Wychodząc z kościoła wszyscy zaczęli wywatować
i bić brawo. Przymknęłam
na chwilę oczy gdy coś dostało mi się do jednego z nich. Potem poczułam dłoń Łukasza na swoim policzku.
– Wszystko w porządku,
kochanie?- Spytał mnie
z uśmiechem na
twarzy.
Skinęłam głową nadal mrużąc oczy.
– Tak.
Chyba ryż wpadł mi do oka. Dobrze, że w tym głupim zwyczaju
nie sypią mąką. Wtedy dopiero
byłaby zabawa.- Mój mąż się
roześmiał. Och, jak cudownie było używać tego określenia
w stosunku do Łukasza...od niemal sześciu
minut.
– Więc chodźmy już
lepiej.- ufnie chwyciłam jego
dłoń i razem pomknęliśmy po schodach. Dookoła nasi znajomi już formowali kolejkę aby wręczać prezenty i kwiaty. Wiedząc, że przynajmniej przez kilkanaście minut będę
musiała tutaj stać i obdarowywać pocałunkami bliższych
i dalszych wujków,
kuzynów
czy ciotecznych braci nie była zbyt przyjemna. Najchętniej znalazłabym się sam na sam z moim świeżo
poślubionym mężem.
– Niech żyją państwo młodzi!- nowy okrzyk zainicjował starszy brat
Łukasza, Emil wraz
ze swoją żoną Patrycją. W tym czasie rozdzieliłam się już
z mężem
aby
przyjmować życzenia od
gości. Stanęłam obok mojej
siostry, która pełniła w tym dniu również rolę
druhny.
– I jak
się
czuje moja młodsza siostrzyczka w
roli pani Kowalskiej?- Marlena
mocno mnie objęła całując w oba policzki.
– Wspaniale. A gdzie ten twój mały skrzat?- miałam na myśli
swoją prawie dwa i pół letnią siostrzenicę,
Kasię.- Chciałam
jej podziękować za niesienie kwiatów.
– Pewnie
z Michałem. Albo gdzieś się krząta z babcią, jak zawsze. Dobra, lepiej zaczynajmy, bo nie skończymy tego do wieczora. O ile pamiętam
ślub i wesele miał być skromny...- dodała
z udawanym wyrzutem, ale posłusznie
podeszła
do mnie prowadząc
w stronę kolejki. Przyoblekając
na twarzy uśmiech z radością wysłuchiwałam życzeń od
rodziny mojej i Łukasza. Niektórych
widziałam pierwszy raz na oczy,
ale ich gratulacje sprawiały mi radość. To było takie cudowne, że tak wiele osób cieszy się z naszego szczęścia.
– Wszystkiego
najlepszego pani Kowalska- nadeszła kolej Macieja
Duchnowskiego. Z uśmiechem nadstawiłam mu prawy
policzek. Był jednym z
przyjaciół Łukasza,
do którego miałam szczególny sentyment. W końcu
w czasie tej historii z Jackiem to on był moim stróżem i
ochroniarzem.- Wyglądasz
bosko. Łukasz
jest świetnym facetem, ale prawdę mówiąc zrobiłaś zły interes nie
czekając na mnie.- Roześmiałam się z miłością
patrząc na swojego męża. Szczerze mówiąc nie wiedziałam czy
uznać to za żart, bo
Maciek nawet wtedy gdy mnie pilnował wydawał się być trochę mną zainteresowany. W każdym razie tak właśnie zrobiłam.
– Chyba
ona tak nie sądzi.- dodał stojący obok niego Rafał. Również pracował
z Łukaszem w CBŚ i jak zdążyłam się
już przekonać był urodzonym
żartownisiem. Zawsze w
jego towarzystwie nieustannie
wybuchałam niekontrolowanym śmiechem. Nie
zawiódł mnie i tym razem.- I bardzo dobrze
zrobiłaś nie wybierając tego
szczeniaka. Gdybym nie był hetero to sam wyszedłbym za mąż za Łukasza. O
ile oczywiście zalegalizowano by w końcu w Polsce homoseksualne związki. Nieźle się chłop trzyma, nie?- powiedział do mnie odwracając głowę w kierunku mojego
męża i puszczając mu oczko. Ten, nie wiedząc o co chodzi odpowiedział szerokim uśmiechem co
bardzo mnie rozbawiło. Roześmiałam się,
a Rafał w
tym czasie wręczył
mi potężny bukiet
kwiatów i złożył całusa na policzku.- Życzę wam wiele szczęścia.
– Dziękuję.- Odparłam po raz kolejny przyjmując
gratulacje. Potem jeszcze raz
przeniosłam wzrok
na swojego męża. Może i Rafał
zażartował w sprawie swojego
jednopłciowego związku z Kowalskim, ale miał rację:
Łukasz
był naprawdę przystojnym facetem. Brunet, dość wysoki
i wysportowany, z ogorzałą od
słońca twarzą sprawiał wrażenie solidnego oraz godnego
bezpieczeństwa, choć jednocześnie budził
jakiś niepokój. (zwłaszcza w kobietach o czym często
mogłam się przekonać, gdy spacerując z nim po mieście niektóre
z nich otwarcie taksowały go wzrokiem posyłając zachęcające spojrzenia). Jednak to wrażenie łagodziły jego błękitne oczy i niemal
po damsku wykrojone usta, które gdyby nie mocno zarysowana szczęka
wyglądałaby dość groteskowo
u mężczyzny. Jednak do Łukasza
pasowały doskonale.
Na dodatek teraz ubrany był
w czarny dopasowany smoking, z górnej części którego
wystawała śnieżnobiała koszula. Ach, pomyślałam. Wyglądał tak doskonale. Niemal jak
ucieleśnienie marzeń każdej kobiety.
Z powodu atrakcyjności Kowalskiego, co w połączeniu z jego charakterem
i osobowością powodowało wybuchową mieszankę nie do odparcia- zwłaszcza dla mnie-
czasami
zastanawiałam
się co z kolei on widział we mnie. Tak jak teraz. Owszem, nie
byłam kompletną brzydulą,
ale oprócz ładnej cery i
oprawy oczu
wydawałam się sobie
dość przeciętna. Blond włosy do
ramion, średni wzrost
i w miarę odpowiednio szczupła sylwetka...W ogóle
wszystko w sobie wydawało
mi się jakieś takie...w miarę. Więc, pomyślałam z
rozbawieniem, może to i dobrze że
w dzisiejszym dniu
ostatecznie przywiązałam do
siebie takiego wystrzałowego
faceta? Dopiero po prawie 25 minutach w
końcu przywitałam
się ze wszystkimi. Byłam
właścicielką już niemal
pełnego wozu kwiatów i licznych
bombonierek
oraz kopert
z pieniędzmi. Gdy już
zamierzałam przepchnąć się
do Łukasza, który
akurat obcałowywał jedną z moich kuzynek
za suknię pociągnął mnie jakiś
mały chłopczyk. Wyglądał dość
groteskowo w spłowiałych dżinsach
i wyblakłej koszulce na tle elegancko ubranych
gości. Dlatego spojrzałam na niego
z konsternacją.
– To
dla
pani.- wręczył mi kopertę. Nieśmiało wzięłam ją do rąk.
Nie kojarzyłam dzieciaka jako gościa
weselnego,
ale mógł w końcu
należeć do rodziny ze
– Hej, zaczekaj.-
Nawet nie zdążyłam podziękować małemu ani
zapytać kim jest, a już zniknął praktycznie
rozpływając się w tłumie.
Spojrzałam na trzymaną w ręku
kopertę.
– Jeszcze jeden
prezent?-
Spytała moja siostra
znów stając obok mnie. Skinęłam
głową- Daj, zaraz zaniosę go do reszty.
– Nie, później sama to
zrobię.- Nie wiem dlaczego poczułam nagle, że nie powinnam oddawać listu siostrze
intuicyjnie wyczuwając, że
w kopercie jest coś
zupełnie innego niż pieniądze. Nawet zanim ujrzałam na
niej tylko dwa słowa: „dla wariatki”.
I już wiedziałam kto jest
jego nadawcą. Uśmiechnęłam
się do siostry, która zrobiła dziwną minę.
– Okej. Dobra,
już będę się zbierać żeby wszystkiego
dopilnować na wasz
przyjazd.
– Jasne.- odparłam jej widząc, że Łukasz w
końcu zbliża się do mnie.
Pospiesznie schowałam
list za siebie czując się
jak tchórz. Ale przecież nie chciałam niszczyć
mężowi humoru,
a tak niechybnie by się stało. Zaczynać małżeństwo drobnym przemilczeniem nie jest chyba grzechem, prawda?
– Możemy już wracać?
– Aha.- chwyciłam jego dłoń i mocno uścisnęłam jakbym chciała
go przeprosić za to co
chciałam zrobić. A w
zasadzie czego nie chciałam. Potem delikatnie cmoknęliśmy się w
usta.
– Więc chodźmy pani Kowalska. Powinniśmy już
ruszać na przyjęcie.
– Tak.- Westchnęłam. Potem dodałam
rozmarzona:- Świetnie to brzmi, co?
Karolina Kowalska, Kowalska
Karolina- Powtórzyłam trochę
zmienioną
kombinację kolejności ignorując jego rozbawione spojrzenie.
Podczas wesela bawiłam się tak jak nigdy dotąd. Już
dawno odzyskałam już
pełnię równowagi po tym co spotkało
mnie
ponad półtora roku temu. A właściwie dwa i pół jeśli liczyć od początku poznania Jacka...Cieszyłam się,
że wreszcie mogę
zacząć nowe życie z mężczyzną którego
kochałam najbardziej na świecie. Bo
w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy było
mi bardzo
trudno. Powracające
koszmary, zapach
krwi,
huk wystrzału broni...to
wszystko powoli odpływało w niepamięć, ale nadal z niej nie zniknęło. Łukasz
w tym
czasie był dla mnie wielką
podporą. Choć wkurzało
mnie
czasem to, że tak dużo pracował. Jak
zawsze.
– Szczęśliwa?- Spytał
mnie
kilka godzin później, wczesnym rankiem gdy
w końcu ostatni z gości
opuścił salę balową a my udaliśmy się do
własnego mieszkania.
Nie było duże ani specjalnie luksusowe: właściwie
kupiliśmy je z oszczędności Łukasza i trochę na
kredyt, bo ja kończyłam studia i pracowałam
na stażu. Dopiero teraz zamierzałam
rozpocząć pracę na pełnym etacie.
– Hm- mrugnęłam wtulając
się
w jego ciało. Byłam tak zmęczona, że nogi same
się pode mną uginały od
wielu godzin tańczenia a powieki zamykały. Łukasz
delikatnie głaskał mnie po głowie.
– Widzę, że ledwie
żyjesz. W takim razie rozbierz
się, a ja zrobię ci kąpiel.- Machinalnie skinęłam głową. W czasie gdy on
krzątał się
w łazience ja zaczęłam
zdejmować buty i pończochy. W trakcie zdejmowania góry sukni,
którą
był gorset przypomniałam sobie o
tkwiącym tam wciąż liście. Ostrożnie spojrzałam w stronę drzwi do łazienki. Dopiero potem rozerwałam kopertę.
Droga Karolino,
Wiem, że nie powinien
pisać tego listu ale
chciałbym abyś wiedziała, że życzę
ci wszystkiego
najlepszego na nowej drodze życia. Mam
nadzieję, że w związku
z Łukaszem znajdziesz tyle
szczęścia i bezpieczeństwa ile pragnąłem abyś znalazła
przy
mnie. Dopóki ty będziesz szczęśliwa, ja będę spokojny.
Na zawsze
twój, Jacek.
PS: Przepraszam za tę „wariatkę” w
adresacie, ale nie mogłem się
powstrzymać. Dla mnie zawsze
nią będziesz. Moją ukochaną wariatką.
Tę parę skreślonych
zdań czytałam z
mieszanymi uczuciami.
Nie kontaktowałam się z nim od ponad roku:
niedługo po wypisaniu ze szpitala Jacek wyjechał do Gdańska i od tamtej pory mieliśmy ze sobą słaby kontakt tylko telefonicznie, ale po dwóch czy trzech miesiącach nawet to minęło. Wiedziałam tyle,
że pracuje w firmie transportowej i
dość dobrze mu się wiedzie. Cieszyło
mnie
to, że mimo obaw jego byli kamraci nie zrobili mu krzywdy i
nadal mógł cieszyć się wolnością.
– Jesteś
już
gotowa?- Na dźwięk głosu swojego męża odruchowo się wzdrygnęłam chowając
list za siebie. Z trudem zmusiłam się do uśmiechu.
– Jeszcze nie,
przepraszam. Zamyśliłam się.- Czułam jak się
czerwienię na samą myśl
o tym, że w dniu własnego ślubu myślałam o
swoim ex. Poczułam
złość na Jacka. Co chciał
osiągnąć wysyłając mi w dniu ślubu taki list? Życzyć
szczęścia? Nie
sądzę.
„Na
zawsze twój”, przypomniałam
sobie. Chciał mnie raczej zdenerwować i zdekonspirować, pomyślałam. I skąd w
ogóle znał dokładną datę i adres kościoła
w którym brałam
ślub?
– Pomóc ci?-
wiedząc, że w fałdzie sukienki
nadal tkwi lekko zmiętolony list
potrząsnęłam zdecydowanie głową.
– Nie, dam sobie radę. Idź
do łazienki i tam na mnie poczekaj.- Łukasz wygiął wargi w leniwym uśmiechu, a
ja poczułam wyrzuty sumienia z
powodu tego, że go okłamałam. Ale
nie chciałam aby się teraz denerwował. W końcu wstałam rwąc
list i wrzucając go do kosza na śmieci. Potem szybko zdjęłam
resztę
ubrania zostając tylko w samej bieliźnie.
Zaczęłam kierować się w stronę łazienki...
– Wykąpiesz się razem ze
mną?- Zaproponowałam wiedziona nagłym impulsem.Wanna zdecydowanie
była
za mała
dla dwóch osób, ale w tej chwili nie miałoto żadnego znaczenia. Na widok rozpinającego koszulę Łukasza poczułam niemal bolesne napięcie
w dole brzucha. I wszelkie myśli
o Jacku czy też Tomku wywietrzały
mi z
głowy.
– Przecież się nie zmieścimy.
– Więc zrobimy sobie prysznic.
Chodź- zachęciłam go palcem jednocześnie wchodząc do wanny. Po chwili
zrobił
to samo, ale najpierw ściągnął spodnie zostając tylko
w samych
bokserkach. W tym czasie
ja energicznie potrząsnęłam głową
palcami u rąk próbując
rozplątać kunsztowną fryzurę.
Gdy mi się to udało, mój
mąż
stał już przy mnie. Włączyłam prysznic
by obmył nas strumień ciepłej
wody. Po jakimś czasie z ciała
zaczęło znikać mi całe napięcie. Łukasz objął
mnie
delikatnie wodząc ustami po
mojej szyi.
Potem delikatnie rozpiął haftkę stanika
po czym biorąc do ręki płyn pod prysznic zaczął mnie nim namydlać. Sama pozbyłam się ostatniej bielizny i jego przy
okazji też również namydlając jego
ciało. Choć początkowo czułam się tak
zmęczona, że
marzyłam tylko o śnie,
szybko
przekonałam
się, że sen zagłuszyło
zupełnie inne pragnienie. Dlatego gdy
w końcu zdołałam jakoś umyć głowę zakręciłam kurek opatulając się w ręcznik.
Drugi rzuciłam Łukaszowi. Po kilku minutach, gdy już
się
wytarliśmy skierowaliśmy się do sypialni. Patrzyliśmy na
siebie w milczeniu delektując się ciszą
i spokojem. W końcu nieskończenie wolnym krokiem mój mąż zbliżył
się do mnie kładąc dłonie na moich pośladkach
i delikatnie przyciągając
do siebie. Następnie wymruczał:
– Nie
jesteś „na
to” za bardzo zmęczona?
– Pytasz
o to żonę w noc poślubną? Ach, jesteś chyba najbardziej wyrozumiałym mężem jakiego
miałam. Więc już mogę wymawiać się bólem głowy?- uśmiechnął się
leniwie wodząc dłońmi przez prawie cały odcinek
mojego
kręgosłupa.
– Czy to znaczy,
że miałaś
jakichś innych mężów?-
Spytał rozbawiony.
– Jasne. Czarna wdowa to moja ksywka. A swoich partnerów zabijam
w nocy. Nie boisz się?-
Objęłam go rękoma zarzucając mu je na
szyję i delikatnie gładząc po ciepłym karku.
– Chyba
nie.- Odparł mi patrząc prosto w
oczy.-
Bo ja też potrafię być bardzo niebezpieczny.- Gdy przygryzł
płatek mojego ucha mrucząc
jak dzikie zwierzę roześmiałam się głośno.
To było
takie wspaniałe kochać się z
kimś wiedząc,
że całkowicie należy się do
tej drugiej osoby nawet
w obliczu Boga. Choć przedtem
spałam już z Łukaszem tym razem było w tym coś innego; nie umiałam nazwać
tej subtelnej różnicy. Być może to tylko urojenia zakochanej kobiety, która wreszcie
mogła
być szczęśliwa
i z dumą nazwać się
Kowalska.
– Yhm...- usłyszałam pomruk
Łukasza tuż nad swoim uchem kilka godzin później. Prawdopodobnie był już późny poranek, ale
jakoś nie miałam ochoty zwlekać
się z łóżka. Czekały nas jeszcze potem poprawiny, więc chciałam
nacieszyć się mężem tak
długo jak tylko mogę.
– Wreszcie
się
obudziłeś niedźwiedziu.
– Niedźwiedziu?- jego głos był lekko zaspany, a przez to
dziwnie chrapliwy i...cholernie seksowny. Przeciągnęłam się zuchwale
błądząc dłońmi po jego ramionach i
brzuchu.
– Tak.
Mój wielki- pocałowałam go
w ramię- ...najwspanialszy- kolejny
pocałunek pokrył jego pierś- zwierzaku.-
Dokończyłam schodząc
jeszcze niżej. Łukasz przytrzymał jednak moje dłonie.
– Która godzina?
– Nie wiem.- odparłam lekko
zirytowana, że przerwał nasze igraszki tym
nieważnym pytaniem- Jeszcze dość wcześniej.- Schylił się i chwycił za telefon.
– Jest wpół
do jedenastej. Wiesz, że mamy czas tylko do trzynastej? Potem
poprawiny.
– Aha. Więc musisz
się
trochę pospieszyć.-
Łukasz objął mnie mocno przyszpilając swoim potężnie umięśnionym torsem. Potem zdecydowanie pocałował rozchylając językiem wargi wsuwając go do środka. Poczułam przypływ
pożądania. I sama nie wiem czemu to
wszystko zniszczyłam gdy jego usta zaczęły pokrywać
moją
szyję
i ramiona odzywając się:- Wczoraj dostałam list od Jacka.-
Łukasz wyraźniej drgnął.
Potem
podniósł się do pozycji siedzącej patrząc na mnie uważnie. Niemal
mogłam zauważyć
jak jego pożądliwy błysk
w oczach gaśnie. A ja
choć żałowałam przypływu swojej szczerości
to jednak z drugiej strony
wiedziałam, że jeśli nie powiem mu tego teraz, to
drobne
kłamstewko choć nieważne będzie mnie gryzło.
– Masz na myśli Tomka Kownackiego, tak?- Skinęłam głową, bo tak właśnie się nazywał po tym jak nadano mu status świadka koronnego.
Byłam zadowolona,
że Łukasz nie wygląda
jednak na złego. Tylko
odrobinkę...zbyt
poważnego.
– Tak. Życzył
nam szczęścia
na nowej drodze życia.
– A więc wrócił
do Warszawy?
– Nie wiem. List
wręczył mi jakiś mały,
na oko dziesięcio lub jedenastoletni chłopiec.
– Więc nie
spotkałaś się z nim osobiście?
– Nie. - Mój
mąż
przez chwilę milczał taksując mnie wzrokiem. Nie podobało
mi się to, że badał czy mówię prawdę. Sądził, że coś przed nim ukrywam? Że
utrzymuję
jeszcze kontakt z Jackiem?
– Cóż,
to chyba dobrze co? Że wreszcie
zdołał o tobie zapomnieć.- Odrzekł
w końcu a ja uśmiechnęłam się czując
się
niezręcznie. Bo list, który przysłał mi mój były sugerował
coś innego.
– Chyba tak.
– Masz
tę wiadomość?
– Nie, wyrzuciłam zaraz
po przeczytaniu- Skłamałam świadoma, że nadal leży podarty na cztery części w
pustym koszu. Ale
nie mogłam pozwolić
na to aby Łukasz go przeczytał.-
Po prostu nie
wydało
mi się to zbyt ważne, przepraszam.
Na zawsze
twój...
...tyle szczęścia ile pragnąłem abyś znalazła przy mnie.
Moja ukochana wariatka...
Moja ukochana wariatka...
Przypomniałam sobie skreślone zdania. Nie były to tylko słowa życzące
mi szczęścia. Brzmiały trochę jak
wyznanie
kochanka o dozgonnej miłości nawet pomimo świadomości jej straty. Pokazując go mężowi tylko bym go zirytowała.
Bo
choć udawał na sam
tylko
dźwięk imienia Jacek cały się spinał.
Może
nie był to dla nas temat tabu,
ale Łukasz nigdy nie
zapomniał kim był dla mnie Jacek. A był
moją
pierwszą
miłością i
kochankiem.
– Nie szkodzi, nic się
nie stało.- odparł delikatnie się do mnie uśmiechając.- Może lepiej będzie jak już wstaniemy, co? Jestem trochę głodny.
– Dobrze- zgodziłam się, bo prawdę
mówiąc
mi też jakoś minęła
ochota na łóżkowe igraszki.
Chwyciłam szczelniej
kołdrę jednocześnie sięgając
do szuflady komódki
aby
wyjąć z niej jakiś szlafrok.
Potem ubrałam
się i uczesałam. Gdy tylko Łukasz
wyszedł
z łazienki ja do niej weszłam
obmywając twarz zimną wodą i patrząc na
nią w lustrze. Poczułam lekki niepokój. Dlaczego Jacek napisał, że ma nadzieję, że znajdę szczęście w ramionach Kowalskiego? Przecież już je znalazłam, myślałam sięgając
po swoją szczoteczkę i wyciskając na niej pastę do zębów. Uczucie niepokoju
jednak nie mijało. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że być może Tomek
Kownacki przeczuwał, że
życie
z kimś stojącym na straży porządku
może
być równie trudne jak z kimś kto ten porządek notorycznie łamie. I niedługo już miałam się o tym przekonać.
Wczoraj tak jakoś mnie natchnęło i na quku przeczytałam opowiadanie o Karolinie i Tomku, a dzisiaj wchodząc tutaj doznałam szoku. To jakaś telepatia czy co? W każdym bądź razie, niesamowicie się cieszę i sprawiłaś mi ogromną radość (aż zaczęłam piszczeć) tą częścią :) Jestem ciekawa co będzie dalej i jak zwykle z niecierpliwością i ogromnym utęsknieniem czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńDałaś mi inspirację, tworzę swoje, lecz nie wiem co z tego będzie, bo nie umiem tworzyć opowiadań za bardzo
OdpowiedzUsuń