Pewnie część z was mnie znienawidzi za tę część, ale trudno: taka koncepcja :)
Wracając z toalety zastałam mamę z Łukaszem, moimi
teściami oraz lekarzem. Na widok ich wyrazu twarzy z miejsca przyspieszyłam kroku.
– Boże!- Okrzyk mamy wzbudził we mnie pierwsze poczucie
niepokoju. Kolejny jej łzy.
– Doktorze, co się dzieje?- Spytałam nawet zanim stanęłam
obok niego. Wszyscy spojrzeli na mnie niespokojnie- Coś z Kubusiem? Już się
obudził?
– Och. Przepraszam.- Moja mama wydała z siebie jęk
trzymając się za usta. Serce mocniej zaczęło mi bić.
– Co się stało?- Powtórzyłam gdy doktor wymienił z moim
mężem znaczące spojrzenie. Potem przeniosłam wzrok na Łukasza.- Pogorszyło mu
się tak?- Widząc jak mocno zaciska usta i ucieka wzrokiem nie wiedziałam już co
myśleć.
– Przykro mi, pani syn właśnie zmarł.- Oznajmił
beznamiętnie młody doktor.- Organizm był zbyt wycieńczony i słaby by poradzić
sobie z odwodnieniem. Staraliśmy się
podawać kroplówkę i...- Nie byłam w stanie słuchać dalszych słów lekarza, bo
zatrzymałam się przy pierwszym zdaniu. Nadal jednak nie docierało do mnie jego
znaczenie.
– Więc jak długo
Kubuś będzie jeszcze musiał tu zostać?
– Pani Kowalska
właśnie powiedziałem, że...
– Panie doktorze,
proszę już iść. Moja żona jest w szoku.
– Ale...- Nie
wiem co zrobił Łukasz, ale lekarz w końcu odszedł. Gdy zostaliśmy sami spytałam
go:
– O co mu
chodziło? Nic nie zrozumiałam. Kiedy będziemy mogli odebrać Kubę ze szpitala?-
Mąż patrzył na mnie spojrzeniem bez wyrazu. Teściowa nerwowo mięła w dłoniach
chusteczkę, a jej mąż uciekał wzrokiem w bok. Uśmiechnęłam się do Łukasza.-
Czemu tak na mnie patrzysz?
– Karolina,
nasz syn...Kuba...on, on...nie żyje.- Do tej pory nie jestem w stanie wyjaśnić
swojego irracjonalnego zachowania. Może prawda była dla mnie zbyt
przytłaczająca aby ją przyjąć i zrozumieć. W każdym razie zachowywałam się
właśnie tak jakbym nie słyszała tego co usiłował powiedzieć mi doktor a potem mąż.
– Pójdziemy go
teraz odwiedzić? Ostatnio pielęgniarki powiedziały, że odwiedziny są od
dziewiątej, a nie chciały mnie wpuścić, bo mały miał jakieś badanie. Teraz
chyba już można, co?
– Nie rozumiesz?
On nie żyje. Nie masz już po co go odwiedzać.- Ostatnie słowa wypowiedział niemal szeptem.
– Jak to nie mam po co go...?
O czym ty mówisz? Przestań.- Zaczęłam się denerwować, bo jakimś cudem prawda w
końcu zaczynała docierać do mojej głowy. Odwróciłam się, a potem biegłam korytarzem aby nie słuchać
Łukasza. W tamtej chwili wydawało mi się, że jeśli nie usłyszę prawdy to mój
ukochany synek będzie żył. I to właśnie mąż wydawał mi się być wykonawcą
wyroku.
– Karolina,
zaczekaj. Musimy porozmawiać.
– Zostaw mnie.
Mówisz jak potłuczony.
– Kuba nie
żyje, rozumiesz?- Zaszedł mi drogę chwytając za ramiona. Jego twardy wzrok mnie
przeraził.
– Puść mnie. Chcę
odwiedzić Kubusia i muszę porozmawiać z lekarzem.
– Do diabła
przecież właśnie z nim rozmawialiśmy! Nasz syn nie żyje!- Potrząsnął mną tak,
że aż poczułam ból.
– Łukasz,
robisz jej krzywdę- Usłyszałam za nami głos Władysława Kowalskiego.- Jest w
szoku, daj jej ochłonąć- Mąż puścił mnie tak szybko jak wcześniej chwycił.
Jednak zachwiałam się na nogach z zupełnie innej przyczyny.
– Córeczko w
porządku? Zaraz pomogę ci wstać- Pani Mariola z Władysławem Kowalskim próbowali
mnie podnieść. Ja się jednak zaparłam klęcząc na szpitalnym korytarzu.
– Gdzie jest mój
syn? Gdzie jest Kubuś? Co oni mu zrobili? Chcę zobaczyć
synka!- darłam się nie wiadomo do kogo. Potem spojrzałam
na Łukasza, który ze spuszczoną głową stał odwrócony plecami do mnie.- Łukasz, przynieś
mi go. Zabieramy go do domu. Tam będzie bezpieczny. Lekarze mu nie pomogą.
