Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 6 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział III



- Choć, będzie super. Musisz mi tylko pomóc.
- Po co? Przecież to takie żenujące i oklepane.
- I co z tego? Ale pomożemy biednym dzieciom.
- Robiąc origami? Nie obraź się Stefek, ale ty nawet nie umiesz wyciąć koła z papieru a co dopiero zrobić żurawia. Jesteś…em…jesteś na to zbyt…tępy.
- Cięcie!- Zawołał reżyser, a ja w myślach szukałam odpowiednich słów dialogu. Kurcze, co ja miałam powiedzieć?- Liszewska, co znowu? Jesteś na to za mało rozgarnięty. Tak trudno to zapamiętać? Przecież to prosty tekst. Kazałem wam obkuć się scenariusza na blachę.
- Wiem, przepraszam. Chwilowa zaćma.
- Okej, przypomnijcie sobie tekst, zaraz kręcimy ponownie. Trzy, dwa, jeden, akcja…
Zanim udało mi się w końcu nagrać całą scenę z serialowym Stefanem tę scenę musieliśmy powtarzać cztery razy. Nie wiedziałam czy winą było moje niewyspanie czy fakt, że w tej scenie miał uczestniczyć Bartek chociaż miał tylko stać i w pewnym momencie przytaknąć Stefanowi. (Boże, nawet w myślach oszukiwałam się, że to nie przez drugą opcję). Najgorsze jednak było to, że inni zorientowali się o tym wcześniej niż ja. I kazali Kaliszewskiemu na chwilę opuścić scenę kręcenia. Wtedy zrozumiałam, że upadłam tak nisko jak nigdy dotąd: nie byłam w stanie profesjonalnie zagrać jednej sceny z Bartoszem. A przecież niedługo czeka nas serialowa rozmowa. Jak patrząc mu w oczy będę mogła zapomnieć o tym jak mnie zdradził i upokorzył?
Gdy w końcu skończyliśmy z ulgą udałam się na upragnioną przerwę. Była mi potrzebna jak nigdy dotąd: a przede wszystkim była mi potrzebna spora torba ciastek. Albo chociaż jakiś baton…westchnęłam ciężko. Zamiast przejść na dietę i rozpocząć trening myślałam tylko o tym by coś pożreć. Powstrzymywały mnie tylko przed tym liczne spojrzenia tylko czekające na to by grubaska znowu zaczęła się opychać. Wtedy mieliby powód do nowych plotek. Dlatego zamówiłam tylko jakąś sałatkę z kurczakiem na którą wcale nie miałam ochoty. Po pierwszych kęsie odsunęłam ją od siebie z niesmakiem. Czy zdrowe żarcie naprawdę musi być takie złe? I czy od łyżki majonezu w tej sałacie tyłek urósłby mi o dwa rozmiary? Zwłaszcza w mojej sytuacji: przecież już czułam, że nawet moje prywatne ubrania są dla mnie trochę za ciasne. Mimo to na wizytę w jakimkolwiek butiku czy centrum handlowym się nie odważyłam. Musiałam poczekać aż sprawa trójkąta Liszowskich i Kalinowskiego ucichnie.
- Siemka Agata.- Słysząc przywitanie nie rozpoznałam właściciela tego damskiego głosu, więc niechętnie podniosłam głowę. Żałowałam, że to zrobiłam, bo obok mojego stolika usiadł nie kto inny jak scenarzystka Natalia Milewczyk.- Coś nie najlepiej ci dziś szło, co?- Spytała retorycznie zajmując krzesło naprzeciw mnie i biorąc do ust pierwszy kęs jakiejś sałatki. Dziś jadłam sama, bo Monika musiała obgadać coś z główną charakteryzatorką, a ze względu na moje kąśliwe zachowanie pozostali członkowie ekipy unikali mnie jak zarazy.- No ale spoko, wszystko to rozumieją: nawet reżyser i kamerzysta.- Kontynuowała nic sobie nie robiąc z mojego spojrzenia.- W końcu ja też cię rozumiem. Powiem ci więcej: nawet cię podziwiam. Ja na twoim miejscu chciałabym tylko napluć w twarz byłemu który by mnie tak ohydnie potraktował a nie stać obok niego i udawać przyjaciółkę…
- Możesz się w końcu zamknąć?- Sądziłam, że gdy tylko dam jej do zrozumienia że nie mam ochoty na żadne pogaduchy to odejdzie, ale się pomyliłam. W końcu nie zmarnowałaby okazji aby mnie upokorzyć.- Boli mnie głowa od tego twojego trajkotania.
- Przecież właśnie o tym mówię. To wszystko przez Bartka. Do tej pory grałaś tak profesjonalnie, a teraz…reżyser myślał nawet o zmianie scenariusza.- To mnie zaciekawiło.
- Co? Przecież to tylko jedna mniej udana scena.
- Może. Ale potem będzie ich więcej. Trzeba będzie skrócić twoje dialogi.
- Pewnie się cieszysz, Rebusiku co?
- Dobrze wiesz, jak mam na imię. Nie musisz zwracać się do mnie po nazwisku.
- Ale to mi się tak dobrze kojarzy: z jakąś zagadką. Ty, wręcz przeciwnie: zero tajemniczości. Jad na języku i w środku. Powinnaś więc być z tego zadowolona.
- Mam dość nadawania przez ciebie tych głupich ksywek. Są żałosne. Jak ty sama.
- O, wreszcie kicia pokazuje pazurki.
- Nie pogrywaj ze mną Liszewska.- Ostrzegła mnie.- Bo karta może się odwrócić. Ty gnoiłaś mnie i moje dialogi od samego początku: teraz mogę wziąć odwet.
- Jak miałam tego nie robić skoro były do bani?
- Więc może dałabyś mi szansę się wykazać? W końcu byłam dopiero początkującą pisarką, „Zwariowani lokatorzy” stanowili dla mnie pierwsze zlecenie. Ale ty sprawiłaś, że o mało co nie wyleciałam: producent kilka razy przez ciebie chciał mnie zwolnić i nigdy o tym nie zapomniałam. Zwłaszcza teraz.- Uśmiechnęła się.- I wiesz co sobie myślę? Że jesteś wielką gwiazdą za pięć dwunasta która załamała się bo rzucił ją chłopak.
- Odejdź stąd lepiej, dobrze ci radzę.- Syknęłam z trudem zaciskając zęby.
- Bo co mi zrobisz? Bartek dobrze zrobił rzucając cię dla twojej siostry. Nigdy nie rozumiałam co w tobie widział i podziwiałam, że tak długo wytrzymał.
- Ty suko.- Wściekła, nie panując nad sobą rzuciłam się na Natalię. Tak po prostu. Zaczęłam ciągnąć ją za włosy jak w jakiejś tandetnej komedii. Z tego wszystkiego aż przewróciło się krzesełko na którym siedziała, a potem ona sama i ja. Tarzałyśmy się na trawie jak bawiące się kociaki choć wcale nie zabawa była nam w głowie. Miałam zamiar rozszarpać tą podłą dziewuchę za jej bezczelność i to co do mnie powiedziała.
- Liszewska, Milewczyk co to ma znaczyć?! Liszewska puść ją!
- Agata!
- Natalia!
- Opanujcie się!
Te i inne okrzyki docierały do mnie aż wreszcie para czyichś silnych rąk nie pochwyciła mnie w pasie lekko unosząc. Miałam zamiar dać się na spokój, ale poczułam dobrze znany mi zapach wody kolońskiej.
Trzymał mnie Bartek. Wściekła wbiłam mu łokieć w brzuch aż zastękał i mnie puścił. Potem jeszcze raz rzuciłam się na Natalię, którą trzymał z kolei pomocnik kamerzysty i oświetleniowiec. Ponownie zostałam jednak poskromiona przez czyjeś silne dłonie. Jako, że nie mógł być to Bartek pozwoliłam mu na to. Dopiero w chwili gdy mnie postawił zorientowałam się, że to był Paweł.
- No, no niezłe widowisko.- Skwitował to tylko z uśmiechem. Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę i zrozumiałam, że wcale się na mnie nie gniewa: już raczej nabija. Przeczesałam potargane włosy dłonią.- Coś jak zapasy błotne. Uuu, ależ ta Natalia wygląda seksownie.
- Uwalona błotem? Wiedziałam, że jesteś poryty ale żeby aż tak?
- Trzymaj.- Zaśmiał się wyciągając do mnie rękę z chusteczką.
- Po co mi to?
- Masz całą twarz uwaloną ziemną.
- A to pieprzona…
- Radzę ci powściągnąć język. Zbliża się producent. Nie ma za ciekawej miny.
- Liszewska, do mnie do biura. Natychmiast.
- Dobrze. Tylko przemyję twarz i…
-…powiedziałem natychmiast.- Powtórzył kategorycznym tonem. Zrozumiałam, że szykują się kłopoty. Bardzo niechętnie, odprowadzona śmiechem Fabisiaka i szeptami kilkunastu członków ekipy poszłam za Gregorczykiem we wskazane miejsce.
- To niedopuszczalne.- Zagrzmiał zaraz potem gdy tylko zamknęłam drzwi, a on usadowił się za swoim biurkiem.- By dorosła osoba prowokowała takie sytuacje na moim planie. A szczególnie ty.
- Przepraszam, to się nie powtórzy.
- Czyżby? Liszewska, nie jestem głupi. Wiem co się dzieje między tobą a Kalinowskim ale do cholery sądziłem, że jesteś bardziej odpowiedzialna. Jesteś aktorką, gdzie twój profesjonalizm?
- Ta su…dziewczyna mnie sprowokowała.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, a do tej pory jakoś nie dałaś jej w twarz.- Staruszek westchnął głęboko przyszpilając mnie wzrokiem.- Nigdy nie darzyłyście się zbytnią sympatią, ale takie prostackie walki przekraczają wszystkie granice. To jest plan zdjęciowy a nie byle knajpa.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję.- Zrobił krótką pauzę. Spojrzał na mnie z mniejszą surowością.- Poszło pewnie o niego, co? Jasne, że tak. Nie wiem w ogóle po co pytam.- Odpowiedział sam sobie.
- Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.- Powtórzyłam bo nie wiedziałam co mam powiedzieć więcej. A już na pewno nie będę rozmawiała o końcu związku z Bartoszem.
- Gdzieś mam takie obiecanki- cacanki. Minął już tydzień zdjęć, ale nakręciliśmy nawet połowy tego co chcemy. Wciąż zapominasz tekstu.
- To nie tylko moja wina.
- Może i tak, ale w większości przypadków mam rację. Mścisz się na Bartku w iście dziecinny sposób sama prowokując zaczepki. Dziwisz się Natalii? Jutro to może być ktoś inny. Asystentki i charakteryzatorki narzekają na twoje zachowanie. Przypominam, że obowiązuje cię kontrakt.
- Wiem.
- Ale chyba zapomniałaś. Radzę ci wziąć się za siebie ogarniając cały ten burdel zanim to się źle dla ciebie skończy, zrozumiano? Bo nie myśl sobie że jesteś jakąś wielką gwiazdą. Daleko ci do Angeliny Jolie czy Scarlet Johanson. A nawet jeśli byłabyś nimi to i tak gdyby zachowywały się tak jak ty zostałyby wrzucone z mojego serialu. Czy wyrażam się jasno?
- Tak.
- Super. A więc zbieraj się.
- Gdzie?
- Z planu. Dzisiaj masz już wolne. Odreaguj trochę, idź do spa, na jogę. Teraz na nic się mi nie przydasz.
- Reżyser nie będzie zadowolony. A poza tym…
- Liszewska, to ja tu jestem od wydawania poleceń. Zwijaj się już.- Kiwnąwszy tylko głową wyszłam kipiąc z zażenowania i złości tak bezpardonowym złajaniem mnie. Czułam się tak jakbym miała osiem a nie dwadzieścia osiem lat. Na dodatek przed wyjściem większość ekipy stała gapiąc się na mnie i rejestrując wszystkie emocje. Miałam jednak nadzieję, że dobrze je skrywam. Wyciągnęłam swoją komórkę zaraz ją chowając. Jak niby miałam zamówić taksówkę by dostała się na plan skoro zaraz za nim tłoczyli się dziennikarze? Z irytacją rozejrzałam się dookoła tylko bardziej się denerwując. W końcu zdecydowałam się iść do Moniki. Opowiedziałam jej o rozmowie z producentem.
- Więc co tu jeszcze robisz? Jedź do domu.
- Przecież wiesz, że nie mogę. Nie opędzę się od dziennikarzy.
- Dziwisz się? Po Natalię przyjechało pogotowie.- Oznajmiła oskarżycielsko.
- Bez przesady. Trochę krwi z nosa to nic złego.
- Uderzyłaś ją.
- Bo mnie sprowokowała.
-Agata, nie mam teraz czasu, muszę umalować dziadka.- Dziadek był sprzedawcą w „Zwariowanych lokatorach” i najprawdopodobniej zaraz mieli kręcić scenę z jego udziałem. To jednak nie usprawiedliwiało ignorancji Moniki.
- Super. Niezła z ciebie przyjaciółka.- Powiedziałam odchodząc.
- Agata daj spokój. Przecież możesz skorzystać z taksówki.
Nie odpowiedziałam jej z trudem walcząc ze złością. Czułam się jak słoń w otoczeniu pawianów. Dlaczego to ja niby byłam wszystkiego winna? Przecież to mnie oszukano, to mnie Bartek zdradził i upokorzył. A to ja stałam się jak trędowata. Wkurzona na maska podeszłam do bramy gotowa wyjść na pożarcie hienom, gdy zobaczyłam Fabisiaka. Właśnie podchodził do swojego auta, które znajdowało się po drugiej stronie bramy. Szybko podbiegłam w tamto miejsce.
- Paweł!- Krzyknęłam. Potem powtórzyłam jego imię jeszcze kilkakrotnie.
- Hm?
- Potrzebna mi podwózka.
- Co?
- Podwózka!- Byłam pewna, że usłyszał mnie już za pierwszym razem ale teraz udawał głuchego tylko po to by moje krzyki zwabiły dziennikarzy. I nawet mu się nie dziwiłam: ostatnio nie byłam dla niego zbyt miła.- Nieważne.- Machnęłam ręką w geście irytacji, a on wzruszając ramionami wsiadł do swojego auta. A potem zrobił coś czego się nie spodziewałam: podjechał swoim samochodem pod samą bramę. Zatrąbił.
- To co wsiadasz?- Pomimo przeżycia najgorszego dnia w swoim życiu (z pominięciem tego w którym rzucił mnie Bartek) uśmiechnęłam się. Potem szybko otworzyłam bramę zdążając jeszcze przed biegnącymi dziennikarzami i wsiadłam do ferrari. Chciało mi się śmiać widząc jak te hieny z kolorowych pism starając się dopędzić auto na piechotę. Z trudem zdusiłam w sobie odruch wystawienia środkowego palca (co ja miałam ostatnio z tym gestem?). Odetchnęłam z ulgą gdy znaleźliśmy się z Fabisiakiem na ulicy.
- Dzięki. Mam u ciebie duży dług.- Odezwałam się  pierwsza.
- Drobiazg. Do ciebie?- Spytał mając na myśli kierunek jazdy.
- Tak to znaczy nie, lepiej nie. Pewnie zaraz ci tutaj skrzykną swoich kumpli i tam będą na mnie czatować ciekawi co się stało. Jedźmy gdzie indziej.
- Nie sądzisz, że potem będzie jeszcze gorzej?
- Może.- Skwitowałam tylko jego uwagę. Dotarło do mnie, że on najwyraźniej nie ma zamiaru mnie niańczyć i chciałby jak najszybciej odstawić mnie do domu. Dlatego dodałam:- Możesz wyrzuć mnie gdziekolwiek.
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- Bo za nami jadą dwa wozy. Nie muszę ci mówić czyje, prawda?
- Przeklęci dziennikarze.- Mrugnęłam pod nosem.- Dasz radę ich zgubić?
- To wyzwanie? Jasne, że tak.
- Świetnie. A więc gdy tylko to zrobimy, możesz mnie wysadzić. Bez nich już sobie poradzę.
- Okej, to zastanów się gdzie chcesz jechać. A tymczasem zapnij pasy. Jeśli mamy ich zgubić to musimy się pospieszyć.
Nie były to gołe słowa, bo Paweł naprawdę przyspieszył. Znajdowaliśmy się na przedmieściach, więc spokojnie mógł wyciągnąć prawie setkę. Początkowo mi się to nawet podobało: no wiecie, to wszystko trochę przypominało pościg z filmu i mogłam się poczuć swobodnie. Potem jednak jazda Fabisiaka mnie trochę zmartwiła (bo znacznie przekroczył setkę), a gdy na ostatnim zakręcie zwolnił zaledwie do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę przeraziła. Co on chciał nas zabić czy coś?
- Zawsze jeździsz jak szalony?- Nie mogłam się powstrzymać z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w jezdnię. No bo co jeśli coś by znienacka wyskoczyło na drogę? Pomijając kwestię, że moje ostrzeżenie też byłoby do niczego, bo zanim  by na nie zareagował już dawno owo coś zostałoby przejechane.- A może to tylko taki popis specjalnie dla mnie?- Zauważyłam, że się uśmiechnął. Jedno musiałam mu przyznać: przynajmniej patrzył tylko na drogę.
- Przecież mieliśmy ich zgubić.- Przypomniał.
- Tak. Ale przy okazji nie wylądować w kostnicy.
- To nam nie groziło.- Oznajmił z pewnością typowego faceta.
- Doprawdy?- Skwitowałam to sarkastyczną uwagą.
- Tak. Dobrze jeżdżę. Dawniej trochę mnie to rajcowało i wziąłem parę lekcji szybkiej jazdy.
- No, tak mogłam się domyślić. To takie przewidywalne.- Przez moment miałam nadzieję, że nie usłyszał moich wymamrotanych słów, ale najwyraźniej z jego słuchem było wszystko w porządku.
- W jakim sensie?
- No wiesz: coś w stylu że Anglik gra w polo, a Rosjanin ma mocną głowę. No i że ogólnie faceci lubią piłkę.- Widząc jego sceptyczną minę i uniesione do góry brwi dodałam już jaśniej.- Chodzi mi po prostu o to, że ściganie się i jazda szybkimi samochodami pasują do takich mężczyzn jak ty.
- Hm, z tonu twojej wypowiedzi wnoszę, że to nie jest komplement.
- Nie do końca.- Odparłam szczerze, bo w sumie zawsze taka byłam. W moim przypadku powiedzenie: szczerość aż do bólu było jak najbardziej zasadne.
- A więc przeciętność cię nie rajcuje? Ja mam na ten temat zupełnie odmienne zdanie. To dobrze, że wiemy iż przechodzący przez ulicę facet nagle nie wyjmie z kieszeni pistoletu i nas zastrzeli lub urośnie mu trzecia głowa. Albo że kobiety są delikatne i nikomu nie zrobią krzywdy.- Ostatnie zdanie wypowiedział wymownym tonem. Zrozumiałam, że pije do mnie.
- Nie chciałam uderzyć Natalii.
- A czy ja o tym wspomniałem?
- Tak: w tej swojej gadce to właśnie sugerowałeś.
- Chyba jesteś przewrażliwiona.
- A ty chyba pomyliłeś mnie z jedną z tych swoich mało bystrych panienek.- Odkułam się.
- Rozczaruję cię: ten zabieg był celowy.- Przyznał się w końcu po czym się roześmiał.- Zdajesz sobie sprawę, że ta dziewczyna może cię zaskarżyć?
- Niby o co?
- O naruszenie nietykalności osobistej. W końcu może złamałaś jej nos.
- Naprawdę?
- Jej, czyżbym słyszał w twoim głosie radość?
- Nie.- Skłamałam.- Ale nie mogłam złamać jej nosa. Aż taka silna to ja nie jestem. Poza tym nie przyłożyłam jej z całej siły.
- I dzięki Bogu. Mam nadzieję, że masz rację bo w przeciwnym wypadku możesz mieć sporo kłopotów.
- Oprócz tych tabunów które mam teraz? Dzięki: jeden w tą czy w tamtą: co za różnica.
- Nie prowokuj losu.
- Dobra, koniec rozmowy.- Odwróciłam się patrząc w boczne lusterko.- Chyba już zgubiliśmy dziennikarzy, co?
- Też tak myślę. No więc dokąd mam cię zawieść?
- Nie wiem.- Stwierdziłam. Zaraz jednak burczenie w brzuchu udzieliło mi odpowiedzi.- Zatrzymaj się koło jakiejś małej knajpki bądź restauracji. Albo czymś mało rzucającym się w oczy.
- Hm, chyba znam takie miejsce. I to całkiem niedaleko.
- Super.
Już po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Zdziwiłam się kiedy Paweł zaparkowało informując mnie, że też jest głodny i ma ochotę coś zjeść (sądziłam, że natychmiast po wysadzeniu mnie odjedzie byle dalej). Zapewnił przy tym, że pensjonat jest tak niewielki i mieści się na uboczu, że mało kto tu w ogóle zagląda a właścicielami są starsi ludzie, którzy raczej nie znają „Zwariowanych lokatorów”. Przyznał, że był tu już kilka razy gdy miał dość rozdawania autografów i nikt go nie rozpoznał. Ledwo zdusiłam w sobie ironiczną uwagę, że nie jest jakąś super gwiazdą i może po prostu to było przyczyną.
Gdy weszliśmy do środka spodziewałam się jakichś stłumionych szeptów czy gapienia się na nas. I rzeczywiście: ludzie nas obserwowali: a w szczególności  mnie. Tak jak sądziłam zostałam rozpoznana. Zajęłam więc miejsce w rogu sali czekając aż Paweł zamówi posiłek i mając nadzieję, że będzie duży lub zamówi porcję dla mnie. Kęs obrzydliwej sałatki z kurczakiem zdecydowanie nie wystarczył mi na obiad.
- Czemu tak spuszczasz głowę?- Spytał mnie gdy tylko wrócił z pachnącą pizzą i porcją frytek. Ślinka napłynęła mi do ust.
- Bo mnie rozpoznali.
- Kto?
- Jak to kto? Ludzie. Wciąż się na mnie gapią.
- Bo masz całe ubranie upaprane błotem to jak mają się nie patrzeć?- Tak prozaiczne wyjaśnienie na moment zbiło mnie z tropu. Zupełnie zapomniałam o swoich harcach w trawie z Natalią.
- Aż tak źle wyglądam?
- Mnie to nie rusza, ale innych pewnie lekko razi. Ale nie przejmuj się: przynajmniej nie wezmą cię za znaną aktorkę. W takim stroju wyglądasz raczej jak jakaś bezdomna a ja zachowuję się jak dobry Samarytanin kupując ci jedzenie.
- Bardzo śmieszne.- Skwitowałam.- Muszę iść do łazienki i spróbować trochę zmyć te plamy.
- Daj spokój: już nie musisz tego robić. Obczajają następnego gościa który właśnie wchodzi, widzisz? Poza tym pizza wystygnie.- Nie przyznałam mu się, ale ten ostatni argument mnie przekonał. Z lubością spojrzałam na pizzę.- Nie wiedziałem jaką lubisz, ale ja uwielbiam gyrosa. A tutaj po prostu smakuje wybornie.
- Nie sądziłam, że bywasz w takich miejscach.
- Ach, niech zgadnę: to dotyczy przewidywalności, zgadza się? Więc chyba tym razem zyskałem u ciebie jeden punkt.
- Jej, aż tak cię to ubodło?
- Nie, raczej rozśmieszyło. Lubię luksus, ale jako aktorka chyba rozumiesz moją potrzebę zjedzenia posiłku bez fleszy czy zaczepek fanów. A tutaj mam na to szansę. W Hiltonie czy Sobieskim raczej nie mam możliwości takiej swobody i anonimowości.
- Rzeczywiście. Mogę kawałek?- Spytałam mimo wszystko. Bo niby proponował mi jedzenie, ale otwarcie tego nie przyznał. A z tego wszystkiego jakoś zapomniałam o wzięciu portfela. Miałam tylko kartę kredytową wciśniętą do tylnej kieszeni, ale nie mogłam podejść do bankomatu i tak po prostu pobrać pieniędzy. Ludzie by mnie zadeptali.
- Jasne, nie krępuj się.- W milczeniu pałaszowałam kawałek swojej pizzy obficie polewając go sosem. Fabisiak robił to samo. Zaspokoiwszy pierwszy głód zaczęłam czuć się w tej sytuacji nieco groteskowo: jakby nie było podczas współpracy przy „Zwariowanych lokatorach” nigdy nie wymieniłam z Pawłem więcej niż kilku banalnych uwag dotyczących pogody lub tekstu. A tu nagle jemy razem coś w rodzaju lunchu. 
Właściwie można śmiało powiedzieć, że Fabisiak nie należał do mojej ligi.
