– Lecę już do biura.- Przemek pocałował mnie w policzek.- Pa pa maleńka- dodał ściskając lekko tłuściutką
rączkę naszej małej córeczki, Hani którą
trzymałam na rękach.
– Będziesz tak jak zawsze?
– Nie, muszę jeszcze przepatrzeć parę
dokumentów, więc wrócę później. Nie czekaj na mnie z kolacją.
– Dobrze.-
starałam się ukryć zawód.-
Mój mąż cmoknął mnie jeszcze raz. Tym razem w
usta.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też.- Gdy wyszedł zostałam
sama. Ciężko westchnąwszy posłałam uśmiech ssącej
piąstkę siedmiomiesięcznej pannie, która patrzyła
na mnie
ogromnymi niebieskimi,
niemal fiołkowymi
oczami. Potem pokazała
mi dumnie swój pierwszy ząbek.
Tak jak każdego dnia
rozpoczęłam z nią zabawę. I choć uwielbiałam z nią przebywać ucieszyłam się, że tuż po południu odwiedził mnie
Marek.
– Hej, Laura.
– Witaj.-
przywitałam się z nim. Był
moim
sąsiadem od nieco ponad 2 lat i bardzo go lubiłam. Może to
dlatego, że znaliśmy się jeszcze z
liceum, byliśmy
w podobnym wieku i oboje interesowaliśmy się archeologią,
choć ja właściwie samymi nowymi odkryciami
które mi opowiadał. Bo z zawodu był archeologiem. Jednak
obecnie jego praca polegała na tym, że pisał artykuły do gazety na temat skamieniałości.
Zajmował się również
wydaniem swojej pierwszej książki.
– Jak tam mała?
– Jak zwykle
grymasi, bo wyżynają
jej się ząbki.
– Naprawdę?- zrobił głupią minę do Hani i wyciągnął
do niej ręce.- No chodź do wujka.- Ze śmiechem podałam mu ją. Bo
tak naprawdę to wcale nie był jej wujkiem tylko moim
przyjacielem.
– Dzięki. Teraz
mogę
zrobić ci kawy i obiad.
– Świetnie. Już nie mogę się doczekać. Przecież wiesz, że
przychodzę
tu tylko dlatego. Stary kawaler
nie ma szans na domowy obiadek.-
Nie była to prawda.
Począwszy od tego, że miał dopiero 28 lat a zakończywszy na tym, że
odciążał mnie od moich obowiązków. Taktownie jednak nie zaprzeczyłam. Wiedziałam, że i
tak by się nie przyznał. Bo robił
to przede wszystkim po
to aby mi pomóc.
– A poza tym to
lubisz obecną tu damę.
– I nie tylko jedną- żartobliwie puścił mi oko.
Posłałam mu szeroki
uśmiech, a potem poszłam do kuchni. Gdy skończyłam robić gulasz
wróciłam do salonu z
butlą dla córeczki. Zaczęłam
ją karmić. Jednocześnie
podałam Markowi chusteczkę.
– Proszę.-
przyjął ją z wdzięcznością, bo mała Hania zaśliniła mu całą dłoń.
Jednak
nie narzekał. Odruchowo
przypomniałam sobie jak
Przemek zwykle krzywił
się
widząc ślinę na swoim garniturze. No, ale w końcu pracował jako makler
i musiał
odpowiednio wyglądać w pracy.- A co
tam
u twojego męża?
Słyszałem ostatnio, że przewidział wzrost WIG20 o kilka punktów procentowych więcej
niż przewidywali inni. Dzięki temu mój kumpel...
– Dzięki, ale
ja i tak niewiele z tego rozumiem- przerwałam ją wzruszając
ramionami z
typową
ignorancją. Marek pokręcił
głową w udawanym przerażeniu.
– No wiesz
co?
Dwa lata małżeństwa i niczego się nie nauczyłaś.
– Nie jestem maklerem tylko geologiem.- Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut a potem zjedliśmy obiad.
Marek wyszedł dopiero około szóstej. Tuż
przy wyjściu spytałam:-
Na pewno nie zostaniesz dłużej? Nudzi
mi się tu
samej. A poza tym to
miałeś mi opowiedzieć o tym twoim planowanym
wyjeździe do Egiptu i o tym co
tam
planujecie znaleźć.
– Innym razem. Niedługo twój mąż wróci z pracy i
nakryje nas na romansowaniu.- Zażartował. Potem pocałował mnie w policzek.- Wpadnę
do ciebie jutro.
Na razie.
– Pa.- I znów zostałam sama. A tuż przed ósmą mała zasnęła. Niestety, nie miałam tu zbyt dużo przyjaciół odkąd wyszłam za mąż za
Przemka. Jakoś nie mogłam znaleźć
z nikim wspólnego języka, a że znajome z uczelni
mieszkały daleko
stąd rzadko mnie odwiedzały. Dlatego
czasami czułam się straszliwie
samotna.
Dopiero wieczorem, tuż przed
północą poczułam jak łóżko zadrżało.
Przewróciłam
się
sennie na bok.
– Wróciłeś?-
mąż
pocałował mnie w policzek przysuwając
i obejmując ramieniem.
– Yhm.
Padam z nóg.
– Nie
powinieneś tyle pracować.
– Wiem, ale...
– Ciii, Hania się chyba obudziła.- I rzeczywiście
zaraz usłyszeliśmy płacz. Wstałam z łóżka.
– Nie
idź jeszcze.- zaprotestował Przemek.
– Jest
głodna. Dlatego płacze.- ostrożnie
wymknęłam się z
jego objęć i podeszłam do
łóżeczka- Obudziłeś ją.
– Przecież nawet zdjąłem w przedpokoju
buty.- żachnął
się.- Ty nawet gdy hałasujesz to nie robi
jej różnicy- Uśmiechnęłam się
świadoma, że nie może tego zobaczyć. Był zazdrosny o
to, że Hania wciąż była bardziej przywiązana do mnie. No ale przecież to logiczne, skoro przebywałam z nią
cały
dzień i noc.
Gdy nakarmiłam małą
po powrocie do łóżka Przemek
już spał. Przez egoistyczną chwilę chciałam go obudzić, ale wiedziałam że to zły pomysł. Tylko pogładziłam go po włosach
ostrożnie
wsuwając
się
pod kołdrę.
– To
co teraz? Idziemy coś
zjeść?- spytałam późnym popołudniem po
ponad trzech godzinach.–
Właściwie to powinniśmy już wracać. Skończyło
mi się jej mleko w termosie.
– Kupimy jej
jakiś soczek owocowy. W końcu
jest już dużą dziewczynką, prawda?- poczochrał Hanię po jej bujnej grzywce, na co ta zaczęła wesoło popiskiwać.
– Dobra-
zgodziłam się. Wybraliśmy pizzerię
bojąc się, że w restauracji Hania może zachowywać się za głośno. (w knajpie i tak nie było
zbyt
cicho, więc jej piski były ledwie
słyszalne)
– To co, z oliwkami jak zawsze?
– Nie.- odparłam ze śmiechem, bo
doskonale pamiętał.- Chyba powinnam
zamówić sobie
sałatkę. Trochę jeszcze muszę
zrzucić.- spojrzałam na swój
nadal niezbyt płaski brzuch.
– Daj spokój.-
machnął ręką- I tak jesteś śliczna.- Gdy tak na mnie patrzył
i mówił
nie mogłam powstrzymać się od wspomnień. Bo
zanim
zgodziłam się wyjść za Przemka długo trzymałam
go w niepewności.
***
Poznaliśmy się cztery lata temu, gdy na okres wakacji
zajmowałam się
sprzątaniem u bogatej staruszki. Rodzina Kołanieckich, czyli rodzice Przemka mieszkali
tuż obok. Pierwszy raz
spotkałam go wyprowadzając psa pani Janickiej u której pracowałam. A właściwie
to on mnie wyprowadzał, a na
widok znajomej twarzy Przemysława
niemal wyrwał
mi smycz z
dłoni.
– Hitler!- wołałam go zziajana wciąż biegnąc- Zabiję
cię ty okropny kundlu.- mruczałam pod
nosem. Gdy się wreszcie zatrzymał,
zaszczekał przyjaźnie
merdając
ogonem.- Przepraszam pana najmocniej. Mam nadzieję, że pana
nie ubrudził?- Pierwsze
co zauważyłam gdy się odwrócił to jego idealnie białe zęby, które ukazały się
w uśmiechu. Bo
on najwyraźniej był ubawiony. A także
młody i
przystojny.
– Nic się nie stało.-
odparł.- Jesteś nową
opiekunką pani Barbary?- spytał mnie
przechodząc na „ty”
– Tak
zajmuję
się
domem pani
Janickiej. I jej psem też. Tyle, że najwyraźniej
niezbyt kompetentnie. Jeszcze raz przepraszam.
– Nie szkodzi,
dobrze się znamy nie stary?-
zwrócił
się żartobliwie patrząc na
psa. Potem pogłaskał
go po łbie.- Przemek Kołaniecki.- wyciągnął do mnie
rękę.
– Laura
Kapuścińska.- odwzajemniłam się trochę zażenowana. Wywar
na mnie niezwykłe wrażenie. Uśmiechnął się
lekko.
– Miło mi cię poznać. Przepraszam, muszę już iść, jestem już spóźniony.-
Gdy dotknął dłonią mojego
policzka drgnęłam lekko.
– Spokojnie-
zaśmiał się z mojej
reakcji- Miałaś trochę błota na policzku.
– Och- zarumieniłam się z
zakłopotania. Z pewnością zrobił
to Hitler wytrząsając
tę swoją zbyt długą sierść- Przepraszam...to znaczy dziękuję-
zająkiwałam się. Zwłaszcza
gdy patrzył na mnie
tak intensywnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Odruchowo spojrzałam
na psa by nie zrobić z siebie jeszcze
większej kretynki. - Do
widzenia.
– Zaczekaj...-
słysząc to moje serce
szybciej
zabiło.
– Tak?
– Będziesz tu
jutro
z nim
spacerować o tej samej porze? To
znaczy z Hitlerem?
– Ttak. Tak sądzę.
– Świetnie.
Może
się
spotkamy.
Gdy zostałam już sama w parku nie mogłam powstrzymać
uśmiechu na twarzy. Był dla mnie taki miły i te jego oczy...można by w
nich zatonąć, rozmarzyłam się. Gdy jednak
wróciłam ze spaceru do mieszkania
pani Janickiego zeszłam na ziemię. Przecież znałam
Kołanieckich jako bogatą rodzinę biura maklerskiego.
Jak mogłam
nawet myśleć
o ich synu w ten sposób
tylko
dlatego, że Przemek był dla mnie miły? Powinnam się raczej cieszyć, że nie nakrzyczał na niezdarną idiotkę, która
wypuściła smycz. No, ale z drugiej strony ten durny pies najwyraźniej go poznał i dlatego niemal zbił mnie z nóg
aby
być bliżej niego.
Jednak nic
nie powstrzymało mojej
głupiej nadziei gdy ruszałam na spacer kolejnego dnia. W duchu nakazywałam sobie
spokój. To, że Kołaniecki
pytał o której spaceruję z Hitlerem nic nie znaczyło, próbowałam
siebie przekonać. Nawet godzinę później gdy go nie spotkałam. I wcale nie byłam tym rozczarowana...
– Hej dziewczyno z plamą błota na policzku.- usłyszałam
za sobą głos, gdy już miałam kierować
się
w stronę domu pani Barbary. Odwróciłam się patrząc
wprost
na fiołkowe
oczy Przemka. Tym razem
zamiast
garnituru miał na sobie szary T-shirt
i spodnie pasujące do kompletu. Odruchowo
się uśmiechnęłam.
– Och, to ty- mrugnęłam. Szybko
jednak się opanowałam
przypominając sobie kim jestem i kim
on jest.
– Wyczekiwałaś mnie?
– Czemu miałabym to
robić?- spytałam z
takim
zdziwieniem w głosie na jaki było mnie stać. Chyba go
jednak nie zwiodłam, bo roześmiał
się
wesoło. Dlatego dodałam- Właściwie to
dopiero teraz sobie przypomniałam...na ciebie rzucił
się
wczoraj Hitler, tak?-
jego śmiech się pogłębił.
Poczułam złość, że ze mnie kpi. A jeszcze większą na siebie. Złapałam smycz
mocniej
i odwróciłam się od niego.
– Nie gniewaj się-
zaszedł
mi drogę-
Po prostu się z tobą droczyłem. Bo
ja za tobą tęskniłem.
– Bardzo
śmieszne.
– Naprawdę. Śniłaś mi się
nawet Lauro.
– Jakoś ci nie wierzę.
– Nie jestem kłamczuchem
tak jak ty.
– Ja wcale
nie jestem...
– Nie? Widziałem
jak się rozglądasz. To
mnie
szukałaś wzrokiem.
– Jesteś śmieszny.
– Czyżby?-
stanął tak blisko mnie, że
momentalnie
zbił mnie z pantałyku. Poczułam zdradliwy rumieniec. Wyminęłam go
bez słowa.
Nasze kolejne spotkanie nastąpiło dopiero
cztery dni później. Przez ten cały czas
starałam się nie szukać
go wzrokiem. Tym bardziej po tym czego przez przypadek
dowiedziałam się od pani Barbary
gdy na podjeździe obok stanęło kilkanaście
samochodów.
– Oho, gdy Kołanieccy wyjechali
na wakacje ich syn
znów urządził niezłą imprezę.
– Przemek?- wyrwało
mi się. Zazwyczaj
tylko przysłuchiwałam
się monologom starszej pani, bo nie oczekiwała
rozmowy.
Jako samotna staruszka
którą raz w miesiącu odwiedzało dwóch synów
(o których twierdziła,
że czyhają tylko na jej śmierć by dobrać się do majątku) brakowało jej kogoś
do kogo mogła otworzyć
usta. Dlatego moja reakcja zaskoczyła ją.
– A więc
poznałaś już tego czarusia?- uśmiechnęła
się
do mnie lekko ukazując jeszcze więcej zmarszczek.-
Oho, widzę że tak.- Zauważyła mój rumieniec.
– Nie,
po prostu poznałam go na spacerze
z Hitlerem. To wszystko.
– To
dobrze. Wiesz, to bardzo miły chłopak, ale niestały
w uczuciach. A taka ładna dziewczyna
jak ty z pewnością wpadła mu w oko.
– Nie sądzę.-
odparłam rozczarowana.
Ale w końcu przecież
przypuszczałam, że ktoś bogaty i
przystojny z
pewnością może
wybierać w dziewczynach do woli.
– Oby tak było. W tamtym roku
pracowała u mnie taka młoda brunetka,
też studentka jak ty. No i nawiązała z
nim
romans- zmarszczyła czoło- Niesmaczna historia. Dość powiedzieć, że musiałam ją zwolnić
przed końcem wakacji, a Kołaniecki zostawił ją zaraz potem...-
słuchając tego moje głupie serce pękało na pół. Niemal od pierwszej chwili Przemek mnie zauroczył
i nie mogłam przestać o
nim
myśleć.
Na szczęście dzięki pani Janieckiej łatwiej było mi to robić.
Odkąd po raz pierwszy wyraziłam zaciekawienie
o tym
co mówiłam nieustannie opowiadała mi o temacie,
który jej zdaniem mnie
interesował. A mianowicie
rodziny Kołanieckich. Postanowiłam przyjąć taktykę
unikania Przemka jak tylko się
dało. Moje wysiłki
go najwyraźniej bawiły,
ale po miesiącu dał za wygraną. Wmawiałam
sobie, że czuję ulgę choć tak
nie było. Nawet wtedy gdy
podczas kolejnego spaceru ujrzałam go idącego w parze z jakąś długonogą blondyną w przeciwsłonecznych okularach. Wówczas po raz pierwszy poczułam się gorsza. Hitler podbiegł do Przemka
niepomny moich
przestróg
zwracając ich uwagę na mnie.
– Hej Laura, Hitler znów uciekł?-
spytał mnie z uśmiechem.
– Hitler?- zdziwiła się blond piękność marszcząc
mały zgrabny nosek- Dziwne imię.
– Tak. Przepraszam.
– Nie szkodzi- odparł Przemek.
– Szkodzi.
Ubrudził mi sukienkę.- wtrąciła się jego towarzyszka.
– Przykro mi.- powiedziałam przez zęby.
– Ciekawe
kto mi zwróci za pralnię.
– Wera,
daj spokój. Przecież nie będziesz żądała zapłaty i
zaskarżała psa. Jej ojciec
jest adwokatem- mrugnął do
mnie
Przemek. Zmusiłam się do bladego uśmiechu. Gdzie się podział ten flirtujący ze mną chłopak, którym był
jeszcze tydzień temu? Teraz
traktował mnie jak...pomoc domową. Czyli
tak jak powinien, dodał szepczący w mojej głowie jakiś smutny głosik.
Po powrocie do
domu rozpłakałam się. Trochę pomógł
mi telefon mamy, bo z dala od domu czułam się
bardzo samotna. Jednak płakałam nad swoją naiwnością i głupotą.
Sądziłam, że ktoś taki jak Przemek
czuje do mnie miłość? Śmiechu
warte.
Po tym wydarzeniu
postanowiłam sobie wybić go z głowy. Nawet gdy kilka dni po feralnym spotkaniu z Werą podszedł
do mnie
i mimochodem powiedział, że była ona tylko jego przyjaciółką.
– Rozumiem- odparłam tylko-
Tylko nie wiem po co mi to mówisz.
– Wiesz po
co. Nadal z ciebie nie zrezygnowałem.
– Daj
już spokój
i nie traktuj mnie jak naiwnej
gąski z prowincji.
– O co ci chodzi?
– O
nic. Po prostu odczep się ode
mnie.- chwycił
mnie
za rękę.
– Czemu jesteś na mnie zła?
– Nie jestem.- westchnęłam
wyszarpując ramię gdy spojrzał na mnie
wymownie.-
Po prostu nie
lubię gdy ktoś się mną bawi.
– Nie
bawię się tobą.
– Akurat.
– Mówię poważnie.
A poza tym to
ty nie chciałaś się ze
mną
umówić, więc w czym problem? Nic
nas
nie łączy.
– Właśnie.
– Laura, proszę. Przez ciebie niemal wariuję. Wciąż siedzisz w mojej głowie.
– Och...- momentalnie zmiękły mi kolana.-
To znaczy...-
chrząknęłam wracając do rzeczywistości- Świetny bajer. Częstujesz nim wszystkie
dziewczyny?
– A więc
już ktoś ci naplotkował, co? Pani Janicka znów opowiadała te wymyślone historie?
– Wcale nie
są
wymyślone.
– A skąd możesz wiedzieć? To, że jako
nastolatek trochę szalałem nie jest chyba zbrodnią, co? Teraz mam
prawie 28
lat i już się wyszumiałem. Ale
skąd
ta stara plotkara ma o
tym
wiedzieć skoro
od 8 lat nie opuszcza swojej
willi?
– Przemek,
ja...
– Naprawdę cię polubiłem i sądziłem, że ty jesteś
inna, wyjątkowa. Ale najlepiej jest wierzyć
w plotki, co? Na razie.- Chciałam
go jeszcze zawołać, ale poczucie winy mi nie pozwoliło.
Czyżbym naprawdę źle go oceniła?
Szansę na przeprosiny miałam dopiero tydzień później gdy pani Janicka
kazała mi zanieść
Kołanieckim prezent urodzinowy dla matki Przemka
w jej imieniu. Wówczas po raz
pierwszy zobaczyłam jego dom od wewnątrz.
W środku
trwało przyjęcie. O dziwo pani domu okazała się być bardzo miła i zamiast przekazać
pudełko gospodyni zaprosiła mnie do
salonu. Było tam wielu
gości.
– A więc
masz na
imię Laura.-
zagajała mnie rozmową- Mam nadzieję, że zostaniesz z
nami dłużej, to znaczy u pani Basi, bo
jesteś bardzo miła.
– Obawiam
się, że nie. Studiuję.
– Naprawdę? No
cóż, pani Janicka z pewnością
będzie za tobą tęsknić. Bardzo cię chwaliła przez telefon.
– Bardzo mi miło.-
odparłam nie wiedząc
co powiedzieć.
– Nie wstydź się-
widocznie zauważyła moje wahanie.- My, bogate snoby nie
jesteśmy tacy źli.
Nic cię nie pożre- mimo jej żartu czułam się niezręcznie wchodząc
do sali i siedząc w jej rogu.
Nie znałam nikogo z gości. Ostrożnie się rozglądając zauważyłam w
pewnej chwili Przemka przez szybę. Był w samych kąpielówkach i właśnie wychodził z basenu. Nie mogłam
oderwać od niego oczu. Dzięki temu zauważyłam jak uśmiecha się
do młodej, mniej więcej w moim wieku rudowłosej dziewczyny w skąpym bikini. Moje serce znów zadrżało.
– Och, ależ jestem niemądra.
Może
miałabyś ochotę dołączyć do młodych?
Bawią się na zewnątrz werandy- widocznie zauważyła gdzie sięga mój wzrok.
To mnie zawstydziło.
– Nie,
bardzo dziękuję- odparłam.
– Nie wstydź
się. Przemek mówił
mi,
że się
z tobą zaprzyjaźnił.
– Doprawdy?- Nie mogłam ukryć gorzkiego tonu. Tym bardziej, gdy kątem oka zauważyłam jak Przemek całuje się z wcześniej wspomnianą dziewczyną.
„Naprawdę cię polubiłem i sądziłem, że ty
jesteś inna, wyjątkowa. Ale
najlepiej jest wierzyć
w plotki,
co?”
Jak łatwo
dałam się mu zwieść! Ale
w końcu na tym polegał urok takich
lowelasów. Kobiety wierzyły w ich każde
słowo. Boże,
czułam się jak ostatnia kretynka ze
świadomością, że
jeszcze pół godziny temu chciałam
go przeprosić. A on pewnie
śmiał się
do ucha swojej rudowłosej przyjaciółki
właśnie ze mnie.
– Bardzo panią przepraszam pani Kołaniecka, ale powinnam już iść. Mam nadzieję, że się pani na mnie nie pogniewa.
– Ależ skąd dziecinko. Rozumiem.- w
tej chwili usłyszałam dźwięk
telefonu.-
Och to
komórka Przemka.- westchnęła.- A jego
tu nie ma. Zaraz zawołam
kogoś kto mu ją zaniesie.
– Ja mogę to zrobić-
ofiarowałam się. Pani Kołaniecka spojrzała na
mnie zaskoczona.
– Ależ nie kochanie, nie chciałabym cie
wykorzystywać.
– To
żaden problem- powiedziałam.- I tak
muszę
już iść.- starsza kobieta wahała się tylko chwilkę.
– Naprawdę jesteś bardzo miła. Dziękuję.
– Nie ma za co. Do widzenia.- Kierując się w
stronę
basenu wiedziałam, że jest
to coś w rodzaju samobiczowania. Jednak nie
zwracałam uwagi na
to, że moje serce znów
pękło na kolejne sto kawałków. Chciałam zobaczyć
tylko
jego wzrok. Musiałam zobaczyć jak otwarcie będzie ze mnie kpił flirtując z rudą.
– Panie
Kołaniecki, pańska matka kazała mi przekazać
telefon.
– Okej, postaw to na stoliku.-
Nawet się nie odwrócił sądząc, że jestem jedną z jego służących
dalej pochylając się nad
dziewczyną, która z czegoś
się śmiała zalotnie na niego patrząc. Gula w moim gardle
niemal je rozsadziła.
Niemal rzuciłam smartfona na
mały stoliczek. To zwróciło
jego uwagę
– Laura? Co ty tu robisz?- w jednej chwili odsunął się
od rudej, a uśmiech znikł z jego twarzy.
– Przynoszę panu telefon. Do widzenia.
– Panu? Laura zaczekaj.- Z trudem zmusiłam się żeby nie pobiec i iść normalnym krokiem. A jeszcze
więcej kosztowało mnie to by się nie rozpłakać.-
Do cholery, czekaj!
– Zostaw
mnie
i wracaj do swojej kolejnej dziewczyny.
– Do diabła stój!- zatrzymałam się odwracając
tak gwałtownie, że niemal na mnie wpadł. Byliśmy już
za bramą,
a on stał przede mną boso w samych kąpielówkach.
– Fajnie
było robić mnie w bambuko? Nieźle się uśmiałeś?
– Wcale się z ciebie
nie śmiałem. Z Renatą
nic mnie nie łączy.
– No jasne- przyznałam z
sarkazmem- A wpychanie
języka do ust jest pewnie
nowym
sposobem przywitania. Dzięki, że mnie o tym powiadomiłeś.
– Nie
całowałem się z
nią.
– Widziałam cię przez okno.- powiedziałam patrząc mu prosto
w oczy.-
Nie sądziłam, że
jesteś
aż takim tchórzem
żeby
nie być w stanie się do tego przyznać.
– Okej, nie będę
się wypierał.- Wyraźnie zmienił wyraz
twarzy i taktykę. - Całowałem się z nią, bo ty mnie odtrąciłaś,
zadowolona? Byłem zły
i sfrustrowany...
– Nie stać
cię na wymyślenie czegoś lepszego?
– O co ci
do cholery chodzi, co? Zaręczyłem się
z tobą czy co? Jesteśmy chociaż parą? Mam prawo całować się z kim chcę i kiedy chcę.- Za
moment
mnie
zatkało. Chrząknęłam próbując
pozbyć
się
guli w gardle.
– Masz rację.- powiedziałam tylko
cicho.- Jesteśmy dla siebie nikim.
Tego dnia czułam
się tak beznadziejnie jak nigdy dotąd. Jak mogłam
zakochać się w tak zepsutym, rozpieszczonym chłoptasiu,
który kłamał i
kręcił byleby tylko się
ze mną
przespać? Rwałam sobie włosy z głowy wyobrażając sobie,
że mamy
jakąkolwiek szansę na bycie razem. Teraz pragnęłam
tylko
aby
ostatni miesiąc wakacji szybko się skończył bym mogła stąd
wyjechać.
Kolejnego dnia na spacerze
gdy się spotkaliśmy nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Następnego,
postanowiłam
zmienić godzinę wyprowadzania Hitlera tak
aby uniknąć Przemka
uprawiającego o tej porze poranny
jogging. Zazwyczaj biegał o tej samej porze,
więc dzięki temu miałam nadzieję
go nie spotkać. I udało
mi się. Przez
kolejne dwa tygodnie nie widziałam już
jego wyblakłego dresu ani
szczupłej postaci biegającej ze słuchawkami w
uszach.
Dopiero w kolejnym tygodniu to się
zmieniło.
– A więc tu jesteś- siedziałam właśnie
na ławce nie spuszczając oka z psa. Przez
2,5 miesiąca zaprzyjaźniliśmy się
na tyle bym odważyła się spuścić smycz w obawie, że mi ucieknie. - Tak myślałem, że
będziesz mnie unikać.
– Nie unikałam
cię. Po prostu uznałam, że
tak będzie dla nas wygodniej
i rozsądniej- odparłam ignorując fakt, że
usiadł na ławce obok
mnie. Nawet na niego nie spojrzałam.
– Chciałem cię przeprosić.- odparł po kilkudziesięciu sekundach milczenia- To
co powiedziałem w dniu urodzin mamy...
– Nie musisz
mnie
za nic przepraszam- przerwałam
mu prędko- To
ja zachowałam się jak
kretynka i ostatnia
naiwna. Mam nadzieję, że puścisz
to w niepamięć.
– Laura, spojrzysz na mnie wreszcie?- Niechętnie spełniłam jego
polecenie.
Zaraz jednak tego pożałowałam, bo na jego twarzy ujrzałam skruchę. Był
świetnym aktorem.- Żałuję
tego co wtedy ci powiedziałem. Byłem zły, bo wciąż musiałem za tobą
ganiać, a ty nawet nie pozwoliłaś mi na głupi pocałunek.
– Zazwyczaj pewnie ustawiają się kolejki, co?- nie mogłam się powstrzymać.
Wolno wstałam z ławki
tak by nie pomyślał, że
przed nim uciekam.
Gwizdnęłam na psa.- Chodź Hitler,
wracamy do domu.
– Proszę wybacz mi. To co mówiłem ci wcześniej...w
parku, to prawda. Naprawdę nie mogę o tobie zapomnieć.
– Tylko
z powodu o jakim wspomniałeś wcześniej.
Po prostu stanowię dla
ciebie wyzwanie- zaczęłam zapinać
smycz Hitlerowi.
– Nie, to zaczęło
się
już wcześniej. Gdy razem spacerowaliśmy i
opowiadałaś mi o sobie, o
swoim mieście
i studiach...naprawdę mnie to
ciekawiło. Zawsze udawałem
zainteresowanie, bo rozmowa niewiele dla
mnie
znaczyła i chodziło mi tylko
o to by zaciągnąć dziewczynę do łóżka, ale z tobą jest inaczej. Ja
chyba...chyba się w tobie zakochałem.- Wydawało
się,
że ostatnie stwierdzenie przyszło mu z trudem. Jednak ja nie dałam się
zwieść. Mimo
to postanowiłam mu zaufać
i obnażyć duszę.
– Chcesz znać prawdę? Tak,
od początku mi się spodobałeś nawet przed tym jak cię naprawdę poznałam. I choć trudno mi się do tego przyznać twój uśmiech zrobił na mnie wrażenie.
Jednak
potem,
gdy opowiadałeś mi ciekawe anegdoty
w trakcie spacerów ujawniły się twoje inne cechy i moje uczucie tylko się
umocniło.
– Laura...
– Pozwól
mi skończyć-
zaprotestowałam- Jednak ten fakt nie znaczy, że dam się wykorzystać i
pójdę z tobą do łóżka. Ja nie jestem
jedną z tego typu dziewczyn z którymi się
zadajesz. Dla mnie intymność
coś znaczy, to nie jest
tylko
seks a wyraz miłości między kobietą
a mężczyzną. I może dla kogoś
takiego jak ty wydaje
się to żałośnie naiwne
i śmieszne to
nie obchodzi mnie to. Mam tylko nadzieję, że przez wzgląd
na to mnie uszanujesz
i że mimo wszystko
nie pomyliłam się w twojej ocenie. Bo nie sądzę abyś był aż
tak zepsuty za jakiego wszyscy cię uważają. A teraz...chodź już Hitler. Wracamy do
domu-
zostawiłam Przemka w parku totalnie osłupiałego.
Minęło kilka
dni. Kolejny rok studiów zbliżał
się
coraz szybciej i już nie mogłam
się doczekać powrotu do domu. Tęskniłam za rodzicami. Jakież
było jednak moje zdziwienie, gdy w
przed ostatnim dniem mojej pracy do
drzwi
pani Janickiej zapukał Przemek.
– Możemy chwilkę porozmawiać?- poprosił. Wahałam się chwilę, ale pani Barbara już spała, więc....
– Dobra. Ale góra 10 minut.
Wyszliśmy na
tyły
domu, do ogrodu.
Przemek
od razu przeszedł do rzeczy.
– Zastanawiałem się
nad tym co mi powiedziałaś. Przez te ostatnie dni wciąż to roztrząsałem
i...doszedłem do wniosku, że naprawdę
chcę z tobą być. Chcę abyś była moją dziewczyną. Oficjalnie.
– Przemek, ja...ja wyjeżdżam pod koniec następnego tygodnia. To i tak nie ma sensu.
– Przecież
będziesz studiować w mieście, prawda? I mieszkasz
w akademiku. Będziemy mogli się
widywać.
– Naprawdę tego
chcesz?
– Tak.
Jesteś inna. Wydaje mi się, że po raz
pierwszy ktoś zajrzał głębiej niż pod tą przystojną powłoczkę.
– Jaki skromny-
roześmiałam się. Po chwili do mnie dołączył.
– A więc zgadzasz się?
– Nie
wiem. Naprawdę to dla ciebie coś znaczy? Powiedz mi prawdę.
– Przysięgam
na moją zmarłą babcię- odparł kładąc dłoń na sercu
poważnym tonem choć uśmiechał
się
przy tym żartobliwie- Nie chcę się tobą bawić. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę...a przynajmniej się postaram.- Wówczas,
w ogrodzie pani Janickiej
po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Nie
miałam
w tym
zbyt dużej wprawy,
bo do tej pory chodziłam tylko
z jednym chłopakiem w liceum,
ale i tak było cudownie. I
jemu chyba też, bo po wszystkim uśmiechnął się do mnie szeroko
i powtórzył pocałunek.
Tak jak obiecał przynajmniej
trzy razy w
tygodniu
mnie
odwiedzał. Poznawaliśmy
się
coraz lepiej, a ja zakochiwałam się w nim coraz bardziej.
Nie mogę powiedzieć,
że przez cały czas było nam cudownie.
Czasami kłóciliśmy się o jakąś drobnostkę, czasami ja
zarzucałam mu beztroskę a on mi oziębłość.
Oczywiście wszystko sprowadzało
się
do tego, że nie chcę z nim spać ale
on taktownie ubierał to w odpowiednie słowa.
– Znamy się już
pół roku. Na co mamy czekać?
– Na nic. Po
prostu
nie chcę i tyle. A ty
miałeś mnie
nie zmuszać.
– Naprawdę nic do
mnie
nie czujesz? Jesteś aż taka zimna?
– Nie jestem zimna.- odparłam oburzona- Po prostu nie jestem jeszcze do tego gotowa.
– A kiedy będziesz?
– Nie wiem. Może wtedy gdy wreszcie
nie będziesz wciąż o tym gadał. Tylko to się dla ciebie liczy?
– Nie tylko, ale ten aspekt w związku też
jest ważny. Jak mam być ci wierny
skoro
on nawet nie istnieje?
– A więc szantaż?!
– Nie do cholery!- chodził po moim pokoju
nerwowym krokiem kręcąc się w
kółko po małej przestrzeni.-
Po prostu czasami wydaje mi się, że nic do mnie nie czujesz
i po prostu jestem dla ciebie przydatny.
– Co masz
na myśli?
– To,
że dzięki mnie masz darmową
podwózkę, kolacje w prawdziwych
restauracjach a nie w tandetnych studenckich barach i masz z kimś iść na imprezę. Traktujesz mnie jak przyjaciela.
– Gdyby tak było to nie całowałabym się
z tobą!- Mierzyliśmy się
gniewnym wzrokiem.
Po chwili kompletnie wytrącona z równowagi
zaczęłam odpinać koszulę.
– Co ty robisz?- spytał
gdy usiadłam na łóżku i zdjęłam buty. Potem zaczęłam rozpinać
dżinsy.- Pytałem co
robisz.
– A nie
widać?- zdjęłam koszulę, a potem przez głowę bokserkę. Stanęłam
przed
nim
w samym staniku
i rozpiętych dżinsach.- Przemek
wpatrywał się w mnie jak zahipnotyzowany. A właściwie
w moją
prawie
gołą klatkę piersiową. To rozwścieczyło
mnie
jeszcze bardziej.- No co, teraz będziesz
tylko stał i się
patrzył? Czy nie tego właśnie chciałeś?!
– Tak,
ale nie w ten sposób!- warknął i odwrócił się do
mnie
plecami. Potem chwycił swoją
marynarkę
z tapczanu i bez słowa wyszedł. Zdążyłam jeszcze
krzyknąć, że
gdy stąd odejdzie to może nigdy nie
wracać gdy trzasnął drzwiami.
Z moich oczu trysnęły łzy. Opadłam na podłogę obejmując ramionami nogi.
Głowę ukryłam na kolanach.
– Przepraszam.-
słysząc jego
cichy,
spokojny głos przestałam na chwilę płakać.
A więc wrócił? Podniosłam głowę.-
Nie chciałem tak mówić. Nie
chcę się już z tobą kłócić Laura. Wybacz mi.- Bez słowa przytuliłam go szlochając w ramię.
Mocno mnie objął i uniósł sadzając na swoich nogach.
Wciąż nie wypuszczał mnie z objęć.- Laura,
ja...naprawdę jest mi ciężko. Staram się zmienić ale nie
wiem
czy potrafię. Seks zawsze był dla mnie ważny i ja...ja nie wiem czy to
się uda. Nie chciałbym cię
skrzywdzić, ale
chyba
nie jestem takim mężczyzną jakiego byś pragnęła. Kocham cię, ale
zasługujesz
na kogoś lepszego.
– Chcę
ciebie.
– Teraz tak mówisz, ale...czasami tamte
nawyki głęboko we mnie siedzą.
Czasami muszę
po prostu zniknąć na tydzień
nic nikomu o niczym nie mówiąc, zabawić się przez całą
noc czy wrócić do palenia.
– Mówiłeś, że już
nie czujesz takiej potrzeby i
głodu nikotynowego...
– Tak,
bo to chciałaś usłyszeć.-
westchnął- Bardzo mi przykro. Uwierz mi, że naprawdę chciałem stać się
mężczyzną z twoich marzeń.
– I jesteś.-
pogładziłam go po policzku.- Nie chcę byś był
ideałem tylko byś był ze
mną szczęśliwy.
Kocham cię.
– Wiem i przez to
czuję się jeszcze gorzej.
Obawiam się, że
cię gorzko rozczaruję.
– Oczywiście, że
tak się nie stanie. Więc...już mnie nie kochasz?- spytałam bojąc
się
poznać odpowiedź.
– Jasne, że
tak. Ale mimo wszystko...
– Więc kochaj mnie.- pocałowałam go mocno.-
Masz rację,
czasami
za bardzo się boję.
– Laura...- delikatnie wysunął się z
moich objęć. Posadził mnie obok siebie.-
Najpierw muszę coś ci powiedzieć. Gdy to usłyszysz
możesz zmienić
o mnie
zdanie- zrobił krótką pauzę- W tamtym tygodniu,
na imprezie w biurze...pewna dziewczyna mnie pocałowała- Zamarłam.-
Odwzajemniłem jej pocałunek, a
gdy zaproponowała żebyśmy poszli do hotelowego pokoju to...
– Rozumiem, przespałeś się z nią-
szybko chwyciłam leżącą na ziemi moją koszulę. Nagle poczułam się strasznie zimna jak wcześniej zarzucał mi
Przemek.
Chłód przeniknął mnie aż do
kości.
– Nie-
pokręcił głową. Zastygłam z
wyciągniętą koszulą.
– Nie?
– Nie zgodziłem
się.- Uśmiechnęłam się
z ulgą.- Ale to
nic
nie znaczy- ostudził
mnie-
Bo miałem na to straszną
ochotę. Pragnąłem jej,
rozumiesz?- Zastanawiałam się
jak mam potraktować
to wyznanie. Wiedziałam, że mężczyźni
inaczej podchodzą do spraw damsko męskich niż kobiety.
Dla nich nie liczą się emocje i
uczucia, ale seksualny popęd. Przynajmniej jeśli chodzi o seks.
I że czasami pożądali kobiet, których mogli nawet
nienawidzić.
– Ale mimo wszystko się powstrzymałeś-
powiedziałam w końcu- To
się
liczy.
– Nie rozumiesz.-
pokręcił głową jak w jakimś amoku. Potem wstał
z tapczanu.
Spojrzał mi prosto w
oczy-
Nie wiem czy uda mi się to zrobić jeszcze raz gdy
będę miał okazję, rozumiesz?
– A gdy...gdy ja
będę cię zaspokajać to...to będzie ci
łatwiej?- spytałam z
wahaniem.
– Tak, ale...
– Więc
kochaj się ze mną.
– Nie rozumiesz? Właśnie wyznałem ci,
że nie potrafię dotrzymać ci wierności
a ty proponujesz, że się ze mną prześpisz?
– Kocham
cię głuptasie. I wbrew temu co
mówisz wierzę w ciebie. Nie skrzywdzisz
mnie.- Tamtego
popołudnia kochaliśmy się po raz
pierwszy.
Pobraliśmy się rok
później. I wbrew temu co sądził Przemek byłam z
nim
szczęśliwa, tak jak on ze mną. Podróż poślubną spędziliśmy na
wyspach
kanaryjskich przebywając tam ponad
dwa miesiące. Było
cudownie, a ja czułam się jak księżniczka
ze swoim wymarzonym księciem. Niemal do późna w nocy spędzaliśmy czas na piaszczystej plaży, a całymi dniami wylegiwaliśmy się w
ciepłej wodzie.
Po powrocie zamieszkaliśmy z dala od rodzinnego domu Przemka
choć moi teściowie na to
nalegali. Jednak ja chciałam zamieszkać
we własnym, małym przytulnym domku. Mój mąż przystał na
tę propozycję.
Kupiliśmy więc
mieszkanie
w dość dobrej dzielnicy i o solidnej konstrukcji,
który
za pomocą dekoratora
wnętrz zamieniliśmy w przytulne gniazdko. Jakież było
moje
zdziwienie, gdy wychodząc z domu pewnego dnia ujrzałam znajomą postać.
– Marek? Nie, to niemożliwe.- szepnęłam
do siebie wychodząc z mieszkania.
Młody mężczyzna odwrócił się w moją stronę najwyraźniej
słysząc komentarz.
Zakłopotana skinęłam mu głową
i odezwałam się świadoma, że
i tak z naprzeciwka ulicy i tak prawdopodobnie mnie nie usłyszy.- Dzień
dobry.-
Facet wpatrywał
się
we mnie
dziwnym wzrokiem a już po chwili kierował w moją stronę. Już miałam schować się do domu gdy usłyszałam:
– Laura? Laura Kapuścińska?-
odwróciłam się. Jeszcze raz spojrzałam na
gościa. No nie, to naprawdę...?
– Marek Groncewicz? Boże, myślałam że mam
zwidy! Mieszkasz tu?
– Tak.
– A więc jesteśmy sąsiadami.
– Żartujesz? A więc
do do ciebie przez cały tydzień te samochody zwoziły fury
mebli? Chyba
nieźle ci się powiodło co?
– Właściwie
to...- zakłopotałam się- Właściwie to nie. Po prostu...
– Już jestem.- w drzwiach pojawił się Przemek. Spojrzał
na mnie
i na Marka. Wyraźnie na coś
czekał. Ocknęłam się.
– Och, to jest Marek
Groncewicz. A to jest Przemek.- mężczyźni
wymienili uścisk
dłoni.
– A skąd
się
znacie?- spytał.
– Chodziliśmy razem do liceum. A przez jakiś czas nawet się
spotykaliśmy.-
zaśmiał się krótko. Przemek nie wydawał
się
być tym rozbawiony. No cóż, ale Marek zawsze taki
był:
żartobliwy i nigdy poważny. Właśnie
dlatego taka stateczna i
rozsądna dziewczyna jak ja którą byłam nawet
jako nastolatka zdecydowała, że nie jest dobrym materiałem na chłopaka.
Choć bosko całował, przypomniałam sobie wbrew woli.
Potrząsnęłam głową starając
się pozbyć głupich myśli.
– Nie
patrz tak na mnie. To było kilka lat temu- zwróciłam się do
Kołanieckiego.
– A więc jesteście
razem? Sory, nie chciałem...
– Laura
jest moją żoną.- Ta
informacja wyraźnie zaskoczyła Marka. Szybko to zatuszował.
– W takim razie
gratuluję. Wam obojgu.
– Dziękuję-
Przemek
nadal był oficjalny. Szturchnęłam
go w żebro.
– No cóż, będę
już leciał. Fajnie było cię spotkać Lauro.
I...ciebie też Przemek.- dodał po chwili.
– Co to
miało być?- spytałam męża
gdy zostaliśmy sami.
– Nic. Po prostu pokazuję mu gdzie jego miejsce. To co możemy już
jechać?- Roześmiałam
się. Potem stanęłam
na palcach i pocałowałam go w usta.
– Tak. Wiesz,
ten pokaz zazdrości bardzo mi się podobał.
Nasza małżeńska sielanka trwała
w najlepsze, a Przemek przekonał
się
do Marka i po jakimś czasie nawet
nie żartował sobie, że romansuję
z Markiem pod
jego nieobecność. Wszystko trwało
jednak do czasu. Po niecałych 6 miesiącach zaszłam w
ciążę. Było to dla mnie
lekkim zaskoczeniem,
choć używaliśmy tylko prezerwatyw, ale bardzo
obawiałam się reakcji
Przemka. Wcześniej wielokrotnie podkreślał, że nie zamierza mieć na razie
dzieci i chce się nacieszyć gorącą laskę
w domu,
którą miał tylko dla siebie (jak zwykł żartować). Ja natomiast dopiero co podjęłam
dobrze
płatny staż w centrum geodezyjnym,
ale przez ciążę musiałam
zrezygnować, więc też nie było mi to
specjalnie na rękę.
Moje obawy okazały się słuszne.
Gdy tylko powiadomiłam o tym męża wciekł się
tak, że nie odzywał się do
mnie
prawie przez dwa
tygodnie.
Zarzucił mi nawet, że zrobiłam to specjalnie. Byłam tak zszokowana, że
nie wiedziałam co mam
powiedzieć, jak się bronić.
Prawdę
mówiąc
nie potrafiłam zrozumieć jego awersji.
–
Jestem jeszcze za młody-
tłumaczył się
potem- Nie dorosłem do bycia ojcem. Na szczęście
moi
teściowe w tamtym okresie
bardzo mi pomogli. Wytłumaczyli,
że Przemek przeżył
szok i musi tylko oswoić się
z tą wiadomością. Tylko
dlatego w złości się się
nie wyprowadziłam.
Po dwóch tygodniach po
tym jak dowiedziałam się o ciąży mój mąż mnie przeprosił. Kupił mi wielki bukiet kwiatów
i kołyskę dla dziecka. I
choć zamierzałam się na niego jeszcze trochę
gniewać lub chociaż podąsać to nie potrafiłam.
Aż do porodu
czas
minął mi niepostrzeżenie. Czułam się ciężka i niezdarna, a
Przemek nieustannie ze mnie żartował dodając otuchy.
Urodziłam zdrową
córeczkę dając jej imię Hania.
Niestety, poród był długi i bolesny: dziecko było
źle ułożone więc musieli zrobić mi cesarskie cięcie. Dlatego potem przez kilkanaście tygodni nie mogłam nic
dźwigać. Przemek troskliwie
się mną opiekowałam. I choć bałam się, że
nie zaakceptuje naszej
córeczki od razu zapałał do niej miłością. Nawet szybciej niż ja, bo pamiętając ile bólu kosztowało mnie wydanie jej na świat to gdy po raz
pierwszy trzymałam ją w ramionach
czułam niewiele. Z czasem jednak szczerze
ją pokochałam.
***
Powróciłam do
rzeczywistości. W trakcie powrotnej
drogi
z zoo wciąż wpatrywałam się w Przemka. W pewnej
chwili to spostrzegł.
Zmarszczył
brwi w dobrze znany mi
sposób.
– Coś się stało?
– Nic.- potrząsnęłam
głową- Po prostu cię kocham.-
szeroki
uśmiech rozjaśnił mu twarz choć nadal nie spuszczał
wzroku z drogi.
– Ja ciebie
też, laleczko.- mrugnął
do mnie
okiem.
– Przestań.-
roześmiałam się bijąc go dłonią po nodze.
– Ale przecież tak
jest. Prawda Haniu, że mama jest
niezłą laleczką?- przez
chwilę spojrzał na naszą córeczkę,
a ta radośnie zapiszczała.
Potem przeniósł na mnie wzrok.-
Widzisz?
Do mieszkania
dotarliśmy dopiero około dwudziestej. Hania
do tej pory już smacznie spała w samochodowym foteliku,
więc tylko ostrożnie
przeniosłam ją
do łóżeczka. Gdy zjawiłam się
z powrotem w kuchni Przemek
czekał na mnie z butelką wina. Wyciągnął w moją stronę kieliszek.
– Jest jakaś okazja?- spytałam.
– A musi być? Po prostu kontynuuję cudowny wieczór z żoną.- Przyjęłam wino
i ostrożnie upiłam łyk. Potem usiadłam naprzeciw
męża.
– Chciałbym wznieść toast
za moją ukochaną
żonę.- Stuknęliśmy się szkłem. Przemek wziął pilota i włączył wierzę z
której
zaczęła sączyć się muzyka.
– No wiesz
co?- roześmiałam
się.
– No co? Wiem, że to tandetne ale cała ta romantyczna otoczka jest
całkiem miła prawda?-
Odłożył kieliszek.- Pozwoli pani?- wyciągnął do mnie dłoń.Wstałam.
– To
dla mnie prawdziwy zaszczyt.- odparłam poważnie.- Chwyciliśmy się za ręce, ale potem oboje
je uwolniliśmy. Ja objęłam
męża
za kark, a on trzymał dłonie na mojej talii. Po jakimś czasie zaczęły zjeżdżać coraz niżej. Jego usta tworzyły mokry ślad na mojej szyi. W końcu dotarły do warg. Pocałunek był bardzo władczy i namiętny dlatego
nawet zanim poczułam jego podniecenie odsunęłam się lekko.-
Przepraszam, jeszcze nie
jestem gotowa.
– Nadal cię
coś boli?- wymruczał mi nie zaprzestając wędrówki ustami po moim karku.
– Właściwie
nie, ale dopiero co przestałam karmić piersią...
– Przecież
Hania ma już prawie
7 miesięcy. A ty
nie karmisz od 4 tygodni.
– Ale czasami nadal jeszcze mam
laktację. A poza tym...poza tym to jeszcze nie
odzyskałam dawnej figury i Hania może
nam
przeszkodzić...
– Laura to nieistotne. Chodźmy do sypialni.
– Daj mi jeszcze 2 tygodnie-
szepnęłam mu do
ucha gryząc lekko jego koniuszek.- Zapisałam się
na fitness i
mam nadzieję,
że trochę uda mi się zrzucić.
– Boże,
przecież niektóre kobiety
wyglądają jak ty nawet gdy nie były w ciąży. To tylko parę kilo. Mi to nie przeszkadza.
– Ale mi tak. Chcę być dla ciebie piękna.- cmoknęłam
go w oba policzki.- Proszę nie bądź
zły.
– Nie jestem. Ale skoro chcesz...sądzę, że
powinnaś zatrudnić jakąś opiekunkę. Miałabyś wtedy więcej
czasu
dla siebie.
– Tak, ale chcę sama zajmować
się
naszą córką. A poza tym Marek
mi pomaga.
– Ten poszukiwacz tysiącletnich
szkieletów zwierząt nadal kręci się koło ciebie? Powinnaś poznać kogoś innego,
wyjść do
ludzi.
– Przecież w okolicy mieszkają tylko Rolikowie, którzy
uważają się za arystokratów i pani Karolina, która w tamtym tygodniu o ile się nie mylę skończyła 70 lat.- westchnęłam.- Nie ma tu
nikogo w moim wieku.
– Właśnie
dlatego powinnaś gdzieś wyjść,
rozerwać się.
– Nie potrzeba mi tego. Jestem
szczęśliwa. Zwłaszcza gdy wracasz z
pracy.- Pocałowaliśmy się.
– Hm- zamruczał z ustami blisko
moich.- Te
dwa tygodnie są nadal aktualne?
– Niestety tak.-
westchnął ciężko odsuwając się ode mnie.
– Po prostu
nie chcę żebyś myślała, że mi się nie podobasz.
– Wiem, głuptasie.-
Resztę wieczoru tańczyliśmy ciasno objęci,
wspominając o
tym
jak się poznaliśmy.
I o tym, że za miesiąc nastąpią cztery lata odkąd się poznaliśmy.
Następnego dnia podczas składania prania
dostrzegłam na półce z
rzeczami Przemka
dziwną wypukłość. Z ciekawością podniosłam stosik koszul. Pod spodem było
płaskie puzderko.
– O matko, jakie cudo- szepnęłam otwierając
je i widząc przepiękny złoty
naszyjnik. Przypomniałam
sobie jak wczoraj nawiązał do
naszej rocznicy spotkania. Roześmiałam się. A więc to taką niespodziankę szykował. Gdy zjawił się
Marek aby zająć się Hanią byłam w świetnym humorze.
– Wow,
ale dziś promieniejesz.
– Tak,
wstałam prawą nogą.- złożyłam dużego
całusa na policzku córeczki a potem impulsywnie to samo zrobiłam z samo z Groncewiczem.
– A to za co?
– Za
to, że jesteś moim przyjacielem. Jeszcze raz
dziękuję. Pamiętaj tylko, że mleko ma na dużej
półce, a pieluszki...
– Tak wiem.- uśmiechnęłam
się do niego biorąc torbę
z ubraniem sportowym.
– W dużym słoju są
pierniki. Upiekłam je specjalnie dla ciebie.
– Ty to wiesz jak mnie udobruchać.- roześmiałam się.
– Pa.
Po ćwiczeniach
byłam okropnie zmęczona.
Od tak dawna brakowało mi wysiłku
fizycznego, że niemal ociekałam potem. Mimo to byłam z siebie
dumna.
– Boże, ale z ciebie burak.- powiedział na mój widok Marek. Reakcja Hani
była bardziej entuzjastyczna. Wyciągnęła
do mnie
rączki i zaczęła wesoło gaworzyć.
Chwyciłam ją
z ramion Marka.
– Choć kochanie
do mamusi. Przynajmniej
ty jedna się ze mnie nie wyśmiewasz.
– Nie wyśmiewam się z
ciebie. W łazience czeka na ciebie gorąca wanna pełna piany.
– Żartujesz?
– Nie.- znów oddałam mu Hanię z
przepraszającym uśmiechem. Odpowiedział
mi tym samym.
– Jesteś taki kochany. Gdybym nie była żoną Przemka z
chęcią wyszłabym za mąż za ciebie. Jesteś idealnym materiałem na
męża.
Marnujesz się będąc sam.
– A kto powiedział, że jestem
sam?
– A więc
jest ktoś w twoim życiu?-
spytałam z niedowierzaniem-
Czemu nic
o tym
nie wiem?
– Po prostu
kogoś kocham.
– I?
– I:co?
– Ona wie? Wyznałeś jej
co czujesz?
– Nie.
– Tylko nie mów mi, że
się
boisz. Ty?!-
nie mogłam uwierzyć. Roześmiałam się.
– Nie o
to chodzi. Ona spotyka się z kimś innym.
– Więc spróbuj. Jeśli
to prawdziwe uczucie...wiem, że
to wredne z mojej strony, ale dla ciebie
chciałabym aby ten chłopak ją rzucił.
– Dzięki, Lauro.
– Nie ma za
co. Aha, i jeśli
chcesz to mogę ci pomóc. Dyskretnie wypytać
ją...
– Nie dziękuję. Aż takim fujarą nie jestem.
– Wiem.
Gdy zjedliśmy razem kolację zjawił się Przemek. Podał
dłoń Markowi, a potem cmoknął mnie w policzek.
Potem wziął na ręce Hanię.
– Jak tam ma się nasza mała królewna?- spytał co i rusz podnosząc ją, to opuszczając wywołując
jej głośny pisk. Patrzyłam na to z przyjemnością.
– Będę
już szedł.- stwierdził mój przyjaciel.
– Przecież dopiero co zacząłeś jeść- zaprotestowałam.- Przemek, powiedz mu coś.
– Laura ma rację, zjedz z nami.
– Nie chciałbym wam przeszkadzać w rodzinnej
kolacji- Nie rozumiałam skąd
to napięcie. Już od dawna mąż zaakceptował Marka
jako mojego przyjaciela
i nie był zazdrosny z powodu łączącego nas dawniej uczucia. Wiedział,
że teraz kocham jego. Tak
samo było
z Markiem. Uważał Przemka
za dobrego znajomego, bo nie mieli po prostu czasu się
zaprzyjaźnić. Ale od jakiegoś czasu wydawało mi się, że z
trudem hamuje złość.
Czemu jest na niego zły?
– Ależ moja żona
ma
rację. Zostań z nami- Przemek z
powrotem włożył Hanię do wózka. Potem usiadł
obok mnie obejmując ramieniem.- I potrawka
z kurczaka jest chyba twoim ulubionym daniem co?
– Tak, ale...
– Nie bądź taki.- poprosiłam uśmiechając
się
do niego. Przez chwilę
wpatrywał się we mnie
intensywnie.
– Dobrze- odparł z wahaniem- Skoro tego chcesz.
Mimo wszystko podczas
posiłku towarzyszyło
nam
napięcie. Nie potrafiłam
zmienić
tej atmosfery ani tym bardziej zrozumieć. Całkowicie zaskoczyło mnie to, że pod koniec posiłku Marek spytał:
– Przemek,
możemy na chwilę wyjść
na zewnątrz? Chciałbym o czymś pogadać.
– O co chodzi? Nie możemy omówić tego teraz?
– Wolałbym nie.
– A więc
chodzi o mnie- odparłam.-
No cóż, skoro tak to idę z Hanią do sypialni.
– Lauro, oczywiście że nie o to chodzi.- powiedział mój przyjaciel.
– Och wiem, wiem- odpowiedziałam z pobłażaniem.- To
pewnie jedna z tych męskich spraw.-
poszłam do sypialni,
ale nie zamknęłam drzwi licząc
że coś usłyszę. Jednak
nie byli tacy głupi, bo i tak wyszli na zewnątrz. Zirytowało mnie to. O co mogło chodzić? I dlaczego
ukrywali
to przede mną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz