Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXIV: Adresat paczki



NA POCZĄTKU BARDZO CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM MOIM WYTRWAŁYM CZYTELNIKOM A W SZCZEGÓLNOŚCI ANI, MARTYNIE. ROKSANIE, KINDZE ORAZ INNYM "ANONIMOWYM", KTÓRYCH KOMENTARZE CZYTAM REGULARNIE POD SWOIMI POSTAMI :) (JEŚLI ZAPOMNIAŁAM O JAKIMŚ IMIENIU TO PRZEPRASZAM) WASZE OPINIE SĄ DLA MNIE NAPRAWDĘ BARDZO WAŻNE, A DODATKOWO STANOWIĄ MOTYWACJĘ DO DALSZEGO PISANIA CHOĆ W NATŁOKU ZAJĘĆ CORAZ TRUDNIEJ ZNALEŹĆ CZAS. TAK WIĘC JESZCZE RAZ WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ :)

- Jesteś już gotowa?- Spytał mnie dochodzący zza drzwi głos Bończaka.
- Tak, za chwilę. Muszę tylko założyć żakiet.- Po raz ostatni spojrzałam w lustro biorąc głęboki wdech. Dochodziła już czternasta, a ja chciałam być na cmentarzu najpóźniej za pół godziny więc musiałam się zbierać do wyjścia. W innym wypadku zjawię się za późno na grobie Kuby, a bardzo zależało mi na tym bym w jego rocznicę śmieci przyszła punktualnie. Do tej pory pamiętam akt zgonu i jego godzinę: drugą trzydzieści jeden.
- Karolina, na pewno wszystko gra?- Usłyszałam po chwili. Ponownie głośno odetchnęłam kierując się w stronę drzwi. Szybko je otworzyłam.
- Tak.- Odparłam już stojąc przed Jackiem. Delikatnie się uśmiechnęłam.- Dziękuję że dzisiaj tam ze mną będziesz.
- Nie masz za co.
- Mam. Bo specjalnie zwolniłeś się z pracy by w tym dniu być ze mną. Jeszcze raz dziękuję.
- Jesteś moją dziewczyną, więc to chyba naturalne że chcę towarzyszyć ci w takim dniu. Poza tym kocham cię.- Jacek delikatnie cmoknął mnie w usta nie pogłębiając pocałunku. Byłam mu za to wdzięczna, bo w tej chwili nie miałam żadnej ochoty na amory.
- A więc jedźmy.- Pospieszałam go.
Msza za duszę Kubusia odbyła się dzisiejszego poranka. Zjawiła się na niej moja mama, mój szwagier (Mariola niestety musiała zostać z synkiem, bo był chory) oraz brat z Marysią co bardzo mnie ucieszyło. Doceniałam fakt, iż w tak ważnym dla mnie dniu moja cała rodzina chciała nieść mi pocieszenie. Tyle, że dojazd do stolicy był koszto i czaso chłonny, więc jakiś czas temu po zaproszeniu całej piątki wszyscy zebrali się do wyjścia. A ja zostałam tylko razem z Jackiem.
Wolno i w zupełniej ciszy szliśmy z Bończakiem przez cmentarz. Byłam napięta niczym struna gitary mocno ściskając w prawej dłoni bukiet kwiatów specjalnie kupiony na tę okazję. Specjalnie wybrałam do jego kompozycji ulubione kwiaty Kubusia, a moja szefowa Patrycja nawet nie chciała słyszeć o zapłacie argumentując że chociaż część bukieciku będzie od niej. Poczułam do niej tym większą wdzięczność, bo oprócz tego pozwoliła mi na wzięcie wolnego dnia od pracy tak bym bez przeszkód mogła poświęcić go synowi.
Dochodząc na miejsce miałam nadzieję na spędzenie przynajmniej kilkunastu minut nad grobem by podzielić się z Kubusiem ostatnimi wydarzeniami, ale nie było mi to dane. Już z daleka ujrzałam ubraną w ciemny garnitur męską postać.
Łukasz.
O dziwo ten fakt wcale mnie nie zaskoczył: czułam się tak jakbym spodziewała się że odwiedzi grób syna punktualnie w godzinę jego śmierci. Choć przecież nie miałam o tym zielonego pojęcia.
- Może przyjdziemy później?- Spytał mnie cicho Jacek też zauważając Kowalskiego.
- Nie, Łukasz mi nie przeszkadza. Złożymy tylko kwiaty i się pomodlimy.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Z każdym krokiem który zbliżał mnie do nagrobka Łukasza moje serce biło coraz szybciej. Gdy dystans ten zmalał do kilku metrów jego pogrążona w zadumie sylwetka odwróciła się. Spojrzał na mnie, ale na widok Jacka bardzo się zdziwił. Ale choć Bończak z Kubą nie miał nic wspólnego to jednak teraz towarzyszył mi. Miałam nadzieję, ze Łukasz odpowiednio to sobie zinterpretuje. I nawet jeśli po moim ostatnim pytaniu (gdy spytałam czy żałuje naszego rozwodu) uważał że ja muszę tak właśnie myśleć, teraz zmieni zdanie. Bo wcale nie żałowałam, że Kowalski nie jest już moim mężem. A obecność Jacka u mojego boku ostatecznie go do tego przekona.
- Witaj.
- Cześć.- Przywitaliśmy się jednym krótkim słowem. Nie padło między nami ani jedno słowo więcej: żadnego poczucia porozumienia jakiego doświadczyłam podczas swojej ostatniej wizyty w jego mieszkaniu. Zupełnie tak jakbyśmy byli obcymi dla siebie ludźmi. 
W całkowitej ciszy, ignorując obecność byłego męża pogrążyłam się w modlitwie. Wpatrywałam się w nagrobek Kubusia i znajdujące się na nim zdjęcie. Tym razem nie wydawało mi się smutne: delikatny uśmiech goszczący na jego twarzy zwiastował pogodny charakter. Może to głupie, ale czułam że gdzieś tam na górze też jest szczęśliwy.
- Masz zapałki?- Zwróciłam się cicho do Jacka kilka minut później. Choć na to liczyłam, Łukasz nadal stał obok nas.
- Nie, nie mam.- Bończak dotknął dłońmi okolic kieszeni w swoich spodniach.- Spojrzał na mnie a potem na Kowalskiego jakby niewerbalnie pytając go o to. Gdy nadal się nie odzywał spytałam go już otwarcie:
- A ty Łukasz? Chciałabym zapalić świeczkę.
- Przykro mi, ja też nie mam.
- Trudno. W takim razie chyba pójdę je kupić.- Poinformowałam nie wiadomo kogo.
- Ja tutaj zaczekam.- Odparł mi Jacek.
- Dobrze.- Choć zdziwiła mnie jego odpowiedź, nie dałam tego po sobie poznać. Przecież nie znosił się z Łukaszem, a teraz z własnej woli oferuje się zostać na cmentarzu obok niego? Mówiąc szczerze spodziewałam się, że to on zaofiaruje się do kupna zapałek dając mi okazję zamienienia z Kowalskim kilku słów na osobności. Albo chociaż pójdzie ze mną. Ale nie zrobił tego. Idąc do najbliższego sklepu domyśliłam się dlaczego: wciąż był zazdrosny o Łukasza. Uśmiechnęłam się do siebie. A więc sam wolał znosić jego towarzystwo niż dopuścić do tego bym ja została z nim sama. Ciekawe…
„Podróż” po zapałki nie zajęła mi dużo czasu, więc już po jakichś dziesięciu minutach szłam z powrotem na cmentarz. Przeczuwałam, że obecność Jacka z Łukaszem obok siebie nie może przynieść niczego dobrego. I rzeczywiście: skręcając w odpowiednią alejkę usłyszałam ich podniesione głosy. Przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej przerwać bezsensowny spór gdy dotarło do mnie wypowiedziane przez Łukasza zdanie:
- Jeśli ty jej nie powiesz to ja to zrobię gdy tylko wróci.- Jakie istniało prawdopodobieństwo, że nie mówili o mnie? Po tym co przeszłam nie wierzyłam w żadne przypadki. Ostrożnie spojrzałam na nich starając się być niewidoczna. Miałam nadzieję usłyszeć coś więcej.
- Powiedziałem przecież, że jej powiem!
- Ciekawe kiedy.
- Gówno cię to obchodzi. Ważne, że to zrobię. Ona jest dla mnie wszystkim.
- I dlatego znowu naraziłeś ją na cierpienia?
- Nie chciałem tego. Wiem, że to był błąd. Dlatego teraz nie chciałem mówić jej niczego pochopnie by znów nie spowodować jej bólu. Chciałem ją to tego najpierw przygotować.
- Radzę ci przygotowywać się szybciej, bo nie wyjadę póki nie wyznasz jej prawdy. A ten dzień nastąpi już za kilka dni.
- Okej, kapuję. Więc skończ już te bezsensowne gadki.
- Mówię poważnie, Jacek. Nie skrzywdź jej więcej bo mnie popamiętasz.
- A co ty jesteś? Super bohater czy co? Nie masz już do niej żadnego prawa.
- Tak, ale obiecałem że jej nigdy nie okłamię. I nie zamierzam złamać tej obietnicy przez ciebie.
- Odczep się od niej. I przestać wciąż ją nachodzić. Myślisz, że nie wiem że nadal coś do niej czujesz?
- Doprawdy? Jesteś o mnie zazdrosny?- Wyczuwałam w głosie Łukasza rozbawienie.
- Nie prowokuj mnie Kowalski.
- Boisz się, że Karolina nadal mnie kocha?
- Ciebie? Gdybyś wiedział jak bardzo cię nienawidzi nie zadawałbyś takich pytań. Dla niej na zawsze pozostaniesz mordercą jej syna.
- Ty śmieciu!
- Dość!-Krzyknęłam, gdy zauważyłam w oczach Łukasza groźny błysk i fakt że jego dłonie zwinęły się w pięści.- Już wystarczy.- Z każdym ich słowem byłam coraz bliżej praktycznie przez nich nie zauważona, tak bardzo byli skupieni na wzajemnej kłótni. Dlatego teraz dzieliło nas zaledwie dziesięć metrów.- A więc słucham. Co takiego powinnam wiedzieć? Jacek?- Spojrzałam najpierw na niego, potem na Łukasza.- No?- Pospieszałam ich.- Bończak rzucił złowrogie spojrzenie Łukaszowi. Ten odwzajemnił się podobnym.
- No dalej, Jacek.- Kowalski z ironicznym uśmiechem patrzył na niego.- Ty jej powiesz czy ja mam to zrobić?- Czułam się niepewnie nie mając pojęcia o czym oni mówią intuicyjnie wyczuwając, że ma to dla mnie duże znaczenie. (bo w to, że ma związek ze mną wcale nie wątpiłam)
- Karolina, ja…- Zaczął Bończak patrząc mi prosto w oczy. Potem gwałtownie przełknął ślinę.- Ja…muszę ci coś wyznać.
- To już chyba ustaliliście. A więc o co chodzi?- Jacek ponownie otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowo. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia odwrócił się na pięcie tak jakby chciał odejść.- Jacek!- Krzyknęłam za nim robiąc parę kroków w jego stronę.-  Jacek, co to ma znaczyć? O co chodzi?!
- Przepraszam, Karola. Niech Łukasz powie ci wszystko skoro ma na to tak wielką ochotę.- Rzucił na moment odwracają się w moją stronę.
- Co takiego? Jacek! Jacek!- Krzyczałam za nim stojąc już w miejscu, ale on nie przestał odchodzić. Spuściłam na moment głowę przymykając oczy. Potem spojrzałam na Łukasza, który patrzył wprost na mnie z niemym pytaniem w oczach. Ponownie zbliżyłam się do grobu Kuby gdzie się znajdował.
- Ty nie zamierzasz uciec, prawda?
- Karolina, sądzę że najlepiej będzie jeśli Jacek ci wszystko wyjaśni.
- Doprawdy? Jakoś go tutaj nie widzę.- Odparłam mu sarkastycznie napięta aż do bólu.-  Poza tym jeszcze chwilę temu jemu powiedziałeś chyba coś innego. Niemal zmusiłeś Jacka do jakiegoś wyznania grożąc, że zrobisz to za niego.
- To dotyczy was, nie mnie.
- Nie? Więc po co do cholery się wtrącasz? Po to próbowałeś go zmusić do powiedzenia mi prawdy, a teraz znów się wycofujesz? O co ci chodzi? Sprawia ci radość dręczenie mnie i zabawa moim kosztem?
- Nigdy się tobą nie bawiłem.
- Żądam prawdy, Łukasz. Tej samej którą mi obiecałeś jeszcze kilka dni temu. Pamiętasz?- Przez krótką chwilę zapadła między nami cisza. Potem Łukasz zabrał głos.
- Powinienem już iść. Wyjeżdżam za tydzień do Lublina, więc chyba się już nie zobaczymy. A więc żegnaj.
- Kpisz ze mnie? Zamierzasz tak po prostu odejść? I bardzo dobrze.- Prychnęłam patrząc jak odwraca się od grobu naszego syna i kieruje do wyjścia.- Niech cię diabli.- Mrugnęłam pod nosem. Potem dodałam głośniej patrząc w jego plecy:- Niech cię wszyscy diabli. Ciebie i Bończaka! Nienawidzę was obu! Cieszę się, że się z tobą rozwiodłam!- Krzyczałam za nim gdy odchodził. To sprawiło, że przystanął. Spojrzał na mnie wzrokiem w którym błąkał się żal. Zraniłam go? I bardzo dobrze. On ranił mnie teraz znacznie mocniej.
- Jacek wie kto przysłał ci paczkę z rzeczami Kubusia.- Nie spodziewałam się, że  Łukasz powie mi cokolwiek dlatego fakt iż to zrobił i w ogóle sama treść informacji wprawiła mnie w szczere zdziwienie.
- Co?
- Zna adresata. Nie proś mnie tylko o podanie ci go teraz, bo tego nie zrobię. Tobie obiecałem szczerość, a Jackowi czas. Nie chcę złamać żadnej złożonej obietnicy. Przepraszam.- Skinął mi jeszcze głową, a potem odszedł. A ja zostałam na grobie Kuby całkiem sama.
A więc Bończak wiedział. Przypominając sobie jego zachowanie: jak odwodził mnie od całego śledztwa czy zapewniał że nie ma to nic wspólnego ze mną to zdałam sobie sprawę, że miał tego świadomość już od samego początku. Kłamał z premedytacją, a teraz się bał że go znienawidzę. Kim więc mogła być osoba zdolna do kradzieży rzecz Kubusia z domu Łukasza? I co mogła mieć wspólnego z Jackiem iż zdecydował się ją kryć? Przecież przysięgał, że nie ma to związku z jego przeszłością, więc szantaż był niemożliwy. A więc znaczyło to, że z jakiegoś powodu krył kogoś innego.
To bolało. Bolało jak diabli sprawiając, że po wyjściu z cmentarza nie byłam w stanie wrócić z nim do domu. Tchórząc wysłałam mu tylko wiadomość, że wrócę sama komunikacją miejską i z parkingu obserwowałam jego reakcję: jak uderzył dłońmi w poręcz fotela i ruszył autem z piskiem opon. Wiedział, że Łukasz wyznał mi prawdę choć nie miał pojęcia że nie całą.
Będąc już w swoim mieszkaniu położyłam się na kanapie tępo wpatrując się w jakąś niewielką plamkę na ścianie. Dlaczego? Dlaczego po raz kolejny szansa na szczęście się ode mnie oddaliła? Dlaczego Jacek znowu mnie oszukał? Przecież chciałam z nim być. Chciałam zbudować z nim prawdziwy związek oparty na zaufaniu i szczerości a on odmawiał mi ich obu. I na dodatek Łukasz. Odkąd to stał się jego obrońcą? Powiedział Bończakowi, że nigdy mnie nie okłamie a mimo to nie powiedziałby mi czego dotyczyła ich kłótnia gdybym nie zaczęła na niego wrzeszczeć. I gdybym nie powiedziała, że go nienawidzę.
Och, dlaczego wszystko znów się skomplikowało? Miałam świadomość, że mimo wszystko powinnam spotkać się z Jackiem w cztery oczy, bo nie wiedziałam najważniejszego, ale na razie nie miałam na to ochoty. Wiedziałam też, że on też tego nie zrobi, bo sądził że ja już wszystko wiem i zapewne jestem na niego wściekła.
Dopiero teraz zrozumiałam sens tych wszystkich chorych ludzi podejrzewających u siebie nieuleczalną chorobę. Tą niechęć co do wizyty u lekarza który potwierdziłby śmiertelną diagnozę. Bo choć coś podejrzewają, to jednak między podejrzeniami a pewnością jest jeszcze szeroka granica dającą nadzieję. Nadzieję na to, że być może się mylą. Dla mnie to Jacek był takim lekarzem. Lekarzem, który miał postawić mi bolesna diagnozę. Ale ja starałam się ją odwlec jak dziecko łudząc się, że gdy tylko zamknę oczy i nic nie widzę to inni też mnie nie widzą. 
Zamykałam te oczy przez następne dwadzieścia cztery godziny aż w końcu tuż po pracy zastukałam w drzwi mieszkania Bończaka. Nie wiedziałam czy tego dnia pracuje ani czy w ogóle jest w domu, ale nie byłam w stanie wcześniej pokusić się o telefoniczną rozmowę. Starcie bezpośrednie było dla mnie jak rzucenie się na głęboką wodę.
- Karolina?- Wymówił moje imię ze szczerym zdziwieniem. Przypomniałam sobie, że w podobny sposób powitał mnie kilka dni temu. Z wielkim siniakiem na twarzy, który teraz stał się przeraźliwie żółty. Uśmiechnęłam się lekko. Teraz już wiedziałam kto był jego autorem.
- Tak.- Potwierdziłam sucho i zupełnie niepotrzebnie.- Mogę wejść?
- Wchodź. Nie sądziłem, że po tym co powiedział ci Łukasz będziesz chciała ze mną rozmawiać.
- A jednak.- Zamilkłam na jakiś czas rozglądając się po pokoju. Szukałam w głowie odpowiednich słów. Jak dowiedzieć się od niego reszty prawdy jednocześnie nie ujawniając, że tego nie wiem?- Dlaczego to zrobiłeś? Czemu o niczym mi nie powiedziałeś?- Spytałam w końcu mając nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio. I rzeczywiście. Zdawało mi się, że Jacek połknął haczyk.
- Bo zachowałem się jak idiota. Nawet nie wiesz jak bardzo tego żałowałem. Jak wiele razy chciałem wyznać ci prawdę. Tyle, że sama myśl o tym że mogłabyś mnie znienawidzić była jak cios prosto w serce.
- Cios prosto w serce?- Powtórzyłam cicho z konsternacją. Słowa Jacka wzbudziły we mnie niepokój. Kogo wciąż krył gotowy nawet zaryzykować uczucie do mnie?
- Wiesz, że kocham cię od wielu lat, Karola. Odkąd zjawiłaś się w moim życiu w końcu poczułem, że żyję. Nawet nie wiesz co czułem gdy spędzałem z tobą czas, gdy rozmawialiśmy o naszej wspólnej przyszłości. Gdy z radością i łzami w oczach odpowiedziałaś na moje pytanie „tak”. I nawet po naszym rozstaniu sama świadomość, że gdzieś tam jesteś, że jesteś szczęśliwa była mi pociechą.
- Nie. Nie.- Pokręciłam głową.- To niemożliwe.- Wyszeptałam, bo w końcu zaczęłam się wszystkiego domyślać sama. Układanka, która do tej pory wydawała mi się zupełnie niezrozumiała teraz jakby zaczynała nabierać odpowiedniego kształtu. Ale z drugiej strony… przecież to nie mogła być prawda.
- Pewnie masz na myśli tamten list w dniu twojego ślubu, co? Tak, wysłałem go. Odkąd wróciłem do Gdańska kazałem pewnemu detektywowi dyskretnie cię obserwować. Na początku robiłem to dla twojego bezpieczeństwa: bałem się że moi dawni kumple ponownie będą chcieli cię porwać lub w inny sposób skrzywdzić. Potem jednak gdy facet powiedział mi, że widuje cię z Łukaszem i pokazał wspólne zdjęcia na których się całujecie to…- Jacek wziął głęboki wdech mocno zaciskając potem usta jakby coś go nagle zabolało. Moje wnętrzności zaczęły skręcać się w duży supeł sprawiając, że było mi niedobrze.- Bo choć pragnąłem twojego szczęścia Karolina, to jednak sama myśl z innym facetem u twego boku, tym bardziej z Łukaszem powodowała u mnie gniew. Początkowo myślałem, że chodzi tylko o Kowalskiego, ale po jakimś czasie uświadomiłem sobie że o każdym twoim partnerze myślałbym tak samo. Że jest dla ciebie nieodpowiedni, że na ciebie nie zasługuje.- Jacek uśmiechnął się lekko. Potem spojrzał na mnie.- Poeci czy niektórzy mężczyźni mogą kłamać na temat miłości mówiąc, że dla wybranki jesteśmy w stanie wyrzec się dla kogoś innego, ale to wcale nieprawda. Bo miłość wcale nie jest cierpliwa ani łaskawa. Miłość jest gwałtowna, dzika i egoistyczna; a przynajmniej taka właśnie jest moja miłość do ciebie.
- To ty wysłałeś mi tą paczkę, prawda?- Spytałam wprost choć już miałam tę pewność. Ale musiałam przecież mieć jasność.
- A więc do tej pory o tym nie wiedziałaś? Sądziłem, że ci powiedział. Hm, jak widać Łukasz do końca jest tragicznym bohaterem: narażając się na ciosy i ból jest w stanie zrobić wszystko dla swojej wybranki. Trochę pomylił epoki nie sądzisz? Idealnie pasowałby do czasów wielkich romantyków. Dla mnie Mickiewicz czy Goethe byli słabymi idiotami, ale gdy patrzę na Łukasza zaczynam ich w końcu rozumieć i dostrzegać ich siłę. Może więc teoria o szczęściu ukochanej kobiety z innym mężczyzną ma w sobie większą głębię niż sądziłem.
- Przestań już.- Rozkazałam mu słabym głosem wciąż nie mogąc wyjść z szoku. Odpowiedzą był tylko jego śmiech. Potem jednak spoważniał.
- Wybacz, naprawdę sądziłem, że wszystko ci wyznał. Po twoim wczorajszym SMS- ie i tym pytaniu. Inaczej zrobiłbym to dużo łagodniej.
- Doprawdy?- Mój głos ociekał sarkazmem. Chwila załamania i poczucia zdrady minęła pozostawiając po sobie głęboki niesmak i niechęć. Jak Jacek mógł mi to zrobić, pytałam samą siebie czując jak narasta we mnie poczucie krzywdy i złość do niego. Jak gdy doskonale wiedział, że jakiś czas temu ledwo co udało mi się wyjść z poważnej depresji, że doręczona paczka znów cofnęła mnie do tamtego okresu? Trzeba być wyjątkowo podłym człowiekiem by wykorzystać ten fakt w tak egoistyczny sposób.- Tak jak wysyłając mi sweterek Kubusia wykradając go Łukaszowi? I powodując mój smutek chciałeś być moim bohaterem, co?- Spytałam ironicznie czując w oczach wilgoć.- Wysyłając tę cholerną paczkę miałeś nadzieję pocieszać mnie bym wskoczyła twoje ramiona?
- Po prostu nie miałem pojęcia, że ułożysz sobie z tego jakąś wielką intrygę; że dowiesz się o śmierci porywaczy Kubusia i spróbujesz powiązać z twoją przesyłką. Ani, że zwrócisz się o pomoc do Łukasza.
- Miałeś nadzieję, że go znienawidzę myśląc że to on.- Zrozumiałam dokładnie w tej samej chwili gdy wypowiadałam te słowa. I moja niechęć do Jacka znów wzrosła.
- Tak. A wiesz dlaczego? Bo w końcu, po cierpliwym okresie czekania zaczęłaś traktować mnie inaczej; zaczęłaś dostrzegać we mnie nie przyjaciela ale mężczyznę. Faceta, którego kiedyś kochałaś i z którym chciałaś się związać na całe życie. Pamiętasz dzień przed tym jak dostałaś paczkę, dzień gdy po raz pierwszy wspólnie wybraliśmy się na spóźnione przyjęcie aprilisowe? Wiesz jaki byłem szczęśliwy po tamtym balu? Jak wciąż na nowo przeżywałem nasz pocałunek, który ty uznałaś za błąd gdy tylko dowiedziałaś się, że do Warszawy wrócił Łukasz?
- To nie miało z nim nic wspólnego.
- Czyżby? Nie wiem czy sama siebie oszukujesz czy chcesz zrobić to tylko ze mną. Prawda jest jednak taka, że nigdy nie przestałaś kochać Kowalskiego.
- Nieprawda. Przecież kilka dni temu powiedziałam ci czego chcę. Powiedziałam, że chcę być z tobą.
- Ale nie że mnie kochasz.- Spuściłam na chwilę wzrok by nie wyczytał z niego prawdy.- Widzisz? Nawet nie jesteś w stanie spojrzeć mi w oczy Karola.- Nie dał się nabrać na moją sztuczkę.
- Skoro jesteś tego taki pewny to dziwię się, iż łudziłeś się że wysłanie paczki zmieni moje niby uczucia w stosunku do Łukasza i ciebie.- Odkułam się, bo poczułam złość gdy wzbudził we mnie poczucie winy. Więc to go niby miało usprawiedliwiać? Bo co, w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone a cel uświęca środki?
- Masz rację, ale dotarło to do mnie dopiero wczoraj. Dopiero wczoraj zrozumiałem, że to wcale nie ja byłem ci przeznaczony, ale on. Na mnie nigdy tak nie patrzyłaś.
- To śmieszne.
- Wiesz, że nie.
- Tak. Na dodatek niczego nie usprawiedliwia. Odwracasz sytuację zwracając uwagę na nic nie znaczące szczegóły, które nie są czynnikami łagodzącymi.
- Bo nie to było moim zamiarem. Mógłbym mówić jak bardzo jest mi przykro, jak wiele razy zamierzałem wyznać ci prawdę, jak bardzo bolało mnie twoje cierpienie. Tyle, że co to zmieni? Ale skoro chcesz tego usłyszeć, to tak: gdybym wiedział jak bardzo wyprowadzi cię to z równowagi nigdy nie pokusiłbym się o wysłanie ci nawet fotografii Kuby. Wolałbym byś nigdy mnie kochała niż widzieć cię wówczas w takim stanie.
- Jak dowiedział się o tym Łukasz?- Zmieniłam temat.
- W prosty sposób: mój plan był czysto spontaniczny, po części dlatego iż wychodząc z twojego mieszkania wściekły wszedłem do baru i wypiłem dwa piwa. Potem poszedłem pod dom Kowalskich: piwnica była praktycznie otwarta: nie miałem pojęcia co w niej jest, ale gdy tylko zauważyłem wystającą z kartonu nogę klauna zrozumiałem. Wziąłem pierwszą lepszą bluzeczkę; w jakimś sklepie kupiłem pozytywkę nagrywając na nią melodię kołysanki i zleciłem zostawienie kartonu pod twoimi drzwiami następnego dnia jakiemuś dzieciakowi za kilka złotych. Nie dbałem o zacieranie śladów czy rękawiczki, więc Kowalski bez problemu zidentyfikował moje odciski palców.
- I przyszedł do ciebie.
- Tak. Pewnie domyśliłaś się, że policzek to jego sprawka?- Skinęłam głową.- No więc z grubsza powtórzył to samo co na cmentarzu: wyzwał mnie od sukinsynów i rozkazał powiedzieć ci prawdę. Był tak wściekły, że chyba nie zachowałem wystarczającej powagi i nie wytrzymał. To w zasadzie wszystko.
- Myślałeś, że to wszystko się nie wyda? Dlatego podsuwałeś mi pomysły z adresatami: najpierw Łukasza, a potem jego ojca?
- Mówiłem cokolwiek co odsunęłoby ode mnie podejrzenia. Naturalnie gdy oskarżyłaś o to Łukasza i paczka znalazła się u niego wiedziałem, że prędzej czy później odkryje prawdę. To dlatego starałem cię odciągnąć od poszukiwań.- Jacek ponownie się roześmiał co wprawiło mnie w gniew.
- To cię bawi?- Syknęłam przez zęby. Nie mogłam zrozumieć jak mógł mi to zrobić: przecież miał tyle okazji do powiedzenia mi prawdy! Sam przyznał że widział jak wielki ból mi tym sprawił. Ale nawet to go nie powstrzymało.
- Bo dostrzegłem ironię całej tej sytuacji: za pomocą paczki chciałem cię od niego odsunąć, a wyszło wręcz odwrotnie. Spowodowałem, że twoje uśpione uczucia do męża odżyły.
- Mówiłam ci, że to co mówisz jest śmieszne. Ja nic do niego nie czuję, a nawet…- Wzięłam głęboki wdech.- …nawet gdyby to była prawda i gdybym czuła coś jeszcze do Kowalskiego to nie ma to żadnego znaczenia, bo Łukasz już dawno pogodził się z naszym rozwodem.
- Naprawdę tak myślisz?- Spojrzałam na niego z konsternacją.
- O co ci chodzi?
- O to, że pod latarnią zwykle jest najciemniej.
- To absurdalne i nie mam zamiaru rozmawiać z tobą na ten temat. Tak jak między mną a Łukaszem nie ma żadnej przyszłości. Do widzenia.- Wstałam z krzesła idąc w kierunku korytarza. Zatrzymało mnie jednak pytanie Bończaka.
- Wiesz czemu się z tobą rozwiódł?- Już miałam palnąć coś w stylu, że najwyraźniej miał mnie dosyć tak jak ja jego, ale coś w wzroku Jacka mnie od tego powstrzymało.- Pamiętasz naszą rozmowę o przyczynie porwania Kubusia? I o haku na Łukasz?
- Tak.- Potwierdziłam.- Co to ma do rzeczy?
- Kubę porwali, bo wiedzieli że tylko dzięki niemu będą mogli mieć wpływ na Kowalskiego, będą mieli możliwość  manipulacji nim.
- Tak…pamiętam.
- Ale gdy umarł stracili tę możliwość.
- To też wiem.- Powiedziałam z irytacją- Nadal nie mam pojęcia o czym mówisz i do czego dążysz.
- Więc podam ci kolejną podpowiedź: kto był dla Łukasza jeszcze tak ważny, że zaryzykowałby dla niego własną przyszłość? Kto mógł stanowić kolejną kartę przetargową dla siatki Bajkowskiego?- Pomyślałam o Gardo lub pani Marioli, ale ton Jacka uświadomił mi coś innego.
„Nigdy nie chciałem abyś cierpiała. Od czasu naszego rozwodu robiłem wszystko byś mogła tego uniknąć.”
O Boże.
- Tak, zgadza się.- Jacek musiał wyczytać w moich oczach przebłysk prawdy.- Ty mogłaś nią być. Jako jego żona byłabyś jeszcze lepsza niż Kuba, bo po jego śmierci Łukasz wiedział, że Bajkowski nie żartuje i jest w stanie skrzywdzić również ciebie. A już z pewnością  byłaś dużo bardziej odporna na krzywdy niż dwuletni chłopiec. Kowalski to przewidział: miał nadzieję, że po waszym rozwodzie przestępcy uznają że nie masz nad nim takiej władzy jak sądzili i będą musieli szukać gdzie indziej. I najwyraźniej jego plan się powiódł.
- O Boże.- Szepnęłam tym razem na głos. A więc zrobił to dlatego. Łukasz rozwiódł się ze mną po to by mnie chronić. A ja sądziłam, że nie sprzeciwiał się rozwodowi  bo od dawna miał mnie gdzieś. Że wcale nie kochał mnie ani naszego synka. Podczas gdy tak naprawdę było odwrotnie.
- Naprawdę sądziłaś, że zostawiłby cię tak po prostu? Po tym jak walczył o ciebie jeszcze kilka lat wcześniej? Jak ze mną rywalizował? Nawet jeśli nienawidziłaś go w tamtej chwili tak mocno jak teraz to opisujesz to nie jestem w stanie uwierzyć, że po prostu zostawiłby cię z tym całym bólem samą sobie. Jak wcześniej powiedziałem Łukasz to typ super bohatera: nie wiadomo ile szykowałabyś dla niego uderzeń i jak wiele razy narażała na ból on i tak by się nie poddał. Mogłabyś przeklinać go dzień po dniu, wyzywać od dzieciobójców czy morderców a on jeszcze zachęcałby cię do wylania swojego bólu. Przynajmniej dopóki, dopóty nie doszłabyś do siebie. Poza tym…jest jeszcze coś. Nie miałem ci tego mówić, ale teraz jest mi to obojętne bo po historii z paczką i tak mnie nienawidzisz.
- Czego?- Momentalnie zmobilizowałam cały swój organizm, choć po tym co usłyszałam wewnętrznie byłam w rozsypce.
- Rozmawiałem z nim przed jego wyjazdem do Lublina. To było jeszcze przed waszym rozwodem. On kazał mi cię chronić.- Z moich oczu potoczyła się para gorzkich łez. Czułam się oszukana. Przez Jacka? Łukasza? Sama już nie wiedziałam.
Przypomniałam sobie dzień mojego rozwodu z Łukaszem: to jaki dziwny i wypalony mi się wydawał. I moment gdy poinformowałam go o naszym rozwodzie. Przedtem sądziłam, że nie wydawał się być wcale zaskoczony ale co jeśli moja propozycja spadła mu jak z nieba? Jeśli tak samo jak ja jego on chciał mnie poinformować o tym samym? - Nie zamierzałem wyprowadzać cię z równowagi. Przepraszam.- Usłyszałam pełen poczucia winy głos Bończaka.
- Nic się nie stało.- Mrugnęłam szybko ścierając z policzka łzę.- Cieszę się, że w końcu wszystko mi powiedziałeś. Chyba…to znaczy na pewno powinnam już iść.
- Odwiozę cię.
- Nie.- Zaprotestowałam.- Przyda mi się spacer.
- Na pewno?
- Tak.- Z ulgą opuściłam mieszkanie Jacka. To czego się dzisiaj dowiedziałam i fakt że zdarzyło się to w dniu drugiej rocznicy śmierci Kubusia to było dla mnie za dużo. Wszystko zdawało mi się być inne niż się wydawało. Czułam się tak jakby nagle okazało się, że zielony kolor jest w rzeczywistości czerwonym.
Na dodatek nie ważne jak bardzo starałam się usprawiedliwiać przed samą sobą; nie ważne że próbowałam tłumaczyć się brakiem wiedzy: na próżno. Cała moja dusza krzyczała jedno słowo oskarżając mnie: winna.
Zostawiłam Łukasza ze wszystkim samego, obwiniłam o wszystko co złe w moim życiu nie pamiętając o tym, że dzięki niemu przeżyłam też najpiękniejsze chwile swojego życia. Nie miałam pojęcia z jak wielkim ciężarem się zmaga, jak bardzo cała ta sytuacja była skomplikowana dla niego. Egoistycznie zatopiona we własnym bólu w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tamtego okresu: jakąś myśl dotyczącą własnego ślubu czy tego co czułam do męża. Na próżno jednak. Jedyne co pamiętałam to rozpacz po śmierci jedynego syna. I to chyba ona przysłoniła mi cały świat.
Odruchowo zaczęłam kierować się do parku: już po chwili siedziałam na jednej z ławek kątem oka widząc biegające po trawie dzieci. Siedziałam tak zgarbiona nie mogąc na niczym skupić wzroku dziesięć, może piętnaście minut. Dopiero dźwięk wibrującej komórki oderwał mnie od rozmyślań.
- Karola, witaj.- Rozpoznałam głos Beaty.- Dzwonię by zapytać jak się trzymasz po wczorajszym dniu. Z góry cię przepraszam, że nie wpadłam na zapowiedzianą wizytę, ale pracowałam. Za to odwiedziłam Kubę dzisiaj z dziewczynkami.
- To fajnie.
- Karola, coś nie tak? Brzmisz jakoś dziwnie.- Mimo przygnębiającego nastroju uśmiechnęłam się. Beti miała jakiś szósty zmysł czy co? Jak potrafiła rozpoznać po dwóch krótkich słowach, że czuję się jak kupka nieszczęścia?
- Tak jakby.
- Chodzi o Kubę, tak? To wszystko cię przytłoczyło? Zaraz do ciebie przyjadę.
- Nie. Nie rób tego. Wcale nie chodzi o Kubę.
- Więc? Randka z Jackiem się nie udała?
- W zasadzie to też nie chodzi o niego. Ale nie chcę niczego wyjaśniać ani opowiadać. Odezwę się do ciebie później.
- Raczej za pół godziny. Jadę do ciebie czy tego chcesz czy nie.
- Nie rób tego.- Poprosiłam.- Poza tym to nie jestem w domu.- Powiedziałam w przebłysku geniuszu. To nic, że park znajdował się jakieś 10 minut spacerkiem koło bloku w którym mieszkałam i mogłam się tam z łatwością dostać. Ale przecież nie oszukiwałam przyjaciółki, prawda?
- Nie kręcisz? Jest po osiemnastej.
- Czemu miałabym to robić? Jeśli nie wierzysz to sprawdź i się przekonaj.
- Nie, przepraszam. Wierzę. Ale odezwij się jutro, dobrze?
- Tak, na pewno to zrobię.
- W takim razie do zobaczenia.
- Tak.- Odkładając telefon wyłączyłam dźwięki doznając kolejnego przebłysku geniuszu. Czas w końcu naprawić swoje błędy, pomyślałam wstając z ławki i kierując się w stronę przystanku autobusowego. Bo już wiedziałam gdzie powinnam iść.

16 komentarzy:

  1. O rany!!!!
    O......., brak mi słów, jesteś NIESAMOWITA!!!!!!!!
    Część genialna.
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
    Pozdrawiam
    Ania
    Ps. chyba Łukasz?, prawda....?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty nie masz nam za co dziękować, raczej to my powinniśmy Tobie dziękować za tak świetne opowiadania :)
    Wiedziałam od razu, że to Jacek za wszystkim stoi.
    To co Jacek powiedział jej o Łukaszu zszokowało mnie, nigdy bym się tego nie domyśliła.Tak się cieszę, że powiedział jej prawdę, bo na to wygląda, że Karola w końcu zrozumiała, że kocha Łukasza :)
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to ten pomysł wpadł mi do głowy znacznie później niż w momencie w ktorym pisałam o rozwodzie Karoliny z Łukaszem, ale stwierdziłam że świetnie pasuje do dalszego rozwiązania zagadki. Poza tym, choć może to troszeczkę głupie, zależało mi na tym by choc trochę "wybielić" Kowalskiego w oczach czytelników i przekonać do niego tych którzy widzieliby tytułową bohaterkę z Jackiem. A co sie tyczy Bończaka to mimo wszystko chciałam by wzbudzał sympatię i jednocześnie złość bo w końcu- nie oszukujmy się- przestępca to przestępca i ma swój własny kodeks "moralny". Mam nadzieję że mi się to udalo i kreacja postaci wypadła dość realistycznie a nie tak jakbym kontynuowała historię z Niebezpiecznej miłości z innymi bohaterami.

      Usuń
    2. jesteś genialna !

      Usuń
    3. Dobrze ze Łukasza (jak to ujelas) wybieliłas bo dla mnie zawsze pasowal do Karoli, przeciez nie brali slubu bez powodu.
      Chcialam napisac wiecej ale cos dzis moj telefon nawala i caly czas wszstko co napisalam znika. . Przeprasam tez za wszystkie bledy.
      Pozdrawiam Kinga ;)

      Usuń
    4. Dobrze ze Łukasza (jak to ujelas) wybieliłas bo dla mnie zawsze pasowal do Karoli, przeciez nie brali slubu bez powodu.
      Chcialam napisac wiecej ale cos dzis moj telefon nawala i caly czas wszstko co napisalam znika. . Przeprasam tez za wszystkie bledy.
      Pozdrawiam Kinga ;)

      Usuń
  3. Rewelacja cieszę się że po ciężkich rozdziałach nie zrezygnowałam z czytania bo naprawdę warto

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się bardzo, że prawda w końcu wyszła na jaw i okazało się jaki Jacek naprawdę jest. Ale to znaczy, że Karolina zrozumie co czuje do Łukasza, a to może oznaczać tylko jedno. Koniec opowiadania :( ale mam nadzieję, że jeszcze co najmniej dwie trzy części napiszesz :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę cie zapewnić, że będzie ich trochę więcej. Chciałabym w nim jeszcze wyjaśnić kwestie porwania Kubusia

      Usuń
    2. W takim razie bardzo się cieszę. Bo Twoje opowiadania mogę czytać bez końca i najlepiej żeby nigdy się nie kończyły;-) roksana

      Usuń
    3. mam to samo, patrycja!

      Usuń
  5. Kurcze masz wielki talent, super! Czyta się to z takim zaciekawieniem, że to niemal niemożliwe. Jeszcze raz super ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow swietne, potrafisz trzymać w napięciu:)
    To teraz standardowe pytanie kiedy kolejny rozdział?Pytam bo jak skończy sie czytać jeden rozdział to chce się czytać kolejny i kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako nałogowa czytelniczka mam tak samo. 😃 Dlatego postaram się napisać cos jutro i wstawić.Niczego jednak nie obiecuje bo naprawdę po pracy jestem czasami wykończona. Z tym że powinnam się raczej wyrobić bo ogolna koncepcję juz mam tylko trzeba ja zapisać. Proszę o wyrozumiałość

      Usuń
    2. ok ok czekamy :)

      Usuń
  7. Proszę Cię o kolejną część by odciągnąć mnie od matury haha :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń