EPILOG
Jeszcze tego samego
dnia Krzysiek wraz z siostrą i szwagrem udali się do szpitala. Agnieszka, ze
względu na swoją ciążę zgodziła się zostać w domu. Właściwie to została do tego
zmuszona, bo jej mąż kategorycznie zakazał jej jakichkolwiek stresów odkąd
podczas ostatniej wizyty u ginekologa lekarz zalecił jej spokój i odpoczynek,
bo ze względu na swoją szczupłą budowę ciała bliźniacza ciąża bardzo ją
męczyła. I choć sama zainteresowana nie chciała o tym słuchać, tym razem
zgodziła się na pozostanie w domu.
Nawet w czasie podróży do szpitala Maja wciąż trzymała Filipa za
dłoń. Z lekkim zażenowaniem przypomniała sobie pospieszne ubieranie się ze
świadomością, że Aga znajduje się za drzwiami. Dlatego zazdrościła mężowi jego
niezachwianego spokoju. Ona mimo wszystko ze świadomością, iż zostali nakryci w
łóżku nie mogła zachowywać się tak beztrosko. Gdy poczuła mocniejszy uścisk
dłoni spojrzała na Drągowicza. Uśmiechnął się do niej z jakimiś iskierkami
rozbawienia w oczach jakby doskonale wiedział o czym ona teraz myśli.
Zarumieniła się jeszcze bardziej. Także dlatego, że jej starszy brat prowadzący
właśnie auto posłał jej pełne zdziwienia spojrzenie odbijające się w przednim
lusterku. W tym pośpiechu nie zdążyła jeszcze powiedzieć mu o tym, że pogodziła
się z mężem, więc teraz usiłowała to oznajmić samym spojrzeniem. Zdawało jej
się, że Krzysztof doskonale ją zrozumiał, bo uśmiechnął się do niej szeroko
mrugając prawym okiem.
Na miejscu okazało się, że Tomasz odzyskał przytomność tylko na
kilka minut, po czym zmęczony znów zasnął. Mimo wszystko, aczkolwiek niechętnie
lekarz prowadzący zgodził się na odwiedzenie go przez rodzeństwo z
zastrzeżeniem, że wizyta ma być krótka.
Gdy przekroczyli próg pokoju w środku była jakaś młoda
pielęgniarka majstrująca coś przy kroplówkach. Przywitała się z nimi jeszcze
raz nakazując szybkie wyjście po czym sama opuściła pomieszczenie.
–
Boże, jak dla mnie to on nie wygląda ani trochę lepiej niż
wcześniej.- Odezwała się niemal szeptem Maja delikatnie dotykając jednej z
dłoni starszego brata.- Naprawdę się obudził?
–
Przecież doktor by nas nie oszukał.- Krzysztof wykazał się większą
cierpliwością niż siostra.
–
To dlaczego teraz znów śpi?
–
Słyszałaś lekarza: musi odpocząć.
–
Przecież spał kilka ostatnich dni.- Jej szept był pełen złości
tak, że Krzysiek uśmiechnął się do niej.
–
Wtedy był w śpiączce. Teraz to tylko sen.
–
Łatwo ci mówić.- Westchnęła ciężko patrząc na niego.- Ja nie
uwierzę póki on nie otworzy oczu i nie powie do mnie: witaj świrusko.- Krzysiek
roześmiał się.
–
Już dawno przestał tak cię nazywać. A poza tym, o ile mnie pamięć
nie myli to nigdy cię to nie cieszyło.
–
Teraz ucieszyłoby mnie nawet to, gdyby nazwał mnie dinozaurem.
–
Maju, zrozum że już wszystko w porządku. On za kilka godzin się
obudzi.
–
Wiem, że wariuję, ale naprawdę chcę by to już wszystko się
skończyło.- Młodszy brat podszedł do niej i delikatnie uścisnął.
–
Przecież powtarzam ci, że to nie była twoja wina. Poza tym...-
Urwał przypominając sobie ich podróż samochodem- ...jak to się stało, że
robiłaś maślane oczy do Filipa?
–
Wcale nie robiłam do niego maślanych oczu- Odsunęła się od niego
urażona, gdy się roześmiał. Potem wzruszyła ramionami gdy ten dźwięk jeszcze
się nasilił. Skapitulowała więc:- To chyba nic dziwnego skoro jest moim mężem,
nie?
–
Jasne, że tak.- Pocałował ją w czoło nadal nie przestając się
uśmiechać. Dodał jeszcze poważniejąc:- Więc pogodziliście się wreszcie?
–
Tak. Bo mnie zaszantażował.
–
Co?
–
Aha. Powiedział, że jeśli chcę rozwodu to puści mnie z torbami.
Wiesz, przez tą głupią intercyzę, którą zmieniłam przed ślubem.
–
Dlatego postanowiłaś się poświęcić?- Krzysiek przyłączył się do
jej przekomarzań doskonale znając prawdę.- No tak, pieniądze są najważniejsze.-
Przytaknął z powagą. Maja z trudem skinęła głową zachowując tą samą minę. Potem
nie wytrzymała i na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech.
–
Jest dla mnie całym życiem, a ja jestem całym życiem dla niego.-
Powiedziała po prostu.- Czasami gdy żałuję tego wszystkiego co wydarzyło się w
ciągu ostatnich kilkunastu tygodni myśl, że dzięki temu nasza miłość się
umocniła jest mi pociechą- Odezwała się cicho z jakimś bólem w głosie. Wiedział
co miała na myśli. A raczej kogo. Doskonale rozumiał, że nie może tak po prostu
przejść nad śmiercią dziecka do porządku dziennego, choć ze względu na nią
chciał by tak się stało. Wiedział jednak, że ona nie chciała w tej chwili
pocieszenia.
–
Tylko by spróbował zaprzeczyć. A, i pamiętaj że jeśli jednak
poświęcenie okaże się zbyt wielkie, to spokojnie możesz zamieszkać u mnie.
–
Powiedz to Filipowi.- Odpowiedziała mu już znacznie weselszym
tonem. Po chwili poczuła coś...- Krzysiek!- niemal krzyknęła.- Tomek złapał
mnie za rękę. To znaczy zacisnął ją na moim palcu! Boże, obudził się!
–
Spokojnie.- Wolno nachylił się nad bratem cicho wołając jego imię.
Nie było żadnego rezultatu.- Chyba ci się wydawało.
–
Nie.- Zaprzeczyła gwałtownie potrząsając głową.- Naprawdę mnie
uścisnął. Tomek? Tomek, prawda że się tak było? Prawda, że nas słyszałeś?- Z
nadzieją wpatrywała się w twarz starszego brata. Stopniowo to uczucie zaczęło
zastępować zwątpienie. Zwłaszcza gdy wpatrując się w brata zaczęła dostrzegać
na jego twarzy coraz więcej szczegółów: zadrapania, siniaki, szwy i nitki z
przeciętego łuku brwiowego, przecięte spierzchnięte wargi...
–
Tylko zmarły by tego nie zrobił.- Głos był tak cichy, że niemal
wydawał jej się być wytworem jej wyobraźni. Szerzej otworzyła jednak oczy gdy
Krzysiek spytał:
–
Słyszałaś to?
–
Tak. Tomek? Jak się czujesz?- Choć Tomasz Kamiński nie otworzył
oczu, to jednak jego wargi delikatnie drgnęły...- Czy on się uśmiecha?
–
Chyba tak. Czy to znaczy, że w porządku?- Zwrócił się z tym
pytaniem do brata.
–
Taa.- Usłyszeli jego zapewnienie tym samym ledwie słyszalnym
tonem. Uśmiechnęli się do siebie.
–
Boże, jak cudownie.- Majka uklękła obok łóżka i wzięła dłoń Tomka
w swoje składając na niej pocałunek.- Nareszcie braciszku, nareszcie.- Po tej
krótkiej rozmowie pomiędzy pacjentem a jego rodzeństwem nic więcej się nie
wydarzyło. Tomek nie pokazał w żaden sposób, że ich słyszy, ale nawet ten
krótki moment odzyskania przez niego przytomności udowodnił jej ostatecznie, że
wszystko jest w porządku. Gdy tylko kilka minut później do drzwi zapukała
pielęgniarka prosząc ich o wyjście opowiedziała jej o wszystkim. Potem z takim
samym podekscytowaniem tymi samymi wieściami uraczyła męża. Filip z ulgą
obserwował jej szczęście mając nadzieję, że niepokój o stan zdrowia starszego
brata odwróci jej uwagę od zmarłego dziecka na tak długo, że po jakimś czasie
przestanie myśleć o tym aż z tak wielkim bólem.
–
Obudził się. Boże. Nareszcie. I nawet był tak samo wesoły jak
dawniej! Powiedział, że za dużo gadam. To znaczy nie dosłownie- dodała szybko-
Ale to miał na myśli, prawda Krzysiek?
–
Tak.- Skinął jej brat- A teraz was przepraszam. Chyba powinienem
zadzwonić do ojca i powiedzieć mu o tym.
–
I tak nie przyjedzie.- Odparła mu Maja.
–
Może, ale i tak wypada go poinformować nie sądzisz?- Spytał ją
retorycznie Filip.- A propos co z tą dziewczyną, która tyle razy do niego
dzwoniła i pisała? Wiecie już kim jest?
–
Jaka dziewczyna?- Zainteresowała się Majka.
–
Ania.- Wyjaśnił jej brat.- Mówiłem ci niedawno o tym, że dzwoniła
już do niego ze sto razy.
–
No tak. Wtedy gdy weszła Ilona...właśnie co z nią?- Zaraz jednak
straciła zainteresowanie tematem nie dając Krzyśkowi szansy na odpowiedź gdy
przypomniała sobie o czymś jeszcze. Zwróciła się gniewnym tonem do męża.- Wiesz
że ta lalunia z udawanym smutkiem powiedziała, że jest jej przykro z powodu
rozpadu naszego małżeństwa? Celowo podkreślała przy tym, że trwało zaledwie dwa
miesiące.
–
Ale to już nie aktualne, prawda kochanie? Więc nie masz powodu tak
się tym denerwować.
–
Jak to nie mam? Nie cierpię tej dziewuchy. I jeśli Tomek będzie
chciał utrzymywać z nią kontakt to ja mu tego kategorycznie zakażę.
–
Dobrze, ale najpierw chodźmy do bufetu coś zjeść. Gdy zadzwonili
do mnie ze szpitala od razu wsiadłem do auta i w drodze do domu poinformowałem
o tym Agnieszkę, aby przekazała tę informację tobie. Teraz umieram z głodu.-
wtrącił się Krzysztof.
–
Świetnie, bo ja też.- Przytaknął Filip- Gdy adwokat wręczył mi
pozew rozwodowy od twojej młodszej siostrzyczki też zapomniałem o paru ważnych
spotkaniach i lunchu.
–
Pozew rozwodowy?- zdziwił się- Chyba macie mi dużo do opowiadania.
A więc chodźmy.
–
Proszę pani- Andrzej zastosował swój najbardziej czarujący uśmiech
jaki miał w swoim repertuarze.- Przecież nikt nie musi się o tym dowiedzieć.
–
No nie wiem.- Młodziutka kobieta nerwowo przygryzła wargę
rumieniąc się pod spojrzeniem pięknych, szarych oczu Sławińskiego. Ten z trudem
tłumił irytację nie zapominając jednak ani na chwilę na niezmienieniu wyrazu
swojej twarzy nawet jeśli miał ochotę wydrzeć się na durną babę.- Nie mogę udzielać
takich informacji.- Powtórzyła już chyba po raz piąty czy szósty.- Bardzo mi
przykro.
–
Wiem.- Niemal zazgrzytał zębami ze złości.- Ale dla mnie może pani
zrobić chyba wyjątek, prawda? Moja siostra znów wyjechała bez żadnego
wyjaśnienia i rodzice bardzo się martwią...
–
Siostra?- Przerwała mu ze zdziwieniem. No jasne, pomyślał z trudem
powstrzymując się przed puknięciem sobie w głowę. Jak mógł zapomnieć o tym by
wykorzystać cały swój osobisty urok? Przecież jeden rzut oka powinien
uświadomić mu, że stojąca przed nim dziewczyna rzuca mu zachęcające spojrzenia.
Tyle, że mając Julkę przestał zwracać uwagę na takie rzeczy. Teraz jednak znów
musiał udawać flirciarza. W innych okolicznościach konieczność przybierania tej
maski nie sprawiła by mu trudności. Ba, cieszyłby się na możliwość nowego
podrywu. Teraz w jego głowie było jednak co innego.
–
Tak siostra. Jest szalona i bardzo uparta. Za trzy tygodnie ma
obronę pracy magisterskiej i robi coś takiego. Ojciec wychodzi z siebie, bo nie
odbiera od nas telefonów. Wiesz...- Udał, że się przejęzyczył.- To znaczy wie
pani...- Westchnął na jej użytek znów patrząc na nią wymownie.- Mogę mówić ci
po imieniu prawda?
–
Oczywiście.- Przytaknęła skwapliwie.
–
A więc, moja droga...- Urwał czekając aż poda mu imię.
–
...Basiu- Podpowiedziała usłużnie.
–
...Basiu- Powtórzył- sama rozumiesz jakie to dla mnie ważne. Gdyby
nie studia nie fatygowałbym się aby wracała. Nieustannie próbuje mnie swatać,
choć dobrze wie że jeszcze nie znalazłem tej jedynej.- Jezu, ta cała szopka
coraz bardziej napawała go niesmakiem. Jedynym pocieszeniem był błysk w oczach
dziewczyny świadczący o tym, że kupiła tę bajeczkę. Niemal filozoficznie
pomyślał, że to smutne iż tak młode dziewczęta są tak naiwne. Wystarczy taki
głupi tekst w stylu „jesteś tą jedyną” i już niemal leżą u twoich stóp.
–
Rozumiem. Ale ja naprawdę nie mogę. Jestem tu tylko stażystką i
nawet gdybym chciała nie mam dostępu do takich informacji.- Andrzeja opuściły
wszelkie siły i opanowanie. Już miał wyładować się na Bogu ducha winnej
dziewczynie gdy dodała:- Ale jeśli poczekasz to wydrukuję materiał. Magda
powinna mi pomóc. W zeszłym tygodniu to ona była na zmianie. Wiesz ona pracuje
tu na stałe i się przyjaźnimy, więc...
–
Bardzo dziękuję Basiu.- Celowo przerwał jej monolog.- Jesteś
niezmiernie miła.- Znów się zarumieniła, po czym szybko weszła do niewielkiego
pomieszczenia. Andrzej z trudem tłumił zniecierpliwienie. A więc już za chwilę
pozna prawdę. Już za chwilę będzie wiedział gdzie pojechała Julia. I za kilka
dni do niej dołączy.
–
I co? Gdzie zamówiła lot?- Spytał recepcjonistę gdy tylko się
pojawiła.
–
Mam tu cały wydruk osób z tamtego tygodnia. Nie mogłam poprosić o
twoją siostrę, bo to zwróciło by uwagę. Musiałam skłamać, że potrzebne mi to do
wykazu statystyk...- Sławiński nie słuchał jej energicznie przetrząsając gruby
plik kartek wśród których szukał nazwiska swojej ukochanej. Barańska,
Barańska...powtarzał sobie w myślach szukając jej nazwiska na liście. Cholera,
gdyby była posegregowana alfabetycznie byłoby łatwiej, pomyślał poirytowany. W
pewnej chwili, przystanął. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widzi.- Znalazłeś
ją? Jeśli nie mogę ci pomóc w szukaniu.- Zaoferowała Barbara.- Wszystko
dobrze?- Z trudem skinął głową wracając do poszukiwań. To był czysty przypadek
powtarzał sobie. Czysty przypadek. Widocznie Wiktor Pająkowski udał się wczoraj
na Malediwy po prostu robiąc sobie wcześniejsze wakacje. Poza tym Julka zrobiła
to dużo wcześniej. Tyle, że gdy jakąś minutę później znalazł nazwisko Barańska
jego serce przystanęło. Bo obok jej danych widniała ta sama godzina, data i
lot. Malediwy.
–
A więc pojechała razem z nim.- Szepnął do siebie próbując stłumić
uczucie bólu który gwałtownie zaatakował jego serce.
–
Andrzeju, coś się stało?
–
W porządku.- Odparł z trudem odsuwając się od lady.- Dziękuję Basiu.
–
Nie ma za co.- Najwyraźniej jego reakcja uspokoiła ją.- Wiesz,
zastanawiałam się czy nie poszedłbyś ze mną na sobotni koncert. Happysad będzie
w Warszawie i pomyślałam że... hej!- Krzyknęła gdy on po prostu bez żadnego
słowa zaczął odchodzić.- Dupek.- Mrugnęła pod nosem szczerze rozczarowana.
Potem z rozmarzeniem w głosie dodała- Ale za to jaki przystojny dupek.
Profesor Barański właśnie kończył przeglądać dane następnego
pacjenta gdy do jego gabinetu wtargnęła zdenerwowana sekretarka.
–
Co się stało Gosiu?- Starszy mężczyzna zsunął z nosa okulary,
których używał do czytania.- Pan Wrona się nie zjawi?- Wymienił nazwisko
następnego pacjenta.
–
Nie, już czeka. Tyle, że w recepcji czeka ktoś jeszcze. Jakiś
młody mężczyzna. I on pilnie chce się z panem spotkać. Mówi, że nie odejdzie
jeśli...- Urwała gdy drzwi do gabinetu się otworzyły.- Przecież mówiłam panu,
żeby pan zaczekał.
–
A ja mówiłem pani, że to pilne.- Brunet spojrzał na nią groźnie.
–
Pan Barański przyjmuje tylko na wcześniejsze zapisy. Jeśli pan ich
nie posiada to nie jest to możliwe. Poza tym nawet się pan nie przedstawił.
–
W porządku Małgorzato, znam tego mężczyznę. Porozmawiam z nim.
–
Ale...ale- Była wyraźnie skonfundowana- Ale co z panem Wroną?
–
Poproś go o poczekanie kilku minut. I przeproś.
–
Oczywiście.- Kobieta była zbyt dobrze wychowana i przeszkolona by
dać upust swojemu zaciekawieniu tą sytuacją. Gdy posłusznie wyszła starszy z
mężczyzn odezwał się:
–
Możesz mi wyjaśnić Andrzeju tę gwałtowną wizytę? Coś się stało?
–
Chcę adres Pająkowskiego.- Zaczął bez wstępów Sławiński nawet nie
siląc się na przeprosiny za swoje bezpardonowe wtargnięcie do lekarskiego
gabinetu.
–
Masz na myśli Wiktora?
–
Tak.
–
Nie rozumiem. Po co chcesz go uzyskać?
–
To moja sprawa. Da mi go pan czy nie? Tylko proszę nie kłamać i
nie mówić, że go pan nie ma.- Dodał szybko jakby mógł przewidzieć, że profesor
będzie chciał z tego skorzystać.
–
Andrzeju, czy to ma coś wspólnego z twoim zdenerwowaniem?
–
Da mi pan ten adres czy nie?
–
Tak, ale nie sądzę by ci coś dało. Wiktor już tam nie mieszka.-
Kolejny bolesny skurcz w gardle spowodował, że Sławiński z trudem wykrztusił
następne słowa:
–
Wyprowadził się?
–
Tak.
–
Więc proszę o jego nowy adres.
–
Niestety, nie znam go.
–
Jest na Malediwach, prawda? Razem z Julką.- Nawet jeśli wahał się
do tej chwili mając głupią nadzieję, to widząc szok w oczach Barańskiego się
upewnił. Roześmiał się z jakąś smutną ironią.- A mnie nawet nie powiedziała o
tym, że wyjeżdża nie dając szansy się pożegnać a co dopiero jej towarzyszyć.
Podobno nie chciała bym niszczył przez to swoje życie.- Prychnął jakby ta myśl
niezmiernie go bawiła.
–
Andrzeju...- Pan Barański chrząknął nerwowo.- Moja córka zrobiła
to co uznała za słuszne. Naprawdę chciała zaoszczędzić ci cierpienia.
–
A więc pańska córka to kłamczucha!- Syknął mu tamten w odpowiedzi
patrząc gniewnym wzrokiem prosto w oczy. Starszy mężczyzna z trudem nie spuścił
spojrzenia widząc ile bólu nieumyślnie dostarczyła mu Julka. Wiedział, że tak
będzie. Prosił ją by nie opuszczała Andrzeja, by spędziła z nim czas do końca,
ale ona tłumaczyła, że to jeszcze bardziej go skrzywdzi. Nie rozumiała, że
uciekając z przyjacielem krzywdziła go jeszcze bardziej. Takie same wnioski
jakie wysunął w tej chwili jej były narzeczony wyciągnąłby on sam. Nic nie
przyniosą tu tłumaczenia, że Wiktor pojechał z nią jako przyjaciel.
–
Kochała cię i nie chciała abyś cierpiał.- Powtórzył jeszcze raz
to, co powtarzała mu córka starając się by zabrzmiało to tak, że sam też w to
wierzy.
–
I dlatego uciekła z kochankiem za granicę? Mnie nie pozwoliła ze
sobą jechać choć niemal błagałem ją o to, a Wiktorek nie musiał nawet prosić!
–
On nie jest jej kochankiem. Dobrze wiesz, że miała zostać twoją
żoną. Gdyby nie choroba to...
–
A może to też kłamstwo, co?- Przerwał niegrzecznie Andrzej.- Może
po prostu nie miała odwagi powiedzieć mi, że już nic do mnie nie czuje i
dlatego wymyśliła że jest chora. A ja jak głupi dałem się nabrać.
–
Wiem, że jesteś roztrzęsiony tym czym się dowiedziałeś dlatego
daruję ci to co powiedziałeś.
–
Zbytek łaski.- Odparł mu ironicznie Sławiński. Potem uśmiechnął
się krzywo- Wiem już wszystko co chciałem. Do widzenia.
–
Zaczekaj!- Barański zmusił się do tego by zatrzymać wychodzącego
właśnie gniewnego mężczyznę, który za kilka miesięcy miał stać się jego
zięciem. Rozumiał jego cierpienie i bólem napawał go fakt że nie mógł go
złagodzić. Mógł ofiarować mu tylko swoje wsparcie.- Andrzej, pamiętaj że zawsze
możesz na mnie liczyć. Jeśli... jeśli ona się do mnie odezwie powiem jej, że tu
byłeś. I wiedz, że ja również nie akceptowałem jej decyzji o zostawieniu cię
tutaj. Ona naprawdę uważała, że jest słuszna. Kochała cię i chciała dla ciebie
jak najlepiej...
–
Nie chcę tego słuchać. To nic osobistego: niech mi pan wierzy. Ale
ja nie chcę więcej słyszeć o Julii Barańskiej. To ona wykreśliła mnie ze
swojego życia, więc ja muszę zrobić to samo.- Jego głos był twardy i jakby
nieobecny. Potem już mniej gniewnym tonem dodał:- Przepraszam, za to dzisiejsze
najście. Jeszcze raz do widzenia.
Kilka godzin później, gdy Andrzej był na kolacji u Kasprzaków nie
mógł oderwać się od myśli o Julce. Czasami wydawało mu się, że popełnił błąd
tak napastując jej ojca; chwilę później żałował że nie potraktował go ostrzej w
zamian za to, że nie mógł wyżyć się na jego córce.
–
Wiesz, że Tomek odzyskał dziś przytomność?- Usłyszał skierowane do
siebie pytanie- Andrzej!- Głos Izy starał się brzmieć wesoło, ale w jej wzroku
czaiło się zmartwienie.- Wszystko w porządku?- Nie, miał ochotę krzyknąć. Nic
nie jest w porządku. Julka nie tylko mnie zostawiła, ale i uciekła za granicę
ze swoim przyjacielem. Teraz gdy wszystko przetrawił zrozumiał, że wcale nie
planowała uciec z Wiktorem. Najpewniej to on dostrzegł w tej sytuacji
sprzyjające okoliczności aby się do niej zbliżyć. Bo ją kochał. Tak samo jak
on. Nie, poprawił się w myślach. Nikt nie kochał Julii Barańskiej tak jak on.
Tyle, że to ten wymoczek będzie z nią przebywać a nie on. Miał ochotę zaśmiać
się ze swojego szczęścia rano gdy miał nadzieję, że po wizycie na lotnisku
dowie się gdzie przebywa jego dziewczyna i do niej pojedzie. Ubzdurał sobie, że
Julka wtedy zrozumie, że dla niego nie liczy się nic innego poza nią samą. Ale
co miał teraz zrobić? Lecieć na Malediwy wiedząc, że ona jest tam z Wiktorem?-
Andrzej?- Rozległ się znów głos żony jego przyjaciela Bartka. Z trudem zmusił
się do oderwania od swoich rozważań. O co ona go pytała? Ach tak, o to czy
dobrze się czuje.
–
Tak, w porządku.- Wykrztusił z trudem. Obdarzył ją nawet
uśmiechem.- Kiepsko dzisiaj spałem.
–
To wszystko wyjaśnia. Zwykle gdy się nie wyspałeś chodziłeś jak
mruk.- Zażartował Bartek. Nawet to jednak nie przyniosło spodziewanej poprawy
nastroju.
–
Masz ochotę na dodatkową porcję sałatki? Chyba ci smakowała.-
Dodała Iza. Andrzej westchnął ciężko. Doskonale wiedział, że ona z chęcią
spędziłaby ten wieczór na dotrzymywaniu towarzystwa ciężarnej Agnieszce, a
Bartek spędzałby czas z Krzyśkiem, który w związku z obudzeniem się brata miał
do załatwienia masę zaległych spraw. On sam powinien mu pomagać. Co jednak z
tego, że zdawał sobie z tego sprawę? Osoba otyła też wie, że aby schudnąć musi
przestać jeść i zacząć ćwiczyć, ale tego nie robi, bo nie jest w stanie. Tak
jak on nie może tego zrobić. Paradoksalnie ta świadomość go niezmiernie
irytowała. Nie chciał być słaby. Nie chciał być postrzegany jako ofiara
wzbudzająca litość, którą trzeba zapraszać na kolację i traktować delikatnie
niczym skorupkę jajka. Gwałtownie wstał z miejsca. Miał ochotę krzyknąć, że ma
gdzieś tę jej pieprzoną sałatkę i całe te użalanie się nad nim. Że Julka go
opuściła i że gówno go to wszystko obchodzi. Tyle, że... wcale tak nie było. Bo
wciąż myślał tylko o niej. To było jak jakaś cholerna obsesja, że wciąż
siedziała mu w głowie.
–
Coś się stało? Wszystko w porządku?- Ponowne zadanie tego pytania
nieoczekiwanie go rozbawiło. Iza z Bartkiem uspokoili się nieco.
–
Tak. Przepraszam, przypomniałem sobie o czymś. Muszę zamówić
bilet.
–
Bilet?!- Andrzej nie wiedział, które z Kasprzyków wypowiedziało to
jedno słowo, bo w zasadzie powiedzieli je razem.
–
Tak, bilet.- Odparł już spokojniej- Postanowiłem wyjechać na
urlop. Hiszpańska plaża dobrze mi zrobi.
–
Hiszpańska plaża.- Powtórzyła Iza dziwnym tonem. Rzuciła przy tym
Bartkowi znaczące spojrzenie. Zirytowany Andrzej już miał ochotę spytać o co
znowu chodzi, jednak w tej samej chwili zrozumiał. Myśleli, że jedzie do Julki.
Że zdobył jej adres i zamierza do niej dołączyć, bo właśnie tak przebywa. W
Hiszpanii. Uśmiechy na ich twarzach znów go zirytowały.
–
Tak.- Powtórzył jakby wojowniczo.- Poznałem dziś fajną dziewczynę
i postanowiliśmy sobie zrobić wakacje. Miałem go odebrać jutro z samego rana.
Bardzo was przepraszam.
–
Nie ma sprawy. Jeśli musisz to idź.- Andrzej pospiesznie pożegnał
się z nimi. Gdy wyszedł wspólnie zaczęli sprzątać naczynia ze stołu.
–
Sądzisz, że to prawda z tą dziewczyną?- Spytała męża Izabela.
Bartek pokręcił głową.
–
Nie sądzę. Najwyraźniej chciał nas tylko uspokoić. Poza tym:
bilet? Nie przypominam sobie aby o po godzinie dwudziestej było to możliwe.
–
Może zamierzał to zrobić przez internet.- Podsunęła Iza choć sama
w to nie wierzyła.
–
Może.
Andrzej znów nie mogąc wygrać z samym sobą po wyjściu od
Kasprzyków skierował się do baru. Próbował zagłuszyć odgłos wyrzutów sumienia,
ale nie dał rady. Na miejscu powiedział sobie, że zamówi tylko jedno piwo. To
nie powinno mu zaszkodzić, prawda?
Po pierwszym było jednak następne, a potem jakiś zielony drink...
Daiquiri? Nie, ona jest niemal przeźroczysta. Caipirinia! Tak, to ten alkohol.
Marcin mówił mu, że jest świetna, choć cholernie droga. No ale jego przecież na
to stać, prawda?
Sam nie wiedział jak to się stało, ale jakimś cudem ocknął się w
taksówce, w której jakiś pięćdziesięciokilkuletni facet pospieszał go do
wyjścia. Z trudem wymacał klamkę.
–
Gdzie pan...a kasa?
–
Aaa- Wymamrotał macając się po kieszeni w poszukiwaniu portfela.
Już myślał, że tak zalany w trupa stał się ofiarą złodzieja gdy przypomniał
sobie o wewnętrznej kieszeni w koszuli. Tak, jednak z jego pamięcią nie było
tak źle jak sądził.- Proszę- Próbował podać mężczyźnie jakiś banknot, ale go
upuścił.- Przepraszam.- Powiedział wyciągając ku niemu drugi. Tym razem
taksówkarz pospiesznie wziął mu go z dłoni.
–
Dobra, a teraz niech pan wysiada.- Sławiński z trudem dostosował
się do polecenia. Robiąc pierwszy krok na ulicę niemal się przewrócił. Dopiero
po kilku minutach dotarł pod drzwi, choć miał do przebycia dystans dwudziestu
metrów. Następne zajęło mu wpisanie odpowiedniego kodu.
W środku walnął się na stojącą w salonie kanapę resztkami sił.
Zamknął oczy próbując myśleć, ale przed oczami miał tylko jasno-orzechowe loki
Julki, jej zaraźliwy uśmiech i iskierki przekory w oczach. Czuł jakby ta twarz
drwiła właśnie z niego. Popatrz, jaki żałosny się stałeś mówiła do niego
wyimaginowana Julia. Potrząsnął głową starając się odzyskać normalność. Czyżby
miał omamy? Wariował? Jęknął nie
zważając na ból głowy. Jeszcze nigdy nie czuł się aż tak źle. Z trudem wymacał
komórkę z kieszeni. Wybrał jej numer po raz kolejny nagrywając się na
sekretarkę Barańskiej. Prosił ją by do niego wróciła, by dała mu szansę. Mówił,
że wierzy w to, że pojechała z Wiktorem w charakterze przyjaciela, że chce
wziąć z nią ślub, mieć dzieci. W jego zachwianym alkoholem umyśle zniknął fakt,
że przecież Barańska już nie może ich mieć i roztaczał przez komórkę arkadyjską
wizję ich przyszłości. Po kilku próbach jego głos był coraz bardziej
zdenerwowany, a mniej bełkotliwy. Czuł złość za to, że ona nie odbiera jego
telefonów.
–
Nienawidzę cię- wysyczał w końcu do smart-fona gdy smętny głos
powiadomił go, że może zostawić wiadomość. Po raz dziesiąty lub jedenasty.- Tak
cholernie cię nienawidzę, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Mam ochotę cię
zabić, więc radzę ci tu nigdy nie wracać. Słyszysz mnie?! Masz tu nie wracać!
Nawet nie stać cię na odebranie mojego telefonu, co? Boisz się? I bardzo
dobrze! Życzę i szczęścia z kochanym Wiktorkiem, którego najwyraźniej wolałaś
niż zostać moją żoną. A właściwie...to nie życzę ci tego. Mam nadzieję, że w
końcu umrzesz na tego swojego raka o ile naprawdę byłaś na niego chora.-
Zaśmiał się do słuchawki.- Bo nie jesteś chora, prawda? Po prostu miałaś mnie
gdzieś i nie dość odwagi by mnie o tym poja... powia....powiadomić.- Wykrztusił
z trudem, bo z każdym słowem jego głos brzmiał bardziej bełkotliwie.
Zdenerwowało go to, bo znów obok siebie zobaczył jej wykrzywioną w pogardliwym
uśmiechy twarz.- Tak, jestem pijany. Zmieniłem się w pieprzonego zapijaczonego
frajera przez ciebie! I jeśli to ja jestem żałosny to ty jesteś żałosna sto
razy bardziej!- Krzyczał do wyimaginowanej postaci stojącej obok niego. Potem
niespodziewanie nawet dla samego siebie zaszlochał.- Boże, dlaczego mi to
zrobiłaś? Przecież ja cię tak...- W tym momencie sygnał się skończył. Mimo
wszystko w pustą już przestrzeń pokoju dokończył:-...kocham.
Rankiem obudził go potworny ból głowy. Niewiele pamiętał z
poprzedniego dnia, a właściwie wieczoru, ale z biegiem czasu zaczął sobie
wszystko przypominać. Julka, tak dzwonił do niej. Zaklął pod nosem
przypominając sobie głupoty jakie mówił do słuchawki. Niewiele pamiętał, ale
nawet ta niewielka część napawała go wstydem. Na dodatek na dywanie widniała
sporej wielkości dziura. Czyżby go podpalił? Jak na zawołanie w jego głowie
pojawiło się mgliste wspomnienie tego jak wściekle rzucił komórką o posadzkę, a
potem wyjął z szuflady komody album ze wszystkimi zdjęciami Julki jakie
posiadał. Potem próbował je podpalić, ale nie był w stanie nacisnąć zapalniczki.
Najwyraźniej jednak mu się to udało. Przecież mógł puścić z dymem swoje
mieszkanie, a zważając na zapijaczony stan jaki prezentował wczorajszego
wieczoru karetka uruchomiona przez alarm mogłaby przyjechać za późno. Boże, ale
z nim było fatalnie. Potem jednak uśmiechnął się do siebie zadowolony, że
chociaż zdaje sobie z tego sprawę. Byłoby jeszcze gorzej gdyby w ogóle nie
widział w swoim zachowaniu niczego chorego. Popijając wodę przymknął na chwilę
w oczy nakazując sobie spokój. I wtedy znów usłyszał jej głos: „ Dlaczego to
robisz? Czemu siebie niszczysz?” Szybko otworzył powieki rozglądając się
dookoła. Przez moment wydawało mu się, że ona stoi tuż obok niego...Nie,
naprawdę musiał wariować. Przecież Julia jest daleko stąd.
„ Dlaczego to robisz? Czemu siebie niszczysz?”, powróciły do niego
nieprawdziwe słowa. Schował twarz w dłonie odstawiając na moment szklankę.
Właśnie: dlaczego? Przecież nawet alkohol nie dawał mu już zapomnienia, a on
właśnie tego pragnął. Przypominając sobie swoje ostatnie zachowanie zrozumiał
wreszcie jak żałośnie się zachowywał. I dlaczego wszyscy jego przyjaciele
traktowali go tak jak to robili. Poczuł się bardzo malutki i bezbronny jak
dziecko. A przecież był 26- letnim
facetem! Nie powinien zachowywać się w ten sposób.
–
Brakuje tylko bym tak jak Werter strzelił sobie w łeb- Powiedział
do siebie przypominając sobie lekturę ze szkoły średniej. Do tej pory sądził,
że Cierpienia młodego Wertera to idiotyczne romansidło dla bezmózgich
nastolatek i śmiał się z całej konwencji książki. Teraz zrozumiał, że
zachowywał się jeszcze gorzej niż on. Roześmiał się tym razem naprawdę
rozbawiony.- Ciebie też Lotta zrobiła w bambuko, co?- Znów odezwał się tylko do
pustych czterech ścian. Westchnął ciężko.- Tyle, że ja raczej nie mogę skończyć
jak ty. Nawet teraz gdy odkryłem zadziwiające podobieństwo to jednak chyba aż
tak żałosny jak ty nie jestem. Sory Werterze.- Z chwilą gdy wypowiedział na
głos te słowa zrozumiał co powinien zrobić. Powinien żyć dalej i zapomnieć o
Julce. Myślał, że znajomi nie traktują go normalnie i dlatego nie może
zapomnieć o Julii i pogodzić się z jej decyzją. Tyle, że prawda była zupełnie
inna. Bo to on nie pozwalał jej odejść. Jego obsesja doszła nawet do tego
etapu, że wydawało mu się, iż ją widzi! Przecież to był czysty obłęd! Nie, nie
może dłużej żyć przeszłością, nadzieją, że jakimś cudem wszystko co go spotkało
w ciągu ostatnich tygodni jest tylko złym snem. Bo to była rzeczywistość. I to
od niego zależy jak będzie wyglądała jego przyszłość. Przypomniał sobie ostatnią
kolację u Bartka. Powiedział mu wtedy, że chce wyjechać na wakacje. Czemu
miałby tego nie zrobić? Oderwanie się od tego wszystkiego, po wylegiwanie się
na plaży, pływanie w morzu, poznanie nowych dziewczyn... skrzywił się. Nie, na
to zdecydowanie za wcześniej, ale dwa poprzednie warunki może spokojnie
spełnić. Nie powinno mu to nastręczyć wiele trudności.
Kilka dni później był już gotowy. Leciał w podróż dzięki której
miał nadzieję zostawić wszystko za sobą. Choć nie wszystko, pomyślał trzymając
w dłoni nadpalone i lekko zniekształcone zdjęcie Julii Barańskiej, które udało
mu się wydobyć ze spalonego kilka dni wcześniej dywanu. Nie był w stanie zmusić
się do tego by zniszczyć i to. Chciał mieć coś co by mu ją przypominało choćby
to miała być zniszczona fotografia. Miał wielką nadzieję, że po powrocie do
kraju będzie nowym człowiekiem. Może nie tak zabawnym i tak lekko podchodzącym
do życia jak dawniej to jednak bez tej goryczy wokół kącików ust i stalowych
oczach, którego nie mógł pokonać.- Żegnaj Julko.- Szepnął wpatrując się w
zdjęcie ukochanej.- Żegnaj na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz