Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 maja 2020

Druga szansa: Rozdział XIV


Dziś trochę więcej historii i "dramatyzmów".
Miłego czytania ;) 

Kacper Jakubiak nie rzucał słów na wiatr, dlatego gdy postanowił że czas przestać dokładać do Oazy spokoju od razu przystąpił do wcielania swoich pomysłów w czyn. Jeszcze tego samego wieczora w którym odbywało się coroczne przyjęcie w hotelu, po rozgromieniu bójki sportowców i powrocie do swojego mieszkania, tuż przed snem, z laptopem na łóżku szukał dobrego prawnika. Dopiero po znalezieniu kilku w niedalekiej okolicy, którzy cieszyli się dobrą opinią i względnie nie zdzierali skóry, położył się spać. Z samego rana rozpoczął telefony: na przedbiegu odpadło trzech prawników: jeden w ogóle nie odebrał jego telefonu a dwójka pozostałych obiecywała zająć się jego sprawą najszybciej jak to możliwe nie deklarując przy tym kiedy mogłoby to nastąpić. Dopiero jak to zwykle bywa ostatni telefon okazał się być owocny: Kacprowi spodobało się rzeczowe podejście rozmówcy oraz praktyczne pytania które zadał. Wiedział już, że znalazł odpowiednią osobę. Co prawda prawnik był najdroższy z całej piątki biorąc pod uwagę fakt, że do ekspresowej pracy musiał dopłacić, ale skoro był kompetentny- a tak się mu wydawało- to był warty swojej ceny.
Na spotkanie umówili się jeszcze tego samego dnia o godzinie czternastej. Pan Ziębalski, bo tak miał na imię prawnik, zadając właściwie pytania szybko zorientował się w spawach hotelu: jego formy prawnej i własnościowej, podziale zysku (którego formalnie nigdy nie było) czy umowach między nim a Hanną Witwicką. Dopytał też czy po śmierci właścicielek Oazy spokoju ich dzieci objęły jej zarządzanie w wyniku spadku, darowizny czy innej formy. Chciał wiedzieć wszystko o pozostałych zawartych porozumieniach lub umowach dotyczących sposoby przejęcia Oazy- czy to ustnych czy pisemnych. Kacper zauważył, że gdy wspomniał iż budynek gdzie mieścił się hotel należał do jego matki, oczy prawnika zabłysły. Jednak gdy potem dodał, że po jej śmierci okazało się, że część została przepisana na Hankę, zmarszczył brwi.
- Czy to bardzo komplikuje sprawę?- Dopytał go wówczas Kacper.
- Niekoniecznie. Co prawda gdyby nie zależało panu na czasie można by próbować obalić taki testament: jako zstępny jest pan uprawniony do otrzymania całości spadku z racji instytucji zachowka. Domniemywam przy tym, że został pan wydziedziczony przez matkę ani nie zrzekł się dziedziczenia?
- Nie.
- Zatem jeśli pierwsza droga się nie powiedzie, będziemy mogli skorzystać z tej opcji. Co z gruntem pod budynkiem? Też został podzielony?
- Prawdę mówiąc do końca nie wiem jak to wyglądało od strony prawnej, do tej pory się tym nie interesowałem.
- Proszę więc przy następnej wizycie przynieść wszelkie niezbędne dokumenty takie jak owy testament matki i akty notarialne. Bez wnikliwego przeczytania ich i doprecyzowania pewnych kwestii nie będę mógł należycie zapoznać się z całą sprawą.
- Oczywiście, rozumiem. A jaka jest pierwsza opcja?
- Najlepiej byłoby się po prostu zamknąć działalność regulując wszelkie zaległe zobowiązania i wykupić od panny Witwickiej czwartą część wartości budynku, którą zapisała jej po śmierci pańska matka.
- Ona się na to nie zgodzi, jestem tego pewny. Poza tym ja też nie chcę jej płacić za tę kupę cegieł.
- Niech pan nie zapomina ile warta jest ta kupa cegieł: później po sprzedaży odbierze sobie pan tę spłatę z nawiązką. Dlaczego pan twierdzi, że ona się nie zgodzi?
- Bo poza tym hotelem nic nie ma. I obiecała matce, że po jej śmierci on będzie się tam mieścił. Nawet jeśli sama nic z tego nie ma i zarabia grosze…- Kacper dalej wyjaśniał sytuację prawnikowi starając się nakreślić ją jak najdokładniej wraz z przedstawieniem motywów kierujących jego wspólniczką. Prawnik w tym czasie czasami mu przerywał zadając jakieś pytania, notował informacje w swoim notatników albo doprecyzowywał jego odpowiedzi. Cała rozmowa trwała prawie trzy godziny, które kosztowały Kacpra niemało: uznał jednak że było warto. Bo dzięki niemu miał już jasno wytyczoną ścieżkę działania.
Postępując z pierwszą sugestią prawnika, zdecydował się zatrudnić fachowca wyceny całego obiektu na którym mieścił się teraz hotel. Pojutrze miał  też otrzymać wstępne pismo wzywające Hankę do ugody. Był prawie pewny, że ona jej nie przyjmie, ale prawnik doradził by od tego zacząć. Na początku trzeba pokazać, że chciało się rozwiązać sprawę polubownie: to ucina głosy drugiej strony w przypadku ewentualnych apelacji świadcząc o dobrej woli, mówił Ziębalski. Właśnie dlatego Kacper zadzwonił do Hanki oficjalnie uprzedzając ją o swojej wizycie. Bo od tej chwili chciał odłożyć na bok sentymenty i swój pociąg do niej. Skoro wybrała tego cholernego dupka i siatkarzynę Skrzyneckiego jej strata, pomyślał nie pierwszy raz zresztą odkąd zobaczył ich przytulonych do siebie na parkiecie. On już jej nie chciał. Nawet jeśli wciąż jej pragnął.
Nazajutrz satysfakcję sprawiła mu jej zaskoczona mina gdy zjawił się z samego rana w towarzystwie rzeczoznawcy majątkowego, który od razu przystąpił do swojej pracy. A Hanka przyjęła to bez żadnej oznaki niechęci: wyglądała nawet na odrobinę zaciekawioną zabiegami fachowca. On natomiast spędził z nią w gabinecie prawie dwie godziny żądając odpowiednich dokumentów i aktów notarialnych do skserowania. Sam prawdę mówiąc nigdy nie zawracał sobie takimi formalnościami głowy: miał szczęście że jego „droga prawie siostra” jeszcze nie wiedziała co ją czeka. Inaczej na pewno nie zgodziłaby się na przekazanie mu dokumentów, które miał zamiar wykorzystać przeciwko niej. W pewnym momencie obserwując ją i jej zwinne ruchy jak zwykle się zawahał przestając myśleć właściwą częścią ciała: szybko zganił się jednak w duchu za swoje zachowanie. Jeśli będzie tak dalej postępować jeszcze wpędzi się w długi albo zastawi swoją własną firmę transportową, która świetnie prosperowała byleby tylko raczyła spojrzeć na niego jak na mężczyznę inwestując ostatnią złotówkę w tę przeklętą dziurę bez dna zwaną hotelem.
- Co właściwie planujesz? – Spytała go w pewnym momencie Hania jednocześnie kładąc przed nim na biurku dwoją kopię notarialną aktu własności części budynku. Kacper siedząc po drugiej stronie biurka odparł szczerze ciekaw jej reakcji:
- Chcę sprzedać to miejsce.
- To już mówiłeś mi wcześniej.- Przyznała zniecierpliwiona również siadając na krześle.- Ale komu? Masz kogoś konkretnego na myśli?
- Sprzedam temu, kto da mi najwięcej.- Odparł jej Kacper.
- Tak właśnie myślałam. Ale urządzając tę całą szopkę z tym facecikiem który teraz lata po budynku ze swoimi dziwnymi sprzętami strasząc gości i nagłym zainteresowaniem aktami własności sobie nie pomagasz. A już na pewno odsuwając mnie od zarządzania tym miejscem. Rozsądniej byłoby gdybym robiła to nadal do czasu sprzedaży żeby nie odbiło się to na prestiżu i finansach tego miejsca.
- Więc nie masz nic przeciwko temu?- Spytał Kacper kompletnie zaskoczony. A więc te wszystkie gatki o tym jak to niby kocha to miejsce były niczym? W jakim obszarze myślał o niej jeszcze nie tak jak powinien? I czy to znaczy, że niepotrzebnie wynajął prawnika, który za trzy godziny pogaduszek skosił go wczoraj na prawie tysiąc złotych?
- Przemyślałam wiele kwestii po naszej wczorajszej rozmowie.- Przyznała po dłuższej chwili milczenia. Bo naprawdę całą noc oraz ranek zastanawiała się nad tą sprawą- oczywiście gdy udawało jej się nie myśleć o Hubercie. Jeszcze parę godzin temu byłaby skłonna przysiąc, że nic nie zmusi jej do zmiany zdania w kwestii sprzedaży. Oaza musi pozostać w jej rękach i kropka. Inna opcja po prostu nie wchodziła w grę. Ale gdy tylko trochę ochłonęła i przetrawiła słowa Kacpra, wpadła w konsternację. Początkowo z wahaniem a potem już  z całkowitą pewnością zaczęła rozważać różne najlepsze scenariusze dla hotelu a nie jej samej. Wynik ostateczny nie okazał się co prawda dla niej najlepszy, ale dla Oazy na pewno. Szkoda tylko, że tak dużo czasu zajęło jej dojście do takich wniosków. I że tak trudno było jej wypowiedzieć to na głos.- I zgadzam się, że być może nie jestem odpowiednią osobą by zarządzać tym miejscem.- Gdy to mówiła czuła fizyczny ból w okolicy serca. Może to śmieszne, ale czuła się teraz jak wyrodna matka. Jakby hotel…Oaza…była jej dzieckiem. Jakby ją sprzedawała. By pozbyć się głupich myśli pokręciła głową - Ty też nie, nawet jeśli nie miałbyś swojego własnego przedsiębiorstwa i miałbyś czas by tutaj pracować: to musisz uczciwie przyznać. Dlatego jeśli ma szansę rozkwitnąć na nowo z zachowaniem swojej obecnej formy beze mnie to czemu nie? Szczerze jednak przyznam, że mam cichą nadzieję, iż dogadam się z nowym właścicielem mogąc tutaj pracować. Nawet jeśli nie jako menadżerka bądź recepcjonistka to jako zwyczajna pomoc w sprzątaniu.
- Och, ale…- Urwał Kacper nagle rozumiejąc nieporozumienie i akceptację Hanki na zmiany.- …chyba mnie źle zrozumiałaś. Oaza na pewno zostanie zamknięta: jestem przekonany, że nikt nie będzie jej chciał kupić w takiej formie.
- Nie rozumiem…?- Ni to spytała, ni oznajmiła Hanna.
- Chodzi o to, że dużo większą wartość ma grunt i lokalizacja tego miejsca niż sam hotel. Chyba tylko jakiś idiota chciałby więc by dalej mieścił się tutaj lichy pensjonat.
- Ale jeśli nie pensjonat to co? Sama restauracja?- Spytała go z niedowierzaniem zauważając jego delikatny złośliwy uśmieszek.
- Jej, ty chyba naprawdę nie rozumiesz. Miałem wcześniej dobre oferty na sprzedaż od deweloperów.
- Żartujesz? Chcesz zamienić Oazę spokoju na osiedle mieszkalne?
-  Osiedle, sklep wielopowierzchniowy, centrum handlowe.- Wyliczał.- Dla mnie mogą tutaj postawić nawet olbrzymi pomnik Madonny jeśli zapłacą mi najwięcej.
- Nie zgadzam się. Nie pozwolę Ci zniszczyć tego miejsca.- By nadać moc swoim słowom gwałtownie podniosła się z krzesełka wpatrując się w Kacpra wzrokiem pełnym pretensji, złości i żalu. – Nasze matki stworzyły je od zera zaczynając od kilku pokoi na parterze robiąc ze starego dworku coś pięknego. Na to poświęciły swoje całe życie!
- Więc co: my mamy poświęcić na to swoje? Już chyba rozmawialiśmy o tym poprzednio, prawda?
- Nie pozwolę ci na to.- Szepnęła kręcąc głową.- Pani Iwona dzięki Bogu przepisała 25% wartości budynku mnie, więc też mam coś do powiedzenia w tej sprawie. Widocznie przeczuwała, że w przyszłości możesz zachować się w ten sposób.
- Więc wniosę sprawę sądową o uchylenie testamentu i budynek będzie mój: zejdzie się dłużej i kosztowniej, ale skoro nie zamierzasz załatwić tego polubownie to twoja sprawa. A ja mam pieniądze. Potem wypowiem umowę najmu i wycofam się ze spółki, która szybko upadnie bo nie będziesz miała z czego płacić mi pięciocyfrowej kwoty za czynsz, którego teraz nie wymagam. A jeśli już chcesz wiedzieć, to moja matka poprzez ten zapis dla ciebie po prostu nie chciała zostawić cię z niczym, tym bardziej że zawsze usiłowałaś wkraść się w jej łaski.
- Co?
- Zaprzeczysz? Stale z nią rozmawiałaś, byłaś miła, pomagałaś w zakupach. A potem gdy zachorowała podawałaś leki, wspierałaś. Spędzałaś z nią prawie każde wieczory gdy już nie mogła wstawać z łóżka. Nawet w urodziny własnej matki wolałaś z nią zostać gdy kupiłem wam te pieprzone bilety do kina. Nawet wtedy ją wybrałaś.- Wyrzucił z siebie jednym tchem czując jak przy ostatnim zdaniu głos zadrżał mu z nagromadzonych emocji. Śmieszne, czemu w ogóle się teraz u niego pojawiły. W końcu od dawna miał to wszystko gdzieś. I zachowanie matki odbierał jako fanaberie schorowanej staruszki, która jego potrafiła się tylko czepiać. Weź przykład z Hani, powtarzała mu jak mantrę. Chciałabym mieć taką córkę jak ona.
- To ty kradłeś mi matkę! Zobacz jaki ten Kacper dobry: wstał o piątej rano żeby skosić cały trawnik. Ach, studiuje ale nie zapomina o nas starych wpadając tak często jak tylko może. A jaki szarmancki i uprzejmy: nigdy nie przejdzie w drzwiach jako pierwszy.- Parodiowała wypowiedzi swojej matki, które kiedyś bardzo ją bolały.- Ha, zabawne bo mnie chyba nigdy nie przepuściłeś w drzwiach. Wprost idealny synek. Szkoda tylko, że wobec własnej ciężko chorej matki zachowywał się jak obcy człowiek.
- Bo było mi ciężko kiedy zachorowała.- Sam nie wiedział po co to powiedział. Do tej pory nigdy się nie tłumaczył.
- Dziwnie to więc okazywałeś.
- Nie byłem tak cholernie przyjacielski jak ty chodząc z sercem na dłoni. Najpierw straciłem ojca a potem jako nastoletni chłopak obserwowałem jak tracę matkę…myślisz, że dla mnie to było łatwe? A gdy już zmusiłem się by spędzić z nią czas, widzieć ją taką bladą, z garstką włosów na głowie a mimo to uśmiechniętą, jedyne o czym paplała to ty. A może zagramy w karty: z Hanią zawsze wygrywam. Przeczytaj mi Cień Wiatru: Hania mi ją czytała, to taka piękna książka. Hania zawsze przed snem podkręca mi temperaturę w pokoju, bo wie jaką lubię. Hania to, Hania tamto…Miałem cię już po dziurki w nosie i nie znosiłem jak nikogo innego! Czasami wręcz prosiłem w myślach abyś gdzieś po prostu zniknęła!- Wykrzyczał. W odpowiedzi nie usłyszał żadnej riposty, żadnego wyrzutu: zamiast tego jego rozmówczyni tylko spuściła głowę. Ale chwilę później ją nieznacznie podniosła zobaczył, że….- No nie, chyba nie będziesz teraz znowu beczeć? Hanka?- Usiłował złapać ją za rękę, ale ją odepchnęła i już nie ukrywając oczu w których błyszczały łzy podniosła głowę całkowicie do góry patrząc na niego ze złością.
- Więc co: zamierzasz zniszczyć to miejsce bo nie możesz zniszczyć mnie? Bo wiesz, że mi na nim zależy? Bo mnie nienawidzisz?
- Jezu, nie nienawidzę cię. Gdybyś wiedziała, że…- W ostatniej chwili powstrzymał się przed wypowiedzeniem słów, które mogłyby go sporo kosztować. Ciężko westchnął.- Po prostu zostaw przeszłość za sobą. Znajdź normalną pracę, mieszkanie. Zacznij pracować żeby żyć a nie żyć żeby pracować.
- Jakiś ty wspaniałomyślny.- Roześmiała się mimo łez a potem prychnęła gdy podsunął jej chusteczki. Dokładnie tak samo zachował się wobec niej Hubert: oferował jej tę cholerną chusteczkę nie mając przy tym skrupułów by zniszczyć ją emocjonalnie. I też wiedział co będzie dla niej najlepsze: naturalnie romans z nim. - Daruj sobie bycie miłym: przed chwilą wyraźnie powiedziałeś za kogo mnie uważasz.
- Obydwoje powiedzieliśmy sobie chyba za dużo. No, już.- Ponieważ nie kwapiła się do wzięcia chusteczki, Kacper sam ją wyjął i nie czekając na pozwolenie zaczął wycierać jej twarz. Na początku protestowała, ale już po chwili dała sobie z tym spokój. – A teraz wydmuchaj nos.- Polecił trochę się dziwiąc, że wykonała jego polecenie bez mrugnięcia okiem. I w ogóle, że on robi co robił. Nie powinien jej pocieszać. Zawsze gdy płakała robił się dziwnie miękki, tak samo zresztą jak teraz. Chciał otoczyć ją opieką, pocałować te nadęte ze złości wargi scałowując z nich całą frustrację. I sprawić by jej oczy znowu zabłysnęły radością. Ledwie zdążył to pomyśleć, usłyszeli pukanie do drzwi.
- Sory, że przeszkadzam, ale potrzebujemy cię w jadalni Hania. Natalia już nie daje rady, a ja muszę uprać się z kilkoma sprawami biurokratycznymi dotyczącymi wczorajszych harcerzy. Ponadto mam do ogarnięcia stosy faktur i rozliczeń jeszcze za wczorajszą organizację…wszystko w porządku?- Paulina dopiero teraz dostrzegła czerwone oczy szefowej i chusteczki w dłoni Kacpra. Spojrzała na niego ze złością. –Co już jej powiedziałeś?
- Coś co musiałem. Możecie wracać do pracy: ja już i tak się zbierałem. Dzięki za dokumenty Hania.- Dodał na koniec stojąc tuż przy drzwiach. Potem wyszedł.
- Co się stało, Hania?- Spytała wówczas zaniepokojona Paulina.
- Nic.
- Przecież widzę.
- Pogadamy innym razem, dobra? Teraz powinniśmy jak najszybciej wracać do pracy.- Naprawdę tego właśnie chciała i potrzebowała. Chaos w jej głowie z każdą minutą się nasilał a wszystko w jej życiu tylko coraz bardziej się gmatwało.
Tylko Oaza była stałą.
I tak musiało pozostać.
Hania poprzysięgła sobie, że choćby kosztowało ją to wiele nerwów i czasu nie podda się i będzie walczyć o to miejsce dopóki starczy jej życia.
I zrobi wszystko.
Naprawdę wszystko.
Nawet gdyby musiała zawrzeć pakt z diabłem.

SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Hubert czuł się zaniepokojony, bo Hania od dwóch dni go unikała. Wiedział, że tak było i frustrowała go świadomość, że nie może zrobić niczego by ją zobaczyć. Zamiast tego tkwił we własnym hotelowym pokoju niczym więzień.
Oczywiście zdawał sobie sprawę z czego wynikał „ten natłok obowiązków” jak mu wyjaśniła gdy zaledwie wpadała do niego z tacą z posiłkami natychmiast wystrzeliwując później w kierunku drzwi. Bo nie chciała odpowiedzieć na pytanie na której to odpowiedzi z dnia na dzień zaczynało zależeć mu coraz bardziej.
Nie wróżyło to chyba najlepiej.
Naturalnie z wcześniejszych rozmów domyślał się, że miała wiele obaw. Przede wszystkim trzymała ją tutaj przy sobie matka, której nie chciała zostawiać samej. Nie wspominając o jej schorowanej przyjaciółce pani Iwonie, która była dla niej jak druga rodzicielka. Wpływ na to mieli znajomi, których by wówczas opuściła. I pewnie przyczyną był również strach przed nieznanym skoro całe życie spędziła w przygranicznym górskim miasteczku. Nie wiedział też w jak dużym stopniu wpływają na to uczucia do niego. Może bowiem oszukiwał sam siebie szukając innych wymówek? Może w rzeczywistości Hanka po prostu nie chciała z nim wyjechać, bo nic wielkiego do niego nie czuła? Może był dla niej tylko przelotnym zauroczeniem?
W takich momentach zazwyczaj w jego głowie załączał się „tryb” arogancji i miłości własnej upewniający go, że ta nieroztropna myśl zrodzona w jego umyśle jest absurdalna. Ja mogłaby nie chcieć z nim wyjechać skoro każdego dnia całowała go z takim samym zaangażowaniem jak za pierwszym razem? Skoro spędzała z nim prawie każdą wolną chwilę? I skoro był tak przystojny i samodzielny? Na dodatek sławny? (No, może w bieżącej chwili jego popularność spadła, ale to chwilowa zmiana trendu). Byłaby idiotką gdyby nie skorzystała z okazji, a przecież nią nie była. Tak, na pewno w końcu się zgodzi, dochodził do wniosku. Nawet jeśli przekonując o tym samego siebie pełen był konsternacji.
Takie błędne koło przeżywał średnio piętnaście razy na dobę w ciągu ostatnich dwóch dni, choć przed samym sobą nigdy by się do tego nie przyznał. W końcu był Hubertem Skrzyneckim, który nie musiał prosić nikogo o żadne uczucia, bo ludzie ofiarowywali mu je z własnej woli. A Hance na nim zależało, tego był pewny. Dlaczego więc ciągle musiał to sobie powtarzać? Skąd wynikała ta niepewność? Dziś spodziewał się wizyty menadżera, który miał go powiadomić o jego aktualnej sytuacji na rynku medialnym i kierunku powrotu do zdrowia oraz dalszej karierze. Czemu więc zamiast stresować się tym spotkaniem bardziej stresowała go pora obiadowa gdy choć przez kilka minut będzie miał okazję zobaczyć Hanię i z nią pogadać?
Bał się, że gdy nadejdzie czas dostarczenia posiłku tak jak w przypadku śniadania dostarczy mu je Patryk. Na szczęście tym razem Hania się nie wymigała i to ją zobaczył po uprzednim pukaniu do drzwi. I choć weszła w zasadzie tak jak zawsze, jakby wszystko było w porządku zaważył że jej uśmiech nie był tak beztroski jak kiedyś. Trochę udawała.
- Możemy porozmawiać?- Zagadnął ją gdy tylko położyła tacę na stolę i skończyła opowiadać ze zbyt dużą egzaltacją by mogła być prawdziwa o smacznym obiedzie rozkładając go praktycznie na czynniki pierwsze.
- Teraz? Nie mam zbyt wiele czasu. Powinnam już dawno przygotować dwa pokoje na jutrzejszych gości. Wpadnę do ciebie później, okej?
- To nie zajmie więcej niż dwie minuty.
- Ale ja naprawdę…
- Hania, jeśli nie chcesz jechać, to zrozumiem, Serio. Ale muszę to wiedzieć.- Kłamał, czuł to już w momencie wypowiadania tych słów. Jak niby mógłby to zrozumieć? Ona należała do niego i musiała z nim jechać. Po prostu musiała. Innej opcji nie było.- Więc?
- Hubert ja…ja boję się.
- Wiem, głuptasie. Ale będziesz ze mną. A ja obronię cię przed wszelkimi smokami.
- Gdyby chodziło tylko o smoki to bym się nie martwiła.- Mrugnęła. Hubert podszedł bliżej niej by jego perswazja mogła odnieść lepszy skutek.
- We dwoje na pewno damy sobie z tym radę.
- Na pewno?
- Tak.
- Mówiłam ci, że nigdy nie byłam poza Pralkowem. Pewnie wydaję ci się śmieszna z tymi swoimi obawami, ale…
- Nigdy nie wydawałaś mi się być śmieszna. Nigdy, kochanie. – Przyciągając ją do siebie potem złożył czuły pocałunek na czubku jej głowy.- I rozumiem je: ja też rozgrywając mecz w nowym miejscu na początku jestem pełen obaw. Ale po jakimś czasie one znikają, a wiesz dlaczego? Bo mimo wszystko mam świadomość, że jestem we właściwym miejscu.
- Problem w tym, że ja nie wiem gdzie jest moje miejsce.
- Jak to gdzie? Przy mnie.- Słysząc to uśmiechnęła się. Potem podniosła dłoń przesuwając ją do góry i kładąc na jego policzku. Gdy wtulił się w nią poczuła napływ czułości do swojego serca. Chciała mu powiedzieć, że go kocha i jest dla niej najważniejszy na świecie, ale bała się pierwsza wypowiedzieć to na głos.
- Naprawdę?
- Tak. W końcu los nie przez przypadek zetknął nas ze sobą.
- Nie jestem buddystą by wierzyć w przeznaczenie.
- Zawsze wszystko utrudniasz?
- Mówiłam ci kiedyś, że w rzeczywistości jestem tchórzem. Gdzieś tam w środku…bardzo głęboko, pewnie jestem odważna. A przynajmniej chcę w to wierzyć. Ale nic nie poradzę na to, że wyjazd w nieznane tak mnie przeraża.
- Jaki wyjazd w nieznane? Nie zabieram cię nawet do obcego kraju albo kontynentu. Zawsze możesz tu wrócić gdy będziesz chciała. Nie traktuj tego tak definitywnie.- Roześmiał się stykając swoje czoło z jej czołem. Potem przez chwilę oboje milczeli zanim Hubert dodał:- Ale bardzo chciałbym byś ze mną pojechała. Nie wyobrażam sobie innej opcji. I jestem pewny, że moje mieszkanie ci się spodoba: oczywiście do czasu aż nie znajdziemy ci czegoś samodzielnego.– Zaznaczył szybko po raz kolejny w duchu czując że skłamał. Bo nie zamierzał dopuścić do tego by mieszkali oddzielnie. Gdy z nim wyjedzie, stanie się jego. W każdym znaczeniu tego słowa. Nie zamierzał tracić czasu na żadne dojazdy do niej.
- Naprawdę chcesz ze mną być?
- A kto by nie chciał?- Odpowiedział jej pytaniem patrząc głęboko w oczy. Potem nachylił się nad nią składając na ustach delikatny pocałunek. A potem kolejny. I następny.
- Muszę iść.- Mrugnęła mu w usta gdy wciąż nie chciał wypuścić jej ze swoich objęć.
- Nie, póki cię nie przekonam i nie usłyszę tego czego chcę. A moje namawianie działa zdecydowanie skuteczniej gdy cię całuję.
- Ja jeszcze muszę to przemyśleć…
- A nad czym tu myśleć? Wystarczą tylko dwa słowa by się ode mnie uwolnić.- Mówił pokrywając pocałunkami jej szyję i obojczyk.- Tak, jadę. To chyba nie jest trudne?
- Nie zachęcasz mnie do tego bym to powiedziała.- Odparła po głębokim oddechu, bo szantaż nie miał sensu skoro w jego ramionach czuła się tak dobrze. I uwielbiała gdy ją całował. Nie powinna jednak tego mówić, bo przez te słowa niemożliwym stało się by się od niej oderwał. Po prostu musiała z mim zostać.- Hubert…- Wypowiedziała jego imię dobre dwie minuty później.
- Tak, jadę.- Powtórzył żądając by to właśnie powiedziała.
- Ja nie mogę teraz…- Jęknęła gdy jego wargi znowu opadły na jej usta.
- Tak jadę.
- Ja…
- Tak, jadę.
- Tak jadę.- Ugięła się w końcu powtarzając za nim te dwa słowa.
- Coś ty powiedziała?- Totalnie zaskoczony przestał ją całować obejmując jej twarz swoimi dłońmi.
- To co chciałeś usłyszeć. A teraz mnie puść.- Zamiast to zrobić pocałował ją jeszcze mocniej, jeszcze namiętniej. Nie wiedział, że w ten sposób przepędzał cały jej strach i niepewność, ale gdyby miał tego świadomość pewnie poddał by się tej czynności z jeszcze większą gorliwością.
- Nie będziesz żałować.- Zapowiedział zanim w końcu z trudem wypuścił ją ze swoich objęć. A i to uczynił tylko ze względu na dobiegające po drugiej stronie drzwi pukanie pospieszające Hankę do wyjścia.  Gdy został sam, głęboko odetchnął a potem uśmiechnął. – Co ty ze mną zrobiłaś, góraleczko…
OBECNIE
Pozostałą część dnia Hania przetrwała zupełnie mechanicznie, ponieważ w głębi duszy mogła być skupiona tylko na grożącym jej widmie zakończenia działalności Oazy spokoju. I o tym, że zawiodła swoją matkę. Jedynym momentem podczas którego się uśmiechnęła była wiadomość od Rafała, który pytał ją o to jak się czuła po zorganizowaniu tak wspaniałej imprezy i czy się wyspała oraz czy będzie miała ochotę umówić się z nim na kawę. No i może bluzgi Pauli złorzeczącej Kacprowi po tym jak wyznała jej o jego rzeczywistych planach względem hotelu. Ale inne rzeczy były totalnie do bani.
Kłótnia z Dominiką pozbawiła jej szacunku do samej siebie przypominając o tym jak wielką idiotką się okazała naiwnie wierząc, że Hubert może czuć do niej coś więcej.
Przeprosiny Natalii i użyte podczas nich niefortunne stwierdzenie o zakochaniu się w turyście przypominało o własnej matce i tym co ją spotkało. A także jak postrzegali ją inni ludzie w miasteczku.
Rozmowa z Kacprem uświadomiła ją, że mężczyzna którego ona przez całe swoje życie chciała uważać za brata tak naprawdę jej nienawidził.
No a Hubert, no cóż on zawinił najmniej choć paradoksalnie jego słowa zapiekły ją do żywego. Bo po prostu jej nie kochał.
Odetchnęła z ulgą gdy Skrzynecki wraz z przyjaciółmi opuścił hotel nie zjawiając się później na obiedzie. Czuła się strasznie i zapewne tak też właśnie wyglądała, a nie chciała być przez niego oglądana w tym stanie. Nie chciała uprzejmie konwersować i się uśmiechać gdy jeszcze parę godzin temu znowu złamał jej serce po raz drugi. Nie chciała widzieć jego uśmiechu i ust, które przypominały o niedawnych pocałunkach. Albo myśleć o krótkim zaroście, który potęgował jej odczucia podczas nich. W ogóle nie chciała myśleć o nim całym. Co oczywiście było całkowicie niewykonalne, bo raz po raz odtwarzała w głowie poprzedni wieczór.  
W porze kolacji, wymigała się od pracy w jadalni przez pierwsze pół godziny: zamiast tego zadzwoniła do Anki mając daremną nadzieję, że ta podpowie jej jak postąpić z Kacprem. Oczekiwała, że przyjaciółka podniesie ją na duchu, ale nic takiego nie nastąpiło. Ania po wysłuchaniu rewelacji i upewnieniu się, że tym razem działania podjęte przez Jakubiaka dowodzą, że to nie jest kolejna groźba bez pokrycia, doradziła Hani aby poszła z Kacprem na kompromis.
- Posłuchaj, oczywiście nie jestem prawnikiem i nie mam wystarczającej wiedzy w tym zakresie, ale z racji wykonywanego zawodu muszę trochę się na tym znać. Dlatego nie będę owijać w bawełnę mówiąc, że jest dobrze bo według mnie jest fatalnie.
- To co mam robić?
- Najlepiej się z nim dogadać. I traktować jego szantaże jak najbardziej serio. To nie są przelewki, Haniu.
- Nie chcę stracić Oazy. Nie chcę by Kacper zamienił ją w blok mieszkalny.
- Wiem. Ale mając do wyboru stracenie jej z wkładem własnym za czwartą część wartości budynku albo stracenie jej z kilkudziesięciotysięcznym długiem opcja jest chyba prosta, prawda?
- Zadzwoniłam do ciebie z myślą, że mnie pocieszysz a nie zdołujesz.
- Hania, takie są fakty. Oczywiście możesz iść z Kacprem na wojnę a ja mogę się mylić, ale tak czy inaczej nie widzę realnej szansy na pozytywne rozstrzygnięcie tej sprawy. Tym bardziej, że nie stać cię na dzianego adwokata na reprezentowanie interesów. Gdybyś miała jakiś zaplecze gotówki mogłabyś się bronić, ale tak? Zabrzmi to brutalnie, ale po prostu jesteś całkowicie bezradna.
- Rozumiem, dziękuję za szczerość. Muszę kończyć.
- Haniu wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć prawda? Jeśli będziesz potrzebować mieszkania to z chęcią będziesz mogła pomieszkać trochę u mnie.
- To nie jest potrzebne, naprawdę.
- Przecież nie masz dokąd iść. Tak samo jak żadnych oszczędności.
- Coś znajdę: póki co Kacper jeszcze mnie nie wyrzucił z hotelu. Jeszcze raz dziękuję.
- Słuchaj, zadzwoń może do pana Jacka Szymańskiego. – Przyszło do głowy Annie.- On może i nie specjalizuje się typowo w sprawach związanych z nieruchomościami, ale przynajmniej jest prawnikiem, więc choćby z tej przyczyny zna się na rzeczy. Ponadto wcześniej współpracował z twoją mamą i panią Jakubiak, więc nie będziesz musiała wtajemniczać go w sprawy statutowe spółki. A może i dzięki temu nie zedrze wiele albo nawet zrobi to w ramach przysługi.
- Prędzej mnie piekło pochłonie niż skontaktuję się z tym…- Nie dokończyła Hania przypominając sobie pewien epizod, którego była świadkiem jako nastolatka.
„-Mów mi na „ty”, Irenko. Przecież chyba nie musimy bawić się w te ceregiele.
- Oczywiście Jacku. I twoje zaproszenie naprawdę mi pochlebia, ale nie sądzę bym znalazła w tym tygodniu czas.
- To może w następnym?
- Hotel pochłania mi masę czasu, do tego choroba Iwony…sam rozumiesz.
- Nie bardzo. Chyba, że masz na myśli fakt, iż stosujesz błahe wymówki by mnie spławić.
- Jacek to naprawdę nie tak jak….
- Nie? Bo wielka pani Witwicka jest dla mnie za dobra? O przepraszam: jaka znowu „pani”? Przecież wciąż jesteś panną na dodatek z bękartem.
- Nie pozwolę ci obrażać mojej córki.
- A ja siebie. Ale cóż, pewnie gdybym był zwyczajnym turystą miałbym większe szanse? Z iloma się już przespałaś w ciągu tych piętnastu lat?
- Wynoś się.
- Kiedyś jeszcze pożałujesz.
- Tego, że nie chciałam spotkać się ze świnią przebraną w garnitur udającego prawnika? Szkoda mi tylko twojej żony.
- Suka.”

- Czy wydarzyło się coś o czym nie wiem? Halo, jesteś tam?
- Skąd. Po prostu zawsze uważałam go za służbistę i buca takiego jak Kacper. To wszystko.- Skłamała Hania. Jak zwykle poczuła się wtedy jeszcze gorzej, bo Ania była jej przyjaciółką. Tak jak Paula czy Gośka. Tyle, że jak miała im zwierzyć się z czegoś tak bolącego i przede wszystkim zawstydzającego? Ponadto co mogły poradzić na to, że jej matka była traktowana w miasteczku jako kobieta przed której losem ostrzegano niewinne dziewczęta? Patrz, mówiły matki do swych nastoletnich córek flirtujących z kręcącymi się po Pralkowie turystami, jak skończyła Irena Witwicka. Chyba nie chcesz by ciebie spotkało to samo? – Ale dziękuję za radę.
- Haniu, teraz nie mam czasu, ale wpadnij wieczorem. Postaram się trochę poszperać o tej sytuacji i może obydwie wymyślimy jakieś rozwiązanie. Może być ósma?
- Tak, dzięki. – Mrugnęła tamta chwilę później rozłączając połączenie. I choć miała zamiar iść na czwarte piętro do swojego „domu” rozeznać się w ofertach mieszkań tak by znaleźć coś dla siebie poczuła, że gdy zostanie sama w końcu się rozpłacze. A udało jej się tego unikać od ubiegłego wieczoru i tamtej przeklętej rozmowy z Kacprem. No i z Hubertem. A nawet po słowach Dominiki.

Ale czego w końcu oczekuję po osobie, która sama nie widzi niczego niewłaściwego w obściskiwaniu się z jakimś sławnym sportowcem na oczach całego miasteczka! 

„Z iloma się już przespałaś w ciągu tych piętnastu lat?”

Żałosna jesteś: panoszysz się bo z tobą zatańczył? Takich jak ty to on ma na pęczki.

„Z iloma się już przespałaś w ciągu tych piętnastu lat?”

Nie mogła powtórzyć scenariusza własnej matki. Nie znosiłaby tego po raz drugi tylko dla chwili zapomnienia. Hubert powiedział kiedyś, że lepiej kochać bez wzajemności bo życie bez emocji jest nic nie warte. Ona jednak miała tych emocji aż za nadto w innych sferach swojego życia, hotel zapewniał jej masę atrakcji. Co z tego, że w jej życiu uczuciowym obecnie ich nie było? Dlatego też nie zamierzała więcej rozmawiać z Hubertem sam na sam. Może i była tchórzem, ale lepiej być tchórzem niż odważnie brnąć w coś co nie mogło jej przynieść niczego dobrego. Co na nowo rozwali jej serce na tysiące kawałków. Ale kiedyś poukładałaś już te puzzle, szepnął jakich głosik w głowie. Następnym razem poszłoby przecież dużo łatwiej…
A guzik prawda, krzyknęła w duchu uciszając tę myśl. Powinna skupić się na swojej przyszłości: na szukaniu nowej pracy i mieszkania.
Wróciła jednak do pracy w jadalni.
Bo, tak jak w słowach znanej piosenki, bała się że gdy zostanie sama zacznie płakać i nie będzie mogła już przestać.
***
Dzień w którym wyjechał Włodek był totalnie do bani. Naturalnie nawet nie biorąc pod uwagę niesmaku jaki po sobie zostawili ze względu na wywołaną uprzedniego wieczoru bójkę oraz zniszczonego stołu, wszystko wydawało się być mniej zabawne. Miłosz wyciągnął ich w góry bardzo dobrze starając się udawać, że wszystko gra, ale nawet Adam stracił swój zwykły animusz. A Dominik dla którego Włodzimierz był jak młodszy brat, właściwie był z nimi tylko fizycznie, bo myślami błądził gdzie indziej.
Powinni wyjechać razem z nim.
Ta myśl pojawiała się w głowie Huberta tego dnia przynajmniej raz na godzinę. I była z pewnością rozsądna, również dla niego samego. Gdyby był człowiekiem takim za jakiego się uważa, zostawiłby Hankę w spokoju godząc się z jej odmową. Co z tego, że jej ciało i pocałunki mówiły co innego? Nie chciała romansu z nim i powinien to uszanować. Problem polegał jednak na tym, że gdzieś tam w nim tkwiła najwyraźniej cząstka dawnego siebie: tamtego Huberta z przeszłości, który brał co chciał nie licząc się z uczuciami innych. A potrzebował jeszcze kilku dni. Był pewny, że do tego czasu ona nie da rady aż tak się kontrolować. Nikt kto tak całuje nie może długo udawać obojętnego. Inna sprawa, że jakaś część niego chciała też odegrać się za przeszłość, pokazać że popełniła błąd. I uświadomić, że straciła go tylko z własnej głupoty.
Właśnie dlatego przyłączał się do gierki Miłosza udając rozentuzjazmowano każdą mijaną górą czy widokiem. Opowiedział im również kilka legend które z kolei dawniej opowiedziała mu Hanka. I udawał, że wszystko jest w porządku. Śmieszne, bo czasami czuł że właśnie to udaje przez całe swoje życie. Że jest w porządku. Zamiast tego powinien wziąć byka za rogi i walczyć o swoje. Może to dlatego dzisiaj było już dla niego za późno?
Na obiad wybrali jeden z mijanych po drodze lokali gastronomicznych nawet nie sprawdzając co konkretnie oferuje to miejsce. Dlatego teraz udawali że jedzą ze smakiem za zimną karkówkę, która w konsystencji przypominała gumę. Szczęście, że nikomu specjalnie i tak nie dopisywał apetyt. Pewnie w restauracji hotelowej byłoby inaczej, ale mimo wszystko każdy z nich uważał, że w związku ze wczorajszą aferą unikanie innych pensjonariuszy będzie jak najbardziej wskazane.
- Zauważyliście coś wcześniej we Włodku? Już podczas podróży tutaj?- Dopiero podczas niesmacznego posiłku Dominik zdecydował się podjąć temat, który wyraźnie go nurtował.
- Skąd. Wydawał się taki sam.- Odpowiedział Adam.
- Ale ona musiała zerwać z nim już wtedy.
- Domiś, wiem do czego zmierzasz, ale obwinianie się nic nie da.- Odezwał się Hubert.- Żaden z nas nic nie zauważył, bo nie było czego zauważyć. Włodzimierz dusił to w sobie.
- Dlaczego mi nie powiedział? My…przecież on jest dla mnie jak rodzina.- Dominik zadręczał się swoją ślepotą.- Dlaczego mi nie zaufał?
- Pewnie myślał, że ból po zerwaniu z dziewczyną to coś czego powinien się wstydzić.- Rzucił Miłosz wzruszając ramionami i popijając swoją lemoniadę. Przynajmniej ona z całego posiłku była jadalna.
- Bo taka jest prawda.- Wyraził swoje zdanie Adam.- Możecie nawet uważać mnie za nieczułego, ale zobaczcie do czego to doprowadziło w jego przypadku. Poza tym nigdy nie należy ufać lasce w stu procentach. I oddawać jej całego serca kochając mocniej niż samego siebie. Najlepsze związki to takie, w których umiemy żyć bez drugiej osoby ale nie chcemy, a nie takie gdy oddajemy całych siebie, bo w przypadku rozstania niewiele z nas zostaje. Nigdy nie należy kochać żadnej kobiety bardziej niż siebie, kiedy wszyscy w końcu się tego nauczą? Kiedy egoizm przestaniemy mylić z egotyzmem?
- Adam, nawet jeśli masz rację, to się po prostu zamknij, dobra? Mleko i tak się rozlało. A takie komentarze nic nie wnoszą.- Zganił go Hubert.
- Ale zostało posprzątane, nie wiem po co mamy się zadręczać. Jest świetna pogoda, a Dominik z Miłoszem są po zwycięskim sezonie. Powinniśmy się bawić i korzystać z życia. Kiedy ostatnio byliśmy na męskim wypadzie bez żadnych lasek? Trzy lata temu?
- Włodek potrzebuje naszego bezpośredniego wsparcia.- Odpowiedział na to Dominik kontynuując wymianę zdań z Adamem.- Sam nie da sobie z tym rady.
- Właśnie widzieliśmy wczoraj jak bardzo. Hubert chciał mu pomóc a on go pobił. Włodek sam musi dojść do ładu ze swoimi emocjami i już.
- Więc co: mamy tutaj zostać i się bawić?
- Zanim wybuchnie kolejna awantura, zróbmy głosowanie. Drogą demokracji zdecydujemy czy nie skrócić urlopu. Zgadzacie się? Ponieważ Włodek wyjechał można uznać, że był „za” wyjazdem.- Zaproponował rozsądnie Miłosz.- Ja też jestem za tym by opuścić to miejsce.
- Ja chcę zostać.- Odezwał się Adam.
- Ja też.- Przyznał Hubert czując jak szybko bije mu serce. Bo choć mógłby się wyłamać i spędzić resztę dni samotnie nawet wbrew wynikowi głosowania, to postanowił, że jeśli większość będzie za  wyjazdem, on też wyjedzie. Bo to będzie dla niego jasny sygnał czy ma szansę na rozwinięcie romansu z Hanką.
Ja z kolei dostrzegając swoje nieprawdopodobne szczęście albo splot pozornie niemożliwych zdarzeń myślę wtedy, że ktoś na górze musi nad nami czuwać. Dla innych to nie musi być Bóg: to może być przeznaczenie, czy jakaś inna siła lub bóstwo: to nieważne. Ważne, że jest to, iż ta sprawcza siła nam pomaga i jest obok nas, przypomniał sobie kiedyś wypowiedziane przez nią słowa. Więc jeśli ta siła sprawcza nie będzie mu sprzyjać, będzie musiał uznać że tak miało być. Jeśli nie, da jej spokój.
- To co Dominik? Jaka jest twoja decyzja? Zostajemy?
SZEŚĆ LAT WCZEŚNIEJ
Hania leżąc w swoim łóżku widziała sączące się z sypialni matki światło. Pewnie jeszcze pracowała, więc mogła z nią porozmawiać mimo późnej pory. Nie, nie będę jej przeszkadzać, zdecydowała czując w duchu że tchórzy. Ale jak miała jej powiedzieć o wyjeździe?
Paradoksalnie nie bała się żalów i pretensji: obawiała się, że mama tylko zasępi się jak to ma w zwyczaju a potem stwierdzi, że to dobry pomysł. Bo nigdy jej tak naprawdę nie potrzebowała. Bo dla niej zawsze była tyko ciężarem, który zmienił jej życie o 180 stopni. Bo jej nie kochała.
Właśnie taki scenariusz najbardziej ją przerażał. Bo wtedy nie będzie mogła się już dłużej łudzić i udawać, że matka ją kocha. Teraz mogła mieć chociaż nadzieję.
A po drugiej strony balustrady był Hubert, który niezaprzeczalnie ją kochał (wtedy była tego więcej niż pewna). Który nie wstydził się tego okazać, nie uważał jej za gorszą gdy wyznała mu że jest nieślubnym dzieckiem. Któremu podobała się taka jaka była. I który chciał z nią być.
Bilans był więcej niż oczywisty, nawet nie uwzględniając faktu, że jeszcze tego samego popołudnia zgodziła się z nim wyjechać. Wciąż się jednak wahała. Ze stresu aż zaczął boleć ją brzuch. I dokładnie w tej samej chwili w której zdecydowała się wstać z łóżka zbierając odwagę by porozmawiać z własną matką, usłyszała pukanie do drzwi.
- Nie przeszkadzam?- Uśmiech na jej twarzy jak zwykle na chwilę upewnił ją w uczuciach rodzicielki. Przecież była w nich czułość, prawda?
- Nie, proszę wejdź.
- Myślałam, że już śpisz.
- Nie. Musiałam coś przemyśleć. Właściwie jak też chciałam z tobą porozmawiać.- Dodała Hania po chwili wahania już teraz czując, że z trudem przełyka ślinę. Pani Irena w tym czasie dosiadła się obok niej na łóżku.
- O czym?
- Ja chciałam…może ty zacznij.- Stchórzyła dziewczyna.
- Dobrze. Muszę ci przekazać, że przez trzy najbliższe dni, hotel będzie na twojej głowie. Ja będę musiała wyjechać.- I choć w pierwszej chwili Hania była mile połechtana faktem, że zaufano jej na tyle by powierzyć tak odpowiedzialne zadanie, szybko została zgaszona:- Kacprowi udało się załatwić nam wejściówkę na Targi hotelarsko-gastronomiczne. W tym roku przypadają w Kołobrzegu.
- Nam?
- Tak, on mnie zawiezie. To świetna szansa dla Oazy by się pokazać.- Pani Irena była bardzo podekscytowana. Hania dawno nie widziała jej w takim nastroju.
- Ja mogę cię zawieść.- Zaoferowała się jak zawsze usiłując sprawić wrażenie, że wcale jej na tym tak bardzo nie zależy.
- Nie, to kawał drogi. Tylko się zamęczyć.
- Ależ nie, naprawdę. W dodatku chętnie wzięłabym udział w Targach.- Dodała zapominając, że przecież gdyby to zrobiła nie mogłaby wyjechać z Hubertem. Bo zgodnie z jego planem, mieliby wyjechać właśnie za trzy dni.
- Innym razem, kochanie. Tym razem jesteś mi potrzebna tutaj. Liczę na ciebie.
- Ale ja…
- Hm? Tak?- Na twarzy pani Ireny Witwickiej pojawiło się zainteresowanie. Bacznie przyjrzała się córce która sprawiała wrażenie bardzo mocno czymś zaaferowanej.- Haniu, wszystko w porządku?
- Tak.- Mrugnęła dziewczyna tylko uśmiechając się do matki i spuszczając wzrok tak, by tamta niczego nie mogła z niego wyczytać.
- To świetnie. Ale prawdę mówiąc sądziłam, że ucieszysz się bardziej. Zawsze powtarzałaś, że spokojnie dałabyś sobie ze wszystkim radę gdy ja z trudem zostawiałam cię tutaj samą na kilka godzin.
- I tak jest. Cieszę się.
- Na pewno? Jeśli tak zależy ci na udziale w targach, poproszę Kacpra o przypilnowanie interesu tutaj. Co prawda nie będę tak spokojna jak gdybyś ty mnie zastąpiła, ale mimo wszystko…
- w porządku, mamo. Naprawdę.- Przerwała jej Hania, podejmując w duchu ostateczną decyzję. Wyjedzie z Hubertem. Wyjazd matki dawał jej szansę by zrobić to bez zbędnych dramatyzmów. Po co miała jej mówić o swoim uczuciu do niego? Jej to i tak nie obchodziło. Miała swojego Kacperka.
- Tak? Już się bałam, że podjęłam złą decyzję. W takim razie nie będę cię już dłużej męczyć.
- Kiedy wyruszacie?
- Jutro, około południa. Po śniadaniu przekażę ci bieżące sprawy tak byś była we wszystko wtajemniczona.
- Dobrze. 
- Więc dobranoc, kochanie.- Pożegnała się z córką całując ją w policzek. Dopiero przy drzwiach przypomniała sobie o czymś.- Haniu, chciałaś ze mną o czymś porozmawiać?
- Tak. Ale to już nieważne.- Odpowiedziała jej Hania. A gdy pani Irena odeszła, w jej oczach pojawiły się łzy.- Żegnaj mamo.- Mrugnęła cicho.

4 komentarze:

  1. Czytam Twoje opowiadania już od kilku lat. Zaczęłam, gdy publikowałaś je jeszcze na Quku i od zawsze wzbudzały we mnie wiele emocji, pobudzały wyobraźnię, zmuszały do myślenia, stanowiły miłą chwilę relaksu i zapomnienia. Pomyślałam więc, że z powodzeniem mogłabyś przesłać je do jakiegoś wydawnictwa, np. takiego specjalizującego się w literaturze dla młodzieży czy New Adult. Czasami wydawnictwa ogłaszają różne konkursy, może więc warto spróbować? :)

    Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za słowa uznania, ale mimo wszystko do "prawdziwych" książek mi daleko. Także nawet nie odważyłabym się wysłać czegokolwiek swojego. Inna sprawa, że to co tu publikuję ma charakter opowiadań. Ponadto naprawdę wystarczy mi moj skromny blog :)

      Usuń
  2. Co raz więcej wiemy o wydarzeniach sprzed 6 lat. Jednak ja cały czas czekam aż opiszesz dokładnie to co się wydarzyło między Hanią i Hubertem w dzień wyjazdu. No i czekam aż relacja między nimi rozwinie się teraz. Czekam na następną cześć.
    Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo dojdziemy i do tego :) Na pewno nie pozostawię tego w kwestii domysłów czytelników. To mogę obiecać.

      Usuń