DWADZIEŚCIA
PIĘĆ TYGODNI PO WYPADKU
-
Ej no co jest Wiki? Wracaj, musimy im dołożyć!
-
Kinga, ile razy mówiłam ci żebyś tak nie mówiła do pani Wiktorii.- Odezwała się
z pobliskiej parkowej ławeczki babcia dziewczynki obserwując rozgrywający się
właśnie mecz. A raczej kobieta, którą ona uważała za babcię.
-
Nic się nie stało.- Odparła Szymborska z uśmiechem patrząc na swoją biologiczną
córkę, która w tej chwili pędziła z piłką próbując ominąć starszego od niej o
dwa lata chłopaka. Chłopaka, który jak zauważyła odsunął się przed małą tylko
dlatego żeby nie zostać kopniętym w kostkę.- Sama pozwoliłam jej tak do siebie
mówić.
-
Skoro tak…- Staruszka bezradnie pokiwała głową nie do końca udobruchana. Mimo
dość empatycznego podejścia do całej sprawy w którą wtajemniczyła ją Ewelina,
nie wiedziała jak ma traktować Wiktorię. I przede wszystkim czego się po niej
spodziewać.
-
Wrócę za chwilę.- Dodała jeszcze po czym pospiesznie oddaliła się od miejsca
zabawy. Potem spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu z wyrazem konsternacji
na twarzy jaką czuła od kilku dni za każdym razem widząc widniejący na niej
numer Ksawerego.
Minął
dokładnie tydzień odkąd wyjechała z Warszawy by spotkać się ze swoją córką.
Tydzień podczas którego nieustannie była świadkiem małych cudów, które dotąd
omijały ją choć była matką. Cudów, których przyczyną była Kinga. To dzięki tej
małej dziewczynce na moment zapomniała o swoim złamanym sercu, o życiu w Warszawie
i o tym co ją spotkało jedenaście lat temu choć paradoksalnie to ona właśnie
była bezpośrednim skutkiem jej nieszczęść.
Wiktoria
wciąż nie mogła nadziwić się jak bardzo dziewczynka była żywa i pogodna co zgadzało się ze wstępnym
opisem pani Antoniewicz. Do tego energiczna i bystra: zbyt bystra dla dwójki
starszych ludzi, którzy przecież już wychowali swoje dzieci i dawno powinni być
na zasłużonej emeryturze. Ale jedna starali się stworzyć dla wnuczki dom tak
dobry jaki tylko byli w stanie jej zapewnić. I przekonać o tym, że jest warta
miłości choć mężczyzna którego uważała dotąd za swojego ojca zwyczajnie ją
porzucił.
Fizycznie
natomiast Kinga wyglądała jak wyrośnięty elf: delikatna, po damsku lekko
wydłużona sercowata twarz z małym zadartym noskiem na czele, który jej
harmonijnym rysom nadawał wyraz dziecięcego buntu. Do tego duże błękitne oczy
otoczone kaskadą ciemnych rzęs i wyraziście zarysowanych brwi jakby
podkreślające determinację i wolę walki jej właścicielki. Lekko opalona skóra
zdradzała zamiłowanie do przebywania na świeżym powietrzu a długie, umięśnione
szczupłe nogi mówiły o wigorze. Wiktoria nie miała natomiast pojęcia po kim
Kinga odziedziczyła niesforne falowane sploty, ale ich kolor z pewnością
odzwierciedlał jej własny. Ponadto była bardzo szczupła, może nawet za
szczupła, ale jak zapewniali ją dziadkowie dziewczynki, winę za to ponosił zbyt
gwałtowny przyrost wzrostu. Jednym słowem była prześliczną dziewczynką, która w
przyszłości zmieni się w uroczą nastolatkę a potem kobietę.
Dziewczynką
która- jak zdradziła jej wcześniej położna- była do niej wyraźne podobna.
Tylko,
że kobieta nie miała pojęcia, że oprócz tego Kinga zdradzała również uderzające
podobieństwo do swego haniebnego ojca.
Do
Damiana Adamczyka.
Do
gwałciciela.
Wiktoria
do tej pory pamiętała co poczuła widząc ją po raz pierwszy, gdy wracając ze
szkoły wpadła do kuchni jak burza witając nieznajoma pospiesznie rzuconym
„dzień dobry” a potem całując w policzek babcię. Uczucie dumy i szczęścia
pomieszane z rozczuleniem i…przerażeniem. Tak, była przerażona zdając sobie
sprawę że układ kości policzkowych jej córki jest identyczny z tym, który wciąż
pamiętała ze swoich koszmarów. A gdy mała się do niej uśmiechnęła…ten uśmiech
miał w sobie słodycz i urok niewinności, ale ona pamiętała że takimi samymi
walorami cechował się uśmiech Damiana. Oczywiście tuż przed tym jak stawał się okrutny
i cyniczny. Krystaliczny błękit jej oczy również zawdzięczały ojcu. Tak samo
jak pewnie i przyszły wzrost. Wiktoria szybko starała się powściągnąć przypływ
swoich niewłaściwych myśli i emocji, ale okazało się, że to wcale nie było
potrzebne. Bo gdy przestała patrzeć na małą przez pryzmat jej ojca zobaczyła
swój mały cud. Cud, który jak zrozumiała dopiero teraz był jedyną dobrą rzeczą,
którą zawdzięczała Damianowi.
Potem
podczas każdej najmniejszej sposobności obserwowała ją. Jej sposób poruszania
się, marszczenia nosa, zaciskania ust albo wciągania powietrza przez nos.
Moment gdy z trudem panuje nad złością zaciskając piąstkę tylko prawej dłoni
albo jak przedrzeźnia swojego kolegę z klasy, który- z czego z pewnością nie
zdawała sobie jeszcze sprawy- jest w niej po chłopięcemu zakochany. Patrzyła
jak przygryza czubek ołówka ślęcząc nad zadaniem domowym albo mamrocze pod
nosem złośliwe komentarze pod adresem gadatliwej sąsiadki, która wciąż
nachodziła jej babcię dając „złote rady”. Albo nawet sposób podnoszenia przez
nią łyżki podczas jedzenia obiadu lub zabawne przechylanie głowy w geście
zaciekawienia. Patrzyła na to co lubi robić, jak spędza czas, co sprawia jej
radość a co ją irytuje. Zdumiewała się nad jej nieposkromionym apetytem albo
zamiłowaniem do starych niemych filmów z Charlie Chaplinem z lat dwudziestych. I za każdym razem
wciąż nie mogła się nadziwić ile jeszcze o niej nie wie. I kiedy będzie mogła
nadrobić te zaległości.
Wciąż
jednak nie przyznała się kim tak naprawdę jest pozwalając mówić do siebie po
imieniu: mała jednak szybko zaczęła skracać jej imię dzięki czemu znienawidzona
forma przestała kojarzyć jej się tylko i wyłącznie z Damianem. Do tej pory została
przedstawiona jako koleżanka z pracy jej zmarłej matki, a choć zdarzyło jej się
parę potknięć (nie wiedziała czym dokładnie zajmowała się Agnieszka) to
wydawało się, że dziewczynka tego nie zauważyła. Dzięki gościnności państwu Antoniewiczom
nie musiała wydawać pieniędzy na hotel co niewątpliwie miała kolejną zaletę
jaka była możliwość spędzania z dziewczynką jak największej ilości czasu. I
choć każdego dnia wielokrotnie w myślach zastanawiała się jak to wszystko
rozwiązać, to jednak aż do teraz nie miała pojęcia. Dopiero kolejny telefon od
Ksawerego uświadomił jej, że czas się zdeklarować podejmując ostateczną
decyzję. I czas wrócić do Warszawy. Dlatego teraz odebrała telefon: po raz
pierwszy od siedmiu dni słysząc głos, który wciąż kochała:
-
Halo?- Jej głos zabrzmiał tylko odrobinkę niepewnie.
-
Wiktoria? Nareszcie, już myślałem że znów usłyszę twój głos tylko w
automatycznej sekretarce. Co z tobą, gdzie właściwie jesteś?
-
Napisałam ci przecież wiadomość, że załatwiam pewną sprawę z przeszłości.
-
To mi niewiele mówi. Wszystko w porządku? Martwiłem się.- Ostatnie stwierdzenie
sprawiło, że jej serce znów przeszyła iskierka bólu: na szczęście dużo mniejsza
niż tydzień temu.
-
Przepraszam, nie mogłam rozmawiać. To znaczy…właściwie to nie chciałam, bo nie
byłam gotowa. Ale teraz już jestem.- Gdy nie dodała nic więcej Ksawery spytał:
-
Mam się bać czy celowo chcesz wydać się bardziej tajemnicza?
-
Nie, to nie jest moim celem. Chcę się spotkać.
-
Świetnie, bo ja też. Masz czas już teraz?
- Tak, ale nie możemy spotkać się dzisiaj. Muszę jeszcze załatwić jedną sprawę. Poza tym nie zdążę dojechać do Warszawy.
- Tak, ale nie możemy spotkać się dzisiaj. Muszę jeszcze załatwić jedną sprawę. Poza tym nie zdążę dojechać do Warszawy.
-
To gdzie ty teraz jesteś?
- Wyjaśnię ci wszystko w cztery oczy. Możemy spotkać się jutro koło południa?
- Wyjaśnię ci wszystko w cztery oczy. Możemy spotkać się jutro koło południa?
-
Jasne.- Powiedział Iksiński, choć o tej porze zamierzał pracować nad nowym
zleceniem. Ale nie chciał odwlekać spotkania z Wiktorią bojąc się, że może z
niego zrezygnować. – Na pewno wszystko dobrze?
-
Tak.
-
Nie powiesz mi nic więcej? Bałem się o ciebie.
-
Naprawdę przepraszam, ale nie chcę rozmawiać o tym o czym chcę cię poinformować
przez telefon. Muszę kończyć.
-
Znikasz na kilka dni bez słowa i jedyne co masz mi do powiedzenia to
„przepraszam”? Nie chcę cię strofować, ale jeszcze jeden dzień i zadzwoniłbym
na policję.
-
Naprawdę mi przykro. Wszystko wyjaśnię jutro. Do zobaczenia.- Pożegnała się i
nie czekając na jego odpowiedź rozłączyła się. A potem schowała telefon do
torebki wracając do parku.
-
No, nareszcie!- Głos Kingi od razu pozwolił jej zapomnieć o Ksawerym. – Przez
ciebie straciliśmy bramkę!- Oskarżyła ją wymierzając w nią palec.- Wiesz, że
nie można grać bez bramkarza?
-
Od teraz obiecuję się poprawić.
-
No ja myślę, bo jak nie to moja drużyna będzie zmuszona zrezygnować z twoich
usług.
***
Kilka
godzin później Wiktoria rozmawiała ze Zbigniewem i Elżbietą Antoniewiczami o
swoich planach odnośnie ich wnuczki. Obserwowała jak dziadkowie z niepokojem
zerkają na siebie gdy oznajmiła, że chce uczestniczyć w życiu swojej córki. I
że zamierza rozpocząć procedurę prawną.
-
Niech państwo nie zrozumieją mnie źle: ja nie chcę odbierać wam Kingi. Chcę
tylko zapewnić jej wszystko co najlepsze tak jak i wy.
-
Więc co znaczy ta wiadomość o procedurze?
-
Chodziło mi raczej o to by pański zięć Radosław zrzekł się oficjalnie ojcostwa.
Umówiłam się z nim dziś wieczorem na spotkanie, a z państwa słów wnoszę, że
raczej nie będzie miał problemów z uczynieniem stosownych podpisów.
-
Tak, nie sądzę zbytnio oponował.- Potwierdził staruszek.- Ale chyba nie chce
pani odebrać nam opieki nad Kinią? Dla nas ona zawsze pozostanie wnuczką nie
ważne czy biologiczną czy też nie.
-
Wiem i jak mówiłam na początku wcale nie chcę tego zrobić. Widzę jaka jest
tutaj szczęśliwa i jak bardzo was kocha, zresztą z wzajemnością. Dlatego zależy
mi jedynie na tym by jej przyszłość była zabezpieczona. Proszę mi wybaczyć
bezpośredniość, ale nie są państwo już młodzi. Myśleliście co stanie się z
Kingą po waszej śmierci? Kto się nią zaopiekuje? Właśnie tę kwestię chcę
rozstrzygnąć. Dopiero wtedy chcę by zamieszkała ze mną. Oczywiście jeśli będzie
chciała.
-
Nie sądzę by chciała zamieszkać w Warszawie i przeprowadzić się do stolicy.
-
To nie będzie konieczne. To ja zamierzam przeprowadzić się do Łodzi.
-
Pani?
-
Tak. Nie uczestniczyłam w życiu swojego dziecka przez ponad dekadę. Teraz
nadszedł czas by to nadrobić.
***
Ostatnie
dwadzieścia cztery godziny były dla Wiktorii bardzo wyczerpujące. Najpierw
rozmowa z Radosławem Królikowskim, który nie szczędził słów nagany za bezmyślny
postępek swojej zmarłej żony jak nazwał nielegalne przywłaszczenie sobie przez
nią obcej dziewczynki porzuconej przez nieodpowiedzialną matkę. Oczywiście Szymborska
rozważnie nie wyjawiła mu kim jest dla Kingi; przedstawiła się tylko jako dobra
znajoma państwa Antoniewiczów. Jednakże nie raz i nie dwa chciała uderzyć tego
samolubnego drania za to co mówił o jej ukochanej córeczce. Bo jak można było
jej nie kochać? Jej wystarczył tylko tydzień by przekonała się, że nie może bez
niej żyć. Dlaczego więc temu nieczułemu draniowi ponad jedenaście lat nie
wydało się być dość długim czasem skoro jak twierdził bardzo chciał mieć
dzieci?
Ponadto
Wiktoria musiała załatwić telefonicznie formalności związane z planowaną przez
nią sprzedażą mieszkania oraz skontaktować się z Jarkiem, który jako tłumacz
specjalizujący się w prawie polecił jej dobrego prawnika zajmującego się tematyką prawa rodzinnego. I bardzo dyskretnego. W dodatku podróż
pociągiem była opóźniona o ponad godzinę, a z powodu awarii zamiast jechać w
pierwszej klasie pociągiem pospiesznym wylądowała w klasie ekonomicznej zwykłej
KM-ki. To dlatego znajdując się w końcu na dworcu w stolicy czuła się wyzuta i
zmęczona jak nigdy wcześniej. A przecież czekała ją jeszcze najcięższa
przeprawa. Z prawdziwą niechęcią skierowała się na postój taksówek zerkając
przedtem w tarczę zegarka znajdującego się na przegubie jej dłoni. Dochodziła
jedenasta. Jeśli więc nie chciała się spóźnić musiała darować sobie jakikolwiek
posiłek, poza tym i tak czuła że nie zdoła niczego przełknąć. Chwilę później
wsiadła do jednej z nich podając adres Ksawerego.
Taksówkarz
był miłym panem w średnim wieku obdarzonym nieznanym jej wcześniej urokiem
zjednywania sobie ludzi poprzez swoje gawędy. Jeszcze pół roku temu uważałaby
go za prymitywnego pospolitego Janusza nieudacznika, który ma nudne życie z
litością patrząc na niego z góry. Teraz, dzięki przemianie i doświadczeniom
ostatnich dni zrozumiała, że tak pozytywni i pogodni ludzie muszą mieć wiele
siły żeby pokonywać przeciwności losu z uśmiechem na twarzy. I że tak naprawdę
to ona do tej pory była przegranym nawet tego nie zauważając. Dlatego teraz z
prawdziwym zainteresowaniem (na poły z chęcią zapomnienia o swoich problemach)
słuchała o narodzinach pierwszego wnuka pana Marka (bo tak się owy taksówkarz
nazywał) czy jego żonie która niedawno pokonała nowotwór. To dopiero były
zwycięstwa i prawdzie osiągnięcia ludzi przy których zajmowanie przez nią
stanowiska dyrektora banku działu kredytów korporacyjnych się do tego nie
umywało. Bo tylko tym osiągnięciem mogła się do niedawna pochwalić. Zanim
dowiedziała się, że jej córeczka żyje.
Dojechawszy
na miejsce podziękowała mężczyźnie wręczając suty napiwek, którego on jednak
nie chciał przyjąć. Ostatecznie jednak gdy ze łzami w oczach powiedziała mu, że
jest prawdziwym zwycięzcą zrozumiał, iż najwyraźniej ma doczynienie z albo
bardzo emocjonalną kobietą, albo z nieco niezrównoważoną choć sympatyczną
wariatką. Dlatego bardzo dziękując swojej klientce odjechał taksówką na
najbliższy postój. Wiktoria natomiast ciągnąc walizkę za sobą skierowała się do
odpowiedniej klatki.
Myślała,
że czas i rozsądek pozwoli jej się zdystansować do tego co czuje sprawiając, że
to co chce zrobić przebiegnie gładko i szybko. Nie spodziewała się jednak fali
uczuć którą spowoduje tylko sam widok pewnego nieokrzesanego informatyka, który
przywita ją w drzwiach rozwichrzonej fryzurze w którą będzie miała ochotę
wpleść palce. Wciąż nie mogła zrozumieć jak mógł pociągać ją ktoś taki. Bo
fakt, że się w nim zakochała nie był niczym nadzwyczajnym. W końcu Iksiński był
ciepłym, pełnym inteligencji i wrażliwości mężczyzną, któremu nie brak było
odwagi czy poczucia humoru. A jednak na samym początku nie znała go chcąc
usprawiedliwić własną czysto fascynację chęcią zemsty na Zosi, której ciało
wówczas posiadała. Co to mogło więc być, zastanawiała się w duchu starając się
sobie teraz przypomnieć pobudki którymi się kierowała. Jego wyraziste
spojrzenie? Albo nonszalancki styl bycia, który nie był ani sportowy, ani
casualowy czy też wygodny: ot, zwyczajne koszule nie wyróżniające się krojem
czy deseniem które były wkładane przez niego do pierwszych lepszych jeansów?
Czy też fakt, że nie używał żadnych perfum pachnąc tylko czystą wodą kolońską i
świeżością męskiego ciała?
-
Wiktoria? Nareszcie jesteś. Przyjechałaś od razu z lotniska?- Na wstępie nie
dał ochłonąć jej sercu lekko całując ją w usta a potem obejmując. Jakby
zupełnie nie zdawał sobie sprawy z faktu jak bardzo ją w ten sposób torturuje.
Potem odsunął się od niej o nie więcej niż dwa kroki udając groźną minę:- Chyba
powinienem być na ciebie obrażony. W końcu nie nadszedł koniec świata ani nie
nastąpił przyjazd kosmitów którzy wyłączyli dostęp do całej sieci by moja
dziewczyna nie mogła do mnie oddzwonić. – Moja dziewczyna? Z każdą upływającą
sekundą bycie tutaj wydawało się Wiktorii trudniejsze. A jednocześnie jej
złamane serce wciąż dogorywało nieśmiało pytając: może jeszcze nie jest za
późno? Może jeszcze jest dla nas szansa? Ale niestety, nie było jej: wiedziała
o tym doskonale. Jeśli teraz tego nie zakończy potem będzie tylko jeszcze
trudniej.- Hej, tylko żartowałem coś ty taka poważna? Nie zamierzam się na
ciebie gniewać, chociaż bardzo się martwiłem. Daj już tę walizkę i rozbierz
się. Co chcesz do picia?
-
Ja nie…- Zaczęła szybko zaprzeczać, ale po chwili pomyślała że dobrze będzie
zająć czymś ręce.- Dziękuję, poproszę herbatę. Owocową.
-
Robi się.- Odparł jej a właściwie odkrzyknął już z drugiego pokoju gdzie
zostawił jej walizkę. Potem poszedł do kuchni, więc ona zrobiła to samo.
-
Jak tam twoje zlecenie? Klient był zadowolony?
- A, masz na myśli to z powodu którego nie mogłem się z tobą spotkać tydzień temu? Tak, w końcu się udało. Chociaż nie obyło się bez narzekań. Nie masz pojęcia z jakimi snobistycznymi dupkami muszę się nie raz użerać.
- A, masz na myśli to z powodu którego nie mogłem się z tobą spotkać tydzień temu? Tak, w końcu się udało. Chociaż nie obyło się bez narzekań. Nie masz pojęcia z jakimi snobistycznymi dupkami muszę się nie raz użerać.
-
Pracowałam jako dyrektor w banku, pamiętasz? I do tej pory nie potrafię
zrozumieć jak niektórzy z moich klientów z takimi mikroskopijnymi mózgami mogli
dorobić się takich sum jakie posiadali.
-
Jak to mówią, głupi mają szczęście. Może rzeczywiście coś w tym jest. Ale dość
o mnie: może w końcu to ty wyjawisz swoją skrywaną tajemnicę? Gdzie byłaś?
-
Ach…ja…ja byłam w Łodzi. Ze swoją córką.
-
Bardzo zabawne.- Prychnął Ksawery nalewając wodę do elektrycznego czajnika sądząc,
że to jeszcze jeden z sarkastycznych żartów Wiktorii nawet jeśli w tej chwili
nie wydawało mu się, iż była w nastroju do śmiechu. W dodatku ta jej poważna
mina…
-
Ja nie żartuję, Ksawery. Moja córka…Kinga, ona jednak nie umarła. Mimo tego, że
była wcześniakiem który miał niewielką szansę na przeżycie to jednak się go
uczepiła. To właśnie chciałam ci powiedzieć tydzień temu.
-
Ale…jak to? Przecież powiedziałaś, że miałaś syna, Marcina. I że on nie żyje.
Że zmarł w wieku czterech lat i został adoptowany przez twoją położną. Chcesz
powiedzieć, że oprócz niego…
-
Nie, nie: nie miałam więcej dzieci. Ale byłam pewna, że jedenaście lat temu
przedwcześnie urodziłam chłopca. Tak myślałam, ale detektyw się pomylił bo nie
wyjawiłam mu wszystkiego. Jednak jego dociekliwa natura zwyciężyła i w końcu
zrozumiał czyjego dziecka wówczas poszukiwałam…- Wiktoria wdała się w długi
monolog skrupulatnie opisując wszystko co wydarzyło się podczas ostatnich dni:
spotkanie z Markowskim, wizytę u swojej dawnej położnej Eweliny aż w końcu
poznanie dziadków i przede wszystkim swojej córki. Mówiąc o tej ostatniej nie mogła
opanować wzruszenia i uczucia które przebijało z jej słów: Ksawery nie zdołał
się nadziwić że i Wiktoria może wyglądać na zagubioną i niepewną. I że
spotkanie z dzieckiem, które uważała za zmarłe może ją aż tak bardzo
uwrażliwić. Dlatego pozwalał jej snuć swoją opowieść w której dzień po dniu
opisywała swoje przeżycia, a raczej przeżycia Kingi rozwodząc się nad jej
zręcznością, urodą czy uzdolnieniami matematycznymi. W końcu jednak, gdy
powiedziała mu o niej wszystko co zamierzała spytał:
-
I co teraz? Chcesz rozpocząć proces o nadanie ci do niej praw?
-
Nie, może później, ale teraz chcę po prostu uczestniczyć w jej wychowaniu.
Chcę…chcę przeprowadzić się do Łodzi.- W zasadzie to jej słowa go bardzo nie
zaskoczyły: wręcz przeciwnie dziwiłby się gdyby chciała odrywać dziewczynkę w
tak trudnym dla niej przecież okresie od jej rodzimego środowiska. Zdziwił się
natomiast, że ani słowem w swoich planach nie zająknęła się o nim. Ba, nawet
nie spytała go o to jak on się w tym wszystkim czuje i co o tym sądzi. Chwilę
później okazało się dlaczego:- Już wynajęłam agenta nieruchomości dając mu
wstępne dyspozycje co do jego ceny, bo zamierzam je sprzedaż. Pracę znajdę na
miejscu, może nawet będzie mi łatwiej niż tutaj.
-
No dobrze, rozumiem że chcesz spalić za sobą wszystkie mosty, ale co z nami?
Owszem jako informatyk mogę pracować zdalnie tam gdzie chcę, ale przyznam
szczerze że twoja pewność że to zrobię i brak chociażby rzekomej prośby o to
bym to dla ciebie zrobił jest trochę arogancki, nie sądzisz?
-
Nie rozumiesz. Ja nie przyszłam tutaj prosić cię o radę czy pozwolenie. Ja
chciałam…Ja przyszłam się pożegnać żebyś znów nie mówił że uciekłam.
-
Co to znaczy?- Spytał Ksawery czując, że po plecach pełznie mu zimny pot. Bo w
ciągu jednej chwili zrozumiał co chciała mu zakomunikować Wiktoria.- A więc
chcesz to skończyć? Bo okazało się, że twoja córka żyje?
-
Nie. Chcę to skończyć, bo to i tak nie miało sensu i tego chcę.
-
Nie wierzę. A więc znowu tchórzysz? Czego tym razem się boisz? Tego, że nie
zaakceptuję twojego dziecka? Że z tego powodu z ciebie zrezygnuje? Uważasz, że
nie jestem w stanie tego zrobić? Przyznaję, owszem: jestem w szoku i nie mam
pojęcia jak będzie wyglądała nasza przyszłość, ale jestem pewien, że się jakoś
ułoży.
-
Proszę…nie utrudniaj mi tego.
-
Niby czego?- Czując rosnącą złość wstał z krzesła w nieco dziecinnej próbie
dominacji nad nią przynajmniej wzrostem. W dodatku potęgował ją fakt, iż ona
nawet nie czuła się winna z powodu swojego zachowania z ostatniego tygodnia.-
Sądziłem, że coś nas łączy i że coś dla ciebie znaczę. A ty teraz tak po prostu
informujesz mnie o tym, że to koniec. Jak mam niby się według ciebie zachować?
-
To od początku nie miało żadnej przyszłości, wiedziałeś o tym.
-
Doprawdy?
-
Nie zachowuj się w ten sposób.
-
To nie ja znikam bez słowa na ponad tydzień po czym wracam oznajmiając że mam
dziecko, więc już nie cię potrzebuję.
-
To, że odnalazłam Kingę nie oznacza, że cię nie potrzebuję.- Wyjawiła choć te
słowa wiele ją kosztowały.- Ale zrozumiałam, że to ty nie potrzebujesz mnie.
Przestałam być już twoim ptakiem, wiesz? Moje skrzydła zostały naprawione.
-
O czym ty do cholery pieprzysz?
-
Wiem kim dla ciebie byłam, Ksawery. I kim tak naprawdę nigdy nie będę, choć
mówiłeś że zawsze będę mogła na ciebie.- Teraz także i ona wstała z krzesła by
móc spojrzeć mu w oczy. Nie mogła przy tym nic poradzić na to, że w jej oczach
pojawiły się łzy.
-
A kiedy niby nie mogłaś, co? Tydzień temu nie byłaś w stanie zaczekać głupiej
godziny, a potem by mnie ukarać nie odzywałaś się do mnie przez ten czas
stosując dziecinną gierkę by mnie ukarać.
-
Nie gram w żadne gierki!
-
Nie?- Rozżalony Ksawery zbliżył się do niej ze złością odsuwając w kierunku
ściany krzesło na którym chwilę wcześniej siedziała tak by nic ich nie
odgradzało.- Więc co ma znaczyć to co teraz robisz? Dlaczego nie możesz mi choć
trochę zaufać? Wiem, że teraz chcesz skupić się na swojej córce, ale to nie
znaczy że musimy się rozstać.
-
Byłam tutaj wtedy. I chciałam ci do cholery zaufać. Zaufałam ci tak jak nigdy
wcześniej nikomu. Ale wtedy spadłam na ziemię, bo zrozumiałam że chciałam zbyt
dużo. Zrozumiałam, że nigdy nie będziesz w stanie być dla mnie tym kim
chciałabym żebyś był, bo wciąż ją kochasz.
-
Kogo?
-
Zosię.- Wyszeptała, a potem pociągnęła nosem czując jak pierwsza łza skapuje na
jej policzek. Dlatego szybko starła ja wierzchem dłoni.
-
A więc to wszystko z powodu tego co kiedyś do niej czułem? Żartujesz?! Chodzi o
zwykłą zazdrość?- Ksawery z niedowierzaniem pokręcił głową a potem zrobił coś
co jeszcze bardziej ją rozeźliło. Roześmiał się. Śmiechem, który być może w
jego zamierzeniu miał wyrażać ulgę, ale tak naprawdę zabrzmiał maskowanie i
sztucznie. Bo wcale nie był tak szczery jak chciałby udawać Ksawery.
-
To wcale nie jest zabawne.- Wycedziła przez zęby rozżalona, że on wciąż nie
traktuje jej poważnie. Że wciąż nie chce przyznać nawet przed samym sobą prawdy
trywializując podjęty przez nich temat i sprowadzając go do poziomu zwyczajnej,
płytkiej zazdrości.
-
Ależ jest. Bo Zosia od niedawna jest już szczęśliwa z Arkiem.
-
I co z tego? To nie sprawiło, że została wymazana z twojego serca. Wiem, że
wciąż ją kochasz.
-
Owszem, kiedyś czułem słabość do Zosi, ale teraz to z tobą jestem.
-
Tyle, że gdybyś mógł wybrać wybrałbyś ją. I nie zaprzeczaj. Wiem, to. I
naprawdę rozumiem, bo w porównaniu z nią wypadam naprawdę blado.
-
Wiktoria ja nie…
-
…poczekaj, daj mi skończyć. Ja wiem, że Zosia jest cudowną dziewczyną i trudno
się w niej odkochać, ale nie mogę trwać z tobą w związku daremnie łudząc się,
że kiedyś to nastąpi. Na początku to mi wystarczyło, ale gdy pokazałaś mi czym
jest bezinteresowność i czułość…ja nie mogę zadowolić się okruchami. Już nie.
-
Przestań pleść już te nonsensy.- Zażądał spuszczając na moment wzrok.- Ja wcale
nie kocham Zosi.- By nadać mocy swoim słowom (a raczej przekonać samego siebie
co do ich słuszności), lekko potrząsnął jej ramieniem. Ale ona miała już dość
kłamstw.
-
Tak? To dlaczego mówiąc tego nie możesz spojrzeć mi prosto w oczy? Dlaczego nie
powiedziałeś jej gdy cię odwiedziła, że jesteśmy razem nazywając mnie tylko
swoją przyjaciółką? Dlaczego przy niej zachowywałeś się tak nienaturalnie bojąc
się nawet złapać mnie za dłoń i dotknąć ramienia? Pamiętam też jak na mnie
patrzyłeś gdy miałam jej ciało. Teraz tak na mnie nie patrzysz. Owszem, widzę w
tym spojrzeniu czułość i pragnienie, ale nie namiętność i ogień. I przede
wszystkim nie miłość.
-
To jest najbardziej bzdurne…- Chciał zaprzeczyć mówiąc, że plecie kompletne nonsensy,
że to co kiedyś czuł do Zosi to była zwyczajna słabość która już mu minęła a to
co niby widziała w jego oczach to zwyczajna gra światła albo kobiece urojenia.
Tyle, że gdy zamierzał już to powiedzieć popełnił błąd spoglądając jej prosto w
oczy. Bo dzięki temu zdołał również spojrzeć w głąb swojego serca co bał się
zrobić już od wielu tygodni. I zobaczył w nim prawdę, do której nie chciał
przyznać się przed samym sobą. A wtedy opuścił swoją dłoń czując się jak
ostatni łajdak.
Gdybyś mógł wybrać,
wybrałbyś ją.
Dlaczego nie możesz
spojrzeć mi w oczy?
Wiem, że ją kochasz.
Pamiętam jak na mnie
patrzyłeś gdy miałam jej ciało.
Wiem, że ją kochasz.
Wiem, że ją kochasz…
Płytki
oddech Wiktorii w reakcji na jego milczące przyznanie się do winy sprawił mu
prawdziwy ból, dołączając do kolejnych krzywd jakie jej wyrządził. Bo dopiero
teraz zrozumiał, że zamiast pomóc tylko jej zaszkodził. Uważał, że dobrodusznie
pomaga jej zapomnieć o przeszłości, że może być jej przyjacielem jednocześnie z
nią sypiając nie zdając sobie sprawy, iż igra z jej uczuciami. Albo raczej nie
chcąc zdać sobie z tego sprawy. I że w ostatecznym rozrachunku tylko ją zranił.
Ponadto Wiki była jego antidotum, lekiem na to by wyleczył się z tego co czuł
do Zosi. Dzięki niej na jakiś czas o niej zapominał, pozwalał wmawiać sobie, że
te zauroczenie ma już dawno za sobą. A przecież ono było czymś dużo większym i
głębszym niż sam początkowo podejrzewał. Czymś czego jak trafnie zauważyła
Szymborska nie potrafił ukryć nawet w towarzystwie Zofii. Czymś, czego nie
potrafił przezwyciężyć bo nie mógł przetłumaczyć swojemu sercu, że ta kobieta
nie jest dla niego. Dlatego zamiast tego wmówił sobie, że skoro zależy mu na
Wiktorii to pomagając jej, pomoże również i sobie. To wydawało mu się wtedy całkiem
sprawiedliwe tyle że, o zgrozo, patrząc na to teraz całkiem trzeźwo to on ją
zwyczajnie w świecie wykorzystał, bo bilans związku po jego stronie prezentował
się znacznie korzystniej niż po jej. Tym bardziej biorąc pod uwagę to, co już w
przeszłości przeszła. Zachował się jak mężczyzna, którego nie znosił który w
swojej arogancji wierzy, że choć wykorzystuje kobietę to tak naprawdę jej
pomaga. I być może skrzywdził ją nie mniej niż Damian, bo zamiast siłą ramion
przywiązał ja do siebie siłą miłości.
-
Cholera to nie tak miało wyglądać, naprawdę.- Usłyszał głos Wiktorii po- jak mu
się zdawało- bardzo długim milczeniu. I dopiero teraz, zauważywszy że pochyla
się nad nim zrozumiał że jakiś czas temu bezwolnie usiadł na krześle nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. Wciąż nie był w stanie spojrzeć jej w oczy.- Nie
chciałam zakończyć tego w ten sposób, nie chciałam wzajemnych wyrzutów czy
pretensji. Hej, spójrz na mnie. Ksawery, proszę…- Czując się jak ostatni łajdak
z ogromnym trudem zmusił się do spełnienia jej prośby bo to co widział w jej
spojrzeniu wciąż go przytłaczało.- Ja nie czuję do ciebie żadnego z tych uczuć,
rozumiesz? Wręcz przeciwnie: jestem ci wdzięczna za twoją dobroć.. I…ja
cieszę się, że wciąż kochasz Zosię, bo świadczy to tylko o stałości twoich
uczuć. Gdybyś tak po prostu w ciągu tygodnia spędzonego ze mną się w niej
odkochał ja też nigdy nie mogłaby zawierzyć sile i pewności twoich uczuć. I
wiedz, że noce które spędziliśmy razem pozostaną w moich wspomnieniach jednymi
z najpiękniejszych.
-
Nie mów tak.- Poprosił zbolałym głosem chowając twarz w dłoniach.- Bo i tak
czuję się jak ostatni łajdak.
-
Nie.- Zaprzeczyła szybko kręcąc głową próbując na niego spojrzeć mimo zasłony
łez.- Nigdy tak tego nie odbierałam, musisz mi uwierzyć. Dla mnie naprawdę
byłeś bohaterem: kimś kto razem z Zosią pozwolił mi uwolnić się od demonów
przeszłości i przypomnieć jaką kiedyś byłam dziewczyną. Boże, nawet nie wiesz
ile mi dałeś: ja nigdy nie wiedziałam że kochając się z kimś mogę czuć to co
przy tobie czułam. I dziękuję ci nie tylko za to, ale również i za to, że
dzięki tobie na nowo nauczyłam się miłości po tak wielu latach. Bo kocham cię,
Ksawery. Kocham cię.- Jej wyznanie ogłuszyło go zupełnie, ale nie w taki sposób
w jaki się tego spodziewał. Nagle poczuł jak jego serce szybciej bije a umysł
zaczyna sprawniej pracować. I zrozumiał co musi zrobić. I czego tak naprawdę
chce. Dlatego podnosząc nagle głowę powiedział pewnym głosem:
-
Wiktoria, błagam nie kończmy tego. Nie będę kłamał mówiąc, że też kocham cię do
szaleństwa, ale zamiast tego powiem że zależy mi na tobie do szaleństwa.- Mówiąc
to wciągając dłoń by pogładzić ją po mokrym od łez policzku, a gdy próbowała
się od niej odsunąć zamknął jej twarz w obu dłoniach.- Nie chcę cię stracić.
-
Przykro mi.- Wiktoria pokręciła głową uwalniając się z jego uścisku. Wiem, że
nie czujesz tego samego i wcale cię nie obwiniam. Ale jak mówiłam nie mogę
dłużej tego ciągnąć, już nie. Nie mogę w stanie dłużej się okłamywać a zostając
z tobą będę zmuszona to robić. A potem znienawidzę ciebie lub Zosię a tego bym
nie zniosła bo oboje byliście dla mnie dobrzy. I w ostatecznym rozrachunku
znowu znienawidzę samą siebie. Poza tym…poza tym….i tak zasługujesz na kogoś lepszego
niż ja: kogoś młodszego i mniej doświadczonego przez los. A i ja powinnam w
całości skupić się na nowej roli ucząc się jak być matką. Nawet nie wiem jak
Kinga na to zareaguje: może nawet nie będzie chciała mnie znać, ale to
nieistotne. Bo ja się nie poddam. Nie opuszczę znów swojej córki i nie będę
tchórzem tak jak mnie nauczyłeś. I chcę byś wiedział, że zawsze będę cię
pamiętać jako mężczyznę, który po raz pierwszy pokazał mi co to czułość i
miłość. To dzięki tobie nauczyłam się kochać i za to ci jeszcze raz dziękuję. A
teraz, przepraszam: ale nie chcę byś czuł się jeszcze gorzej gdy będę zalewać
się łzami. Bo teraz jest mi ciężko, ale za jakiś czas znów bez jakiegokolwiek
zaangażowania będę mogła nazywać cię Studenciakiem. I śmiać się z tego co
poczułam do młodszego od siebie faceta.- Usiłowała na koniec zażartować, ale
wypadło to bardzo blado. Zmusiła się więc do uśmiechu i wyciągnięcia ręki.- Nie
wiem jak to powinno wyglądać, ale żegnaj.- Teraz z kolei to on poczuł jak oczy
zachodzą mu łzami. Nie rozumiał jak to się stało: jak w jednej chwili mógł czuć
się szczęśliwy z jej powrotu a kilka momentów później powstrzymywać gorycz
napływającą mu do gardła z powodu tłumionego bólu. Na dodatek ze świadomością,
że to on był temu wszystkiemu winien. Z trudem powstrzymywał się od samolubnej prośby
a nawet błagania by jednak na niego poczekała. Ale Wiktoria i w tym miała
rację: przez to cierpiałaby tylko jeszcze bardziej. A i on nie chciał
przysparzać jej bólu. Tylko Bóg wiedział, że przeżyła go w swoim życiu już dość
by i on go jej jeszcze nastręczał. Nie miała racji tylko w jednym: to ona zasługiwała
na kogoś dużo lepszego, nie on. I teraz, gdy dzięki niemu otworzyła się na
miłość, z pewnością ma dużą szansę go znaleźć. Dlatego więc teraz na samą myśl
miał ochotę wyć? Do diabła kiedy stał się takim cholernym egoistą? I jak w
ogóle mógł czuć tak silne uczucie do dwóch tak różnych kobiet jakimi była ona i
Zosia?
-
Odezwiesz się do mnie za jakiś czas, prawda?- Spytał zaraz po tym jak uścisnęli
sobie dłonie tak, jakby byli tylko parą dobrych znajomych. Albo właśnie
sfinalizowali jakąś transakcję finansową.- Żeby powiedzieć jak miewają się
sprawa z twoją córką.
-
Ksawery….przykro mi, ale lepiej dla nas obojga będzie jeśli definitywnie
urwiemy tę znajomość.
-
Więc nie chcesz mnie widzieć już nigdy więcej?
-
Sam widzisz, że nic dobrego z tego nie przyjdzie.
-
Ale daj mi chociaż trochę czasu.- W końcu nie mógł powstrzymać się od
błagania.- Po prostu zróbmy sobie przerwę, okej?
-
Nie.- Oznajmiła na koniec twardo, lakonicznie.- To byłoby tylko niepotrzebne
jątrzenie ran. Ale życzę ci wszystkiego dobrego. Żegnaj.- Powiedziała, po czym
wyszła z kuchni na korytarz gdzie pospiesznie się ubrała. A potem wyszła z
mieszkania zostawiając swoje złamane serce tam, gdzie był jego właściciel.
***
Wchodząc
do domu, którym kiedyś mieszkała nie mogła powstrzymać odruchu zatkania sobie
nosa. Odór na w pół przetrawionego alkoholu mieszał się ze smrodem niemytego
ciała, a niektóre z walających się już na korytarzu pustych opakowań po
gotowych daniach z cateringu zawierały resztki spleśniałego już jedzenia. Na
ten widok poczuła ogarniające ją mdłości dlatego zatykając dłonią usta pognała
do okna otwierając je na oścież. Potem zrobiła to samo we wszystkich pokojach.
Dopiero w ostatnim zauważyła swojego męża leżącego na kanapie. Mężczyznę do
którego mogła czuć tylko litość i pogardę.
-
Hej, wstawaj. Hej!- Powtórzyła już głośniej.- Damian do cholery…- Jęknęła
zmuszając się by go dotknąć choć wcale nie miała na to ochoty. Mdłości tylko
się nasiliły.- Obudź się.
-
Juuulia?- Lekko bełkotliwy głos Adamczyka poinformował ją, że w takim stanie
raczej niewiele uda jej się wskórać. Ale musiała chociaż spróbować.
-
Tak to ja. Przyszłam porozmawiać o naszym rozwodzie. Wczoraj była pierwsza
rozprawa na którą się nie stawiłeś.
-
Bo byłem zajęty.
-
Właśnie widzę.- Prychnęła.- Kiedy ktoś tu ostatnio sprzątał?
-
Nie wiem, to ty zwolniłaś sprzątaczkę.- Wybełkotał z trudem.
-
Co nie znaczy, że możesz dewastować i niszczyć mój dom. Poza tym o ile pamiętam
miałeś się z niego wyprowadzić do końca poprzedniego miesiąca.
-Tu
mi dobrze.
-
Damian…chciałam rozwiązać to w spokoju i bez rozgłosu, ale mi w tym nie pomagasz.
-
Więc daj mi do kurwy nędzy spokój.
-
Jesteś żałosny.- Mrugnęła jak zwykle nie reagując na jego wulgaryzmy. I
pomyśleć, że kiedyś wydawało jej się, że umie tak pięknie przemawiać. Że oto ma
przed sobą mężczyznę, który kwieciste strofy może pisać na zawołanie, a jego
oracje mogą zawstydzić nawet wytrawnego pluralistę. Ależ była głupia i naiwna.
Ale nie miała zamiaru taka być. Już nie. Owszem popełniła błąd nie słuchając
rodziców wychodząc za tego utracjusza, ale nie zamierzała brnąć w niego jeszcze
dalej.- Wzywam policję i mojego prawnika. Nie mam zamiaru znosić cię nawet
dzień dłużej.- Oznajmiła mu.
-
A rób sobie co chcesz. Mam to gdzieś.
-
Co się z tobą do diaska to, co? Kiedyś byłeś przystojnym, pewnym siebie
mężczyzną który swoją inteligencją potrafił zjednać sobie wielu ludzi. A teraz
gnijesz w zatęchłym mieszkaniu za towarzystwo mając jedynie puste butelki po
alkoholu. Kiedy to się stało? A może zawsze byłeś nic nie wartym zerem?- W
kilku susłach podniósł się z kanapy zaskakując ją jak nigdy dotąd. Zwłaszcza,
że chwilę później zacisnął dłonie na jej szczupłej szyi. Zaskoczona potrafiła
tyko ciężko przełknąć ślinę.- Co…co ty robisz?- W odpowiedzi tylko się
roześmiał, a potem bez słowa puścił. Jednak dla bezpieczeństwa odsunęła się od
niego o kilka kroków tak by jednocześnie być bliżej drzwi powoli rozcierając
obolałą szyję.
-
Zerem? Zerem?- Powtórzył.- A kim ty jesteś pieprzona dziwko bogatego tatusia,
hm? Jakie ty masz osiągnięcie?
-
Przynajmniej nie doprowadzam cudzych mieszkań do stanu nieużywalności.
-
Nie zapominaj, że to również jeszcze moje mieszkanie.
-
Już niedługo. Bo prawnik zapewnił mnie, że w sądzie z powodzeniem będę mogła
roznieść cię w proch. I doszczętnie cię rozniosę, rozumiesz? Za to wszystko co
mi zrobiłeś zniszczę cię. Obiecuję ci to.
-
Zniszczę cię…a to dobre…- Roześmiał się znowu, zupełnie bez jakiegokolwiek
sensu, a raczej Julia nie mogła się w nim go doszukać. Musiał oszaleć,
pomyślała czując się jeszcze bardziej niepewnie w jego towarzystwie. Nie
powinna tu w ogóle przychodzić. A już tym bardziej sama. Co prawda kierowca
czekał na nią na dole, ale przecież nie miał pojęcia co się teraz z nią dzieje.-
Ta suka też tak mi powiedziała na odchodnym. I udało jej się dotrzymać słowa.
-
O czym ty mówisz?
-
O tej pieprzonej dziwce, która omotała mojego ojca. Mogłem ją zabić:
zmiażdżyłbym ją jak małego robaka a ona błagałaby o śmierć zalewając się łzami
tak jak wtedy. A przecież sama była sobie winna. Wiem, że tego chciała ale
potem udawała że wcale tak nie było. Prowokowała mnie wiedząc, że byłem w niej
zakochany.
-
Jesteś… pomylony.- Powiedziała cicho Julia mając nadzieję, że to nie coś dużo
gorszego. Wolała jednak myśleć, że słowa już niedługo jej byłego męża są tylko
bełkotem pijanego mężczyzny.
-
To ona była pomylona! Zabrała mi wszystko: uczucie ojca, wolność i swobodę. To
przez nią stałem się tym kim jestem lądując na dnie.
-
To możesz zawdzięczać raczej tylko sobie. A teraz żegnam: jak mówiłam mój prawnik
się z tobą skontaktuje.- Dodała na odchodnym Julia pospiesznie wychodząc z
mieszkania. A towarzyszący jej śmiech Damiana sprawiał, że na całym ciele czuła
rozchodzące się dreszcze strachu i grozy.
Ale szybko niespodzianka fajnie że jeszcze kolejna a nie finałowa
OdpowiedzUsuńJakoś tak mnie naszło na pisanie, wiec sama tez byłam zdziwiona ze tak szybko poszło :) Szkoda tylko ze tak samo szybko nie pisze sie moja praca dyplomowa :(
UsuńGenialne oczywiście jak zawsze
OdpowiedzUsuńNie martw się o pisanie pracy przychodzi moment że sama się zaczyna pisać :-)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna cześć?
OdpowiedzUsuńW tej chwili naprawdę ciężko mo to określić, bo na dodatek się przeziębiłam i nie mam na nic siły :( A chcialabym ostatnia cześć napisac porządnie wyjaśniając wszystko co trzeba wyjaśnić.Dlatego uzbrojcie się w cierpliwość: )
UsuńSpoko .... Zbroimy się :)
OdpowiedzUsuńMT
Może jakaś króciutka przed przedostatnia część :-)
OdpowiedzUsuńCzy wiesz już mniej więcej w jakim czasie pojawi się kolejna część ? :-)
OdpowiedzUsuńWiem że was torturuję ale jakos ciężko mi sie zebrac do tej ostatniej części :( Ale zmobilizuję sie w najbliższym czasie żeby już to skończyć a potem ewentualnie zrobię spbie dłuższą przerwę.
UsuńTo może się nie spiesz tak bardzo :-) bo teraz czekamy ale wiemy że w końcu się pojawi a Twoja zapowiedź dłuższej przerwy to dopiero będzie tortura
UsuńCzy będzie koniec tego opowiadania ? Nie chce naciskać ale nie wiem czy mam nadal odświeżac stronkę bo zaraz dwa miesiące minie od ostatniego wpisu :-/
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie na pewno :) Juz dawno nawet napisalam pare stron, ale jeszcze zastanawialam sie nad zakonczeniem wątku Wiktorii, potem z powodu braku czasu i zyciowych zawirowań jakoś nie miałam ochoty na pisanie. Ale dziś ladna pogoda wiec po pracy zamierzam polezec z laptopem w ogrodzie i wrócić do historii Zamiany.Do konca przyszlego tygodnia (w najgorszym wypadku) zamierzam ją skończyć. Pozdrawiam niecierpliwych i dziękuję za wyrozumiałość
UsuńJuż rok minął od rozpoczęcia tego opowiadania kiedy planujesz zakończenie ?
OdpowiedzUsuńDlaczego nic nie odpowiadasz ?
OdpowiedzUsuńKiedy wstawisz część?
OdpowiedzUsuń