TEN ROZDZIAŁ
PISAŁAM TROCHĘ NA SZYBKO I PRAWDĘ MÓWIĄC NIE PRZECZYTAŁAM PO JEGO
NAPISANIU, ALE MAM NADZIEJĘ ŻE NIE MA ZBYT WIELU BŁĘDÓW STYLISTYCZNYCH.
ALE ZGODNIE Z ZAPOWIEDZIAMI WSTAWIAM. JEDNAK Z GÓRY MUSZĘ UPRZEDZIĆ, ŻE
KOLEJNY PEWNIE NIE BĘDZIE POJUTRZE. SPODZIEWAJCIE SIĘ GO NAJPEWNIEJ W
PIĄTEK WIECZOREM CHYBA ŻE ZNAJDĘ CZAS PO ZAJĘCIACH BY NAPISAĆ COŚ
WCZEŚNIEJ. NA RAZIE ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA TEJ CZĘŚCI. POZDRAWIAM :-)
Nazajutrz, pod moim domem czatowało
chyba trochę więcej osób a gdy weszłam na plan filmowy ludzie z ekipy
przyglądali mi się z większą ciekawością niż poprzednio. Zrozumiałam, że oni
też snują domysły na temat mój i Pawła. I na mojej twarzy ponownie pojawił się
uśmiech. Jak to cudownie nie czuć się jak ofiara, nie czytać w gazetach o
swojej depresji czy alkoholowym nałogu. Jak świetnie jest pokazać innym, że na
Bartku mój świat się nie kończy (nawet jeśli to niestety wciąż prawda). Iść z
wysoko uniesioną głową…
- A więc to nie ściema, co?.- Zagaiła do mnie
Monika gdy tylko weszłam do pomieszczenia charakteryzatorni.
- To znaczy?- Nie wiem dlaczego udawałam głupią. To spowodowało, że Monia przewróciła oczami doskonale o tym wiedząc.
- Ty i Fabisiak. Serio ze sobą śpicie?
- Wszyscy z planu tak myślą?- Odpowiedziałam jej pytaniem.
- No raczej. Mnie natomiast interesuje
nie to co myślą ale to czy jest to prawdą.
- A jak myślisz?
- Agata, nie błaznuj.
- Wcale tego nie robię.- Roześmiałam
się.- Spytaj lepiej Pawła.
- Jego jeszcze nie ma: przecież się
spóźni, dobrze go przecież znasz. Cholera, ale mimo wszystko…przecież on
jeszcze dwa tygodnie temu chodził z tą pogodynką!
- I co z tego?
- Jak to co z tego? Przecież zawsze
krytykowałaś takie romanse dla samej idei romansu. Nazywałaś to gwiazdorzeniem
o ile się nie mylę. A teraz co: robisz to samo? Bo nie sądzę, że jesteś taka
naiwna sądząc że Pawełek się z tobą ożeni.
- Boże broń.- Żachnęłam się nieźle
rozbawiona. – Jeszcze mnie nie pogięło.
- Więc co do licha wyprawiasz? Naprawdę
się o ciebie martwię: takie krótkie romanse nie w twoim stylu.
- Jasne, że nie w moim głuptasku. Bo i
nie ma żadnego romansu.
- Jak to nie ma?
- No nie ma. Fabisiak odwiózł mnie kilka
dni temu z planu i zjedliśmy obiad owszem, ale potem się rozstaliśmy. On
pojechał w swoją stronę a ja poszłam w swoją.
- Więc gdzie nocowałaś?
-Jej, czy fakt że nie zrobiłam tego we
własnym domu musi świadczyć o tym, że spałam z Pawła? W całej Polsce tylko my
mamy łóżka czy co?
- Dobra, dobra bez takich. Więc mówisz,
że to tylko bujdy prasy?
- No raczej.
- I nawet nie masz zamiaru z nim
romansować?
- Oczywiście.
- Uff, odetchnęłam z ulgą. Serio
sądziłam, że możesz być tak zdesperowana próbując się odegrać na siostrze i
byłym.
- Nie, chociaż uważam to za świetną
okazję do pokazania światu że Bartek już dla mnie nie istnieje.
- Nie sprostowałaś więc tej pomyłki
prasy?
- Raczej nie. No, chyba że zrobi to
Paweł.
- Dla niego jedna laska w tą czy w tamtą
nie robi różnicy.- Rzuciła Monia lekko uszczypliwie.- A nawet powiem ci więcej:
też będzie się tym hołubił; w końcu nie jesteś byle kim a wiesz jaki on
interesowny.
- Może, ale w poniedziałek całkiem
przyzwoicie się wobec mnie zachował.
- Pewnie czegoś chciał.
- Jej, czyżbym wyczuwała w tobie nutę
niechęci?
- Nie przepadam za nim. Jakiś czas temu
charakteryzatorka z ekipy Czasu honoru zachorowała i potrzebowali zastępstwa:
pojechałam i mówię ci istny cyrk: jakieś dwie laski niemal biły się o niego.
- Żartujesz?
- Wcale nie. Zdaje się, że bajerował je
obie.
- Jest jeszcze lepszy niż sądziłam.-
Roześmiałam się.
- A ty co myślałaś? Że to niewinny
aniołek?
- No nie, ale teraz z własnego
doświadczenia wiem jak bardzo lubi rozdmuchiwać wszystko prasa. Czasami jedno
małe niewinne spotkanie uznają za romans a buziak w policzek za namiętny
pocałunek. Myślałam, że tak też jest w jego przypadku.
- To źle myślałaś. Uff, naprawdę zdjęłaś
mi ciężar z piersi mówiąc że nic cię z nim nie łączy. Od wczoraj odchodziłam od
zmysłów…a propos kiedy w końcu zamierzasz włączyć swój telefon?
- Kiedy dziennikarze i wszyscy inni
przestaną do mnie dzwonić.- Odparłam.- Dobra, lecę do siebie muszę jeszcze
obkuć scenariusz.
- Znów jesteś nieprzygotowana?
- Nie za bardzo miałam kiedy.-
Wzruszyłam ramionami udając, że nie dostrzegam spojrzenia jakie rzuciła mi
przyjaciółka. Pewnie nawet miała rację: nie ruszałam się z domu, więc nawet z
nudów mogłam do niego zajrzeć. I prawdopodobnie dlatego to się na mnie
zemściło.
Ale od początku.
Zacznę od tego, że gdy zjawił się Paweł
wszyscy bacznie go obserwowali ciekawi jak się wobec mnie zachowa. Bardzo mnie
to bawiło a jednocześnie interesowało: sama też chciałam to wiedzieć. Ale
spóźniony Fabisiak wydawał się w ogóle nie zainteresowany całą sprawą i tym co
się wokół niego dzieje. Sądziłam już, że może jakimś cudem nie zauważył
artykułu o nas (choć swoją drogą ukazał się w trzech gazetach), ale na przerwie
podszedł mnie z jedną z nich.
- Chyba tego nie widziałaś.- Pokazał mi.
Rzuciłam okiem na okładkę; było tam moje zdjęcie a obok niego Pawła. Co prawda
były zrobione osobno, ale wkomponowane w tło w taki sposób, że sugerowały
wyraźną zażyłość. Tak jakby wielkie serce w którym się znajdowały nie
wystarczyło.
- Hm, nie. Co to „Przyjaciółka”? Oni też
bawią się w takie rzeczy?
- Oskarżają nas o romans.
- Zauważyłam.
- I?
- I co?
- I co ty na to?
- Właściwie to nic. Chociaż nie:
wyglądam na tym zdjęciu paskudnie, nie? Nie mam pojęcia skąd oni je
wytrzasnęli.
- Hej, Liszka obudź się. Ktoś brudzi
twoją reputację. Twoją świętą reputację.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz w ciągu
tych trzech miesięcy.- Paweł spojrzał na mnie dziwnie…a potem jego oczy zrobiły
się okrągłe ze zdziwienia. Zrozumiałam, że w końcu załapał mój punkt widzenia.
- A, więc to tak. Sytuacja ci się
podoba. Kapuję. Ale serio sądzisz, że dzięki temu wzbudzisz zazdrość w
Kalinowskim?
- A kto tu mówi o zazdrości?- Żachnęłam
się jego absurdalnym podejrzeniem. Chodziło mi tylko o pokazanie mu, że już go
nie kocham.
- Hm, i tylko dlatego chcesz tak zepsuć
sobie reputację?
- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to
każę napisać sprostowanie.
- Nie, nie. Przecież wiesz, że takie
plotki mam gdzieś. Chodziło mi raczej o ciebie.
- Dzięki za troskę, ale sama umiem sobie
radzić.- Odpowiedziałam uszczypliwie.
- Do tej pory jakoś kiepsko to było
widać. Jak tam rola?
- Jaka rola? Nawet ty musisz się mnie
czepiać?
- A kto jeszcze to robi?
- Monika. Jakby nie rozumiała, że
przecież scenki nie są długie i w sumie mogę je opanować chwilę przed wejściem
na plan.
- No niby tak, choć jak na ciebie mało
profesjonalne. Ale w sumie masz rację: „Zwariowani lokatorzy” to z każdym
sezonem coraz większa szmira. Gdyby pozostali na trzech sezonach mogłoby
powstać coś wartego uwagi, a tak? Producent i reżyser chcieli się tylko utuczyć
na tej całej forsie dopóki ludziom ten sitkom całkiem się nie przeje. Dobrze
robisz, że to twój ostatni sezon.- Paweł roześmiał się. Powstrzymałam się od
uszczypliwej uwagi, że gdyby tak zrobili on nie zaszczyciłby sitkomu swoją
obecnością. W końcu dołączył do obsady dwa sezony temu.- Choć sądziłem, że ze
względu na scenariusz będziesz wściekła- Dodał na koniec.
- Bez przesady.- Odparłam, mając zamiar
zapytać czemu tak sądzi gdy zauważyłam, że zbliża się do nas jakaś dziewczyna (czyżby
owa Jola?) wołając Fabisiaka. Czym prędzej się oddaliłam: to że niby mieliśmy
romans nie upoważniało mnie do wtrącania się w jego podboje. Chociaż…a co jeśli
jeszcze tylko pogorszę sprawę? Jeśli zamiast pokazać że mam gdzieś Bartka
pokażę że dałam się wykorzystać takiemu playboyowi jak Paweł? Wolałam o tym nie
myśleć czym prędzej biorąc do ręki tekst scenariusza. Dziś mieliśmy nakręcić
fragment odcinka trzeciego, dużą część czwartego i szóstego. Otworzyłam więc
kartkę na odpowiedniej stronie i… zamarłam. Szybko przełykając ślinę zaczęłam w
myślach szybko czytać scenariusz czując jak uchodzi ze mnie całe powietrze. Jeszcze
raz nie mogąc uwierzyć w to co widzę wbiłam wzrok w tekst scenariusza na
stronie trzydziestej piątej w której znajdował się przebieg odcinka trzeciego.
W nim Czarek i Luiza mają spędzić cały dzień: Luiza miała mieć przygodę ze
spadającą doniczką a potem Czarek miał się nią opiekować; w następnym odcinku
miał wysłuchać jej tyrady o złym samopoczuciu i się tym rozczulić. W kolejnym przytulić,
a potem…pocałować! Luiza i Czarek mieli się pocałować.
