Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Druga szansa: Rozdział VIII

Witam wszystkich czytelników :) Niestety nie udało mi się dokończyć rozdziału wczoraj żeby zrobić wam świąteczny prezent, ale za to możecie przygotować się na dłuuugie czytanie dzisiaj (nie żartuję, ten rozdział jest naprawdę długi). Korzystając z okazji chciałabym życzyć wam aby zgodnie z dawną symboliką polanie się zimną wodą w Wielkanocny Poniedziałek oczyściło nas z wszystkich choróbsk- a zwłaszcza z tej jednej panoszącej się już od tylu tygodni :) Pozdrawiam gorąco.




Prawdę mówiąc, Hania nie miała ochoty na żadne wyjście: nawet kiedyś zamiast szaleństw w barach w wolnym czasie czytała masę książek, oglądała filmy i układała puzzle które teraz wydawały jej się być czymś całkowicie nieosiągalnym. Obecnie od dawna jej jedyną rozrywką był sen. Ale jak miała to powiedzieć najlepszym koleżankom które teraz z prawdziwym entuzjazmem grzebały w jej szafie próbując znaleźć coś co nadaje się na wyjście do baru?

- Jej Hanka, naprawdę miałaś rację: nie masz się w co ubrać. Na szczęście…- Zaczęła radośnie Paulina- przewidziałam taką okoliczność.

- Nie, tylko nie mów że wzięłaś coś swojego…Paula, ja tego nie założę.- Jęknęła Hanna widząc czarną krótką sukienkę z głębokim dekoltem którą tamta wyjęła z jakiejś torebki.

- Rany, raz możesz zaszaleć.

- Jutro muszę rano wstać do pracy.

- Potańcówka jest wieczorem i to ja mam poranną zmianę na kuchni. A ty siedząc na recepcji możesz sobie trochę przysnąć. Więc skończ już te wymówki. I siadaj na krześle, Gośka cię trochę umaluje.- Widząc, że koleżanka również zagląda do własnej torby zrozumiała, że nie ma szans przy takiej inwazji by choć trochę zaprotestować.- Nie mów, że ty też przyniosłaś swój arsenał?

- A jakże. Jedynymi kosmetykami, które posiadasz są matowe szminki.- Prychnęła Gośka.- Ale dziś niech twój kompleks gumowych ust idzie spać, jeszcze je podkreślimy żeby facetom szczęka opadła na wierz. I podmalujemy trochę oczko. Anka, grzejesz tę lokówkę? Zrobimy jej delikatne fale…

- Matko, więc to tak czuł się Kopciuszek.- Zażartowała, choć wszystkie trzy całkowicie skupione na swoich zadaniach nie zwróciły na to uwagi już coś między sobą ustalając.

Godzinę później, odstrojona w jedną z sukienek Pauliny- jednak nie tę rozdekoltowaną: drogą kompromisu, Hania postanowiła zgodzić się na koronkową „małą białą”- wsiadła z przyjaciółkami do auta. Kiecka wprawdzie odsłaniała nogi, ale w związku z tym że i tak miała zamiar gównie siedzieć przy stoliku stwierdziła, że nie będzie tego widać. Co nie znaczyło, że czuła się komfortowo: spódnice nosiła od wielkiego dzwonu a sukienki tylko na weselach. Miała szczęście, że jako jedyna spośród przyjaciółek nosiła rozmiar butów 36: dzięki temu mogła przynajmniej uniknąć niebotycznie wysokich szpilek pożyczonych od którejś z życzliwych koleżanek. A tak musiały wystarczyć jej jedyne od kilku lat siedmiocentymetrowe czółenka. Martwiła ją jeszcze czerwona szminka na ustach: przyjaciółki uważały że wygląda świetnie, ale ona sama widząc swoją twarz w lustrze…widziała właśnie tylko te wargi. Nigdy ich nie polubiła, nawet gdy wyrastając z wieku dziecięcego przestały być źródłem jej przezwiska nadanego przez Kacpra. Z czasem zwyczajnie je zaakceptowała tak jak akceptuje się niski wzrost czy piegi na nosie. A Gośka i Anka po prostu były miłe mówiąc, że każda kobieta chciałaby mieć jej usta. W końcu duże usta które są pożądane przez inne dziewczyny to nie to samo co usta szerokie…No cóż, najwyżej dyskretnie zmaże je w toalecie chusteczką zaraz po przyjściu do lokalu, pomyślała.

Bar whisky, wbrew nazwie, nie był lokalem specjalizującym się akurat w oferowania tego rodzaju asortymentu alkoholu. Było to miejsce gdzie można było napić się kolorowych drinków czy regionalnych trunków takich jak litworówka. Ponadto w karcie dań znajdowały się również liczne przekąski oraz dania na ciepło zachęcające do dłuższego spędzania tu czasu. Sam lokal był mały i niezbyt urokliwy przez słabe oświetlenie: znajdował się na końcu kamienicy poza ścisłym centrum i jako jedyny w jej budynku nie został wyremontowany. Dlatego zamiast ładnych prostych ścian, tutaj widoczna była nierówna czerwona cegła. Z tego powodu miejsce to było rzadko wybierane przez wygodnych turystów na miłe spędzenie wieczoru: jeśli już to wpadano tu tylko na chwilę z ciekawości. Nawet bilard czy stoły do gier nie stanowiły wystarczającej zachęty skoro ledwie można było się koło nich przecisnąć. Ten stan rzeczy był zadowalający dla właściciela baru, starego Tadeusza Pakosińskiego, który dawno już skończył sześćdziesiątkę i był pełnokrwistym góralem. Jak mam tu przyjmować bandę nieogarniętych dzieciaków którym przeszkadza trochę kurzu, to wolę już nic nie zarobić, zwykł mawiać o turystach krytykujących jego gościnę. Dlatego też po części z litości do starego górala, a po części z faktu że rzadko spotykało się tu turystów, Bar whisky był lokalem gdzie nieopisanym zwyczajem spotykała się głownie miejscowa społeczność.

Hania już po przekroczeniu progu lokalu zauważyła kilka dawnych kolegów ze szkoły z którymi miło się przywitała. Szybko jednak została odwiedziona od baru i zaprowadzona do jedynego nie w pełni wolnego stolika, który był już częściowo zajęty przez dwóch panów. Paula jak zwykle bezpardonowo się dosiadła przedtem pytając (a raczej oznajmiając) im o swoich zamiarach. Jednak nawet jeśli Hanka początkowo mogła łudzić się, że nieznajomi naprawdę byli tylko nieznajomymi, o tyle w ciągu następnych kilku minut już nie. Bo dziwnym trafem Ania wiedziała, że jeden z nich ma na imię Rafał i „przypadkiem” jest klientem jej biura rachunkowego. Ach, a wiec chodziło o swatanie, pomyślała decydując się powstrzymać przed wymownym spojrzeniem na koleżanki. W końcu nie miała nic złego przeciwko mężczyznom, skądże. Po prostu była zbyt zapracowana by kogoś poznać. Hotel pochłaniał jej masę czasu co nie sprzyjało romansom. Jeszcze przed śmiercią mamy umówiła się z facetem raz czy dwa na spacer i kawę, ale następnych już nie było. Mogła tłumaczyć to faktem, że gdy z powodu braku czasu odmawiała kolejnych spotkań, jej niedoszli amanci rezygnowali uznając, iż daje im wówczas subtelny sygnał że to ona nie jest zainteresowana. Ale jej zdaniem ci goście po prostu wcale nie chcieli dalszych spotkań. Jeśli byłoby inaczej, spytaliby wprost czy mają szanse, prawda? A nie bawili się w jakieś gierki…Najwyraźniej nie była dla nich wystarczająco interesująca bądź atrakcyjna, ot co.

Dziewczyny chciały dobrze, ale jak każda osoba w związku uważały że to tylko może dać  człowiekowi w życiu szczęście. Tak jak matki wychwalały uroki macierzyństwa a biznes woman zawodową karierę i rozwój. A Hani naprawdę dobrze było tak jak jest. No, może gdyby hotel zaczął lepiej prosperować byłaby w pełni zadowolona. Niepotrzebny był jej do tego facet. Chociaż nie wykluczała takiej możliwości. Jasne, że gdy myślała o przyszłości widziała się z mężem u boku i jedną czy dwójką dzieciaków. Czy jednak miała zamiar przez najbliższe dziesięć lat polować na każdego faceta którego spotka a jeśli jej się to nie uda uznać, że zmarnowała życie? Oczywiście, że nie. Może jednak teraz nie zaszkodzi spróbować i dać szansę nowo poznanemu nieznajomemu..? Nawet jeśli swaty są grubymi nićmi szyte. Nic jej to przecież nie kosztowało.

I tak w ciągu następnej godziny w szóstkę rozmawiali popijając kolorowe drinki z parasolką (ona jak i Anka wybrały te bez alkoholu) o wszystkim i o niczym: wszechobecnych turystach których w tym sezonie było jakby więcej w górach, o rosnących podatkach, czy nawet perpetuum mobile. Gdy w pewnym momencie Hania z Rafałem zostali przy stoliku sami (cóż za zaskoczenie, że reszta zgodnie wybrała bilard) rozmawiali również o roślinach, ponieważ mężczyzna zajmował się ich sprzedażą. Korzystając z okazji Hanka spytała więc o porady nawożenia do swojego ogródka. Potem temat zszedł na tematy zawodowe gdy Rafał w żartobliwy sposób zaczął się żalić na problemy z klientami. A raczej ich brakiem.

- No cóż, u mnie też nie jest najlepiej.- Przyznała wtedy.- Na dodatek koszty remontu jednego skrzydła pochłonęły więcej pieniędzy niż myślałam.

- Ale chyba nie jest tak źle, co? Słyszałem, że gościsz u siebie kadrę szczypiorniaków.

- Co?- Słysząc takie wyolbrzymienie Hania prawie parsknęła śmiechem.- Gdzie to słyszałeś?

- Od kogoś podczas wizyty w sklepie. Chyba Jakuba Bączka.

- No tak, to wszystko wyjaśnia.- Westchnęła tylko Hania. Na widok pytającego spojrzenia rozmówcy wyjaśniło:- Jego żona Dominika jest…no cóż, lubi trochę podkoloryzować. A tę informację pewnie poznała od swojej młodszej siostry, którą właśnie zatrudniłam.

- Szkoda, miałem nadzieję zobaczyć ich na żywo. Nie chciałbym cię straszyć, ale jutro możesz się szykować na niezłe oblężenie hotelu podczas twojej imprezy: wielu miejscowych też usłyszało tę plotkę.

- Dla mnie to jeszcze lepiej: więcej gości, to większa możliwość zarobku. I ciebie również miło będzie mi jutro zobaczyć.

-  Taki miałem zamiar. Swoją drogą fajnie, że coś takiego organizujesz: ze smakiem łącząc nasze regionalne tradycje z nowoczesnymi elementami atrakcyjnymi dla turystów, ale jednocześnie na tyle charakterystycznymi dla gór by móc ich trochę doedukować. I pozwolić docenić górski klimat.- Pochwalił ją mężczyzna. Po reakcji Hanki poznał jednak, że być może się za bardzo zagalopował.- Ania trochę mi o tym opowiadała, mam nadzieję że się nie gniewasz.

- Skąd: chyba nie musimy udawać że nie wiemy o co w tym chodzi, prawda?

- To też wiem od Ani. Że jesteś bardzo bezpośrednia.- Słysząc to Hania bezwiednie uśmiechnęła się. Naprawdę polubiła Rafała. Jeśli on ją też, chętnie spotka się z nim nie tylko podczas jutrzejsze biesiady, ale również i później. - I masz piękny uśmiech.

- Dzięki. Ale z tą szminką czuję się jak przebieraniec. Zazwyczaj nie jestem taka „odpicowana”. Musiałeś zrobić wrażenie na naszych swatkach, bo bardzo się postarały bym ci się spodobała.

- Jestem pewny, że w bardziej codziennym wydaniu też byś mi się spodobała. Co do tego wrażenia hm, będę z tobą szczery dobrze?- Oho, zaczyna się, pomyślała Hanka. Zaraz pewnie powie, że jednak powinni zostać przyjaciółmi. Mimo to pewnie skinęła głową.- Prawdę mówiąc ze mnie też nie jest żadna partia: rok temu po ponad trzyletnich zmaganiach, zażartej batalii i separacji w końcu się rozwiodłem. Jestem więc, jak to się teraz ładnie mówi, facetem z odzysku. W dodatku nie najzamożniejszym, bo na nieszczęście prowadziłem z żoną wspólnie firmę…- Zachęcony przez Hanię Rafał opowiedział jej swoją dotychczasową historię, która zaczęła się gdy postanowił wyjechać na studia.- Byłem młody i pełen buntu: uważałem, że tutaj nie można niczego osiągnąć. Dlatego uciekłem do Krakowa. Byle najdalej od gór i turystyki. Właśnie tam poznałem Wiolę: była znajomą mojej koleżanki z roku studiującą na innej uczelni. Do dziś pamiętam jak bardzo zaimponowała mi swoim sposobem otwierania wina bez otwieracza podczas jednej ze studenckich popijaw w akademiku. Chociaż z drugiej strony moja siostra lubi powtarzać, że to od początku powinno dać mi do myślenia: która laska potrafi otworzyć wino zapalniczką?- Dodał po krótce zarysowując swój miłosny happy end który skończył się wcześniej niż oczekiwał, gdy pod koniec studiów wzięli z Wiolką ślub, a 6 lat później rozstali.- Problemem był nasz wspólny biznes: ona projektowała ogrody dla bogatych snobów a ja zajmowałem się realizacją tych projektów. Gdy podjęliśmy decyzję o separacji, próbowaliśmy jeszcze pracować razem. To nie zdało jednak egzaminu: gdy kłóciliśmy się zawodowo czasami któreś z nas z braku merytorycznych argumentów lubiło odnosić się do przywar prywatnych i osobistych wycieczek. Potem ona stwierdziła, że w takim razie ktoś musi dostać firmę a druga strona zwyczajnie odejść. Oczywiście tą drugą stroną miałem być ja.

- A więc wróciłeś tutaj z powrotem po ponad dziesięciu latach bez niczego?

- Skąd, walczyłem jak wściekły pies byleby tylko nie dać jej satysfakcji. Dopiero po jakimś czasie dojrzałem do tego by odpuścić. Z perspektywy czasu wiem, że zachowanie obojga z nas było wtedy bardzo dziecinne: „to moja lampa ja ją kupiłem”, „ten klucz francuski był mój jeszcze przed ślubem”. „A ten obraz przecież ty mi podarowałeś, co z tego że za niego zapłaciłeś”. Do tej pory śmieszyły mnie te opowieści o drobiazgowości podczas rozwodów ale gdy sam to przeżyłem…- Rafał zatopiony w myślach zdawał się mówić jakby do siebie dopiero w tej chwili zdając sobie sprawę z tego co robi.- Rany, wiedziałem że to zrobię i zacznę opowiadać o ci o swoim rozwodzie. Sylwia porządnie by mnie teraz zbeształa. Przepraszam, to nie jest dobry temat na zapoznawcze spotkanie. Zwłaszcza, żeby pozytywnie wypaść.

- Nie uważam, żeby to był zły temat. Zresztą: co to w ogóle jest zły temat? I kim jest Sylwia?

- Moją wszechwiedzącą młodszą siostrą.

- Jasne, jak mogłam się nie domyślić. Pewnie uważa, że wtedy wychodzisz na niegotowego na nową znajomość i rozpatrujesz przeszłość?

- Gorzej: że to oznacza że coś ze mną musiało być nie tak skoro jestem po rozwodzie. Bo przecież to zawsze wina faceta a jeśli nawet kobiety, on wspaniałomyślnie powinien wziąć część winy na siebie. Inaczej wyda się potencjalnej kandydatce na dziewczynę bucem.- Odparł Rafał, po czym oboje prawie równocześnie się zaśmiali. Potem temat zszedł na Sylwię oraz kilka opowiastek z ich wspólnego dorastania: młodzieńcze wygłupy i wzajemne docinanie. Ale nie złośliwe i przykre tak jak w przypadku jej i Kacpra gdy on mówił lub robił coś by ją zranić a ona najczęściej odpowiadała mu tym samym. Z każdego słowa które mówił, a także ze sposobu w jaki to robił, zapalających się iskierkach w oczach widać było że kocha swoją siostrzyczkę. Rafał nie skupiał się jednak tylko na sobie pytając również o jej dzieciństwo czy najzabawniejszą gafę z dzieciństwa. Hania wspomniała też o śmierci matki i wciąż niesłabnącej tęsknocie za nią. Gdy dopili drinki, dołączyli do reszty przy stole bilardowym. Jednak w międzyczasie wciąż rozmawiali.

Tymczasem w lokalu, zaczął się gromadzić spory już tłum i poruszanie się nie tylko na parkiecie było bardzo utrudnione. To dlatego kilkadziesiąt minut później, gdy Rafał zaproponował że jeśli Hania chce, może z nią na chwilę wyjść na zewnątrz, zgodziła się. Gdy znaleźli się na uliczce, szybko okazało się że jednak nie jest tak ciepło jak oczekiwała. Dlatego Rafał zaproponował jej, żeby poczekała przy wyjściu a on w tym czasie przyniesie jej płaszcz tak by nie musiała stać w szatni. Uśmiechnęła się w duchu dodając troskliwość do listy jego zalet. Naprawdę był fajnym facetem. Nawet sposób w jaki mówił o swoim rozwodzie wiele jej mówił: nie oskarżał o nic żony, ba dopiero gdy Hania spytała go wprost czy była jakaś bezpośrednia przyczyna okazało się, że żona go zdradziła! Inny na jego miejscu wypaplałby to już w pierwszym zdaniu jeszcze serwując jej tyradę o niewiernym rodzie niewieścim w ogóle...Kolejny podmuch wiatru sprawił, że objęła się ramionami przestępując z nogi na nogę. A potem poczuła szarpnięcie z tyłu gdy niespodziewanie ktoś pociągnął ją do siebie. Z trudem zachowując równowagę odwróciła się by zauważyć zadowolonego z siebie pana Tadeusza dzierżącego w dłoni szklaną butelkę z alkoholem i męską postać rozpłaszczoną ziemi pomiędzy nimi, którą z łatwością rozpoznała nawet pomimo grubej bluzy z kapturem zasłaniającej jego sylwetkę.

- Hubert?

6 LAT WCZEŚNIEJ

Był zirytowany.

Bardzo.

A nawet zły.

Siedział sam jak kołek w tym przeklętym pokoju nie mogąc pokazać się ludziom na oczy musząc patrzeć przez okno jak reszta się bawi. A raczej ona. Dziś śniadanie i obiad przyniosła mu chyba sama kucharka, bo Hanka tak jak zapowiadała wczoraj była bardzo zajęta szykowaniem wszystkiego na przyjęcie.

„To już coroczna tradycja, że w rocznicę założenia pensjonatu organizujemy tutaj małą uroczystość, w której uczestniczą również lokalni mieszkańcy. Dla nich to szansa pokazania swoich wyrobów, no przykład pani Janina własnoręcznie robi korale na szyje, a pan Stanisław robi prawdziwe oscypki z koziego sera. Dla turystów to jeszcze jedna atrakcja, więc również się cieszą. Z kolei dla mnie i innych pracowników to dodatkowa praca: trzeba zamówić stoły, zorganizować jedzenie, ozdoby i dekoracje…W tym roku ma być ognisko, także będzie potrzebna również pomoc fachowców. Jesteś pewny, że nie chcesz brać w niej udziału?”

Ta, i na pewno nikt by go nie rozpoznał…Hubert z oczywistych powodów musiał wymówić się od uczestnictwa, ale nie dlatego był zły. Był zły bo z okna swojego pokoju miał doskonały widok na całą imprezę na zewnątrz. A Hanka wcale nie pracowała. Teraz na przykład rozmawiała z jakąś dziewczyną. A chwilę wcześniej tańczyła z Patrykiem! To z pewnością nie był żaden obowiązek. Co z tego, że o tej porze zazwyczaj dotrzymywała mu towarzystwa i odganiała nudę skoro mogła teraz bawić się ze znajomymi…

By przestać o tym myśleć, Hubert zdecydował się obejrzeć film. Najlepiej jakąś komedię. Tak to świetny pomysł: kultowa już Akademia policyjna powinna dać radę. Tyle, że już po pięciu minutach filmu z zewnątrz dało się słyszeć dźwięki rozchodzące się z instrumentów muzyków. Super, pomyślał. A sądził, że nic go bardziej nie zirytuje.

W takim nastroju spędził trzy kolejne godziny nie mogąc się na niczym skupić. I choć obiecywał sobie, że nie będzie obserwował przyjęcia, to po kilku minutach wciąż wracał do okna. Szukając wzrokiem Hanki. Za którymś razem jednak jej nie znalazł. Pukanie do drzwi i jej roześmiany głos który wkrótce po ich otwarciu usłyszał, stanowił odpowiedź dlaczego.

- Cześć, mogę na chwilę? Przyniosłam ci nowy film, który wczoraj kupiłam. Pomyślałam, że możesz się nudzić.

- Ja?- Udał zdziwienie.- Skąd. Właściwie całkiem miło spędzam czas.

- Widziałam cię na dole jak wyglądałeś prze z okno. Nawet ci pomachałam.

-Serio? Nie zauważyłem.- Kłamał naturalnie, bo doskonale to widział, ale wtedy zły odszedł od okna, bo uznał że się z niego nabija. W końcu musiała zauważyć, że jak ten idiota czai się obserwując ukradkiem.- Możesz położyć film na stole, raczej nie będę go dzisiaj oglądać.

- A co porabiasz ciekawego?- Spytała. Czy mu się zdawało czy jej głos wydawał się być jakiś taki bardziej roześmiany?

- No…takie tam…trochę czytałem. I myślałem.

- Te książki które ci przyniosłam ostatnio już chyba przeczytałeś, prawda?

- Tak, ale zacząłem wracać do swoich ulubionych fragmentów.

- Czyżby? Więc na pewno się nie nudzisz?

- Skąd!

- Czy mi się wydaje czy jesteś zły?

- Nie jestem.

- Jeśli się nudzisz mogę z tobą zostać.- Cóż za łaskawość, pomyślał.

- Nie trzeba.- Te dwa słowa prawie wysyczał.- Możesz wracać do zabawy.

- Ach, tak myślałam że to cię złości.- Przyznała Hanka a jego zamurowało. A więc wiedziała, że bez jej obecności on nie może wytrzymać nawet jednego dnia?- Jesteś tutaj już cztery tygodnie a tak naprawdę tkwisz tylko w tym pokoju: czasami późnym wieczorem wymykasz się tylko na jakiś spacer na piętrze żeby ćwiczyć nogę. Musi ci być przykro widzieć jak inni tam na dole się bawią, podczas gdy ty…- Kontynuowała, ale Hubert przestał ją słuchać gdy zalała go fala ulgi. Uf, a więc nie wiedziała że tak naprawdę chodzi o nią. Ta myśl wprawiła go jednak w konsternację. Dlaczego niby chodziło o nią? Wtedy nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co kiełkowało dopiero w jego sercu, ale ziarno zostało już zasiane. I choć w ciągu trzech kolejnych dni gdy Hanka do niego przychodziła ostentacyjnie informował ją, że  nie potrzebuje jej towarzystwa, to jednak po tym czasie skapitulował. Dziecinne było odmawianie sobie choć chwili rozrywki z dziewczyną podobną mu wiekiem. To dlatego następnego wieczoru zaproponował jej film. I nie gniewał się nawet gdy zjawiła się całe dwie godziny później niż zwykle choć przez ten czas sądził, że go wystawiła.

- Sory, ze sprzątaniem i odwożeniem pożyczonych rzeczy i urządzeń na ostatnie przyjęcie zeszło nam się dłużej niż sądziliśmy. A Kacper jak zwykle wymigał się od pracy, więc mieliśmy tylko dwa samochody, bo Gośka nie ma prawa jazdy.

- Kim jest Kacper?

- Nieważne. To co oglądamy „Dziką drogę”? Czy jest już za późno?

- Dochodzi dwudziesta. Jak dla mnie możemy oglądać. Nie muszę rano wstać.

- Jasne. A jak noga?- Spytała wygodnie sadowiąc się na prawej stronie jego łóżka. Od niedawna tak właśnie oglądali filmy, choć początkowo dziewczyna protestowała z możliwości korzystania z jego łóżka argumentując, że może urazić jego nogę . Hania czasami przynosiła też jakiś popcorn, tym razem jednak go nie miała. Zamiast tego na talerzu który dzierżyła ze sobą widniały smakowicie wyglądające przekąski z mozzarellą.

- Chyba coraz lepiej. W tym tygodniu kontrolnie ma mnie odwiedzić lekarz.

- Oczywiście również w pełnej dyskrecji.

- Jeszcze tak. Mój manager uważa, że to konieczne.

- Przekichane jest bycie gwiazdą, co?

- Ja jestem tylko sportowcem. Nie chciałem być gwiazdą.- Powiedział czując się tak jakby skłamał. Bo czy rzeczywiście tak było? Jasne: odkąd był nastolatkiem i został zauważony podczas sportowych zawodów przez trenera przeciwnej drużyny, który skontaktował go ze swoim przyjacielem trenującym młodzież w prawdziwym klubie, robił wszystko by grać w siatkówkę najlepiej jak umie. TO było ważne: nawet nie wygrane mecze, nie nagrody za nie i przede wszystkim nie sława, do diabła. Kiedy to się więc zmieniło? Kiedy zaczął brylować na ściankach medialnych niczym jakiś podrzędny celebryta? Kiedy przestał cieszyć się z możliwości samej gry a sukces napawał go radością bo dzięki temu pisano o nim w gazetach? Wstyd jaki poczuł w tym momencie do siebie samego prawie pozbawił go na moment tchu. Odruchowo usiadł bezwiednie na łóżku. Gdy Hanka na niego spojrzała zobaczyła go tępo wpatrującego się w jakiś punkt. Z miejsca zmienia pozycję by na czworakach znaleźć się bliżej niego. Potem delikatnie dotknęła jego ramienia.

- Hej, będzie dobrze. Noga wyzdrowieje. I znów będziesz grać. Może kiedyś nawet ja z ciekawości pojawię się na twoim meczu? Nie wiem tylko czy będzie mnie stać na bilet.- W odpowiedzi Hubert się tylko uśmiechnął. Och, gdyby tylko to był problem. Gdyby tylko tego się obawiał.

- Masz rację, przejdźmy w końcu do oglądania.

Flm, zgodnie zresztą z opisem dystrybutora, był dramatem młodej kobiety która by uporać się ze swoją traumą zdecydowała się wyruszyć w samotną pieszą wędrówkę. Kiedyś taki obraz unikałby szerokim łukiem: dla niego najlepszym rozwiązaniem w radzeniu sobie z problemami był po prostu czas. Co da zmiana fryzury, miejsca zamieszkania czy wędrówka tysiące mil? Jak to niby ma pomóc „odnaleźć na nowo siebie”? Teraz jednak za sprawą Hani polubił oglądać takie obrazy. Nie znaczyło to, że zrozumiał i zgadzał się z każdą decyzją podjętą przez bohaterów, skądże. Po prostu otworzył się na nowy punkt widzenia, zdał sprawę że nie tylko ta droga którą on by wybrał jest słuszna i właściwa. I takie filmy zmuszały do myślenia co bardzo polubił. Ponadto uwielbiał rozmawiać z Hanką w trakcie seansu dzieląc się swoimi uwagami i spostrzeżeniami: ona zresztą też. Kiedyś nawet zaśmiała się, że dobrze się pod tym względem rozumieją, bo jej przyjaciele owszem, też lubili to robić, ale po seansie a nie w jego trakcie. A gdy nie mogła się od tego powstrzymać podczas oglądania, często się na nią irytowali.

Teraz na przykład, Hubert podzielił się na głos swoją refleksją, że dotychczas podczas ponad większości przeprawy główna bohaterka nie spotkała żadnego dzikiego zwierzęcia. Co nie wydawało mu się być bardzo prawdopodobne w tamtej części USA. Gdy Hania nie zareagowała na jego komentarz spojrzał na nią i zauważył, że…zasnęła! W pierwszym momencie prychnął już przymierzając się by ją obudzić, ale potem z tego zrezygnował. Przypomniał sobie jak bardzo zmęczona przyszła tu do niego choć wcale nie musiała przecież tego robić. Nie miała takiego obowiązku. Uśmiechając się pod nosem nakrył ją tylko delikatnie kocem dyskretnie zerkając przy tym na jej twarz czując że robi coś złego. Ale przecież ona spała i nie była tego świadoma. Czuł się jednak jak podglądacz. Mimo to nie mógł powstrzymać się od patrzenia na cień rzucany przez jej rzęsy na okrągłe policzki i lekko wydęte wargi. Było w nich coś…intrygującego, wcześniej jakoś nie zwrócił na to uwagi. I ten pieprzyk niedaleko uchu: miał kształt niewielkiego serduszka, zupełnie jak namalowany! Zmuszając się by oderwać od niego wzrok, Hubert postanowił wrócić do oglądania filmu. Potem, ponieważ Hanka jeszcze się nie obudziła, dojadł kilka szaszłyków przerzucając kanały w telewizji. Pół godziny później poszedł się w końcu wykąpać śmiejąc się w duchu z własnej nieporadności. Kto by pomyślał, że obudzenie śpiącej kobiety może być takie trudne…

Gdy zjawił się z powrotem w swoim pokoju, było po jedenastej. Ciężko westchnąwszy, Hubert w końcu był zmuszony do obudzenia swojej śpiącej przyjaciółki. Co prawda nie wadziłaby mu w łóżku- było wystarczająco szerokie tak by spokojnie mogli spać w nim oboje, ale jej matka jawiła się jako bardzo zasadnicza kobieta. No i z pewnością zaniepokoi się zniknięciem swojej córki na noc, nawet jeśli będzie wiedziała że ta przebywa na terenie hotelu. Dlatego po raz ostatni przyglądając się śpiącej dziewczynie, delikatnie dotknął jej ramienia. Gdy się nie obudziła pogładził jej zaróżowiony policzek. Potem wymówił jej imię.

- Hania, obawiam się że musisz wstać. Haniu…- Dopiero po kilku próbach dziewczyna w końcu otworzyła rozespane oczy jakby z zaskoczeniem patrząc nimi na Huberta.

- Rany, usnęłam, tak? Która godzina?- Spytała zaspanym głosem jednocześnie przeciągając się w jego łóżku. Nie wiedząc dlaczego na ten widok poczuł suchość w gardle. By odpowiedzieć, odwrócił od niej wzrok.

- Po jedenastej. Nie chciałem cię budzić, ale lepiej będzie gdy wrócisz do siebie. Twoja mama może się o ciebie martwić.

- Dzięki. I przepraszam za to.

- Nie szkodzi, to ja nie powinienem zmuszać cię do oglądania filmów tak późno.

- I co udało jej się?

- Komu?

- Cheryl. Oglądałeś film do końca?

- Aaaa….tak, udało jej się.

- Super.- Mrugnęła w pośpiechu naciągając na stopy trampki po raz ostatni posyłając mu ciepły uśmiech. – Dobranoc więc.

- Dobranoc.

Po przekroczeniu progu pokoju Huberta, Hania miała nadzieję dyskretnie wrócić do swojego sypialni: niestety pani Irena jeszcze nie spała. Dostrzegłszy córkę spojrzała na nią z niepokojem.

- Kochanie mówiłam ci przecież, żebyś nie wracała po nocy od koleżanek. Nawet jeśli mieszkają tuż obok.- Zganiła ją troskliwie.

- Wiem mamo. I przepraszam. Ale nie byłam u Małgosi. Oglądałam film z Hubertem.

-  Z tym sportowcem ze złamaną nogą?- Spytała marszcząc czoło i jednocześnie wstając z krzesła na którym siedziała. Ostrożnie złożyła właśnie trzymane faktury na bok. Potem podeszła do córki.- Haniu, prosiłam cię byś nie spędzała z nim tak dużo czasu.

- Ale on się nudzi: co złego jest w tym, że obejrzymy film lub pogramy w scrabble?

- Nic. Tylko, że…- Pani Irena dyskretnie chrząknęła nie wiedząc jak delikatnie dać do zrozumienia córce, że wizyta młodej dziewczyny (tak niedoświadczonej jak ona) w pokoju młodego chłopaka (pokroju tego całego Huberta Skrzyneckiego) prawie o północy nie jest najlepszym pomysłem-…wiesz, to może być przez niego niewłaściwie odebrane. A nawet wykorzystane. On jest sławnym sportowcem, a ty pracownicą hotelu. Przez to może uważać, że pewne rzeczy mu się należą. Zwłaszcza jeśli zostaną nieopatrznie przez niego zinterpretowane przez twoje zachowanie. Oni…tacy celebryci myślą trochę inaczej i to co dla mnie czy ciebie jest zwykłą grzecznością dla nich może być czymś więcej. Rozumiesz co mam na myśli?

- Więc uważasz, że on będzie próbował mnie uwieść bo raz zasiedziałam się do późna w jego pokoju odbierając to jako zaproszenie?- Spytała wprost Hania z trudem panując nad śmiechem na widok zakłopotania na twarzy mamy. Po tym pytaniu natomiast rodzicielka spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.

- Hanno!

-  Przecież nie mam 10 lat, mamo. Ale Hubert i ja tylko się przyjaźnimy. I wiem, że jest sławnym siatkarzem a gdy odjedzie pewnie nawet nie będziemy utrzymywać kontaktu. Poza tym on nigdy nie zachowywał się wobec mnie niewłaściwie. Lubimy się i tyle.

- Na pewno? Nie chciałabym żebyś potem była smutna.

 - Na pewno, mamo.

- Czy mogę cię więc prosić o ograniczenie wizyt u niego najpóźniej do siódmej wieczorem? Ufam ci, ale chcę żebyś była bezpieczna.

- Oczywiście, mamo. Ta dzisiejsza późna wizyta i tak miała być pierwszą i ostatnią.

- Miło mi to słyszeć. No, a teraz zmykaj się umyć. Jutro czeka nas dużo pracy.- Całując mamę w policzek, Hania od razu położyła się do łóżka decydując się na prysznic jutro z samego rana. Tuż przed zaśnięciem w jej głowie wróciła absurdalna sugestia mamy powodując, że zaczęła cicho chichotać. Co za niedorzeczność, myślała. Bo nawet z pomocą swojej wybujałej wyobraźni nie była w stanie wyobrazić sobie by ktoś taki jak Hubert polubił ja w ten sposób. Albo że ona mogłaby poczuć do niego ten rodzaj pociągu. Ale nie wiedzieć czemu jej policzki pokryły się wówczas purpurą.

OBECNIE

Hubert czuł w głowie tępe pulsowanie które nie pozwalało mu się na niczym skupić. Wokół siebie słyszał jakiś damki krzyk oraz odpowiadający mu męski głos. Nie był jednak w stanie pozbierać myśli na poszczególnych słowach na tyle, by wyłapać ich sens.

- Co pan do diabła zrobił?!|- Krzyknęła Hanna patrząc z przerażeniem na stojącego za nią właściciela Whisky baru który w prawej dłoni trzymał do połowy zapełnioną butelkę z alkoholem.

- Uratowałem panią! Ten zboczeniem przypatrywał się pani odkąd tylko wszedł siadając w samym rogu baru i zakrywając twarz. Wiedziałem, że szykuje coś niedobrego, ale gdy tylko za panią wyszedł…

- Panie Tadeuszu, to nie jest żaden zboczeniec. To jeden z gości moich hotelu.

- Hania, w porządku?- Gdy zjawił się Rafał z jej płaszczem i pytającym wyrazem twarzy, Hania spojrzała na niego bezradnie.

- Pan Tadeusz przypadkiem wziął Huberta za złodzieja chcącego mnie napaść. I uderzył go butelką w głowę. Pomóż mi go podnieść. Boże, mam nadzieję, że nie trzeba będzie wezwać karetki.

- Zanieśmy go na zaplecze, dobrze panie Tadeuszu?- Zaproponował Rafał.

- Są tu jakieś tylne drzwi?- Dodała Hania.

- A skąd, to mały lokal.

- Cholera, w takim razie mówmy ludziom, że zemdlał. Albo jest pijany.

- Przepraszam, ale gdy zobaczyłem jak to wielkie bydlę bezceremonialnie chwyta panią za ramię ja naprawę sądziłem…

- Wiem, to już bez znaczenia panie Tadeuszu.- Przerwała mu  nieco niegrzecznie Hanka szybko wracając do baru by poprosić o pomoc Piotrka, kolegę Rafała. I choć starała się nie robić przy tym żadnego zamieszania, to jednak i tak podczas przeniesienia Skrzyneckiego na zaplecze, wokół zgromadził się spory tłumek gapiów ciekawych szczegółów.  Niestety jeden z nich rozpoznał w Hubercie sławnego sportowca i choć Paula szybko zdemontowała plotkę o tożsamości mężczyzny który zemdlał, po chwili wieść rozniosła się po całej sali do wszystkich obecnych w Whisky barze. O tym jednak Hania nie wiedziała, bo na zapleczu razem z towarzyszącym jej Rafałem starała się doprowadzić do przytomności Huberta.

- Jesteś pewny, że nie trzeba wezwać karetki?- Spytała swojego nowo poznanego dzisiaj towarzysza. Hubert odkąd posadzili go na krześle, nie zmienił swojej pozycji i rzadko mrugał. Co jeśli ma wstrząśnienie mózgu albo jeszcze coś gorszego?

- Spokojnie, już odzyskał przytomność. Pewnie jest w szoku.- Zaopiniował pewnie Rafał, nie chcąc straszyć Hanny. Potem podszedł do Huberta delikatnie się nad nim nachylając.- Hej, słyszysz mnie? Halo?

- Jasne, że cię słyszę koleś. Nie musisz mówić do mnie jak do niedorozwiniętego.- Odparł nieznajomemu Hubert pomimo wciąż pulsującej głowy. Na szczęście po kilku minutach od uderzenia bolała nieco mniej co było pocieszające. Nie znaczyło to jednak, że nie cierpiał.- Kto mnie uderzył?

- Właścic…

- Nieważne.- Przerwała Rafałowi Hanka wyraźnie uspokojona. Bo skoro wróciła złośliwość Huberta oznaczało to, że cały ten epizod skończył się mało groźnie. Potem odebrawszy Rafała kostki lodu zawinięte w bawełnianą ściereczkę poleciła:- Poszukaj dyskretnie jakichś tabletek na ból głowy. Może Gośka ma je w swojej torbie.

- Nie jestem pewien czy na uraz mechaniczny będą odpowiednie i przyniosą ulgę…

- Spróbuję nawet końskiego łajna jeśli ten ból choć trochę minie, naprawdę.- Wtrącił się Skrzynecki. Rafał patrząc to na niego, to na Hankę, w końcu opuścił zaplecze. Gdy Hania z Hubertem zostali sami, zbliżyła się dotykając zimną ścierką tylu jego głowy. Choć starała się to robić delikatnie to i tak syknął.

- Ostrożnie do diabła.

- Staram się.

- Krwawię?

- Jak zarzynane prosie. – Odparła mu ironicznie zła za to jak niegrzecznie potraktował Rafała, bojąc się o pana Tadeusza i wściekła na samego Huberta za tę całą aferę chociaż pewnie nie tylko on był temu winny. Ale jeśli Skrzynecki oskarży właściciela o pobicie a wieść się rozniesie, ten lokal będzie skończony.

- Kpisz ze mnie?

- Skąd. Możesz się nie ruszać?- Mając daremną nadzieję, że to mu pomoże Hubert zamknął na chwilę oczy. Wydawało mu się, że ból który odczuwał jest wówczas jakby trochę mniejszy.- Hubert do diabła, tylko mi tu nie mdlej, słyszysz?- Hania błędnie interpretując jego zamknięte oczy rzuciła ścierkę z lodem na jeden ze stołów. Potem kucnęła nad nieprzytomnym mężczyzną leżącym bezwładnie na krześle, patrząc na niego z prawdziwym niepokojem, podnosząc lekko jego głowę swoimi dłońmi.- Hubert, słyszysz mnie? Hej? Ocknij się.- Poprosiła. W odwecie za „zarzynane prosie”, Hubert miał szczerą ochotę pobawić się jeszcze trochę w nieprzytomnego, ale strach w głosie Hanki powstrzymał go od tego.- Hubert..?

- Śpiącą królewnę książę obudził pocałunkiem. Możesz spróbować tej techniki- Odparł jej wciąż z zamkniętymi oczami. W odpowiedzi usłyszał prychnięcie a potem poczuł przyrost bólu gdy bezceremonialnie „wypuściła” jego twarz ze swoich dłoni.- Ała.

- Osioł.

- Wolałem być zarzynanym prosiakiem: one są przynajmniej inteligentne.- Próbował zażartować, ale potem postanowił że będzie milczał. Wtedy ból był jakby mniejszy.

Hanka była na niego wściekła, więc przez kilka chwil po prostu stała parę metrów dalej bez słowa. Szybko jednak empatia zwyciężyła i z powrotem wzięła do ręki przygotowany naprędce okład. Później ponownie przyłożyła go Hubertowi w miejsce skaleczenia. Miał szczęście, że postanowił się nie odzywać bo gdyby znowu coś powiedział niechybnie by ją zdenerwował. A tak zdążyła się choć trochę uspokoić by pięć minut później spokojnie go zapytać:

- Czujesz się teraz trochę lepiej? Dasz radę wstać?- W reakcji na pytanie ranny na moment otworzył oczy.

- Mówiąc szczerze wciąż kręci mi się w głowie.

- Nie żartujesz?

- Już nie mam zamiaru. Jeszcze przyłożysz mi tą ścierką z lodem w głowę…A jak to wygląda? Jest rozcięte?

- Wydaje mi się, że nie. Ale masz porządne jajo.

- Super: zawsze o takim marzyłem. Możesz mi powiedzieć kto mnie tak urządził?

- To…- zaczęła Hanna z wahaniem decydując się zataić tożsamość pana Tadeusza.-…to jeden z klientów.- Potem kontynuowała:- Zauważył, że podobno przez jakiś czas mnie obserwowałeś w barze, więc gdy za mną wybiegłeś, na dodatek kryjąc twarz w kapturze dresowej bluzy uznał, iż chcesz mnie zaatakować.

- I zamiast się upewnić od razu zrobił to przed czym niby ciebie chciał obronić, tak? To ten twój amant z którym spędziłaś cały wieczór?

- Jaki znowu amant?

- Już ty wiesz jaki.- Niestety Hania nie miała okazji dopytać o co mu chodzi, bo właśnie w tej chwili zjawił się Rafał.

- Mam proszki przeciwbólowe.- Oznajmił podnosząc je tryumfalnie w dłoni. Potem zwrócił się do Hani:- A co z nim? Jak on się czuje?

- „On” czuje się tak jak ofiara napaści.- Powiedział Hubert wściekły, że koleś najpierw traktuje go jak szurniętego a potem mówi w jego obecności w trzeciej osobie.- Dawaj te tabletki.

- Może uda ci się wytrzymać bez nich? Jeśli pojedziemy do szpitala i okaże się, że z głową coś nie w porządku, nie wiem czy to nie będzie stanowiło problemu.- Odpowiedziała mu Hania.

- Nie piłem alkoholu. I guzik mnie to obchodzi.- Hubert bez namysłu wziął do ręki dwie tabletki paracetamolu nawet nie popijając ich wodą. Dopiero gdy Hanka za jakiś czas przyniosła mu butelkę, z ulgą po nią sięgnął.

- Twoi przyjaciele też są gdzieś w barze?- Spytała go.

- Nie, byłem tu sam. Odwiozłem chłopaków do hotelu wcześniej.

- Kurczę, myślałam że oni nam pomogą…No nic. Rafał, chodź tutaj i posłuchaj….-Hubert popijając wodę starał się przy tym ignorować fakt, że tamta dwójka sobie w najlepsze szepcze.

- Dobra, zawiozę go do szpitala. Ty zostań tutaj i ucisz plotki. Wyjdź pierwszy i odwróć uwagę ciekawskich: my wyjdziemy kilka minut później.- Usłyszał jakiś czas później głos Hanki gdy przestała już szeptać.

- Jesteś pewna, że sobie poradzisz? Może powinienem pojechać z wami? Jeśli on nie może chodzić..?

- Mogę. I już dziękuję za twoją pomoc. Jeśli mam krwiaka to policzę się z tobą.- Wtrącił się Skrzynecki.

- Ale to przecież nie ja cię…

- Dobrze, przestańmy już tracić czas.- Zaproponowała Hania.- Więc jak: możesz wstać?- Zwróciła się do siatkarza. Ten skinął głową choć ten ruch przypłacić dodatkową falą bólu. Potem ostrożnie wstał z krzesła. Nie było tak źle jak się spodziewał, ale głowa wciąż bardzo mocno dawała mu się we znaki.

I tak kwadrans później udało im się opuścić lokal w miarę bez problemowo, dzięki obstawie koleżanek Hani oraz dwójce nowych znajomych, którzy zagradzali drogę gapiom nie pozwalając iść za sobą. Problem pojawił się na parkingu, gdy do Hanny dotarło, że nie przyjechała tutaj swoją pandą. Dlatego zmuszona była prowadzić busa Huberta, którym nigdy wcześniej nie jechała. Miała nadzieję, że po drodze ich nie zabije.

Na szczęście Hubert przez całą drogę milczał co jednocześnie ją cieszyło i martwiło. Cieszyło, bo otwierając buzię niechybnie by ją jeszcze zdenerwował co robił od czasu przyjazdu a jazda obcym autem i tak stanowiła spore wyzwanie. Martwiło, bo oznaczało to, że głowa boli go bardziej niż chciał przyznać. W rzeczywistości jednak Hubert powoli dochodził już do siebie: nie wiedział czy zawdzięcza to dzięki tabletkom czy po prostu upływowi czasu, ale ból przytępił się na tyle by mógł skupić się na czymś innym niż jego istocie. I tak siedząc lekko pochylonym w lewą stronę obserwował zdenerwowaną Hankę. Już w barze z dość dalekiej odległości zauważył jak się odpicowała: makijaż, włosy, sukienka…a raczej przede wszystkim sukienka. Bardzo krótka musiał przyznać widząc dużą część jej gołych ud. I po co? Żeby poderwać jakiegoś frajera? Wcale tego nie rozumiał. Jak Kacper mógł pochwalać wybryki swojej żony? Przecież to było małe miasteczko: nie można było tego ukryć. Zwłaszcza „łowiąc” niczego nie świadomych frajerów w barze pełnym miejscowych plotkarzy i mieszkańców. Gdyby Hanka należała do niego zamknąłby ją w szafie albo złotej klatce nie pozwalając na przyprawianie sobie rogów.

- Jesteśmy na miejscu.- Oznajmił mu pół godziny później obiekt jego rozmyślań. Trochę „udając” poruszał się nieco wolniej nic sobie nie robiąc z zaniepokojenia swojej towarzyszki. I dobrze jej tak, myślał. Niech się trochę o niego pomartwi. Poza tym zaczął się nawet dobrze bawić od czasu do czasu jęcząc i „tracąc równowagę” przez co „zmuszony był” się na niej oprzeć. W końcu, po wejściu na recepcję przy pomocy Hanki usiadł na jednym z krzeseł dla pacjentów. Ona w tym czasie rozmawiała z pielęgniarką. A w zasadzie to się kłóciła. Dopiero zauważywszy przechodzącego obok lekarza z ulgą na niego spojrzała.

- Dobry wieczór, dobrze że pan dzisiaj ma dyżur. Mam mały problem…- Zaczęła opowiadając mu po krótce o niecodziennym epizodzie nieco zmieniając pewne „fakty”. Na koniec poprosiła go o dyskrecję zmyślając na poczekaniu:- To jest Hubert Skrzynecki, wie pan: jeśli ta wieść się rozniesie będzie mu głupio. Bo dał się pokonać w bójce ulicznej zwykłemu nastolatkowi reagując na niewinną prowokację o swojej słabej grze na boisku…Ale wie pan jak rozkapryszeni potrafią być sportowcy. Gdy prasa to jeszcze rozdmucha może być z tego niezła afera.

- Rozumiem, ale i tak muszę wpisać jego nazwisko. Będę musiał zrobić RTG głowy i przeprowadzić szczegółowe badanie.

- Oczywiście, to zrozumiałe. Proszę tylko aby wieść o tym co się stało nie wypłynęła poza szpital.

- Proszę pani, my tu leczymy ludzi a nie zajmujemy się dostarczaniem pożywki dla mediów. Niech pani towarzysz pójdzie do zabiegowego po rejestracji. Za kilka minut kończy się moja przerwa. Wtedy go przyjmę.

- Dziękuję.- Mrugnęła na koniec z ulgą wracając do Huberta. Ten obdarzył ją wściekłym spojrzeniem:

- Jeśli już musiałaś wymyśleć jakąś bajeczkę to mogłabyś wspomnieć o czterech wielkich drabach a nie jakimś nie wyrostku.

- Nie marudź: ta historia i tak się nie rozniesie. Powinieneś być mi wdzięczny.

- Ja tobie? O ile pamiętam to przez ciebie tutaj jesteśmy.

- O ile pamiętam to dość stanowczo pociągnąłeś mnie za ramię przez co mało nie upadłam. Więc sam jesteś sobie winien, że ktoś zinterpretował to jak chciał. Poza tym: co ty w ogóle tam robiłeś?

- Zwiedzałem okolicę.

- Sam?

- Już mówiłem, że kumpli odwiozłem wcześniej. Urżnęli się na mieście to po co miałem targać ich za sobą?

- A czemu trafiłeś do Whisky baru tam gdzie akurat bawiłam się z koleżankami?

- Czysty przypadek: sugerujesz że o tym wiedziałem? Ach rzeczywiście: teraz sobie przypomniałem, że specjalnie poleciałem tam żeby cię śledzić przypadkiem dowiadując się, że tam zamierzasz spędzić dzisiejszy wieczór.- Spytał ironicznie z trudem wytrzymując jej spojrzenie zanim wstała kierując się do recepcji. Bo…dokładnie tak było.

Kilka godzin wcześniej, gdy jego kumple wypili po dwa piwa, zdecydowali się zmienić lokal na mniej turystyczne miejsce ze względu na dużą ilość kręcących się wokół ludzi. Ludzi, którzy po rozpoznaniu ich zatrzymywali się prosząc o autograf czy kilka słów rozmowy. Mężczyźni dobrze wiedzieli, że argument „przepraszam, ale jesteśmy na wakacjach” do nich nie dotrze, także starali się w miarę możliwości zagaić z każdym chętnym kilka słów. Po jakimś czasie stało się to jednak zbyt uciążliwe. Właśnie wtedy gdy znaleźli się z powrotem na ulicy, Hubert zauważył znajdujący się praktycznie na końcu kamienicy mały szyld „Bar whisky”.

- Może pójdziemy tam?- Zaproponował sam nie wiedząc czemu to robi.

- Gdzie? Tam? Wygląda na jakąś spelunkę. Podjedziemy kawałek dalej: wyhaczyłem fajne miejsce na mapach google. Nieco dalej od centrum, ale dzięki temu być może unikniemy aż takiego tłoku chętnych autografów turystów.- Nie zgodził się Adam już kierując pozostałych w stronę parkingu. I choć klub Adasia był strzałem w dziesiątkę a Hubert świetnie się bawił, to jednak gdy koledzy urżnęli się jeszcze przed dziesiątą, zgarnął wszystkich decydując wrócić do hotelu. Najbardziej zdziwił go prawdę mówiąc stan Włodka: do tej pory nie widział szczyla pijanego. Ale w końcu byli na wakacjach. Ponadto może chciał urwać ciągłe docinki Dominika na swój temat? Nie zamierzał tego w żaden sposób oceniać.

I tak, około dziesiątej trzydzieści położył kumpli spać grzecznie w łóżeczkach sam przypominając sobie o rozmowie Hanki z przyjaciółkami. Czy to możliwe, że jeszcze bawiła się z nimi na mieście? Chcąc się upewnić, dyskretnie wszedł na ostatnie piętro budynku dokładnie pamiętając gdzie znajdował się jej pokój w przeszłości. Miał nadzieję, że w hotelu nie było kamer. A nawet jeśli to stukanie do drzwi nie jest zbrodnią, prawda?

Nikt mu nie otworzył a z zewnątrz nie dobiegał żaden hałas. Na pewno więc jego zguba wciąż balowała w tym Whisky barze. To musiał być znak: gdyby przypadkiem nie zobaczył szyldu lokalu jeszcze podczas wypadku z kumplami nigdzie by nie pojechał. Ale tak…tak nie mógł opanować rozsadzającej go ciekawości. Dlatego tym razem nauczony doświadczeniem by go nie rozpoznano, ubrany w sportową bluzę z kapturem i przeciwsłoneczne okulary ponownie wyruszył na miasto.

Bezbłędnie trafił do wyznaczonego celu: w środku zdziwił go tylko panujący tłok. Z łatwością odnalazł też Hankę przy jednym z dwóch stołów bilardowych znajdujących się w lokalu w towarzystwie jakiegoś szatyna. Potem obserwował ich jak tańczą na parkiecie samemu siadając w rogu sali by go nie spostrzegła. Skupiony na swoim zadaniu nie zwrócił uwagi na fakt, iż jego zachowanie może wydać się podejrzane obsługującemu go właścicielowi, który donosił mu już trzeci sok.

Gdy Hanka z nieznajomym wyszli, Hubert nie mógł w to uwierzyć: a więc ona naprawdę przyprawia rogi swojemu mężowi! Przecież w nocy z pewnością nie będą konwersować…Wściekły, szybko zawołał stojącego za barem właściciela płacąc za ostatni z zamówionych soków. Chwilę później praktycznie wybiegł na zewnątrz (a raczej zrobiłby to gdyby nie tłum ludzi który musiał po drodze minąć) sam właściwie nie wiedząc co chce zrobić. Ale musiał nawrzucać Hance. W ostateczności ucieknie się do szantażu, ot co. Tyle, że gdy znalazł się już na zewnątrz i ledwo dotknął jej ramienia, poczuł silny ból na ciemieniu albo raczej na potylicy.

I okazało się, że jej niedoszły kochanek rozłupał mu butelkę na głowie.

- Przykro mi z powodu tego incydentu, naprawdę.- Wyrwany z rozmyślań usłyszał głos Hanny, która właśnie wróciła z recepcji pewnie wypełniając jakieś dokumenty. A on choć powinien być na nią wściekły, ba powinien nią gardzić, to nie mógł nawet zmusić się by być niegrzecznym. Cholera, ona go naprawdę opętała. Od samego początku tych feralnych wakacji nie potrafił myśleć o niczym innym. Nawet gdy wiedział jakie z niej ziółko. I że była zamężna co od czasu afery z Klarą z miejsca dyskredytowało potencjalne kandydatki do związku. Czemu więc tym razem to nie wystarczało? Dlaczego musiał z sobą walczyć by nie zaproponować jej romansu?

- Przeżyję to, mam twardy łeb.- Zapewnił siląc się na żart. Nagrodą był jej uśmiech. Uśmiech na tych pięknych krwiście czerwonych wargach, które wręcz prowokowały do pocałunków. I z pewnością sprowokowałyby również i tego całego Rafałka gdyby nie popsuł im planów. Ale w sumie dureń sam był sobie winien: gdyby nie walnął go w głowę butelką nic by się nie stało. W zasadzie więc guz na głowie był niewielką ceną za popsucie mu planów.- Poza tym przypomniałem sobie, że byłem na ciebie wściekły za zostawienie mnie na pastwę pani Krajewskiej.

-  Ach, masz na myśli obiad? Po prostu uznałam, że na tyle dobrze radzisz sobie z fanami, że ta nie zrobi ci różnicy.

- Rzuciłaś mnie wilczycy na pożarcie. Wiesz, że wytrawna z niej była graczka. Gnębiła mnie z dziesięć minut potem proponując wspólne zwiedzanie gór. Oczywiście wspólnie ze wszystkimi moimi kolegami.

- Bez przesady: to ty tam nosiłeś spodnie. Ponadto w nagrodę zabrałam cię do szpitala, więc odpokutowałam.- Odparła patrząc mu żartobliwie w twarz. Odpowiedział jej takim samym uśmiechem. Potem nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem na jej prawie niczym nie osłonięte nogi. Chyba nie był w tym aż tak subtelny jak mu się wydawało, bo chwilę później Hanka poprawiła sukienkę.

- Ładnie ci w kiecce. Nie przypominam sobie bym kiedyś widział cię w jakiejkolwiek spódnicy.- Odezwał się by jakoś usprawiedliwić swoje gapienie się.

- Bo nie lubię w nich chodzić. Paula nazywa to „psychicznym urazem” z dzieciństwa.

- Dlaczego?

- Jak miałam siedem lat niejaki Paweł Domański na przyjęciu urodzinowym mojej koleżanki, Sylwii podglądał mnie z ukrycia. Zauważyła to jedna z animatorem karząc mu mnie przeprosić. Ja wtedy nawet nie wiedziałam dlaczego on podchodzi do mnie z wypiekami na policzkach, ale gdy się dowiedziałam było mi bardzo wstyd. Właściwie do tej pory nie opowiedziałam o tym mamie, ale zaczęłam mieć wstręt do kiecek. Gdy go widujemy Paula lubi mu to czasami wypominać targując się o cenę prześcieradeł. Paweł prowadzi z rodzicami sklep z pościelami i firankami gdzie zaopatrujemy pokoje hotelowe.- Dodała gwoli wyjaśnienia. Nie do końca jednak była pewna po co właściwie podzieliła się z Hubertem tym epizodem. Ale zawsze łatwo jej się z nim rozmawiało: jakie znaczenie miał fakt, że gdzieś po drodze złamał jej serce?

- I serio tylko dlatego nie lubisz sukienek?

- Prawdę mówiąc nie, po prostu nie uważam je za wygodne przy pracy. Chociaż kto wie: może moja podświadomość blokuje tę alternatywę podczas porannej decyzji co dzisiaj na siebie założę? Psychologowie pewnie tak by to zinterpretowali.- Spytała retorycznie zupełnie nieświadoma, że przez jej słowa on znów przeżywa katusze. Co dzisiaj na siebie włożę…w tej chwili wyobraźnia podsunęła mu bowiem obraz Hanki stojącej nago przed szafą z ubraniami… To mężatka, mężatka, cholerna mężatka, mruczał sobie w myślach bo w głowie już szukał usprawiedliwienia na to by jednak złamać swoją regułę. W końcu teraz kończył karierę sportową, więc nawet gdyby ten romans się wydał, prasa i tak przestałaby się nim interesować. Czym więc ryzykował? I co miał do stracenia? Złamanie swoich moralnych reguł? Pieprzyć reguły. Co z tego że była mężatką? Kacper to buc. Ponadto ona..

- Nie nosisz obrączki?- Spytał ją nagle zauważając ten szczegół. A raczej jego brak na dłoni Hanny, którą w tej chwili podniósł do góry by się upewnić.

-Czemu niby miałabym ją nosić?- Prychnęła wyrywając mu dłoń nie mając pojęcia o co mu chodzi.- Ty nosisz obrączkę?

- Ja nie jestem żonaty.

- Ja też nie jestem zamężna.- Jej odpowiedź zupełnie zbiła go z tropu. Był tak zszokowany, że nie mógł w to uwierzyć.

- Co?! Jak to? A Kacper? Mówiłaś, że on jest twoim mężem!

-  Nigdy tak nie twierdziłam. I przestań wrzeszczeć, bo recepcjonistka się na nas gapi.

-  Ale…- Hubert próbował sobie przypomnieć. Tak, to było na samym początku: jeszcze w momencie ich zakwaterowania. Miłosz spytał Paulinę, która wskazała im pokój, czy Kacper rozmawiający z nimi przy recepcji jest właścicielem hotelu.

"- Rozumiem, że Kacper jest szefem hotelu?

- Tak, ta dwójka to nasze szefostwo."

- Paula powiedziała nam, że jesteście małżeństwem.

- Niemożliwe. Po co niby miałaby to robić? Przecież ona nie wiedziała że my…- Urwała bezradnie nie wiedząc właściwie jak nazwać to co łączyło ich w przeszłości. Hubert był jednak tak ogłuszony odkrytą przed chwilą wiadomością, że nawet tego nie zauważył wciąż drążąc:

- Nie wiem po co, ale tak powiedziała. Że ta dwójka to nasze szefostwo. Miała na myśli ciebie i Kacpra. Nie mogło chodzić o kogoś innego by można to było zrzucić to na krab pomyłki, bo to było wtedy gdy spotkaliśmy się na recepcji po raz pierwszy w dniu mojego przyjazdu. A na dole nie było innych gości.

- Ach to…Paula mówiła prawdę. Jesteśmy właścicielami hotelu. Oboje. Ale nie przez małżeństwo. Nasze matki wspólnie założyły to miejsce więc po ich śmierci my je niejako odziedziczyliśmy.

- Więc nie jesteście małżeństwem?

- Przecież ci mówię. Chyba nie zapomniałabym o tak znaczącym fakcie, prawda? Poza tym ja i ten buc?- Prychnęła tonem tak pełnym niedowierzania, że rozwiała resztki niepewności Huberta. Na dodatek na określenie swojego wspólnika użyła dokładnie takiego samego słowa które on użył chwilę wcześniej we własnych myślach. Jednak nie to spowodowało, że zaczął się śmiać. A potem głośniej i głośniej zupełnie nie zwracając uwagi na spojrzenia rzucane mu przez zaciekawioną recepcjonistkę ani słowa Hanki, która ględziła coś o udarze głowy który chyba dopiero teraz daje mu się we znaki, a o którym on prawdę mówiąc zdążył już zapomnieć.

 Bo liczyło się tylko jedno: Hanka nie była mężatką.

A to znaczyło, że w końcu po sześciu latach będzie miał ją w swoim łóżku.

Polowanie czas zacząć, pomyślał.

6 komentarzy:

  1. Wow! Rzeczywiście teraz się dopiero zacznie. Choć ja się do tej pory nie nudziłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja nabiera tempa:) Już czekam na następny rozdział. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam niecierpliwie na następny rozdział... Super opowiadanie!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ja też czekam. Zaglądam tu kilka razy dziennie :)

      Usuń
    2. Spodziewajcie się czegoś nowego jutro: zaczęłam co prawda pisać nową część już wczoraj wieczorem, ale po pracy padałam i chyba już koło 22.00 zasnęłam. Dziś wieczorem pewnie nie zdążę dokończyć. Także niedziela to pewniak :)

      Usuń