Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 lipca 2015

Seans; Rozdział I

Nie wiedziałam czy pierwszym co poczułam po przebudzeniu było przeraźliwe uczucie
zimna, tępe pulsowanie u nasady czaszki czy ból zesztywniałych członków. Bo czułam się prawdę
mówiąc okropnie. Otwierałam oczy „na raty” wcześniej kilka razy intensywnie mrugając. Ostrożnie
rozejrzałam się na bok i podniosłam z ziemi widząc otoczenie lekko gnijących już liści drzew.
Gdzie ja u diabła jestem? I co robię o- spojrzałam na swój zegarek u lewej ręki- piątej rano w
jakimś lesie? Znów zadrżałam gdy nadszedł zimny powiew. Starałam się zrobić kilka kroków, ale
niemal się przewróciłam, bo w mojej głowie zaczęły się dziać prawdziwe harce. Czułam się totalnie
zdezorientowana: próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru, ale nie
potrafiłam. Jedynym co czułam był strach o Karinę. Jak kadr z filmu pojawiła się w moim umyśle
scena gdy biję ją w twarz każąc się obudzić. I swoją własną panikę. Znów spróbowałam postawić
kilka kroków czując jakąś wewnętrzną niemoc. Gdy to nie wypaliło zdecydowałam się iść na
czworakach.
– Halo, nic pani nie jest? Proszę się obudzić...
– Daj spokój Jadwiniu, pewnie nieźle nachlała się wczorajszego wieczoru i teraz ma. Nie
widzisz jej przebrania?- usłyszałam jakieś głosy nad sobą, które mnie obudziły.
– Masz rację Henryk. Czuć od niej alkoholem
Jakim alkoholem, pomyślałam nadal na wpół sennie próbując się odezwać. Ale usta miałam
wyschnięte na wiór. Z resztą, nie zamierzałam wołać na pomoc zgrzybiałych staruszków, którzy
odmówili pomocy nieprzytomnej osobie z góry zakładając, że jest pijaczką. Z drugiej jednak
strony tej pomocy niewątpliwie potrzebowałam. Myślałam, że z zimna zamarznę na kość, a
przynajmniej odmarznie mi jakaś część ciała. Na szczęście udało mi się bez przeszkód wstać. Tak,
teraz rozpoznawałam teren: znajdowałam się blisko wschodniego wejścia na cmentarz. Tylko
dlaczego się tutaj znajdowałam? Usłyszałam dźwięk mojej komórki. Z trudem wyciągnęłam ją z
kieszeni.
„Wiem, że miałaś nocować u Kariny ale mogłabyś przynajmniej się odezwać. Wszystko w porządku?”
Machinalnie przeprosiłam mamę za moją opieszałość i napisałam, że wszystko jest w porządku.
Jednak gdy tylko to zrobiłam uświadomiłam sobie, że nic nie jest w porządku. Obudziłam się sama,
na cmentarzu, nic nie pamiętając z wczorajszego wieczoru. Na dodatek dochodziła już dwunasta, a
ja dawno powinnam być już w domu. Przypomniałam sobie swoje ostatnie wspomnienie: szliśmy z
moją paczką do kolegi Karola, potem był ten niby wieczorek okultystyczny, a na końcu szliśmy na
cmentarz (przynajmniej wyjaśniło się to co robię w tym miejscu) żeby odczytać punktualnie o
północy te głupie karteczki z wróżbami...Tylko co było potem? I co zresztą? Nie miałam pojęcia.
Pierwsze co przyszło mi do głowy to zadzwonić do Kary. Ale ona nie odbierała. I w sumie to
dobrze, bo mój głos przypominał papier ścierny. Przeraźliwie chciało mi się pić. Byłam tak
zdesperowana, że podeszłam do zaworu znajdującego się przed wejściem na cmentarz i tam
zaspokoiłam pragnienie. Dopiero wtedy zadzwoniłam do Damiana, potem Kuby i Karola...nikt nie
odbierał. W geście desperacji wykręciłam jeszcze numer Marioli, którą nie darzyłam zbytnią
miłością, ale tutaj również po drugiej stronie telefonu panowała cisza. Wtedy uświadomiłam sobie,
że mój niepokój jest słuszny. Co się do diabła tutaj stało? Rozejrzałam się dookoła placu szukając
wzrokiem któregoś z moich przyjaciół. Ale jedyne co zobaczyłam to twarze ludzi zwrócone w moją
stronę i patrzące z przyganą. Widocznie zauważyli mnie leżącą przed cmentarzem, a potem
pełznąca w kierunku wody i już ochrzcili mnie alkoholiczką. Czemu akurat musiałam trafić na
Dzień Zaduszny?
Choć wokół kręciła się masa ludzi ze świeczkami ja w dziwnym stroju i po nocy spędzonej
prawdopodobnie na gołej ziemi zaczęłam szukać kogoś ze znajomych. Dopiero po kilku minutach
uświadomiłam sobie, że moi rodzice również prawdopodobnie są już tutaj, a gdy mnie zobaczą w
takim stanie zaczną zadawać mnóstwo pytań. Dlatego postanowiłam wyjść z cmentarza i wrócić do
domu.
Po szybkim prysznicu, porządnym śniadaniu i zmianie ubrania czułam się tak jak zwykle.Nieomal.
Bo jak cierń w oku był mój zanik pamięci dotyczący wczorajszej nocy. Co się potem stało?
Znów zaczęłam dzwonić do znajomych. I znów odpowiedziała mi cisza. Gdy już miałam zamiar iść
do domu Kariny usłyszałam dźwięk komórki. Szybko ją odebrałam.
– Halo?
– Sara, to ty?- rozpoznałam po głosie panią Paprocką, matkę Janusza chociaż była bardzo
roztrzęsiona.
– Tak, to ja. Coś się stało?
– Janusz jest w szpitalu- usłyszałam jej szloch- Ktoś dźgnął go nożem- przełknęłam
gwałtownie ślinę upewniając się, że moje podejrzenia są słuszne. Tej nocy wydarzyło się coś złego.
– O Boże, w którym jest szpitalu?- spytałam, a ona podała mi adres. Machinalnie słuchałam
jeszcze jej lamentów i płaczu. Dowiedziałam się również, że też obdzwoniła znajomych
syna, ale nikt oprócz mnie nie odbierał. Trudno, pomyślałam. W tej chwili najważniejszy
jest Janusz. Szybko nabazgrałam rodzicom jakąś karteczkę żeby się o mnie nie martwili i wyszłam.
Na miejscu dowiedziałam się, że mój przyjaciel został zraniony nożem w okolicy ostatniej pary żeber, dzięki czemu nie został uszkodzony żaden organ wewnętrzny. Mimo to stracił dużo krwi i to
był największy problem. Niewiele mogłam dowiedzieć się od pani Paprockiej: ze szpitala
zadzwoniła do niej jakaś pielęgniarka około godziny dziewiątej informując o wszystkim. Nie
wiedziała jak jej syn się tutaj znalazł ani dlaczego jego pozostali znajomi zostawili go w takim
stanie. Potem, jakby w amoku napadła na mnie oskarżając i pytając gdzie byliśmy wczoraj podczas
Halloween oraz co się wczoraj wydarzyło. Tyle, że ja sama nie miałam o tym zielonego pojęcia. I
moja panika wzrastała.
Po jakichś dwóch godzinach wróciłam do domu: nie miałam co robić w szpitalu. W kuchni
zastałam Kubę: odczułam wielką ulgę, że mój kolejny znajomy również się odnalazł. I to w
znacznie lepszej kondycji niż ten pierwszy.
– Cześć, wiesz już co stało się z Januszem?- spytałam go bez żadnych wstępów ignorując
wzrok mamy, który mówił: musimy porozmawiać o twoim dzisiejszym zachowaniu.
– Nie, nie odbierał telefonu. Tak jak zresztą Mariola- no tak, to jasne, że interesowała go
przede wszystkim jego dziewczyna. Chociaż jej nie znosiłam.
– Okej, musimy pogadać. Choć do mojego pokoju.- gdy znaleźliśmy się w środku spytałam
go:- Co stało się wczorajszej nocy? Nic nie pamętam.
– Ty też?- zdziwił się.- Zastanawiałem się nad tym samym. Dzwoniłem do kumpli, ale nie
odbierali. Dopiero gdy zobaczyłem twój numer telefonu w nieodebranych połączeniach od
razu pognałem do twojego domu. I czekam tu od prawie godziny. Gdzieś ty była?
– U Janusza. Jest w szpitalu- odparłam po prostu. Wyglądał na przerażonego.
– Co mu się stało?
– Ktoś zranił go nożem, ale stracił dużo krwi. Pewnie tak jak ja obudził się dopiero w nocy w
jakimś szczerym polu...
– Ja ocknąłem się przy starej części cmentarza dopiero po dziewiątej. I teraz zastanawiam się
kto dał nam te proszki nasenne.
– Sądzisz, że ktoś nam je dał?
– Jasne, że tak. To nie jest żaden zbieg okoliczności, że oboje nic nie pamiętamy. Nikt inny do
ciebie nie oddzwonił? Nie wiadomo co zresztą?- Pokręciłam głową.
– Nie, dlatego bardzo się martwię.
– Więc lepiej spróbujmy jeszcze raz. Albo przejdźmy się na cmentarz.
– Lepiej będzie jeśli odwiedzimy kogoś w domu. Przekonamy się czy ktoś z naszej paczki
wrócił do domu.
Oczywiście, nie mogłam wyjść z Kubą. Mama zatrzymała mnie w progu z hardą miną, więc
wiedziałam, że nic z tego. Nie pozostało mi nic innego jak wyznać, że Janusz jest w szpitalu. Na
razie nie wspominałam o ostatniej nocy, której notabene praktycznie nie pamiętałam.
– Ale jak to się stało? Kiedy? I dlaczego nikt z was nie zadzwonił po dorosłego?
– Nie wiem, mamo. To musiało się stać po dwunastej, kiedy poszłam już do Kariny- kłamałam.
– A inni? Karol? Kuba? Nic ci o tym nie mówił?- pokręciłam głową.
– Nie, on był chyba z Mariolą.- wymyślałam dalej na poczekaniu sama nie wiem dlaczego.
Przecież powinnam wyznać prawdę komuś z rodziców. Tylko, że...czułam że coś jest nie
tak. I najpierw musiałam znaleźć resztę.
– Mamo, bardzo cię przepraszam, ale muszę iść do Kariny. Pozwól mi.
– Nie ma mowy.
– Naprawdę, ona musi wiedzieć o Januszu. Może coś wie?- perswadowałam. Po kilku
minutach udało mi się wreszcie ją ubłagać. Szybko wybiegłam na ulicę dzwoniąc do Jakuba.
Zdecydowaliśmy, że ja udam się do domu Kariny, a on Marioli, bo nadal nie było z nią
kontaktu. Potem mieliśmy spotkać się w centrum i razem iść do domu Karola.
Zdziwiłam się, gdy zastałam przyjaciółkę w domu. Od razu, gdy jej mama otworzyła mi drzwi
pognałam do jej pokoju. Jednak kobieta zatrzymała mnie:
– Saro, co się wczoraj stało? Wiesz, że Karina jest trochę płochliwa i strachliwa. Zrobiliście
jej wczoraj jakiś żart?
– Nie- niemal wyszeptałam pełna złych przeczuć- Co z nią?
– Wróciła do domu chyba w okolicach drugiej w nocy i od razu zamknęła się w swoim
pokoju. Wyglądała na przestraszoną, ale gdy przed szóstą rano spytałam ją co się stało,
odparła że jest bardzo zmęczona. Nie wyglądała najlepiej, ale musiałam zająć się Zuźką- miała na myśli młodszą czteroletnią siostrę Kariny.
– Może...możliwe że trochę przestraszyli ją wczoraj chłopaki.- swoją odpowiedź okrasiłam
niezdarnym uśmiechem. Potem zapukałam do drzwi naciskając klamkę. Ta jednak nie
ustąpiła.- Karina, otwórz to ja, Sara.- stałam jeszcze na korytarzu przez kilkanaście sekund
aż wreszcie usłyszałam powolny ruch gałki.
– Wejdź, tylko sama- rzuciłam pani Jasińskiej przepraszające spojrzenie.
– Porozmawiam z nią i trochę ją uspokoję., proszę się nie martwić.- odparłam do matki
Kariny.
– Dobrze- odparła z bladym uśmiechem.- Ja wracam do Zuzi. Chyba będzie lepiej jak same
wybierzemy się dzisiaj na cmentarz.
– Tak.- powiedziałam.
– W takim razie zostawiam was same. Zamknijcie od środka drzwi po moim wyjściu.
– Oczywiście- gdy w końcu odeszła natychmiast weszłam do pokoju Kariny.- Czemu nie
odbierałaś telefonu? Masz pojęcie jak się martwiłam?- urwałam na widok jej żałosnego
wyglądu. Nadal miała na sobie wczorajsze przebranie. Do tego rozmazany makijaż.
Zmieniłam ton na łagodniejszy. Podeszłam do łóżka, w którym leżała.- Kara, co się dzieje?
– Czy oni nie żyją?- zdębiałam
– O kim ty mówisz?
– O wszystkich!- zaszlochała kryjąc twarz w dłoniach. Kucnęłam przy łóżku chwytając jej
dłoń.
– Czy ty wiesz co się wczoraj stało? Pamiętasz co było po tym jak przeczytaliśmy te
karteczki?- gdy wypowiadałam ostatnie słowo wyraźnie drgnęła. Zaczęła głośniej szlochać-
Kara...- ponaglałam ją. Gdy nadal nie reagowała sama zaczęłam mówić:- Obudziłam się na
cmentarzu, blisko wejścia około południa. Nie pamiętam nic poza szczątkami jakiś
przebłysków wspomnień: ciebie jak razem uciekałyśmy i paniki jaką czułam. Gdy
dzwoniłam do innych nikt nie odbierał; na dodatek dowiedziałam się, że Janusz jest w
szpitalu z raną kłutą w okolicy żeber...
– Janusz?- wreszcie się ożywiła- A co z Karolem?
– Nie wiem- wzruszyłam ramionami. Wreszcie dotarło do mnie to co ona mówiła- Karina co
czy ty wiesz co się wczoraj stało? I kto zaatakował Janusza?
– To był ten facet w masce.
– Jaki facet?
– Nie wiem- znów zaszlochała.- To wszystko stało się tak nagle.
– Co stało się tak nagle?- ponaglałam ją- Powiedz wszystko co pamiętasz.
– Ale ja nie wiem. Nic nie wiem, myślałam że to był tylko sen...
– Kara, spójrz na mnie.- zaczekałam aż podniesie zapłakaną twarz. Ja nie mam kontaktu z
innymi poza Jakubem, który teraz ich szuka. Dlatego powiedz mi wszystko, z każdym
najmniejszym detalem.
– Ty naprawdę nic nie pamiętasz? Tych zamaskowanych gości, którzy nas zaatakowali i
potem gonili przez pół lasu?
– Nie.- starałam się mówić rzeczowym tonem, ale moje przerażenie rosło- Co jeszcze
pamiętasz?
– Oni go dźgnęli.
– Tak, to już mówiłaś, ale...
– Nie- przerwała mi- Mam na myślę Karola. Pamiętam jak wbili mu nóż i...tą całą krew. Boże,
po co myśmy tam w ogóle poszli?
– Skup się. Co jeszcze pamiętasz? Gdzie go zranili? Jego komórka nie odbiera. Jeśli leży
gdzieś ranny może się wykrwawić.- nie wiem po co jeszcze ją straszyłam, bo zaczęła
zawodzić jeszcze gwałtowniej. I tylko mnie to zdenerwowało.
– W...w brzuch. A potem ty krzyknęłaś i jeden z nich pobiegł w naszą stronę i...- gdy to
powiedziała przypomniałam sobie tamten moment:
„Sara, uciekajmy stąd” rozbrzmiał mi w głowie głos przerażonej Kariny.
„Odczep się od niego!” wydarłam się gdy postać w masce zaczęła szamotać się z Karolem. A potem
pobiegła za nami. Tylko co było dalej? Mariola z kamieniem w ręku...
– Co z Mariolą?
– Nie wiem, nie pamiętam.
– Chciała rzucić w kogoś kamieniem...tyle pamiętam. Co było dalej? Co z Damianem?
– Nie pamiętam.- chlipnęła- Obudziłam się w jakiejś jamie w lesie cała zmarznięta. Bałam się,
bo myślałam że wycięliście mi jakiś numer. Albo że to wszystko mi się przyśniło.
– Nic ci się nie przyśniło. Wyskakuj z wyra. Musimy znaleźć Karola i resztę. Być może
potrzebują naszej pomocy.
– O nie, nigdzie nie idę.
– Daj spokój, liczą się każde minuty.
– Boję się.
– Ja też, ale nie mamy czasu.
– Sara...- spojrzała na mnie błagalnie- Powiedzmy o tym rodzicom.
– Najpierw pójdziemy na ten cmentarz.
W drodze zmówiłam się z Kubą i we trójkę poszliśmy tam, gdzie wszystko się zaczęło. Karina w
obecności Jakuba wydawała się trochę spokojniejsza. Bądź co bądź był facetem. Spytałam co z
Mariolą, ale on tylko pokręcił głową na znak, że też jeszcze nie wróciła do domu. Zwięźle
przekazałam jej to czego dowiedziałam się od Kariny, bo ona sama za bardzo się jąkała.
– Cholera- skomentował to tylko.- Jeśli Karol był ranny i został na tym zimnie to...- nie
dokończył, bo nie musiał. Doskonale wiedzieliśmy, że nie miałby szans na przeżycie.
– A co z Damianem?
– Nadal nie odbiera telefonu. Dlatego powinniśmy dokładnie przeszukać tamto miejsce.
Będzie szybciej jak się rozdzielimy: ja pójdę...
– O nie- zaprotestowała Karina- Nie mam zamiaru się rozdzielać.
– Daj spokój, przecież jest dzień. Poza tym mnóstwo osób się tutaj kręci.
– Właśnie. Więc jeśli znaleźliby jakieś zwło...to znaczy kogoś z naszych przyjaciół to daliby
znać.
– Ona ma rację- odezwałam się- Jeśli znaleźliby rannego Karola ktoś powiadomiłby
pogotowie- No chyba, że uznaliby go za pijanego nastolatka, pomyślałam przypominając
sobie swoje przebudzenie.- Więc co robimy?- dokładnie w tym momencie zadzwoniła moja
komórka. Ucieszyłam się widząc nadawcę- Karol, gdzie jesteś? Jesteś cały?- nawet nie
siliłam się na zbędne wstępy.
– Tak, ale nabawiłem się paskudnego guza na głowie. Wiecie co? Zostawiać mnie w nocy na
cmentarzu? Wiem, że chciałem trochę podkręcić atmosferę, ale...
– Musimy się spotkać- nie zamierzałam tłumaczyć mu wszystkiego przez telefon, bo
najwyraźniej tak jak każdy z nas nic nie pamiętał- Możesz wyjść do parku? Ja zaraz tam
będę z Kubą i Kariną.
– Jasne, ale o co chodzi?
– Powiem ci na miejscu. Tylko się pospiesz.
Gdy po jakichś trzydziestu minutach zobaczyłam Karola ulga jaką odczułam niemal zwaliła mnie z
nóg. Pozostawało nam tylko odnaleźć Mariolę i Damiana.
– Co się dzieje? Czemu wyrwałaś mnie w świąteczny dzień na...
– Karol, co się wczoraj stało? Opowiedz wszystko co pamiętasz?- uśmiechnął się.
– Niewiele tego będzie, bo prawdę mówiąc mam totalną lukę. Chyba nieźle sobie popiłem.
– Ona mówi poważnie- wtrącił się Jakub grobowym tonem- Odpowiedz. Co się wczoraj stało
po tym jak poszliśmy na ten cmentarz.
– Nie wiem, naprawdę nic nie pamiętam. Sądziłem, że po prostu wycięliście mi taki numer
zostawiając mnie samego w lesie.
– Wszyscy obudziliśmy się w takim stanie. Ktoś chyba podał nam środki nasenne- odezwała
się po raz pierwszy słabym głosem Karina. To wyraźnie zainteresowało Karola.
– Jakie środki? Co wy mówicie?
– Mówimy o tym, że ktoś nas wczoraj napadł. Ty najwyraźniej tego nie pamiętasz, ale
zraniono Janusza. Karina twierdzi, że ciebie też.
– Ach, to o to chodzi. Nikt mnie nie zranił. Ale rzeczywiście obudziłem się z wielką plamą na
kurtce. Tylko, że to wszystko nie o to chodzi. Bo wiecie ja z Januszem...- przerwał nam
dźwięk komórki, tym razem Kuby. Odebrał, a my zamilkliśmy. Po kilku minutach się
rozłączył.
– To Damian?- spytałam z nadzieją. Pokręcił głową.
– Nie, matka Janusza. Chce żebyśmy przyjechali do szpitala.
– My? Dlaczego Paprocka każe nam przyjechać?
– Żeby złożyć zeznania na policji.
– O kurwa.- Karol złapał się za głowę. Wymieniłam z Kubą porozumiewawcze spojrzenia.
– Co ty wiesz?- Jakub Graj złapał go za kołnierzyk kurtki. Tamten tylko spuścił głowę.
– Nie możemy tam iść.- odparł Karol
– Dlaczego? Czemu tak cię to zmartwiło? Miałeś coś wspólnego z wypadkiem Janusza?
– Oczywiście, że nie!- wykrzyknął jakby samo tylko podejrzenie mu urągało.- Tylko, że to nie
miało być tak.
– Co nie miało być tak? Mów wreszcie!
– To wszystko było wyreżyserowane- wymamrotał tamten.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz