Choć
Justyna Karczewska podczas rozmowy z Małgorzatą Jastrzębską wydawała się być
mocno zdeterminowana, kobieta szybko przekonała się, że więcej w tym było
udawania niż prawdziwej siły. Dziewczyna żyła w swoim świecie, wciąż płakała za
utraconą miłością i nie mogła dość do siebie po tym jak okazało się, że nie
może ufać nawet własnemu ojcu. Przestała o siebie dbać i schudła tak, że
wszystkie rzeczy na niej wisiały. Już wcześniej była chuda ale teraz zakrawało
to na anoreksję. W końcu pani Małgorzata nie wytrzymała: bardzo stanowczo
kazała jej wziąć się w garść i przestać mazać. Na początek jednak zabrała ją do
Mc Donalda. Zdziwiła się, gdy okazało się że nigdy wcześniej tam nie była. I że
Justyna zamówiła tylko sałatkę.
- Nie
jadam takich rzeczy.- Odparła w odpowiedzi na pytanie Jastrzębskiej.
- Jak
to: takich rzeczy?
- Moja
mama mawiała, że jedząc śmieci sami się nimi stajemy. Na dodatek powodują
znacznie szybszy przyrost wagi.
- Tobie
to się akurat przyda, dziewczyno.-
Małgosia szybko przestała certolić się bogatą pannicą i przeszła z nią na ty.-
Jesteś chuda jak patyk.
- Ale
nie chcę być gruba.
- Od
jednego hamburgera nie będziesz.- Odparła jej kobieta. W końcu, po prawie
pięciu minutach dyskusji udało jej się namówić Justynę do zamówienia tortilli. Ale zanim ugryzła pierwszy kęs
spytała znowu:
- Sądzi
pani, że to dlatego mnie zostawił? Bo byłam za chuda i brzydka?- Jastrzębskiej
opadły ręce. Miała już dość postrzegania wszystkiego przez Justynę poprzez
pryzmat Daniela Wyrzykowskiego. Nigdy nie uda jej się otrząsnąć z cierpienia
jeśli będzie stale o nim myśleć. I nie omieszkała jej tego powiedzieć.
- Ale
ja nie umiem, rozumie pani?- W jej oczach stanęły łzy.- Kochałam go.
- Ale
on ciebie nie. I to się nigdy nie zmieni. Musisz to sobie powtarzać, bo inaczej
do niczego nie dojdziesz. Chciałaś odzyskać kontrolę nad swoim życiem, nie być
postrzegana jak marionetka i naiwna istota. A ja obiecałam ci w tym pomóc, ale
bez twojej pomocy niczego nie osiągnę. Musisz chcieć. Zaprzeć się i postarać
skupić na tym co ważne. Od twojego rozstania z nim minęły już dwa tygodnie.
Dość czasu na pokonanie wstępnego żalu.
- Może
i tak.
- Nie
może, ale na pewno. Od jutra zaczynamy lekcje. I liczę, że będziesz już na nich
przytomna. Przyjdziesz do mnie do domu. Ja wydrukuję parę sprawozdań i
kwartalnych raportów. Zobaczymy jak wielkie są twoje braki.
-
Dobrze, o której?
- Po
mojej pracy, zaraz po szesnastej. Aha, i pamiętaj że masz jadać porządne
posiłki. Koniec z jogurcikami i owocami: czas na mięso i chleb.
- Ale
mama mówiła, że…
- Że?
- Że
nikt mnie nie pokocha gdy będę gruba.
- Gdy
będziesz wyglądała jak szkielet też nie. Uwierz mi dziecino, że gdy tylko
nabierzesz trochę ciała będziesz wyglądała piękniej niż teraz.
- Tak
pani myśli?- Ucieszyła się Justyna. Małgorzata westchnęła w duchu. Przed nimi
jeszcze bardzo długa droga.
Przekonała
się o tym już następnego dnia.
Bo
zdała sobie sprawę, że Justyna nie była tępa. Ona po prostu była przeraźliwie
tępa. Nie rozumiała podstawowych terminów które tłumaczyła jej nawet
kilkakrotnie, zadawała bezsensowne pytania a raporty ze sprawozdań były dla
niej tylko kolumnami cyferek. Już jej córka Natalia była sto razy bardziej
zaradna i bystra. Żałowała podjętego się zadania. Nawet w sześć lat a nie sześć
miesięcy jakie miała na przygotowanie jej do egzaminów wstępnych na studia
magisterskie by nie wystarczyło. W końcu
mentalności i lat bezczynności nie można tak po prostu zmienić czy zapomnieć. A
Justyna nawet nie próbowała. Wyraźnie nie potrafiła odnaleźć się w nowym
świecie, gasła gdy Małgorzata choć delikatnie wyraziła swoją irytację, była
smutna gdy przynosiła jej rozczarowanie. Jastrzębska wielokrotnie załamywała
ręce i byłaby się pewnie poddała gdyby nie…Daniel Wyrzykowski. Paradoksalnie to
właśnie on pomógł Justynie wziąć się w garść.
A raczej wiadomość którą jej zostawił na poczcie głosowej. Naturalnie
Małgorzata obawiała się, że karierowicz będzie próbował skontaktować się z
Justyną: zwłaszcza jak przyznała że próbował spotkać się z nią w jej domu, ale
ojciec go nie wpuścił. Poleciła więc dziewczynie zmienić numer telefonu albo
cały telefon. Ale Justyna nie posłuchała. Dlatego odsłuchała wiadomość od
Daniela:
„Witaj Justyno. Wiem, że ostatnia rzecz jakiej byś
chciała to wiadomość ode mnie ale jestem ci winny przeprosiny. Nie będę liczył,
że wybaczysz mi wykorzystywanie twoich uczuć i manipulację: dlatego moja prośba
dotyczy tylko naszego ostatniego spotkania.
Nie powinnaś dowiedzieć się o wszystkim w tak
bezwzględny sposób. A nawet po tym…nie powinienem mówić ci tych wszystkich
słów. Były całkowicie niepotrzebne. Pewnie mnie nienawidzisz i to co teraz
powiem uznasz za kpinę, ale życzę ci dużo szczęścia. Mam nadzieję, że
odnajdziesz kiedyś w życiu mężczyznę który pokocha cię tak jak ja nie
potrafiłem. Żegnaj.”
Te
słowa bowiem uświadomiły Justynie, że dotąd nadal żyła w mydlanej bańce. Że
wciąż się łudziła choć wmawiała sobie że tak nie jest.
-
Myślałam…myślałam że może on jednak mnie kocha. Choć trochę.- Łkała w ramię
pani Małgorzaty.- Widziałam kiedyś taki film, gdzie chłopak udawał
zainteresowanie dziewczyną by wygrać zakład z kolegami. Na końcu się w niej
zakochał a ona mu wybaczyła i byli szczęśliwi. Sądziłam, że może Daniel…-
Przerwał jej kolejny wybuch płaczu.- Jestem żałosna tak jak mówił. Głupia i
naiwna. Jak mógł pokochać kogoś takiego?! Jak ja mogłam się łudzić, że to się
stanie?!
-
Justyna, musisz o tym zapomnieć. Mówiłam ci to setki razy i powiem sto
pierwszy: Daniel Wyrzykowski dla ciebie nie istnieje. Musi, jeśli chcesz
odnieść sukces.
- O
nie.- Odpowiedziała dziewczyna kręcąc głową jak w jakimś amoku. Z rozmazanymi
łzami na policzkach i potarganymi włosami wyglądała jak szalona.- Nigdy o nim
nie zapomnę. Nie zapomnę jakim draniem się okazał i jak bardzo musiał ze mnie kpić.
A za kilka lat z pani pomocą stanę się kimś. Zajmę należny mi fotel prezesa i
spotkam mężczyznę który zdoła mnie pokochać. A gdy na mojej drodze stanie ten
oszust wówczas napluję mu w twarz i rzucę swój sukces. I będzie żałował, że tak
podle mnie oszukał.- Szybko przetarła łzy wierzchem bluzki.- Obiecuję pani, że
od teraz bardziej się do wszystkiego przyłożę. Wiem, że mało umiem ale zrobię
to dla siebie. Nie poddam się. Nie pozwolę by on, mój ojciec albo ktokolwiek
inny mnie oszukiwali. Nie dam się więcej nabrać.- Jastrzębska spojrzała na nią
z dumą.
- I
właśnie o to chodziło, dziecino. O to chodziło.
Mimo
silnej motywacji, nauka szła dziewczynie dość topornie. Do czasu jednak gdy
poznała Natalię, córkę pani Małgorzaty. Stało się to przypadkiem: dotychczas
nastolatka zamykała się w swoim pokoju na piętrze by tamte mogły swobodnie
pracować i się uczyć, ale któregoś dnia dziewczynie zachciało się pić.
Usłyszała wtedy jak mama tłumaczy Justynie zjawisko rozwodnienia kapitału.
- Jej,
przecież tu chodzi o umarzanie udziałów lub tworzenie nowych. Tak jak z pizzą:
nieważne na ile kawałków ją podzielisz, cała pizza zostanie taką samą pizzą.
Ale to ile policzysz za cząstkę będzie już istotne. Im więcej cząstek tym
teoretycznie niższa cena kawałka, ale gdy mamy do czynienia z rozwodnionym
kapitałem to…- Małgorzata była w szoku słysząc jak jej córka na tak prozaicznym
przykładzie całkiem trafnie wyjaśnia Karczewskiej istotę problemu. A jeszcze
bardziej gdy tym razem pytania Justyny nie były głupie; świadczyły raczej o
istocie rozumienia problemu. Poczuła dumę z córki: choć kończyła liceum
ekonomiczne w państwowej szkole i przygotowywała się do matury to bardzo dużo
wiedziała. Poza tym dostrzegła znakomitą możliwość powodzenia swojej misji.
Sądziła,
że trudno będzie przekonać swoją krnąbrną córkę do tego by poświęciła kilka
godzin w tygodniu obcej sobie dziewczynie, nawet za pieniądze. I rzeczywiście
tak było, ale świadomość że będzie to robiła za pieniądze zmieniała dla Natalii
wszystko. Nawet nauka do matury odeszła
na trochę dalszy plan.
Na
początku wiedza Natalii była wystarczająca. Potem to matka musiała tłumaczyć
jej pewne ekonomiczne zjawiska które to ona z kolei w prosty sposób wyjaśniała
Justynie. Na koniec doszło do tego, że pani Małgosia uczyła obydwie. Karczewska
była biegła na tyle w podstawowych pojęciach że potrafiła już powiązać niektóre
fakty ze sobą. Natalia również zamierzała podjąć studia ekonomiczne, więc nie
uczestniczyła w lekcjach na darmo. I w ten sposób mijały miesiące: Natalia
przystąpiła do matury, a cztery miesiące później Justyna zdała egzamin wstępny
na studia magisterskie. Radości nie było końca: był to w końcu pierwszy egzamin
który zdała samodzielnie. Mimo wszystko, poprosiła koordynatorkę o
udostępnienie jej go. Bo choć ojciec pozwolił jej uczęszczać do zwykłej
państwowej szkoły to jednak obawiała się czy jego wpływy nie sięgają nawet tam.
I czy znów nie kupił jej pozytywnego wyniku.
Pierwszy
sukces bardzo ją wzmocnił, na dodatek zaprzyjaźniła się z Natalią która choć
ponad dwa lata młodsza była dla niej świetną nauczycielką życia. Uczyła ją więc
jak jeździć na deskorolce, zajadać się pysznymi włoskimi lodami, że nutella
jest świetna na wszelkiego rodzaju smutki oraz przedstawiła swoim przyjaciołom.
Justyna rozkwitała: jej twarz z powodu częstych spacerów i wypadów na miasto
nabrała kolorów, sylwetka zaokrągliła się, na ustach coraz częściej gościł
uśmiech. Obcięła swoje długo zapuszczane włosy zmieniając je na kanciastą
fryzurkę z pazurkami, zrobiła sobie niewielki tatuaż na kostce (za co jednak
drobny opieprz dostała od matki Natalia), razem z nową przyjaciółkom robiła
zakupy wybierając coraz to dziwaczniejsze i bardziej kolorowe ubrania w
zwykłych butikach czy sieciówkach. Justyna próbowała namówić nawet Natalię na
jogę, ale ta od razu się nie zgodziła. Twierdziła, że udawanie drzewa to nie
dla niej.
Mimo
tak rażącej pozytywnej zmiany, tylko na samo wspomnienie imienia Daniela twarz
Justyny kurczyła się w sobie przybierając zacięty wyraz. Rana w jej sercu
pozostała niezabliźniona a wspomnienie oszusta na pewno sprawiało wiele bólu.
Dlatego obie panie Jastrzębskie tego nie robiły. A przynajmniej bardzo się
starały.
O
Wyrzykowskim więcej nie słyszały. Tak samo jak zresztą o jego wuju. Obaj
prawdopodobnie wynieśli się z miasta albo osiedlili na innym osiedlu żerując na
innych naiwniaczkach. Bardzo to Justynę cieszyło. Wbrew temu co mówiła nie
zamierzała już nigdy się na niego natknąć nawet mając okazję nad nim
tryumfować. To był zamknięty rozdział jej życia, a wspomnienia o nim bolały.
I tak
minęło wreszcie 2,5 roku. Justyna ukończyła studia z wyróżnieniem, napisała
błyskotliwą pracę dyplomową i w końcu zapomniała o Danielu Wyrzykowskim
zaczynając nowy związek z Piotrkiem Jaszczurem, który razem z nią studiował na
tym samym uniwersytecie. Przede wszystkim jednak mogła bez przeszkód objąć na
własność swoją firmę. Obawiała się tylko spotkania z ojcem: zaraz po
rozpoczęciu studiów wyprowadziła się z domu i wynajęła mieszkanie. Sądziła, że
ojciec będzie protestował ale jego najwyraźniej interesowały własne wygody.
Rozstał się z Agnieszką i zaczął spotykać z inną kobietą…chyba Renatą. Dzięki
nieobecności córki mogła z nim zamieszkać. Jednak przez to nie był świadkiem
przemian jakie w niej zaszły, bo w święta spotkali się właściwie tylko w przelocie
. I to w tamtym roku. W tym pan Karczewski spędzał Boże Narodzenie na Wyspach
Kanaryjskich. Ale Justyna nie żałowała. Upewniła się tylko, że dla ojca
naprawdę jest nikim. I nauczyła to akceptować, bo dzięki temu mniej bolało.
Nie
znaczyło to, że nie lękała się konfrontacji z ojcem. Był przecież pewny, że
jego mała Justynka nadal jest trzpiotkowatą idiotką która bez słowa sprzeciwu
scementuje na niego swoje udziały lub podpisze pełnomocnictwo. W ogóle nie
zakładał możliwości sprzeciwu. Nie miał pojęcia, że córka doskonale wie o jego
machinacjach i wszystkich nielegalnych posunięciach w firmie ani tego jak duże
sumy odprowadza z firmowych rachunków. I
że niedługo srogo przyjdzie mu za nie zapłacić.
***
- Nie
jestem pewny czy dobrze zrozumiałem. Chcesz powiedzieć, że to ty chcesz zająć
prezesurę w Roxilu?
- Tak,
tato.- Justyna zauważyła ironiczny uśmieszek ojca który starał się pokryć
udawanym atakiem kaszlu.
-
Rozumiem. Ale naprawdę sądzisz słoneczko, że dasz sobie z tym radę? Pracuje tu
ponad półtora tysiąca ludzi. To wielka odpowiedzialność.- Dokładnie tysiąc
czterysta pięćdziesiąt jeden miała ochotę odpowiedzieć, bo przez te dwa lata
zdążyła już poznać swoją firmę od podszewki. Teraz jednak wolała nadal udawać
głupią.
- Tak
wiem.- Zaśmiała się tak jak dawniej: z głupkowatą radością.- Ale nie będę tak
naprawdę ją rządzić.
- Ach
tak.- Zauważyła, że do uspokoiło ojca. Poczuła żal, ale tylko na chwilę.
Dlaczego nie potrafił jej kochać? Dlaczego liczył się dla niego tylko jej
spadek? Szybko go jednak stłumiła słuchając dalszej części wywodu ojca.- Wiesz,
przez ten czas który został do ukończenia przez ciebie 25 lat zastanawiałem się
nad testamentem mamy.
- To
znaczy?
- Wiem,
że mama bardzo cię kochała i chciała jak najlepiej myszko, ale uważam że nie
przemyślała do końca wszystkiego. Przecież ty nie masz pojęcia o prowadzeniu
tak dużej firmy, będzie to dla ciebie trudne i pewnie przerośnie. Dlatego
pomyślałem, że mogłabyś usunąć sobie ten kłopot.- Karczewski zrobił krótką
pauzę. – Przez te kilkanaście lat udało mi się uzbierać sporą sumkę…- Sporą
sumkę, pomyślała Justyna. Kradnąc i sprzeniewierzając firmowe pieniądze.- …nie
starczy oczywiście na wykup całej firmy – kontynuował- ale na pierwszą ratę
tak. Kolejne pięć spłacę ci w jednakowych odstępach czasu powiedzmy co rok. W
ten sposób będziesz miała spokojną głowę i pieniądze.- Uśmiechnął się
najwyraźniej zadowolony z siebie. Justyna odwzajemniła jego uśmiech. A więc
naprawdę miał ją za idiotkę, sądził że nic się nie zmieniła. Nawet nie
skomentował jej nowego wyglądu, sylwetki fryzury…Dla niego pozostała głupią,
naiwną Justysią.
-
Kusząca propozycja, ale chyba nie skorzystam. To będzie naprawdę zabawne tym
wszystkim kierować. Poza tym tak chciała mamusia. Nie mogę jej zawieść.- Grała
nadal.
-
Rozumiem kochanie, ale musisz wziąć pod uwagę że…- Przekonywał ją jeszcze przez
kilkanaście minut, ale Justyna grając słodką idiotkę nie ugięła się. Doszło do
tego że starania ojca zaczęły ją tylko bawić. Już za miesiąc miała stać się
pełnoprawną właścicielką tego Roxila i na samą myśl o tym czuła lekkie
podniecenie. Choć z drugiej strony czaił
się strach. Przez te ponad dwa lata bardzo ciężko pracowała nad sobą, nad tym
by zmienić dawno zakorzenione w niej nawyki, pozbyć się kompleksu i podejścia
że do niczego się nie nadaje, że jest zbyt głupia by coś osiągnąć a przejęcie
kontroli nad własną firmą będzie jak porywanie się z motyką na Słońce. Szczególnie
bała się tego ostatniego. To pani Małgorzata uzmysłowiła jej, że wcale nie musi
szukać nowego prezesa: że z powodzeniem to ona sama może nim zostać mając przy
sobie do pomocy prawą rękę która w razie potrzeby będzie służyła jej radą. Ale
Jastrzębska nie uważała iż będzie to konieczne. Justyna była naprawdę bystrą i
inteligentną dziewczyną, ale pozbawioną możliwości edukacji. Dwa lata temu
zdeterminowana zaczęła chłonąć wiedzę jak gąbka: rozszerzyła też znacznie swoje
zainteresowania. Lubiła czytać traktaty filozoficzne, które normalni ludzie
zazwyczaj omijali, zaczęła słuchać wiadomości i rozumieć rozgrywające się
wydarzenia; ostatnio nawet podejmowała próby poznania tajników inwestowania.
Nad tym jednak musiały z panią Małgosią jeszcze dużo popracować. W prawdzie
odniosła spory zysk z kilku wykupów udziałów, ale były to raczej czyste
spekulacje i szczęście niż wiedza. Ale ważne było to, że dziewczyna próbuje
rozgryźć specyfikę giełdy.
- Jak
poszło?- Spytała ją Jastrzębska gdy tylko wróciła z rozmowy z ojcem.
- Nie
wiem. Chyba dobrze. Nadal uważa mnie za niczego nieświadome dziecko, ale moja
odmowa wyraźnie go zezłościła. Tak jak mówiłaś: próbował mnie namówić do
sprzedania mu firmy.
-
Naturalnie się nie zgodziłaś?
-
Naturalnie.- Odparła jej zamyślona dziewczyna. Pani Małgorzata zmarszczyła
czoło.
-
Kochana, wiem że to dla ciebie trudne. To twój własny ojciec a zachowuje się
jakby był dla ciebie zupełnie obcym człowiekiem.
- Nie
potrafię tylko zrozumieć dlaczego on to robi. Przecież dałabym mu pieniądze
gdyby tylko mnie poprosił: zresztą pracując w Roxilu przez lata zarobił tyle że
nie zdąży tego wydać do śmierci nawet bez super premii które sobie notorycznie
przyznawał pod byle pretekstem. Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć.
- Bo
trzeba być kimś bezwzględnym i chciwym. Dla takich jak twój ojciec nigdy nie
będzie dość. Milion, dziesięć, pięćdziesiąt, sto, pięćset…to i tak będzie mało.
Dla ciebie to kompletnie niezrozumiałe, ale tak już jest.- Westchnęła.-
Posłuchaj, muszę z tobą porozmawiać o czymś jeszcze.
- To
znaczy?
-
Chodzi mi o kwestie twojego bezpieczeństwa. Uważam, że sytuacja jest na tyle
groźna byś wynajęła ochroniarza. I nigdzie nie będziesz się bez niego ruszać.
- Co?
-
Słyszałaś. Twój ojciec jest wściekły a będzie jeszcze bardziej gdy zorientuje
się że zrobiłaś go w bambuko.
- Nie
posunie się do czynu karalnego. Znam go. Jest tchórzem takim samym jak ja
byłam. Uzna, że gra nie jest warta aż takiej świeczki. Poza tym więzienie od
zawsze napawa go odrazą. Nie, o to możesz być spokojna. Mój ojciec jest chciwy
i mnie nie kocha, ale nie zrobi mi krzywdy. Już raczej posłuży się podrobionym
podpisem: podstęp i działanie z ukrycia jest bardziej w jego stylu.
- Mam
nadzieję, że masz rację bo sądzę że nie dasz się przekonać na tego ochroniarza.
-
Jasne, że nie. Nie będę chodziła z gorylem.
- Tak
myślałam. Odkąd wzięłam się za twoją edukację przejawiasz zadziwiające
skłonności do samodzielności.
- No
cóż, wyhodowałaś potwora.- Odparła jej Justyna uśmiechając się szeroko i
całując ją w policzek. Małgorzata objęła ją mocno ściskając. Przez te dwa lata
stała się dla niej drugą córką. Dlatego nie chciała pozwolić by ktoś zranił ją
po raz kolejny.
***
Roman
Karczewski był wściekły. Ta głupia idiotka nie dość, że nie chciała sprzedać mu
firmy to jeszcze chciała odsunąć go od sprawowania jakiejkolwiek władzy nad
Roxilem. Argumentowała, że powinien odpocząć i odejść na emeryturę i ta kwestia
bardzo ucieszyłaby Elżbietę, jego obecną partnerkę.
Początkowo
uważał, że w swojej głupocie Justyna po
prostu ma szczęście ale po głębszym
namyśle i wraz z upływającym czasem zdał sobie sprawę, że to coś więcej.
Jego naiwna
córeczka w końcu dorosła.
I
jakimś cudem nie okazała się być taka tępa jak sądził.
Powinien
„podziękować” temu bałwanowi Wyrzykowskiemu za pozbawienie go możliwości
dalszego wyzyskiwania jej. To po zerwaniu z nim wpadła na ten durny pomysł
studiowania, poznała tego całego Piotrka który był zwykłym synem lekarza i
nauczycielki. Nienawidził jego uśmiechu i gładkich manier, które w jakiś
przewrotny sposób przypominały mu Daniela. Bo Piotr był zupełnie inny nie tylko
wewnętrznie ale i wewnętrznie. Był średniego wzrostu blondynem przez co
właściwie zrównywał się z Justyną. Na dodatek był w nią zapatrzony jak w
obrazek. Gdy z konieczności zaprosił go wraz z córką na obiad uważnie go
obserwował. Naprawdę kochał jego córkę.
Po
namyśle Roman musiał przyznać, że rzeczywiście wyładniała . Przestała być
anorektycznie chuda, a krótka postrzępiona fryzurka była znacznie bardziej
twarzowa niż długie zwykle ciasno spięte włosy. Kolejna zmiana jaka w niej
zaszła.
- A
więc poznaliście się na studiach? –Zagaił do chłopaka podczas owego obiadu.
- Tak,
studiowaliśmy na tej samej uczelni. Ja marketing i zarządzanie, Justyna
finanse. Któregoś razu spotkaliśmy się przypadkiem i korzystając z okazji
zaprosiłem ją do kina. Od razu uległem urokowi tak pięknej dziewczyny.-
Karczewska słysząc słowa swojego chłopaka spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
Dziękowała Bogu za to, że go poznała. Za to, że przekonała się jak to jest być
adorowaną, kochaną i jak powinna wyglądać normalna relacja z ukochanym oparta
na miłości i uczciwości.
- Tak,
Justyna jest wspaniałą kobietą i córką.- Przyznał Roman.- Wiesz, że zamierza
przejąć rodzinny Roxil?- Spytał bacznie obserwując chłopaka. Nie zauważył
jednak na jego twarzy żadnych gwałtownych uczuć. A więc nie spotykał się z jego
córką tylko dla pieniędzy. Nie był kolejnym naciągaczem takim jak Daniel.
- Tak,
zresztą bardzo ją w tym pomyśle wspieram.
- Ach
tak. – Karczewski zmarszczył czoło. Czyżby więc ten młody studencik był
przyczyną zmian jakie zaszły w jego córce? Czy to przez niego poznała
feministyczne poglądy i uwierzyła w siebie? Ciekaw był jak udało jej się tak
dobrze skończyć studia skoro on nie kupował jej egzaminów tak jak zawsze. Ale
najwyraźniej dawała pieniądze w inny sposób. - Ja też ją podziwiam. Choć
obawiam się, że mój aniołek nie udźwignie tak wielkiej odpowiedzialności. W
każdym bądź razie ja będę jej służył radą. A wracając do ciebie młody człowieku
to skąd pochodzisz? Mówiłeś, że nie jesteś z miasta?- W dalszej części rozmowy
nie wracali już do tematów firmy i objęcia przez Justynę prezesury podejmując
inne, mniej lub bardziej błahe tematy. Mimo wszystko dziewczyna ucieszyła się
gdy w końcu obiad się skończył i mogli opuścić dom ojca. Pożegnali się jeszcze
z Renatą i wyszli zamawiając taksówkę.
-
Spokojnie, kochanie. Już po wszystkim. Twój ojciec wcale nie jest taki zły. A
tak się bałaś tego spotkania.- Piotr zaśmiał się cicho.
- Wiem,
miałeś rację. Ale bałam się, że może potraktować cię nieco mniej grzecznie. To
wszystko.
- No
tak, jest pewnie z tych dla których nikt nie jest dobry dla jego księżniczki
co?- Raczej z takich, dla których warta jest tylko jej korona pomyślała Justyna
ale na głos odparła.
-
Jeszcze jak.
- Bałaś
się bo poprzednich kandydatów też przepłoszył?- Justyna odruchowo przypomniała
sobie o Danielu. Jego ojciec nawet nie musiał przepłaszać.
- Coś w
tym stylu. Pojedziemy na kręgle? Mam ochotę coś porobić a chciałam żeby głowa
mi trochę odpoczęła.
- Bo za
dużo siedzisz w tych książkach i raportach. Mówiłem ci, że się przemęczasz.
Musisz trochę zwolnić.
-
Zwolnię jak moje zarządzanie zacznie przynosić efekty. Mam jeszcze dosłownie
kilka dni żeby całkowicie przejąć kontrolę nad firmą a z wieloma rzeczami
jeszcze się nie zaznajomiłam. W dodatku ludzie w Roxila patrzą na mnie jak na
ufoludka z innej planety. Nie wierzą w to, że jednak coś potrafię.
-
Przecież pani Małgosia na pewno ci pomoże. Jest świetną księgową i finansistą.
- Wiem.
Ale mimo to chciałabym pokazać innym że sama umiem coś osiągnąć.
- Jakoś
nie mogę uwierzyć w to, że o tym nie wiedzą. Jesteś najlepszą babką sukcesu
którą znam.- Justyna roześmiała się.
-
Żałuj, że nie widziałeś jakim naiwnym dzieciakiem byłam kiedyś. Wtedy
wzbudziłabym w tobie tylko litość.
- Nie
sądzę.- Pogładził ją po policzku bacznie patrząc w oczy.- Czasami widzę w
twojej twarzy coś co nie daje mi spokoju. Ale obiecuję ci, że wszystko będzie
dobrze, nie musisz się już bać. Kocham cię.- W odpowiedzi przytuliła się do
niego. Byli razem już pół roku: początkowo ich znajomość była bardzo luźna: ot,
cotygodniowe wypady do kina czy na kręgielnię. Ale szybko przerodziło się w coś
szczególnego. Justyna nie sądziła, że po rozczarowaniu z Danielem będzie
potrafiła zaufać innemu mężczyźnie, ale tak się nie stało. Może dlatego że
Piotrek był jego całkowitym przeciwieństwem: lubił żartować, mówił to co
myślał, czasami robił szalone rzeczy tylko dla samej frajdy ich robienia.
Wyrzykowski natomiast zwykle był poważny, stonowany i niemal ponury. Gdy jednak
się uśmiechnął ten uśmiech znaczył dla niej więcej niż…szybko otrząsnęła się z
tych myśli. Ostatnio, będąc w miejscu gdzie spędziła z nim dużo czasu napadały
ją wspomnienia. A nie chciała wracać już do przeszłości.- Wiesz co? Albo jedźmy
do mojego mieszkania. Natalia miała wrócić wcześniej i świetnie gotuje więc
pewnie wyczaruje nam świetne danie.
- Co
tylko sobie życzysz, księżniczko.- Gdy uderzyła go w ramię posłał jej całusa
dłonią.
-
Wariat.
- Na
twoim punkcie.- Dodał. Wyświechtany tekst, ale za takie banały lubiła go
jeszcze bardziej. Bo tchnęły normalnością. Daniel zwykle czarował ją pięknymi
słówkami: powtarzał że jest piękna w wyszukany sposób, że zrobiła coś
doskonale. No, może poza jednym epizodem z suknią ślubną. Ale teraz Justyna nie
dziwiła się, że puściły mu nerwy. W końcu nigdy nie miał zamiaru się z nią
ożenić a tylko wykorzystać. Każde przypomnienie o upływającym czasie musiało
być dla niego niezwykle frustrujące.
***
-
Widzę, że dziś u ciebie mały ruch.- Zauważyła młoda dziewczyna żując gumę i
opierając się łokciem o ladę.
- Jak
to zwykle bywa w czwartki.- Odparł jej mężczyzna.- Jutro będzie gorzej.
-
Pewnie tak. Różdżka, chodź no tutaj. Nie dotykaj tych przewodów!- Krzyknęła do
dziecka. Daniel pomyślał, że gdyby zamiast to robić po prostu podeszła do
dziewczynki ta zastosowałaby się do polecenia.
Westchnął
w duchu. Niepotrzebnie kilka tygodni temu odwzajemnił uśmiech małej, a jej
opiekunka to zauważyła. Potem oczywiście uznała za świetny temat do zagajenia
rozmowy. Spytała czy lubi dzieci, ale zaraz podkreśliła że Różdżką się tylko
opiekuje. Nie zniechęciła jej jego odpowiedź, że właściwie ich nie lubił.
Dlatego sam nie rozumiał czemu uśmiechnął się do tej małej. Czasami nachodziło
go takie wrażenie, że jest do kogoś podobna ale zaraz mijało. W końcu skąd mógł
znać pięcioletnią dziewczynkę?
Gdyby
miał być sprawiedliwy nie określiłby Dagmary jako nachalnej: wręcz przeciwnie
była miłą dziewczyną ale on nie miał ochoty na jakiekolwiek flirty w pracy.
Poza tym jego szef był dość mendowatym facetem a oprócz dwóch innych
sprzedawców komputerów jego nie cierpiał najbardziej. Wyrzykowski nie mógł do
końca zrozumieć dlaczego: po czasie doszedł do wniosku że zazdrości mu wyglądu
i tego że duża część klientek to jego prosi o pomoc w doradzeniu, sprawdzeniu
parametrów czy innej czynności. Dlatego nie szczędził mu krytycznych uwag
choćby za małe wykroczenie. Tak było i tym razem. Gdy tylko zaczął do niego
podchodzić Paweł, drugi ze sprzedawców zrozumiał co się święci.
- Czego
znowu chce?- Spytał kolegi zaraz po tym jak przeprosił Dagmarę za konieczność
odejścia.
- Bo ja
wiem? Ale chyba ma to coś wspólnego z ostatnią dostawą.
Paweł
nie mylił się: szef zaczął zarzucać Danielowi, że bez jakiejkolwiek zgody od
niego zwrócił kilka laptopów.
- Szef
był na urlopie, a ja nie mogłem się dodzwonić i…
-…A co
to ma do rzeczy? –Odwarknął tamten. Wyrzykowski z trudem stłumił złość. Z nim
zawsze tak było, pomyślał. Lubił wrzeszczeć na ludzi.- Co, nie mam prawa do
urlopu?
-
Chodziło mi tylko o to, że laptopy miały wadliwe oprogramowanie. Bez sensu było
więc czekać na pana skoro nikt nie znał pana dokładnego terminu przyjazdu.
Okres zwrotu mógł upłynąć.
-
Patrzcie go, jaki kierownik się znalazł.
-
Myślałem tylko…
-…to
nie myśl. – Szef znów mu przerwał. – Ja tu jestem od myślenia. Poza tym jak
komputery od Roxila mogły być wadliwe? To najbardziej solidna marka jaką znam.
- Być
może, ale i najlepszym zdarzają się wady.
- A ty
co? Taki spec od komputerów? Ledwie technikum skończył i się wymądrza.
Powinieneś być wdzięczny za tę pracę a ty co? Wiecznie są z tobą jakieś
problemy, wiecznie flirtujesz z jakimiś kobietami. Już ci mówiłem, że tu nie
dom publiczny.
- Te
kobiety to klientki, które tylko chcą znać więcej szczegółów odnośnie
komputerów czy laptopów.
- Dobra
dobra, już ja znam takie szczegóły. Tylko po raz ostatni cię ostrzegam
Wyrzykowski: pilnuj się. Kolejny raz uwagi ci nie zwrócę. Jeszcze jeden taki
numer i wylatujesz. Zrozumiałeś?
-
Jasne.- Odpowiedział mu Daniel patrząc hardo w twarz na podwójny podbródek i
zalaną czerwienią twarz. Nie znosił tego durnia, ale nic nie mógł na to
poradzić. Musi jeszcze uzbierać trochę pieniędzy i tu popracować: przynajmniej
dwa miesiące. W połączeniu z prywatnym zajęciem naprawy komputerów powinno mu wystarczyć na rozkręcenie własnego
interesu. I wtedy żaden zazdrosny kutafon nie będzie na niego wrzeszczeć.
***
Zdobycie
szacunku osób pracujących w Roxilu było zadaniem bardzo żmudnym o czym Justyna
przekonywała się coraz bardziej na własnej skórze. Ludzie albo uważali ją za
niedoświadczoną młódkę, albo za głupią niedoświadczoną młódkę (ci pracownicy,
którzy znali ją jeszcze sprzed przemiany) Z dwojga złego wychodziło na to samo:
musiała nieustannie udowadniać swoją wartość. Dlatego starała się kreować swój
wizerunek jak tylko mogła: ubierała się znacznie poważniej w stonowane garsonki
i zachowywała z pewną dumą i wyższością charakterystyczną dla ludzi na wysokich
stanowiskach. Nadal jednak nie było to dla niej czymś naturalnym . Zadziwiające
było jednak to, że takie proste zabiegi przynosiły efekty.
Justyna
spędzała w biurze całe dnie od rana do wieczora słuchając relacji wszystkich
głównych dyrektorów koordynujących pracę w całej firmie. Potem, choć była już
zmęczona analizowała je sama szczególnie w kwestiach mniej dla niej
zrozumiałych.
Czasami
jej pewność siebie w takich sytuacjach znacznie malała: nie pomagały nawet
pocieszania pani Małgorzaty, że doświadczenie i pełna koordynacja przyjdzie z
czasem. Ale Justyna była ambitna: tak samo jak nigdy wcześniej nie była.
Dlatego każda porażka przytłaczała ją dużo bardziej. Na dodatek ludzie wciąż
jej nie ufali nie mając pojęcia czy jej rządy są tylko tymczasowe czy może
dawny prezes wróci. Z tego powodu Karczewska postanowiła wręczyć niektórym z
nich wypowiedzenia. Ten ruch nie spodobał się do końca Jastrzębskiej.
- Nie
powinnaś tego robić. Twój ojciec zaraz zrozumie dlaczego to zrobiłaś. Poza tym
wiele osób w firmie nadal jest mu wierne. Ich zaufanie trzeba zdobywać czynami
a nie słowami.
- Może,
ale mam już tego dość. Jestem tutaj już od dwóch miesięcy i co? Nic. Niektórzy
totalnie mnie olewają mówiąc w twarz, że przyjmują rozkazy od pana
Karczewskiego. Albo że pan Karczewski zrobił by to tak, pan Karczewski
powiedział…mam już tego dość. Ja też potrzebuję zaufanych i lojalnych ludzi.
Więc jeśli będę musiała zdobyć ich w inny sposób to to zrobię.
-
Kierujesz się emocjami.
- Nie.
Ale żałuję, że pozwoliłam ojcu zostać koordynatorem sprzedaży. Myślę, że
nastawia wszystkich przeciwko mnie.
- Nie
mogliśmy tego uniknąć: testament twojej mamy wyraźnie daje mu prawo do rocznej
kontroli nad sposobem sprawowania przez ciebie władzy.
- Tak,
wiem. Dlatego cieszę się, że przystał na dość niskie stanowisko. Musiałabym
odmówić gdyby chciał pełnić funkcję na przykład dyrektora do spraw finansów.
- Tak,
rzeczywiście udało ci się to dobrze rozegrać. A co zrobisz po tym jak
udowodnisz mu winę? Wtrącisz go do więzienia?
- Nie,
każę nigdy więcej się do mnie nie zbliżać. Dopiero jeśli to zrobi nie zawaham
się go pogrążyć.- Odrobinę smutna pomyślała o swojej mamie. Wcześniej, jeszcze
trzy lata temu uznałaby ją za najlepszą i najmądrzejszą kobietę na świecie.
Jednak teraz zrozumiała, że zawsze była słaba, że jej nauki nie przydawały się
w prawdziwym życiu. Mówiła jej na przykład o tym, że prawdziwą miłość trzeba
zdobywać. I głupia Justyna rzeczywiście chciała to robić: czasami czuła że
Daniel będąc z nią jest myślami gdzieś daleko ale niczym dziecko łudziła się,
że po ślubie to wszystko się zmieni. Że przecież będzie już jej na zawsze. Ale
małżeństwo z nim uczyniłoby ją nieszczęśliwą do końca życia. Zresztą, to
właśnie stało się z jej matką. Justyna mogła być mała, ale widziała przecież
ślady szminki na koszulach ojca, czuła zapach drażniących perfum z pewnością
nie należących do matki. I pamiętała krzyk i jej płacz. Wciąż nie mogła
zrozumieć jak mogła następnego ranka wstawać radosna jak nigdy dotąd z jeszcze
większą determinacją starając się zrobić na bóstwo dla swojego męża. Nie
chciała przyjąć do wiadomości, że jej nie kochał.
Justyna
westchnęła w duchu. Ona chciała zrobić to samo. Chciała zagarnąć Daniela dla
siebie niczym jakieś trofeum za nic mając jego uczucia. Dusiła go swoim
przywiązaniem, nieustanną atencją. Oczywiście wcale go tym nie usprawiedliwiała,
skądże. I tak uważała go za podłego oszusta i z serca nienawidziła. Ale
zrozumiała też, że sama nie była bez winy. Nie chciała myśleć o tym jak bardzo
żałosna i godna pogardy musiała się wydawać i jak bardzo jej towarzystwo
musiało mu być niemiłe.
-
Musisz być teraz bardzo silna, kochana. Wiem, że to dla ciebie trudne ale sobie
poradzisz.
- Mam
nadzieję. Ale tylko jeśli będziesz przy mnie. I zacznij szukać nowego ekonomisty.
-
Oczywiście pani prezes.- Odpowiedziała poważnie puszczając oko do Justyny
zadowolona, że mówi tak jak powinna to robić.
- Aha,
i jeśli możesz poproś do mnie Grześka. Chcę z nim porozmawiać.
-
Przeszpiegi?
- Coś w
tym stylu. Chcę wiedzieć jak te zmiany postrzegają zwykli pracownicy.
***
Rozmowa
z Grzegorzem Malinowskim pozwoliła Justynie bardziej zrozumieć nastroje
monterów. Przyjaciel wyznał jej, że odkąd zaczęła studiować i nie bywać w
firmie jej ojciec się rozochocił. Nie zapewniał pracownikom obiecanych podwyżek
a na dodatek nie płacić za wadliwe lub reklamowane egzemplarze od czego
przecież nie zależało wykonanie. Na dodatek zmniejszył pieniądze na marketing i
dział reklamy o czym Justyna już wiedziała. Bo cały zysk zamiast na
modernizację i inwestycję szedł do kieszeni
prezesa. Karczewska zapewniła Grześka, że jeśli tylko uda jej się w całości
rozeznać w sytuacji firmy pomyśli o poprawie sytuacji robotników. Na razie bała
się utraty płynności. Na dodatek na rynek miała właśnie wchodzić nowa seria
laptopów z najnowszym systemem operacyjnym i dużą pamięcią. Potrzebne było
jednak jeszcze przedłużenie umowy między firmami, gdyż poprzednią podpisywał
jeszcze Roman Karczewski. Poza tym reklama i promocja była tylko wstępnie
opracowała a prototyp laptopa sprawdzony jedynie statystycznie. Justyna chciała
poprosić o opinię najlepszego informatyka oraz wykonać testy jakości. Choć jej
ojciec już się tym zajął wolała wszystko jeszcze raz sprawdzić. Chciała poznać
przebieg całego sposoby produkcyjnego nie tylko od strony teoretycznej.
-
Dobra, a teraz dość już o tym. Powiedz lepiej jak ci się wiodło w ostatnim
czasie. Praktycznie mnie nie odwiedzałaś.- Zarzucił jej łagodnie gdy poszli do
bufetu.
-
Przecież odwiedziłam cię na Wielkanoc.
- To
było prawie pół roku temu.
- Tylko
cztery miesiące. No, może pięć. Ale przecież pisałam pracę magisterską. No i
końcowe egzaminy…masz pojęcie ile musiałam się uczyć?- Roześmiała się.
-
Sądząc po twoich wynikach i wiedzy naprawdę dużo. Jestem pod wrażeniem. Prawie
cię nie poznałem. Inna fryzura, sylwetka, nawet sposób ubierania się czy
chodzenia. Zmieniłaś się.
-
Cieszę się, że to widać.- Odparła popijając kawę.- Nie chciałam by postrzegano
mnie jako dawną Justynę Karczewską.- Grzesiek nie skomentował tego
stwierdzenia. Chciał spytać czy miało to związek z Danielem Wyrzykowskim, ale
się powstrzymał.- A jak mała? Wstyd mi, że nie miałam czasu jej odwiedzić od
czasu mojego wielkiego powrotu.
- I
słusznie. Lilka bardzo za tobą tęskniła. Choć pewnie zwłaszcza za prezentami.
- No
cóż, pogodziłam się że miłość jest interesowna.- W jej zamierzeniu miało to
zabrzmieć żartobliwie, ale w jej odczuciu zbytnio zajechało goryczą.
Odchrząknęła.- Wpadnę do was dziś wieczorem. Razem z Piotrkiem. Chcę być go
poznał.
- To
jest twój nowy partner?
- Tak,
spotykam się z nim od kilku miesięcy. Chcę wiedzieć co o nim myśli mój
najlepszy przyjaciel. Oczywiście jeśli mogę go ze sobą zabrać.
-
Jasne, że tak. Nie wiem nawet po co pytasz.
***
Dagmara
znów zamierzała odwiedzić swojego nowego znajomego, ale mała Lilka nie chciała
ruszać się z domu. Żałowała, że odbierając telefon od ojca dziewczynki wyznała
jej nieopatrznie o odwiedzinach chrzestnej matki. Teraz wciąż zamęczała ją
opowieściami o kochanej cioci. W końcu musiała ją przekupić ciastkami.
I tak,
już kilkanaście minut później, po krótkiej jeździe autobusem znalazły się pod
sklepem komputerowym w galerii handlowej. Dagmara uśmiechnęła się na widok
Daniela. Uważała go za najprzystojniejszego mężczyznę na świecie i jeszcze nie
mogła rozgryźć czy działa bardzo wolno czy też nie jest zainteresowany. Poza
tym spotkali się dopiero zaledwie kilka razy. Młoda kobieta postanowiła, że
dziś zagra trochę śmielej. Może Daniel zgodzi się na wspólne wyjście do kina
lub pizzerii? Miała nadzieję, że tak.
Widząc
wysoką, otyłą postać jakiegoś mężczyzny zdecydowała się na razie jednak nie
podchodzić do chłopaka. Jego szef nie sprawiał najsympatyczniejszego wrażenia.
Dlatego dopiero gdy wyszedł zdecydowała się do niego podejść.
-
Cześć. Twój szef wygląda jak jakiś alfons.
- I
może nim jest. Bardzo lubi porównania do burdelu.
- Co…?
- Nie
zwracaj na mnie uwagi.- Mrugnął. Wyglądał na zmęczonego.- Dzisiaj nie mam
najlepszego humoru.
-
Widzę. Co ty robiłeś przez całą noc?- Spytała zanim zdążyła pomyśleć.
Zakłopotała się, a Daniel się uśmiechnął. Jednocześnie poczuła się zazdrosna. A
co jeśli rzeczywiście kogoś miał?
-
Pracowałem.- Uspokoił ją swoją odpowiedzią.
- A
więc masz dwie fuchy?
-
Powiedzmy.- Odpowiedział, ale widząc że dziewczyna czeka na ciąg dalszy dodał:-
Naprawiam komputery. Nic oficjalnego, ale mam coraz więcej klientów. Myślę
nawet o założeniu własnego biznesu.
-
Super. Tak myślałam, że nie jesteś nikim. To znaczy…eee…no bo tylko tutaj
sprzedajesz, ale wyglądasz na gościa który może daleko w życiu zajść.
- Bo
jestem przystojny?
- I nieskromny
jak widać.- Roześmiała się nie rozumiejąc czemu w jego pytaniu kryło się tyle
pogardy. Wolałby być brzydki? Przecież z takim wyglądem mógłby tylko stać i
wyglądać a kobiety i tak ustawiałyby się do niego drzwiami i oknami. Zamiast to
roztrząsać zmieniła jednak temat. Ponarzekała trochę na pogodę, na swoją
podopieczną. Więcej w tym jednak było przekory niż prawdziwej niechęci. Widać
było, że dziewczyna lubi małą. Lila, jakby wyczuwając że o niej mówią podeszła
do lady:
-
Dagmara, idziemy już.
- Daj
mi chwilkę. Dokończę tylko rozmowę.
- Ale
musimy już wracać. Ciocia ma przyjść.
-
Ciocia przyjdzie dopiero wieczorem.
- Ale
może przyjść wcześniej.
-
Różdżko, proszę nie bądź taka uparta.
- To ty
jesteś uparta. Powiem mamie, że romansujesz!
- Ty
mała szantażystko!- Dagmara aż się żachnęła. Potem jednak uśmiechnęła
porozumiewawczo do Daniela.- Już ja wiem na co tak czekasz. Na swój obiecany
prezent. Jej ciocia jest bogata. - Dodała już do mężczyzny.
- Nie,
lubię ją. Justyna jest fajna. Bardziej od ciebie. Chodźmy.
- Ale…
-
Różyczka ma rację.- Przerwał im spór Daniel używając imienia którym posługiwała
się Dagmara.- I tak nie mam już czasu,
bo zbliża się nowy klient.
- Nie
jestem Różyczka tylko Różdżka. Tak mówią do mnie znajomi, ale ty masz mówić do
mnie po imieniu.
- A jak
ono brzmi?- Spytał na koniec choć dziewczynka już odchodziła od lady z Dagmarą
pod rękę.
-
Lilka.- W jednej chwili jego uśmiech zgasł; w głowie pojawiło się niewyraźne
wspomnienie o małej dziewczynce turlającej piłkę w jego stronę. I śmiejącej się
Justyny Karczewskiej…W końcu zrozumiał dlaczego ta mała od początku wydawała mu
się być znajoma. Bo była córką Grześka Malinowskiego, który był przyjacielem
jego byłej dziewczyny. Dotarło do niego również to, że ciocią o której mówiła
Liliana musiała być ona. Justyna.
A więc
wróciła, pomyślał. Przejęła kontrolę nad Roxilem. A może oddała ją ojcu? Miał
nadzieję, że nie. Ten stary cap dość już ją wykorzystywał. W jednej chwili jego
głowę zalała fala wspomnień: o tym jak przychodząc do biura witała go całusem w
policzek, jak uśmiechała się radośnie z każdego prezentu czy komplementu, jak
nigdy nie nudziło jej jego towarzystwo. Do tej pory, przez ponad 2,5 roku
prawie o niej nie myślał. Zdołał jednak zapomnieć na tyle by nie nękały go
wyrzuty sumienia. A teraz tylko na dźwięk jej imienia zareagował pełną
mobilizacją.
Wyrzuty
sumienia wróciły: przypomniał sobie jak ją potraktował, jej zranione spojrzenie
gdy potwierdzał że jej nie kochał, łzy i spuszczony wzrok…Zaraz potem wrócił do
rzeczywistości. Przed ladą stała jakaś klienta i on musiał ją obsłużyć.
Przyoblekł na twarz uśmiech: dziewczyna zrobiła to samo. Cynicznie pomyślał, że
właśnie w tym był najlepszy.
***
-
Justyna sądzę, że powinnaś rzucić na to okiem.- Bez pukania do gabinetu
Karczewskiej weszła jej prawa ręka, Małgorzata.
- Co to
jest?- Podniosła głowę znad dokumentów które teraz czytała.
-
Najnowsze podsumowanie wyników sprzedaży z ostatnich trzech miesięcy. Nie
wygląda najlepiej.
- Jak
to? Przecież sprzedaż znów wzrosła.
- Tak,
ale znacznie zwiększyły się również przypadki reklamacji. Wynoszą łącznie 5%
wszystkich produktów.
- To
przecież jeszcze nic nie znaczy: cała branża elektroniczna odnotowała znaczny
wzrost takich przypadków. Nawet Intel ostatnio powiększył swój fundusz
specjalny na ten cel... Poza tym jakie są przyczyny? Zwroty czy wady fabryczne?
- Nie
zawracałabym ci głowy gdyby to pierwsze. Tak, chodzi o wady fabryczne. Ale dość
szczególne.
- Co
masz na myśli?
- Rzuć
okiem w raport to zrozumiesz.- Odparła jej Jastrzębska. Mimo to nie czekała aż
Justyna przeczyta całość i dodała:- Mówię szczególne, bo dotyczą tylko
tabletów: w innych przypadkach reklamacje utrzymują się na tym samym poziomie.
Na dodatek tylko z drugiej partii tabletów.
- Tej
wyemitowanej pod koniec ubiegłego roku?
- Dokładnie.
- Ale…nie
rozumiem. Przecież na bieżąco informowałaś mnie o wynikach sprzedaży: wówczas
raporty wyglądały inaczej.
- Wiem
o tym. Bo były inne.
- To
znaczy, że mój ojciec…
-…tak.
Najwyraźniej specjalnie podał do oficjalnej wiadomości zmodyfikowane
informacje.
- Tak,
ale po co?
- Tego
właśnie musimy się dowiedzieć. Ale jak znam twojego ojca nie będzie to nic
dobrego.
***
Jarosław
Wyrzykowski właśnie wracał z bardzo udanego spotkania. Na samą myśl o tym się
cieszył. Wszystko szło zgodnie z planem: jeszcze nigdy nie udało mu się ubić
tak wartościowego interesu. Ale nie bez wyrzeczeń i cierpliwości: w końcu
czekał ponad dwa lata na odwrócenie passy. Teraz w końcu to się opłaciło: już
niedługo zacznie zbierać posiane owoce.
Był tak zadowolony, że zmienił plany i zamiast do własnego mieszkania
podjechał swoim nowiutkim ferrari pod dom handlowy. Udawał, że nie widzi
rzucanych mu spojrzeń przechodni podczas parkowania. A już niedługo będzie
jeszcze bogatszy.
Szedł
pewnym krokiem jak mężczyzna dokładnie zmierzający do celu. W końcu do niego
dotarł: tuż przez wejściem sklepu komputerowego zatrzymał się patrząc jak
Daniel Wyrzykowski pakuje do torby laptopa podając go z uśmiechem jakiejś
kobiecie. Potem z tym samym wystudiowanym uśmiechem i formułką zaczął obsługiwać
kolejnego. Jarek nie po raz pierwszy pomyślał o głupocie bratanka. Mógł mieć
wszystko: z takim wyglądem marnował się na stanowisku podrzędnego
sprzedawczyka. Ale to on podjął taką decyzję.
-
Witaj.- Jarosław podszedł prosto do lady nie zwracając uwagi na kolejkę. Ludzie
jakby na znak zaczęli się odsuwać. Ot, magia bogatych okularów
przeciwsłonecznych i garnituru za kilka tysięcy. Daniel poza szybkim
spojrzeniem na wuja nawet nie drgnął. Mimo, że nie widział go od czasu tej
historii z Justyną Karczewskiej starał się nie dać po sobie poznać jak bardzo
jest zaskoczony.- Co, nie poznajesz już własnego krewniaka?
-
Pracuję jakbyś nie widział.-Odpowiedział mu nawet na niego nie patrząc.-
Poproszę teraz panią.
-
Pracowanie niczym tani robotnik nie jest poniżej twojej godności?- Daniel
słysząc to znów nie drgnął. Większe zainteresowanie i ciekawość wykazała już
bardziej dziewczyna kupująca pendrive’a.
-
Czterdzieści sześć osiemdziesiąt.- Powiedział Daniel do kobiety. Ta zaczęła
wyjmować portfel z torebki, ale widać było że specjalnie się nie spieszy.
Widocznie rozgrywająca się na jej oczach dyskusja wydawała jej się
interesująca.
- Nie
zapytasz co u mnie? Nieważne: i tak ci powiem. Wiedzie mi się świetnie, może
nawet lepiej niż gdy radziliśmy sobie razem. Ostatnio kupiłem nowe auto,
wynająłem świetne mieszkanie. Mówię ci ekstra wystrój.
- Nie
obchodzi mnie to. I byłbym wdzięczny gdybyś sobie już poszedł.
- No
co, chyba nie gniewasz się jeszcze za tę historię z Justyną? Sądziłem, że już
dawno o niej zapomniałeś.
-
Ogłuchłeś? Wyjdź stąd.
- O ile
wiem sklep to miejsce publiczne. Poza tym jak zareagowałby twój szef gdyby
dowiedział się jak traktujesz klienta?
- Ty
nie jesteś klientem.
- Ależ
mogę być.- Roześmiał się Jarek.- Wiesz, że zaczęła być prezesem? Stary Roman
się zdziwił. Był wściekły: sądził że bez problemu sprzeda mu firmę ale ona
powiedziała mu coś o ostatniej woli mamusi…na samą myśl że ta idiotka będzie
rządziła Roxilem dostaję napadu śmiechu. Wyobrażasz sobie? Mówiłem nawet
Karczewskiemu, że jego plan nie będzie potrzebny to jego kochana córka sama
wszystko zniszczy, ale…
-…czekaj,
o czym ty do cholery mówisz?- Przerwał mu Daniel po raz pierwszy wykazując cień
zainteresowania rozmową. Jednak Jarkowi nie o to chodziło. Zdał sobie sprawę,
że powiedział za dużo.
- O
niczym.
- Znam
cię: co miałeś na myśli mówiąc o tym, że Karczewski sam chce zniszczyć swoją
firmę?
-
Wiesz, chyba się zasiedziałem: nie będę ci już dłużej przeszkadzał. Do
następnego spotkania.- Daniel odprowadzał wuja wzrokiem. Nic nie mógł poradzić
na to, że poczuł niepokój. Miał pewność, że znów coś knuł; nie miał jednak
pojęcia o co mogło chodzić. Czyżby to miało związek z Justyną Karczewską i
Roxilem? Czy w jakiś sposób pomagał Romanowi Karczewskiemu w kontynuacji jego
niecnych planów? Daniel miał nadzieję, że nie. Tyle, że niepokój nie chciał
zniknąć. Poczuł złość na Jarka. Jak śmiał tutaj przychodzić po tak długim
czasie i po tym co mu zrobił? Na dodatek wmieszał go w coś w co nie miał
zamiaru już nigdy być wmieszany.
***
Justyna
cieszyła się, że Piotr odwiedził ją w firmie aczkolwiek nie był to najlepszy na
to moment. To co odkryła Małgorzata Jastrzębska zwaliło ją z nóg. Jej ojciec
kazał sporządzać fałszywe raporty finansowe. Jednak dotyczyły tylko części
reklamacji: w swoim raporcie Karczewski kazał zrównać reklamację ostatniej
partii tabletów do pozostałych komputerów tak, że nadal osiągała ten sam
poziom. Dzięki temu jednak była ujednolicona. Prawda jednak była inna: na rynek
wypuszczono zwykły bubel. Czy w ten sposób ojciec chciał to zatuszować? To było
najlogiczniejsze wyjście, ale jakoś jej nie przekonywało. Z tego wszystkiego
zaczęła widzieć chyba coś czego nie ma. Doszło do tego, że oczekiwała po ojcu
trupa w szafie. Nie, wszystko było w firmie w porządku. Po prostu w momencie
produkcji ujawniła się jakaś wada czy defekt.
- Wyjdź
dziś trochę wcześniej. Chciałbym zabrać cię na prawdziwą kolację.
- Nie
mogę. Mówiłam ci, że tonę w papierach.
- Tak,
ale nie jesteś maszyną. Musisz o siebie dbać, bo niedługo się wypalisz. Już od
kilku tygodni pracujesz praktycznie od świtu do nocy.
- Po
prostu muszę nauczyć się koordynować wiele rzeczy na raz. Jeszcze parę tygodni
i to wszystko minie. Wiem, że cię zaniedbuję. Obiecuję, że ci to wynagrodzę.
- Nie
chodzi mi o mnie, a o ciebie. Jesteś zmęczona i masz cienie pod powiekami. Nic
się nie stanie jak to co robisz teraz dokończysz jutro. Robota nie ucieknie.
- Ale…
-…żadnych
ale. Nie przyjmuję odmowy.- Justyna westchnęła.- Już dobrze, ale daj mi tylko dziesięć minut.
Dokończę sprawdzanie tych danych.
- Okej.
Ale ani minuty więcej.- Uśmiechnęła się do swojego chłopaka. Czasami potrafił
bywać nieznośny.
I tak,
już piętnaście minut później wychodzili głównym wejściem firmy na parking. Po
drodze dyskutowali o tym gdzie mogą zjeść coś smacznego. Dlatego nie zauważyli
stojącego po drugiej strony parkingu mężczyzny.
Daniel
natomiast bez trudu poznał Justynę choć jej widok był dla niego zupełnym
szokiem. Zmieniła fryzurę, sandałki zamieniła na wysokie szpilki a dziewczęce
ubrania na dopasowaną garsonkę. Nie mógł oderwać od niej oczu. To była jej
twarz, jej spojrzenie, jej uśmiech a jednak zupełnie inne niż poprzednio. Nie
umiał nazwać tej ulotnej różnicy, ale doskonale ją widział. Jego mała Justynka
dorosła…Jego? Ona już dawno nie była jego.
Patrząc
na dziewczynę dopiero po pewnej chwili zauważył towarzyszącego jej mężczyznę.
Początkowo sądził, że to Grzesiek ale szybko zorientował się że to ktoś inny.
Postanowił w to teraz nie wnikać. Chciał się zobaczyć z Malinowskim: to
wszystko. Życie Justyny od dawna go nie interesowało. A przynajmniej nie
powinno. Dlatego gdy wsiedli do auta i mężczyzna ruszył, Daniel odwrócił się
tak by pomimo dzielącej ich odległości nie mogli rozpoznać jego twarzy. Nie
zamierzał przysparzać Karczewskiej dodatkowych zmartwień i stwarzać problemy:
wręcz przeciwnie; chciał ją ostrzec, ale wiedział że po tym co zrobił nie
będzie chciała go znać a co dopiero uwierzyć. Miał jednak nadzieję, że jej
przyjaciel chociaż go wysłucha. Potem będzie mógł uznać, że wykonał zadanie. I
znów mieć czyste sumienie.
***
Justyna
nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. To było głupie i
niedorzeczne, bo przecież właśnie jechała autem z Piotrkiem i wyjeżdżali z
parkingu. Ale mimo wszystko włożyła na nos przeciwsłoneczne okulary. Tak czuła
się bezpieczniej.
- Coś
nie tak?- Chłopak zauważył jej zaniepokojenie.
- Nie,
w porządku.- Odparła mu potrząsając głową. To było zupełnie głupie irracjonalne
uczucie. Przecież kto niby miałby ją obserwować? Oprócz jakiegoś młodego
chłopaka stojącego tyłem i zawiązującego swojego adidasa parking o tej porze i ulica po drugiej stronie były o tej porze
puste.- Dokąd mnie zabierasz?- Spytała wsiadając do jego samochodu. Auto nie
było tak ekskluzywne, ale za to miało bardzo przytulne wnętrze.
- Do
mojej ulubionej restauracji. Tam zamówimy sobie dużą porcję czegoś dobrego i
jakieś wino. Dzięki temu się zrelaksujesz.
- Brzmi
zachęcająco.- Odpowiedziała z uśmiechem. Nie chciała mówić chłopakowi, że
najchętniej wróciłaby do domu, zjadła dużą porcję makaronu z sosem i poszła
spać. Piotrek nie zasługiwał na to by tak bardzo go zaniedbywać, a poza tym
teraz bardzo cieszył się na to wyjście. Czy mogłaby mu wobec tego to zepsuć?
Mimo
braku entuzjazmu udało jej się świetnie bawić. W towarzystwie Piotra zawsze
umiała zapomnieć o problemach, śmiać się i żartować. Tak jak teraz: popijając
drugi kieliszek z winem jej kłopoty w Roxilu zaczęły wydawać się drobnostką.
Czuła się lekka i wolna; zupełnie tak jakby problemy jej nie dotyczyły jakby
nadal było tak jak dawniej.
Po
wszystkim chłopak odwiózł ją do mieszkania: pomimo tego że skończyła studia
nadal wynajmowała je z Natalią , która
teraz postanowiła sobie zrobić wakacje i wyjechać nad morze. Tak więc Justyna
mogła dzięki temu jeszcze więcej pracować, bo nikt jej tego nie zabraniał.
Tyle, że gdy zamierzała się pożegnać z Piotrkiem ten wprosił się na kawę.
Czuła, że lekko kręci jej się w głowie ale się zgodziła. Może dzięki temu i ona
trochę otrzeźwieje.
Kawa
trochę ją rozbudziła, więc pomyślała że jeszcze dziś wieczorem uda jej się
przejrzeć fałszywe raporty ze sprawozdań przygotowane przez jej ojca i porównać
je z tymi prawdziwymi. Ale gdy tylko nieopatrzenie wyznała to Piotrkowi ostro
ją zgnoił.
-
Żartujesz? Jest wpół do dziesiątej. Teraz powinnaś tylko iść spać.
- Ale
naprawdę mam masę roboty. Nie rozumiesz jakie to ważne.
-
Rozumiem, ale przecież możesz to zlecić komuś innemu: w końcu zostałaś panią
prezes.
- Nie
zachowuj się jak ignorant: i tak wszystko jest dla mnie trudne.- Odruchowo
wstała i skierowała się w stronę okna. Potem popatrzyła w szarzejące już
niebo.- Czasami czuję się tak jakbym była sama przeciw całemu światu.
-
Przesadzasz.
- Wcale
nie.- Zaperzyła się. –Wiesz, że część dostawców chce anulować umowy na nasze
wyroby elektroniczne? Uważają, że nie jestem pewnym dostawcą więc zachowują
wszelkie środki ostrożnościowe. Ostatnio nawet jeden z nich otwarcie
powiedział, że przez ten rok zobacz jak sobie radzę a potem wrócimy do
współpracy. Wyobrażasz sobie?
- Nie.
- A
Stanisław Rodkiewicz, ten z Rodkiewicz. S.A żądał zwiększenia kar w razie
niewywiązania się z umowy. Naturalnie podkreślał, że to tylko nic nie znacząca
formalność, że ostatnio firma miała problemy z płynnością i inne tego typu
bzdety więc wobec większości swoich klientów stosują takie restrykcje. Ale tą
większością jest tylko Roxil! Nie miałam pojęcia, że zarządzanie będzie takie
skomplikowane.
- Chodź
tutaj.- W czasie swojej przemowy Justyna miotała się po całej powierzchni
salonu. W końcu przytuliła się do Piotrka wtulając w jego ramię.
-
Przepraszam, zachowałam się jak furiatka prawda?
- Nie,
rozumiem twoje nerwy. Gdybym to ja miał rządzić tak wielkim przedsiębiorstwem
trząsł bym portkami.- Karczewska roześmiała się.
-
Akurat. Ty nie wycofujesz się i nie jesteś tchórzem. Wolisz brać byka za rogi.
-
Może.- Uśmiechnął się cmokając ja delikatnie w usta. Potem pogłębił pocałunek. Justyna
zarzuciła mu ręce na szyję.- Kocham cię.
- Ja
ciebie też.- Znowu się pocałowali.
-
Justyna….Justyna czy ty…czy ty jesteś już gotowa?
-
Gotowa na co?- Spytała głupio zdziwiona że skończył pocałunek tak gwałtownie.
- Na to
bym mógł wyrazić ci jak bardzo cię kocham.- W jednej chwili rozmarzony uśmiech
zniknął jej z twarzy. Odsunęła się.
- Przepraszam, nie mogę. Nie chcę się spieszyć.
- Znamy
się już pół roku.- Przypomniał łagodnie bez żadnego wyrzutu.
- Tak,
ale…- Pomyślała, że Daniela znała dokładnie tyle samo, a nie miała pojęcia
jakim jest oszustem. Przeczesała dłonią włosy mierzwiąc grzywkę.- …ale wolę z
tym zaczekać.
- Ile?
- Nie
wiem.
-
Tydzień, miesiąc, dwa?
- Tyle
ile będzie trzeba.
- Nie
znam takiej jednostki.
-
Piotrek, proszę.
- O co,
Justyna co? Bo ja mam już dość. Czasami nie wierzę nawet że mnie kochasz.
- Jak
możesz? Czy to takie ważne?
- Ważne
jest to co to oznacza. A oznacza związek nie tylko dusz, ale i ciał. Oraz
całkowite zaufanie, oddanie się drugiej osobie. Ty to odrzucasz.
- Nie
odrzucam. Po prostu…nie chcę.
-
Czemu? Naprawdę nic nie czujesz w moim towarzystwie? Gdy całowałem cię przed
chwilą nie miałaś ochoty na coś więcej?- Zarumieniła się.
-
Piotrek, zmieńmy lepiej temat.
- Nie,
chcę po prostu wiedzieć. Może dzięki temu lepiej to zrozumiem. Masz 25 lat i
jak sama mówisz nigdy z nikim nie spałaś. Zasłaniasz się swoją religią, ale nie
jesteś specjalnie zdewociała. Czy ktoś w przeszłości cię skrzywdził?
- Nie w
ten sposób o którym myślisz.
- Więc
o co chodzi? Uważasz się za lepszą ode mnie? Za wielką panią prezes dla której
zwykły student pracujący obecnie na stażu w zwykłym banku jest zbyt biedny?
- Tu
nie chodzi o pieniądze.
- A o
co?
- Już
ci mówiłam. Ale jeśli tego nie rozumiesz to twój problem.
-
Jasne, tak jest najłatwiej zwalić na mnie winę.- Prychnął.- W takim razie chyba
będę już szedł. Dobranoc.- Pożegnał się. Justyna nawet nie próbowała go
zatrzymać. Usiadła pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Nie płakała. Po prostu
była już tym wszystkim zmęczona. Wiedziała, że jej chłopak na trochę racji: nie
powinna aż tak protestować. Tyle, że…no właśnie: nie potrafiła. Nie mogła się
przemóc by kochać się z Piotrkiem. Nie mogła się przemóc by kochać się z
kimkolwiek. Czasami sądziła, że jest zimna: wtedy jednak w jej pamięci
pojawiała się wizja wysokiego, przystojnego szatyna którego nazywała swoim
misiem. Którego kochała całym sercem tak jak teraz nienawidziła.
Jego
pocałunki uwielbiała. Uwielbiała czuć jego dłoń na talii, uwielbiała łagodny
dotyk ust na jej ustach, uwielbiała go obejmować. Pamiętała, że zawsze miała
ochotę na więcej, nigdy nie dość było jej jego widoku. Czy mogła więc być
zimna?
Choć to
wspomnienie powinno przynosić jej ulgę związane było również z jej
upokorzeniem.
Bo
kochała pocałunki mężczyzny, który nimi gardził.
Pragnęła
trzymać za rękę kogoś kto najchętniej pozwoliłby ją odgryźć lwu.
Uwielbiała
przytulać się do faceta niecierpiącego jej widoku.
I
nienawidziła siebie za to, że pomimo upływu czasu to wciąż bolało. Tyle, że jak
mogła nie myśleć o tym, że każdy jej dotyk napawał go odrazą? Że musiał śmiać
się z jej naiwności i kpić z prywatnych wyznań?
Jak
mogła więc powiedzieć o tym wszystkim Piotrkowi? Ufała mu całym sercem, ale
czuła się zbytnio upokorzona na samą myśl o tym, że mogłaby uczynić takie
wyznanie. Dlatego przemilczała tę kwestię: nie mówiła nic o NIM. Imienia
Daniela Wyrzykowskiego nie wypowiadała nawet we własnych myślach, a co dopiero
na głos. Traktowała go jak zmarłego.
***
Daniel
zaczął się już niecierpliwić: było już w pół do szóstej a wśród wychodzących z
firmy pracowników nie zauważył Grześka. W końcu doszedł do wniosku, że
najwyraźniej przez te ponad dwa lata Malinowski musiał awansować albo zmienić
pracę. Pluł w brodę, bo nie potrafił sobie przypomnieć jego adresu. Pamiętał,
że odwiedził go kiedyś wraz z Justyną ale poza tym nic więcej. Mógłby
powiedzieć jak ubrana była wówczas jego ówczesna narzeczona albo że turlana
przez Lilkę piłeczka była różowa. To dziwne jakie rzeczy pamięta czasem mózg.
W końcu
postanowił się poddać. Będzie musiał znaleźć inny sposób na ostrzeżenie
Justyny: może anonimowy list bądź telefon...
Ale
wówczas z głównego wejścia wyszedł Grzegorz Malinowski. Poznał go od razu i już
miał zamiar podejść, ale przypomniał sobie kim jest. Odczekał więc aż Grzesiek
zbliży się do parkingu i swojego samochodu. Dopiero wtedy podszedł. Zamierzał
zrobić wszystko jak najbardziej delikatnie: w końcu tamten nie widział go od
dwóch lat. Ale niestety mu się to nie udało.
- Osz
kurde, mam omamy?! Daniel? Daniel Wyrzykowski?!- Daniel nie mógł powstrzymać
się od uśmiechu.
- Jak
widać. Co słychać Grzesiu?
- Żarty
sobie stroisz? Co tutaj robisz?
-
Czekam na ciebie.
- Po
co? Tylko nie mów, że się stęskniłeś.- Po wstępnym szoku Grzesiek odzyskał
równowagę najwyraźniej przypominając sobie z kim ma do czynienia.
-
Właściwie to nie. Mam…sprawę.
- Jaką?
-
Ważną. Możemy porozmawiać w jakimś kameralnym miejscu?
-
Niestety, nie mam ochoty na randki. A teraz przepraszam cię, spieszę się.
- To
naprawdę ważne.- Daniel spoważniał, ale Grzesiek postanowił go ignorować. Do
czasu aż nie dodał:- Chodzi o Justynę.
- A co
ona ma z tym wspólnego? Znów chcesz ją skrzywdzić?- Nie powinno go to w ogóle
urazić, ale tak się stało. I w ogóle tego nie rozumiał. Przecież Malinowski
miał rację: skrzywdził Justynę. Ale ukarał się za to już wystarczająco. I wciąż
się karał.
- Wręcz
przeciwnie. Chcę jej pomóc. Wiem coś co może zaszkodzić Roxilowi.- Grzesiek
zastanawiał się tylko przez chwilę.
- W
takim razie wsiadaj. Tylko mam nadzieję, że to będzie twoje kolejne oszustwo.
***
Justyna
po kłótni z Piotrkiem nie odzywała się do niego aż do weekendu. Nie ze złości
ale raczej braku czasu. Dopiero w poniedziałek zdecydowała się do niego
zadzwonić.
Okazało
się, że wcale nie był na nią zły: sam doszedł do wniosku że niepotrzebnie się
uniósł. Przepraszał mówiąc, że nigdy nie będzie nic na niej wymuszał. Dzięki
temu w pracy humor jej się od razu poprawił. Tyle, że teraz słuchając Grześka
poczuła się skołowana.
-
Czekaj: więc reasumując mam mieć oczy szeroko otwarte, bo mój ojciec coś knuje.
Nie wiesz co, nie wiesz z kim ale wiesz że szykuje się coś większego. Możesz
powiedzieć mi coś więcej?
- Wiem
jak to brzmi.- Zaczął Malinowski- Ja też na początku byłem sceptycznie do tego
wszystkiego nastawiony, ale z każdą chwilą gdy go słuchałem to…
-…właśnie.-
Podchwyciła.- Cały czas mówisz o nim „on”. A kim jest tak naprawdę?- Grzegorz
był w prawdziwej kropce. Nie chciał mówić Justynie, że był nim Daniel
Wyrzykowski. No i że podejrzewa własnego wuja o kolaborację z jej ojcem. Wtedy
domyśliła by się prawdy. Poza tym sam do końca nie wiedział jak się zapatrywać
na informacje dostarczone mu przez Daniela. Wydawało mu się, że mówi prawdę ale
kto go tam wie? Może to kolejna podpucha? Ale nawet jeśli to i tak trzeba ją
sprawdzić.
- Nie
mogę ci tego powiedział.- Odparł przyjaciółce po dłuższej chwili.
-
Dlaczego?
- Bo on
tego chciał.- Skłamał. Daniel wcale nie prosił go o anonimowość ale to by nie
spotkał się z Justyną bezpośrednio. Choć z drugiej strony nie znaczyło to, że
na to pozwolił.
-
Grzesiek jak mogę coś z tym zrobić skoro dajesz mi tylko kilka nic nie
znaczących szczególików? To, że mój ojciec coś knuje było wiadome od dawna. I
sama to wiem bez jakiegoś bzdurnego tajemniczego informatora.
- Ale
nie miałaś pojęcia o skupowaniu udziałów.- Przypomniał.
- Może,
ale prędzej czy później komisja by to wykryła. Poza tym Małgorzata też to
podejrzewała.
-
Justyna, po prostu to sprawdź.
- A ty
po prostu przyprowadź mi tego kogoś. Skąd mamy mieć pewność, że nie został
podstawiony przez mojego ojca? Chcę sama z nim porozmawiać. Inaczej nici z
tego.
- To
nie jest dobry pomysł. On nie jest…to znaczy on jest…- Plątał się Grzegorz nie
wiedząc co powiedzieć.
- No
kim jest? Duchem?- Zakpiła.- Grzesiek, sam powiedziałeś że nie wiesz czy możesz
do końca ufać tej osobie. A dziwisz się mi, że nie traktuję poważnie oskarżenia
kogoś kto nawet nie chce bezpośrednio ze mną rozmawiać?
- Bo
nie będziesz chciała.
- Ja o
tym zdecyduję. Przyprowadź go.
- Ale…
-…żadnych
ale. Chcę porozmawiać z tym kimś osobiście. Jeśli nie chce to znaczy, że
kłamie.- Malinowski poczuł się rozdarty. Nie powinien dopuścić do tego
spotkania. Ale z drugiej strony Wyrzykowski nie miał przecież nic do zyskania
dzięki podaniu nieprawdziwych informacji. Pamiętał go jako interesownego dupka
a chyba nie łudził się, że po tym wszystkim Justyna znów go zechce. Nie wierzył
więc by celem Daniela było zaszkodzenie lub napsucie Karczewskiej krwi. To nie
było w jego stylu. Mógł ewentualnie chcieć zdobyć ją na nowo, ale o to Grzegorz
się już nie bał: dla Justyny był najpodlejszym stworzeniem jakie zamieszkiwało
Ziemię.
Mogła
jednak być jeszcze jedna przyczyna, uświadomił sobie choć na początku wydawała
mu się niewiarygodna: że Wyrzykowski się zmienił. A to by oznaczało, że jednak
chciał ostrzec i pomóc Justynie. Z dobroci serca? A może miał nadzieje na
pieniądze? Czemu więc w ogóle o tym nie wspomniał?
Czy
więc powinien dopuścić by jego przyjaciółka się z nim spotkała? Co prawda sama
Justyna twierdziła, że od dawna nie pamięta Wyrzykowskiego to jednak jego widok
może ją poważnie zdenerwować. Na dodatek z tej przyczyny może nawet nie będzie
chciała go wysłuchać. Postanowił jednak zaryzykować.
-
Dobrze, a więc skontaktuję się z nim. I umówię spotkanie. - Justyna uśmiechnęła
się.
-
Świetnie. Ustal tylko godzinę i datę: byle szybko. Postaram się znaleźć chwilkę
i dostosować do naszego gościa.
-
Okej.- Potwierdził jeszcze. Wiedział, że Justyna może go za to znienawidzić,
ale nie widział innego rozwiązania.
Po
pracy, tak jak wcześniej było to umówione ponownie spotkał się z Wyrzykowskim.
Poinformował go o przebiegu rozmowy z przyjaciółką. Na koniec oznajmił, że chce
się z nim spotkać. To go wyraźnie zaskoczyło.
- Tak
powiedziała? Że chce ze mną porozmawiać osobiście?- Grzesiek po raz ostatni
zagłuszył wyrzuty sumienia. Bo nie powiedział Justynie kto był jego
informatorem.
- Tak
właśnie powiedziała. Zależy jej jednak na czasie. Kiedy możesz się z nią
spotkać?
- Jutro
po pracy. Około piątej przyjdę pod Roxil.
- Dobrze,
będę czekał na ciebie pod parkingiem. Tylko pamiętaj: jeśli zamierzasz wyciąć
jakiś numer lepiej w ogóle nie przychodź na to spotkanie.
-
Oczywiście, że to nie żadna moja zagrywka.- Oburzył się Daniel. Grzesiek uznał
to za wystarczający dowód.
- Wpuszczę
cię wyjściem ewakuacyjnym.- Oznajmił jeszcze zanim się rozstali. Daniel słysząc
to poczuł przypływ niepokoju, ale szybko go stłumił. Próbował sobie wmówić, że
to konieczność pcha go do rozmowy z byłą narzeczoną, ale prawda była inna i nie
chciał jej przyznawać nawet przed samą sobą. Bo to by znaczyło, że chce
zobaczyć Karczewską. Że chce sprawdzić czy tamta poważna kobieta z parkingu
jest nadal tą samą naiwną Justyną…Otrząsnął się z głupich myśli. Wcale tak nie
było. Może powodowała nim niejaka ciekawość, nic poza tym. Ta, i to dlatego
prawie przez całą noc zmrużyć oka.
Dziękuję bardzo za wysłuchanie moich próśb i tak szybkie dodanie nowego rozdziału, nawet nie wiesz jaki miałam zaciesz jak weszłam na stronę i zobaczyłam, że jest nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jestem zachwycona :P Nowa, odmieniona, lepsza Justyna, to było do przewidzenia, ale i tak cieszy :) Piotrek- nowa postać, iście pozytywna aczkolwiek mnie jakoś nie urzekła, może dlatego, że jestem pewna, że to Daniel jest tym odpowiednim dla Justyny :D Więc co z Piotrkiem? Jest dobry czy zły? Zlamiesz mu serce czy nie jest jednak taki bezinteresowny? W sumie nic jeszcze o nim nie wiemy. Pytania się mnożą, a ja czekam na odpowiedzi, więc wyczekuję kolejnego rozdziału ;)
Życzę weny i pozdrawiam :P
Świetne, naprawdę! Tak jak wszystkie twoje opowiadania, czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń