Wracając autobusem do domu myślałam o tym co się dzisiaj
wydarzyło. Słowa
Władysława
Kamińskiego
„przyszedł do mnie niemal chwaląc się znajomością z prostą dziewczyną ze wsi
znikąd.”, wciąż powracały do mnie raz po raz. Do tej pory w ogóle nie rozważałam
opcji, że Tomek przed wypadkiem nie traktował mnie poważnie lub jak łatwą
zdobycz. Nawet przychodząc do szpitala i odkrywając kim naprawdę jest: że jest
bogaty i wpływowy, że nie powiedział o mnie żadnemu członkowi swojej rodziny wierzyłam
w to, że mnie kochał. Że z lepszych lub bardziej egoistycznych pobudek chciał
udawać kogoś innego. Zwykłego robotnika pracującego przy przeprowadzkach,
mieszkającego w zwyczajnym mieszkaniu, w wolnym czasie malującego pejzaże.
Myślałam, że może w przeszłości boleśnie się sparzył; że być może jakaś kobieta
skrzywdziła go tam mocno udając szczere uczucie, że spotykając mnie postanowił
grać by upewnić się, że kocham go dla niego samego. Teraz powoli przestawałam w to wierzyć.
Na dodatek to co powiedziała mi Ilona… Czy rzeczywiście jej małżeństwo z
Tomkiem było przesądzone? Nie wątpiłam, że w takich kręgach jak Kamińscy
aranżowane małżeństwa dla interesów nie są niczym szczególnych. Choć z drugiej
strony jakie aranżowane? Przecież Ilona była piękną, młodą i wykształconą
kobietą. Co z tego, że płytką, pustą i zawistną? Umiała przecież skutecznie
udawać.
Starałam
się nie poddawać niepomyślnym myślom, ale nie byłam w stanie. Nawet mając w
pamięci ostatnie słowa które skierował do mnie Tomasz przed utratą pamięci mi nie pomogły.
Kocham cię,
powiedział mi zanim wyjechał po siostrę.
Kocham cię.
Och,
czemu zdarzył się wtedy ten wypadek? Dlaczego Maja Drągowicz nie mogła wybrać
sobie innego tygodnia, dnia, godziny? Teraz jest szczęśliwa na wakacjach z
mężem a ja muszę cierpieć. Albo czemu nie mogła zadzwonić do drugiego brata?
Wtedy to nie Tomek straciłby pamięć tylko...Co ja plotę, opamiętałam się. Jeśli
coś takiego spotkałoby Krzyśka przed samymi narodzinami bliźniąt...Jak taka
myśl w ogóle mogła pojawić się w mojej głowie? Chyba naprawdę nie było ze mną
najlepiej. Pełna wyrzutów sumienia wieczorem udałam się do kościoła. Choć w
zbawienny wpływ modlitwy już jakiś czas temu zaczynałam powątpiewać to jednak
robiłam to nadal. Wciąż co tydzień prosiłam Boga o jakąś zmianę, o mały cud, o
siłę. O to by wreszcie w moim życiu zagościł spokój, by duch natchnął mnie
właściwym wyborem. I chyba tak się stało, bo w ciągu następnego tygodnia podjęłam decyzję. Bijąc się z
myślami podczas bezsennych nocy postanowiłam wyjawić Tomaszowi prawdę. I tak
powinnam to zrobić na samym początku. Może wtedy wszystko przebiegłoby inaczej.
A tak? Nieświadomie zniechęciłam go do siebie gdy odkrył, że coś przed nim
zatajam i skierował swój afekt ku Ilonie aby zrobić mi na złość. A może był to
ukryty komunikat abym dała mu spokój? Tak czy inaczej musiałam spotkać się z nim osobiście by w końcu wszystko
wyprostować. Nawet jeśli gdzieś tam w podświadomości kołatały mi się słowa
Władysława Kamińskiego, które sugerowały że dla Tomka byłam nikim. Konfrontacja
rozstrzygnie czy się rozstaniemy czy spróbujemy uratować coś co kiedyś nas
łączyło.
Świeciło
mocne słońce jak jeszcze nigdy tego lata, więc ubrałam się w zwiewną białą
sukienkę do kolan. Taki strój nie nadawał mi powagi, ale przynajmniej czułam
się wygodnie. Bo dostałam go od taty i jakkolwiek głupio to zabrzmi
utożsamiałam z jego siłą. A ta była mi teraz potrzebna.
Naciskając
domofon przestawiłam się szybko i brama się otworzyła. Potem podeszłam wąską
ścieżką do drzwi frontowych. Otworzyła mi znajoma już pokojówka.
– O, to
pani.- Wyraźnie mnie poznała.
- Tak,
dzień dobry.- Odparłam.- Jest Tomek?- Pytanie było właściwie grzecznościowe,
choć wcześniej nie uprzedziłam go o swojej wizycie do tej pory w każdy weekend
był w domu. Dlatego zaskoczyła mnie odpowiedź dziewczyny.
– Nie,
nie ma go. To znaczy jest, ale nie w domu.- Poprawiła się.- Spaceruje w
ogrodzie. Jest u niego ta cała Ilona.- Po grymasie z jakim wymówiła imię
Olkowskiej poznałam, że niezbyt ją lubi. Podzielałam tę opinię, więc od razu
polubiłam młodą kobietę.
– Dziękuję.
Masz na myśli ogród na tyłach domu, tak?
– Aha.
Zaprowadzić panią?
– Nie,
powinnam trafić. I mam na imię Ania. Mów mi po imieniu.
–
Dobrze. Ja jestem Zosia.
– Miło
mi cię poznać.- Odrzekłam jej.
– Wzajemnie.
A, i uważaj na pana Władysława. Jest w garażu: czasami dla rozrywki lubi majsterkować. To znaczy możesz go spotkać a on
nie lubi...- Zaplątała się najwyraźniej zdając sobie sprawę ze swojej gafy.
Wszyscy traktowali go jak potwora albo złego ducha. Powoli zaczynałam współczuć
mężczyźnie, który z taką miłością wyrażał się o swojej rodzinie podczas naszej ostatniej
(i pierwszej) rozmowy na korytarzu.
– Dobrze.
Dzięki za ostrzeżenie.- Dodałam udając się we wskazane miejsce. Przez całą
drogę zbierałam się w sobie zastanawiając się jakie słowa będą właściwe, jak
mam zdradzić coś tak ważnego nie narażając się na gniew. Z każdym krokiem
miałam coraz większą pustkę w głowie. Zatopiona w swoich myślach dotarłam do
ogrodu. Okazało się, że Tomek rzeczywiście tam był. Tyle, że z Iloną.
I
całował ją.
Jak
zahipnotyzowana patrzyłam na to niezdolna oderwać oczu. Paradoksalnie, bo im dłużej
to robiłam to tym bardziej pusta się czułam.
O dziwo
czułam tylko to. Nie żaden smutek, żal czy cierpienie. Tylko całkowitą
obojętność i otępienie. Bo co innego mi pozostało? Tylko ta owa rezygnacja.
W końcu,
gdy jakimś cudem udało mi się oderwać wzrok od rozgrywającej się przede
mną
sceny odwróciłam się. Gdy jakoś doszłam do siebie siedziałam już na niewielkiej
ławeczce na tylnej werandzie budynku ze spuszczoną głową. Zastanawiałam się czy
wrócić do własnego domu bez żadnego słowa? A może powinnam brutalnie przerwać
małe tete a tete Tomka i uderzyć go w twarz? Zwymyślać robiąc scenę zazdrości
tak by mnie popamiętał...Parsknęłam niewesołym śmiechem. Niby po co? Przecież
to, że przerwę mu w tym momencie nie znaczy, że on nie zrobi to potem. Albo czy nie robił tego
już wcześniej. Bo najwyraźniej lubił pocałunki Ilony. Tylko co ja miałam z tym
wszystko zrobić?
– Czy
coś się stało?- Szybko się opanowałam podnosząc głowę do pozycji pionowej. Co
robił tu Władysław Kamiński? Przecież Zośka ostrzegała mnie, że jest w garażu
znajdującym się na tyłach domu.
– Nie, w
porządku. Po prostu zrobiło mi się słabo. To chyba od tego upału.- Zaczęłam się
wachlować dłońmi by jakoś uwiarygodnić swoje kłamstwo.
– Szukasz
Tomka? Jest w ogrodzie.- oznajmił mi.
– Wiem.-
Odparłam ze spuszczoną głową. Szybko ją podniosłam biorąc się w garść.
– A więc
widziałaś...- Urwał podchodząc do mnie. Niech pan tego nie robi, błagałam go w
myślach. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Nie w tej chwili- Przykro
mi.
– Przecież
to pan ostrzegał mnie przed Tomkiem.- Skrzywił się wyraźnie.
– Wiem
co mówiłem, ale mimo wszystko wierzyłem, że mój syn jednak dorósł do
odpowiedzialności i nie zabawia się ze mną w głupie gierki. Nie chciałem by to
okazało się prawdą. Głównie ze względu na ciebie. Gdybym o tym wiedział
udawałbym, że cię nie akceptuje po to by jak zwykle zrobił mi na złość i
związał się z tobą- Przymknęłam ponownie oczy czując przypływ słabości. Tak
jakby Tomek nic do mnie nie czuł, ale postępował dokładnie przeciwnie niż chce
tego od niego ojciec. Ale pewnie tak było.- Co chcesz teraz zrobić, Anno?
– Nie
mam pojęcia.- Wyrzuciłam z siebie trochę histerycznym tonem.
– Tomek
jest nierozważny rezygnując z kogoś takiego jak ty dla Ilony. Z tym, że jestem pewny iż przekona się
o tym gdy będzie już za późno.
– Ale ja
nie mogę z niego zrezygnować.- Łatwo było mówić, że jeśli nam się nie uda to
się rozstaniemy. Tyle, że tak naprawdę wcale tego nie chciałam; choć liczyłam
się z możliwością rozstania to jednak miałam nadzieję, że nam się uda. – Nie
mogę.- Wyszeptałam nadal czując jak z policzka spływa mi łza. Poczułam wtedy
pomarszczoną dłoń pana Władysława na swojej. Spojrzałam mu w oczy widząc współczucie
i coś jeszcze. Coś, czego nie umiałam bliżej zinterpretować.
– Dla
własnego dobra powinnaś.- Zaczęłam kręcić głową jak w jakimś amoku starając się
powstrzymać napływające do oczu łzy.
– Nie,
wszyscy... pan, pan nie wie wszystkiego. Ja...ja po prostu nie mogę.
Przyszłam
tu dzisiaj po to by... to znaczy... Ja i Tomek... my...- Nie byłam w stanie
dokończyć, wyrazić słowami tego co chce bo mój własny język zapomniał nagle jak
się artykułuje dźwięki. Na moment emocje były ode mnie silniejsze. Całe te
odrętwienie na widok pocałunku Tomka z inną minęło odblokowując tkwiący we mnie
ból. Tak silny, że nie mogłam tego znieść. Ze złością starłam łzy wierzchem
dłoni.
– Wiem
co wydarzyło się w dniu wypadku, Anno.- Znowu zaskoczył mnie tak, że potrafiłam
tylko tępo się w niego wpatrywać.
– Co ma
pan na myśli?- Spytałam by się upewnić. Kąciki jego ust wygięły się w uśmiechu.
–To, co
zrobiliście z Tomkiem w dniu wypadku.
– Wiedział
pan o tym od początku?- Skinął głową.
–Tak i
zastanawiałem się czemu milczysz. Dlatego postanowiłem też to zrobić.
Wiedziałem,
że miałaś w tym jakiś ukryty cel. Postanowiłem, że dam ci szansę załatwić to po
swojemu.- Nie wierzyłam w to co słyszę. A więc on wiedział. Tomek powiadomił go
o tym. Ale najwyraźniej nikogo innego nie. Co to znaczyło? Czyżby chciał się
pochwalić przed ojcem tym co zrobił chcąc go zdenerwować? Ale przecież nie mógł
posunąć się aż do tego stopnia. Nie mogłam w to uwierzyć. Nienawiść
nienawiścią, ale robiąc coś takiego? Tomek nie mógł być aż tak zepsuty.
Przecież w ten sposób niszczył również i swoje życie.- Dlaczego tego nie
zrobiłaś?
– Miałam
nadzieję, że szybko wróci mu pamięć.- Zaczęłam wyjaśniać.- A potem, z tygodnia
na tydzień nie mogłam się na to zdobyć. No i teraz... ta historia z Iloną.
– Rozumiem.
Wiesz, że możesz liczyć na moją pomoc, prawda?
– W jaki
sposób?
– Ja
mogę...to znaczy jestem w stanie to naprawić.
– Pan
wybaczy, ale nadal nie rozumiem.
– Będziesz
mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.- Czy on miał na myśli...? Na
szczęście albo na nieszczęście nie zdążyłam się upewnić czy miał na myśli to o
czym ja myślałam, bo z ogrodu w końcu wyłonił się Tomasz i Ilona. Wydawało się,
że nawet nas nie zauważają- Przyjdź do mnie kiedy tylko chcesz. Pamiętaj, że
jestem do twojej dyspozycji o każdej porze dnia. To jest moja prywatna komórka.-
Niemal wepchnął mi do ręki niewielką karteczkę wizytową, którą szybko schowałam
do kieszeni. W tym czasie pan Władysław zdążył się oddalić.
– O przyszłaś. Myślałem, że nie wpadniesz, bo nie
zadzwoniłaś.- Tomek na mój widok nawet się uśmiechnął nachylając twarz do
pocałunku w policzek. Ja odruchowo zrobiłam to samo (to znaczy uśmiechnęłam się
do niego) zastanawiając się czy na mojej twarzy widać, że jeszcze kilka chwil
temu płakałam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest większym hipokrytą niż
myślałam. Przecież jeszcze kilka minut temu całował się z inną! A teraz przede
mną gra wzorowego chłopaka? Boże, wydawał mi się być kimś obcym. Mimo to
pozwoliłam mu dotknąć wargami swojego policzka. Czułam jakby jego dotyk mnie
sparzył. Nie z powodu pożądania czy przyjemności, ale faktu że niedawno tymi samymi ustami
obdarowywał inną.- Czego chciał mój ojciec?- Uwolnić mnie od ciebie,
pomyślałam.
– Spytałam
go gdzie mogę cię znaleźć. I tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać.-
Skłamałam, ale o dziwo tym razem nawet nie poczułam się z tego powodu źle. I
paradoksalnie zrobiło mi się jeszcze gorzej. Bo przecież to, że
Tomasz był notorycznym kłamcą nie upoważniało mnie to robienia tego samego.
– Więc z
góry cię za to przepraszam.- Roześmiał się, a Ilona do niego dołączyła. Potem
cmoknęła go w policzek. Jakby jeszcze jej było mało wpychania mu języka do ust
w ogrodzie.
– Będę
już szła. Wpadnę wieczorem. Cześć.- Pożegnała się z nim. Mnie oczywiście nie raczyła zauważyć. Chociaż
nie... ten tryumfalny uśmieszek nie był chyba przeznaczony dla Tomka. Czyżby wiedziała,
że dostrzegłam ich pocałunek i czuła się górą? A może widziała mnie w
ogrodzie?
– Czemu
jesteś dla niej taka niemiła?- Usłyszałam gdy zostaliśmy z Kamińskim sami. I aż mnie zatkało.
– Ja?-
Nie wiedziałam czy bardziej razi mnie jego ślepota czy hipokryzja.- To raczej
ona traktuje mnie jak powietrze.
– Bo
nawet się z nią nie przywitałaś.
– O, a
więc to mój obowiązek? No tak, to ja muszę najpierw złożyć pokłon wielkiej
pani. W końcu jest przecież bogata i wpływowa.
– O co
ci chodzi?- Spytał z irytacją. Po jakiejś dłuższej chwili dodał zupełnie innym
tonem:- Jesteś o nią zazdrosna?- To był już szczyt. Po tym co zobaczyłam,
usłyszałam, jak mnie potraktował... Jak on w ogóle śmiał?! Zerwałam się z ławki
jednym płynnym ruchem. A ja naprawdę chciałam dzisiaj wyznać mu całą prawdę?
Powiedzieć, że go kocham i chcę spróbować jeśli on choć trochę mi w tym pomoże?
Boże, jaka byłam głupia.- Hej gdzie ty idziesz?
– Do
cukierni. Przypomniałam sobie o czymś ważnym.
– Przecież
dopiero co przyszłaś.- Dogonił mnie. Ja jednak nadal nie przerywałam swojego
żwawego marszu. Do tej pory miał gdzieś czy przychodzę czy nie, a teraz nagle
za mną idzie próbując mnie powstrzymać?! Śmiechu warte.- Skoro jesteś zazdrosna
trzeba temu jakoś zaradzić.- Tomek złapał mnie za rękę i objął.
– Puszczaj
mnie!- Syknęłam. Chyba jeszcze bardziej go tym rozbawiłam, bo zaśmiał się
jeszcze głośniej.
– Oho,
moja świętoszka jest zazdrosna. Wreszcie doczekałem się jakieś reakcji.- Nie
mogąc się uwolnić z jego ramion ani odezwać (bo niechybnie obluzgałabym go
wszystkimi najgorszymi epitetami jakie znałam) parsknęłam tylko.- Uroczo.
Wreszcie wzbudziłem w tobie jakieś emocje.- W końcu udało mi się wyrwać słysząc
przy tym jego śmiech. Czułam jakby wwiercał mi się w głowę, jakby Tomek
doskonale znał mój ból i szydził z niego. Fala złości i upokorzenie osiągnęła
apogeum. Uderzyłam go w twarz. Z satysfakcją zauważyłam jak jego uśmiech
gaśnie.
– Na
twoim miejscu bym uważał. Bo zapomnę o tym, że jesteś kobietą i ci oddam.
Chociaż zaraz, czy w dwudziestym wieku nie walczyłyście o równouprawnienie?
– Ty
kłamco! I to mnie masz czelność nazywać kłamczuchą? Jak śmiesz tak mnie poniżać
zadając się z tą, z tą Iloną!
– O co
ci znowu chodzi co?
– No
tak, najlepiej udawać, że nic się nie stało co?!- Warknęłam odwracając się do
niego plecami i zmierzając w kierunku bramy wyjściowej.
– Do
cholery strój!- Krzyknął za mną. Szybko mnie dogonił.- Powiedziałem stój.-
Dodał łapiąc mnie za ramię.
– A ja
powiedziałam abyś mnie puścił.- Spełnił polecenie odsuwając się na bezpieczną
odległość.
– Okej,
już w porządku. Możesz mi wyjaśnić czemu jesteś tak zła i co miał znaczyć
tamten policzek?
– Domyśl
się.
– Jakoś
nic nie przychodzi mi do głowy.
– Nie
szkodzi. Do podstępnej manipulantki dodaj do moich cech jeszcze wariatkę.
– Ania,
naprawdę nie rozumiem o co...
– A ja
naprawdę chcę już iść. Cześć.
–Dlaczego
przyszłaś?- Poczułam jak moje wargi mimo woli unoszą się w kpiącym uśmiechu. No
właśnie dlaczego? Na co liczyłam?
– Miałam
ci coś do powiedzenia.
– I co?
Rozmyśliłaś się?
– Można
to tak ująć.
– Naprawdę
nie potrafię cię zrozumieć. Próbuję, ale...
– Więc
przestań.- Odparłam przerywając mu. Potem po prostu odeszłam. I choć nie
poszedł za mną i tak czułam się zwycięską stroną. Bo po raz pierwszy zrobiłam
to z własnej woli a nie dlatego że to Tomek tego chciał.
Och, jak
bardzo żałowałam swojej decyzji. Jak naiwna i ślepa byłam na wszystko. Jak
bardzo chciałam by moje marzenia stały się prawdą. Tyle, że nie byłam wróżką a
nigdzie w pobliżu nie widziałam czarodziejskiej różdżki.
Wracając
do „Słodkiego świata” postanowiłam sobie, że skupię się tylko na nim. Tomek
wolał Ilonkę? Droga wolna. Ja nie zamierzałam siłą go zatrzymywać.
Przez
kilka następnych dni praktycznie nie opuszczałam budynku cukierni. Zaciekle
studiowałam zawiłości rachunków prognozując przyszły plan na najbliższy rok.
Szacowałam bieżącą sprzedaż, próbowałam optymalizować koszty maksymalizując
zysk. Dzięki temu mając zajęte myśli nie myślałam o Tomku.
Tyle, że
pod koniec tygodnia do cukierni weszła Maja Drągowicz. Jej widok bardzo mnie
zaskoczył. Akurat to ja byłam przy kasie, więc od razu ją spostrzegłam. Ona
mnie też, ale przez jakiś czas rozglądała się ciekawie po wnętrzu.
Zastanawiałam się czy szuka pajęczyny na suficie, ale ugryzłam się w język w
ostatniej chwili darując sobie tę uszczypliwą uwagę. Nie musiałam pogłębiać
jeszcze naszej wzajemnej niechęci.
– Cześć.
Przyjechałam z Agnieszką. Chce byś gdzieś z nią pojechała.- Odrobinę
zaskoczona, bo jakby nie było nie zachowała się niegrzecznie, (choć ton jej
głosu nie był zbyt zachęcający) odparłam jednak:
– Przykro
mi. Teraz nie mogę. Przeproś ją ode mnie.
– Nie
możesz powiedzieć swojej pracownicy by zajęła się sprzedażą?
– Teraz
wyładowuje towar. Nie mogę zostawić jej ze wszystkim samej.
– Aga
mówiła, że to pilne.
– Moja
praca też taka jest.- Majka zagryzła wargę rzucając mi niechętne spojrzenie.
Nic sobie z tego nie zrobiłam.
– Masz
prawo jazdy?
– Słucham?
– Pytałam
czy umiesz prowadzić.
– Tak.
– Świetnie,
a więc zawieziesz Agnieszkę pod wskazany adres. Ja w tym czasie zostanę tutaj.
– Co?
– Sprowadź
tu tę twoją pomocnicę i niech powie mi co mam robić. Wyładować trochę cukru
chyba umiem.
– Ty
chcesz...?
– Tak.-
Westchnęła jakby musiała potwierdzać coś oczywistego.- Zostanę tu aż do twojego
powrotu lub końca zadania. Jeśli powiesz mi co i jak to ci pomogę. Zgadzasz
się?
– Dobrze.-
Odpowiedziałam z wahaniem po dłuższej chwili.- Poczekaj tu chwilę. Zaraz zawołam Paulinę.-
Pobiegłam na zaplecze informując Paulę o wszystkim. Była podekscytowana, choć
potem trochę się przeraziła. Przypomniałam sobie, że jeszcze jakiś czas temu
obracała się w tych samych kręgach co Maja Drągowicz. Może teraz było jej
wstyd, że jest zmuszona pracować?
– Okej,
wyjaśnię jej wszystko. Ale heca.- Roześmiała się.
– Tak.-
Zgodziłam się.- Aha, i jeśli ci się uda przygotuj spody do szarlotki. Chciałabym
jeszcze przygotować świeże porcje na jutro.
– Klasyczne
kruche ciasto, tak?
–Aha.
Weź kartkę to podyktuję ci składniki...
–Nie
trzeba, znajdę coś w tej twojej książce. To wszystko?
– Tak. I
pilnuj by ta paniusia nie narobiła niczego złego, okej?- Paula prychnęła śmiechem.
– Jasne.
– Aha, i
do tego ciasta dodaj nie żółtka, a całe jajka i...
– Spokojnie,
poradzę sobie.- Zapewniła mnie ze śmiechem Paula.
Wyszłam
z cukierni pełna złych obaw co do pracy Majki. Dlatego byłam odrobinkę zła na
Agnieszkę. Może życie bogaczy było spontaniczne i mogli pozwolić sobie na takie
wypady, ale ja nie. Nie mogłam od tak zamknąć sobie cukierni i pozbawić dobrych
kilku setek zysku oraz zmarnować towar.
– O
Ania, już myślałam, że nie przyjdziesz. Gdzie Maja?
– Nie
mogłam zostawić cukierni samej, więc zaofiarowała się mi pomóc.
– Super.-
Ucieszyła się.- Świetnie się składa.
– Co to
za pilna sprawa?- Spytałam.
– Wsiadaj.
Musimy gdzieś jechać.
– Gdzie?
– Zobaczysz.-
Gdy usiadła za kierownicą zaprotestowałam.- No co?
– Maja
powiedziała, że to ja mam prowadzić.
– Niby
czemu?- Wzruszyła ramionami.- Przecież jestem w ciąży, a to nie choroba. Nikt
nie zabroni mi prowadzić. Siadaj z boku.
– Na
pewno dasz radę?
– Tak.
Obiecuję, że dojedziesz w całości.
– Długo
nam się zejdzie?
– Nie
wiem. Kilka godzin. Czemu pytasz?
– Nie
przepadam za niespodziankami. Powiesz mi co jest grane?
–
Zobaczysz.
–
Agnieszka...
– Zaufaj
mi. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, tak?
–
No...tak.- Niechętnie wsiadłam do luksusowego samochodu w duchu zastanawiając
się jak niby zamierzałam go prowadzić, skoro nigdy nie jechałam nawet autem z
automatyczną skrzynią biegów a co dopiero prowadziłam. Szybko jednak przestałam o tym myśleć gdy zorientowałam się
dokąd zmierzamy.- Zatrzymaj się.
– Nie
mogę tego zrobić na środku ulicy.
– Aga,
ja mówię poważnie. Nie chcę się z nim widzieć.
–
Dlaczego? O co znów się pokłóciliście? Tomek mówił, że go uderzyłaś i odeszłaś
bez słowa. Czemu to zrobiłaś?
– Bo
jestem niezrównoważona. Zatrzymaj się na światłach. Wysiądę i wrócę sama.
– Ania,
nie zachowuj się jak dziecko. Unikanie całej tej sytuacji niczego nie zmieni, a
już na pewno nie poprawi.
– Wiem,
ale nie mam zamiar go widzieć.
– Nadal
jesteś zła?
– Tak.
– Jego
przewinienie jest poważne?
– Tak.
– Nie
powiesz mi pewnie o co chodzi?
– Raczej
nie.- Kamińska westchnęła.
– No
cóż, i tak dowiedziałam się aż tyle. Dobre i to. Ale pamiętaj co ci kiedyś
powiedziałam: jestem niesamowitą swatką.
– Być
może. Ale w przypadku moim i Tomka przydała by się raczej złota różdżka.
Kilkanaście
minut później byłyśmy na miejscu pod rezydencją Kamińskich. Przed oczami
stanęła mi scena pocałunku Tomasza i Ilony. Już miałam się wycofać gdy
Agnieszka chwyciła mnie za rękę. Niemal siłą której nie podejrzewałabym u
ciężarnej kobiety zawlokła do wnętrza domu a potem pokoju Tomka. W innych okolicznościach nie pozwoliłabym na to, ale jednak to była kobieta w stanie błogosławionym. Nie mogłam jej tak po prostu popchnąć. A może to była tylko wymówka? Może chciałam go zobaczyć?
– Co ona
tu robi?- Spytał na wstępie gdy niemal wpadłam do tam jak burza. I już wiedziałam, że niedługo pożałuję swojego przyjścia tutaj.
– O,
wiedziałam że się ucieszysz z wizyty swojej dziewczyny.- Odpowiedziała mu
Agnieszka.
– Wcale
się nie cieszę.- Warknął.- Ty ją tu przyprowadziłaś?
– Tak,
chciała cię odwiedzić więc....
– Wcale
nie chciałam.- Wtrąciłam się.- Nie wiedziałam, że mamy to przyjechać. Sądziłam,
że to ty Agnieszka masz do mnie jakąś sprawę.
– Bo
mam. Do ciebie i Tomka. Czy wyście powariowali?- Spytała z emfazą.- Przecież w
końcu będziecie musieli się pogodzić.
– To nie
ja ją spoliczkowałem.- Odparł bratowej butnie Tomasz.
– Och na
Boga: „to nie ja ją spoliczkowałem”- Sparodiowała go Aga.- Tylko tyle masz na
swoją obronę? A nie zapytasz dlaczego?
– Wiesz
co? Coraz bardziej mnie wkurzasz. Mam dwadzieścia sześć...to znaczy trzydzieści
jeden lat i doskonale umiem sobie radzić w spawach damsko- męskich. Nie musi mi
pomagać bratowa.
– Najwyraźniej
tak. Mam już dość tego jak postępujecie wobec siebie.
– Ale to
tylko nasza własna sprawa.
– Ja też
mam coś do powiedzenia. Może nie pamiętasz ostatniego okresu, ale wiesz mi że
cię przejrzałam i doskonale znam. Nie będziesz przede mną grał niedostępnego
macho.
– Wcale
nie gram. I nie jestem żadnym macho. Po prostu nie lubię gdy ktoś wtrąca się do
mojego życia i...
– Przepraszam,
nie chciałabym wam przerywać, ale idę do łazienki.- Wtrąciłam się wymyślając
najbanalniejszą wymówkę byleby tylko wyjść z pokoju Tomka. Chciałam wrócić do
domu, ale teraz uprzytomniłam sobie, że nie wzięłam swojego portfela, więc nie
miałam ani biletu komunikacji miejskiej ani środków by go ewentualnie kupić. A
droga ponad dziesięciu kilometrów na piechotę mi się nie uśmiechała…Po kiego
grzyba dałam się wciągnąć Agnieszce w tą kabałę? Przecież mogłam przewidzieć,
że po raz kolejny będzie usiłowała namawiać Tomka do powrotu do mnie.
Niemal
zgrzytałam zębami gdy zamknęłam za sobą drzwi od jego pokoju wolno idąc
korytarzem w lewo. Zastanawiałam się co tam może być... Zaraz jednak zawróciłam.
Nie miałam ochoty natknąć się na żadną ze sprzątaczek a tym bardziej na
Władysława Kamińskiego. Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. „Mogę uwolnić cię od Tomka”,
powiedział. I doskonale zdawał sobie sprawę z łączących nas relacji.
Potrząsnęłam
głową starając się pozbyć tych myśli z głowy. Ostatnio coraz częściej to
rozważałam, choć nadal miałam nadzieję, że wszystko wróci do normalności cokolwiek miałaby ona oznaczać.
Odczekałam jeszcze dwie minuty zanim chwyciłam za klamkę. Ale tylko lekko
uchyliłam drzwi, bo usłyszałam głos Agnieszki:
– Czemu
się zachowujesz tak wobec Ani? Przecież ona cię kocha.
– Jakoś
tego nie widać.- Tomasz prychnął zakładając sobie dłonie za głowę. Na wszelki
wypadek odsunęłam się jeszcze dalej za ścianę. Wystarczył mi fakt, iż dobrze go
słyszę. Nie musiałam widzieć grymasu na jego twarzy.
– Dziwisz
się, że jest taka chłodna gdy pod jej nosem flirtujesz z Iloną?
– Więc
niech zachowuje się jak moja dziewczyna do cholery. Trzyma się mnie jak rzep
psiego ogona, a nawet nie pozwala się dotknąć czy pocałować argumentując się
moją utratą pamięci.
– Bo ma
rację.
– To
przecież ja ją straciłem a nie ona!
– I to
cię usprawiedliwia? Takiej dziewczyny ze świecą szukać. Jak wróci masz ja
przeprosić.
– Ja? To
raczej ona niech się bardziej postara.
– Naprawdę
znów stałeś się bezczelnym arogantem.
– Ty za
to całkowicie się zmieniłaś. Gdzie się podziała ta zapłoniona panienka ze łzami
w oczach uciekająca przed moim ojcem z przyjęcia?
– Nabrała
pewności siebie. Ale nie rozmawiamy teraz o mnie, tylko o tobie. Jeśli jeszcze
raz ją zranisz całując się z inną to nie ręczę za siebie.
– Sory
Aga, ale w twoim stanie i z twoim brzuchem jakoś nie wzbudzasz strachu.
– Jezu,
ale z ciebie dzieciak.- Niemal słyszałam jak Agnieszka bierze kilka głębszych
oddechów.- Więc co zamierzasz zrobić?
– Nie
wiem.
– Tomek,
to nie jest zabawa. Nie baw się ta dziewczyną. Ona na to nie zasługuje.
– Okej,
więc zerwę z nią. Pasuje ci to?
– Nie!
– No co?
Nie o to ci chodzi? Przestaniesz mi wreszcie suszyć głowę? Przecież
zdążyłaś
mnie chyba trochę poznać i wiesz jaki jestem. Według jej opinii znamy się tylko pięć miesięcy z czego prawie dwóch nie pamiętam. Teraz jej nie znam i
nie czuję jakiejś wielkiej miłości. Owszem jest śliczna, ale to wszystko. Bo
bez przerwy mnie irytuje gdy tylko otwiera usta.
– Z
jakiegoś powodu dałeś jej pierścionek swojej matki.
– Może
zrobiłem to przypadkiem? Nie wiem. A nawet jeśli ją kochałem to gdy odzyskam
pamięć wrócę do niej i ją przeproszę.
– I
sądzisz, że to wystarczy? Że tak po prostu wybaczy ci dwa miesiące podłego
traktowania? Naprawdę jesteś gruboskórny.
– A co
jeszcze mam niby zrobić?!
– Nie
krzycz!
– Więc
daj mi już spokój. Ty wcale jej nie znasz. Rozmawiałaś z nią kilka razy i już
wydaje ci się idealna. Bo co? Bo jest biedna tak jak ty byłaś? Sory: to nie
jest żaden przytyk, ale sądzę że ty po prostu widzisz w niej siebie sprzed kilku
lat. Ale uwierz mi, że ona nie jest tobą. To sekutnica i dewotka w jednej
osobie. Wiesz, co ona mi wmawia, co opowiada? Mówiła mi na przykład, że
chodziłem z nią do kościoła, rozumiesz? Ja i kościół! Przecież nie byłem tam od
bierzmowania.
– Byłeś
na ślubie Mai i Filipa.
– Och,
być może.- westchnął ze zniecierpliwieniem- Ale rozumiesz o co mi chodzi?
– Więc
sądzisz, że ona kłamie?
– Nie,
nie sądzę. Po prostu myślę, że chciałem ją po prostu zbajerować ładnymi
tekstami a ona dała się nabrać sądząc, że to jakaś wielka miłość.
– To
okrutne co mówisz.
– Być
może, ale tylko takie przychodzi mi wytłumaczenie tego wszystkiego. Bądźmy
szczerzy: w normalnych okolicznościach gdybym spotkał ją na ulicy to nawet bym
się za nią nie obejrzał. Jest ładna, ale
mnie interesuje trochę inny typ kobiet: bardziej doświadczone i umiejące
flirtować a nie rumieniące się przy każdej najmniejszej próbie. Przecież ona
zachowuje się jak jakaś dziewica, a ma dwadzieścia kilka lat i z pewnością nią
nie jest.
– Jeśli
ty się nią zająłeś to na pewno.- Głos Agnieszki ociekał ironią i naganą, którą
zdołałam wyczuć nawet nie widząc wyrazu jej twarzy. Ucieszyłam się, że mimo
wszystko mnie broni choć słowa Tomasza raniły jak ostrze noża. Ostrożnie odwróciłam
się nie będąc w stanie słyszeć niczego więcej.
Delikatnie,
tak by nikt mnie nie usłyszał starałam się zrobić kilka kroków w stronę
korytarza by oddalić się od salonu. W tej chwili nie chciałam widzieć Tomka.
Nie po tym co właśnie usłyszałam. Tyle, że najwyraźniej popełniłam błąd, bo
zdradziłam się jakimś nierozważnym ruchem. Rozmowa została przerwana;
usłyszałam nawet kroki. Miałam ochotę zapłakać z przerażenia i strachu gdy
drzwi pokoju się otworzyły i pojawiły się w nich dwie postacie.
Agnieszka pierwsze doszła do siebie zwracając się do mnie
jakby rozmowa, którą toczyła z Tomkiem była najnormalniejsza na świecie i wcale
nie dotyczyła mnie, ale pogody.
– Ania,
to ty? Nie wiedziałam, że już wróciłaś.- Jej słowa były zupełnie neutralne, ale
na jej twarzy malował się ból i współczucie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że
wszystko słyszałam. Ale ja wcale nie potrzebowałam jej litości. Nie
potrzebowałam jej od nikogo.
– Tak
wróciłam jakiś czas temu. Nie chciałam tylko przerywać waszej pasjonującej rozmowy.-
Spojrzałam na Tomka, który nawet nie wydawał mi się być w jakimkolwiek stopniu
speszony. Złość zalała mnie potężną falą tłumiąc cierpienie. A więc nawet do
tego nie był zdolny. Gdzieś miał nie tylko mnie, ale i moje uczucia. I bardzo
dobrze, pomyślałam. Bo od teraz ja postanowiłam mieć gdzieś jego.
– Chyba,
chyba powinniście porozmawiać. Tomek, powiedz coś.- Agnieszka nadal próbowała
ratować sytuację.
–Nie,
chyba wszystko już zostało powiedziane, prawda?- Sama zdziwiłam się
jak
pewnie brzmiał mój głos. Byłam z siebie tak bardzo dumna gdy wychodząc
frontowymi drzwiami rezydencji Kamińskich zostawiłam za sobą osłupiałego Tomka po raz pierwszy mówiąc dokładnie to co potrzeba.
Nawet jeśli tuż za drzwiami maska z mojej twarzy opadła całkowicie zostawiając
na niej bruzdy cierpienia i bólu. Walcząc ze łzami obiecałam sobie, że mogę
płakać tylko po przekroczeniu bramy domu Kamińskich, nie wcześniej. Dlatego
odliczałam każdy krok przybliżający mnie do tego celu. Jednocześnie starałam
się przy tym nie biec jakbym uciekała z podkulonym ogonem. Nawet jeśli tak
było.
Nigdy, jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. Ja za nim latałam?
Przygnębiające, ale prawdziwe. Tyle, że robiłam to z miłości. Miłości do kogoś,
kto miał mnie gdzieś. Patrząc na siebie jego oczami rzeczywiście wydałam się
sobie żałosna. Bo niby skąd miał wiedzieć, że jesteśmy czymś więcej niż
dziewczyną i chłopakiem spotykającymi się od pięciu miesięcy? Nie, nie myśl o
tym, głupia. Nakazałam sobie czując podejrzaną wilgoć w oczach. Myśl o czymś
przyjemnym. O swojej cukierni, o rodzicach, o zmarłej siostrze Anicie...
– Zaczekaj!-
Boże nie, pomyślałam. Tylko nie on.- Anka, zatrzymaj się.- A już tylko co
najwyżej pięć kroków dzieliło mnie od przekroczenia posesji. Wzięłam jednak
głęboki wdech i na chwilę przymknęłam oczy. Potem pozorując na opanowaną
odwróciłam się w stronę Tomka.
– O co
chodzi?- Spytałam surowo patrząc mu w oczy. Jego oddech był przyspieszony jakby
biegł.
– Chciałem cię przeprosić za to co o tobie
mówiłem w salonie. Nie powinienem
był.-
Raczej ja nie powinnam tego usłyszeć, pomyślałam.- To nie jest prawda to co
mówiłem i...
– Daj
już spokój z tą hipokryzją.- Przerwałam mu bezceremonialnie.- Przecież wiem, że
to Agnieszka kazała ci za mną wybiec czyż nie?- Nie miał nawet na tyle przyzwoitości
by wyglądać na skruszonego. Wręcz przeciwnie, wzruszył beztrosko ramionami.
– Może
trochę. Wracaj do domu. Powinniśmy porozmawiać.
– Nie
mogę uwierzyć, że masz aż tyle tupetu.
– Daj
już spokój z tym graniem urażonej.- Znienacka chwycił mnie za rękę.
– Jeśli
jeszcze raz mnie dotkniesz to nie zawaham się cię ponownie uderzyć.- Powiedziałam
z taką złością, że sam mnie puścił. Uniósł brwi do góry jakby miał do czynienia
z osobą niespełna rozumu, która mogła być niebezpieczna więc trzeba postępować
z nią niezwykle rozważnie. Być może naprawdę przypomniał sobie jak
potraktowałam go ostatnim razem gdy nie chciał posłuchać mojego polecenia. A ja
naprawdę poczułam wielką ochotę by się na niego rzucić.
– A więc
dobrze, już cię nigdy nie dotknę. Ale musisz ze mną wrócić. Inaczej Agnieszka
nie da mi spokoju.- A więc nawet teraz nie czuł się w obowiązku jakiejkolwiek
rozmowy czy wyjaśnienia. Wrócił tu tylko z powodu Agnieszki. Dla niego mogłam
sobie iść w siną dal i jeszcze by mi pomachał na drogę. Sama nie wiem czemu
czułam się aż tak bardzo zaskoczona. Przecież jeszcze kilka minut temu otwarcie
przyznał, że jestem dla niego jak rzep a teraz dziwi mnie to, że demonstruje to
swoim zachowaniem?- Dlaczego tak się na mnie patrzysz?- Spytał już innym tonem,
jakby był odrobinę zakłopotany tym co robiłam (bo zdałam sobie sprawę, że od
jakiegoś czasu patrzę na niego bez słowa). Potrząsnęłam szybko głową usiłując
sprawiać wrażenie tak jakbym się zapatrzyła choć prawda była zupełnie inna. Bo
zastanawiałam się jak mogłam się zakochać w człowieku, który stał naprzeciw
mnie. W człowieku, którego jedynymi zaletami była ładna powierzchowność. W
człowieku pustym, bez jakichkolwiek zasad czy reguł. Wiecznego Piotrusia Pana
będącego na łasce
ojca. Jak mogłam być aż taka ślepa? Najpierw Dawid, a teraz on? Miałam jakiś
radar przyciągający niewłaściwych facetów czy co?
– Muszę
iść na autobus, bo jest za kilka minut. Bez obaw, nie będę cię już nachodzić a
raczej dręczyć.- Poprawiłam się z krzywym uśmieszkiem przypominając sobie jego
wcześniejsze słowa. Doskonale wiedziałam, że ten dystans będę musiała pokonać
piechotą albo ryzykować jazdę na gapę czego nie zrobię. Wolałam jednak to niż
prosić jego albo Agnieszkę o podwiezienie.- Powodzenia i mam nadzieję, że
jednak odzyskasz pamięć.- Dodałam odwracając się do niego plecami. Jednak już
po kilku metrach postawionych na ulicy on zabiegł mi drogę. Wyraźnie poważnie
potraktował mój rozkaz o tym aby mnie nie dotykać.
– Musimy
porozmawiać.
– Nie
sądzę. Możesz grzecznie odmaszerować mówiąc swojej bratowej, że spełniłeś swoją
misję i mnie przeprosiłeś.
– Nie
odejdę jeśli nie porozmawiamy.- Powtórzył z uporem.
– Doprawdy?
A o czym? O tym, że jestem jak rzep na psim ogonie? A może o tym jaka ze mnie
sekutnica?
– Do
diabła nie chciałem...
– Nie
wzywaj diabła!
– Do
cholery skończ z tą świętoszkowatością, bo mnie irytujesz!
– Więc
po kiego tu jeszcze stoisz? Wracaj do swojej rezydencji i nie marnuj dłużej
czasu irytującą dewotkę.
– Powiedziałem
to w gniewie!
– Co ty
nie powiesz?- Spytałam go ironicznie.
– Przepraszam,
okej?
– Tak,
już wszystko w porządku.- Powiedziałam ze zjadliwą ironią.
– Widzisz,
znowu tak się zachowujesz.
– Jak?
Ironicznie? Sarkastycznie? No tak, zapomniałam że tylko ty możesz pomiatać
ludźmi i patrzeć na nich z góry.
– Nie
robię tego. To znaczy może i robię, ale nie specjalnie.- Westchnął głęboko
jakby próbował się uspokoić.- Ania, ja straciłem pamięć. Wydaje mi się jakby
ostatnie lata nie istniały i coraz trudnej jest mi żyć ze świadomością, że
nigdy ich nie odzyskam. Wiesz jak się czuję? Jakby ktoś mi je ukradł. W jednej
chwili mam dwadzieścia sześć lat, a w następnej budzę się jako prawie trzydziestodwuletni mężczyzna. Obcy ludzie wiedzą o mnie więcej
niż ja sam. Według ciebie to nie jest wystarczający powód do irytacji?
– Świetnie
usprawiedliwienie, prawda? Do możliwości wyżywania się na mnie i na całym świecie
za to co cię spotkało choć nikt nie jest winny. Tylko wiesz co? Czy
kiedykolwiek zapytałeś jak ja się w tym wszystkim czuję? O to jak prosperuje
cukiernia, jak idzie mi sprzedaż, co lubię robić? Starałeś się chociaż
przypomnieć sobie cokolwiek w związku ze mną, z nami? Nie, bo lepiej użalać się
nad sobą jak tragiczny romantyczny bohater.
– Odwracasz
kota ogonem, bo wcale tego nie robię. A nawet jeśli robię to co z tego? Jak ty
czułabyś się na moim miejscu? Wszyscy myślą, że to takie proste bo i cóż wielkiego
jest w tym co mnie spotkało? Stracił pamięć wielka mi rzecz, prawda?
– Nie o
to chodzi.
– Nie?
Więc o co?- Udał, że się zastanawia.- Ach tak, wspomniałaś coś o tobie.
No bo
przecież w ogóle się tobą nie interesowałem. Ale to, że starałem się w tym
czasie odzyskać swoją przeszłość nie ma znaczenia. Bo tylko to się liczy, co?
Że biedna Anna Parulska musi znosić fakt, iż jej chłopak jej nie pamięta.
Pewnie oznacza to, że jej nie kochał bo przecież gdyby było inaczej nigdy by
jej nie zapomniał.- Przerwał na chwilę uderzając mnie swoją niekonsekwencją. Bo
przecież w podsłuchanej przeze mnie rozmowie z Agnieszką twierdził, że
najpewniej spotykał się ze mną tylko po to by mnie uwieść- Nieważne, że znali się dopiero trzy czy tam
cztery miesiące, to że ten chłopak nie pamięta również żadnego szczegóły sprzed
pięciu lat. No bo przecież to drobiazg. Najważniejsze jest, że on nie pamięta
jej. Bo przecież nawet jeśli tak już jest to w mig powinien zakochać się w niej
raz jeszcze. Tylko co ją obchodzi co on czuje? Że jest zdezorientowany,
załamany a może nawet zdesperowany? Że na samą myśl o tym, że wspomnienia z
ostatnich pięciu lat mogą nigdy już nie wrócić doznaje ataku paniki?- Po raz
pierwszy aż tak się przede mną otworzył. Znikły gdzieś ironiczne błyski w oczach,
tak jak i kpiarski uśmiech na ustach. Zobaczyłam na jego twarzy ból i to na
chwilę zbiło mnie z tropu sprawiając że zapomniałam o słowach które jeszcze
kilka minut temu wypowiedział do Agnieszki. Ale tylko na moment.
– Wiem
co przeżywasz. A przynajmniej staram się to zrozumieć, bo tylko osoba
która
doświadczyła amnezji na własnej skórze jest w stanie to zrobić.- Poprawiłam
się.- Tylko spójrz na to wszystko z mojej perspektywy. Spróbuj wyobrazić sobie
jak ja czuję się ze świadomością, że mnie nie pamiętasz, że znaczę dla ciebie
nie więcej niż obca dziewczyna mijana w markecie. Wiesz jak się czuję
nieustannie narzucając ci swoje towarzystwo widząc, że tego nie znosisz? Tym
bardziej gdy mi to w okrutny sposób przypominasz dając odczuć że jestem tu zbędna?
– To nie
tak.
– A
jak?- Czułam jak moje oczy wilgotnieją. Jednak nie chciałam w tej chwili
uciekać, bo czułam, że mogę nigdy nie zdobyć się na taką szczerość jak teraz. I
on też.- Przecież właśnie to powiedziałeś Agnieszce w salonie. Niczego sobie
nie ubzdurałam. Masz mnie gdzieś. I wiesz co? Nawet to rozumiem. Bo do tej pory
tylko ja się starałam. Nachodziłam cię, próbowałam rozmawiać, przypominać ci
pewne rzeczy tak byś odzyskał pamięć. Tyle, że to na nic.- Starłam z policzka
kolejną łzę. Potem się roześmiałam jakoś tak żałośnie.- Boże, naprawdę nisko
upadłam prawda? Nie dziwię się, że opisałeś mnie takimi epitetami. Ja
opisałabym się znacznie gorzej.
– Aniu...-
Łagodność jego głosu raniła mnie jeszcze gorzej. Bo pobrzmiewała w niej litość
do mnie. Dlatego wyciągnęłam przed
siebie dłoń w geście obronnym.
– Nie,
nie mów tego. Nie mów, że jest ci przykro choć wcale tego nie czujesz.
Nienawidzę hipokryzji.
- Ale tak jest. Naprawdę nie chciałem aby to
się tak skończyło. Nie chciałem abyś cierpiała. - Więc czemu to robiłeś? Czemu
raniłeś mnie każdym słowem, spojrzeniem, obecnością Ilony u swojego boku,
miałam ochotę zarzucić go gradem pytań. Tyle, że teraz to było już nieistotne.
Bo on
mnie nie kochał.
Dotarło
to do mnie z przerażającą jasnością. To był właśnie ten czas, ten moment, ta
godzina. Gdy jeszcze z ocalałą dumą mogłam bezpiecznie wszystko zakończyć
choćby nie wiem jak mocno pękało mi serce.
– Wiem.-
Odparłam przymykając na chwilę oczy.- Nawet ty nie jesteś tak okrutny. Muszę
już iść.- Dodałam otwierając oczy po raz ostatni próbując doprowadzić swoją
twarz do porządku.- Nie musisz czuć się winny z mojego powodu, naprawdę.
– Aniu?-
Zawołał mnie gdy już zamierzałam się od niego odwrócić.- Chcę żebyś wiedziała,
że jeśli tylko odzyskam pamięć i przypomnę sobie wszystko co razem
przeżyliśmy... to gdy tylko będziesz chciała...- Urwał znacząco, a ja wygięłam
kąciki ust w parodii uśmiechu. Bo Tomek nigdy nie odzyska pamięci. Nigdy nie
przypomni sobie tego co było między nami jeśli nie udało mu się zrobić tego do
tej pory. Bo oboje wiedzieliśmy, że to są czcze zapewnienia. Coś w stylu
pytania grzecznościowego o samopoczucie odpowiadamy, że czujemy się dobrze lub
widząc sąsiada: dzień dobry, choć akurat jest on jednym z najgorszych w naszym
życiu. Gdy tylko odzyskam pamięć... Boże dlaczego to wszystko się stało?
Jadąc
autobusem (postanowiłam jednak zaryzykować dostanie mandatu przez jazdę na gapę) do cukierni wciąż
zadawałam sobie to pytanie. W tej chwili miałam o to do Boga pretensje, bo
cierpiałam tak mocno jak jeszcze nigdy. Starałam wmówić sobie, że ta próba
miała uchronić mnie przed błędem, pomóc zrozumieć, że przede mną i Tomkiem nie
istniała żadna przyszłość. Prawdę mówiąc dla mnie było tak jak jakby po wypadku
jego miejsce zajął zły brat bliźniak. Jakby był zupełnie obcym mężczyzną.
Agnieszka nakazywała mi cierpliwość i okazywanie mu miłości. Tyle, że on
odbierał to jako oznakę nękania. Na dodatek te wszystkie jego gniewne słowa...
nic jeszcze tak bardzo nie bolało jak wysłuchanie jego opinii o sobie.
Próbowałam
pamiętać Tomka takim jaki był przed wypadkiem: czułym, zabawnym i kochającym
mnie robotnikiem mieszkającym w rozwalającym się drewnianym domku. Ale dłużej
tak nie mogłam. Bo tamten Tomek był tylko ułudą. Nigdy nie istniał. A ten
prawdziwy... ten prawdziwy był okrutnym cynikiem który miał mnie gdzieś. Nie
mogłam dłużej się oszukiwać i wciąż go wypatrywać choćby to nie wiem jak mocno
bolało. Nie mogłam budować swojej przyszłości na wspomnieniach, które tak
naprawdę nie były prawdziwe.
Kurczę i
znowu te głupie łzy. Starałam się głęboko oddychać by uspokoić własny oddech i
nie dopuścić do totalnej kompromitacji, ale było to bardzo trudne. Jednak
gratulowałam sobie, że nie rozkleiłam się do tej pory.
Gdy
wysiadłam byłam kilka ulic od cukierni. Starałam się skupić na pracy, bo tylko to
mi na razie pozostało. Tylko mój „Słodki świat” był w tej chwili jedynym stałym
elementem w moim życiu.
Specjalnie
weszłam wejściem głównym aby zobaczyć jak wszystko prosperuje. Na widok sporej
grupki osób siedzącej przy stolikach uspokoiłam się. Nawet się uśmiechnęłam.
Gdy Paulina podeszła by zebrać talerzyk z jednego stolika gestem kazałam jej
zostać. Sama podeszłam do klientki i wzięłam brudne naczynia.
– Dokończyłaś
ciasto na szarlotkę?
– Tak,
już jakiś czas temu. Majka wykonała swoją robotę na piątkę z plusem, ale szybko
się zmyła.- Dodała z lekkim wyrzutem.
– Dobre
i to. A teraz powiedz mi lepiej za co powinnam się wziąć najpierw.
– Jasne,
tu masz karteczkę, spisałam wszystko chronologicznie od tego co jest
najpilniejsze. Jak widzisz to te twoje owocowe babeczki...- Urwała wpatrzona w
moją twarz.- Wszystko dobrze?
–Tak,
oczywiście.- Skłamałam.
– Na
pewno?
– Tak,
mówiłam. Dasz mi tą kartkę? Wolę wziąć się za wszystko od samego początku.
Widziałam,
że Paulina nie do końca daje wiarę moim słowom, ale nie miała innego wyjścia
jak pozwolić mi odejść, bo właśnie do sklepu wszedł nowy klient. Ja poszłam do
kuchni.
Ubijanie
kremów, biszkoptów czy słodkich deserów zawsze mnie odprężało, ale nie tym
razem. Tym razem ścieranie jabłek z każdym ruchem przypominało mi obelgi
Tomasza.
„Trzyma się mnie jak rzep psiego
ogona.”, w mojej
głowie pojawiły się jego słowa, gdy kolejne gotowe jabłko trafiło do formy.
„Okej, więc zerwę z nią.”, przerwałam ścieranie owocu
biorąc do ręki kolejny.
„Teraz jej nie pamiętam i nie
czuję jakiejś wielkiej miłości. Owszem jest śliczna, ale to wszystko. Bo bez
przerwy mnie irytuje gdy tylko otwiera usta.”, jabłko w mojej
dłoni
zaczęło poruszać się szybciej.
„To sekutnica i dewotka w jednej
osobie”, mój
palec przeszył ból gdy nie zauważyłam iż dawno dotarłam już poza jego środek.
Wzięłam go do ust przygryzając lekko tak jakby to miało mi pomóc w złagodzeniu
bolesnego miejsca. Po chwili wróciłam do swojej czynności. Gdy ostatnie jabłko
trafiło do miski odetchnęłam z ulgą i zakleiłam plastrem urażone miejsce. Potem
doprawiłam jabłka lekko podpiekając je na patelni. W tym czasie chciałam
zajrzeć do spodów przygotowanych przez Paulinę.
„Chciałem ją po prostu zbajerować
ładnymi tekstami a ona dała się nabrać sądząc, że to jakaś wielka miłość.” Kurczę, coś było z nimi nie tak.
Nie powinnam sama zastawiać tego na głowie młodej dziewczynie, która nie ma
pojęcia o gotowaniu.
„W normalnych okolicznościach
gdybym spotkał ją na ulicy to nawet bym się za nią nie obejrzał.”
– Już
jestem Ania, zamknęłam lokal bo już i ta dziesięć po piątej. Co tak pachnie?-
Słowa Pauli mnie otrzeźwiły.
– To
moje jabłka.- Szybko podeszłam do kuchenki próbując przewrócić małe kawałki
owoców.- Au!- Krzyknęłam gdy odruchowo złapałam za uchwyt bez żadnej rękawicy
kucharskiej.
– O
cholera chyba się spaliły, co?- Stwierdziła moja pracownica.- I trzeba będzie
robić jeszcze raz. Zostać?
– Nie,
dziękuję. Poradzę sobie sama.- Odparłam z dłonią pod kranem. No pięknie,
najpierw palec, potem cała ręka. Jestem kompletną ciamajdą.
– Ależ
mogę zostać i ci pomóc. Nie będziesz mi musiała za to płacić, nie martw się.-
Zażartowała, czym jeszcze gorzej mnie rozzłościła.- Ania?
– Nie,
mówiłam ci już że nie potrzebuję twojej pomocy. I tak wystarczająco mi już
pomogłaś przy spodach. Nie wiesz, że do szarlotki używa się ciasta półkruchego
a nie kruchego?! Przecież jeszcze przed wyjściem powtarzałam ci, że masz użyć
całych jaj a nie tylko żółtek! Czy naprawdę nie potrafisz zrobić aż tak prostej
rzeczy? Czy wszystko muszę tu robić sama?!- Gdy wydarłam się na nią zapanowała między
nami cisza. Po chwili wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i wyjęłam
dłoń spod kranu. Celowo tak by to widziała wyrzuciłam blaszki z ciastem do
kosza.