W świecie aktorów tak samo jak muzyków, sportowców czy w ogóle ludzi panowała ściśle określona hierarchia. Tak więc dzieliliśmy ich na świeżynki: młodziaków którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w show biznesie lub dopiero raczkują, takich którzy mają już w tym fachu parę lat doświadczenia oraz wilków morskich; niekwestionowanych liderów i wzbudzających szacunek. Ja należałam do tej trzeciej grupy. Byłam cenioną i profesjonalną aktorką. (A przynajmniej zanim Bartek mnie rzucił.) Paweł natomiast należał do tej drugiej grupy. Poświęcił się światu ekranu praktycznie od małego (już jako siedmiolatek zadebiutował w jakiejś reklamie), ale nie potrafił się wybić wciąż tkwiąc w miejscu i czekając na swój wielki przełom w karierze, na swoją niesamowitą szansę. Dlatego z powodu różnic między naszymi nazwijmy pozycjami zawodowymi jakoś nie mieliśmy wspólnych tematów.
- Oskarży cię.
- Hm?- Głos Fabisiaka przerwał moje rozmyślania.
- No, Natalia. Jestem pewny, że tylko na to czekała. Nie robiłaby tej całej szopki z karetką. Ale chciała by dziennikarze to zauważyli.- Wziął do ręki drugi kawałek pizzy i zaczął się nim zajadać.
- Zaczynam sądzić, że masz rację. Podeszła mnie, zdzira.
- Domyślam się, że chodziło o Bartka.
- Tak.- Potwierdziłam lakonicznie.
- Spokojnie, nie mam zamiaru pytać się o niego. Ostatnio zdaje się, że popełniłem ten błąd i naraziłem się na twój gniew.
- Nie, to ja zachowałam się jak suka. Ostatnio często mi się to zdarza, ale już jest lepiej. Nie miałam prawa tak cię potraktować.
- Jestem przyzwyczajony do nieco cięższych obelg.- Zażartował. Zaraz potem spoważniał.- Poza tym trochę z opóźnieniem dotarło do mnie jak mogłaś się poczuć.- Odpowiedziałam delikatnym uśmiechem. Takiego Pawła nie znałam. Zawsze był lekko ironiczny, zabawny a może nawet nieco zblazowany. A teraz okazuje się, że w czymś takim jest empatia? Zaraz jednak zaskoczenie zamieniło się w gorycz: bo  zrozumiałam, że to nie jest empatia. Fabisiak tak jak połowa innych ludzi wiedzących o mojej prywatnej sytuacji mi współczuł, choć zachowując się jak wredna sucz chciałam tego uniknąć. Wolałam by ludzie mnie nienawidzili niż się nade mną litowali. A teraz co? Ten playboy i skandalista podwozi mnie i stawia posiłek powodowany współczuciem? Nie sądziłam, że jestem taka żałosna. Albo że zrozumienie tego tak mnie zgnębi.- Gazety mogą zrobić z życia człowieka piekło co?- Spytał w końcu retorycznie.
- Po prostu byłam zupełnie nieprzygotowana na taki masowy atak i spaprałam sprawę na całej linii popełniając masę podstawowych błędów.
- Byłaś wściekła: to zrozumiałe. Nie rozumiem tylko- choć zrozumiem jeśli nie będziesz chciała odpowiedzieć- czemu nawet na pokaz nie wydasz z siostrą i Barkiem jakiegoś oświadczenia. Przecież to byłoby najlepsze wyjście.
- Masz rację. Nie powinieneś się wtrącać.- Potwierdziłam stanowczo.
- Wiele osób mi to mówi.- Wziął do ust ostatni gryz pizzy robiąc krótką pauzę w mówieniu.- Nie będziesz więcej jadła?
- Nie, już się najadłam.- Nie dodałam, że to z powodu odkrycia, że się nade mną lituje. I jeszcze ośmielał dawać rady? Wujek dobra rada się znalazł.
- Więc wracamy?
- Hm?
- Pytałem czy chcesz już wrócić?
- Tak. Dasz mi tylko chwilę? Zadzwonię.- Zważywszy na mój obecny stan powinien być wdzięczny, że zachowywałam się tak grzecznie.
- Jasne.- Paweł zaczął kierować się ku kasie a potem drzwiom. Ja wykręciłam numer swojego ochroniarza Mordki. Chciałam dowiedzieć się jak przedstawia się sytuacja pod moim domem, ale słysząc od niego, że czeka tam już na mnie kilku dziennikarzy poczułam złość. Wyszłam na zewnątrz.
- Wiesz co? Ja jednak tu zostanę.- Zawołałam do Pawła podchodząc bliżej w jego kierunku.
- W pensjonacie?
- Tak. Sam mówiłeś, że tutaj jest spokój. Przyda mi się odpoczynek. Mam nadzieję, że tolerują karty?
- Tak.- Potwierdził.- Ale jak potem trafisz do domu? Ja muszę spadać.
- Rozumiem i jedź, nie miałam zamiaru cię zatrzymywać. Poradzę tu sobie sama. Dzięki za wszystko.
- Drobiazg. W końcu byłem ci winny przysługę.
- Ty? Mi?
- Tak. W końcu nie wspomniałaś Renacie o Joli.
- Jakiej Joli?
- Jej asystentce. No wiesz, tej którą nazwałaś moją nową ofiarą.
- Prawdę mówiąc trochę żałuję: może wreszcie członkowie ekipy by ze mnie zeszli i to ty znów stałbyś się czarną owcą.
- Dla kogoś takiego jak ty to pewnie nie do wytrzymania co?
- Tak, choć nie za bardzo rozumem co ma znaczyć to: dla kogoś takiego jak ty.
- Właśnie to co powiedziałem: kogoś takiego jak ty. Kogoś kto zawsze postępuje właściwie, nie wszczyna bur w pubach, nie upija się w publicznych miejscach nie zalicza wpadek modowych. A teraz nagle staje się bohaterem wielkiego skandalu.
- Nie ma w tym nic wspaniałego.
- Przeciwnie. Nieźle się wypromujesz.
- Nie zależy mi na tym. Sądzisz, że potrzebuję ustawiać takie akcje? Że chciałam by Bartek mnie rzucił?
- Nie o to mi zasadniczo chodziło. Ale jeśli chcesz to obgadać szczegółowo, to zapraszam do swojego auta. Tutaj przy wyjściu wzbudzamy tylko niepotrzebny szum.- Rzeczywiście, miał rację. Staliśmy praktycznie przy samych drzwiach tak, że każda osoba która wchodziła lub wychodziła z pensjonatu musiała nas słyszeć.
- Nie trzeba, obejdzie się. Na razie. I dzięki za posiłek. Kiedyś postaram ci się zrewanżować.
- Okej, Trzymaj się. I jakbyś potrzebowała pomocy to wiesz gdzie mnie szukać.
- Jasne.- Z ulgą się z nim pożegnałam po czym jeszcze raz weszłam do holu pensjonatu. Zamówiłam jakiś pokój nie troszcząc się za bardzo o jego wyposażenie. I tak standard byłby dla mnie pewnie za niski.
Tak więc zamiast wrócić do domu przez resztę wieczoru w samej koszulce usiłowałam sprać trawę i błoto z moich spodni oraz bluzy; potem leżałam na łóżku z głową znajdującą się ponad jego krawędzią zastanawiając się ile minie czasu aż zacznie boleć mnie głowa. Następnie zaczęłam przeskakiwać po kanałach. Zdziwiłam się, że taki podrzędny pensjonacik ma cyfrówkę, ale dzięki temu przynajmniej miałam większy wybór stacji a więc więcej czasu na ich przeglądanie. W pewnym momencie natrafiłam na jeden z pierwszych odcinków „Zwariowanych lokatorów”, co poznałam po zarysie fabuły a także włosach (w pierwszym sezonie miałam jeszcze swój naturalny blond, potem zaczęłam się farbować na brąz). Niemal melancholijnie wpatrywałam się w młodszą wersję siebie oraz pozostałych członków obsady. Jednocześnie wróciły wspomnienia poznania Bartka: tego jak wolno rozwijała się nasza miłość zaliczając po kolei wszystkie jej stadia począwszy od poznawania się poprzez przyjaźń aż do kochania. A teraz wszystko przepadło.
Znów moje durne myśli spowodowały, że wprawiłam się w podły nastrój przez co nie miałam ochoty nic robić. Nie żebym szczególnie musiała, ale powinnam przejrzeć kolejne strony scenariusza a najlepiej przeczytać go od początku, przecież wczoraj reżyser uprzedzał, że nie wszystkie będziemy kręcić chronologicznie. Zresztą tak właśnie działo się to zazwyczaj.
Usprawiedliwiałam jednak swoje lenistwo nędznym samopoczuciem i bólem głowy (tak, w końcu po prawie pół godzinie trzymania głowy górą do dołu uzyskałam to co chciałam) po czym poszłam spać.
Nazajutrz o poranku obawiałam się trzech rzeczy: po pierwsze nie miałam świeżej bielizny więc musiałam iść na plan bez. Po drugie Paweł mógł mieć rację i Natalia mogła złożyć na mnie skargę. Po trzecie nie miałam ochoty dzwonić po taksówkę i przyjeżdżać na plan w tych samych rzeczach a perspektywa wstąpienia do domu w celu ich zmiany wiązała się z koniecznością obcowania z paparazzimi, którzy i tak zrobiliby mi zdjęcie w starych rzeczach. Więc reasumując powrót do domu był niepotrzebny.
Na szczęście, mimo moich obaw nic takiego się nie stało (choć Natalia nie zjawiła się na planie, a ekipa jeszcze bardziej odgrodziła o ile to jeszcze było możliwe.) Swoją scenę nakręciłam z tylko czterema dublami (co przy moich ostatnich wyczynach można uznać za sukces), a potem zmyłam się do domu psychicznie szykując na starcie z dziennikarzami.
Kolejne trzy dni były wolne od zdjęć, więc spędziłam je w swoim domu właściwie bez większych problemów. Ale trzeciego wieczora czekała mnie pewna niespodzianka: zamiast dziennikarzy pod posesją- no dobra kilku ich było- czekała na mnie Dagmara. Jej auto znałam doskonale i nie miałam wątpliwości, że należy do kogoś innego. I rzeczywiście: gdy tylko moja taksówka zatrzymała się na podjeździe z powodu tłoczących się w moim kierunku dziennikarzy moja siostra wysiadła ze swojego samochodu. Stojąc pod oknem całkowicie bezpieczna patrzyłam na Dagmarę dyskutującą z Mordką oraz jej dwóch ochroniarzy chroniących by żaden dziennikarz nie podszedł do nie zbyt blisko. Patrzyłam na jej piękną twarz i sukienkę, na markowe przeciwsłoneczne okulary, na pewną siebie postawę. I w duchu cieszyłam się, że odjedzie stąd z kwitkiem: nadal nie zamierzałam wpuszczać jej do siebie. Po kilku minutach rzeczywiście to zrobiła: z okna widziałam jak wsiada do auta i wyciąga swój telefon. Jakimś szóstym zmysłem domyśliłam się, że dzwoni do mnie: pobiegłam do salonu po od  kilku dni nieaktywną komórkę i ją włączyłam. Zauważyłam nagraną wiadomość:
„Agata, naprawdę zaczynam się o ciebie martwić. Mogłabyś w końcu otworzyć te cholerne drzwi i mnie wpuścić. A nie wciąż siedzisz w tym domu który z pewnością jest brudny i…przepraszam, nie o to mi chodziło. Ale jestem na ciebie wściekła. Co ma znaczyć twój romans z Fabisiakiem? Naprawdę zaczęłaś się z nim spotykać? A może zamierzasz mi tylko dopiec, co? Jeśli tak to wybrałaś zły sposób: ten drań cię skrzywdzi. Błagam nie pozwól by z zemsty na mnie i Bartku pogmatwała sobie życie jeszcze bardziej.”
Wysłuchując wiadomości do końca zaczęłam się zastanawiać o co może chodzić. Ja i Fabisiak? Co też moja siostrzyczka sobie wymyśliła? Ale gdy jakiś czas później zerknęłam w stosik gazet (Mordka nadal zgodnie z moim poleceniem prenumerował wszystkie ze wzmiankami na mój temat dostarczając je codziennie na moje biurko. Ostatnio jednak zaniedbałam tę czynność, bo na mój temat nie pisano w zasadzie nic szczególnego; ot zwykłe banialuki, że Agata Liszewska ze złamanym sercem musi znosić obecność byłego na planie a po bójce z Natalią o jakimś skandalu na planie (na szczęście sama bójka nie wyciekła do prasy). Ale dzisiejszy numer Vivy zawierał długi artykuł na mój temat. Jaskrawo czerwony nagłówek wprawił mnie w wielką irytację nie z powodu koloru ale treści:

AGATA LISZEWSKA I PAWEŁ FABISIAK: ROMANS?!

Niżej, gdy szybko przebiegłam wzrokiem po druku podano informację o tym jak zaraz z planu wsiadłam do auta Pawła i razem gdzieś pojechaliśmy. No i że nie wróciłam na noc do swojej posiadłości.
- Jezu, to już przekracza wszelkie granice.- Wymamrotałam.- W tej chwili dzwonię do redaktora tego pisma…albo nie lepiej: do samego naczelnika. Ciekawe co powie na temat mojej skargi do sądu o pomówie…- Już miałam telefon w dłoni; już w złości zaczęłam szukać na końcu gazety telefonu; już w myślach układałam sobie stertę wyzwisk gdy coś sobie uświadomiłam: ten romans choć nieprawdziwy mógł mi pomóc. Już właściwie spełnił swoje zadania denerwując moją siostrę. Poza tym dzięki temu pokazałabym, że Bartek nic dla mnie nie znaczy… Po raz pierwszy od wielu dni szeroko się uśmiechnęłam czując jak wstępuje we mnie siła.
- No, brukowce jednak czasami się przydają.- Powiedziałam do siebie.

NO CÓŻ, JAK WIDZICIE OPOWIADANIE DOPIERO TERAZ ZACZNIE SIĘ TAK NAPRAWDĘ ROZKRĘCAĆ, WIĘC PO NIECO NUDNAWYM POCZĄTKU NIE REZYGNUJCIE (A PRZYNAJMNIEJ DO TEGO WAS ZACHĘCAM :)) MIŁEGO CZYTANIA

5 komentarzy:

  1. Robi sie coraz ciekawiej, czekam na kolejną część ;) a opowiadanie jak do tej pory bardzo mi sie podoba.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba, że wstawiasz częściej, pomimo tego, że są krótsze historie , a opowiadanie fajnie się zaczyna, oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach Dagmara to wzielabym ją i wystrzelila w kosmos. Agata to dobrze, że coś już usiłuje działać. Mam nadzieję że Bartek dostanie za swoje. Z niecierpliwością czekam na następny. :)) i jesteś super że wstawiasz tak często :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  5. Prosimy o następny! ♡

    OdpowiedzUsuń