Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział II



Miałam skończone okrągłe dwadzieścia lat gdy Edmund Kochlik, znany prezenter radiowy i telewizyjny pojawił się w życiu mojej mamy. Stało się to zupełnie przypadkiem: mama, jako wdowa pracowała w budynku jako zwykła sprzątaczka. Któregoś dnia awansowała na bufetową i podała kawę Kochlikowi. Zakochał się od razu, a już po roku ja i Dagmara miałyśmy nowego tatusia z wypasionym domem i kilkoma autami. Można więc powiedzieć, że z kuchni trafiłyśmy prosto na salony.
Naturalnie nie byłyśmy żebraczkami: mama po prostu jako niespełniona aktorka/piosenkarka/modelka/prezenterka (wybierzcie sobie co chcecie i tak będzie dobrze, bo mama chciała być najlepiej wykonawczynią wszystkich tych zawodów) wolała sprzątać w studio telewizyjnym niż podjąć pracę w kierunku w którym się kształciła a mianowicie fryzjerstwem. Naiwnie wciąż miała nadzieję, że któregoś pięknego dnia uda jej się te aspiracje spełnić gdy na przykład sprzątając studio dostrzeże ją jakiś reżyser.
Oczywiście były to marzenia ściętej głowy- nawet po ślubie z moim ojczymem jej kariera nie ruszyła się o krok. Za to moja czy Dagmary i owszem.
Zacznę może od niej, bo ona pierwsza zaczęła stawiać kroki w show biznesie jako modelka. I tak w dość zaawansowanym jak na tę branżę, bo w wieku prawie dziewiętnastu lat miała swoją pierwszą sesję. Choć aktualnie jej nienawidziłam nie mogłam zaprzeczyć jej oczywistej urodzie: nie będę się rozpisywać na temat długości pięknych kruczoczarnych, gęstych włosów czy zdrowej cerze: to przecież bez problemu można zniwelować odpowiednim makijażem bądź zabiegiem przedłużenia włosów. Chodziło raczej o harmonijne rysy twarz, duże błękitne oczy w zaskakującej ciemnej oprawie i wąski nos. Tego nie można było już przerobić w Photoshopie. Takich twarzy jak twarz Dagmary było obecnie coraz mniej, dlatego gdy Kochlik uruchomił kontakty sukces Dagi był tylko kwestią czasu.
Ze mną było trochę gorzej i właściwie zdecydował przypadek. Nie byłam tak ładna jak siostra, ani tak wysoka; w dodatku wiecznie skwaszona i niezadowolona z ciągłego szumu wokół mojej siostry (mijały już prawie dwa lata odkąd stała się gwiazdą). W związku z tym chciałam wyprowadzić się z domu i w spokoju napisać pracę licencjacką o psychologii społecznej ale nie było mi to dane. Któregoś dnia mój ojczym zadzwonił z pracy, że pilnie potrzebują statystów do jakiejś ważnej sceny: planowani się nie zjawili, więc ekipa brała wszystkich jak leci. Chodziło o to, że miał w niej grać zagraniczny aktor któremu w zamian za angaż zaproponowali podobno kupę szmalu. Więc gdyby musieli dodatkowo zapłacić mu za kolejny dzień zdjęciowy byłoby to dość kosztowne. Byli tak zdesperowani, że chodzili do wszystkich biur w stacji budynku niemal błagając o jakiś ludzi. Nie rozumieli dlaczego znany prezenter (taki jak mój ojczym) lub prezenterka pogody nie chcieli wystąpić w roli statystów. Zastanawiałam się czy naprawdę byli aż tak tępi czy rozpacz spaczyła im mózg.
Bądź co bądź niechętnie zgodziłam się na angaż po kilkuminutowej namowie i obietnicy sporej kasy (całe pięć stówek). Zadzwoniłam więc do kilku koleżanek z uczelni mówiąc im o całej akcji. Były więcej niż podekscytowane, dlatego zebrałam nawet dwie dodatkowe osoby oprócz planowanej dziesiątki. A zjawiwszy się na planie reżyser był wniebowzięty. Ucałował wówczas mojego oczyma w jego łysiejące już czoło i wyjaśnił nam nasze zadanie. Miałyśmy machać flagą (chyba Węgier) i coś krzyczeć o wolności kraju (w sumie nieważne było co bo pośród prawie pięćdziesięciu ludzi i tak nie było to możliwe do rozszyfrowania), a potem paść na dźwięk uderzenia w bęben (miał symbolizować wybuch bomby). Po wszystkim, już po niecałej godzinie byłyśmy wolne i zadowolone: każda bogatsza o pięć stówek (miałyśmy tylko nie mówić o tym innym statystom bo oni robili to za zaledwie stówkę) wróciłyśmy do swoich zajęć i świata uważając świat filmu za nudny, a reżyserów za dziwaków. Natomiast amerykańska gwiazda i jej fochy jeszcze długo zapadły nam  w pamięć.
Przez następne dwa tygodnie zapomniałam już o całej sprawie. Tyle, że po powrocie do domu mojego ojczyma ten z radością ogłosił mi, że Ulkisz (jeden ze scenarzystów na polskiej scenie, notabene niezbyt popularny) zwrócił na mnie uwagę podczas statystowania. Mówił, że jestem bardzo naturalna i wyrazista pomimo braku klasycznej urody. Wiedząc, że jestem spokrewniona z Kochlikiem skontaktował się z nim.
