Kiedy
byłam nastolatką lubiłam ze znajomymi wypady rowerowe nad pewne opuszczone
jezioro. Latem chłodna woda działała orzeźwiająco, a zimą zamarzając dawała wiele
frajdy gdy ślizgaliśmy się po jej tafli. Ale któregoś dnia, a było to w marcu, lód
nie wytrzymał i zarwał się pode mną. Na szczęście jeziorko nie było głębokie:
woda zmoczyła mnie zaledwie do pasa, ale do tej pory pamiętam szok jaki mnie
wówczas ogarnął. Zapomniał o tym gdzie jestem i co robiłam. Dokładnie tak jak w
tej chwili gdy Mariusz zadał mi pytanie.
A
więc masz teraz wybór. Dwóch zakochanych w tobie mężczyzn. Kogo wybierzesz?
-
Ewelina?- Pytająco przywołał mnie po imieniu widocznie widząc, że odpłynęłam.
Tyle, że ja po prostu nie mogłam wyjść z zadziwienia. Nie dlatego, że się
wahałam; wręcz przeciwnie.
-
Pytasz poważnie?
-
Jak najbardziej. Chcę wiedzieć na czym stoimy. To znaczy na czym ty stoisz bo
ja dokładnie wiem czego chcę. Nie wiem jeszcze czy ty chcesz tego samego.
-
Ależ to absurd. Naprawdę nie znasz odpowiedzi na to pytanie? Przecież wiesz co
do ciebie czuję. Artur to tylko mój przyjaciel, a raczej były przyjaciel bo po
tym co między nami zaszło nie sądzę, że podtrzymywanie tej znajomości byłoby
właściwe.
-
A co do mnie czujesz?- Spytał mnie Mariusz. Zawahałam się zakłopotana, bo do
tej pory powiedziałam mu to tylko raz: na tamtym parkingu. I do tej pory
pamiętałam jak na to zareagował, choć w pewien sposób usprawiedliwiały go
okoliczności. Ale mimo wszystko…poczułam się wówczas bardzo zgnojona. Dlatego
teraz musiałam zebrać w sobie całą swoją odwagę, bo wiedziałam że jeśli nie zdobędę się na to teraz, to on nigdy mi nie uwierzy. Wzięłam więc głęboki wdech patrząc
mu w oczy.
-
Chyba…to znaczy na pewno cię kocham.- Wybąkałam a potem nie dając mu dojść do
głosu i bojąc się jego reakcji wypluwałam z siebie słowa niczym karabin
maszynowy.- Wiem, że może to za wcześniej mówić coś takiego, bo bardzo krótko
się znamy, ale zawsze uważałam że albo to się czuje albo nie. Że można znać
kogoś kilka lat i tak naprawdę nie darzyć go uczuciem lub tylko jeden tydzień i
wiedzieć że to ten jedyny. No bo zobacz: jest tyle par które…
-
I sądzisz, że to ja jestem nim dla ciebie?- Mariusz łagodnie przerwał mój
słowotok korzystając z faktu konieczności zaczerpnięcia przeze mnie powietrza.
-
Nie wiem, może…jeśli też jesteś we mnie przynajmniej choć troszeczkę zakochany.- Ostatnie słowo
prawie wyszeptałam.
-
Zakochany? Nie, nie jestem.- Słysząc to poczułam jak serce bije mi bardzo
szybko z rozczarowania. Jej, ależ się wygłupiłam.- Ja też wiem że to co czuję
to coś więcej. Kocham cię, Ewelina.- Dodał wstając ze swojego miejsca, a ja tym
razem poczułam ciepło rozpływające się po moim ciele promieniujące od serca w
kierunku każdej z komórek mojego ciała. Puls zaczął się normować. Gdy uklęknął
przed kanapą na której siedziałam zrobiłam to samo patrząc wprost w jego
żarzące się oczy.- Czy wiesz, że tydzień temu gdy sprzątałaś w moim biurze byłem
o włos od wygonienia tamtego faceta i oznajmienia ci że godzę się na wszystko
jeśli tylko zechcesz ze mną być? A przez ostatnie dwa tygodnie byłem albo o
krok od zadzwonienia, albo odwiedzenia cię w twoim pokoju.
-
Pani Bożenka nie byłaby z tego zadowolona.- Wyszeptałam mając na myśli
właścicielkę mieszkania, w którym wynajmowałam mały pokoik.
-
Prawdę mówiąc to miałem ją gdzieś. Była ostatnią osobą która zaprzątała mi
umysł. O rany, teraz gdy to mówię na głos zdałem sobie sprawę jak bardzo to
było żałosne i wyrażające ogrom desperacji jaką wtedy czułem.
-
Wcale nie. To dla mnie bardzo dużo znaczy.- Odparłam lekko drżącym tonem.
-
Naprawdę?
-
Naprawdę.- Uśmiechnęłam się czując jak moje oczy wilgotnieją. - Chcę być z
tobą. Skończyłam ten głupi układ z Arturem i razem z nim powiedziałam o nim
pani Grażynie choć zrobiłam to z prawdziwym wstydem.
-
Mojej cioci?
-
Tak. Chociaż nie wspomniałam, że mężczyzna w którym się zakochałam jest kuzynem
jej syna.
-
Więc wciąż nie ma pojęcia, że chodzi o mnie.
-
Już niedługo się dowie.
-
I będzie na ciebie zła.
-
Chyba nie bardziej niż była na początku. A jeśli nawet to jestem gotowa podjąć
to ryzyko.
-
Rzeczywiście mnie kochasz?- Spytał cicho z twarzą blisko mojej i dłonią
gładzącą mój policzek.
-
Przecież ci to powiedziałam.- Przypomniałam łagodnie z trudem otwierając oczy,
bo jego pieszczota nieco wytrąciła mnie z równowagi. Zwłaszcza gdy potarł
kciukiem kącik moich ust. Nigdy nie myślałam, że to może być tak przyjemne.
-
I nie ma znaczenia to czy byłbym miliarderem czy synem bezrobotnego żula?
-
Raczej nie. Chociaż nie jesteś chyba miliarderem, prawda?
-
Nie, nie jestem.- Roześmiał się.- Do tego mi daleko.
-
Super. Dysproporcje naszych portfeli wynoszą teraz jakieś jeden do miliona
zamiast miliarda.
-
Milionerem też nie jestem.
-
Hm, w takim razie mój stu tysięczniku czy nawet dziesięcio tysięczniku.- Poprawiłam
się i żartobliwie uszczypnęłam go w policzek wywołując tym uśmiech na jego
twarzy. Ja również posłałam mu szeroki uśmiech, który jednak szybko zmienił się
w wyraz powagi chwilę przed tym jak Mariusz nachylił się nade mną delikatnie
całując w usta. Zaczęliśmy niespiesznie badać swoje wargi, a choć nie pogłębił
pocałunku to jak gdyby w ramach pocieszenie jego dłonie zaczęły sunąć po mojej
twarzy a opuszki palców gładzić jej kontury. Dopiero jakiś czas później:
minutę, może dwie, poczułam delikatny dotyk jego języka gdy pocałunek z całkiem
niewinnego przerodził się w coś zupełnie przeciwnego. W pewnej chwili chyba
jęknęłam albo z moich ust wydobył się inny dźwięk bo Mariusz przygarnął mnie
bliżej do siebie tak że poczułam jak moje piersi rozpłaszczają się na jego
klatce piersiowej. A zaraz potem jak jego dłoń pieści mój kark jednocześnie
nachylając moją głowę pod takim kątem aby mógł jeszcze bardziej wniknąć w moje
usta. Natomiast druga sunęła w dół pleców aż dotarła do prawego biodra. Ten
namiętny całus pewnie trwałby dalej gdyby nie konieczność zaczerpnięcia
powietrza. Ale nawet wtedy wargi Mariusza sunęły po moim kąciku ust, policzku,
szyi aż dotarły do linii obojczyka. Dopiero wówczas podniósł głowę patrząc mi w
oczy.
-
Przepraszam: chyba się trochę zapomniałeś.
-
Więc zapomnij się znowu.- Odparłam po prostu z rozbrajającą szczerością tym
razem przejmując inicjatywę. Oparłszy dłonie na jego ramionach wpiłam się w
jego wargi nie czekając na odpowiedź, bo ona wcale nie była potrzebna. Boże,
jeszcze nigdy nie czułam takiego żaru wewnątrz siebie. Dlatego do tej pory
Mariusz mnie tak nie całował? Czy właśnie dlatego? Bo doskonale wiedział jak
bardzo jest to niebezpieczne?
Chwilę
później zupełnie przestałam o tym myśleć, bo całkowicie poddałam się uczuciom
jakie wzbudzał we mnie pochylający się nade mną mężczyzna (tak właśnie:
pochylający się, bo nawet nie wiedząc kiedy z pozycji klęczącej nagle okazało
się, że leżę na puchowym dywanie). A wzbudzał ich niemało. Począwszy od nieśmiałej nadziei kiedy tu przyszłam poprzez
rozterkę, żal, poczucie zranienia, niepewność aż do nieokiełznanej radości. Zapomniałam
o tym co nas jeszcze do niedawna dzieliło, o tym że pochodził z zupełnie innego
świata i wydawał mi się być dla mnie zbyt idealny, zbyt inny. Liczyło się tylko
to, że go kocham dlatego byłam gotowa mu to w końcu pokazać dając na
wstrzymanie swojego rozsądkowi. Po ponad dwudziestu pięciu latach chciałam
zrobić to na co mam ochotę. I do diabła z konsekwencjami.
Tak
rozgrzeszona i zachęcona w duchu przez samą siebie, zrobiłam pierwszy krok:
moje dłonie do tej pory dość biernie spoczywające na plecach Mariusza
zawędrowały do jego łopatek aż do ramion gdzie rozpoczęły próby zdjęcia mu
marynarki. Serce, do tej pory zdecydowanie przyspieszywszy rytm trochę go
zwolniło gdy pozwolił mi na to po chwili wahania. Co więcej zachęciło mnie do
działania. Jak wiele razy przez te dwa miesiące wyobrażałam sobie dotyk jego
nagiej skóry? Albo w ogóle jej wygląd? Dlatego teraz niczego innego nie
pragnęłam jak tylko poczuć pod dłońmi ciepło jego ciała. Dlatego zdecydowanym
ruchem wyszarpnęłam mu koszulę ze spodni. A przynajmniej się starałam, bo za
pierwszym razem mi się to nie powiodło. Dopiero za drugim razem zdołałam
wyszarpnąć dość materiału, by poczuć rozgrzaną skórę jego pleców i bioder pod
swoimi palcami. Ale wtedy Mariusz ponownie odsunął się ode mnie tak jakbym
zamiast palcami dotknęła go rozżarzonymi węgielkami. Ciężko oddychając patrzył
mi prosto w oczy aż poczułam się nieswojo. Dlatego spytałam z wahaniem:
-
Coś nie tak?
-
Wręcz przeciwnie. Ale…naprawdę tego chcesz?
-
A ty nie?- W odpowiedzi uśmiechnął się do mnie, powodując że zalała mnie fala
czułości.- Rozumiem, że to znaczy że tak?
-
Bardzo tak.- Powiedział gdzieś w okolicach mojej szyi, bo znów zaczął po niej
wędrówkę swoimi ustami.- Bardzo.
-
Tak…się…cieszę.- Wyjąkałam z trudem, bo zebranie myśli w tych okolicznościach
było praktycznie niewykonalne.
-
A więc aż tak bardzo ci się to podoba?- Droczył się.
-
Yhm. Ale teraz…
-
Tak?- Nie byłam w stanie dokończyć własnej myśli gdy poczułam jak Mariusz
zaczyna rozpinać guziki mojej koszuli. Z trudem przełknęłam ślinę próbując nie
stracić resztek samokontroli.
-
…to znaczy gdy…eee…- Ponownie straciłam wątek gdy zręczne dłonie Mariusza
dotarły do okolic piersi.- …no bo mówiąc to miałam na myśli raczej to że…że
Artur powiedział nam prawdę. Gdyby…gdyby tego nie zrobił to…- Tym razem nie
dokończyłam celowo, bo nawet nie chciałam o tym myśleć (choć być może fakt, że
Mariusz dotarł już do ostatniego guzika mojej koszuli miał z tym coś wspólnego).
Czy moje życie wyglądałoby wtedy tak jałowo jak przez ostatnie dwa tygodnie?
Miałam nadzieję, że nie; z pewnością z czasem ból by przyblakł. Ale mimo to
nadal gdzieś wewnątrz mnie by pozostał.
-
Tak, wykazał się niespotykanym u niego altruizmem i empatią.- Potwierdził Jastrzębski
trochę nieobecnym tonem który w obecnej sytuacji nie wydawał mi się być niczym
niezwykłym. Dlatego z przymkniętymi oczami delektowałam się tym uczuciem zanim dodał:-
Dlaczego tak łatwo uwierzyłaś Arturowi, którego jak twierdziłaś nie znosiłaś, w
to że jestem zwykłym żigolakiem a mi nie zaufałaś?- Słysząc to od razu spadłam
prosto z wysokiej chmurki na twardą i czarną ziemię. Tym razem głos Mariusza
brzmiał prawie tak samo pewnie i beznamiętnie co zwykle.
-
Słucham?- Potrząsając głową próbowałam zebrać myśli, choć w mojej pozycji było
to dość trudne. Zwłaszcza, że jedyne na co miałam ochotę to powrót do
rozkosznych pocałunków i pieszczot.
-
Przez pierwsze trzy dni po naszym rozstaniu wciąż dzwoniłaś i SMS-owałaś; potem
tak po prostu uwierzyłaś w kłamstwa mojego kuzyna nawet nie starając się dociec
prawdy.
-
A jak miałam w nie nie uwierzyć skoro tak to właśnie wyglądało?
-
Rzeczywiście jego słowo przeciwko mojemu musiało wygrać.- Choć w głosie
Mariusza nie zauważyłam ani sarkazmu, ani nawet cienia ironii, to i tak mimo
wszystko w moich uszach zabrzmiało to jako wyrzut. Może to dlatego zaatakowałam
pierwsza:
-
I kto to mówi: osoba która uwierzyła w to, że jestem zwykłą utrzymanką bogatego
faceta; która zresztą dowiedziała się o tym od tego samego źródła. Może więc ja
powinnam spytać cię o to samo: dlaczego uwierzyłeś kuzynowi zamiast
kobiecie którą jak twierdzisz kochasz?
-
Bo ja znałem Artura od wielu lat, więc wiedziałem jaki jest. Jak potrafi
podrywać dziewczyny dzięki swojej aparycji, jaki potrafi być nieodpowiedzialny,
samolubny czy nawet dziecinny. Ale mimo wielu swoich wad nie jest kłamcą i
wierzy w uczciwość: nigdy nie zwodzi kobiet obiecując im coś czego nie jest w
stanie im dać. Poza tym nie zaprzeczysz, że ubranie czy naszyjnik które miałaś
na sobie były prezentem od niego, bo nie mogłabyś sobie na to pozwolić.
-
Wcale nie: dał mi je tylko na tamten wieczór; to nie był prezent. Zresztą już
mu je oddałam. I tak, uwierzyłam mu choć niewątpliwie znałam go krócej od
ciebie no i, jak słusznie mi wytykasz, początkowo nie znosiłam. Ale potem
zawiązało się między nami coś na kształt przyjaźni; do tego okoliczności
wskazywały że prawda jest po jego stronie. Poza tym jak sie okazuje nie miałeś racji bo do swoich zalet Artur nie może dołożyć uczciwości i nie jest taki
kryształowy, skoro w naszej kwestii
ewidentnie skłamał. Chyba, że jak wcześniej się wyraziłeś nie jest kłamcą co
oznacza, że ja nim jestem a ty wcale mi nie ufasz. I może tak właśnie jest, co?-
Ostatnie pytanie zadałam z czystej złośliwości chcąc by Mariusz stanowczo
zaprzeczył i zakończył ten nasz bezsensowny spor. Ale gdy w odpowiedzi odwrócił ode mnie wzrok coś zapiekło mnie w
gardle.- Boże, a więc ty naprawdę w to wierzysz.- Wyszeptałam pełna
niedowierzania. I nagle fakt, że leżę na miękkim dywanie w jego mieszkaniu, w
rozpiętej koszuli a on wciąż pochyla się nade mną trzymając rozpostarte ramiona
wokół mojej twarzy wydał mi się być bardzo zawstydzający. Szybko przysunęłam do
siebie poły rozpiętej koszuli choć pod nią i tak miałam biały T-shirt. Potem
odsunęłam od siebie ręce Mariusza sama nie wiedząc czy fakt, iż mi na to
pozwala powinien mnie cieszyć czy smucić. Wówczas bez trudu mogłam wstać i
sięgnąć marynarkę leżącą na kanapie którą zdjęłam chwilę po wejściu do
mieszkania Mariusza. Trochę roztrzęsiona i wciąż niepewna tego co przed chwilą
zaszło zaczęłam ją pospiesznie zakładać. Potem zaczęłam kierować się do
korytarza gdzie zostawiłam swój płaszcz i buty. Dopiero tam ponownie usłyszałam
jego głos:
-
Chyba nie zamierzasz teraz wyjść?
-
Owszem.- Potwierdziłam wściekle zasuwając suwak od krótkich botków. Chodziłam w
nich już trzeci sezon, więc trochę się już zacinał. Cholera, nawet głupi but
mnie w tej chwili zawodził.
-
Ewelina, daj spokój: nie zachowuj się dziecinnie.
-
To ty daj mi spokój: nie ufasz mi i nie wierzysz wciąż uważając za oszustkę
podczas gdy to ja…- Z trudem przełknęłam ślinę.- Nawet nie wiesz ile kosztowało
mnie przyjście tutaj po tych obraźliwych słowach jakie usłyszałam od ciebie w
wieczór urodzin pani Grażyny czy przez telefon zanim w ogóle przestałeś
odbierać ode mnie jakiekolwiek połączenia. I jak cieszyłam się choćby z cienia
nadziei którą dał mi Artur, jak bardzo chciałam by okazało się że mnie nie
wykorzystywałeś, że to nie była tylko zabawa.
-
Nie wiem już w co wierzyć, pogubiłem się w tym wszystkim, w swoich odczuciach.-
Odpowiedział na moje słowa tą enigmatyczną uwagą. I choć doceniałam jego
szczerość to jednak w tej konkretnej sytuacji wolałabym by skłamał. By okazało
się, że jednak mi ufał.- Zdejmij ten płaszcz i wróćmy do pokoju. Porozmawiamy
jak dorośli ludzie i…
-
Przykro mi w tej chwili nie jestem w stanie zebrać własnych myśli a co dopiero
racjonalnie rozmawiać.
-
Ewelina…- Wypowiedział moje imię nieco zirytowanym tonem jednocześnie
przeczesując sobie włosy dłonią. I choć gest ten niewątpliwie był wyrazem jego
złości do podporządkowania się rozkazowi to sprawił, że przestał wyglądać jak
idealny pan architekt. Z rozwianymi włosami, zaczątkami zarostu na opalonych
policzkach i wyjętej przeze mnie ze spodni rozchełstanej koszuli wydał mi się
być bardziej dostępny, mniej...idealny. Jak na ironię w rzeczywistości w te chwili nie mógł
oddalić się ode mnie jeszcze więcej.- Proszę, wróć ze mną do pokoju.
-
Po co mam tam wrócić? Może żebyśmy znów zaczęli w tym samym miejscu co
przerwaliśmy udając że nic się nie stało, hm?- Spytałam go ironicznie i to
pytanie uświadomiło mi coś jeszcze. Coś bardzo bolesnego.- O Boże. No jasne:
tego właśnie chciałeś.
-
Co ty znów sobie ubzdurałaś? Nie jestem neandertalczykiem i nie rzucę się na
ciebie jeśli tego się boisz.
-
Ale chciałeś tego prawda? Może nawet zaplanowałeś to sobie. W końcu dlaczego
mieliśmy spotkać się w twoim mieszkaniu? Dlaczego nie umówiłeś się ze mną na
mieście?
-
Bo wolałem bardziej kameralne miejsce, które pozwoliłoby nam na szczerą
rozmowę. Może nie uwierzysz, ale nie muszę zmuszać kobiet do swojego
towarzystwa.
-
O tak, w to nie wątpię. Z pewnością tak jest.- Powiedziałam ironicznie.- A
skoro ustaliliśmy że Artur wcale nie jest kłamcą to może również nie kłamał w
twoim przypadku? Może rzeczywiście jestem dla ciebie tylko głupią panienką na
chwilę?
-
Jak możesz tak myśleć po tym jak jeszcze kilka minut temu wyznałem ci miłość?
-
Ja tobie też i jakoś nie miałeś problemów z tym żeby we mnie wątpić. Mało tego:
mimo to byłeś gotowy spędzić ze mną tę noc mając o mnie tak fatalną opinię.
Możesz temu zaprzeczyć, Mariusz? Możesz? Bo nawet jeśli…jeśli to ja
zainicjowałam to co stało się…tam, w pokoju na dywanie to…to ty nie musiałeś
tego ciągnąć. Ale byłeś gotowy to zrobić. I nawet nie próbuj wmawiać mi że było
inaczej.
-
Sam nie wiem co wtedy chciałem zrobić. Liczyło się tylko to, że trzymam cię w
swoich ramionach.
-
Więc to miał być test? Chciałeś sprawdzić jak daleko jestem w stanie się posunąć
by pokazać że mi na tobie zależy? Więc miałeś łatwe zadanie, bo sama podałam ci
się na tacy.
-
Wcale tak nie myślałem.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia?
-
Nie wiem czego oczekujesz.
-
Prawdy do cholery! Naprawdę chciałeś to zrobić? Doprowadziłbyś sprawę do końca?
Przespałbyś się ze mną?!
-
Nie wiem.
-
Odpowiedz!- Zażądałam.
-
Tak, do cholery!- Odparł żarliwie.- Bo kocham cię do szaleństwa i ta miłość
sprawia że przestaję myśleć racjonalnie; że daję ponieść się emocjom które
przez ostatnie lata z powodzeniem tłumiłem; że przy tym co czułem do Dominiki ty
zdajesz się być wszystkim. I pragnę cię jak nikogo na świecie.- Jego płomienne
wyznanie jeszcze bardziej spotęgowało moje cierpienie i poczucie beznadziei. Ze
łzami w oczach spytałam tym razem już normalnym tonem, który z powodu moich
ostatnich wrzasków wydawał się być niczym więcej jak tylko szeptem:
-
Ale przecież oblałabym ten twój test. A potem co? Gdy byłoby po wszystkim
wyrzuciłbyś mnie jak zużytą bieliznę do kosza na pranie? Porzuciłbyś?
Nazwał dziwką?
-
Nie rozumiem do czego zmierzasz.
-
Rozumiesz to doskonale. Wykorzystałbyś mnie. Choć ja byłabym w stanie przespać
się z tobą nie wyrachowania jak zapewne wciąż uważasz, ale z miłości. Chciałam
ci dać coś co jak sądziłam wiele dla ciebie znaczy, bo dla mnie znaczy jeszcze
więcej. Ale rzeczywiście byłam prawdziwą ignorantką: w końcu jak się wyraziłeś
nie brak ci chętnych panienek do łóżka. Czemu więc jedna więcej miałaby robić różnicę?
-
Nawet nie sugerowałem, że kiedykolwiek miałem ochotę skorzystać z ich
propozycji. A co się tyczy tego co powiedziałaś o tym moim teście to nigdy nic
takiego nie zrodziło się w mojej głowie dopóki nie wypowiedziałaś tego na głos.
Może…może rzeczywiście nie byłem do końca ciebie pewny, ale ci ufałem.
-
Czy ty sam siebie słyszysz? Przecież to sprzeczność. Sprawa jest prosta: zaprosiłeś mnie do swojego
mieszkania a potem rozmyślnie uwodziłeś choć to mnie na końcu pozostawiłeś
otwartą furtkę bym nie mogła cię o nic winić. Robiłeś to ze świadomością, że
jeśli pójdę z tobą do łóżka to robię to tylko dlatego, że nie chcę byś się ze
mną rozstał, bo jesteś bogaty. Dlatego potem bez pardonu porzuciłbyś mnie bo
nie przeszłam jakiegoś testu. Albo do końca życia nie ufał zastanawiając się
czy przypadkiem nie upokorzyłam się przed twoim portfelem.- Powiedziałam
kończąc zapinać ostatni guzik swojego płaszcza. Byłam już gotowa do wyjścia.
-
To nie tak.- Zaprotestował słabo Mariusz. Ja w odpowiedzi posłałam mu uśmiech,
choć bez cienia radości. Potem odwróciłam się w kierunku drzwi:
-
Żegnaj.- Szepnęłam jeszcze zanim pociągnęłam za klamkę. Ale gdy już miałam
postawić stopę za progiem Mariusz zjawił się obok mnie nogą z powrotem
zamykając drzwi.
-
Nie.
-
Nie? A ja sądzę, że właśnie tak. I puść mnie już. Wychodzę.
-
Dlaczego?
-
Przecież dobrze wiesz. To już koniec.
-
Nie.
-
O tak.- Zaśmiałam się z gorzką ironią.- Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić.
A wszystko przez tą głupią nadzieję. Przepuść mnie.
-
Kocham cię Ewelina. I wierzę bez zastrzeżeń.
-
Ale ja ci już nie, rozumiesz? Chwilę temu też mi to mówiłeś, a potem zażądałeś
dowodu. Kiedyś zapytałeś czy znam w ogóle znaczenie słowa miłość. Teraz ja pytam
o to samo ciebie: gdzie bezinteresowność, ufność, szacunek?
-
Proszę, daj mi szansę przynajmniej się zrehabilitować.
-
Nie, miałeś rację. To wszystko było pomyłką. Związek ludzi tak różnych jak my
nie tylko pod względem statusu był niemożliwy od samego początku. Powinnam od
początku wziąć to pod uwagę zamiast przez cały czas bagatelizować. Przecież to
stale się będzie powtarzać.
-
Do cholery wcale nie! To co było między nami było prawdziwe, właściwe i
magiczne.
-
Więc czemu to zdeptałeś poniżając mnie w ten sposób?
-
Bo mnie też to bolało. Bolało jak diabli gdy zobaczyłem cię pod rękę z Arturem
wystrojoną w ciuchy na które na pewno nie mogłabyś sobie pozwolić z pracy sprzątaczki.
I uśmiechającą się do niego tak samo jak do mnie, choć sądziłem że ten rodzaj
uśmiechu masz zarezerwowany specjalnie dla mnie. Niemal poczułem uczucie deja
vu; tak jak w przypadku Dominiki.Wiesz, że właśnie w taki sam sposób odkryłem że mnie oszukuje? Poszła na przyjęcie ze swoim kochankiem na które ja również byłem zaproszony choć ona o tym nie wiedziała. I wtedy zobaczyłem jak całuje się z kimś innym.
-
A więc z powodu jej pomyłki skłamałeś. Nie wierzyłeś mi.
-
Sam już nie wiedziałem co mam myśleć. Wiedziałem tylko, że Artur jest ode mnie
przystojniejszy, zabawniejszy i w tym samym wieku co ty. Ja jestem poważnym
prawie 32 letnim facetem mającym pracę postrzeganą przez innych jako nudną. Nie
umiem być zabawny i wszystko traktuję poważnie. Nie potrafię prawić gładkich słówek,
sprawić byś czuła się przy mnie jak księżniczka. Mogę tylko dać ci bezpieczeństwo,
stałość i opiekuńczość. Jak widzisz przy przebojowym Arturze wypadam żałośne
blado. Ty jesteś taka żywa, radosna i pełna życia. Ja już od jakiegoś czasu stałem
się nudziarzem dla którego szczytem rozrywki jest wypicie lampki czerwonego
wina po kolacji i przeczytanie jakiejś książki. Jak mogę z nim więc konkurować?-
Zbił mnie z tropu. Szczerość i jakaś desperacja bijąca z jego oczu mówiła mi, że jest tak niepewny
jak ja, że też się boi. No i trzeba mu przyznać, że nie wspomniał nic o pieniądzach.
Gdyby znów zarzucił mi materializm pewnie strzeliłabym mu w twarz. I na pewno
od razu wyszła z mieszkania.
-
Może tym, że to z tobą właśnie chcę być.- Odparłam po dłuższej chwili choć
wiele mnie to kosztowało. To, że Mariusz zawiódł moje zaufanie nadal mocno piekło.-
Że to przy tobie serce bije mi szybciej i choć wychodzę na idiotkę nie wstydzę
się tego, że czasami trudno sklecić mi jedno zdanie. Że chcę czuć się
bezpiecznie i świetnie się z tobą bawię choć sam uważasz się za mało zabawnego.
I wcale nie uważam by Artur był od ciebie przystojniejszy.- Dodałam na koniec.
Mariusz uśmiechnął się do mnie lekko. Odpowiedziałam mu tym samym. A gdy
delikatnie oparł głowę na moim ramieniu pozwoliłam mu się przytulić.
-
Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że mógłbym
cię stracić a tego bym nie zniósł. Ale z czasem wybaczysz mi to wszystko, prawda? Wiem,
że na to nie zasługuję, ale...
-
Już to zrobiłam. Tylko nie zrań mnie więcej. Nie wątp we mnie tak jak ja nie
wątpię w ciebie.
-
Nie zrobię tego. Zamiast tego sprawię, że będziesz szczęśliwa. I poznam cię z
moją mamą. Na pewno się polubicie. Jest bardzo podobna do ciebie. Już
dawno chciałem to zrobić, ale bałem się że może to dla ciebie za szybko.
-
A ja przestawię cię panu Andrzejowi, pani Kasi, Basi i wielu innym moim
przyjaciołom z ośrodka spokojnej starości. Oni też z pewnością cię pokochają.
-
Już nie mogę się doczekać.- Mariusz uśmiechnął się a potem dotykając dłonią
mojego policzka pocałował w usta. Odwzajemniłam pocałunek po chwili wahania.-
Zostaniesz jeszcze trochę?
-
Nie, powinnam już wracać do mieszkania. Pani Bożena po dziesiątej nie wpuści
mnie do środka.
-
Więc zostań u mnie.
-
Nie sądzę by to był dobry pomysł byśmy po tym wszystkim...
-
Nie chodzi mi o to by…po prostu prześpisz się w pokoju gościnnym. Albo wiesz
co? To ja się w nim prześpię. Moje łóżko jest wygodniejsze.
-
Naprawdę nie. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
-
Ale nie porzucisz mnie prawda?
-
Nie, ale być może ukarzę za to jak mnie potraktowałeś.- Odparłam. Gdy szeroko otworzył oczy szybko
dodałam:- Żartuję. Po prostu chcę zacząć między nami wszystko od nowa: bez
tajemnic i sekretów. Chcę by tym razem żadne kłamstwa czy maskarady niczego nie
zepsuły.
-
Masz rację, choć czuję że poprzez moje dzisiejsze zachowanie zrobiliśmy trzy
kroki w tył.
-
Mariusz ja nie…
-…w
porządku rozumiem; naprawdę. Mogę cię jeszcze o coś spytać zanim wyjdziesz?
-
Tak.
-
Czy między tobą i Arturem doszło kiedyś do czegoś?
-
Co masz na myśli?
-
Chyba wiesz co mam na myśli. Czy on…czy on cię pocałował?
-
Nie, nigdy.
-
Ani nawet tego nie próbował? Nie próbował cię uwodzić i czarować?
-
Nie.
- Na pewno?
- Tak, znów mi nie wierzysz?
- Tak, znów mi nie wierzysz?
-
Skąd. Tylko nie jestem w stanie uwierzyć w to, że nawet nie próbował. Ale
znając go robił to tak zręcznie, że pewnie nawet nie spostrzegłaś iż właśnie
zamierza to zrobić.
-
Na pewno nie. A jeśli chcesz wiedzieć to mimo tego co Artur powiedział ci o tej
walce o mnie to ja nie sądzę by to była prawda. Jemu po prostu wydaje się, że
to co do mnie czuje to miłość, bo w swojej próżności nie jest w stanie
uwierzyć, że jakaś dziewczyna może nie być nim zauroczona. I to napędza całe jego
uczucie.
-
Naprawdę tak myślisz?- Spytał mnie Mariusz sceptycznie choć w jego tonie dało się
wyczuć pewną dozę nadziei. Widocznie wciąż obawiał się, że w rywalizacji o moje
uczucia przegrywa z Arturem. A gdyby on tego nie chciał to miałby ułatwione zadanie. Było to nieco zabawne. No bo jak przystojny,
zamożny, inteligentny i szanowany facet może czuć się zagrożony? Dlatego
wysiliłam cały swój aktorski kunszt mówiąc:
-
Oczywiście, że tak.- Kłamałam tylko trochę. No dobrze, trochę więcej niż
trochę. Ale teoretycznie mogłaby tak być, prawda? Może naprawdę Artur wcale nie
kocha mnie, ale moją iluzję?- A teraz przepraszam, pójdę już.
-
Skoro chcesz. Ale najpierw musisz chwilę poczekać.
-
Na co?
-
Na to żebym też się ubrał. Chyba nie myślałaś że pozwolę ci wieczorem wracać
samej do domu?
-
Przecież jeszcze jest dość wcześniej.
-
Bez dyskusji. Moja dziewczyna nie będzie wlokła się autobusem gdy mogę
bezpiecznie odwieźć ją autem. Zaczekaj tu: skoczę tylko po płaszcz.
-
A więc dobrze, zaczekam.
***
Mimo
poważnych nieporozumień i tego co zaszło między mną a Mariuszem, daliśmy sobie
jeszcze jedną szansę. Zaczęliśmy od naprawienia szkód jakie niosła za sobą cała
maskarada a więc poinformowaniu państwa Chojnackich o tym, że zamiast udawaną
dziewczyną ich syna jestem prawdziwą dziewczyną jego kuzyna. Potem
odwiedziliśmy dom starości w którym zrobiłam to samo wobec niektórych
wychowanków których bardzo lubiłam. Wybraliśmy się także z wizytą do matki
Mariusza, pani Agaty Jastrzębskiej. I choć była wobec mnie bardzo miła, to
jednak w jej zachowaniu można było dostrzec chłód. Mariusz zapewniał mnie, że
to po prostu wynika z jej powściągliwego charakteru, ale ja wiedziałam swoje.
No cóż, najwyraźniej wcale jej nie zaimponowałam, czym wcale się nie
przejmowałam. Jeśli już miałam robić na kimś wrażenie to tylko i wyłącznie na
Mariuszu.
Ostatnią,
tak samo ważną rozmową była ta którą przeprowadziliśmy z Arturem. Chojnacki cieszył
się z naszego szczęścia; zbagatelizował swoje ostatnie słowa podczas rozmowy z
Mariuszem (tzn. na temat tego, że niby będzie o mnie walczyć) tłumacząc, że
powiedział tak tylko dlatego iż chciał pobudzić kuzyna do działania. Mariusz
nie wydawał się do końca dawać temu wiary, ale posłusznie nie drążył tematu. Wyglądało
to trochę tak, że chcąc wierzyć w to co chce próbuje okłamać sam siebie. A ja
dokładnie o tym wiedziałam, bo kilka dni po ty jak się pogodziliśmy poprosił
bym nie widywała się z Arturem. Spełniłam jego prośbę, choć tak naprawdę gdybym
rzeczywiście chciała widzieć się z Chojnackim to miałabym gdzieś życzenie
Mariusza. Okej, może i go kochałam, ale to nie znaczy musiałam ślepo spełniać
każdy rozkaz. Nigdy nie cierpiałam stwierdzeń typu: „to dla twojego dobra”
albo: „ja wiem co jest dla ciebie lepsze” czy też: "wiem co czujesz". Bo było to trochę wkurzające. Co tam
trochę, raczej bardzo wkurzające. Podkreślam to dlatego, że gdy przy wyjściu z
pracy natknęłam się na Artura powiedziałam mu to czym tak mocno gardziłam.
Ale
od początku.
Nasz
związek z Mariuszem kwitł: to znaczy wciąż byliśmy w fazie poznawania siebie
nawzajem, długich rozmów telefonicznych i romantycznych randek; generalnie
można by powiedzieć że wróciliśmy do etapu sprzed tamtego feralnego wieczora
gdy Jastrzębski widząc mnie pod ramię z Chojnackim uznał, że robię go w
bambuko. Mijał już równo drugi miesiąc od tego momentu w czasie którego zdążyłam
całkowicie wdrożyć się w swoje obowiązki w pracy, cieszyć urokami posiadania
chłopaka i niezłymi pieniędzy (w porównaniu do wcześniejszych zarobków które
wydawały się być jałmużną). I wszystko byłoby świetnie gdyby nie Artur, który
wciąż się gdzieś przy mnie kręcił co irytowało Mariusza. Początkowo ja uważałam
to za wyolbrzymienie: w końcu pracowałam w firmie Chojnackich jak niby miałabym
unikać ich syna skoro również tam pracował? Ale potem zdałam sobie sprawę, że zajmuje się
PR, a ja pracuję w dziale kadr, a jednak często go widuję. Na dodatek
przychodził jeszcze do ośrodka…
Co
najzabawniejsze wcale nie rozmawialiśmy. Przez całe dwa miesiące zamienialiśmy co
najwyżej tylko banalne słowa pozdrowienia czy uśmiechy. Oczywiście z wyjątkiem
epizodu, gdy w towarzystwie jego kuzyna (a mojego chłopaka) życzył nam fałszywego
szczęścia (no dobra, może i było prawdziwe, ale mimo wszystko jakiś błysk w
oczach Chojnackiego mówił mi, że tak nie było). I choć mnie to zirytowało to wolałam
by tak pozostało; poza tym nie chciałam łamać przyrzeczenia złożonego
Mariuszowi. Ale po prostu czułam że muszę to zrobić. Dlatego widząc jak teraz wysiada
z samochodu (być może odwiedzając matkę lub ojca bo oboje pracowali w firmie),
a potem choć mnie dostrzega szybko odwraca wzrok, zdecydowałam się do niego
podejść.
-
Możemy pogadać?- Spytałam przechodząc od razu do rzeczy i nie zawracając sobie
głowy banalnymi formułkami przywitania.
-
Sory, obiecałem staruszkowi że dostarczę mu te dokumenty jak najszybciej. Pomylił
teczki i wziął niewłaściwą z domu.
-
Rozumiem. A potem?
-
Co potem?
-
Jesteś wolny?- Spytałam z godną pochwały cierpliwością. Widocznie nie brał takiej
opcji pod uwagę i uporczywie grał na zwłokę rozpaczliwie szukając w głowie argumentu
który pozwoliłby mu uniknąć spotkania ze mną. I właściwie nie wiem czemu tak
mnie to zirytowało. W końcu ja również wiedziałam, że to najrozsądniejsze
wyjście. No bo jak niby miałam kontynuować przyjaźń z mężczyzną który wyznał że
mnie kocha i był na dodatek krewnym mojego chłopaka?
-
Eee…no w sumie…to tak.
-
Świetnie.- Odparłam. Potem mój wzrok przyciągnęła znajdująca się dokładnie
naprzeciwko mnie kawiarenka.- Będę czekała na ciebie w środku. Jeśli załatwisz
to co miałeś zrobić to wpadnij tam.
-
Okej.
I
tak następne pół godziny spędziłam na bardzo wolnym upijaniem potwornie drogiej
latte z jakimiś bajeranckimi dodatkami. A po cholerę dodawali tu bitej
śmietany? Albo kawałków czekolady? Jasne, że była nieziemska, ale płacić
dwucyfrową kwotę za szklankę kawy? Serio? Także gdy Artur raczył się w końcu
zjawić byłam już nieźle zirytowana.
-
Już jestem, trochę mi się przedłużyło.- Powitał mnie zdejmując jednocześnie płaszcz.
-
No cóż, jeśli to oznacza: liczyłem że gdy się zjawię to cię tu nie będzie to
przykro mi cię rozczarować.- W odpowiedzi Chojnacki się do mnie uśmiechnął.
-
Czasami trzeba się z tym liczyć.- Zajął miejsce obok mnie wygodnie się na nim
moszcząc.- To o co chodzi, że zdecydowałaś się umówić na tą sekretną randkę?
-
Artur.
-
Ach, więc wcale nie jest sekretna? Święty Mariusz o niej wie?
-
Nie, ale to nie powód by mówić o nim w tak ironiczny sposób.
-
Przepraszam, ale to jego ksywka jeszcze z dzieciństwa. Był tak grzecznym i
posłusznym dzieckiem, że w czasie zjazdów rodzinnych nadaliśmy mu z innymi
braćmi ciotecznymi i kuzynami właśnie to przezwisko. Uznaliśmy, że świetnie do
niego pasuje a że do tej pory nic się w tym względzie nie zmieniło to…już
dobrze, nie patrz tak na mnie. Nie wiem po co plotę te bzdury. W każdym bądź
razie cieszę się, że jesteście razem.
-
To teraz gadasz bzdurę.
-
Co? A więc jednak kopnęłaś go w tyłek?
-
Nie: mówiłam raczej o części w której życzysz nam szczęścia. Piękny gest:
i prawie tak samo szczery jak mowa miss mówiącej, że chce pokoju na świecie i jest
pacyfistką.
-
Wolałabyś bym raczej powiedział prawdę? „Cholera, masz się od niej odwalić kuzynku,
bo chcę mieć ją dla siebie; poza tym i tak do ciebie nie pasuje: nie miałbyś
pojęcia jak postępować z taką kobietą jak…
-…przestań
w tej chwili!
-
No co, przecież sama chciałaś szczerości.- Chojnacki wzruszył ramionami
jakbyśmy dyskutowali o pogodzie a nie o jego nieodwzajemnionych uczuciach. I
być może to by mnie ostro wkurzyło gdybym nie wiedziała, że to tylko poza. Do
diaska dlaczego on musiał sobie ubzdurać tę głupią miłość akurat do mnie co? No
dlaczego? Przecież nawet ta przeklęta kelnerka która mnie obsługiwała rzucała
mu teraz znaczące spojrzenia. No i miała ode mnie ładniejsze oczy, usta, nos…w
ogóle całą twarz i ciało. Ale nie, to ja zawsze muszę mieć pecha, pomyślałam. Dlatego
siląc się na spokój zaczęłam:
-
Artur wiem, że na razie w kwestii twoich uczuć panuje chaos i może ci się wydać
że ci się podobam, ale w głębi duszy wiesz że to nieprawda.
-
Więc znów zamierzasz mówić mi co czuję? Ach, wybacz: nigdy nie lubiłem gdy w
ten sposób zagrywała ze mną mama i nawet dla ciebie nie zmienię zdania.- Nawet dla ciebie…tak jakbym była dla niego
bardzo ważna…O Boże, po co ja tu przyszłam? I jeszcze spojrzał na mnie z takim
rozbawieniem. Zakłopotałam się.
-
No nie, ale…no dobrze: masz rację. Ale nawet jeśli…to znaczy skoro mnie kochasz
to musisz przestać, bo ja nigdy nie będę potrafiła tego odwzajemnić.- Gdy
milczał tylko się we mnie wpatrując zadowolona kontynuowałam: - Chodzi mi o to,
że od tej pory nie chcę na ten temat rozmawiać; zamierzam się zachowywać tak
jakby nigdy tego nie było. Dlatego ciebie proszę: nie, żądam byś zrobił to
samo. Stłum te uczucia, zniszcz je, udawaj…rób co chcesz. Ale pod żadnym
pozorem nigdy nie waż się napomknąć o tym nawet Mariuszowi. Pracuję dla twoich
rodziców i chodzę z twoim kuzynem, więc to całkiem logiczne że będziemy się ze
sobą spotykać. Nie chcę więc nigdy więcej słyszeć takich słów jak dzisiaj,
nawet żartem rozumiesz? Może nigdy nie wrócimy do przyjaźni, ale z czasem
możemy na nowo stać się dobrymi kolegami.
-
W porządku.
-
Serio?
-
Tak. Chcę byś wiedziała, że nie mam do ciebie żalu ani nie żywię żadnych
pretensji. I wbrew temu co krzyczy moje serce cieszę się z twojego szczęścia
tak długo jak będziesz je odczuwać.
-
Dziękuję.
-
Tylko…- Zaczął Artur, ale nie skończył. A że brzmiało to trochę tak jakby
zamierzał powiedzieć coś ważnego, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język
powtórzyłam pytająco:
-
Tylko?- Sądziłam, że nie odpowie bo milczał dłuższą chwilę. Dopiero po niej
dodał:
-
Tylko zastanawiam się jak długo potrwa zanim zorientujesz się, że Mariusz to
nie facet dla ciebie.
Nie lubię Mariusza!!! Ale to już wiecie :-) pozdrawiam Asia
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że Mariusz to nieszczery gnojek. Nie lubię go. Jestem za Arturem! Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam Iga :)
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że Mariusz jednak jest szczery i ten wybór Eweliny jest właściwy. I oby tak zostało:)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Kibicowałam Mariuszowi, ale jakos tak tracę do niego zaufanie i pojawiaja się wątpliwości co do jego osoby. Ciekawe jak pokierujesz akcją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
ps. a co studiujesz?
Studiuję finanse
UsuńJa tez zdecydowanie od samego początku nie trawie Mariusza jest w nic cos takiego nie godnego zaufania. Moze Artur nie zachiwal się w pozadku wobec Eweliny, ale to jemu zdecydowanie kibicuje lepiej do niej pasuje. Ale to jest tylko moje zdanie, napiszesz to tak jak chcesz.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Pozdrawiam, Ana.
Jesteś genialna :-) nie będę snuć domysłów bo i tak zawsze zaskakujesz
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejny?
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział dodam dziś wieczorem
Usuń