Staliśmy we trójkę nie wiedząc co powiedzieć. Nie mogąc
dłużej znieść tej całej sytuacji i rewelacji Kariny chciałam zapytać czy możemy
już iść gdy w tym samym momencie odezwał się mój mąż.
– Po co ją tutaj
zabrałeś?- Spytał Jacka.- Przecież wyraźnie ci zabroniłem.
– Bo mnie o to
poprosiła.- Odparł mu tamten. Gdy odważyłam się podnieść głowę zauważyłam jak
mierzą się spojrzeniami.
– I dlatego
naraziłeś ją na spotkanie z tą kobietą? Co miałeś zamiar tym osiągnąć?
- Nie wiem. Nie znałem jej zbyt dobrze. Nie sądziłem, że
może być niebezpieczna i agresywna.
– A co, sądziłeś
że pogłaszcze ją po głowie?
– Przestańcie
już.- Mój głos nie był głośniejszy niż szept, ale skutecznie ich uciszył.- Chce
stąd iść.
– Odwiozę cię.-
Odpowiedział mi szybko Jacek.
– Nie ma
takiej potrzeby. Moja żona wraca ze mną.- Głosem ociekającym zawoalowaną groźbą
zagrzmiał Łukasz.
– Przyjechała
ze mną, więc i w ten sposób odjedzie. A poza tym czy nie jesteś na teraz na
służbie?
– Nie.-
Odpowiedział tylko Łukasz.- Ale radzę ci stąd iść. Napaść na więźniarkę też
jest karana. Mogę cię wsadzić za to do aresztu.
– Nawet jeśli broniłem
przed nią twoją żonę? No nie wierzę...- Prychnął- A może odwzajemniasz jej
obsesyjne uczucie? Może wcale nie musiałeś udawać zainteresowanego?- Gdy Łukasz
chwycił Jacka za poły koszuli, tamten jednym silnym ciosem powalił go na
podłogę. Ja wciągnęłam tylko głośno powietrze obserwując jak mój mąż szybko
wstaje pragnąc oddać cios przed którym jednak Jacek skutecznie się uchylił.
Przymknęłam na moment oczy by zmobilizować pozostałe pokłady siły na ich
rozdzielenie. Bo wiedziałam co będzie dalej. Pobiją się do nieprzytomności albo
całkowitego zmęczenia. Uświadamiając sobie to chciałam ich nawet zostawić,
zostawić z tą bezsensowną bójką której pretekst stanowiło dobro mojego synka.
Bo nie miałam siły na kolejną burdę, a po o tym co się dzisiaj wydarzyło moje
nerwy były napięte i czekały tylko by wybuchnąć. Może to dlatego zareagowałam zbyt
gwałtownie:
– Przestańcie
już! Oszaleliście? Mój syn być może teraz umiera, a wy potraficie zajmować się
wszczynaniem bójek?! Jak dla mnie możecie się pozabijać, ale to niestety nie
zwróci mi syna!- Gdy oboje utkwili we mnie wzrok spojrzałam na Jacka.- Idź już
stąd. Wrócę do domu z Łukaszem.
– Ale...
– Powiedziałam
idź. Proszę.- Dodałam już spokojniej przypominając sobie, że w końcu chciał mi
pomóc.
– Jak chcesz.-
Ostentacyjnym ruchem poprawił swoją koszulę posyłając mordercze spojrzenie
Łukaszowi typowo samczą zagrywką. W innych okolicznościach może by i to mnie
śmieszyło, ale nie teraz. Teraz miałam gdzieś ich zazdrość.- Do zobaczenia.
Gdy zostaliśmy z Łukaszem sami żadne z nas się nie
odezwało. Spodziewałam się, że zarzuci mnie gradem oskarżeń o to, że tu
przyszłam, na dodatek ze swoim byłym, ale nic takiego się nie stało. Rzucił mi
tylko szybkie spojrzenie, a potem kazał iść za sobą i skierował się do drzwi.
