Miałam
skończone okrągłe dwadzieścia lat gdy Edmund Kochlik, znany prezenter radiowy i
telewizyjny pojawił się w życiu mojej mamy. Stało się to zupełnie przypadkiem:
mama, jako wdowa pracowała w budynku jako zwykła sprzątaczka. Któregoś dnia
awansowała na bufetową i podała kawę Kochlikowi. Zakochał się od razu, a już po
roku ja i Dagmara miałyśmy nowego tatusia z wypasionym domem i kilkoma autami.
Można więc powiedzieć, że z kuchni trafiłyśmy prosto na salony.
Naturalnie nie byłyśmy żebraczkami: mama
po prostu jako niespełniona aktorka/piosenkarka/modelka/prezenterka (wybierzcie
sobie co chcecie i tak będzie dobrze, bo mama chciała być najlepiej
wykonawczynią wszystkich tych zawodów) wolała sprzątać w studio telewizyjnym
niż podjąć pracę w kierunku w którym się kształciła a mianowicie fryzjerstwem.
Naiwnie wciąż miała nadzieję, że któregoś pięknego dnia uda jej się te
aspiracje spełnić gdy na przykład sprzątając studio dostrzeże ją jakiś reżyser.
Oczywiście były to marzenia ściętej
głowy- nawet po ślubie z moim ojczymem jej kariera nie ruszyła się o krok. Za
to moja czy Dagmary i owszem.
Zacznę może od niej, bo ona pierwsza
zaczęła stawiać kroki w show biznesie jako modelka. I tak w dość zaawansowanym
jak na tę branżę, bo w wieku prawie dziewiętnastu lat miała swoją pierwszą
sesję. Choć aktualnie jej nienawidziłam nie mogłam zaprzeczyć jej oczywistej
urodzie: nie będę się rozpisywać na temat długości pięknych kruczoczarnych,
gęstych włosów czy zdrowej cerze: to przecież bez problemu można zniwelować
odpowiednim makijażem bądź zabiegiem przedłużenia włosów. Chodziło raczej o
harmonijne rysy twarz, duże błękitne oczy w zaskakującej ciemnej oprawie i
wąski nos. Tego nie można było już przerobić w Photoshopie. Takich twarzy jak
twarz Dagmary było obecnie coraz mniej, dlatego gdy Kochlik uruchomił kontakty
sukces Dagi był tylko kwestią czasu.
Ze mną było trochę gorzej i właściwie
zdecydował przypadek. Nie byłam tak ładna jak siostra, ani tak wysoka; w
dodatku wiecznie skwaszona i niezadowolona z ciągłego szumu wokół mojej siostry
(mijały już prawie dwa lata odkąd stała się gwiazdą). W związku z tym chciałam
wyprowadzić się z domu i w spokoju napisać pracę licencjacką o psychologii
społecznej ale nie było mi to dane. Któregoś dnia mój ojczym zadzwonił z pracy,
że pilnie potrzebują statystów do jakiejś ważnej sceny: planowani się nie
zjawili, więc ekipa brała wszystkich jak leci. Chodziło o to, że miał w niej
grać zagraniczny aktor któremu w zamian za angaż zaproponowali podobno kupę
szmalu. Więc gdyby musieli dodatkowo zapłacić mu za kolejny dzień zdjęciowy byłoby
to dość kosztowne. Byli tak zdesperowani, że chodzili do wszystkich biur w stacji
budynku niemal błagając o jakiś ludzi. Nie rozumieli dlaczego znany prezenter
(taki jak mój ojczym) lub prezenterka pogody nie chcieli wystąpić w roli
statystów. Zastanawiałam się czy naprawdę byli aż tak tępi czy rozpacz spaczyła
im mózg.
Bądź co bądź niechętnie zgodziłam się na
angaż po kilkuminutowej namowie i obietnicy sporej kasy (całe pięć stówek).
Zadzwoniłam więc do kilku koleżanek z uczelni mówiąc im o całej akcji. Były
więcej niż podekscytowane, dlatego zebrałam nawet dwie dodatkowe osoby oprócz
planowanej dziesiątki. A zjawiwszy się na planie reżyser był wniebowzięty.
Ucałował wówczas mojego oczyma w jego łysiejące już czoło i wyjaśnił nam nasze
zadanie. Miałyśmy machać flagą (chyba Węgier) i coś krzyczeć o wolności kraju (w
sumie nieważne było co bo pośród prawie pięćdziesięciu ludzi i tak nie było to
możliwe do rozszyfrowania), a potem paść na dźwięk uderzenia w bęben (miał
symbolizować wybuch bomby). Po wszystkim, już po niecałej godzinie byłyśmy
wolne i zadowolone: każda bogatsza o pięć stówek (miałyśmy tylko nie mówić o
tym innym statystom bo oni robili to za zaledwie stówkę) wróciłyśmy do swoich
zajęć i świata uważając świat filmu za nudny, a reżyserów za dziwaków.
Natomiast amerykańska gwiazda i jej fochy jeszcze długo zapadły nam w pamięć.
Przez następne dwa tygodnie zapomniałam
już o całej sprawie. Tyle, że po powrocie do domu mojego ojczyma ten z radością
ogłosił mi, że Ulkisz (jeden ze scenarzystów na polskiej scenie, notabene
niezbyt popularny) zwrócił na mnie uwagę podczas statystowania. Mówił, że
jestem bardzo naturalna i wyrazista pomimo braku klasycznej urody. Wiedząc, że
jestem spokrewniona z Kochlikiem skontaktował się z nim.
