Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 lipca 2015

Roxil: Część druga; Kaczątko staje się silne.


Choć Justyna Karczewska podczas rozmowy z Małgorzatą Jastrzębską wydawała się być mocno zdeterminowana, kobieta szybko przekonała się, że więcej w tym było udawania niż prawdziwej siły. Dziewczyna żyła w swoim świecie, wciąż płakała za utraconą miłością i nie mogła dość do siebie po tym jak okazało się, że nie może ufać nawet własnemu ojcu. Przestała o siebie dbać i schudła tak, że wszystkie rzeczy na niej wisiały. Już wcześniej była chuda ale teraz zakrawało to na anoreksję. W końcu pani Małgorzata nie wytrzymała: bardzo stanowczo kazała jej wziąć się w garść i przestać mazać. Na początek jednak zabrała ją do Mc Donalda. Zdziwiła się, gdy okazało się że nigdy wcześniej tam nie była. I że Justyna zamówiła tylko sałatkę.
- Nie jadam takich rzeczy.- Odparła w odpowiedzi na pytanie Jastrzębskiej.
- Jak to: takich rzeczy?
- Moja mama mawiała, że jedząc śmieci sami się nimi stajemy. Na dodatek powodują znacznie szybszy przyrost wagi.
- Tobie to  się akurat przyda, dziewczyno.- Małgosia szybko przestała certolić się bogatą pannicą i przeszła z nią na ty.- Jesteś chuda jak patyk.
- Ale nie chcę być gruba.
- Od jednego hamburgera nie będziesz.- Odparła jej kobieta. W końcu, po prawie pięciu minutach dyskusji udało jej się namówić Justynę do zamówienia  tortilli. Ale zanim ugryzła pierwszy kęs spytała znowu:
- Sądzi pani, że to dlatego mnie zostawił? Bo byłam za chuda i brzydka?- Jastrzębskiej opadły ręce. Miała już dość postrzegania wszystkiego przez Justynę poprzez pryzmat Daniela Wyrzykowskiego. Nigdy nie uda jej się otrząsnąć z cierpienia jeśli będzie stale o nim myśleć. I nie omieszkała jej tego powiedzieć.
- Ale ja nie umiem, rozumie pani?- W jej oczach stanęły łzy.- Kochałam go.
- Ale on ciebie nie. I to się nigdy nie zmieni. Musisz to sobie powtarzać, bo inaczej do niczego nie dojdziesz. Chciałaś odzyskać kontrolę nad swoim życiem, nie być postrzegana jak marionetka i naiwna istota. A ja obiecałam ci w tym pomóc, ale bez twojej pomocy niczego nie osiągnę. Musisz chcieć. Zaprzeć się i postarać skupić na tym co ważne. Od twojego rozstania z nim minęły już dwa tygodnie. Dość czasu na pokonanie wstępnego żalu.
- Może i tak.
- Nie może, ale na pewno. Od jutra zaczynamy lekcje. I liczę, że będziesz już na nich przytomna. Przyjdziesz do mnie do domu. Ja wydrukuję parę sprawozdań i kwartalnych raportów. Zobaczymy jak wielkie są twoje braki.
- Dobrze, o której?
- Po mojej pracy, zaraz po szesnastej. Aha, i pamiętaj że masz jadać porządne posiłki. Koniec z jogurcikami i owocami: czas na mięso i chleb.
- Ale mama mówiła, że…
- Że?
- Że nikt mnie nie pokocha gdy będę gruba.
- Gdy będziesz wyglądała jak szkielet też nie. Uwierz mi dziecino, że gdy tylko nabierzesz trochę ciała będziesz wyglądała piękniej niż teraz.
- Tak pani myśli?- Ucieszyła się Justyna. Małgorzata westchnęła w duchu. Przed nimi jeszcze bardzo długa droga.
Przekonała się o tym już następnego dnia.
Bo zdała sobie sprawę, że Justyna nie była tępa. Ona po prostu była przeraźliwie tępa. Nie rozumiała podstawowych terminów które tłumaczyła jej nawet kilkakrotnie, zadawała bezsensowne pytania a raporty ze sprawozdań były dla niej tylko kolumnami cyferek. Już jej córka Natalia była sto razy bardziej zaradna i bystra. Żałowała podjętego się zadania. Nawet w sześć lat a nie sześć miesięcy jakie miała na przygotowanie jej do egzaminów wstępnych na studia magisterskie  by nie wystarczyło. W końcu mentalności i lat bezczynności nie można tak po prostu zmienić czy zapomnieć. A Justyna nawet nie próbowała. Wyraźnie nie potrafiła odnaleźć się w nowym świecie, gasła gdy Małgorzata choć delikatnie wyraziła swoją irytację, była smutna gdy przynosiła jej rozczarowanie. Jastrzębska wielokrotnie załamywała ręce i byłaby się pewnie poddała gdyby nie…Daniel Wyrzykowski. Paradoksalnie to właśnie on pomógł Justynie wziąć się w garść.  A raczej wiadomość którą jej zostawił na poczcie głosowej. Naturalnie Małgorzata obawiała się, że karierowicz będzie próbował skontaktować się z Justyną: zwłaszcza jak przyznała że próbował spotkać się z nią w jej domu, ale ojciec go nie wpuścił. Poleciła więc dziewczynie zmienić numer telefonu albo cały telefon. Ale Justyna nie posłuchała. Dlatego odsłuchała wiadomość od Daniela:
„Witaj Justyno. Wiem, że ostatnia rzecz jakiej byś chciała to wiadomość ode mnie ale jestem ci winny przeprosiny. Nie będę liczył, że wybaczysz mi wykorzystywanie twoich uczuć i manipulację: dlatego moja prośba dotyczy tylko naszego ostatniego spotkania.
Nie powinnaś dowiedzieć się o wszystkim w tak bezwzględny sposób. A nawet po tym…nie powinienem mówić ci tych wszystkich słów. Były całkowicie niepotrzebne. Pewnie mnie nienawidzisz i to co teraz powiem uznasz za kpinę, ale życzę ci dużo szczęścia. Mam nadzieję, że odnajdziesz kiedyś w życiu mężczyznę który pokocha cię tak jak ja nie potrafiłem. Żegnaj.”
Te słowa bowiem uświadomiły Justynie, że dotąd nadal żyła w mydlanej bańce. Że wciąż się łudziła choć wmawiała sobie że tak nie jest.
- Myślałam…myślałam że może on jednak mnie kocha. Choć trochę.- Łkała w ramię pani Małgorzaty.- Widziałam kiedyś taki film, gdzie chłopak udawał zainteresowanie dziewczyną by wygrać zakład z kolegami. Na końcu się w niej zakochał a ona mu wybaczyła i byli szczęśliwi. Sądziłam, że może Daniel…- Przerwał jej kolejny wybuch płaczu.- Jestem żałosna tak jak mówił. Głupia i naiwna. Jak mógł pokochać kogoś takiego?! Jak ja mogłam się łudzić, że to się stanie?!
- Justyna, musisz o tym zapomnieć. Mówiłam ci to setki razy i powiem sto pierwszy: Daniel Wyrzykowski dla ciebie nie istnieje. Musi, jeśli chcesz odnieść sukces.
- O nie.- Odpowiedziała dziewczyna kręcąc głową jak w jakimś amoku. Z rozmazanymi łzami na policzkach i potarganymi włosami wyglądała jak szalona.- Nigdy o nim nie zapomnę. Nie zapomnę jakim draniem się okazał i jak bardzo musiał ze mnie kpić. A za kilka lat z pani pomocą stanę się kimś. Zajmę należny mi fotel prezesa i spotkam mężczyznę który zdoła mnie pokochać. A gdy na mojej drodze stanie ten oszust wówczas napluję mu w twarz i rzucę swój sukces. I będzie żałował, że tak podle mnie oszukał.- Szybko przetarła łzy wierzchem bluzki.- Obiecuję pani, że od teraz bardziej się do wszystkiego przyłożę. Wiem, że mało umiem ale zrobię to dla siebie. Nie poddam się. Nie pozwolę by on, mój ojciec albo ktokolwiek inny mnie oszukiwali. Nie dam się więcej nabrać.- Jastrzębska spojrzała na nią z dumą.
- I właśnie o to chodziło, dziecino. O to chodziło.
Mimo silnej motywacji, nauka szła dziewczynie dość topornie. Do czasu jednak gdy poznała Natalię, córkę pani Małgorzaty. Stało się to przypadkiem: dotychczas nastolatka zamykała się w swoim pokoju na piętrze by tamte mogły swobodnie pracować i się uczyć, ale któregoś dnia dziewczynie zachciało się pić. Usłyszała wtedy jak mama tłumaczy Justynie zjawisko rozwodnienia kapitału.
- Jej, przecież tu chodzi o umarzanie udziałów lub tworzenie nowych. Tak jak z pizzą: nieważne na ile kawałków ją podzielisz, cała pizza zostanie taką samą pizzą. Ale to ile policzysz za cząstkę będzie już istotne. Im więcej cząstek tym teoretycznie niższa cena kawałka, ale gdy mamy do czynienia z rozwodnionym kapitałem to…- Małgorzata była w szoku słysząc jak jej córka na tak prozaicznym przykładzie całkiem trafnie wyjaśnia Karczewskiej istotę problemu. A jeszcze bardziej gdy tym razem pytania Justyny nie były głupie; świadczyły raczej o istocie rozumienia problemu. Poczuła dumę z córki: choć kończyła liceum ekonomiczne w państwowej szkole i przygotowywała się do matury to bardzo dużo wiedziała. Poza tym dostrzegła znakomitą możliwość powodzenia swojej misji.
Sądziła, że trudno będzie przekonać swoją krnąbrną córkę do tego by poświęciła kilka godzin w tygodniu obcej sobie dziewczynie, nawet za pieniądze. I rzeczywiście tak było, ale świadomość że będzie to robiła za pieniądze zmieniała dla Natalii wszystko.  Nawet nauka do matury odeszła na trochę dalszy plan.
Na początku wiedza Natalii była wystarczająca. Potem to matka musiała tłumaczyć jej pewne ekonomiczne zjawiska które to ona z kolei w prosty sposób wyjaśniała Justynie. Na koniec doszło do tego, że pani Małgosia uczyła obydwie. Karczewska była biegła na tyle w podstawowych pojęciach że potrafiła już powiązać niektóre fakty ze sobą. Natalia również zamierzała podjąć studia ekonomiczne, więc nie uczestniczyła w lekcjach na darmo. I w ten sposób mijały miesiące: Natalia przystąpiła do matury, a cztery miesiące później Justyna zdała egzamin wstępny na studia magisterskie. Radości nie było końca: był to w końcu pierwszy egzamin który zdała samodzielnie. Mimo wszystko, poprosiła koordynatorkę o udostępnienie jej go. Bo choć ojciec pozwolił jej uczęszczać do zwykłej państwowej szkoły to jednak obawiała się czy jego wpływy nie sięgają nawet tam. I czy znów nie kupił jej pozytywnego wyniku.
Pierwszy sukces bardzo ją wzmocnił, na dodatek zaprzyjaźniła się z Natalią która choć ponad dwa lata młodsza była dla niej świetną nauczycielką życia. Uczyła ją więc jak jeździć na deskorolce, zajadać się pysznymi włoskimi lodami, że nutella jest świetna na wszelkiego rodzaju smutki oraz przedstawiła swoim przyjaciołom. Justyna rozkwitała: jej twarz z powodu częstych spacerów i wypadów na miasto nabrała kolorów, sylwetka zaokrągliła się, na ustach coraz częściej gościł uśmiech. Obcięła swoje długo zapuszczane włosy zmieniając je na kanciastą fryzurkę z pazurkami, zrobiła sobie niewielki tatuaż na kostce (za co jednak drobny opieprz dostała od matki Natalia), razem z nową przyjaciółkom robiła zakupy wybierając coraz to dziwaczniejsze i bardziej kolorowe ubrania w zwykłych butikach czy sieciówkach. Justyna próbowała namówić nawet Natalię na jogę, ale ta od razu się nie zgodziła. Twierdziła, że udawanie drzewa to nie dla niej.
Mimo tak rażącej pozytywnej zmiany, tylko na samo wspomnienie imienia Daniela twarz Justyny kurczyła się w sobie przybierając zacięty wyraz. Rana w jej sercu pozostała niezabliźniona a wspomnienie oszusta na pewno sprawiało wiele bólu. Dlatego obie panie Jastrzębskie tego nie robiły. A przynajmniej bardzo się starały.
O Wyrzykowskim więcej nie słyszały. Tak samo jak zresztą o jego wuju. Obaj prawdopodobnie wynieśli się z miasta albo osiedlili na innym osiedlu żerując na innych naiwniaczkach. Bardzo to Justynę cieszyło. Wbrew temu co mówiła nie zamierzała już nigdy się na niego natknąć nawet mając okazję nad nim tryumfować. To był zamknięty rozdział jej życia, a wspomnienia o nim bolały.
I tak minęło wreszcie 2,5 roku. Justyna ukończyła studia z wyróżnieniem, napisała błyskotliwą pracę dyplomową i w końcu zapomniała o Danielu Wyrzykowskim zaczynając nowy związek z Piotrkiem Jaszczurem, który razem z nią studiował na tym samym uniwersytecie. Przede wszystkim jednak mogła bez przeszkód objąć na własność swoją firmę. Obawiała się tylko spotkania z ojcem: zaraz po rozpoczęciu studiów wyprowadziła się z domu i wynajęła mieszkanie. Sądziła, że ojciec będzie protestował ale jego najwyraźniej interesowały własne wygody. Rozstał się z Agnieszką i zaczął spotykać z inną kobietą…chyba Renatą. Dzięki nieobecności córki mogła z nim zamieszkać. Jednak przez to nie był świadkiem przemian jakie w niej zaszły, bo w święta spotkali się właściwie tylko w przelocie . I to w tamtym roku. W tym pan Karczewski spędzał Boże Narodzenie na Wyspach Kanaryjskich. Ale Justyna nie żałowała. Upewniła się tylko, że dla ojca naprawdę jest nikim. I nauczyła to akceptować, bo dzięki temu mniej bolało.
Nie znaczyło to, że nie lękała się konfrontacji z ojcem. Był przecież pewny, że jego mała Justynka nadal jest trzpiotkowatą idiotką która bez słowa sprzeciwu scementuje na niego swoje udziały lub podpisze pełnomocnictwo. W ogóle nie zakładał możliwości sprzeciwu. Nie miał pojęcia, że córka doskonale wie o jego machinacjach i wszystkich nielegalnych posunięciach w firmie ani tego jak duże sumy odprowadza z firmowych rachunków.  I że niedługo srogo przyjdzie mu za nie zapłacić.

***
- Nie jestem pewny czy dobrze zrozumiałem. Chcesz powiedzieć, że to ty chcesz zająć prezesurę w Roxilu?
- Tak, tato.- Justyna zauważyła ironiczny uśmieszek ojca który starał się pokryć udawanym atakiem kaszlu.
- Rozumiem. Ale naprawdę sądzisz słoneczko, że dasz sobie z tym radę? Pracuje tu ponad półtora tysiąca ludzi. To wielka odpowiedzialność.- Dokładnie tysiąc czterysta pięćdziesiąt jeden miała ochotę odpowiedzieć, bo przez te dwa lata zdążyła już poznać swoją firmę od podszewki. Teraz jednak wolała nadal udawać głupią.
- Tak wiem.- Zaśmiała się tak jak dawniej: z głupkowatą radością.- Ale nie będę tak naprawdę ją rządzić.
- Ach tak.- Zauważyła, że do uspokoiło ojca. Poczuła żal, ale tylko na chwilę. Dlaczego nie potrafił jej kochać? Dlaczego liczył się dla niego tylko jej spadek? Szybko go jednak stłumiła słuchając dalszej części wywodu ojca.- Wiesz, przez ten czas który został do ukończenia przez ciebie 25 lat zastanawiałem się nad testamentem mamy.
- To znaczy?
- Wiem, że mama bardzo cię kochała i chciała jak najlepiej myszko, ale uważam że nie przemyślała do końca wszystkiego. Przecież ty nie masz pojęcia o prowadzeniu tak dużej firmy, będzie to dla ciebie trudne i pewnie przerośnie. Dlatego pomyślałem, że mogłabyś usunąć sobie ten kłopot.- Karczewski zrobił krótką pauzę. – Przez te kilkanaście lat udało mi się uzbierać sporą sumkę…- Sporą sumkę, pomyślała Justyna. Kradnąc i sprzeniewierzając firmowe pieniądze.- …nie starczy oczywiście na wykup całej firmy – kontynuował- ale na pierwszą ratę tak. Kolejne pięć spłacę ci w jednakowych odstępach czasu powiedzmy co rok. W ten sposób będziesz miała spokojną głowę i pieniądze.- Uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z siebie. Justyna odwzajemniła jego uśmiech. A więc naprawdę miał ją za idiotkę, sądził że nic się nie zmieniła. Nawet nie skomentował jej nowego wyglądu, sylwetki fryzury…Dla niego pozostała głupią, naiwną Justysią.
- Kusząca propozycja, ale chyba nie skorzystam. To będzie naprawdę zabawne tym wszystkim kierować. Poza tym tak chciała mamusia. Nie mogę jej zawieść.- Grała nadal.
- Rozumiem kochanie, ale musisz wziąć pod uwagę że…- Przekonywał ją jeszcze przez kilkanaście minut, ale Justyna grając słodką idiotkę nie ugięła się. Doszło do tego że starania ojca zaczęły ją tylko bawić. Już za miesiąc miała stać się pełnoprawną właścicielką tego Roxila i na samą myśl o tym czuła lekkie podniecenie.  Choć z drugiej strony czaił się strach. Przez te ponad dwa lata bardzo ciężko pracowała nad sobą, nad tym by zmienić dawno zakorzenione w niej nawyki, pozbyć się kompleksu i podejścia że do niczego się nie nadaje, że jest zbyt głupia by coś osiągnąć a przejęcie kontroli nad własną firmą będzie jak porywanie się z motyką na Słońce. Szczególnie bała się tego ostatniego. To pani Małgorzata uzmysłowiła jej, że wcale nie musi szukać nowego prezesa: że z powodzeniem to ona sama może nim zostać mając przy sobie do pomocy prawą rękę która w razie potrzeby będzie służyła jej radą. Ale Jastrzębska nie uważała iż będzie to konieczne. Justyna była naprawdę bystrą i inteligentną dziewczyną, ale pozbawioną możliwości edukacji. Dwa lata temu zdeterminowana zaczęła chłonąć wiedzę jak gąbka: rozszerzyła też znacznie swoje zainteresowania. Lubiła czytać traktaty filozoficzne, które normalni ludzie zazwyczaj omijali, zaczęła słuchać wiadomości i rozumieć rozgrywające się wydarzenia; ostatnio nawet podejmowała próby poznania tajników inwestowania. Nad tym jednak musiały z panią Małgosią jeszcze dużo popracować. W prawdzie odniosła spory zysk z kilku wykupów udziałów, ale były to raczej czyste spekulacje i szczęście niż wiedza. Ale ważne było to, że dziewczyna próbuje rozgryźć specyfikę giełdy.
- Jak poszło?- Spytała ją Jastrzębska gdy tylko wróciła z rozmowy z ojcem.
- Nie wiem. Chyba dobrze. Nadal uważa mnie za niczego nieświadome dziecko, ale moja odmowa wyraźnie go zezłościła. Tak jak mówiłaś: próbował mnie namówić do sprzedania mu firmy.
- Naturalnie się nie zgodziłaś?
- Naturalnie.- Odparła jej zamyślona dziewczyna. Pani Małgorzata zmarszczyła czoło.
- Kochana, wiem że to dla ciebie trudne. To twój własny ojciec a zachowuje się jakby był dla ciebie zupełnie obcym człowiekiem.
- Nie potrafię tylko zrozumieć dlaczego on to robi. Przecież dałabym mu pieniądze gdyby tylko mnie poprosił: zresztą pracując w Roxilu przez lata zarobił tyle że nie zdąży tego wydać do śmierci nawet bez super premii które sobie notorycznie przyznawał pod byle pretekstem. Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć.
- Bo trzeba być kimś bezwzględnym i chciwym. Dla takich jak twój ojciec nigdy nie będzie dość. Milion, dziesięć, pięćdziesiąt, sto, pięćset…to i tak będzie mało. Dla ciebie to kompletnie niezrozumiałe, ale tak już jest.- Westchnęła.- Posłuchaj, muszę z tobą porozmawiać o czymś jeszcze.
- To znaczy?
- Chodzi mi o kwestie twojego bezpieczeństwa. Uważam, że sytuacja jest na tyle groźna byś wynajęła ochroniarza. I nigdzie nie będziesz się bez niego ruszać.
- Co?
- Słyszałaś. Twój ojciec jest wściekły a będzie jeszcze bardziej gdy zorientuje się że zrobiłaś go w bambuko.
- Nie posunie się do czynu karalnego. Znam go. Jest tchórzem takim samym jak ja byłam. Uzna, że gra nie jest warta aż takiej świeczki. Poza tym więzienie od zawsze napawa go odrazą. Nie, o to możesz być spokojna. Mój ojciec jest chciwy i mnie nie kocha, ale nie zrobi mi krzywdy. Już raczej posłuży się podrobionym podpisem: podstęp i działanie z ukrycia jest bardziej w jego stylu.
- Mam nadzieję, że masz rację bo sądzę że nie dasz się przekonać na tego ochroniarza.
- Jasne, że nie. Nie będę chodziła z gorylem.
- Tak myślałam. Odkąd wzięłam się za twoją edukację przejawiasz zadziwiające skłonności do samodzielności.
- No cóż, wyhodowałaś potwora.- Odparła jej Justyna uśmiechając się szeroko i całując ją w policzek. Małgorzata objęła ją mocno ściskając. Przez te dwa lata stała się dla niej drugą córką. Dlatego nie chciała pozwolić by ktoś zranił ją po raz kolejny.

***

Roman Karczewski był wściekły. Ta głupia idiotka nie dość, że nie chciała sprzedać mu firmy to jeszcze chciała odsunąć go od sprawowania jakiejkolwiek władzy nad Roxilem. Argumentowała, że powinien odpocząć i odejść na emeryturę i ta kwestia bardzo ucieszyłaby Elżbietę, jego obecną partnerkę.
Początkowo uważał, że w swojej głupocie Justyna  po prostu  ma szczęście ale po głębszym namyśle i wraz z upływającym czasem zdał sobie sprawę, że to coś więcej.
Jego naiwna córeczka w końcu dorosła.
I jakimś cudem nie okazała się być taka tępa jak sądził.
Powinien „podziękować” temu bałwanowi Wyrzykowskiemu za pozbawienie go możliwości dalszego wyzyskiwania jej. To po zerwaniu z nim wpadła na ten durny pomysł studiowania, poznała tego całego Piotrka który był zwykłym synem lekarza i nauczycielki. Nienawidził jego uśmiechu i gładkich manier, które w jakiś przewrotny sposób przypominały mu Daniela. Bo Piotr był zupełnie inny nie tylko wewnętrznie ale i wewnętrznie. Był średniego wzrostu blondynem przez co właściwie zrównywał się z Justyną. Na dodatek był w nią zapatrzony jak w obrazek. Gdy z konieczności zaprosił go wraz z córką na obiad uważnie go obserwował. Naprawdę kochał jego córkę.
Po namyśle Roman musiał przyznać, że rzeczywiście wyładniała . Przestała być anorektycznie chuda, a krótka postrzępiona fryzurka była znacznie bardziej twarzowa niż długie zwykle ciasno spięte włosy. Kolejna zmiana jaka w niej zaszła.
- A więc poznaliście się na studiach? –Zagaił do chłopaka podczas owego obiadu.
- Tak, studiowaliśmy na tej samej uczelni. Ja marketing i zarządzanie, Justyna finanse. Któregoś razu spotkaliśmy się przypadkiem i korzystając z okazji zaprosiłem ją do kina. Od razu uległem urokowi tak pięknej dziewczyny.- Karczewska słysząc słowa swojego chłopaka spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Dziękowała Bogu za to, że go poznała. Za to, że przekonała się jak to jest być adorowaną, kochaną i jak powinna wyglądać normalna relacja z ukochanym oparta na miłości i uczciwości.
- Tak, Justyna jest wspaniałą kobietą i córką.- Przyznał Roman.- Wiesz, że zamierza przejąć rodzinny Roxil?- Spytał bacznie obserwując chłopaka. Nie zauważył jednak na jego twarzy żadnych gwałtownych uczuć. A więc nie spotykał się z jego córką tylko dla pieniędzy. Nie był kolejnym naciągaczem takim jak Daniel.
- Tak, zresztą bardzo ją w tym pomyśle wspieram.
- Ach tak. – Karczewski zmarszczył czoło. Czyżby więc ten młody studencik był przyczyną zmian jakie zaszły w jego córce? Czy to przez niego poznała feministyczne poglądy i uwierzyła w siebie? Ciekaw był jak udało jej się tak dobrze skończyć studia skoro on nie kupował jej egzaminów tak jak zawsze. Ale najwyraźniej dawała pieniądze w inny sposób. - Ja też ją podziwiam. Choć obawiam się, że mój aniołek nie udźwignie tak wielkiej odpowiedzialności. W każdym bądź razie ja będę jej służył radą. A wracając do ciebie młody człowieku to skąd pochodzisz? Mówiłeś, że nie jesteś z miasta?- W dalszej części rozmowy nie wracali już do tematów firmy i objęcia przez Justynę prezesury podejmując inne, mniej lub bardziej błahe tematy. Mimo wszystko dziewczyna ucieszyła się gdy w końcu obiad się skończył i mogli opuścić dom ojca. Pożegnali się jeszcze z Renatą i wyszli zamawiając taksówkę.
- Spokojnie, kochanie. Już po wszystkim. Twój ojciec wcale nie jest taki zły. A tak się bałaś tego spotkania.- Piotr zaśmiał się cicho.
- Wiem, miałeś rację. Ale bałam się, że może potraktować cię nieco mniej grzecznie. To wszystko.
- No tak, jest pewnie z tych dla których nikt nie jest dobry dla jego księżniczki co?- Raczej z takich, dla których warta jest tylko jej korona pomyślała Justyna ale na głos odparła.
- Jeszcze jak.
- Bałaś się bo poprzednich kandydatów też przepłoszył?- Justyna odruchowo przypomniała sobie o Danielu. Jego ojciec nawet nie musiał przepłaszać.
- Coś w tym stylu. Pojedziemy na kręgle? Mam ochotę coś porobić a chciałam żeby głowa mi trochę odpoczęła.
- Bo za dużo siedzisz w tych książkach i raportach. Mówiłem ci, że się przemęczasz. Musisz trochę zwolnić.
- Zwolnię jak moje zarządzanie zacznie przynosić efekty. Mam jeszcze dosłownie kilka dni żeby całkowicie przejąć kontrolę nad firmą a z wieloma rzeczami jeszcze się nie zaznajomiłam. W dodatku ludzie w Roxila patrzą na mnie jak na ufoludka z innej planety. Nie wierzą w to, że jednak coś potrafię.
- Przecież pani Małgosia na pewno ci pomoże. Jest świetną księgową i finansistą.
- Wiem. Ale mimo to chciałabym pokazać innym że sama umiem coś osiągnąć.
- Jakoś nie mogę uwierzyć w to, że o tym nie wiedzą. Jesteś najlepszą babką sukcesu którą znam.- Justyna roześmiała się.
- Żałuj, że nie widziałeś jakim naiwnym dzieciakiem byłam kiedyś. Wtedy wzbudziłabym w tobie tylko litość.
- Nie sądzę.- Pogładził ją po policzku bacznie patrząc w oczy.- Czasami widzę w twojej twarzy coś co nie daje mi spokoju. Ale obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze, nie musisz się już bać. Kocham cię.- W odpowiedzi przytuliła się do niego. Byli razem już pół roku: początkowo ich znajomość była bardzo luźna: ot, cotygodniowe wypady do kina czy na kręgielnię. Ale szybko przerodziło się w coś szczególnego. Justyna nie sądziła, że po rozczarowaniu z Danielem będzie potrafiła zaufać innemu mężczyźnie, ale tak się nie stało. Może dlatego że Piotrek był jego całkowitym przeciwieństwem: lubił żartować, mówił to co myślał, czasami robił szalone rzeczy tylko dla samej frajdy ich robienia. Wyrzykowski natomiast zwykle był poważny, stonowany i niemal ponury. Gdy jednak się uśmiechnął ten uśmiech znaczył dla niej więcej niż…szybko otrząsnęła się z tych myśli. Ostatnio, będąc w miejscu gdzie spędziła z nim dużo czasu napadały ją wspomnienia. A nie chciała wracać już do przeszłości.- Wiesz co? Albo jedźmy do mojego mieszkania. Natalia miała wrócić wcześniej i świetnie gotuje więc pewnie wyczaruje nam świetne danie.
- Co tylko sobie życzysz, księżniczko.- Gdy uderzyła go w ramię posłał jej całusa dłonią.
- Wariat.
- Na twoim punkcie.- Dodał. Wyświechtany tekst, ale za takie banały lubiła go jeszcze bardziej. Bo tchnęły normalnością. Daniel zwykle czarował ją pięknymi słówkami: powtarzał że jest piękna w wyszukany sposób, że zrobiła coś doskonale. No, może poza jednym epizodem z suknią ślubną. Ale teraz Justyna nie dziwiła się, że puściły mu nerwy. W końcu nigdy nie miał zamiaru się z nią ożenić a tylko wykorzystać. Każde przypomnienie o upływającym czasie musiało być dla niego niezwykle frustrujące.

***
- Widzę, że dziś u ciebie mały ruch.- Zauważyła młoda dziewczyna żując gumę i opierając się łokciem o ladę.
- Jak to zwykle bywa w czwartki.- Odparł jej mężczyzna.- Jutro będzie gorzej.
- Pewnie tak. Różdżka, chodź no tutaj. Nie dotykaj tych przewodów!- Krzyknęła do dziecka. Daniel pomyślał, że gdyby zamiast to robić po prostu podeszła do dziewczynki ta zastosowałaby się do polecenia.
Westchnął w duchu. Niepotrzebnie kilka tygodni temu odwzajemnił uśmiech małej, a jej opiekunka to zauważyła. Potem oczywiście uznała za świetny temat do zagajenia rozmowy. Spytała czy lubi dzieci, ale zaraz podkreśliła że Różdżką się tylko opiekuje. Nie zniechęciła jej jego odpowiedź, że właściwie ich nie lubił. Dlatego sam nie rozumiał czemu uśmiechnął się do tej małej. Czasami nachodziło go takie wrażenie, że jest do kogoś podobna ale zaraz mijało. W końcu skąd mógł znać pięcioletnią dziewczynkę?
Gdyby miał być sprawiedliwy nie określiłby Dagmary jako nachalnej: wręcz przeciwnie była miłą dziewczyną ale on nie miał ochoty na jakiekolwiek flirty w pracy. Poza tym jego szef był dość mendowatym facetem a oprócz dwóch innych sprzedawców komputerów jego nie cierpiał najbardziej. Wyrzykowski nie mógł do końca zrozumieć dlaczego: po czasie doszedł do wniosku że zazdrości mu wyglądu i tego że duża część klientek to jego prosi o pomoc w doradzeniu, sprawdzeniu parametrów czy innej czynności. Dlatego nie szczędził mu krytycznych uwag choćby za małe wykroczenie. Tak było i tym razem. Gdy tylko zaczął do niego podchodzić Paweł, drugi ze sprzedawców zrozumiał co się święci.
- Czego znowu chce?- Spytał kolegi zaraz po tym jak przeprosił Dagmarę za konieczność odejścia.
- Bo ja wiem? Ale chyba ma to coś wspólnego z ostatnią dostawą.
Paweł nie mylił się: szef zaczął zarzucać Danielowi, że bez jakiejkolwiek zgody od niego zwrócił kilka laptopów.
- Szef był na urlopie, a ja nie mogłem się dodzwonić i…
-…A co to ma do rzeczy? –Odwarknął tamten. Wyrzykowski z trudem stłumił złość. Z nim zawsze tak było, pomyślał. Lubił wrzeszczeć na ludzi.- Co, nie mam prawa do urlopu?
- Chodziło mi tylko o to, że laptopy miały wadliwe oprogramowanie. Bez sensu było więc czekać na pana skoro nikt nie znał pana dokładnego terminu przyjazdu. Okres zwrotu mógł upłynąć.
- Patrzcie go, jaki kierownik się znalazł.
- Myślałem tylko…
-…to nie myśl. – Szef znów mu przerwał. – Ja tu jestem od myślenia. Poza tym jak komputery od Roxila mogły być wadliwe? To najbardziej  solidna marka jaką znam.
- Być może, ale i najlepszym zdarzają się wady.
- A ty co? Taki spec od komputerów? Ledwie technikum skończył i się wymądrza. Powinieneś być wdzięczny za tę pracę a ty co? Wiecznie są z tobą jakieś problemy, wiecznie flirtujesz z jakimiś kobietami. Już ci mówiłem, że tu nie dom publiczny.
- Te kobiety to klientki, które tylko chcą znać więcej szczegółów odnośnie komputerów czy laptopów.
- Dobra dobra, już ja znam takie szczegóły. Tylko po raz ostatni cię ostrzegam Wyrzykowski: pilnuj się. Kolejny raz uwagi ci nie zwrócę. Jeszcze jeden taki numer i wylatujesz. Zrozumiałeś?
- Jasne.- Odpowiedział mu Daniel patrząc hardo w twarz na podwójny podbródek i zalaną czerwienią twarz. Nie znosił tego durnia, ale nic nie mógł na to poradzić. Musi jeszcze uzbierać trochę pieniędzy i tu popracować: przynajmniej dwa miesiące. W połączeniu z prywatnym zajęciem naprawy komputerów  powinno mu wystarczyć na rozkręcenie własnego interesu. I wtedy żaden zazdrosny kutafon nie będzie na niego wrzeszczeć.

***
Zdobycie szacunku osób pracujących w Roxilu było zadaniem bardzo żmudnym o czym Justyna przekonywała się coraz bardziej na własnej skórze. Ludzie albo uważali ją za niedoświadczoną młódkę, albo za głupią niedoświadczoną młódkę (ci pracownicy, którzy znali ją jeszcze sprzed przemiany) Z dwojga złego wychodziło na to samo: musiała nieustannie udowadniać swoją wartość. Dlatego starała się kreować swój wizerunek jak tylko mogła: ubierała się znacznie poważniej w stonowane garsonki i zachowywała z pewną dumą i wyższością charakterystyczną dla ludzi na wysokich stanowiskach. Nadal jednak nie było to dla niej czymś naturalnym . Zadziwiające było jednak to, że takie proste zabiegi przynosiły efekty.
Justyna spędzała w biurze całe dnie od rana do wieczora słuchając relacji wszystkich głównych dyrektorów koordynujących pracę w całej firmie. Potem, choć była już zmęczona analizowała je sama szczególnie w kwestiach mniej dla niej zrozumiałych.
Czasami jej pewność siebie w takich sytuacjach znacznie malała: nie pomagały nawet pocieszania pani Małgorzaty, że doświadczenie i pełna koordynacja przyjdzie z czasem. Ale Justyna była ambitna: tak samo jak nigdy wcześniej nie była. Dlatego każda porażka przytłaczała ją dużo bardziej. Na dodatek ludzie wciąż jej nie ufali nie mając pojęcia czy jej rządy są tylko tymczasowe czy może dawny prezes wróci. Z tego powodu Karczewska postanowiła wręczyć niektórym z nich wypowiedzenia. Ten ruch nie spodobał się do końca Jastrzębskiej.
- Nie powinnaś tego robić. Twój ojciec zaraz zrozumie dlaczego to zrobiłaś. Poza tym wiele osób w firmie nadal jest mu wierne. Ich zaufanie trzeba zdobywać czynami a nie słowami.
- Może, ale mam już tego dość. Jestem tutaj już od dwóch miesięcy i co? Nic. Niektórzy totalnie mnie olewają mówiąc w twarz, że przyjmują rozkazy od pana Karczewskiego. Albo że pan Karczewski zrobił by to tak, pan Karczewski powiedział…mam już tego dość. Ja też potrzebuję zaufanych i lojalnych ludzi. Więc jeśli będę musiała zdobyć ich w inny sposób to to zrobię.
- Kierujesz się emocjami.
- Nie. Ale żałuję, że pozwoliłam ojcu zostać koordynatorem sprzedaży. Myślę, że nastawia wszystkich przeciwko mnie.
- Nie mogliśmy tego uniknąć: testament twojej mamy wyraźnie daje mu prawo do rocznej kontroli nad sposobem sprawowania przez ciebie władzy.
- Tak, wiem. Dlatego cieszę się, że przystał na dość niskie stanowisko. Musiałabym odmówić gdyby chciał pełnić funkcję na przykład dyrektora do spraw finansów.
- Tak, rzeczywiście udało ci się to dobrze rozegrać. A co zrobisz po tym jak udowodnisz mu winę? Wtrącisz go do więzienia?
- Nie, każę nigdy więcej się do mnie nie zbliżać. Dopiero jeśli to zrobi nie zawaham się go pogrążyć.- Odrobinę smutna pomyślała o swojej mamie. Wcześniej, jeszcze trzy lata temu uznałaby ją za najlepszą i najmądrzejszą kobietę na świecie. Jednak teraz zrozumiała, że zawsze była słaba, że jej nauki nie przydawały się w prawdziwym życiu. Mówiła jej na przykład o tym, że prawdziwą miłość trzeba zdobywać. I głupia Justyna rzeczywiście chciała to robić: czasami czuła że Daniel będąc z nią jest myślami gdzieś daleko ale niczym dziecko łudziła się, że po ślubie to wszystko się zmieni. Że przecież będzie już jej na zawsze. Ale małżeństwo z nim uczyniłoby ją nieszczęśliwą do końca życia. Zresztą, to właśnie stało się z jej matką. Justyna mogła być mała, ale widziała przecież ślady szminki na koszulach ojca, czuła zapach drażniących perfum z pewnością nie należących do matki. I pamiętała krzyk i jej płacz. Wciąż nie mogła zrozumieć jak mogła następnego ranka wstawać radosna jak nigdy dotąd z jeszcze większą determinacją starając się zrobić na bóstwo dla swojego męża. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że jej nie kochał.
Justyna westchnęła w duchu. Ona chciała zrobić to samo. Chciała zagarnąć Daniela dla siebie niczym jakieś trofeum za nic mając jego uczucia. Dusiła go swoim przywiązaniem, nieustanną atencją. Oczywiście wcale go tym nie usprawiedliwiała, skądże. I tak uważała go za podłego oszusta i z serca nienawidziła. Ale zrozumiała też, że sama nie była bez winy. Nie chciała myśleć o tym jak bardzo żałosna i godna pogardy musiała się wydawać i jak bardzo jej towarzystwo musiało mu być niemiłe.
- Musisz być teraz bardzo silna, kochana. Wiem, że to dla ciebie trudne ale sobie poradzisz.
- Mam nadzieję. Ale tylko jeśli będziesz przy mnie. I zacznij szukać nowego ekonomisty.
- Oczywiście pani prezes.- Odpowiedziała poważnie puszczając oko do Justyny zadowolona, że mówi tak jak powinna to robić.
- Aha, i jeśli możesz poproś do mnie Grześka. Chcę z nim porozmawiać.
- Przeszpiegi?
- Coś w tym stylu. Chcę wiedzieć jak te zmiany postrzegają zwykli pracownicy.

***
Rozmowa z Grzegorzem Malinowskim pozwoliła Justynie bardziej zrozumieć nastroje monterów. Przyjaciel wyznał jej, że odkąd zaczęła studiować i nie bywać w firmie jej ojciec się rozochocił. Nie zapewniał pracownikom obiecanych podwyżek a na dodatek nie płacić za wadliwe lub reklamowane egzemplarze od czego przecież nie zależało wykonanie. Na dodatek zmniejszył pieniądze na marketing i dział reklamy o czym Justyna już wiedziała. Bo cały zysk zamiast na modernizację i inwestycję  szedł do kieszeni prezesa. Karczewska zapewniła Grześka, że jeśli tylko uda jej się w całości rozeznać w sytuacji firmy pomyśli o poprawie sytuacji robotników. Na razie bała się utraty płynności. Na dodatek na rynek miała właśnie wchodzić nowa seria laptopów z najnowszym systemem operacyjnym i dużą pamięcią. Potrzebne było jednak jeszcze przedłużenie umowy między firmami, gdyż poprzednią podpisywał jeszcze Roman Karczewski. Poza tym reklama i promocja była tylko wstępnie opracowała a prototyp laptopa sprawdzony jedynie statystycznie. Justyna chciała poprosić o opinię najlepszego informatyka oraz wykonać testy jakości. Choć jej ojciec już się tym zajął wolała wszystko jeszcze raz sprawdzić. Chciała poznać przebieg całego sposoby produkcyjnego nie tylko od strony teoretycznej.
- Dobra, a teraz dość już o tym. Powiedz lepiej jak ci się wiodło w ostatnim czasie. Praktycznie mnie nie odwiedzałaś.- Zarzucił jej łagodnie gdy poszli do bufetu.
- Przecież odwiedziłam cię na Wielkanoc.
- To było prawie pół roku temu.
- Tylko cztery miesiące. No, może pięć. Ale przecież pisałam pracę magisterską. No i końcowe egzaminy…masz pojęcie ile musiałam się uczyć?- Roześmiała się.
- Sądząc po twoich wynikach i wiedzy naprawdę dużo. Jestem pod wrażeniem. Prawie cię nie poznałem. Inna fryzura, sylwetka, nawet sposób ubierania się czy chodzenia. Zmieniłaś się.
- Cieszę się, że to widać.- Odparła popijając kawę.- Nie chciałam by postrzegano mnie jako dawną Justynę Karczewską.- Grzesiek nie skomentował tego stwierdzenia. Chciał spytać czy miało to związek z Danielem Wyrzykowskim, ale się powstrzymał.- A jak mała? Wstyd mi, że nie miałam czasu jej odwiedzić od czasu mojego wielkiego powrotu.
- I słusznie. Lilka bardzo za tobą tęskniła. Choć pewnie zwłaszcza za prezentami.
- No cóż, pogodziłam się że miłość jest interesowna.- W jej zamierzeniu miało to zabrzmieć żartobliwie, ale w jej odczuciu zbytnio zajechało goryczą. Odchrząknęła.- Wpadnę do was dziś wieczorem. Razem z Piotrkiem. Chcę być go poznał.
- To jest twój nowy partner?
- Tak, spotykam się z nim od kilku miesięcy. Chcę wiedzieć co o nim myśli mój najlepszy przyjaciel. Oczywiście jeśli mogę go ze sobą zabrać.
- Jasne, że tak. Nie wiem nawet po co pytasz.

***
Dagmara znów zamierzała odwiedzić swojego nowego znajomego, ale mała Lilka nie chciała ruszać się z domu. Żałowała, że odbierając telefon od ojca dziewczynki wyznała jej nieopatrznie o odwiedzinach chrzestnej matki. Teraz wciąż zamęczała ją opowieściami o kochanej cioci. W końcu musiała ją przekupić ciastkami.
I tak, już kilkanaście minut później, po krótkiej jeździe autobusem znalazły się pod sklepem komputerowym w galerii handlowej. Dagmara uśmiechnęła się na widok Daniela. Uważała go za najprzystojniejszego mężczyznę na świecie i jeszcze nie mogła rozgryźć czy działa bardzo wolno czy też nie jest zainteresowany. Poza tym spotkali się dopiero zaledwie kilka razy. Młoda kobieta postanowiła, że dziś zagra trochę śmielej. Może Daniel zgodzi się na wspólne wyjście do kina lub pizzerii? Miała nadzieję, że tak.
Widząc wysoką, otyłą postać jakiegoś mężczyzny zdecydowała się na razie jednak nie podchodzić do chłopaka. Jego szef nie sprawiał najsympatyczniejszego wrażenia. Dlatego dopiero gdy wyszedł zdecydowała się do niego podejść.
- Cześć. Twój szef wygląda jak jakiś alfons.
- I może nim jest. Bardzo lubi porównania do burdelu.
- Co…?
- Nie zwracaj na mnie uwagi.- Mrugnął. Wyglądał na zmęczonego.- Dzisiaj nie mam najlepszego humoru.
- Widzę. Co ty robiłeś przez całą noc?- Spytała zanim zdążyła pomyśleć. Zakłopotała się, a Daniel się uśmiechnął. Jednocześnie poczuła się zazdrosna. A co jeśli rzeczywiście kogoś miał?
- Pracowałem.- Uspokoił ją swoją odpowiedzią.
- A więc masz dwie fuchy?
- Powiedzmy.- Odpowiedział, ale widząc że dziewczyna czeka na ciąg dalszy dodał:- Naprawiam komputery. Nic oficjalnego, ale mam coraz więcej klientów. Myślę nawet o założeniu własnego biznesu.
- Super. Tak myślałam, że nie jesteś nikim. To znaczy…eee…no bo tylko tutaj sprzedajesz, ale wyglądasz na gościa który może daleko w życiu zajść.
- Bo jestem przystojny?
- I nieskromny jak widać.- Roześmiała się nie rozumiejąc czemu w jego pytaniu kryło się tyle pogardy. Wolałby być brzydki? Przecież z takim wyglądem mógłby tylko stać i wyglądać a kobiety i tak ustawiałyby się do niego drzwiami i oknami. Zamiast to roztrząsać zmieniła jednak temat. Ponarzekała trochę na pogodę, na swoją podopieczną. Więcej w tym jednak było przekory niż prawdziwej niechęci. Widać było, że dziewczyna lubi małą. Lila, jakby wyczuwając że o niej mówią podeszła do lady:
- Dagmara, idziemy już.
- Daj mi chwilkę. Dokończę tylko rozmowę.
- Ale musimy już wracać. Ciocia ma przyjść.
- Ciocia przyjdzie dopiero wieczorem.
- Ale może przyjść wcześniej.
- Różdżko, proszę nie bądź taka uparta.
- To ty jesteś uparta. Powiem mamie, że romansujesz!
- Ty mała szantażystko!- Dagmara aż się żachnęła. Potem jednak uśmiechnęła porozumiewawczo do Daniela.- Już ja wiem na co tak czekasz. Na swój obiecany prezent. Jej ciocia jest bogata. - Dodała już do mężczyzny.
- Nie, lubię ją. Justyna jest fajna. Bardziej od ciebie. Chodźmy.
- Ale…
- Różyczka ma rację.- Przerwał im spór Daniel używając imienia którym posługiwała się Dagmara.-  I tak nie mam już czasu, bo zbliża się nowy klient.
- Nie jestem Różyczka tylko Różdżka. Tak mówią do mnie znajomi, ale ty masz mówić do mnie po imieniu.
- A jak ono brzmi?- Spytał na koniec choć dziewczynka już odchodziła od lady z Dagmarą pod rękę.
- Lilka.- W jednej chwili jego uśmiech zgasł; w głowie pojawiło się niewyraźne wspomnienie o małej dziewczynce turlającej piłkę w jego stronę. I śmiejącej się Justyny Karczewskiej…W końcu zrozumiał dlaczego ta mała od początku wydawała mu się być znajoma. Bo była córką Grześka Malinowskiego, który był przyjacielem jego byłej dziewczyny. Dotarło do niego również to, że ciocią o której mówiła Liliana musiała być ona. Justyna.
A więc wróciła, pomyślał. Przejęła kontrolę nad Roxilem. A może oddała ją ojcu? Miał nadzieję, że nie. Ten stary cap dość już ją wykorzystywał. W jednej chwili jego głowę zalała fala wspomnień: o tym jak przychodząc do biura witała go całusem w policzek, jak uśmiechała się radośnie z każdego prezentu czy komplementu, jak nigdy nie nudziło jej jego towarzystwo. Do tej pory, przez ponad 2,5 roku prawie o niej nie myślał. Zdołał jednak zapomnieć na tyle by nie nękały go wyrzuty sumienia. A teraz tylko na dźwięk jej imienia zareagował pełną mobilizacją.
Wyrzuty sumienia wróciły: przypomniał sobie jak ją potraktował, jej zranione spojrzenie gdy potwierdzał że jej nie kochał, łzy i spuszczony wzrok…Zaraz potem wrócił do rzeczywistości. Przed ladą stała jakaś klienta i on musiał ją obsłużyć. Przyoblekł na twarz uśmiech: dziewczyna zrobiła to samo. Cynicznie pomyślał, że właśnie w tym był najlepszy.

***
- Justyna sądzę, że powinnaś rzucić na to okiem.- Bez pukania do gabinetu Karczewskiej weszła jej prawa ręka, Małgorzata.
- Co to jest?- Podniosła głowę znad dokumentów które teraz czytała.
- Najnowsze podsumowanie wyników sprzedaży z ostatnich trzech miesięcy. Nie wygląda najlepiej.
- Jak to? Przecież sprzedaż znów wzrosła.
- Tak, ale znacznie zwiększyły się również przypadki reklamacji. Wynoszą łącznie 5% wszystkich produktów.
- To przecież jeszcze nic nie znaczy: cała branża elektroniczna odnotowała znaczny wzrost takich przypadków. Nawet Intel ostatnio powiększył swój fundusz specjalny na ten cel... Poza tym jakie są przyczyny? Zwroty czy wady fabryczne?
- Nie zawracałabym ci głowy gdyby to pierwsze. Tak, chodzi o wady fabryczne. Ale dość szczególne.
- Co masz na myśli?
- Rzuć okiem w raport to zrozumiesz.- Odparła jej Jastrzębska. Mimo to nie czekała aż Justyna przeczyta całość i dodała:- Mówię szczególne, bo dotyczą tylko tabletów: w innych przypadkach reklamacje utrzymują się na tym samym poziomie. Na dodatek tylko z drugiej partii tabletów.
- Tej wyemitowanej pod koniec ubiegłego roku?
- Dokładnie.
- Ale…nie rozumiem. Przecież na bieżąco informowałaś mnie o wynikach sprzedaży: wówczas raporty wyglądały inaczej.
- Wiem o tym. Bo były inne.
- To znaczy, że mój ojciec…
-…tak. Najwyraźniej specjalnie podał do oficjalnej wiadomości zmodyfikowane informacje.
- Tak, ale po co?
- Tego właśnie musimy się dowiedzieć. Ale jak znam twojego ojca nie będzie to nic dobrego.

***
Jarosław Wyrzykowski właśnie wracał z bardzo udanego spotkania. Na samą myśl o tym się cieszył. Wszystko szło zgodnie z planem: jeszcze nigdy nie udało mu się ubić tak wartościowego interesu. Ale nie bez wyrzeczeń i cierpliwości: w końcu czekał ponad dwa lata na odwrócenie passy. Teraz w końcu to się opłaciło: już niedługo zacznie zbierać posiane owoce.  Był tak zadowolony, że zmienił plany i zamiast do własnego mieszkania podjechał swoim nowiutkim ferrari pod dom handlowy. Udawał, że nie widzi rzucanych mu spojrzeń przechodni podczas parkowania. A już niedługo będzie jeszcze bogatszy.
Szedł pewnym krokiem jak mężczyzna dokładnie zmierzający do celu. W końcu do niego dotarł: tuż przez wejściem sklepu komputerowego zatrzymał się patrząc jak Daniel Wyrzykowski pakuje do torby laptopa podając go z uśmiechem jakiejś kobiecie. Potem z tym samym wystudiowanym uśmiechem i formułką zaczął obsługiwać kolejnego. Jarek nie po raz pierwszy pomyślał o głupocie bratanka. Mógł mieć wszystko: z takim wyglądem marnował się na stanowisku podrzędnego sprzedawczyka. Ale to on podjął taką decyzję.
- Witaj.- Jarosław podszedł prosto do lady nie zwracając uwagi na kolejkę. Ludzie jakby na znak zaczęli się odsuwać. Ot, magia bogatych okularów przeciwsłonecznych i garnituru za kilka tysięcy. Daniel poza szybkim spojrzeniem na wuja nawet nie drgnął. Mimo, że nie widział go od czasu tej historii z Justyną Karczewskiej starał się nie dać po sobie poznać jak bardzo jest zaskoczony.- Co, nie poznajesz już własnego krewniaka?
- Pracuję jakbyś nie widział.-Odpowiedział mu nawet na niego nie patrząc.- Poproszę teraz panią.
- Pracowanie niczym tani robotnik nie jest poniżej twojej godności?- Daniel słysząc to znów nie drgnął. Większe zainteresowanie i ciekawość wykazała już bardziej dziewczyna kupująca pendrive’a.
- Czterdzieści sześć osiemdziesiąt.- Powiedział Daniel do kobiety. Ta zaczęła wyjmować portfel z torebki, ale widać było że specjalnie się nie spieszy. Widocznie rozgrywająca się na jej oczach dyskusja wydawała jej się interesująca.
- Nie zapytasz co u mnie? Nieważne: i tak ci powiem. Wiedzie mi się świetnie, może nawet lepiej niż gdy radziliśmy sobie razem. Ostatnio kupiłem nowe auto, wynająłem świetne mieszkanie. Mówię ci ekstra wystrój.
- Nie obchodzi mnie to. I byłbym wdzięczny gdybyś sobie już poszedł.
- No co, chyba nie gniewasz się jeszcze za tę historię z Justyną? Sądziłem, że już dawno o niej zapomniałeś.
- Ogłuchłeś? Wyjdź stąd.
- O ile wiem sklep to miejsce publiczne. Poza tym jak zareagowałby twój szef gdyby dowiedział się jak traktujesz klienta?
- Ty nie jesteś klientem.
- Ależ mogę być.- Roześmiał się Jarek.- Wiesz, że zaczęła być prezesem? Stary Roman się zdziwił. Był wściekły: sądził że bez problemu sprzeda mu firmę ale ona powiedziała mu coś o ostatniej woli mamusi…na samą myśl że ta idiotka będzie rządziła Roxilem dostaję napadu śmiechu. Wyobrażasz sobie? Mówiłem nawet Karczewskiemu, że jego plan nie będzie potrzebny to jego kochana córka sama wszystko zniszczy, ale…
-…czekaj, o czym ty do cholery mówisz?- Przerwał mu Daniel po raz pierwszy wykazując cień zainteresowania rozmową. Jednak Jarkowi nie o to chodziło. Zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
- O niczym.
- Znam cię: co miałeś na myśli mówiąc o tym, że Karczewski sam chce zniszczyć swoją firmę?
- Wiesz, chyba się zasiedziałem: nie będę ci już dłużej przeszkadzał. Do następnego spotkania.- Daniel odprowadzał wuja wzrokiem. Nic nie mógł poradzić na to, że poczuł niepokój. Miał pewność, że znów coś knuł; nie miał jednak pojęcia o co mogło chodzić. Czyżby to miało związek z Justyną Karczewską i Roxilem? Czy w jakiś sposób pomagał Romanowi Karczewskiemu w kontynuacji jego niecnych planów? Daniel miał nadzieję, że nie. Tyle, że niepokój nie chciał zniknąć. Poczuł złość na Jarka. Jak śmiał tutaj przychodzić po tak długim czasie i po tym co mu zrobił? Na dodatek wmieszał go w coś w co nie miał zamiaru już nigdy być wmieszany.

***
Justyna cieszyła się, że Piotr odwiedził ją w firmie aczkolwiek nie był to najlepszy na to moment. To co odkryła Małgorzata Jastrzębska zwaliło ją z nóg. Jej ojciec kazał sporządzać fałszywe raporty finansowe. Jednak dotyczyły tylko części reklamacji: w swoim raporcie Karczewski kazał zrównać reklamację ostatniej partii tabletów do pozostałych komputerów tak, że nadal osiągała ten sam poziom. Dzięki temu jednak była ujednolicona. Prawda jednak była inna: na rynek wypuszczono zwykły bubel. Czy w ten sposób ojciec chciał to zatuszować? To było najlogiczniejsze wyjście, ale jakoś jej nie przekonywało. Z tego wszystkiego zaczęła widzieć chyba coś czego nie ma. Doszło do tego, że oczekiwała po ojcu trupa w szafie. Nie, wszystko było w firmie w porządku. Po prostu w momencie produkcji ujawniła się jakaś wada czy defekt.
- Wyjdź dziś trochę wcześniej. Chciałbym zabrać cię na prawdziwą kolację.
- Nie mogę. Mówiłam ci, że tonę w papierach.
- Tak, ale nie jesteś maszyną. Musisz o siebie dbać, bo niedługo się wypalisz. Już od kilku tygodni pracujesz praktycznie od świtu do nocy.
- Po prostu muszę nauczyć się koordynować wiele rzeczy na raz. Jeszcze parę tygodni i to wszystko minie. Wiem, że cię zaniedbuję. Obiecuję, że ci to wynagrodzę.
- Nie chodzi mi o mnie, a o ciebie. Jesteś zmęczona i masz cienie pod powiekami. Nic się nie stanie jak to co robisz teraz dokończysz jutro. Robota nie ucieknie.
- Ale…
-…żadnych ale. Nie przyjmuję odmowy.- Justyna westchnęła.-  Już dobrze, ale daj mi tylko dziesięć minut. Dokończę sprawdzanie tych danych.
- Okej. Ale ani minuty więcej.- Uśmiechnęła się do swojego chłopaka. Czasami potrafił bywać nieznośny.
I tak, już piętnaście minut później wychodzili głównym wejściem firmy na parking. Po drodze dyskutowali o tym gdzie mogą zjeść coś smacznego. Dlatego nie zauważyli stojącego po drugiej strony parkingu mężczyzny.
Daniel natomiast bez trudu poznał Justynę choć jej widok był dla niego zupełnym szokiem. Zmieniła fryzurę, sandałki zamieniła na wysokie szpilki a dziewczęce ubrania na dopasowaną garsonkę. Nie mógł oderwać od niej oczu. To była jej twarz, jej spojrzenie, jej uśmiech a jednak zupełnie inne niż poprzednio. Nie umiał nazwać tej ulotnej różnicy, ale doskonale ją widział. Jego mała Justynka dorosła…Jego? Ona już dawno nie była jego.
Patrząc na dziewczynę dopiero po pewnej chwili zauważył towarzyszącego jej mężczyznę. Początkowo sądził, że to Grzesiek ale szybko zorientował się że to ktoś inny. Postanowił w to teraz nie wnikać. Chciał się zobaczyć z Malinowskim: to wszystko. Życie Justyny od dawna go nie interesowało. A przynajmniej nie powinno. Dlatego gdy wsiedli do auta i mężczyzna ruszył, Daniel odwrócił się tak by pomimo dzielącej ich odległości nie mogli rozpoznać jego twarzy. Nie zamierzał przysparzać Karczewskiej dodatkowych zmartwień i stwarzać problemy: wręcz przeciwnie; chciał ją ostrzec, ale wiedział że po tym co zrobił nie będzie chciała go znać a co dopiero uwierzyć. Miał jednak nadzieję, że jej przyjaciel chociaż go wysłucha. Potem będzie mógł uznać, że wykonał zadanie. I znów mieć czyste sumienie.

***
Justyna nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. To było głupie i niedorzeczne, bo przecież właśnie jechała autem z Piotrkiem i wyjeżdżali z parkingu. Ale mimo wszystko włożyła na nos przeciwsłoneczne okulary. Tak czuła się bezpieczniej.
- Coś nie tak?- Chłopak zauważył jej zaniepokojenie.
- Nie, w porządku.- Odparła mu potrząsając głową. To było zupełnie głupie irracjonalne uczucie. Przecież kto niby miałby ją obserwować? Oprócz jakiegoś młodego chłopaka stojącego tyłem i zawiązującego swojego adidasa parking o tej porze  i ulica po drugiej stronie były o tej porze puste.- Dokąd mnie zabierasz?- Spytała wsiadając do jego samochodu. Auto nie było tak ekskluzywne, ale za to miało bardzo przytulne wnętrze.
- Do mojej ulubionej restauracji. Tam zamówimy sobie dużą porcję czegoś dobrego i jakieś wino. Dzięki temu się zrelaksujesz.
- Brzmi zachęcająco.- Odpowiedziała z uśmiechem. Nie chciała mówić chłopakowi, że najchętniej wróciłaby do domu, zjadła dużą porcję makaronu z sosem i poszła spać. Piotrek nie zasługiwał na to by tak bardzo go zaniedbywać, a poza tym teraz bardzo cieszył się na to wyjście. Czy mogłaby mu wobec tego to zepsuć?
Mimo braku entuzjazmu udało jej się świetnie bawić. W towarzystwie Piotra zawsze umiała zapomnieć o problemach, śmiać się i żartować. Tak jak teraz: popijając drugi kieliszek z winem jej kłopoty w Roxilu zaczęły wydawać się drobnostką. Czuła się lekka i wolna; zupełnie tak jakby problemy jej nie dotyczyły jakby nadal było tak jak dawniej.
Po wszystkim chłopak odwiózł ją do mieszkania: pomimo tego że skończyła studia nadal wynajmowała  je z Natalią , która teraz postanowiła sobie zrobić wakacje i wyjechać nad morze. Tak więc Justyna mogła dzięki temu jeszcze więcej pracować, bo nikt jej tego nie zabraniał. Tyle, że gdy zamierzała się pożegnać z Piotrkiem ten wprosił się na kawę. Czuła, że lekko kręci jej się w głowie ale się zgodziła. Może dzięki temu i ona trochę otrzeźwieje.
Kawa trochę ją rozbudziła, więc pomyślała że jeszcze dziś wieczorem uda jej się przejrzeć fałszywe raporty ze sprawozdań przygotowane przez jej ojca i porównać je z tymi prawdziwymi. Ale gdy tylko nieopatrzenie wyznała to Piotrkowi ostro ją zgnoił.
- Żartujesz? Jest wpół do dziesiątej. Teraz powinnaś tylko iść spać.
- Ale naprawdę mam masę roboty. Nie rozumiesz jakie to ważne.
- Rozumiem, ale przecież możesz to zlecić komuś innemu: w końcu zostałaś panią prezes.
- Nie zachowuj się jak ignorant: i tak wszystko jest dla mnie trudne.- Odruchowo wstała i skierowała się w stronę okna. Potem popatrzyła w szarzejące już niebo.- Czasami czuję się tak jakbym była sama przeciw całemu światu.
- Przesadzasz.
- Wcale nie.- Zaperzyła się. –Wiesz, że część dostawców chce anulować umowy na nasze wyroby elektroniczne? Uważają, że nie jestem pewnym dostawcą więc zachowują wszelkie środki ostrożnościowe. Ostatnio nawet jeden z nich otwarcie powiedział, że przez ten rok zobacz jak sobie radzę a potem wrócimy do współpracy. Wyobrażasz sobie?
- Nie.
- A Stanisław Rodkiewicz, ten z Rodkiewicz. S.A żądał zwiększenia kar w razie niewywiązania się z umowy. Naturalnie podkreślał, że to tylko nic nie znacząca formalność, że ostatnio firma miała problemy z płynnością i inne tego typu bzdety więc wobec większości swoich klientów stosują takie restrykcje. Ale tą większością jest tylko Roxil! Nie miałam pojęcia, że zarządzanie będzie takie skomplikowane.
- Chodź tutaj.- W czasie swojej przemowy Justyna miotała się po całej powierzchni salonu. W końcu przytuliła się do Piotrka wtulając w jego ramię.
- Przepraszam, zachowałam się jak furiatka prawda?
- Nie, rozumiem twoje nerwy. Gdybym to ja miał rządzić tak wielkim przedsiębiorstwem trząsł bym portkami.- Karczewska roześmiała się.
- Akurat. Ty nie wycofujesz się i nie jesteś tchórzem. Wolisz brać byka za rogi.
- Może.- Uśmiechnął się cmokając ja delikatnie w usta. Potem pogłębił pocałunek. Justyna zarzuciła mu ręce na szyję.- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Znowu się pocałowali.
- Justyna….Justyna czy ty…czy ty jesteś już gotowa?
- Gotowa na co?- Spytała głupio zdziwiona że skończył pocałunek tak gwałtownie.
- Na to bym mógł wyrazić ci jak bardzo cię kocham.- W jednej chwili rozmarzony uśmiech zniknął jej z twarzy. Odsunęła się.
-  Przepraszam, nie mogę. Nie chcę się spieszyć.
- Znamy się już pół roku.- Przypomniał łagodnie bez żadnego wyrzutu.
- Tak, ale…- Pomyślała, że Daniela znała dokładnie tyle samo, a nie miała pojęcia jakim jest oszustem. Przeczesała dłonią włosy mierzwiąc grzywkę.- …ale wolę z tym zaczekać.
- Ile?
- Nie wiem.
- Tydzień, miesiąc, dwa?
- Tyle ile będzie trzeba.
- Nie znam takiej jednostki.
- Piotrek, proszę.
- O co, Justyna co? Bo ja mam już dość. Czasami nie wierzę nawet że mnie kochasz.
- Jak możesz? Czy to takie ważne?
- Ważne jest to co to oznacza. A oznacza związek nie tylko dusz, ale i ciał. Oraz całkowite zaufanie, oddanie się drugiej osobie. Ty to odrzucasz.
- Nie odrzucam. Po prostu…nie chcę.
- Czemu? Naprawdę nic nie czujesz w moim towarzystwie? Gdy całowałem cię przed chwilą nie miałaś ochoty na coś więcej?- Zarumieniła się.
- Piotrek, zmieńmy lepiej temat.
- Nie, chcę po prostu wiedzieć. Może dzięki temu lepiej to zrozumiem. Masz 25 lat i jak sama mówisz nigdy z nikim nie spałaś. Zasłaniasz się swoją religią, ale nie jesteś specjalnie zdewociała. Czy ktoś w przeszłości cię skrzywdził?
- Nie w ten sposób o którym myślisz.
- Więc o co chodzi? Uważasz się za lepszą ode mnie? Za wielką panią prezes dla której zwykły student pracujący obecnie na stażu w zwykłym banku jest zbyt biedny?
- Tu nie chodzi o pieniądze.
- A o co?
- Już ci mówiłam. Ale jeśli tego nie rozumiesz to twój problem.
- Jasne, tak jest najłatwiej zwalić na mnie winę.- Prychnął.- W takim razie chyba będę już szedł. Dobranoc.- Pożegnał się. Justyna nawet nie próbowała go zatrzymać. Usiadła pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Nie płakała. Po prostu była już tym wszystkim zmęczona. Wiedziała, że jej chłopak na trochę racji: nie powinna aż tak protestować. Tyle, że…no właśnie: nie potrafiła. Nie mogła się przemóc by kochać się z Piotrkiem. Nie mogła się przemóc by kochać się z kimkolwiek. Czasami sądziła, że jest zimna: wtedy jednak w jej pamięci pojawiała się wizja wysokiego, przystojnego szatyna którego nazywała swoim misiem. Którego kochała całym sercem tak jak teraz nienawidziła.
Jego pocałunki uwielbiała. Uwielbiała czuć jego dłoń na talii, uwielbiała łagodny dotyk ust na jej ustach, uwielbiała go obejmować. Pamiętała, że zawsze miała ochotę na więcej, nigdy nie dość było jej jego widoku. Czy mogła więc być zimna? 
Choć to wspomnienie powinno przynosić jej ulgę związane było również z jej upokorzeniem.
Bo kochała pocałunki mężczyzny, który nimi gardził.
Pragnęła trzymać za rękę kogoś kto najchętniej pozwoliłby ją odgryźć lwu.
Uwielbiała przytulać się do faceta niecierpiącego  jej widoku.
I nienawidziła siebie za to, że pomimo upływu czasu to wciąż bolało. Tyle, że jak mogła nie myśleć o tym, że każdy jej dotyk napawał go odrazą? Że musiał śmiać się z jej naiwności i kpić z prywatnych wyznań?
Jak mogła więc powiedzieć o tym wszystkim Piotrkowi? Ufała mu całym sercem, ale czuła się zbytnio upokorzona na samą myśl o tym, że mogłaby uczynić takie wyznanie. Dlatego przemilczała tę kwestię: nie mówiła nic o NIM. Imienia Daniela Wyrzykowskiego nie wypowiadała nawet we własnych myślach, a co dopiero na głos. Traktowała go jak zmarłego.

***

Daniel zaczął się już niecierpliwić: było już w pół do szóstej a wśród wychodzących z firmy pracowników nie zauważył Grześka. W końcu doszedł do wniosku, że najwyraźniej przez te ponad dwa lata Malinowski musiał awansować albo zmienić pracę. Pluł w brodę, bo nie potrafił sobie przypomnieć jego adresu. Pamiętał, że odwiedził go kiedyś wraz z Justyną ale poza tym nic więcej. Mógłby powiedzieć jak ubrana była wówczas jego ówczesna narzeczona albo że turlana przez Lilkę piłeczka była różowa. To dziwne jakie rzeczy pamięta czasem mózg.
W końcu postanowił się poddać. Będzie musiał znaleźć inny sposób na ostrzeżenie Justyny: może anonimowy list bądź telefon...
Ale wówczas z głównego wejścia wyszedł Grzegorz Malinowski. Poznał go od razu i już miał zamiar podejść, ale przypomniał sobie kim jest. Odczekał więc aż Grzesiek zbliży się do parkingu i swojego samochodu. Dopiero wtedy podszedł. Zamierzał zrobić wszystko jak najbardziej delikatnie: w końcu tamten nie widział go od dwóch lat. Ale niestety mu się to nie udało.
- Osz kurde, mam omamy?! Daniel? Daniel Wyrzykowski?!- Daniel nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
- Jak widać. Co słychać Grzesiu?
- Żarty sobie stroisz? Co tutaj robisz?
- Czekam na ciebie.
- Po co? Tylko nie mów, że się stęskniłeś.- Po wstępnym szoku Grzesiek odzyskał równowagę najwyraźniej przypominając sobie z kim ma do czynienia.
- Właściwie to nie. Mam…sprawę.
- Jaką?
- Ważną. Możemy porozmawiać w jakimś kameralnym miejscu?
- Niestety, nie mam ochoty na randki. A teraz przepraszam cię, spieszę się.
- To naprawdę ważne.- Daniel spoważniał, ale Grzesiek postanowił go ignorować. Do czasu aż nie dodał:- Chodzi o Justynę.
- A co ona ma z tym wspólnego? Znów chcesz ją skrzywdzić?- Nie powinno go to w ogóle urazić, ale tak się stało. I w ogóle tego nie rozumiał. Przecież Malinowski miał rację: skrzywdził Justynę. Ale ukarał się za to już wystarczająco. I wciąż się karał.
- Wręcz przeciwnie. Chcę jej pomóc. Wiem coś co może zaszkodzić Roxilowi.- Grzesiek zastanawiał się tylko przez chwilę.
- W takim razie wsiadaj. Tylko mam nadzieję, że to będzie twoje kolejne oszustwo.

***

Justyna po kłótni z Piotrkiem nie odzywała się do niego aż do weekendu. Nie ze złości ale raczej braku czasu. Dopiero w poniedziałek zdecydowała się do niego zadzwonić.
Okazało się, że wcale nie był na nią zły: sam doszedł do wniosku że niepotrzebnie się uniósł. Przepraszał mówiąc, że nigdy nie będzie nic na niej wymuszał. Dzięki temu w pracy humor jej się od razu poprawił. Tyle, że teraz słuchając Grześka poczuła się skołowana.
- Czekaj: więc reasumując mam mieć oczy szeroko otwarte, bo mój ojciec coś knuje. Nie wiesz co, nie wiesz z kim ale wiesz że szykuje się coś większego. Możesz powiedzieć mi coś więcej?
- Wiem jak to brzmi.- Zaczął Malinowski- Ja też na początku byłem sceptycznie do tego wszystkiego nastawiony, ale z każdą chwilą gdy go słuchałem to…
-…właśnie.- Podchwyciła.- Cały czas mówisz o nim „on”. A kim jest tak naprawdę?- Grzegorz był w prawdziwej kropce. Nie chciał mówić Justynie, że był nim Daniel Wyrzykowski. No i że podejrzewa własnego wuja o kolaborację z jej ojcem. Wtedy domyśliła by się prawdy. Poza tym sam do końca nie wiedział jak się zapatrywać na informacje dostarczone mu przez Daniela. Wydawało mu się, że mówi prawdę ale kto go tam wie? Może to kolejna podpucha? Ale nawet jeśli to i tak trzeba ją sprawdzić.
- Nie mogę ci tego powiedział.- Odparł przyjaciółce po dłuższej chwili.
- Dlaczego?
- Bo on tego chciał.- Skłamał. Daniel wcale nie prosił go o anonimowość ale to by nie spotkał się z Justyną bezpośrednio. Choć z drugiej strony nie znaczyło to, że na to pozwolił.
- Grzesiek jak mogę coś z tym zrobić skoro dajesz mi tylko kilka nic nie znaczących szczególików? To, że mój ojciec coś knuje było wiadome od dawna. I sama to wiem bez jakiegoś bzdurnego tajemniczego informatora.
- Ale nie miałaś pojęcia o skupowaniu udziałów.- Przypomniał.
- Może, ale prędzej czy później komisja by to wykryła. Poza tym Małgorzata też to podejrzewała.
- Justyna, po prostu to sprawdź.
- A ty po prostu przyprowadź mi tego kogoś. Skąd mamy mieć pewność, że nie został podstawiony przez mojego ojca? Chcę sama z nim porozmawiać. Inaczej nici z tego.
- To nie jest dobry pomysł. On nie jest…to znaczy on jest…- Plątał się Grzegorz nie wiedząc co powiedzieć.
- No kim jest? Duchem?- Zakpiła.- Grzesiek, sam powiedziałeś że nie wiesz czy możesz do końca ufać tej osobie. A dziwisz się mi, że nie traktuję poważnie oskarżenia kogoś kto nawet nie chce bezpośrednio ze mną rozmawiać?
- Bo nie będziesz chciała.
- Ja o tym zdecyduję. Przyprowadź go.
- Ale…
-…żadnych ale. Chcę porozmawiać z tym kimś osobiście. Jeśli nie chce to znaczy, że kłamie.- Malinowski poczuł się rozdarty. Nie powinien dopuścić do tego spotkania. Ale z drugiej strony Wyrzykowski nie miał przecież nic do zyskania dzięki podaniu nieprawdziwych informacji. Pamiętał go jako interesownego dupka a chyba nie łudził się, że po tym wszystkim Justyna znów go zechce. Nie wierzył więc by celem Daniela było zaszkodzenie lub napsucie Karczewskiej krwi. To nie było w jego stylu. Mógł ewentualnie chcieć zdobyć ją na nowo, ale o to Grzegorz się już nie bał: dla Justyny był najpodlejszym stworzeniem jakie zamieszkiwało Ziemię.
Mogła jednak być jeszcze jedna przyczyna, uświadomił sobie choć na początku wydawała mu się niewiarygodna: że Wyrzykowski się zmienił. A to by oznaczało, że jednak chciał ostrzec i pomóc Justynie. Z dobroci serca? A może miał nadzieje na pieniądze? Czemu więc w ogóle o tym nie wspomniał?
Czy więc powinien dopuścić by jego przyjaciółka się z nim spotkała? Co prawda sama Justyna twierdziła, że od dawna nie pamięta Wyrzykowskiego to jednak jego widok może ją poważnie zdenerwować. Na dodatek z tej przyczyny może nawet nie będzie chciała go wysłuchać. Postanowił jednak zaryzykować.
- Dobrze, a więc skontaktuję się z nim. I umówię spotkanie. - Justyna uśmiechnęła się.
- Świetnie. Ustal tylko godzinę i datę: byle szybko. Postaram się znaleźć chwilkę i dostosować do naszego gościa.
- Okej.- Potwierdził jeszcze. Wiedział, że Justyna może go za to znienawidzić, ale nie widział innego rozwiązania.
Po pracy, tak jak wcześniej było to umówione ponownie spotkał się z Wyrzykowskim. Poinformował go o przebiegu rozmowy z przyjaciółką. Na koniec oznajmił, że chce się z nim spotkać. To go wyraźnie zaskoczyło.
- Tak powiedziała? Że chce ze mną porozmawiać osobiście?- Grzesiek po raz ostatni zagłuszył wyrzuty sumienia. Bo nie powiedział Justynie kto był jego informatorem.
- Tak właśnie powiedziała. Zależy jej jednak na czasie. Kiedy możesz się z nią spotkać?
- Jutro po pracy. Około piątej przyjdę pod Roxil.
- Dobrze, będę czekał na ciebie pod parkingiem. Tylko pamiętaj: jeśli zamierzasz wyciąć jakiś numer lepiej w ogóle nie przychodź na to spotkanie.
- Oczywiście, że to nie żadna moja zagrywka.- Oburzył się Daniel. Grzesiek uznał to za wystarczający dowód.
- Wpuszczę cię wyjściem ewakuacyjnym.- Oznajmił jeszcze zanim się rozstali. Daniel słysząc to poczuł przypływ niepokoju, ale szybko go stłumił. Próbował sobie wmówić, że to konieczność pcha go do rozmowy z byłą narzeczoną, ale prawda była inna i nie chciał jej przyznawać nawet przed samą sobą. Bo to by znaczyło, że chce zobaczyć Karczewską. Że chce sprawdzić czy tamta poważna kobieta z parkingu jest nadal tą samą naiwną Justyną…Otrząsnął się z głupich myśli. Wcale tak nie było. Może powodowała nim niejaka ciekawość, nic poza tym. Ta, i to dlatego prawie przez całą noc zmrużyć oka.

2 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za wysłuchanie moich próśb i tak szybkie dodanie nowego rozdziału, nawet nie wiesz jaki miałam zaciesz jak weszłam na stronę i zobaczyłam, że jest nowy rozdział :D
    Co do rozdziału to jestem zachwycona :P Nowa, odmieniona, lepsza Justyna, to było do przewidzenia, ale i tak cieszy :) Piotrek- nowa postać, iście pozytywna aczkolwiek mnie jakoś nie urzekła, może dlatego, że jestem pewna, że to Daniel jest tym odpowiednim dla Justyny :D Więc co z Piotrkiem? Jest dobry czy zły? Zlamiesz mu serce czy nie jest jednak taki bezinteresowny? W sumie nic jeszcze o nim nie wiemy. Pytania się mnożą, a ja czekam na odpowiedzi, więc wyczekuję kolejnego rozdziału ;)
    Życzę weny i pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, naprawdę! Tak jak wszystkie twoje opowiadania, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń