Gdy śledczy
odkryli już motyw porwania Łukasza teoretycznie wszystko powinno rozwiązywać
się znacznie szybciej, ale w rzeczywistości wcale tak nie było. Nawet nie przez
fakt, że tak naprawdę nie znano tożsamości jego sprawcy (co z tego, że wiedziano że zrobił to jego biologiczny ojciec jeśli nie znano jego nazwiska
poza tym że zdawano sobie sprawę że był przestępcą). Ponadto powiązano z tą sprawą wydarzenia sprzed
ponad dwóch lat dotyczące porwania Kubusia. I teraz wszystkie elementy
układanki zaczęły do siebie pasować.
To wszystko musiało zacząć się właśnie wtedy: gdy Łukasz
zajmował się sprawą nielegalnych interesów pewnej grupy gangsterów udając
recydywistę o pseudonimie Iros. Bandyci jakimś cudem domyślili się że jest
policjantem, ale odkryli coś jeszcze: to, że Łukasz jest synem jednego z nich.
Nie mógł być to ktoś stojący zbyt nisko w ich hierarchii: inaczej to w ogóle by
się dla nich nie liczyło. Musiał więc być to ktoś ważny: stojący niedaleko
samego szefa. Czy to był sam Bajkowski?
Tę myśl szybko odrzuciłam: Karinka była przecież jego córką a on nie
mógłby spokojnie tolerować faktu że spotyka się ze swoim bratem. Nawet jeśli
nie wiedział o tym od początku, to przecież po wszystkim byłby niesamowicie
wściekły (w końcu wierzył, że jego dzieci ze sobą sypiają) i na nic zdałby się
fakt tożsamości Łukasza. Poza tym, kilka dni później pobrano od niego próbkę
DNA i porównano z DNA Łukasza. Nie było między nimi żadnej zgodności.
Tak więc gdy dowiedziano się, że Łukasz jest policjantem
na pewno wybuchła burza: część osób z pewnością mimo wszystko żądała śmierci
kapusia; inni natomiast zauważyli w tym możliwość okazji. Z pewnością liczyli
na to, że gdy Łukasz dowie się kto jest jego biologicznym ojcem zmieni front.
Ale tak się nie stało: porwano więc jego syna by zmusić Łukasza do współpracy.
Zaczęłam się zastanawiać czy wiedział już wtedy kto jest jego biologicznym
ojcem i to dlatego nie bał się wymiany na Kubusia czy nie. Koniec końców na nic
się to zdało, bo Kuba zmarł- nie było już żadnej karty przetargowej. Poza mną,
jak słusznie zauważył Jacek, więc Łukasz pozbył się i mnie. Potem wyjechał do
Lublina: tak jak i ja nie wierzył w tą bajeczkę opowiedzianą przez Pajęczaka że
porwania dokonali z własnej inicjatywy dla pieniędzy i sam chciał odnaleźć
zleceniodawcę i…swojego ojca.
Do tej pory wszystko rozumiałam, ale nie mogłam pojąć
czemu w takim razie, (jak twierdził Emil) Łukasz wrócił bo chciał spróbować ze mną na
nowo, skoro nadal nie rozwiązał całej sprawy. Przecież potem rozmawiając ze mną
na przystanku autobusowym wyraźnie to zasugerował choć wówczas tego nie
zrozumiałam. Czy więc naprawdę wydawało mu się, że to już koniec? Czy
informacją o kwiatach- astrach- przeraziłam go tak bardzo że zorientował się iż
jednak się mylił? Poczułam gulę w gardle: czy więc pan Włodzimierz Kowalski
słusznie uważał mnie za przyczynę porwania Łukasza? Czy to ja byłam za to
odpowiedzialna? Nie chciałam by to okazało się prawdą.
Dwa dni po rozmowie z panią Mariolą zostałam oficjalnie
przesłuchana w charakterze świadka. Zdziwiłam się, że przyjechał po mnie sam
Maciek (służbowym samochodem), ale gdy dojeżdżając do biura CBŚ zauważyłam
liczne auta i kamery zrozumiałam. Maciek tylnym wejściem wprowadził mnie do
środka.
Tam, czekał już na mnie ojciec Łukasza, a raczej pan
Kowalski razem z innym mężczyzną. To właśnie ten drugi zadawał mi pytania co
trochę mnie cieszyło. Nie chciałam znów pokłócić się z panem Włodzimierzem.
Właściwie to nie wydawało mi się, że moje słowa coś
wniosły: wspomniałam o wszystkim czego dowiedziałam się od Łukasza, o kwiatach
przynoszonych na jego grób, jego ostatnich do mnie słowach. Po wszystkim
spytałam czy coś już wiadomo, ale udzielono mi enigmatycznej odpowiedzi.
Zamiast tego pokazano zdjęcie chudego nastolatka, którego doskonale znałam.
- To ten chłopiec którego widziała pani nad grobem syna?-
Spytał mnie drugi z agentów.
- Tak, ten sam. Znaleźliście go?- Zignorowano moje pytanie.
- Jest pani w stu procentach pewna?
- Tak.- Potwierdziłam godząc się w duchu na to, że
niczego się nie dowiem.
Pół godziny później byłam już wolna. Zdziwiłam się gdy to
mój były teść zaofiarował się odwieźć mnie do domu.
- Nie chcę by fotoreporterzy zrobili ci krzywdę.-
Wyjaśnił swojemu koledze. I choć wypowiedział to nie najmilszym tonem to jednak
doceniałam ten gest.
- Czemu właściwie mnie przesłuchano?- Spytałam kilka
minut później, gdy jechaliśmy już samochodem.- Chodziło o tego chłopaka, tak?
Dociekałam choć mi nie odpowiadał.- Przesłuchaliście go?- Biorąc pod uwagę nasze relacje nie liczyłam na odpowiedź, ale jej udzielił:
- Tak. Potwierdził to co powiedziałaś.
- Powiedział kto go przysłał?
- Nie, ale rozpoznał go na zdjęciu.
- Czy to…czy to ktoś z tych przestępców?
- Tak.- Przymknęłam na chwilę oczy mimowolnie dotykając
dłońmi brzucha. Boże, jaki tupet musiał mieć morderca mojego dziecka by na jego
grobie zostawiać kwiaty. A więc zamordował go jego własny….krewny! Wzdrygnęłam
się mimowolnie. Pan Włodzimierz to spostrzegł.
- Przykro mi.- O dziwo zabrzmiało to szczerze.
- To Aster, prawda?
- Tak.
- Ale to nie jest oj…- Już chciałam powiedzieć: ojciec
Łukasza, ale w sumie nie wiedziałam jak wiele powiedziała mu żona o naszej
rozmowie. Wolałam więc tego nie robić.
- Chciałaś powiedzieć ojciec?- W odpowiedzi na mój
pytający wzrok dodał- Tak, Mariola powiedziała mi, że wyznała ci prawdę.
- Wiem, że to teraz nic nie znaczy, ale przykro mi.-
Roześmiał się cicho.
- Masz rację, nic nie znaczy. Ale może teraz przynajmniej
zrozumiesz jak się z tym wszystkim czułem, jak bardzo chciałem chronić swoją
rodzinę.- Tak, rozumiałam. Nie powiedziałam tego głośno, bo biorąc pod uwagę
nasze relacje wszelkie próby udawania przyjaźni na nic by się zdały. Bo wcale
nimi nie byliśmy: po prostu chwilowo zawiesiliśmy broń. Zamilkłam na moment
zbierając się w sobie by zadać inne nurtujące mnie pytanie:
- Wiadomo już kto jest jego biologicznym ojcem?- Wróciłam do tematu.
- Nie, ale ja uważam że to Tomasz Aster.
- Ale od roku on nie żyje, tak powiedział mi Jacek.
- Tak. Ale jego drugi syn żyje.- No tak, Paweł.
- Sądzi pan że to on mógł to zrobić?
- Ma czystą kartotekę, ale to nic nie znaczy bo Bajkowski
też ją miał. Tacy jak oni wysługują się innymi by sami pozostać bez zarzutu.
Nie powinnaś była z nim rozmawiać.
- Wie pan o tym?
- Jestem policjantem: badam tę sprawę. Współpracujący z
nami wydział w Lublinie przesłuchał Tomasza Astra nic z niego nie wyciągając,
tylko strasząc. Liczyli na to, że skapituluje i coś wyzna, ale spaprali sprawę.
Uciekł.
- Boże, a więc to on porwał Łukasza?
- On coś wie; nie sądzę że maczał w tym bezpośredni udział.Teraz znowu nie mamy żadnego punktu zaczepienia.- W tym ostatnim zdaniu usłyszałam tyle bezsilnej złości, że nie wiedziałam co na to odpowiedzieć.
- On coś wie; nie sądzę że maczał w tym bezpośredni udział.Teraz znowu nie mamy żadnego punktu zaczepienia.- W tym ostatnim zdaniu usłyszałam tyle bezsilnej złości, że nie wiedziałam co na to odpowiedzieć.
- Czy mogę jakoś pomóc?- Spytałam w końcu.
- Ty?- Choć prowadził samochód spojrzał mi prosto w oczy.
Zauważyłam teraz jak bardzo jest udręczony i zbolały. Choć nie był już
młodzieniaszkiem, musiał liczyć sobie co najmniej 65 lat, to mimo wszystko z
powodu wysportowanej sylwetki i bujnej wciąż czuprynie zawsze postrzegałam go
jako kogoś młodszego. Teraz wydawał mi się być pokonanym przez los staruszkiem.
– Tak, możesz jeśli obiecasz że nie będziesz się w to mieszać. Widziałaś
reporterów pod budynkiem CBŚ, słuchałaś telewizji. Sprawa nabiera coraz
większego rozgłosu co z jednej strony jest dla nas na rękę, a z drugiej budzi
niebezpieczeństwo. Nie chcę by coś ci się stało, zwłaszcza w tym stanie gdyby
powiązano cię z nią. Łukasz by mi nigdy nie wybaczył.
- Ale ja nie robię nic niebezpiecznego.
- A wyjazd do Pawła Astra jak nazwiesz?
- On nie był niebezpieczny.
- A czy tobie się wydaje, że przestępca musi nosić gruby
złoty łańcuch na szyi, mieć dużo tatuaży i ubierać się na czarno? Aster może
się tylko w ten sposób kamuflować. Poza tym jadąc tam nie znałaś go wcześniej,
więc nie mogłaś o tym wiedzieć.
- Nie będę tego więcej robić.- Obiecałam, bo uzmysłowiłam
sobie że to ja z Jackiem mogłam spłoszyć Astra. Może gdybyśmy nie ostrzegli go
swoją wizytą odnaleziono by go dużo wcześniej.
- To dobrze. To dziecko…jeśli jest Łukasza to gdyby coś
poszło nie tak…
- Więc wierzy pan, że to jego dziecko?
- Nie wiem już w co mam wierzyć. Wiem tylko, że jestem starym
człowiekiem który skazał swoich najbliższych na piekło. Ale Łukasz cię kocha. Skoro
on ci ufa…ja też powinien.- Pan Włodzimierz zatrzymał się, bo właśnie
dojeżdżaliśmy pod mój blok.- Chyba jesteśmy na miejscu.
- Tak, bardzo dziękuję za podwiezienie. I za to co pan
powiedział.- Pan Kowalski nie odpowiedział. Po chwili ponownie uruchomił silnik
auta.
Minęły kolejne dwa dni. Moje ostatnie oszczędności już
się kończyły, więc przełykając dumę zgodziłam się na propozycję Beri odnośnie
pożyczki. Na razie nie chciałam wracać do domu. Może to głupie, ale będąc w
Warszawie czułam się bliżej Łukasza. Poza tym Emil informował mnie o postępach
w śledztwie na bieżąco. W przeciwnym wypadku z telefonicznej rozmowy wiele bym
wniosła.
W sprawie Łukasza nadal nic nie ustalono: poza faktem
odnalezienia jednego z kolegów Pawła Astra. Był nieźle wystraszony: przyznał że
słyszał coś o jakichś planach porwania Łukasza, ale nie doszły do niego żadne
szczegóły akcji. Zdziwił wszystkich jednak informacją, że porwanie się nie powiodło:
zaklinał się na Boga (choć pewnie dla wszystkich nie miało to żadnej mocy czy
wiary), że to nie są żadne działania odtworzeniowej grupy Bajkowskiego:
sugerował, że Łukasza porwał ktoś inny. Ktoś, kto jak twierdził, ich wyprzedził
nie chcąc śmierci Kowalskiego. Nie wiedziałam czy się z tego cieszyć czy
płakać: na mojego byłego męża zapadł już wyrok. Czy więc gdzieś się ukrywa? I czy robi to sam czy ktoś mu pomaga? Ale
przecież wiedziałby że ma podporę w rodzinie: mógłby zadzwonić, przekazać jakąś
wiadomość że żyje. Nie wiem: cokolwiek. To nie było do niego podobne. Nie w
sytuacji gdy wiedział jak bardzo go kocham.
Ale z drugiej strony…sam Maciej gdy pytałam go o
szczegóły stwierdził, że faktycznie ten znajomy Pawła Astra zbyt szybko wyznał im to co chcieli. Duchnowski uważał nawet, że
został podstawiony.
- No bo zobacz, Karola…nie dziwi cię dlaczego ten cały
Aster nie zabrał go ze sobą? Dlaczego nadal jest na wolności? Wypuściliśmy go
ponad 28 godzin temu a on żyje sobie jak gdyby nigdy nic. Gdyby zdradził
musiałby być choć trochę wystraszony a on? Wciąż go obserwujemy i wygląda wręcz
przeciwnie.
- Więc kłamie?
- Tak sądzę. Wkurza mnie to, że tak naprawdę nic na niego
nie mamy. I ten cały Bajkowski. Śmiał mi się w twarz gdy go przesłuchiwałem
mówiąc, że jego ludzie są dużo lepsi i właściwie sterowanie nimi zza krat jest
dużo przyjemniejsze.
- Powiedz mi jak to w ogóle możliwe? Nie mogę pojąć w
jaki sposób ci przestępcy mogą mieć aż takie wpływy. Przecież wszyscy wiedzą,
że to Bajkowski był szefem Pająka. Że dowodził całą grupą ,a właściwie dostał z
nich najniższy wyrok. I to w dodatku nie za zlecenie porwania Kubusia ze
skutkiem śmiertelnym tylko inne mało znaczące wykroczenia. Nie rozumiem jak przestępcy mogą pozostawać bezkarni.
- Właśnie dlatego: bo brak na to pieprzonych dowodów.
Nawet nie wiesz jak mnie to wkurza. Łukasz był moim przyjacielem. Wiele razy
mnie chronił co mnie irytowało, ale z perspektywy czasu widzę jaki byłem
narwany. A on zawsze miał na mnie oko.- Uśmiechnęłam się choć oczy delikatnie
mi się zaszkliły.- Wiesz, że to ja miałem udawać Irosa? Tłumaczył się moim
młodym wiekiem, bo w papierach było napisane że miał mieć koło 35 lat no i tym
że Karina zwróciła uwagę na niego. Tak naprawdę wiedziałem że uważał mnie za
żółtodzioba. I jeszcze bardziej mnie złościło, bo…- Przestałam słuchać Maćka,
bo nagle jak grom z jasnego nieba coś do mnie dotarło.
„Wyprzedził nas
ktoś kto nie chciał śmierci Łukasza”
„(…) Bo kocham cię
do cholery, słyszysz? Tak jak ta suka nigdy cię nie pokocha.”
Damski głos w głośniku telefonu gdy dzwoniłam do Łukasza
by powiadomić go o ciąży.
- Karina.- Szepnęłam do siebie.
- Słucham?- Mimo mojego cichego głosu Maciek mnie
usłyszał. Wstałam z krzesełka.
- Karina. To ona porwała Łukasza. I to ona go chroni.
Jestem tego pewna. Boże, muszę porozmawiać z panem Kowalskim. Zaprowadź mnie do
niego.
- Poczekaj, uspokój się.
- To ona, rozumiesz? Wiem to. Ona go kochała! Nawet na
rozprawie Pająka śmiała mi się prosto w twarz. I sam Bajkowski mówił że
kontroluje swoją szajkę zza krat, ale to ona to robi. Jestem tego pewna.-
Zauważyłam w oczach Duchnowskiego cień zainteresowania. A więc jednak mi
uwierzył. Albo przynajmniej brał taką możliwość pod uwagę. Kontynuowałam więc
dalej:- Wiecie coś o niej? Przesłuchiwano ją?
- Nie.
- Wiadomo gdzie przybywa?
- Nie, ale…
-…więc szukajcie jej. To ona musiała zlecić komuś to
porwanie.
Maciek, mimo dużej dozy sceptycyzmu posłuchał mojej rady.
Poinformował o tym Gardo oraz innych.
Już następnego dnia Karina Bajkowska została przesłuchana (o czym powiadomiono
mnie po fakcie). Jednak okazało się, że nie miałam racji. Karinka miała
niepodważalne alibi i wyśmiała podejrzenia i zarzuty które jej stawiano. Moja
nienawiść do niej zwielokrotniła się przynajmniej dwukrotnie: zwłaszcza gdy
kilka dni później spotkałam ją w centrum handlowym. Byłam właśnie z Krysią i
jej małą córeczką na zakupach (chciałyśmy wybrać jakiś prezent dla Joasi, która
właśnie urodziła zdrowego chłopca) gdy ją zauważyłam: roześmianą, z komórą w
dłoni. Ona też mnie ujrzała: spojrzała z jawną pogardą i uśmieszkiem na ustach.
Z trudem zmusiłam się by do niej nie podejść, choć znajdowała się w sklepie
naprzeciwko mnie. Znów rzucała mi wyzwanie. Pieprzona suka.
Krysia zauważyła, że coś jest nie tak i cicho spytała
mnie o co chodzi. Ja jednak tylko pokręciłam głową. Niech ta córka przestępcy
uważa mnie za tchórza: ja nie mam zamiaru z nią rozmawiać. Weszłyśmy więc z
przyjaciółką do następnego sklepu. Ta mała podróż miała mnie trochę rozerwać,
ale co to mogło dać? To tak jakby umierającemu chłopcu dać najpyszniejszą
delicję i oczekiwać że zacznie być wesoły i zapomni o chorobie. Owszem, może na
moment mu się to uda ale na jak długo? To tylko zwykłe oszukiwanie się. Tak jak
ja to robiłam.
- Wyglądasz na zmęczoną.- Powiedziała do mnie Krystyna
pół godziny później gdy wybrałyśmy śliczne śpioszki i pluszaka. Usiadłyśmy w
jednej z cukierni zamawiając dużą porcję lodów.
- Tak, teraz szybko mi to przychodzi.
- Nie o to mi chodziło. Jesteś bardzo blada i masz duże
cienie przed oczami. I chyba jeszcze bardziej schudłaś.
- Żartujesz? Przytyłam dwa kilo.- Uśmiechnęłam się
poklepując lekko po wciąż uwypuklającym się brzuchu. Mimo luźnej sukienki która
doskonale ukrywała mój stan, ciąża zaczynała już być widoczna.
- Może i w talii, ale schudłaś na twarzy i ramionach. Nie
możesz tak dłużej. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musisz o siebie zadbać.
Myślałaś nad powrotem do domu?
- Tak, ale chcę jeszcze poczekać. Poza tym czuję się
głupio z myślą ponownego rzucenia się mamie na głowę jak totalna nieudacznica.
- Wiesz, że to nieprawda. I ona też nie będzie tak na to
patrzyła.- Krysia chrząknęła.- A co z Jackiem?
- Bez zmian. Wciąż się nie odzywa.- Odparłam. Jakiś czas
temu wyznałam jej i Beti prawdę o ojcu mojego dziecka. Dzięki temu przynajmniej
lepiej rozumiały moje przerażenie po zaginięciu Łukasza.
- Myślisz, że wrócił do Gdańska?
- Nie mam pojęcia. Nie rozumiem tylko czemu moja odmowa
małżeństwa aż tak go ubodła. Przecież powinien zrozumieć, że nie mogę tego
zrobić. Małżeństwo nie jest żadną zabawą aby w razie potrzeby je zawierać tylko
odpowiedzialną decyzją. Nie mogłabym poślubić go tylko ze względu na dziecko
które na dodatek nie jest jego.
- Ale z tego co opowiadałaś nie musiałaś robić tego w tak
brutalny sposób.
- On też nie był zbyt miły. Obydwoje powiedzieliśmy sobie
trochę za dużo.
- Może ja z nim porozmawiam?
- Nie, to na nic, bo nie ma go w swoim mieszkaniu. Już
próbowałam. A nawet jeśli to…- Urwałam
odruchowo kierując swój wzrok w prawo. Dokładnie tam siedziała Karina. Nie
wytrzymałam. Z dłońmi zwiniętymi w pięści wstałam bez słowa i podeszłam do jej
stolika.
- Czego chcesz?- Syknęłam. Miała czelność udawać, że mnie
nie widzi.- Głucha jesteś?- Wolno spojrzała na mnie niczym na natrętną muchę.
- Witaj Karolino.- Odparła głosem pełnym ironii.-
Chciałaś czegoś?
- Ja? To ty przyszłaś tu specjalnie za mną. Czego chcesz?
- Przyszłam tu za tobą? Jesteś śmieszna. Przyszłam tu bo
miałam ochotę na coś słodkiego.
- Bycie hipokrytką aż tak cię bawi czy robisz to z
przyzwyczajenia?
- Posłuchaj dziewczynko, lepiej mnie nie wkurzaj bo to
może się dla ciebie źle skończyć.
- Bo co? Poprosisz tatusia by mnie załatwił?
- Naoglądałaś się za dużo kryminałów.
- A może porwiesz tak jak Łukasza?- Nie ustawałam.
Zauważyłam, że to ją zezłościło.
- Jesteś tak żałosna że nie mam zamiaru nawet tego
komentować.
- To nie ja latam kilka lat za mężczyzną który mną
pogardza.
- Ty szmato, Łukasz mnie kochał!- Krzyknęła sprawiając że
kilkoro gości będących w cukierni spojrzało w naszą stronę. Łącznie z
zaniepokojoną Krysią trzymającą na kolanach Olę. Ale dzięki temu wybuchowi
potwierdziłam chociaż to jedno: nadal kochała mojego byłego męża.
- Proszę proszę. A więc nadal go kochasz.
- Ty nasłałaś na mnie policję, co? I przez twoje chore
przypuszczenia mnie przesłuchiwano.
- Wcale nie są chore.
- Doprawdy? A ja myślę, że tak. Łukasz cię zostawił i nie
odbiera telefonów a ty uważasz że ktoś go porwał. Może po prostu nie ma ochoty
na kontakt?
- Nie upraszaj sprawy. Doskonale wiesz, że został
porwany. A ja pamiętam damski głos gdy do niego dzwnoiłam ponad miesiąc temu. To
byłaś ty.
- Jezu, naprawdę pomieszało ci się w głowie.
- Myślisz, że jesteś taka sprytna, ale to nieprawda.
Dopilnuje żeby sprawiedliwości stała się zadość. Tym razem wylądujesz za
kratami.
- Federalni nie mają na mnie żadnych dowodów.
- Więc im ich dostarczę. Choćby miała to być ostatnia
rzecz której dokonam odnajdę Łukasza i wsadzę cię do pudła. A potem będziemy
razem szczęśliwi, a wiesz dlaczego? Bo machlojki twojego tatusia na nic się
zdały. Łukasz wrócił do stolicy po mnie. I to właśnie mnie kocha tak jak ciebie
nienawidzi.- Zauważyłam, że moje słowa wywarły na niej spore wrażenie. Szerzej
otworzyła oczy i z trudem przełknęła ślinę patrząc na…bój brzuch. A więc to
dlatego. Nic nie powiedziałam tylko spojrzałam na nią z tą samą pogardą jaką
ona początkowo patrzyła na mnie. Miałam nadzieję, że wyczyta prawdę w moich oczach
i zrozumie, że to Łukasz jest ojcem mojego przyszłego dziecka.
- W takim razie powodzenia.- Odpowiedziała mi jeszcze po
czym zostawiając na stoliku 100 zł wyszła z cukierni.
Gdy zostałam sama czułam, że tym razem to ja wygrałam tę
potyczkę. Tyle, że nic to przecież nie dało. Wspominając wyraz twarzy i wzrok
Kariny zaczęłam wątpić w swoje podejrzenia. Wcale nie musiałam mieć przecież
racji. Może naprawdę nie miała nic wspólnego z porwaniem Łukasza? Może znowu
nadinterpretowałam fakty? Przecież wcale nie rozpoznałam jej głosu. Owszem,
miałam pewność że należy do kobiety ale równie dobrze mogła to być jakaś staruszka jak i osiemnastoletnia
dziewczyna. Nie była nią Karina Bajkowska jak sama jej sugerowałam.
Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu znalazłam w swoim telefonie dziwną wiadomość:
„Musimy się
spotkać. Mam ważne informacje dotyczące porwania Łukasza. Makowiecka 45 przed
rondem Milewicza dokładnie o dwunastej w południe. Tylko się nie spóźnij.”
Adresatem był Jacek.
Byłam skonsternowana. Nie tylko dlatego, że po ponad
tygodniu raczył się do mnie odezwać po tym jak przestał odbierać telefon i nie
było go w mieszkaniu (lub udawał nieobecnego) gdy ja chciałam to zrobić. I
również nie dlatego, że sama w sobie była dziwna oraz miejscem spotkania były obrzeża
Warszawy. Gdybym chciała tam dotrzeć musiałabym wyruszyć już za pół godziny.
Wykręciłam numer do Bończaka w nadziei, że wyjaśni mi o
co chodzi z tą całą tajemniczością i spotkaniem. Ale i tym razem nie odbierał.
Przygryzłam wargę zastanawiając się co mam zrobić. Stchórzyć czy iść?
Ciekawość zwyciężyła. Jadąc komunikacją miejską, doszłam
do wniosku że najwyraźniej źle osądziłam Jacka. Gdy ja sądziłam że nadal gniewa
się na mnie za to co powiedziałam mu podczas naszej ostatniej rozmowy on
zajmował się odnalezieniem Łukasza. Znów poczułam wobec niego wyrzuty sumienia.
Naprawdę mnie kochał i robił wszystko bym mogła znów być szczęśliwa: chciał
wziąć ze mną ślub a nawet uznać nieswoje dziecko. Czemu wcześniej odebrałam
jego propozycję jako zdradę? Przecież to był nieopisany objaw altruizmu!
Do miejsca w którym mogłam dojechałam autobusem. Potem
musiałam zamówić już taksówkę. Z żalem pozbywałam się dwudziestu złotych, ale
wiadomość dotycząca odnalezienia Łukasza była bezcenna. W końcu gdyby to nie
było nic ważnego Jacek by mnie nie kłopotał. Jeszcze raz próbowałam się z nim
skontaktować w taksówce, ale i tym razem komórka milczała. Dopiero gdy
wysiadłam, a kierowca zaczął odjeżdżać poczułam niepokój.
Byłam sama, wydawać by się mogło w szczerym polu.
Niedaleko mnie stał opuszczony magazyn kolejowy (żaden pociąg nie używał też
tej niezmodernizowanej linii znajdującej się obok niego) i ruiny jakiegoś
budynku. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach przypomniałam sobie skąd je znam.
To właśnie tutaj porywacze przetrzymywali Kubusia.
Nie byłam w tym miejscu od tamtego czasu a i wtedy tylko
raz. Chciałam na własne oczy zobaczyć w jakich warunkach przetrzymywali mojego
ukochanego chłopczyka: jak musiał marznąć w nocy, jak bardzo się bać odgłosów
dochodzących z pobliskiego lasu. Patrzyłam w tamtą stronę starając się zwalczyć
odruch bólu i cierpienia; w myślach powtarzałam sobie że teraz Kuba nie cierpi
i tam gdzie jest jest z pewnością szczęśliwy. Tak jak zawsze chciałam mu to
zapewnić.
Jeszcze raz zadzwoniłam do Jacka: dochodziło już dziesięć
po dwunastej. Nie mogąc ustać na miejscu zaczęłam spacerować. Choć od mojej
ostatniej wizyty tutaj minęły dwa lata zdawało mi się, że nawet układ większych
płyt i głazów pozostał taki sam a każdy najmniejszy kamyczek leży dokładnie w
tym samym miejscu. Spacerując po tych ruinach zaczęłam zastanawiać się dlaczego
jeszcze nic z nimi nie zrobili: dlaczego w takim miejscu nie wybudowano czegoś
innego by zatrzeć złe wrażenie. To miejsce napawało mnie niepokojem.
- Karolina?- Słysząc dźwięk czyjegoś głosu aż
podskoczyłam. Dopiero widząc niedaleko siebie twarz Jacka odetchnęłam z ulgą.
- Witaj. Dobrze, że już jesteś. Już myślałam że się nie
zjawisz.
- Pomyślałem to samo gdy dotarłem na miejsce i nie
zauważyłem tu ciebie. Co się stało że zadzwoniłaś?
- Ja?- Zdziwiłam się.- To ty wysłałeś mi tę wiadomość o
spotkaniu.
- Jaką wiadomość?- Zdziwiona wyjęłam komórkę i mu ją
pokazałam. Czytając ją zaklął szpetnie.- Wycięła nam niezły numer. Lepiej stąd
spadajmy.- Nie zdążyłam nawet zapytać o kogo mu chodzi, gdy pociągnął mnie dość
gwałtownie w swoją stronę. Potem wyjął umieszczony za paskiem spodni rewolwer.
- Jacek, co to ma znaczyć?- Spytałam przestraszona gdy
usłyszałam dźwięk odbezpieczanego pistoletu.
- Nie tak prędko, ptaszki.- Słysząc damski głos i widząc
jego właścicielkę z wycelowaną w siebie bronią zrozumiałam, że dźwięk który
przed chwilą słyszałam nie pochodził z rewolweru Bończaka. Spojrzałam na niego
widząc jak szybko wcelowuje broń w Karinę Bajkowską a zaraz potem…z uśmiechem
na twarzy ją opuszcza.
- Uf, ale mnie przestraszyłaś.- Roześmiał się krótko.
Wyglądało na to jakby celująca w niego Karinka nie stanowiła żadnego
zaskoczenia i zagrożenia. Co było grane? Z konsternacji nie zapytałam o to.
- Więc zaraz mogę to zrobić.
- Gdy Karolina pokazała mi tę wiadomość myślałem, że to
ktoś z gangu twojego ojca.- Jacek zachowywał się tak jakby rozmawiał z
przyjaciółką a nie z córką kryminalisty która z mordem w oczach celuje do nas z
pistoletu. Delikatnie pociągnęłam go za przedramię. Udał, że tego nie poczuł.
- Nie, była ode mnie.
- Po co ją wysłałaś?
- Nie domyślasz się?- Podniosła pistolet wyżej celując
nie w klatkę piersiową Jacka, ale jego głowę.
- Wow, jestem pod wrażeniem. Gdybyś popracowała jeszcze
nad tą surową miną prawie uwierzyłbym, że chcesz mnie zabić.
- Wcale nie żartuję, idioto. Gdy cię zastrzelę nie będzie
ci do śmiechu.
- A niby czemu miałabyś to robić?
- Hm, niech pomyślmy.- Udała, że się zastanawia drapiąc
się po brodzie. Drugą dłonią nadal jednak trzymała rewolwer.- Może za
niedotrzymanie umowy?
- Przecież wszystko idzie zgodnie z planem.
- Tak? Więc czemu twoja dziunia nasyła na mnie gliny?
Miałeś ją przekonać że Łukasz nie żyje!
- Karina, tylko z powodu takiego głupstwa…
-…głupstwa skurwielu?! Gliny na karku nazywasz głupstwem?
Miałam w piwnicy 50 kg najlepszego towaru gotowego do wysyłki. Wiesz co by się
stało gdyby mnie z nim nakryli?!
- Trzeba było być ostrożniejszą. To jasne że mogli cię
przesłuchać w związku z porwaniem Kowalskiego.
- Kpisz sobie?- Warknęła. W końcu obudziłam się z transu
i odsunęłam od Jacka.
- Co to wszystko ma znaczyć?- Spytałam.
- Potem ci wyjaśnię. Nic nie mów.
- Jacek…
- Nadal nie ma o niczym pojęcia co?
- Karina, stul dziób.
- No co, może w takim razie ja powiem jej prawdę co?
- Karina, nie tak się umawialiśmy.
- I ty masz czelność mi to mówić? Ty, który mnie okłamałeś?
Powiedziałeś, że nic go z nią nie łączy!
- Bo nie łączy.
- Nie? Więc czemu wtrąca się w poszukiwania? Czemu
napuściła na mnie wszystkich? Kwiatek zaczął się mną interesować. Śledził mnie.
- I dlatego bawisz się tu z nami wymachując pistoletem?
- Nie rób ze mnie idiotki! Doskonale wiem czyjego bachora
nosi pod sercem ta niby „twoja kobieta”
- Oczywiście, że moje.- Już miałam odruchowo
zaprotestować gdy zorientowałam się, że najwyraźniej Jacek gra przed Kariną. Z
ich rozmowy wywnioskowałam, że mieli wcześniej jakiś niby układ, ale
najwyraźniej Jacek tylko udawał by odnaleźć Łukasza. Postanowiłam więc niczego
nie popsuć i się wcale nie odzywać dopóki nie poznam wszystkich reguł tej gry.
- Kłamiesz. Ta cizia wyznała mi wczoraj, że jest Łukasza.
- Nie zrobiłam tego.- Wtrąciłam się czując, że tak
trzeba.
- Ale też nie zaprzeczyłaś. A ja nie mam zamiaru
ryzykować.- Tym razem pistolet z Bończaka przemieścił się na mnie.
- Karina, opanuj się. Nie tak się umawialiśmy.
- Ja miałam mieć Łukasza, a ty Karolinkę. Ale zmieniłam
zasady gry.- Bajkowska rozszerzyła nogi stając bardziej pewnie. Wyglądała tak
bezwzględnie że aż się jej przestraszyłam. Ona nie kłamała: siedziała w
gangsterskim świecie nie od roku ale przez całe życie. Nasiąkła nim jak gąbka.
W tej chwili dotarło do mnie, że to nie jest żaden film czy żart; to wszystko
działo się naprawdę. A ja przede wszystkim musiałam chronić swoje dziecko.
Postąpiłam bezmyślnie przyjeżdżając tutaj, ale więcej tego nie zrobię. Wstąpił
we mnie duch walki.
- Ja też mogę to zrobić.- Tym razem z twarzy Jacka znikło
rozbawienie. Jego głos zabrzmiał twardo i bezwzględnie gdy wymownym ruchem
dotknął wierzchem dłoni schowanego wcześniej pistoletu.
- Jest was dwoje: sądzisz że nie zdążę cię zastrzelić?
- Ja zrobię to pierwszy.
- Przekonamy się? Albo wiesz co: podbijam stawkę możesz
mnie zabić a ja zabije ją i bachora. Ty będziesz żywy. To co? Idziesz na ten
układ?
- Jesteś stuknięta tak jak podejrzewałem. Już ci nie
zależy na Łukaszu?
- I tak nie będę go miała. I to przez ciebie.
- Jesteś zdenerwowana i zachowujesz się irracjonalnie.
Chcesz mieć dwa trupy na sumieniu? Sądzisz że nie powiążą ich z tobą?
Zostawiłaś za sobą masę dowodów: począwszy od wiadomości na komórce Karoliny i
mojej a skończywszy na taksówce którą zamówiłem i ona pewnie też. Myślisz, że
nikt nie domyśli się że zostaliśmy tu ściągnięci?
- Ale nie przeze mnie. Będę miała alibi.- Potrząsnęła
głową.- Przykro mi, że muszę was sprzątnąć ale to właśnie zrobię. Gdybyś się
teraz nie wygadał o naszej umowie może ta krowa mogłaby żyć, ale tak? Wygada
wszystko tym glinom.
- Ona o niczym nie wie.
- O proszę, proszę. Teraz jednak twierdzisz, że nic jej
nie mówiłeś? No cóż, bardzo mi przykro.
- Czekaj.- Wydawało mi się, że Jacek gruntownie bada
sytuację. Wyglądał na nieco zdenerwowanego rozglądając się wokół. Czułam, że
nie ma pojęcia co robić. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
- Łukasz nic mnie nie obchodzi.- Powiedziałam.
- Co? No nie, teraz ty sądzisz że jestem kretynką?
Powinnam was załatwić już za to.
- Mówię prawdę.- Odparłam jej hardo bez mrugnięcia
okiem.- Chciałam tylko ciebie widzieć w więzieniu.
- Mnie? A niby dlaczego?- Uśmiechnęłam się twardo.
- Sądzisz że nie wiem iż wiedziałaś gdzie był
przetrzymywany mój syn ponad dwa lata temu? Że nie miałaś pojęcia gdzie przebywał?
Jeden dzień krócej, tak powiedział mi po jego śmierci lekarz. Jeden dzień
krócej przebywania wśród bandy bezwzględnym morderców a Kubuś byłby za mną.
Sądzisz, że nie pamiętam tamtej rozmowy gdy siedziałaś w areszcie tymczasowym?
O tym jak dzielnie zapewniałaś wszystkich że o niczym nie masz pojęcia? A
gdybyś to zrobiła, gdybyś wyznała mi gdzie jest… ale ty wolałaś by umarł.
Skazałaś niewinnego dwulatka na śmierć.
- Lepsza śmierć niż życie jakie chciał zafundować mu
Kwiatek.
- Jesteś zimną suką.- Warknęłam tracąc opanowanie. Ona
mówiła o śmierci mojego ukochanego chłopca tak beznamiętnie jak ja nie byłabym
wstanie powiedzieć o zabójstwie zwierzęcia.
- A ty lepszą komediantką niż myślałam. Wczoraj zapewniałaś mnie o miłości do byłego męża a teraz co? Udajesz Greka?
- Chciałam cię sprowokować i jak widać mi się udało. Uwierzyłaś
mi a teraz stoisz i celujesz.
- Tak czy inaczej przegrałaś.
- Mylisz się. To ty przegrałaś.- Wtrącił się Jacek
wskazując na coś za jej plecami. Ja też spojrzałam w tamtym kierunku, ale
niczego nie zauważyłam. Dopiero po chwili zza ruin zaczęły wychodzić niewyraźne
sylwetki ubrane na czarno.
Było ich pięciu albo czterech: z tej odległości nie
widziałam dokładnie ale ich widok nie napełnił mnie otuchą. Spojrzałam
niepewnie na Jacka chcąc się upewnić, że to nasi sprzymierzeńcy ale w jego
oczach ujrzałam ulgę. Czy to byli policjanci? Może był wśród nich nawet sam Maciej?
- Ty sukinsynu! Jak śmiałeś tu ich sprowadzić?! Przecież
oni chcą go zabić!
- Ty to zaczęłaś.- Odparł Jacek ze wzruszeniem ramion.
- Od początku oto ci chodziło, prawda? Ta lalunia wciąż
nie jest zdecydowana kogo woli i chciałeś pozbyć się Łukasza. Kłamałeś
układając się ze mną gdy tymczasem współpracujesz z Kwiatkiem! Zapłacisz mi za
to!- Karina w złości wypaliła pistolet, ale chybił celu. Mimo to wybuch mnie
przestraszył. Odruchowo padłam na ziemię zasłaniając dłońmi brzuch. Gdy
otworzyłam oczy zauważyłam, że piątka mężczyzn już trzymała Karinę. Jacek żwawym
krokiem zbliżał się do mnie. Wyraźnie czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale
nie zdążył. Jeden z facetów ubranych na czarno zawołał:
- Kto to jest?- Jacek zacisnął zęby i spojrzał na mnie z niepokojem.
Jednak gdy odwrócił się do mężczyzny te emocje znikły z jego twarzy. O co tu
chodziło? Kim byli ci ludzie? I o czyjej śmierci mówiła Karina?
- Karolina.
- Jaka Karolina?
- Moja. Wystarczy tego przesłuchania. Macie ją. To
wszystko?
- Niby tak.- Mężczyzna spojrzał na mnie z góry. Starałam
się nie uciekać spojrzeniem choć trochę mnie przerażał.- Nic nie powie?
- A co niby ma powiedzieć?
- No tak. Spadajcie już. A, i dzięki za wiadomość.
- Nie ma sprawy.- Odpowiedział mu Jacek. Potem szybko
mnie podniósł.
- Zabierajcie ode mnie te łapska! Puszczajcie mnie! Nie
wiecie kim jestem! Mój ojciec was załatwi! Puszczaj mnie skurwielu!- Moich uszu
dochodziły wyzwiska Kariny która zawzięcie kopała i biła trzymających ją
mężczyzn. Może bym i jej współczuła (domyślałam się, że nie są wcale
policjantami) gdybym jej tak nienawidziła. – Łapcie, lepiej ją!- Słysząc to
Bończak mocniej chwycił mnie za dłoń. Domyśliłam się, że mówią o mnie jeszcze
zanim się odwróciłam choć syknął abym tego nie robiła. Za późno .Ja i tak
spojrzałam.
- Ty, to ona!- Krzyknął jeden z groźnie wyglądających
facetów.
- Kto? – Spytał inny.
- Żona tego gliniarza, cymbały. Bierzcie ją.
O matko.. Aż słów mi zabrakło. Taka zmiana sytuacji..Jejciu serio się przejęłam i nie wiem jak wytrzymam do następnej części. Aj kiedy Łukasz się odnajdzie, nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuńNo takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że Karolinie nic się nie stanie. A Jacek to kawał drania, który myśli tylko o sobie. Jak on mógł dogadywać się z tą Karinką tylko po to żeby zdobyć Karolinę?!! Czekam niecierpliwie na następny rozdział. pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńO........., czegos takiego to się nie spodziewałam. A Jacek....brak mi słów, żeby go określić!
OdpowiedzUsuńRozdział zaskakujący, i już czekam na następne części.
Pozdrawiam
Ania
nieee no bez przesady że teraz porwą Karolinę....
OdpowiedzUsuńDrogi Nowicjuszu :) Żeby nie było, czytam każdą Twoją część z zapartym tchem i przepraszam, że nie piszę zazwyczaj komentarzy. Co się stało, że zrobiłam wyjątek? Kolejny raz mnie zaskoczyłaś fabuła, w sposób po prostu oszałamiający. Nie wiem czym się zajmujesz, co studiujesz, ale wiem jedno: świetnie piszesz i musisz to wykorzystać! Nie myślałaś kiedys o napisaniu książki,powieści? Wiem, że to trudne przedsięwzięcie, ale myślę, że warto. Z taką wyobraźnią na pewno osiągniesz sukces! Patrycja :)
OdpowiedzUsuńPs umrę z niecierpliwości zanim pojawi się następna cześć... chyba, że napiszesz ją dziś to może jakoś wytrzymam:D
Bardzo dziękuję za ten komplement.Rzeczywiście, z tą wyobraźnią to masz rację,bo wiele osób z mojego otoczenia mi to mówi. Tyle, że chyba nie uda mi się nic z tym zrobić. Czasami żałuję, że w ogóle zaczęłam piać bo teraz tak mnie to wciągnęło że nie mogę przestać i zamiast zająć się czymś pożytecznym bujam sobie w świecie Karoliny i Łukasza...
UsuńBo tak naprawdę myśl o pisaniu jako autorka to marzenie ściętej głowy. Może i mam parę pomysłów, ale ani dostatecznego warsztatu, ani możliwości, ani szansy by ktoś mnie zauważył. Dlatego pisanie właśnie tutaj, już nie do szuflady sprawia mi masę radości. A szczególnie czytanie komentarzy takich jak twój, Patrycja oznaczających że moje "wypociny" się komuś podobają.
PS: Specjalnie dla ciebie zarwałam część nocy by dokończyć następną część. Mam nadzieję, że się spodoba i cię nie zawiodę.
Pozdrawiam.