Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział IV



 TEN ROZDZIAŁ PISAŁAM TROCHĘ NA SZYBKO I PRAWDĘ MÓWIĄC NIE PRZECZYTAŁAM PO JEGO NAPISANIU, ALE MAM NADZIEJĘ ŻE NIE MA ZBYT WIELU BŁĘDÓW STYLISTYCZNYCH. ALE ZGODNIE Z ZAPOWIEDZIAMI WSTAWIAM. JEDNAK Z GÓRY MUSZĘ UPRZEDZIĆ, ŻE KOLEJNY PEWNIE NIE BĘDZIE POJUTRZE. SPODZIEWAJCIE SIĘ GO NAJPEWNIEJ W PIĄTEK WIECZOREM CHYBA ŻE ZNAJDĘ CZAS PO ZAJĘCIACH BY NAPISAĆ COŚ WCZEŚNIEJ. NA RAZIE ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA TEJ CZĘŚCI. POZDRAWIAM :-)

Nazajutrz, pod moim domem czatowało chyba trochę więcej osób a gdy weszłam na plan filmowy ludzie z ekipy przyglądali mi się z większą ciekawością niż poprzednio. Zrozumiałam, że oni też snują domysły na temat mój i Pawła. I na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Jak to cudownie nie czuć się jak ofiara, nie czytać w gazetach o swojej depresji czy alkoholowym nałogu. Jak świetnie jest pokazać innym, że na Bartku mój świat się nie kończy (nawet jeśli to niestety wciąż prawda). Iść z wysoko uniesioną głową…
- A więc to nie ściema, co?.- Zagaiła do mnie Monika gdy tylko weszłam do pomieszczenia charakteryzatorni.
- To znaczy?- Nie wiem dlaczego udawałam głupią. To spowodowało, że Monia przewróciła oczami doskonale o tym wiedząc.
- Ty i Fabisiak. Serio ze sobą śpicie?
- Wszyscy z planu tak myślą?- Odpowiedziałam jej pytaniem.
- No raczej. Mnie natomiast interesuje nie to co myślą ale to czy jest to prawdą.
- A jak myślisz?
- Agata, nie błaznuj.
- Wcale tego nie robię.- Roześmiałam się.- Spytaj lepiej Pawła.
- Jego jeszcze nie ma: przecież się spóźni, dobrze go przecież znasz. Cholera, ale mimo wszystko…przecież on jeszcze dwa tygodnie temu chodził z tą pogodynką!
- I co z tego?
- Jak to co z tego? Przecież zawsze krytykowałaś takie romanse dla samej idei romansu. Nazywałaś to gwiazdorzeniem o ile się nie mylę. A teraz co: robisz to samo? Bo nie sądzę, że jesteś taka naiwna sądząc że Pawełek się z tobą ożeni.
- Boże broń.- Żachnęłam się nieźle rozbawiona. – Jeszcze mnie nie pogięło.
- Więc co do licha wyprawiasz? Naprawdę się o ciebie martwię: takie krótkie romanse nie w twoim stylu.
- Jasne, że nie w moim głuptasku. Bo i nie ma żadnego romansu.
- Jak to nie ma?
- No nie ma. Fabisiak odwiózł mnie kilka dni temu z planu i zjedliśmy obiad owszem, ale potem się rozstaliśmy. On pojechał w swoją stronę a ja poszłam w swoją.
- Więc gdzie nocowałaś?
-Jej, czy fakt że nie zrobiłam tego we własnym domu musi świadczyć o tym, że spałam z Pawła? W całej Polsce tylko my mamy łóżka czy co?
- Dobra, dobra bez takich. Więc mówisz, że to tylko bujdy prasy?
- No raczej.
- I nawet nie masz zamiaru z nim romansować?
- Oczywiście.
- Uff, odetchnęłam z ulgą. Serio sądziłam, że możesz być tak zdesperowana próbując się odegrać na siostrze i byłym.
- Nie, chociaż uważam to za świetną okazję do pokazania światu że Bartek już dla mnie nie istnieje.
- Nie sprostowałaś więc tej pomyłki prasy?
- Raczej nie. No, chyba że zrobi to Paweł.
- Dla niego jedna laska w tą czy w tamtą nie robi różnicy.- Rzuciła Monia lekko uszczypliwie.- A nawet powiem ci więcej: też będzie się tym hołubił; w końcu nie jesteś byle kim a wiesz jaki on interesowny.
- Może, ale w poniedziałek całkiem przyzwoicie się wobec mnie zachował.
- Pewnie czegoś chciał.
- Jej, czyżbym wyczuwała w tobie nutę niechęci?
- Nie przepadam za nim. Jakiś czas temu charakteryzatorka z ekipy Czasu honoru zachorowała i potrzebowali zastępstwa: pojechałam i mówię ci istny cyrk: jakieś dwie laski niemal biły się o niego.
- Żartujesz?
- Wcale nie. Zdaje się, że bajerował je obie.
- Jest jeszcze lepszy niż sądziłam.- Roześmiałam się.
- A ty co myślałaś? Że to niewinny aniołek?
- No nie, ale teraz z własnego doświadczenia wiem jak bardzo lubi rozdmuchiwać wszystko prasa. Czasami jedno małe niewinne spotkanie uznają za romans a buziak w policzek za namiętny pocałunek. Myślałam, że tak też jest w jego przypadku.
- To źle myślałaś. Uff, naprawdę zdjęłaś mi ciężar z piersi mówiąc że nic cię z nim nie łączy. Od wczoraj odchodziłam od zmysłów…a propos kiedy w końcu zamierzasz włączyć swój telefon?
- Kiedy dziennikarze i wszyscy inni przestaną do mnie dzwonić.- Odparłam.- Dobra, lecę do siebie muszę jeszcze obkuć scenariusz.
- Znów jesteś nieprzygotowana?
- Nie za bardzo miałam kiedy.- Wzruszyłam ramionami udając, że nie dostrzegam spojrzenia jakie rzuciła mi przyjaciółka. Pewnie nawet miała rację: nie ruszałam się z domu, więc nawet z nudów mogłam do niego zajrzeć. I prawdopodobnie dlatego to się na mnie zemściło.
Ale od początku.
Zacznę od tego, że gdy zjawił się Paweł wszyscy bacznie go obserwowali ciekawi jak się wobec mnie zachowa. Bardzo mnie to bawiło a jednocześnie interesowało: sama też chciałam to wiedzieć. Ale spóźniony Fabisiak wydawał się w ogóle nie zainteresowany całą sprawą i tym co się wokół niego dzieje. Sądziłam już, że może jakimś cudem nie zauważył artykułu o nas (choć swoją drogą ukazał się w trzech gazetach), ale na przerwie podszedł mnie z jedną z nich.
- Chyba tego nie widziałaś.- Pokazał mi. Rzuciłam okiem na okładkę; było tam moje zdjęcie a obok niego Pawła. Co prawda były zrobione osobno, ale wkomponowane w tło w taki sposób, że sugerowały wyraźną zażyłość. Tak jakby wielkie serce w którym się znajdowały nie wystarczyło.
- Hm, nie. Co to „Przyjaciółka”? Oni też bawią się w takie rzeczy?
- Oskarżają nas o romans.
- Zauważyłam.
- I?
- I co?
- I co ty na to?
- Właściwie to nic. Chociaż nie: wyglądam na tym zdjęciu paskudnie, nie? Nie mam pojęcia skąd oni je wytrzasnęli.
- Hej, Liszka obudź się. Ktoś brudzi twoją reputację. Twoją świętą reputację.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz w ciągu tych trzech miesięcy.- Paweł spojrzał na mnie dziwnie…a potem jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Zrozumiałam, że w końcu załapał mój punkt widzenia.
- A, więc to tak. Sytuacja ci się podoba. Kapuję. Ale serio sądzisz, że dzięki temu wzbudzisz zazdrość w Kalinowskim?
- A kto tu mówi o zazdrości?- Żachnęłam się jego absurdalnym podejrzeniem. Chodziło mi tylko o pokazanie mu, że już go nie kocham.
- Hm, i tylko dlatego chcesz tak zepsuć sobie reputację?
- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to każę napisać sprostowanie.
- Nie, nie. Przecież wiesz, że takie plotki mam gdzieś. Chodziło mi raczej o ciebie.
- Dzięki za troskę, ale sama umiem sobie radzić.- Odpowiedziałam uszczypliwie.
- Do tej pory jakoś kiepsko to było widać. Jak tam rola?
- Jaka rola? Nawet ty musisz się mnie czepiać?
- A kto jeszcze to robi?
- Monika. Jakby nie rozumiała, że przecież scenki nie są długie i w sumie mogę je opanować chwilę przed wejściem na plan.
- No niby tak, choć jak na ciebie mało profesjonalne. Ale w sumie masz rację: „Zwariowani lokatorzy” to z każdym sezonem coraz większa szmira. Gdyby pozostali na trzech sezonach mogłoby powstać coś wartego uwagi, a tak? Producent i reżyser chcieli się tylko utuczyć na tej całej forsie dopóki ludziom ten sitkom całkiem się nie przeje. Dobrze robisz, że to twój ostatni sezon.- Paweł roześmiał się. Powstrzymałam się od uszczypliwej uwagi, że gdyby tak zrobili on nie zaszczyciłby sitkomu swoją obecnością. W końcu dołączył do obsady dwa sezony temu.- Choć sądziłem, że ze względu na scenariusz będziesz wściekła- Dodał na koniec.
- Bez przesady.- Odparłam, mając zamiar zapytać czemu tak sądzi gdy zauważyłam, że zbliża się do nas jakaś dziewczyna (czyżby owa Jola?) wołając Fabisiaka. Czym prędzej się oddaliłam: to że niby mieliśmy romans nie upoważniało mnie do wtrącania się w jego podboje. Chociaż…a co jeśli jeszcze tylko pogorszę sprawę? Jeśli zamiast pokazać że mam gdzieś Bartka pokażę że dałam się wykorzystać takiemu playboyowi jak Paweł? Wolałam o tym nie myśleć czym prędzej biorąc do ręki tekst scenariusza. Dziś mieliśmy nakręcić fragment odcinka trzeciego, dużą część czwartego i szóstego. Otworzyłam więc kartkę na odpowiedniej stronie i… zamarłam. Szybko przełykając ślinę zaczęłam w myślach szybko czytać scenariusz czując jak uchodzi ze mnie całe powietrze. Jeszcze raz nie mogąc uwierzyć w to co widzę wbiłam wzrok w tekst scenariusza na stronie trzydziestej piątej w której znajdował się przebieg odcinka trzeciego. W nim Czarek i Luiza mają spędzić cały dzień: Luiza miała mieć przygodę ze spadającą doniczką a potem Czarek miał się nią opiekować; w następnym odcinku miał wysłuchać jej tyrady o złym samopoczuciu i się tym rozczulić. W kolejnym przytulić, a potem…pocałować! Luiza i Czarek mieli się pocałować. 
Nie, to ja z Barkiem miałam się pocałować. 
Przekartkowałam scenariusz dalej, choć nie powinnam tego robić. Bo natknęłam się na scenę w której Luiza się rozbiera chcą spędzić noc z nieco rozgarniętym doktorkiem Cezarym…
Niech to szlak.
Jak oni do cholery mogli mi to zrobić? Uważali, że to będzie zabawne czy co? A może ta suka Natalia im to zasugerowała? Miałam ochotę krzyknąć, ale zamiast tego wyszłam ze swojego pokoju i poszłam do gabinetu reżysera. Nie mogłam przecież zagrać scen w której mieliśmy z Bartkiem udawać parę. Nie po tym jak się rozstaliśmy a ja nadal go kochałam. Nie po tym jak mnie zdradził i upokorzył.
Idąc korytarzem czułam, że ekipa mnie zdradziła. Okej, rozumiałam że na czymś takim można zarobić spore pieniądze; że świat show biznesu traktuje ludzi bez pardonu, że tutaj nie ma miejsca na sentymenty ale żeby w taki sposób budować popularność? Na mojej krzywdzie? Przecież ja byłam aktorką komediową. Ja nawet nie wypadłabym w takiej scenie wiarygodnie: zwłaszcza w duecie z Bartkiem.
Znalazłszy się pod odpowiednimi drzwiami mocno zapukałam.
- Wejść.- Rozległ się głos reżysera. Stanowczym krokiem weszłam do pokoju bąkając ciche dzień dobry.- O a co ty tu robisz? Nie powinnaś teraz szykować się w garderobie do kolejnej sceny?
- Tak. I właśnie w tej sprawie przyszłam.
- Tylko mi nie mów, że ciuchy znów są za ciasne. Kazałem wszystko poszerzyć i…
-…nie o to chodzi.- Syknęłam wkurzona, że znów ktoś wytknął mi moją wagę.- Przyszłam w sprawie scenariusza. Kto wpadł na ten głupi pomysł z romansem Cezarego i Luizy?
- Agata, rozmawiasz z reżyserem. To ja wszystko wymyślam i ten pomysł też był mój. I nie uważam go za głupi.
- Ale ktoś go panu podsuną, prawda? Natalia? Jasne, że ona.
- Przecież ona jest scenarzystką. Poza tym nie rozumem do czego pijesz.
- Do tego, że nie mam zamiaru grać tego siajstwa. Nie ma mowy.- Oznajmiłam.
- Słucham?
- To szczyt żenady umieszczać takie sceny w sitcomie komediowym, w którym na dodatek kolejne części mają ze sobą bardzo mało wspólnego i nie ma w nich żadnej łączności.
- O nie. Już od prawie dwóch sezonów staramy się o chronologię. Poza tym co to ma wspólnego z romansem dwójki bohaterów?
- To, że to nie jest żadna pieprzony romans a komedia. Widzowie nie będą chcieli oglądać takiego gniotu.
- Agata, nie wyrażaj się. 
- Przepraszam, ale jestem ostro wkurzona.
- Dlaczego? Przecież miałaś scenariusz już dawno temu i znałaś fabułę następnego sezonu. Pamiętam nawet, że dałem ci go później, bo pierwszego nawet nie raczyłaś zobaczyć.
- Tak, ale…powiedzmy że nie do końca go przejrzałam.
- Jak to nie do końca? Chcesz powiedzieć, że go nawet nie przeczytałaś?!
- Nie wszystko. To znaczy nie dokładnie.- Westchnęłam.- Ale to nie ma znaczenia, bo pomysł i tak mi się nie podoba. I tego nie zagram.
- Więc będziesz musiała.- Ton reżysera zrobił się twardy. Zrozumiałam, że jest na mnie zły. Nie dziwiłam mu się: moje zachowanie nie było takie jakie powinno być.- Nie życzę sobie żadnych fochów. Wracaj na plan.
- Ale ja tego nie mogę zagrać.
- Miałaś szansę na wprowadzenie poprawek, ale nie raczyłaś z tej okazji skorzystać. Teraz mniej pretensje do siebie i nie zachowuj się jak mała dziewczynka.
- I tak by to nic nie dało. Nie zmienilibyście trzech czwartych odcinków.- Rzuciłam.
- Nie tym tonem, moja droga. Gdzie twój profesjonalizm? Przecież fakt, że byliście z Bartoszem parą nie znaczy, że nie możecie razem grać.
- Ale nie coś takiego.
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteś w stanie tego zagrać?- Podpuszczał mnie: wiedziałam o tym. To słynne: „nie umiesz skoczyć z tej górki do wody” było taką samą prowokacją jak pytanie mojego reżysera.
Czy jesteś w stanie to zagrać…
Przez małą chwilę miałam ochotę wyznać mu prawdę: że nie tylko chodziło o samego partnera gry (a więc o Bartka) ale o sam fakt gry o takiej fabule. Bo jak wspomniałam wcześniej (albo raczej napisałam) nie wypadałam zbyt przekonująco w scenach łóżkowych. A raczej jednej jaką dane mi było szansę grać w filmie komediowym „Skrzydlate dłonie” (Wiem, denny tytuł ale zgodziłam się na angaż by zrobić na złość Sroczce. I tak samo denny okazał się być cały film). Co do sceny łóżkowej nie miała być ona jako taka łóżkowa. Po prostu namiętny pocałunek dwojga ludzi: partnerujący mi Robert Kaligula miał zedrzeć ze mnie bluzkę pozostawiając mnie w samym staniku (Boże, pisałam już że ten film był denny?) a potem porwać na ręce. Następnie miała nastąpić scena romantycznego poranka, który jednak wcale mi nie wyszedł. Krytycy filmowi określili film jako „największa porażka dwudziestego pierwszego wieku”. Twierdzili, że przy nim Kac-Wawa to arcydzieło i klasyka polskiego kina. Potem pojechali po aktorach: zjechali wszystkich co do jednego, dlatego ich opinia powinna mi wisieć, ale dobrze wiedziałam że tkwiło w niej ziarno prawdy. „Młoda Liszewska, ulubienica polskich telewidzów była uwieńczeniem dramatu filmu. Znana wszystkim Laura z „Zwariowanych lokatorów” wyglądała tak jakby Robert Kaligula był obleśnym staruszkiem o śmierdzącym oddechu czego niestety nie można powiedzieć o przystojnym aktorze z doskonałą muskulaturą. Należy tylko żywić nadzieję, że panna Agata dała wyraz swojej opinii o produkcji nie wykazując żadnych starań. Dość smutna byłaby myśl o tym, że potrafi grać tylko rozkapryszone i rozczarowane światem kobiety takie jak Laurę bądź Klarę (Klarę zagrałam w dramacie „Pejzaż życia” jako jedyną osobę ocalałą w pożarze rodziny), choć niezaprzeczalnie w takich kreacjach wypada najbardziej wiarygodnie.”- tak mniej więcej opisywali to recenzenci. A ja wiedziałam, że mają rację. I owszem, nigdy nie chciałam zagrać w żadnej komedii romantycznej, ale znakomicie sprawdzałam się we wszystkich filmach innego gatunku: fantasy, dramat, komedia obyczajowa. To z powodzeniem by mi wystarczyło gdyby nie świadomość, że każdy z tych gatunków zawierał jednak wątek romansu. Czy tego chciałam czy nie: czy ważyły się losy świata, grupka osób poszukiwała skarbu bądź też nastolatki uciekali przed złoczyńcami: widzowie lubili wątek romansu. Chcieli by superbohater miał swoją miłość którą by chronił, główny poszukiwacz złota robił to dla dziewczyny a nastolatek ochronił przed śmiercią swoją sympatię. Tak po prostu było i już. Tyle, że ja wypadałam wówczas nie najlepiej. Naturalnie nikt mi tego nie powiedział, chyba reżyserowie liczyli się  z czymś takim. Po prostu każdy aktor miał swojego konika w którym sprawdzał się najlepiej. Takie szuflatkowanie było może niezbyt dobre, ale tak to już było w świecie aktorstwa: Pazura był przede wszystkim komediantem, Trzebiatowska grała wredne laski a Linda był gangsterem. Tak właśnie i ja sprawdzałam się w postaciach lekko zdystansowanych od świata i nieco dekadenckich. W innych… po prostu nie czułam się najlepiej. Zazwyczaj gdy grałam w romansach sceny te musiałam czasem powtarzać wielokrotnie a w „Pięczeci” (właśnie filmie fantasy) zastąpiła mnie dublerka. Czułam się z tym fatalnie i choć od tego czasu minęły trzy lata do tej pory nigdy nie przyjęłam scenariuszu w którym grana przeze mnie postać musiałaby grać zakochaną. A teraz ten cholerny bubek mówi mi, że muszę to zrobić? I to z Bartkiem?
- Nie ma mowy.- Odpowiedziałam mu tylko kategorycznym tonem na jego pytanie. Widząc żyłkę pulsującą mu na twarzy zaczęłam odwoływać się do logicznych argumentów.- Widzowie tego nie kupią, a wie pan dlaczego? Bo to nie jest w stylu Luizy. Ona by się tak nie zachowała: nie wskoczyłaby do łóżka Czarkowi mówiąc o dozgonnej miłości: ona była cyniczką i kpiła z niej! Kpiła z miłości. Kojarzy pan piąty odcinek w trzecim sezonie? Powiedziała coś w stylu, że  tylko idioci i szaleńcy się zakochują, więc ona tego nie zrobi bo nie należy do żadnej z tych grup a poza tym jest na to zbyt wielką pragmatyczką. Widzowie od razu zorientują się, że to tchnie sztucznością.
- Przecież Luiza dojrzała: po prostu się zakochała. To nie będzie żadna nielogiczność: dużo osób ma takie podejście jak ona: nie wierzy w miłość i ją wyśmiewa a potem gdy dopada ich strzała amora to…
- …i zakochałaby się w doktorku tak nagle? W szóstym sezonie? Podczas gdy w pierwszym go nie znosiła, a w dwóch kolejnych ledwie tolerowała? Przecież dopiero w ostatnim jako tako się polubili choć i tak jego zachowanie nada irytowało Luizę.
- Może. Ale chodziło mi tu o koncepcję od miłości do nienawiści. Ludzie to kupią, zobaczysz. Nie musisz się o to martwić.
- Zwłaszcza jak zagra to była para która rozstała się w burzliwych okolicznościach, co?
- Nie obchodzi mnie twoje życie prywatne czy Bartka.
- Czyżby? Proszę nie być hipokrytą uwłaczając mojej inteligencji. Doskonale wiem, że dzięki temu chcecie jeszcze więcej zarobić. No ale w końcu trzeba nadrobić ten spadek oglądalności z ostatniego sezonu, co? A to, że moim kosztem to już jest nieważne.
- Dość tego. Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej jałowej dyskusji prowadzącej donikąd. I to ty mi uwłaczasz mówiąc, że wykorzystuję skandal do promocji swojego serialu. Jestem cenionym reżyserem i nie muszę odwoływać się do takich sztuczek. A „Zwariowani lokatorzy” są świetnym sitcomem.
- Ha.- Prychnęłam tylko z trudem powstrzymując się przed dodaniem, że najwyraźniej nie skoro właśnie to robi. Zrozumiałam jednak, że to nic nie da. On i tak będzie udawał, że sytuacja prywatna między mną a Bartkiem nie wpłynęła na fabułę serialu.
- Radzę ci Agata, wracaj na plan i szykuj się do sceny. Tylko bez żadnych fochów. Przypominam ci o kontrakcie i karze za jego złamanie. Chyba nie chcesz bulić dwustu patyków co?- Nie odpowiedziałam: po prostu wyszłam bez słowa z jego gabinetu czując, że znów znajduję się w czarnej dupie. Zaczęłam iść do swojej garderoby, ale zmieniłam zdanie. Bez pukania weszłam do pokoju Bartosza.
Był nagi.
To znaczy nie całkiem, bo miał na sobie slipy ale i tak widok jego gołej klatki piersiowej i umięśnionych nóg wystarczył, bym zapomniała jak się nazywam. Poczułam bolesny uścisk w piersi.
- Cholera, Agata co ty tu robisz?- Widząc mnie szybko zaczął nakładać jakieś pierwsze lepsze spodnie z wieszaka.
- Przyszłam pogadać.- Odpowiedziałam mu po dłuższej chwili gdy udało mi się choć trochę zebrać w sobie.
- Mogłaś chociaż zapukać. To moja garderoba.- Zignorowałam jego uwagę.
- Wiedziałeś o scenariuszu?
- To znaczy co konkretnie?
- No o pomyśle romansu Luizy i Cezarego.
- Tak. Tak jak wszyscy z obsady.
- To znaczy od samego początku, tak?
- Oczywiście. Ty o tym nie wiedziałaś? Dali ci inny scenariusz?
- Nie.- Pokręciłam głową przeklinając siebie i swoje lenistwo. Teraz miałam za swoje. A wystarczyło by kilka godzin bym dotarła do właściwego odcinka i przekonała się o planach reżysera.- Nie rozumiem tylko czemu nie protestowałeś.
- Sugerowałem zmiany, ale producent się nie zgodził. Mówił, że jeśli i tak kończysz na tym sezonie, bo nie zamierzasz występować w następnych trzeba jakoś uwiarygodnić twoje odejście.
- A niby jak romans z doktorkiem ma w tym pomóc Laurze?
- Jak zauważyłaś w ósmym odcinku Laura kłóci się z Czarkiem z powodu poznanej przez niego pielęgniarki. W dziewiątym otrzymuje propozycję stażu w innym mieście i wyjeżdża godząc się z dawnym chłopakiem…czekaj, ty tego naprawdę nie czytałaś?- Chyba wyczytał w moich oczach odpowiedź. Miałam pewność, że maluje się w nich przerażenie. O zgrozo, było jeszcze gorzej niż myślałam. Z cwaniackiej i pewnej siebie dziewczyny zamierzają zrobić ckliwą pannę zadurzoną w nierozgarniętym doktorku który na dodatek ją zdradzi z pielęgniarką. Tak samo jak w prawdziwym życiu z moją siostrą. A reżyser śmiał zaprzeczać gdy zarzuciłam mu wykorzystywanie moich prywatnych spraw z życia w serialu oraz szumu wokół mojego rozstania z Bartkiem. Przecież to było oczywiste, że kłamał.
Odruchowo usiadłam na kanapie bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Tępo zaczęłam wpatrywać się w swoje buty przypominając sobie jak zadowolona z siebie jechałam dzisiaj na plan. Jak z pomocą wyimaginowanego romansu z Pawłem miałam przekonać ekipę, że Bartek mnie  już nie obchodzi. A teraz co? Jak niby to zrobię?
- Agata, wszystko w porządku?- Spytał mnie cicho Bartosz. Nawet nie spojrzałam w jego stronę tylko kręcąc głową.- Chcesz coś do picia?
- Nie.
- Przykro mi. Sądziłem, że o tym wiesz od samego początku i dlatego tak bardzo się wściekałaś na planie. Nie miałem pojęcia, że nawet nie wiesz o naszym serialowym romansie.
- To moja wina.- Przyznałam w końcu.- Nie przeczytałam scenariusza, bo po prostu mi się nie chciało. I teraz mam za swoje.
- Nie martw się. Postaram się nie robić ci kłopotów. Poza tym to może być dla nas szansa.
- Szansa?- Powtórzyłam zdezorientowana. Może gdyby nic już nie powiedział, może gdyby tylko powtórzył że jest mu przykro albo gdybym ja wyszła w końcu doszłoby między nami do zgody. Ale tak się nie stało, bo on dodał:
- Tak, szansa. Na to by pokazać innym, że nic nas już nie łączy i że nie chowamy do siebie urazy.
- Nie chowamy do siebie urazy? My?!- Odruchowo wstałam z kanapy wpatrując się w Bartosza gniewnym wzrokiem.- Przypomnij mi niby za co ty mógłbyś chować do mnie urazę, bo ja nie mam zielonego pojęcia.
- Wiesz, że nie jesteś bez winy.
- Kpisz sobie?! Ja wpychałam cię do łóżka Dagmary? Ja kazałam ci siebie oszukiwać? Ja cię rzuciłam?
- Nie, ale po naszym zerwaniu na każdym kroku na planie docinałaś.
- Ha, rzeczywiście powód do urazy.- Zakpiłam.
- Już cię za to przepraszałem. Co mogę więcej zrobić? Mówiłem ci że to przyszło samo z siebie: nie mogłem zapanować nad uczuciem do twojej siostry. To po prostu się stało i już. Wolałabyś bym był z tobą pomimo wszystko? Pomimo miłości do Dagmary?
- Wolałabym byś w ogóle się w niej nie zakochał. I nie wmawiaj mi że nie mogłeś nad tym zapanować: takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem, a przynajmniej nie w związku z takim stażem jak nasz. No chyba, że się tego chce. Albo partnerzy od początku nie darzą się uczuciem.
- Gdyby tak było wiele par by się nie rozstawało a małżeństw nie kończyło.
- O proszę, jaki specjalista.
- Możesz ironizować, ale to nic nie da. Chowasz się tylko w tym swoim pancerzu i mnie atakujesz choć ja wielokrotnie chciałem ci pomóc.
- Czy ty sam siebie słyszysz? To przez ciebie cierpiałam i wciąż cierpię. Śmiesz więc sugerować mi swoją pomoc? Naprawdę masz aż tak wielki tupet?
- Nie, ale to że się z tobą rozstałem nie znaczy że mi na tobie nie zależy; że nie widzę co się z tobą dzieje, że nie wiem jak cierpisz. I możesz mi nie wierzyć, ale ja też cierpię widząc cię taką.
- W dupie mam twoją litość.
- Nie potrafisz pojąć, że z Dagą martwimy się o ciebie? Wiesz co czułem czytając ten artykuł o tobie i tym żigolaku?
- Paweł nie jest żigolakiem.- Zaprotestowałam odruchowo.
- Jak to nie jest? A jak nazwiesz kogoś kto zmienia dziewczyny średnio co dwa, trzy  tygodnie? Na dodatek wybiera tylko takie które może wykorzystać?
- W przeciwieństwie do ciebie ostatnio mi pomógł.
- Tak, a w zamian zażądał zapłaty w łóżku co?
- Uważaj, bo tylko siłą woli powstrzymuję się by się na ciebie nie rzucić.
- Ależ proszę bardzo zrób to. Ostatnio już to prawie zrobiłaś gdy usiłowałem cię rozdzielić z Natalią.- Rozjuszona i jawnie sprowokowana szybko podeszłam do niego próbując spoliczkować. Z łatwością przewidział mój ruch blokując moje ręce i trzymając je w żelaznym uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale mi nie pozwolił.
- Jesteś tchórzem i parszywą gnidą! Nienawidzę cię.
- Tak? A ja myślę, że wciąż kochasz. I to dlatego złości cię fakt, że razem będziemy musieli grać zakochanych.- Słysząc to znieruchomiałam w jego objęciach. Odruchowo spojrzałam mu w oczy żałując, że to zrobiłam. Bo wiedziałam, że w moich dostrzegł łzy. Łzy i prawdę. Gorzej już być nie mogło.- Agata, przepraszam nie miałem zamiaru…- Zaczął, ale przerwał słysząc pukanie do drzwi. Spojrzał na mnie puszczając moje nadgarstki po czym odparł: - Proszę wejść.- To była asystenta wzywająca go na plan. Widząc nas razem zmieszała się (zwłaszcza, że Bartosz miał na sobie rozpięte spodnie i goły tors), ale ja bez słowa ją wyminęłam. Na dziś miałam koniec wrażeń. Mogą mnie oskarżyć o niesubordynację i mieć postawę do zerwania kontraktu na szósty sezon, ale nagle zaczęło mi to wisieć.
Przestało się liczyć to, że z powodu takiej wtopy nie będę miała prawdopodobnie szansy na dostanie przyzwoitej roli;
Że będą mnie oskarżać o nieprofesjonalizm.
Że gazety znów zaczną mieć na mnie używanie.
Bo liczyło się tylko to, że Bartek wie, że ja nadal coś do niego czuję.I na dodatek czuje do mnie z tego powodu litość.
- Agata, zaczekaj dokończymy rozmowę!- Usłyszałam jego głos za sobą.
- Spieprzaj!- Odwarknęłam nawet się nie odwracając.
- Agata!- Krzyczał jeszcze przez otwarte drzwi. Nawet nie zważał na to jak to musi wyglądać w oczach kilku osób z ekipy, które znajdowały się niedaleko. Czy celowo chciał mnie upokorzyć? W złości szybkim krokiem zaczęłam się kierować do swojej garderoby. Wiedziałam, że zaraz wybuchnę: że na oczach tych wszystkich ludzi z moich oczu popłyną łzy.
- Liszewska, producent chcę cię widzieć. Hej, a tej co?! Głucha?- Zignorowawszy uwagę jakiejś asystentki której imienia nawet nie pamiętałam dalej szłam w swoją stronę.
- Rozmawiała z Kalinowskim…
- Chyba się pokłócili…
- Wypadła z jego pokoju jak burza…
- Jest ostro wkurzona o scenariusz…
Słyszałam szepty innych osób, który jeszcze bardziej mnie przygnębiły. Jak tak szybko się o wszystkim dowiedzieli? Na dodatek cieszyli się z mojego nieszczęścia. Wiedziałam, że tak było. Z ulgą weszłam do swojej garderoby starając się uspokoić. Kilkakrotnie głęboko odetchnęłam tak by powściągnąć łzy.
Kochałam Bartka. Przypomniałam sobie nasze liczne randki, to jak mnie traktował, jak się do mnie uśmiechał, jak się ze mną kochał. A potem tak po prostu zostawił. Naturalnie czułam, że od jakiegoś czasu zachowywał się inaczej: był zamyślony, nieco smutny i napięty. Ale w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że może chodzić o inną kobietę. Zwłaszcza moją siostrę.
Dagmara…
Zawsze była tą lepszą, tą ładniejszą, tą mądrzejszą. Jeszcze zanim mama poślubiła Kochlika i nasz status społeczny się odmienił ludzie do niej lgnęli, podziwiali. To jej podczas codziennych wypraw autobusem do szkoły ustępowano miejsca; to jej otwierano drzwi, to jej chłopcy wysyłali liściki wyznając miłość. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam jej nienawidzić czy zazdrościć. Daga, mimo znacznych różnic między nami była moją najlepszą kumpelą. Nie wywyższała się: pamiętam jak udawała że ktoś ustępując jej w komunikacji miejskiej robi to dla mnie. Dla innych też była miła: pomagała naszej starej sąsiadce robić co tydzień zakupy marnując na to całe sobotnie przedpołudnie. Mnie siłą by nie zaciągnięto do tej okropnej staruchy, a Dagmara z własnej woli zrywała się w weekend o ósmej rano by już o dziewiątej być pod jej drzwiami pomagając za zwykłe dziękuje. Poza tym dla wszystkich zawsze miała łagodny uśmiech, zawsze mówiła sąsiadom dzień dobry. Do tego świetnie się uczyła, więc dawała kilku osobom korepetycje. Oczywiście za darmo. Jak można było jej w ogóle nie kochać? Z jednej strony nie dziwiłam się, że chłopcy do niej lgnęli. Ale wówczas, gdy stałyśmy się nastolatkami sytuacja zaczęła się trochę komplikować.
Spodobał mi się pewien chłopiec, który zaprosił mnie na randkę. Potem okazało się jednak, że zrobił to tylko po to by poprosić mnie o numer do mojej siostry. Pamiętam jak wówczas chlusnęłam mu w twarz zamówioną colą. Właściwie bardziej mnie to zdenerwowało niż czułam się zraniona. Po wszystkim opowiedziałam Dagmarze całą historię i razem pokładałyśmy się ze śmiechu z tego adoratora. Nazwałyśmy nawet jego sposób podrywu na siostrę.
A po jakichś sześciu miesiącach ta sytuacja się powtórzyła. Nadal byłam skłonna się z tego śmiać: ale za trzecim razem trochę mnie to rozczarowało. Poczułam ból i po raz pierwszy w swoim życiu zazdrość o siostrę. Pamiętam, że porządnie się wtedy pokłóciłyśmy. Dopiero kilka dni później dzięki rozmowie z mamą zrozumiałam, że Daga właściwie nie była niczemu winna. Przecież jej uroda czy urok osobisty nie kazały innych chłopcom mnie nie zauważać (albo przestawać zauważać gdy poznawali ją) albo wykorzystywać by się do niej zbliżyć. Zrozumiałam, że to oni byli winni. Jednak ten fakt nie zmniejszał mojego bólu. Skrywałam go przed siostrą, bo wiedziałam że ona też się tym gryzie.
W wieku siedemnastu lat Dagmara w końcu znalazła chłopaka i choć nie chciałam tego przyznać przed samą sobą ucieszyłam się  z tego. Sądziłam, że dzięki temu jej popularność wśród płci brzydkiej się zmniejszy, ale stało się tak tylko przez chwilę. Bo trzy miesiące później się rozstali a ona znów była wolna. I znów psuła mi szyki.
Rok później po raz pierwszy się zakochałam. Tak na maksa. Wcześniej to były nic nie znaczące zauroczenia powierzchownością lub fajną gadką. A na punkcie Roberta po prostu wariowałam: to znaczy czułam te głupie motyle w brzuchu, a w nocy nie mogłam spać myśląc o nim; tego typu bzdury. To z nim przeżyłam też swój pierwszy raz. I to on pierwszy raz złamał mi serce. Na koniec gdy posłałam go już do wszystkich diabłów powiedział, że zawsze leciał na moją siostrę a ja stanowiłam w zasadzie jej zastępstwo. Od tego wydarzenia przestałam wierzyć w baśnie i miłość od pierwszego wejrzenia; stałam się pragmatyczką i osobą twardo stąpającą po ziemi będącą ponad uczuciami. Postanowiłam nie wdawać się w żadne głupie czy krótkotrwałe związki z facetami dla których nagle stałam się bardzo atrakcyjna z powodu popularności czy bogactwa. A przynajmniej tak myślałam. Zanim kilka lat temu poznałam Bartka na planie serialu „Zwariowanych lokatorów”.
Początkowo nic nie sugerowało bliższej zażyłości: nie byliśmy jakimś zagorzałymi wrogami ale i przyjaciółmi też nie. Ale potem nadszedł sezon drugi, trzeci, po nim czwarty i…w końcu coś zaiskrzyło. Może nie było jakiegoś wielkiego boom, ale nauczyłam się że szacunek i zaufanie to dla mnie podstawowe fundamenty udanego związku. Ale moja siostra ponownie ukradła mi chłopaka.
- U, Liszka wyglądasz jakbyś zaraz miała się rozryczeć.- Bez pukania czy jakiegokolwiek wcześniejszego uprzedzenia do mojej garderoby wszedł Paweł. Stanął zaraz za drzwiami przyjmując arogancką postawę i założył ręce na klatkę piersiową. Na twarzy błąkał mu się ironiczny uśmieszek. Mój smutek momentalnie zmienił się w złość.
- Co ty tu robisz?
- Stoję.
- Ale zabawne. Zjeżdżaj Fabisiak.- Powiedziałam.
- Nie mogę.
- Kto cię nasłał?
- Nikt. Po prostu jestem ciekawy co cię tak bardzo zirytowało. Chociaż nie powiem: reżyser chciałby zacząć już scenę z piątego odcinka.- Prychnęłam nie rozumiejąc czemu słysząc to czuję rozczarowanie. Nie chodziło o to, że chciałam by Paweł kierował się innymi pobudkami, by okazało się że jednak robił to dla mnie, by mnie pocieszyć. W ogóle mi na nim nie zależało. Po prostu było mi smutno, że nie robi tego nikt inny, bo nikogo w ten sposób nie obchodzę. Nawet Monika nie przyszła.
- Więc? Serio nie przejrzałaś scenariusza i nie znałaś fabuły na ten sezon? A ja zastanawiałem się czemu byłaś taka spokojna: nawet dziś rano gdy cię o to zapytałem. Wiedziałem, że przed tobą prawdziwe wyzwanie gry z Bartkiem, a ty nawet nie zdawałaś sobie sprawy o co mi chodzi bagatelizując całą sprawę. No, ale w końcu to było do przewidzenia. Szał na „Zwariowanych lokatorach” trochę przygasł zwłaszcza jak rozniosła się pogłoska że go opuszczasz. Scenarzyści razem z reżyserem nieźle to sobie wykombinowali. Wiesz co? Jestem nawet pewien, że gdyby Dagmara zamiast modelką była aktorką to właśnie ona zagrałaby tę pielęgniarkę dla której rzuci ci Bartek. Chociaż…kto wie? Może jednak ją zagra. Ale wtedy byłaby zadymka.
- Zamknij się wreszcie.
- No co, przecież tylko cię pocieszam.
- Po takim pocieszeniu chyba wyskoczę przez okno.
- Tu przecież nie ma okna.- Zażartował.- No więc? Powiesz wreszcie co ci powiedział twój amant że aż tak cię wkurzył?
- Że jesteś gejem.
- I to cię tak rozczarowało? Zapewniam cię, że to nieprawda. Jestem w stu procentach męski.- Naprawdę sądziłam, że choć trochę uda mi się go zdenerwować?
- Kazałam ci zjeżdżać.
- Serio tego chcesz?- Wymownych gestem wskazał za siebie, czyli tam gdzie znajdowały się drzwi a za nimi cała ekipa serialu pękająca z ciekawości o czym rozmawiamy.- Chcesz odejść z obsady i złamać kontrakt tylko z powodu głupiego serialowego romansu?
- Nie powiedziałam, że chcę odejść.
- Ale chcesz to zrobić.- Doskonale mnie przejrzał. Zastanawiałam się nawet w jaki sposób, bo przecież właściwie nic o mnie nie wiedział ani mnie nie znał. No i był przecież tępy, nie? Albo byłam aż tak przewidywalna, albo jednak...hm, chyba jednak zostanę przy tym, że jestem przewidywalna. By dłużej nie ciągnąć tych niedorzecznych wewnętrznych monologów prychnęłam w jego kierunku:
- A co ci do tego?
- Dużo. Jak wiesz ja też należę do obsady. Nie chcę byś spieprzyła serial. Wtedy dostanę mniejszą gażę.
- Możesz w końcu wyjść? Chce zostać sama.
- Żeby ryczeć? Nie ma mowy. Weź się w garść.
- Czy nawet tu nie mogę mieć trochę spokoju?!- Postanowiłam zmienić taktykę na wrzask. Może to go spłoszy. Faceci w końcu nie lubili fanaberii kobiet.
- To plan serialu, Liszka. A poza tym ja chcę ci tylko pomóc.
- Jeśli naprawdę tego chcesz to po prostu stąd wyjdź i...- Urwałam uświadomiwszy sobie coś dziwnego. Coś tak absurdalnego i nie w moim stylu, że od razu to odrzuciłam. Ale zaraz w mojej głowie niczym fabuła filmu roztoczyła się cała wizja prawie jak doskonały scenariusz. I jakiś złośliwy chochlik przyklasnął mi z zadowolenia. Bo przecież chciałam to zrobić. Taki plan miałam wcześniej: czemu teraz go nie zrealizować? Bo przekonałam się, że Bartek nadal wie że go kocham? I choćby dlatego powinnam mu pokazać, że się myli, zdecydowałam. Szybko przełknęłam ślinę decydując się zrobić coś głupiego zanim nie starczy mi odwagi i mój zdrowy rozsądek mnie powstrzyma.- Nie wychodź!- Krzyknęłam widząc, że w czasie gdy ja dumałam on wzruszył ramionami szykując się do wyjścia by spełnić moje polecenie. Teraz, zaskoczony zmianą mojego humoru przystanął wznosząc brwi do góry.- Naprawdę chcesz mi pomóc?- Spytałam. Nie odpowiedział od razu.
- Dlaczego czuję, że coś knujesz?
- Odpowiedz na moje pytanie: pomożesz mi czy nie?
- Chyba w tamtym pensjonacie się już zdeklarowałem, więc teraz byłoby trochę głupio gdybym...
- Świetnie. W takim razie…ściągaj koszulkę.


3 komentarze:

  1. Czemu w takim momencie??
    Czekam do piątku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne opowiadanie, przyjemnie się czyta, lekkie, wywołuje uśmiech na twarzy.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Halo halo gdzie mój rozdzialik?

    OdpowiedzUsuń