Poszłam za nim. W milczeniu pokonaliśmy dalszą drogę, aż w końcu znaleźliśmy
się w pomieszczeniu biurowym więzienia. Łukasz podszedł do jednego z
dyżurujących policjantów i spytał chyba o łazienkę. Najwyraźniej po
spojrzeniach i pytaniach o to czy wszystko jest w porządku domyślił się, że
uderzenie Jacka pozostawiło na jego twarzy ślad. Choć wydawał się nie zwracać
na mnie uwagi poszłam za nim. Przed męską łazienką się zawahałam, ale że była
pusta weszłam i tam. Usłyszałam jak zaklął patrząc w lustro. Wiedziałam co
zauważył. Na policzku miał mocne otarcie, które kończyło się przy prawym kąciku
ust. Z tego miejsca sączyła się stróżka krwi. Zdecydowanym ruchem odkręcił
kurek z zimną wodą i zaczął przemywać nią twarz. Zerknęłam do torebki w
poszukiwaniu chusteczek.
– Pomogę ci.- Odezwałam się.
– Poradzę
sobie.- Spojrzał na mnie, a jego wzrok przypomniał mi spojrzenie jakim obrzucił
mnie wczorajszego wieczoru w jego sypialni gdy z niej uciekłam. Spojrzeniem
zranionego mężczyzny, nie tylko fizycznie. Czemu on musi mi to robić teraz, pomyślałam. Mimo wszystko wyjęłam z opakowania trzy lub dwie sztuki chusteczek i
zbliżyłam się do Łukasza. Drgnął gdy dotknęłam nimi zranionego miejsca i
próbował się odsunąć. Przytrzymałam jednak jego głowę zapobiegając tej próbie.
Gdy się zorientował przestał się wyrywać.
– Bardzo cię
boli?- Spytałam patrząc mu prosto w oczy. On też patrzył wprost na mnie, ale
jednocześnie jakimś dziwnym wzrokiem tak jakby mnie nie widział.
– Czemu mnie
nie posłuchałaś i tu z nim przyszłaś?- Odezwał się ignorując moje wcześniejsze
pytanie.
– Bo musiałam.
Jeśli istnieje chociaż cień szansy i jeśli mogę coś zrobić by go odnaleźć to
musiałam to zrobić, rozumiesz? Nawet bez twojej zgody.
– Gdybym
wiedział jak bardzo ci na tym zależy to przyjechałbym tu z tobą.- Powstrzymałam
się od komentarza, że nie wierzyłam mu ani trochę. Tym bardziej, że pytałam go
o to rano. Poza tym udawał faceta więźniarki, którą chciałam odwiedzić. I która
go najwyraźniej kochała, pomyślałam przypominając sobie to co Karina mówiła o
Łukaszu.
– A więc
powiedziałeś jej, że cię zostawiłam?- Zadałam kolejne pytanie. Dopiero teraz
jego spojrzenie nabrało ostrości i poczułam, że naprawdę patrzy na mnie a nie
coś zupełnie niewidocznego.
– Powiedziałem,
że zostawiła mnie żona.- Wyjaśnił po chwili odsuwając chusteczkę by sprawdzić,
czy krew nadal leci. Skrzywił się gdy okazało się, że tak. Jacek musiał uderzyć
go dość mocno. Tym bardziej, że nosił na dłoni sporej wielkości sygnet. To
pewnie jego ostre kontury spowodowały tak duże uszkodzenie.- Musiałem wymyślić
jakąś bajkę na potrzeby mistyfikacji.
– I tylko
przez przypadek twoja „bajka” zwodniczo przypomina prawdę?- Przeniósł wzrok z
lusterka na mnie.
– A więc
zamierzasz mnie porzucić dla swojego byłego kochanka?- Spytał z sarkazmem.
– Nie kpij.
Doskonale wiesz o co mi chodzi. A może zgadzasz się ze stwierdzeniem tej całej
Kariny, że jestem zimną suką?
– Naprawdę
chcesz kłócić się o to teraz? Gdy podobno szkoda ci czasu na bezsensowne bójki
w czasie których mogłabyś szukać syna?- Gdy mnie skarcił poczułam do niego
złość. Jak śmiał parafrazować moje byłe słowa zarzucając mi niekonsekwencje?
Miałam go powyżej dziurek w nosie żałując odruchu udzielonej mu pomocy.
Odkręciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia.- Poczekaj, zaraz wracamy do domu.
– Poradzę sobie.-
Rzuciłam tylko żałując, że nie wyszłam wcześniej z Jackiem.
Nie mogłam zrozumieć jak Łukasz może w tej chwili
wyskakiwać z pokazem zazdrości. To tak jakby podczas trzęsienia ziemi ludzie
martwili się tym, że nie mają antyperspirantu czy pilnika do paznokci. Powinien
tak jak ja skupić się na odnalezieniu Kubusia i zapomnieć o naszych prywatnych
problemach. Na ich rozwiązanie będziemy mieli jeszcze dużo czasu.
- Przestań w końcu zachowywać się tak jakbyś to ty była jedyną
skrzywdzoną i miała prawo do takiego zachowania. Narobiłaś mi wystarczającego
wstydu przychodząc tu z tym byłym dilerem w obecności podwładnych.
- A więc tylko to jest dla ciebie ważne? To, że byłam tu
z Jackiem? A nie to, że twoja Karinka wie gdzie jest nasz syn, ale nam tego nie
mówi?
- Ona nic nie wie.
- Jasne, a ty jej oczywiście wierzysz.- Powiedziałam z
sarkazmem. Potem parsknęłam widząc w jego oczach, że naprawdę tak jest.- Och,
na miłość boską gdybyś ją trochę przycisnął wyznałaby prawdę. Jesteś taki
głupi, że nie umiesz rozpoznać fałszu? Ty? Wielki agent CBŚ? Ale w końcu nie ma się czemu dziwić:
nawet nie zareagowałeś gdy ta kobieta mnie uderzyła.
- Jacek zaatakował ją pierwszy.
- Bronisz jej?- Nie mogłam w to uwierzyć.
- Nie.
- A może naprawdę jest twoją kochanką co?
- Tak jak twoim Jacek?
- Ty podły…
- …przepraszam.- Nagle drzwi korytarza się otworzyły i
stanął w nich jakiś mężczyzna w służbowym uniformie CBŚ. Wyglądał na zakłopotanego,
więc pewnie słyszał część mojej rozmowy. Miałam to jednak gdzieś. Posłałam
jeszcze parodię uśmiechu Łukaszowi dając mu do zrozumienia, że mam gdzieś fakt,
iż być może narobiłam mu kolejnego wstydu przed kolegą z pracy.
- Nic nie szkodzi. To ja przepraszam. Pomyliłam toaletę.-
Z ulgą wyszłam z budynku, a potem wsiadłam do autobusu.
Przez cały dzień aż do wieczora nie kontaktowałam się z
mężem. A i tego w zasadzie nie dało się nazwać rozmową, bo tak jak kilka dniu
zostawił mi tylko list. Pisał w nich o prowokacji. „Ja w zamian za Kubę”, przeczytałam.
A więc w końcu udało im się coś zrobić. Nawet jeśli to on
miał się poświęcić…Ta myśl mnie zabolała, ale nie mogłam sobie teraz pozwolić
na słabość. Łukasz albo Kubuś; mąż albo syn- innych opcji nie było. A mój mąż
przynajmniej umie się bronić. Kuba nie.
Przerwałam te myśli słysząc dzwonek do drzwi. Sądziłam,
że być może Łukasz wrócił do domu (bo wydawało mi się, że nawet nie nocował tu
tej nocy), ale otwierając drzwi ujrzałam w nich Jacka.
- Cześć.- Odezwał się patrząc na mnie. A ja dopiero teraz
zorientowałam się, że wybiegłam na dwór tylko w cienkiej koszulce nocnej, która
prawdopodobnie prześwituje. Skrzyżowałam ramiona na piersiach by choć trochę
się zasłonić. Zaraz jednak je opuściłam. Mój wygląd wcale mnie teraz nie
obchodził.
- Hej. Wchodź.- Zachęciłam go mimo wszystko rozglądając
się za czymś do przykrycia. Tak jak pamiętałam w salonie leżał mój sweter,
który teraz naciągnęłam mimo iż było mi w nim stanowczo za ciepło.- Coś się
stało?
- Nie, chciałem tylko sprawdzić jak się trzymasz po
wczorajszym. Przepraszam, że tak wcześniej.
- Nic się nie stało. Jak widzisz jakoś się trzymam.-
Skrzywiłam się lekko.
- A…Łukasz?
- Nie ma go. Ubzdurał sobie, że jesteśmy kochankami
podczas gdy sam, z tą Kariną…
- Karola nie powinnaś teraz o tym myśleć.
- No tak, ale jak on może być taki ślepy. Przecież to
dzięki tobie poznali kryjówkę Górskiego gdzie znaleźli jakiś trop. Gdybyś im o
tym nie powiedział to…
- …może. A może to Łukasz odkryłby to bez mojej pomocy.
- Ale być może za późno. I tak mija już szósty dzień.-
Zamilkłam czując jak znów zbiera mi się na płacz. Sześć dni. Już ponad 120
godzin mój malutki synek spędził w towarzystwie najgorszych szumowin.
- Musisz być teraz silna, Karola. Musisz wierzyć w to, że
Kuba odnajdzie się zdrowy i żywy.
- Ale ty nie słyszałeś tego rozpaczliwego głosu. Mój mały
kochany synek…- Tym razem rozpłakałam się niezdolna powstrzymać łez. Początkowo
Bończak tylko na mnie patrzył, ale po chwili usłyszałam jak podnosi się z krzesła
i siada na sofie obok mnie.
- Gdybym mógł w jakikolwiek sposób złagodzić twoje
cierpienie to zrobiłbym to.- Powiedział odwracając moją głowę ku swojej tak że
nawet mimo łez widziałam żar w jego spojrzeniu. Zamrugałam gwałtownie. – Z
radością zastąpiłbym Kubusia.
- Nie mów tak. I tak nie powinnam cię w to wszystko
wciągać.
- Cieszę się, że to zrobiłaś.
- A co z twoją rodziną? Zostawiłeś wszystko by ruszyć mi
na pomoc. I co cię spotkało ze strony Łukasza?
- To nieważne. Nie zrobiłem tego dla jego wdzięczności. A
rodzina…nie mam żadnej rodziny. W Gdańsku poza matką nie został nikt kto by się
dla mnie liczył.- Zakłopotało mnie to stwierdzenie, bo mówiąc to nie odrywał
oczu ode mnie. Jakby sugerował, że… Nie, z tego wszystkiego przychodziły mi do
głowy głupie myśli. To co nas łączyło minęło tak dawno temu, że Jacek z
pewnością miał jakąś narzeczoną lub żonę. A przynajmniej dziewczynę. Bo Łukasz
nie miał racji. Ja a tym bardziej Jacek już nic do mnie nie czuł.
- Powinieneś już iść. Nie wiem kiedy wróci Łukasz, a nie
chcę kolejnej kłótni.- Odparłam stanowczo wstając z sofy. On zrobił to samo.
- Wybacz mi. Nie chciałem byś przeze mnie poróżniła się z
mężem.
- Tak wiem.- Powiedziałam odruchowo przypominając sobie,
że już mi to kiedyś mówił.- Ale tak będzie lepiej.
- W takim razie…pamiętaj, że gdyby coś się działo to
dzwoń. O każdej porze dnia i nocy.
- Dzięki.- Poczułam ulgę gdy w końcu zostałam sama.
Miałam mętlik w głowie, bo nagle przyszła mi do głowy myśl, że jemu wcale nie
zależy na tym aby mi pomóc, ale właśnie o to by skłócić mnie z Łukaszem. Bo
zawsze pojawiał się w takich momentach… No i wczoraj: skąd mój mąż wiedział o
tym że poszłam odwiedzić Karinę by dotrzeć do więzienia tak szybko jeśli
przebywał w bazie CBŚ? Nie, to nie miało sensu. Widocznie tak mi się tylko
zdawało. Naprawdę zaczynałam wariować. Chciałam odzyskać swoje dawne życie, Cofnąć
się w czasie niczym Marty McFly. Tyle, że on chyba podróżował do przyszłości,
więc to nie najtrafniejsze porównanie.
Po południu odwiedziła mnie pani Mariola przesyłając
wiadomość od Łukasza. Chciał aby moja teściowa przyniosła mu trochę rzeczy, bo
dziś również nie zjawi się w domu. Wymiana miała się odbyć tak jak poprzednio
planowano o trzeciej w nocy.
- A więc nie zjawi się już tak?
- Tak.- Pani Mariola była odrobinkę zakłopotana.-
Pokłóciliście się, prawda?
- Tak jakby.- Wzruszyłam ramionami. Nie zamierzałam
wyjawiać jej szczegółów wczorajszego dnia.
- Odkąd porwano Kubę wszystkim puszczają nerwy. To
naturalne, że Łukasz może być trochę wyprowadzony z równowagi. Dlatego nie
powinnaś robić czegoś co mogłoby to spowodować.
- Co ma mama na myśli?- Spytałam domyślając się o co
chodzi.
- O nic konkretnego.
- Tak? A ja myślę, że chodzi tu o Jacka Bończaka. Nie
mylę się?
- Karolciu, przecież wiesz, że chcę dla was dobrze. Nie
oceniam cię ani nie oskarżam, bo rozumiem twój punkt widzenia. Wiem, że
chciałaś dobrze i że Jacek…
-…Jacek bardzo nam pomógł. Gdyby nie on to…
-…to jeszcze nic nie znaczące poszlaki, kochanie.
Prawdopodobnie i tak dojdzie do prowokacji.
- I co z tego? Agenci rozpracują wszystko szybciej. Nawet
jeśli dojdzie do wymiany i tak odbiją Łukasza.
- Tak ci powiedział, prawda?
- Co miał mi powiedzieć?
- Że to nie jest bezpieczne. Ale on wiele ryzykuje.
- Wiem.
- Nie, nie wiesz. Bo gdybyś wiedziała nie doprowadziłabyś
do takiego stanu w jakim się rozstaliście. Co zrobisz jeśli on nie wróci?
- Wróci.- Powiedziałam stanowczo, ale w głębi duszy
poczułam zwątpienie. Ale przecież list mówił coś innego. Czy Łukasz nadal mnie
okłamywał co do szczegółów śledztwa? W sumie nie byłoby to aż takie dziwne
zważywszy na to ile ukrywał „dla mojego dobra”. Ale z drugiej strony przecież
podobno wszystko było już na najlepszej drodze do odkrycia kryjówki bandziorów.
- Zadzwoń teraz do niego.
- I tak nie odbierze.
- Jak chcesz.- Odparła mi teściowa po dłuższej chwili. Ja
jednak wyraźnie widziałam, że zamierzała powiedzieć coś innego.
- Mama też mnie oskarża o romansowanie z Jackiem, prawda?
- Ależ skąd. Przecież wyszłaś za mojego syna.
- Ale sądzi mama, że coś nas łączy.
- Posłuchaj Karolina. To twoje życie i ty o nim
decydujesz. Mnie nic do tego.- Z tymi słowami mnie opuściła.
Po jej wyjściu biłam się z myślami. Czy miała rację? Czy
mój mąż ryzykował życiem albo zdrowiem? Czy było to aż tak niebezpieczne? Tylko
skąd niby miałam o tym cokolwiek wiedzieć skoro on nic mi nie mówił. Wielki
super- bohater, pomyślałam jednocześnie ze złością i jakimś wewnętrznym
smutkiem. Nasze relacje z pewnością po tym całym koszmarze trudno będzie
odbudować- o ile w ogóle będzie to możliwe, ale mimo wszystko nie chciałam jego
śmierci. Nie chciałam niczyjej śmierci.
Z nadejściem wieczora moje nerwy były coraz bardziej
napięte. Zdawałam sobie sprawę, że najwyraźniej tej nocy nie zasnę. Zaczęłam
nawet żałować, że okłamałam wszystkich iż nocuję u teściów ( ich z kolei że
nocuje u mnie mama), bo miałam dość tych wszystkich współczujących spojrzeń.
Ale teraz czyjeś wsparcie by mi się przydało. Z tego powodu zaczęłam krążyć po
pokoju w kółko niczym marionetka nie mogąc sobie znaleźć żadnego miejsca. Co
jakiś czas patrzyłam na zegarek dziwiąc się, że upłynęło zaledwie kilka minut.
Zastanawiałam się czemu: przecież była dopiero dziesiąta a do wymiany miało
dojść za 5 godzin…
Z perspektywy czasu wiem, że być może jakiś szóstym
zmysłem lub kobiecą intuicją czy też czymkolwiek innym wyczuwałam, że coś się
dzieje. Bo właśnie w tym samym czasie funkcjonariusze CBŚ we współpracy z
policją odkryli miejsce przetrzymywania Kubusia i teraz próbowali go odzyskać.
Początkowo tak by porywacze się nie
zorientowali ( nie byli pewni w której z części rozpadającego się baraku
przebywają wraz z chłopcem), ale później sytuacja wymknęła się spod kontroli i zauważono
ich obecność.
Było ich czterech: trzech wytypowanych (łącznie z
Górskim) z których dwójka pełniła tylko funkcję ochrony i właściwie tylko
wiedziała o porwaniu, ale nie zawiadomiła o tym policji. Tylko dwójka była
uzbrojona co ułatwiło policjantom działanie. Akcja nie dowiedziałam się dopiero
około północy gdy przyszedł do mnie Maciek informując o wszystkim i karząc
jechać do szpitala.
- Boże a więc go skrzywdzili? Jest ranny?- Natychmiastową
ulgę zastąpiło uczucie strachu.
- W zasadzie to nie. To znaczy nie w takim sensie. Franek
przesłuchiwał porywaczy i z tego co mi wiadomo to chłopiec po prostu nie chciał
jeść. Prawdopodobnie ze strachu.
- O Boże.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Jest tylko
trochę osłabiony i odwodniony, ale z tym lekarze mogą sobie poradzić.
- Dzięki Bogu.
Gdy w końcu zjawiłam się w szpitalu, spostrzegłam na
korytarzu Łukasza. Od razu zapytałam go o naszego synka a on wyjaśnił mi całą
sytuację. Zaznaczył jednak, że na szczegóły musimy poczekać, bo Kubuś został tu
przywieziony zaledwie przed kilkunastoma minutami. Skinęłam głową mając ochotę
jednocześnie płakać i się śmiać. Chciałam też jak najszybciej zobaczyć synka,
przekonać się naocznie że wszystko z nim w porządku, ale musiałam czekać. Ale
to, że się odnalazł było dla mnie najważniejsze.
Resztę nocy spędziłam w szpitalu sama nie wiedząc kiedy
zasnęłam. Obudziłam się w jednym ze szpitalnych łóżek. Jak się potem
dowiedziałam to Łukasz się mną zajął. Pomyślałam, że będę musiała z nim
poważnie porozmawiać i wszystko wyjaśnić, wypytać o szczegóły akcji ale
zdecydowanie później. To nie była odpowiednia pora. Teraz chciałam zobaczyć
synka.
Gdy w końcu wpuszczono mnie na salę z oczu trysnęła mi
fala łez. Mój ukochany mały synek leżał z zamkniętymi powiekami nad wielką
machiną, która co chwila wydawała dźwięki jakiegoś pikania. Do jego małego
ciałka została przymocowana kroplówka, a blada i zazwyczaj cera wydawała się
wręcz przerażająco biała.
- Co oni ci zrobili kochanie.- Wyszeptałam podchodząc jak
najbliżej się stało. –Co oni ci zrobili…
Dość szybko w szpitalu znaleźli się członkowie mojej
rodziny, w tym moja mama i brat. Byłam wdzięczna Łukaszowi za to, że o tym
pamiętał, bo jak prawdę mówiąc nawet nie pomyślałam by o tym kogokolwiek
powiadomić. Ale teraz wtulając się w ramię mamy było mi tak dobrze.
- A więc jest zdrowy? Nie ucierpiał w żaden fizyczny
sposób?
- Nie, nie bili go jeśli o to pytasz. Ale porządnie
wystraszyli, bo wyglądał na strasznie zabiedzonego.
- Że też są tacy ludzie którzy mogą być zdolni do takich
okrutnych rzeczy. Porwać dwulatka.- Mama pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Ale teraz już wszystko w porządku. Ujęto ich. I ich
pomocników też, więc cała czwórka zgnije w więzieniu.
- Mam nadzieję. Nie jestem złą osobą, ale z całego serca
życzę im tego. Tylko potwory zachowują się w ten sposób.- Rozmawiałyśmy jeszcze
dłuższą chwilę na temat Kubusia, ale stopniowo z czasem nasza rozmowa stawała
się coraz bardziej normalna. Teraz, choć Kuba już się odnalazł resztki
tygodniowego napięcia wciąż we mnie siedziały. Dlatego spytałam mamę o samopoczucie
Marleny, bo w końcu była w ósmym miesiącu ciąży, o jej stosunki z ojczymem i
bieżące sprawy. Już od tak dawna tego nie robiłam, że czułam się nieco dziwnie.
I zrozumiałam jak bardzo mogłam nieświadomie krzywdzić innych. Jakiś czas
później, gdy nadarzyła się odpowiednia chwili, ja w końcu zebrałam się w sobie
by na szpitalnym korytarzu porozmawiać z
Łukaszem. Jednak zdążyłam się tylko przywitać, bo usłyszałam jak ktoś woła moje
imię. To był Jacek.
- Przepraszam, zaraz wrócę.
- W porządku. I tak miałem zamiar napić się kawy.-
Wymownym gestem wskazał dłonią na automat.
- Ja…ja naprawdę nie wiedziałam, że on tutaj będzie. Nie
powiedziałam mu i…
- Karolina, właśnie się dowiedziałem że Kuba się
odnalazł.- Przerwał nam Jacek i skinął głową Łukaszowi, który kompletnie zignorował ten
gest. Palcem wskazującym dotknął tylko kącika swoich ust w miejscu gdzie
uderzył go Bończak. Dopiero potem odszedł.
- Nie powinieneś tu przychodzić.- Powiedziałam. Wyglądał
na zaskoczonego.
- Dlaczego?
- Dobrze wiesz dlaczego.
- Chodzi o Łukasza, tak? A więc gdy już nie jestem
potrzebny mam iść? Okej. Tylko mogłaś chociaż z łaski swojej powiadomić mnie o
tym, że to już koniec. Ja też się martwiłem o twojego syna.
- Jacek, to nie tak. Nie o to mi chodziło.
- Nie? A ja myślę, że właśnie o to. To ty do mnie
zadzwoniłaś, pamiętasz? To ty prosiłaś o pomoc a ja przyjechałem. Nie po ty by
podburzać przeciwko tobie męża, ale odnaleźć syna.
- Wiem. Wybacz mi.- Powtórzyłam czując się podwójnie źle
z powodu kłamstwa. Bo przecież jeszcze wczoraj ta myśl przeszła mi przez głowę.
- Nie mam czego. A teraz skoro jak rozumiem z Kubą jest
lepiej chyba nie pozostaje mi nic innego jak wracać do siebie.
- Tak, jest tylko odwodniony. Zostań jeśli chcesz.
Właśnie z tego powodu sytuacja w szpitalu stała się napięta.
Niewtajemniczona mama co rusz pytała mnie co robi tutaj mój były chłopak
dodając, że nie dziwi się iż ten fakt tak irytuje mojego męża. Tyle, że
przecież nie mogłam jej teraz wyjaśnić że Jacek to były kryminalista i świadek
koronny. I tak nie była w stanie zrozumieć czemu niektórzy zwracają się do
niego Tomek a innym razem Jacek. Zmyśliłam na poczekaniu, że to jego pseudonim
czy coś w tym stylu. Na większą inwencję nie było mnie stać.
Kuba obudził się dopiero następnego dnia, ale tylko na
moment i to prawdopodobnie z powodu gorączki. Zaczęłam się o niego niepokoić
coraz bardziej, zwłaszcza widząc jak wymienia szeptem z teściową jakieś uwagi.
Gdyby nie lekarz, byłabym pewna że mnie oszukuje i coś jest nie tak. A tak
przynajmniej wiedziałam, że doktor by mnie nie okłamał.
Wieczorem, całkowicie zmęczona dałam się namówić
Łukaszowi na powrót do domu. Obiecał mi, że zostanie przy naszym synku i będzie go pilnował. To mnie uspokoiło, bo
od czasu porwania bałam się tak, że chciałam aby ktoś zaufany nie spuszczał go
z oczu. Nawet w szpitalu.
Szokiem było dla mnie zobaczenie rzeczy Kubusia, które
miał na sobie w dniu porwania. Bo najwyraźniej przez kilka dni nie były
zmieniane. Tyle, że ich właścicielem był dwuletni chłopiec, który choć od
jakiegoś czasu korzystał już z nocnika prawdopodobnie z powodu koszmarnych
warunków i strachu teraz o tym zapomniał. Cuchnęło z niego tak mocno, że nawet
pomimo tego że Łukasz wyrzucił je do naszego głównego kontenera na śmieci
czułam ich smród. Domyśliłam się, że właśnie dlatego mąż mi ich nie pokazał. Na
sam widok tych ubranek zbierało mi się na płacz. A raczej na widok tego co z
nich zostało.
Minął trzeci, a potem czwarty i piąty dzień, a stan
Kubusia nadal się nie poprawiał. Zaczynałam odczuwać coraz to większy niepokój,
choć z drugiej strony wszyscy zapewniali mnie że wszystko jest w porządku.
- Kubuś jest małym chłopcem.- Tłumaczył doktor.- To
naturalne, że w takim przypadku nawet odwodnienie jest dużym problemem.- Tylko,
że kilka dniu temu mówił mi coś zupełnie innego…No i jeszcze fakt, że się nie
budził. Czasami tylko szlochał przez sen jakby na wspomnienie tego całego
koszmaru krzycząc: mama. Ale moja obecność wcale go nie uspokajała.
Zastanawiałam się jak wielkie ślady w psychice zostawi w nim to porwanie. Z jak
wielkim piętnem będzie musiał się zmagać.
- Ale to nieważne słoneczko.- Szeptałam do jego śpiącego
udręczonego ciałka.- Bo mamusia już jest z tobą i nigdy cię już nie opuści.
Siódmego dnia coś się stało. Nie wiedziałam co, ale
lekarze wyglądali na zaniepokojonych . Gdy Łukasz do nich podszedł zaczęli mu
coś wyjaśniać, a ja starałam się cierpliwie czekać na koniec ich rozmowy.
- Co się dzieje Łukasz?- Spytałam męża gdy tylko lekarz zaczął
iść w kierunku gabinetu.
- Przepraszam, muszę teraz iść z doktorem.
- Ale co się dzieje?
- Powiem ci gdy wrócę.
- Coś nie tak z Kubusiem?!- Krzyknęłam, ale on już mnie nie słuchał idąc
za doktorem. Spojrzałam na mamę z niepokojem.- Coś jest nie tak z Kubusiem,
czuję to.
- Przecież gdyby tak było Łukasz by ci powiedział.
- Nie wiem. Ale oni coś ukrywają. Boję się, że…
- Że…?
- Że ci mężczyźni, że oni skrzywdzili Kubusia w inny
sposób.
- Jak to inny? Masz na myśli, że…?
- Tak.
- Co też ci przyszło do głowy?! Oni nie wykorzystali go w
żaden seksualny sposób!
- Skąd wiesz?- Zapytałam bo mówiła z taką pewnością…
- Rozmawiałam z twoim mężem. Przede mną by tego nie
zataił.
- A więc przede mną coś zataja, tak?
- Córeczko, on tylko chce abyś mniej cierpiała.
- Co przede mną ukrywa?
- Nic.
- Ale
powiedziałaś, że tak jest.
- Nie. Chodziło mnie o to, że chronił cię wcześniej.
Przecież sama mówiłaś, że nie wiedziałaś o tym że Kubusia znaleziono kilka
godzin przed planowanym odbiciem.
- No tak. – Zgodziłam się, choć nie całkiem udobruchana.
Przez następne kilkanaście minut milczałam, aż w końcu czując że nieobecność
Łukasza się przedłuży zdecydowałam iść do toalety. Miałam nadzieję, że mama ma
rację i nic złego się nie stało. Och, jak bardzo się wówczas myliłam…
świetne
OdpowiedzUsuńRewelacja!!!!
OdpowiedzUsuńNie nie nie!!! Proszę niech nie stanie się to o czym myślę!! Proszę tylko nie to.... ajj w takim momencie
OdpowiedzUsuńoch pogódź Karoline i Łukasza...
OdpowiedzUsuńO Boże co oni mu zrobili?! Przerwałaś w najciekawszym i najważniejszym momencie. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :) roksana
OdpowiedzUsuńSorry przestało mi się podobać za dużo złego. Jak się odnalazł powinien być cały i zdrowy. Opowiadanie jest świetne ale za bardzo mnie stresuje. Mam nadzieję że się poprawisz i teraz będzie już lepiej :-)
OdpowiedzUsuńa mi się właśnie bardziej podoba, bo jest takie życiowe, nie zawsze w życiu wszystko jest takie cudowne, chociaż mam nadzieję, że Łukasz będzie z Karolą. Czekam na następną część z niecierpliwością (jak zawsze!) Pozdrawiam :D
Usuńtak się cieszę, że się odnalazł! Musisz nas tak zawsze trzymać w niepwności? :)
OdpowiedzUsuńMoże trochę źle się wyraziłam. Mi też się podoba bo jest niesamowicie wciągające i rzeczywiście bardzo życiowe tylko tak jak napisałam bardzo je przeżywam i się stresuje przez to wszystko co się dzieje.
OdpowiedzUsuńkocham <3 czekam <3
OdpowiedzUsuńlove u so much !
OdpowiedzUsuń