Nie, to ja z Barkiem
miałam się pocałować.
Przekartkowałam scenariusz dalej, choć nie powinnam tego
robić. Bo natknęłam się na scenę w której Luiza się rozbiera chcą spędzić noc z
nieco rozgarniętym doktorkiem Cezarym…
Niech to szlak.
Jak oni do cholery mogli mi to zrobić?
Uważali, że to będzie zabawne czy co? A może ta suka Natalia im to
zasugerowała? Miałam ochotę krzyknąć, ale zamiast tego wyszłam ze swojego
pokoju i poszłam do gabinetu reżysera. Nie mogłam przecież zagrać scen w której
mieliśmy z Bartkiem udawać parę. Nie po tym jak się rozstaliśmy a ja nadal go
kochałam. Nie po tym jak mnie zdradził i upokorzył.
Idąc korytarzem czułam, że ekipa mnie
zdradziła. Okej, rozumiałam że na czymś takim można zarobić spore pieniądze; że
świat show biznesu traktuje ludzi bez pardonu, że tutaj nie ma miejsca na
sentymenty ale żeby w taki sposób budować popularność? Na mojej krzywdzie?
Przecież ja byłam aktorką komediową. Ja nawet nie wypadłabym w takiej scenie
wiarygodnie: zwłaszcza w duecie z Bartkiem.
Znalazłszy się pod odpowiednimi drzwiami
mocno zapukałam.
- Wejść.- Rozległ się głos reżysera.
Stanowczym krokiem weszłam do pokoju bąkając ciche dzień dobry.- O a co ty tu
robisz? Nie powinnaś teraz szykować się w garderobie do kolejnej sceny?
- Tak. I właśnie w tej sprawie
przyszłam.
- Tylko mi nie mów, że ciuchy znów są za
ciasne. Kazałem wszystko poszerzyć i…
-…nie o to chodzi.- Syknęłam wkurzona,
że znów ktoś wytknął mi moją wagę.- Przyszłam w sprawie scenariusza. Kto wpadł
na ten głupi pomysł z romansem Cezarego i Luizy?
- Agata, rozmawiasz z reżyserem. To ja
wszystko wymyślam i ten pomysł też był mój. I nie uważam go za głupi.
- Ale ktoś go panu podsuną, prawda?
Natalia? Jasne, że ona.
- Przecież ona jest scenarzystką. Poza
tym nie rozumem do czego pijesz.
- Do tego, że nie mam zamiaru grać tego
siajstwa. Nie ma mowy.- Oznajmiłam.
- Słucham?
- To szczyt żenady umieszczać takie
sceny w sitcomie komediowym, w którym na dodatek kolejne części mają ze sobą
bardzo mało wspólnego i nie ma w nich żadnej łączności.
- O nie. Już od prawie dwóch sezonów
staramy się o chronologię. Poza tym co to ma wspólnego z romansem dwójki
bohaterów?
- To, że to nie jest żadna pieprzony
romans a komedia. Widzowie nie będą chcieli oglądać takiego gniotu.
- Agata, nie wyrażaj się.
- Przepraszam, ale jestem ostro
wkurzona.
- Dlaczego? Przecież miałaś scenariusz
już dawno temu i znałaś fabułę następnego sezonu. Pamiętam nawet, że dałem ci
go później, bo pierwszego nawet nie raczyłaś zobaczyć.
- Tak, ale…powiedzmy że nie do końca go
przejrzałam.
- Jak to nie do końca? Chcesz powiedzieć,
że go nawet nie przeczytałaś?!
- Nie wszystko. To znaczy nie dokładnie.-
Westchnęłam.- Ale to nie ma znaczenia, bo pomysł i tak mi się nie podoba. I
tego nie zagram.
- Więc będziesz musiała.- Ton reżysera
zrobił się twardy. Zrozumiałam, że jest na mnie zły. Nie dziwiłam mu się: moje
zachowanie nie było takie jakie powinno być.- Nie życzę sobie żadnych fochów.
Wracaj na plan.
- Ale ja tego nie mogę zagrać.
- Miałaś szansę na wprowadzenie
poprawek, ale nie raczyłaś z tej okazji skorzystać. Teraz mniej pretensje do
siebie i nie zachowuj się jak mała dziewczynka.
- I tak by to nic nie dało. Nie
zmienilibyście trzech czwartych odcinków.- Rzuciłam.
- Nie tym tonem, moja droga. Gdzie twój
profesjonalizm? Przecież fakt, że byliście z Bartoszem parą nie znaczy, że nie
możecie razem grać.
- Ale nie coś takiego.
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteś w
stanie tego zagrać?- Podpuszczał mnie: wiedziałam o tym. To słynne: „nie umiesz
skoczyć z tej górki do wody” było taką samą prowokacją jak pytanie mojego
reżysera.
Czy jesteś w stanie to zagrać…
Przez małą chwilę miałam ochotę wyznać
mu prawdę: że nie tylko chodziło o samego partnera gry (a więc o Bartka) ale o
sam fakt gry o takiej fabule. Bo jak wspomniałam wcześniej (albo raczej napisałam)
nie wypadałam zbyt przekonująco w scenach łóżkowych. A raczej jednej jaką dane
mi było szansę grać w filmie komediowym „Skrzydlate dłonie” (Wiem, denny tytuł
ale zgodziłam się na angaż by zrobić na złość Sroczce. I tak samo denny okazał
się być cały film). Co do sceny łóżkowej nie miała być ona jako taka łóżkowa.
Po prostu namiętny pocałunek dwojga ludzi: partnerujący mi Robert Kaligula miał
zedrzeć ze mnie bluzkę pozostawiając mnie w samym staniku (Boże, pisałam już że
ten film był denny?) a potem porwać na ręce. Następnie miała nastąpić scena
romantycznego poranka, który jednak wcale mi nie wyszedł. Krytycy filmowi określili
film jako „największa porażka dwudziestego pierwszego wieku”. Twierdzili, że
przy nim Kac-Wawa to arcydzieło i klasyka polskiego kina. Potem pojechali po
aktorach: zjechali wszystkich co do jednego, dlatego ich opinia powinna mi
wisieć, ale dobrze wiedziałam że tkwiło w niej ziarno prawdy. „Młoda Liszewska, ulubienica polskich
telewidzów była uwieńczeniem dramatu filmu. Znana wszystkim Laura z
„Zwariowanych lokatorów” wyglądała tak jakby Robert Kaligula był obleśnym
staruszkiem o śmierdzącym oddechu czego niestety nie można powiedzieć o
przystojnym aktorze z doskonałą muskulaturą. Należy tylko żywić nadzieję, że panna
Agata dała wyraz swojej opinii o produkcji nie wykazując żadnych starań. Dość
smutna byłaby myśl o tym, że potrafi grać tylko rozkapryszone i rozczarowane światem
kobiety takie jak Laurę bądź Klarę (Klarę zagrałam w dramacie „Pejzaż życia”
jako jedyną osobę ocalałą w pożarze rodziny), choć niezaprzeczalnie w takich
kreacjach wypada najbardziej wiarygodnie.”- tak mniej więcej opisywali to
recenzenci. A ja wiedziałam, że mają rację. I owszem, nigdy nie chciałam zagrać
w żadnej komedii romantycznej, ale znakomicie sprawdzałam się we wszystkich
filmach innego gatunku: fantasy, dramat, komedia obyczajowa. To z powodzeniem
by mi wystarczyło gdyby nie świadomość, że każdy z tych gatunków zawierał
jednak wątek romansu. Czy tego chciałam czy nie: czy ważyły się losy świata,
grupka osób poszukiwała skarbu bądź też nastolatki uciekali przed złoczyńcami:
widzowie lubili wątek romansu. Chcieli by superbohater miał swoją miłość którą
by chronił, główny poszukiwacz złota robił to dla dziewczyny a nastolatek
ochronił przed śmiercią swoją sympatię. Tak po prostu było i już. Tyle, że ja
wypadałam wówczas nie najlepiej. Naturalnie nikt mi tego nie powiedział, chyba
reżyserowie liczyli się z czymś takim.
Po prostu każdy aktor miał swojego konika w którym sprawdzał się najlepiej.
Takie szuflatkowanie było może niezbyt dobre, ale tak to już było w świecie
aktorstwa: Pazura był przede wszystkim komediantem, Trzebiatowska grała wredne
laski a Linda był gangsterem. Tak właśnie i ja sprawdzałam się w postaciach
lekko zdystansowanych od świata i nieco dekadenckich. W innych… po prostu nie
czułam się najlepiej. Zazwyczaj gdy grałam w romansach sceny te musiałam czasem
powtarzać wielokrotnie a w „Pięczeci” (właśnie filmie fantasy) zastąpiła mnie
dublerka. Czułam się z tym fatalnie i choć od tego czasu minęły trzy lata do
tej pory nigdy nie przyjęłam scenariuszu w którym grana przeze mnie postać
musiałaby grać zakochaną. A teraz ten cholerny bubek mówi mi, że muszę to zrobić?
I to z Bartkiem?
- Nie ma mowy.- Odpowiedziałam mu tylko kategorycznym
tonem na jego pytanie. Widząc żyłkę pulsującą mu na twarzy zaczęłam odwoływać
się do logicznych argumentów.- Widzowie tego nie kupią, a wie pan dlaczego? Bo
to nie jest w stylu Luizy. Ona by się tak nie zachowała: nie wskoczyłaby do
łóżka Czarkowi mówiąc o dozgonnej miłości: ona była cyniczką i kpiła z niej! Kpiła
z miłości. Kojarzy pan piąty odcinek w trzecim sezonie? Powiedziała coś w
stylu, że tylko idioci i szaleńcy się
zakochują, więc ona tego nie zrobi bo nie należy do żadnej z tych grup a poza
tym jest na to zbyt wielką pragmatyczką. Widzowie od razu zorientują się, że to
tchnie sztucznością.
- Przecież Luiza dojrzała: po prostu się
zakochała. To nie będzie żadna nielogiczność: dużo osób ma takie podejście jak
ona: nie wierzy w miłość i ją wyśmiewa a potem gdy dopada ich strzała amora to…
- …i zakochałaby się w doktorku tak
nagle? W szóstym sezonie? Podczas gdy w pierwszym go nie znosiła, a w dwóch
kolejnych ledwie tolerowała? Przecież dopiero w ostatnim jako tako się polubili
choć i tak jego zachowanie nada irytowało Luizę.
- Może. Ale chodziło mi tu o koncepcję
od miłości do nienawiści. Ludzie to kupią, zobaczysz. Nie musisz się o to
martwić.
- Zwłaszcza jak zagra to była para która
rozstała się w burzliwych okolicznościach, co?
- Nie obchodzi mnie twoje życie prywatne
czy Bartka.
- Czyżby? Proszę nie być hipokrytą
uwłaczając mojej inteligencji. Doskonale wiem, że dzięki temu chcecie jeszcze
więcej zarobić. No ale w końcu trzeba nadrobić ten spadek oglądalności z
ostatniego sezonu, co? A to, że moim kosztem to już jest nieważne.
- Dość tego. Nie mam zamiaru
uczestniczyć w tej jałowej dyskusji prowadzącej donikąd. I to ty mi uwłaczasz
mówiąc, że wykorzystuję skandal do promocji swojego serialu. Jestem cenionym
reżyserem i nie muszę odwoływać się do takich sztuczek. A „Zwariowani
lokatorzy” są świetnym sitcomem.
- Ha.- Prychnęłam tylko z trudem
powstrzymując się przed dodaniem, że najwyraźniej nie skoro właśnie to robi.
Zrozumiałam jednak, że to nic nie da. On i tak będzie udawał, że sytuacja
prywatna między mną a Bartkiem nie wpłynęła na fabułę serialu.
- Radzę ci Agata, wracaj na plan i
szykuj się do sceny. Tylko bez żadnych fochów. Przypominam ci o kontrakcie i
karze za jego złamanie. Chyba nie chcesz bulić dwustu patyków co?- Nie odpowiedziałam:
po prostu wyszłam bez słowa z jego gabinetu czując, że znów znajduję się w
czarnej dupie. Zaczęłam iść do swojej garderoby, ale zmieniłam zdanie. Bez
pukania weszłam do pokoju Bartosza.
Był nagi.
To znaczy nie całkiem, bo miał na sobie
slipy ale i tak widok jego gołej klatki piersiowej i umięśnionych nóg wystarczył, bym zapomniała
jak się nazywam. Poczułam bolesny uścisk w piersi.
- Cholera, Agata co ty tu robisz?-
Widząc mnie szybko zaczął nakładać jakieś pierwsze lepsze spodnie z wieszaka.
- Przyszłam pogadać.- Odpowiedziałam mu
po dłuższej chwili gdy udało mi się choć trochę zebrać w sobie.
- Mogłaś chociaż zapukać. To moja
garderoba.- Zignorowałam jego uwagę.
- Wiedziałeś o scenariuszu?
- To znaczy co konkretnie?
- No o pomyśle romansu Luizy i Cezarego.
- Tak. Tak jak wszyscy z obsady.
- To znaczy od samego początku, tak?
- Oczywiście. Ty o tym nie wiedziałaś?
Dali ci inny scenariusz?
- Nie.- Pokręciłam głową przeklinając
siebie i swoje lenistwo. Teraz miałam za swoje. A wystarczyło by kilka godzin
bym dotarła do właściwego odcinka i przekonała się o planach reżysera.- Nie
rozumiem tylko czemu nie protestowałeś.
- Sugerowałem zmiany, ale producent się
nie zgodził. Mówił, że jeśli i tak kończysz na tym sezonie, bo nie zamierzasz
występować w następnych trzeba jakoś uwiarygodnić twoje odejście.
- A niby jak romans z doktorkiem ma w
tym pomóc Laurze?
- Jak zauważyłaś w ósmym odcinku Laura
kłóci się z Czarkiem z powodu poznanej przez niego pielęgniarki. W dziewiątym
otrzymuje propozycję stażu w innym mieście i wyjeżdża godząc się z dawnym
chłopakiem…czekaj, ty tego naprawdę nie czytałaś?- Chyba wyczytał w moich
oczach odpowiedź. Miałam pewność, że maluje się w nich przerażenie. O zgrozo,
było jeszcze gorzej niż myślałam. Z cwaniackiej i pewnej siebie dziewczyny
zamierzają zrobić ckliwą pannę zadurzoną w nierozgarniętym doktorku który na
dodatek ją zdradzi z pielęgniarką. Tak samo jak w prawdziwym życiu z moją
siostrą. A reżyser śmiał zaprzeczać gdy zarzuciłam mu wykorzystywanie moich
prywatnych spraw z życia w serialu oraz szumu wokół mojego rozstania z
Bartkiem. Przecież to było oczywiste, że kłamał.
Odruchowo usiadłam na kanapie bo nogi
odmówiły mi posłuszeństwa. Tępo zaczęłam wpatrywać się w swoje buty
przypominając sobie jak zadowolona z siebie jechałam dzisiaj na plan. Jak z
pomocą wyimaginowanego romansu z Pawłem miałam przekonać ekipę, że Bartek
mnie już nie obchodzi. A teraz co? Jak
niby to zrobię?
- Agata, wszystko w porządku?- Spytał
mnie cicho Bartosz. Nawet nie spojrzałam w jego stronę tylko kręcąc głową.-
Chcesz coś do picia?
- Nie.
- Przykro mi. Sądziłem, że o tym wiesz od
samego początku i dlatego tak bardzo się wściekałaś na planie. Nie miałem
pojęcia, że nawet nie wiesz o naszym serialowym romansie.
- To moja wina.- Przyznałam w końcu.-
Nie przeczytałam scenariusza, bo po prostu mi się nie chciało. I teraz mam za
swoje.
- Nie martw się. Postaram się nie robić
ci kłopotów. Poza tym to może być dla nas szansa.
- Szansa?- Powtórzyłam zdezorientowana.
Może gdyby nic już nie powiedział, może gdyby tylko powtórzył że jest mu
przykro albo gdybym ja wyszła w końcu doszłoby między nami do zgody. Ale tak
się nie stało, bo on dodał:
- Tak, szansa. Na to by pokazać innym,
że nic nas już nie łączy i że nie chowamy do siebie urazy.
- Nie chowamy do siebie urazy? My?!-
Odruchowo wstałam z kanapy wpatrując się w Bartosza gniewnym wzrokiem.-
Przypomnij mi niby za co ty mógłbyś chować do mnie urazę, bo ja nie mam
zielonego pojęcia.
- Wiesz, że nie jesteś bez winy.
- Kpisz sobie?! Ja wpychałam cię do
łóżka Dagmary? Ja kazałam ci siebie oszukiwać? Ja cię rzuciłam?
- Nie, ale po naszym zerwaniu na każdym
kroku na planie docinałaś.
- Ha, rzeczywiście powód do urazy.-
Zakpiłam.
- Już cię za to przepraszałem. Co mogę
więcej zrobić? Mówiłem ci że to przyszło samo z siebie: nie mogłem zapanować
nad uczuciem do twojej siostry. To po prostu się stało i już. Wolałabyś bym był
z tobą pomimo wszystko? Pomimo miłości do Dagmary?
- Wolałabym byś w ogóle się w niej nie
zakochał. I nie wmawiaj mi że nie mogłeś nad tym zapanować: takie rzeczy nie
dzieją się przypadkiem, a przynajmniej nie w związku z takim stażem jak nasz.
No chyba, że się tego chce. Albo partnerzy od początku nie darzą się uczuciem.
- Gdyby tak było wiele par by się nie
rozstawało a małżeństw nie kończyło.
- O proszę, jaki specjalista.
- Możesz ironizować, ale to nic nie da.
Chowasz się tylko w tym swoim pancerzu i mnie atakujesz choć ja wielokrotnie
chciałem ci pomóc.
- Czy ty sam siebie słyszysz? To przez
ciebie cierpiałam i wciąż cierpię. Śmiesz więc sugerować mi swoją pomoc?
Naprawdę masz aż tak wielki tupet?
- Nie, ale to że się z tobą rozstałem
nie znaczy że mi na tobie nie zależy; że nie widzę co się z tobą dzieje, że nie
wiem jak cierpisz. I możesz mi nie wierzyć, ale ja też cierpię widząc cię taką.
- W dupie mam twoją litość.
- Nie potrafisz pojąć, że z Dagą
martwimy się o ciebie? Wiesz co czułem czytając ten artykuł o tobie i tym
żigolaku?
- Paweł nie jest żigolakiem.-
Zaprotestowałam odruchowo.
- Jak to nie jest? A jak nazwiesz kogoś
kto zmienia dziewczyny średnio co dwa, trzy
tygodnie? Na dodatek wybiera tylko takie które może wykorzystać?
- W przeciwieństwie do ciebie ostatnio
mi pomógł.
- Tak, a w zamian zażądał zapłaty w
łóżku co?
- Uważaj, bo tylko siłą woli
powstrzymuję się by się na ciebie nie rzucić.
- Ależ proszę bardzo zrób to. Ostatnio
już to prawie zrobiłaś gdy usiłowałem cię rozdzielić z Natalią.- Rozjuszona i
jawnie sprowokowana szybko podeszłam do niego próbując spoliczkować. Z
łatwością przewidział mój ruch blokując moje ręce i trzymając je w żelaznym
uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale mi nie pozwolił.
- Jesteś tchórzem i parszywą gnidą!
Nienawidzę cię.
- Tak? A ja myślę, że wciąż kochasz. I
to dlatego złości cię fakt, że razem będziemy musieli grać zakochanych.-
Słysząc to znieruchomiałam w jego objęciach. Odruchowo spojrzałam mu w oczy
żałując, że to zrobiłam. Bo wiedziałam, że w moich dostrzegł łzy. Łzy i prawdę.
Gorzej już być nie mogło.- Agata, przepraszam nie miałem zamiaru…- Zaczął, ale
przerwał słysząc pukanie do drzwi. Spojrzał na mnie puszczając moje nadgarstki po
czym odparł: - Proszę wejść.- To była asystenta wzywająca go na plan. Widząc
nas razem zmieszała się (zwłaszcza, że Bartosz miał na sobie rozpięte spodnie i goły tors), ale ja bez słowa ją wyminęłam. Na dziś miałam koniec wrażeń. Mogą mnie
oskarżyć o niesubordynację i mieć postawę do zerwania kontraktu na szósty
sezon, ale nagle zaczęło mi to wisieć.
Przestało się liczyć to, że z powodu
takiej wtopy nie będę miała prawdopodobnie szansy na dostanie przyzwoitej roli;
Że będą mnie oskarżać o nieprofesjonalizm.
Że gazety znów zaczną mieć na mnie
używanie.
Bo liczyło się tylko to, że Bartek wie,
że ja nadal coś do niego czuję.I na dodatek czuje do mnie z tego powodu litość.
- Agata, zaczekaj dokończymy rozmowę!-
Usłyszałam jego głos za sobą.
- Spieprzaj!- Odwarknęłam nawet się nie odwracając.
- Agata!- Krzyczał jeszcze przez otwarte
drzwi. Nawet nie zważał na to jak to musi wyglądać w oczach kilku osób z ekipy,
które znajdowały się niedaleko. Czy celowo chciał mnie upokorzyć? W złości
szybkim krokiem zaczęłam się kierować do swojej garderoby. Wiedziałam, że zaraz
wybuchnę: że na oczach tych wszystkich ludzi z moich oczu popłyną łzy.
- Liszewska, producent chcę cię widzieć.
Hej, a tej co?! Głucha?- Zignorowawszy uwagę jakiejś asystentki której imienia
nawet nie pamiętałam dalej szłam w swoją stronę.
- Rozmawiała z Kalinowskim…
- Chyba się pokłócili…
- Wypadła z jego pokoju jak burza…
- Jest ostro wkurzona o scenariusz…
Słyszałam szepty innych osób, który
jeszcze bardziej mnie przygnębiły. Jak tak szybko się o wszystkim dowiedzieli?
Na dodatek cieszyli się z mojego nieszczęścia. Wiedziałam, że tak było. Z ulgą
weszłam do swojej garderoby starając się uspokoić. Kilkakrotnie głęboko
odetchnęłam tak by powściągnąć łzy.
