W
dniu ślubu Hanna obudziła się po piątej rano tak jak zazwyczaj. Pracowała w
swoim gabinecie niecałą godzinę, podlała kwiaty wewnątrz i na zewnątrz Oazy, a
potem zjadła późne jak na nią śniadanie. Mimo to i tak skromna kromka chleba z
dżemem z trudem przeszła jej przez gardło.
Z
Patrykiem i Małgośką umówiła się na wyjazd sprzed hotelu około dziesiątej jedenastej,
więc miała dosyć czasu na przygotowania. Dlatego też zdecydowała, że w dniu
swojego ślubu powinna kogoś odwiedzić. I tym kimś wcale nie był Rafał, którego
przez ostatni miesiąc zbywała dużą ilością pracy spotykając się z nim tylko raz
(zamierzała mu wtedy powiedzieć, że nie powinni się widywać, ale ostatecznie
tak miło im się rozmawiało że koniec końców tego nie zrobiła, dając mu tym
samym wyraźny sygnał i zachętę, przez co czuła się trochę nie fair).
-
Mamo, dziś dzień mojego ślubu.- Powiedziała cicho patrząc na zdjęcie
rodzicielki umieszczone na nagrobku, które patrzyło na nią nie dając żadnej
wskazówki.- Czy ja dobrze robię? Wcześniej ten pomysł nie wydawał mi się być aż
tak szalony, ale dziś, gdy ma się spełnić…czy Oaza jest tego warta? I czy
podniosę się po związku z Hubertem? Gdybyś żyła z pewnością byś mnie od
tego odwiodła i pewnie bym cię posłuchała, ale teraz cię tutaj nie ma i…mamo,
tak bardzo chciałabym żebyś mnie przytuliła i powiedziała że wszystko będzie
dobrze.- Wyszeptała na koniec ze łzami w oczach.- Boję się, że znowu się w nim
zakocham a on złamie mi serce, ale jednocześnie chcę tego, chcę odmiany.
Hubert powiedział mi kiedyś, że gdyby nie było smutku nie poznalibyśmy też
radości. I że to paradoksalnie te złe emocje pozwalają nam dostrzec kontrast.
Ja…ja zawsze unikałam takich skrajności nie wychodząc z mojej bezpiecznej
strefy komfortu przez co nie doświadczyłam ani rozpaczy, ani euforii. Nawet
sześć lat temu nie pozwoliłam Hubertowi zbliżyć się do siebie na tyle by wyznać
swój cały swój strach przed odrzuceniem. Ale teraz chce to zrobić. Wiem, że za
jakiś czas pewnie tego pożałuję, ale chcę tego. Ty też sobie to kiedyś
powiedziałaś mówiąc „tak” mojemu ojcu, prawda? I choć żałowałaś mówiłaś, że
nigdy nie zamieniłabyś przeszłości, bo dzięki temu zyskałaś mnie.- Hania
zrobiła krótką pauzę gładząc zimny nagrobek.- Pomóż mi tylko gdy będzie mi
ciężko, dobrze? Bo wiem, że na pewno za jakiś czas będzie. I życz powodzenia.
Hubert….miałam tego nie robić, ale wczorajszego wieczoru znów czytałam o nim w
sieci. Bałam się, że dowiem się o jego rozrywkowym stylu życia czegoś co mnie
do niego zniechęci, tak jak sześć lat temu, ale nie natrafiłam na żadne nowe
skandaliczne wzmianki. Wiem tylko, że spotykał się z jakąś menadżerką
restauracji. Ale rozstali się tej zimy. Prasa nie wspominała o jego innych
miłostkach ani życiu prywatnym w żaden sposób. I sześć lat temu wcale nie
został tatą: to tylko jakaś aktorka usiłowała mu przypisać ojcostwo. A ja z
tego powodu myślałam o nim tak źle…Myślę, że on chyba dojrzał. I w pewnym
stopniu się zmienił, tak jak i ja. Ty pewnie powiedziałabyś, że nauczył się
lepiej ukrywać swoje przywary, ale ja w to nie wierzę. Poza tym obiecałam, że
nie będę wspominać o przeszłości i oceniać go przez jej pryzmat. Dla
mnie jest na razie czystą kartą. Jeśli mnie celowo skrzywdzi, ja też nie
zawaham się go zranić. No, muszę już iść. Chciałam jeszcze na chwilę odwiedzić
twoją przyjaciółkę, panią Iwonę. Jej błogosławieństwo też mi się przyda.
Pół
godziny później, Hanka była już w Oazie. Po szybkim prysznicu, wysuszyła włosy
i zrobiła lekki makijaż: uznała że taka okazja jak własny ślub do tego
obliguje. Potem założyła nową sukienkę i przejrzała się w lustrze. Cholera,
dlaczego w dniu zakupu tej kiecki uznała że czerń doda jej szyku
i elegancji nie zastanawiając się nad tym, że w połączeniu z czarnymi
pantoflami wyglądała jakby szła na stypę?
-
Do diabła.- Zaklęła pod nosem. Gdyby była Pauliną miałaby pewnie na podorędziu
przynajmniej dwie alternatywne kreacje: niestety jej szafa skrywały wyłącznie
uniformy do pracy. A na pożyczenie czegokolwiek było już za późno.- Strój chyba
nie ma aż tak wielkiego znaczenia, prawda?- Spytała odbicie w lustrze, które
jej przytaknęło. Potem zamiast zwykłą gumką spięła włosy luźną klamrą uznając,
że dzisiejszy dzień zasługuje na niewielką zmianę w uczesaniu. Schodząc na
dół dała dyspozycję Pauli, Natalii oraz pani Renacie co do dzisiejszych zadań
do wykonania oraz pracy w hotelu. Chwilę później słysząc parkujący
samochód, wyszła na zewnątrz. Tak jak się spodziewała byli to jej świadkowie
ślubu.
Tylko
jeszcze o tym nie wiedzieli.
Gdyby
ktoś rok temu powiedział jej, że w dniu własnego ślubu poinformuje świadków
ceremonii o tym fakcie uznałaby, iż chyba zwariował albo to ona zwariowała.
Teraz natomiast czuła się zupełnie normalnie. Ale może wszyscy wariaci też tak
myślą?
-
Cóż za punktualność.- Przywitała ją przyjaciółka gdy tylko wsiadła do auta.-
Podasz nam wreszcie przyczynę wyjazdu do Wrocławia? Patryk specjalnie musiał
wziąć urlop w pracy.
-
Gośka…- Strofował żonę mężczyzna.
-
Przepraszam. Ale nie wiedziałam kogo poprosić. Bo wy…- Zaczęła Hanka biorąc
głęboki wdech. Dopiero wtedy dodała:-…chciałam żebyście dzisiaj ze mną
pojechali, ponieważ będziecie moimi świadkami na ślubie.- Dokładnie tak jak się
spodziewała, na tę wiadomość jej rozmówcy umilkli. Dopiero po chwili usłyszała:
-
Dobra, a tak poważnie?
-
Mówię poważnie, Małgosia.
-
Jaka obrażona: żartowałam z tym urlopem Patryka. Nie chcesz powiedzieć, to
nie.- Reakcja Gośki dobitnie uświadomiła Hani jak wielkie szaleństwo właśnie
popełnia skoro nawet popełniająca podobne szaleństwa przyjaciółka jej nie
uwierzyła. Dlatego zaczęła raz jeszcze:
-
To nie żart. Wiem, że to dziwnie wygląda, ale bałam się wam powiedzieć i
dlatego zwlekałam. Aż w końcu minął ponad miesiąc i…
-…okej.
A kto jest tym szczęśliwym przyszłym współmałżonkiem?- Przerwała jej wciąż
sceptyczna Małgorzata.
-
To…To Hubert.
-
Jaki: Hubert? Ostrzeniewski?- Kobieta miała na myśli ich kolegę z podstawówki
który teraz pracował budce z kebabem.
-
Nie. Hubert Skrzynecki.
-
Ten sportowiec? Rany, jakbyś wymyśliła kogoś lepszego to jeszcze bym ci
uwierzyła, choćby Rafała, ale gdy wyjeżdżasz ze sportowcem, którego ledwie
znasz…- Małgosia kontynuowała, ale Hania już jej nie słuchała. Spodziewała się
różnych reakcji na swój komunikat począwszy od: „czy ty masz gorączkę?” poprzez
„o mój Boże, jak to wychodzisz za mąż?!” do „„oszalałaś do reszty kretynko?!”.
Jednakże w żadnej ze swoich stu alternatyw nie przewidziała, że przyjaciółka po
prostu jej nie uwierzy. Patryk też początkowo wyglądał na sceptycznego, ale
teraz łapiąc w przednim lusterku jego wzrok (to on prowadził auto) zauważyła w
nim przerażenie. Bo w tej chwili jej uwierzył. Ale on wiedział o niej i Hubercie
dużo więcej.
- Cicho już, Gośka!- Przerwał w pewnym
momencie monolog żony.- Hanka, postradałaś rozum? To w ten sposób chcesz
uratować Oazę?
-
Patryk, przecież ona nas wkręca, nie widzisz?- Wtrąciła się Małgorzata, ale on
ją zignorował czekając na odpowiedź Hanki.
-
Właśnie dlatego nie chciałam wam o tym mówić.
–
Bo byśmy cię od tego odwiedli!- Krzyknął Patryk. Potem gwałtownie zmienił pas ruchu
zawracając.
-
Co ty robisz?
-
Wracamy do Oazy.
-
Patryk, nie wygłupiaj się.
-
Ja się tutaj wygłupiam? Ja?!- W życiu nie widziała tak zagniewanego przyjaciela
jak teraz gdy wyłączając silnik auta odwrócił się do niej do tyłu z poziomu
fotela kierowcy wlepiając wściekły wzrok. Dobrze, że Małgosia taktownie
zamilkła. Ale z drugiej strony cała furia przyjaciela skupiła się tylko na
niej…- Nie wiem jakie układy z nim zawarłaś, ale od początku wiedziałem że jego
kolejny przyjazd tutaj nie wróży nic dobrego.
-
Patryk, podjęłam decyzję.
-
Więc szukaj innych świadków do udziału w tej głupocie.
-
Nie możesz mi tego teraz zrobić.
-
Ty mogłaś stawiając mnie i moją żonę przed faktem dokonanym. Ona w ogóle wie o
tym co zaszło między tobą a tym sportowcem?
-
Hanka, na Boga o czym on mówi?! Ty naprawdę chcesz poślubić dzisiaj tego siatkarza?!
Tego którego spotkałyśmy prawie półtora miesiąca temu na parkingu? Postradałaś
rozum? Jak do tego doszło?! Ty go o to poprosiłaś? Zrobiłaś to by zdobyć
pieniądze na uratowanie Oazy spokoju?- Nagłe krzyki rozbrzmiewające w aucie
rozbawiłyby Hanię gdyby nie fakt, że to ona była ich przyczyną. I tak przez
następne pół godziny musiała wyjaśniać przyjaciołom, że naprawdę przemyślała to
co chce zrobić, że to jej świadoma decyzja i że oni nie powinni próbować na nią
wpłynąć. Po krzykach nadeszła więc pora na wymowne milczenie gdy zarówno Patryk
jak i Gośka unikali nawet jej wzroku. Dlatego spróbowała po raz ostatni:
-
Żałuję, że postawiłam was niejako pod ścianą. Ale chciałam uniknąć właśnie
takie dyskusji. Bo nie zmienię zdania. A jeśli wy nie chcecie w tym
uczestniczyć…to trudno. Pojadę na swój ślub sama i znajdę jakichś przypadkowych
świadków na ulicy przez urzędem. Ktoś będzie musiał się zgodzić…
-
Czekaj.- Zatrzymała ją Gośka gdy tamta już sięgała po klamkę od drzwi.- Nie mam
pojęcia o co w tym wszystkich chodzi, choć najwyraźniej mój mąż ma
większe.- Dodała wymownie patrząc na Patryka z wypisaną obietnicą pretensji na
twarzy.- Ale na pewno nie zostawię cię w tym wszystkim samej. Jesteś dla mnie
jak siostra i skoro to twoja świadoma decyzja, to ufam jej i niech tak będzie.
Wciąż mam tylko żal o to, że nie powiedziałaś mi wcześniej. Później poważnie
sobie pogadamy.
-
Jasne. Czy to oznacza, że możemy jechać? Patryk?- Hania spojrzała na niego
błagalnie. Ten ciężko westchnął.
-
Naprawdę tego chcesz? Wiesz na co się piszesz? I przede wszystkim: czy jesteś
pewna Huberta?
-
Tak.- Nie musiała dodawać nic więcej. Po chwili usłyszała dźwięk zapalanego
silnika i ruszyli w dalszą drogę. A Hania jeszcze nigdy nie czuła się tak
niezręcznie w towarzystwie swoich przyjaciół.
Ponad
trzy godziny później parkowali już przed urzędem. Monotonna podróż uspokoiła
Hankę, której nerwy zaczęły udzielać się z powrotem. Wydawało jej się nawet, że
jej własne kroki mają dużo wolniejsze tempo, jakby nawet czas chciał
powstrzymać ją przed popełnianym właśnie głupstwem. I gdy stawiała już ostatni
krok znajdując się na drugim piętrze zrozumiała, że jej przyjaciele mieli
rację.
Oszalała.
Tylko
tak można tłumaczyć potajemne małżeństwo ze sławnym sportowcem po zaledwie
kilkunastu dniach znajomości tylko po to by zachować Oazę spokoju. Co ona do
diabła wyprawiała?! Przecież małżeństwo to nie jest zabawa: według prawa
kanonicznego zawierane jest na całe życie i nawet śmierć go nie kończy.
Dlaczego więc ona kpiła sobie z tej świętości dobrze wiedząc, że ją z Hubertem
nie łączyła żadna silna więź? Jak mogła planować, że po wszystkim tak po prostu
się rozejdą? Skoro sama ceremonia nie miała dla niej znaczenia to co powinno je
mieć? I czy naprawdę zaprzedawanie własnych przekonać i duszy jest tego warte?
-
Hanka.- Słysząc swoje imię odwróciła się w kierunku źródła głosu. Nie od razu
rozpoznała, że należał on do Huberta zmierzającego właśnie korytarzem w jej
stronę.- Bałem się że nie przyjdziesz.- Dodał podchodząc bliżej. Potem
przywitał się z Patrykiem i Gośką. Ich marsowe miny mówiły dobitnie to, czego
nie wyrazili słowami. Eufemistycznie mówiąc, nie wyglądali na zachwyconych. -
Musicie iść do pokoju numer osiem, my za chwilę do was dołączymy.- Polecił im.
Gdy zostali z Witwicką sami, przyjrzał jej się uważniej. Była blada i wyglądała
na przerażoną. I choć takie same emocje jeszcze chwilę wcześniej targały nim
samym, teraz się uśmiechnął.
-
To ja miałem stać zaryczany, pamiętasz? Ty miałaś śmiać się do rozpuku
wspominając moje niefrasobliwe oświadczyny.
-
To nie najlepsza pora do żartów, Hubert. – Odparła mu głęboko oddychając.
-
I coś ty na siebie włożyła? Ktoś umarł?
-
Odczep się od mojej sukienki!- Syknęła czując że z powodu nagromadzonych emocji
zbiera jej się na płacz, choć sama przy ubiorze miała podobne spostrzeżenia.
Ale jego uwaga była kroplą, która przelała czarę goryczy. Dodatkowo dobry humor
Skrzyneckiego wyraźnie ją zirytował. Chociaż gdy mu się dokładniej przyjrzała
zobaczyła, że jego rozpalona twarz jest dowodem na to, że nie traktował tego
tak lekko jak chciał pokazać. Dlatego dodała już spokojniej:- Nie miałam innej.-
I choć na usta cisnął mu się kolejny żart, jej odpowiedź sprawiła, że go nie
wygłosił. Ile rzeczy sobie jeszcze odmawiała byleby tylko przedłużyć żywot Oazy
spokoju?
-
Po ślubie kupię ci sto sukienek.- Obiecał poważnie co wywołało na jej twarzy
delikatny uśmiech rozluźnienia. I choć byli w urzędzie, właśnie w tej
chwili Hubert nachylił się nad Hanką składając na jej ustach czuły pocałunek.-
Tęskniłem za tobą.
-
Gdyby tak było to byś przyjechał.
-
Przekalkulowałem to sobie i doszedłem do wniosku, że jeśli załatwię wszystkie
swoje zawodowe sprawy będę mógł spędzić z tobą po ślubie dużo więcej dni zanim
wyjadę.- Odpowiedział i w ramach przekory dodał po dłuższej pauzie:- I nocy.
-
Przestań już.
-
Denerwuje cię ten temat?
-
Ty mnie denerwujesz.- Odparła mu. Hubert
uśmiechnął się wciąż wpatrzony w jej twarz. Naprawdę za nią tęsknił.
Wiedział jednak, że gdyby przyjechał do Pralkowa przed ich ślubem, nie byłby w
stanie odjechać. A tak załatwił wszystkie swoje niezbędne zawodowe
i biznesowy sprawy. Nic nie zakłóci mu miodowego miesiąca. Ani nikt.
Przez
chwilę stali we dwójkę patrząc na siebie w milczeniu, dopóki nie przywołał ich
głos urzędniczki. Po potwierdzeniu tożsamości polecono całej ich czwórce
poczekać na początek ceremonii.
I
już za chwilę mieli wyjść z pokoju nie tylko jako Hubert i Hania, ale mąż i
żona.
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Gdy
Hubert wyjechał z menadżerem, Hania w końcu wyszła z ukrycia z hotelowego
pokoju w którym pozostawała od chwili
ich nieszczęsnego spotkania podczas którego zamknęła drzwi nie chcąc z nim
rozmawiać. Chyba jeszcze nigdy tak dokładnie nie wysprzątała żadnego
pomieszczenia. Potem udając, że wszystko jest w porządku zajęła się
zwyczajowymi pracami w hotelu. Trzymała się dzielnie aż do wieczora. Wtedy to
weszła do pokoju w którym przez
ostatnie kilka tygodni mieszkał jej chłopak.
Powitała
ją pusta i brak zwyczajowo rozłożonych książek i filmów na półce gdzie stał telewizor.
Łóżko było dokładnie posłane a na krześle nie wisiała żadna sportowa bluza. Nie
było ich też zapewne we wnętrzu starej szafy. Mimo to lekko uchyliła jej
wnętrze patrząc na rząd pustych wieszaków. Dotykając ich czubkami palców,
wzięła głęboki wdech. Nie czuła jednak żadnego zapachu. Sam pokój też był
dobrze wywietrzony. Nic, nawet żadna ulotna woń perfum czy wody kolońskiej nie
dotarła do jej nozdrzy.
Zupełnie
tak jakby Huberta Skrzyneckiego tutaj nigdy nie było: jakby nigdy nie śmiali
się razem przekomarzając się siedząc na dywanie. Albo nie oglądali filmów na
łóżku zajadając się jakimiś przekąskami. Jakby nie czuła się bezpiecznie w jego
objęciach. Przecież to wszystko się wydarzyło, te emocje, jej uczucia: nie
wymyśliła sobie tego. Dlaczego więc teraz musiała żyć tak jakby to się nigdy
nie stało? Dlaczego musiała udawać, że nie wie kim jest Hubert Skrzynecki?
-
Haniu, jesteś tutaj? Haniu? Renata powiedziała mi, że tutaj sprzątasz.- Słysząc
głos mamy zamrugała kilkakrotnie oczami by odgonić łzy. Niestety jej oczy i tak
były ich pełne, więc był to daremny trud.- Właśnie wróciliśmy z Kacprem
z targów, jestem tak bardzo zmęczona a zarazem podekscytowana że…coś
się stało kochanie?- Zakończyła pani Irena pytająco widząc zapłakaną twarz
córki. Podeszła do niej zaniepokojona.- Haniu?- Hania chciała odpowiedzieć, ale
głos odmówił jej posłuszeństwa. Zamiast tego pokręciła tylko głową. Szkoda
tylko, że jakby w geście zaprzeczenia, z jej oczu potoczyły się kolejne łzy.-
Boże, dziecko, nie strasz mnie. Coś cię boli?
-
Nnie.- Wydukała w końcu Hanka dłuższą chwilę później gdy obie usiadły na łóżku,
a ona zdołała się nieco uspokoić.
-
Więc? Jeśli coś w Oazie potoczyło się nie po twojej myśli, możesz mi
powiedzieć. Nie będę zła.
-
Nie. Z hotelem…wszystko dobrze. Dostawa…przebiegła…pomyślnie. Z gośćmi…też.
Ja…ja po prostu…
-
Co?
-
On wyjechał.- Wyrzuciła w końcu z siebie bezradnie. Pani Irena w pierwszej
chwili nie miała pojęcia o co chodzi, ale po głębszym zastanowieniu dodała dwa
do dwóch. Ten pokój, dzisiejsze wykwaterowanie Huberta Skrzyneckiego, ciągłe
przesiadywanie Hanny razem z tym siatkarzem…mimo to musiała się upewnić.
-
Masz na myśli tego sportowca, który tutaj mieszkał?- Przytaknięcie córki
sprawiło, że serce zaczęło jej bić szybciej. Dlaczego zbagatelizowała
zagrożenie? Dlaczego widząc zauroczenie córki przystojnym młodzieńcem nie
zdusiła go w zarodku ufając w jej rozsądek? Przecież gdy w grę wchodziły
uczucia, on się nigdy nie liczył. Na dodatek ona sama jeszcze specjalnie
oddelegowała córkę do bezpośredniej obsługi serwisowej tego chłopaka ufając
dyskrecji Hani tym samym umożliwiając sportowcowi jej uwodzenie. Na dodatek
przez swój trzydniowy wyjazd na targi i nieobecność…o nie. Tylko
spokojnie, nakazywała sobie w myślach. Nie wyprzedzaj faktów.– Czy coś was
łączyło?- Kolejne skinięcie głową jeszcze bardziej ją załamało.- Hania czy
całowałaś się z tym chłopcem?- Spytała pani Irena wprost przepełniona trwogą
widząc poczucie winy malujące się na twarzy córki. Potem pełna złych przeczuć
dodała:- Boże, chyba się z nim nie przespałaś?! Czy ty jesteś w ciąży? To dlatego
płaczesz?!
-
Nie, nie jestem w ciąży. – Odparła jej Hanna rwącym się głosem od
powstrzymywanego płaczu. Ostatnie na co miała ochotę to kłótnia z matką. Miała
nadzieję, że zakończy w ten sposób dyskusję, ale jak się szybko okazało swoją
odpowiedzią zasiała jeszcze większy zamęt w głowie matki.
-
A odpowiedź na pierwsze pytanie?
-
Hm?
-
Doszło do czegoś między wami?
-
Tak.
-
A więc możesz być w ciąży, tak?!
-
Nie mamo, nie spałam z nim: miałam na myśli to, że wymieniliśmy tylko kilka
pocałunków, przytulaliśmy się i ściskaliśmy, więc możesz przestań już krzyczeć.-
A oprócz tego „tylko” rozmawialiśmy długimi godzinami, „tylko” poznawaliśmy
się. Oprócz tego „tylko” obiecał, że zabierze mnie na swój mecz, pokaże cały
świat, a jego każdy uśmiech do mnie wyrażał uczucie, dodała w myślach.
-
Bogu dzięki, kamień spadł mi z serca.- Westchnęła ciężko starsza z kobiet. Po
czym wypatrując fałszu na twarzy Hani spytała zaraz:- Nie kłamiesz prawda?
Tylko pocałunki?
-
Tak, tylko pocałunki.
-
Więc dlaczego płaczesz?
-
Bo on wyjechał a ja się w nim zakochałam. Nie mogę więc trochę popłakać? Musiał
od razu zrobić mi dziecko żebym miała do tego prawo?- Tak arogancka odpowiedź w
innym czasie i okolicznościach pewnie wywarłaby wrażenie na pani
Irenie, ale teraz wykazując się niezwykłym nawet jak na nią zrozumieniem,
postanowiła puścić te niesubordynację mimo uszu.
-
Nie kochanie, ale zrozum że moja podejrzenia nie były bezpodstawne. Spędzałaś z
nim dużo czasu, a oboje wiemy jaką miał reputację. i uwierz mi: dobrze że
wyjechał teraz i złamał ci tylko serce niż gdyby zmarnował ci życie
obarczając niechcianą ciążą. Gdyby spotkało cię to samo co mnie…- Irena
Witwicka pogrążyła się w swoich myślach przypominając sobie moment gdy
dowiedziała się, że jest w ciąży: o dziwo w jej wspomnieniach nie tak straszny.
A potem inny, niczym w kalejdoskopie przesuwający się jak obraz w jej umyśle, gdy
wielokrotnie wybierała zapisany na kartce w kratkę numer. Jak idiotka, dopiero
za którymś z kolei razem rozumiejąc w końcu, że to wcale nie żaden błąd w
połączeniu tylko nieprawdziwie zapisany krąg cyfr przez jej kłamliwego amanta.
Potem te spojrzenia ludzi, na poły współczujące na poły litościwe; i
koleżanek które już mniej zgrabnie skrywały złośliwą satysfakcję, że ktoś
stawiany za wzór spadł z piedestału kończąc tak marnie jak im się wtedy
wydawało. Bluzgi ojca i wyzywanie od najgorszych; krzyki matki by
spróbowała skontaktować się z ojcem dziecka pod groźbą wyrzucenia z domu
proszącej choćby o jego nazwisko…Nawet teraz poczuła gęsią skórkę na ramionach
na samo wspomnienie tego dramatycznego okresu.- To byłoby straszne, nawet nie
wiesz jakie to ciężkie brzemię.- Dodała na koniec jakby do siebie nie do końca
zdając sobie sprawę z wydźwięku własnych słów.
-
Dobrze wiedzieć, mamo.- Mrugnęła tylko Hania pozwalając swoim łzom w końcu
spłynąć. Ale tym razem to nie były łzy spowodowane nieodwzajemnioną miłością do
Huberta: po prostu w końcu jej matka powiedziała na głos to o czym ona w głębi
swojej podświadomości wiedziała, ciągle spychając ten fakt w najciemniejszy
zakamarek swojego umysłu. Bo zawsze była dla matki tylko niechcianym
ciężarem i niesławną pamiątką po turyście, który kiedyś ją porzucił. Nie
sądziła tylko, że nazwanie rzeczy po imieniu będzie tak boleć.
-
Haniu, dziecko przecież nie miałam na myśli ciebie.- Do pani Ireny w końcu
zaczęło docierać jak zabrzmiały jej słowa w oczach córki.
-
Jasne, wiem. Wiem, że złamałam ci życie ale to nie moja wina. Wiem, że byłam
cholerną wpadką, ale nie musisz mówić że nic gorszego nie mogłoby cię spotkać.
To obelga dla ludzi, którzy w pożarze stracili cały swój dobytek łącznie z
rodziną albo dla matki która dowiaduje się że jej syn którego tak bardzo
kochała jest mordercą. Poza tym bez urazy, ale z tego co mi wiadomo nie byłam
owocem przymuszenia lub innego aktu zniewolenia cię przez obcego mężczyznę. Tak
czy inaczej bez obaw: jestem już wystarczająco dorosła by poradzić sobie
sama i „ciężar” zniknie.
-
Hanna, jak możesz myśleć że jesteś dla mnie ciężarem?! Byłaś i jesteś dla
mnie wielkim cudem. Jesteś dla mnie najważniejsza jak inny tym na świecie.-
Starsza z kobiet także zaczęła płakać. – Dlatego to tak boli, twój ból rani
mnie po tysiąckroć bardziej niż mój własny. Żadna matka nie jest w stanie
znieść cierpienia swojego dziecka. I każda chce oszczędzić mu skutków
błędnych decyzji które sama popełniła w przeszłości. A twój smutek i
płacz…on po prostu rani moje serce.
-
Więc dlaczego zawsze to powtarzasz?!- Krzyknęła w końcu Hanka odpychając dłoń
matki, którą tamta w bezradnym geście pocieszenia położyła na jej plecach.-
Przy każdej możliwej okazji dając mi odczuć, że jestem dla ciebie tylko
pomyłką?!
-
Przecież ja nigdy nie powiedziałam…- Urwała kobieta zdając sobie sprawę, że
przecież przypadkiem wypowiedziała te słowa właśnie teraz.
-
Nie musiałaś tego mówić. Widzę jak mnie traktujesz, inni też to widzą.
Troszczysz się o mnie, o to bym miała co jeść i w co się ubrać, ale czy
kiedykolwiek mnie pochwaliłaś? Wiesz, że odkąd wyszłam z wielu
niemowlęcego nigdy mnie z własnej woli nie przytuliłaś? To zawsze ja do ciebie
przychodziłam pierwsza. Ale gdy miałam dwanaście lat to do mnie w końcu
dotarło: na palcach jednej ręki jestem w stanie zliczyć te okazje które
nastąpiły po tym okresie, wiesz?!
-
Haniu…
-
Nie, bo jeśli teraz tego nie powiem to już nigdy. Wiem, że z powodu tego co
zrobił ci mój ojciec trudniej jest ci mnie kochać. Ale to nie moja wina. Nie
będę już za to przepraszać całym swoim zachowaniem.
-
I nie musisz, córeczko…
-
Nawet zamierzałam z nim wyjechać.- Kontynuowała Hania jakby w zamyśleniu.-
Chciałam wyjechać z Hubertem Skrzyneckim by już nie być dla ciebie ciężarem.
-
Boże, dziecko.
-
Bo nie mogłam już dłużej znieść faktu, że nie potrafisz mnie kochać. Nie mogłam
patrzeć na to jak przekomarzasz się z Kacprem tak jak ze mną nigdy tego nie
robisz. Jak pani Janina przytula Paulinę niby poprawiając jej ubranie. Ona
zawsze tak bardzo irytowała się tymi czułościami matki a mi chciało się wtedy
płakać, bo oddałabym wiele byś ty tak mnie traktowała. I robiłam wszystko
co mogłam by to zdobyć. Nigdy się nie spóźniałam, szanowałam twoje zdanie, nie
okłamywałam cię. Nie imprezowałam jak moi rówieśnicy, nie spędzałam nocy poza
domem, nie piłam, byłam wzorową uczennicą. Ale to i tak nie wystarczało.
Dlatego po szkole każdą wolną chwilę pracowałam w Oazie by choć zaskarbić sobie
twoją wdzięczność. Wybierałam zmianę brudnej pościeli i mycie podłogi zamiast
spotkania z przyjaciółmi przy ognisku. Ale ty i tak mnie nie pokochałaś. Gdy
poznałam Huberta…sądziłam, że chociaż on zdołał mnie pokochać. Zwłaszcza gdy
zaproponował mi wyjazd ze sobą. Tyle, że okazało się iż dla niego to nic nie
znaczyło. Byłam dla niego tylko rakiem na bezrybiu jak wyraził się jego kolega.
-
Tak bardzo mi przykro. Kochanie…- Pani Irena, nie nawykła do okazywania uczuć,
teraz niepewnie próbowała objąć córkę. Ta jednak na to nie pozwoliła.
-
Spokojnie, nie zmuszaj się do tego. Teraz już przynajmniej nie musisz udawać że
cię obchodzę.
-
Co ty pleciesz, Haniu? Jak możesz myśleć, że mnie nie obchodzisz?! Jesteś
jedyną rzeczą w moim życiu, za którą jestem wdzięczna. Wszystko bym za
ciebie oddała. Owszem, nie planowałam ciąży i nie cieszyłam się na wieść o
nią, nie będę udawać że nie żałowałam swojego krótkiego romansu z twoim ojcem, ale
gdy się urodziłaś…gdy się urodziłaś sprawiłaś, że moje życie miało sens. I
gdybym nawet mogła cofnąć czas zmieniając przeszłość by uniknąć błędu którego
popełniłam nie zrobiłabym tego, a wiesz dlaczego? Bo dzięki niemu zyskałam
ciebie.- Mówiła kobieta patrząc na zapłakaną twarz córki nie zważając na
płynące z jej własnych oczu łzy.- Ale moja miłość jest tak wielka, że bałam się
o ciebie. Już w momencie gdy pierwszy raz trzymałam cię w swoich
ramionach….mój mały cud…moją małą dziewczynkę nie chciałam by spotkało cię nic
złego. Pragnęłam byś wyrosła na silną, niezależną i pewną siebie kobietę, która
poradzi sobie z każdymi przeciwnościami losu. Nawet przez myśl by mi nie
przeszło, że moje metody sprawią, iż zwątpisz w moje uczucie.
-
Nie wiem czy mogę ci wierzyć, czy mówisz prawdę.
-
Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.- Głos pani Ireny wyraźnie się rwał. Nagle
dotarło do niej, że nie pamięta kiedy ostatni raz wypowiedziała te słowa do
własnej córki. I ile nieszczęścia jej dołożyła, jak bardzo w ciągu minionych
lat Hania musiała przeżywać brak okazywania jej uczuć i nadmierną surowość
matki.- Boże, co ja zrobiłam. Nie mów mi, że jest już za późno. A jeśli nawet
to…to bądź przy mnie. Pozwól sobie pomóc i cię wspierać.- W końcu, po
dłuższej chwili, wciąż płacząc obie kobiety padły sobie w ramiona mocno się
obejmując. Nie bardzo było tylko wiadomo kto kogo właściwie pociesza.
Tej
nocy mało spały dużo rozmawiając i wspominając. Pani Irena opowiedziała też
przebieg targów oraz kilka ciekawostek, które z nich wyniosła. Gdy jej córka
zasnęła wciąż tuliła ją w swoich objęciach. I choć początkowo zamierzała
delikatnie się z nich wyswobodzić, po chwili zmieniła zdanie. Przypominając
sobie te liczne okazje przy których skąpiła Hani swoich objęć teraz zamierzała
przytulać ją jak najczęściej.
Zasnęła
dużo później niż córka wciąż przeżywając w duchu ich dzisiejszą rozmowę. Bo
mało brakowało, a nieświadomie poprzez dobór niewłaściwych środków straciłaby
ją na zawsze. Co by się stało gdyby Hanna
wyjechała z tym Hubertem? I jak bardzo samotna musiała się czuć, jak bardzo być
zdesperowana by zdecydować się na ten krok? A ona niczego nie zauważyła…
-
Moje kochanie.- Szeptała ze łzami w oczach patrząc na śpiącą twarz Hanki.- Moja
kochana córeczka.- Powtarzała obiecując sobie w duchu, że od teraz będzie się
starała wynagrodzić córce lata cierpień i niepewności. I przede wszystkim
przestanie uważać, że okazywanie uczuć jest oznaką słabości. Od dzisiaj
zamierzała okazywać je córce tak często jak tylko się da. Miała szczerą
nadzieję, że nie jest już za późno. Nie zapomniała też o drugim problemie Hani jakim
było złamane serce. Z całej duszy żałowała, że przyjęła Huberta Skrzyneckiego pod
swój dach. A jeszcze bardziej żałowała tego, że paradoksalnie to właśnie jemu
zawdzięczała możliwość zmiany swojego zachowanie. Bo gdyby Hania go nie poznała
być może nigdy nie wyznałaby swoich bolączek. I może przez całe życie żyłaby
w przekonaniu, że własna matka jej nie kocha.
To
nie był jeszcze koniec. Przed nimi dwiema była jeszcze długa droga: dzisiejszy
dzień pojednania był dopiero kroplą w morzu, zapowiedzią tego jak może ułożyć
się ich relacja. Ale jeśli ona sama się nie zmieni, jeśli po tym wszystkim
będzie zachowywać się jak przedtem, Hania nigdy jej już nie wybaczy i nie
zaufa.
To
nie było dla niej łatwe.
Bo po tym, jak w wieku dziewiętnastu lat została
skrzywdzona i porzucona, Irena Witwicka wyzbyła się sentymentów. Dlatego każda
czułość czy gest pocieszenia była dla niej trudna, szczególnie wobec własnej
córki, którą chciała wychować na twardą, odporną na ludzką podłość kobietę,
która nie pozwoli omamić się pierwszemu lepszemu gładkomówcy. Ale dziś obiecała
sobie, że się tego nauczy, że znowu otworzy swoje serce na emocje, chociaż szczelnie zamknęła je prawie dwadzieścia lat
temu.
OBECNIE
Zmiana
stanu cywilnego trwała niecały kwadrans. Myślałby kto, że tak ważna decyzja
będzie wymaga chociaż godziny, myślała Hania. Albo jej połowy. A tu proszę: po
paru minutach przemowy na temat roli małżeństwa, która chyba ma na celu
wystraszenie ewentualnych niepewnych i niezdecydowanych, kierownik urzędu kazał
im powtórzyć słowa przysięgi i nałożyć obrączki. Na koniec podpisali akt
małżeństwa i było po wszystkim. Urzędnik pogratulował im jeszcze wychodząc z
sali, dając czas na ewentualne gratulacje najbliższych.
Zupełnie
zbędne w ich przypadku, ale mimo wszystko dość taktowny gest.
-
Zrobić wam zdjęcie?- Zaproponowała Małgorzata chyba tylko po to by przerwać
milczenie, gdy całą czwórką po prostu stali w miejscu dobrą minutę po odejściu
urzędnika. Hanka z Hubertem spojrzeli na siebie.
-
To nie jest konieczne…
-
Tak.- Odparli prawie jednocześnie świeżo upieczeni małżonkowie. Patryk rzucił
wtedy Witwickiej wymowne spojrzenie mówiące: „właśnie widzę jak będzie wyglądał
ten wasz związek”.
-
Dobrze, w sumie możemy mieć jakąś pamiątkę.- Zreflektowała się. Chwilę później
uśmiechnęła się w stronę komórki, której wbudowanym aparatem przyjaciółka
robiła zdjęcie.
-
Możesz się trochę schylić Hubert? I obejmij ją: wyglądacie jak para obcych a
nie nowożeńcy.
-
Bo to jest para obcych.- Rzucił pod nosem Patryk. Hania puściła to pomimo uszu,
ale Hubert zareagował inaczej.
-
Ty wiesz o tym najlepiej, prawda?- Spytał pozornie lekkim tonem, ale w jego
oczach czaiła się złość. Złość spowodowana faktem, że gdyby sześć lat temu ten
dzieciak nie mieszkał się w jego związek z Hanką być może wszystko
potoczyłoby się inaczej.
-
Żebyś wiedział. I twoje niewypowiedziane groźby nie robią już na mnie wrażenia:
nie mam już dwudziestu lat. I nie zamierzam też udawać, że cieszę się że tutaj
jestem. Gdybym wiedział wcześniej po co Hania ściągnęła mnie tu z żoną nie tylko
odmówiłbym przyjazdu, ale próbowałbym ją odwieść od tego szaleństwa.
-
Zaraz, zaraz: chcesz powiedzieć że nie znaliście celu tej podróży?- Spytał
Hubert z niedowierzaniem. Potem spojrzał na swoją żonę, która uciekła
przed nim wzrokiem.- Hania?
-
Co: Hania?- Wzruszyła ramionami młoda kobieta.- A jak miałam im to powiedzieć?
-
Może używając słów w stylu: „czy zostaniecie świadkami na moim ślubie”?
-
Trzeba było wziąć swoich znajomych.- Odcięła się.
-
Pewnie już zapomniałaś, ale chciałem to zrobić. Tylko moja przyszła żona wolała
zachować nasz ślub w tajemnicy a wspólna podróż trzech sławnych sportowców
mogłaby wzbudzić zainteresowanie prasy.
-
No tak, jakże bym mogła zapomnieć, że jesteś taki popularny i masz samych równie
popularnych znajomych…
-
Możemy chociaż wyjść z urzędu i kłócić się na zewnątrz?- Zasugerowała Gosia.
-
Przecież się nie kłócimy.- Zaoponował Hubert. Po chwili jednak cała czwórka
zgodnie opuszczała budynek Urzędu Stanu Cywilnego.
Problem
pojawił się już na parkingu kiedy Hania zaproponowała przyjaciołom wspólny
obiad w pobliskiej restauracji. Jej mężowi natomiast nie było to w smak,
ponieważ chciał by spędzili tę resztę dnia tylko we dwoje. Ponadto zanim wrócą
do Pralkowa będzie już wieczór a w planach miał jeszcze wstąpienie do
pośrednika nieruchomości. Nie sprzeciwił się jednak zdaniu żony. Nawet jeśli
pół godziny później, siedział przy stoliku z wrogo usposobionym Patrykiem
podczas gdy jego ona szeptała obok coś do przyjaciółki. Zresztą w obecnej
chwili też była do niego negatywnie nastawiona, więc może to i lepiej? Przez
ten czas obydwoje powinni ochłonąć.
-
To był twój pomysł? To małżeństwo?- Spytał go po jakimś czasie Patryk. Hubert
przez chwilę zastanawiał się na ile kierowała nim zwykła ciekawość a na ile
chciał przerwać panującą między nimi ciszę.
-
Tak.
-
Dlaczego?
-
Jak to dlaczego: a po co ludzie biorą ze sobą ślub?- Uciekł przed odpowiedzią
Skrzynecki nie mając pojęcia ile powiedziała przyjaciołom o ich relacji Hanka.
Chociaż sądząc po tym czego się już zdążył dowiedzieć to bardzo niewiele. Mimo
to, chciał pozostawić tę kwestię do rozwiązania jej.
-
Ty mi powiedz.
-
Ostatnio gdy cię widziałeś nie byłeś taki hardy.
-
Jak już wcześniej powiedziałem, nie mam już dwudziestu lat. Więc?
-
Spytaj Hanki.
-
Ale pytam ciebie.
-
Rany, aleś ty męczący.- Westchnął Hubert ocierając pot z czoła.- Daj mi
odetchnąć chociaż dzisiaj.
-
Nie wyglądasz najlepiej.- Powiedział szczerze Patryk. W odpowiedzi usłyszał
śmiech Skrzyneckiego.
-
Widzisz? A jestem żonaty tylko pięć minut.- Wbrew sobie i antypatii do
siedzącego naprzeciwko mężczyzny, Patryk się uśmiechnął.- Hanka serio nie wyjawiła
wam, że będziecie naszymi świadkami ślubu?
-
Tak. Nikomu w Pralkowie też nie powiedziała. Innym przyjaciółkom także
nie. Któraś by nie wytrzymała i się wygadała: jestem tego pewny.
-
Jak pewnie słyszałeś podczas naszej rozmowy w urzędzie, chce utrzymać to w
tajemnicy jak najdłużej się da.
-
Przecież gdy media się dowiedzą potajemny ślub wzbudzi jeszcze większe
zainteresowanie…
-…przynajmniej
w tej kwestii się zgadzamy.- Dokończył Hubert. – Ale nijak nie mogłem jej tego
wyperswadować.- Patryk przypomniał sobie ile razy kilka lat wcześniej rozmawiał
z tym sportowcem wypytując o siatkarskie życie czy grając w warcaby. I
uświadomił sobie, że przecież kiedyś lubił Skrzyneckiego. Był szczerym,
zabawnym chłopakiem, mającym dystans do siebie i innych. Nie zachowywał się też
tak, jakby odbiła mu szajba z powodu tego co osiągnął w tak młodym wieku. No,
może ich ostatnie spotkania sprzed sześciu lat napędziło mu stracha, ale koniec
końców uważał go za równego gościa. Ba, siatkarz był nawet jego sportowym
idolem. To dlatego teraz dodał tonem wyjaśnienia:
-
Posłuchaj, to nie jest tak że chodzi o ciebie. Czepiałbym się każdego faceta za
którego wyszłaby Hanka po kilku dniach znajomości. Po prostu zaraz po mamie,
siostrze i żonie jest dla mnie najważniejszą kobietą w życiu. Chcę by była
szczęśliwa, a z szaleństwa zazwyczaj nic dobrego nie wynika.
-To
też jest mój cel. Wiem jak ciężko było jej w ciągu ostatnich miesięcy po
śmierci matki. I nie zapominaj, że znamy się trochę dłużej niż kilka dni.
To nie jest całkiem przypadkowy związek.
-
Ale nie za wiele wiecie o sobie nawzajem. Ponadto z tego co wiem
zaplanowaliście ten krok bez ustalania ważnych szczegółów: jak choćby tego gdzie
zamieszkacie po ślubie.
-
Wynająłem nam mieszkanie niedaleko Oazy, formalności zgodnie z umową miałem
dopełnić po przyjeździe gdy wygląd zdjęć poszczególnych pomieszczeń będzie
odzwierciedlał stan faktyczny…
-…rzeczywiście,
przygotowanie godne pochwały. Więc nawet nie widziałeś swojego nowego domu, nie
wiesz jakie ma wyposażenie, czy coś nie wymaga naprawy. Ba Hanka, nawet nie zna
jego adresu…
-…bo
to miała być niespodzianka. Poza tym: czy ty naprawdę twierdzisz, że umeblowane
mieszkanie czy dom jest wyznacznikiem udanego małżeństwa?
-
To miał być tylko przykład ilustrujący problem. Bo chyba
zapomniałeś o tym, że żyjecie w dwóch zupełnie różnych światach. Jak
chcesz by teraz wyglądało życie Hanki? Przecież oboje wiemy, że za
jakiś czas wszyscy się o was dowiedzą i stanie się osobą publiczną-
przynajmniej w przekonaniu większości ludzi, którzy będą ją oceniać i
krytykować według własnego widzimisię. Myślisz, że wtedy będzie szczęśliwa?
Wiesz, że zawsze strzeże swojej prywatności? Jak nie lubi by obcy ingerowali w jej
byt, jaka jest niezależna? Nawet nam, swoim przyjaciołom rzadko wspomina o
swoich bolączkach, bo uznaje je za swoje słabości i porażki. Myślisz, że
życie na świeczniku ją zadowoli?
- To nie moja wina, że plotkarskie gazety bardziej niż
moje sportowe osiągnięcia interesuje co dziś na sobie mam albo z kim się
spotykam. Ale postaram się trzymać swoją żonę od tego z daleka.
- Mogłeś więc o tym pomyśleć gdy ustalaliście datę
ślubu. Przecież doskonale wiedziałeś, że pospieszny ślub zainteresuje każdego,
Hania niestety jest pod tym względem bardziej naiwna. Musieliście się pobierać
już teraz?
- Tak.- Oznajmił stanowczym tonem Hubert. Miał gdzieś
opinię Patryka: owszem, może rozsądniej byłoby poczekać, ale jaką miał pewność
że Hanka znowu mu nie ucieknie? Teraz jako jego żonie nie będzie jej tak łatwo
tego zrobić. Niestety pochłonięty własnymi myślami nawet nie spostrzegł, że
jego wypowiedź mogła zostać odebrana przez rozmówcę inaczej.
- Chcesz powiedzieć, że nie wyszła za ciebie by
zachować Oazę?! Zrobiłeś jej dziecko?!- Spytał więc bezpośrednio
Patryk. Podniósł przy tym swój głos na tyle, że siedząca obok Hania usłyszała
to pytanie.
-
Oczywiście, że nie!- Żachnęła się cała zarumieniona. - Nie rozumiem nawet jak
możesz o to pytać, przecież mnie znasz. Poza tym nawet jeśli by tak było to
moja prywatna sprawa.
-
Haniu, ja nie chciałem.- Zreflektował się szybko.- Zamierzałem tylko
powiedzieć…
-
Dość już powiedziałeś, Patryk. – Przerwała mu urażona przyjaciółka. I pomyśleć,
że jeszcze przed chwilą widząc dwóch szepczących obok mężczyzn była przekonana,
że rozmawiają na jakiś neutralny temat: może nawet że Patryk znowu zobaczył w
Hubercie swojego dawnego idola? Teraz jednak zrozumiała jak bardzo to było
naiwne. Tak samo zresztą jak jej przekonanie, że przyjaciele nie będą ciekawi
poznania jej motywów zawarcia małżeństwa.
-
Może zamienimy się miejscami?- Zaproponowała taktownie Gośka, która zupełnie
nie w swoim stylu już drugi raz dzisiejszego dnia rozbrajała i zapobiegała
kłótni. Hania posłała jej uśmiech pełen wdzięczności. Nawet jeśli oznaczało to
konieczność siedzenia naprzeciwko Huberta. Widziała, że był na nią zły: pewnie
po części miał rację, bo ta cała konspiracja jeszcze pewnie odbije jej się
czkawką. Nie zamierzała jednak za nic przepraszać. Nie patrząc na niego,
zabrała się za pałaszowanie swojej porcji frytek na które prawdę mówiąc nie
miała ochoty. Dzisiejszy dzień nie dość, że obfitował w nadmierne emocje to na
dodatek był także piekielnie gorący.
Zaraz
po zjedzonym posiłku, Małgosia podziękowała za zaproszenie i poganiając niezbyt
chętnego do wyjścia Patryka, oznajmiła że wracają do Pralkowa. Na koniec
życzyła jeszcze młodej parze szczęścia. Gdy zostali sami, po kilku minutach Hania
musiała już spojrzeć na męża. I zrozumiała, że jego małomówność wcale nie
wynikała z bycia urażonym.
-
Dobrze się czujesz?- Spytała z troską widząc jego bladą twarz decydując się
puścić w niepamięć ich wcześniejsze sprzeczki.- Nie wyglądasz dobrze.-
Zanim odpowiedział, spojrzał na nią spod oka jakby zastanawiał się czy to nie
kolejna prowokacja.
-
Jestem tylko trochę zmęczony, to wszystko.
-
Ja też wczoraj nie mogłam spać.- Wyznała przypominając sobie swoje rozbiegane
myśli, które nie pozwoliły jej zmrużyć oka.
-
Dzisiejszej nocy też za wiele nie pośpisz.
-
Dlacze…- zaczęła szybko domyślając się o co może chodzić. I choć początkowo
zamierzała zmienić temat jego powstrzymywany uśmiech sprowokował ją do
dodania:- Zobaczymy. Słyszałam, że krowa która dużo ryczy…
-
To prowokacja?- Na szczęście od odpowiedzi uchroniła ją wchodząca właśnie do
lokalu grupka nastolatków, która rozpoznała w Hubercie sławnego siatkarza.
Przez dłuższą chwilę Hania przypatrywała się jak jej mąż podpisuje autografy,
odpowiada na pytania podekscytowanej młodzieży i robi sobie z nimi zdjęcia.
Uśmiechnęła się widząc jak na oko szesnastoletnia dziewczyna rumieni się gdy
Skrzynecki spytał ją o imię. Wyraźnie była nim oczarowana.- Przepraszam, nie
chciałem ich spławiać.- Powiedział kilka minut później powracając do stolika.
-
Nie szkodzi. – Zapewniła.
-
Na czym to skończyliśmy?
-
Wydaje mi się, że…Chyba zbliżają się do nas twoi kolejni wielbiciele.- Dodała
cicho.
-
Szlak by to. Zawołasz kelnerkę? Lepiej będzie jak będziemy się zbierać.
Zazwyczaj tak to działa, że gdy jedna osoba odważy się zaczepić i podejść,
kolejne są już wtedy śmielsze.
***
Kilka
minut później, Hanna wraz z Hubertem jechali autem w kierunku Pralkowa. Ponieważ
mąż wyglądał na zmęczonego, po godzinie drogi zaproponowała by teraz to
ona poprowadziła auto. Co prawda świeżo
upieczony mąż po jej kilku niezbyt płynnych manewrach na drodze zasugerował, że
może lepiej będzie jeśli to on dalej pokieruje, ale Hania puściła jego sugestię
mimo uszu.
-
Przecież masz ubezpieczenie, prawda? Najwyżej stracisz trochę zniżek jeśli
spowoduję kolizję.- Skwitowała po kolejnej próbie nalegania z jego strony.
Słysząc to, Hubert się uśmiechnął przymykając oczy. Prawdę mówiąc nie czuł się
najlepiej i możliwość odpoczynku była mu na rękę. Widocznie dzisiejszy dzień
dostarczył mu taką ilość wrażeń, która mocno go wyczerpała odbierając energię
do cna.
Po
jakimś czasie, usłyszał zaniepokojony głos żony dochodzący do niego z dużym
utrudnieniem. Chciał coś odpowiedzieć i otworzyć oczy, ale ku swojemu
zaskoczeniu nie mógł tego zrobić. Wtedy Hania zaczęła szarpać go nieco
energiczniej a jej głos wyrażał zaniepokojenie:
-
Hubert, Hubert do diaska: wstawaj. Hubert? Matko, jaki ty jesteś rozpalony…czy
ty jesteś chory? To dlatego nalegałeś na pospieszny ślub?
- Tak. Już niedługo zostaniesz bogatą wdową.-
Zdołał się w końcu odezwać mimo iż jego oczy pozostały zamknięte.
-
Idiota.- Mrugnęła tylko zdając sobie sprawę, że jej mąż najwyraźniej tylko usnął.
Chociaż to jego gorące czoło…Powstrzymując niechęć przez strojenie sobie przez
niego żartów, ponownie dotknęła dłonią jego czoła.- Masz gorączkę.- Powiedziała.
-
Gdzie tam, po prostu zgrzałem się przez ten upał.- Zbagatelizował sprawę rozglądając
się przez szybę. Wyglądało na to, że dojechali właśnie pod Oazę, więc spróbował
wstać z fotela. Zrobił to z dużym trudem, bo zakręciło mu się w głowie.
-
W aucie była klimatyzacja. Poza tym ja nie jestem spocona jak świnia.
-
Auć. Jesteś okrutna.
-
Przestań żartować: mam pomóc ci iść?
-
Przyznaj się, że po prostu chcesz mnie dotknąć.
-
Jeszcze słowo i naprawdę cię tutaj zostawię.- Ostrzegła.
-
Mogę iść.- Zapewnił, mimo iż zawroty głowy nie minęły. Hubert żartami próbował
zbagatelizować całą sprawę, ale chyba nie udało mu się zwieść żony.- Pewnie
złapałem jakiegoś wirusa.- Dodał widząc na sobie jej zaniepokojony wzrok gdy dostosowywała
swoje tempo do jego powolnych kroków.
-
W apteczce mam coś na gorączkę. Wtedy poczujesz się lepiej.
-
Tak.- Przytaknął. Dopiero po kwadransie, który jemu zdawał się być wiecznością
powoli wchodził po schodach aż w końcu znalazł się na czwartym piętrze. Wtedy trzymając
się poręczy zrobił krótką przerwę. Od hotelowego „mieszkania” Hanki dzieliło go
jakieś trzydzieści metrów. Miał szczęście, że rozmawiając z recepcjonistą
Pauliną została na dole i nie widziała go w tym stanie.
-
Hubert?- Usłyszawszy swoje imię wypowiedziane znajomym tonem zrozumiał, że
jednak nie miał tyle szczęścia.
-
To tylko zmęczenie i osłabienie spowodowane gorączką, nie patrz na mnie tak
jakbym zaraz miał umrzeć. To miłe, ale nie musisz się aż tak o mnie martwić.
-
Martwić?- Prychnęła.- W moich hotelu nikt jeszcze nie umarł: wiesz jaką miałby reputację
gdybyś ty teraz to zrobił?
-
No tak: Oaza jest najważniejsza.- Uśmiechnął się z trudem dobrze wiedząc jaka
jest prawda. Potem wspólnie z Hanią doszli do jej „mieszkania”. Wówczas
Skrzynecki z ulgą opadł na sofę, patrząc jak jego krzątająca się żona przygotowuje
w pokoju obok gorącą herbatę i zestaw leków. Żona, powtórzył w myślach to
słowo po raz kolejny delektując się nim w myślach. Bo wciąż nie mógł uwierzyć,
że Hanna Witwicka jest jego. Że jest jego żoną.
-
Proszę.- Powiedziała wręczając mu szklankę z parującym żółtym płynem o niezbyt
ładnym zapachu, dwie białe tabletki i termometr. Gdy udało mi się uporać z
lekarstwami dodała:- W zasadzie to niepotrzebnie kazałam ci tutaj przyjść:
mogłeś od razu zostać na trzecim piętrze. Poprosiłam Paulę żeby przygotowała ci
dwudziestkę trójkę. – Nie od razu dodarł do niego zaimek „ci” zamiast „nam”.
Gdy tak się jednak stało zmarszczył brwi.
-
Dlaczego nie mogę spać tutaj?
-
Bo moje łóżko jest za małe.
-
Kiedyś już tutaj spałem. I z tego co pamiętam, z tobą na dodatek.
-
Jesteś na nie za duży, nie wyśpisz się. A potrzebujesz snu żeby dojść do
siebie. Ja bym ci tylko przeszkadzała. Lepiej
bym została na noc tutaj.
-
Nie czuję się aż tak źle: za kilka minut mi przejdzie.
-
Gorączka nie ustępuje tak szybko.
-
Dobrze, więc: śpijmy w pokoju dwadzieścia trzy razem. O ile mi wiadomo gorączka
nie jest zaraźliwa.
-
Musisz wypocząć, Hubert.
-
Chyba nie chcesz się wymigać od nocy poślubnej?
-
Ledwo trzymasz się na nogach.
-
Zawarliśmy umowę.
-
I wypełnię nią, ale gdy będziesz zdrowy. Będziesz miał nawet dwadzieścia swoich
nocy poślubnych tylko teraz idź do łóżka.
-
Obiecujesz?
-
Tak.- Westchnęła nie wiedząc czy śmiać się czy płakać słysząc poważny ton jego
głosu. – Chodź, zaprowadzę cię.
-
Nie możesz zostać ze mną na noc?- Spytał gdy wspólnie pokonali korytarz
wchodząc do wskazanego pokoju.- Będziemy tylko spać, bo w obecnym stanie zdrowia
raczej nie będę dla ciebie zagrożeniem.
-
Nie tym się martwię. Muszę jeszcze trochę popracować.
-
O tej porze?
-
Papierkowa robota. Przyniosłam tutaj twoją torbę: poradzisz sobie z wyjęciem piżamy?
-
Zwykle sypiam bez.- Odparł jej z przyjemnością widząc na twarzy jej konsternację,
którą próbowała ukryć. Miał tak cholernego pecha, że gdy w końcu mógł spędzić z
nią noc był słaby jak kociak.
-
Okej, będziesz jeszcze czegoś potrzebował?
-
Tak. Pomożesz mi się rozebrać? Ja nie mam siły.
-
Dobrze.- Mrugnęła po chwili z uwagą mu się przypatrując najwyraźniej wypatrując
jakiegoś szwindla z jego strony. Huberta by to nawet rozbawiło gdyby nie fakt,
że jego prośba wcale nie była ukrytą prowokacją.- Rozpiąć ci guziki?- Spytała
podchodząc do łózka na którym siedział przymierzając się do zdjęcia jego koszulę.
-
Poproszę.- Hania próbowała podejść do tej czynności zupełnie profesjonalnie
ignorując fakt, że właśnie rozbierała swojego męża. Męża, którego bliskość
oddziaływała na nią z całą mocą nawet pomimo jego choroby. Poczuła się nawet z
tego powodu głupio: Hubert ledwo potrafił utrzymać otwarte oczy płonąc z gorączki
a ona zamiast skupić się na tym by mu pomóc, myślała tylko o fragmentach gładkiej
skóry wyzierającej spod coraz bardziej rozpiętej koszuli…- To nie tak miało
wyglądać.
-
Hm?- Wyrwana z własnych rojeń z trudem skupiła się na słowach męża.
-
Nasza pierwsza noc.
-
Okoliczności zawarcia przez nas małżeństwa były dziwne, więc nic mnie już nie zdziwi.
– Powiedziała szybko kończąc rozpinanie ostatnich guzików koszuli. Potem schyliła
się by zdjąć mu buty. Wtedy Hubert zaprotestował:
-
Z tym sobie poradzę.
-
Gdybyś nie mógł tego zrobić samodzielnie z powodu pijaństwa miałabym to gdzieś,
ale skoro to wynik choroby to zdejmę ci te pantofle, okej? Ja na twoim miejscu
korzystałabym z propozycji, bo nie sądzę bym następnym razem była taka
usłużna.
-
Dziękuję.
-
Nie ma za co. A teraz się kładź.
-
A spodnie?
-
Z tym poradzisz sobie sam.- Powiedziała nakrywając go kołdrą. Późnej położyła
mu na czoło zimny okład.- Wpadnę co ciebie za jakąś godzinę ponownie mierząc
temperaturę. Jeśli nie uda jej się zbić, wezwiemy lekarza. – Zgasić światło?
-
Nie, będę na ciebie czekał.- W odpowiedzi Hania skinęła głową. A gdy zgodnie z
obietnicą po godzinie weszła do pokoju męża, zastała go smacznie śpiącego w
takiej samej pozycji w jakiej go zostawiła. Delikatnie zdjęła mu z głowy
okład a potem elektrycznym termometrem ponowne zmierzyła temperaturę. Na szczęście
gorączka spadła, ale wciąż nie udało jej się zbić całkowicie.
Przez
chwilę przypatrywała się jego postaci zupełnie bezkarnie. I wciąż nie mogła uwierzyć,
że śpiący na łóżku mężczyzna kilka godzin temu został jej mężem.
Wychodząc
zgasiła światło, a potem wróciła do swojego „mieszkania”. Po szybkim prysznicu
z westchnieniem zadowolenia położyła się do łóżka.
A więc naprawdę to zrobili! Hania była tak zdesperowana i samotna, że się na to zgodziła. Mam nadzieję, że choroba Huberta to nic poważnego i nie mogę doczekać się reakcji Kacpra na wieść o ich małżeństwie :)
OdpowiedzUsuńMinął weekend, a tu zaskoczenie brak rozdziału. Czekam na pierwsza kłótnię małżeńską. Bardzo mnie ciekawi reakcja Hani na koniec kariery męża, a także Kacpra na wieść o rychłym ślubie wspólniczki. Pozdrawoam i czekam na ciąg dalszy z wiekszym zniecierpliwieniem niż przed weekendem. Nienieidealna.
OdpowiedzUsuńNie idealna. Ja od piątku do niedzieli wchodzę po kilkanaście razy dziennie żeby sprawdzić czy jest rozdział. Więc wiem jak to jest. Też niecierpliwie czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam roksana.
UsuńHej, zrobiłam sobie krótki przedłużony (nie całkiem planowany) wakacyjny weekend, dlatego też niczego nowego nie wstawiałam. Ale dzisiaj już wzięłam się ostro za pisanie, także w przeciągu kilku dni coś powinno się pojawić.
Usuń