We
wtorkowy poranek w biurze Justyny panował prawdziwy chaos. Słowa Grzegorza,
choć mało konkretne dały jej do myślenia: zaleciła spotkanie z dyrektorem
finansowym, do praw jakości oraz marketingowcem do spraw reklamy. Chciała się
dowiedzieć gdzie jej ojciec mógł podłożyć jej bubel. I przede wszystkim
dlaczego. Miał nadzieję, że gdy okaże się iż jest niewystarczająco kompetentna
sama zrezygnuje a on przejmie fotel prezesa z powrotem?
To
dlatego już po koło szesnastej była wykończona, a miała jeszcze zaplanowane
jedno spotkanie. Z informatorem. Pijąc kolejną kawę usiłowała przejrzeć kolejne
sterty raportów. Co prawda Małgorzata obiecała, że zrobi to jutro z rana, ale
Justyna nie mogła czekać. Przecież ojciec nie powie jej co planuje. A jeśli ona
nie odkryje tego na czas naprawdę poniesie porażkę.
Za
dziesięć piąta przerwała pracę czując burczenie w brzuchu. Była bardzo głodna.
Zeszła więc do bufetu: tam spotkała małą Lilkę z mamą. Wiedziała już, że nie
zdąży na nic porządnego, więc porozmawiała chwilę w drodze zajadając się pączkiem.
Nie narzekała jednak, bo dzięki uśmiechu małej od razu poprawił jej się humor i
zapomniała o zmęczeniu.
Już w
korytarzu do swojego biura natknęła się na Grześka. Uśmiechnęła się do niego.
-
Przepraszam cię za spóźnienie, ale to wina twojej małej psotnicy. Zatrzymała
mnie na dole.
- Nie
szkodzi. Proszę, to dokumenty o które mnie prosiłaś.
-
Dzięki.- Wzięła je do ręki stosik kartek. Dopiero potem przypomniała sobie o
właśnie zjedzonym pączku.- Kurczę, wszystko uświniłam lukrem. Trzeba było nie
jeść tego pączka. Ale w każdym bądź razie dziękuję ci za tą listę. Nazwiska
zaufanym i mniej zaufanych osób mi się przydadzą.
-
Posłuchaj, on już tu jest.
- Kto?
-
Mężczyzna z którym chciałaś się spotkać. W sprawie informacji.
-
Super. Dasz mi jeszcze chwilkę? Wstąpię tylko do łazienki umyć ręce.
- Ale
on czeka.
- Więc
przeproś go ode mnie. Powiedz, że nie
chciałam się z nim witać lepkimi rękoma.- Roześmiała się.
- Ale
on czeka…tutaj.
-
Tutaj?- Powtórzyła zdezorientowana dziwnym zachowaniem przyjaciela.
- W
twoim biurze.- Justyna przestała się uśmiechać. Dlaczego Grzesiek bez
pozwolenia zdobył się na samowolne przyjęcie gościa? Naturalnie pozwoliłaby mu
to zrobić, ale…Właśnie, coś było nie tak, czuła to. Pełna złych przeczuć
zrobiła jeszcze kilka kroków w stronę otwartego biura. I zobaczyła tam kogoś
kogo nigdy nie miała zamiaru spotkać.
- Witaj
Justyno. Kopę lat, co?
***
Daniel
sam nie wiedział dlaczego na sam jej widok poczuł suchość w gardle. Boże, to
była ona: ta sama naiwna Justyna. Ta niewinna dziewczyna która stale paplała za
dużo i wciąż się uśmiechała. Na jego twarz sam wypłynął uśmiech gdy słyszał jej
rozmowę z przyjacielem.
Kurczę, uświniłam wszystko lukrem.
Przepraszam za spóźnienie, ale to wina twojej małej
psotnicy.
Nie
rozumiał tego uczucia ulgi gdy zorientował się, że znów jest szczęśliwa a w jej
głosie brzmi radość. Może jakaś jego egoistyczna część była z tego powodu
delikatnie rozczarowana: w końcu dawniej obiecywała mu miłość do końca świata;
ale ta druga, bardziej racjonalna mówiła że przecież minęły już prawie 3 lata
od ich rozstania. Więc to logiczne że nie zalewa się łzami. No i powiedział, że
dla niego zawsze była nikim. To może zabić nawet największą miłość. I jeszcze
to co powiedziała o pączku…przecież ona nigdy nie jadła nawet czegoś smażonego,
a co dopiero zatopionego w pełnym tłuszczu. Ale z drugiej strony to by
wyjaśniało jej pełną sylwetkę. Bo już nie była tak anorektycznie chuda jak
dawniej. O dziwo jednak z dodatkowymi kilogramami wyglądała znacznie lepiej i
zdrowiej. No i seksowniej..
- Co ty
tu robisz?!- Spytała tak oschłym tonem jakiego nigdy u niej nie słyszał.
Zmrużyła przy tym oczy a z twarzy znikł wszelki uśmiech. Wydawała się być
całkiem bez wyrazu. I wtedy Daniel zrozumiał, że Grzesiek najwyraźniej go
oszukał: ona nie miała pojęcia że to właśnie z nim miała się spotkać.
- Chyba
zaszło drobne nieporozumienie.- Odezwał się więc.
- Z
pewnością.- Prychnęła.- Jak tu wszedłeś? Ochrona od dawna ma zakaz wpuszczania
ciebie i twojego wuja na teren Roxila.
- Ja go
wpuściłem.- Odpowiedział jej Grzegorz.
- Ty?-
Jej twarz nie straciła nic ze swojej zaciętości gdy patrzyła na Malinowskiego.
Wyrzykowski nie mógł się napatrzeć na tę zmianę. Zupełnie jakby miała dwie
twarze: jeszcze przed przekroczeniem progu gabinetu jej głos był wdzięczny,
pełen śmiechu i rozbawienia; tutaj na jego widok stał się chłodny i oschły. A
więc jednak ich rozstanie odcisnęło na niej piętno: a może zachowywała się tak
tylko w jego obecności? Przestał się nad tym zastanawiać gdy Justyna podeszła
do biurka i wzięła do ręki słuchawkę. Domyślał się, że chce wezwać ochronę i
rzeczywiście zaraz zaczęła to robić. Nie mogłaby przecież sobie odmówić tej
drobnej zemsty.
- To
nie będzie konieczne.- Powiedział szybko podchodząc w jej stronę i odkładając
jej słuchawkę z ręki. Była tym tak zszokowana, że przez moment wpatrywała się w
niego bez słowa.
-
Jak…jak śmiałeś?- Zaperzyła się. Z trudem powstrzymał się przed wybuchem
śmiechu. Nigdy by nie pomyślał, że pełna złości może wyglądać jednocześnie tak
zabawnie i ładnie.
-
Spokojnie, usiądźmy wszyscy.- Starał się załagodzić sytuację Malinowski.
Porozmawiamy i wyjaśnimy sobie wszy…
- …o
nie, dziękuję bardzo. Już zrozumiałam. To on był twoim informatorem tak? I to
dlatego nie chciałeś mi podać jego nazwiska? No cóż, teraz to niepotrzebne. Nie
mam zamiaru go słuchać.
-
Justyna, uspokój się. Ja też nie pałam do niego miłością, ale przynajmniej
powinniśmy go wysłuchać.
- Ja nie
mam zamiaru. Wynoś się.- To ostatnie dodała do Wyrzykowskiego.
- Ok.
Chcę tylko żebyś wiedziała, że chciałem tylko pomóc a nie cię zdenerwować. To
dlatego spotkałem się najpierw z Grześkiem.
- To ci
się nie udało. Do widzenia.
-
Justyna, bądź że rozsądna. – Znów wtrącił się Grzesiek.
-
Jestem, bo nie zamierzam wierzyć w żadne słowo tego człowieka. Już raz
uwierzyłam i jak na tym wyszłam? Jak Zabłocki na mydle.
- Więc
tylko to sprawdź. Zbadaj czy mój wuj układał się z twoim ojcem.- Nie
odpowiedziała na jego słowa, więc Danielowi nie pozostało nic innego jak wyjść.
Chciał jeszcze coś dodać: że przeprasza ją za wszystko, że żałuje iż ją
skrzywdził. Tyle, że jakie to miało znaczenie po tak długim czasie? Jedno małe
słówko nie załatwi całej sprawy.
- A
więc do widzenia.
-
Żegnaj.- Odpowiedziała lodowato. Roześmiał się w duchu. A więc i tu musiała
mieć ostatnie słowo.
Gdy
Justyna została sama z Grześkiem przez kilka dobrych minut nie odzywali się do
siebie. Potem Malinowski zaczął ją przepraszać. Karczewska nie chciała słuchać
jego wyjaśnień: poczuła się zdradzona i oszukana choć nie dawała tego po sobie
poznać. Ufała Grzegorzowi jak nikomu innemu i znów okazało się, że nie miała
racji.
Nie umie odróżnić przyjaciół od wrogów…
Dość,
nakazała sobie. Daniel wcale nie miał racji. Już się tego nauczyła. A Grzesiek
mimo wszystko chciał dobrze. Tylko nie rozumiała, że mógł uwierzyć w słowa
Daniela wykazując się taką samą naiwnością jak ona kiedyś. I nie omieszkała mu
tego przypomnieć.
-
Justyna nie rozumiesz, że on nie miał żadnych ukrytych motywów? Kiedyś był
gnidą: owszem. Nie pomyślałaś więc że tym gestem chciał się zrehabilitować?
- Nie.
Najwyraźniej znów ma swój ukryty plan. Tacy jak on nie postępują
bezinteresownie.
- Może.
Ale nie zaszkodzi nam to sprawdzić, prawda?- Zawahała się. Na samą myśl o tym,
że Daniel Wyrzykowski może osiągnąć swój cel coś ścisnęło ją w środku.
Przypomniała sobie nagranie jego rozmowy z ojcem które dała jej Małgorzata. Już
wcześniej się z nim układał, więc może robi to i teraz?- Justyna?
-
Dobrze, sprawdzę to. Ale jeśli okaże się to być stratą czasu będziesz miał ze
mną do czynienia.
-
Super.- Widać było, że Grzesiek się uspokoił.- Choć dla ciebie wolałbym by tak
się stało.- Uśmiechnęła się do niego łapiąc jego dłoń i zamykając w swojej. Tak,
Grzesiek był jej przyjacielem i chciał jej dobra. Nawet jeśli padł ofiarą
Wyrzykowskiego. Dlatego gdy została sama wykonała kilka niezbędnych dyspozycji
i kroków w celu zbadania sprawy.
***
- Tak
jak sądziłaś: nic. Żadnych śladów na to że twój ojciec kontaktował się z
Jarosławem Wyrzykowskim.- Powiedziała Małgorzata Jastrzębska wchodząc do
gabinetu Justyny dwa dni po feralnym spotkaniu z Danielem.
- A
więc mój ukochany były narzeczony…- Zaczęła ironicznie-…znów mnie podszedł. A
ja złapałam się na jego haczyk.
- Może
rzeczywiście jego intencje nie były złe. Może wuj odwiedził go w pracy i
zasugerował coś takiego po to by go zmylić.
- Niby
czemu miałby to robić? Przecież grają w jednej drużynie.
- Otóż
nie.- Zaprzeczyła Jastrzębska.- Zgodnie z twoim poleceniem wynajęłam detektywa
by zorientował się co Daniel robił przez ostatnie trzy lata.- Justyna pochyliła
głowę nad papierami usiłując sprawiać wrażenie, że to jej nic nie obchodzi.
- I? Co
ciekawego odkrył? Kogo przez ostatnie lata udało mu się oszukać?
-
Nikogo. Wygląda na to, że nasz Danielek skończył z uwodzeniem.
-
Bzdura. Najwyraźniej dobrze się z tym kryje.
- Nie
sądzę. Po tym jak prawie 3 lata temu dowiedziałaś się prawdy spłacił swoje
wszystkie długi i sprzedał mieszkanie. Wyprowadził się też od wuja i z tego co
udało się ustalić detektywowi usamodzielnił się. Znalazł nową pracę.
-
Ciekawe gdzie? W domu publicznym?
- Nie,
w sklepie z elektroniką: choć głównie z komputerami i akcesoriami
komputerowymi. Justyna, czy ty nadal coś do niego czujesz?
- Słucham?
Jak mogłaś zadać w ogóle takie pytanie?
- Też
wydaje mi się to niemożliwe, ale twoja złość…ona jest trochę za duża nie
sądzisz? Może gdzieś tam jeszcze w swojej podświadomości nadal masz do niego
żal.
-
Wydaje ci się, że powinnam więc się z nim zaprzyjaźnić? Z człowiekiem który
kpił z moich uczuć, który próbował ograbić mnie z majątku? Według ciebie unoszę
się niepotrzebnie?
-
Oczywiście, że nie. Po prostu minęły już 3 lata.
- i co
z tego? Nawet po 30 na samą myśl o nim będę reagować tak samo. Poza tym kocham
już Piotrka. A jego…Daniela tak naprawdę nigdy nie znałam, więc nigdy też nie
kochałam. To wszystko.
-
Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować.
- Nie
zdenerwowałaś, po prostu…- Justyna westchnęła głęboko.- Po prostu boję się, że
on znowu coś knuje.
- Ale
ty przecież nie dasz się już na to nabrać, prawda?
-
Jasne, że nie. Ale ta firma…czasami paraliżuje mnie tak wielki strach że z
trudem przychodzę tutaj następnego dnia. Co się stanie jeśli się pomylę? Jeśli
popełnię poważny błąd i firma zbankrutuje? Co powiem tym ponad 1400 ludziom
pracującym w siedzibie Roxila i jego fabrykach komputerowych?
-
Przecież do tego nie dojdzie, pomagam ci ja; nowemu dyrektorowi finansowemu też
możesz ufać, pozostali pracownicy na wyższych szczeblach również są pewni a
jeśli nie byli i to ich zwolniliśmy. Nie masz podstaw do obaw: ja nie pozwolę
ci niczego zepsuć.
- Mam
nadzieję.- Justyna uśmiechnęła się.- A teraz wracajmy już do interesów. Udało
ci się skompletować od działu sprzedaży wszystkie reklamacje?
- Tak,
tutaj mam listę sklepów. Uporządkowałam je nawet w kolejności od najmniejszej
do największej.
-
Super.- Ucieszyła się Karczewska przeglądając wszystkie strony po kolei. Już
miała odłożyć raport, gdy na ostatniej stronie zauważyła jedną firmę
podkreśloną żółtym zakreślaczem.
- A
czemu ta jest podkreślona? Ma prawie najmniejszy odsetek zwrotów. Zaraz,
przecież to w ogóle jakaś mało znacząca miniaturka. W zeszłym roku wysłaliśmy
tam zaledwie dwieście sztuk komputerów.
- Tak,
ją się nie przejmuj.- Małgorzata machnęła ręką w geście beztroski. Jednak
pozornej jak zdążyła zauważyć Karczewska.
- Więc
czemu jest podkreślona?- Dziewczyna nie miała zamiaru tego dociekać, ale w
zachowaniu Małgosi dostrzegła lekkie zakłopotanie.
-
Bo…właśnie tutaj pracuje Daniel Wyrzykowski.
***
Dagmara
wraz z małą Lilianką znów odwiedziły galerię handlową i znów wstąpiły do sklepu
z komputerami. Dziewczynka jak zwykle buszowała po sklepie, a jej opiekunka
ustała przy ladzie podejmując różne mniej lub bardziej błahe tematy. Nie miał o
tej porze ruchu, więc powinien się raczej ucieszyć że nie grozi mu nuda, ale
teraz nie był w nastroju do wysłuchiwania nikogo. Dlatego kulturalnie, acz
stanowczo wyjaśnił dziewczynie, że za chwilę będzie musiał iść do magazynu i
przyjąć wysyłkę. Wierutne kłamstwo, ale na nic innego nie wpadł. Poza tym nie
było tak głupie jak to którego użył gdy spytała go czy ma może ochotę wybrać
się w weekend do kina. Odparł, że nie znosi kina. Jakby nie wiedział, że kino
miało być pretekstem do randki.
Zrozumiała
aluzję. Wyglądała na trochę zakłopotaną, ale dzielnie pożegnała się z nim w ten
sam sposób biorąc małą Różdżkę czy tam Lilianę za rękę. A on mógł wreszcie
odpocząć.
W
głowie wciąż przetrawiał swoje spotkanie z Justyną Karczewską. Musiał przyznać,
że rozumiał jej gniew: on sam byłby tak samo nieufny w stosunku do osoby która
dawniej żerowała na nim, ale na Boga przecież chciał ją tylko ostrzec. A ona
jako prezes Roxila powinna to sprawdzić. Teraz żałował że w ogóle zrobił
cokolwiek. Przekonał się, że Justyna bardzo go nienawidzi i patrzy jak na
zdechłego robaka. Dlatego dokładnie w tym momencie zdziwił go widok młodej,
zadbanej i szykownie wyglądającej młodej kobiety.
To była
ona: Justyna. Szła po parkiecie sklepu a jej obcasy stukały przy każdym kroku.
Daniel nie mógł się powstrzymać by na nią nie patrzeć. Kojarzyła mu się z królową
śniegu: piękna, nieprzystępna i groźna. Teraz nie potrafił zrozumieć jak kiedyś
mogła mu się wydawać przeciętna.
-
Witaj. Więc jednak zmieniłaś zdanie?- Spytał ją gdy tylko podeszła do lady. A
że najpierw rozglądała się po sklepie minęło trochę czasu.
- Nie.-
Uśmiechnęła się.- Chciałam jednak z tobą porozmawiać. Z tego co widzę masz
chyba taką możliwość?
- W
zasadzie to nie. Ale na razie nie ma ruchu, więc możemy pogadać.
- Oskarżyłeś
swojego wuja o spiskowanie z moim ojcem.- Przeszła od razu do rzeczy.- Masz na
to jakiś dowód?
- Tylko
moje słowo. Przysięgam, że mi to wyznał.
- Nie
wątpię.- Odpowiedziała.- Wyznał ci, że wraz z moim ojcem chce mnie pogrążyć.
- Tak,
to właśnie zasugerował.- Przyznał Daniel nie rozumiejąc o co chodzi Justynie.
- A ty?
Jaka miała być w tym twoja rola?
- Do
czego zmierzasz?- Spytał ją wprost.
-
Miałeś mnie ostrzec, prawda? Zmylić trop bym szukała tam gdzie nie potrzeba.
-Słucham?!-
Był aż tak zszokowany rozumiejąc w końcu to, że go oskarża że nie mógł się
powstrzymać.- Nie wiem kto podsunął ci tę bzdurę, ale…
-
Bzdurę mówisz…czyżby?- Przerwała mu bezceremonialnie patrząc prosto w oczy-
Zastanówmy się: ponad dwa lata temu gdy nie udało ci się ze mną twój wuj wpadł
w złość: nie mógł darować ci spartaczonego zadania zwłaszcza że cel był prawie
na wyciągnięcie ręki. Wtedy szłam do ciebie by wręczyć ci pełnomocnictwo.
Wiedziałeś?
- Tak,
ale…
-…No
więc spartaczyłeś pracę a on nie mógł ci tego darować: kazał ci się wynosić i
radzić sobie samemu. Zostałeś więc zmuszony spłacić swoje wszystkie długi
poprzez sprzedaż mieszkania i znaleźć pracę jako podrzędny sprzedawczyk.
- Skąd
o tym wszystkim wiesz?- Uśmiechnęła się słysząc to naiwne pytanie.
- Ja
też potrafię zasięgnąć informacji.- Odpowiedziała. Potem jednak wróciła do
przerwanego wątku.- Tak więc wiedziesz dość nędzny żywot gdy nagle, do twojego
miejsca pracy przychodzi wuj. Mówi ci o swoim planie i chce dać szansę byś się
zrehabilitował. A ty korzystając z okazji, znudzony biedą i nudą godzisz się.
-
Słuchałem tych wszystkich bredni ze stoickim spokojem. A jeśli chcesz już
wiedzieć to tylko fakt odwiedzin mojego wuja był w twojej opowieści prawdziwy.
A gdy dowiedziałem się, że coś knuje chciałem cię ostrzec.
-
Ostrzec? Naprawdę sądzisz, że uwierzę w twoje dobre serce?
-
Prawdę mówiąc to nie, ale to już twoja strata.
-
Powiedz mi w takim razie jeszcze jedno. Skoro tak obstajesz przy swojej wersji,
że choć wuj wie iż miał w tobie wroga wtajemniczył cię w swój plan…
-…powiedział
to przypadkiem. Pewnie nie zwrócił nawet na to uwagi.- Wyjaśnił nie wiadomo po
co, bo ona i tak wiedziała swoje.
-
Nieważne. Chcę więc wiedzieć co masz tym nadzieję uzyskać?
- Hm?
- Nie
udawaj Greka: liczysz na pieniądze? A może masz nadzieję powtórnie zrobić ze
mnie idiotkę grając zakochanego?
- Jak
mówiłem zrobiłem to bezinteresownie.
- Ty i
bezinteresowność: dobre sobie.
-
Wiesz, co? Guzik mnie to wszystko już obchodzi.- Zły przysunął do jej twarzy
swoją obrzucając wściekłym spojrzeniem.- Trzy lata temu zachowałem się wobec
ciebie jak najgorszy oszust, przyznaję ale nie pozwolę tak siebie obrażać.
Skończyłem już z dawnym życiem.
-
Cudownie. Mam bić brawo?- Zacisnął dłonie w pięść w próbie stłumienia złości.
Nienawidziła go i nie potrafiła mu wybaczyć. Czy mógł się więc dziwić, że teraz
mu nie wierzy? Ale ukazywać go w takim świetle? Jako zdeprawowanego Don Juana?
- Masz
prawo mi nie wierzyć i podejrzewać o wszelkiego rodzaju bezeceństwa; ale nie
obrażać. Chciałbym byś stąd wyszła jeśli nie jesteś klientką.
- Co z
twoimi gładkimi manierami i czułymi słówkami? Straciłeś zdolność która
przynosiła ci tyle dochodu?
- Po
prostu nie zamierzam marnować jej na ciebie. Już dość się z tym wygłupiałem w
przeszłości.- Odpowiedział jej takim samym ironicznym tonem. Przez chwilę z jej
oczu zniknęła złość: pojawił się w niej ból.
Trwało to ułamek sekundy, ale sprawiło że gniew na nią mu minął. Co z tego, że
go obrażała? On ją zranił. Manipulował jej uczuciami choć wiedział że dla niego
jest gotowa zrobić wszystko.- Justyna, posłuchaj nie chciałem tego powiedzieć.
Nie chodziło mi o to, że…
-…daruj
już sobie.- Prychnęła znów przyoblekając na twarz maskę.- Żegnaj. Tym razem na
pewno.
- Ale
ja…- Urwał nagle wpatrując się w coś za jej plecami. Odwróciła się odruchowo
zastanawiając się co to jest.
-
Wyrzykowski, a ty znów migasz się od obowiązków flirtując? – Zapytał go
retorycznie. Potem spojrzał na Justynę- Paniusiu, proszę dać odpocząć naszemu
Casanovie chociaż w pracy. Jestem pewny, że poza nią z pewnością wystarczająco
panią zadowoli. A ty, bierz się do roboty.- Zwrócił się znów do Daniela.
-
Sugeruję by traktował pan swoich potencjalnych klientów grzeczniej. Poza tym
łajanie pracownika w sklepie wśród ludzi zamiast na osobności jest przejawem
wielkiej niekompetencji z pańskiej strony.
- Ty
śmiesz mnie pouczać, dziewczynko?
- Dziewczynką
już od dawna nie jestem proszę pana. Nazywam się Justyna Karczewska z Roxila.
Mówi to coś panu?
-
E…tak. Z tej firmy zamawiamy komputery.- Justyna uśmiechnęła się słodko.
-
Doskonale o tym wiem. Dowiedziałam się również o reklamacjach spowodowanych
wadliwością towaru i postanowiłam to sprawdzić. To dlatego rozmawiałam z
tym…sprzedawcą.- Dokończyła zerkając na Daniela.- Chciałam zbadać sytuację.
- Więc
trzeba było rozmawiać ze mną. Ja jestem tu szefem. Radosław Lublański.
-
Bardzo mi miło. Choć jako prezes Roxila doskonale to wiem.
-
Słucham?- Karczewska z trudem powstrzymała uśmiech. Cała ta sprawa przyszła jej
do głowy przed chwilą, bo przecież przyszła tutaj by rozmówić się z
Wyrzykowskim. Nigdy nie wykorzystywała swojego pochodzenia, ale ten spocony
facet ją wkurzył więc bez problemu zrobiła dla niego wyjątek. I
harda mina cwaniaczka zniknęła. - Pani jest prezesem Roxila?
- Tak,
choć od niedawna. Przejęłam kontrolę 2,5 miesiąca temu. Ale nie o tym chciałam
rozmawiać.
- No tak…reklamacje.
Ale tak właściwie to chyba wszystko było w porządku. Ten tutaj przyjmował
laptopy bo mnie akurat wypadł pilny wyjazd.
- A
więc…- Z trudem zmusiła się by zwrócić się do Daniela:- …co było z nimi nie
tak?
-
Laptopy były wadliwe.- Bez cienie zawahania odparł jej były narzeczony.- Miały
niewłaściwe oprogramowanie, bodź też niewłaściwie wgrane: nie jestem w stanie
tego stwierdzić bo tak pobieżnym zerknięciu. Na pewno jednak zawierało liczne
błędy.
- W
takim razie w najbliższym tygodniu chciałabym przysłać tu swojego programistę.
Wówczas z panem na ten temat porozmawia. Ja, niestety jak już panu wiadomo
kiepsko znam się na komputerach. Do
widzenia panom.- Mając ostatnie słowo wyszła.
***
Grzesiek
wiedział, że Justyna nie przejęła się słowami Daniela, ale on postanowił to
jeszcze sprawdzić. Spotkał się więc z Wyrzykowskim choć temu było to wyraźnie
nie w smak. Wyjaśnił, że odwiedziła go Karczewska oskarżając o niewłaściwe
pobudki. On nie chciał mieć z nią nic więcej do czynienia. Między wierszami Malinowski
wyczytał, że przyjaciółka musiała czymś go urazić: ale nie współczuł mu. Wręcz
przeciwnie uważał, że zasłużył na najgorsze obelgi.
By
definitywnie wyjaśnić sprawę współpracy ojca Justyny z wujem Daniela postanowił
poprosić go o rozmowę z Jarkiem. Chciał by chłopak podszedł wuja by ten
zdradził jakiś szczegół. Ten niechętnie się na to zgodził, ale już po kilku
dniach odparł że nie udało mu się nic wskórać. I Grzegorz w końcu postanowił
się poddać: był gotów uznać że popełnił błąd wierząc byłemu narzeczonemu
Karczewskiej wiedząc jakim był skurczybykiem. Ale wtedy pojawiło się coś co
zaskoczyło wszystkich: w losowo wybranym komputerze który wyprodukowano
znaleziono wirusa.
Początkowo
nikt nie chciał w to uwierzyć: nowy model pomyślnie przeszedł wszystkie
poprzednie testy, cały cykl produkcyjny i nikt nie wykryłby wady? Postanowiono
więc sprawdzić kilkadziesiąt innych. Pięć z nich również posiadało wirusa.
Justyna
dowiadując się o tym była w głębokim szoku. Już za trzy tygodnie miała wysłać
gotowe i spakowane partie do odbiorców jakimi głównie były największe i
najbardziej popularne sklepy. Wysyłając im buble była pewna, że nigdy więcej by
z nią nie współpracowali. Na dodatek niektórzy odbiorcy wprowadzili przecież
kary za niewywiązanie się z umowy.
Cała
reklama i proces promocyjny także był już gotowy. Karczewska nie miała pojęcia
gdzie pojawił się błąd: z tłumionej złości trzęsła się cała. Na dodatek nie
pomagał jej Malinowski.
- Więc
Wyrzykowski miał rację.
- Nie,
nie miał. Rzucił coś co wiedzieliśmy już wszyscy. Wcale nas nie ostrzegł.
-
Zrobił to czy tego chcesz czy nie chcesz. A ty to olałaś tylko z powodu
uprzedzenia.
- Jak
śmiesz oskarżać mnie o coś takiego? Zrobiłam wszystko to co mogłam: zleciłam
ochroniarzom obejrzenie wszystkich nagrań z ostatnich 2,5 lat sprawdzając czy
spotkał się z Jarkiem Wyrzykowskim w firmie; sprawdziłam całą księgowość z
tamtego okresu oraz bilans zysków i strat. I owszem, znalazłam tam kilka
niezgodności, ale nie związanych z wujem Daniela!
- Nie o
to mi chodziło.
- Nie?
A ja myślę, że tak.
- Dość,
lepiej zastanówmy się co z tym zrobić.- Załagodziła konflikt Małgorzata
Jastrzębska.
- Nie
musimy: ja doskonale o tym wiem.- Odpowiedziała jej zdecydowanie Justyna.-
Zatrudnię najlepszego dostępnego programistę i zwolnię obecnego a jeśli okaże
się że zrobił to celowo na zlecenie mojego ojca wniosę sprawę do sądu. Dość
pobłażania. Ojciec chce grać ostro, to ja zrobię to tak samo.
- Nie
wiem czy to dobry pomysł.- Zawyrokowała sekretarka.- Sądzisz, że ktoś taki
zachowa tak smakowitą plotkę tylko dla siebie? Poza tym konkurencja się tym
zainteresuje.
- No to
każę mu podpisać klauzurę tajności.
- Tak,
coś takiego na pewno przekona wszystkich że nie mamy niczego do ukrycia.
- Więc
co mam według was robić mądrale?!- Wybuchła w końcu.- Miałam już wszystko
ustalone, skontraktowane a teraz co? Mam płacić wielomilionowe kary za
niedotrzymanie umowy? A może powysyłać im buble? Hm…chociaż wiecie co? Wyjdzie
na to samo. I tak skończy się to upadkiem Roxila.
-
Justyna, nie neguję że potrzeba nam profesjonalisty: bo potrzeba. Ale to musi
być ktoś zaufany.
- Nie
znam nikogo takiego. A wy? Macie kogoś na myśli? Znacie kogoś takiego?- Spytała
z nadzieją w oczach pomieszaną z rozpaczą. W końcu, gdy Małgorzata spojrzała na
Grześka dziwnym wzrokiem zaczęła rozumieć.- Nie, powiedzcie mi że to nie to o
kim myślę.
-
Justyna, skoro już raz nam pomógł to…
-
Zwariowaliście już oboje? Gosia, to że Grzesiek dał się omotać to już
wiedziałam ale ty? Daniel Wyrzykowski jest ostatnią osobą której bym zaufała.
- Więc
będziesz musiała, kochana. A Daniel będzie miał okazję się zrehabilitować.
***
Justyna
była wściekła, że uległa namowom sekretarki i Grześka. W końcu to ona była
prezesem, mogła zrobić przecież to co chciała a nie słuchać kogoś kto kazał jej
przyjaźnić się z mężczyzną który ją oszukiwał.
A
jednak to zrobiła. I poczuła panikę na samą myśl o tym, że Daniel znów wkroczy
w jej życie.
Trudno
było jej o nim zapomnieć. Jeszcze trudniej się odkochać i odzyskać poczucie
własnej wartości. Nigdy nie zapomniała kim dla niego była.
Głupią
naiwną dziewczyną którą łatwo manipulować.
Bogatą
rozpieszczoną panienką zawdzięczającą wszystko swojemu tatusiowi.
Idiotkę
chichoczącą co pięć minut z wiecznym uśmiechem na twarzy.
Kogoś w
kim wspaniały i przystojny Daniel Wyrzykowski nie mógłby się zakochać.
Dość,
nakazała sobie. Trudno, będzie musiała dopuścić go do całej tej brudnej sprawy
ale nic ponadto więc jeśli miał nadzieję ponownie ją w sobie rozkochać to mu
się to nie uda. Nie omieszkała mu tego powiedzieć gdy tylko Grzesiek wyjaśnił
mu całą sytuację a on się zgodził. Naturalnie za pieniądze, rzecz jasna. Była
pewna że bez tej zachęty nie kiwnął by nawet palcem. I że wpuściła do firmy
kolejną żmiję.
Podjęła
jednak wszelkie progi ostrożności: kazała Wyrzykowskiemu podpisać specjalne
oświadczenie o tajności jego działań; dała mu dawno nie używane już biuro
znajdujące się w odległej części Roxila i zamontowała w nim kamerę. Reszcie
pracowników powiedziała, że jest zwykłym monterem. Takim jak Grzesiek, który
miał koordynować jego działania. Sama nie chciała tego robić.
- To
twoje biuro.- Oznajmiła mu pierwszego dnia wprowadzając go do pomieszczenia.
Ucieszyła się przy tym, że to koniec jej obowiązków wobec niego. I przez
najbliższe trzy tygodnie nie będzie musiała się z nim widywać.
- Wow,
trochę tu gorąco.- Odezwał się gdy ona zamierzała już odejść. Karczewska
wzruszyła ramionami.
- Więc
nie zmarzniesz.
-
Możesz mi chociaż załatwić wiatrak?
- Jeśli
chcesz to sobie go kup.
- Daj
spokój, tu nie będę mógł pracować.- Justyna przygryzła dolną wargę. W końcu
robił to wszystko bezinteresownie. A przynajmniej tak się wydawało.
-Okej,
załatwię to. Jeszcze coś?
- Tak.
Będę chciał porozmawiać z poprzednim programistą. Nie znam waszych zabezpieczeń
ani kodów.
-
Dobrze.
- Byle
szybko.- Skinęła głową czując się jak idiotka i…tak jak dawniej. Znów gotowa na
każde jego skinienie, bez obaw wypełniająca jego zadania, po prostu żałosna.
- I
jeszcze jedno. Justyna ja… Chciałem porozmawiać z tobą o przeszłości. Wiem, że…
-…posłuchaj
wyjaśnijmy sobie coś. Jesteś tu tylko dlatego, że nie mam innego wyjścia.
Natomiast ty…nie mam pojęcia o co ci chodzi ale to nie jest ważne. Teraz łączy
nas tylko praca. I nie chcę rozmawiać o niczym innym jeśli w ogóle będziemy
rozmawiać.
- W
porządku.- Odpowiedział jej. Potem spojrzał w oczy. A ona stchórzyła: tym razem
nie mając ostatniego słowa wyszła.
Wróciła
do swojego gabinetu. Zaczęła pracować, choć początkowo trudno jej było się
skupić ze świadomością że Daniel znajduje się w tym samym budynku co ona. Z
trudem do przerwy na lunch wpatrywała się w czytane dokumenty.
Zamknęła
na moment oczy czując potworne zmęczenie. Wiedziała, że siedzi na tykającej
bombie i jej rządy mogą się w końcu skończyć. Nie mogła tylko zrozumieć czemu
ojciec chce pogrążyć firmę .Czy jest już tak zdesperowany, że uznał iż skoro on
nie będzie miał Roxila to ona też nie? I dlatego chce go zniszczyć? A Daniel?
Jaką tak naprawdę pełni w tym wszystkim rolę?
Niepewnie
wzięła do ręki niewielki pilot i włączyła telewizor. Potem spojrzała w monitor.
Kamera w pokoju Daniela była ustawiona w rogu pomieszczenia pod odpowiednim
kontem tak że doskonale widziała jego profil gdy siedział na krześle. Wcisnęła
kolejny guzik by uruchomić inną. I miała cały obraz skierowany na twarz Wyrzykowskiego.
Naprawdę
pracował. Przez cały czas wpatrywał się w monitor uparcie coś klikając, a w
pewnym momencie na jego gładkim czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Potem
potarł czoło wierzchem dłoni.
Uśmiechnęła
się. Doskonale wiedziała, że biuro które mu dała było potwornie duszne bo nie
miało klimatyzacji i dawniej było…schowkiem na narzędzia. Teraz czuła się
głupio z powodu swojego dziecinnego zagrania. Przecież tam musiało być ze
trzydzieści pięć stopni! Ona przebywała tam tylko pięć minut a już miała dość.
On…
Przerwała
swoje myśli gdy zauważyła jak ze złością zdejmuje swoją koszulkę przez głowę.
Teraz nie miał na sobie nic poza dolną częścią garderoby. Roześmiała się
krótko. Potem wykręciła numer na wizjerze:
-
Małgosia, mogłabyś skombinować jakiś wiatrak? Najlepiej żeby był duży.
***
Minął
tydzień odkąd Wyrzykowski zaczął pracować nad znalezieniem autora antywirusa i
rozgryzieniem jak pojawił się w komputerach a Justyna nie mogła mieć mu nic do
zarzucenia. Pracował codziennie po osiem godzin czyli tyle na ile się umawiali,
nie spóźniał się, nie robił sobie długich przerw. Czasami nawet nie
wykorzystywał swojej w całości. Do tej pory udało mu się już ustalić jak miał
działać wirus: wykasowywać pliki, które potem miały trafiać to systemu komputera
głównego Roxila. Zaniepokoiło to Justynę: to nie było już niewywiązanie się do
umowy gdyby doszło do wysyłki. To było już karalne.
Przez
całą tę sytuację chodziła zestresowana i nerwowa: jej chłopak Piotrek to
zauważył i chciał jej pomóc, ale Karczewska nie mogła na to pozwolić. Doszło
nawet do tego, że jego wizyty w biurze które miały na celu wyciagnięcie jej z
pracy zaczęły go irytować. Czy naprawdę uważał, że bycie prezesem to zabawa? Że
może sobie tak po prostu wyjść kiedy jej się nie podoba bo jest prezesem?
Czasami zastanawiała się czy w ogóle rozumiał ile Roxil dla niej znaczył.
Z ojcem
właściwie nie rozmawiała: gra pozorów jaka się między nimi toczyła trwała
dalej. Ona udawała głupią, naiwną Justynkę a on kochającego tatusia pytając jak
jej się kieruje firmą. Problem pojawił się tylko przez Wyrzykowskiego. Nie
wiedziała jak mu wyjaśnić jego obecność w biurze, więc gdy spytał czy jeszcze
go kocha zaczęła się miotać tak jakby rzeczywiście tak było. Czuła się z tym
źle, ale mimo wszystko wolała wyjść w jego oczach na totalną zadurzoną idiotkę
niż na groźnego przeciwnika. Bo teraz już była pewna, że za to co chciał jej
zrobić nie zawaha się wtrącić go do więzienia. Zrobiłaby to już teraz, gdyby
miała dowody jego karczemnych uczynków, ale takowych nie posiadała. A
przynajmniej na razie.
Ale
Roman Karczewski nie poprzestał tylko na tym. W piątek, tuż przed końcem pracy
Daniela wszedł do jego biura i zaczął coś do niego krzyczeć. Justyna, od
pierwszego dnia monitorowała Wyrzykowskiego, więc zauważyła całą akcję. I niemal
od razu pobiegła w tamto miejsce.
- …więc
masz się stąd wynosić.- Zdążyła jeszcze usłyszeć głos ojca jak tylko otworzyła
bez pukania drzwi.
- Tato,
co ty tu robisz?- Spytała go.
-
Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Jeśli ty nie chcesz go zwolnić to ja to
zrobię. I pozbędę się tego człowieka raz na zawsze.
- Ale
ja tego nie chce. Jestem już dużą dziewczynką.- Spojrzała na niego butnie
biorąc ręce pod biodra tak jak dawniej. Jednocześnie czuła się dziwnie tak
udając. Zwłaszcza przy Danielu. Ale nie mogła pozwolić by dowiedział się, że
wie iż wirus to sprawka jej ojca, nawet jeśli miałaby przy tym wyjść na głupią.
-
Myszko, przecież ten mężczyzna już dawniej cię oszukał. Chcesz mu znowu zaufać?
- To
moja sprawa. Daniel mnie przeprosił. I mu wybaczyłam.
- Nie
wierzę w to co słyszę.- Roman westchnął. A więc ten głuptas znów dał się zwieść
Wyrzykowskiemu. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie węszył w nim podstępu.
Był pewien, że Wyrzykowski nie pojawił się na scenie w tym momencie bez powodu.
Zwłaszcza teraz, gdy wcielił swój plan w życie i spodziewał się rychłego upadku
rządów swojej córki.- Naprawdę mu wierzysz?
- Tak.-
Justyna zanim odpowiedziała ojcu spojrzała szybko na Daniela by wypaść bardziej
wiarygodnie. Pożałowała tego jednak: na jego twarzy malował się szok, jakby nie
mógł pojąć co się dzieje. Może uwierzył, że nadal go kocha?
- A więc, jak chcesz kochanie. Ale jeśli on
cię znów zrani nie przychodź do mnie z płaczem na ramieniu tak jak ostatnim
razem.- Karczewski wyszedł trzaskając drzwiami. Justyna przez moment wpatrywała
się w swoje buty. Potem wzięła głęboki wdech i odzyskała pewność siebie.
- Wie
czym się zajmujesz?- Spytała Daniela.
- Co…?
Nie, chyba nie.- Odparł jej zdezorientowany. W uszach wciąż pobrzmiewało mu
ostatnie zadanie Karczewskiego: Ale jeśli
on cię znów zrani nie przychodź do mnie z płaczem na ramieniu tak jak ostatnim
razem.
Tak jak ostatnim razem…
- Na
pewno?
- Tak.-
Powtórzył- Możesz mi powiedzieć co tu się przed chwilą stało?
- Nic
co powinno cię zainteresować.- Zamierzała już wyjść, ale poczuła jego dłoń na
nadgarstku. Szybko ją strząsnęła.
- Jak
śmiesz mnie dotykać?!
- Chcę
wiedzieć co jest grane. A więc nadal ufasz ojcu?
- Tak.-
Skłamała. Im mniej wiedział, tym lepiej. Przynajmniej znów jej nie oszuka.
- Więc
czemu powiedziałaś mu, że nadal coś do mnie czujesz?
- Wcale
tak nie mówiłam.
- Ale
zasugerowałaś.
- A
skąd wiesz, że tak nie jest? Może nadal cię kocham?- Zabrzmiało to ironicznie,
czyli tak jak powinno ale z chwilą gdy Justyna wypowiedziała to pytanie poczuła
się nieswojo. Daniel też spojrzał na nią inaczej. Zdała sobie sprawę, że dzieli
ich najwyżej kilkadziesiąt centymetrów. Westchnęła. Jeszcze by tego brakowało
by ten oszust czuł do niej litość sądząc, że po nocach nadal o nim śni.- Jak
wiesz mamy w firmie poważny problem, a nie chcę by ojciec się o tym dowiedział.
Nie chcę go martwić. Poza tym chcę by postrzegano mnie jako odpowiednią osobę
na kandydatkę na prezesa Roxila. Nie po to przez ostanie dwa lata tak ciężko
pracowałam by teraz okazało się, że nadal jestem tylko głupią naiwną Justynką,
która…- Przerwała zdając sobie sprawę że za bardzo się przed nim otworzyła.
Chrząknęła zamierzając powiedzieć, że musi już iść ale Daniel ją uprzedził.
-
Jesteś odpowiednią kandydatką na prezesowski fotel. Może zabrzmi to nieco
naciąganie, ale widziałem cię w akcji. Jesteś bardzo stanowcza i kompetentna.
Pracownicy cię szanują.
- Nie
tak jak dawniej co?- Nie mogła powstrzymać gorzkiego wyrzutu. A przecież nie
chciała z nim rozmawiać o przeszłości. Zamierzała być twarda i chłodna. A
najlepiej w ogóle traktować go jak powietrze co udowodniłoby że nic dla niej
nie znaczy. Ona nie dość, że tego nie robiła to jeszcze dawała wyraz swojego
cierpienia takimi ironicznymi komentarzami. Musi przestać to robić.- Dobra,
możesz skończyć dziś trochę wcześniej: taka drobna rekompensata za akcję z moim
ojcem. Chodź.- Gdy zamykała biuro od zewnątrz spodziewała się, że po prostu
odejdzie ale nie zrobił tego. Zamiast tego odezwał się cicho:
-
Justyna, nie ufaj mu.
- Komu?
-
Swojemu ojcu. On…on wcale nie chce twojego dobra.- Z wrażenia aż ją zatkało.
Oszust każe jej nie ufać oszustowi? Gdyby cała sprawa nie dotyczyła jej nawet
by się roześmiała. Przyganiał kocił garnkowi, pomyślała ze złością.
- A ty
chcesz, co? Sądzisz, że jak pozwoliłam ci tu pracować to ci zaufałam? Otóż nie:
zrobiłam to bo nie miałam żadnego wyjścia. I przez cały czas bacznie cię
obserwuję; wiedziałeś że są tutaj kamery? Więc nie próbuj w jakikolwiek sposób
na mnie wpływać. Ostrzegłeś mnie przed swoim wujem: za to jestem ci wdzięczna.
Ale na tym nasze relacje się kończą. Nie jesteśmy przyjaciółmi, okej?
- Tak.-
Przyznał. Nie rozumiał tylko dlaczego słysząc tą reprymendę poczuł…no właśnie:
co? Złość? Smutek? Żal? Pewnie po części każde z tych uczuć. Nie chciał by
ojciec skrzywdził Justynę, bo ona nadal mu ufała i kochała. Co zrobi gdy dowie
się, że to właśnie on chce jej największej zguby, że to on współpracuje z jego
wujem?
Jednocześnie
bardzo go to dziwiło i deprymowało. Już dawno zauważył, że się zmieniła: wciąż
z poważną miną, pewna siebie, bez uśmiechu. Zmieniła nawet styl ubierania się,
fryzurę…Czemu więc w tej jednej kwestii pozostała naiwna taka jak dawniej?
Czemu ufała temu podłemu człowiekowi?
Jakiś
podły głosik w jego głowie szepnął, że przecież dawniej był taki sam; że z taką
samą bezwzględnością zamierzał ją wykorzystać. Szybko go jednak stłumił, bo z
tą podłą myślą przyszła następna. Czy to jego oszustwo zmieniło tak Justynę?
Czy to przez niego stała się zimna i nieprzystępna? Gdy odchodziła uważnie ją
obserwował. A właściwie tył jej głowy. Bo uświadomił sobie, że nie nosi już ten
srebrnej spinki która tak nieodłącznie kojarzyła mu się dawniej z jej
dziecinnością. Teraz spowodowała tylko melancholię. Zrozumiał, że srebrna ważka
zniknęła tak samo jak dawna Justyna.