– Aniu,
na pewno nic się nie stało?- Spytała mnie znów cicho Paulina. Z trudem
wstrzymałam irytację.
– Nie,
powtarzałam ci już to chyba z pięć razy.- Westchnęłam przy tym ostentacyjnie
mając nadzieję, że ona da mi wreszcie spokój.
– Przecież widzę...
– Jedyne
co się stało to fakt, że przez ciebie zmarnowałam składniki i czas, więc będę
musiała robić wszystko od nowa. I zostać nie do północy, ale prawdopodobnie do
pierwszej w nocy z powodu twojej bezmyślności. Na dodatek spaliłam te cholerne
jabłka.- Gdy poczułam w oczach łzy zrozumiałam, że zrobiłam z siebie ostatnią
kretynkę. Dlatego dodałam już ciszej.- Ale poza tym... tak, wszystko gra.-
Paula spojrzała na mnie rozszerzonymi oczami.
– Teraz
to jestem już pewna, że coś się stało. Ty nigdy nie przeklinasz.- Zbliżyła się
do mnie kładąc dłoń na ramieniu.- Bo nie chodzi tylko o to ciasto, prawda?- Nie
potrafiłam dłużej wstrzymywać łez, które potoczyły się po moich policzkach.
Najpierw powoli, potem coraz szybciej, coraz bardziej gwałtownie. Paula bez
słowa mnie przytuliła nie zważając na fakt, że jeszcze kilkadziesiąt sekund
temu nieźle jej nawsadzałam.- Płacz kochana, to ci pomoże.
– To już
koniec.- Łkałam w jej koszulę.
– Z czym
koniec? Przecież cukiernia nie rozpadnie się z powodu jednego nieudanego
ciasta... chyba, że... tu nie chodzi wcale o ciasto, tak?- W odpowiedzi
rozpłakałam się jeszcze bardziej.- Jejku... a więc to Tomek, tak? Odzyskał
pamięć? Nie, gdyby tak było to byś się raczej cieszyła. Więc co, dowiedział
się, że jednak nigdy nie odzyska wspomnień? O matko, chyba nie masz na myśli,
że...
– Tak,
mam.- Przerwałam jej cicho nadal nie przestając płakać.- To koniec między nami.
Ostatecznie. I tak byłam kretynką, że ciągnęłam to do tej pory. Nawet nie wiesz
jak żałośnie czuję się w tej chwili.
– A więc
zerwałaś z nim? Dlaczego?
– Bo to
już dłużej nie miało sensu. On nic nie pamięta, rozumiesz? I nigdy sobie nie
przypomni.
– Ale
przecież od wypadku minęły dopiero ponad dwa miesiące. To nie znaczy, że...
– Paula,
szok powypadkowy mija w ciągu kilku dni. Do tej pory wszyscy łudziliśmy się, że
on przypomni sobie te ostatnie pięć lat. Ale to była tylko daremna nadzieja. Bo
Tomek nigdy sobie mnie nie przypomni. Na dodatek teraz ma inną pocieszycielkę.
Ona nieustannie z nim flirtuje, rozmawia. Raz nawet widziałam jak się całują...
– Masz
na myśli Ilonę, tak? Wiedziałam, że będzie się wszędzie wpieprzać. To
zwykła...
– Dość.
Nie mogę zwalać winy na nią. Tomek też ma własny rozum i gdyby chciał...
zresztą nie chcę już o tym mówić. Chcę zapomnieć o tym wszystkim.- Roześmiałam
się smutno.- Szkoda, że ja tak jak on nie mogę mieć amnezji i pozbyć się
wspomnień ostatnich pięciu miesięcy.
Paulina
została ze mną aż do wieczora. Tym bardziej winna czułam się po tym jak ją
potraktowałam. Bo pomogła mi wykonać kilka deserów (choć głównie zajmowała się
zmywaniem i sprzątaniem naczyń), a ja choć ją przeprosiłam to nadal czułam do
siebie niesmak. Powinnam być raczej zła na Tomasza, a nie na cały świat. Ale dzięki
pomocy Pauli uporałyśmy się ze wszystkim szybciej.
Cieszyłam
się, że poza gwałtownym początkiem gdy rozkleiłam się można by rzec w jej
ramionach, Paulina o nic mnie nie pytała. Taktownie zdawała sobie sprawę, że
nie mam ochoty rozmawiać o Tomku.
– Na
pewno sobie poradzisz? Nie chcesz abym z tobą nocowała? Mogę położyć się na
podłodze albo spać na fotelu. Poza tym masz tu przecież drugi mniejszy pokój.
– Nie,
dam sobie radę. I tak dziękuję ci za wszystko. Zmarnowałaś przeze mnie cały
wieczór.
– Daj
spokój. Przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?- Skinęłam głową. Jak mogła
mówić to po tym jak okropnie wyżyłam się na niej wcześniej? Poczułam okropne
wyrzuty sumienia.- Hej, znów będziesz płakać?
– Nie,
po prostu zastanawiam się czym zasłużyłam na twoją lojalność. Dzisiaj się nie
popisałam...
– Prawdziwych
przyjaciół poznajemy w biedzie a nie w bogactwie. A poza tym
to parę
obelg nie robi na mnie wrażenia. Po wyprowadzce z domu od rodziców
przyzwyczaiłam się. W porównaniu z moim tatusiem to co o mnie powiedziałaś było
komplementem.- Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że mówi to po to by mnie
rozśmieszyć i choćby dlatego chciałam zmusić się do wygięcia warg ku górze. Nie
chciałam aby się o mnie martwiła.
Gdy
wreszcie zostałam sama nagle poczułam się bardzo zmęczona. Usiadłam na
sofie i
lekko przymknęłam oczy. Momentalnie pojawiła się w nich wizja Tomka: jego
roześmiana twarz gdy flirtował z Iloną, pogarda gdy patrzył na mnie, ton jego
głosu gdy mówił bratowej, że go prześladuję... aż w końcu ten moment gdy mnie przeprasza
i oznajmia, że między nami nic już nie ma. Znów poczułam znaną sobie wcześniej
słabość. Znów pod powiekami zebrały mi się łzy, a całe ciało skurczyło w sobie.
Znów poczułam się żałosna i niegodna miłości; znów nadzieja którą żyłam przez
ostatnie półtora miesiąca, że wszystko będzie dobrze umarła.
Próbowałam
wmówić sobie, że dobrze się stało; że łatwiej jest żyć z jasno określonymi
sytuacjami, że przynajmniej Tomek dłużej mnie nie zwodził, że od tej pory mogę
zacząć wszystko od nowa. Tyle, że prościej jest powiedzieć niż zrobić.
Jednak w
ciągu kilku następnych dni powoli przyzwyczajałam się do myśli, że historia
pomiędzy mną i Tomkiem się skończyła. Patrząc z dystansem na to co się stało
zdałam sobie sprawę, że to było czyste szaleństwo wierzyć, że w ciągu
dziesięciu tygodni które minęły od wypadku on obdarzył mnie prawdziwą, szczerą
miłością. Przecież nawet nie zdążyliśmy się poznać. Pytałam samą siebie, jak
tak rozsądna osoba jak ja mogła zachować się tak nierozważnie. Przecież czasy
nastoletnich wariactw już minęły, a to co się stało do nich należało. Tylko jak
to wszystko skończyć? Czy już teraz powinnam powiedzieć Tomaszowi prawdę? Gdy
nic nas już nie łączy? Nie, to zupełnie bez sensu. Przecież skoro to już koniec
to nie powinnam tego robić. I tak nic bym tym nie osiągnęła. Więc co teraz?
Przecież jakoś muszę wybrnąć z tej sytuacji...
I wtedy
powróciły do mnie słowa Władysława Kamińskiego:
„Wiem co wydarzyło się w dniu
wypadku, Anno.”
Z powodu ostatnich wydarzeń między mną a jego synem zapomniałam o naszej
tajemniczej rozmowie. Zapomniałam o uczuciu niepokoju, który we mnie wzbudziła
i o tym, że nadejście Tomka nam przerwało. Czy rzeczywiście o tym wiedział?
„Tak i zastanawiałem się czemu
milczysz. Dlatego postanowiłem też to zrobić. Wiedziałem, że miałaś w tym jakiś
ukryty cel. Postanowiłem, że dam ci szansę załatwić to po swojemu.”
Czyżby
to była prawda? A co jeśli to jego kolejny chwyt? Kolejna manipulacja? Bo
chociaż sama nie doświadczyłam jego nienawiści (poza niechętnym spojrzenie
jakim obdarzył mnie w szpitalu podczas jednej z wizyt u swojego syna i
spotkaniem w domu) to jednak nie znaczyło to, że mnie zaakceptował, choć
kilkakrotnie wyznał, że chętnie widziałby mnie w roli partnerki Tomka. Ale mimo
wszystko był miły. A w jego oczach widziałam współczucie.
„Wiesz, że możesz liczyć na moją
pomoc, prawda?”
„Będziesz mogła uwolnić się od
niego bez żadnych problemów.” Nie, nie mogłam tego źle zrozumieć. On naprawdę
wiedział. I naprawdę chciał mi pomóc.
„Przyjdź do mnie kiedy tylko
chcesz. Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji o każdej porze dnia.”
Westchnęłam.
Czy to była odpowiedź na moje pytania i modlitwy? Czy w ten sposób mogę
rozwiązać swój problem?
„Będziesz mogła uwolnić się od
niego bez żadnych problemów.” powróciło do mnie echo jego słów. „Będziesz mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.” Równo
tydzień od czasu mojej ostatniej rozmowy z Kamińskim u progu „Słodkiego świata”
ukazała się postać Agnieszki.
– Co
tutaj robisz?- Zganiłam ją niezbyt delikatnie widząc ile wysiłku kosztuje ją
przyjście tutaj gdy tylko Paulina zawołała mnie z zaplecza. Nadal miałam ręce
lekko przyprószone mąką.
– Ania-
Na mój widok jej zmęczoną, bladą twarz rozjaśnił uśmiech. Złość szybko mi
minęła.- Przepraszam, wiem że pewnie po tym co stało się z Tomkiem nie chcesz
widzieć mnie ani kogokolwiek z jego rodziny, ale...
– To nie
tak.- Przerwałam jej szybko.- Po prostu martwię się o ciebie. Twój mąż mówił
wcześniej, że lekarz kazał ci odpoczywać. Przecież poród ma się odbyć już za kilka tygodni.
– I ty
przeciwko mnie? Przecież ciąża to nie choroba.
– Ale
nie bliźniacza. Przecież widzę jak się męczysz. Lepiej usiądźmy.- Agnieszka
zrobiła kwaśną minkę, ale nie umknęło mojej uwadze, że z spełniając moje
polecenie zrobiła to z wyraźną ulgą. W duchu uspokoiłam się. Aż do tej pory nie
zdawałam sobie sprawy jak bardzo lubię tę młodą kobietę tylko rok starszą ode
mnie. Właściwie była dla mnie jak siostra.- Jak to się stało, że Paulina
Babecka u ciebie pracuje?
– Sama
nie wiem. Właściwie tak jakoś wyszło. Mówiła mi, że pokłóciła się z rodzicami i
od tej pory musi utrzymywać się sama.
–Wiesz
kim jest?- Skinęłam głową.
–Tak,
wyznała mi wszystko.
– O
Michale też?
– Jakim
Michale?
– No
swoim narzeczonym.
– Tym za
którego chcieli wydać ją rodzice? Tak. Ale tylko tyle, że nie był zbyt
interesujący.
– Marciniak?
Nie był interesujący? Przecież ona świata poza nim nie widziała.- Nie miałam
szczególnej ochoty rozmawiać o Pauli, ale ogarnęła mnie ciekawość. Z początku,
kontynuowałam ten temat tylko dlatego, że wiedziałam iż Agnieszka z pewnością
przyszła tu aby ponownie próbować swatać mnie z Tomaszem na co nie miałam
ochoty, ale szybko okazało się, że za „nowym życiem” mojej pracownicy kryje się
coś jeszcze. A w obliczu tego jak bardzo mi pomogła w ostatnim czasie ja też
chciałam coś o niej wiedzieć.
– Więc
co się stało, że nie chciała za niego wyjść?
– Nie
mam pojęcia. I chyba trzy setki gości czekających w kościele i na zewnątrz
gdy nie
zjawiła się na własnym ślubie zadawało sobie to samo pytanie.
– Co?
– No
tak. Naprawdę nie wiedziałaś? Mówiłaś, że wiesz. Poza tym o takim skandalu
mówiono przez kilka ostatnich tygodni.- Pokręciłam głową.
- Nie.
To znaczy myślałam, że wiem, bo Paula powiedziała mi co nieco, a ja sądziłam że
to wszystko. No tak, teraz rozumiem czemu rodzice ją wyrzucili z domu. Po takim
czymś.- Odruchowo przeniosłam wzrok na uśmiechającą się do klientki Paulinę.
Była bogata i szybko musiała wyjść ze złotej klatki do normalnego życia
studentki i pracownicy. I poradziła sobie świetnie. Postanowiłam, że odwdzięczę
się jej za to ile dla mnie zrobiła i chociaż zaofiaruję wsparcie. Nie sądziłam,
że ma ze mną aż tyle wspólnego. Przecież ja też na trzy miesiące przed ślubem go
odwołałam. Wprawdzie nie mogło się to równać do zostawienia narzeczonego przed
ołtarzem, ale...
–Żebyś
wiedziała. Babeccy to właściwie zwykli dorobkiewicze tacy jak ja.
–Nie
jesteś...
–...daj
spokój- Przerwała mi szybko ze śmiechem.- Taka jest prawda. Wyszłam za mąż za
dziedzica wielkiej korporacji i złowiłam jego miliony. Tak to przedstawia
wielki świat.
– Ale wy
się kochacie.- Na twarzy Kamińskiej pojawił się błogi uśmiech.
– Taak-
Powiedziała marzycielsko z uczuciem malującym się na twarzy i zawartym w
głosie. Patrząc na nią nie mogłam powstrzymać się od uczucia zazdrości.
Dlaczego ja nie mogłam być tak szczęśliwie zakochana? Czemu Tomek nie kochał
mnie tak bezwarunkową miłością jakiej żona jego brata była pewna?- Ale nie o to
chodzi. No więc wracając do tematu, to właściwie można by rzec, że wywodzą się
znikąd. Pan Babecki, dziadek Pauliny miał tylko skromny salon ze sprzętem
elektronicznym co jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było niczym wielkim, bo
świat nie był aż tak bardzo skomputeryzowany. Dopiero ojciec Pauli zdecydował
się skupić na samych komputerach i odkrył jakieś oprogramowanie czy coś
takiego.- Kontynuowała Agnieszka, a ja przypomniałam sobie jak moja pracownica
powiedziała mi o patencie. Tyle, że ja tak przejęłam się tym kim jest, że szybko
jej przerwałam.- Dość szybko zauważyli go z jakiejś firmy komputerów, a potem
gruba szycha współpracująca z Inter-softem. I teraz właściwie śpią na
pieniądzach, ale wielu nadal ma to gdzieś. Zapraszają ich tylko z grzeczności
mając za nic choć tak naprawdę bardzo im zazdroszczą. Dlatego mariaż z Michałem
Marciniakiem był dla Babeckich idealny. Również mają firmę nastawioną głównie
na przemysł high tech, więc z jego pozycją i jej pieniędzmi byliby znakomitym
połączeniem. Ale w ostatniej chwili Pauli coś odwaliło.- Ostatnie pytanie
powiedziała w taki sposób jakby liczyła, że ja wiem coś o jej motywach.
Niestety, nie była to prawda.
– Ja nie
mam pojęcia, nie wyznała mi o swoim ślubie a co dopiero o ucieczce. Nie miałam
pojęcia, że to wszystko zaszło tak daleko. Powiedziała, że porzuciła
narzeczonego, ale nie dodała, że na samym ślubie.- Przez kilka minut jeszcze
rozmawiałyśmy na ten temat gdy Agnieszka w końcu go zmieniła czego szczerze się
obawiałam.
– A
teraz moja droga, powiedz mi co zamierzasz zrobić w sprawie Tomka.- Przez
moment patrzyłam jej prosto w oczy nie chcąc zdezerterować. Jej wzrok wydawał
mi się być tak przenikliwy jakby wiedziała co siedzi mi w duszy. Jakby
wiedziała, że nadal gości tam wielki ból. Dlatego zanim wyrzekłam następne
słowa długo zbierałam się w sobie tak by zabrzmiały jak najbardziej
przekonująco:
– Nic
Agnieszko. Ja i Tomek to już historia.
Rewelacja naprawdę materiał na książkę piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńWow ale historia :) no cóż w życiu nie zawsze jest kolorowo. Pozdrawiam Asia
OdpowiedzUsuńcoś jest nie tak z tą Paulą..jestem bardzo ciekawa xd echh Tomek zachowuje się okropnie..przecież wie że Ania to jego dziewczyna i choć jej nie pamięta to powinien chcieć spędzać z nią czas i od nowa poznawać a on się tłumaczy że jej nie pamięta i gzi się z tą ilonką..mam nadzieję ze chociaż nie pójdzie z nią do łóżka....to tak jakby w ciągu tych pięciu lat urodził mu się brak i powiedział że nie chce mieć z nim nic wspólnego bo go nie pamięta ;/ dlatego Ania powinna powiedzieć mu prawdę i dopiero odejść żeby mógł dostrzec jaką krzywdę jej wyrządził swoim zachowaniem
OdpowiedzUsuńoczywiście jak zawsze jestem pod wrażeniem kolejnej części :)
No pięknie, czemu ta Ania jest taka niezdecydowanych, powinna wyznać prawdę a nie rezygnować. W sumie Tomek też jest sobie winien..... Rozdział świetny. Czekam ma kolejny mam nadzieję że nie będę długo musiała czekać :)
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz, że tak się wzruszam?????, sama nie wiem, ale Twoje opowiadania, są tak realne, prawdziwe, że aż poraża.
OdpowiedzUsuńAnia i Tomek; mam nadzieję, że uda się Im.
Gratuluję kolejny raz.
Pozdrawiam
Ania
Moim zdaniem Ania za łatwo sobie odpuszcza. Powinna walczyć o Tomka, sprawić żeby na nowo się w niej zakochał. Żeby tylko nie żałowała, że nic nie zrobiła. Rozdział jak zwykle wspaniały. Czekam na kolejny niecierpliwie pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńOjciec Tomka miesza w głowie Ani. On nie chce żeby się spotykała z jego synem:( Ania jest krucha dziewczyna, łatwo nią manipulować w sumie jest taka jak Agnieszka ma początku kiedy zaczęła spotykać się z Krzysztofem. Pozdrawiam Kasia
OdpowiedzUsuńPs mam nadzieję że nie będziemy musiały długo czekać na Rozdział ;)
Kiedy dodasz kolejną część już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ��
OdpowiedzUsuńDopiero dzis wieczorem zabiorę sie za pisanie wiec nie wczesniej juz jutro wieczorem. A najpewniej pojutrze niestety.
UsuńDodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuń~zaczytana~