Początkowo swoim zwyczajem wykpiłam całą sprawę. Kojarzyłam faceta, bo podczas prób statystowania na planie gapił się na mnie (jakby był napalony, choć teraz okazało się że dostrzegł mój aktorski potencjał) dlatego nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Na dodatek nie miałam ochoty na żadne aktorstwo: wówczas w ogóle mnie do niego nie ciągnęło. Przekonały mnie jednak znowu pieniądze (Choć ojczym był bogaty był też sknerą i dusigroszem. Lubił mawiać, że nie zamierza szastać pieniędzmi jak inni aktorzy choć sam był tylko prezenterem). No i świadomość, że rólka miała być niewielka a w zasadzie to epizodyczna. Miałam tylko udawać dziewczynę na randce w ciemno z jakimś kolesiem. Lekko znudzoną i niechętną, a potem rzucić w niego groszkiem. (Fabuła filmu była oklepana i mówiła coś o randkach w ciemno) No i wypowiedzieć trzy zdania:
Mam na imię Gośka.
Nie cierpię spaghetti i tego całego gadania o włoskim żarciu.
Nie jesteś nawet tak w połowie przystojny za jakiego się uważasz.
To było tak łatwe, że nauczyłam się tego w autobusie podczas podróży na plan. Tyle, że scenę trzeba było dublować z dziesięć razy co mnie trochę zirytowało. A to nie to światło, a to nie tak ułożony kosmyk włosów, a to nie ten akcent…Na dodatek moim partnerem był mało znany wówczas Arkadiusz Powój: uważający się za pępek świata świeżak. Miał czelność nawet protestować, iż musi grać z taką amatorką jak ja! Może to dlatego w połączeniu tych dwóch czynników moja bezczelność i znudzenia wypadły całkiem naturalnie. Oglądając później ten film w kinie (dobre kilka miesięcy po skończeniu licencjatu) byłam zaskoczona, że wyglądam tak…świetnie. Patrzyłam na swój minutowy występ nieustannie go oglądając i czując się jak prawdziwa aktorka. Nieoczekiwanie to uczucie bardzo mi się spodobało.
A potem posypały się recenzje i zachwyty nad młodą debiutantką, która przyćmiła wiele innych kreacji filmowych tej komedii. W połączeniu z tym, że już miałam jakieś plecy (ojczym pracował jako prezenter, Dagmara brylowała w świecie mody i modelingu) gazety nie pisały o mnie jako o zwyczajnej studentce psychologii, ale jako o siostrze znanej modelki lub córce prezentera radiowo-telewizyjnego. To, że miałam plecy ułatwiło mi start.
Po tej komedii, pół roku później dostałam kolejną rolę: również epizodyczną. Po niej posypały się następne propozycje, ale że ojczym poważnie się w to wszystko wczuł uznał, że muszę skończyć zabawę w swoje studia nauk społecznych (rozpoczęłam już magisterkę) i potrzebuję menadżerki z prawdziwego zdarzenia która pokieruje moją karierą- aktorską karierą.
Trochę protestowałam: głównie dla zasady, bo cała zabawa w odgrywanie jakichś ról bardzo mnie bawiła. I w taki sposób poznałam Sroczkę, to znaczy Joannę Klusek. (którą zwolniłam przeszło półtora miesiąca temu) A potem stałam się gwiazdą: tym bardziej błyszczącą i cenną bo niespodziewaną. Rzuciłam studia przenosząc się na wydział aktorstwa; potem (sława trochę uderzyła mi do głowy) po trzech latach je rzuciłam uważając że nie potrzeba mi dodatkowego szkolenia, bo przecież już wszystko umiem. W czasie nauki zagrałam przecież w dziesięcioodcinkowym serialu córkę głównej bohaterki w „Życiu po czterdziestce” oraz dramacie „Pejzaż życia”. Miałabym więc się jeszcze kształcić jak zwyczajna amatorka? Przecież rozdawałam autografy, ludzie rozpoznawali mnie na ulicach (a przynajmniej niektórzy), a producenci wysyłali propozycję filmów. Nie byłam naiwna: wiedziałam, że znając polskie realia bum na mnie się skończy (tak jak w przypadku np. Adamczyka, Karolaka czy Szyca gdzie przez trzy lata występowali praktycznie w każdej kinowej produkcji a potem ich  światło zgasło), ale z drugiej strony właśnie dlatego chciałam wykorzystać swoją szansę jak najlepiej. Gdy zdobyłam trochę pieniędzy wzięłam nawet lekcje śpiewania i poprawnej dykcji, zatrudniłam prywatnego trenera sportowego, z pomocą ojczyma kupiłam dom w modnej dzielnicy zaczęłam chadzać na przyjęcia, być na „ty” z niektórymi aktorami. Niektórzy z nich nawet zabiegali o kontakt ze mną chwaląc czy po prostu chcąc poznać. Jeden z nich powiedział mi o „Zwariowanych lokatorach”: serialu który dopiero raczkował, ale producent miał zamiar go zrealizować. I rzeczywiście za jakiś czas pojawiły się informacje o castingach do sitcomu. Początkowo nie chciałam brać w nich udziału: uważałam się już za dobrą aktorkę młodego pokolenia która nie musiała zabiegać o rolę ale to reżyserzy musieli zabiegać o mnie. Sroczka jednak przekonała mnie do tego. Znała Gregorczyka od wielu lat, dlatego przeczuwała że jego nowa produkcja może okazać się hitem. I jak się okazało miała rację. Nakręciliśmy pierwszy sezon z zamiarem zakończenia, a po nim następne pięć. Początkowo w odstępach rocznych, ale ostatnie dwa tylko z przerwą zimowo-wiosenną. A teraz miała nadejść szósta.
O „Zwariowanych lokatorach” oraz o swoich  początkach myślałam by się uspokoić wysiadając z taksówki pod miejscem kręcenia zdjęć do właśnie szóstego sezonu. Byleby tylko nie myśleć o swoim strachu przed kompletnym upokorzeniem które czeka mnie na planie.
Pomimo otoczenia kilku ochroniarzy tłum gapiów, fanów i reporterów i tak mnie obległ. Z trudem przedzierałam się aż do bramy, a za nią mogłam wreszcie odetchnąć. Żaden z cholernych paparazzi nie miał prawa wejść na ten teren. Z dużą trudnością zdusiłam w sobie odruch pokazania jednemu z nich środkowego palca.
Musiałabym być ślepa by nie zauważyć, że moje pojawienie się na planie zdjęciowym wywołało spory szok. Najwyraźniej pomimo kontraktu, który pod groźbą sporej kary pieniężnej zobowiązywał mnie do uczestnictwa w trzymiesięcznych nagraniach do nowego sezonu „Zwariowanych lokatorów” mało kto wierzył w to, że się tam rzeczywiście zjawię. Tym bardziej skoro nie odbierałam żadnych telefonów ani nie przyjmowałam wizyt. (Skrzynki mailowej również nie sprawdzałam). Oraz tym co pisano o mnie w gazetach: o tej całej depresji, nałogu alkoholowym oraz próbie samobójczej. I gdzie w tym wszystkim miejsce na ciąże, pomyślałam głupio. Ci tępi dziennikarze sądzili, że matką mojego wyimaginowanego dziecka będzie ćpunka i alkoholiczka? Gdybym naprawdę była w ciąży szybciej wzięłabym się w garść a nie użalała nad sobą przez prawie kwartał.
Kierowałam się prosto do kwatery reżysera, po drodze wymieniając zdawkowe pozdrowienia z członkami ekipy. Tak jak sądziłam żadna z tych osób nie podeszła do mnie próbując nawiązać bezpośredniej rozmowy: nie mieli pojęcia jak się mają zachować: pocieszać mnie a może udawać że nic się nie stało? Sytuację pogarszał fakt, że facet który mnie zostawił był jednym z członków obsady serialu. Nikt więc wolał nie mieszać się do naszego prywatnego sporu uważnie obserwując jak potoczy się akcja. Mieli swoje kino, pomyślałam z sarkazmem. Powinni płacić mi za to chociaż dychę dziennie.
Jednego tylko nie przewidziałam, że powstaną opóźnienia natury technicznej. Z tego powodu już po dwóch kwadransach spędzonych wśród dawnej ekipy byłam wykończona. Z ulgą podeszłam do reżysera zagajając rozmowę. Była jednak prowadzona raczej na siłę, ale mimo to obecność kogokolwiek przyniosła mi otuchę. Bo wciąż czułam na sobie liczne spojrzenia oraz słyszałam szepty. Nic sobie jednak z tego nie robiłam (a przynajmniej się starałam). Moja twarz była poważna, choć przyoblekłam na nią półuśmiech. Na pełen nie było mnie stać. I tak to wszystko było grą. Grą w którą graliśmy razem z Bartkiem.
Co do niego to zjawił się na terenie nagrania kilka minut po mnie. Na mój widok zbladł, zatrzymał się a uśmiech zamarł mu na ustach. W końcu głęboko odetchnął. Potem zaczął kierować się w moją stronę. Od razu zrozumiałam, że chce pokazać wszystkim że między nami jest już wszystko w porządku, że nie ma miejsca na domysły. Wiedziałam, że to dobry ruch: w końcu wszystkie zachowania Bartosza takie były, ale z chwilą gdy się do mnie zbliżał wstąpił we mnie bunt. Odwróciłam się w drugą stronę odnajdując w tłumie twarz Moniki świadomie ignorując jego wyciągniętą gałązkę oliwną. Bo nie zasługiwał na moje wybaczenie. Nie po tym jak przez prawie miesiąc sypiał z moją siostrą zanim się ze mną rozstał .Tak postępuje tylko najgorszy dupek i tchórz.
- Wow, Agata. Co to miało być?
- Jak widzisz: nie mam zamiaru godzić się z tym zdrajcą na oczach wszystkich.- Odpowiedziałam Monice.- Kiedy w końcu ruszamy z tym kręceniem?- Niecierpliwiłam się. Miałam ochotę spojrzeć na Kaliszewskiego, ale z trudem się od tego powstrzymałam. Za całą wiadomość musiały mi wystarczyć szepty ludzi dookoła. Ależ musiał mieć się z pyszna!
- W zasadzie już byśmy mogli. Czekamy tylko na jeszcze jednego lokatora zwariowanej piątki.
- Pewnie Fabisiaka co?- Spytałam retorycznie.
- Właśnie.- Odparła mi.- Wiesz, że popełniłaś błąd?
- Hm?
- No olewając Bartka. Teraz zmusiłaś ekipę by opowiedziała się po którejś ze stron.
- Wcale nie. Spytałam reżysera o scenariusz bo go nie mam. Gdy udzielił mi zadowalającej odpowiedzi, odeszłam.
- Akurat.- Parsknęła.
- Okej.- Przyznałam, bo nie było sensu udawać.- Po prostu dałam mu do zrozumienia, że jest dupkiem.
