Łączna liczba wyświetleń

sobota, 12 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział V



- Co?!
- Słyszałeś. Ściągaj koszulkę.- Nakazałam mu kategorycznym tonem.
- Agata, mogę wiedzieć co kombinujesz?- Uśmiechnęłam się słodko.
- Nie.
- Okej.- Wiedziałam, że nie ma zielonego pojęcia po co karzę mu to robić, ale ciekawość zwyciężyła. Uniósł swój czarny T-shirt i zdjął go przez głowę zostając tylko w samych spodniach. Na dodatek przy okazji zwichrzył sobie fryzurę. Doskonale.- Co teraz?- Spytał z zaciekawieniem. Ja w tym czasie wzięłam z półki pierwszą lepszą szminkę i pomalowałam nią usta.
- W zasadzie to jest nieźle.- Odłożyłam ją.- Chociaż…- Podeszłam do niego bardzo blisko: mniej więcej na odległość wyciągniętej ręki.- Możesz się schylić?
- Czekaj: bo nadal nie kapuję.
- Nie musisz. Schyl się.- Niechętnie poddał się mojej woli po raz kolejny. Gdy to zrobił dotknęłam dłonią jego włosów i mocniej je roztrzepałam: potem to samo zrobiłam ze swoimi. W końcu robiąc użytek ze swojej szminki cmoknęłam go szybko w policzek. Na jego twarzy odmalował się szok. Zaraz potem szelmowsko się uśmiechnął i znajdując się nadal na wysokości mojej twarzy spytał:
- Liszka, czy ty zamierzasz mnie wykorzystać?
- Przecież nie przeszkadza ci to co piszą o nas gazety, prawda? Nie masz nic przeciwko naszemu romansowi?- Upewniłam się.
- No nie, ale nie sądziłem że będziesz chciała odegrać się na byłym w ten sposób.- Nie spodziewałam się jego objęcia, więc wpadłam mu w ramiona trochę niezgrabnie. Zetknięcie ze stalowymi mięśniami jego brzucha było dość bolesne.
- Pogięło cię?- Gdy tylko mogłam odsunęłam się od niego. Zrozumiałam, że jednak…nie zrozumiał.- Nie miałam na myśli prawdziwego romansu: tylko udawanie. Kapujesz?
- Szkoda.
- Akurat.- Prychnęłam zastanawiając się jak w ogóle coś takiego mogło mu przyjść do głowy. Owszem, chciałam pobawić się w maskaradę, ale jednocześnie nie pozbawiać siebie szacunku do siebie samej. Poza tym jego rekcja trochę wytrąciła mnie z równowagi i zaskoczyła. Jak mógł tak po prostu mnie objąć i próbować pocałować? Czy to co o nim mówią to prawda? Rzeczywiście sypia z każdą laską która mu się napatoczy? Po raz pierwszy żałowałam, że zwykle nie czytałam brukowców. Nie chcąc już dłużej nad tym rozmyślać wzięłam do ręki koszulkę  Pawła i zaczęłam miętosić ją w ręku. Potem nią w niego rzuciłam. Miała to być drobna kara za jego zachowanie, ale złapał bezbłędnie choć wcześniej go o tym nie uprzedziłam.- Masz, możesz to już założyć.
- Nie sądzisz, że to trochę dziecinne?- Wiedziałam, że nie miał na myśli mojego rzutu.
- Może- Przyznałam.- Ale przynajmniej zabawne. To co, wchodzisz w to?- Długo się nie zastanawiał.
- Jasne.
- Super. W takim razie do zobaczenia, potem obgadamy szczegóły. Wyjdź chwilę po mnie.- Gdy tylko otworzyłam drzwi garderoby tak jak się spodziewałam zaraz za nimi czatowało z piętnaście lub dwadzieścia osób z ekipy. Wśród nich zauważyłam  Janka i Renatę, którzy tak jak ja grali lokatorów w serialu oraz asystentkę reżysera. Wyminęłam ich bez słowa i zwalczając pokusę nie obejrzałam się za siebie choć wiedziałam, że Paweł wyszedł zaraz za mną. Ale i bez tego wiedziałam, że inni domyślą się co w ich mniemaniu robiliśmy. Przez moment zastanawiałam się czy z tym śladem szminki na policzku Pawła nie przesadziłam- w końcu to był bardzo oklepany i tandetny zabieg- ale i tak nie mogłam już nic zrobić by to zmienić, więc przestałam się tym głowić. 
Dzięki całej tej akcji poczułam się trochę lepiej i mogłam wytrzymać drugą część planu i kręcenia. Ominęła mnie rozmowa z producentem (dzięki temu, że kazałam mu przekazać, że zaraz po charakteryzacji wracam na plan). Reżyser z kolei po moich przeprosinach postanowił być „łaskawy” na razie omijając sceny w których występuję z Bartkiem dając mi czas na przygotowanie się. W przyszłym tygodniu miały się jednak zacząć te z romansu Luizy z Czarkiem.
Można powiedzieć, że ten piątkowy dzień był przełomowy. Pławiłam się w zaskoczeniach całej ekipy nie wyjawiając prawdy nawet Monice i zbywając ją półsłówkami za co chyba się trochę obraziła. Ale musiałam to zrobić by romans z Pawłem wypadł bardziej wiarygodnie (poza tym byłam na nią trochę zła za to, że wcześniej mi nie pomogła). A przynajmniej na razie.
Nazajutrz, oficjalnie zawiązałam z Pawłem swoistą umowę: będziemy udawać parę na planie.
- Bez żadnych pokazowych przytuleń czy pocałunków bądź innych umizgań. Po prostu będziemy udawać, że się z tym kryjemy. Wszyscy to kupią: nigdy nie afiszowałam się ze swoimi związkami, choć ty raczej nie.- Wyliczałam mu podczas naszej rozmowy. Uznałam, że ta taktyka będzie dobra: przecież zazwyczaj gwiazdorskie pary strzegły swojej prywatności, prawda? Poza tym nie chciałam popełnić błędu jak ze szminką: to było zbyt oczywiste i niektórzy z ekipy mogli się pokapować, że tylko gramy.
- Czekaj, czekaj. To na czym właściwie ma polegać to udawanie?
- Już ci mówiłam: na subtelnym zaprzeczaniu. Gdy będziemy się z tym afiszować, wszyscy domyślą się podstępu.
- Ale to już wcale nie będzie zabawne.- W tonie Fabisiaka wyczułam rozczarowanie.- Zero jakiejkolwiek spontaniczności, namiętności. No, ale w końcu czego mogłem się po tobie spodziewać?
- Właśnie.- Nie nadziałam się na jego prowokację.
- Więc czemu mam ci pomóc?
- Jak to czemu?
- No pytam o to ciebie: wcześniej sądziłem, że to przyniesie mi jakąś korzyść.
- To znaczy?- Spytałam zjadliwie przypominając sobie słowa Moniki o tym, że Paweł wykorzystuje kobiety. Nie tylko w sensie erotycznym.
- No frajdę. Ubaw z reportaży gazet. Skandal z gwiazdą która nigdy nie poddaje się skandalom.
- I to właśnie będziesz miał.
- Raczej nie.
- Więc czego chcesz?
- Czegoś co przyda mi splendoru. Nie chcę by ekipa snuła domysły: chcę by prasa miała na nas używanie: by ogłosiła nasz romans najbardziej gorącym newsem sezonu.
- Chyba cię pogrzało.
-A co, panna idealna się boi? No tak, mogłem się tego spodziewać.
- Daruj sobie te prowokujące gadki: i tak nie zmienię zdania. A gazety tak czy owak będą o tobie pisać: nie martw się. Nie musimy spotykać się poza planem by tak było. Poza tym wcześniej się zgodziłeś, ale jeśli teraz chcesz się wycofać to droga wolna. Do niczego cię nie zmuszam.
- Okej, zgadzam się. Byłem tylko ciekaw na ile dasz się w to wkręcić. Ale jak widać na niewiele.- Zamierzałam go zapytać o co mu chodziło z tym wkręceniem, ale zaraz dodał:- Jak długo będzie trwał nasz wyimaginowany romans?
- Hm…- Zastanowiłam się.- Co powiesz na koniec kręcenia szóstego sezonu?
- Czyli na dwa i pół miesiąca?
- Zgadza się.
- A potem?
- Potem wszystko się rozpłynie: jak zawsze. Gazety uznają, że nasza znajomość to była tylko bujda i prawdopodobnie wszystko sprostują.
- W sumie, pasuje mi. Nie koliduje z moimi planami.
- Super. A więc do zobaczenia w poniedziałek na planie.
- Na razie, Liszka.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów byłam zadowolona, ale bez fajerwerk. Paweł okazał się nie być tak łatwą do modelowania gliną jak się spodziewałam, choć mimo wszystko zgodził się na moje warunki. Dlatego choć zazwyczaj tego nie robiłam w weekend postanowiłam poszperać trochę w necie znajdując parę ciekawych informacji ze zarchiwizowanych artykułów. Na przykład taką, że spotykał się przez jakiś czas ze starszą od siebie o dwa lata asystentką reżyserki, a potem dostał angaż w jej filmie. A o tej aferze z dużo starszą, rozwiedzioną żoną reżysera nawet nie wspomnę…
No i że tak jak mówiła Monika takich dziewczyn było  o wiele więcej. Paweł rzeczywiście zmieniał je jak rękawiczki odważnie paradując z coraz to nowymi gwiazdami na czerwonym dywanie. Najbardziej podobało mi się zdanie jakiejś modelki, która spotykała się z Pawłem. Po zerwaniu oświadczyła:
Urok Pawła Fabisiaka polega nie tylko na zewnętrznej aparycji i seksownym ciele choć tego mu nie brakuje. Ale chodzi tu przede wszystkim o jego umiejętność, którą obecnie posiada bardzo mało facetów. Po prostu przy nim każda kobieta czuje się godna pożądania i najpiękniejsza na świecie nawet jeśli to nie jest prawda. I że w głównej mierze na tym polega jego fenomen. 
Czytając to odruchowo przyszło mi do głowy, że to nie trudne skoro do tej pory Fabisiak spotykał się z pięknymi, wysokimi i szczupłymi kobietami show biznesu- zero jakiejkolwiek przeciętności. Trochę mnie to zniesmaczyło, ale z drugie strony nie powinno przecież obchodzić. W końcu nie zdecydowałam się zostać jego sto piątą dziewczyną tylko ją udawać. A różnica była ogromna.
W weekend pierwszy raz od wielu tygodniu zaprowadziłam w swoim mieszkaniu porządek. Był to nie lada wyczyn, bo mieścił się w nim duży salon, trzy pokoje, kuchnia z jadalną i barkiem, niewielka salka siłowa oraz łazienka i toaleta. (no i mała weranda z ogródkiem, ale sprzątanie na zewnątrz na razie postanowiłam sobie darować) Nie zamierzałam jednak wynajmować na razie żadnej służby czy też przywrócić poprzednią: po prostu zadzwoniłam do jednej z agencji sprzątającej (numer wyhaczyłam w necie), która miała mi przysyłać kogoś do generalnych porządków w każdy poniedziałek od ósmej do czternastej, czyli wtedy gdy ja będę na planie. Nie chciałam by ktokolwiek mi przeszkadzał, a bieżące sprzątanie mogłam załatwić sama. Przez te trzy miesiące bez zbędnych ludzi zaczęłam doceniać ciszę i spokój dlatego nie miałam zamiaru tego zmieniać.
Poza tym postanowiłam zająć się swoim wyglądem: wskoczyłam na bieżnię z zamiarem biegu co najmniej przez godzinę, ale moje ciało zastopowało już po dwudziestu minutach. Byłam zdziwiona tak szybką utratą kondycji a jednocześnie trochę załamana. Patrząc w lustrze wiedziałam, że nie mogę nazwać siebie grubą, ale daleka byłam od paradowania w bikini na plaży. Wyrzuciłam też słone i słodkie przekąski (żegnajcie lody Koral) zaczynając dietę śródziemnomorską. A przynajmniej się starałam.
W poniedziałek obawiałam się kręcenia scen sitkomu z Bartkiem. Bądź co bądź wiedziałam, że trudno będzie mi wykrzesać z siebie pozytywne uczucia dla Kalinowskiego, gdy miałam ochotę go rozszarpać. Dlatego mimo obkutej na blachę roli, wewnętrznie cała dygotałam. O dziwo w rozluźnieniu pomógł mi Paweł. Już z samego rana (spóźniony tylko pół godziny!) przyszedł do mojej garderoby pokazując nową gazetę z kolejnym artykułem o nas. Zganiłam go jednak za to: była ze mną fryzjerka szykująca mnie do dzisiejszego kręcenia. On jednak nic sobie z tego nie zrobił. Po jej wyjściu poczęstował się leżącymi ciasteczkami (w związku z nową dietą miałam je wyrzucić, ale jakoś zapomniałam) ironiczną uwagą kwitując moje nerwowe zachowanie. Wynikła między nami sprzeczka, ale po dziesięciu minutach gdy przyszła po mnie asystentka reżysera okazało się, że dzięki kłótni trochę się rozluźniłam. Jasne, trudno było mi grać z Bartkiem, ale jako aktorka umiałam powstrzymać emocje na wodzy. Zwłaszcza przypominając sobie słowa Pawła: „ Nie rozumiem jak możesz mówić, że nie umiesz z nim grać. Przecież jesteś aktorką; okej, dawniej byliście razem i co z tego? Powinno być wam przecież łatwiej: znacie się, wcześniej się całowaliście…(tu urwał bo próbowałam uderzyć go lusterkiem). A tak serio to czy zawsze grasz z ludźmi których lubisz, szanujesz i znasz? W naszym zawodzie tak właśnie jest: udajesz miłość tam gdzie jej nie ma; zabijasz ludzi choć w realnym życiu nie stać cię nawet na odcięcie głowy wigilijnemu karpiowi a grasz idiotkę mimo faktu ukończenia na uniwerku kilku fakultetów. Na tym właśnie polega cały urok: na umiejętności zdystansowania się od siebie samego i wcielenia w kogoś innego z jego emocjami czy problemami. Bez urazy Liszka, ale sądziłem że ty to potrafisz. Może jako kobieta czy celebrytka marny z ciebie materiał- nie licząc naturalnie ostatnich kilku miesięcy- ale co do aktorstwa to nic nie mogłem ci zarzucić.”
Jego gadka podbudowała mnie na duchu. Miał rację: musiałam się tylko zdystansować. Pomyśleć o tym jak o zadaniu do wykonania, jak o grze z aktorem a nie byłym który zdradził mnie z własną siostrą. Bo to właśnie było aktorstwo: pokazanie widzom, że cieszysz się gdy serce pęka ci z bóli.
- No Liszka, nie rób takiej miny. Nieźle ci poszło. Nieco drętwo, ale chyba i tak przejdzie bez powtórzeń.- Skwitował mnie Paweł gdy smętnie dowlekłam się z planu do swojej garderoby.
- Ale mnie pocieszyłeś.- Westchnęłam. To należało do naszej części umowy. Mieliśmy spędzać na planie dużo czasu razem w mojej bądź jego garderobie tak by wyglądać przekonująco jako para. Nie wiedziałam jednak, że gadki Pawła będą aż tak irytujące.- Nie powinieneś być teraz na planie?- Zasugerowałam mu łagodnie.- Chyba masz grać jakąś scenę z Zagadką.
- Za dziesięć minut. A propos, dlaczego nie lubisz Renaty?
- A kto powiedział, że jej nie lubię?
- Nazywasz ją Zagadką.
- Bo takie ma nazwisko.
- Nazywa się Rebus. I nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Nie bardzo.- Zrobiłam krótką pauzę.- Okej, kapuję. Ale nie potrafię zrozumieć czemu ludziom to przeszkadza. Ty mówisz do mnie Liszka, a ja się za to nie obrażam.
- Bo to ładna ksywka.- Paweł posłał mi zabójczy uśmiech.- Chciałabyś gdyby ktoś nazywał się Zagadką?
- Gdybym miała takie nazwisko…- Usłyszałam jego śmiech.- Dobra, masz mnie. Nie cierpię jej. Nie uważasz, że za bardzo stylizuje się na wielką gwiazdę?
- A kto jej nie udaje? Tutaj każdy ma się za nie wiadomo co. A już ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
- Co to miało znaczyć?- Spytałam chłodno.
- Brr, aż mi się zrobiło zimno od tego tonu. - Nic sobie nie zrobił z mojej złości.- Chyba nie będziesz udawać, że nie masz się za wielką gwiazdę?
- Tak, nie będę. Tyle, że w porównaniu do Zaga… to znaczy Renaty rzeczywiście nią jestem. A ona? Do tej pory ma na swoim koncie tylko epizodyczną rólkę  w „Rodzince” i „Klanie”. Została sławna tylko dzięki „Zwariowanym lokatorom”
- Tak jak ty.
- Nie, bo oprócz tego grałam w o wiele lepszych produkcjach. I przede wszystkim filmach, nie serialach czy tasiemcach.W przeciwieństwie do niej byłam sławna już wcześniej. „Zwariowani lokatorzy” tylko to potwierdzili, nic więcej. I doskonale wiesz, że właściwie to dzięki postaci Laury sitkom odniósł taki sukces.- Paweł wyciągnął ręce przed siebie jakby w geście poddania, ale nie z powodu uznania mojej racji. Raczej po prostu chciał uniknąć sporu. I to rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej. Nie cierpiałam być traktowana protekcjonalnie.- Uważasz, że jestem nieskromna w tym co mówię? Że cierpię na megalomanię?
- Raczej, że woda sodowa uderzyła ci do głowy.
- A ty?- Odbiłam pałeczkę.- Za kogo ty się masz by mówić mi coś takiego?
- Na pewno nie za gwiazdę. Wiem, że jeszcze sporo mi do niej brakuje. Ale jeszcze jestem młody, więc mam nadzieję, że za parę lat uda mi się osiągnąć taki status.
- Marzenie ściętej głowy.- Rzuciłam z ironią powstrzymując się przed dodaniem, że by to osiągnąć musi jeszcze wskoczyć do wielu łóżek, a niestety większość producentów czy reżyserów to mężczyźni, więc raczej mu się to nie uda. Chociaż kto wie? Może jednak jest bi albo...
- Może.- Odparł przerywając mi te obrzydliwe myśli niezrażony moim tonem.- A teraz chyba cię pożegnam zanim zrobi się jeszcze bardziej niemiło. Na razie.- Po jego wyjściu odetchnęłam głęboko. Nie sądziłam, że będzie dla mnie taki nieprzyjemny, że tak trudno będzie mi się z nim porozumieć. Czasami wydawało mi się (na przykład dzisiejszego ranka przed kręceniem scen z Bartoszem), że stara się mi pomóc. Kiedy indziej (na przykład teraz) okazywało się, że ma mnie w jawnej pogardzie. Bo widziałam ją: w jego spojrzeniu, w jego wyrazie twarzy, otwartej arogancji w sylwetce. Czyżby mnie nienawidził? Nie, przecież nie miałby powodu. Czasami wymyślałam sobie niestworzone historie. On po prostu taki był: nigdy nie kadził, lubił prowokować i drażnić by potem łagodnie się wycofać unikając fochów i wybuchu. Gdy się zastanowiłam w sumie nigdy nie natknęłam się na skandal związany z jego rozstaniem z którąś z dziewczyn (oprócz tej asystentki reżysera), więc chyba był w tym mistrzem.
By przestać myśleć o całym tym galimatiasie wzięłam do ręki scenariusz chcąc doczytać ostatnie odcinki tej serii- dla mnie ostatniej. Nie chciałam, by mój romans z Bartkiem, a raczej romans Luizy z Czarkiem okazał się być jedną spośród gąszczu niespodzianek jakie szykowali mi reżyser i producent. Na szczęście, po prawie dwugodzinnej lekturze nie znalazłam niczego ciekawego: najgorsze już znałam. Czekała mnie scena pocałunku, a potem namiętnej nocy z Kaliszewskim na szczęście (a może nieszczęście?) tylko udawanej. Potem tak jak mi to streścił podczas naszej ostatniej rozmowy miała zjawić się pielęgniareczka, w której Czarek zadurzy się na maksa i puści kantem Luizę. Jednak grać ją miała Magdalena Cieślak a nie moja siostra jak się obawiałam. Mimo wszystko nie mogłam się nie roześmiać czytając scenę, w której wściekła Luiza rzuca klątwę na obu zdrajców życząc im brzydkich dzieci, choroby wrzodowej a doktorkowi impotencji. Ten dialog przynajmniej dowodził, że na tym romansie jej postać nie straci niczego ze swojej zadziorności i charakterku czego wcześniej się obawiałam. Może więc wszystko wyolbrzymiałam? Może ten romans między ową dwójką bohaterów był potrzebny by wiarygodnie usunąć postać Luizy z obsady? Może reżyser miał rację?
Tylko nie przestawało mnie dręczyć jedno: skoro tak to dlaczego grana przeze mnie postać nie mogła zakochać się na przykład w Stefanie którego grał Janek Pakulski albo chociaż w Adamie? Mogłabym znieść pocałunek z Fabisiakiem- w końcu nawet teraz udawaliśmy parę- ale Bartosz? Nie, nikt mi nie wmówi, że to przypadek.
Kolejnego dnia na planie w zasadzie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego: jak zwykle czekała na mnie chmara dziennikarzy czatująca już nie tylko pod moim domem ale i budynkiem w którym kręciliśmy serial, jak zwykle ekipa szeptała za moimi plecami i miałam drobną sprzeczkę z Pawłem (tym razem nie tak jak zwykle). Poszło naprawdę o głupotę, ale czułam że ten nasz „romans” długo nie przetrwa. Oboje mieliśmy wybuchowe charaktery i oboje byliśmy szczerzy aż do bólu. Owszem, na początku to mi bardzo odpowiadało, ale niekoniecznie chciałam wiedzieć, że Fabisiak ma mnie za rozpieszczoną małą aktoreczkę, której podwinęła się noga nawet nie na kłodzie, ale na małej wystającej gałązce i nie potrafi sobie z tym poradzić. Ośmielił się nawet wykpić moją miłość do Bartka, którą określił jako żałosną. Po tym w środę i w czwartek nawet nie chciałam wpuścić go do mojej garderoby- miałam w dupie co pomyślą członkowie ekipy czy obsada serialu o naszym romansie- ale gdy w piątek przyszedł tam po raz kolejny, dałam za wygraną. W końcu taki był mój plan wyzbycia się wśród prasy etykietki depresyjnie zakochanej kobiety, która po zdradzie ukochanego się załamała. A co ja robiłam? Pokazywałam tylko, że związek z Pawłem to kpina. Dlatego postanowiłam to zmienić.
Właściwie to udobruchał mnie czekoladkami miętowymi. Mało kto w ogóle wiedział o tym, że je uwielbiam: była to moja wielka słabość. Nie okazałam tego jednak. Z grobową miną wzięłam od niego czekoladki a potem patrząc na niego spod oka.
- Kupiłeś mi je żebym nie zmieściła się w kolejną kreację Luizy? Nie wiesz, że jestem na diecie?- Ośmielił się roześmiać.
- Sądziłem, że chciałaś wkurzyć wszystkich członków ekipy, łącznie ze szwaczkami i projektantami strojów.
- Tak, ale nie dokładając im jeszcze pracy.
- Aureola ci nie pasuje. Wiem, że ci to wisi.
- No i co? Nigdy nie uważałam się za świętą.
- Tylko za genialną aktorkę, pamiętam.
