Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXVI: Powrót



Leżąc w łóżku byłam tak rozemocjonowana, że nie mogłam zmrużyć oczu. Za każdym razem gdy to zrobiłam czułam usta Jacka na swoich wargach, jego dłonie ciasno obejmujące moje lędźwie i kark jakby obawiał się że w pewnej chwili się wycofam. I ten żar, który mnie wypełnił.
Tak, znów obudziła się we mnie kobieta, choć jednocześnie żałowałam że tak się stało. Cieszyłam się, że Bończak musiał wyjechać na przynajmniej trzy dni. Bo być może spędzalibyśmy tę noc razem. I być może popełniłabym największą pomyłkę w swoim życiu. Albo w końcu uwolniła się od demonów przeszłości.
Nawet po upływie kilku godzin nie mogłam zdecydować się jak ocenić tego co między nami zaszło. Czy powinnam się z tego cieszyć czy raczej smucić. Wszystko wydarzyło się tak spontanicznie, tak nagle że kompletnie mnie zaskoczyło. Jacka z resztą też. Gdy po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie odsunął ode mnie delikatnie swoją twarz.
„- Przepraszam, Karola.- Szepnął wciąż stykając się nosem z moją twarzą tak, że nadal owiewał mnie jego ciepły i przyspieszony oddech.
- Nie masz czego.- Odszeptałam mu nie wiadomo dlaczego bojąc się odezwać normalnie tak jakby mogło to coś zniszczyć.
- Co to znaczy?- Odsunęłam się od niego dopiero wtedy. On nie spuszczał ze mnie wzroku.
- To znaczy, że do pocałunku trzeba dwojga, prawda?- Nie wiedziałam jeszcze jakie stanowisko mam zająć w tej sprawie, więc asekuracyjnie nie zajęłam żadnego.
- Tak. Chyba…chyba powinienem już iść.
- Tak.- Zgodziłam się. Tuż przy drzwiach po raz ostatni się zatrzymał.
- Gdy wrócę…- Zapowiedział.- …powinniśmy szczerze porozmawiać i wszystko między nami wyjaśnić. Na świeżo, ale tak by wygasły wszelkie niepotrzebne emocje. Co ty na to?
- Tak. To chyba najlepsze wyjście. Wracaj bezpiecznie.
- Dobrej nocy.”
Boże, tylko jak mam o tym porozmawiać gdy sama nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę? Gdy wciąż miotałam się pomiędzy szekspirowskim być albo nie być, gdy z chęcią powtórzyłabym za autorem piosenki „I chciałabym, i boję się?”. Byłam skołowana. I to uczucie nie zmieniło się następnego ranka. Dobrze, że w weekendy nie musiałam pracować, więc swobodnie mogłam dłużej pospać i odespać pełną niepokoju noc.
Gdy mój umysł wypoczął czułam się zdecydowanie lepiej. Racjonalnie podsumowałam fakty: pocałowałam Jacka i co z tego? Nie zdeklarowałam się, nie obiecywaliśmy sobie nic ani niczego. Po prostu za dwa dni mieliśmy porozmawiać. To wszystko.
Ta myśl przyniosła mi ulgę. Bo choć myślałam nad związkiem z Bończakiem wciąż miałam obawy.
Jeszcze tylko dwa dni. Dwa bardzo trudne dla mnie dni.
Nie mówiłam nikomu o tym co między nami zaszło. Na razie wszystko było zbyt świeże i nie chciałam zapeszać. Poza tym nic jeszcze nie było postanowione, a wiedziałam że Beti z pewnością czekałaby na ciąg dalszy i przekonywała do związku z Jackiem. Ba, nawet z jakimkolwiek facetem uważając że to kolejny etap terapii czy- jak ja to nazywałam- punkt na liście powrotu do normalności. Krysia z kolei radziłaby ostrożność, a romantycznie usposobiona Asia- gdyby nadal była moją przyjaciółką- uznałaby to pewnie za prawdziwe przeznaczenie. Bo Jacek był moim pierwszym chłopakiem. I być może tym jedynym.
Resztę południa i całej soboty spędziłam na oglądaniu telewizji i błogim lenistwie byleby nie rozmyślać o tym co tak bardzo mnie nurtowało. Jakimś cudem to mi się udało. Po południu pochłonęły mnie generalne porządki w mieszkaniu, a potem w swojej szafie. Chciałam skończyć definitywnie z czernią. Na wyrzucenie szarości i beży jeszcze nie było mnie stać, ale powoli zamierzałam to zmieniać stopniowo dokupując kolorowe ubrania. I wreszcie zacząć żyć teraźniejszością. Dumna z siebie, zmęczona i zadowolona miałam zamiar udać się do kuchni na zasłużony odpoczynek gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Rzadko kto mnie odwiedzał- był to tylko Jacek i w ostatnim czasie odkąd się pogodziłyśmy sporadycznie  Beti czy Krysia, ale tylko po wcześniejszym uprzedzeniu- więc nie miałam pojęcia kim może być mój gość. Zajrzałam do judasza i…szybko otworzyłam drzwi.
- Asia? Co za niespodzianka!- Sama się sobie dziwiłam, że na jej widok poczułam aż taką radość. A więc jednak jakimś cudem mi wybaczyła. Stała tu z jakiegoś powodu patrząc na mnie dobrze znanym mi łagodnym wzrokiem.
- Tak, przepraszam że bez uprzedzenia, ale samo jakoś wyszło.
- Nie ma sprawy, wchodź.
- Dzięki. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Nie, korzystając z okazji, że mam dzisiaj wolne postanowiłam zrobić generalne porządki i właśnie skończyłam. Wpadłaś w samą porę.- Joasia uśmiechnęła się.
- Jeśli pozwolisz to usiądę.
- Jasne.- Odparłam szybko, bo przez jakiś czas po prostu się w nią wpatrywałam. Nie widziałam jej kilka tygodni, ale przez ten czas moja przyjaciółka bardzo się zmieniła. Nie chodziło tylko o powiększony brzuch czy poszerzoną talię; po prostu patrząc na Asię sprawdzała się prawdziwość porzekadła, że kobiety w ciąży pięknieją. Bo Joanna naprawdę promieniała wewnętrzną radością i spokojem.- Napijesz się czegoś? Kawy raczej ci nie polecam, ale mam dobrą zieloną herbatkę.
- Nie, dziękuję. Ostatnio piję ich aż nadto. Krystian wciąż kupuje tylko różnego rodzaju zioła i nie pozwala mi pić niczego innego.
- Po prostu troszczy się o ciebie.
- Tak.- Zgodziła się z lekkim rozrzewnieniem. Zamilkła na chwilkę.- A co u ciebie?
- Chyba w porządku. Teraz można tak powiedzieć.
- Dziewczyny mówiły, że ostatnio bardzo się zmieniłaś.
- Tak. Paradoksalnie przez to co ci wtedy powiedziałam dotarło do mnie jaka ze mnie suka.
- Karola wcale nie jesteś…
-…nie Asia, nie ma dla mnie usprawiedliwienia. Obwiniałam za swoje nieszczęścia cały świat choć nie miałam prawa. A gdyby przeze mnie, z powodu zdenerwowania przez moje słowa coś stało się tobie lub dziecku nigdy bym sobie nie wybaczyła.
- Wszystko już w porządku. Mówiłam ci to podczas rozmowy przez telefon. Nie gniewam się za to na ciebie.
- Wiem, ale sądziłam że nie będziesz chciała się ze mną kontaktować.
- Dlaczego? Przecież nadal jestem twoją przyjaciółką, prawda?
- Tak.- Uśmiechnęłam się.
- Siadaj tu koło mnie.- Asia poklepała miejsce obok siebie na mojej kanapie. Posłusznie usiadłam obok niej i pozwoliłam się delikatnie objąć.- Cieszę się widząc cię w takim stanie. Naprawdę. Wcześniej po prostu obawiałam się, że źle przyjmiesz moje spotkanie.
- Że znowu powiem coś niewłaściwego, prawda?
- Nie…no, może trochę.- Posłała mi przepraszający uśmiech.- Ale tęskniłam za tobą. Naprawdę mi ciebie brakowało.
- Mnie ciebie też.
Nie minął nawet kwadrans a na przemian zasypywałyśmy się wydarzeniami, które spotkały nas w ostatnim czasie. Z radością słuchałam o poszukiwaniach przez moją przyjaciółkę mieszkania, relacji z pierwszego USG, przygotowaniach do ślubu do których wtrącają się teściowie. Oczywiście na wzmiankę o dziecku poczułam odrobinkę smutku, ale niczego więcej. Żadnej niezdrowej zazdrości, niewłaściwej myśli czy niesprawiedliwości że to moje dziecko umarło. Tylko delikatne uczucie melancholii. Nic więcej.
Z resztą powód tkwił nie tylko w rozmowie o dzieciach. Przyczyną była również zbliżająca się rocznica urodzin Kubusia. Gdyby do niej doszło miałby wówczas 4 latka.
Myśl, że nie ma go ze mną już prawie dwa lata była bolesna. Wcześniej, pocałunek z Jackiem pozwolił mi na trochę oderwać się od przeszłości, nie myśleć o zbliżających się dwóch rocznicach- urodzin i śmieci Kubusia- ale wizyta Asi o wszystkim mi przypomniała. Nie było to naturalnie jej wina. Po prostu musiałam przez to przejść i tyle. Będzie to dla mnie trudne tak samo jak rok temu, ale dam radę. W końcu wtedy byłam w tak nędznej kondycji i doszłam do siebie, więc teraz powinno być tylko łatwiej.
Wieczorem Jacek napisał mi wiadomość, w której informował że być może uda mu się skrócić wyjazd do dwóch dni tak by wrócić do mnie już w niedzielę. Wiedziałam dlaczego to napisał: zdawał sobie sprawę, że może być mi ciężko. Dzięki temu wsparciu poczułam się lepiej, wstąpiły we mnie nowe pokłady siły. Odesłałam mu wiadomość, że nawet jeśli mu się nie uda to nie będę na niego zła. Życzyłam mu też bezpiecznej drogi powrotnej. Zastanawiałam się czy nie dopisać czegoś osobistego, przesłać całusa lub minki imitującej tę treść. Po namyśle jednak zrezygnowałam. W końcu umówiliśmy się na rozmowę po jego powrocie.
O tak  nadeszła niedziela. Ósmy kwietnia. Dzień urodzin Kubusia.
Wstałam dość wcześniej, więc wcześniej postanowiłam też udać się na spacer. Przy okazji zamierzałam iść do kościoła i porozmawiać z księdzem na temat mszy za duszę mojego zmarłego synka. Na razie krucho było u mnie z pieniędzmi, ale miałam nadzieję, że kleryk będzie wyrozumiały i poczeka. Właściwie mieszkałam w stolicy jeszcze zbyt krótko i słabo znałam tutejszych księży. Inna sprawa, że jakoś kwestie duchowe przestały mnie zaprzątać i odwiedzałam kościół raczej z przyzwyczajenia niż wewnętrznej potrzeby. Teraz poczułam, że zaczęło mi tego brakować.
Wizyta na plebanii okazała się być owocna: poznałam panię Jadwigę która była tam gosposią . Jako że musiałam trochę poczekać wdałam się  z nią w pogawędkę. Gdy poznała cel mojej wizyty bardzo mi współczuła. Miła staruszka z chęcią wysłuchała o ulubionych zwyczajach mojego synka, jego zabawkach czy bluzie z zielonym smokiem, którą chciał nosić nieustannie. Działo się tak chyba przez kolorowe frędzelki, bo  gdy tylko ją zauważał od razu wskazywał (na nią) dłonią chcąc by mu ją założyć. Przez te wspomnienia byłyśmy tym tak rozbawione, że gdy zjawił się ksiądz poczułam się trochę głupio informując go potem, że chciałam zamówić mszę za dziecko z którego jeszcze kilka minut temu się śmiałam. Rozmowę ze mną poprzedziła jednak ta z panią Jadwigą. Nie wiem co powiedziała duchownemu, ale gdy z powrotem do mnie wrócił był znacznie milej usposobiony. Naturalnie zgodził się na opóźnienie w zapłacie.
Po wyjściu z plebanii poszłam prosto do domu. Na razie nie chciałam odwiedzać Kubusia. Najpierw musiałam kupić mu jakiś bukiet kwiatów i świeczkę. Nie mogłam mu kupić nowej zabawki, ale miałam nadzieję, że kolorowe kwiatki go ucieszą.
Ledwie zdążyłam przekroczyć próg, a zadzwoniła do mnie mama. Przeczuwała, że mogę być nieco przygnębiona do tego stopnia, że zaproponowała iż do mnie przyjedzie. Odradziłam jej to. Byłam silna i wiedziałam że muszę dać sobie radę sama. W końcu osiągnęłam już bardzo wiele. Załamywanie się i czerpanie pocieszenia z innej osoby byłoby dużym krokiem wstecz.
Gdy przygotowałam obiad i zjadłam go w samotności byłam gotowa na spotkanie z Kubusiem.
Jak zwykle zaczęłam opowiadać mu o wszystkim co wydarzyło się w moim życiu od czasu ostatniej wizyty. O kupnie żółtej sukienki, przeprosinach Beaty, wspólnym wypadzie z nią i Krysią do galerii, zaręczynach jego wujka Wojtka. Wreszcie o balu na którym zjawiłam się z Jackiem. I o tym co między nami zaszło. O moich rozterkach i niepewności co do charakteru tej znajomości. Starałam się wyobrazić sobie co myślałby o tym wszystkim Kuba. Czy naprawdę chciałby bym była szczęśliwa? A może nie miałam jeszcze prawa wiązać się z Jackiem, bo robiąc to niejako zdradzam jego ojca?
Rozmyślając nad tym zauważyłam, że na grobie mojego synka znajdowało się więcej świeczek i prosta wiązanka kwiatów. Wśród nich znana mi już gałązka astrów. A więc nie tylko ja pamiętałam o urodzinach Kubusia. Był wciąż żywy w pamięci innych członków rodziny.
- Karolina?- Słysząc swoje imię podniosłam się z grobu. Zbierając się w sobie odwróciłam się.
- Witaj Patrycja.- Przywitałam się z żoną brata Łukasza z wyraźną rezerwą. Ona też wyglądała na lekko zażenowaną. Z resztą nie było się czemu dziwić. Po rozwodzie z Łukaszem nie widziałam jej całe dwa lata.
- Jak się masz?
- W porządku.- Nie wiedziałam na ile znała moje dalsze losy i fakt, że zachowywałam się jak wariatka przez długie miesiące po śmierci Kuby nie mogąc wyjść z szoku. Gdy to sobie uświadomiłam uczucie niezręczności się zwiększyło.- A ty?
- Świetnie. Właściwie niewiele się zmieniło u mnie i u Emila. Nadal pracuję  w tym samym miejscu, a mój mąż w kancelarii.
- To dobrze.
- A ty? Słyszałam, że przeprowadziłaś się do stolicy. Pracujesz?
- Tak. W kwiaciarni.- Odparłam. Potem zapadła między nami cisza. Patrycja zbliżyła się do nagrobka obok którego stałam wyciągając z torebki dużą świeczkę. Gdy starała się ją zapalić patrzyłam na to beznamiętnym wzrokiem. Przez jakiś czas obie milczałyśmy.
- Mama mówiła, że ostatnio widziała cię na mieście.- Patrycja pierwsza przerwała milczenie.
- Tak jakby. Jechałam samochodem z…, i tak się złożyło że na drugim pasie jechali państwo Kowalscy.
- Bardzo by się ucieszyła gdybyś ją odwiedziła.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł.
- Może.- I znów cisza. Poczułam irracjonalną potrzebę śmiechu, bo z tego wszystkiego miałam ochotę się śmiać. No bo jak to jest: przyjaźnisz się z kimś, bawisz, rozmawiasz a potem: bum i wszystko znika. Stoicie obok siebie jak para nieznajomych rozpaczliwie szukając w głowie neutralnego tematu do rozmowy.
- A jak tam Madzia?- Udało mi się spytać.
- Dobrze. Jest tutaj, ale poszła z Emilem odwiedzić jeszcze grób mojej mamy. Tęskniła za tobą.- Nic na to nie odpowiedziałam, bo zwyczajnie nie wiedziałam co. Przykro mi? Przepraszam? A może coś w stylu: dziwisz mi się? Żadne słowa nie były odpowiednie. Nie wyrzekłam więc niczego.- Karolina, chyba możemy porozmawiać normalnie bez tej sztucznej obojętności, co?- Poczułam się głupio gdy tak delikatnie mnie zrugała. Czy rzeczywiście to ja utrzymywałam ten sztuczny dystans? Chyba tak.
- Przepraszam.- Powiedziałam tylko.
- Nic się nie stało. Wiem jak ci ciężko, ale nie rozumiem jak urwanie kontaktu mogło ci niby pomóc uporać się ze stratą syna. To nie było rozważne.
- Może i nie rozważne, ale odpowiednie. To byłoby dość niezręczne, prawda? Widywać się z tobą i Emilem podczas gdy ja i Łukasz już nie…- Urwałam wymownie.
- I co z tego?- Wypaliła ze zwykłą sobie bezpośredniością Patrycja.- Rozwiodłaś się i wielkie mi halo.
- A co powiedziałby na to Emil? W końcu jest bratem Łukasza.
- Nic. To byłaby sprawa między nami, a nawet jeśliby mu się nie podobało nie wtrącałby się. To było zwykłe tchórzostwo z twojej strony.
- Skoro tak to z twojej też, bo nigdy nie próbowałaś mnie odwiedzić.
- O ile pamiętam przyjechałam do domu twojej matki, ale kazałaś jej przekazać że nie chcesz mnie widzieć. A może to sobie wymyśliłam?
- Nie…pamiętam. Tyle, że wtedy nie czułam się najlepiej i nie chciałam nikogo widzieć. To nie było nic osobistego, Patrycja.
- Rozumiem. I nie mam ci tego za złe, Karolina.- Gdy po raz trzeci zamilkłyśmy cisza nie wydała mi się niezręczna. Wręcz przeciwnie, poczułam wewnętrzny spokój. Przerwało go jakieś wesołe gaworzenie.
- Mamo wiesz co powiedział tata? Że nie kupi mi tego tabletu, bo i tak wciąż wlepiam wzrok w komórkę. Ale jak inaczej mam nauczyć się tych nowych przepisów skoro nie pozwala mi używać swojego kodeksu?
- Tak jak ja uczyłem się w twoim wieku. Z książek.
- Ale tato…- Mała dopiero teraz zauważyła moją obecność. Choć mała w stosunku do dwunastoletniej dziewczynki to chyba nie najodpowiedniejsze określenie. Tym bardziej w stosunku do Magdy. Bardzo zmieniła się przez te dwa lata: nieznacznie pociemniały jej włosy, twarz zaczęła nabierać młodzieńczych rysów i przybyło jej przynajmniej z 15 centymetrów. Powoli zaczynała stawać się nastolatką.
- Dzień dobry.- Przywitałam się głównie z Emilem. Mimo wszystko patrzyłam przy tym na Madzię. Wyglądało jednak na to, że mnie nie pamięta.
- Ciocia Karolina? Jejku prawie cioci nie poznałam!- Zupełnie zaskoczona pozwoliłam objąć się dziewczynce gdy dzielący nas niewielki i tak dystans pokonała szybkimi krokami. Dopiero po chwili ochłonęłam na tyle by odwzajemnić jej uścisk lekko klepiąc ja po plecach.
- Ja ciebie też. Wyrosłaś. Co oni dają ci do jedzenia? Drożdże?
- Nie.- Roześmiała się. Zaraz jednak spoważniała.- Czemu mnie nie odwiedziłaś?
- Ciocia nie mogła kochanie.- Odparł za mnie Emil. Uważnie obserwował przy tym moją twarz. Widocznie zastanawiał się co mogę zrobić lub powiedzieć. A raczej należałoby rzec: co nieodpowiedniego. I to w jakim jestem stanie.
- Tak.- Zgodziłam się.- Przepraszam.
- A teraz? Masz czas?- Madzia naprawdę mnie zaskoczyła. Zachowywała się tak jakby od mojej ostatniej wizyty minęły dwa dni a nie dwa długie lata. Inne dziecko na jej miejscu byłoby co najmniej zażenowane i lekko niepewne, ale zapomniałam że Madzia nie była normalnym dzieckiem, jeśli mogę się tak wyrazić. Zawsze była energiczna, kapryśna przez rozpieszczających ją rodziców i pewna siebie. No i- co było bardzo dziwnie wziąwszy pod uwagę fakt iż była rozpieszczaną przez rodziców bogatą jedynaczką- dobra i szczera, jakby niezepsuta co już całkiem zakrawało na ironię. No bo jak niby można być niezepsutym w czasach w jakich żyjemy? W myślach życzyłam jej aby nigdy nie utraciła tej swojej dziecięcej niewinności.  Przypomniałam sobie jak mając siedem lat lepiej znała prawo karne niż ja. To dało mi pretekst do rozpoczęcia z nią miłej rozmowy.
- A co chcesz wyrecytować mi jakieś nowe prawa których się nauczyłaś?
- Za dużo ich żebym je mogła wyrecytować, prawda tato? Umiem już prawie cały kodeks.- Emil spojrzał na nią z niejaką dumą i przerażeniem.
- Tak. Co daje kolejny powód do tego by uciąć problem tabletu. Nie dostaniesz go i już. Musisz wreszcie zacząć spotykać się z równieśnicami  a nie tylko psuć wzrok.
- Tato!
- Madzia, nie zapominaj gdzie jesteś.- Wtrąciła się Patrycja patrząc wymownie na nagrobek Kuby.- Cioci może być przykro.
- Przepraszam.- Oparła szczerze skruszona.- Zapomniałam. Ale o Kubusiu pamiętam. Odwiedzaliśmy go regularnie, wiesz ciocia? Ja, tata i mama.
- Bardzo mnie to cieszy.- Odparłam czując gulę w gardle za każdym razem niezmiennie gdy ktoś mówił o moim zmarłym synku. Z tym, że od jakiegoś czasu udawało mi się siebie kontrolować i przezwyciężać pojawiającą się wtedy również panikę.
- Nawet ostatnio.- Kontynuowała dziewczynka-  Kupiłam takie ładne kwiatki. A wujek taki wielki bukiet.- Wskazała na naprawdę okazałą wiązankę znajdującą się na grobie.- Dlaczego nie przyszłaś razem z nim?
- Hm?- Nie zrozumiałam jej pytania zatopiona we własnych myślach i wspomnieniach. Czemu miałabym przychodzić na grób synka z jakimś jej krewnym?
- No z wujkiem. On mnie przynajmniej odwiedza a ty nie. Chociaż rzadko, bo mama mówiła, że…- Jęknęła zakrywając sobie dłonią usta.- Ojej, przepraszam, zdaje się że znowu popełniłam gafę. Naprawdę  zapomniałam. Mama mówiła, że przecież wy już nie jesteście razem.- Nagle dotarła do mnie prawda. Czy to możliwe, że…?
- Madziu…- Zaczęła Patrycja ostrzegawczym tonem.
- No co? Tylko pytam. Nie byłam niegrzeczna, co nie ciociu? Nie gniewasz się na mnie?
- Skądże. Miałaś na myśli wujka Łukasza?- Upewniałam się.
- Tak.
- A więc był w Warszawie?- To pytanie skierowałam z kolei do Patrycji. Milczała przez dłuższą chwilę.
- I nadal jest. Wrócił jakiś miesiąc temu. Myślałam, że wiesz. Zaraz po przyjeździe wpadliśmy na Jacka, a ty przecież utrzymujesz z nim kontakt?
- Tak, ale nie wspomniał mi o tym.
- Być może zapomniał.
- Tak.- Zgodziłam się choć wiedziałam, że wcale tak nie było. Patrycja chyba też po patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Tylko czemu Jacek to przede mną zataił? Dopiero teraz przypomniałam sobie tę zaimprowizowaną przeze mnie kolację. Tak, to musiało być wtedy. Chciał mi wówczas coś powiedzieć, ale tego nie zrobił.
„Świetnie się składa, bo ja też mam ci coś do powiedzenia.”
„Ach, to już chyba nieaktualne”
Tak, musiał mieć na myśli właśnie to. Ale po wspólnej kolacji zmienił zdanie. Pytanie tylko: dlaczego?
- Jest teraz na urlopie.
- Urlopie.- Powtórzyłam głupio mając w głowie kompletną pustkę i chaos. A więc Łukasz wrócił do stolicy. Od prawie miesiąca przebywa w tym samym mieście co ja, a ja nawet o tym nie wiedziałam.
- Nie widzieliście się od rozwodu, prawda?
- Skoro chcecie porozmawiać ja pójdę z Madzią do samochodu.- Oznajmił Emil.
- Ale ja chcę pogadać z ciocią.- Zaprotestowała mała.
- Kiedy indziej. Ciocia musi porozmawiać z mamą.- Magda niechętnie poszła za ojcem po krótkim pożegnaniu się ze mną i zapewnieniu, że niedługo się spotkamy. Tak więc zostałyśmy przy nagrobku same z Patrycją.
- Łukasz mieszka u matki, ale chyba będzie szukał czegoś swojego. Planuje przeprowadzić się tutaj już na stałe. Tak przynajmniej mówił mi Emil.
- Nie podobało mu się  w Lublinie?- Mimo iż nie chciałam nic wiedzieć o mojej byłej drugiej połówce uznałam, że brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony i choć nawet odrobina zdrowej ciekawości też byłaby podejrzana. W końcu przez trzy lata byliśmy małżeństwem.
- Nie, chyba chodziło o sprawę nad którą pracował. Teraz ją zakończył, więc myślę że wraca na stare śmieci.
- No tak.- Skwitowałam to tylko.  Nawet ja usłyszałam w swoim głosie gorycz. Bo wyglądało na to, że w końcu, po ponad 7 latach harówki Łukasz wziął pierwszy w swojej policyjnej karierze urlop. Ani razu nie zrobił tego podczas naszego małżeństwa, nawet gdy bardzo go o to prosiłam. Dla niego praca zawsze była na pierwszym miejscu.  Ale czego ja się w końcu spodziewałam? Że to co się stało wpłynie na niego? Odciśnie niewidzialne piętno w duszy tak jak stało się ze mną? Było to tak absurdalne jak całe nasze małżeństwo. Bo on się nigdy nie zmieni. Praca zawsze będzie dla niego najważniejsza.
- Karola…nie chciałabyś się z nim spotkać? Sądzę, że obydwojgu wam dobrze by to zrobiło.
- Nie widzę powodu.- Próbowałam wzruszyć ramionami tak by w niewerbalny sposób poinformować Patrycję, że jest mi to obojętne, ale wyszło mi trochę nonszalancko. Poczułam dawną gamę targających mną emocji: złość, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, niechęć…
- A więc nadal masz do niego żal o Kubusia?- Domyśliła się.
- Nie.- Zaprzeczyłam.- Po prostu nie sądzę by miało to jakikolwiek cel. Nasz syn nie żyje i basta. Nie ma powodu  by o tym rozmawiać, prawda?
- Jak chcesz.-Odparła patrząc prosto na mnie. Miałam nadzieję, że moja twarz nie odzwierciedla moich prawdziwych emocji-  Przepraszam jeśli zdenerwowałam cię tą wiadomością.
- Nie zdenerwowałaś. Raczej zaskoczyłaś. Ale mimo wszystko się cieszę. To znaczy z naszego spotkania. – Zastanawiałam się jak bym się czuła natykając się na byłego męża przypadkiem w sklepie czy w aptece zupełnie się go nie spodziewając. Pomijając oczywistą kwestię, że nasze domu i miejsca pracy znajdowały się w zupełnie innych rejonach Warszawy. Jednak mimo wszystko jakieś prawdopodobieństwo istniało. To, że nie zrobiłam tego w ten miesiąc nie znaczy że nie mogłabym spotkać go w następnym.
- To dobrze. No cóż, chyba będę się zbierać. Pamiętaj, że obiecałaś Madzi, że nas odwiedzisz. Jakby co masz chyba mój stary numer by upewnić się czy będę w domu?
- Tak, ale nie wiem…
- W takim razie będę czekała na telefon. Trzymaj się kochana.
- Ty też. Na razie.
- Do zobaczenia.
Przez dobrych kilka minut stałam nad grobem Kuby nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Łukasz wrócił do rodzinnego miasta. Widocznie skończył jakąś sprawę w Lublinie i uznał, że może wrócić do Warszawy. Tylko dlaczego Jacek to przede mną zataił? Dlaczego choć wiedział udawał? Teraz cofając się myślami wstecz zdałam sobie sprawę, że wielokrotnie miał ku temu okazję. Nawet podczas spotkania z na jezdni z moimi byłymi teściami. Gdy powiedziałam mu, że widziałam Kowalskiego on od razu sądził że miałam na myśli Łukasza. Potem jednak powiedziałam coś w stylu, że przecież mój były mąż przebywa w Lublinie. A on tego nie sprostował. Znów mnie oszukał.
Otrząsnęłam się z własnych rozmyślań czując przenikliwy dreszcz gdy zawiał wiatr. Dziś było wyjątkowo wietrznie. Postanowiłam więc wrócić do domu.
Będąc już w środku zaparzyłam sobie gorącą herbatę dzięki której od razu poczułam się lepiej. Zimno przenikało całe moje ciało.
Po raz pierwszy od wielu tygodni, a nawet miesięcy zaczęłam rozmyślać o Łukaszu. O tym jak ułożyło mu się dalsze życie, czy ożenił się ponownie, założył rodzinę. A może ma już dziecko? Chociaż nie, gdyby tak było Patrycja by mi przecież coś wspomniała. A ona powiedziała tylko, że Łukasz wrócił z Lublina. Nie że wrócił z kimś.
Czy miałoby to dla mnie jakieś znaczenie, spytałam samej siebie. Chyba nie. Minęło już tak wiele czasu, że był dla mnie odległym wspomnieniem. Mimo to jego powrót wytrącił mnie z równowagi, bo należał do przeszłości o której zamierzałam zapomnieć. Oznaczał dla mnie w pewien sposób cofnięcie się do okresu w której wydarzyła się dawna tragedia, przypomniało o porażce jaką okazało się nasze małżeństwo, o licznych kłótniach i moich zachowaniu na pogrzebie synka. A więc w skrócie o wszystkim tym o czym chciałam już nie pamiętać.
Najbardziej w tym wszystkim jednak nurtowało mnie zachowanie Jacka. Wciąż szukałam w głowie odpowiedzi na pytanie dlaczego to przede mną zataił. Bał się że to mnie zrani? Że na nowo zamknę się w swojej skorupie? To było bardzo prawdopodobne. Nie znaczyło to jednak, że mnie nie okłamał.
Już w poniedziałek rano, gdy byłam w pracy w kwiaciarni napisał mi wiadomość, że jest w Warszawie. Od razu odpisałam mu, że chciałbym by odwiedził mnie wieczorem jeśli nie będzie zanadto zmęczony. Odpowiedział jednak twierdząco.
