Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLVI: Trop



Siedziałam właśnie w kuchni szykując dressing do lekkiej sałatki greckiej na którą miałam ochotę gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dość natarczywy zresztą. Miałam nadzieję, że to Jacek ale wiedziałam że robiłby tego w ten sposób. Bo w moje drzwi uderzała w ten sposób tylko jedna osoba. Jeszcze zanim je otworzyłam wiedziałam kto to.
- Beti.- Uśmiechnęłam się do niej lekko.- Mniej na względzie to, że nie jestem bogata jak ty, więc jeśli tylko uszkodzisz mi drzwi to nie zawaham się obciążyć się rachunkiem za ich naprawę lub wymianę.
- O czym ty gadasz? Wchodź do środka, muszę ci wszystko wyjaśnić.
- Daj spokój, tylko żartowałam.
- Ale ja nie. Nie chodzi o drzwi. Tylko o Łukasza. Widziałam w telewizji reportaż o jego porwaniu.- Gwałtownie spoważniałam.
- Mówili o tym w telewizji? Wiedzą już coś?
- Nie bardzo. Ale widzę, że ty też już to wiesz. Co jest grane? Jakie porwanie? Jaka mafia?
- Usiądź, zaraz ci opowiem. A przynajmniej tyle co wiem, bo jest tego niewiele.- Momentalnie straciłam apetyt. Wiedziałam już, że dopiero co odzyskana równowaga zostanie przeze mnie z powrotem stracona, bo każda wzmianka o Łukaszu bardzo mnie bolała. Dlatego ostatnio wolałam w ogóle o tym nie myśleć. Zwłaszcza po spotkaniu z ginekologiem, który wyczuł moją nerwowość i zalecał spokój. Tylko jak miałam go osiągnąć gdy ojciec dziecka którego kocham zaginął?
Początkowo Beata nie zauważała mojej nerwowości, ale szybko zorientowała się że rozmowa o zaginięciu Łukasza wyprowadziła mnie z równowagi. Dość łatwo domyśliła się moich uczuć.
- Co więc z Jackiem? Co zrobisz gdy Łukasz się odnajdzie?
- Nie wiem Beti. W tej chwili nie potrafię skupić się na niczym innym poza porwaniem Kowalskiego.- Odparłam jej starając się nie wdawać w szczegóły. Przecież nadal uważała, że dziecko które noszę pod sercem jest Bończaka.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Chyba nie. Chociaż mogłybyśmy porozmawiać o czymś innym, bo ten temat bardzo mnie przygnębia. Na przykład co słychać u Asi?
- No cóż, termin porodu tuż tuż, więc jest bardzo zdenerwowana…- Zaczęła moja przyjaciółka ale mimo najśmielszych chęci nie potrafiłam wykrzesać z siebie zbyt dużego entuzjazmu. Życie Joasi było tak uporządkowane i względnie szczęśliwe że aż jej tego zazdrościłam. Miała kochającego męża i wkrótce miała zostać mamą. A ja? Nie miałam nic.
- Słuchaj…- Beata zmieniła temat.- Wiem, że nie miałam już wspominać o Łukaszu i jego zaginięciu, ale mówiłaś że Jacek ci pomaga. Nie ma nic przeciwko temu?
- Nie.- Zaprzeczyłam krótko. Co prawda Bończak mi pomagał, ale od kilku dni właściwie się z nim nie widywałam bo zajmował się tylko pracą. Byłam tym coraz bardziej zaniepokojona, bo wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa. Czyżby odkrył coś co mogłoby mnie zmartwić?
Reszta rozmowy minęła nam już spokojniej. Spytałam Beti co mówili w wiadomościach (plułam sobie w brodę, że nie choć do tej pory nie omijałam żadnych wiadomości to tego dnia dałam sobie z tym spokój), ale policja nadal nic nie wiedziała. Wspominano tylko o tym, że nadal nic nie wiadomo choć dziennikarzom udało się powiązać gang Mochowskiego z Bajkowskim. O udziale mafii czy Astra nic nie mówiono. Moja przyjaciółka starała się już nie nawiązywać do porwania Łukasza pytając o moje samopoczucie czy płeć dziecka. Wyznałam jej, że na razie jeszcze o niczym nie wiadomo, ale chyba nie zdecyduję się na to by ją teraz poznać. Nie chciałam się rozczarować. Z jednej strony pragnęłam by to był chłopiec, z  drugiej nie chciałam by zastąpił mi zmarłego Kubusia. Bo jego nie dało się zastąpić. Wciąż tkwił w moim sercu, a każda myśl o nim przynosiła mi ukojenie.
Następnego dnia wybrałam się na spacer. Miałam zamiar wszystko przemyśleć, ale bezwiednie skierowałam się na cmentarz. Był to dość nagły impuls ale postępując zgodnie z nim czułam że postępuję właściwie.
Chciałam opowiedzieć mu o porwaniu jego ojca, o tym że znów wszystko zepsułam. O tym, że Łukasz robił to wszystko dla niego, że chciał pomścić jego śmierć. Myślałam też o tym jak bardzo cieszył się na wieść o mojej ciąży. Jak mówił do mojego brzucha, jak nie pozwalał mi niczego robić, jak kupował liczne zabawki czy ubrania a nawet samodzielnie wyremontował pokoik. Przypomniałam sobie o błękitnej tapecie w kolorowe rybki i smutnej cukierkowej melodii o księżniczce z marcepana. W pewnym momencie przymknęłam na moment oczy niemal słysząc tę łagodną nutę. Przed oczami stanęła mi twarz Kubusia. Ale zaraz zniknęła zamieniając się w nieco starszą i szczuplejszą z ciemniejszymi włosami.
Odwiedzi mnie pani jeszcze?
Adaś. Pięcioletni syn Pawła Astra, który był zaniedbywany i niekochany przez ojca. W ciągu kilku ostatnich dni starałam się o nim nie myśleć, ale teraz wróciłam myślami do naszego spotkania. Czy Jacek zrobił coś w jego kierunku? Miałam nadzieję, że tak.
Nie chciałam jednak myśleć o tym dłużej, bo wciąż niepokoiła mnie myśl o udziale w tym wszystkim Tomasza Astra. Czego chciał od Łukasza? I czy rzeczywiście kwiaty które ktoś zostawiał na grobie mojego zmarłego synka były od niego? A może to zwykły przypadek? Sama nie wiedziałam już co jest prawdą a co tylko moją wybujałą wyobraźnią. Wolałam wierzyć w to drugie niż żyć ze świadomością iż ktoś taki wysyłał Kubusiowi kwiaty. Czy robił to celowo? Czy Tomasz Aster co jakiś czas obserwował grób śmiejąc się ze mnie i mojego bólu? A może wysyłał do tego celu swojego mało rozgarniętego synka?
Choć było ciepło a wręcz gorąco przeszył mnie zimny dreszcz. Mimo wszystko nie mogłam uwierzyć w istnienie aż takiego zła. Wychowując się na wsi życie wydawało mi się być dużo prostsze i z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. A potem poznałam Jacka i Łukasza: mężczyzn z których każdy stał po przeciwnych stronach barykady i pokazał mi ich najgorsze cienie. Jak długo będą kładły się jeszcze na moim życiu? Jak długo przeszłość wciąż będzie mnie prześladować?
Zatopiona we własnych myślach początkowo w ogóle nie zauważyłam kilku mężczyzn znajdujących się koło grobu Kubusia. Dopiero wchodząc w uliczkę w której znajdował się jego nagrobek upewniłam się że majstrują coś przy nim. I już wiedziałam, że przeczucie znów mnie nie zawiodło: nie miałam pojęcia kim są ci mężczyźni. Na dodatek co mogli robić w takim miejscu i o takiej porze? (dochodziła już osiemnasta) Już zaczęłam się zastanawiać czy od razu nie pobiec do nich i o to nie zapytać czy może zadzwonić na policję gdy kolejna postać wstała z malutkiej ławeczki znajdującej się przed nagrobkiem Kubusia.
I zobaczyłam jej twarz.
To był Włodzimierz Kowalski. Moja konsternacja wzrosła. Co robił tu z dwoma innymi mężczyznami? Plus tej sytuacji był taki, że już nie obawiałam się tam podejść.
- Dzień dobry.- Odezwałam się dość wcześniej gdy dzieliło nas więcej niż dziesięć metrów. Były teść spojrzał na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.- Co pan tu robi?- Spytałam zwracając się do Kowalskiego.
- Przyszedłem zebrać odciski palców z nagrobka. Chcę zbadać kto wysyłał kwiaty na grób mojego wnuka.
- Och…- Byłam w szoku. A więc jednak mimo wszystko mi zaufał badając ten trop? A może Emil wcale nie wyjaśnił, że wie to ode mnie?
- Nie mam pojęcia czy ma to związek z jego porwaniem czy nie, ale tak czy inaczej chciałem zbadać ten ślad. Mogłaś powiedzieć mi o tym wcześniej, ale dobrze że powiedziałaś o tym chociaż Emilowi.- Wyjaśnił bez żadnej zachętny z mojej strony zupełnie jakby wiedział jakim torem podążały moje myśli.-  Mariola jest tu ze mną. Poszła kupić świeczkę, więc jeśli obawiasz się że zamierzam zdewastować nagrobek albo…
- Oczywiście, że nie.- Przerwałam jego irracjonalną uwagę.- Po prostu czuję się zaskoczona. To wszystko.- Dodałam.
- W takim razie panowie, wracajcie do pracy. To jest…- Zanim dokończył zrobił dłuższą przerwę.-…była żona Łukasza.- Obaj faceci skinęli mi głową. Zrobiłam to samo.
- Już pobrałem odciski palców, szefie.- Odezwał się po chwili jeden z nich.- Możemy już wracać chyba, że mamy zrobić jeszcze coś.
- Nie, to już wszystko. W takim razie jedźcie już do domu. Tylko najpierw wyślijcie analizę do laboratorium. Chcę mieć wyniki jak najwcześniej.
- Się rozumie. Do widzenia pani.- Pożegnali się ze mną.
- Do widzenia. – Odparłam zostając z panem Włodzimierzem sama. Oboje wpatrywaliśmy się w zdjęcie zamieszczone na nagrobku Kubusia bez słów.
- Czy coś już wiadomo?- Pierwsza przerwałam ciszę.
- Wciąż trwa śledztwo, ale miejsce pobytu Łukasza nadal pozostaje nieznane.- Wyjaśnił. Nadal gdy ze mną rozmawiał jego ton przybierał dość formalną formę, ale już nie otwarcie niegrzeczną jak poprzednio. Zastanawiałam się co powiedział mu Emil że teraz traktuje mnie lepiej.
- Nie ma żadnych tropów?
- Nie. Wiemy już przynajmniej o Astrze i jego powiązaniach z mafią Mochowskiego, ale nic więcej. Wciąż nie rozumiem dlaczego zainteresował się Łukaszem.
- Czy to jest aż tak istotne dla sprawy?
- Motyw zawsze jest istotny bo w zasadzie pozwala ją rozstrzygnąć w większości przypadków.
- Wiem, ale może czasami trzeba szukać po omacku: po prostu sprawdzać potencjalne miejsca pobytu zaginionego. Jakieś opuszczone domy, baraki na obrzeżach miasta.
-No cóż robimy i to, ale skoro uważasz że to niewystarczające to skoro tak bardzo znasz się na śledztwie…
- Nie to miałam na myśli- Choć wyraźnie próbał mnie obrazić nie chciałam zwiększać  miedzy nami rozdźwięku.
- Jak udało ci się przekonać Emila do twojej wersji zdarzeń?- Nagła zmiana tematu na moment zbiła mnie z tropu.
- Słucham?
- Co się stało że ci uwierzył? Zwłaszcza w tę historię o ciąży.
- Ta historia o ciąży jak się pan wyraził jest prawdziwa. – Odpowiedziałam lodowatym tonem.- A jeśli pan nie wierzy to już nie mój problem. Przyszłość rozstrzygnie kto miał rację.
- Słusznie.- Przyznał.- Zastanawia mnie tylko jedno.- Czy właśnie to powiedziałaś Łukaszowi? Że ułożyłaś sobie życie z Jackiem? I że spodziewasz się jego dziecka?- Spytał dalej nie wierząc w to, że dziecko którego się spodziewałam wcale nie jest Bończaka.
- Wcale nie.- Obruszyłam się.- Wtedy nawet nie miałam pojęcia o ciąży.
- A więc co mu powiedziałaś? Co takiego spowodowało, że znów wyjechał znienacka do Lublina?
-…nie powiedziałam mu niczego co mogłoby stanowić przyczynę jego wyjazdu. A tym bardziej zniknięcia.- Przerwałam pani Marioli odpowiadając zarzutom jej męża, bo jak zwykle próbowała przerwać nasz spór.
- Doprawdy? A jednak wygląda na to, że gryzie cię poczucie winy i coś wiesz.
- To co między nami zaszło jest tylko naszą prywatną sprawą. Więc nie rozumiem czemu to pana obchodzi.
- Nie w sytuacji gdy zaginął. I na dodatek z twojej winy. W tej chwili liczy się dla mnie każdy trop.
- Niech pan nie będzie bezczelny: jak niby miałabym mieć coś wspólnego z jego porwaniem?
- Mówię tylko to co myślę. Znów pewnie powiedziałaś mu, że jest winny wszystkim twoim nieszczęściom co? A on jak zwykle starał się udowodnić że tak nie jest więc wyjechał.
- Sam sobie pan zaprzecza. Prowadzi pan śledztwo zaginięcia syna, a jednocześnie sugeruje że ukrył się gdzieś po to by w samotności leczyć rany co jest po prostu śmieszne.
- Cieszę się, że cię to bawi ale mi nie jest to śmiechu w sytuacji gdy nie mam pojęcia co dzieje się z moim synem już od ponad trzech tygodni. Poza tym chodziło mi tylko o motyw. Wracając do Lublina mógł nacisnąć komuś na odcisk.
- Doskonale pan wie, że nie o to mi chodziło.- Syknęłam rozzłoszczona, bo ubodło mnie do żywego to iż uważał że rzeczywiście mnie to nie obchodzi.
- Więc skoro już tu jesteś i naprawdę chcesz pomóc to wyznaj co wiesz. O czym rozmawialiście gdy wybiegł za tobą po przyjęciu u mojej wnuczki?
- Karolina? Ty też tutaj? Widzę że ucięliście sobie z mężem pogawędkę.- Pogawędkę? Nawet posługując się najbardziej naciąganym eufemizmem naszej wymiany zdań nie można było nazwać inaczej niż kłótnią. I pani Mariola doskonale o tym wiedziała. Tyle, że po raz kolejny podjęła rolę mediatora między mną a panem Włodzimierzem.
- Tak. Wybrałam się na spacer i przechodząc obok cmentarza postanowiłam zajrzeć do Kubusia. No i spotkałam pana Kowalskiego z dwojgiem jakichś mężczyzn.
- Nie robili niczego złego. Po prostu…
-…już jej to wyjaśniłem kochanie.- Przerwał żonie kategorycznie.- Możesz zaczekać na mnie w aucie? Chcę dokończyć rozmowę z Karoliną.
- Rozmowę?
- Mariola, zaraz przyjdę.
- Możecie zrobić to przy mnie. No chyba, że ja nie mogę przy tym być.
- Oczywiście, że możesz. Po prostu…po prostu sądziłem że tak będzie lepiej. Chciałem spytać Karolinę o czym rozmawiała po raz ostatni z Łukaszem przed jego zaginięciem. To wszystko.
- I dlatego na nią krzyczysz?
- Wcale tego nie robię.
- Nie? Słychać cię na całym cmentarzu. Nie powinieneś jej tak traktować…
Przez jakiś czas przysłuchiwałam się ich dyskusji, ale potem zaczęło docierać do mnie coś jeszcze. Coś, co w pierwszej chwili wydawało mi się niedorzeczne, ale z każdą chwilą nabierało coraz realniejszych kształtów.
„Prosiłem go i perswadowałem by porozmawiał o tym z ojcem, ale on nie chciał o tym słyszeć. Na dodatek gdy dowiedział się, że mu o tym powiedziałem wściekł się i na mnie.”
„I zawsze były to krótkie przyjazdy z których w większości kłócił się z ojcem albo go unikał. Tata chciał by Łukasz wrócił w końcu do stolicy, ale tamten się uparł. Podczas którejś kłótni Łukasz powiedział nawet, że powinien się cieszyć że go w ogóle odwiedza bo po tym co zrobił nie powinien tego robić. Wyraźnie miał do niego o coś żal.”
Tak o kontaktach Łukasza z ojcem wypowiadał się Emil. Jego słowa jednoznacznie dowodziły, że nie było to lekkie spięcie ale coś co miało poważną przyczynę. A co powiedział mi sam Łukasz? Próbowałam wysilić swój umysł do przypomnienia sobie jego słów.
„Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy…”
„Gdybyś wiedziała znienawidziłabyś mnie”
„Wcześniej nie chciałem ci o tym mówić, bo nie sądziłem że kiedykolwiek jeszcze my…to znaczy że będzie istniała szansa… Bo tak naprawdę ona nie istnieje. My nie możemy być już razem, bo to nie jest…”
Boże, jak mogłam wcześniej tego nie dostrzec?! To było właśnie to brakujące ogniwo, to właśnie ta myśl nieustannie mi umykała! I to właśnie to starałam się sobie przypomnieć.
- To pan jest winny wyjazdu Łukasza.- Odezwałam się cichym acz pewnym tonem.
- Co?- Spytali jednocześnie Kowalscy. Zignorowałam jednak panią Mariolę i spojrzałam twardo na pana Włodzimierza.
- Wiem, że się pan z nim kłócił, że Łukasz po naszym rozwodzie już panu nie ufał. I nie miało to nic wspólnego ze mną. Łukasz musiał mieć ważny powód.
- Co ty bredzisz dziewczyno? Zgadzaliśmy się we wszystkim poza kwestią dotyczącą ciebie. I wcale nie było to tak poważne jak sugerujesz.
- Czyżby? Chce pan wiedzieć czego dotyczyły ostatnie słowa pańskiego syna przed jego zaginięciem?- Zrobiłam wymowną pauzę.- Pana. Łukasz powiedział mi, że nie możemy być razem bo gdy dowiem się prawdy o panu nie będę chciała go znać.
- Nie mógł tego powiedzieć.
- Ale powiedział. Bał się pana. Bał się, że być może pan mnie skrzywdzi.- Ostatnie zdanie wypowiedziałam lekko niepewnym tonem. Sama nie wierzyłam w to co mówię, ale nie znajdowałam innego rozwiązania. Bo jakoś nie mogłam uwierzyć w to, że pan Kowalski mógł zrobić mi realną krzywdę. Ale w głosie Łukasza brzmiał autentyczny strach. On naprawdę bał się swojego ojca.
- To najbardziej absurdalne oskarżenie jakie słyszałem. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę co sugerujesz? To zwyczajna potwarz. Nigdy nie skrzywdziłbym własnego syna.- Widząc ogień i prawdę w jego oczach na moment straciłam rezon. Nie wydawało mi się że kłamie. Jego oburzenie było szczere. Ale to co widziałam w oczach byłego męża też. O co więc mogło chodzić?
„Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy…”
„Gdybyś wiedziała znienawidziłabyś mnie”
- Nie sugeruję, że mógłby mnie pan skrzywdzić.- Odparłam, bo zrozumiałam że wcale nie o to mogło Łukaszowi chodzić.- Powiedziałam tylko, że pański syn czegoś się bał. Wyznał mi, że gdybym poznam prawdę o jego ojcu to nie będę chciała go znać, to go znienawidzę.- Dopiero teraz trybiki w mojej głowie zaczęły działać układając się w logiczną całość.- Tak, teraz już wszystko rozumiem. On sugerował, że musi załatwić jakąś sprawę. I że to przez pana grozi nam niebezpieczeństwo.- Wymierzyłam w niego oskarżycielsko palec, choć scena ta wyglądała bardzo melodramatycznie: ja spocona i rozczochrana w zwykłym dresie, Kowalski z nieprzejednanym wyrazem twarzy patrzący na mnie niczym lew gotujący się do skoku na swoją przyszłą ofiarę. Tyle, że jak nieco niepewny lew co zauważyłam przyglądając się mu nieco uważniej.
- Mój syn nigdy by tak nie powiedział- Odezwał po dobrej chwili.
- Ale to zrobił. Bał się pana.
- Jak…
-…powiedział, że grozi mu niebezpieczeństwo ze strony ojca? Tak dokładnie się wyraził?- Wtrąciła się pani Mariola. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o jej istnieniu. Zauważyłam też w jej oczach niepokój.
- Taak. Chyba tak.- Odparłam z namysłem.- Nie pamiętam dokładnie, bo byłam bardzo rozżalona. Poza tym od tego czasu minął już prawie miesiąc.
- Powiedział ojciec czy Gardo?
- Nie pamiętam.- Nie rozumiałam czemu aż tak to drąży. Przecież to nie miało znaczenia, bo gdyby miało znaczyłoby że…- Co znaczy to pytanie?
- Boże.- Mrugnęła tylko starsza kobieta chowając twarz w dłoniach. Spojrzałam na nią z niepokojem. Potem przeniosłam wzrok na jej męża, który nerwowo zaciskał dłonie. Na jego twarzy malował się wyraz przerażenia: stał się przy tym bardzo blady tak że po raz pierwszy nie widziałam w nim zaciekłego policjanta ale starszego człowieka znękanego po zniknięciu syna.
- Czy…- Ciężko było zadać mi to pytanie, ale musiałam:- …czy ojcem Łukasza jest ktoś inny?
- Oczywiście, że nie.- Odparł natychmiast pan Włodzimierz potrząsając głową jakby chciał wyrwać się spod wpływu swoich myśli.- Musimy już iść Mariolu.
- Przestań już.- Zaprotestowała jego żona.- Ona musi poznać prawdę.
- Jaką znowu prawdę? Powinna wracać lepiej do Jacka.
- Włodziu, i tak jest w to zamieszana. Słyszałeś, że przed wyjazdem Łukasza coś między nimi zaszło.
- Tak i dlatego związała się z Jackiem, co?
- Wcale nie jestem związana z Jackiem!- Miałam już dość jego ciągłych oskarżeń i rozmawiania o mnie tak jakby mnie tam nie było.
- Nieważne. Nie mam czasu na kłótnie. – Machnął dłonią w lekceważącym geście. Zauważyłam, że szykuje się do odejścia.
- Boże, czy to możliwe? Po tylu latach…- W przeciwieństwie do męża pani Kowalska wcale nie zdołała się pozbierać. Miała tak zgnębiony głos, że choć bardzo chciałam nie próbowałam jej zatrzymać żądając wyjaśnień. Poza tym właściwie ich nie potrzebowałam. Przecież zrozumiałam o co chodziło. Zrozumiałam to doskonale.
A więc chodziło o prawdziwego ojca Łukasza. Kowalski nie był jego biologicznym ojcem, choć dał mu swoje nazwisko. Kto więc był nim w rzeczywistości? Co się z nim stało? I dlaczego sama wzmianka o nim napawała panią Mariolę aż takim strachem? Czy naprawdę prawdziwy ojciec Łukasza mógł mieć związek z jego zniknięciem? Tylko niby co? Tak bardzo chciałabym zapytać o to pana Włodzimierza, ale zaniechałam tego. Patrząc jak swoim ramieniem mocno obejmuje żonę zdałam sobie sprawę, że za tą historią kryje się więcej niż podejrzewałam. Dramat, który niszczył życie przynajmniej trzem osobom. Tyle tylko czy miał on związek z porwaniem Łukasza?
To dlatego nakazałam sobie cierpliwość. Nie byłam aż tak samolubna by nie wiedzieć, że ten temat sprawia mu ból. Mogłam go nie znosić jako człowieka, ale nigdy nie byłam gruboskórna i nie zamierzałam go ranić. Choć bardzo ciekawiły mnie okoliczności tego wszystkiego. Poza tym Łukasz zawsze wydawał mi się być podobny do ojca, ale może to tylko podobieństwo pozorne? Może po prostu siłą sugestii tak mi się  tylko wydawało. Od tych licznych rozmyślań rozbolała mnie głowa. Miałam dość tajemnic i ciągłych rewelacji; chciałam zapaść w głęboki sen i obudzić się dopiero wtedy gdy wszystko się już rozwiąże. Z Łukaszem nad moim łóżkiem. Ale to niestety była tylko mrzonka.
Słowa pani Marioli prześladowały mnie przez resztę wieczoru i nocy. Nie mogłam uwierzyć, że mogła zdradzić męża. Przecież musiała urodzić już Emila. Mógł mieć jakieś 5-6 lat. Dlaczego więc związała się z kimś innym? I mimo wszystko została przy panu Kowalskim?
Zastanawiałam się również nad tym czy Łukasz o tym wie. Istniała możliwość, że to przede mną zataił, ale obstawiałabym raczej że nie miał o tym zielonego pojęcia. Chyba, że nie znałam go tak dobrze jak sądziłam: mógł przecież ukrywać przede mną ten fakt.
Dwa dni później, trochę ochłonąwszy po kolejnej dawce rewelacji jakie poznałam na grobie Kubusia, wybrałam się na duże zakupy spożywcze do hipermarketu. Nie pracowałam, więc moje skromne zapasy gotówki z wypłaty kurczyły się bardzo szybko dlatego musiałam zachowywać się oszczędnie.
Po nich miałam zamiar odwiedzić Emila. Po naszej ostatniej rozmowie zdecydowałam, że jest on odpowiednią osobą do wyjaśnienia mi kwestii ojcostwa lub nie Włodzimierza Kowalskiego. Trochę bałam się sytuacji gdy nie będzie miał o tym pojęcia. Nie chciałam dodatkowo zakładać mu zmartwień, ale jeśli ten fakt był istotny dla porwania Łukasza musiałam spróbować i tego. Postanowiłam jednak, że gdy brat mojego byłego męża nie będzie o niczym wiedział wtedy porozmawiać z panem Włodzimierzem. Temat trudny czy nie po prostu musiałam znać prawdę. Miałam jednak szczerą nadzieję, że tego uniknę a nawet jeśli nie to dwa dni na zebranie mentalnych sił musiało mu wystarczyć na rozmowę z potencjalnym wrogiem za jakiego z pewnością mnie uważał.
Stało się jednak inaczej.
Tak jak zwykle moje planowanie nie zdało się na nic, bo los miał dla mnie inne atrakcje. A był im kolejny komunikat w wiadomościach dotyczących porwania.
W zasadzie coraz większe zainteresowanie sprawą mediów nie było dziwne: od czasów sprawy Masy głośniejszego śledztwa w Polsce nie było. Tyle, że co innego jak słuchasz w telewizji czy czytasz w prasie o jakimś strasznym wydarzeniu gdy dotyczy ono abstrakcyjnych osób; inaczej jest gdy są nimi ludzie z twojego otoczenia.
Zwłaszcza gdy jednego z nich kochasz.
To dlatego słysząc o wielkim przełomie w prowadzonym śledztwie totalnie wmurowana w fotel z napięciem słuchałam każdego słowa dziennikarza choć docierały do mnie z trudem.
Bo nie chciałam wierzyć w to co słyszałam.
Znaleziono ślady DNA byłego agenta Kowalskiego opuszczonym baraku…
Plamy krwi na pozostawionym ubraniu...
Agenci szukają nowych tropów…
W przerażenie wprawiło mnie zwłaszcza ostatnie zdanie spikerki: Niewykluczone, że jeśli krew należy do zaginionego, może to oznaczać coś więcej niż zranienie.
Coś więcej niż zranienie.
Coś więcej niż zranienie.
Nie, nie powinnam poddawać się przerażeniu. Łukasz żył i miał się dobrze. Musiałam w to wierzyć, jeśli nie chciałam do reszty sfiksować. Bo on po prostu musiał żyć: innych opcji nie było. Bo jeśli tak nie było moja dusza też stałaby się martwa.
Czułam jak w moich oczach stają łzy. Tym razem płakałam bezgłośnie: starałam się nie poddawać rozpaczy, tłumaczyć że to jeszcze nic nie znaczy, że wcale nie powiedziano że krew należała do Łukasza. Tyle, że co z tego? Mijał równo miesiąc od jego zniknięcia a ja nadal nic nie wiedziałam. Teraz miałam się jeszcze zastanawiać czy on w ogóle żyje?
„Kocham cię Łukasz. I nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze? Nawet jeśli będę plotła głupoty to pamiętaj o tym.”
– Wiem, Karola, wiem.”
Przypomniałam sobie moment, gdy uświadomiłam sobie, że jestem w ciąży z Kubą. Łagodne kojące słowa mojego byłego już męża zapewniające mnie że wszystko będzie w porządku, że cieszy się z dziecka. I swoje gdy lekko zakłopotana swoim wcześniejszym wybuchem poprosiłam go o to by nigdy mnie nie zostawiał. Co jednak znaczy taka obietnica wobec śmierci?
Byłam bezsilna: gdyby cokolwiek zależało ode mnie, nawet jeśli byłoby to piekielnie trudne to czułabym się lepiej. Sama świadomość tego, że nie jestem bezużyteczna przyniosłaby mi ukojenie. A tak? Po zwolnieniu z pracy przez całe dnie zamartwiałam się przechadzając się od pokoju do pokoju i starając się nie myśleć o porwaniu. Było to jednak bezcelowe, bo wciąż myśl o nim siedziała mi w głowie.
Wieczorem, jeszcze tego samego dnia po telewizyjnym komunikacie odwiedził mnie Bończak. Jego wizyta była dla mnie zaskoczeniem, bo od ponad tygodnia praktycznie mnie nie odwiedził (rozmawialiśmy tylko raz gdy powiedziałam mu o tym, że Gardo nie jest biologicznym ojcem Łukasza). Mimo to paradoksalnie spodziewałam się jej. Wcześniej odebrałam już telefon od Beaty i mamy która dopiero co dowiedziała się o całej sprawie. Teraz, gdy sprawa nabierała rozgłosu nie emitowano jej tylko na jednym kanale ale przynajmniej trzech.
Na początku Jacek spytał mnie o to czy widziałam komunikat: było to zbędne bo moje samopoczucie mówiło samo za siebie. Doceniałam jednak że starał się być delikatny. Pocieszał mnie jak tylko umiał. Zapewniał, że Łukasz prędzej czy później się znajdzie, że na pewno żyje i ma się dobrze. Że widząc mnie w takim stanie byłby mną rozczarowany. (To miało służyć zmuszeniu mnie do zjedzenia kolacji na którą nie miałam najmniejszego apetytu). Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić. Bo jak mogłam w takiej chwili myśleć o jedzeniu? I żaden argument dotyczący potrzeb dziecka do mnie nie przemawiał. Gdyby moje maleństwo rzeczywiście potrzebowałoby posiłku to organizm sam dałby mi to odczuć. Może jak na koniec pierwszego trymestru praktycznie nie miałam brzucha, ale lekarz zapewniał mnie że dziecko rozwija się prawidłowo więc nie mam powodów do obaw. Nie był to wynik mojego braku apetytu. Poza tym co niby miałam robić, gdy żołądek stale podchodził mi do gardła?
Kilka następnych dni było jeszcze gorszych: przez moje mieszkanie i komórkę przewinęła się masa osób i numerów telefonu: mama, siostra, brat, przyjaciółki, Jacek, Patrycja, Emil… Niektórzy chcieli znać szczegóły akcji, inni starali się mnie pocieszyć. Jeszcze inni jak na przykład moja siostra nie wiedząc nic o uczuciach którymi darzyłam byłego męża dolewała jeszcze sól na moje rany mówiąc o nim jakby już zginął. A on przecież żył, do cholery. Musiał żyć. Słowa Jacka wciąż tkwiły mi w głowie niosąc pocieszenie. Dlatego zdziwiłam się gdy podczas jego kolejnych odwiedzin powiedział mi coś zupełnie innego.
- Karola, myślałaś o tym co się stanie jeśli Łukasz się nie odnajdzie?
- Jak to się nie odnajdzie? Przecież sam zapewniałeś mnie, że tak się nie stanie, że to niemożliwe.
- Tak, ale to czysto hipotetyczne pytanie. Wiem, że rzuciłaś pracę, pieniędzy z ostatniej wypłaty nie starczy ci pewnie nawet na bieżący czynsz i opłaty. Na dodatek mieszkasz tu sama, bez żadnej opieki i jesteś w ciąży.
- Do czego zmierzasz?- Przerwałam mu suchym tonem. Żałośnie słuchało się o własnych niedostatkach z ust przyjaciela.
- Do tego, że twoja sytuacja jest niezmiernie trudna. A będzie jeszcze trudniejsza gdy Kowalski się nie odnajdzie.
- Łukasz się znajdzie. Wiem o tym. On żyje.
- Pewnie tak. Ale wiesz też, że to może się stać za godzinę, jutro, miesiąc, rok a nawet i lata.- Z każdym słowem Bończaka moje serce biło coraz szybciej.- Dlatego mam pewne rozwiązanie.
- Rozwiązanie.- Powtórzyłam słabo, bo czułam jak zaczynam się pocić. Intuicyjnie wyczuwałam, że to co zaraz usłyszę może wywrócić mój świat do góry nogami.
- Tak.- Przytaknął. Potem spojrzał na mnie i przełknął ślinę zanim dodał:- Uważam, że powinniśmy się pobrać.

piątek, 26 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLV: Wyjaśnienia Emila



 Byłam pewna, że Emil Kowalski dał sobie spokój z zatrzymywaniem mnie gdy usłyszałam wykrzykiwane swoje własne imię.
- Karolina!- Dochodziłam właśnie do furtki w ogrodzie. Celowo udałam, że go nie słyszę. Teraz nagle chciało mu się ze mną gadać? Cóż za ironia, bo mnie z nim nie. Poza tym domyślałabym się co chciałby mi powiedzieć. Jak wielką jestem kłamczuchą sugerując, że ojcem mojego dziecka jest Łukasz.- Zatrzymaj się!- Usłyszałam ponownie, a wielka postać niemal zabiegła mi drogę. Przez kilka sekund słychać było tylko jego przyspieszony oddech. Potem powtórzył zadane mi wcześniej pytanie- Z kim jesteś w ciąży?
- Na pewno nie z tobą.- Nie wiem jakim cudem zdobyłam się na ironię w takiej chwili. Po prostu cała złość, całe to rozgoryczenie z Włodzimierza Kowalskiego skumulowało się i przeniosło na postać jego starszego syna.
- Pytam poważnie.
- A ja poważnie odpowiadam. Nic mnie nie obchodzi to co myślisz. Już nie.- Mówiłam prawdę. Bóg mi świadkiem, że próbowałam naprawić swoje błędy, że próbowałam być wyrozumiała wobec byłego teścia rozumiejąc jego ból i punkt widzenia. Nawet wobec samego Emila byłam grzeczna udając, że nie zauważam skrywanej niechęci. Miałam nadzieję wyjaśnić mu wszystko na spokojnie, pozwolić by zrozumiał co tak naprawdę zaszło między mną a jego bratem. Co nadal między nami trwa.Wierzyłam w to, że był inny niż własny ojciec, ale się pomyliłam. I tym razem nie chodziło o żadną dumę: po prostu wiedziałam że to i tak nic nie da. Tak jak nie dało w przypadku pana Włodzimierza. - Myślałam, że mi pomożesz, ale ty tak jak cała twoja rodzina uważacie mnie za chodzące zło.
- Czy to dziecko mojego brata?- Spytał wprost ignorując moje wcześniejsze słowa. Ubodło mnie to, że wyraźnie słyszałam niedowierzanie w jego głosie. A więc też mi nie uwierzył. Trudno.
- Nie.- Zaprzeczyłam.- To tylko moje dziecko.
- Boże, Karolina nie zachowuj się infantylnie. Muszę wiedzieć, rozumiesz? Jeśli naprawdę mam ci pomóc to muszę poznać odpowiedź na to pytanie.- Spuściłam na moment wzrok, bo nagle uświadomiłam sobie, że w tej chwili z tą skupioną miną tak bardzo przypominał mi Łukasza, że aż to bolało. - Jeśli tak to…to wyznam ci wszystko.
- I tak po prostu mi uwierzysz?- Spytałam celowo wplatając w mój głos ironię. Spojrzałam na Emila chcąc zobaczyć jaką to wywołało w nim reakcję. Wciąż byłam na niego zła.
- Tak.- Przytaknął z taką pewnością, że czułam jak mimo niechęci lekko się rozluźniam. Bo z jego słów wyzierała prawda. Choć może to była tylko adwokacka sztuczka? W końcu w sądzie nie raz musiał zachowywać pokerową twarz broniąc złodziejów i innych złoczyńców wypadając przy tym wiarygodnie.- A więc? Jesteś w ciąży z Łukaszem?- Milczałam przez jakiś czas zbierając się w sobie, choć wiedziałam że odpowiedź typu tak czy nie w zupełności by wystarczyła. Tyle, że…nie przemogłam się by powiedzieć coś więcej. Skinęłam tylko twierdząco głową.
- Tak. A teraz przepraszam. Ja nie mogę…naprawdę powinnam iść już do swojego domu. Nie czuję się najlepiej.- Stchórzyłam nie chcąc dopuścić do całkowitego załamania które niechybnie by nastąpiło gdybym spędziła z Emilem jeszcze chwilę. Zamierzałam odejść, ale powstrzymał mnie gestem dłoni.
- Przepraszam, nie miałem pojęcia…Boże, dlaczego wy dwoje musieliście to tak bardzo skomplikować?- Choć zupełnie się tego nie spodziewałam, brat Łukasza mnie przytulił. Nie potrafiłam się już powstrzymać: czułam jak moje łzy spływają nieprzerwanym strumieniem po policzkach. O dziwo nie czułam się zażenowana tym niezręcznym pokazem uczuć: wtulona w ciepłe ramię byłego szwagra mogłam bez przeszkód wylewać łzy w jego koszulę. A co najdziwniejsze on mi na to pozwalał.- Proszę, uspokój się już. Nie płacz. Nie chciałem sprowokować cię do tego. Naprawdę bardzo mi przykro…Po rozmowie z ojcem byłem tak wściekły, bo naprawdę sądziłem że zakpiłaś z uczuć Łukasza po raz kolejny. Ale teraz jest mi bardzo, bardzo przykro.- Emil wciąż mówił zapewniając mnie o swoich przeprosinach aż w końcu nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem rozbawiona jego nieporadnością. Choć zaraz ten śmiech przerodził się w urwany szloch gdy mimowolnie porównałam jego zachowanie z Łukaszem. Jak mocno i pewnie obejmowały mnie jego ramiona gdy pełna wyrzutów sumienia po rozmowie z Jackiem chciałam wszystko między nami wyjaśnić. Jak bardzo rozumiał moją potrzebę ukojenia, fakt że żadne słowa nie były potrzebne: wystarczyło tylko poczucie zrozumienia i bliskości którą czułam w jego ramionach.
- Już w porządku- Delikatnie wysunęłam się z objęć Emila.- Już dobrze.- Powtórzyłam gdy patrzył na mnie z niepokojem i wyrzutami sumienia-. Nie powinnam reagować w ten sposób, ale ostatnio dość często mi się to przytrafia. Nie wiem jak inne kobiety w stanie błogosławionym sobie z tym radzą.- Pociągnęłam nosem ścierając z policzka łzy. Próbowałam się nawet uśmiechnąć, ale wypadło to raczej blado. Jednak w tym momencie na więcej nie było mnie stać.
- To ja zachowałem się nie na miejscu. Tylko po tym wszystkim co powiedział mi ojciec, po tym jak dowiedziałem się o Jacku i wyciągnąłem niewłaściwy wiosek co do twojej ciąży trochę mnie poniosło. Sądziłem iż wykpiłaś mojego brata. A Łukasz tak bardzo poświęcił się by na nowo zdobyć twoje uczucie.
- Czy naprawdę robił to wszystko dla mnie?- Spytałam cicho. Miałam nadzieję, że teraz Emil będzie ze mną szczery.
- Ty mnie o to pytasz? Chyba sama powinnaś doskonale wiedzieć, że bardzo cię kocha i nigdy nie przestał. Zwłaszcza po tym co zaszło między wami po jego przyjeździe do stolicy.- Dodał wymownym tonem. Wiedziałam, że ma na myśli moją ciąże. Zaczęłam się zastanawiać co sobie teraz myśli. Przespała się z nim a potem zostawiła? A może to Łukasz czymś ją uraził więc nie była pewna jego uczuć? A co jeśli jednak mój brat zrozumiał, że nie ma szans na wspólną przyszłość z nią? Starałam się jednak tego nie robić, to znaczy nie myśleć. Nie, jeśli miałam w końcu poznać całą prawdę.
- Ale nie wiem. To znaczy… nie wiedziałam do tej pory. Sądziłam, że Łukasz żałuje tego co między nami zaszło. My tego nie planowaliśmy…to znaczy po prostu wyjaśnialiśmy  sobie wszystko i po prostu…po prostu…a potem twój brat…on kazał mi o tym zapomnieć. Co miałam sobie pomyśleć? Sądziłam, że kierowały nim tylko wyrzuty sumienia i nie zamierza odnawiać ze mną żadnego kontaktu. Ciężko było mi rozgryźć co wynikało z litości a co było uczuciem. Bałam się tego wszystkiego, czułam się zagubiona. I tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałam, że targały nim sprzeczne emocje: z jednej strony czułam, że chciał ze mną być; z drugiej czasami wydawał być wściekły jakbym to ja spowodowała coś co zrobił wbrew sobie. W dodatku ten jego wyjazd…nadal nie mam pojęcia co o tym myśleć.
- Chyba rozumiem.- Powiedział łagodnie zdając sobie sprawę, że nie jest mi łatwo o tym mówić. Wiedziałam, że moje myśli są dość nieskładne a co dopiero słowa.-Wejdziesz znów do środka? Usiądziemy gdzieś i porozmawiamy na spokojnie. Obiecuję ci, że teraz powiem ci wszystko co wiem.
- Tak..- Zgodziłam się.
Przy drzwiach czekała na nas zaniepokojona Patrycja. Widząc moją zapłakaną twarz podała mi nawilżające chusteczki. Przyjęłam je bez słowa. Nadal nie wiedziałam co mam o niej myśleć.
- Choć Karolina, zaprowadzę cię do łazienki. Trochę się odświeżysz, a ja z Patrycją zrobię ci w tym czasie jakiejś ziołowej herbaty.
- Nie to nie jest…jasne.- Zmieniłam zdanie, gdy zrozumiałam że najprawdopodobniej Emil miał zamiar wytłumaczyć żonie nagłą zmianę frontu. A ja nie chciałam być tego świadkiem. Nie miałam już mentalnych sił na to by powtórnie wszystko wyjaśnić.
Gdy uspokoiłam się na tyle by wyjść z łazienki w kuchni czekali na mnie oboje. Pati przeprosiła mnie za swoją wcześniejszą niedelikatność, a ja zapewniłam ją że nie stało się nic złego. Przemywając twarz zimną wodą zrozumiałam, że należało ją raczej chwalić za lojalność wobec rodziny a nie gniewać się na nią.  W końcu chciała wraz z mężem szczęścia Łukasza. Nie wiedziała, że moim celem jest to samo.
- Ponad dwa lata temu Łukasz nie wyjaśnił mi dlaczego podjął decyzję o wyjeździe.- Zaczął Emil kilka minut później gdy upiliśmy kilka łyków ze swoich kubków, a Patrycja zdecydowała się zostawić nas samych tłumacząc się koniecznością rozmowy z córką Magdą. Podejrzewałam jednak, że prawda była taka, iż chciała zapewnić nam możliwość spokojnej rozmowy.- Zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle: nigdy nie był zbyt wylewnym facetem, ale wobec swojej najbliższej rodziny był dość otwarty. Zwłaszcza ojca czy mnie. Kładłem to na krab rozwodu i śmierci jego syna uznając, że należy mu dać czas by samemu się z tym uporać. Łukasz nie był głupi, więc wiedziałem że jeśli poczuje że sytuacja może go przerosnąć i będzie potrzebował pomocy nie zawaha się o nią poprosić. Ale najwyraźniej okazało się być zupełnie inaczej. Coś go gryzło, wyraźnie było to widać. Najgorsze było to dla mojej matki. Łukasz zaczął ją traktować inaczej, z jakimś chłodem i dystansem. Potem, tuż przed wyjazdem do Lublina przeprosił ją za wszystko i podziękował. Do dziś nie ma pojęcia o co mogło chodzić.
- Łukasz tego nie wyjaśnił?
- Nie. Nigdy więcej nie wracał do tego tematu.- Emil westchnął.- A potem wyjechał. Zmienił numer komórki, nie podał nam adresu. Właściwie wiedzieliśmy tylko że mieszka w Lublinie ale to spore miasto, więc ciężko było odkryć gdzie tak naprawdę wynajmuje mieszkanie. No i przede wszystkim za co, bo jak już wiesz zrezygnował z pracy w CBŚ podejmując jakieś zwykłe zleceniówki. Przez jakiś czas był chyba nawet zwykłym ochroniarzem w hipermarkecie. Ojciec próbował ustalić jego adres na własną rękę by chociaż uspokoić mamę, ale Łukasz zatarł za sobą wszelkie ślady. W końcu nie był amatorem: po latach pracy w służbach specjalnych doskonale mu to się udawało. Dzwonił tylko wtedy gdy to chciał, przyjeżdżał tak samo. Nie na święta gdy można się go było spodziewać, ale najczęściej w środku tygodnia. I zawsze były to krótkie przyjazdy z których w większości kłócił się z ojcem albo go unikał. Tata chciał by Łukasz wrócił w końcu do stolicy, ale tamten się uparł. Podczas którejś kłótni Łukasz powiedział nawet, że powinien się cieszyć że go w ogóle odwiedza bo po tym co zrobił nie powinien tego robić. Wyraźnie miał do niego o coś żal. Myślę, że mogło chodzić o ciebie.
- O mnie?
- Tak. Łukasz wiedział, że to ciebie ojciec obwiniał za rozwód z moim bratem. Może więc bał się że jeśli działoby się coś złego to nie wypełniłby jego polecenia? W każdym razie tak właśnie przypuszczam. Bo to mnie poprosił bym miał na ciebie oko i jeśli działoby się coś złego to dał mu znać.
- W takim razie teraz rozumiem dlaczego z kolei darzy taką niechęcią mnie. Widocznie uważa, że to ja jestem winna jego pogorszenia kontaktów w młodszym synem.
- Pewnie tak. Wiesz jaki jest ojciec: on po prostu chciałby by jego najbliżsi uniknęli wszelkiego zła tego świata. Tyle, że niestety jest to niemożliwe. A tak a propos, powiedziałaś mu o tym że zostanie dziadkiem?
- Tak, ale nie zareagował tak jak ty. Nie uwierzył mi i zamiast go do siebie przekonać tylko jeszcze bardziej rozwścieczyłam bo sądził że chce wrobić Łukasza w ojcostwo. Uważał, że zrobiłam to tylko po to by się wybielić. Ja dodatek zarzucił mi, że jestem podłą kłamczuchą.
- Przepraszam, że ja początkowo zareagowałem tak samo.- W oczach Emila znów ujrzałam błąkające się poczucie winy.
- Teraz to już bez znaczenia. W zasadzie to sama trochę sprowokowałam całą tę sytuację nie prostując prawdy. Ale co miałam powiedzieć rodzinie i znajomym? Że jestem w ciąży z byłym mężem który właśnie wyjechał z miasta i mnie zostawił skoro właściwie nawet niczego nie zaczęliśmy? Wolałam więc by myśleli co chcą.
- Miałaś…to znaczy nie chcę cię oceniać i jeśli nie chcesz odpowiedzieć na to pytanie to zrozumiem, ale mimo to chciałbym wiedzieć czy…Czy miałaś zamiar w ogóle powiedzieć  mojemu bratu o ciąży?
- Tak, ale chciałam trochę z tym poczekać. Czułam się zraniona jego odmową…ale o tym opowiem ci później. Najpierw ty opowiedz mi wszystko co wiesz. Co było dalej? To znaczy po jego powrocie do stolicy? Jak Łukasz powiązał sprawę porwania Kubusia i siatki Bajkowskiego z dilerem Mochowskim, który kilka lat temu został aresztowany za narkotyki?
- Nie mam pojęcia.- Emil wzruszył ramionami. Widziałam też, że jest zaskoczony iż to wiem.- Choć zwykle mówił mi o wszystkim, w tej sprawie był bardzo skryty. Powiedział tylko, że musi dotrzeć do sedna całej szajki i nie zadowoli się tylko wykonawcami roboty którzy siedzą w więzieniu za śmierć jego syna. Że musi dotrzeć do zleceniodawców. Bałem się tego, bo gdy dwójka porywaczy twojego syna została aresztowana Łukasz niemal śmiertelnie pobił jednego z nich. Nie wiem  czy o tym wiesz.- Skinęłam tylko głową nie chcąc mu przerywać.- Także jak pewnie rozumiesz nie chciałem by zemsta przysłoniła mu cały świat, a zanosiło się na to że jednak tak się stało. Prosiłem go i perswadowałem by porozmawiał o tym z ojcem, ale on nie chciał o tym słyszeć. Na dodatek gdy dowiedział się, że mu o tym powiedziałem wściekł się i na mnie. Od tamtej pory nic mi nie mówił o tej sprawie. Przychodził tylko po to by spytać o ciebie.
- Kiedy zrobił to po raz pierwszy?
- Zaraz po powrocie do Warszawy. Mimochodem spytałem go wtedy o śledztwo, a on odparł mi że wszystko jest już zakończone i może żyć spokojnie. Trochę mnie to wtedy zastanowiło, bo nie słyszałem od ojca o żadnym aresztowaniu jakiegoś znaczącego przestępcy czy też jego śmierci gdyby Łukasz planował załatwić wszystko drogą prywatną, ale jednocześnie ucieszyłem się że jednak się opamiętał. Znikła gdzieś ta nerwowość która stała się już niemal charakterystyczna dla jego osoby i napięcie w oczach. Czułem, że wreszcie odzyskałem brata.- W tym miejscu Emil przerwał na moment upijając ze swojej filiżanki łyk kawy.- Wtedy nie wiedziałem też, że planuje z się na nowo osiedlić w Warszawie, więc cieszyłem się że planuje spędzić z nami choć miesiąc aż do drugiej rocznicy śmierci Kubusia.  Miałem też nadzieję, że za jego pytaniami o ciebie nie kryje się zwykła ciekawość, że być może wrócił tu dla byłej żony.- Uśmiechnął się do mnie lekko. Odpowiedziałam w ten sam sposób.
- Głównie stało się to za sprawą mojej żony. Po pierwszej wizycie Łukasza stwierdziła, że w jego oczach gdy pytał o ciebie zauważyła coś szczególnego, więc wciąż musi cię kochać i jeśli chcę go zatrzymać w Warszawie na stałe to trzeba wybadać całą sytuację. To wtedy wpadła na pomysł odnowienia z tobą kontaktu i tego całego swatania. Znasz Patrycję: ja niechętnie się zgodziłem: w końcu nie sądziłem że coś złego może z tego wyniknąć. Jak się okazało moja żona miała rację, bo po waszym pierwszym spotkaniu wydawał się być zamyślony, spięty. Gdy tylko słyszał twoje imię cały się mobilizował. Niechętnie musiałem przyznać Patrycji racje: ją  z kolei bardzo to bawiło. Zawsze podkreślała, że wasz rozwód był zupełnie niepotrzebny i powinniście przejść przez to wszystko razem. Zwłaszcza, że jak twierdziła oboje się kochacie. Po trzeciej lub czwartej wizycie w odpowiedzi na jej insynuację jakoby coś do ciebie jeszcze czuł nie zaprzeczył. Przyznał nawet, że jeśli istnieje dla was jeszcze szansa i jeśli jesteś sama to chciałby spróbować. Pati zapewniła go tym, ale Łukasz wolał sprawdzić to sam. Potem mówił, że moja żona musiała się najwyraźniej pomylić, bo spotykasz się z Jackiem.- Pomyślałam, że musiało to mieć miejsce gdy zastał wczesnym porankiem Jacka w moim mieszkaniu. Przecież oczywisty wydawał się wniosek, że skoro o szóstej rano przebywał w moim mieszkaniu to i również łóżku.- Patrycja uparcie twierdziła, że zaprzeczyłaś jakoby łączyło was coś więcej więc jeszcze raz powiedziała to Łukaszowi. On jednak w to nie wierzył: mimo to powiedział nam o paczce którą ktoś ci wysłał i wyjaśnił że zamierza pomóc ci odnaleźć jej nadawcę. Wtedy Pati zdecydowała, że wszystko powinno ułożyć się samemu: obserwując twoje zachowanie jak to twierdziła „dałaby sobie uciąć rękę” że ty też wciąż kochasz mojego brata i ta wspólna sprawa jeszcze nas połączy. Potem wymyśliła to całe przyjęcie Magdy na potrzeby swoich swat.  Nazwała to momentem kulminacyjnym. Ja wówczas byłem dość zaniepokojony: ojciec poinformował mnie że spotykasz się z Jackiem i tylko zwielokrotnimy cierpienie Łukasza ponownie pozwalając mu się łudzić. Zakazałem jej się w to wtrącać i uciąłem całą sprawę. Ona śmiejąc się powiedziała, że Łukasz poinformował ją że zamierza zostać w Warszawie na stałe. Retorycznie spytała mnie o przyczynę tego stanu rzeczy którą według niej naturalnie byłaś ty. Bardzo nas to zaskoczyło zwłaszcza, że kilka dni później podjął decyzję o wyjeździe. Byłem na siebie wściekły za całe te swaty, bo uważałem że to one przyczyniły się do ponownego wyjazdu mojego brata. Jednocześnie całą złością obarczyłem ciebie, bo myślałem że najwyraźniej ojciec miał rację i dla ciebie to wszystko nic nie znaczyło. W końcu w przeszłości dobitnie dałaś do zrozumienia że nigdy nie wybaczysz mu przeszłości. To chyba wszystko co mogę ci powiedzieć.- Zakończył.
Słuchałam tego wszystkiego z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony moje serce promieniało radością i miłością do Łukasza na wiadomość o tym, że odwzajemniał ją od samego początku. Z kolei z drugiej plułam sobie w brodę nad naszą nieporadnością. Przecież nie byliśmy nastolatkami, na litość boską ale dorosłymi dojrzałymi emocjonalnie ludźmi. Jak oboje mogliśmy być tak wzajemnie niepewni swoich własnych uczuć? Jak ja mogłam tak ignorować oczywiste sygnały? Przecież o Łukaszu świadczyły jego czyny, nie słowa. Powinnam była to wcześniej zauważyć: jego niepewność, ból, rozterkę. A ja co widziałam? Tylko czubek własnego nosa. Przecież nawet przed 2 tygodniami gdy chciałam poinformować go o ciąży a on nie odebrał telefonu jeszcze bardziej się wściekłam zamiast zaniepokoić. Nawet nie przyszło mi do głowy, że mogło mu się coś stać, że został porwany. Czy więc w ogóle zasługiwałam na jego miłość? Czasami wydawało mi się, że nie.
- Cieszę się, że o wszystkim mi powiedziałeś.- Odezwałam się do Emila.-Bardzo ci dziękuję. Teraz ja powinnam chyba odwzajemnić ci się tym samym.
- Tylko jako tego chcesz.- Zaznaczył.- Jeśli nie czujesz się na siłach dokończymy naszą rozmowę kiedy indziej.
- Masz rację, nie chcę tego robić, ale muszę. Pragnę abyś zrozumiał jakie to wszystko było dla mnie trudne i choć trochę zmniejszył moją winę.
- Karolina, już powiedziałem że wcale tak nie uważam. Nie obarczam cię niczym. Po prostu stało się i tyle.
- Wiem, ale ja sama nie czuję się z tym dobrze. Poza tym może ty zdołasz dostrzec coś na co ja wcześniej nie zwróciłam uwagi? Wszystko wskazuje, że rzeczywiście Łukasz podjął decyzję o wyjeździe do Lublina po rozmowie ze mną, ale ja nie mam pojęcia dlaczego.- Zaczęłam swoją opowieść od początku, a mianowicie mojego pierwszego spotkania z byłym mężem w kwiaciarni w której wówczas pracowałam, swojego wtargnięcia do mieszkania jego rodziców gdy sądziłam iż on w złości wysłał mi paczkę z rzeczami naszego synka, naszego późniejszego zawieszenia broni i powoli budzących się we mnie nieuświadamianych wówczas uczuć aż do wspólnie spędzonej nocy gdy wydało się iż nadawcą przesyłki był Jacek. Powiedziałam o tym jak uciekłam po wspólnie spędzonej z nim nocy, jak obawiałam się że być może Agata może być kimś więcej jak dziewczyną czy koleżanką. A także o tym czego bałam się najbardziej: momentu gdy kazał mi o wszystkim zapomnieć.- Tak więc widzisz dlaczego nie byłam i nie jestem go pewna.A przynajmniej do tej pory- Podsumowałam dochodząc do tamtego fragmentu.- Łukasz  wyraźnie powiedział że nie ma zamiaru budować ze mną związku. Wiedziałam, że coś go gryzie ale kładłam to na krab jego wyrzutów sumienia. Znasz go i wiesz jakim był facetem: nigdy nie zwodziłby żadnej kobiety jeśli nie myślałby o poważnym związku więc skoro spędziliśmy razem noc mógł uważać się za winnego.  Dopiero po tym co usłyszałam od twojego ojca zrozumiałam, że najwyraźniej Łukasz musiał coś odkryć w prowadzonym przez siebie prywatnym śledztwie mającym na celu odnalezienie zleceniodawców śmierci naszego syna. I to była prawdziwa przyczyna jego wyjazdu. Ale nadal nie wiem co to mogło być.
- Pamiętasz o czym wtedy rozmawialiście?
- Tak, ale mimo iż analizowałam całą tę rozmowę wielokrotnie, do tej pory nie znalazłam żadnej wskazówki. Poza tym nie sądzisz, że gdyby twój ojciec rzeczywiście uważał że mam coś z tym wspólnego to przesłuchałby mnie oficjalnie?
- Słuszne spostrzeżenie. Więc uważasz, że robi to tylko po to byśmy wszyscy uważali cię za winną?
- Sama nie wiem. Tylko to co mówiłeś wcześniej o Łukaszu i jego kłótni z panem Włodzimierzem…Może on naprawdę uważa że to ja spieprzyłam jego więź z synem i sądzi że jeśli do niego wrócę to całkowicie zniknie?
- Być może.- Przyznał ostrożnie choć z pewną dozą sceptycyzmu.- A wracając do twojej ostatniej rozmowy z moim bratem: więc nic cię nie zastanowiło?Żadne jego słowo? A może jakaś gwałtowna reakcja na twoje słowa?
-  Cała nasza rozmowa była dość gwałtowna.- Przyznałam.- Choć kilka dni temu wpadłam z Jackiem na pewien trop.- W skrócie opowiedziałam Emilowi o co chodzi.- Wraz z Jackiem byłam nawet w Gdańsku by spotkać się z mężczyzną który mógł mieć coś wspólnego z całą sprawą, co jednak okazało się być klapą. Ten cały Aster nie żyje od jakiegoś czasu, a jego syn owszem przyznał że jakiś czas dręczył Łukasza ale uważa że to była sprawa prywatna a nie dotycząca ich „narkotykowego biznesu”- Ostatnie słowa wymówiłam lekko ironicznym tonem. Bo wciąż nie mogłam pojąć jak tacy przestępcy mogą pozostawać bezkarni. Przecież ten cały Pawełek otwarcie mówił o tym kim jest. Wystarczyłoby bym miała przy sobie dyktafon i nagrała. Czemu więc pozostawał na wolności?A inni dilerzy z siatki Mochowskiego? No i tej Bajkowskiego. Na samo wspomnienie bezczelnej miny Karinki wewnętrznie się jeżyłam. Przecież musiały istnieć jakieś dowody ich zbrodni. Chyba, że wszyscy ludzie w ich otoczeniu myśleli tak samo jak ja: uważali że nic z tym nie można zrobić.
- A co mógł mieć wspólnego z tym całym Astem Łukasz? Wiesz o jaką sprawę prywatną chodziło?
- W zasadzie to nie. Uważałam, że o porwanie Kuby, ale Jacek pośrednio temu zaprzeczył. Uważa, że być może Łukasz jakoś je powiązał: w końcu policja dopiero teraz odkryła że mała płotka jaką był Aster współpracowała z Mochowskim który z kolei pracował dla Bajkowskiego. I że korzystając z okazji nie mogąc zemścić się na dwóch pozostałych postanowił rozpracować tego pierwszego bo było to dość proste. Aster, to znaczy ojciec tego samego Pawła sądząc po synu nie był dość bystry, więc z łatwością wpadł w prowokację policyjną i w niej też zginął. Zanim jednak to zrobił próbował zlikwidować swojego prześladowcę czyli Łukasza. Być może dlatego wyjechał z miasta oraz rozwiódł się ze mną, bo bał się że coś złego może spotkać i mnie. Dla mnie jest to jednak za bardzo naciągane. Choć z drugiej strony zgadzało się również z tym co wyznał mi Łukasz: że nasz rozwód był również na rękę jemu.
-  Łukasz tak ci powiedział? Na pewno nie chodziło mu o …
- Tak wiem, że nie. Wyjaśnił mi, że zrobił to dlatego że się o mnie bał. Powiedział, że nie chciał pozwolić by ci przestępcy potraktowali mnie tak samo jak Kubusia. Ale ja nie chciałam by to spotkało jego.
- Przecież to wiem. Nie musisz się o nic obwiniać.
- Łatwo ci mówić.- Westchnęłam.- Ty nie popełniłeś tak wielu błędów jak ja. I o takiej skali.
- Zdziwiłabyś się jak wiele. My z Patrycją też miewamy problemy, ale ważne jest to aby się z nich podnieść i przede wszystkim dostrzec pomyłkę. Ty to zrobiłaś.- Emil zrobił krótką pauzę.- Ale chciałbym zapytać cię o coś jeszcze.
- To znaczy?- Spytałam zaciekawiona bo jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz.
- Nie chcę niczego sugerować ani też negować, ale…Czy ty ufasz Jackowi bez zastrzeżeń?
- Co masz na myśli?- Byłam totalnie zaskoczona tym pytaniem. Przecież Emil nie mógł sugerować tego o czym myślałam. To po prostu śmieszne!
- Po prostu wiem, że wciąż bardzo cię kocha i próbuje zdobyć wszelkimi dostępnymi środkami. Pamiętasz jak wyglądało to w przeszłości. W końcu zanim został świadkiem koronnym był zwykłym przestępcą.
- Ale teraz już nie jest. Zmienił się.
- Wiem, Łukasz też tak mówił. Zapomnij o tym pytaniu.
- Nie mogę. Ty naprawdę sądzisz, że to Jacek może mieć związek z zaginięciem Łukasza? Niby dlaczego? Żeby pozbyć się swojego rywala?
- Ty to powiedziałaś.
- A więc naprawdę tak sądzisz?
- Nie wiem…to znaczy chyba nie. Po prostu przypomniałem sobie o paczce którą ci wysłał. Ale masz rację porwanie to zupełnie inna sprawa.
- Zdecydowanie. Poza tym Jacek wielokrotnie mnie za to przepraszał. I teraz wynagradza mi to pomocą w poszukiwaniach. Nawet sam to zaproponował.
-  I nie wydawało ci się to być dziwne? No wiesz, o ile wiem to nie są z Łukaszem przyjaciółmi.
- Tak, ale to nie znaczy że chciałby zrobić mu krzywdę. Ja też nie przepadam za twoim ojcem, ale nigdy nie pokusiłabym się nawet o obrażenie go.
- Rozumiem, przepraszam. Po prostu czasami przychodzą mi do głowy nierealne pomysły. To takie trochę skrzywienie zawodowe: gdybyś wiedziała jakich rzeczy mogą dopuścić się ludzie z mniej błahych powodów…Wróćmy więc do kwestii Astra. Co kazało ci sądzić, że sprawa jest związana z nim?- Zanim odpowiedziałam na to pytanie uważnie przyjrzałam się Emilowi. Chciałam się upewnić, że porzucił ten absurdalny pomysł o winie Jacka a to pytanie nie stanowi zwyczajnej osłony dymnej. Wydawało mi się, że jednak nie. Odparłam więc składając w głowie myśli:
- Fakt dotyczący chłopaka który przysyłał kwiaty regularnie co tydzień na grób Kuby w zamian za pieniądze od jakiegoś faceta.
- Nic nie wiem o żadnych kwiatach. Śledczy chyba też nie. Nie sądzisz, że trzeba o tym poinformować o tym ojca? Oni wiedzą tylko o jego powiązaniach z Mochowskim. Nie mają pojęcia o żadnych kwiatach.- Emil już wstawał z krzesełka, ale go powstrzymałam.
- Spokojnie, już dawno za pośrednictwem jednego z byłych przyjaciół Łukasza, Maćka powiadomiłam go o tym. Jednak nadal nic nie wiem czy pomysł wniósł coś do śledztwa czy był tylko ślepym tropem, bo Gardo nie chce mnie o niczym informować. To dlatego przyszłam tu dziś do ciebie. Byłam totalnie zdesperowana.
- Dobrze zrobiłaś. Ja też się cieszę, że w końcu poznałem prawdę. Inaczej wciąż niesłusznie bym cię niesłusznie oskarżał. Porozmawiam z ojcem.
- Nie rób tego.- Poprosiłam.- On mi nie wierzy. Nie chcę by odciął od całej tej sprawy i ciebie. Tobie mogę ufać, bo wierzę że zawiadomisz mnie gdy tylko coś się stanie.
- Ale mama ucieszy się gdy dowie się o wnuku.
- Nie sądzę. Odwiedziła moją wtedy gdy skłamałam co do ojcostwa swojego dziecka. Pewnie też mi nie uwierzy. Właściwie dziwię się, że ty mi wierzysz. Oczywiście gdy znajdzie się Łukasz potwierdzi to wszystko, ale…ale gdy tak się nie stanie to…
-…Łukasz się odnajdzie, Karolina. Cały i zdrowy. Musisz w to wierzyć.
- Wiem. Ale z każdą mijającą dobą jest mi coraz trudniej. Na dodatek zżerają mnie potworne wyrzuty sumienia: za rozwód, za to jak go traktowałam po powrocie, za swoją dumę podczas naszej ostatniej rozmowy, za to że nie zauważałam że on też cierpi. Czuję, że na niego nie zasługuję.
- Co ty pleciesz? Jesteś chyba jedyną kobietą, która jest go warta. Owszem, popełniłaś parę błędów, ale któż ich nie popełnia? Dlatego przestań się obwiniać.
- A co jeśli on się nie znajdzie? Boję się Emil. Boję się, że historia się znów powtórzy tak jak z Kubusiem. Że stracę go zanim na dobre odzyskałam, że nigdy nie powiem jak bardzo go kocham. Żałuję tych wszystkich bolesnych słów które mu ostatnio powiedziałam. Tak bardzo tego żałuję.- Ostatnie słowa wymówiłam niemal szeptem, bo czułam podejrzane szczypanie w gardle.- To boli mnie najbardziej.
- Myślę, że on to wie.
- Więc czemu jak się wyraziłeś robił to wszystko by zasłużyć na moją miłość?
- Dla siebie samego. Ja też nie potrafiłbym przejść do porządku dziennego nad faktem morderstwa mojego jedynego dziecka.To logiczne, że nie mógł spocząć i budować swojego życia dopóki nie odkrył prawdziwych zleceniodawców i przyczyn. A zanim to zrobił nie chciał cię narażać. Widocznie coś albo ktoś zasugerowało mu, że tak jest więc wrócił do Warszawy ale okazało się to być błędem. Musimy tylko odkryć co a nie gdybać.
- Czy twój ojciec już coś odkrył?
- Niewiele. Podjął kilka błędnych tropów, przesłuchał i przesłuchuje ludzi będących z byłego gangu Mochowskiego i Bajkowskiego. Idzie tropem udziału Łukasza w prowokacji w której udawał Irosa. Nie wiemy jednak czy jest poprawna.
 - W telewizji mówili coś o mafii.
- Tak, bo okazało się że gang z nią współpracował właśnie za pośrednictwem Tomasza Astra o którym mówiłaś.
- A więc już o tym wiecie?- No tak, to byłoby dość naiwne sądzić że wiem coś więcej niż policja.- Tyle, że on już nie żyje.
- Tak, zgadza się. Zmarł kilka miesięcy temu, a właściwie został zastrzelony. Skąd o tym wiesz?
- Rozmawiałam z jego synem w Gdańsku, to właśnie o nim ci opowiedziałam. To od niego Jacek uzyskał informację, że przez śmiercią interesował się Łukaszem.
- Hm, to przynajmniej potwierdzi podejrzenia ojca. Zadzwonię do niego i przekażę mu to co powiedziałaś. Naturalnie jeśli na to pozwolisz. Sądzę, że to wie ale fakt że to mogła być przyczyna wyjazdu mojego brata jest mu z pewnością nieznany.
- Jasne, że tak. Jeśli tylko mogę się na coś przydać.
- Nie czuj się bezużyteczna. Zwłaszcza teraz musisz na siebie uważać. Łukasz nie pochwaliłby tego pomysłu z wyjazdem do Gdańska.
- Wiem, ale co mam robić? Tak po prostu czekać? Ja niemal wariuję.
- Powinnaś unikać nerwów i starać się myśleć o czymś innym.
- A ty być potrafił? Gdyby na miejscu Łukasza była Patrycja?
- Masz rację, głupia rada. Wybacz.- Mrugnął zmierzając w stronę telefonu. Gdy już trzymał słuchawkę w dłoni odłożył ją.
-  A może pojedziemy teraz razem do moich rodziców i powiemy im o tym osobiście?
- Wiesz jak zareagują dowiadując się, że to moje pomysły?
- Właśnie w ten sposób przekonamy ojca o twojej dobrej woli.
- Nie wiem. Nie chcę dolewać oliwy do ognia.
- Będziesz ze mną, co zwiększy twoją wiarygodność w jego oczach.
- Naprawdę nie. Nie chcę denerwować go jeszcze bardziej.
- Skoro tak to nie będę cię dłużej namawiał. Zawołać Patrycję? Jeśli chcesz teraz z nią porozmawiać to…
- Nie, innym razem. Teraz jestem zanadto zmęczona. Przeproś ją ode mnie.
- Naturalnie. W takim razie odwiozę cię do domu.
- To nie jest konieczne. Mam przystanek autobusowy niecałe 500 metrów stąd.
- I co z tego? W twoim stanie nie będziesz tłoczyć się komunikacją miejsca. I z góry uprzedzam, że nie przyjmuje odmowy.
- W takim razie bardzo dziękuję.- Nie pozostawało mi nic innego jak się zgodzić.
W drodze powrotnej rozmawialiśmy o Łukaszu i śledztwie. Emil ze szczegółami opowiedział mi co do tej pory ustalono, a ja streściłam mu przebieg swojej wyprawy do Gdańska. Wydawało mi się, że był nawet trochę zdziwiony faktem, że Bończak mi towarzyszył i pomaga, ale nie wyraził tego w żaden sposób, więc w gruncie rzeczy nie byłam pewna czy to mi się przypadkiem nie ubzdurało. Jak w ostatnim czasie wiele rzeczy, z resztą. Chyba że wciąż w jego głowie kołatały się niedorzeczne rojenia o winie Bończaka. Miałam jednak nadzieję, że chodziło tylko o fakt że mężczyzna który jest we mnie zakochany pomaga mi szukać tego którego z kolei ja kocham.
Pozostała część popołudnia była dla mnie jedną z najgorszych bo teraz znałam już wszystkie fakty. Spędzając ją we własnym mieszaniu ostrożnie wspięłam się na krzesło sięgając z najwyższej półki albumy ze zdjęciami. Sama nie wiem jak to się stało, że po rozwodzie trafiły do mnie (zważywszy na fakt, że w tamtym okresie w ogóle nie zwracałam na takie rzeczy uwagi), ale teraz cieszyłam się z tego. Bo patrząc na swoje wspólne zdjęcia z Łukaszem na nowo przeżywałam wszystkie spędzone z nim chwile.
Patrzyłam w jego piękne oczy, roześmianą twarz i gęste włosy zastanawiając się nad tym, gdzie teraz może być i jak jest traktowany. Czy cierpi? Czy jest ranny? Te pytania mnie dobijały, ale wciąż siedziały w mojej głowie. Jacek twierdził, że skoro przestępcy mają powód by przetrzymywać Kowalskiego to nic mu nie zrobią. Ale to mnie nie uspokajało, bo z Kubusiem miało być przecież tak samo. Mój mały synek miał być tylko zakładnikiem, narzędziem zemsty na Łukaszu. Potem miał bezpiecznie trafić do domu, ale nie wytrzymał bo przeceniono jego możliwości. Z Łukaszem może być tak samo. Był silny nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Oczyma wyobraźni widziałam jego skuloną sylwetkę katowaną przez kilku zbirów, która nawet nie krzyknie. Bo Łukasz nigdy nie okazywał słabości poza tą jedną sytuacją z pobiciem Górskiego gdy puściły mu nerwy. Nigdy z powodu czegoś tak przyziemnego jak fizyczny ból. Co z tego, że może go zabić? On się nie podda.
Tej nocy, tuż przed snem po raz pierwszy od czasu śmierci Kuby się modliłam. Błagałam Boga by dał mi jeszcze jedną szansę na poprawę, by pozwolił mi odzyskać radość życia. Starałam się nie myśleć o doświadczeniach Hioba który musiał stracić wszystko by potem dostać to z powrotem. Ja jednak nie byłam żadnym Hiobem. Nie miałam jego siły ani wiary i prawdę mówiąc cała ta historia zawsze wydawała mi się być dość naciągana. No bo jak pomimo swędzącej od trądu skóry, utracie niewiarygodnego bogactwa i wszystkich dzieci mógł nadal zachować niezachwianą wiarę? Jak w jego znękanym cierpieniem umyśle nie mogła zrodzić się myśl o poczuciu niesprawiedliwości które czułam prawie cały czas?
Ja nie potrafiłabym znieść straty nawet jednego dziecka więcej ponad to które straciłam a co dopiero Łukasza. Brak było we mnie tej siły, ale miałam nadzieję że Bóg to zrozumie. Że zda sobie sprawę że jednak w ostatnich miesiącach totalnie mnie olewał i wszystko mi wynagrodzi. Że znów, zgodnie z tym co kilka lat temu przepowiedziała mi wróżka, będę mogła być szczęśliwa. Bo miałam do tego cholerne prawo.
Nazajutrz, przypomniałam sobie o kolejnej wizycie u ginekologa o której prawdę mówiąc powoli zapominałam. Nie miałam siły na razie myśleć o swoim dziecku, bo moje myśli stale zaprzątał Łukasz. Doszło nawet do tego, że jak uzależniona wlekłam wszędzie za sobą komórkę ani na moment jej nie ściszając by w razie potrzeby usłyszeć dzwoniący od Emila telefon z informacjami a każdego wieczoru oglądałam wiadomości mając nadzieję na ponowną emisję dotycząca porwania. Jak się okazywało do tej pory zupełnie na darmo.
Powoli też zbliżał się powrót z urlopu Beti i Krysi. A tą drugą się nie martwiłam, ale Beti potrafiła wyciągnąć ze mnie wszystko nieustannie chcąc się we wszystko wtrącać. A ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Wciąż na nowo analizowałam to co wiem czując, że o czymś zapominam; że pan Włodzimierz słusznie uważał że mam klucz do całej tej zagadki. Co jednak z tego gdy nie miałam pojęcia gdzie sama go mam?
Kolejnego wieczoru wyciągnęłam z szuflady swoją płytę ze ślubu i wesela. Wiem, głupie i nieco melodramatyczne ale po prostu musiałam zobaczyć Łukasza choćby tylko na filmie. Zwłaszcza w sytuacji gdy Jacek odwołam swoją wizytę tłumacząc się pracą. Ostatnio jak zauważyłam pracował dość często.
Ponad pięcioletni film pozwolił mi dostrzec nadzieję. Łukasz wydawał się być bliższy mnie, zdrowy i bezpieczny (nawet jeśli tylko w mojej głowie). Ten spektakl uspokoił mnie. Czasami nawet bawił i śmieszył gdy oglądałam fragment z oczepin. A także swoją własną roześmianą twarz. Czy naprawdę aż tak się szczerzyłam do kamery? Musiałam być bardzo szczęśliwa. Łukasz też nie wyglądał inaczej. Rozluźniony, w doskonałym nastroju tańczył ze mną z uśmiechem wybijając rytm klaszcząc w dłonie. Mimo upływu lat pamiętałam to doskonale: tę frywolną piosenkę, oklaski otaczającej nas rodziny i znajomych, a potem wielki całus którym obdarzyłam obecnego już wtedy męża. Potem pierwszy toast, swoją smutną minę gdy tańczyłam z drużbą (był nią notabene brat Łukasza Emil) która nie tyle miała wyrazić niechęć do konkretnej osoby ale raczej samego faktu z którego wynikała konieczność rozstania z Łukaszem.
A teraz go ze mną nie było. Cierpiał gdzieś w samotności przekonany o tym, że jestem na niego wściekła. I to prawdopodobnie za sprawą jakiś przestępców z gangu albo mafii. Pomyślałam o Tomaszu Astrze. Czego mógł chcieć od mojego męża? Dlaczego przez ponad rok nie dawał mu spokoju? I czy rzeczywiście był wplątany w jego porwanie skoro już nie żył?
Nagle uświadomiłam sobie coś jeszcze co wynikało z tego faktu.
Skoro Aster był wplątany w sprawę zniknięcia Łukasza to kwiaty też mogły być od niego. Zemdliło mnie, ale wiedziałam że to nie z powodu ciąży.
Bo uświadomiłam sobie, że przez ostatnie dwa lata na grób mojego synka kwiaty przesyłał jego własny morderca.