- Oni tak na to nie patrzą.
- Dobra nie truj. Masz papierosa? Z tego wszystkiego zapomniałam wziąć.
- Jasne. Zaraz ci dam.- Monia zaczęła szperać w torbie, a w tym samym czasie jakiś młody facet krzyknął przez megafon, że wszyscy z ekipy mają wejść do wielkiej sali w środku budynku rozpoczynając oficjalnie kolejny sezon serialu.- Zapalisz potem, chodźmy.
- Nie, potrzebuję tego teraz. Jestem zdenerwowana.
- Raczej chcesz pokazać wszystkim że te bajki o ciąży są fałszywe.
- A nawet jeśli to co?
- Nic. To nic nie da: uwierz mi. Podsłuchałam rozmowę wizażystek: obstawiały który to tydzień.
- To pieprzone dzi…
-…nie kończ. Dobra, ja spadam. Przyjdź za chwilę.
- Okej.- Monika podpaliła mi czubek papierosa a ja z błogim uczuciem wzięłam do ust pierwszy wdech. Wiedziałam, że powinnam rzucić ten nałóg, ale jakoś nie było okazji. A przynajmniej teraz papieros świetnie koił mi nerwy. Spojrzałam w kierunku ludzi spieszących się do budynku myśląc z pogardą o poczęstunku. To zabawne, że dorośli ludzie uważający się za gwiazdy i pracujący przy nich mogą zachowywać się jak bydło byleby tylko pożreć kawałek kremowego ciasta albo napchać usta kawiorem.
- No bez jaj. Agatka? Miło cię widzieć.- To ironiczne przywitanie należało do Pawła Fabisiaka, czyli piątego lokatora na którego czekała cała ekipa. W sitcomie grał Adama: przystojnego Casanovę nieustannie się zakochującego i szukającego miłości której niestety do tej pory nie znalazł.- Sądziłem, że się nie zjawisz.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie.- Odparowałam.- Minęło już prawie czterdzieści pięć minut, cała ekipa czeka na ciebie w środku.- Dodałam. On po wysłuchani tego wzruszył ramionami dając niewerbalny znak, że nic sobie  z tego nie robi. Ale w końcu tak było zawsze. Współczułam Renacie Rebus (choć jednocześnie jej nie cierpiałam), która grała kolejną „zwariowaną lokatorkę” Tatianę, bo udając na ekranie egocentryczną bogaczkę mającą dość ingerencji rodziców dość często musiała partnerować Pawłowi. A on niestety nic sobie nie robił z godzin na planie. Dla niego ósma oznaczała dziewiątą a dziewiąta dziesiątą. Często nawet spóźniał się jeszcze bardziej zawsze mając jakieś głupie wymówki. Denerwował całą ekipę począwszy od reżysera aż po scenarzystki i producenta, ale mimo to nikt nie usunął go z obsady odkąd dołączył do niej w poprzednich dwóch sezonach (jak mówiłam wcześniej zmianie ulegli scenarzystki, które uważały że dołożenia do obsady młodego przystojniaka zwiększy oglądalność) wiedząc, że nie może tego zrobić. I tak Pawełek robił sobie co chciał. Mógłby choć trochę tłumaczyć go fakt, że był wielką gwiazdą, ale wcale tak nie było. Do tej pory grał jakieś epizodyczne rólki w serialach typu Oficerowie albo Czas honoru. Zagrał też chyba w jakimś filmie sensacyjnym, który o ile wiem nie przyjął się najlepiej. Tak naprawdę to „Zwariowani lokatorzy” byli jego dużą szansą. Nie mogłam więc zrozumieć jak mógł tak po prostu ją przepuścić głupią ignorancją. Badał jak mocno może się posunąć czy co?
- Wiem, ale zaspałem. Budzik mi nawalił.- Już chciał odejść, ale po kilku krokach się zatrzymał.- Ty nie idziesz?
- Zaraz. Muszę dopalić papierosa. Nie czekaj na mnie.- Dodałam tylko po to by go zirytować.
- Nawet nie mam zamiaru.- Odparł mi z uśmiechem idąc w kierunku budynku nagrań. W zasadzie to mimo moich chamskich odzywek nic do niego nie miałam. Jak mówiłam rzadko miałam okazję z nim grać, więc nie irytował mnie swoją niekompetencją (w końcu aktor powinien być obowiązkowy a nie przychodzić na plan o której mu się podoba), a poza tym miał lekko ironiczny sposób bycia. No i nie obrażał się za moje niezbyt miłe teksty którymi go czasami raczyłam. Na przykład tak jak teraz. Renata czy Janek Parulski (grający innego lokatora: przygłupiego oszusta- naiwniaka Stefana) byli „wielkimi gwiazdami” i obrażali się za byle co. Nawet jak skrytykowałam ich grę lub zasugerowałam poprawę by scena wydała się bardziej realistyczna. Oni po prostu puszyli się jak pawie i nabierali wody w usta. Muszę jednak przyznać, że mieli za sobą jakiś staż aktorski, więc mogli uważać się za ósmy cud świata. Tyle, że przy mnie i tak wymiękali.
Biorąc ostatni wdech papierosa głęboko odetchnęłam wyrzucając niedopałek na ziemię przygniatając go stopą. Potem poszłam na miejsce spotkania. Paweł odwrócił się w moją stronę- nie wiem czy odruchowo czy domyślał się iż za nim pójdę- i się uśmiechnął. Poczekał na mnie kilka sekund i weszliśmy do paszczy lwa razem.
Cztery godziny później: po przemowie producenta, scenarzystów, producenta i innych ważnym postaci w realizacji serialu „Zwariowani lokatorzy” zostaliśmy zaznajomieni z planami granych postaci oraz ogólnej koncepcji. Słuchałam tego jednym uchem, a wypuszczałam drugim. Chciałam tylko dostać wreszcie scenariusz w swoje ręce (reżyser w trakcie naszej krótkiej rozmowy obiecał mi dać go po oficjalnym rozpoczęciu) i go przeczytać. Oczywiście gdy zwróciłam się do niego z tą prośbą nie był zadowolony. Podkreślił, że scenariusz został mi wysłany już dwa tygodnie temu i to moja wina że się z nim nie zapoznałam. Zdenerwowany dodał, że z powodu swojej ignorancji nie będę miała możliwości na zaproponowanie poprawek, bo jest już za późno. W końcu niechętnie pozwolił mi na trzy dni w których mogę to zrobić, ale on niczego mi nie obiecuje. Uparcie wytrzymałam te łajanie sugerując, że ma rację choć sądziłam inaczej aż w końcu skończył. Tuż przy drzwiach spytał mnie jednak:
- Liszewska, wszystko  w porządku? Wiem, że jesteś profesjonalną aktorką, ale czytam gazety choć się nimi nie sugeruję, ale w twoim wypadku jest trochę inaczej. Dasz radę grać?
- A mam jakieś wyjście?
- W zasadzie to nie. Mam tylko nadzieję, że razem z Kalinowskim zachowacie się odpowiednio i jak przystało na profesjonalistów oddzielicie prywatne sprawy od zawodowych. Nie tak jak dziś.
- Jasne. Może pan się tego spodziewać.- Skłamałam. Bo przecież nie byłam w stanie tego zrobić. Nienawidziłam Bartka tak mocno jak kiedyś kochałam. Zwłaszcza za to, że na jego widok moje serce gwałtowniej zabiło a w gardle pojawił się skurcz. Nadal nie był mi obojętny i to mnie złościło. Pragnęłam wybić go sobie z głowy, a nie o nim myśleć zastanawiając się czy właśnie w tej chwili pieprzy moją siostrę tak jak kiedyś pieprzył mnie. Chociaż swoją drogą…czy to nie trochę perwersyjne? Tak z obiema siostrami? Zdrada z przyjaciółką lub koleżanką była niedozwolona, a coś takiego? Po prostu wyłamywało się wobec wszystkich standardów moralności.
By wybić sobie głupie myśli z głowy po powrocie do mieszkania (mniej męczącego niż rankiem, bo paparazzi było dosłownie kilku) wyjęłam z lodówki całe opakowanie litrowych lodów. Uwielbiałam nowy smak Koralu. Mogłam wszamać pół pojemnika na raz. Tylko przez moment mój dawny irytujący głosik kazał mi przestać: w końcu jutro miałam udać się na przymiarki i wstępne zdjęcia. Zignorowałam go całkowicie świadomie próbując usprawiedliwić się przed samą sobą. Przeżyłam w końcu bardzo ciężki dzień, prawda? Miałam prawo do nagrody.
Po posiłku (czy lody można nazwać posiłkiem?) przespałam się godzinę a potem z trudem zmusiłam do otwarcia scenariusza. Pierwszych kilka scen z moim udziałem zamierzano kręcić już w ten czwartek a więc za cztery dni. Miałam więc sporo czasu na naukę.
Niechętnie otworzyłam pierwszą stronę: z trudem powstrzymałam odruch by skupić się na scenach odgrywanych przez Laurę. Wiedziałam, że powinnam przeczytać cały scenariusz pierwszego odcinka nowej serii żeby w pełni wyczuć emocje granej przeze mnie bohaterki. Bez kontekstu moje emocje byłyby całkowicie nieadekwatne do sytuacji: wiedziałam to jako aktorka. Czemu więc teraz nie miałam na to najmniejszej ochoty? Czyżby ten dupek Bartek nie tylko pozbawił mnie serca, ale i również miłości do aktorstwa? Westchnęłam. Dobra, nie ma co się zmuszać: i tak wiele z tego nie zapamiętam. Zacznę wszystko od jutra. Z tą myślą zafundowałam sobie kąpiel w dużej ilości soli. W swojej wielkiej wannie pomyślałam o syfie panującym w moim mieszkaniu. Od prawie trzech miesięcy, czyli czasu gdy zwolniłam sprzątaczki dom nie był regularnie sprzątany. Moi ochroniarze wyrzucali pozostawiane przeze mnie śmieci, ale raczej nie zajmowali się ścieraniem kurzów. Na dodatek moje kwiaty…co prawda nigdy ich nie lubiłam, ale dbałam i podlewałam ze względu na fakt iż dostałam je od mojej matki. Matki, która nie zadzwoniła do mnie musząc wiedzieć jak podle się czuje dając wyraz temu, że staje po stronie Dagmary…
Cholera, i znów moje myśli wracały do zdrady Bartosza. Nawet w pieprzonej wannie nie dał mi się zrelaksować. Zirytowana wyszłam więc z wody wycierając swoje ciało grubym ręcznikiem. Potem włączyłam swojego laptopa. Byłam ciekawa co prasa napisze o dzisiejszym dniu zdjęciowym, ale na szczęście nie znalazłam żadnych wiadomości które mnie dotyczyły. To trochę mnie uspokoiło. Umyłam zęby i choć było dość wcześniej poszłam spać.
Nazajutrz obudziłam się znacznie bardziej wypoczęta i w lepszym humorze, który szybko zepsuło umówione spotkanie z nową menadżerką (zaproponowała mi ją Monika) która okazała się być jeszcze gorsza od Sroczki oraz telefon od ojczyma, który nawet nie wykazał odrobiny współczucia wobec sytuacji w której się znalazłam. Zarzucał mi zaprzepaszczenie swojej kariery (Przez dwa miesiące przebywał za granicą w Grecji robiąc reportaże z wieloma ważnymi ludźmi. Była to jego nowa propozycja pracy, jako cykl wywiadów, od stacji z której z chęcią z niej skorzystał. Nawet pomimo konieczności licznych podróży. Z tego powodu dopiero niedawno dowiedział się o tym co zaszło miedzy mną a Dagmarą) i podsyłał coraz to inne propozycje menadżerek. Krytykował zwolnienie służby i kazał przeprowadzić się do niego i mamy czego kategorycznie odmówiłam. Najgorzej zirytowało mnie jednak to, iż umówił na pojutrze spotkanie z dziennikarzami razem z całą naszą rodziną oraz Bartkiem. Wówczas nie wytrzymałam i w paru niewybrednych słowach kazałam mu się odpieprzyć. W złości trochę przesadziłam, a wściekły ojczym kazał radzić sobie sam. Tak więc zniechęciłam do siebie kolejnego człowieka i to takiego któremu wiele zawdzięczałam. Super. Z tego wszystkiego nawet nie ruszyłam scenariusza resztę dnia po raz kolejny leniuchując. Nie byłam wstanie zmusić się do czegokolwiek sądząc, że to najgorszy dzień od wielu dni. Gdybym wiedziała wtedy jak bardzo się mylę…
Po pierwsze dlatego, że przymiarka ubrań okazała się totalną klapą. Szwaczki znały już moje wymiary z poprzedniego sezonu serialu, ale z powodu zajadania śmieciowego jedzenia i zaprzestania treningów przybyło mi parę ładnych kilo. Plusem okazało się to, że Luiza zazwyczaj chodziła w dresowych bluzach co pomagało maskować moje nadmierne kilogramy, ale obcisłe topy już nie.
- Nie przejmuj się, poprawimy to.- Pocieszała mnie wizażystka.- Trochę poszerzymy i będzie okej. Najwyżej sceny w których będą wymagały pokazania brzucha się zmieni albo dogra potem.
- Jasne.- Odparłam zaciskając zęby. Byłam wkurzona na siebie i na swoje obżarstwo tak, że gdy tylko wróciłam do posiadłości (naturalnie jak zwykle otoczona wianuszkiem dziennikarzy i fotoreporterów) dokończyłam wczorajsze lody zatapiając w nich smutki. W duchu usprawiedliwiałam się tak jak zwykle zresztą w ciągu ostatnich dni.
Po drugie pod drzwi mojego domu przyszła Dagmara. Nie chciałam jej wpuścić, dlatego już nazajutrz na Pudelku pojawiło się zdjęcie mojej siostry pukającej do drzwi frontowych z nagłówkiem: „Liszewska pocałowała klamkę”. Nie powiem trochę mnie to rozbawiło, a jednocześnie zasmuciło. Żałowałam, że tak potraktowałam siostrę. Nazajutrz po tym wydarzeniu nagrała mi się nawet na pocztę.
„ Aguś, wiem że jesteś zła i masz na to prawo, ale musisz mnie wysłuchać. Czasami nie wszystko wygląda tak jak myślimy albo chcemy myśleć. Ale zawsze miałaś z tym problem, prawda? Dla ciebie coś było albo białe, albo czarne: nigdy nie uznawałaś kompromisów. Jednak w naszej sytuacji…jeśli nie dla nas i dla siebie samej to zrób to dla własnego wizerunku i kariery. Ta nagonka prasy na nas musi się wreszcie skończyć. Zapewne ty też masz jej dość…”
Nie wysłuchałam nagrania do końca zorientowawszy się, że Dagmara udając że kieruje się tylko moim dobrem tak naprawdę chciała chronić siebie.
Nagonka prasy na nas musi się wreszcie skończyć, powiedziała. Nie na ciebie: na nas. A więc tylko dlatego chciała uzyskać moje przebaczenie. Bo jej wizerunek jako słodkiej modeleczki bez cienia skandalu zniknął jak bańka mydlana.
Aguś…
Tylko ona tak się do mnie zwracała. Przez pewien okres nie cierpiałam swojego imienia, więc wraz z Dagmarą wymyśliłyśmy dla mnie tę ksywkę. Uważała, że dzięki temu inni będą sądzili że mam na imię Agnieszka. Miałyśmy wtedy po dwanaście i dziesięć lat, ale mimo to przezwisko pozostało. I fakt, że się o mnie troszczyła. A co robiła ponad piętnaście lat później? Zdradziła mnie z mężczyzną którego kochałam, z których w swoich myślach planowałam ślub, dzieci, białą suknie…a teraz wszystko trafił szlak.
Ale mimo to nie zasłużyła na to, że nawet nie pofatygowałam się aby ją przyjąć. Robiła to po raz kolejny w ciągu trzech miesięcy a ja konsekwentnie postępowałam tak samo. Czułam się z tym coraz bardziej dziecinnie. Zrozumiałam, że Monika miała rację: że swoim głupim odludkowym zachowaniem daję do zrozumienia innym, że czyn Bartosza mnie załamał. A nie dając do wiadomości prasy żadnego oświadczenia czy odmawianie komentarzy na temat całej tej sytuacji stwarza tylko jeszcze większe plotki i spekulacje. Ta myśl była przykra, ale to ja to wszystko nakręcałam.
Trzecim powodem koszmarności kolejnych dni były nadchodzące dni spędzone na planie zdjęciowym. Dom lokatorów został już wynajęty na czas kręcenia i znajdował się dobre sto kilometrów za miastem. Konieczna była więc trzymiesięczna przeprowadzka w tamte strony jeśli nie chciałam zrywać się o piątej rano by dojechać na ósmą. Albo i czwartej znając poranne korki. Na szczęście na czas pracy producent zazwyczaj wynajmował hotel dla całej ekipy a przynajmniej tych którzy chcieli z niego skorzystać. Dzięki temu nie musieliśmy się martwić o przypadkowe spotkania z fanami czy dziennikarzami. Ale z drugiej strony perspektywa spędzenia z Bartoszem kilku najbliższych tygodni mieszkając w jednym miejscu napawała mnie niepokojem.
Czwarty powód koszmarności właściwie wiązał się z trzecim. Bo pierwsze dni spędzone na planie były dla mnie istną udręką. Wiedziałam, że mój nastrój jest gorszy od tego który miałam zazwyczaj podczas kręcenia, ale czy te fryzjerki musiały tak mocno ciągnąć moje włosy próbując je rozczesać? Albo te szwaczki cały czas podkreślały to, że jakiś ciuch jest za ciasny przez co stałam się obiektem żartów (w mniemaniu ekipy) niewinnych które tylko podsycały moją złość. Jednak prawdziwym źródłem był sam Bartek.
Po klapie z pierwszego dnia nawet nie próbował się do mnie zbliżyć i przeprosić, co szczerze mnie zabolało. Na dodatek za każdym razem gdy się oddalał i rozmawiał przez telefon wiedziałam, że dzwoni do Dagmary lub ona do niego. A widząc wówczas jego uśmiech (zazwyczaj odbierał telefony na zewnątrz) przez okno moje wnętrzności aż skręcały się ze złości. Zastanawiałam się jak tak szybko mógł się we mnie odkochać? Przecież tego nie można zrobić z dnia na dzień. Czyżby więc tak naprawdę mnie nie kochał?
- Stajesz się prawdziwą zołzą, wiesz? Do tej pory wszyscy nie znosili Renaty, ale ty bijesz ją na głowę.- Oznajmiła mi podczas jednej z przerw Monika poprawiając makijaż do następnej sceny.
- I co z tego? Mam to gdzieś.
- Agata, takie gadki są w stylu nastolatek a nie ciebie. Zachowujesz się jak gówniara. Miałaś nie pokazywać że ten fiut cię zranił, a ty co robisz?
- Przecież tego nie robię.
- Doprawdy? Gapisz się na niego przez cały czas nie spuszczając z oczy, wściekasz na każdego kto choćby niewinnie napomknie o tym w twojej obecności a członków ekipy traktujesz jak podludzi.
- Bo są niekompetentni.
- Są dokładnie tacy sami jak w poprzednich sezonach i  wcześniej jakoś nie miałaś do nich zastrzeżeń. Robisz sobie tylko wrogów.
- Masz na myśli tę fryzjerkę? Dobra, przeproszę ją.
- To nie wystarczy. A to co powiedziałaś ostatnio tej biednej szwaczce? Popłakała się gdy tak na nią naskoczyłaś. A mówiła tylko prawdę. Przytyłaś.
- Wiem.- Syknęłam przez zęby.- Ale nie musi tego wciąż powtarzać. Wciąż powtarza, że żarłam za dużo lodów zajadając smutki.
- A nie przyszło ci do głowy, że ona chciała po prostu pokazać innym, że to nie z powodu ciąży?
- Akurat.- Prychnęłam.- Oni wszyscy mnie nienawidzą. Śmieją się za moimi plecami. Tylko tobie mogę ufać.
- Nie dramatyzuj.- Monia po raz ostatni pociągnęła pędzlem nakładając mi róż na policzki.- No, a teraz zmykaj. I tym razem zagraj to porządnie.
- Okej szefowo.- Zażartowałam rzucając okiem na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut i postanowiłam je wykorzystać. Zerknąwszy ukradkiem na reżysera który kłócił się o coś ze swoją asystentką poszłam za budynek na papierosa. Wczoraj wyhaczyłam pod dużym rozłożystym dębem świetną miejscówkę w której można było nawet wygodnie wypocząć w cieniu liści i siedząc na jednej z opadających gałęzi. Liczyłam na chwilę spokoju, ale niestety byłam naiwna sądząc, że tylko ja byłam tak mądra by na to wpaść. Zauważyłam Pawła Fabisiaka i już miałam powiedzieć coś w stylu: od kiedy ty palisz gdy zorientowałam się, że nie jest sam. Obok niego stała jakaś lalunia a on wyraźnie się do niej kleił. Potem się pocałowali. Już miałam się wycofać, ale w chwili gdy dziewczyna odsunęła się od niego najwyraźniej łapiąc oddech zauważyła mnie. Wytrzeszczyła swoje wymalowane oczy, pospiesznie poprawiła sobie fryzurę i odeszła. Miałam zrobić to samo, ale stwierdziłam, że Paweł zaraz zrobi to co jego nowa dziewczyna.
- Jej, musiałaś mi przerwać?- Spytał żartobliwie z udawanym wyrzutem.
- Chciałam tylko zapalić. Poza tym nie wiedziałam, że zaczaiłeś się tutaj na nowy podbój. Kto to w ogóle był?
- Charakteryzatorka Renaty.
- Jezu, ona cię za to zabije.
- Lubię dreszczyk emocji.- Zapaliłam papierosa z przyjemnością się nim zaciągając.
- Chyba raczej kobiety.
- To też.- Zaśmiał się.- Nie miałaś skończyć z paleniem? Czytałem gdzieś w gazecie, że próbujesz rzucić.
- Nie sądziłam, że umiesz czytać.- Odpyskowałam przypominając sobie co piszą o mnie teraz. Czy on chciał do tego nawiązać?
- Mam wiele zalet.- Wzruszył ramionami.
- Zapewne. Ale lepiej trzymaj się od lasek z daleka: wiesz że Gregorczyk nie lubi romansowania na planie.
- Mówisz z własnego doświadczenia?- Pił do Barka: wiedziałam. I tak jak przeczuwałam próbował mnie zaatakować tak samo jak inni. Złość sprawiła, że przed oczami zrobiło mi się czerwono.- No już, nie jeż się tak.- Jego uśmiech rozzłościł mnie jeszcze bardziej.
- Bawi cię to?- Spytałam zimno.
- Nie to, że cię wyrolował. Raczej, że dwie siostry kłócą się o niego. Przecież to taki sztywniak.
- Dla płytkiego facecika który wciąż musi udowadniać swoją męskość sypiając z tłumem lasek hm... rzeczywiście Bartosz musi wydawać się sztywny.- Zaironizowałam.
- No nie, serio go bronisz? Po tym jak cię zdradził? Prawdziwy szacun: każda kobieta powinna mieć takie podejście jak ty.
- To moja prywatna sprawa.- Ucięłam.- I nie będę na ten temat rozmawiać. A szczególnie z tobą.
- A powinnaś. Może by ci trochę ulżyło i przestałabyś tak pluć jadem.
- Dzięki za troskę, ale mam własnych przyjaciół którzy w odróżnieniu od niektórych nie sprzedają niczego prasie.- Z chwilą gdy wypowiadałam te słowa wiedziałam, że to był cios poniżej pasa ale musiałam to zrobić. Bo jeszcze dwa lata temu Paweł spotykał się z asystentką znanego reżysera, która podczas ich romansu powiedziała mu o facecie parę ciekawych faktów. Po jakimś czasie wypłynęły one do prasy powodując nagonkę na reżysera który na jakiś czas wyjechał z kraju. Oczywiście po rozwodzie, bo jaka kobieta wybaczyłaby mężowi widząc jego nagie zdjęcia z jakąś młodszą o niej o ponad dwadzieścia lat laską? Wówczas Fabisiak zarzekał się, że to wściekła Rakocka (właśnie ta asystentka) upubliczniła te informacje zła za rozstanie, ale prasa i tak nie pozostawiła na nim suchej nitki. Na dodatek rozeszły się pogłoski o tym jakoby zajął się „pocieszaniem” zbolałej rozwódki po reżyserze która na dodatek choć wciąż atrakcyjna, miała około pięćdziesiąt lat. Cios był tym boleśniejszy, że to on był brany pod uwagę jak główny kandydat do filmu o młodym księdzu i jego posłudze. Dzięki temu Paweł miałby szansę zaistnieć na szerszym ekranie a nie tylko jako Adam ze „Zwariowanych lokatorów”. Jednak po takim skandalu cały pomysł się rozpłynął, a angaż dostał zupełnie nieznany nikomu aktor. Nikt nie uwierzył facetowi znanemu z licznych romansach, pomniejszych prowokacjach czy skandalach.
Dlatego nie powinnam być wredną suczą przypominając mu o tym wszystkim. Ale koleś wkurzył mnie zbyt mocno. No bo czy wysyłając tysiące sygnałów o tym, że nie chcę z nikim rozmawiać o Bartku i całej tej sytuacji z moją siostrą Fabisiak musiał mnie o nią pytać? I to tylko dlatego że chciał napawać się moim cierpieniem? Bo na pewno nie chciał pomóc.
- Jak chcesz.- Odparł mi wzruszając ramionami w geście pozornej beztroski choć po jego poważnej minie było widać, że mój cios nie chybił celu. Biorąc do ust papierosa patrzyłam jak się oddala dopóki nie zszedł mi z oczu. Zaczęłam się zastanawiać czy nie zrobiłam sobie kolejnego wroga.

2 komentarze:

  1. Bardzo mi sie podoba to opowiadanie, zupełnie w innym tonie niż twoje poprzednie, ale... no własnie, takie namacalne, realne, zyciowe.
    Bo, kto z nas nie przezył zdrady, ktp z nas nie zachowywał się w podobnym stylu do Agaty?
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację: to opowiadanie będzie zupełnie inne niż moje poprzednie. Przede wszystkim juz nie o takim "zwyczajnym, banalnym" życiu, ale świecie aktorów-który prawdę mówiąc znam tylko z filmów, ale mam nadzieję ze nie popełnię zbyt wielu pomyłek i błędów merytorycznych. Poza tym raczej nie będzie tu mowy o pierwszym zauroczeniu czy miłości na całe życie, wiec pod tym względem będzie bardziej życiowe.
      Ja tez pozdrawiam :-)

      Usuń