– Chyba powinniśmy
zawołać pielęgniarkę.- Usłyszałam głos swojego teścia jakby dochodził zza
ściany pokoju.- Ona zaraz wpadnie w histerię.
– Gdzie poszedł
nasz syn? Czemu ją zostawił?
– Poszedł
przecież po Kubusia- Odparłam im na to.- Czemu płaczesz, mamo?
– Boże, Władzio
ona wciąż jest w szoku.
– Wszystko w
porządku- odpowiedziałam im.- Chodźmy już do Kubusia.
– Zawołaj
Danusię. Może jej rodzona matka pomoże.
– Najpierw ją
podnieśmy.- Nie wiem co działo się dalej. Pamiętam jeszcze jak moi teściowie
podnieśli mnie z podłogi razem z jakąś panią w białym fartuchu, która akurat
przechodziła korytarzem.
Obudziłam się jakiś czas potem: kilka minut, godzin...Nie
miało to dla mnie żadnego znaczenia. W uszach wciąż rozbrzmiewały mi słowa
lekarza:
Przykro mi, pani syn nie żyje. Pani. Syn. Nie. Żyje.
Cztery słowa, które zniszczyły mi życie wypowiedziane tak
chłodnym, tak beznamiętnym tonem jakby ktoś stwierdzał, że właśnie na dworze
zaczął padać deszcz. Przed oczami stanęła mi twarz Kuby: roześmiane oczy,
szerokie usta, rumiane krągłe policzki...Poczułam, że nie mogę złapać tchu i
zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze.
– Szybko,
obudziła się!
– Boże, co się
stało?! Córeczko, oddychaj. Spokojnie.
– Karolina,
Matko...
– Zawołajcie
lekarza- Nie wiem kto wypowiadał poszczególne słowa, ale dokładnie pamiętam ich
treść, nerwowy przerażony ton, mocne ściskanie dłoni. Potem ktoś chwycił mnie
za rękę zapinając na przedramieniu jakiś pas. Domyśliłam się, że to właśnie
sprowadzony lekarz bada mi ciśnienie. Potem chyba dali mi coś na sen, bo
obudziłam się dopiero wieczorem we własnym łóżku.
Przy nim siedział na fotelu Łukasz beznamiętnym wzrokiem
wpatrzony w okno. Słyszałam dochodzące z kuchni inne głosy: chyba mojej mamy i
Bartka. Chwilę potem ujrzałam swoją siostrę Marlenę.
– Karolina, jak
się czujesz?- Spytała mnie łagodnym tonem podchodząc do łóżka.
Łukasz dopiero teraz wolnym, niemal mechanicznym ruchem
przeniósł wzrok na mnie. Przymknęłam na chwilę oczy.
– Powiedzcie mi,
że to nieprawda. Ktoś chwycił moją dłoń i mocno ścisnął, ale
ja ją odepchnęłam. Gdy otworzyłam oczy z powrotem
zobaczyłam, że należała do mojego męża.- Łukasz?- W wypowiedzeniu jego imienia
kryła się błagalna prośba. Gdy jednak spojrzał w okno, umarła.- Boże nie, nie
Kubuś. Nie mój ukochany synek...- Moim ciałem wstrząsnął szloch.
– Uspokój się.
Oddychaj.
– Łukasz, zrób
coś wreszcie.
– Kara…- Nie
wiem czemu na dźwięk jego lekko ochrypłego, jakby odwykłego od mówienia głosu
na moment przestałam płakać. Spojrzałam mu w oczy widząc ten sam ból który ja
czułam.
– Łukasz,
przyprowadź mi go. Chcę zobaczyć Kubusia.- Gdy nachylił się do mnie usiadłam na
łóżku łapiąc go za ramiona.- On żyje, prawda? Przecież ten bandyta w końcu go
wypuścił! Nic mu nie zrobił. On żyje, rozumiesz?!- Objął mnie mocno, a ja
zaczęłam szlochać w jego ramionach- Błagam, powiedz!- Chwycił moją twarz w
dłonie trzymając swoją tak blisko, że niemal się stykały.
– Posłuchaj, nasz
syn...Kuba nie żyje, rozumiesz? Musisz się opanować.
– Kłamiesz!- Odepchnęłam
go ze wstrętem.- Chcę zobaczyć mojego synka.
Zawołajcie go. Kubuś! Kubuś!- Gdy Łukasz próbował mnie
uspokoić zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej.
– Dajcie jej
środki uspokajające, które zalecił lekarz.
– Nie, nie
chcę żadnych środków! Chcę Kubusia!- Zaczęłam krzyczeć i rzucać się na łóżku
zupełnie jak wariatka. Gdy tylko mąż próbował mnie powstrzymać gryzłam,
drapałam i kopałam gdzie popadnie. Dopiero gdy spośród wielu głosów usłyszałam
swoją mamę zdałam sobie sprawę z tego co robię. Ale tylko na chwilę. Zaraz
jednak środki zaczęły działać, bo powoli wbrew sobie moje ciało zaczęło się
rozluźniać a język plątać. Na koniec zanim zmorzył mnie sen pozostały tylko
łzy.
