Weekend spędzony z
Przemkiem
musiał
wywrzeć na Hani wrażenie, bo zaraz po przebudzeniu paplała tylko o tym. To
znaczy tak sądziłam słysząc słowa: małpy, sonie, dyle.
Cieszyłam się, że
dobrze się bawiła próbując pokonać
zazdrość, że nie stało się
to ze mną.
Przed południem odwiedzili
mnie
Kołanieccy. Trochę zdziwił
mnie
fakt, choć wizyta była zapowiedziana. A dokładnie
to, że matka mego byłego
męża
była dla mnie nad wyraz miła.
Po rozwodzie z jej ukochanym jedynakiem uważała,
że nie musiałam od
razu składać pozwu oskarżając mnie o to, że wykorzystałam Przemka a gdy nie mogłam dobrać
się
do jego kasy po prostu porzuciłam. Teraz jednak wyglądała na zasmuconą.
– Laura,
wiem
nie jesteśmy w najlepszych stosunkach,
ale chciałam ci powiedzieć, że jest mi przykro. Zawsze to ciebie obwiniałam o to co się
stało,
ale wiem że miałaś
swoje racje.- odezwała się
gdy jej mąż wyszedł z Hanią do niewielkiego ogrodu na zewnątrz domu.
– Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?
– Bo chcę żebyś wiedziała, że nadal masz we mnie wsparcie. I choć już nie jestem dla ciebie jak matka to
jednak jestem babcią Hani.
Nie chciałabym tworzyć wokół niej niezręcznej atmosfery.-
Czułam, że coś się
wokół tego kryje.
– Co masz
na myśli?-
zaskoczyłam ją.
– Nie,
nic takiego. Mówiłam ogólnie.
– Chodzi o
Przemka tak? I Alicję?
– A więc już wiesz.
– Tak, powiedział mi.- Nie było do końca tak, ale prawie, więc nie skłamałam. Przynajmniej nie do końca.
Potem zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam okazując jej aż tak wielką wstrzemięźliwość. Kiedyś byłyśmy blisko, ale teraz nie była przecież moją teściową. Na dodatek przypomniałam
sobie jak radziła mi przeczekać
zdradę Przemka... Dzwonek do drzwi wyrwał
mnie
z rozmyślań. Tak
jak się spodziewałam
to był
Marek.
– Cześć- przywitał
mnie
cmoknięciem w
policzek.
– Hej.-
odparłam.
– Coś nie najlepiej wyglądasz.
Stało się coś?
– Nie, w porządku.
Chodźmy do Hani, bo zaraz zacznie się nudzić albo połknie grzechotkę.-
zbyłam go.
– Aje aje!- zawołała
Hania na widok mojego przyjaciela, to znaczy chłopaka. (Jeszcze się nie przyzwyczaiłam) Groncewicz uniósł ją w górę. Przez kilka
minut
bawili się w powietrzu, aż w końcu mała zmęczona klapnęła na pupie. Zajęła się swoją
szmacianą lalką
próbując urwać jej
głowę.
– To wczorajsza wizyta
Przemka
tak wytrąciła cię z równowagi?
– Nie, jasne że nie.- westchnęłam- No,
może
trochę. Wiesz co mi powiedział? Że Alicja wymyśliła sobie,
że jednak nadal go kocham i jego widok z inną kobietą sprawił mi ból. Uwierzysz? A on chciał mnie wczoraj przeprosić
za to, że tak szybko...po naszym rozwodzie i...i
w ogóle. Za kogo ona się
w ogóle ma, żeby mówić coś takiego?
– Laura, przecież jest w tym trochę prawdy. Sama to
przyznałaś.
– Ale to nie znaczy, że jakaś obca baba może wysuwać takie sądy jakby znała
mnie
24 lata a nie godziny.
I z fałszywym współczuciem.
– Skąd
wiesz, że było fałszywe?