Być może z powodu rewelacji ostatnich dni: spotkaniu z dawnymi teściami, Patrycją, rocznicą urodzin Kubusia czy wiadomości że Łukasz na nowo jest w mieście wyglądałam trochę inaczej, bo moja szefowa od razu to zauważyła. Zwaliłam to wszystko na krab urodzin zmarłego synka dzięki czemu uniknęłam zbędnych pytań. Prawda jednak była nieco inna. A przynajmniej niepełna.
Gdy nadszedł wieczór byłam dość zdenerwowana. Wyczekiwałam Jacka jak na szpilkach, a gdy spóźnił się kilka minut niemal wyszłam z siebie. Dopiero słysząc dzwonek do drzwi udało mi się uspokoić. Bo oznaczało to, że w końcu poznam odpowiedź na dręczące mnie pytanie.
- Witaj.- On dla odmiany był w dość radosnym nastroju.- Proszę to dla ciebie.- Wzięłam do rąk jakieś opakowanie czekoladek nawet nie zawracając sobie nimi głowy. Położyłam je na jednej z półek w przedpokoju.- Wyglądasz na spiętą.
- Bo jestem.
- Karola, jeśli chodzi o to co stało się przed moim wyjazdem to…
-…nie chcę o tym rozmawiać.- Przerwałam mu, bo to była prawda. Praktycznie wyrzuciłam z głowy myśli o naszym pocałunku po rozmowie  z Patrycją.- Sądzę, że…że oboje powinniśmy o tym zapomnieć.- Wyczytałam z jego twarzy, że nie tego oczekiwał. Ja z resztą też nie. Naprawdę chciałam zbudować z nim coś na nowo. Tyle, że po prostu nie wiedziałam czy właśnie tego chcę. A raczej czy chcę tego razem z nim. Tylko jak mu o tym powiedzieć? Nie chcę zmieniać naszych relacji z przyjacielskich na partnerskie bo co? Bo nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek? To było dla mnie za szybko? Te argumenty które układałam sobie właśnie w głowie wydawały mi się zbyt banalne.
- Karolina, nie rozumiem.
- Przykro mi. Nie powinnam była tamtego wieczoru cię pocałować. To…to był błąd.
- Błąd.- Powtórzył głucho.
- Tak.- Potwierdziłam. Jacek w tym czasie usiadł na kanapie nie patrząc nawet w moim kierunku.
- Sądziłem, że chcesz tego samego co ja. Gdyby nie to nie ośmieliłbym się wykraczać poza granice przyjaźni.
- Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu potrzebuję jeszcze więcej czasu. Wiem, że umawialiśmy się na rozmowę po twoim przyjeździe, ale muszę to sobie poukładać.- Jacek wziął głęboki wdech, a potem otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć. Jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie. Chrząknął.
- A więc jeszcze nie wiesz.- Powiedział cicho. Po dłuższej chwili dodał:- A ile czasu jeszcze potrzebujesz?- Jego pytanie na chwilę zbiło mnie z pantałyku. Czy to naprawdę była kwestia czasu, miałam ochotę go zapytać.
„Nie wydaje ci się, że tu nie ma nic nad czym się można zastanawiać? Przecież to kwestia uczuć. Albo coś czujesz albo nie.”, przypomniałam sobie słowa skierowane kiedyś do mnie przez Łukasza gdy wydawało mi się, że jeszcze kochałam Bończaka. Próbowałam stłumić ich głos wewnątrz siebie.
- Jacek ja…- Urwałam zdając sobie sprawę, że tłumaczenia są tutaj bez sensu. Po prostu nie byłam gotowa na nowy związek. I basta. Nie było czego wyjaśniać.  Ale musiałam spytać go jeszcze o coś co bardzo mnie nurtowało:- A poza tym to…to chcę znać odpowiedź na pewne pytanie.
- Jakie?- Spojrzałam mu prosto w oczy czekając aż spojrzy mi w twarz. Potem wzięłam głęboki oddech:
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Łukasz wrócił do miasta?

5 komentarzy:

  1. niech się spotka z Łukaszem i wrócą do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Karolina ma być z Łukaszem! ;D świetnie piszesz.:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze ale wczulam sie w to opowiadania!
    Mam nadzieje ze Karola znajdzie szczescie ou boku jakiegos mezczyzny. Jak dla mnie moze ona byc z Jackiem, Lukaszem czy innym facetem byleby tylko byla w koncu naprawde szczesliwa :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ!
    ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ!
    ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! ŁUKASZ! :) Zdecydowanie jestem, aby Łukasz był z Karą, są (byli) małżeństwem, a przecież "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie Łukasz <3

    OdpowiedzUsuń