Początkowo swoim zwyczajem wykpiłam całą
sprawę. Kojarzyłam faceta, bo podczas prób statystowania na planie gapił się na
mnie (jakby był napalony, choć teraz okazało się że dostrzegł mój aktorski
potencjał) dlatego nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Na dodatek nie miałam
ochoty na żadne aktorstwo: wówczas w ogóle mnie do niego nie ciągnęło.
Przekonały mnie jednak znowu pieniądze (Choć ojczym był bogaty był też sknerą i
dusigroszem. Lubił mawiać, że nie zamierza szastać pieniędzmi jak inni aktorzy
choć sam był tylko prezenterem). No i świadomość, że rólka miała być niewielka
a w zasadzie to epizodyczna. Miałam tylko udawać dziewczynę na randce w ciemno
z jakimś kolesiem. Lekko znudzoną i niechętną, a potem rzucić w niego
groszkiem. (Fabuła filmu była oklepana i mówiła coś o randkach w ciemno) No i
wypowiedzieć trzy zdania:
Mam
na imię Gośka.
Nie
cierpię spaghetti i tego całego gadania o włoskim żarciu.
Nie
jesteś nawet tak w połowie przystojny za jakiego się uważasz.
To było tak łatwe, że nauczyłam się tego
w autobusie podczas podróży na plan. Tyle, że scenę trzeba było dublować z
dziesięć razy co mnie trochę zirytowało. A to nie to światło, a to nie tak
ułożony kosmyk włosów, a to nie ten akcent…Na dodatek moim partnerem był mało
znany wówczas Arkadiusz Powój: uważający się za pępek świata świeżak. Miał
czelność nawet protestować, iż musi grać z taką amatorką jak ja! Może to
dlatego w połączeniu tych dwóch czynników moja bezczelność i znudzenia wypadły
całkiem naturalnie. Oglądając później ten film w kinie (dobre kilka miesięcy po
skończeniu licencjatu) byłam zaskoczona, że wyglądam tak…świetnie. Patrzyłam na
swój minutowy występ nieustannie go oglądając i czując się jak prawdziwa
aktorka. Nieoczekiwanie to uczucie bardzo mi się spodobało.
A potem posypały się recenzje i zachwyty
nad młodą debiutantką, która przyćmiła wiele innych kreacji filmowych tej
komedii. W połączeniu z tym, że już miałam jakieś plecy (ojczym pracował jako
prezenter, Dagmara brylowała w świecie mody i modelingu) gazety nie pisały o
mnie jako o zwyczajnej studentce psychologii, ale jako o siostrze znanej
modelki lub córce prezentera radiowo-telewizyjnego. To, że miałam plecy
ułatwiło mi start.
Po tej komedii, pół roku później
dostałam kolejną rolę: również epizodyczną. Po niej posypały się następne
propozycje, ale że ojczym poważnie się w to wszystko wczuł uznał, że muszę
skończyć zabawę w swoje studia nauk społecznych (rozpoczęłam już magisterkę) i potrzebuję
menadżerki z prawdziwego zdarzenia która pokieruje moją karierą- aktorską
karierą.
Trochę protestowałam: głównie dla
zasady, bo cała zabawa w odgrywanie jakichś ról bardzo mnie bawiła. I w taki
sposób poznałam Sroczkę, to znaczy Joannę Klusek. (którą zwolniłam przeszło
półtora miesiąca temu) A potem stałam się gwiazdą: tym bardziej błyszczącą i
cenną bo niespodziewaną. Rzuciłam studia przenosząc się na wydział aktorstwa;
potem (sława trochę uderzyła mi do głowy) po trzech latach je rzuciłam uważając
że nie potrzeba mi dodatkowego szkolenia, bo przecież już wszystko umiem. W
czasie nauki zagrałam przecież w dziesięcioodcinkowym serialu córkę głównej
bohaterki w „Życiu po czterdziestce” oraz dramacie „Pejzaż życia”. Miałabym
więc się jeszcze kształcić jak zwyczajna amatorka? Przecież rozdawałam
autografy, ludzie rozpoznawali mnie na ulicach (a przynajmniej niektórzy), a
producenci wysyłali propozycję filmów. Nie byłam naiwna: wiedziałam, że znając
polskie realia bum na mnie się skończy (tak jak w przypadku np. Adamczyka,
Karolaka czy Szyca gdzie przez trzy lata występowali praktycznie w każdej
kinowej produkcji a potem ich światło
zgasło), ale z drugiej strony właśnie dlatego chciałam wykorzystać swoją szansę
jak najlepiej. Gdy zdobyłam trochę pieniędzy wzięłam nawet lekcje śpiewania i
poprawnej dykcji, zatrudniłam prywatnego trenera sportowego, z pomocą ojczyma
kupiłam dom w modnej dzielnicy zaczęłam chadzać na przyjęcia, być na „ty” z
niektórymi aktorami. Niektórzy z nich nawet zabiegali o kontakt ze mną chwaląc
czy po prostu chcąc poznać. Jeden z nich powiedział mi o „Zwariowanych
lokatorach”: serialu który dopiero raczkował, ale producent miał zamiar go
zrealizować. I rzeczywiście za jakiś czas pojawiły się informacje o castingach
do sitcomu. Początkowo nie chciałam brać w nich udziału: uważałam się już za
dobrą aktorkę młodego pokolenia która nie musiała zabiegać o rolę ale to
reżyserzy musieli zabiegać o mnie. Sroczka jednak przekonała mnie do tego.
Znała Gregorczyka od wielu lat, dlatego przeczuwała że jego nowa produkcja może
okazać się hitem. I jak się okazało miała rację. Nakręciliśmy pierwszy sezon z
zamiarem zakończenia, a po nim następne pięć. Początkowo w odstępach rocznych,
ale ostatnie dwa tylko z przerwą zimowo-wiosenną. A teraz miała nadejść szósta.
O „Zwariowanych lokatorach” oraz o
swoich początkach myślałam by się
uspokoić wysiadając z taksówki pod miejscem kręcenia zdjęć do właśnie szóstego
sezonu. Byleby tylko nie myśleć o swoim strachu przed kompletnym upokorzeniem
które czeka mnie na planie.
Pomimo otoczenia kilku ochroniarzy tłum
gapiów, fanów i reporterów i tak mnie obległ. Z trudem przedzierałam się aż do
bramy, a za nią mogłam wreszcie odetchnąć. Żaden z cholernych paparazzi nie
miał prawa wejść na ten teren. Z dużą trudnością zdusiłam w sobie odruch
pokazania jednemu z nich środkowego palca.
Musiałabym być ślepa by nie zauważyć, że
moje pojawienie się na planie zdjęciowym wywołało spory szok. Najwyraźniej
pomimo kontraktu, który pod groźbą sporej kary pieniężnej zobowiązywał mnie do
uczestnictwa w trzymiesięcznych nagraniach do nowego sezonu „Zwariowanych
lokatorów” mało kto wierzył w to, że się tam rzeczywiście zjawię. Tym bardziej
skoro nie odbierałam żadnych telefonów ani nie przyjmowałam wizyt. (Skrzynki mailowej
również nie sprawdzałam). Oraz tym co pisano o mnie w gazetach: o tej całej
depresji, nałogu alkoholowym oraz próbie samobójczej. I gdzie w tym wszystkim
miejsce na ciąże, pomyślałam głupio. Ci tępi dziennikarze sądzili, że matką
mojego wyimaginowanego dziecka będzie ćpunka i alkoholiczka? Gdybym naprawdę
była w ciąży szybciej wzięłabym się w garść a nie użalała nad sobą przez prawie
kwartał.
Kierowałam się prosto do kwatery
reżysera, po drodze wymieniając zdawkowe pozdrowienia z członkami ekipy. Tak
jak sądziłam żadna z tych osób nie podeszła do mnie próbując nawiązać
bezpośredniej rozmowy: nie mieli pojęcia jak się mają zachować: pocieszać mnie
a może udawać że nic się nie stało? Sytuację pogarszał fakt, że facet który
mnie zostawił był jednym z członków obsady serialu. Nikt więc wolał nie mieszać
się do naszego prywatnego sporu uważnie obserwując jak potoczy się akcja. Mieli
swoje kino, pomyślałam z sarkazmem. Powinni płacić mi za to chociaż dychę
dziennie.
Jednego tylko nie przewidziałam, że
powstaną opóźnienia natury technicznej. Z tego powodu już po dwóch kwadransach spędzonych
wśród dawnej ekipy byłam wykończona. Z ulgą podeszłam do reżysera zagajając
rozmowę. Była jednak prowadzona raczej na siłę, ale mimo to obecność kogokolwiek
przyniosła mi otuchę. Bo wciąż czułam na sobie liczne spojrzenia oraz słyszałam
szepty. Nic sobie jednak z tego nie robiłam (a przynajmniej się starałam). Moja
twarz była poważna, choć przyoblekłam na nią półuśmiech. Na pełen nie było mnie
stać. I tak to wszystko było grą. Grą w którą graliśmy razem z Bartkiem.
Co do niego to zjawił się na terenie
nagrania kilka minut po mnie. Na mój widok zbladł, zatrzymał się a uśmiech
zamarł mu na ustach. W końcu głęboko odetchnął. Potem zaczął kierować się w
moją stronę. Od razu zrozumiałam, że chce pokazać wszystkim że między nami jest
już wszystko w porządku, że nie ma miejsca na domysły. Wiedziałam, że to dobry
ruch: w końcu wszystkie zachowania Bartosza takie były, ale z chwilą gdy się do
mnie zbliżał wstąpił we mnie bunt. Odwróciłam się w drugą stronę odnajdując w
tłumie twarz Moniki świadomie ignorując jego wyciągniętą gałązkę oliwną. Bo nie
zasługiwał na moje wybaczenie. Nie po tym jak przez prawie miesiąc sypiał z
moją siostrą zanim się ze mną rozstał .Tak postępuje tylko najgorszy dupek i
tchórz.
- Wow, Agata. Co to miało być?
- Jak widzisz: nie mam zamiaru godzić
się z tym zdrajcą na oczach wszystkich.- Odpowiedziałam Monice.- Kiedy w końcu
ruszamy z tym kręceniem?- Niecierpliwiłam się. Miałam ochotę spojrzeć na
Kaliszewskiego, ale z trudem się od tego powstrzymałam. Za całą wiadomość
musiały mi wystarczyć szepty ludzi dookoła. Ależ musiał mieć się z pyszna!
- W zasadzie już byśmy mogli. Czekamy
tylko na jeszcze jednego lokatora zwariowanej piątki.
- Pewnie Fabisiaka co?- Spytałam
retorycznie.
- Właśnie.- Odparła mi.- Wiesz, że
popełniłaś błąd?
- Hm?
- No olewając Bartka. Teraz zmusiłaś
ekipę by opowiedziała się po którejś ze stron.
- Wcale nie. Spytałam reżysera o
scenariusz bo go nie mam. Gdy udzielił mi zadowalającej odpowiedzi, odeszłam.
- Akurat.- Parsknęła.
- Okej.- Przyznałam, bo nie było sensu
udawać.- Po prostu dałam mu do zrozumienia, że jest dupkiem.
- Oni tak na to nie patrzą.
- Dobra nie truj. Masz papierosa? Z tego
wszystkiego zapomniałam wziąć.
- Jasne. Zaraz ci dam.- Monia zaczęła
szperać w torbie, a w tym samym czasie jakiś młody facet krzyknął przez
megafon, że wszyscy z ekipy mają wejść do wielkiej sali w środku budynku
rozpoczynając oficjalnie kolejny sezon serialu.- Zapalisz potem, chodźmy.
- Nie, potrzebuję tego teraz. Jestem
zdenerwowana.
- Raczej chcesz pokazać wszystkim że te
bajki o ciąży są fałszywe.
- A nawet jeśli to co?
- Nic. To nic nie da: uwierz mi.
Podsłuchałam rozmowę wizażystek: obstawiały który to tydzień.
- To pieprzone dzi…
-…nie kończ. Dobra, ja spadam. Przyjdź
za chwilę.
- Okej.- Monika podpaliła mi czubek
papierosa a ja z błogim uczuciem wzięłam do ust pierwszy wdech. Wiedziałam, że
powinnam rzucić ten nałóg, ale jakoś nie było okazji. A przynajmniej teraz
papieros świetnie koił mi nerwy. Spojrzałam w kierunku ludzi spieszących się do
budynku myśląc z pogardą o poczęstunku. To zabawne, że dorośli ludzie uważający
się za gwiazdy i pracujący przy nich mogą zachowywać się jak bydło byleby tylko
pożreć kawałek kremowego ciasta albo napchać usta kawiorem.
- No bez jaj. Agatka? Miło cię widzieć.-
To ironiczne przywitanie należało do Pawła Fabisiaka, czyli piątego lokatora na
którego czekała cała ekipa. W sitcomie grał Adama: przystojnego Casanovę
nieustannie się zakochującego i szukającego miłości której niestety do tej pory
nie znalazł.- Sądziłem, że się nie zjawisz.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie.-
Odparowałam.- Minęło już prawie czterdzieści pięć minut, cała ekipa czeka na
ciebie w środku.- Dodałam. On po wysłuchani tego wzruszył ramionami dając
niewerbalny znak, że nic sobie z tego
nie robi. Ale w końcu tak było zawsze. Współczułam Renacie Rebus (choć
jednocześnie jej nie cierpiałam), która grała kolejną „zwariowaną lokatorkę”
Tatianę, bo udając na ekranie egocentryczną bogaczkę mającą dość ingerencji
rodziców dość często musiała partnerować Pawłowi. A on niestety nic sobie nie
robił z godzin na planie. Dla niego ósma oznaczała dziewiątą a dziewiąta
dziesiątą. Często nawet spóźniał się jeszcze bardziej zawsze mając jakieś
głupie wymówki. Denerwował całą ekipę począwszy od reżysera aż po scenarzystki
i producenta, ale mimo to nikt nie usunął go z obsady odkąd dołączył do niej w
poprzednich dwóch sezonach (jak mówiłam wcześniej zmianie ulegli scenarzystki,
które uważały że dołożenia do obsady młodego przystojniaka zwiększy
oglądalność) wiedząc, że nie może tego zrobić. I tak Pawełek robił sobie co
chciał. Mógłby choć trochę tłumaczyć go fakt, że był wielką gwiazdą, ale wcale
tak nie było. Do tej pory grał jakieś epizodyczne rólki w serialach typu
Oficerowie albo Czas honoru. Zagrał też chyba w jakimś filmie sensacyjnym,
który o ile wiem nie przyjął się najlepiej. Tak naprawdę to „Zwariowani
lokatorzy” byli jego dużą szansą. Nie mogłam więc zrozumieć jak mógł tak po
prostu ją przepuścić głupią ignorancją. Badał jak mocno może się posunąć czy
co?
- Wiem, ale zaspałem. Budzik mi
nawalił.- Już chciał odejść, ale po kilku krokach się zatrzymał.- Ty nie
idziesz?
- Zaraz. Muszę dopalić papierosa. Nie
czekaj na mnie.- Dodałam tylko po to by go zirytować.
- Nawet nie mam zamiaru.- Odparł mi z
uśmiechem idąc w kierunku budynku nagrań. W zasadzie to mimo moich chamskich
odzywek nic do niego nie miałam. Jak mówiłam rzadko miałam okazję z nim grać,
więc nie irytował mnie swoją niekompetencją (w końcu aktor powinien być
obowiązkowy a nie przychodzić na plan o której mu się podoba), a poza tym miał
lekko ironiczny sposób bycia. No i nie obrażał się za moje niezbyt miłe teksty
którymi go czasami raczyłam. Na przykład tak jak teraz. Renata czy Janek
Parulski (grający innego lokatora: przygłupiego oszusta- naiwniaka Stefana)
byli „wielkimi gwiazdami” i obrażali się za byle co. Nawet jak skrytykowałam
ich grę lub zasugerowałam poprawę by scena wydała się bardziej realistyczna.
Oni po prostu puszyli się jak pawie i nabierali wody w usta. Muszę jednak
przyznać, że mieli za sobą jakiś staż aktorski, więc mogli uważać się za ósmy
cud świata. Tyle, że przy mnie i tak wymiękali.
Biorąc ostatni wdech papierosa głęboko
odetchnęłam wyrzucając niedopałek na ziemię przygniatając go stopą. Potem
poszłam na miejsce spotkania. Paweł odwrócił się w moją stronę- nie wiem czy
odruchowo czy domyślał się iż za nim pójdę- i się uśmiechnął. Poczekał na mnie
kilka sekund i weszliśmy do paszczy lwa razem.
Cztery godziny później: po przemowie
producenta, scenarzystów, producenta i innych ważnym postaci w realizacji
serialu „Zwariowani lokatorzy” zostaliśmy zaznajomieni z planami granych
postaci oraz ogólnej koncepcji. Słuchałam tego jednym uchem, a wypuszczałam
drugim. Chciałam tylko dostać wreszcie scenariusz w swoje ręce (reżyser w
trakcie naszej krótkiej rozmowy obiecał mi dać go po oficjalnym rozpoczęciu) i
go przeczytać. Oczywiście gdy zwróciłam się do niego z tą prośbą nie był
zadowolony. Podkreślił, że scenariusz został mi wysłany już dwa tygodnie temu i
to moja wina że się z nim nie zapoznałam. Zdenerwowany dodał, że z powodu
swojej ignorancji nie będę miała możliwości na zaproponowanie poprawek, bo jest
już za późno. W końcu niechętnie pozwolił mi na trzy dni w których mogę to
zrobić, ale on niczego mi nie obiecuje. Uparcie wytrzymałam te łajanie
sugerując, że ma rację choć sądziłam inaczej aż w końcu skończył. Tuż przy
drzwiach spytał mnie jednak:
- Liszewska, wszystko w porządku? Wiem, że jesteś profesjonalną
aktorką, ale czytam gazety choć się nimi nie sugeruję, ale w twoim wypadku jest
trochę inaczej. Dasz radę grać?
- A mam jakieś wyjście?
- W zasadzie to nie. Mam tylko nadzieję,
że razem z Kalinowskim zachowacie się odpowiednio i jak przystało na
profesjonalistów oddzielicie prywatne sprawy od zawodowych. Nie tak jak dziś.
- Jasne. Może pan się tego spodziewać.-
Skłamałam. Bo przecież nie byłam w stanie tego zrobić. Nienawidziłam Bartka tak
mocno jak kiedyś kochałam. Zwłaszcza za to, że na jego widok moje serce gwałtowniej
zabiło a w gardle pojawił się skurcz. Nadal nie był mi obojętny i to mnie
złościło. Pragnęłam wybić go sobie z głowy, a nie o nim myśleć zastanawiając
się czy właśnie w tej chwili pieprzy moją siostrę tak jak kiedyś pieprzył mnie.
Chociaż swoją drogą…czy to nie trochę perwersyjne? Tak z obiema siostrami?
Zdrada z przyjaciółką lub koleżanką była niedozwolona, a coś takiego? Po prostu
wyłamywało się wobec wszystkich standardów moralności.
By wybić sobie głupie myśli z głowy po
powrocie do mieszkania (mniej męczącego niż rankiem, bo paparazzi było
dosłownie kilku) wyjęłam z lodówki całe opakowanie litrowych lodów. Uwielbiałam
nowy smak Koralu. Mogłam wszamać pół pojemnika na raz. Tylko przez moment mój
dawny irytujący głosik kazał mi przestać: w końcu jutro miałam udać się na
przymiarki i wstępne zdjęcia. Zignorowałam go całkowicie świadomie próbując
usprawiedliwić się przed samą sobą. Przeżyłam w końcu bardzo ciężki dzień,
prawda? Miałam prawo do nagrody.
Po posiłku (czy lody można nazwać
posiłkiem?) przespałam się godzinę a potem z trudem zmusiłam do otwarcia
scenariusza. Pierwszych kilka scen z moim udziałem zamierzano kręcić już w ten
czwartek a więc za cztery dni. Miałam więc sporo czasu na naukę.
Niechętnie otworzyłam pierwszą stronę: z
trudem powstrzymałam odruch by skupić się na scenach odgrywanych przez Laurę.
Wiedziałam, że powinnam przeczytać cały scenariusz pierwszego odcinka nowej
serii żeby w pełni wyczuć emocje granej przeze mnie bohaterki. Bez kontekstu
moje emocje byłyby całkowicie nieadekwatne do sytuacji: wiedziałam to jako
aktorka. Czemu więc teraz nie miałam na to najmniejszej ochoty? Czyżby ten
dupek Bartek nie tylko pozbawił mnie serca, ale i również miłości do aktorstwa?
Westchnęłam. Dobra, nie ma co się zmuszać: i tak wiele z tego nie zapamiętam.
Zacznę wszystko od jutra. Z tą myślą zafundowałam sobie kąpiel w dużej ilości
soli. W swojej wielkiej wannie pomyślałam o syfie panującym w moim mieszkaniu.
Od prawie trzech miesięcy, czyli czasu gdy zwolniłam sprzątaczki dom nie był regularnie
sprzątany. Moi ochroniarze wyrzucali pozostawiane przeze mnie śmieci, ale
raczej nie zajmowali się ścieraniem kurzów. Na dodatek moje kwiaty…co prawda
nigdy ich nie lubiłam, ale dbałam i podlewałam ze względu na fakt iż dostałam
je od mojej matki. Matki, która nie zadzwoniła do mnie musząc wiedzieć jak
podle się czuje dając wyraz temu, że staje po stronie Dagmary…
Cholera, i znów moje myśli wracały do
zdrady Bartosza. Nawet w pieprzonej wannie nie dał mi się zrelaksować.
Zirytowana wyszłam więc z wody wycierając swoje ciało grubym ręcznikiem. Potem
włączyłam swojego laptopa. Byłam ciekawa co prasa napisze o dzisiejszym dniu
zdjęciowym, ale na szczęście nie znalazłam żadnych wiadomości które mnie
dotyczyły. To trochę mnie uspokoiło. Umyłam zęby i choć było dość wcześniej
poszłam spać.
Nazajutrz obudziłam się znacznie
bardziej wypoczęta i w lepszym humorze, który szybko zepsuło umówione spotkanie
z nową menadżerką (zaproponowała mi ją Monika) która okazała się być jeszcze
gorsza od Sroczki oraz telefon od ojczyma, który nawet nie wykazał odrobiny
współczucia wobec sytuacji w której się znalazłam. Zarzucał mi zaprzepaszczenie
swojej kariery (Przez dwa miesiące przebywał za granicą w Grecji robiąc
reportaże z wieloma ważnymi ludźmi. Była to jego nowa propozycja pracy, jako
cykl wywiadów, od stacji z której z chęcią z niej skorzystał. Nawet pomimo
konieczności licznych podróży. Z tego powodu dopiero niedawno dowiedział się o
tym co zaszło miedzy mną a Dagmarą) i podsyłał coraz to inne propozycje
menadżerek. Krytykował zwolnienie służby i kazał przeprowadzić się do niego i
mamy czego kategorycznie odmówiłam. Najgorzej zirytowało mnie jednak to, iż
umówił na pojutrze spotkanie z dziennikarzami razem z całą naszą rodziną oraz
Bartkiem. Wówczas nie wytrzymałam i w paru niewybrednych słowach kazałam mu się
odpieprzyć. W złości trochę przesadziłam, a wściekły ojczym kazał radzić sobie
sam. Tak więc zniechęciłam do siebie kolejnego człowieka i to takiego któremu
wiele zawdzięczałam. Super. Z tego wszystkiego nawet nie ruszyłam scenariusza
resztę dnia po raz kolejny leniuchując. Nie byłam wstanie zmusić się do
czegokolwiek sądząc, że to najgorszy dzień od wielu dni. Gdybym wiedziała wtedy
jak bardzo się mylę…
Po pierwsze dlatego, że przymiarka ubrań
okazała się totalną klapą. Szwaczki znały już moje wymiary z poprzedniego
sezonu serialu, ale z powodu zajadania śmieciowego jedzenia i zaprzestania
treningów przybyło mi parę ładnych kilo. Plusem okazało się to, że Luiza
zazwyczaj chodziła w dresowych bluzach co pomagało maskować moje nadmierne
kilogramy, ale obcisłe topy już nie.
- Nie przejmuj się, poprawimy to.-
Pocieszała mnie wizażystka.- Trochę poszerzymy i będzie okej. Najwyżej sceny w
których będą wymagały pokazania brzucha się zmieni albo dogra potem.
- Jasne.- Odparłam zaciskając zęby.
Byłam wkurzona na siebie i na swoje obżarstwo tak, że gdy tylko wróciłam do
posiadłości (naturalnie jak zwykle otoczona wianuszkiem dziennikarzy i
fotoreporterów) dokończyłam wczorajsze lody zatapiając w nich smutki. W duchu
usprawiedliwiałam się tak jak zwykle zresztą w ciągu ostatnich dni.
Po drugie pod drzwi mojego domu przyszła
Dagmara. Nie chciałam jej wpuścić, dlatego już nazajutrz na Pudelku pojawiło
się zdjęcie mojej siostry pukającej do drzwi frontowych z nagłówkiem:
„Liszewska pocałowała klamkę”. Nie powiem trochę mnie to rozbawiło, a
jednocześnie zasmuciło. Żałowałam, że tak potraktowałam siostrę. Nazajutrz po
tym wydarzeniu nagrała mi się nawet na pocztę.
„
Aguś, wiem że jesteś zła i masz na to prawo, ale musisz mnie wysłuchać. Czasami
nie wszystko wygląda tak jak myślimy albo chcemy myśleć. Ale zawsze miałaś z
tym problem, prawda? Dla ciebie coś było albo białe, albo czarne: nigdy nie
uznawałaś kompromisów. Jednak w naszej sytuacji…jeśli nie dla nas i dla siebie
samej to zrób to dla własnego wizerunku i kariery. Ta nagonka prasy na nas musi
się wreszcie skończyć. Zapewne ty też masz jej dość…”
Nie wysłuchałam nagrania do końca
zorientowawszy się, że Dagmara udając że kieruje się tylko moim dobrem tak
naprawdę chciała chronić siebie.
Nagonka prasy na nas musi się wreszcie
skończyć, powiedziała. Nie na ciebie: na nas. A więc tylko dlatego chciała
uzyskać moje przebaczenie. Bo jej wizerunek jako słodkiej modeleczki bez cienia
skandalu zniknął jak bańka mydlana.
Aguś…
Tylko ona tak się do mnie zwracała.
Przez pewien okres nie cierpiałam swojego imienia, więc wraz z Dagmarą
wymyśliłyśmy dla mnie tę ksywkę. Uważała, że dzięki temu inni będą sądzili że
mam na imię Agnieszka. Miałyśmy wtedy po dwanaście i dziesięć lat, ale mimo to
przezwisko pozostało. I fakt, że się o mnie troszczyła. A co robiła ponad piętnaście
lat później? Zdradziła mnie z mężczyzną którego kochałam, z których w swoich
myślach planowałam ślub, dzieci, białą suknie…a teraz wszystko trafił szlak.
Ale mimo to nie zasłużyła na to, że
nawet nie pofatygowałam się aby ją przyjąć. Robiła to po raz kolejny w ciągu
trzech miesięcy a ja konsekwentnie postępowałam tak samo. Czułam się z tym
coraz bardziej dziecinnie. Zrozumiałam, że Monika miała rację: że swoim głupim
odludkowym zachowaniem daję do zrozumienia innym, że czyn Bartosza mnie
załamał. A nie dając do wiadomości prasy żadnego oświadczenia czy odmawianie
komentarzy na temat całej tej sytuacji stwarza tylko jeszcze większe plotki i
spekulacje. Ta myśl była przykra, ale to ja to wszystko nakręcałam.
Trzecim powodem koszmarności kolejnych
dni były nadchodzące dni spędzone na planie zdjęciowym. Dom lokatorów został
już wynajęty na czas kręcenia i znajdował się dobre sto kilometrów za miastem.
Konieczna była więc trzymiesięczna przeprowadzka w tamte strony jeśli nie
chciałam zrywać się o piątej rano by dojechać na ósmą. Albo i czwartej znając
poranne korki. Na szczęście na czas pracy producent zazwyczaj wynajmował hotel
dla całej ekipy a przynajmniej tych którzy chcieli z niego skorzystać. Dzięki
temu nie musieliśmy się martwić o przypadkowe spotkania z fanami czy
dziennikarzami. Ale z drugiej strony perspektywa spędzenia z Bartoszem kilku
najbliższych tygodni mieszkając w jednym miejscu napawała mnie niepokojem.
Czwarty powód koszmarności właściwie
wiązał się z trzecim. Bo pierwsze dni spędzone na planie były dla mnie istną
udręką. Wiedziałam, że mój nastrój jest gorszy od tego który miałam zazwyczaj
podczas kręcenia, ale czy te fryzjerki musiały tak mocno ciągnąć moje włosy
próbując je rozczesać? Albo te szwaczki cały czas podkreślały to, że jakiś
ciuch jest za ciasny przez co stałam się obiektem żartów (w mniemaniu ekipy)
niewinnych które tylko podsycały moją złość. Jednak prawdziwym źródłem był sam
Bartek.
Po klapie z pierwszego dnia nawet nie
próbował się do mnie zbliżyć i przeprosić, co szczerze mnie zabolało. Na
dodatek za każdym razem gdy się oddalał i rozmawiał przez telefon wiedziałam,
że dzwoni do Dagmary lub ona do niego. A widząc wówczas jego uśmiech (zazwyczaj
odbierał telefony na zewnątrz) przez okno moje wnętrzności aż skręcały się ze
złości. Zastanawiałam się jak tak szybko mógł się we mnie odkochać? Przecież
tego nie można zrobić z dnia na dzień. Czyżby więc tak naprawdę mnie nie
kochał?
- Stajesz się prawdziwą zołzą, wiesz? Do
tej pory wszyscy nie znosili Renaty, ale ty bijesz ją na głowę.- Oznajmiła mi
podczas jednej z przerw Monika poprawiając makijaż do następnej sceny.
- I co z tego? Mam to gdzieś.
- Agata, takie gadki są w stylu
nastolatek a nie ciebie. Zachowujesz się jak gówniara. Miałaś nie pokazywać że
ten fiut cię zranił, a ty co robisz?
- Przecież tego nie robię.
- Doprawdy? Gapisz się na niego przez
cały czas nie spuszczając z oczy, wściekasz na każdego kto choćby niewinnie
napomknie o tym w twojej obecności a członków ekipy traktujesz jak podludzi.
- Bo są niekompetentni.
- Są dokładnie tacy sami jak w
poprzednich sezonach i wcześniej jakoś
nie miałaś do nich zastrzeżeń. Robisz sobie tylko wrogów.
- Masz na myśli tę fryzjerkę? Dobra,
przeproszę ją.
- To nie wystarczy. A to co powiedziałaś
ostatnio tej biednej szwaczce? Popłakała się gdy tak na nią naskoczyłaś. A
mówiła tylko prawdę. Przytyłaś.
- Wiem.- Syknęłam przez zęby.- Ale nie
musi tego wciąż powtarzać. Wciąż powtarza, że żarłam za dużo lodów zajadając
smutki.
- A nie przyszło ci do głowy, że ona
chciała po prostu pokazać innym, że to nie z powodu ciąży?
- Akurat.- Prychnęłam.- Oni wszyscy mnie
nienawidzą. Śmieją się za moimi plecami. Tylko tobie mogę ufać.
- Nie dramatyzuj.- Monia po raz ostatni
pociągnęła pędzlem nakładając mi róż na policzki.- No, a teraz zmykaj. I tym
razem zagraj to porządnie.
- Okej szefowo.- Zażartowałam rzucając
okiem na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut i postanowiłam je wykorzystać.
Zerknąwszy ukradkiem na reżysera który kłócił się o coś ze swoją asystentką
poszłam za budynek na papierosa. Wczoraj wyhaczyłam pod dużym rozłożystym dębem
świetną miejscówkę w której można było nawet wygodnie wypocząć w cieniu liści i
siedząc na jednej z opadających gałęzi. Liczyłam na chwilę spokoju, ale
niestety byłam naiwna sądząc, że tylko ja byłam tak mądra by na to wpaść.
Zauważyłam Pawła Fabisiaka i już miałam powiedzieć coś w stylu: od kiedy ty
palisz gdy zorientowałam się, że nie jest sam. Obok niego stała jakaś lalunia a
on wyraźnie się do niej kleił. Potem się pocałowali. Już miałam się wycofać,
ale w chwili gdy dziewczyna odsunęła się od niego najwyraźniej łapiąc oddech
zauważyła mnie. Wytrzeszczyła swoje wymalowane oczy, pospiesznie poprawiła
sobie fryzurę i odeszła. Miałam zrobić to samo, ale stwierdziłam, że Paweł
zaraz zrobi to co jego nowa dziewczyna.
- Jej, musiałaś mi przerwać?- Spytał
żartobliwie z udawanym wyrzutem.
- Chciałam tylko zapalić. Poza tym nie
wiedziałam, że zaczaiłeś się tutaj na nowy podbój. Kto to w ogóle był?
- Charakteryzatorka Renaty.
- Jezu, ona cię za to zabije.
- Lubię dreszczyk emocji.- Zapaliłam
papierosa z przyjemnością się nim zaciągając.
- Chyba raczej kobiety.
- To też.- Zaśmiał się.- Nie miałaś
skończyć z paleniem? Czytałem gdzieś w gazecie, że próbujesz rzucić.
- Nie sądziłam, że umiesz czytać.-
Odpyskowałam przypominając sobie co piszą o mnie teraz. Czy on chciał do tego
nawiązać?
- Mam wiele zalet.- Wzruszył ramionami.
- Zapewne. Ale lepiej trzymaj się od
lasek z daleka: wiesz że Gregorczyk nie lubi romansowania na planie.
- Mówisz z własnego doświadczenia?- Pił
do Barka: wiedziałam. I tak jak przeczuwałam próbował mnie zaatakować tak samo
jak inni. Złość sprawiła, że przed oczami zrobiło mi się czerwono.- No już, nie
jeż się tak.- Jego uśmiech rozzłościł mnie jeszcze bardziej.
- Bawi cię to?- Spytałam zimno.
- Nie to, że cię wyrolował. Raczej, że
dwie siostry kłócą się o niego. Przecież to taki sztywniak.
- Dla płytkiego facecika który wciąż
musi udowadniać swoją męskość sypiając z tłumem lasek hm... rzeczywiście Bartosz
musi wydawać się sztywny.- Zaironizowałam.
- No nie, serio go bronisz? Po tym jak
cię zdradził? Prawdziwy szacun: każda kobieta powinna mieć takie podejście jak
ty.
- To moja prywatna sprawa.- Ucięłam.- I
nie będę na ten temat rozmawiać. A szczególnie z tobą.
- A powinnaś. Może by ci trochę ulżyło i
przestałabyś tak pluć jadem.
- Dzięki za troskę, ale mam własnych
przyjaciół którzy w odróżnieniu od niektórych nie sprzedają niczego prasie.- Z
chwilą gdy wypowiadałam te słowa wiedziałam, że to był cios poniżej pasa ale
musiałam to zrobić. Bo jeszcze dwa lata temu Paweł spotykał się z asystentką
znanego reżysera, która podczas ich romansu powiedziała mu o facecie parę
ciekawych faktów. Po jakimś czasie wypłynęły one do prasy powodując nagonkę na
reżysera który na jakiś czas wyjechał z kraju. Oczywiście po rozwodzie, bo jaka
kobieta wybaczyłaby mężowi widząc jego nagie zdjęcia z jakąś młodszą o niej o ponad
dwadzieścia lat laską? Wówczas Fabisiak zarzekał się, że to wściekła Rakocka
(właśnie ta asystentka) upubliczniła te informacje zła za rozstanie, ale prasa
i tak nie pozostawiła na nim suchej nitki. Na dodatek rozeszły się pogłoski o
tym jakoby zajął się „pocieszaniem” zbolałej rozwódki po reżyserze która na
dodatek choć wciąż atrakcyjna, miała około pięćdziesiąt lat. Cios był tym
boleśniejszy, że to on był brany pod uwagę jak główny kandydat do filmu o
młodym księdzu i jego posłudze. Dzięki temu Paweł miałby szansę zaistnieć na
szerszym ekranie a nie tylko jako Adam ze „Zwariowanych lokatorów”. Jednak po
takim skandalu cały pomysł się rozpłynął, a angaż dostał zupełnie nieznany
nikomu aktor. Nikt nie uwierzył facetowi znanemu z licznych romansach, pomniejszych
prowokacjach czy skandalach.
Dlatego nie powinnam być wredną suczą
przypominając mu o tym wszystkim. Ale koleś wkurzył mnie zbyt mocno. No bo czy
wysyłając tysiące sygnałów o tym, że nie chcę z nikim rozmawiać o Bartku i
całej tej sytuacji z moją siostrą Fabisiak musiał mnie o nią pytać? I to tylko
dlatego że chciał napawać się moim cierpieniem? Bo na pewno nie chciał pomóc.
- Jak chcesz.- Odparł mi wzruszając
ramionami w geście pozornej beztroski choć po jego poważnej minie było widać,
że mój cios nie chybił celu. Biorąc do ust papierosa patrzyłam jak się oddala
dopóki nie zszedł mi z oczu. Zaczęłam się zastanawiać czy nie zrobiłam sobie
kolejnego wroga.
Bardzo mi sie podoba to opowiadanie, zupełnie w innym tonie niż twoje poprzednie, ale... no własnie, takie namacalne, realne, zyciowe.
OdpowiedzUsuńBo, kto z nas nie przezył zdrady, ktp z nas nie zachowywał się w podobnym stylu do Agaty?
Pozdrawiam
Ania
Tak, masz rację: to opowiadanie będzie zupełnie inne niż moje poprzednie. Przede wszystkim juz nie o takim "zwyczajnym, banalnym" życiu, ale świecie aktorów-który prawdę mówiąc znam tylko z filmów, ale mam nadzieję ze nie popełnię zbyt wielu pomyłek i błędów merytorycznych. Poza tym raczej nie będzie tu mowy o pierwszym zauroczeniu czy miłości na całe życie, wiec pod tym względem będzie bardziej życiowe.
UsuńJa tez pozdrawiam :-)