W nocy dręczyły mnie koszmary. Chyba kompletnie się
załamałam, bo wydarzenia w mojej głowie odbierałam jak kartki z kalendarza,
które wyrwane wymieszały się tworząc bezładną masę pozbawioną kontekstu. W
jednej chwili w głowie miałam tamten dzień gdy ludzie Mochowskiego porwali mnie
by pogrążyć Jacka; w innej potworne uczucie gdy Łukasz brutalnie wyjawił mi o
nim prawdę. Potem obraz zastąpił inny: moment w którym pierwszy raz spotkałam
Jacka: wyraźnie słyszałam krople deszczu spadające na ulicę i odgłosy ulicy.
Jednak czułam też, że spieszę się do Łukasza. Gdy do niego dotarłam dowiadywałam się, że
nasz syn nie żyje, choć nawet nie wiedziałam o istnieniu Kubusia. Jednocześnie
jakaś cząstka mojej świadomości była tego świadoma powodując przerażający ból w
sercu. Po jakimś czasie jednak znów przeniosłam się na szpitalną salę po tym
jak straciłam dziecko. Znów przeżywałam ten sam ból, to samo wrażenie
otępienia...
Nie!!!
Nie wiem czy krzyczałam tylko we śnie czy na jawie też.
Wiem tylko tyle, że zaraz w moim pokoju rozbłysło jasne światło całkowicie mnie
oślepiając. Potem ktoś wskoczył na łóżko przyciągając mnie do siebie. Ujrzałam
niewyraźny zarys sylwetki Tomka Kownackiego.
– Straciłam
je- Mówiłam z głową wtuloną w męską
koszulkę.- Straciłam nasze dziecko.
– Karolina, już
dobrze- Głos był kojący, ale mnie nie potrafił uspokoić.
– Poroniłam.
Zabiłam je.
– O czym ty do
cholery mówisz? Boże co się z tobą dzieje?
– To moja
wina. Nie powinnam tak o siebie nie dbać. Powinnam wtedy jeść, a ono by żyło.
– Poczekaj,
zadzwonię do doktora Markuszyńskiego.
– Nie- gdy
chciał się odsunąć nie pozwoliłam mu na to. -Jacek, proszę cię wybacz mi.
– Karolina, to
ja Łukasz.- Mocny uścisk dłoni zmuszającej moją głowę do podniesienia wzroku
niemal sprawiał mi ból.- Karolina, poznajesz mnie?- Otworzyłam oczy patrząc
wprost w tęczówki swojego męża. Zdałam sobie sprawę, że wcześniej pomyliłam go
z Jackiem i straciłam poczucie rzeczywistości. Nie znaczyło to jednak, że fakty
przestały mi się mieszać: głowa pulsowała tępym bólem, a gardło było wyschnięte
na wiór. Nagle usłyszałam wokół siebie głos Kubusia. I ostatnie wydarzenia
wróciły ze zdwojoną mocą. A właściwie cały ten koszmar. Łukasz nie wracający do
domu na noc, scena jego pocałunku z jakąś kobietą, udział w prowokacji,
porwanie Kuby, żądanie okupu, beznamiętny głos lekarza informujący mnie o
śmierci synka...
– Ty
sukinsynu!- Zaczęłam bić go gołymi pięściami po klatce piersiowej.- Ty
pieprzony sukinsynu! Jak mogłeś mi to zrobić?!
– Karolina,
proszę. Nie wiem jak ci pomóc. Przestań, nie chcę cię skrzywdzić- Mówił z
przerwami, bo nie przestawałam się szarpać.
– To wszystko
twoja wina! Po co brałeś udział w tej prowokacji?! Po co do cholery udawałeś
gangstera! Tyle razy prosiłam cię o to, żebyś przestał ryzykować i tyle
pracować. Tyle razy błagałam o to byś wykorzystał zaległy urlop i spędzał z
synem więcej czasu...- Z powodu wcześniejszego krzyku teraz mój głos przeszedł
w pisk.- Ale nie. Dla ciebie zawsze ważniejsza była praca. To było twoim
priorytetem. I zobacz do czego to doprowadziło.- Chyba zdał sobie sprawę, że w
tej chwili odzyskałam przytomność umysłu i nie mylę go z Jackiem, bo mnie
puścił. Potem wstał z łóżka.
– To nie jest
teraz ważne. Wzajemne wyrzuty teraz nic nie dadzą. Nie wskrzeszą go.- Złość
pomieszana z szaleństwem znów odżyła. Jak śmiał tak mówić?!
– Dobrze
wiesz, że to twoja wina! Gdybyś nie wziął udziału w tej prowokacji nic by się
nie stało. Kuba....on nadal byłby tu z nami. No ale wielki agent CBŚ pan
Kowalski musiał pokazać jakim jest dzielnym policjantem.- Zadrwiłam.
– Przestań już.-
Rozkazał patrząc na mnie twardo. Nic mnie to nie obeszło.
– No tak.- Zaśmiałam
się trochę histerycznie- Nie jesteś przecież policjantem.
Wiele razy przecież to powtarzałeś, nie? Hm, w takim
razie zastanówmy się kim jesteś... Już wiem.-Udałam, że się nad czymś
zastanawiam- Jesteś pieprzonym mordercą!- Krzyknęłam tak głośno jak było mnie
stać obdarzając Łukasza wściekłym spojrzeniem- To ty go zabiłeś! Przez ciebie
umarł nasz syn i przez twoją pieprzoną ambicję!
– Zamknij
się!- Warknął tracąc swoje opanowanie i robiąc dwa albo trzy kroki w stronę
łóżka.- To był też mój syn. Wiem, że cierpisz, ale nie pozwolę ci tak mówić.
Był dla mnie najważniejszy na świecie.
– I to dlatego
wolałeś gździć się z jakąś suką udając wielkiego gangstera zamiast zabrać go na
piknik? Obiecałeś, że weźmiesz go na łódkę...a teraz...teraz on nigdy...- Z moich
oczu znów trysnęły łzy.
– Karolina...
– Nie zbliżaj
się do mnie.- Zaznaczyłam robiąc odpowiedni gest dłońmi.- Nie waż się mnie
teraz dotykać.- Na szczęście skierował się nie w stronę łóżka, a nocnej szafki
obok niego. Postawił na nim jakąś tubkę.
– Masz, to są
środki uspokajające. Weź dwie tabletki.- Przechyliłam się z łóżka aby chwycić
małą fiolkę. Potem rzuciłam ją w niego.
– Pieprz się!
Myślisz, że to mi pomoże? Najpierw zabijasz mi syna, a potem sądzisz, że
pastylka nasenna ukoi mój ból?!
– Nigdy więcej
tego nie powtarzaj- Wysyczał kamiennym tonem.
– Bo co? Mnie
też zabijesz?- W dwóch susłach znalazł się na łóżku przygwożdżając mnie swoim
ciałem głośno wciągając w nozdrza powietrze z trudem hamując wściekłość. Jednak
ja ani trochę się nie bałam.
– Ty...
– I co teraz?
Co mi zrobisz? No, dalej!- Prowokowałam go. Nie bałam się. Przeciwnie chciałam nawet by
mnie zranił. Miałam nadzieję, że fizyczny ból zagłuszy tą nieprzerwaną udrękę w
mojej duszy. Ale on tego oczywiście nie zrobił choć warknął dziko unosząc w
górę dłoń. Przymknęłam oczy szykując się na cios, pragnąc go jak niczego na
świecie by móc go definitywnie znienawidzić, ale nagle ciężar jego ciała
zniknął. Usłyszałam tylko dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, który w panującej
dookoła ciszy wydał mi się nagle przerażający.
Jęknęłam osuwając się bezwładnie na łóżku. Czułam się tak
jakby koszmar, który przeżyłam ponad pięć lat temu znów do mnie wrócił jak
bumerang. Jedyna różnica polegała na tym, że zamiast Jacka moim mężem był
Łukasz, a moje dziecko tym razem miało to nieszczęście i zdążyło się urodzić.
Znów poczułam to uczucie, że się duszę. Ściany wydały mi się nagle przesuwać
się do środka chcąc mnie zgnieść; otworzyłam więc okno aby wpuścić trochę
powietrza. Potem skierowałam się do szafy wyjmując z niej dużą walizkę.
Nie mogłam tu zostać. Bez żadnego ładu i składu pakowałam
do niej swoją bieliznę, ubrania, podręczne przedmioty i wszystko inne co akurat
miałam pod ręką. Przez ten cały czas łzy nie przestawały płynąć. Jak
kiedykolwiek mogłam pomyśleć, że mogę być z Łukaszem szczęśliwa? Wcześniej
odrzuciłam miłość Jacka z powodu strachu. Chciałam poczucia bezpieczeństwa,
stabilizacji, która pomogłaby mi zapomnieć o całym koszmarze jaki przeszłam
mając nadzieję, że znajdę ją w ramionach Kowalskiego. A co tam znalazłam? Tylko
ból i rozczarowanie.
To przecież miało się udać. Zamiast gangstera moim mężem
został agent CBŚ, a więc człowiek stojący na straży porządku. Czemu więc aż tak
spieprzył mi życie? I czemu łudziłam się, że tym razem będzie inaczej?
Do tej pory pamiętam to dominujące uczucie oszukania gdy
dowiedziałam się prawdy o Jacku a potem stracie dziecka. Nawet kilka tygodni po
tym horrorze nie sądziłam, że uda mi się z tego pozbierać. Jednak jakimś cudem
tego dokonałam. Prawie nie myślałam o nienarodzonym dziecku, minęły dręczące
mnie koszmary, zniknął paraliżujący strach i obawa, że pewnego dnia ktoś z
wrogów Tomka mnie dopadnie. I jak na ironię pomógł mi w tym mężczyzna, który
teraz zgotował mi piekło sto razy większe niż te, które przeżyłam wcześniej.
Wiedział jak cierpiałam. Przecież to on przychodził
wówczas do szpitala trzymając mnie za rękę i szepcząc słowa pocieszenia. On
swoją ostrą przemową sprawił, że po trzech dniach zaczęłam znów się odzywać i
normalnie funkcjonować. Wiedział, że dla mnie widok strzelaniny i kilku trupów
pokrytych krwią wydał się być tak potworny, że dopiero po kilku miesiącach
zdołał zblaknąć na tyle, by pozwolić mi egzystować. Wiedział, że pragnę tylko
spokoju, jego miłości i rodziny. A mimo to oszukał mnie sprawiając, że
uwierzyłam, iż mam prawo być szczęśliwa.
Ależ byłam naiwna. Zdałam sobie sprawę, że być może
pewnym osobom po prostu nie jest to pisane. Że być może należę do tych
wiecznych pechowców, których spotykają kolejne bolesne ciosy. Ja jednak nie
byłam tak silna jak inni. Ba, byłam tak słaba że nie potrafiłam pogodzić się z
bólem uciekając myślami w inne miejsce. Wiedziałam, że po tym co mnie spotkało
już się nie podniosę. Zresztą jaka matka potrafi przejść do porządku dziennego
po śmierci swojego dziecka? Jak mogłabym zapomnieć o tym jak zmieniałam mu
pieluszki, karmiłam, bawiłam się...Jak mogłabym zapomnieć o tym szczerbatym uśmiechu
i cieniutkim głosiku szepczącym: mama? Śmierć Kubusia była dla mnie tak
bolesna, że pochłonęła całą moją duszę. Gdyby to gangsterzy z którymi walczył
Łukasz go zabili wówczas może żal byłby mniejszy. Ale po co oddano mi dziecko
na siedem dni by w końcu okazało się, że jego organizm jest tak wycieńczony, że
nie był w stanie żyć? Jak okrutna siła, fatum, przeznaczenie, Bóg, los czy co
tam jeszcze innego mogła tak mną igrać?
– Co robisz?-
usłyszałam głos męża gdy tylko przekroczyłam próg pokoju.
Widocznie stał zaraz za nimi.
– Wyprowadzam się
do matki.
– Jest czwarta
rano.
– Nie obchodzi
mnie to. Nie zostanę tu ani chwili dłużej.
– Opanuj się. Jest noc, ty jesteś roztrzęsiona i
wychodzisz w koszuli nocnej na którą narzuciłaś płaszcz. Jutro...
– Wyjdę tak czy
inaczej.- Pociągnęłam walizkę za sobą.
– Kara...
– Nigdy więcej
tak do mnie nie mów! Nie jestem żadną
Karą!- Zauważyłam jak jego spojrzenie twardnieje.- Daj mi kluczyki auta.
– Są w moim
płaszczu- Odparł po jakimś czasie. Pospiesznie obmacałam kieszenie kurtki
wiszącej w przedpokoju- Zamierzasz prowadzić w takim stanie?
– Nic ci do
tego. Jeśli się rozbije to wina nie spadnie na ciebie. Poza tym...może tak
byłoby lepiej.- Znalazłam kluczyki i pomknęłam do wyjścia, bo słyszałam za sobą
jakieś dźwięki które powodował biegnący za mną mąż. Wsiadłam do samochodu tak
szybko jak tylko mogłam i ruszyłam. Oglądając się za sobą zdążyłam zauważyć
jeszcze Łukasza wołającego moje imię. Mocniej wcisnęłam pedał gazu mocno gryząc
wargi niemal do krwi. Ujechałam spory kawałek. Dopiero po jakichś kilkunastu
minutach zatrzymałam się na poboczu niezdolna do dalszej jazdy. Znów zaczęłam
płakać opierając dłonie o kierownicę.
Obudziłam się kilka godzin później. Spojrzałam na
zegarek: dochodziło wpół do dziewiątej, a potem na komórkę która nadal
piszczała. Odruchowo wzięłam ją do ręki i odczytałam numer na wyświetlaczu. To
była moja mama. Nie zdążyłam odebrać, więc szybko zaczęłam wybierać go
ponownie. Jednak zanim to zrobiłam zauważyłam kilkanaście innych połączeń które
do tej pory ignorowałam. Większość z nich pochodziło od mojego męża. Na moment
uczucie kompletnej pustki i niemocy wróciło. Poczułam się jak sparaliżowana,
niezdolna do jakiegokolwiek kroku czy myśli. W gardle poczułam przypływ czegoś
co uniemożliwiło mi złapanie powietrza. Odruchowo złapałam się za gardło jakby
jakieś niewidzialne macki pochwyciły mnie w swoje objęcia i zaczęły dusić. Ale
nic tam nie było, a ja nadal nie byłam w stanie zrobić tchu. Czułam jak moja
twarz oblewa się purpurą, a serce tłucze się z zawrotną prędkością.
Paradoksalnie, bo całkowicie zamroczona i na maksa zdenerwowana wiedziałam co
się stało.
Panika.
Jedno małe imię na wyświetlaczu spowodowało łańcuchową
lawinę skojarzenie: Łukasz, wczorajsza
kłótnia, wyprowadzka, złość, martwy Kubuś....
Oddychaj, nakazałam sobie w myślach. Oddychaj.
I wtedy się udało. Ból, którym stała się już moja niemoc
puścił sprawiając, że jednym wielkim haustem zdołałam wtłoczyć powietrze do
ust. Był on jednak tak duży, że znowu niemal się zakrztusiłam. Oparłam głowę o
fotel zamykając oczy by się uspokoić. W myślach wciąż nakazywałam sobie pamięć
o miarowym oddechu.
Znowu z moich oczu popłynęły łzy. W pośpiechu, choć nie
do końca widziałam co robię szukałam portfela by wyjąć z niego ukochane
zdjęcie.
- Kubuś.- Szepnęłam na widok małej fotografii synka,
którą tam trzymałam.- Mój słodki synku. Dlaczego? Dlaczego cię już nie ma?-
Wpatrywanie się w roziskrzone rozbawieniem oczy na zdjęciu sprawiało mi jeszcze
większy ból. A zwłaszcza widok znanej mi czapki z daszkiem, którą Łukasz
podarował mu na drugie urodziny. Kuba był z niej tak zadowolony, że cały
następny dzień chodził w niej po mieszkaniu a gdy próbowałam mu ją zabrać
prawie się rozpłakał. Pamiętam jak rozbawiona chwyciłam za aparat by uwiecznić
ten moment. Gdybym wiedziała, że będzie to ostatnie zdjęcie które mu zrobię
pstryknęłabym jeszcze tysiące razy. Bo teraz nie pozostało mi po nim nic.
Przypomniałam sobie rozmowę sylwestrową z dziewczynami;
jak śmiałyśmy się i żartowałyśmy na temat naszych dzieci z Beti. Jak Asia
żartowała, że w z tymi jasnymi loczkami i dołeczkami w policzkach gdy dorośnie
Kuba rozkocha w sobie wiele dziewcząt.
„takie udane dziecko…Okej, tylko
żartowałam.”
,śmiała się. „ Ale Kuba naprawdę w
przyszłości będzie łamał wiele damskich serc”
Zaszlochałam zdając sobie sprawę, że to się nigdy nie
stanie. Bo Kubuś nie tylko nie dorośnie, ale również nie doczeka osiemnastych
urodzin, pierwszej komunii, czy pójścia do szkoły. Ba, on nawet nie doczeka
kolejnego roku! Mój mały synek leżał gdzieś w chłodni jak zwierzę. A ja nie
miałam nawet siły zobaczyć jego ciała.
Boże, pomyślałam, dlaczego? Czemu to wszystko mnie
spotkało? Czemu nie inni, przecież dość już przeszłam po tym jak zostawił mnie
Jacek…Na moment przestałam szlochać. Tak Jacek, on mi pomoże. Powinnam
zadzwonić do niego.
Tak też zrobiłam, a Bończak zjawił się kilkanaście minut
później. Ucieszyłam się na jego widok, bo sądziłam że już dawno wrócił do
Gdańska. Potem opowiedziałam wszystko. Nie wstydziłam się łez i nawet nie
próbowałam nad sobą panować. A on tylko na mnie patrzył. Patrzył i słuchał w
całkowitym milczeniu. Nie mówił, że będzie dobrze tak jak Łukasz. Nie mamił
mnie pustymi frazesami, że muszę być silna skoro właśnie zawalił mi się cały
świat. Tylko przy mnie był, a jego obecność przynosiła mi ukojenie. Bo ja nie
mogłam patrzeć na Łukasza. Nie wówczas gdy patrząc w jego twarz widziałam
mordercę Kubusia.
To wszystko było przecież jego winą. To z zemsty ci
mężczyźni porwali Kubusia.
Kilka godzin później byłam już u mamy, która na mój widok
ze łzami w oczach mnie objęła. Stałyśmy tak jeszcze przez kilkadziesiąt sekund,
a żadna z nas się nie odzywała. Słowa nie były tu potrzebne. Bo żadne słowa nie
są w stanie opisać tego dominującego uczucia smutku i pustki.
- A więc już wiesz…- Odezwałam się głuchym tonem chwilę
później zupełnie niepotrzebnie. Mama skinęła głową.
- Tak. Łukasz dzwonił do mnie w nocy. Powiedział mi co
się stało. To znaczy, że wybiegłaś. Bałam się o ciebie kochanie.
- Przepraszam. Ja…ja po prostu musiałam wyjechać. Nie
mogłam tam być razem z nim rozumiesz, mamo? Nie mogłam. Nie gdy Kuba nie żyje.-
Choć płakałam prawie nieustannie od 15 godzin łzy wcale nie przestawały płynąć.
Przeciwnie, wyciekały z moich oczu z siłą wodospadu tak, że niemal czułam jak
mocno opuchnięte mam powieki. W końcu mama kazała mi się położyć do łóżka i
siedziała przy nim dotąd aż nie usnęłam. I jakimś cudem to mi się udało.
Spałam aż do następnego ranka, choć po przebudzeniu nie
ruszyłam się z łóżka. Mama próbowała namówić mnie na rozmowę z Łukaszem, który
wciąż wydzwaniał, ale ja nie byłam jeszcze na to gotowa.
Resztę dni aż do pogrzebu spędziłam w domu mamy. Mój
ojczym w tym czasie starał się schodzić mi z drogi jak tylko mógł. Najwyraźniej
nie radził sobie z kobiecymi łzami, bo za każdym razem gdy widział mnie w takim
stanie nie miał pojęcia co powiedzieć. Dlatego nie mówił nic. I tak było
lepiej. Nie potrzebowałam współczucia, więc odbieranie telefonu od Beti czy
Krysi było bezsensowne. Czego innego mogły chcieć?
Dopiero szóstego dnia pobytu na wsi, wydobrzałam na tyle
by wstać i ubrać się a nie paradować po domu w piżamie. Miałam w tym konkretny
cel: chciałam zobaczyć Grzegorza Górskiego i jego kolegę. Spojrzeć w oczy
mężczyznom, którzy zabili moje dziecko. Dotarłszy na miejsce z Jackiem, okazało
się że nie mogę tego zrobić. Sądziłam, że znów zadziałały to wpływy Łukasza,
ale policjant wyjaśnił mi, ze Pajęczak próbował uciec i został ranny. Dlatego
został mi tylko Górski.
Gdy weszłam do odpowiedniej sali nie spuściłam wzroku ani
na chwilę z łysiejącego już bruneta. Do tej pory pamiętałam go z centrum
handlowego. I do tej pory plułam sobie w brodę, że tak łatwo dałam się podejść.
- Czego pani chce?- Spytał po jakichś dwóch minutach
milczenia. Widać było, że czuje się niezręcznie, ale miałam to gdzieś.- Czemu
się pani tak na mnie gapi?!
- Nie pamiętasz
mnie, co?- Odezwałam się cicho.
- A powinienem?
- On nie żyje.
- Kto?
- Chłopiec, którego porwałeś z kumplem. Umarł kilka dni
temu w szpitalu.
- Wiem.
- Tylko tyle masz
mi do powiedzenia ty gnido?
- Naprawdę żałuję, że tak się stało. Nie chcieliśmy zabić
bachora. To nie moja wina że nie chciał nic jeść ani pić.
- On nie jest żadnym bachorem ty pieprzony sukinsynu.
- Wiem nie o to mi chodziło ja…
-…po co to zrobiłeś, co? Co uzyskałeś dzięki temu
porwaniu?
- Nic. Proszę niech pani powstrzyma Irosa. To przez niego
Pająk…- Urwał słysząc mój śmiech. Bo wcale nie brzmiał wesoło. Był pozbawiony
wszelkiej radości czy rozbawienia. Brzmiał niemal demonicznie nawet w moich uszach.
- Ty? Ty mnie prosisz? Kobietę której zamordowałeś syna?
- Ttto pani…pani jest jego żoną? O…Boże. Teraz i tak już
po mnie. On mnie załatwi. Tak jak Pająka.
- I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że zgnijesz w więzieniu
jeśli twojemu szefowi się to nie uda.
- Nie! To nie szef to on. To…
- Chcę już wyjść. Nie będę dłużej rozmawiała z tym
śmieciem.- Zwróciłam się do stojącego w kącie policjanta. Tym razem podjęłam
środki ostrożności pamiętając co stało się z Kariną. Kariną, którą nawiasem
mówiąc CBŚ wypuściło z braku dowodów.
- Oczywiście. Chodźmy.- Zanim jednak wyszłam położyłam na
stoliku przed Górskim fotografię Kubusia. Tę samą, którą dawniej trzymałam w
swoim portfelu. Potem pochyliłam się nad mężczyzną.
- Tym razem zapamiętaj moją twarz, bo nigdy ci tego nie daruję. I
jeśli pewnego dnia jednak wyjdziesz z więzienia to ja zabiję cię jak psa.
Słyszałeś?! Zadarłeś z niewłaściwymi ludźmi.- Górski wyglądał na nieźle
przestraszonego. Wiedziałam, że z pewnością nie przestraszył się mnie, ale
swojego szefa który miał go, jak sam twierdził, sprzątnąć. W duchu cieszyłam
się z tego. Nigdy nie rozumiałam ludzi którzy z zemsty gotowi byli zabić, ale
teraz ja sama gdyby dano mi pistolet i pozwolono, z miejsca zabiłabym
Górskiego. Nawet gdybym miała resztę życia spędzić w więzieniu satysfakcja
wystarczyłaby mi za całą nagrodę. Bo tak jak mu obiecałam nigdy nie zapomnę o
tym zamordował Kubę.- On nigdy nie
wyjdzie z więzienia synku.- Szeptałam do siebie wychodząc z więzienia wpatrzona
w kamienne mury. –Dopilnuję tego i w ten sposób pomszczę twoją śmierć, kochanie.
Rzeczywiście koncepcja jeszcze przez chwilę miałam nadzieję że się obudzi i że to sen ale złudzenie minęło. Przepraszam Cię bardzo może rzeczywiście opowiadanie jest życiowe ale za ciężkie jak dla mnie. Właściwie już straciłam zainteresowanie chyba że okaże się że to było udawane w końcu wróżka mówiła że niewyraźny obraz tego co zniknął. Czasem policja robi takie akcje dla zmylenia przeciwnika więc może Twoja koncepcja jakoś się do tego ustosunkuje :-) wtedy warto jeszcze czekać daj cień szansy bo jak na jedną Karolinę to stanowczo już dramatycznie ponad miarę. Proszę zastanów się nad tym. Nic nie poradzę że wolę jak wszystko rozwiązuje się pozytywnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam i ryczałam.
OdpowiedzUsuńI na ten moment nie umiem nic więcej powiedzieć!
Pozdrawiam
Ania
O matko... Aż się popłakałam :(
OdpowiedzUsuńwow, świetny rozdział choć smutny
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny mam nadzieję że szybko :)
O Boże.. No jak mogłaś ? No pytam jak ? Siedziałam i dosłownie beczałam. Mój narzeczony siedział i sie ze mnie śmiał.. Wróżka coś tam mówiła, że sie zawiedzie czy coś.. Mam ogromną nadzieje że to było udwane z myślą o śledztwie.. Prosze cie odkręć to.. Uwielbiam twoje opowiadania, ale dziś sie zawiodłam :-(
OdpowiedzUsuńAha.. I czekam na ciąg dalszy.. Mam nadzieje że sie nie rozczaruje. Jak dla mnie opowiadanie super. Ale to wszystko to jest za dużo jak na jedną osobe, jak na jedną Karoline. Najpierw Jacek i jego przeszłość następnie poronienie, porwanie Karoliny, napad w banku, porwanie Kubusia no i jeszcze jego śmierć ? To jest stanowczo za dużo jak na nią.. Wierze w ciebie i że to jakoś naprawisz :-)
UsuńDużo osób podpisuje się Anonimowy ale jak się doliczyłam to po moim komentarzu ( jest jako pierwszy) byli jeszcze kilka podobnych rozbudowanych. Żebyś wiedziała że nie tylko jedna osoba liczy na odkręcenie tego że okaże się mistyfikacją dla śledztwa. Ja jeszcze raz proszę z moimi Anonimowymi poprzedniczkami ODKRĘĆ TO pozytywnie proszę :-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literówki
OdpowiedzUsuńNie odkręcaj tego, takie jest życie. Pogódź tylko proszę Łukasza z Karoliną :) Twoja Stała Czytelniczka!
OdpowiedzUsuńDziękuję za choć jeden pozytywny komentarz wśród czytelników którzy chcą mnie ukatrupic :) A tak serio to zgodnie z zapowiedzią taka miałam koncepcje na to opowiadanie i na.razie.nie planuje jej zmiany tak jak to było w przypadku niebezpiecznej miłości. Przewiduje jednak wiele ciekawych (moim zdaniem) wydarzeń więc zachęcam do czytania. A tym którym się nie podoba rozumiem. Ja też czasami mam ochotę na poczytanie czegoś bardzo lekkiego do snu innym razem zabawnego czasami coś.ciężkiego czy z przesłaniem. dlatego naprawdę rozumiem jeśli komuś fabuła nie przypadła do gustu. Mam jednak nadzieję ze w takim razie przebrnięciu te rozdziały i zaczęliście na swój happy end. Pozdrawiam
UsuńMi się tam podoba bardzo. To jest twoje opowiadanie i to Ty decydujesz co w nim będzie a jak się komuś nie podoba niech sam coś napiszę i się pochwali miłosną opowieścią usłaną tylko różami i potem krytykuje innych. Pozdrawiam Ana :-)
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to że się nie podoba tylko fajnie byłoby nie zarzucać Karoli tyloma nieszczęściami a to ostatnie to akurat mogłoby się okazać policyjną prowokacją bo to proste rozwiązanie żeby większość była zadowolona.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne! Popłakałam się, nie ukrywam, ale i tak zawsze z ustęsknieniem czekam na Twoje opowiadania. Mam nadzieję, że kolejną część dodasz jak najszybciej :) Jestem moją ulubioną autorką, piszesz świetne teksty, życiowe, nic nie jest przekoloryzowane, fabuła genialna, a Ty nie czujesz się gwiazdą, nie piszesz raz na rok, tylko regularnie, masz kontakt z nami, czytelnikami. DZIĘKUJĘ :)
OdpowiedzUsuńMnie też się podoba to opowiadanie. Fakt, że na Karolinę dużo spadło, ale zazwyczaj tak jest, że jak się wali to wszystko. Dlatego myślę, że Twoje opowiadanie wcale nie jest zbyt smutne czy za ciężkie. Takie jest życie. I trzeba umieć sobie z tym poradzić. Ciekawa jestem jak poradzi sobie Karolina. Czekam na następną część :) roksana
OdpowiedzUsuńCzekam na następną część i dziękuję za wszytskie inne. pozdrawiam xyz
OdpowiedzUsuń