– Bo to jędza! Było to widać gołym okiem. Plastikowa, sztucznie przesłodzona, ze
sztucznymi paznokciami...- urwałam na widok jego spojrzenia- No co?
– Nic.- mrugnął uciekając
gdzieś wzrokiem. Dopiero
po chwili zrozumiałam dlaczego.
– Przepraszam, nie zastanowiłam
się co plotę. Nie chciałam cię zranić. I naprawdę nie kocham go już...aż tak bardzo.
– Wiem, to ja przepraszam. W końcu był
twoim mężem. Sądziłem po prostu,
chyba miałem głupią nadzieję, że ostatnia noc między nami
sprawiła...
– Tak.
Naprawdę mi przykro.
Jestem mało taktowna, bez kasy i perspektyw, z dzieckiem...i ogólnie słaba
ze mnie partia. Ale
jesteś dla mnie
ważny. A po ostatniej
nocy wciąż, wciąż o niej myślę.- dopiero teraz na mnie spojrzał. Wydawał mi się jednak odrobinkę
pocieszony.
– Wiesz, wtedy nie stosowaliśmy żadnych
zabezpieczeń, a z tego co mówiłaś
pewnie nie stosowałaś też antykoncepcji.- przeraziłam się. Jak mogłam być aż tak nieodpowiedzialna?
– Sądzisz, że mogę być
w ciąży?
– Tak,
choć prawdopodobieństwo jest małe. Byłoby to
dla ciebie aż takie przerażające?
– Jasne. Z tych
samych powodów które wcześniej wymieniłam.-
przekrzywiłam głowę-
A ty...chciałbyś mieć
dziecko?
– Mam prawie 30 lat.-
odparł tylko. Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo Hania zaczęła domagać się uwagi.
Nie byłam pewna
czy odpowiedź Marka mnie przeraziła
czy ucieszyła. Z jednej strony wiedziałam, że traktuje wszystko bardzo odpowiedzialnie ( co było
nieco dziwne, bo w liceum z
tymi
nieustannymi żartami i
niewinnymi
flirtami
z innymi
dziewczynami nie
sądziłam, że aż tak
się zmieni) i to mu się chwaliło. Z drugiej bałam się
tego.
Wciąż miałam
w pamięci, że romanse Przemka zaczęły się właśnie wtedy. Gdy
byłam w ciąży z Hanią.
Gdy tylko mogłam ruszyłam do apteki
po test. Musiałam odczekać jeszcze przynajmniej tydzień aby uzyskać stuprocentowe potwierdzenie lub zaprzeczenie, ale
bardzo się stresowałam. Próbowałam nawet pocieszać się tym,
że to nie odpowiedni czas. Ale dopiero patrząc na wynik odetchnęłam z ulgą. Nie byłam w ciąży.
Mimo wszystko zastanowiłam się
nad tym co powiedział Marek: powinnam pomyśleć o
antykoncepcji. Jednocześnie
było mi z tym trochę głupio,
bo jak najszybciej chciałam powtórzyć
tamtą noc. Chciałam się
przekonać, czy było
mi z
nim
tak cudownie jak zapamiętałam czy to
była tylko kwestia alkoholu. A on do niczego mnie nie namawiał,
choć często całował. I dlatego
ciężko było mi zrobić pierwszy ruch. Może to trochę
staroświeckie przekonanie,
ale jakoś nie mogłam
przemóc
się
do tego by sama wszystko zaaranżować. Byłam na
to zbyt nieśmiała, a poza tym czułabym się głupio gdyby z jakiegoś powodu
odmówił.
Choć z drugiej strony, niby dlaczego?
– Skończyłaś już pisać tą odpowiedź?- spytał mnie trzy dni po tym jak zrobiłam test. Zamknęłam laptopa.
– Tak,
na dziś to wszystko.- pocałował mnie w policzek obejmując od
tyłu,
bo wciąż siedziałam na krześle.
– To fajnie. Masz ochotę na kawę? Właśnie zaparzyłem.
– Jasne.- w kuchni wciąż wahałam się jak powiedzieć mu o wszystkim.
– Hm...dobra. Ten
ekspres był
świetnym pomysłem- Posłałam mu krzywy uśmiech. Jako imieninowy
prezent kupił mi prawdziwy ekspres do
kawy.
Od tej pory wciąż bawiliśmy się
serwując late czy cappuccino.
– Wiedziałam, że zrobiłeś
to tylko
dla
siebie.- ofuknęłam
go łagodnie. W odpowiedzi tylko się do mnie uśmiechnął.
– Hania wraca w niedzielę?- spytał.
Tak, to właśnie doskonała okazja. Rzucę coś w stylu, że będziemy sami przez cały weekend.
I że musimy go
odpowiednio wykorzystać.
– Tak- przytknęłam
tylko nie mogąc się
przemóc.
– Więc
może
wybierzemy się na
kolację na miasto?
– Dziś wieczorem?
– Tak, jeśli chcesz.
– Planowałam coś upichcić, ale twój pomysł też jest dobry.
– Jeśli tak, to możemy zostać.
– Nie, wyjdźmy.-
Czułam jak pieką mnie policzki.
Wymyśliłam sobie,
że romantyczna kolacja,
wino, a potem...jakoś tak samo wyjdzie. Ale chyba nie wyszło. Bo
wieczorem jak zwykle
Marek odprowadził mnie do drzwi, a potem
cmoknął
w policzek i chciał odejść.
– Marek?- zawołałam za
nim
z wahaniem. Odwrócił
się.
– Tak?
– Ja chciałam...to znaczy...eee...fajnie
spędziłam ten wieczór.
– Ja też. Od dawna się tak nie wytańczyłem.- Nadal
staliśmy w miejscach. To
było takie łatwe. I jednocześnie trudne.
Chrząknęłam.
– W takim razie...dobranoc.
– Dobranoc.
– Cholera- to było pierwsze co
powiedziałam gdy znalazłam się w swoim domu.
Byłam sfrustrowana. Czemu
po prostu mu nie powiedziałam: kochaj się ze mną? Za
pierwszym razem
jakoś poszło. Może znów
potrzeba mi dwóch piw?
A może jednak nie. Wyszłam ze
swojego mieszkania
na drugi koniec ulicy.
Zapukałam do drzwi
Groncewicza. Otworzył prawie natychmiast.
– Hej, właśnie pomyślałam
że...że do ciebie wpadnę. Szkoda kończyć tak ładny
wieczór co?
– Wchodź.- roześmiał się. Gdy znalazłam się już w jego korytarzu delikatnie mnie objął. Potem pocałował.-
Chcesz zostać?
– Tak.- Marek
znienacka wziął mnie
na ręce i zaniósł prosto do sypialni.
I udowodnił, że jednak
nasza pierwsza fantastyczna noc nie była tylko spowodowana
wypitym alkoholem i przypadkiem.
W ciągu następnego
miesiąca
związek z Markiem wydawał się kwitnąć. Często wychodziliśmy razem z Hanią, rozmawialiśmy nie
jak przyjaciele, a nocami
kochaliśmy się. Nie
mogłam nie porównywać
go z Przemkiem. Był
dowcipny, czuły i troskliwy tak, że coraz częściej łapałam się na tym, że już nie rozmyślam o byłym
mężu. Bo
zdarzały mi się dni,
że nawet wcale tego nie robiłam.
Z Przemkiem ograniczyłam kontakty
do minimum. Odkąd była większa przeważnie
zabierał ją na całe weekendy do siebie. W trakcie jej przyjazdów i
odjazdów rozmawialiśmy tylko i wyłącznie o niej. Tak
było lepiej. Chciałam żeby Hania była
jedynym co nas łączyło.
Podczas następnej niedzieli wyczekiwałam go około szesnastej, ale zjawił
się
trochę wcześniej. Był u mnie akurat Marek. Siedzieliśmy na kocyku
w ogrodzie, a ja opalałam się z głową na jego kolanach. Właśnie śmiałam się z jednej opowiastki na temat kolegi z zespołu
archeologicznego Marka, gdy usłyszałam głos Hani:
– Mama, mama, mama!- piszczała. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej.
Potem wstałam idąc w jej kierunku. Spotkałyśmy się w pół drogi. Wzięłam ją na ręce z szerokim uśmiechem.
– I jak
było
kochanie?
– Fajnie- Hania, choć miała niecałe dwa latka mówiła nad
wyraz dobrze jak
na swój wiek. Czasami zdarzały jej się słowa wypowiedziane
właściwie.
– Cieszę się.- przeniosłam wzrok na Przemka.
– Hej.
– Cześć.
– Aje! Ajek!- Hania zaczęła wyrywać
się
z moich rąk zauważywszy Marka. Puściłam ją z ulgą. Była coraz cięższa.
– Widzę,
że bardzo go lubi.- stwierdził mój były mąż. Wzruszyłam ramionami.
– Zawsze go
lubiła. Chodź do środka, zostawisz
jej rzeczy i fotelik samochodowy.- skierowaliśmy się do mieszkania. Spojrzałam jeszcze na
Groncewicza.- Marek, zostaniesz na chwilę z małą?
– Jasne.-
po chwili znaleźliśmy się Przemkiem w
domu.
Poczułam się niezręcznie zdając sobie sprawę, że mam
na sobie tylko górę od bikini i dżinsowe spodenki.
– Idź do jej pokoju sam. Ja skoczę tylko na chwilę po koszulkę.
– Nie musisz być
zażenowana. Widziałem cię w dużo bardziej skąpym odzieniu. Poza tym wyglądasz dobrze.-
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. A tym
bardziej po co to powiedział.
– W takim razie chodźmy już.-
zdecydowałam udać, że nic mnie
nie obeszły jego słowa.
I że wcale nie czuję się niezręcznie paradując przez nim praktycznie
w bieliźnie. Szybko wzięłam od
niego torbę. Potem powiedziałam gdy ma położyć
fotelik. Gdy nie zostało
nic do zrobienia chciałam wyjść. Ale Przemek stał niedaleko drzwi.- Coś jeszcze?- spytałam.
– Mogę z
tobą chwilę porozmawiać?
– Nie
bardzo. Hania...
– Marek się nią zajmie.
– W takim razie chodźmy do
salonu.- było to znacznie większe pomieszczenie niż pokoik mojej córki. I dlatego
bezpieczniejsze.
– Dobrze-
Niemal odetchnęłam z ulgą gdy się
zgodził. Bo jego wzrok wyraźnie
mnie
krępował choć starałam się
udawać, że jest inaczej.
Gdy ledwo zdążyliśmy usiąść, powiedział:- Nie wiedziałem, że spotykasz
się z Markiem.
– Dopiero
od niedawna. Zawsze
byliśmy tylko przyjaciółmi.
– Wiem, nie musisz się tłumaczyć.- Powstrzymałam się
przed twierdzeniem, że wcale
się przed nim nie tłumaczę.- Wiesz, chyba zawsze podejrzewałem, że dobrze
do siebie pasujecie i w końcu do tego dojdzie. W kółko
gadaliście tylko o tych skamieniałościach...
– To
o czym chciałeś rozmawiać?- przerwałam mu niegrzecznie. Uśmiechnął
się do mnie jakby doskonale
zdawał sobie sprawę, że
nie chcę dłużej gadać na ten temat.
– Rozstałem się
z Alicją.- odparł po krótkiej
pauzie. Próbowałam zrozumieć
jakie uczucia wzbudziło we mnie jego
wyznanie.
Jednak szybko stwierdziłam,
że to nie jest dobry pomysł.
– Mam
ci współczuć?- spytałam z
lekką zjadliwością.
– Miałaś rację: była zapatrzona tylko na siebie.-
zignorował moje ironiczne
pytanie.- Owszem, miła. Ale oprócz
tego pusta i egocentryczna. Gdy
tylko nikt nie zwracał na
nią uwagi była straszna.
– Chciałeś omówić ze mną jej wady i zalety? Chyba
nie jestem do tego odpowiednią osobą. I wybacz, ale jakoś nie potrafię ci
współczuć. Przecież na pierwszy rzut
oka można rozpoznać
pewne rzeczy.
– Masz rację-
odparł patrząc mi prosto w oczy.- I teraz
się
o tym przekonuję.- Zdawało mi się, że
mówił aluzyjnie i nie spodobało mi się to.
– Chyba
musimy już wracać. - wstałam
z kanapy.
– Poczekaj.-
wstał i wyciągnął przed
siebie dłoń jakby chciał mnie powstrzymać.- Wiesz, kiedyś powiedziałaś że jestem silny, ale to nieprawda. Te kobiety...to tylko wina moich słabości.-
podszedł do mnie.- Naprawdę
przepraszam. Dopiero
teraz zrozumiałem jak bardzo cię zraniłem.
– Przemek,
o co tak naprawdę chodzi?
– O to,
że czasami...czasami bardzo mi ciebie brakuje.
– Przykro mi, ale mnie ciebie nie. A teraz wyjdź.
– Lauro, kochasz mnie jeszcze?
– A co
cię to obchodzi? Nie masz
prawa
zadawać mi takich pytań. Łączy nas tylko Hania i nic więcej.
– Nie
chcę aby tak było.
– Ty o tym zdecydowałeś. A zresztą czego teraz ode mnie oczekujesz?
– Wciąż pamiętam dotyk
twych
ust
i to jak topniałaś w
moich
ramionach. Tęsknię za tym poczuciem bliskości
i solidarności z drugą osobą.
I za...
– Dość-
przerwałam mu kategorycznym tonem na chwilę
spuściwszy głowę by
ochłonąć. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. I to co on mówił.-
Co ty robisz? Zwariowałeś?!- Krzyknęłam gdy
chwycił
mnie
z zaskoczenia za ramiona
i pocałował. Czując jego usta na swoich poczułam się tak jak dawniej. Odwzajemniłam
jego pocałunek. Trwało
to jednak tylko chwilkę, bo w porę oprzytomniałam. Natychmiast odchyliłam się do tyłu i dałam mu w twarz.- Wynoś się!
– Laura zacznijmy od
nowa, jeszcze raz. Obiecuję, że tym razem...
– Wyjdź.-
usłyszawszy jego pełen żałości głos przestałam
krzyczeć. Odwróciłam
spojrzenie nie mogąc
na niego patrzeć. Bo nadal
trzymał mnie w swoich
ramionach.
– Wciąż cię
kocham i nie potrafię o
tobie zapomnieć. A teraz...gdy zobaczyłem
cię z tym całym Markiem to...
– Powiedziałam żebyś mnie
puścił.- oznajmiłam
siląc się na spokój.
– Mama, mama! Aje pojedzial zie...- słysząc głos Hani Przemek w końcu mnie puścił. W ostatniej
chwili, bo do salonu właśnie dreptała nasza córeczka. A za nią Marek.
Odwróciłam głowę próbując się
uspokoić. Dopiero kilka sekund
później przywdziałam na rozpaloną
twarz uśmiech. Spojrzałam na
małą.
– No,
to co powiedział ci Marek?- uklękłam obok
niej. Bałam się spojrzeć na Groncewicza.
– Zie zjobi mi domek na
dźeje. Fajnie, co?
– Tak,
fajnie- pocałowałam ją w policzek.- A teraz pożegnaj się z tatusiem, bo już wychodzi.- Przemek wyraźnie
chciał zaprotestować,
ale posłałam mu takie
spojrzenie, że chyba zdał sobie
sprawę, że
dziś rozstroił mnie już ostatecznie. Potem spojrzał
na Marka.
– Tak,
będę już leciał. Trzymajcie się.-
przytulił córkę, a potem bez
słowa wyszedł. Poczułam się nieswojo zostając tylko z Markiem i córeczkę.
Miałam nadzieję, że nie domyślił
się
co zaszło w salonie kilka minut wcześniej.
Dlatego na razie postanowiłam skupić całą
uwagę na niej.
– Jesteś głodna szkrabie?
– Nie,
huśtaj.
– Dobrze,
idziemy się pohuśtać. Odważyłam się spojrzeć na Marka.- Idziesz z
nami?
– Tak.-
bałam się tej odpowiedzi. W jego wzroku zauważyłam coś dziwnego. Nie byłam gotowa na
rozmowę o Przemku. A on wiedział. Nie wiem po czym to
rozpoznał. Ale wiedział.
– Co zaszło w
mieszkaniu?- spytał gdy mała siedziała już w huśtawce.
– Co masz
na myśli?
– Wiesz co.- odparł znaczącym tonem- Oprócz tego, że cię pocałował.
– To
nieprawda.- skłamałam odruchowo.
I czułam jak po raz drugi moja twarz przybrała odcień purpury.
Marek nadal nie spuszczał ze
mnie
wzroku. Czułam,
że przewierca mnie na wskroś.
I moje
kłamstwo też.
Zdałam sobie
sprawę, że
muszę
być szczera.- Tak, pocałował mnie.- przyznałam.- Ale wziął mnie z zaskoczenia. Naprawdę się tego nie spodziewałam.- Miałam nadzieję, że nie będzie tego drążył. Ale
pomyliłam się.
– A ty odwzajemniłaś pocałunek.- To
nie było pytanie, ale stwierdzenie. Z trudem przełknęłam ślinę
szykując się do zaprzeczenia. Tyle,
że...nie mogłam. I wiedziałam, że on
natychmiast
przejrzy moje kłamstwo.
– Tylko
dlatego, że mnie zaskoczył.- posłużyłam się
wcześniejszą wymówką- Ale szybko go odepchnęłam i spoliczkowałam.-
dodałam.
– Nadal go kochasz, co?
– Nnnie...to znaczy tak sądzę. Nie wiem, okej? Może
jeszcze coś do
niego czuję.- zmieniałam
odpowiedź motając się i
wijąc pod wpływem jego spojrzenia. Przez chwilę
milczał.
– Sądziłem,
że mnie lubisz.
Że to co się między nami rozwinęło jest
prawdziwe. Ale jednak się pomyliłem.
– Nie. To
jest prawdziwe. Naprawdę.
– Nie,
nie jest. I wiesz co? Ja też cię
okłamałem.
– Co? Jak to?- byłam bardzo
zdziwiona.
– Kiedyś ci powiedziałem, że kocham cię bez
względu na wszystko
i że dam ci dość czasu. Ale
nie mogę tego zrobić.
Bo
zrozumiałem, że
nieważne ile jeszcze będę czekał: ty i tak nadal jesteś zamknięta w
swojej skorupie pielęgnując swoją miłość do niego.
– To nie tak.
– Nie? A jak? Czemu nie powiedziałaś mu,
że jesteśmy razem? Dlaczego
zgodziłaś się na jego pocałunek?
– Powiedziałam
ci, że mnie zaskoczył. A poza tym nigdy nie
pytał
mnie
o to czy z kimś jestem. W ogóle nie
rozmawiałam z nim od dawna
poza zdawkowymi uwagami dotyczącymi Hani.
– Świetna
wymówka.
– To nie jest wymówka.
– Nie?
– Tak,
nie. Według ciebie miałam na wstępie powiedzieć mu o tym? A może
rzucić mimochodem że ze sobą sypiamy w
obecności Hani?
– A więc tylko tym dla
ciebie jestem?
– Nie łap mnie za słówka!-
krzyknęłam zerkając na córkę. Na szczęście
nie zwróciła na to uwagi. - I nie rozumiem o
co tak naprawdę chodzi.
– O to,
że może w duchu wciąż łudzisz się i
masz nadzieję, że do ciebie wróci. To dlatego nie jesteś w stanie
zaangażować się ze mną. I dlatego sypialiśmy tylko w moim mieszkaniu aby nie
skazić twojego łóżka w którym spałaś tylko z Przemkiem jako jego żona.
– Ty...jak możesz?! To śmieszne. A poza tym to wcale się nie łudzę, bo Przemek
prosił
mnie
abym
do niego wróciła. Ale ja
jestem tu mimo wszystko z tobą.
– No
tak, przecież nie można
mieć
wszystkiego, co?
– Przestań wreszcie,
bo naprawdę się pokłócimy.
– Nie, nie będę
dłużej siedział cicho, bo nie chcę być tym drugim. Zdałem sobie sprawę, że zasługuje na coś lepszego niż tylko
szybki seks i
bycie opiekunką dla Hani w czasie gdy ty jesteś zajęta pracą.
– Skoro
tak myślisz to
może
masz rację i
w ogóle nigdy nie powinniśmy zaczynać.-
powiedziałam ze złością. Marek
patrzył wprost w moje oczy z nie mniejszą złością jaką ja czułam. Potem zaśmiał się krótko.
– Za
co aż tak bardzo go kochasz,
co?
Za to, że zdradza cię
z każdą napotkaną laską? Okej,
ja też mogę to robić.- gdy strzeliłam go w twarz tylko powtórnie
się
roześmiał.
– Mama!-
słysząc płaczliwy głos Hani zdałam sobie
sprawę, że
straciłam nad sobą panowanie.
Marek, choć rzucał w moją stronę gniewne słowa
to nie podnosił jednak głosu.
Ja
nie tylko krzyczałam, ale
również go uderzyłam. W oczach
Hani pojawiły się łzy.
Próbowała
uwolnić się z huśtawki. Podeszłam
tam
chcąc wziąć ją na ręce. Marek
jednak był szybszy.
– Daj mi ją- zażądałam gdy płakała na jego ramieniu. Niechętnie spełnił moje
polecenie, ale Hania tylko jeszcze bardziej
zaczęła krzyczeć. Widocznie
zrozumiała, że zrobiłam „jej
Markowi” krzywdę. Poczułam ból gdy moja ukochana mała córeczka
nie wybrała mnie.
I irracjonalnie
dodałam ten fakt do listy jego negatywnych uczynków.
- Chodź kochanie- Mimo protestów wzięłam ją na ręce. Po chwili
się uspokoiła. Boże, jaką
byłam matką że w obecności córki kłóciłam się z chłopakiem. A właściwie
byłym
chłopakiem. Bez słowa skierowałam się do
mieszkania.
Gdy się odwróciłam zauważyłam, że Marek zrobił to samo.
Byłam na niego wściekła.
Jak śmiał tak mnie potraktować?!
Nie bolało mnie tak bardzo to co opowiedział, bo było w tym ziarno
prawdy,
ale to że był zdolny do
takiej złości na mnie.
Bo
on nigdy się
nie złościł.
Dopiero wieczorem, leżąc
w łóżku zdałam sobie sprawę,
że niesłusznie tak go potraktowałam. Zdałam sobie
sprawę, że
jego zarzuty nie są bezpodstawne.
Odwiedziłam go dopiero
nazajutrz późnym popołudniem, bo wcześniej nie
miałam z kim zostawić Hani (teraz zaprzyjaźniłam się
z
jedną z pracownic centrum geologicznego i zgodziła się zabrać Hanię do parku razem ze swoją 4-letnią córeczką). Ja tymczasem
zapukałam do Marka. Mój
widok wyraźnie go zaskoczył.
Widocznie
sądził,
że nadal jestem na niego zła. Gdy usiedliśmy w znajdujących
się naprzeciw siebie fotelach, odezwałam się
do niego:
– Przepraszam. Wiem, że
wczorajszego dnia nie powinnam tak mówić, bo miałeś rację
będąc zły ze ten pocałunek.
– Laura, dobrze wiesz że chodziło
mi o
coś więcej niż pocałunek.- odparł mi.
– Marek, proszę. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć,
co chciałbyś usłyszeć.-
uśmiechnął się smutno.
– Liczy się chyba to co czujesz a nie to co ja chciałbym usłyszeć.
– To to samo.
– Chyba raczej nie.- położył dłonie na kolanach. Potem popatrzył
w bok, w stronę okna.- Może i wczoraj dobrze się stało. Taka terapia szokowa
pozwoliła mi wiele dostrzec.-
Poczułam niepokój.
– Co masz
na myśli?
– Tylko
to, do czego ty sama doszłaś. Powinniśmy zakończyć
ten związek i poprzestać na
przyjaźni.
– Rzucasz mnie?- spytałam z
niedowierzaniem. Spojrzał wprost w moje oczy i
wolno pokręcił głową.- Więc o co chodzi? Po co mi to mówisz?
– Laura, to dąży donikąd.
– Więc
jednak mnie rzucasz.
– Nie, to ty to robisz. Nadal kochasz Przemka. A ja nie potrafię już udawać,
że tego nie dostrzegam.
– To nieprawda.
– Och daj spokój.
Nie udawaj nawet sama przed sobą.
– Okej, może i
nie jest mi obojętny. Ale byłam jego żoną
do cholery. I dopiero
od niecałego roku nie jesteśmy razem. To
nie znaczy jednak, że nic nie czuję do ciebie. Nie chcę żeby to był koniec.
– Ja też
nie. Ale chcę mieć wszystko albo
nic.
– Przecież masz mnie. Chyba, że chodzi ci o coś innego i tylko szukasz wymówki.
– Dobrze wiesz,
że chodzi mi tylko o jedno. Nie odwracaj kota
ogonem.
– Nie robię tego. Ale to nie ja
chcę cię zostawić.
– Mówiłem
ci, że tego nie chcę.
– Ale
to robisz.
– W takim razie
wyjdź
za mnie.
– Słucham?
– Weźmy ślub.
– Ty mówisz poważnie?
– Dlaczego nie? Mam trzydzieści lat. Chciałbym już
założyć rodzinę.
– Przecież
spotykamy się od
nieco ponad miesiąca.
– Ale
znamy od niemal 10
lat.
– To nie ma nic do rzeczy. Wcześniej
byliśmy tylko przyjaciółmi.
– Nie mówię, że
mamy to
zrobić jutro czy za
tydzień. Wystarczy mi tylko
twoja zgoda na zaręczyny. Co odpowiesz?- Chciałam
skłamać. Naprawdę chciałam. Ale nie
potrafiłam. I on
o tym
doskonale wiedział.
– Marek, to
poważna decyzja i nie mogę tak od razu...
– Nasza ekspedycja wreszcie
dostała zgodę rządu Kairu na badania.- po chwili zaczął
mówić
o czymś zupełnie innym zbijając
mnie
z tropu- Mamy zielone światło żeby tam jechać.- Na chwilę mnie zatkało.
Bo
wreszcie zrozumiałam.
– Chcesz tam jechać?
– Tak chyba
będzie najlepiej.
Nie zabijaj mnie! :O ;.; Nie waż się ich rozdzielać! ;.;
OdpowiedzUsuń