegł co się ze mną dzieje jeszcze bardziej przyspieszył tempo a potem się ze mnie wysunął. Dopiero wtedy pozwolił sobie na przyjemność. A ja przymykając oczy zrozumiałam, że robił to tylko dla mnie chcąc przede wszystkim zaspokoić mnie.
Przez kilka minut tak po prostu leżeliśmy obok siebie wzajemnie słuchając swoich przyspieszonych oddechów, uspokajając rozszalałe zmysły, zbierając liczne kawałeczki rozpadniętych pod wpływem przyjemności ciał. Potem poczułam jak Artur podnosi się lekko nakrywając nasze nagie ciała kocem. Uśmiechnęłam się czując jak jego dłoń przysunęła się do moich pleców delikatnie je masując. Chciałam rzucić wtedy jakiś żart: coś o tym, że nie dziwię się jemu powodzeniu albo że gdybym wiedziała jak bardzo jest pod tym względem utalentowany to nie czekałabym z seksem z nim aż tak długo, ale to nagle wydało mi się głupie i nie na miejscu. Zamiast tego przysunęłam się do niego wtulając twarz w jego ramię. Jej, jak mógł po wszystkim tak bosko pachnieć?! Ja czułam się okropnie nieświeża.
-  Odsuń ten kocyk.- Poprosiłam cicho.
- Hm?
- Jest mi za gorąco.
 - Z przyjemnością.- Odparł szeroko się uśmiechając. Dopiero po chwili, widząc jak zachłannie chłonie mój widok zrozumiałam dlaczego. Mimo tego, że jeszcze na samym początku odpędził moje kompleksy a potem dotykał i całował praktycznie każdą cześć mojego ciała nie mogłam powstrzymać się przed odruchową reakcją zakrycia piersi i złączenia nóg. Dlatego chociaż wciąż było mi piekielnie gorąco uznałam, że zachowanie kocyka nie jest takim złym pomysłem.
- Hej, teraz tchórzysz?
- Po prostu wolę zachować coś na później.- Odparłam. Artur nie protestując pozwolił mi okryć swoją nagość. Potem pogłaskał po wciąż nieosłoniętym ramieniu.
- Muszę powiedzieć, że jednak mnie rozczarowałaś.
- Co proszę?
- Spodziewałem się grzecznej dziewczynki i kogo dostałem w zamian? Kobietę tak namiętną, że z trudem powstrzymałem się przed kompromitacją.
- Przestań gadać te głupoty.- Ofuknęłam go. Byłam pewna, że mówi to wszystko byleby tylko sprawić by moja pewność siebie wzrosła.
- Ale to prawda. Jesteś cudowna. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.
- Mówiłeś to wszystkim swoim partnerkom?
- A jak myślisz?
- Myślę, że jednak tak. Ale spokojnie, choć jestem zakompleksiona to nie musisz poprawiać mojego samopoczucia. Przez ostatnią godzinę zrobiłeś to z nawiązką.
- Naprawdę myślisz, że mówię to po to by łechtać twoją próżność?
- A nie jest tak?
- Nie. – Tym razem jego dłoń skierowała się wyżej gładząc delikatnie zarys mojej brody a potem policzków i ust. – Jesteś tak cholernie podniecająca, że nawet teraz czuję, że wystarczy bardzo niewiele byśmy znowu…- Przerwałam mu nagle czując nieodpartą ochotę na pocałunek. Zamknęłam mu więc swoimi wargami usta, przycisnęłam dłonie do karku wplatając palce w jego włosy. Klatką piersiową przycisnęłam się do jego nie zważając na to, że objął mnie z taką siłą, iż prawie wydało się to być bolesne. A potem poczułam blisko swojego uda…
- No, no, no.- Mrugnęłam z uznaniem niespodziewanie odsuwając od niego swoje usta.- A jednak nie kłamałeś.
- Wątpiłaś?
- Trochę. Za grosz w tobie pokory i skromności.
-  I ty to mówisz?
- Tak. Masz coś przeciwko?
- Owszem. Przestań w końcu to robić. Będziemy rozmawiać potem.
- Więc co będziemy robić teraz. Może się nudzić?
- Nie ze mną, Sweterku. Nie ze mną.- Dodał jeszcze. A potem rzeczywiście nie rozmawialiśmy.
A tym bardziej się nie nudziliśmy.

7 komentarzy:

  1. Jesteś świetna Potrafisz budować napięcie :) I te opisy...genialne. Już z niecierpliwością czekam na następną część :D pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejną cześć :) Napięcie które zbudowałaś jest cudowne i godne podziwu. Czytając mam wrażenie, że robią sie coraz bardziej odważniejsze :) Kiedyś kończyłaś na kilku słowach wstępu i był koniec opisu. Teraz byłam zaskoczona długością i dokładnością i... bardzo dobrze! Jeżeli komuś sie nie podoba niech omija "te sceny" :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwałę:-) Ale po prostu opis "tych scen" jak się wyraziłaś jakoś nie pasował mi do opowiadań miłosnych tym bardziej o nastolatkach o których głównie pisałam wcześniejsze historie. Poza tym wydaję mi się, że trzeba odpowiednio umieć pisać takie fragmenty a ja nie czuję sie w tym pewnie. Stąd wolałam żeby czytelnik sam odpowiedział sobie resztę niż się rozczarował.

      Usuń
  3. Opowiadania robią sie coraz odważniejsze oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje opowiadania "dorastają" wraz ze mną:-)ha ha

      Usuń
  4. Kiedy będzie następny rozdział? ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Łooł ale się dzieje :-D widać że ich historia nabiera tempa, no cóż ciekawe co się wydarzy dalej, lecę czytać kolejny rozdział :-D

    OdpowiedzUsuń