- Fabisiak, jeśli jeszcze raz…
-…ci, nie wracajmy już do tego tematu.- Powiedział szeptem nachylając się w moją stronę i puszczając mi oko.- Poczęstujesz mnie?- Słysząc to nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
- Nie, to są moje ulubione.- Zauważyłam, że ta informacja go zdziwiła. I w końcu zrozumiałam.- Rzadko kto je lubi, prawda? Połączenie czekolady z miętą. I uważałeś, że dzięki temu jeszcze bardziej mnie zdenerwujesz co? Nieładnie.
- Ależ skąd.- Zaprzeczył. O dziwo mu uwierzyłam.- Wziąłem pierwsze lepsze z brzegu sklepowej półki.
- W takim razie trafiłeś.- Westchnęłam wskazując mu gestem krzesło.- Siadaj.- W milczeniu spełnił moje polecenie a ja w tym czasie zajęłam się rozpakowywaniem bombonierki.- Trzymaj.- Wręczyłam mu ją potem. Wziął jedną z czekoladek i podziękował mi.
- Ty nie bierzesz?
- Jestem na diecie, zapomniałeś? Już całe siedem dni.
- Serio? Sądziłem, że żartujesz.
- Skąd. Muszę wrócić do mojej poprzedniej wagi.
- A z tą jest coś nie tak?
- Nie mieszczę się w swoje dawne dżinsy, a na brzuchu mam sporą oponkę. W dodatku mam kondycję sześćdziesięciolatka. I rozstępy na udach.
- Jej, sądziłem że chociaż w tych narzekaniach nie jesteś typową kobietą dążącą do ideału anorektyczności.
- Wcale do niego nie dążę.
- Nie? Więc po co się katować? Odmawiać przyjemności jedzenia tego co lubisz? Czekoladki są pyszne.
- Przestań.- Warknęłam zła, czując jak łamie mi samokontrolę.- Nie cierpię gadek w stylu: nie przejmuj się tym że jesteś biedny bo chociaż ja jestem bogaty to cię rozumiem.
- Czy to komplement dla mojej sylwetki?
- Nie, raczej ukłon w stronę hipokryzji. Mówisz o ironicznie o szczupłej sylwetce jak o ideale anorektyczności a tymczasem to właśnie kobiety o takich sylwetkach szturmem zdobywają świat mody i aktorstwa. Wkurzają mnie faceci wyrażający się pogardliwie o kobietach które robią wszystko by osiągnąć taki efekt, a jednocześnie sami oglądają się za nimi na ulicach, romansują, żenią się. To dopiero szczyt hipokryzji, nie uważasz?
- Kwestia gustu.- Bez skrępowania wziął kolejną czekoladkę z bombonierki. Już trzecią.- Poza tym widzisz, to co chcesz widzieć.
- Czyżby? Jakoś nie zauważyłam, żebyś wcześniej spotykał się ze stukilogramową kobietą.
- Hm, po prostu takie mają nieciekawe wnętrze.
- Jasne, niestrawione hamburgery i kremowe ciasta, co?
- Łapiesz mnie za słówka, Liszka. Miałem na myśli to, że grubsze laski z którymi miałem do czynienia po prostu mi nie odpowiadały pod względem intelektualnym.
- Bo były grube i tym się sugerowałeś.
- Wcale nie. Właściwie to lubię piękno w każdej postaci: byleby nie przesadzać. A co się tyczy tego oglądania się na chude laski…jako facet mogę ci powiedzieć, że patrzymy się na to bo już tacy jesteśmy.
- Błagam, daruj mi gadkę o męskiej naturze.
- Wręcz przeciwnie, nie o to mi chodzi. Miałem na myśli dziwadła: to za nimi się oglądamy. A chude laski właśnie nimi są.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne.
- Czemu zawsze szukasz okazji żeby się ze mną kłócić?
- Ty to robisz. I wara od moich czekoladek. Kupiłeś je dla mnie czy dla siebie?
- Przecież ty jesteś na diecie, zapomniałaś?
- I co z tego? Ale czekoladki są moje.- Prowokacyjnie wzięłam z pudełka jedną cząstkę. W dupie z dietą. Szybko wrzuciłam ją sobie do ust. Mniam…smakowała wybornie. Prawdziwe delicje. I jedyna dobra rzecz która spotkała mnie w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni. Delektując się tym wspaniałym uczuciem rozpływającej się na moim podniebieniu czekolady przymknęłam na moment oczy. Gdy je z powrotem otworzyłam Paweł przyglądał mi się z rozbawieniem.- No co? Idź już stąd zanim znowu się na ciebie obrażę.- Rozkazałam z pełnymi jeszcze ustami.
- Wiesz jesteś całkiem zabawna.- Skwitował jeszcze, a potem posłusznie wyszedł.
Po wyczerpującym piątku z ulgą wróciłam do własnego domu delektując się jego ciszą i spokojem. Musiałam tylko przebrnąć przez fatalnego dziennikarza, który z uporem maniaka próbował wyciągnąć ode mnie informacje o moim związku z Fabisiakiem. Już miałam posłać go do wszystkich diabłów, gdy zdałam sobie sprawę, że tym razem jakiś komentarz by mi się jednak przydał. Nie zignorowałam więc natręta tylko powiedziałam do dyktafonu, że to moja osobista sprawa: subtelnie i wymownie: w duchu gratulowałam sobie przebiegłości. Rybka połknęła haczyk i choć nie mieliśmy z Fabisiakiem żadnego romansu to ekipa serialowa, dziennikarze i ludzie  byli pewni że tak jednak jest. Idealny stan.
Serio.
Prawdę mówiąc nie sądziłam, że wszyscy w to uwierzą. Może to trochę próżne, ale nazywałam się Agata Liszewska: kobieta która do tej pory nie wywołała żadnego skandalu, nie zmieniała partnerów jak rękawiczki, nie zażywała narkotyków czy alkoholu. Więc z pewnością nie wdałaby się w romans z playboyem wszech czasów, któremu dorównywał tylko Borys Szyc. Jak więc mogli w to uwierzyć?
Miałam to co chciałam: szum w związku z rozstaniem z Bartkiem przygasł, gazety nie pisały już o moim załamaniu i depresji, ale o nowym związku i problemami ma planie podczas kręcenia „Zwariowanych lokatorów” (ten temat już na szczęście przygasał.) Moje obawy się nie sprawdziły i nie traktowano mnie jako naiwniaczki która złapała się na urok przystojnego Pawła Fabisiaka.
Dzięki temu na planie też było mi łatwiej. Potwornie bałam się gry z Bartkiem, ale o dziwo mnie musiałam mieć licznych dubli: szło mi dobrze. I tak, po pierwszym tygodniu udawania byłam z siebie bardzo zadowolona. Zwłaszcza z tego, że mój nowy związek nie podobał się Bartkowi. Za każdym razem gdy znikałam z Pawłem w swojej garderobie odprowadzał mnie wzrokiem zaciskając gniewnie usta. Czasami wyobrażałam sobie nawet, że jest zazdrosny, ale zaraz w mojej głowie pojawiała się myśl o tym jak bardzo jestem głupia. On miałby być o mnie zazdrosny mając do dyspozycji moją siostrzyczkę?
We wtorkowy poranek jednak coś takiego żartem skwitował Paweł gdy Kalinowski niemal popchnął go w drodze do bufetu.
- Twój laluś chyba jest o ciebie zazdrosny.
- To wcale nie jest mój laluś. I to nie jest w ogóle laluś. A tym bardziej zazdrosny.
- Serio? Chyba wycofuję się z naszej umowy. Zaczynam bać się o swoje życie. A nóż zastrzeli mnie z zazdrości?
- Nie pajacuj. Masz swój szum wokół ciebie? Masz. W weekend ukazały się kolejne artykuły. Swoją drogą to nie rozumiem jak możesz się cieszyć z opinii skandalisty. To trochę żałosne, nie uważasz?
- Tak jak to co robimy?
- Nie musisz mnie od razu atakować.
- Pierwsza mnie prowokujesz. Jestem jaki jestem; mam swoje motywy tak jak i ty. Ja nie wnikam w to jakie to głupie przez trzy miesiące zamykać się w swojej posiadłości i leczyć złamane serce a potem udawać związek z innym facetem by nie wyjść na bardziej żałosną niż jestem w rzeczywistości.
- Czy ty byłeś kiedyś w ogóle zakochany?- Spytałam go nie mogąc znieść jego cynicznego spostrzeżenia. Rzeczywiście, w teorii wszystko wydawało się proste, ba mnie też moje zachowanie wydawało się głupie, ale uczucia i serce mówiły co innego. Chciałam zapomnieć o Bartku, chciałam zignorować jego zdradę ale nie mogłam. Miłość do niego była bardzo zakorzeniona w mojej duszy. Czasami nawet wątpiłam, że kiedyś uda mi się z niej wyleczyć.
- Zależy co przez to rozumiesz.
- Chyba to co wszyscy. Stan, gdy przez większość czasu myślisz o tej osobie, troszczysz się o nią, pragniesz jej dobra.
- To cytat z jakiegoś filmu? Tak patetycznie zabrzmiało…okej, żartuję tylko.- Dodał na widok mojego spojrzenia.- I owszem, czasami czułem coś takiego choć krótko. Nigdy nie zdołam pojąć ludzi, którzy twierdzą, że kochają kogoś przez lata. Naukowcy już dawno udowodnili, że ludzie nie są istotami monogamicznymi: to po prostu nie jest w ich naturze.
- A może to byli obdarzeni wyjątkową wyobraźnią autorzy Demotywatorów?
- Możesz sobie kpić, ale taka jest prawda. Tylko ludzie temu zaprzeczają w ramach śmiesznych idei religii, polityki, sumienia, moralności…tak już jest i tyle.
- Wcale nie neguje twojej teorii, choć trochę się z nią zgadzam. Uważam jednak, że szacunek i przywiązanie decyduje o trwałości związku. Człowiek wiąże z drugą osobą jakieś wspomnienia, piękne chwile które chciałby zachować  w pamięci na zawsze i chce przeżyć z nią więcej takich momentów. Wie jednak, że ulotna chwila przyjemności w innych ramionach wszystko zniszczy więc nie robi tego z obawy że straci ukochaną bądź ukochanego.
- Bartuś jednak się tego nie bał. To znaczy: zgodnie z tym co mówisz: że cię nie kochał?- Wyciągnął logiczny wniosek z mojego monologu Paweł. Przez moment nie mogłam wydusić z siebie tchu. Serce ścisnęło mi się ze względu na przypomnienie o kimś kogo kocham, a potem faktu że zostałam bezlitośnie wykkpiona. I to przez kogoś takiego jak Paweł.
- Chyba wyraźnie mówiłam ci już kiedyś, że nie mam ochoty z nikim gadać na ten temat.- Oznajmiłam twardym i rzeczowym tonem.
- Daj spokój, Liszka. Temat jak każdy inny.
- To moja prywatna sprawa.
- Nie mogę tego po prostu zrozumieć.- Ciągnął niezrażony.- Bartek jest poważny, nie ma chyba w ogóle poczucia humoru, jest sztywny jakby połknął kij…serio uważasz że go kochasz? Przecież jesteś całkiem inna od niego.
- Przeciwieństwa się przyciągają.
- Tere fere. Myśl, którą ktoś sobie wymyślił na taką okazję. Zawsze mnie fascynowało, że nieważne jaka sytuacja i tak istnieje do niej jakiś aforyzm. Kobieta i mężczyzna są do siebie podobni: więc pasują jak dwa kawałki pomarańczy; są inni więc stanowią przyciągające się przeciwieństwa.
- Ty tego nie zrozumiesz. Nigdy nie traktowałeś kobiety na tyle poważnie by choć trochę to pojąć.
- Ty pewnie rozumiesz to świetnie, co?
- Na pewno bardziej od ciebie.
- Więc oświeć mnie: nawróć zagorzałego playboya. Kto wie, może dzięki tobie poznam miłość swojego życia? Chyba też jest takie przysłowie: nawrócony hultaj kocha na całe życie…albo coś takiego.
- O co ci właściwie chodzi, co? Dziwi cię moje przywiązanie do Kalinowskiego? Co mam ci powiedzieć skoro sama tego nie rozumiem? Nie mogę pojąć, że w jego towarzystwie serce bije mi szybciej, a głos odmawia posłuszeństwa? Że wciąż rozpamiętuję wspólnie spędzone chwile zastanawiając się co zrobiłam nie tak albo że gdybym potraktowała go w danej chwili lepiej być może dziś nadal bylibyśmy parą? Że w czasie gdy ja miałam w głowie weselne dzwony on chciał dostać się do łóżka mojej siostry? Że jednocześnie mam ochotę go zabić i nie mogę przestać kochać?
- Nie chciałem cię zdenerwować.- Odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Parsknęłam niewesołym śmiechem.
- Daruj sobie. Doskonale wiem, że o to ci chodziło. Nie cierpisz mnie.
- Bez przesady.
- Daj spokój: przecież wiem. Zawsze sądziłam, że uważasz się za kogoś lepszego ode mnie jeśli chodzi o warsztat, ale jakiś czas temu zrozumiałam, że unikałeś mnie bo po prostu mnie nie znosisz.
- Lubisz dramatyzować.
- A ty owijać w bawełnę. Siedzimy w tej żałosnej farsie którą wymyśliłam, więc możesz mi przynajmniej podać przyczynę.
- Po prostu wkurzało mnie twoje zachowanie pieprzonej gwiazdki. Tyle.
- Gwiazdki? A kto zjawiał się na plan godzinę po czasie? Kto gdzieś miał nauczenie się swojego tekstu czy godziny charakteryzacji? Ja dopiero teraz zaczęłam trochę przesadzać, przyznaję, ale nigdy do tej pory nie zachowywałam się tak jak ty.
- A co to ma do tego? Po prostu nie chcę by moim życiem dyrygowali ludzie, którzy mają mnie gdzieś. Sam decyduję do robię i kiedy.
- Rzeczywiście, poważne podejście do naszego fachu. I ty kilka dni temu powiedziałeś, że kiedyś zamierzasz zostać sławnym aktorem? Sądzisz, że to ci w tym pomoże?
- Tak, ale w przeciwieństwie do ciebie zrobię to własnymi siłami.
- Co masz na myśli? Uważasz, że komuś zawdzięczam swój sukces? To śmieszne.
- A co zaprzeczysz, że twój ojczym jako sławny prezenter i siostra znana modelka utorowali ci ścieżkę do kariery?
- Wcale nie. Bo nie byłam najmłodsza, bez warsztatu czy oszałamiającej urody a mimo to mnie dostrzeżono. I ciężko pracowałam na swój sukces.
- Rzucając szkołę aktorską?
- Potem do niej wróciłam. A poza tym jakim prawem o to pytasz? Może przyjrzymy się tobie: skandaliście, który sypia tylko z takimi kobietami które mogą mu przynieść jakieś korzyści. Na dodatek jego ojciec był znanym reżyserem, jest bogaty, ma świetne koligacje ze światem aktorskim…hm, rzeczywiście ciężki start. Dużo gorszy od mojego.
- Nie będę z tobą na ten temat dyskutował.- Uciął.
- Proszę.- Zaśmiałam się.- A więc zabolało? Może  więc przestaniesz udawać biednego chłopczyka który ze slumsów wszedł na salony własną determinacją i wpieprzać się z butami w moje życie i sprawy. Bo jeśli ja nie miałam trudno to ty tym bardziej. Poza tym nie znasz mojej sytuacji i nie wiesz jak było.
- Tak samo jak ty mojej. A mimo to nie wahasz się wystawiać o mnie opinii.
- To ty zacząłeś.- Przez moment przypatrywał mi się w milczeniu. Już szykowałam się na miażdżącą ripostę z jego strony a w głowie układałam sobie ewentualne kontrargumenty do jego ataku gdy usłyszałam:
- Masz rację, sory. Czasami po prostu mi odbija.- Aż mnie zatkało z wrażenia. No bo wyglądał całkiem poważnie, ale mimo wszystko...
- Serio mówisz?- Spytałam. Zaskoczyła mnie nagła zmiana jego nastroju.
- Tak. Wybaczysz mi? W końcu nasza maskarada musi dalej trwać a fajnie byłoby to robić w miłej atmosferze.
- Okej.- Odparłam po chwili milczenia.- Skoro już wiemy na czym stoimy: to znaczy że oboje jakoś nie pałamy do siebie przesadną sympatią to może ustalimy pewne reguły.
- Jestem otwarty na propozycje.
- Dobra. Więc po pierwsze koniec ze złośliwościami: a przynajmniej tymi naprawdę wrednymi. I wtrącaniem się do czyjegoś prywatnego życia. Jeśli mamy żyć w zgodzie musimy omijać tematy które dla kogoś z nas są trudne.
- Mi to pasuje.
- Mas jakieś inne zastrzeżenia?
- Chyba nie. - I tak, bez słowa więcej po prostu odszedł.
Ignorowałam cisnące mi się na myśli pytania nie zamierzając zatrzymywać Pawła. Prawdę mówiąc liczyłam na to, że się przede mną otworzy mówiąc o swojej rodzinie. Bo wtedy w jego oczach zobaczyłam coś co ostatnio widziałam w swoich ból. Może więc nie miał tak kolorowo jak mogłoby się wydawać. Ale skoro nie chciał się tym dzielić…
Nie mogliśmy się dogadać, trudno. Mieliśmy po prostu odmienne zdanie na pewne tematy i tyle. Trzeba się z tym pogodzić.
Niestety, pod koniec dzisiejszego dnia nagrań czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka: na planie zjawiła się moja siostrzyczka, Dagmara. Chciałam ją zignorować lub wyrzucić, ale nie kiedy zjawiła się w mojej garderobie wyganiając Monikę i moją asystentkę której bardziej pasowałaby nazwa sprzątaczka. Potem zamknęła zamek.
Na początku starałam się ją ignorować: nie słuchałam jej kolejnych przeprosin, wynurzeń że jestem dla niej najważniejsza i że zrobi dla mnie wszystko. Cisnęło mi się na usta by kazać jej rzucić Kalinowskiego, ale wiedziałam że jej słowa to bujda. Bełkot pełen patosu mający na celu mnie zmiękczyć. Nie udało jej się to. Gdy w końcu zmuszona byłam jej odpowiedzieć sarkastycznie oznajmiłam, że chyba pomyliła pokoje, bo Bartosza znajduje się kilka drzwi dalej. Nie zbiłam jej z pantałyku. Z determinacją, z której doskonale ją znałam cierpliwie znosiła moje docinki, zażalenia i uwagi. Potem, gdy zamilkłam nie wiedząc jeszcze o co ją oskarżyć i jakim epitetem obrzucić powiedziała, żebyś przestała się niszczyć związkiem z Paweł. Naturalnie zaczęłam wciskać jej kity jaki to jest fajny i cudowny facet, że jest cudowny w łóżku i że dzięki niemu już dawno zapomniałam o Bartku. Ona z kolei odwdzięczyła się czymś o czym do tej pory nie miałam pojęcia.
- Zdaję sobie sprawę, że w twoim odczuciu ukradłam ci faceta, ale w odwecie ty nie musiałaś robić tego z moim byłym.
- Co? Jakim twoim byłym?
- Przeszło rok temu spotkałam się  z Pawłem parę razy. Nie udawaj, że o niczym nie wiesz.
- A skąd miałam wiedzieć?- Przez dłuższą chwilę Dagmara przypatrywała mi się z dziwną miną pomieszaną z troską i współczuciem.
- Naprawdę nie zdawałaś sobie z tego sprawy? A więc teraz już wiesz. A skoro nie znasz reszty…to ci ją opowiem.
- Nie ma potrzeby.
- Jest. Może wtedy zrozumiesz, że cię tylko wykorzystuje.- Zrobiła krótką pauzę.- Byłam wtedy uczestniczką ważnego międzynarodowego konkursu modelek…
-…nie obchodzą mnie twoje zawodowe osiągnięcia.- Przerwałam jej.
- Zarysowuję ci tylko tło sytuacji. Bo chodzi mi o to, że miałam spotkać się na bardzo ważnym bankiecie. Pawłowi bardzo zależało na przyjściu tam, bo miał nadzieję na angaż w jakimś filmie którego reżyser oraz dwaj producenci mieli tam być. Rozumiesz teraz? Chciał mnie tylko wykorzystać: tak jak swoje inne dziewczyny. Nie zauważyłaś, że spotykał się tylko z wpływowymi babkami? Ta załatwiła mu rolę w serialu, ta była asystentką reżysera. Dla niego łóżko stanowi drogę do celu.
- Dość. Nie będę tego słuchać.
- Ale wysłuchasz. Bo nie pozwolę by ten drań cię skrzywdził. Jestem pewna, że ta cała sytuacja go bawi i że w innych okolicznościach przyznałabyś mi rację. Bo on czegoś od ciebie chce.
- Łóżka?- Podrzucałam usłużnie.
- Rozgłosu.- Sprostowała.- Chce wybić się na tobie, bo jesteś bardziej znana, lepszą aktorką i kobietą. Ludzie cię lubią a fani podziwiają. Dla niego pokazanie się z kimś takim jak ty to duży plus.
- Rozumiem, że w twoim mniemaniu żaden przyzwoity facet by się we mnie nie zakochał porównując mnie z tobą, ale uwierz że nie wszyscy myślą tylko o mojej kasie i koligacjach.
 - Nie chciałam cię urazić. Może nawet Paweł nieźle się w tym wszystkim bawi, ale to nie zmienia faktu że złamie ci serce.
- Nie zrobi tego, a wiesz dlaczego? Bo zrobił to Bartek. A ty razem z nim. A teraz wyjdź.
- Agata, proszę…
-…wynoś się stąd, ogłuchłaś? Nie chcę cię więcej w moim życiu.
- Proszę.- W jej oczach stanęły łzy- Wybacz mi. Kocham cię. Jesteś moją siostrą.
- Gdyby tak było nie zrobiłabyś mi tego. Ja będąc na twoim miejscu, wiedząc że kochasz kogoś tak jak ja kochałam Bartka nie odebrałabym ci go. Bo tak postępuje właśnie siostra, którą ty dla mnie już nie jesteś.
- Nie mów tak. Co mam zrobić? Czy…czy naprawdę mam się z nim rozstać? Wtedy mi wybaczysz?- Spytała w końcu cicho. Ale mimo to bardzo wyraźnie. Przez moment jej twarz zastygła w masce bólu w pełni oczekiwania na moją odpowiedź. Chciałam ją podręczyć, chciałam jej powiedzieć: tak, zrób to. Zrób to a ci wybaczę, ale być może nie była taką suką jak o sobie myślałam.
- Nie, gruchajcie sobie dalej. Ale z dala beze mnie. A teraz żegnam.

5 komentarzy:

  1. O jaa. Dagmara powinna dostać za swoje. To trochę jakieś wredne ale mam nadzieję ze z Agatą pogodza się nigdy :D O i P+A=♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie piszesz :) Mam pytanko o częstotliwość wstawiania nowych rozdziałów. Tak mniej wiecej co ile można się spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak gdzies juz wczesniej napisałam miało być co dwa dni, ewentualnie trzy (tak żeby w tygodniu ukazywały sie trzy części) tyle że jak to w życiu bywa może mi cos wypaść jak np. wczoraj i wieczór i goście "przez których" nie mogłam dokończyć pisać tej części. AL sądzę że kolejna będzie wieczorkiem w poniedziałek.

      Usuń
  3. Fajne to opowiadanie, lekkie, swobodne, super.
    I gratuluję Tobie, bo świetnie poruszasz się zarówno w takich "cięzszych" tematach jak i lekkich.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń