Spotkanie z Damianem przebiegło bardzo miło. Poza tym, że trochę zadręczałam się
jego ostatnimi atakami. A co jeśli ta głupia wróżba się spełni? Nie chciałam, żeby coś mu się stało.
Jednocześnie zastanawiałam się nad swoją. Jeśli to nie Damian mnie zdradzi to kto? Czy powinnam
poinformować o wszystkim rodziców? Sama już nie wiedziałam.
Następnego dnia znów spotkałam się z Januszem. Razem szliśmy na dodatkowe zajęcia z
matematyki i zawiązała się między nami rozmowa dotycząca wieczorka z Halloween. Ja oczywiście
udawałam, że totalnie mnie to już nie interesuje i że skończyłam z tymi bzdurami. Starałam się przy
tym zastosować do wskazówek Wranickiego i Graja, którzy zalecali mi ostrożność w kontaktach z
pozostałymi w naszej paczce chłopakami. Nawet jeśli to nie oni byli winni tego co stało się z
Mariolą.
– No i wiesz co? Karol miał świetną maskę. Taką zieloną. Pamiętam jak potem ktoś kto
zadzwonił po pogotowie był w zielonej masce, choć to nie mógł być on.
– Jakiej masce?- spytałam przypominając sobie co dawniej mówił o swoich wspomnieniach:
że widział pochylającą się nad sobą twarz. Wbrew sobie spytałam:
– Czy sądzisz, że byłoby to możliwe żeby któryś z pucharków z narkotykiem był pusty? Lub
nie zawierał narkotyku albo ktoś go wcale nie wypił?
– No nie wiem, ale w sumie...czemu pytasz?
– Tak, z ciekawości. Wiesz, ja mam kompletnie czarną dziurę, ale w sumie Karina z Kubą
sporo pamiętali.
– Nadal myślisz, że Kuba maczał w tym palce?- wyciągnął niewłaściwe wnioski.
– Nie- zaprzeczyłam stanowczo- Już mówiłam, że skończyłam z tymi bzdurami.- odparłam.
Postać w zielonej masce? A więc ktoś ukradł ją Karolowi. Tylko kto?
Zgodnie z obietnicą odwiedziłam po szkole Karinę. Wyraźnie zdziwiła się moimi kontaktami z
Damianem. Nadal uważała go za zdrajcę i nie była go pewna. Starałam się ją uspokoić. Kuba
również, bo mi towarzyszył. Gdy wyszłam z pokoju porozmawiać przez chwilę z jej mamą po
powrocie zastałam ich pogrążonych w rozmowie. Uśmiechnęłam się. Może Karina pomoże
Jakubowi zapomnieć o Marioli? Choć nie wolno źle mówić o zmarłych byłaby dla niego sto razy
bardziej właściwa.
Kolejne dwa dni nie wniosły nic nowego: zaczynałam nawet powoli oswajać się z tym, że nigdy nie
poznamy prawdy. Przypuszczenia chłopaków nie sprawdziły się: jeśli morderca uważał
Wranickiego za niebezpiecznego teraz przestał. Ja osobiście się z tego cieszyłam: dwa zamachy w
tym jedno skuteczne pobicie jakoś nie nastrajało mnie optymistycznie. Wolałam, żeby winny nie
odpowiedział za swoją karę jeżeli miało się to stać kosztem Damiana. Jednocześnie wiedziałam,
czułam to całą sobą, że coś przegapiłam. Że w tej całej historii jest coś co powinno dać mi do
myślenia, przybliżyć do rozwiązania zagadki, ba nawet ją rozwiązać. Działo się tak zwłaszcza gdy
wyciągałam kartkę sporządzoną dwa tygodnie temu po feralnej halloweenowej nocy na której
spisałam wszystkie ważne informacje. A więc co jest nie tak? Być może wszyscy się pomyliliśmy:
Kuba w swej chęci zemsty za śmierć ukochanej, Damian z poczucia obowiązku, a ja z własnej
podejrzliwości? Może śmierć Marioli naprawdę była tylko potwornym tragicznym wypadkiem
spowodowanym w tak głupi sposób? Przecież śmierć nie musi być zawsze patetyczna czy
chwalebna. Może być też groteskowa lub przypadkowa co mogło stać się akurat w tym przypadku.
A wróżby z tabliczkami quija były po prostu czystym przypadkiem. W końcu ich autorem był
Janusz, który dobrze znał każdego z nas. Więc nie ma w tym nic dziwnego, że się spełniły. A
przynajmniej tak to wyglądało.
Dlatego moje życie powoli zaczynało wracać na właściwe tory. Owszem, śmierć Marioli nie była
czymś nad czym można przejść do porządku dziennego, ale teraz przestałam już czuć przeraźliwego
zagrożenia, jakby czekać na coś nieuniknionego, strasznego. Przez tą całą sytuację zbliżyłam się
nawet do Jakuba (oczywiście nikomu nie zdradziłam jakie relacje rzeczywiście łączą go z
Damianem tak jak wcześniej obiecałam). Któregoś dnia odważyłam się go nawet zapytać:
– Jaka ona była?
– Masz na myśli...?
– Tak, ją- nie było potrzeby wypowiadać imienia Mariola. Oboje doskonale to wiedzieliśmy.
– Jej nie można opisać jednym zdaniem. Ale była wyjątkowa. Wiem, że to słowo w uszach
kogoś kto jej nie znosił brzmi szyderczo, ale taka jest prawda.
– Nie mówię, że jej nie znosiłam. Wydaje mi się, że po prostu jej nie rozumiałam: tego
bezmiaru jej samotności i cierpienia. Do dziś pamiętam rozmowę z jej matką. Musiało jej
być ciężko.
– Tak.- uśmiechnął się do tylko sobie znanego wspomnienia.- Ale mieliśmy siebie. Ja też nie
jestem ideałem, ale z ciętym poczuciem humoru, zaciętością i brakiem cierpliwości
stanowiliśmy wybuchową parę. I na swój sposób się uzupełnialiśmy...- wbrew sobie
poczułam się bliżej Marioli gdy opowiadał mi o ich wspólnej przeszłości. I szczerze
żałowałam, że zrobiłam to dopiero teraz. Ale gdybanie co by było nigdy nie jest dobre i
przynosi tylko żal.
Pod koniec tygodnia Karina spokojnie mogła wstać już i chodzić o kulach chociaż jeszcze dość
słabo. O szkole jednak nadal nie mogło być mowy: wciąż przyjeżdżał do niej nauczyciel i w ten
sposób potwornie nudziła się popołudniami. Mimo, że starałam się odwiedzać ją dość często
musiałam wyskrobywać również trochę czasu dla Damiana, który od kilku dni oficjalnie został
moim chłopakiem. Chłopakiem o którym śniłam od pierwszego dnia naszego spotkania. Dlatego nie
powiem, że te wizyty były mi w smak: co innego kiedyś gdy widziałyśmy się w szkole, ale
codzienne wędrówki do jej domu były trochę męczące. Ale przyjaźń to przyjaźń.
– Hej, jak się czujesz?- spytałam ją w piątek. Uśmiechnęła się kuśtykając w moją stronę.
– W porządku. Widzisz?- była wyraźnie zadowolona ze swoich postępów- Jeszcze tylko sześć
tygodni i zdejmę gips. Prawa noga już niemal od tygodnia swędzi mnie pod kolanem- obie
zaczęłyśmy się śmiać- Jak układa ci się z Damianem?
– Cudownie. Wczoraj zabrał mnie do klubu karaoke. Bawiłam się wyśmienicie- nasza
rozmowa zeszła na bardziej przyziemne sprawy. Do tematu Halloween już nie wracaliśmy.
W pewnej chwili zadzwonił do niej telefon.
– Przepraszam- odparła i na chwilę wyszła z pokoju. Ja w tym czasie siedziałam oglądając
gazetę leżącą na jej biurku. I być może nie zauważyłabym niczego podejrzanego gdyby jej
zazwyczaj zamknięta na kluczyk półka była otwarta, a w zasadzie lekko uchylona. Karina
zawsze śmiała się, że to szafka jej sekretów: że trzyma tam swój pamiętnik. Nawet mi nigdy
go nie pokazała. Mimo wszystko byłyśmy przyjaciółkami i naprawdę nie miałam zamiaru
tam zaglądać: jednak zielona poświata zbiła moje postanowienie. Niepewnie zerknęłam po
raz ostatni na drzwi: Karina nadal rozmawiała przez telefon. Podeszłam do szuflady i ją
otworzyłam. Był tam zapowiedziany głupio oprawiony zeszyt (którego mimo swojej
wścibskości nie miałam zamiaru otwierać ani czytać), długopis (który rozpoznałam jako ten
z Hiszpanii, który kupiłyśmy podczas wycieczki szkolnej za granicą) oraz bransoletkę na
rzemyku, którą kiedyś jej podarowałam. Na ten widok uśmiechnęłam się. I już miałam z
powrotem wsunąć półkę, gdy przypomniałam sobie o zielonej poświacie. Schyliłam się
patrząc głębiej. Była tam schowana zielona maska. Początkowo nic mi to nie powiedziało.
Dopiero potem przypomniałam sobie czemu ten przedmiot wzbudził we mnie taki niepokój.
„ Karol miał świetną maskę. Taką zieloną. Pamiętam jak potem ktoś kto zadzwonił po pogotowie
był w zielonej masce, choć to nie mógł być on.”
„I pamiętam jeszcze, że ktoś nade mną stał. Nie jestem pewny czy to nie senny majak”, słowa
Janusza zabrzmiały w mojej głowie niczym echo. Mimo wszystko usiłowałam zachować spokój.
Nie zamierzałam po raz kolejny oskarżać kogoś bezpodstawnie. Zamknęłam szufladkę i usiadłam
na łóżku jak gdyby nigdy nic. Mimo wszystko gwoli ostrożności napisałam SMS-a do Damiana, że
jestem u Kariny. Potem, z wolna zaczęłam przypominać sobie inne sytuacje:
„- No, ale dlaczego? Przecież nic na tym nie stracą.
– Tak, ale znałaś Mariolę:nie raz nocowała u koleżanek po baletach nawet nie informując
swoich rodziców. Nie wracała do domu nawet na weekendy. Myślę, że oni traktują to
podobnie...” tak wyglądała nasza rozmowa telefoniczna po wieczorku Halloween. I może
nie byłoby w niej nic niezwykłego gdyby nie jeden pozornie błahy fakt: Karina użyła czasu
przeszłego. A wtedy nie mogła wiedzieć, że Mariola już nie żyje. Nawet ja tego jeszcze nie
podejrzewałam sądząc, że boi się odpowiedzialności za zranienie kamieniem Damiana. A co
było gdy poinformowałam ją, że Stankiewicz się znalazła? (bo tak powiedział mi Kuba)
Wyglądała na przerażoną. Być może sądziła, że jej plan się nie powiódł i Mariola nadal żyje.
I to ona przez cały czas podrzucała mi fałszywe tropy oskarżając Karola, Janusza, Damiana,
Kubę...Przecież kilka dni temu nawet żartowaliśmy z Kuby, że morderca musiał się w nim
zakochać skoro dostał taką wróżbę. Wtedy wszyscy uznaliśmy to za świetny żart, ale
teraz...Teraz uświadomiłam sobie, że Karina kocha Kubę i chciałaby żeby pomiędzy nimi
coś było. Tylko, że nie zdaje sobie sprawy, że on nigdy jej nie pokocha. Tylko skąd
wiedziała o o inscenizacji Janusz i Karola? Musiałam jak najszybciej zadzwonić do
Damiana i powiadomić go o wszystkim.
– Widzę, że już o wszystkim wiesz- pojawiła się niespodziewanie znikąd wyrywając mi z
dłoni komórkę i roztrzaskując ją o podłogę. Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Co robisz?
– Och, nie zgrywaj się. Widziałam, że domyśliłaś się wszystkiego.
– Nie wiem o czym mówisz- próbowałam udawać, ale kiepsko mi to wychodziło. Bo nie jest
to łatwe gdy stoisz naprzeciw mordercy.
– Naprawdę czasami mnie wkurzasz- podeszła do drzwi pokoju i zamknęła je na klucz. A ja
stałam jak wmurowana: bo ona wcale nie kuśtykała ani nie podpierała się kulami.
Przeciwnie szła nadzwyczaj prosto i pewnie. Nawet pomimo gipsu. Gdy zauważyła mój
wzrok uśmiechnęła się złośliwie.- No i co pani mądralo? Zatkało kakao? Nie wpadłaś
wcześniej na to, że to ja?
– Dlaczego?- spytałam tylko nie czując prawdę mówiąc strachu. Bo we wzroku mojej
przyjaciółki dostrzegłam jakieś nieznane mi błyski, być może szaleństwa. Ponadto
wiedziałam, że jesteśmy w jej mieszkaniu tylko we dwie. Ale czułam tylko rozczarowanie i
jakby gniew: czemu to właśnie Karina? Moja nieśmiała i wiecznie niezdarna Karina?
– Prawdę mówiąc nie sądziłam, że jesteś aż taka głupia i odkryjesz to dopiero teraz.- również
nie odpowiedziała na moje pytanie.
– Wiem, że kochasz Kubę- oznajmiłam nie owijając niczego w bawełnę- Ale po co bawiłaś się
w tą całą zabawę z karteczkami quija? I skąd wiedziałaś o inscenizacji?
– Ha, to wcale nie było takie trudne się tego dowiedzieć: po prostu podsłuchałam rozmowę
Janusza. Czy wiesz, że planował to z Karolem już miesiąc przed? A co się tyczy pierwszego
pytania...to było to zabawne nie sądzisz?- roześmiała się jakby coś wspominała- Nawet nie
wiesz jaką miałam z ciebie polewkę gdy traktowałaś to poważnie. Zwłaszcza, że Paprocki
ułożył wszystko tak, żeby w miarę do nas pasowało, zwłaszcza twoja. A ja to tylko
wykorzystałam.
– I tak po prostu mi o tym mówisz?- nie mogłam w to uwierzyć. Bo ona wyglądała jakby się
tym szczyciła, jakby miała powód do dumy. Spróbowałam z innej beczki.
– Myślisz, że Kuba będzie chciał z tobą być gdy się o tym dowie?- nie, nie łudziłam się że
puści mnie wolno, ale chciałam jej uświadomić, że prędzej czy później prawda wyjdzie na
jaw.
– Na pewno nie dowie się tego od ciebie.
– Co chcesz zrobić? Zabić mnie? Tak jak Mariolę?- chciałam aby bezpośrednio to przyznała.
– Przykro mi, ale chyba nie mam innego wyjścia. Chyba nie możesz mi obiecać, że będziesz
siedzieć cicho?- pokręciłam przecząco głową- I to w tobie lubiłam najbardziej: nigdy nie
byłaś tchórzem.
– Co zrobiłaś Marioli?
– Nic wielkiego. Gdy była ogłupiona środkiem narkotykowym zaprowadziłam ją do tamtej
krypty. A potem zatrzasnęłam wyjście.
– I pozostawiłaś ją na pewną śmierć? Wiesz jak musiała się czuć zaraz po przebudzeniu?
– Teraz to ona jest twoją dobrą przyjaciółką? Nie wiedziałam.
– Karina, opanuj się. Co się z tobą dzieje? Nie rozumiesz tego co zrobiłaś?
– A co takiego zrobiłam? Pozbyłam się wulgarnej dziewuchy, której nie znosili nawet właśni
rodzice?
– A to co stało się z Januszem? A napady na Damiana? Narkotyk w kieliszkach przez który
całą noc spędziliśmy na dworze? Co gdybyśmy zginęli wszyscy? Nie pomyślałaś o tym?
– No cóż, tej kwestii dobrze nie przemyślałam. Ale zapewniam cię, że wypadek Paprockiego
nie był moją winą.
– Tak?- spytałam szyderczo- A więc co poszło nie tak? Twoi wspólnicy nawalili? I kto nimi
był?!
– Cii, nie podnoś głosu. I tak nie zamierzam już dłużej odpowiadać na te twoje bzdurne
pytania. Już dosyć czasu straciłam.
– Co chcesz teraz zrobić?
– Nic wielkiego. Ale będziemy musiały się pożegnać. Swoją drogą, bardzo cię lubiłam.
Chociaż byłaś głupia, że mi wierzyłaś.- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Jesteś chora, powinnaś się leczyć- odparłam poważnie patrząc jej w oczy. Bo ona naprawdę
zaczęła zachowywać się jak wariatka.
– Ty będziesz się zaraz leczyć- odrzekła mi podchodząc do jednej z szuflad i wyjmując z niej
nóż- No już, pod ścianę.
– Nie mam zamiaru.
– Pod ścianę!- powtórzyła ostrzejszym głosem.
– I co mi zrobisz? Zarżniesz jak świnię? Nie sądzę, żebyś miała dość odwagi- blefowałam
próbując ją wybadać. Przecież to była moja Karina: wiecznie niepewna siebie, niezdarna i
niezręczna. Jak może stać przy mnie wygadując te wszystkie okropne rzeczy? Nadal nie
potrafiłam połączyć tych dwóch osób w jedną. To nie mogła być ona.
– Hm, nie powiedziałabym tego tak dosadnie, ale tak- uśmiechnęła się zupełnie jak osoba
niespełna rozumu.- No, ale ze względu na to co nasz łączyło postaram się żeby to stało się
szybko.
– Karina, ty nie wiesz co robisz. Przecież Kuba nigdy cię nie pokocha, nieważne czy Mariola
znikła czy nie. A zabijając mnie nic nie uzyskasz. Poza tym...-chciałam dodać, że Kuba z
Damianem wszystkiego się domyślają, ale nie chciałam ich narażać. Przecież w swoim
szaleństwie może ich skrzywdzić.
– Doskonale to wiem. A teraz pod ścianę. Nie zamierzam powtarzać tego po raz kolejny, bo
ten nóż wyląduje w twoim gardle, a zapewniam, że nie będzie to łatwa śmierć.- nie mając
wyjścia postanowiłam spełnić jej polecenie jednocześnie starając się znaleźć jakieś dobre
wyjście z tej sytuacji.
– Co zrobisz gdy wrócą twoi rodzice?
– Nie martw się, nie przyjdą. Kończą pracę o osiemnastej, ale dzisiaj wybiorą się jeszcze do
teatru. Przypada ich dwudziesta rocznica czy coś- machnęła ręką na znak lekceważenia.-
Więc będziemy same.- gdy podeszłam pod ścianę zaczęłam szperać po kieszeni i rozglądać
się za jakąś bronią.- Nawet nie próbuj- zacmokała ustami.- Naprawdę nie jestem taką
ofermą za jaką mnie uważałaś.- nic sobie nie zrobiłam z jej gróźb. Szybko zrobiłam parę
kroków w prawo porywając z biurka jakąś drewnianą figurkę. Uderzyłam Karinę w głowę i
puściłam się do drzwi. Jednak włożenie klucza do zamka zajęło mi kilka sekund podczas
których ona już wstawała na nogi klnąc siarczyście. Nie odwracając się do tyłu wybiegłam z
pokoju. Była tuż za mną co poznawałam po przeraźliwym pisku. Blisko drzwi wejściowych
przeżyłam rozczarowanie: były zamknięte.- I co teraz, kretynko?- powiedziała mocno
uderzając mnie znienacka w twarz tak, że niemal mnie zamroczyło.
– Co z twoim gipsem? To też ściema?- wyszeptałam nadal trzymając się za policzek.
– Jasne, że tak. Przekupiłam doktora. Mówiłam, że jestem sprytna, a moja wróżba musiała się
spełnić nie?
– Jesteś nienormalna.
– Już to mówiłaś. Idziemy, nie zamierzam dłużej się z tobą ba...- zaczęła mnie ciągnąć w
stronę pokoju przykładając mi do gardła nóż. Jednak chwilę potem usłyszałyśmy dzwonek
do drzwi. I obie zamarłyśmy: ja z ulgi, a ona ze strachu- Jeśli piśniesz choć słówko,
poderżnę ci gardło. Pamiętaj, że nie muszę otwierać tych drzwi- skinęłam głową. A więc
zamierzała je otworzyć. To była moja szansa- A teraz właź na górę.
– Karina...- nie zdążyłam dodać nic więcej, bo zemdlałam uderzona z wielką siłą w głowę.
Gdy się ocknęłam leżałam związana w szafie Kariny. Głowa pulsowała mi tępym promieniującym
bólem. Najgorzej doskwierająca była jednak niewygodna pozycja. Ni to leżąca, ni stojąca.
Wszystko bolało mnie jak diabli. Po kilkudziesięciu sekundach byłam w stanie starać się wyjść z
pułapki, ale szafa była najwyraźniej zamknięta. Tym bardziej gdy z góry usłyszałam dochodzące
mnie hałasy. No i głos Kuby. Pocieszałam się tylko tym, że swojemu ukochanego raczej nie zrobi
krzywdy, choć cholera ją tam wie. Z wolna starałam się za pomocą swojej śliny trochę zwilżyć
okręcającą moje usta taśmę aby ją zerwać. Niestety bez użycia rąk było to niemożliwe. Nie
rezygnowałam jednak: wydawałam piski na tyle głośne, na ile pozwalały mi na to okoliczności i
warunki.
– Sara, Sara!- byłam niemal pewna, że słyszę głos Damiana wbiegającego po schodach. Boże,
zaraz mnie uwolni, myślałam, ale on tylko wszedł do pokoju Kariny spojrzał na niego
pobieżnie i wyszedł nie pomyślawszy, że mogę być w szafie.
– Mówiłam ci, że jej u mnie nie ma.- głos Kariny był zdumiewająco spokojny jak na to, że
mogło się wydać jej morderstwo i jego próba.
– Ale napisała mi SMS-a...- cieszyłam się, że Damian nie rezygnuje.
– A co ci w nim napisała?- jęknęłam.
– Że jest u ciebie...- mój chłopak najwyraźniej tracił rezon.
– Bo była. Ale wyszła jakieś dziesięć minut temu. Mówiła, że wie kim jest zabójca.- w tym
momencie znów starałam się dać o sobie znać. Ale nic z tego.
– Co?- wtrącił się Kuba- Co ci mówiła?
– Tylko to.- och, jaką świetną była kłamczuchą.
– Nie mówiła kogo podejrzewa, gdzie idzie?
– I dlaczego jej nie zatrzymałaś?
– Och, przepraszam- jej głos zabrzmiał niemal płaczliwie- Myślicie, że coś jej grozi?-
naprawdę powinna dostać Oskara. Ale może dzięki temu zmobilizowałam wszystkie siły i
targana złością wreszcie trochę obluzowałam ramię. Dzięki temu mogłam przynajmniej
trącić nim szafę.
– Nie to ja przepraszam- westchnął Damian- Martwię się o nią. Wiesz jaka jest szalona i
impulsywna.
– Wiem, ja też się martwię. Ale myślałam, że dała już sobie spokój z tym całym śledztwem.
– Niestety nie.- ponownie uderzam o drzwiczki szafy, ale chyba z korytarza nikt mnie nie
usłyszał. Mimo to próbowałam nadal.
– W takim razie, już pójdziemy. Powinniśmy jej szukać.
– Tak, powinniśmy ją znaleźć. Z chęcią bym z wami poszła, ale sami wiecie, że w tym stanie.
– Jasne, ze złamaną nogą nie na wiele nam się przydasz.
– Na razie.
– Cześć chłopaki.- czyniłam rozpaczliwe próby aby mnie usłyszeli. Ale to była syzyfowa
praca. Już słyszałam jak pokonują schody na dół. Starałam się stłumić łzy. Bo dopiero teraz
poczułam prawdziwy strach. Strach przed śmiercią. Powstrzymały mnie jedynie głosy na
dole. A więc chłopaki jeszcze nie wyszli? I o co się kłócą? Wstąpiła we mnie nowa nadzieja.
Ze zdwojoną siłą usiłowałam wydać z siebie jak najgłośniejszy dźwięk.
– Gdzie ona jest?
– Nie ma jej tu.
– Więc skąd ta krew?
– Skaleczyłam się.
– Nie kręć Karina. Gadaj, bo wezwę policję.
– Już mówiłam- znów usłyszałam jej płacz. Głosy były coraz bliżej pokoju.
– Przeszukaj kuchnię, ja idę na górę.
– Nie, co wy robicie?- w tym momencie do pokoju gdzie byłam uwięziona ktoś wszedł. Znów
starałam się zdradzić ze swoją obecnością.
– Sara? Jesteś tu?- och, głos Damiana.- Sara?- chyba udało mi się zwrócić jego uwagę na
szafę, bo usłyszałam jak się do niej zbliża. Potem usiłował ją otworzyć- Daj mi klucz- chyba
Karina była w pokoju razem z nim- Dawaj!
– Nie mam, zgubiłam.
– Karina, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. Kuba! Tutaj...- usłyszałam wtedy jakiś
krzyk: Karina chyba zaatakowała Damiana.
– Co jest?- zaraz potem odezwał się głos Jakuba. We trójkę szamotali się z tą wariatką. Mimo
wszystko się bałam: bądź co bądź ona jest zdesperowana, a więc podwójnie niebezpieczna.
Jednak wszystko skończyło się dobrze: po kilku minutach dźwięk otwieranego zamka
zwiastował moje uwolnienie.
– Boże, Sara wszystko w porządku? Co ona ci zrobiła...- głos Damiana pełen był troski i
niepewności. Zaraz ci pomogę.- Potem, rozcinając mi więzy dodał do Kuby- A ty jej pilnuj.
Zaraz dzwonię na policję.- Gdy już mnie uwolnił, mocno mnie przytulił. Pełna spokoju
wtuliłam twarz w jego kark.
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ.
Wyjaśnienia na policji trwały dość długo: zważywszy na to, że cała historia była dość absurdalna i
pełna zbiegów okoliczności, a jej bohaterami młodzież drugiej klasy państwowego liceum. No i
wszystko się wydało: inscenizacja, narkotyki, wróżby. Do tej pory miejscowe gazety rozpisywały
się na temat niespotykanego morderstwa. Dla mnie jednak najważniejszy był fakt, że Karina trafiła
do aresztu. Nie kontaktowałam się z jej rodzicami bezpośrednio, ale od mamy wiem, że podobno
jest niepełne sprawna umysłowo. A przynajmniej na tym będzie opierała się linia jej obrony.
Miałam jednak nadzieję, że jeśli nie do więzienia to trafi do szpitala dla umysłowo chorych na
długie lata.
Po wszystkim cała nasza piątka: ja, Kuba, Damian, Janusz i Karol poszliśmy na cmentarz jeszcze
raz aby ostatecznie pożegnać się z Mariolą. Gdy kładłam na jej mogile duży koszyk kwiatów
miałam nadzieję, że wreszcie będzie mogła odpoczywać w pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz