Leżąc w łóżku
byłam tak rozemocjonowana, że nie mogłam zmrużyć oczu. Za każdym razem gdy to
zrobiłam czułam usta Jacka na swoich wargach, jego dłonie ciasno obejmujące
moje lędźwie i kark jakby obawiał się że w pewnej chwili się wycofam. I ten
żar, który mnie wypełnił.
Tak, znów
obudziła się we mnie kobieta, choć jednocześnie żałowałam że tak się stało.
Cieszyłam się, że Bończak musiał wyjechać na przynajmniej trzy dni. Bo być może
spędzalibyśmy tę noc razem. I być może popełniłabym największą pomyłkę w swoim
życiu. Albo w końcu uwolniła się od demonów przeszłości.
Nawet po
upływie kilku godzin nie mogłam zdecydować się jak ocenić tego co między nami
zaszło. Czy powinnam się z tego cieszyć czy raczej smucić. Wszystko wydarzyło
się tak spontanicznie, tak nagle że kompletnie mnie zaskoczyło. Jacka z resztą
też. Gdy po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie odsunął ode mnie delikatnie
swoją twarz.
„-
Przepraszam, Karola.- Szepnął wciąż stykając się nosem z moją twarzą tak, że
nadal owiewał mnie jego ciepły i przyspieszony oddech.
- Nie masz
czego.- Odszeptałam mu nie wiadomo dlaczego bojąc się odezwać normalnie tak
jakby mogło to coś zniszczyć.
- Co to
znaczy?- Odsunęłam się od niego dopiero wtedy. On nie spuszczał ze mnie wzroku.
- To znaczy,
że do pocałunku trzeba dwojga, prawda?- Nie wiedziałam jeszcze jakie stanowisko
mam zająć w tej sprawie, więc asekuracyjnie nie zajęłam żadnego.
- Tak.
Chyba…chyba powinienem już iść.
- Tak.-
Zgodziłam się. Tuż przy drzwiach po raz ostatni się zatrzymał.
- Gdy wrócę…-
Zapowiedział.- …powinniśmy szczerze porozmawiać i wszystko między nami
wyjaśnić. Na świeżo, ale tak by wygasły wszelkie niepotrzebne emocje. Co ty na
to?
- Tak. To
chyba najlepsze wyjście. Wracaj bezpiecznie.
- Dobrej
nocy.”
Boże, tylko
jak mam o tym porozmawiać gdy sama nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę? Gdy
wciąż miotałam się pomiędzy szekspirowskim być albo nie być, gdy z chęcią
powtórzyłabym za autorem piosenki „I chciałabym, i boję się?”. Byłam skołowana.
I to uczucie nie zmieniło się następnego ranka. Dobrze, że w weekendy nie
musiałam pracować, więc swobodnie mogłam dłużej pospać i odespać pełną
niepokoju noc.
Gdy mój umysł
wypoczął czułam się zdecydowanie lepiej. Racjonalnie podsumowałam fakty:
pocałowałam Jacka i co z tego? Nie zdeklarowałam się, nie obiecywaliśmy sobie
nic ani niczego. Po prostu za dwa dni mieliśmy porozmawiać. To wszystko.
Ta myśl
przyniosła mi ulgę. Bo choć myślałam nad związkiem z Bończakiem wciąż miałam
obawy.
Jeszcze tylko
dwa dni. Dwa bardzo trudne dla mnie dni.
Nie mówiłam
nikomu o tym co między nami zaszło. Na razie wszystko było zbyt świeże i nie
chciałam zapeszać. Poza tym nic jeszcze nie było postanowione, a wiedziałam że
Beti z pewnością czekałaby na ciąg dalszy i przekonywała do związku z Jackiem.
Ba, nawet z jakimkolwiek facetem uważając że to kolejny etap terapii czy- jak
ja to nazywałam- punkt na liście powrotu do normalności. Krysia z kolei
radziłaby ostrożność, a romantycznie usposobiona Asia- gdyby nadal była moją
przyjaciółką- uznałaby to pewnie za prawdziwe przeznaczenie. Bo Jacek był moim
pierwszym chłopakiem. I być może tym jedynym.
Resztę południa
i całej soboty spędziłam na oglądaniu telewizji i błogim lenistwie byleby nie
rozmyślać o tym co tak bardzo mnie nurtowało. Jakimś cudem to mi się udało. Po
południu pochłonęły mnie generalne porządki w mieszkaniu, a potem w swojej
szafie. Chciałam skończyć definitywnie z czernią. Na wyrzucenie szarości i beży
jeszcze nie było mnie stać, ale powoli zamierzałam to zmieniać stopniowo dokupując
kolorowe ubrania. I wreszcie zacząć żyć teraźniejszością. Dumna z siebie,
zmęczona i zadowolona miałam zamiar udać się do kuchni na zasłużony odpoczynek
gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Rzadko kto mnie odwiedzał- był to tylko Jacek
i w ostatnim czasie odkąd się pogodziłyśmy sporadycznie Beti czy Krysia, ale tylko po wcześniejszym
uprzedzeniu- więc nie miałam pojęcia kim może być mój gość. Zajrzałam do
judasza i…szybko otworzyłam drzwi.
- Asia? Co za
niespodzianka!- Sama się sobie dziwiłam, że na jej widok poczułam aż taką
radość. A więc jednak jakimś cudem mi wybaczyła. Stała tu z jakiegoś powodu
patrząc na mnie dobrze znanym mi łagodnym wzrokiem.
- Tak,
przepraszam że bez uprzedzenia, ale samo jakoś wyszło.
- Nie ma
sprawy, wchodź.
- Dzięki. Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Nie,
korzystając z okazji, że mam dzisiaj wolne postanowiłam zrobić generalne
porządki i właśnie skończyłam. Wpadłaś w samą porę.- Joasia uśmiechnęła się.
- Jeśli
pozwolisz to usiądę.
- Jasne.-
Odparłam szybko, bo przez jakiś czas po prostu się w nią wpatrywałam. Nie
widziałam jej kilka tygodni, ale przez ten czas moja przyjaciółka bardzo się
zmieniła. Nie chodziło tylko o powiększony brzuch czy poszerzoną talię; po
prostu patrząc na Asię sprawdzała się prawdziwość porzekadła, że kobiety w
ciąży pięknieją. Bo Joanna naprawdę promieniała wewnętrzną radością i
spokojem.- Napijesz się czegoś? Kawy raczej ci nie polecam, ale mam dobrą
zieloną herbatkę.
- Nie,
dziękuję. Ostatnio piję ich aż nadto. Krystian wciąż kupuje tylko różnego rodzaju
zioła i nie pozwala mi pić niczego innego.
- Po prostu
troszczy się o ciebie.
- Tak.-
Zgodziła się z lekkim rozrzewnieniem. Zamilkła na chwilkę.- A co u ciebie?
- Chyba w
porządku. Teraz można tak powiedzieć.
- Dziewczyny
mówiły, że ostatnio bardzo się zmieniłaś.
- Tak.
Paradoksalnie przez to co ci wtedy powiedziałam dotarło do mnie jaka ze mnie
suka.
- Karola wcale
nie jesteś…
-…nie Asia,
nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Obwiniałam za swoje nieszczęścia cały świat
choć nie miałam prawa. A gdyby przeze mnie, z powodu zdenerwowania przez moje
słowa coś stało się tobie lub dziecku nigdy bym sobie nie wybaczyła.
- Wszystko już
w porządku. Mówiłam ci to podczas rozmowy przez telefon. Nie gniewam się za to
na ciebie.
- Wiem, ale
sądziłam że nie będziesz chciała się ze mną kontaktować.
- Dlaczego?
Przecież nadal jestem twoją przyjaciółką, prawda?
- Tak.-
Uśmiechnęłam się.
- Siadaj tu
koło mnie.- Asia poklepała miejsce obok siebie na mojej kanapie. Posłusznie
usiadłam obok niej i pozwoliłam się delikatnie objąć.- Cieszę się widząc cię w
takim stanie. Naprawdę. Wcześniej po prostu obawiałam się, że źle przyjmiesz
moje spotkanie.
- Że znowu
powiem coś niewłaściwego, prawda?
- Nie…no, może
trochę.- Posłała mi przepraszający uśmiech.- Ale tęskniłam za tobą. Naprawdę mi
ciebie brakowało.
- Mnie ciebie
też.
Nie minął
nawet kwadrans a na przemian zasypywałyśmy się wydarzeniami, które spotkały nas
w ostatnim czasie. Z radością słuchałam o poszukiwaniach przez moją
przyjaciółkę mieszkania, relacji z pierwszego USG, przygotowaniach do ślubu do
których wtrącają się teściowie. Oczywiście na wzmiankę o dziecku poczułam
odrobinkę smutku, ale niczego więcej. Żadnej niezdrowej zazdrości, niewłaściwej
myśli czy niesprawiedliwości że to moje dziecko umarło. Tylko delikatne uczucie
melancholii. Nic więcej.
Z resztą powód
tkwił nie tylko w rozmowie o dzieciach. Przyczyną była również zbliżająca się
rocznica urodzin Kubusia. Gdyby do niej doszło miałby wówczas 4 latka.
Myśl, że nie
ma go ze mną już prawie dwa lata była bolesna. Wcześniej, pocałunek z Jackiem
pozwolił mi na trochę oderwać się od przeszłości, nie myśleć o zbliżających się
dwóch rocznicach- urodzin i śmieci Kubusia- ale wizyta Asi o wszystkim mi
przypomniała. Nie było to naturalnie jej wina. Po prostu musiałam przez to
przejść i tyle. Będzie to dla mnie trudne tak samo jak rok temu, ale dam radę.
W końcu wtedy byłam w tak nędznej kondycji i doszłam do siebie, więc teraz
powinno być tylko łatwiej.
Wieczorem
Jacek napisał mi wiadomość, w której informował że być może uda mu się skrócić
wyjazd do dwóch dni tak by wrócić do mnie już w niedzielę. Wiedziałam dlaczego
to napisał: zdawał sobie sprawę, że może być mi ciężko. Dzięki temu wsparciu
poczułam się lepiej, wstąpiły we mnie nowe pokłady siły. Odesłałam mu wiadomość,
że nawet jeśli mu się nie uda to nie będę na niego zła. Życzyłam mu też
bezpiecznej drogi powrotnej. Zastanawiałam się czy nie dopisać czegoś
osobistego, przesłać całusa lub minki imitującej tę treść. Po namyśle jednak
zrezygnowałam. W końcu umówiliśmy się na rozmowę po jego powrocie.
O tak nadeszła niedziela. Ósmy kwietnia. Dzień
urodzin Kubusia.
Wstałam dość
wcześniej, więc wcześniej postanowiłam też udać się na spacer. Przy okazji
zamierzałam iść do kościoła i porozmawiać z księdzem na temat mszy za duszę
mojego zmarłego synka. Na razie krucho było u mnie z pieniędzmi, ale miałam
nadzieję, że kleryk będzie wyrozumiały i poczeka. Właściwie mieszkałam w
stolicy jeszcze zbyt krótko i słabo znałam tutejszych księży. Inna sprawa, że
jakoś kwestie duchowe przestały mnie zaprzątać i odwiedzałam kościół raczej z
przyzwyczajenia niż wewnętrznej potrzeby. Teraz poczułam, że zaczęło mi tego
brakować.
Wizyta na
plebanii okazała się być owocna: poznałam panię Jadwigę która była tam gosposią
. Jako że musiałam trochę poczekać wdałam się
z nią w pogawędkę. Gdy poznała cel mojej wizyty bardzo mi współczuła.
Miła staruszka z chęcią wysłuchała o ulubionych zwyczajach mojego synka, jego
zabawkach czy bluzie z zielonym smokiem, którą chciał nosić nieustannie. Działo
się tak chyba przez kolorowe frędzelki, bo
gdy tylko ją zauważał od razu wskazywał (na nią) dłonią chcąc by mu ją
założyć. Przez te wspomnienia byłyśmy tym tak rozbawione, że gdy zjawił się
ksiądz poczułam się trochę głupio informując go potem, że chciałam zamówić mszę
za dziecko z którego jeszcze kilka minut temu się śmiałam. Rozmowę ze mną
poprzedziła jednak ta z panią Jadwigą. Nie wiem co powiedziała duchownemu, ale
gdy z powrotem do mnie wrócił był znacznie milej usposobiony. Naturalnie
zgodził się na opóźnienie w zapłacie.
Po wyjściu z
plebanii poszłam prosto do domu. Na razie nie chciałam odwiedzać Kubusia.
Najpierw musiałam kupić mu jakiś bukiet kwiatów i świeczkę. Nie mogłam mu kupić
nowej zabawki, ale miałam nadzieję, że kolorowe kwiatki go ucieszą.
Ledwie
zdążyłam przekroczyć próg, a zadzwoniła do mnie mama. Przeczuwała, że mogę być
nieco przygnębiona do tego stopnia, że zaproponowała iż do mnie przyjedzie.
Odradziłam jej to. Byłam silna i wiedziałam że muszę dać sobie radę sama. W
końcu osiągnęłam już bardzo wiele. Załamywanie się i czerpanie pocieszenia z
innej osoby byłoby dużym krokiem wstecz.
Gdy
przygotowałam obiad i zjadłam go w samotności byłam gotowa na spotkanie z
Kubusiem.
Jak zwykle
zaczęłam opowiadać mu o wszystkim co wydarzyło się w moim życiu od czasu
ostatniej wizyty. O kupnie żółtej sukienki, przeprosinach Beaty, wspólnym
wypadzie z nią i Krysią do galerii, zaręczynach jego wujka Wojtka. Wreszcie o
balu na którym zjawiłam się z Jackiem. I o tym co między nami zaszło. O moich
rozterkach i niepewności co do charakteru tej znajomości. Starałam się
wyobrazić sobie co myślałby o tym wszystkim Kuba. Czy naprawdę chciałby bym
była szczęśliwa? A może nie miałam jeszcze prawa wiązać się z Jackiem, bo
robiąc to niejako zdradzam jego ojca?
Rozmyślając
nad tym zauważyłam, że na grobie mojego synka znajdowało się więcej świeczek i
prosta wiązanka kwiatów. Wśród nich znana mi już gałązka astrów. A więc nie
tylko ja pamiętałam o urodzinach Kubusia. Był wciąż żywy w pamięci innych
członków rodziny.
- Karolina?-
Słysząc swoje imię podniosłam się z grobu. Zbierając się w sobie odwróciłam
się.
- Witaj
Patrycja.- Przywitałam się z żoną brata Łukasza z wyraźną rezerwą. Ona też
wyglądała na lekko zażenowaną. Z resztą nie było się czemu dziwić. Po rozwodzie
z Łukaszem nie widziałam jej całe dwa lata.
- Jak się
masz?
- W porządku.-
Nie wiedziałam na ile znała moje dalsze losy i fakt, że zachowywałam się jak
wariatka przez długie miesiące po śmierci Kuby nie mogąc wyjść z szoku. Gdy to
sobie uświadomiłam uczucie niezręczności się zwiększyło.- A ty?
- Świetnie.
Właściwie niewiele się zmieniło u mnie i u Emila. Nadal pracuję w tym samym miejscu, a mój mąż w kancelarii.
- To dobrze.
- A ty?
Słyszałam, że przeprowadziłaś się do stolicy. Pracujesz?
- Tak. W
kwiaciarni.- Odparłam. Potem zapadła między nami cisza. Patrycja zbliżyła się
do nagrobka obok którego stałam wyciągając z torebki dużą świeczkę. Gdy starała
się ją zapalić patrzyłam na to beznamiętnym wzrokiem. Przez jakiś czas obie
milczałyśmy.
- Mama mówiła,
że ostatnio widziała cię na mieście.- Patrycja pierwsza przerwała milczenie.
- Tak jakby.
Jechałam samochodem z…, i tak się złożyło że na drugim pasie jechali państwo
Kowalscy.
- Bardzo by
się ucieszyła gdybyś ją odwiedziła.
- Nie sądzę by
to był dobry pomysł.
- Może.- I
znów cisza. Poczułam irracjonalną potrzebę śmiechu, bo z tego wszystkiego
miałam ochotę się śmiać. No bo jak to jest: przyjaźnisz się z kimś, bawisz,
rozmawiasz a potem: bum i wszystko znika. Stoicie obok siebie jak para
nieznajomych rozpaczliwie szukając w głowie neutralnego tematu do rozmowy.
- A jak tam
Madzia?- Udało mi się spytać.
- Dobrze. Jest
tutaj, ale poszła z Emilem odwiedzić jeszcze grób mojej mamy. Tęskniła za
tobą.- Nic na to nie odpowiedziałam, bo zwyczajnie nie wiedziałam co. Przykro
mi? Przepraszam? A może coś w stylu: dziwisz mi się? Żadne słowa nie były
odpowiednie. Nie wyrzekłam więc niczego.- Karolina, chyba możemy porozmawiać
normalnie bez tej sztucznej obojętności, co?- Poczułam się głupio gdy tak
delikatnie mnie zrugała. Czy rzeczywiście to ja utrzymywałam ten sztuczny
dystans? Chyba tak.
- Przepraszam.-
Powiedziałam tylko.
- Nic się nie
stało. Wiem jak ci ciężko, ale nie rozumiem jak urwanie kontaktu mogło ci niby
pomóc uporać się ze stratą syna. To nie było rozważne.
- Może i nie
rozważne, ale odpowiednie. To byłoby dość niezręczne, prawda? Widywać się z
tobą i Emilem podczas gdy ja i Łukasz już nie…- Urwałam wymownie.
- I co z
tego?- Wypaliła ze zwykłą sobie bezpośredniością Patrycja.- Rozwiodłaś się i
wielkie mi halo.
- A co
powiedziałby na to Emil? W końcu jest bratem Łukasza.
- Nic. To
byłaby sprawa między nami, a nawet jeśliby mu się nie podobało nie wtrącałby
się. To było zwykłe tchórzostwo z twojej strony.
- Skoro tak to
z twojej też, bo nigdy nie próbowałaś mnie odwiedzić.
- O ile
pamiętam przyjechałam do domu twojej matki, ale kazałaś jej przekazać że nie
chcesz mnie widzieć. A może to sobie wymyśliłam?
-
Nie…pamiętam. Tyle, że wtedy nie czułam się najlepiej i nie chciałam nikogo
widzieć. To nie było nic osobistego, Patrycja.
- Rozumiem. I
nie mam ci tego za złe, Karolina.- Gdy po raz trzeci zamilkłyśmy cisza nie
wydała mi się niezręczna. Wręcz przeciwnie, poczułam wewnętrzny spokój. Przerwało
go jakieś wesołe gaworzenie.
- Mamo wiesz
co powiedział tata? Że nie kupi mi tego tabletu, bo i tak wciąż wlepiam wzrok w
komórkę. Ale jak inaczej mam nauczyć się tych nowych przepisów skoro nie
pozwala mi używać swojego kodeksu?
- Tak jak ja
uczyłem się w twoim wieku. Z książek.
- Ale tato…-
Mała dopiero teraz zauważyła moją obecność. Choć mała w stosunku do
dwunastoletniej dziewczynki to chyba nie najodpowiedniejsze określenie. Tym
bardziej w stosunku do Magdy. Bardzo zmieniła się przez te dwa lata:
nieznacznie pociemniały jej włosy, twarz zaczęła nabierać młodzieńczych rysów i
przybyło jej przynajmniej z 15 centymetrów. Powoli zaczynała stawać się
nastolatką.
- Dzień
dobry.- Przywitałam się głównie z Emilem. Mimo wszystko patrzyłam przy tym na Madzię.
Wyglądało jednak na to, że mnie nie pamięta.
- Ciocia
Karolina? Jejku prawie cioci nie poznałam!- Zupełnie zaskoczona pozwoliłam
objąć się dziewczynce gdy dzielący nas niewielki i tak dystans pokonała
szybkimi krokami. Dopiero po chwili ochłonęłam na tyle by odwzajemnić jej
uścisk lekko klepiąc ja po plecach.
- Ja ciebie
też. Wyrosłaś. Co oni dają ci do jedzenia? Drożdże?
- Nie.-
Roześmiała się. Zaraz jednak spoważniała.- Czemu mnie nie odwiedziłaś?
- Ciocia nie
mogła kochanie.- Odparł za mnie Emil. Uważnie obserwował przy tym moją twarz.
Widocznie zastanawiał się co mogę zrobić lub powiedzieć. A raczej należałoby
rzec: co nieodpowiedniego. I to w jakim jestem stanie.
- Tak.-
Zgodziłam się.- Przepraszam.
- A teraz?
Masz czas?- Madzia naprawdę mnie zaskoczyła. Zachowywała się tak jakby od mojej
ostatniej wizyty minęły dwa dni a nie dwa długie lata. Inne dziecko na jej
miejscu byłoby co najmniej zażenowane i lekko niepewne, ale zapomniałam że
Madzia nie była normalnym dzieckiem, jeśli mogę się tak wyrazić. Zawsze była
energiczna, kapryśna przez rozpieszczających ją rodziców i pewna siebie. No i-
co było bardzo dziwnie wziąwszy pod uwagę fakt iż była rozpieszczaną przez
rodziców bogatą jedynaczką- dobra i szczera, jakby niezepsuta co już całkiem
zakrawało na ironię. No bo jak niby można być niezepsutym w czasach w jakich
żyjemy? W myślach życzyłam jej aby nigdy nie utraciła tej swojej dziecięcej
niewinności. Przypomniałam sobie jak mając
siedem lat lepiej znała prawo karne niż ja. To dało mi pretekst do rozpoczęcia
z nią miłej rozmowy.
- A co chcesz
wyrecytować mi jakieś nowe prawa których się nauczyłaś?
- Za dużo ich
żebym je mogła wyrecytować, prawda tato? Umiem już prawie cały kodeks.- Emil
spojrzał na nią z niejaką dumą i przerażeniem.
- Tak. Co daje
kolejny powód do tego by uciąć problem tabletu. Nie dostaniesz go i już. Musisz
wreszcie zacząć spotykać się z równieśnicami
a nie tylko psuć wzrok.
- Tato!
- Madzia, nie
zapominaj gdzie jesteś.- Wtrąciła się Patrycja patrząc wymownie na nagrobek
Kuby.- Cioci może być przykro.
-
Przepraszam.- Oparła szczerze skruszona.- Zapomniałam. Ale o Kubusiu pamiętam.
Odwiedzaliśmy go regularnie, wiesz ciocia? Ja, tata i mama.
- Bardzo mnie
to cieszy.- Odparłam czując gulę w gardle za każdym razem niezmiennie gdy ktoś
mówił o moim zmarłym synku. Z tym, że od jakiegoś czasu udawało mi się siebie
kontrolować i przezwyciężać pojawiającą się wtedy również panikę.
- Nawet
ostatnio.- Kontynuowała dziewczynka- Kupiłam takie ładne kwiatki. A wujek taki
wielki bukiet.- Wskazała na naprawdę okazałą wiązankę znajdującą się na
grobie.- Dlaczego nie przyszłaś razem z nim?
- Hm?- Nie
zrozumiałam jej pytania zatopiona we własnych myślach i wspomnieniach. Czemu
miałabym przychodzić na grób synka z jakimś jej krewnym?
- No z
wujkiem. On mnie przynajmniej odwiedza a ty nie. Chociaż rzadko, bo mama
mówiła, że…- Jęknęła zakrywając sobie dłonią usta.- Ojej, przepraszam, zdaje
się że znowu popełniłam gafę. Naprawdę zapomniałam. Mama mówiła, że przecież wy już
nie jesteście razem.- Nagle dotarła do mnie prawda. Czy to możliwe, że…?
- Madziu…-
Zaczęła Patrycja ostrzegawczym tonem.
- No co? Tylko
pytam. Nie byłam niegrzeczna, co nie ciociu? Nie gniewasz się na mnie?
- Skądże. Miałaś
na myśli wujka Łukasza?- Upewniałam się.
- Tak.
- A więc był w
Warszawie?- To pytanie skierowałam z kolei do Patrycji. Milczała przez dłuższą
chwilę.
- I nadal
jest. Wrócił jakiś miesiąc temu. Myślałam, że wiesz. Zaraz po przyjeździe
wpadliśmy na Jacka, a ty przecież utrzymujesz z nim kontakt?
- Tak, ale nie
wspomniał mi o tym.
- Być może
zapomniał.
- Tak.-
Zgodziłam się choć wiedziałam, że wcale tak nie było. Patrycja chyba też po
patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Tylko czemu Jacek to przede mną zataił?
Dopiero teraz przypomniałam sobie tę zaimprowizowaną przeze mnie kolację. Tak,
to musiało być wtedy. Chciał mi wówczas coś powiedzieć, ale tego nie zrobił.
„Świetnie się składa, bo ja też mam ci coś do powiedzenia.”
„Ach, to już chyba nieaktualne”
Tak, musiał
mieć na myśli właśnie to. Ale po wspólnej kolacji zmienił zdanie. Pytanie
tylko: dlaczego?
- Jest teraz
na urlopie.
- Urlopie.-
Powtórzyłam głupio mając w głowie kompletną pustkę i chaos. A więc Łukasz
wrócił do stolicy. Od prawie miesiąca przebywa w tym samym mieście co ja, a ja
nawet o tym nie wiedziałam.
- Nie
widzieliście się od rozwodu, prawda?
- Skoro
chcecie porozmawiać ja pójdę z Madzią do samochodu.- Oznajmił Emil.
- Ale ja chcę
pogadać z ciocią.- Zaprotestowała mała.
- Kiedy
indziej. Ciocia musi porozmawiać z mamą.- Magda niechętnie poszła za ojcem po
krótkim pożegnaniu się ze mną i zapewnieniu, że niedługo się spotkamy. Tak więc
zostałyśmy przy nagrobku same z Patrycją.
- Łukasz
mieszka u matki, ale chyba będzie szukał czegoś swojego. Planuje przeprowadzić
się tutaj już na stałe. Tak przynajmniej mówił mi Emil.
- Nie podobało mu się
w Lublinie?- Mimo iż nie chciałam nic wiedzieć o mojej byłej drugiej
połówce uznałam, że brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony i choć nawet
odrobina zdrowej ciekawości też byłaby podejrzana. W końcu przez trzy lata
byliśmy małżeństwem.
- Nie, chyba
chodziło o sprawę nad którą pracował. Teraz ją zakończył, więc myślę że wraca
na stare śmieci.
- No tak.-
Skwitowałam to tylko. Nawet ja usłyszałam
w swoim głosie gorycz. Bo wyglądało na to, że w końcu, po ponad 7 latach
harówki Łukasz wziął pierwszy w swojej policyjnej karierze urlop. Ani razu nie
zrobił tego podczas naszego małżeństwa, nawet gdy bardzo go o to prosiłam. Dla
niego praca zawsze była na pierwszym miejscu.
Ale czego ja się w końcu spodziewałam? Że to co się stało wpłynie na
niego? Odciśnie niewidzialne piętno w duszy tak jak stało się ze mną? Było to
tak absurdalne jak całe nasze małżeństwo. Bo on
się nigdy nie zmieni. Praca zawsze będzie dla niego najważniejsza.
- Karola…nie
chciałabyś się z nim spotkać? Sądzę, że obydwojgu wam dobrze by to zrobiło.
- Nie widzę
powodu.- Próbowałam wzruszyć ramionami tak by w niewerbalny sposób poinformować
Patrycję, że jest mi to obojętne, ale wyszło mi trochę nonszalancko. Poczułam
dawną gamę targających mną emocji: złość, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości,
niechęć…
- A więc nadal
masz do niego żal o Kubusia?- Domyśliła się.
- Nie.-
Zaprzeczyłam.- Po prostu nie sądzę by miało to jakikolwiek cel. Nasz syn nie
żyje i basta. Nie ma powodu by o tym
rozmawiać, prawda?
- Jak chcesz.-Odparła
patrząc prosto na mnie. Miałam nadzieję, że moja twarz nie odzwierciedla moich
prawdziwych emocji- Przepraszam jeśli
zdenerwowałam cię tą wiadomością.
- Nie
zdenerwowałaś. Raczej zaskoczyłaś. Ale mimo wszystko się cieszę. To znaczy z
naszego spotkania. – Zastanawiałam się jak bym się czuła natykając się na
byłego męża przypadkiem w sklepie czy w aptece zupełnie się go nie spodziewając.
Pomijając oczywistą kwestię, że nasze domu i miejsca pracy znajdowały się w
zupełnie innych rejonach Warszawy. Jednak mimo wszystko jakieś
prawdopodobieństwo istniało. To, że nie zrobiłam tego w ten miesiąc nie znaczy
że nie mogłabym spotkać go w następnym.
- To dobrze.
No cóż, chyba będę się zbierać. Pamiętaj, że obiecałaś Madzi, że nas
odwiedzisz. Jakby co masz chyba mój stary numer by upewnić się czy będę w domu?
- Tak, ale nie
wiem…
- W takim
razie będę czekała na telefon. Trzymaj się kochana.
- Ty też. Na
razie.
- Do zobaczenia.
Przez dobrych
kilka minut stałam nad grobem Kuby nie mogąc uwierzyć w to co właśnie
usłyszałam. Łukasz wrócił do rodzinnego miasta. Widocznie skończył jakąś sprawę
w Lublinie i uznał, że może wrócić do Warszawy. Tylko dlaczego Jacek to przede
mną zataił? Dlaczego choć wiedział udawał? Teraz cofając się myślami wstecz
zdałam sobie sprawę, że wielokrotnie miał ku temu okazję. Nawet podczas
spotkania z na jezdni z moimi byłymi teściami. Gdy powiedziałam mu, że
widziałam Kowalskiego on od razu sądził że miałam na myśli Łukasza. Potem
jednak powiedziałam coś w stylu, że przecież mój były mąż przebywa w Lublinie.
A on tego nie sprostował. Znów mnie oszukał.
Otrząsnęłam
się z własnych rozmyślań czując przenikliwy dreszcz gdy zawiał wiatr. Dziś było
wyjątkowo wietrznie. Postanowiłam więc wrócić do domu.
Będąc już w
środku zaparzyłam sobie gorącą herbatę dzięki której od razu poczułam się
lepiej. Zimno przenikało całe moje ciało.
Po raz
pierwszy od wielu tygodni, a nawet miesięcy zaczęłam rozmyślać o Łukaszu. O tym
jak ułożyło mu się dalsze życie, czy ożenił się ponownie, założył rodzinę. A
może ma już dziecko? Chociaż nie, gdyby tak było Patrycja by mi przecież coś
wspomniała. A ona powiedziała tylko, że Łukasz wrócił z Lublina. Nie że wrócił
z kimś.
Czy miałoby to
dla mnie jakieś znaczenie, spytałam samej siebie. Chyba nie. Minęło już tak
wiele czasu, że był dla mnie odległym wspomnieniem. Mimo to jego powrót
wytrącił mnie z równowagi, bo należał do przeszłości o której zamierzałam
zapomnieć. Oznaczał dla mnie w pewien sposób cofnięcie się do okresu w której
wydarzyła się dawna tragedia, przypomniało o porażce jaką okazało się nasze
małżeństwo, o licznych kłótniach i moich zachowaniu na pogrzebie synka. A więc
w skrócie o wszystkim tym o czym chciałam już nie pamiętać.
Najbardziej w
tym wszystkim jednak nurtowało mnie zachowanie Jacka. Wciąż szukałam w głowie
odpowiedzi na pytanie dlaczego to przede mną zataił. Bał się że to mnie zrani?
Że na nowo zamknę się w swojej skorupie? To było bardzo prawdopodobne. Nie
znaczyło to jednak, że mnie nie okłamał.
Już w
poniedziałek rano, gdy byłam w pracy w kwiaciarni napisał mi wiadomość, że jest
w Warszawie. Od razu odpisałam mu, że chciałbym by odwiedził mnie wieczorem
jeśli nie będzie zanadto zmęczony. Odpowiedział jednak twierdząco.
Być może z
powodu rewelacji ostatnich dni: spotkaniu z dawnymi teściami, Patrycją,
rocznicą urodzin Kubusia czy wiadomości że Łukasz na nowo jest w mieście
wyglądałam trochę inaczej, bo moja szefowa od razu to zauważyła. Zwaliłam to wszystko
na krab urodzin zmarłego synka dzięki czemu uniknęłam zbędnych pytań. Prawda
jednak była nieco inna. A przynajmniej niepełna.
Gdy nadszedł
wieczór byłam dość zdenerwowana. Wyczekiwałam Jacka jak na szpilkach, a gdy
spóźnił się kilka minut niemal wyszłam z siebie. Dopiero słysząc dzwonek do
drzwi udało mi się uspokoić. Bo oznaczało to, że w końcu poznam odpowiedź na
dręczące mnie pytanie.
- Witaj.- On
dla odmiany był w dość radosnym nastroju.- Proszę to dla ciebie.- Wzięłam do
rąk jakieś opakowanie czekoladek nawet nie zawracając sobie nimi głowy.
Położyłam je na jednej z półek w przedpokoju.- Wyglądasz na spiętą.
- Bo jestem.
- Karola,
jeśli chodzi o to co stało się przed moim wyjazdem to…
-…nie chcę o
tym rozmawiać.- Przerwałam mu, bo to była prawda. Praktycznie wyrzuciłam z
głowy myśli o naszym pocałunku po rozmowie
z Patrycją.- Sądzę, że…że oboje powinniśmy o tym zapomnieć.- Wyczytałam
z jego twarzy, że nie tego oczekiwał. Ja z resztą też nie. Naprawdę chciałam
zbudować z nim coś na nowo. Tyle, że po prostu nie wiedziałam czy właśnie tego
chcę. A raczej czy chcę tego razem z nim. Tylko jak mu o tym powiedzieć? Nie
chcę zmieniać naszych relacji z przyjacielskich na partnerskie bo co? Bo nie
jestem jeszcze gotowa na nowy związek? To było dla mnie za szybko? Te argumenty
które układałam sobie właśnie w głowie wydawały mi się zbyt banalne.
- Karolina,
nie rozumiem.
- Przykro mi.
Nie powinnam była tamtego wieczoru cię pocałować. To…to był błąd.
- Błąd.-
Powtórzył głucho.
- Tak.-
Potwierdziłam. Jacek w tym czasie usiadł na kanapie nie patrząc nawet w moim
kierunku.
- Sądziłem, że
chcesz tego samego co ja. Gdyby nie to nie ośmieliłbym się wykraczać poza
granice przyjaźni.
- Nie, nie o
to mi chodzi. Po prostu potrzebuję jeszcze więcej czasu. Wiem, że umawialiśmy
się na rozmowę po twoim przyjeździe, ale muszę to sobie poukładać.- Jacek wziął
głęboki wdech, a potem otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Jednak w
ostatniej chwili zmienił zdanie. Chrząknął.
- A więc
jeszcze nie wiesz.- Powiedział cicho. Po dłuższej chwili dodał:- A ile czasu
jeszcze potrzebujesz?- Jego pytanie na chwilę zbiło mnie z pantałyku. Czy to
naprawdę była kwestia czasu, miałam ochotę go zapytać.
„Nie wydaje ci się, że tu nie ma nic nad czym się można zastanawiać?
Przecież to kwestia uczuć. Albo coś czujesz albo nie.”, przypomniałam sobie słowa skierowane kiedyś do mnie przez Łukasza gdy
wydawało mi się, że jeszcze kochałam Bończaka. Próbowałam stłumić ich głos
wewnątrz siebie.
- Jacek ja…-
Urwałam zdając sobie sprawę, że tłumaczenia są tutaj bez sensu. Po prostu nie
byłam gotowa na nowy związek. I basta. Nie było czego wyjaśniać. Ale musiałam spytać go jeszcze o coś co
bardzo mnie nurtowało:- A poza tym to…to chcę znać odpowiedź na pewne pytanie.
- Jakie?-
Spojrzałam mu prosto w oczy czekając aż spojrzy mi w twarz. Potem wzięłam
głęboki oddech:
- Dlaczego nie
powiedziałeś mi, że Łukasz wrócił do miasta?
niech się spotka z Łukaszem i wrócą do siebie
OdpowiedzUsuńKarolina ma być z Łukaszem! ;D świetnie piszesz.:-)
OdpowiedzUsuńO kurcze ale wczulam sie w to opowiadania!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Karola znajdzie szczescie ou boku jakiegos mezczyzny. Jak dla mnie moze ona byc z Jackiem, Lukaszem czy innym facetem byleby tylko byla w koncu naprawde szczesliwa :)
Pozdrawiam!
ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ!
OdpowiedzUsuńŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ!
ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! :) Zdecydowanie jestem, aby Łukasz był z Karą, są (byli) małżeństwem, a przecież "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" :)
Zdecydowanie Łukasz <3
OdpowiedzUsuń