Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 września 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział VI



Wracając autobusem do domu myślałam o tym co się dzisiaj wydarzyło. Słowa
Władysława Kamińskiego „przyszedł do mnie niemal chwaląc się znajomością z prostą dziewczyną ze wsi znikąd.”, wciąż powracały do mnie raz po raz. Do tej pory w ogóle nie rozważałam opcji, że Tomek przed wypadkiem nie traktował mnie poważnie lub jak łatwą zdobycz. Nawet przychodząc do szpitala i odkrywając kim naprawdę jest: że jest bogaty i wpływowy, że nie powiedział o mnie żadnemu członkowi swojej rodziny wierzyłam w to, że mnie kochał. Że z lepszych lub bardziej egoistycznych pobudek chciał udawać kogoś innego. Zwykłego robotnika pracującego przy przeprowadzkach, mieszkającego w zwyczajnym mieszkaniu, w wolnym czasie malującego pejzaże. Myślałam, że może w przeszłości boleśnie się sparzył; że być może jakaś kobieta skrzywdziła go tam mocno udając szczere uczucie, że spotykając mnie postanowił grać by upewnić się, że kocham go dla niego samego. Teraz powoli przestawałam w to wierzyć. Na dodatek to co powiedziała mi Ilona… Czy rzeczywiście jej małżeństwo z Tomkiem było przesądzone? Nie wątpiłam, że w takich kręgach jak Kamińscy aranżowane małżeństwa dla interesów nie są niczym szczególnych. Choć z drugiej strony jakie aranżowane? Przecież Ilona była piękną, młodą i wykształconą kobietą. Co z tego, że płytką, pustą i zawistną? Umiała przecież skutecznie udawać.
Starałam się nie poddawać niepomyślnym myślom, ale nie byłam w stanie. Nawet mając w pamięci ostatnie słowa które skierował do mnie Tomasz przed utratą pamięci mi nie pomogły. 
Kocham cię, powiedział mi zanim wyjechał po siostrę. 
Kocham cię.
Och, czemu zdarzył się wtedy ten wypadek? Dlaczego Maja Drągowicz nie mogła wybrać sobie innego tygodnia, dnia, godziny? Teraz jest szczęśliwa na wakacjach z mężem a ja muszę cierpieć. Albo czemu nie mogła zadzwonić do drugiego brata? Wtedy to nie Tomek straciłby pamięć tylko...Co ja plotę, opamiętałam się. Jeśli coś takiego spotkałoby Krzyśka przed samymi narodzinami bliźniąt...Jak taka myśl w ogóle mogła pojawić się w mojej głowie? Chyba naprawdę nie było ze mną najlepiej. Pełna wyrzutów sumienia wieczorem udałam się do kościoła. Choć w zbawienny wpływ modlitwy już jakiś czas temu zaczynałam powątpiewać to jednak robiłam to nadal. Wciąż co tydzień prosiłam Boga o jakąś zmianę, o mały cud, o siłę. O to by wreszcie w moim życiu zagościł spokój, by duch natchnął mnie właściwym wyborem. I chyba tak się stało, bo w ciągu następnego tygodnia podjęłam decyzję. Bijąc się z myślami podczas bezsennych nocy postanowiłam wyjawić Tomaszowi prawdę. I tak powinnam to zrobić na samym początku. Może wtedy wszystko przebiegłoby inaczej. A tak? Nieświadomie zniechęciłam go do siebie gdy odkrył, że coś przed nim zatajam i skierował swój afekt ku Ilonie aby zrobić mi na złość. A może był to ukryty komunikat abym dała mu spokój? Tak czy inaczej musiałam spotkać się  z nim osobiście by w końcu wszystko wyprostować. Nawet jeśli gdzieś tam w podświadomości kołatały mi się słowa Władysława Kamińskiego, które sugerowały że dla Tomka byłam nikim. Konfrontacja rozstrzygnie czy się rozstaniemy czy spróbujemy uratować coś co kiedyś nas łączyło.
Świeciło mocne słońce jak jeszcze nigdy tego lata, więc ubrałam się w zwiewną białą sukienkę do kolan. Taki strój nie nadawał mi powagi, ale przynajmniej czułam się wygodnie. Bo dostałam go od taty i jakkolwiek głupio to zabrzmi utożsamiałam z jego siłą. A ta była mi teraz potrzebna.
Naciskając domofon przestawiłam się szybko i brama się otworzyła. Potem podeszłam wąską ścieżką do drzwi frontowych. Otworzyła mi znajoma już pokojówka.
– O, to pani.- Wyraźnie mnie poznała.
- Tak, dzień dobry.- Odparłam.- Jest Tomek?- Pytanie było właściwie grzecznościowe, choć wcześniej nie uprzedziłam go o swojej wizycie do tej pory w każdy weekend był w domu. Dlatego zaskoczyła mnie odpowiedź dziewczyny.
– Nie, nie ma go. To znaczy jest, ale nie w domu.- Poprawiła się.- Spaceruje w ogrodzie. Jest u niego ta cała Ilona.- Po grymasie z jakim wymówiła imię Olkowskiej poznałam, że niezbyt ją lubi. Podzielałam tę opinię, więc od razu polubiłam młodą kobietę.
– Dziękuję. Masz na myśli ogród na tyłach domu, tak?
– Aha. Zaprowadzić panią?
– Nie, powinnam trafić. I mam na imię Ania. Mów mi po imieniu.
– Dobrze. Ja jestem Zosia.
– Miło mi cię poznać.- Odrzekłam jej.
– Wzajemnie. A, i uważaj na pana Władysława. Jest w garażu: czasami dla rozrywki lubi majsterkować. To znaczy możesz go spotkać a on nie lubi...- Zaplątała się najwyraźniej zdając sobie sprawę ze swojej gafy. Wszyscy traktowali go jak potwora albo złego ducha. Powoli zaczynałam współczuć mężczyźnie, który z taką miłością wyrażał się o swojej rodzinie podczas naszej ostatniej (i pierwszej) rozmowy na korytarzu.
– Dobrze. Dzięki za ostrzeżenie.- Dodałam udając się we wskazane miejsce. Przez całą drogę zbierałam się w sobie zastanawiając się jakie słowa będą właściwe, jak mam zdradzić coś tak ważnego nie narażając się na gniew. Z każdym krokiem miałam coraz większą pustkę w głowie. Zatopiona w swoich myślach dotarłam do ogrodu. Okazało się, że Tomek rzeczywiście tam był. Tyle, że z Iloną.
I całował ją.
Jak zahipnotyzowana patrzyłam na to niezdolna oderwać oczu. Paradoksalnie, bo im dłużej to robiłam to tym bardziej pusta się czułam.
O dziwo czułam tylko to. Nie żaden smutek, żal czy cierpienie. Tylko całkowitą obojętność i otępienie. Bo co innego mi pozostało? Tylko ta owa rezygnacja.
W końcu, gdy jakimś cudem udało mi się oderwać wzrok od rozgrywającej się przede
mną sceny odwróciłam się. Gdy jakoś doszłam do siebie siedziałam już na niewielkiej ławeczce na tylnej werandzie budynku ze spuszczoną głową. Zastanawiałam się czy wrócić do własnego domu bez żadnego słowa? A może powinnam brutalnie przerwać małe tete a tete Tomka i uderzyć go w twarz? Zwymyślać robiąc scenę zazdrości tak by mnie popamiętał...Parsknęłam niewesołym śmiechem. Niby po co? Przecież to, że przerwę mu w tym momencie nie znaczy, że on  nie zrobi to potem. Albo czy nie robił tego już wcześniej. Bo najwyraźniej lubił pocałunki Ilony. Tylko co ja miałam z tym wszystko zrobić?
– Czy coś się stało?- Szybko się opanowałam podnosząc głowę do pozycji pionowej. Co robił tu Władysław Kamiński? Przecież Zośka ostrzegała mnie, że jest w garażu znajdującym się na tyłach domu.
– Nie, w porządku. Po prostu zrobiło mi się słabo. To chyba od tego upału.- Zaczęłam się wachlować dłońmi by jakoś uwiarygodnić swoje kłamstwo.
– Szukasz Tomka? Jest w ogrodzie.- oznajmił mi.
– Wiem.- Odparłam ze spuszczoną głową. Szybko ją podniosłam biorąc się w garść.
– A więc widziałaś...- Urwał podchodząc do mnie. Niech pan tego nie robi, błagałam go w myślach. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Nie w tej chwili- Przykro mi.
– Przecież to pan ostrzegał mnie przed Tomkiem.- Skrzywił się wyraźnie.
– Wiem co mówiłem, ale mimo wszystko wierzyłem, że mój syn jednak dorósł do odpowiedzialności i nie zabawia się ze mną w głupie gierki. Nie chciałem by to okazało się prawdą. Głównie ze względu na ciebie. Gdybym o tym wiedział udawałbym, że cię nie akceptuje po to by jak zwykle zrobił mi na złość i związał się z tobą- Przymknęłam ponownie oczy czując przypływ słabości. Tak jakby Tomek nic do mnie nie czuł, ale postępował dokładnie przeciwnie niż chce tego od niego ojciec. Ale pewnie tak było.- Co chcesz teraz zrobić, Anno?
– Nie mam pojęcia.- Wyrzuciłam z siebie trochę histerycznym tonem.
– Tomek jest nierozważny rezygnując z kogoś takiego jak ty dla Ilony. Z tym, że jestem pewny iż przekona się o tym gdy będzie już za późno.
– Ale ja nie mogę z niego zrezygnować.- Łatwo było mówić, że jeśli nam się nie uda to się rozstaniemy. Tyle, że tak naprawdę wcale tego nie chciałam; choć liczyłam się z możliwością rozstania to jednak miałam nadzieję, że nam się uda. – Nie mogę.- Wyszeptałam nadal czując jak z policzka spływa mi łza. Poczułam wtedy pomarszczoną dłoń pana Władysława na swojej. Spojrzałam mu w oczy widząc współczucie i coś jeszcze. Coś, czego nie umiałam bliżej zinterpretować.
– Dla własnego dobra powinnaś.- Zaczęłam kręcić głową jak w jakimś amoku starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
– Nie, wszyscy... pan, pan nie wie wszystkiego. Ja...ja po prostu nie mogę.
Przyszłam tu dzisiaj po to by... to znaczy... Ja i Tomek... my...- Nie byłam w stanie dokończyć, wyrazić słowami tego co chce bo mój własny język zapomniał nagle jak się artykułuje dźwięki. Na moment emocje były ode mnie silniejsze. Całe te odrętwienie na widok pocałunku Tomka z inną minęło odblokowując tkwiący we mnie ból. Tak silny, że nie mogłam tego znieść. Ze złością starłam łzy wierzchem dłoni.
– Wiem co wydarzyło się w dniu wypadku, Anno.- Znowu zaskoczył mnie tak, że potrafiłam tylko tępo się w niego wpatrywać.
– Co ma pan na myśli?- Spytałam by się upewnić. Kąciki jego ust wygięły się w uśmiechu.
–To, co zrobiliście z Tomkiem w dniu wypadku.
– Wiedział pan o tym od początku?- Skinął głową.
–Tak i zastanawiałem się czemu milczysz. Dlatego postanowiłem też to zrobić.
Wiedziałem, że miałaś w tym jakiś ukryty cel. Postanowiłem, że dam ci szansę załatwić to po swojemu.- Nie wierzyłam w to co słyszę. A więc on wiedział. Tomek powiadomił go o tym. Ale najwyraźniej nikogo innego nie. Co to znaczyło? Czyżby chciał się pochwalić przed ojcem tym co zrobił chcąc go zdenerwować? Ale przecież nie mógł posunąć się aż do tego stopnia. Nie mogłam w to uwierzyć. Nienawiść nienawiścią, ale robiąc coś takiego? Tomek nie mógł być aż tak zepsuty. Przecież w ten sposób niszczył również i swoje życie.- Dlaczego tego nie zrobiłaś?
– Miałam nadzieję, że szybko wróci mu pamięć.- Zaczęłam wyjaśniać.- A potem, z tygodnia na tydzień nie mogłam się na to zdobyć. No i teraz... ta historia z Iloną.
– Rozumiem. Wiesz, że możesz liczyć na moją pomoc, prawda?
– W jaki sposób?
– Ja mogę...to znaczy jestem w stanie to naprawić.
– Pan wybaczy, ale nadal nie rozumiem.
– Będziesz mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.- Czy on miał na myśli...? Na szczęście albo na nieszczęście nie zdążyłam się upewnić czy miał na myśli to o czym ja myślałam, bo z ogrodu w końcu wyłonił się Tomasz i Ilona. Wydawało się, że nawet nas nie zauważają- Przyjdź do mnie kiedy tylko chcesz. Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji o każdej porze dnia. To jest moja prywatna komórka.- Niemal wepchnął mi do ręki niewielką karteczkę wizytową, którą szybko schowałam do kieszeni. W tym czasie pan Władysław zdążył się oddalić.
– O  przyszłaś. Myślałem, że nie wpadniesz, bo nie zadzwoniłaś.- Tomek na mój widok nawet się uśmiechnął nachylając twarz do pocałunku w policzek. Ja odruchowo zrobiłam to samo (to znaczy uśmiechnęłam się do niego) zastanawiając się czy na mojej twarzy widać, że jeszcze kilka chwil temu płakałam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest większym hipokrytą niż myślałam. Przecież jeszcze kilka minut temu całował się z inną! A teraz przede mną gra wzorowego chłopaka? Boże, wydawał mi się być kimś obcym. Mimo to pozwoliłam mu dotknąć wargami swojego policzka. Czułam jakby jego dotyk mnie sparzył. Nie z powodu pożądania czy przyjemności, ale faktu że niedawno tymi samymi ustami obdarowywał inną.- Czego chciał mój ojciec?- Uwolnić mnie od ciebie, pomyślałam.
– Spytałam go gdzie mogę cię znaleźć. I tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać.- Skłamałam, ale o dziwo tym razem nawet nie poczułam się z tego powodu źle. I paradoksalnie zrobiło mi się jeszcze gorzej. Bo przecież to, że Tomasz był notorycznym kłamcą nie upoważniało mnie to robienia tego samego.
– Więc z góry cię za to przepraszam.- Roześmiał się, a Ilona do niego dołączyła. Potem cmoknęła go w policzek. Jakby jeszcze jej było mało wpychania mu języka do ust w ogrodzie.
– Będę już szła. Wpadnę wieczorem. Cześć.- Pożegnała się z nim. Mnie  oczywiście nie raczyła zauważyć. Chociaż nie... ten tryumfalny uśmieszek nie był chyba przeznaczony dla Tomka. Czyżby wiedziała, że dostrzegłam ich pocałunek i czuła się górą? A może widziała mnie w ogrodzie?
– Czemu jesteś dla niej taka niemiła?- Usłyszałam gdy zostaliśmy z Kamińskim sami. I aż mnie zatkało.
– Ja?- Nie wiedziałam czy bardziej razi mnie jego ślepota czy hipokryzja.- To raczej ona traktuje mnie jak powietrze.
– Bo nawet się z nią nie przywitałaś.
– O, a więc to mój obowiązek? No tak, to ja muszę najpierw złożyć pokłon wielkiej pani. W końcu jest przecież bogata i wpływowa.
– O co ci chodzi?- Spytał z irytacją. Po jakiejś dłuższej chwili dodał zupełnie innym tonem:- Jesteś o nią zazdrosna?- To był już szczyt. Po tym co zobaczyłam, usłyszałam, jak mnie potraktował... Jak on w ogóle śmiał?! Zerwałam się z ławki jednym płynnym ruchem. A ja naprawdę chciałam dzisiaj wyznać mu całą prawdę? Powiedzieć, że go kocham i chcę spróbować jeśli on choć trochę mi w tym pomoże? Boże, jaka byłam głupia.- Hej gdzie ty idziesz?
– Do cukierni. Przypomniałam sobie o czymś ważnym.
– Przecież dopiero co przyszłaś.- Dogonił mnie. Ja jednak nadal nie przerywałam swojego żwawego marszu. Do tej pory miał gdzieś czy przychodzę czy nie, a teraz nagle za mną idzie próbując mnie powstrzymać?! Śmiechu warte.- Skoro jesteś zazdrosna trzeba temu jakoś zaradzić.- Tomek złapał mnie za rękę i objął.
– Puszczaj mnie!- Syknęłam. Chyba jeszcze bardziej go tym rozbawiłam, bo zaśmiał się jeszcze głośniej.
– Oho, moja świętoszka jest zazdrosna. Wreszcie doczekałem się jakieś reakcji.- Nie mogąc się uwolnić z jego ramion ani odezwać (bo niechybnie obluzgałabym go wszystkimi najgorszymi epitetami jakie znałam) parsknęłam tylko.- Uroczo. Wreszcie wzbudziłem w tobie jakieś emocje.- W końcu udało mi się wyrwać słysząc przy tym jego śmiech. Czułam jakby wwiercał mi się w głowę, jakby Tomek doskonale znał mój ból i szydził z niego. Fala złości i upokorzenie osiągnęła apogeum. Uderzyłam go w twarz. Z satysfakcją zauważyłam jak jego uśmiech gaśnie.
– Na twoim miejscu bym uważał. Bo zapomnę o tym, że jesteś kobietą i ci oddam. Chociaż zaraz, czy w dwudziestym wieku nie walczyłyście o równouprawnienie?
– Ty kłamco! I to mnie masz czelność nazywać kłamczuchą? Jak śmiesz tak mnie poniżać zadając się z tą, z tą Iloną!
– O co ci znowu chodzi co?
– No tak, najlepiej udawać, że nic się nie stało co?!- Warknęłam odwracając się do niego plecami i zmierzając w kierunku bramy wyjściowej.
– Do cholery strój!- Krzyknął za mną. Szybko mnie dogonił.- Powiedziałem stój.- Dodał łapiąc mnie za ramię.
– A ja powiedziałam abyś mnie puścił.- Spełnił polecenie odsuwając się na bezpieczną odległość.
– Okej, już w porządku. Możesz mi wyjaśnić czemu jesteś tak zła i co miał znaczyć tamten policzek?
– Domyśl się.
– Jakoś nic nie przychodzi mi do głowy.
– Nie szkodzi. Do podstępnej manipulantki dodaj do moich cech jeszcze wariatkę.
– Ania, naprawdę nie rozumiem o co...
– A ja naprawdę chcę już iść. Cześć.
–Dlaczego przyszłaś?- Poczułam jak moje wargi mimo woli unoszą się w kpiącym uśmiechu. No właśnie dlaczego? Na co liczyłam?
– Miałam ci coś do powiedzenia.
– I co? Rozmyśliłaś się?
– Można to tak ująć.
– Naprawdę nie potrafię cię zrozumieć. Próbuję, ale...
– Więc przestań.- Odparłam przerywając mu. Potem po prostu odeszłam. I choć nie poszedł za mną i tak czułam się zwycięską stroną. Bo po raz pierwszy zrobiłam to z własnej woli a nie dlatego że to Tomek tego chciał.
Och, jak bardzo żałowałam swojej decyzji. Jak naiwna i ślepa byłam na wszystko. Jak bardzo chciałam by moje marzenia stały się prawdą. Tyle, że nie byłam wróżką a nigdzie w pobliżu nie widziałam czarodziejskiej różdżki.
Wracając do „Słodkiego świata” postanowiłam sobie, że skupię się tylko na nim. Tomek wolał Ilonkę? Droga wolna. Ja nie zamierzałam siłą go zatrzymywać.
Przez kilka następnych dni praktycznie nie opuszczałam budynku cukierni. Zaciekle studiowałam zawiłości rachunków prognozując przyszły plan na najbliższy rok. Szacowałam bieżącą sprzedaż, próbowałam optymalizować koszty maksymalizując zysk. Dzięki temu mając zajęte myśli nie myślałam o Tomku.
Tyle, że pod koniec tygodnia do cukierni weszła Maja Drągowicz. Jej widok bardzo mnie zaskoczył. Akurat to ja byłam przy kasie, więc od razu ją spostrzegłam. Ona mnie też, ale przez jakiś czas rozglądała się ciekawie po wnętrzu. Zastanawiałam się czy szuka pajęczyny na suficie, ale ugryzłam się w język w ostatniej chwili darując sobie tę uszczypliwą uwagę. Nie musiałam pogłębiać jeszcze naszej wzajemnej niechęci.
– Cześć. Przyjechałam z Agnieszką. Chce byś gdzieś z nią pojechała.- Odrobinę zaskoczona, bo jakby nie było nie zachowała się niegrzecznie, (choć ton jej głosu nie był zbyt zachęcający) odparłam jednak:
– Przykro mi. Teraz nie mogę. Przeproś ją ode mnie.
– Nie możesz powiedzieć swojej pracownicy by zajęła się sprzedażą?
– Teraz wyładowuje towar. Nie mogę zostawić jej ze wszystkim samej.
– Aga mówiła, że to pilne.
– Moja praca też taka jest.- Majka zagryzła wargę rzucając mi niechętne spojrzenie. Nic sobie z tego nie zrobiłam.
– Masz prawo jazdy?
– Słucham?
– Pytałam czy umiesz prowadzić.
– Tak.
– Świetnie, a więc zawieziesz Agnieszkę pod wskazany adres. Ja w tym czasie zostanę tutaj.
– Co?
– Sprowadź tu tę twoją pomocnicę i niech powie mi co mam robić. Wyładować trochę cukru chyba umiem.
– Ty chcesz...?
– Tak.- Westchnęła jakby musiała potwierdzać coś oczywistego.- Zostanę tu aż do twojego powrotu lub końca zadania. Jeśli powiesz mi co i jak to ci pomogę. Zgadzasz się?
– Dobrze.- Odpowiedziałam z wahaniem po dłuższej chwili.-  Poczekaj tu chwilę. Zaraz zawołam Paulinę.- Pobiegłam na zaplecze informując Paulę o wszystkim. Była podekscytowana, choć potem trochę się przeraziła. Przypomniałam sobie, że jeszcze jakiś czas temu obracała się w tych samych kręgach co Maja Drągowicz. Może teraz było jej wstyd, że jest zmuszona pracować?
– Okej, wyjaśnię jej wszystko. Ale heca.- Roześmiała się.
– Tak.- Zgodziłam się.- Aha, i jeśli ci się uda przygotuj spody do szarlotki. Chciałabym jeszcze przygotować świeże porcje na jutro.
– Klasyczne kruche ciasto, tak?
–Aha. Weź kartkę to podyktuję ci składniki...
–Nie trzeba, znajdę coś w tej twojej książce. To wszystko?
– Tak. I pilnuj by ta paniusia nie narobiła niczego złego, okej?- Paula prychnęła śmiechem.
  Jasne.
– Aha, i do tego ciasta dodaj nie żółtka, a całe jajka i...
– Spokojnie, poradzę sobie.- Zapewniła mnie ze śmiechem Paula.
Wyszłam z cukierni pełna złych obaw co do pracy Majki. Dlatego byłam odrobinkę zła na Agnieszkę. Może życie bogaczy było spontaniczne i mogli pozwolić sobie na takie wypady, ale ja nie. Nie mogłam od tak zamknąć sobie cukierni i pozbawić dobrych kilku setek zysku oraz zmarnować towar.
– O Ania, już myślałam, że nie przyjdziesz. Gdzie Maja?
– Nie mogłam zostawić cukierni samej, więc zaofiarowała się mi pomóc.
– Super.- Ucieszyła się.- Świetnie się składa.
– Co to za pilna sprawa?- Spytałam.
– Wsiadaj. Musimy gdzieś jechać.
– Gdzie?
– Zobaczysz.- Gdy usiadła za kierownicą zaprotestowałam.- No co?
– Maja powiedziała, że to ja mam prowadzić.
– Niby czemu?- Wzruszyła ramionami.- Przecież jestem w ciąży, a to nie choroba. Nikt nie zabroni mi prowadzić. Siadaj z boku.
– Na pewno dasz radę?
– Tak. Obiecuję, że dojedziesz w całości.
– Długo nam się zejdzie?
– Nie wiem. Kilka godzin. Czemu pytasz?
– Nie przepadam za niespodziankami. Powiesz mi co jest grane?
– Zobaczysz.
– Agnieszka...
– Zaufaj mi. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, tak?
– No...tak.- Niechętnie wsiadłam do luksusowego samochodu w duchu zastanawiając się jak niby zamierzałam go prowadzić, skoro nigdy nie jechałam nawet autem z automatyczną skrzynią biegów a co dopiero prowadziłam. Szybko jednak przestałam o tym myśleć gdy zorientowałam się dokąd zmierzamy.- Zatrzymaj się.
– Nie mogę tego zrobić na środku ulicy.
– Aga, ja mówię poważnie. Nie chcę się z nim widzieć.
– Dlaczego? O co znów się pokłóciliście? Tomek mówił, że go uderzyłaś i odeszłaś bez słowa. Czemu to zrobiłaś?
– Bo jestem niezrównoważona. Zatrzymaj się na światłach. Wysiądę i wrócę sama.
– Ania, nie zachowuj się jak dziecko. Unikanie całej tej sytuacji niczego nie zmieni, a już na pewno nie poprawi.
– Wiem, ale nie mam zamiar go widzieć.
– Nadal jesteś zła?
– Tak.
– Jego przewinienie jest poważne?
– Tak.
– Nie powiesz mi pewnie o co chodzi?
– Raczej nie.- Kamińska westchnęła.
– No cóż, i tak dowiedziałam się aż tyle. Dobre i to. Ale pamiętaj co ci kiedyś powiedziałam: jestem niesamowitą swatką.
– Być może. Ale w przypadku moim i Tomka przydała by się raczej złota różdżka.
Kilkanaście minut później byłyśmy na miejscu pod rezydencją Kamińskich. Przed oczami stanęła mi scena pocałunku Tomasza i Ilony. Już miałam się wycofać gdy Agnieszka chwyciła mnie za rękę. Niemal siłą której nie podejrzewałabym u ciężarnej kobiety zawlokła do wnętrza domu a potem pokoju Tomka. W innych okolicznościach nie pozwoliłabym na to, ale jednak to była kobieta w stanie błogosławionym. Nie mogłam jej tak po prostu popchnąć. A może to była tylko wymówka? Może chciałam go zobaczyć?
– Co ona tu robi?- Spytał na wstępie gdy niemal wpadłam do tam jak burza. I już wiedziałam, że niedługo pożałuję swojego przyjścia tutaj.
– O, wiedziałam że się ucieszysz z wizyty swojej dziewczyny.- Odpowiedziała mu Agnieszka.
– Wcale się nie cieszę.- Warknął.- Ty ją tu przyprowadziłaś?
– Tak, chciała cię odwiedzić więc....
– Wcale nie chciałam.- Wtrąciłam się.- Nie wiedziałam, że mamy to przyjechać. Sądziłam, że to ty Agnieszka masz do mnie jakąś sprawę.
– Bo mam. Do ciebie i Tomka. Czy wyście powariowali?- Spytała z emfazą.- Przecież w końcu będziecie musieli się pogodzić.
– To nie ja ją spoliczkowałem.- Odparł bratowej butnie Tomasz.
– Och na Boga: „to nie ja ją spoliczkowałem”- Sparodiowała go Aga.- Tylko tyle masz na swoją obronę? A nie zapytasz dlaczego?
– Wiesz co? Coraz bardziej mnie wkurzasz. Mam dwadzieścia sześć...to znaczy trzydzieści jeden lat i doskonale umiem sobie radzić w spawach damsko- męskich. Nie musi mi pomagać bratowa.
– Najwyraźniej tak. Mam już dość tego jak postępujecie wobec siebie.
– Ale to tylko nasza własna sprawa.
– Ja też mam coś do powiedzenia. Może nie pamiętasz ostatniego okresu, ale wiesz mi że cię przejrzałam i doskonale znam. Nie będziesz przede mną grał niedostępnego macho.
– Wcale nie gram. I nie jestem żadnym macho. Po prostu nie lubię gdy ktoś wtrąca się do mojego życia i...
– Przepraszam, nie chciałabym wam przerywać, ale idę do łazienki.- Wtrąciłam się wymyślając najbanalniejszą wymówkę byleby tylko wyjść z pokoju Tomka. Chciałam wrócić do domu, ale teraz uprzytomniłam sobie, że nie wzięłam swojego portfela, więc nie miałam ani biletu komunikacji miejskiej ani środków by go ewentualnie kupić. A droga ponad dziesięciu kilometrów na piechotę mi się nie uśmiechała…Po kiego grzyba dałam się wciągnąć Agnieszce w tą kabałę? Przecież mogłam przewidzieć, że po raz kolejny będzie usiłowała namawiać Tomka do powrotu do mnie.
Niemal zgrzytałam zębami gdy zamknęłam za sobą drzwi od jego pokoju wolno idąc korytarzem w lewo. Zastanawiałam się co tam może być... Zaraz jednak zawróciłam. Nie miałam ochoty natknąć się na żadną ze sprzątaczek a tym bardziej na Władysława Kamińskiego. Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. „Mogę uwolnić cię od Tomka”, powiedział. I doskonale zdawał sobie sprawę z łączących nas relacji.
Potrząsnęłam głową starając się pozbyć tych myśli z głowy. Ostatnio coraz częściej to rozważałam, choć nadal miałam nadzieję, że wszystko wróci do normalności cokolwiek miałaby ona oznaczać. Odczekałam jeszcze dwie minuty zanim chwyciłam za klamkę. Ale tylko lekko uchyliłam drzwi, bo usłyszałam głos Agnieszki:
– Czemu się zachowujesz tak wobec Ani? Przecież ona cię kocha.
– Jakoś tego nie widać.- Tomasz prychnął zakładając sobie dłonie za głowę. Na wszelki wypadek odsunęłam się jeszcze dalej za ścianę. Wystarczył mi fakt, iż dobrze go słyszę. Nie musiałam widzieć grymasu na jego twarzy.
– Dziwisz się, że jest taka chłodna gdy pod jej nosem flirtujesz z Iloną?
– Więc niech zachowuje się jak moja dziewczyna do cholery. Trzyma się mnie jak rzep psiego ogona, a nawet nie pozwala się dotknąć czy pocałować argumentując się moją utratą pamięci.
– Bo ma rację.
– To przecież ja ją straciłem a nie ona!
– I to cię usprawiedliwia? Takiej dziewczyny ze świecą szukać. Jak wróci masz ja przeprosić.
– Ja? To raczej ona niech się bardziej postara.
– Naprawdę znów stałeś się bezczelnym arogantem.
– Ty za to całkowicie się zmieniłaś. Gdzie się podziała ta zapłoniona panienka ze łzami w oczach uciekająca przed moim ojcem z przyjęcia?
– Nabrała pewności siebie. Ale nie rozmawiamy teraz o mnie, tylko o tobie. Jeśli jeszcze raz ją zranisz całując się z inną to nie ręczę za siebie.
– Sory Aga, ale w twoim stanie i z twoim brzuchem jakoś nie wzbudzasz strachu.
– Jezu, ale z ciebie dzieciak.- Niemal słyszałam jak Agnieszka bierze kilka głębszych oddechów.- Więc co zamierzasz zrobić?
– Nie wiem.
– Tomek, to nie jest zabawa. Nie baw się ta dziewczyną. Ona na to nie zasługuje.
– Okej, więc zerwę z nią. Pasuje ci to?
– Nie!
– No co? Nie o to ci chodzi? Przestaniesz mi wreszcie suszyć głowę? Przecież
zdążyłaś mnie chyba trochę poznać i wiesz jaki jestem. Według jej opinii znamy się tylko pięć miesięcy z czego prawie dwóch nie pamiętam. Teraz jej nie znam i nie czuję jakiejś wielkiej miłości. Owszem jest śliczna, ale to wszystko. Bo bez przerwy mnie irytuje gdy tylko otwiera usta.
– Z jakiegoś powodu dałeś jej pierścionek swojej matki.
– Może zrobiłem to przypadkiem? Nie wiem. A nawet jeśli ją kochałem to gdy odzyskam pamięć wrócę do niej i ją przeproszę.
– I sądzisz, że to wystarczy? Że tak po prostu wybaczy ci dwa miesiące podłego traktowania? Naprawdę jesteś gruboskórny.
– A co jeszcze mam niby zrobić?!
– Nie krzycz!
– Więc daj mi już spokój. Ty wcale jej nie znasz. Rozmawiałaś z nią kilka razy i już wydaje ci się idealna. Bo co? Bo jest biedna tak jak ty byłaś? Sory: to nie jest żaden przytyk, ale sądzę że ty po prostu widzisz w niej siebie sprzed kilku lat. Ale uwierz mi, że ona nie jest tobą. To sekutnica i dewotka w jednej osobie. Wiesz, co ona mi wmawia, co opowiada? Mówiła mi na przykład, że chodziłem z nią do kościoła, rozumiesz? Ja i kościół! Przecież nie byłem tam od bierzmowania.
– Byłeś na ślubie Mai i Filipa.
– Och, być może.- westchnął ze zniecierpliwieniem- Ale rozumiesz o co mi chodzi?
– Więc sądzisz, że ona kłamie?
– Nie, nie sądzę. Po prostu myślę, że chciałem ją po prostu zbajerować ładnymi tekstami a ona dała się nabrać sądząc, że to jakaś wielka miłość.
– To okrutne co mówisz.
– Być może, ale tylko takie przychodzi mi wytłumaczenie tego wszystkiego. Bądźmy szczerzy: w normalnych okolicznościach gdybym spotkał ją na ulicy to nawet bym się za nią nie obejrzał. Jest ładna, ale  mnie interesuje trochę inny typ kobiet: bardziej doświadczone i umiejące flirtować a nie rumieniące się przy każdej najmniejszej próbie. Przecież ona zachowuje się jak jakaś dziewica, a ma dwadzieścia kilka lat i z pewnością nią nie jest.
– Jeśli ty się nią zająłeś to na pewno.- Głos Agnieszki ociekał ironią i naganą, którą zdołałam wyczuć nawet nie widząc wyrazu jej twarzy. Ucieszyłam się, że mimo wszystko mnie broni choć słowa Tomasza raniły jak ostrze noża. Ostrożnie odwróciłam się nie będąc w stanie słyszeć niczego więcej.
Delikatnie, tak by nikt mnie nie usłyszał starałam się zrobić kilka kroków w stronę korytarza by oddalić się od salonu. W tej chwili nie chciałam widzieć Tomka. Nie po tym co właśnie usłyszałam. Tyle, że najwyraźniej popełniłam błąd, bo zdradziłam się jakimś nierozważnym ruchem. Rozmowa została przerwana; usłyszałam nawet kroki. Miałam ochotę zapłakać z przerażenia i strachu gdy drzwi pokoju się otworzyły i pojawiły się w nich dwie postacie.
 Agnieszka pierwsze doszła do siebie zwracając się do mnie jakby rozmowa, którą toczyła z Tomkiem była najnormalniejsza na świecie i wcale nie dotyczyła mnie, ale pogody.
– Ania, to ty? Nie wiedziałam, że już wróciłaś.- Jej słowa były zupełnie neutralne, ale na jej twarzy malował się ból i współczucie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystko słyszałam. Ale ja wcale nie potrzebowałam jej litości. Nie potrzebowałam jej od nikogo.
– Tak wróciłam jakiś czas temu. Nie chciałam tylko przerywać waszej pasjonującej rozmowy.- Spojrzałam na Tomka, który nawet nie wydawał mi się być w jakimkolwiek stopniu speszony. Złość zalała mnie potężną falą tłumiąc cierpienie. A więc nawet do tego nie był zdolny. Gdzieś miał nie tylko mnie, ale i moje uczucia. I bardzo dobrze, pomyślałam. Bo od teraz ja postanowiłam mieć gdzieś jego.
– Chyba, chyba powinniście porozmawiać. Tomek, powiedz coś.- Agnieszka nadal próbowała ratować sytuację.
–Nie, chyba wszystko już zostało powiedziane, prawda?- Sama zdziwiłam się
jak pewnie brzmiał mój głos. Byłam z siebie tak bardzo dumna gdy wychodząc frontowymi drzwiami rezydencji Kamińskich zostawiłam za sobą osłupiałego Tomka po raz pierwszy mówiąc dokładnie to co potrzeba. Nawet jeśli tuż za drzwiami maska z mojej twarzy opadła całkowicie zostawiając na niej bruzdy cierpienia i bólu. Walcząc ze łzami obiecałam sobie, że mogę płakać tylko po przekroczeniu bramy domu Kamińskich, nie wcześniej. Dlatego odliczałam każdy krok przybliżający mnie do tego celu. Jednocześnie starałam się przy tym nie biec jakbym uciekała z podkulonym ogonem. Nawet jeśli tak było. 
Nigdy, jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. Ja za nim latałam? Przygnębiające, ale prawdziwe. Tyle, że robiłam to z miłości. Miłości do kogoś, kto miał mnie gdzieś. Patrząc na siebie jego oczami rzeczywiście wydałam się sobie żałosna. Bo niby skąd miał wiedzieć, że jesteśmy czymś więcej niż dziewczyną i chłopakiem spotykającymi się od pięciu miesięcy? Nie, nie myśl o tym, głupia. Nakazałam sobie czując podejrzaną wilgoć w oczach. Myśl o czymś przyjemnym. O swojej cukierni, o rodzicach, o zmarłej siostrze Anicie...
– Zaczekaj!- Boże nie, pomyślałam. Tylko nie on.- Anka, zatrzymaj się.- A już tylko co najwyżej pięć kroków dzieliło mnie od przekroczenia posesji. Wzięłam jednak głęboki wdech i na chwilę przymknęłam oczy. Potem pozorując na opanowaną odwróciłam się w stronę Tomka.
– O co chodzi?- Spytałam surowo patrząc mu w oczy. Jego oddech był przyspieszony jakby biegł.
  Chciałem cię przeprosić za to co o tobie mówiłem w salonie. Nie powinienem
był.- Raczej ja nie powinnam tego usłyszeć, pomyślałam.- To nie jest prawda to co mówiłem i...
– Daj już spokój z tą hipokryzją.- Przerwałam mu bezceremonialnie.- Przecież wiem, że to Agnieszka kazała ci za mną wybiec czyż nie?- Nie miał nawet na tyle przyzwoitości by wyglądać na skruszonego. Wręcz przeciwnie, wzruszył beztrosko ramionami.
– Może trochę. Wracaj do domu. Powinniśmy porozmawiać.
– Nie mogę uwierzyć, że masz aż tyle tupetu.
– Daj już spokój z tym graniem urażonej.- Znienacka chwycił mnie za rękę.
– Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz to nie zawaham się cię ponownie uderzyć.- Powiedziałam z taką złością, że sam mnie puścił. Uniósł brwi do góry jakby miał do czynienia z osobą niespełna rozumu, która mogła być niebezpieczna więc trzeba postępować z nią niezwykle rozważnie. Być może naprawdę przypomniał sobie jak potraktowałam go ostatnim razem gdy nie chciał posłuchać mojego polecenia. A ja naprawdę poczułam wielką ochotę by się na niego rzucić.
– A więc dobrze, już cię nigdy nie dotknę. Ale musisz ze mną wrócić. Inaczej Agnieszka nie da mi spokoju.- A więc nawet teraz nie czuł się w obowiązku jakiejkolwiek rozmowy czy wyjaśnienia. Wrócił tu tylko z powodu Agnieszki. Dla niego mogłam sobie iść w siną dal i jeszcze by mi pomachał na drogę. Sama nie wiem czemu czułam się aż tak bardzo zaskoczona. Przecież jeszcze kilka minut temu otwarcie przyznał, że jestem dla niego jak rzep a teraz dziwi mnie to, że demonstruje to swoim zachowaniem?- Dlaczego tak się na mnie patrzysz?- Spytał już innym tonem, jakby był odrobinę zakłopotany tym co robiłam (bo zdałam sobie sprawę, że od jakiegoś czasu patrzę na niego bez słowa). Potrząsnęłam szybko głową usiłując sprawiać wrażenie tak jakbym się zapatrzyła choć prawda była zupełnie inna. Bo zastanawiałam się jak mogłam się zakochać w człowieku, który stał naprzeciw mnie. W człowieku, którego jedynymi zaletami była ładna powierzchowność. W człowieku pustym, bez jakichkolwiek zasad czy reguł. Wiecznego Piotrusia Pana będącego na łasce ojca. Jak mogłam być aż taka ślepa? Najpierw Dawid, a teraz on? Miałam jakiś radar przyciągający niewłaściwych facetów czy co?
– Muszę iść na autobus, bo jest za kilka minut. Bez obaw, nie będę cię już nachodzić a raczej dręczyć.- Poprawiłam się z krzywym uśmieszkiem przypominając sobie jego wcześniejsze słowa. Doskonale wiedziałam, że ten dystans będę musiała pokonać piechotą albo ryzykować jazdę na gapę czego nie zrobię. Wolałam jednak to niż prosić jego albo Agnieszkę o podwiezienie.- Powodzenia i mam nadzieję, że jednak odzyskasz pamięć.- Dodałam odwracając się do niego plecami. Jednak już po kilku metrach postawionych na ulicy on zabiegł mi drogę. Wyraźnie poważnie potraktował mój rozkaz o tym aby mnie nie dotykać.
– Musimy porozmawiać.
– Nie sądzę. Możesz grzecznie odmaszerować mówiąc swojej bratowej, że spełniłeś swoją misję i mnie przeprosiłeś.
– Nie odejdę jeśli nie porozmawiamy.- Powtórzył z uporem.
– Doprawdy? A o czym? O tym, że jestem jak rzep na psim ogonie? A może o tym jaka ze mnie sekutnica?
– Do diabła nie chciałem...
– Nie wzywaj diabła!
– Do cholery skończ z tą świętoszkowatością, bo mnie irytujesz!
– Więc po kiego tu jeszcze stoisz? Wracaj do swojej rezydencji i nie marnuj dłużej czasu irytującą dewotkę.
– Powiedziałem to w gniewie!
– Co ty nie powiesz?- Spytałam go ironicznie.
– Przepraszam, okej?
– Tak, już wszystko w porządku.- Powiedziałam ze zjadliwą ironią.
– Widzisz, znowu tak się zachowujesz.
– Jak? Ironicznie? Sarkastycznie? No tak, zapomniałam że tylko ty możesz pomiatać ludźmi i patrzeć na nich z góry.
– Nie robię tego. To znaczy może i robię, ale nie specjalnie.- Westchnął głęboko jakby próbował się uspokoić.- Ania, ja straciłem pamięć. Wydaje mi się jakby ostatnie lata nie istniały i coraz trudnej jest mi żyć ze świadomością, że nigdy ich nie odzyskam. Wiesz jak się czuję? Jakby ktoś mi je ukradł. W jednej chwili mam dwadzieścia sześć lat, a w następnej budzę się jako prawie trzydziestodwuletni  mężczyzna. Obcy ludzie wiedzą o mnie więcej niż ja sam. Według ciebie to nie jest wystarczający powód do irytacji?
– Świetnie usprawiedliwienie, prawda? Do możliwości wyżywania się na mnie i na całym świecie za to co cię spotkało choć nikt nie jest winny. Tylko wiesz co? Czy kiedykolwiek zapytałeś jak ja się w tym wszystkim czuję? O to jak prosperuje cukiernia, jak idzie mi sprzedaż, co lubię robić? Starałeś się chociaż przypomnieć sobie cokolwiek w związku ze mną, z nami? Nie, bo lepiej użalać się nad sobą jak tragiczny romantyczny bohater.
– Odwracasz kota ogonem, bo wcale tego nie robię. A nawet jeśli robię to co z tego? Jak ty czułabyś się na moim miejscu? Wszyscy myślą, że to takie proste bo i cóż wielkiego jest w tym co mnie spotkało? Stracił pamięć wielka mi rzecz, prawda?
– Nie o to chodzi.
– Nie? Więc o co?- Udał, że się zastanawia.- Ach tak, wspomniałaś coś o tobie.
No bo przecież w ogóle się tobą nie interesowałem. Ale to, że starałem się w tym czasie odzyskać swoją przeszłość nie ma znaczenia. Bo tylko to się liczy, co? Że biedna Anna Parulska musi znosić fakt, iż jej chłopak jej nie pamięta. Pewnie oznacza to, że jej nie kochał bo przecież gdyby było inaczej nigdy by jej nie zapomniał.- Przerwał na chwilę uderzając mnie swoją niekonsekwencją. Bo przecież w podsłuchanej przeze mnie rozmowie z Agnieszką twierdził, że najpewniej spotykał się ze mną tylko po to by mnie uwieść-  Nieważne, że znali się dopiero trzy czy tam cztery miesiące, to że ten chłopak nie pamięta również żadnego szczegóły sprzed pięciu lat. No bo przecież to drobiazg. Najważniejsze jest, że on nie pamięta jej. Bo przecież nawet jeśli tak już jest to w mig powinien zakochać się w niej raz jeszcze. Tylko co ją obchodzi co on czuje? Że jest zdezorientowany, załamany a może nawet zdesperowany? Że na samą myśl o tym, że wspomnienia z ostatnich pięciu lat mogą nigdy już nie wrócić doznaje ataku paniki?- Po raz pierwszy aż tak się przede mną otworzył. Znikły gdzieś ironiczne błyski w oczach, tak jak i kpiarski uśmiech na ustach. Zobaczyłam na jego twarzy ból i to na chwilę zbiło mnie z tropu sprawiając że zapomniałam o słowach które jeszcze kilka minut temu wypowiedział do Agnieszki. Ale tylko na moment.
– Wiem co przeżywasz. A przynajmniej staram się to zrozumieć, bo tylko osoba
która doświadczyła amnezji na własnej skórze jest w stanie to zrobić.- Poprawiłam się.- Tylko spójrz na to wszystko z mojej perspektywy. Spróbuj wyobrazić sobie jak ja czuję się ze świadomością, że mnie nie pamiętasz, że znaczę dla ciebie nie więcej niż obca dziewczyna mijana w markecie. Wiesz jak się czuję nieustannie narzucając ci swoje towarzystwo widząc, że tego nie znosisz? Tym bardziej gdy mi to w okrutny sposób przypominasz dając odczuć że jestem tu zbędna?
– To nie tak.
– A jak?- Czułam jak moje oczy wilgotnieją. Jednak nie chciałam w tej chwili uciekać, bo czułam, że mogę nigdy nie zdobyć się na taką szczerość jak teraz. I on też.- Przecież właśnie to powiedziałeś Agnieszce w salonie. Niczego sobie nie ubzdurałam. Masz mnie gdzieś. I wiesz co? Nawet to rozumiem. Bo do tej pory tylko ja się starałam. Nachodziłam cię, próbowałam rozmawiać, przypominać ci pewne rzeczy tak byś odzyskał pamięć. Tyle, że to na nic.- Starłam z policzka kolejną łzę. Potem się roześmiałam jakoś tak żałośnie.- Boże, naprawdę nisko upadłam prawda? Nie dziwię się, że opisałeś mnie takimi epitetami. Ja opisałabym się znacznie gorzej.
– Aniu...- Łagodność jego głosu raniła mnie jeszcze gorzej. Bo pobrzmiewała w niej litość do mnie.  Dlatego wyciągnęłam przed siebie dłoń w geście obronnym.
– Nie, nie mów tego. Nie mów, że jest ci przykro choć wcale tego nie czujesz. Nienawidzę hipokryzji.
-  Ale tak jest. Naprawdę nie chciałem aby to się tak skończyło. Nie chciałem abyś cierpiała. - Więc czemu to robiłeś? Czemu raniłeś mnie każdym słowem, spojrzeniem, obecnością Ilony u swojego boku, miałam ochotę zarzucić go gradem pytań. Tyle, że teraz to było już nieistotne.
Bo on mnie nie kochał.
Dotarło to do mnie z przerażającą jasnością. To był właśnie ten czas, ten moment, ta godzina. Gdy jeszcze z ocalałą dumą mogłam bezpiecznie wszystko zakończyć choćby nie wiem jak mocno pękało mi serce.
– Wiem.- Odparłam przymykając na chwilę oczy.- Nawet ty nie jesteś tak okrutny. Muszę już iść.- Dodałam otwierając oczy po raz ostatni próbując doprowadzić swoją twarz do porządku.- Nie musisz czuć się winny z mojego powodu, naprawdę.
– Aniu?- Zawołał mnie gdy już zamierzałam się od niego odwrócić.- Chcę żebyś wiedziała, że jeśli tylko odzyskam pamięć i przypomnę sobie wszystko co razem przeżyliśmy... to gdy tylko będziesz chciała...- Urwał znacząco, a ja wygięłam kąciki ust w parodii uśmiechu. Bo Tomek nigdy nie odzyska pamięci. Nigdy nie przypomni sobie tego co było między nami jeśli nie udało mu się zrobić tego do tej pory. Bo oboje wiedzieliśmy, że to są czcze zapewnienia. Coś w stylu pytania grzecznościowego o samopoczucie odpowiadamy, że czujemy się dobrze lub widząc sąsiada: dzień dobry, choć akurat jest on jednym z najgorszych w naszym życiu. Gdy tylko odzyskam pamięć... Boże dlaczego to wszystko się stało?
Jadąc autobusem (postanowiłam jednak zaryzykować dostanie mandatu przez jazdę na gapę) do cukierni wciąż zadawałam sobie to pytanie. W tej chwili miałam o to do Boga pretensje, bo cierpiałam tak mocno jak jeszcze nigdy. Starałam wmówić sobie, że ta próba miała uchronić mnie przed błędem, pomóc zrozumieć, że przede mną i Tomkiem nie istniała żadna przyszłość. Prawdę mówiąc dla mnie było tak jak jakby po wypadku jego miejsce zajął zły brat bliźniak. Jakby był zupełnie obcym mężczyzną. Agnieszka nakazywała mi cierpliwość i okazywanie mu miłości. Tyle, że on odbierał to jako oznakę nękania. Na dodatek te wszystkie jego gniewne słowa... nic jeszcze tak bardzo nie bolało jak wysłuchanie jego opinii o sobie.
Próbowałam pamiętać Tomka takim jaki był przed wypadkiem: czułym, zabawnym i kochającym mnie robotnikiem mieszkającym w rozwalającym się drewnianym domku. Ale dłużej tak nie mogłam. Bo tamten Tomek był tylko ułudą. Nigdy nie istniał. A ten prawdziwy... ten prawdziwy był okrutnym cynikiem który miał mnie gdzieś. Nie mogłam dłużej się oszukiwać i wciąż go wypatrywać choćby to nie wiem jak mocno bolało. Nie mogłam budować swojej przyszłości na wspomnieniach, które tak naprawdę nie były prawdziwe.
Kurczę i znowu te głupie łzy. Starałam się głęboko oddychać by uspokoić własny oddech i nie dopuścić do totalnej kompromitacji, ale było to bardzo trudne. Jednak gratulowałam sobie, że nie rozkleiłam się do tej pory.
Gdy wysiadłam byłam kilka ulic od cukierni. Starałam się skupić na pracy, bo tylko to mi na razie pozostało. Tylko mój „Słodki świat” był w tej chwili jedynym stałym elementem w moim życiu.
Specjalnie weszłam wejściem głównym aby zobaczyć jak wszystko prosperuje. Na widok sporej grupki osób siedzącej przy stolikach uspokoiłam się. Nawet się uśmiechnęłam. Gdy Paulina podeszła by zebrać talerzyk z jednego stolika gestem kazałam jej zostać. Sama podeszłam do klientki i wzięłam brudne naczynia.
– Dokończyłaś ciasto na szarlotkę?
– Tak, już jakiś czas temu. Majka wykonała swoją robotę na piątkę z plusem, ale szybko się zmyła.- Dodała  z lekkim wyrzutem.
– Dobre i to. A teraz powiedz mi lepiej za co powinnam się wziąć najpierw.
– Jasne, tu masz karteczkę, spisałam wszystko chronologicznie od tego co jest najpilniejsze. Jak widzisz to te twoje owocowe babeczki...- Urwała wpatrzona w moją twarz.- Wszystko dobrze?
–Tak, oczywiście.- Skłamałam.
– Na pewno?
– Tak, mówiłam. Dasz mi tą kartkę? Wolę wziąć się za wszystko od samego początku.
Widziałam, że Paulina nie do końca daje wiarę moim słowom, ale nie miała innego wyjścia jak pozwolić mi odejść, bo właśnie do sklepu wszedł nowy klient. Ja poszłam do kuchni.
Ubijanie kremów, biszkoptów czy słodkich deserów zawsze mnie odprężało, ale nie tym razem. Tym razem ścieranie jabłek z każdym ruchem przypominało mi obelgi Tomasza.
„Trzyma się mnie jak rzep psiego ogona.”, w mojej głowie pojawiły się jego słowa, gdy kolejne gotowe jabłko trafiło do formy.
„Okej, więc zerwę z nią.”, przerwałam ścieranie owocu biorąc do ręki kolejny.
„Teraz jej nie pamiętam i nie czuję jakiejś wielkiej miłości. Owszem jest śliczna, ale to wszystko. Bo bez przerwy mnie irytuje gdy tylko otwiera usta.”, jabłko w mojej
dłoni zaczęło poruszać się szybciej.
„To sekutnica i dewotka w jednej osobie”, mój palec przeszył ból gdy nie zauważyłam iż dawno dotarłam już poza jego środek. Wzięłam go do ust przygryzając lekko tak jakby to miało mi pomóc w złagodzeniu bolesnego miejsca. Po chwili wróciłam do swojej czynności. Gdy ostatnie jabłko trafiło do miski odetchnęłam z ulgą i zakleiłam plastrem urażone miejsce. Potem doprawiłam jabłka lekko podpiekając je na patelni. W tym czasie chciałam zajrzeć do spodów przygotowanych przez Paulinę.
„Chciałem ją po prostu zbajerować ładnymi tekstami a ona dała się nabrać sądząc, że to jakaś wielka miłość.” Kurczę, coś było z nimi nie tak. Nie powinnam sama zastawiać tego na głowie młodej dziewczynie, która nie ma pojęcia o gotowaniu.
„W normalnych okolicznościach gdybym spotkał ją na ulicy to nawet bym się za nią nie obejrzał.”
– Już jestem Ania, zamknęłam lokal bo już i ta dziesięć po piątej. Co tak pachnie?- Słowa Pauli mnie otrzeźwiły.
– To moje jabłka.- Szybko podeszłam do kuchenki próbując przewrócić małe kawałki owoców.- Au!- Krzyknęłam gdy odruchowo złapałam za uchwyt bez żadnej rękawicy kucharskiej.
– O cholera chyba się spaliły, co?- Stwierdziła moja pracownica.- I trzeba będzie robić jeszcze raz. Zostać?
– Nie, dziękuję. Poradzę sobie sama.- Odparłam z dłonią pod kranem. No pięknie, najpierw palec, potem cała ręka. Jestem kompletną ciamajdą.
– Ależ mogę zostać i ci pomóc. Nie będziesz mi musiała za to płacić, nie martw się.- Zażartowała, czym jeszcze gorzej mnie rozzłościła.- Ania?
– Nie, mówiłam ci już że nie potrzebuję twojej pomocy. I tak wystarczająco mi już pomogłaś przy spodach. Nie wiesz, że do szarlotki używa się ciasta półkruchego a nie kruchego?! Przecież jeszcze przed wyjściem powtarzałam ci, że masz użyć całych jaj a nie tylko żółtek! Czy naprawdę nie potrafisz zrobić aż tak prostej rzeczy? Czy wszystko muszę tu robić sama?!- Gdy wydarłam się na nią zapanowała między nami cisza. Po chwili wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i wyjęłam dłoń spod kranu. Celowo tak by to widziała wyrzuciłam blaszki z ciastem do kosza.
– Aniu, na pewno nic się nie stało?- Spytała mnie znów cicho Paulina. Z trudem wstrzymałam irytację.
– Nie, powtarzałam ci już to chyba z pięć razy.- Westchnęłam przy tym ostentacyjnie mając nadzieję, że ona da mi wreszcie spokój.
  Przecież widzę...
– Jedyne co się stało to fakt, że przez ciebie zmarnowałam składniki i czas, więc będę musiała robić wszystko od nowa. I zostać nie do północy, ale prawdopodobnie do pierwszej w nocy z powodu twojej bezmyślności. Na dodatek spaliłam te cholerne jabłka.- Gdy poczułam w oczach łzy zrozumiałam, że zrobiłam z siebie ostatnią kretynkę. Dlatego dodałam już ciszej.- Ale poza tym... tak, wszystko gra.- Paula spojrzała na mnie rozszerzonymi oczami.
– Teraz to jestem już pewna, że coś się stało. Ty nigdy nie przeklinasz.- Zbliżyła się do mnie kładąc dłoń na ramieniu.- Bo nie chodzi tylko o to ciasto, prawda?- Nie potrafiłam dłużej wstrzymywać łez, które potoczyły się po moich policzkach. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, coraz bardziej gwałtownie. Paula bez słowa mnie przytuliła nie zważając na fakt, że jeszcze kilkadziesiąt sekund temu nieźle jej nawsadzałam.- Płacz kochana, to ci pomoże.
– To już koniec.- Łkałam w jej koszulę.
– Z czym koniec? Przecież cukiernia nie rozpadnie się z powodu jednego nieudanego ciasta... chyba, że... tu nie chodzi wcale o ciasto, tak?- W odpowiedzi rozpłakałam się jeszcze bardziej.- Jejku... a więc to Tomek, tak? Odzyskał pamięć? Nie, gdyby tak było to byś się raczej cieszyła. Więc co, dowiedział się, że jednak nigdy nie odzyska wspomnień? O matko, chyba nie masz na myśli, że...
– Tak, mam.- Przerwałam jej cicho nadal nie przestając płakać.- To koniec między nami. Ostatecznie. I tak byłam kretynką, że ciągnęłam to do tej pory. Nawet nie wiesz jak żałośnie czuję się w tej chwili.
– A więc zerwałaś z nim? Dlaczego?
– Bo to już dłużej nie miało sensu. On nic nie pamięta, rozumiesz? I nigdy sobie nie przypomni.
– Ale przecież od wypadku minęły dopiero ponad dwa miesiące. To nie znaczy, że...
– Paula, szok powypadkowy mija w ciągu kilku dni. Do tej pory wszyscy łudziliśmy się, że on przypomni sobie te ostatnie pięć lat. Ale to była tylko daremna nadzieja. Bo Tomek nigdy sobie mnie nie przypomni. Na dodatek teraz ma inną pocieszycielkę. Ona nieustannie z nim flirtuje, rozmawia. Raz nawet widziałam jak się całują...
– Masz na myśli Ilonę, tak? Wiedziałam, że będzie się wszędzie wpieprzać. To zwykła...
– Dość. Nie mogę zwalać winy na nią. Tomek też ma własny rozum i gdyby chciał... zresztą nie chcę już o tym mówić. Chcę zapomnieć o tym wszystkim.- Roześmiałam się smutno.- Szkoda, że ja tak jak on nie mogę mieć amnezji i pozbyć się wspomnień ostatnich pięciu miesięcy.
Paulina została ze mną aż do wieczora. Tym bardziej winna czułam się po tym jak ją potraktowałam. Bo pomogła mi wykonać kilka deserów (choć głównie zajmowała się zmywaniem i sprzątaniem naczyń), a ja choć ją przeprosiłam to nadal czułam do siebie niesmak. Powinnam być raczej zła na Tomasza, a nie na cały świat. Ale dzięki pomocy Pauli uporałyśmy się ze wszystkim szybciej.
Cieszyłam się, że poza gwałtownym początkiem gdy rozkleiłam się można by rzec w jej ramionach, Paulina o nic mnie nie pytała. Taktownie zdawała sobie sprawę, że nie mam ochoty rozmawiać o Tomku.
– Na pewno sobie poradzisz? Nie chcesz abym z tobą nocowała? Mogę położyć się na podłodze albo spać na fotelu. Poza tym masz tu przecież drugi mniejszy pokój.
– Nie, dam sobie radę. I tak dziękuję ci za wszystko. Zmarnowałaś przeze mnie cały wieczór.
– Daj spokój. Przyjaciele muszą sobie pomagać, prawda?- Skinęłam głową. Jak mogła mówić to po tym jak okropnie wyżyłam się na niej wcześniej? Poczułam okropne wyrzuty sumienia.- Hej, znów będziesz płakać?
– Nie, po prostu zastanawiam się czym zasłużyłam na twoją lojalność. Dzisiaj się nie popisałam...
– Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie a nie w bogactwie. A poza tym
to parę obelg nie robi na mnie wrażenia. Po wyprowadzce z domu od rodziców przyzwyczaiłam się. W porównaniu z moim tatusiem to co o mnie powiedziałaś było komplementem.- Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że mówi to po to by mnie rozśmieszyć i choćby dlatego chciałam zmusić się do wygięcia warg ku górze. Nie chciałam aby się o mnie martwiła.
Gdy wreszcie zostałam sama nagle poczułam się bardzo zmęczona. Usiadłam na
sofie i lekko przymknęłam oczy. Momentalnie pojawiła się w nich wizja Tomka: jego roześmiana twarz gdy flirtował z Iloną, pogarda gdy patrzył na mnie, ton jego głosu gdy mówił bratowej, że go prześladuję... aż w końcu ten moment gdy mnie przeprasza i oznajmia, że między nami nic już nie ma. Znów poczułam znaną sobie wcześniej słabość. Znów pod powiekami zebrały mi się łzy, a całe ciało skurczyło w sobie. Znów poczułam się żałosna i niegodna miłości; znów nadzieja którą żyłam przez ostatnie półtora miesiąca, że wszystko będzie dobrze umarła.
Próbowałam wmówić sobie, że dobrze się stało; że łatwiej jest żyć z jasno określonymi sytuacjami, że przynajmniej Tomek dłużej mnie nie zwodził, że od tej pory mogę zacząć wszystko od nowa. Tyle, że prościej jest powiedzieć niż zrobić.
Jednak w ciągu kilku następnych dni powoli przyzwyczajałam się do myśli, że historia pomiędzy mną i Tomkiem się skończyła. Patrząc z dystansem na to co się stało zdałam sobie sprawę, że to było czyste szaleństwo wierzyć, że w ciągu dziesięciu tygodni które minęły od wypadku on obdarzył mnie prawdziwą, szczerą miłością. Przecież nawet nie zdążyliśmy się poznać. Pytałam samą siebie, jak tak rozsądna osoba jak ja mogła zachować się tak nierozważnie. Przecież czasy nastoletnich wariactw już minęły, a to co się stało do nich należało. Tylko jak to wszystko skończyć? Czy już teraz powinnam powiedzieć Tomaszowi prawdę? Gdy nic nas już nie łączy? Nie, to zupełnie bez sensu. Przecież skoro to już koniec to nie powinnam tego robić. I tak nic bym tym nie osiągnęła. Więc co teraz? Przecież jakoś muszę wybrnąć z tej sytuacji...
I wtedy powróciły do mnie słowa Władysława Kamińskiego:
„Wiem co wydarzyło się w dniu wypadku, Anno.” Z powodu ostatnich wydarzeń między mną a jego synem zapomniałam o naszej tajemniczej rozmowie. Zapomniałam o uczuciu niepokoju, który we mnie wzbudziła i o tym, że nadejście Tomka nam przerwało. Czy rzeczywiście o tym wiedział?
„Tak i zastanawiałem się czemu milczysz. Dlatego postanowiłem też to zrobić. Wiedziałem, że miałaś w tym jakiś ukryty cel. Postanowiłem, że dam ci szansę załatwić to po swojemu.”
Czyżby to była prawda? A co jeśli to jego kolejny chwyt? Kolejna manipulacja? Bo chociaż sama nie doświadczyłam jego nienawiści (poza niechętnym spojrzenie jakim obdarzył mnie w szpitalu podczas jednej z wizyt u swojego syna i spotkaniem w domu) to jednak nie znaczyło to, że mnie zaakceptował, choć kilkakrotnie wyznał, że chętnie widziałby mnie w roli partnerki Tomka. Ale mimo wszystko był miły. A w jego oczach widziałam współczucie.
„Wiesz, że możesz liczyć na moją pomoc, prawda?”
„Będziesz mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.” Nie, nie mogłam tego źle zrozumieć. On naprawdę wiedział. I naprawdę chciał mi pomóc.
„Przyjdź do mnie kiedy tylko chcesz. Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji o każdej porze dnia.”
Westchnęłam. Czy to była odpowiedź na moje pytania i modlitwy? Czy w ten sposób mogę rozwiązać swój problem?
„Będziesz mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.” powróciło do mnie echo jego słów. „Będziesz mogła uwolnić się od niego bez żadnych problemów.” Równo tydzień od czasu mojej ostatniej rozmowy z Kamińskim u progu „Słodkiego świata” ukazała się postać Agnieszki.
– Co tutaj robisz?- Zganiłam ją niezbyt delikatnie widząc ile wysiłku kosztuje ją przyjście tutaj gdy tylko Paulina zawołała mnie z zaplecza. Nadal miałam ręce lekko przyprószone mąką.
– Ania- Na mój widok jej zmęczoną, bladą twarz rozjaśnił uśmiech. Złość szybko mi minęła.- Przepraszam, wiem że pewnie po tym co stało się z Tomkiem nie chcesz widzieć mnie ani kogokolwiek z jego rodziny, ale...
– To nie tak.- Przerwałam jej szybko.- Po prostu martwię się o ciebie. Twój mąż mówił wcześniej, że lekarz kazał ci odpoczywać. Przecież poród ma się odbyć już za kilka tygodni.
– I ty przeciwko mnie? Przecież ciąża to nie choroba.
– Ale nie bliźniacza. Przecież widzę jak się męczysz. Lepiej usiądźmy.- Agnieszka zrobiła kwaśną minkę, ale nie umknęło mojej uwadze, że z spełniając moje polecenie zrobiła to z wyraźną ulgą. W duchu uspokoiłam się. Aż do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo lubię tę młodą kobietę tylko rok starszą ode mnie. Właściwie była dla mnie jak siostra.- Jak to się stało, że Paulina Babecka u ciebie pracuje?
– Sama nie wiem. Właściwie tak jakoś wyszło. Mówiła mi, że pokłóciła się z rodzicami i od tej pory musi utrzymywać się sama.
–Wiesz kim jest?- Skinęłam głową.
–Tak, wyznała mi wszystko.
– O Michale też?
– Jakim Michale?
– No swoim narzeczonym.
– Tym za którego chcieli wydać ją rodzice? Tak. Ale tylko tyle, że nie był zbyt interesujący.
– Marciniak? Nie był interesujący? Przecież ona świata poza nim nie widziała.- Nie miałam szczególnej ochoty rozmawiać o Pauli, ale ogarnęła mnie ciekawość. Z początku, kontynuowałam ten temat tylko dlatego, że wiedziałam iż Agnieszka z pewnością przyszła tu aby ponownie próbować swatać mnie z Tomaszem na co nie miałam ochoty, ale szybko okazało się, że za „nowym życiem” mojej pracownicy kryje się coś jeszcze. A w obliczu tego jak bardzo mi pomogła w ostatnim czasie ja też chciałam coś o niej wiedzieć.
– Więc co się stało, że nie chciała za niego wyjść?
– Nie mam pojęcia. I chyba trzy setki gości czekających w kościele i na zewnątrz
gdy nie zjawiła się na własnym ślubie zadawało sobie to samo pytanie.
– Co?
– No tak. Naprawdę nie wiedziałaś? Mówiłaś, że wiesz. Poza tym o takim skandalu mówiono przez kilka ostatnich tygodni.- Pokręciłam głową.
- Nie. To znaczy myślałam, że wiem, bo Paula powiedziała mi co nieco, a ja sądziłam że to wszystko. No tak, teraz rozumiem czemu rodzice ją wyrzucili z domu. Po takim czymś.- Odruchowo przeniosłam wzrok na uśmiechającą się do klientki Paulinę. Była bogata i szybko musiała wyjść ze złotej klatki do normalnego życia studentki i pracownicy. I poradziła sobie świetnie. Postanowiłam, że odwdzięczę się jej za to ile dla mnie zrobiła i chociaż zaofiaruję wsparcie. Nie sądziłam, że ma ze mną aż tyle wspólnego. Przecież ja też na trzy miesiące przed ślubem go odwołałam. Wprawdzie nie mogło się to równać do zostawienia narzeczonego przed ołtarzem, ale...
–Żebyś wiedziała. Babeccy to właściwie zwykli dorobkiewicze tacy jak ja.
–Nie jesteś...
–...daj spokój- Przerwała mi szybko ze śmiechem.- Taka jest prawda. Wyszłam za mąż za dziedzica wielkiej korporacji i złowiłam jego miliony. Tak to przedstawia wielki świat.
– Ale wy się kochacie.- Na twarzy Kamińskiej pojawił się błogi uśmiech.
– Taak- Powiedziała marzycielsko z uczuciem malującym się na twarzy i zawartym w głosie. Patrząc na nią nie mogłam powstrzymać się od uczucia zazdrości. Dlaczego ja nie mogłam być tak szczęśliwie zakochana? Czemu Tomek nie kochał mnie tak bezwarunkową miłością jakiej żona jego brata była pewna?- Ale nie o to chodzi. No więc wracając do tematu, to właściwie można by rzec, że wywodzą się znikąd. Pan Babecki, dziadek Pauliny miał tylko skromny salon ze sprzętem elektronicznym co jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było niczym wielkim, bo świat nie był aż tak bardzo skomputeryzowany. Dopiero ojciec Pauli zdecydował się skupić na samych komputerach i odkrył jakieś oprogramowanie czy coś takiego.- Kontynuowała Agnieszka, a ja przypomniałam sobie jak moja pracownica powiedziała mi o patencie. Tyle, że ja tak przejęłam się tym kim jest, że szybko jej przerwałam.- Dość szybko zauważyli go z jakiejś firmy komputerów, a potem gruba szycha współpracująca z Inter-softem. I teraz właściwie śpią na pieniądzach, ale wielu nadal ma to gdzieś. Zapraszają ich tylko z grzeczności mając za nic choć tak naprawdę bardzo im zazdroszczą. Dlatego mariaż z Michałem Marciniakiem był dla Babeckich idealny. Również mają firmę nastawioną głównie na przemysł high tech, więc z jego pozycją i jej pieniędzmi byliby znakomitym połączeniem. Ale w ostatniej chwili Pauli coś odwaliło.- Ostatnie pytanie powiedziała w taki sposób jakby liczyła, że ja wiem coś o jej motywach. Niestety, nie była to prawda.
– Ja nie mam pojęcia, nie wyznała mi o swoim ślubie a co dopiero o ucieczce. Nie miałam pojęcia, że to wszystko zaszło tak daleko. Powiedziała, że porzuciła narzeczonego, ale nie dodała, że na samym ślubie.- Przez kilka minut jeszcze rozmawiałyśmy na ten temat gdy Agnieszka w końcu go zmieniła czego szczerze się obawiałam.
– A teraz moja droga, powiedz mi co zamierzasz zrobić w sprawie Tomka.- Przez moment patrzyłam jej prosto w oczy nie chcąc zdezerterować. Jej wzrok wydawał mi się być tak przenikliwy jakby wiedziała co siedzi mi w duszy. Jakby wiedziała, że nadal gości tam wielki ból. Dlatego zanim wyrzekłam następne słowa długo zbierałam się w sobie tak by zabrzmiały jak najbardziej przekonująco:
– Nic Agnieszko. Ja i Tomek to już historia.

10 komentarzy:

  1. Rewelacja naprawdę materiał na książkę piszesz świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ale historia :) no cóż w życiu nie zawsze jest kolorowo. Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. coś jest nie tak z tą Paulą..jestem bardzo ciekawa xd echh Tomek zachowuje się okropnie..przecież wie że Ania to jego dziewczyna i choć jej nie pamięta to powinien chcieć spędzać z nią czas i od nowa poznawać a on się tłumaczy że jej nie pamięta i gzi się z tą ilonką..mam nadzieję ze chociaż nie pójdzie z nią do łóżka....to tak jakby w ciągu tych pięciu lat urodził mu się brak i powiedział że nie chce mieć z nim nic wspólnego bo go nie pamięta ;/ dlatego Ania powinna powiedzieć mu prawdę i dopiero odejść żeby mógł dostrzec jaką krzywdę jej wyrządził swoim zachowaniem
    oczywiście jak zawsze jestem pod wrażeniem kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No pięknie, czemu ta Ania jest taka niezdecydowanych, powinna wyznać prawdę a nie rezygnować. W sumie Tomek też jest sobie winien..... Rozdział świetny. Czekam ma kolejny mam nadzieję że nie będę długo musiała czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak Ty to robisz, że tak się wzruszam?????, sama nie wiem, ale Twoje opowiadania, są tak realne, prawdziwe, że aż poraża.
    Ania i Tomek; mam nadzieję, że uda się Im.
    Gratuluję kolejny raz.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem Ania za łatwo sobie odpuszcza. Powinna walczyć o Tomka, sprawić żeby na nowo się w niej zakochał. Żeby tylko nie żałowała, że nic nie zrobiła. Rozdział jak zwykle wspaniały. Czekam na kolejny niecierpliwie pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojciec Tomka miesza w głowie Ani. On nie chce żeby się spotykała z jego synem:( Ania jest krucha dziewczyna, łatwo nią manipulować w sumie jest taka jak Agnieszka ma początku kiedy zaczęła spotykać się z Krzysztofem. Pozdrawiam Kasia
    Ps mam nadzieję że nie będziemy musiały długo czekać na Rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dodasz kolejną część już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero dzis wieczorem zabiorę sie za pisanie wiec nie wczesniej juz jutro wieczorem. A najpewniej pojutrze niestety.

      Usuń
  9. Dodasz coś dzisiaj?
    ~zaczytana~

    OdpowiedzUsuń