Kochałam Bartka. Przypomniałam sobie
nasze liczne randki, to jak mnie traktował, jak się do mnie uśmiechał, jak się
ze mną kochał. A potem tak po prostu zostawił. Naturalnie czułam, że od
jakiegoś czasu zachowywał się inaczej: był zamyślony, nieco smutny i napięty.
Ale w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że może chodzić o inną kobietę.
Zwłaszcza moją siostrę.
Dagmara…
Zawsze była tą lepszą, tą ładniejszą, tą
mądrzejszą. Jeszcze zanim mama poślubiła Kochlika i nasz status społeczny się
odmienił ludzie do niej lgnęli, podziwiali. To jej podczas codziennych wypraw
autobusem do szkoły ustępowano miejsca; to jej otwierano drzwi, to jej chłopcy
wysyłali liściki wyznając miłość. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie
mogłam jej nienawidzić czy zazdrościć. Daga, mimo znacznych różnic między nami
była moją najlepszą kumpelą. Nie wywyższała się: pamiętam jak udawała że ktoś
ustępując jej w komunikacji miejskiej robi to dla mnie. Dla innych też była
miła: pomagała naszej starej sąsiadce robić co tydzień zakupy marnując na to
całe sobotnie przedpołudnie. Mnie siłą by nie zaciągnięto do tej okropnej
staruchy, a Dagmara z własnej woli zrywała się w weekend o ósmej rano by już o
dziewiątej być pod jej drzwiami pomagając za zwykłe dziękuje. Poza tym dla
wszystkich zawsze miała łagodny uśmiech, zawsze mówiła sąsiadom dzień dobry. Do
tego świetnie się uczyła, więc dawała kilku osobom korepetycje. Oczywiście za
darmo. Jak można było jej w ogóle nie kochać? Z jednej strony nie dziwiłam się,
że chłopcy do niej lgnęli. Ale wówczas, gdy stałyśmy się nastolatkami sytuacja
zaczęła się trochę komplikować.
Spodobał mi się pewien chłopiec, który
zaprosił mnie na randkę. Potem okazało się jednak, że zrobił to tylko po to by
poprosić mnie o numer do mojej siostry. Pamiętam jak wówczas chlusnęłam mu w
twarz zamówioną colą. Właściwie bardziej mnie to zdenerwowało niż czułam się
zraniona. Po wszystkim opowiedziałam Dagmarze całą historię i razem
pokładałyśmy się ze śmiechu z tego adoratora. Nazwałyśmy nawet jego sposób
podrywu na siostrę.
A po jakichś sześciu miesiącach ta
sytuacja się powtórzyła. Nadal byłam skłonna się z tego śmiać: ale za trzecim
razem trochę mnie to rozczarowało. Poczułam ból i po raz pierwszy w swoim życiu
zazdrość o siostrę. Pamiętam, że porządnie się wtedy pokłóciłyśmy. Dopiero
kilka dni później dzięki rozmowie z mamą zrozumiałam, że Daga właściwie nie
była niczemu winna. Przecież jej uroda czy urok osobisty nie kazały innych
chłopcom mnie nie zauważać (albo przestawać zauważać gdy poznawali ją) albo
wykorzystywać by się do niej zbliżyć. Zrozumiałam, że to oni byli winni. Jednak
ten fakt nie zmniejszał mojego bólu. Skrywałam go przed siostrą, bo wiedziałam
że ona też się tym gryzie.
W wieku siedemnastu lat Dagmara w końcu
znalazła chłopaka i choć nie chciałam tego przyznać przed samą sobą ucieszyłam
się z tego. Sądziłam, że dzięki temu jej
popularność wśród płci brzydkiej się zmniejszy, ale stało się tak tylko przez
chwilę. Bo trzy miesiące później się rozstali a ona znów była wolna. I znów
psuła mi szyki.
Rok później po raz pierwszy się
zakochałam. Tak na maksa. Wcześniej to były nic nie znaczące zauroczenia
powierzchownością lub fajną gadką. A na punkcie Roberta po prostu wariowałam:
to znaczy czułam te głupie motyle w brzuchu, a w nocy nie mogłam spać myśląc o
nim; tego typu bzdury. To z nim przeżyłam też swój pierwszy raz. I to on
pierwszy raz złamał mi serce. Na koniec gdy posłałam go już do wszystkich
diabłów powiedział, że zawsze leciał na moją siostrę a ja stanowiłam w zasadzie
jej zastępstwo. Od tego wydarzenia przestałam wierzyć w baśnie i miłość od
pierwszego wejrzenia; stałam się pragmatyczką i osobą twardo stąpającą po ziemi
będącą ponad uczuciami. Postanowiłam nie wdawać się w żadne głupie czy
krótkotrwałe związki z facetami dla których nagle stałam się bardzo atrakcyjna
z powodu popularności czy bogactwa. A przynajmniej tak myślałam. Zanim kilka
lat temu poznałam Bartka na planie serialu „Zwariowanych lokatorów”.
Początkowo nic nie sugerowało bliższej
zażyłości: nie byliśmy jakimś zagorzałymi wrogami ale i przyjaciółmi też nie.
Ale potem nadszedł sezon drugi, trzeci, po nim czwarty i…w końcu coś
zaiskrzyło. Może nie było jakiegoś wielkiego boom, ale nauczyłam się że
szacunek i zaufanie to dla mnie podstawowe fundamenty udanego związku. Ale moja
siostra ponownie ukradła mi chłopaka.
- U, Liszka wyglądasz jakbyś zaraz miała
się rozryczeć.- Bez pukania czy jakiegokolwiek wcześniejszego uprzedzenia do
mojej garderoby wszedł Paweł. Stanął zaraz za drzwiami przyjmując arogancką
postawę i założył ręce na klatkę piersiową. Na twarzy błąkał mu się ironiczny
uśmieszek. Mój smutek momentalnie zmienił się w złość.
- Co ty tu robisz?
- Stoję.
- Ale zabawne. Zjeżdżaj Fabisiak.- Powiedziałam.
- Nie mogę.
- Kto cię nasłał?
- Nikt. Po prostu jestem ciekawy co cię
tak bardzo zirytowało. Chociaż nie powiem: reżyser chciałby zacząć już scenę z
piątego odcinka.- Prychnęłam nie rozumiejąc czemu słysząc to czuję
rozczarowanie. Nie chodziło o to, że chciałam by Paweł kierował się innymi
pobudkami, by okazało się że jednak robił to dla mnie, by mnie pocieszyć. W
ogóle mi na nim nie zależało. Po prostu było mi smutno, że nie robi tego nikt
inny, bo nikogo w ten sposób nie obchodzę. Nawet Monika nie przyszła.
- Więc? Serio nie przejrzałaś
scenariusza i nie znałaś fabuły na ten sezon? A ja zastanawiałem się czemu
byłaś taka spokojna: nawet dziś rano gdy cię o to zapytałem. Wiedziałem, że
przed tobą prawdziwe wyzwanie gry z Bartkiem, a ty nawet nie zdawałaś sobie
sprawy o co mi chodzi bagatelizując całą sprawę. No, ale w końcu to było do
przewidzenia. Szał na „Zwariowanych lokatorach” trochę przygasł zwłaszcza jak
rozniosła się pogłoska że go opuszczasz. Scenarzyści razem z reżyserem nieźle
to sobie wykombinowali. Wiesz co? Jestem nawet pewien, że gdyby Dagmara zamiast
modelką była aktorką to właśnie ona zagrałaby tę pielęgniarkę dla której rzuci
ci Bartek. Chociaż…kto wie? Może jednak ją zagra. Ale wtedy byłaby zadymka.
- Zamknij się wreszcie.
- No co, przecież tylko cię pocieszam.
- Po takim pocieszeniu chyba wyskoczę
przez okno.
- Tu przecież nie ma okna.- Zażartował.-
No więc? Powiesz wreszcie co ci powiedział twój amant że aż tak cię wkurzył?
- Że jesteś gejem.
- I to cię tak rozczarowało? Zapewniam
cię, że to nieprawda. Jestem w stu procentach męski.- Naprawdę sądziłam, że
choć trochę uda mi się go zdenerwować?
- Kazałam ci zjeżdżać.
- Serio tego chcesz?- Wymownych gestem
wskazał za siebie, czyli tam gdzie znajdowały się drzwi a za nimi cała ekipa
serialu pękająca z ciekawości o czym rozmawiamy.- Chcesz odejść z obsady i
złamać kontrakt tylko z powodu głupiego serialowego romansu?
- Nie powiedziałam, że chcę odejść.
- Ale chcesz to zrobić.- Doskonale mnie
przejrzał. Zastanawiałam się nawet w jaki sposób, bo przecież właściwie nic o
mnie nie wiedział ani mnie nie znał. No i był przecież tępy, nie? Albo byłam aż tak przewidywalna, albo jednak...hm, chyba jednak zostanę przy tym, że jestem przewidywalna. By dłużej nie ciągnąć tych niedorzecznych wewnętrznych monologów prychnęłam w jego kierunku:
- A co ci do tego?
- Dużo. Jak wiesz ja też należę do
obsady. Nie chcę byś spieprzyła serial. Wtedy dostanę mniejszą gażę.
- Możesz w końcu wyjść? Chce zostać
sama.
- Żeby ryczeć? Nie ma mowy. Weź się w garść.
- Czy nawet tu nie mogę mieć trochę
spokoju?!- Postanowiłam zmienić taktykę na wrzask. Może to go spłoszy. Faceci w
końcu nie lubili fanaberii kobiet.
- To plan serialu, Liszka. A poza tym ja
chcę ci tylko pomóc.
- Jeśli naprawdę tego chcesz to po prostu
stąd wyjdź i...- Urwałam uświadomiwszy sobie coś dziwnego. Coś tak absurdalnego
i nie w moim stylu, że od razu to odrzuciłam. Ale zaraz w mojej głowie niczym
fabuła filmu roztoczyła się cała wizja prawie jak doskonały scenariusz. I jakiś
złośliwy chochlik przyklasnął mi z zadowolenia. Bo przecież chciałam to zrobić.
Taki plan miałam wcześniej: czemu teraz go nie zrealizować? Bo przekonałam się,
że Bartek nadal wie że go kocham? I choćby dlatego powinnam mu pokazać, że się
myli, zdecydowałam. Szybko przełknęłam ślinę decydując się zrobić coś głupiego
zanim nie starczy mi odwagi i mój zdrowy rozsądek mnie powstrzyma.- Nie wychodź!-
Krzyknęłam widząc, że w czasie gdy ja dumałam on wzruszył ramionami szykując
się do wyjścia by spełnić moje polecenie. Teraz, zaskoczony zmianą mojego
humoru przystanął wznosząc brwi do góry.- Naprawdę chcesz mi pomóc?- Spytałam.
Nie odpowiedział od razu.
- Dlaczego czuję, że coś knujesz?
- Odpowiedz na moje pytanie: pomożesz mi
czy nie?
- Chyba w tamtym pensjonacie się już zdeklarowałem, więc teraz byłoby trochę głupio gdybym...
- Świetnie. W takim razie…ściągaj
koszulkę.
Czemu w takim momencie??
OdpowiedzUsuńCzekam do piątku!
Bardzo fajne opowiadanie, przyjemnie się czyta, lekkie, wywołuje uśmiech na twarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Halo halo gdzie mój rozdzialik?
OdpowiedzUsuń