Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 lipca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLVIII: Karinka



         Gdy śledczy odkryli już motyw porwania Łukasza teoretycznie wszystko powinno rozwiązywać się znacznie szybciej, ale w rzeczywistości wcale tak nie było. Nawet nie przez fakt, że tak naprawdę nie znano tożsamości jego sprawcy (co z tego, że wiedziano że zrobił to jego biologiczny ojciec jeśli nie znano jego nazwiska poza tym że zdawano sobie sprawę że był przestępcą). Ponadto powiązano z tą sprawą wydarzenia sprzed ponad dwóch lat dotyczące porwania Kubusia. I teraz wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować.
To wszystko musiało zacząć się właśnie wtedy: gdy Łukasz zajmował się sprawą nielegalnych interesów pewnej grupy gangsterów udając recydywistę o pseudonimie Iros. Bandyci jakimś cudem domyślili się że jest policjantem, ale odkryli coś jeszcze: to, że Łukasz jest synem jednego z nich. Nie mógł być to ktoś stojący zbyt nisko w ich hierarchii: inaczej to w ogóle by się dla nich nie liczyło. Musiał więc być to ktoś ważny: stojący niedaleko samego szefa. Czy to był sam Bajkowski?  Tę myśl szybko odrzuciłam: Karinka była przecież jego córką a on nie mógłby spokojnie tolerować faktu że spotyka się ze swoim bratem. Nawet jeśli nie wiedział o tym od początku, to przecież po wszystkim byłby niesamowicie wściekły (w końcu wierzył, że jego dzieci ze sobą sypiają) i na nic zdałby się fakt tożsamości Łukasza. Poza tym, kilka dni później pobrano od niego próbkę DNA i porównano z DNA Łukasza. Nie było między nimi żadnej zgodności.
Tak więc gdy dowiedziano się, że Łukasz jest policjantem na pewno wybuchła burza: część osób z pewnością mimo wszystko żądała śmierci kapusia; inni natomiast zauważyli w tym możliwość okazji. Z pewnością liczyli na to, że gdy Łukasz dowie się kto jest jego biologicznym ojcem zmieni front. Ale tak się nie stało: porwano więc jego syna by zmusić Łukasza do współpracy. Zaczęłam się zastanawiać czy wiedział już wtedy kto jest jego biologicznym ojcem i to dlatego nie bał się wymiany na Kubusia czy nie. Koniec końców na nic się to zdało, bo Kuba zmarł- nie było już żadnej karty przetargowej. Poza mną, jak słusznie zauważył Jacek, więc Łukasz pozbył się i mnie. Potem wyjechał do Lublina: tak jak i ja nie wierzył w tą bajeczkę opowiedzianą przez Pajęczaka że porwania dokonali z własnej inicjatywy dla pieniędzy i sam chciał odnaleźć zleceniodawcę i…swojego ojca.
Do tej pory wszystko rozumiałam, ale nie mogłam pojąć czemu w takim razie, (jak twierdził Emil) Łukasz wrócił bo chciał spróbować ze mną na nowo, skoro nadal nie rozwiązał całej sprawy. Przecież potem rozmawiając ze mną na przystanku autobusowym wyraźnie to zasugerował choć wówczas tego nie zrozumiałam. Czy więc naprawdę wydawało mu się, że to już koniec? Czy informacją o kwiatach- astrach- przeraziłam go tak bardzo że zorientował się iż jednak się mylił? Poczułam gulę w gardle: czy więc pan Włodzimierz Kowalski słusznie uważał mnie za przyczynę porwania Łukasza? Czy to ja byłam za to odpowiedzialna? Nie chciałam by to okazało się prawdą.
Dwa dni po rozmowie z panią Mariolą zostałam oficjalnie przesłuchana w charakterze świadka. Zdziwiłam się, że przyjechał po mnie sam Maciek (służbowym samochodem), ale gdy dojeżdżając do biura CBŚ zauważyłam liczne auta i kamery zrozumiałam. Maciek tylnym wejściem wprowadził mnie do środka.
Tam, czekał już na mnie ojciec Łukasza, a raczej pan Kowalski razem z innym mężczyzną. To właśnie ten drugi zadawał mi pytania co trochę mnie cieszyło. Nie chciałam znów pokłócić się z panem Włodzimierzem.
Właściwie to nie wydawało mi się, że moje słowa coś wniosły: wspomniałam o wszystkim czego dowiedziałam się od Łukasza, o kwiatach przynoszonych na jego grób, jego ostatnich do mnie słowach. Po wszystkim spytałam czy coś już wiadomo, ale udzielono mi enigmatycznej odpowiedzi. Zamiast tego pokazano zdjęcie chudego nastolatka, którego doskonale znałam.
- To ten chłopiec którego widziała pani nad grobem syna?- Spytał mnie drugi z agentów.
- Tak, ten sam. Znaleźliście go?- Zignorowano moje pytanie.
- Jest pani w stu procentach pewna?
- Tak.- Potwierdziłam godząc się w duchu na to, że niczego się nie dowiem.
Pół godziny później byłam już wolna. Zdziwiłam się gdy to mój były teść zaofiarował się odwieźć mnie do domu.
- Nie chcę by fotoreporterzy zrobili ci krzywdę.- Wyjaśnił swojemu koledze. I choć wypowiedział to nie najmilszym tonem to jednak doceniałam ten gest.
- Czemu właściwie mnie przesłuchano?- Spytałam kilka minut później, gdy jechaliśmy już samochodem.- Chodziło o tego chłopaka, tak? Dociekałam choć mi nie odpowiadał.- Przesłuchaliście go?- Biorąc pod uwagę nasze relacje nie liczyłam na odpowiedź, ale jej udzielił:
- Tak. Potwierdził to co powiedziałaś.
- Powiedział kto go przysłał?
- Nie, ale rozpoznał go na zdjęciu.
- Czy to…czy to ktoś z tych przestępców?
- Tak.- Przymknęłam na chwilę oczy mimowolnie dotykając dłońmi brzucha. Boże, jaki tupet musiał mieć morderca mojego dziecka by na jego grobie zostawiać kwiaty. A więc zamordował go jego własny….krewny! Wzdrygnęłam się mimowolnie. Pan Włodzimierz to spostrzegł.
- Przykro mi.- O dziwo zabrzmiało to szczerze.
- To Aster, prawda?
- Tak.
- Ale to nie jest oj…- Już chciałam powiedzieć: ojciec Łukasza, ale w sumie nie wiedziałam jak wiele powiedziała mu żona o naszej rozmowie. Wolałam więc tego nie robić.
- Chciałaś powiedzieć ojciec?- W odpowiedzi na mój pytający wzrok dodał- Tak, Mariola powiedziała mi, że wyznała ci prawdę.
- Wiem, że to teraz nic nie znaczy, ale przykro mi.- Roześmiał się cicho.
- Masz rację, nic nie znaczy. Ale może teraz przynajmniej zrozumiesz jak się z tym wszystkim czułem, jak bardzo chciałem chronić swoją rodzinę.- Tak, rozumiałam. Nie powiedziałam tego głośno, bo biorąc pod uwagę nasze relacje wszelkie próby udawania przyjaźni na nic by się zdały. Bo wcale nimi nie byliśmy: po prostu chwilowo zawiesiliśmy broń. Zamilkłam na moment zbierając się w sobie by zadać inne nurtujące mnie pytanie:
- Wiadomo już kto jest jego biologicznym ojcem?- Wróciłam do tematu.
- Nie, ale ja uważam że to Tomasz Aster.
- Ale od roku on nie żyje, tak powiedział mi Jacek.
- Tak. Ale jego drugi syn żyje.- No tak, Paweł.
- Sądzi pan że to on mógł to zrobić?
- Ma czystą kartotekę, ale to nic nie znaczy bo Bajkowski też ją miał. Tacy jak oni wysługują się innymi by sami pozostać bez zarzutu. Nie powinnaś była z nim rozmawiać.
- Wie pan o tym?
- Jestem policjantem: badam tę sprawę. Współpracujący z nami wydział w Lublinie przesłuchał Tomasza Astra nic z niego nie wyciągając, tylko strasząc. Liczyli na to, że skapituluje i coś wyzna, ale spaprali sprawę. Uciekł.
- Boże, a więc to on porwał Łukasza?
- On coś wie; nie sądzę że maczał w tym bezpośredni udział.Teraz znowu  nie mamy żadnego punktu zaczepienia.- W tym ostatnim zdaniu usłyszałam tyle bezsilnej złości, że nie wiedziałam co na to odpowiedzieć.
- Czy mogę jakoś pomóc?- Spytałam w końcu.
- Ty?- Choć prowadził samochód spojrzał mi prosto w oczy. Zauważyłam teraz jak bardzo jest udręczony i zbolały. Choć nie był już młodzieniaszkiem, musiał liczyć sobie co najmniej 65 lat, to mimo wszystko z powodu wysportowanej sylwetki i bujnej wciąż czuprynie zawsze postrzegałam go jako kogoś młodszego. Teraz wydawał mi się być pokonanym przez los staruszkiem. – Tak, możesz jeśli obiecasz że nie będziesz się w to mieszać. Widziałaś reporterów pod budynkiem CBŚ, słuchałaś telewizji. Sprawa nabiera coraz większego rozgłosu co z jednej strony jest dla nas na rękę, a z drugiej budzi niebezpieczeństwo. Nie chcę by coś ci się stało, zwłaszcza w tym stanie gdyby powiązano cię z nią. Łukasz by mi nigdy nie wybaczył.
- Ale ja nie robię nic niebezpiecznego.
- A wyjazd do Pawła Astra jak nazwiesz?
- On nie był niebezpieczny.
- A czy tobie się wydaje, że przestępca musi nosić gruby złoty łańcuch na szyi, mieć dużo tatuaży i ubierać się na czarno? Aster może się tylko w ten sposób kamuflować. Poza tym jadąc tam nie znałaś go wcześniej, więc nie mogłaś o tym wiedzieć.
- Nie będę tego więcej robić.- Obiecałam, bo uzmysłowiłam sobie że to ja z Jackiem mogłam spłoszyć Astra. Może gdybyśmy nie ostrzegli go swoją wizytą odnaleziono by go dużo wcześniej.
- To dobrze. To dziecko…jeśli jest Łukasza to gdyby coś poszło nie tak…
- Więc wierzy pan, że to jego dziecko?
- Nie wiem już w co mam wierzyć. Wiem tylko, że jestem starym człowiekiem który skazał swoich najbliższych na piekło. Ale Łukasz cię kocha. Skoro on ci ufa…ja też powinien.- Pan Włodzimierz zatrzymał się, bo właśnie dojeżdżaliśmy pod mój blok.- Chyba jesteśmy na miejscu.
- Tak, bardzo dziękuję za podwiezienie. I za to co pan powiedział.- Pan Kowalski nie odpowiedział. Po chwili ponownie uruchomił silnik auta.

Minęły kolejne dwa dni. Moje ostatnie oszczędności już się kończyły, więc przełykając dumę zgodziłam się na propozycję Beri odnośnie pożyczki. Na razie nie chciałam wracać do domu. Może to głupie, ale będąc w Warszawie czułam się bliżej Łukasza. Poza tym Emil informował mnie o postępach w śledztwie na bieżąco. W przeciwnym wypadku z telefonicznej rozmowy wiele bym wniosła.
W sprawie Łukasza nadal nic nie ustalono: poza faktem odnalezienia jednego z kolegów Pawła Astra. Był nieźle wystraszony: przyznał że słyszał coś o jakichś planach porwania Łukasza, ale nie doszły do niego żadne szczegóły akcji. Zdziwił wszystkich jednak informacją, że porwanie się nie powiodło: zaklinał się na Boga (choć pewnie dla wszystkich nie miało to żadnej mocy czy wiary), że to nie są żadne działania odtworzeniowej grupy Bajkowskiego: sugerował, że Łukasza porwał ktoś inny. Ktoś, kto jak twierdził, ich wyprzedził nie chcąc śmierci Kowalskiego. Nie wiedziałam czy się z tego cieszyć czy płakać: na mojego byłego męża zapadł już wyrok. Czy więc gdzieś się ukrywa? I czy robi to sam czy ktoś mu pomaga? Ale przecież wiedziałby że ma podporę w rodzinie: mógłby zadzwonić, przekazać jakąś wiadomość że żyje. Nie wiem: cokolwiek. To nie było do niego podobne. Nie w sytuacji gdy wiedział jak bardzo go kocham.
Ale z drugiej strony…sam Maciej gdy pytałam go o szczegóły stwierdził, że faktycznie ten znajomy Pawła Astra zbyt szybko wyznał im to co chcieli. Duchnowski uważał nawet, że został podstawiony.
- No bo zobacz, Karola…nie dziwi cię dlaczego ten cały Aster nie zabrał go ze sobą? Dlaczego nadal jest na wolności? Wypuściliśmy go ponad 28 godzin temu a on żyje sobie jak gdyby nigdy nic. Gdyby zdradził musiałby być choć trochę wystraszony a on? Wciąż go obserwujemy i wygląda wręcz przeciwnie.
- Więc kłamie?
- Tak sądzę. Wkurza mnie to, że tak naprawdę nic na niego nie mamy. I ten cały Bajkowski. Śmiał mi się w twarz gdy go przesłuchiwałem mówiąc, że jego ludzie są dużo lepsi i właściwie sterowanie nimi zza krat jest dużo przyjemniejsze.
- Powiedz mi jak to w ogóle możliwe? Nie mogę pojąć w jaki sposób ci przestępcy mogą mieć aż takie wpływy. Przecież wszyscy wiedzą, że to Bajkowski był szefem Pająka. Że dowodził całą grupą ,a właściwie dostał z nich najniższy wyrok. I to w dodatku nie za zlecenie porwania Kubusia ze skutkiem śmiertelnym tylko inne mało znaczące wykroczenia. Nie rozumiem jak przestępcy mogą pozostawać bezkarni.
- Właśnie dlatego: bo brak na to pieprzonych dowodów. Nawet nie wiesz jak mnie to wkurza. Łukasz był moim przyjacielem. Wiele razy mnie chronił co mnie irytowało, ale z perspektywy czasu widzę jaki byłem narwany. A on zawsze miał na mnie oko.- Uśmiechnęłam się choć oczy delikatnie mi się zaszkliły.- Wiesz, że to ja miałem udawać Irosa? Tłumaczył się moim młodym wiekiem, bo w papierach było napisane że miał mieć koło 35 lat no i tym że Karina zwróciła uwagę na niego. Tak naprawdę wiedziałem że uważał mnie za żółtodzioba. I jeszcze bardziej mnie złościło, bo…- Przestałam słuchać Maćka, bo nagle jak grom z jasnego nieba coś do mnie dotarło.
„Wyprzedził nas ktoś kto nie chciał śmierci Łukasza”
„(…) Bo kocham cię do cholery, słyszysz? Tak jak ta suka nigdy cię nie pokocha.”
Damski głos w głośniku telefonu gdy dzwoniłam do Łukasza by powiadomić go o ciąży.
- Karina.- Szepnęłam do siebie.
- Słucham?- Mimo mojego cichego głosu Maciek mnie usłyszał. Wstałam z krzesełka.
- Karina. To ona porwała Łukasza. I to ona go chroni. Jestem tego pewna. Boże, muszę porozmawiać z panem Kowalskim. Zaprowadź mnie do niego.
- Poczekaj, uspokój się.
- To ona, rozumiesz? Wiem to. Ona go kochała! Nawet na rozprawie Pająka śmiała mi się prosto w twarz. I sam Bajkowski mówił że kontroluje swoją szajkę zza krat, ale to ona to robi. Jestem tego pewna.- Zauważyłam w oczach Duchnowskiego cień zainteresowania. A więc jednak mi uwierzył. Albo przynajmniej brał taką możliwość pod uwagę. Kontynuowałam więc dalej:- Wiecie coś o niej? Przesłuchiwano ją?
- Nie.
- Wiadomo gdzie przybywa?
- Nie, ale…
-…więc szukajcie jej. To ona musiała zlecić komuś to porwanie.
Maciek, mimo dużej dozy sceptycyzmu posłuchał mojej rady. Poinformował o tym  Gardo oraz innych. Już następnego dnia Karina Bajkowska została przesłuchana (o czym powiadomiono mnie po fakcie). Jednak okazało się, że nie miałam racji. Karinka miała niepodważalne alibi i wyśmiała podejrzenia i zarzuty które jej stawiano. Moja nienawiść do niej zwielokrotniła się przynajmniej dwukrotnie: zwłaszcza gdy kilka dni później spotkałam ją w centrum handlowym. Byłam właśnie z Krysią i jej małą córeczką na zakupach (chciałyśmy wybrać jakiś prezent dla Joasi, która właśnie urodziła zdrowego chłopca) gdy ją zauważyłam: roześmianą, z komórą w dłoni. Ona też mnie ujrzała: spojrzała z jawną pogardą i uśmieszkiem na ustach. Z trudem zmusiłam się by do niej nie podejść, choć znajdowała się w sklepie naprzeciwko mnie. Znów rzucała mi wyzwanie. Pieprzona suka.
Krysia zauważyła, że coś jest nie tak i cicho spytała mnie o co chodzi. Ja jednak tylko pokręciłam głową. Niech ta córka przestępcy uważa mnie za tchórza: ja nie mam zamiaru z nią rozmawiać. Weszłyśmy więc z przyjaciółką do następnego sklepu. Ta mała podróż miała mnie trochę rozerwać, ale co to mogło dać? To tak jakby umierającemu chłopcu dać najpyszniejszą delicję i oczekiwać że zacznie być wesoły i zapomni o chorobie. Owszem, może na moment mu się to uda ale na jak długo? To tylko zwykłe oszukiwanie się. Tak jak ja to robiłam.
- Wyglądasz na zmęczoną.- Powiedziała do mnie Krystyna pół godziny później gdy wybrałyśmy śliczne śpioszki i pluszaka. Usiadłyśmy w jednej z cukierni zamawiając dużą porcję lodów.
- Tak, teraz szybko mi to przychodzi.
- Nie o to mi chodziło. Jesteś bardzo blada i masz duże cienie przed oczami. I chyba jeszcze bardziej schudłaś.
- Żartujesz? Przytyłam dwa kilo.- Uśmiechnęłam się poklepując lekko po wciąż uwypuklającym się brzuchu. Mimo luźnej sukienki która doskonale ukrywała mój stan, ciąża zaczynała już być widoczna.
- Może i w talii, ale schudłaś na twarzy i ramionach. Nie możesz tak dłużej. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musisz o siebie zadbać. Myślałaś nad powrotem do domu?
- Tak, ale chcę jeszcze poczekać. Poza tym czuję się głupio z myślą ponownego rzucenia się mamie na głowę jak totalna nieudacznica.
- Wiesz, że to nieprawda. I ona też nie będzie tak na to patrzyła.- Krysia chrząknęła.- A co z Jackiem?
- Bez zmian. Wciąż się nie odzywa.- Odparłam. Jakiś czas temu wyznałam jej i Beti prawdę o ojcu mojego dziecka. Dzięki temu przynajmniej lepiej rozumiały moje przerażenie po zaginięciu Łukasza.
- Myślisz, że wrócił do Gdańska?
- Nie mam pojęcia. Nie rozumiem tylko czemu moja odmowa małżeństwa aż tak go ubodła. Przecież powinien zrozumieć, że nie mogę tego zrobić. Małżeństwo nie jest żadną zabawą aby w razie potrzeby je zawierać tylko odpowiedzialną decyzją. Nie mogłabym poślubić go tylko ze względu na dziecko które na dodatek nie jest jego.
- Ale z tego co opowiadałaś nie musiałaś robić tego w tak brutalny sposób.
- On też nie był zbyt miły. Obydwoje powiedzieliśmy sobie trochę za dużo.
- Może ja z nim porozmawiam?
- Nie, to na nic, bo nie ma go w swoim mieszkaniu. Już próbowałam.  A nawet jeśli to…- Urwałam odruchowo kierując swój wzrok w prawo. Dokładnie tam siedziała Karina. Nie wytrzymałam. Z dłońmi zwiniętymi w pięści wstałam bez słowa i podeszłam do jej stolika.
- Czego chcesz?- Syknęłam. Miała czelność udawać, że mnie nie widzi.- Głucha jesteś?- Wolno spojrzała na mnie niczym na natrętną muchę.
- Witaj Karolino.- Odparła głosem pełnym ironii.- Chciałaś czegoś?
- Ja? To ty przyszłaś tu specjalnie za mną. Czego chcesz?
- Przyszłam tu za tobą? Jesteś śmieszna. Przyszłam tu bo miałam ochotę na coś słodkiego.
- Bycie hipokrytką aż tak cię bawi czy robisz to z przyzwyczajenia?
- Posłuchaj dziewczynko, lepiej mnie nie wkurzaj bo to może się dla ciebie źle skończyć.
- Bo co? Poprosisz tatusia by mnie załatwił?
- Naoglądałaś się za dużo kryminałów.
- A może porwiesz tak jak Łukasza?- Nie ustawałam. Zauważyłam, że to ją zezłościło.
- Jesteś tak żałosna że nie mam zamiaru nawet tego komentować.
- To nie ja latam kilka lat za mężczyzną który mną pogardza.
- Ty szmato, Łukasz mnie kochał!- Krzyknęła sprawiając że kilkoro gości będących w cukierni spojrzało w naszą stronę. Łącznie z zaniepokojoną Krysią trzymającą na kolanach Olę. Ale dzięki temu wybuchowi potwierdziłam chociaż to jedno: nadal kochała mojego byłego męża.
- Proszę proszę. A więc nadal go kochasz.
- Ty nasłałaś na mnie policję, co? I przez twoje chore przypuszczenia mnie przesłuchiwano.
- Wcale nie są chore.
- Doprawdy? A ja myślę, że tak. Łukasz cię zostawił i nie odbiera telefonów a ty uważasz że ktoś go porwał. Może po prostu nie ma ochoty na kontakt?
- Nie upraszaj sprawy. Doskonale wiesz, że został porwany. A ja pamiętam damski głos gdy do niego dzwnoiłam ponad miesiąc temu. To byłaś ty.
- Jezu, naprawdę pomieszało ci się w głowie.
- Myślisz, że jesteś taka sprytna, ale to nieprawda. Dopilnuje żeby sprawiedliwości stała się zadość. Tym razem wylądujesz za kratami.
- Federalni nie mają na mnie żadnych dowodów.
- Więc im ich dostarczę. Choćby miała to być ostatnia rzecz której dokonam odnajdę Łukasza i wsadzę cię do pudła. A potem będziemy razem szczęśliwi, a wiesz dlaczego? Bo machlojki twojego tatusia na nic się zdały. Łukasz wrócił do stolicy po mnie. I to właśnie mnie kocha tak jak ciebie nienawidzi.- Zauważyłam, że moje słowa wywarły na niej spore wrażenie. Szerzej otworzyła oczy i z trudem przełknęła ślinę patrząc na…bój brzuch. A więc to dlatego. Nic nie powiedziałam tylko spojrzałam na nią z tą samą pogardą jaką ona początkowo patrzyła na mnie. Miałam nadzieję, że wyczyta prawdę w moich oczach i zrozumie, że to Łukasz jest ojcem mojego przyszłego dziecka.
- W takim razie powodzenia.- Odpowiedziała mi jeszcze po czym zostawiając na stoliku 100 zł wyszła z cukierni.
Gdy zostałam sama czułam, że tym razem to ja wygrałam tę potyczkę. Tyle, że nic to przecież nie dało. Wspominając wyraz twarzy i wzrok Kariny zaczęłam wątpić w swoje podejrzenia. Wcale nie musiałam mieć przecież racji. Może naprawdę nie miała nic wspólnego z porwaniem Łukasza? Może znowu nadinterpretowałam fakty? Przecież wcale nie rozpoznałam jej głosu. Owszem, miałam pewność że należy do kobiety ale równie dobrze mogła to być  jakaś staruszka jak i osiemnastoletnia dziewczyna. Nie była nią Karina Bajkowska jak sama jej sugerowałam.
Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu  znalazłam w swoim telefonie dziwną wiadomość:
„Musimy się spotkać. Mam ważne informacje dotyczące porwania Łukasza. Makowiecka 45 przed rondem Milewicza dokładnie o dwunastej w południe. Tylko się nie spóźnij.”
Adresatem był Jacek.
Byłam skonsternowana. Nie tylko dlatego, że po ponad tygodniu raczył się do mnie odezwać po tym jak przestał odbierać telefon i nie było go w mieszkaniu (lub udawał nieobecnego) gdy ja chciałam to zrobić. I również nie dlatego, że sama w sobie była dziwna oraz miejscem spotkania były obrzeża Warszawy. Gdybym chciała tam dotrzeć musiałabym wyruszyć już za pół godziny.
Wykręciłam numer do Bończaka w nadziei, że wyjaśni mi o co chodzi z tą całą tajemniczością i spotkaniem. Ale i tym razem nie odbierał. Przygryzłam wargę zastanawiając się co mam zrobić. Stchórzyć czy iść?
Ciekawość zwyciężyła. Jadąc komunikacją miejską, doszłam do wniosku że najwyraźniej źle osądziłam Jacka. Gdy ja sądziłam że nadal gniewa się na mnie za to co powiedziałam mu podczas naszej ostatniej rozmowy on zajmował się odnalezieniem Łukasza. Znów poczułam wobec niego wyrzuty sumienia. Naprawdę mnie kochał i robił wszystko bym mogła znów być szczęśliwa: chciał wziąć ze mną ślub a nawet uznać nieswoje dziecko. Czemu wcześniej odebrałam jego propozycję jako zdradę? Przecież to był nieopisany objaw altruizmu!
Do miejsca w którym mogłam dojechałam autobusem. Potem musiałam zamówić już taksówkę. Z żalem pozbywałam się dwudziestu złotych, ale wiadomość dotycząca odnalezienia Łukasza była bezcenna. W końcu gdyby to nie było nic ważnego Jacek by mnie nie kłopotał. Jeszcze raz próbowałam się z nim skontaktować w taksówce, ale i tym razem komórka milczała. Dopiero gdy wysiadłam, a kierowca zaczął odjeżdżać poczułam niepokój.
Byłam sama, wydawać by się mogło w szczerym polu. Niedaleko mnie stał opuszczony magazyn kolejowy (żaden pociąg nie używał też tej niezmodernizowanej linii znajdującej się obok niego) i ruiny jakiegoś budynku. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach przypomniałam sobie skąd je znam.
To właśnie tutaj porywacze przetrzymywali Kubusia.
Nie byłam w tym miejscu od tamtego czasu a i wtedy tylko raz. Chciałam na własne oczy zobaczyć w jakich warunkach przetrzymywali mojego ukochanego chłopczyka: jak musiał marznąć w nocy, jak bardzo się bać odgłosów dochodzących z pobliskiego lasu. Patrzyłam w tamtą stronę starając się zwalczyć odruch bólu i cierpienia; w myślach powtarzałam sobie że teraz Kuba nie cierpi i tam gdzie jest jest z pewnością szczęśliwy. Tak jak zawsze chciałam mu to zapewnić.
Jeszcze raz zadzwoniłam do Jacka: dochodziło już dziesięć po dwunastej. Nie mogąc ustać na miejscu zaczęłam spacerować. Choć od mojej ostatniej wizyty tutaj minęły dwa lata zdawało mi się, że nawet układ większych płyt i głazów pozostał taki sam a każdy najmniejszy kamyczek leży dokładnie w tym samym miejscu. Spacerując po tych ruinach zaczęłam zastanawiać się dlaczego jeszcze nic z nimi nie zrobili: dlaczego w takim miejscu nie wybudowano czegoś innego by zatrzeć złe wrażenie. To miejsce napawało mnie niepokojem.
- Karolina?- Słysząc dźwięk czyjegoś głosu aż podskoczyłam. Dopiero widząc niedaleko siebie twarz Jacka odetchnęłam z ulgą.
- Witaj. Dobrze, że już jesteś. Już myślałam że się nie zjawisz.
- Pomyślałem to samo gdy dotarłem na miejsce i nie zauważyłem tu ciebie. Co się stało że zadzwoniłaś?
- Ja?- Zdziwiłam się.- To ty wysłałeś mi tę wiadomość o spotkaniu.
- Jaką wiadomość?- Zdziwiona wyjęłam komórkę i mu ją pokazałam. Czytając ją zaklął szpetnie.- Wycięła nam niezły numer. Lepiej stąd spadajmy.- Nie zdążyłam nawet zapytać o kogo mu chodzi, gdy pociągnął mnie dość gwałtownie w swoją stronę. Potem wyjął umieszczony za paskiem spodni rewolwer.
- Jacek, co to ma znaczyć?- Spytałam przestraszona gdy usłyszałam dźwięk odbezpieczanego pistoletu.
- Nie tak prędko, ptaszki.- Słysząc damski głos i widząc jego właścicielkę z wycelowaną w siebie bronią zrozumiałam, że dźwięk który przed chwilą słyszałam nie pochodził z rewolweru Bończaka. Spojrzałam na niego widząc jak szybko wcelowuje broń w Karinę Bajkowską a zaraz potem…z uśmiechem na twarzy ją opuszcza.
- Uf, ale mnie przestraszyłaś.- Roześmiał się krótko. Wyglądało na to jakby celująca w niego Karinka nie stanowiła żadnego zaskoczenia i zagrożenia. Co było grane? Z konsternacji nie zapytałam o to.
- Więc zaraz mogę to zrobić.
- Gdy Karolina pokazała mi tę wiadomość myślałem, że to ktoś z gangu twojego ojca.- Jacek zachowywał się tak jakby rozmawiał z przyjaciółką a nie z córką kryminalisty która z mordem w oczach celuje do nas z pistoletu. Delikatnie pociągnęłam go za przedramię. Udał, że tego nie poczuł.
- Nie, była ode mnie.
- Po co ją wysłałaś?
- Nie domyślasz się?- Podniosła pistolet wyżej celując nie w klatkę piersiową Jacka, ale jego głowę.
- Wow, jestem pod wrażeniem. Gdybyś popracowała jeszcze nad tą surową miną prawie uwierzyłbym, że chcesz mnie zabić.
- Wcale nie żartuję, idioto. Gdy cię zastrzelę nie będzie ci do śmiechu.
- A niby czemu miałabyś to robić?
- Hm, niech pomyślmy.- Udała, że się zastanawia drapiąc się po brodzie. Drugą dłonią nadal jednak trzymała rewolwer.- Może za niedotrzymanie umowy?
- Przecież wszystko idzie zgodnie z planem.
- Tak? Więc czemu twoja dziunia nasyła na mnie gliny? Miałeś ją przekonać że Łukasz nie żyje!
- Karina, tylko z powodu takiego głupstwa…
-…głupstwa skurwielu?! Gliny na karku nazywasz głupstwem? Miałam w piwnicy 50 kg najlepszego towaru gotowego do wysyłki. Wiesz co by się stało gdyby mnie z nim nakryli?!
- Trzeba było być ostrożniejszą. To jasne że mogli cię przesłuchać w związku z porwaniem Kowalskiego.
- Kpisz sobie?- Warknęła. W końcu obudziłam się z transu i odsunęłam od Jacka.
- Co to wszystko ma znaczyć?- Spytałam.
- Potem ci wyjaśnię. Nic nie mów.
- Jacek…
- Nadal nie ma o niczym pojęcia co?
- Karina, stul dziób.
- No co, może w takim razie ja powiem jej prawdę co?
- Karina, nie tak się umawialiśmy.
- I ty masz czelność mi to mówić? Ty, który mnie okłamałeś? Powiedziałeś, że nic go z nią nie łączy!
- Bo nie łączy.
- Nie? Więc czemu wtrąca się w poszukiwania? Czemu napuściła na mnie wszystkich? Kwiatek zaczął się mną interesować. Śledził mnie.
- I dlatego bawisz się tu z nami wymachując pistoletem?
- Nie rób ze mnie idiotki! Doskonale wiem czyjego bachora nosi pod sercem ta niby „twoja kobieta”
- Oczywiście, że moje.- Już miałam odruchowo zaprotestować gdy zorientowałam się, że najwyraźniej Jacek gra przed Kariną. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że mieli wcześniej jakiś niby układ, ale najwyraźniej Jacek tylko udawał by odnaleźć Łukasza. Postanowiłam więc niczego nie popsuć i się wcale nie odzywać dopóki nie poznam wszystkich reguł tej gry.
- Kłamiesz. Ta cizia wyznała mi wczoraj, że jest Łukasza.
- Nie zrobiłam tego.- Wtrąciłam się czując, że tak trzeba.
- Ale też nie zaprzeczyłaś. A ja nie mam zamiaru ryzykować.- Tym razem pistolet z Bończaka przemieścił się na mnie.
- Karina, opanuj się. Nie tak się umawialiśmy.
- Ja miałam mieć Łukasza, a ty Karolinkę. Ale zmieniłam zasady gry.- Bajkowska rozszerzyła nogi stając bardziej pewnie. Wyglądała tak bezwzględnie że aż się jej przestraszyłam. Ona nie kłamała: siedziała w gangsterskim świecie nie od roku ale przez całe życie. Nasiąkła nim jak gąbka. W tej chwili dotarło do mnie, że to nie jest żaden film czy żart; to wszystko działo się naprawdę. A ja przede wszystkim musiałam chronić swoje dziecko. Postąpiłam bezmyślnie przyjeżdżając tutaj, ale więcej tego nie zrobię. Wstąpił we mnie duch walki.
- Ja też mogę to zrobić.- Tym razem z twarzy Jacka znikło rozbawienie. Jego głos zabrzmiał twardo i bezwzględnie gdy wymownym ruchem dotknął wierzchem dłoni schowanego wcześniej pistoletu.
- Jest was dwoje: sądzisz że nie zdążę cię zastrzelić?
- Ja zrobię to pierwszy.
- Przekonamy się? Albo wiesz co: podbijam stawkę możesz mnie zabić a ja zabije ją i bachora. Ty będziesz żywy. To co? Idziesz na ten układ?
- Jesteś stuknięta tak jak podejrzewałem. Już ci nie zależy na Łukaszu?
- I tak nie będę go miała. I to przez ciebie.
- Jesteś zdenerwowana i zachowujesz się irracjonalnie. Chcesz mieć dwa trupy na sumieniu? Sądzisz że nie powiążą ich z tobą? Zostawiłaś za sobą masę dowodów: począwszy od wiadomości na komórce Karoliny i mojej a skończywszy na taksówce którą zamówiłem i ona pewnie też. Myślisz, że nikt nie domyśli się że zostaliśmy tu ściągnięci?
- Ale nie przeze mnie. Będę miała alibi.- Potrząsnęła głową.- Przykro mi, że muszę was sprzątnąć ale to właśnie zrobię. Gdybyś się teraz nie wygadał o naszej umowie może ta krowa mogłaby żyć, ale tak? Wygada wszystko tym glinom.
- Ona o niczym nie wie.
- O proszę, proszę. Teraz jednak twierdzisz, że nic jej nie mówiłeś? No cóż, bardzo mi przykro.
- Czekaj.- Wydawało mi się, że Jacek gruntownie bada sytuację. Wyglądał na nieco zdenerwowanego rozglądając się wokół. Czułam, że nie ma pojęcia co robić. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- Łukasz nic mnie nie obchodzi.- Powiedziałam.
- Co? No nie, teraz ty sądzisz że jestem kretynką? Powinnam was załatwić już za to.
- Mówię prawdę.- Odparłam jej hardo bez mrugnięcia okiem.- Chciałam tylko ciebie widzieć w więzieniu.
- Mnie? A niby dlaczego?- Uśmiechnęłam się twardo.
- Sądzisz że nie wiem iż wiedziałaś gdzie był przetrzymywany mój syn ponad dwa lata temu? Że nie miałaś pojęcia gdzie przebywał? Jeden dzień krócej, tak powiedział mi po jego śmierci lekarz. Jeden dzień krócej przebywania wśród bandy bezwzględnym morderców a Kubuś byłby za mną. Sądzisz, że nie pamiętam tamtej rozmowy gdy siedziałaś w areszcie tymczasowym? O tym jak dzielnie zapewniałaś wszystkich że o niczym nie masz pojęcia? A gdybyś to zrobiła, gdybyś wyznała mi gdzie jest… ale ty wolałaś by umarł. Skazałaś niewinnego dwulatka na śmierć.
- Lepsza śmierć niż życie jakie chciał zafundować mu Kwiatek.
- Jesteś zimną suką.- Warknęłam tracąc opanowanie. Ona mówiła o śmierci mojego ukochanego chłopca tak beznamiętnie jak ja nie byłabym wstanie powiedzieć o zabójstwie zwierzęcia.
- A ty lepszą komediantką niż myślałam. Wczoraj zapewniałaś mnie o miłości do byłego męża a teraz co? Udajesz Greka?
- Chciałam cię sprowokować i jak widać mi się udało. Uwierzyłaś mi a teraz stoisz i celujesz.
- Tak czy inaczej przegrałaś.
- Mylisz się. To ty przegrałaś.- Wtrącił się Jacek wskazując na coś za jej plecami. Ja też spojrzałam w tamtym kierunku, ale niczego nie zauważyłam. Dopiero po chwili zza ruin zaczęły wychodzić niewyraźne sylwetki ubrane na czarno.
Było ich pięciu albo czterech: z tej odległości nie widziałam dokładnie ale ich widok nie napełnił mnie otuchą. Spojrzałam niepewnie na Jacka chcąc się upewnić, że to nasi sprzymierzeńcy ale w jego oczach ujrzałam ulgę. Czy to byli policjanci? Może był wśród nich nawet sam Maciej?
- Ty sukinsynu! Jak śmiałeś tu ich sprowadzić?! Przecież oni chcą go zabić!
- Ty to zaczęłaś.- Odparł Jacek ze wzruszeniem ramion.
- Od początku oto ci chodziło, prawda? Ta lalunia wciąż nie jest zdecydowana kogo woli i chciałeś pozbyć się Łukasza. Kłamałeś układając się ze mną gdy tymczasem współpracujesz z Kwiatkiem! Zapłacisz mi za to!- Karina w złości wypaliła pistolet, ale chybił celu. Mimo to wybuch mnie przestraszył. Odruchowo padłam na ziemię zasłaniając dłońmi brzuch. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam, że piątka mężczyzn już trzymała Karinę. Jacek żwawym krokiem zbliżał się do mnie. Wyraźnie czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale nie zdążył. Jeden z facetów ubranych na czarno zawołał:
- Kto to jest?- Jacek zacisnął zęby i spojrzał na mnie z niepokojem. Jednak gdy odwrócił się do mężczyzny te emocje znikły z jego twarzy. O co tu chodziło? Kim byli ci ludzie? I o czyjej śmierci mówiła Karina?
- Karolina.
- Jaka Karolina?
- Moja. Wystarczy tego przesłuchania. Macie ją. To wszystko?
- Niby tak.- Mężczyzna spojrzał na mnie z góry. Starałam się nie uciekać spojrzeniem choć trochę mnie przerażał.- Nic nie powie?
- A co niby ma powiedzieć?
- No tak. Spadajcie już. A, i dzięki za wiadomość.
- Nie ma sprawy.- Odpowiedział mu Jacek. Potem szybko mnie podniósł.
- Zabierajcie ode mnie te łapska! Puszczajcie mnie! Nie wiecie kim jestem! Mój ojciec was załatwi! Puszczaj mnie skurwielu!- Moich uszu dochodziły wyzwiska Kariny która zawzięcie kopała i biła trzymających ją mężczyzn. Może bym i jej współczuła (domyślałam się, że nie są wcale policjantami) gdybym jej tak nienawidziła. – Łapcie, lepiej ją!- Słysząc to Bończak mocniej chwycił mnie za dłoń. Domyśliłam się, że mówią o mnie jeszcze zanim się odwróciłam choć syknął abym tego nie robiła. Za późno .Ja i tak spojrzałam.
- Ty, to ona!- Krzyknął jeden z groźnie wyglądających facetów.
- Kto? – Spytał inny.
- Żona tego gliniarza, cymbały. Bierzcie ją.

6 komentarzy:

  1. O matko.. Aż słów mi zabrakło. Taka zmiana sytuacji..Jejciu serio się przejęłam i nie wiem jak wytrzymam do następnej części. Aj kiedy Łukasz się odnajdzie, nie wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że Karolinie nic się nie stanie. A Jacek to kawał drania, który myśli tylko o sobie. Jak on mógł dogadywać się z tą Karinką tylko po to żeby zdobyć Karolinę?!! Czekam niecierpliwie na następny rozdział. pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  3. O........., czegos takiego to się nie spodziewałam. A Jacek....brak mi słów, żeby go określić!
    Rozdział zaskakujący, i już czekam na następne części.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. nieee no bez przesady że teraz porwą Karolinę....

    OdpowiedzUsuń
  5. Drogi Nowicjuszu :) Żeby nie było, czytam każdą Twoją część z zapartym tchem i przepraszam, że nie piszę zazwyczaj komentarzy. Co się stało, że zrobiłam wyjątek? Kolejny raz mnie zaskoczyłaś fabuła, w sposób po prostu oszałamiający. Nie wiem czym się zajmujesz, co studiujesz, ale wiem jedno: świetnie piszesz i musisz to wykorzystać! Nie myślałaś kiedys o napisaniu książki,powieści? Wiem, że to trudne przedsięwzięcie, ale myślę, że warto. Z taką wyobraźnią na pewno osiągniesz sukces! Patrycja :)

    Ps umrę z niecierpliwości zanim pojawi się następna cześć... chyba, że napiszesz ją dziś to może jakoś wytrzymam:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komplement.Rzeczywiście, z tą wyobraźnią to masz rację,bo wiele osób z mojego otoczenia mi to mówi. Tyle, że chyba nie uda mi się nic z tym zrobić. Czasami żałuję, że w ogóle zaczęłam piać bo teraz tak mnie to wciągnęło że nie mogę przestać i zamiast zająć się czymś pożytecznym bujam sobie w świecie Karoliny i Łukasza...
      Bo tak naprawdę myśl o pisaniu jako autorka to marzenie ściętej głowy. Może i mam parę pomysłów, ale ani dostatecznego warsztatu, ani możliwości, ani szansy by ktoś mnie zauważył. Dlatego pisanie właśnie tutaj, już nie do szuflady sprawia mi masę radości. A szczególnie czytanie komentarzy takich jak twój, Patrycja oznaczających że moje "wypociny" się komuś podobają.
      PS: Specjalnie dla ciebie zarwałam część nocy by dokończyć następną część. Mam nadzieję, że się spodoba i cię nie zawiodę.
      Pozdrawiam.

      Usuń