Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Nowy początek: Rozdział XXXV

Witam wszystkim :) Kolejna- przedostatnia już- część gotowa choć z nieco większym opóźnieniem spowodowanym kłopotami z internetem (na szczęście już pomyślnie rozwiązanymi). Następna część, czyli ostatnią, postaram się skończyć do końca tego tygodnia. Mam nadzieję, że po pracy będę miała siłę to robić. A na razie to zachęcam do przeczytania tej części.
PS: Mam nadzieję, że Nowy Rok przywitaliście zdrowi, radośni i pełni optymizmu. Najszczersze życzenia ;) 

DWADZIEŚCIA JEDEN TYGODNI PO WYPADKU

- Okej, mówisz że ryzyko kredytowego wzrosło z powodu obniżenia wiarygodności kredytowej spowodowanej zastojem w branży. A co z terminowością jego spłat? Rozumiem, że na bieżąco ją monitorujesz?
- Tak, ze zwiększoną częstotliwością jak należności wątpliwe tak jak mi radziłaś. Ale oficjalnie ich tam nie zaklasyfikowałem, bo raty są płacone w terminie.
- Dobrze, a więc kontynuujmy tę strategię. Czajkowski jest zbyt grubą i próżną rybą by wszczynać wobec niego procedury awaryjne. A wiadomo, że Pawlicki jako jego dobry znajomy wszystko mu wyśpiewa.- Zosia instruowała Arka mając na myśli dyrektora sąsiedniego działu ubezpieczeń, który ze względu na wspólny mianownik jakim było ryzyko musiał współpracować z działem kredytowym. I był chrzestnym ojcem syna rzeczonego kredytobiorcy.
- Na jego dyskrecję bym nie liczył.- Poparł ją Arek biorąc z jej biurka omówione właśnie raporty.
- Mam nadzieję, że nie wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle.
- Jeśli już to tylko Krezus Bank.- Sprostował. Zosia słysząc to uśmiechnęła się.
- Może, ale nie będzie to dla mnie dobra reklama. Zwłaszcza, że zaraz po majówce mam wprowadzić w temat zatrudnioną kandydatkę.
- Tak szybko?
- No cóż, ja mogłabym jeszcze posiedzieć we własnym gabinecie, zwłaszcza mając do dyspozycji tak komfortowy fotel, ale cóż…- Wzruszyła ramionami udając smutek.- Dwa dni powinny mi jeszcze wystarczyć.
- Dobre i to.- Powiedział na koniec z zamiarem odejścia. Zosia jednak go na chwilę zatrzymała- Arek?
-  Tak?
- To prawda, że też jedziesz na ten wyjazd integracyjny na Mazury?
- Tak, zmieniłem plany na majówkę decydując się przełożyć wyjazd do rodziców. I tak planowałem w czerwcu urlop. A że w ciągu ostatnich dwóch tygodni znacząco zmienił się nasz skład pomyślałem, że fajne byłoby się zintegrować.
- Aha…- Mrugnęła tylko nie wiedząc, czy się z tego cieszy czy jest raczej rozczarowana. Bo to co mówił Arek a przede wszystkim ton jego głosu nie wydawały się być żadną wymówką. Nie chodziło mu wcale o to, że ona też tam jedzie, teraz była tego pewna. A wszystko przez wtorkowe spięcie do którego doszło między nimi zaraz po spotkaniu z Igorem. Żyliński czekał wówczas pod drzwiami jej mieszkania prawie do drugiej w nocy, bo właśnie o tej godzinie wróciła z „randki”. Zastała go wówczas śpiącego w pozycji siedzącej na wycieraczce, więc chcąc nie chcąc musiała go obudzić. A potem zaprosić na trochę do siebie. Trochę się tego obawiała- a raczej chcąc być bardziej precyzyjną- obawiała się raczej samej siebie i tego co może zrobić, ale już pierwsze wyrzuty ze strony Arkadiusza uświadomiły jej, że taka możliwość w ogóle nie wchodzi w grę. Tym bardziej, że były całkowicie niesprawiedliwe.
- Widzę, że świetnie się bawisz z tymi wszystkimi fagasami.- Zaczął z grubej rury wyraźnie ją atakując.- Najpierw Paweł z PR, potem ten staruch który był klientem banku i który nie mógł oderwać oczu od twojego biustu a teraz przyjaciel Ksawerego, Igor. Nie ma co, nie przesadziłaś mówiąc że chcesz sobie poflirtować. Ciekaw jestem co was aż tak zajęło do tej nocnej pory.- W pierwszym i raczej naturalnym odruchu już miała zamiar się tłumaczyć. Ale zaraz do głosu doszła złość. Za kogo on się miał żeby robić jej wyrzuty? Kim był? Dlatego udając rozluźnioną i zupełnie swobodną odparła;
- Rzeczywiście, trochę się zasiedzieliśmy w jego mieszkaniu.
- Ty…ty byłaś w jego mieszkaniu?!
- A co w tym dziwnego? Restauracje są o tej porze zamknięte a w klubie nie da się porozmawiać. No i nie ma możliwości na jakąkolwiek intymność.- Dodała tylko po to by jeszcze bardziej go rozzłościć. Owszem, zachowywała się małostkowo, ale świadomość tego nie spowodowała że poczuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie.
- Znasz faceta zaledwie kilka dni i już przy drugim spotkaniu wpraszasz się do jego mieszkania?
- Nie wpraszałam się, tylko sam mnie zaprosił. Poza tym, ty nie miałeś problemu ze sprowadzaniem swoich nowych zdobyczy do naszego wspólnego mieszkania zaledwie kilka godzin po zapoznaniu ich w klubie, więc biorąc ciebie za miernik wykazałam się wręcz zdumiewającą wstrzemięźliwością.
- Chodziło mi raczej o twoje bezpieczeństwo: nie wiesz czy ten cały Igor to nie jest psychopata albo inny szajbnięty koleś.- Wysyczał niemal przez zęby.- Poza tym nie rozmawiamy tu o mnie ani tym bardziej o mojej przeszłości.
- Więc o mojej też nie życzę sobie rozmawiać. Ale jeśli już chcesz wiedzieć to znałam Igora już wcześniej z opowiadań Ksawerego i poznałam go jeszcze kilka miesięcy temu na jednej z domówek naszego byłego współlokatora. Dlatego wiem, że nie był i nie jest żadnym psychopatą ani tym bardziej mordercą.- Nie zamierzała zdradzać, że tak naprawdę nie była dzisiaj nawet w jego mieszkaniu ale postanowili urządzić sobie nocny spacer po parku. Uważała, że Arek sobie na to nie zasłużył. Poza tym i tak zdradziła za dużo zaczynając się tłumaczyć za co była na samą siebie nieźle wkurzona.
- W takim razie powinnaś myśleć o swojej reputacji. Jestem pewny, że po czymś takim Igorek przyklei sobie w myślach przy twoim nazwisku właściwy przymiotnik, a tobie chyba nie o to chodzi prawda?
- Nie bądź bezczelny.
- Nie jestem, po prostu chcę zdradzić ci sposób myślenia faceta służąc w ten sposób pomocą.
- Zbytek łaski. Poza tym to chyba twój sposób myślenia, a nie całej części męskiej populacji.- Arek słysząc to miał zamiar drążyć temat, ale późna pora a raczej gwałtowne wybudzenie się ze snu zrobiło swoje znacznie przytępiając jego zdolności percepcji. Poza tym zdał sobie sprawę, że zazdrość i gniew nie są dobrym doradcą. Dlatego odzywając się chwilę później mówił już zupełnie spokojnie:
- Słuchaj Wielkoludzie, nie miałem zamiaru na ciebie napadać a tym bardziej się kłócić. I jeśli cię obraziłem to przepraszam, naprawdę. Ale zrozum też jak się czuję. Próbowałem się z tobą skontaktować od dziesiątej wieczorem a ty nawet nie miałaś włączonej komórki. Martwiłem się o ciebie bojąc się, że mogło stać ci się coś złego.
- Zawsze tak robię przed ważnym spotkaniem by nikt mi nie przeszkadzał. Poza tym nie udawaj: wiem że wiedziałeś o moim spotkaniu z Igorem. Słyszałeś jak Jowita o tym mówiła i chciałeś je zepsuć.
- Może, ale to nie znaczy że…
- Owszem, znaczy.- Przerwała mu Zosia.- Znaczy, że chcesz wtrącać się w moje życie tak by stanęło na twoim. Że choć obiecałeś tego nie robić to znów skłamałeś pokazując ile warte jest twoje słowo na dodatek przychodząc tutaj i mnie obrażając.
- Już mówiłem że nie chciałem…
- Dość, Arek. Mówiłam ci czego chce, ale ty oczywiście jak zwykle wiedziałeś lepiej pokazując przy tym swoją nadmierną pewność siebie i arogancję, wierząc że niczym piesek na smyczy prędzej czy później i tak przybiegnę do ciebie. Albo że mówiłam o spotykaniu się z innymi mężczyznami tylko na przekór tobie by wzbudzić twoją zazdrość. W swojej wyrozumiałości wierzyłeś też pewnie, że nikt nawet się mną nie zainteresuje tak jak to było do tej pory, prawda? Ale tak się nie stało i to cię wkurza. Nie mogę więc z podwiniętym ogonem wrócić do ciebie przybita szukając pocieszenia, a ty z kolei nie możesz wyrozumiale mi na to pozwolić. Wciąż masz mnie za zakompleksioną dziewczynkę, która przystanie na twoje warunki bo nie stać ją nawet na walkę. Nic a nic się nie zmieniło.
- Nie, nie. Nie możesz tak o mnie myśleć, bo jest wręcz odwrotnie. Wiem jaka jesteś silna, piękna i mądra, rozumiesz? Przecież nawet Wiktoria która była twoim zagorzałym wrogiem zdołała to zauważyć wymuszając na prezesie byś zastąpiła ją na dotychczas zajmowanym stanowisku. A nowy wygląd tylko pokazał to co do tej pory i tak widziałem. Dlatego do szewskiej pasji doprowadzają mnie komentarze męskiej części załogi mówiące nagle o tym jak to „nowa pani dyrektor” się wylansowała do tej pory tkwiąc w byle jakiej skorupie niczym Kopciuszek. Nie wspominając nawet o bardziej rubasznych uwagach dotyczących twoich części ciała albo ubrań. A ja nawet nie mogę otwarcie cię przed tym bronić, bo mi na to nie pozwalasz.
- I to cię wkurza: bo? Bo masz konkurencję? O ile wiem kiedyś lubiłeś polowania.
- Czy ty w ogóle słyszysz co do ciebie mówię? Mówię, że jacyś obleśni faceci ślinią się patrząc na twój tyłek albo zakładając się o to jaki masz rozmiar biustu a ty mi tu wyjeżdżasz o konkurencji?
- Tobie z Karolem szło znacznie lepiej wyliczanie wszystkich moim „walorów”, więc w porównaniu z uwagami o których wspomniałeś spowodowanymi z pewnością moim nagłym awansem...tak, słyszę i mam to gdzieś.
- A więc znów do tego dochodzimy, tak? Do tamtej przeklętej rozmowy w piwnicy.
- Nie, nie chcę już do niczego dochodzić. Nie, między nami. Chciałeś czasu, a raczej sam go na nie wymusiłeś, ale to nie ma sensu. Jesteśmy zbyt różni, poza tym ja się zmieniłam.
- Zaczynam chyba dostrzegać jak bardzo.
- Świetnie. Cieszę się, że również doszedłeś do takich wniosków.
- Ja też.- Dodał jeszcze na odchodnym a potem trochę odrobinę za mocno trzaskając drzwiami, wyszedł. A Zosia musiała walczyć z samą sobą by za nim nie krzyknąć.
W środowy poranek spotkali się w pracy połączeniu koniecznością dopracowania pewnego raportu. Arek nie nawiązywał w żaden sposób do wczorajszego wieczora- a raczej nocy. Dopiero po załatwieniu spraw zawodowych przeprosił ją za swoją nocną wizytę mówiąc, że to się więcej nie powtórzy. Mówił o tym bez emocji choć nie chłodno co sugerowało by wciąż drzemiącą w nim na nią złość. Na koniec dodał, że ma nadzieję, iż mimo prywatnych waśni uda im się pracować tak dobrze jak dotychczas. Sparaliżowana, niezdolna wypowiedzieć wówczas słowa, kiwnęła mechanicznie głową za pretekst wynajdując sobie dzwoniący akurat telefon. Potem rozważając całe to wydarzenie zaczęło do niej docierać, że w końcu to Arek zrobił za nią pierwszy krok określając się. Zrozumiała to i była tego pewna na 100% właśnie dzisiaj w czwartek, gdy podczas omówienia sprawy dotyczącej jednego z klientów, Żyliński swobodnie z nią żartował narzucając między nimi jednocześnie jakiś dystans.
Zrezygnował z niej.
W końcu dał sobie z nią spokój.
A ona głupia wciąż o nim myśli i najchętniej przeprosiłaby za swoje wtorkowe zachowanie. Zwłaszcza, że na chłodno naprawdę uważała je za głupie. Bo z perspektywy czasu jego zarzuty były całkiem słuszne: no może poza tą częścią dotyczącą Igora, nie da sobie wmówić że zrobiłaby coś aż tak nagannego gdyby rzeczywiście spędziła część wieczoru w jego mieszkaniu na przykład na kolacji. Arek mówił jej o tym jak inni w biurze traktują ją przedmiotowo a ona jak zareagowała? Napadła na niego wypominając mu przeszłość. Przeszłość, która niczym drzazga wciąż  w niej tkwiła i nie pozwalała zaufać Arkadiuszowi.

- O czym ty pieprzysz?
- No o tym co łączy cię z tym wielkoludem Zośką naturalnie. Bo miałeś absolutną rację: takie laski wcale nie są wymagające bo cieszą się, że ktoś z klasą i prezencją taki jak my na nie spojrzał. Czują się jakby wygrały los na loterii a po paru bajerkach są w stanie przychylić nieba. I tym więcej wykazują się w łóżku, bo wdzięczność też jest potężnym afrodyzjakiem: szkoda że nikt tego nigdy nie zauważył, nie? A dodatkowo ta cała tajemniczość działa na nie niezwykle romantycznie bo wyobrażają sobie, że są jakąś Julią ze sztuki Szekspira nawet nie domyślając się, że powoduje nami zwykły wstyd przed pokazaniem się z kimś takim. Minusem jest tylko ich niezbyt urodziwa twarz no i sztywność, ale w końcu pod osłoną nocy to się nie liczy prawda? Można sobie do woli wyobrażać kogo się chce i…chociaż przyznam szczerze, że ty całkiem zgrabnie sobie to wymyśliłeś: Zośka jeszcze robi ci za żonkę gotując obiadki i piorąc gacie. Moja Daria natomiast w ogóle nie chce słyszeć o wspólnym mieszaniu.
- Zamknij się.
- Aleś ty nerwowy. Spokojnie, już ją urobiłem. Przybiegnie do ciebie na jednej nodze. I jeszcze czeka was gorący namiętny seksik na zgodę.”

Gdyby jeszcze zaprotestował wcześniej, myślała. Albo gdyby w ogóle nie dzielił się z Karolem swoją znajomością z nią. Bo przecież musiał to zrobić by Karol go źle zrozumiał (jeśli rzeczywiście tak było), prawda? A teraz za każdym razem zastanawiała się czy Arek naprawdę nie odbierał jej jako „wdzięcznej brzyduli”, która doskonale sprawdzi się jako żona. Wdzięcznej brzyduli, która omal pośrednio przez niego nie straciła życia więc musi jej to jakoś wynagrodzić. Która teraz na dodatek dzięki nowym ciuchom, fryzurze i makijażowi zyskała pewność siebie a więc można się z nią gdzieś pokazać. Dlaczego nie istniał sposób by poznała jego uczucia? Dlaczego?
Westchnąwszy z irytacji, postanowiła dłużej przestać się katować skoro i tak nie miało to żadnego sensu. Arek ją sobie odpuścił, więc powinna się cieszyć przynajmniej z tego, że ich sytuacja stała się klarowna. Kiwając głową wzięła do ręki telefon wybierając numer Ksawerego. Tak jak sądziła odebrał szybko, ale nie udzielił jej zadowalających informacji jeśli chodzi o Wiktorię. Nie miał pojęcia gdzie jest; jedyne co mogło być przydatne to fakt iż się pokłócili, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę częstotliwość tych kłótni nie musiało to być coś znaczącego. Faktem jednak było, że od wtorku Wiktoria nie dała żadnego znaku życia. A Zosia w połączeniu z rozmową z Adamczykiem zaczynała mieć złe przeczucia.
- Pewnie pojechała na wcześniejszą majówkę.- Rzucił na koniec Ksawery niezbyt przejęty.
- Może.- Mrugnęła nieco niepewnie. W takim razie do zobaczenia i przepraszam, że przeszkadzam.
- Nie ma sprawy. Aha i daj mi znać jeśli się z nią skontaktujesz, dobrze?
- Ty też nie możesz jej złapać?
- Nawet nie próbuję, bo nie chcę ale…
- Tak?- Zosia w niewypowiedzianych słowach wyczytała o wiele więcej niż domyślał się Ksawery. Dlatego postanowiła go delikatnie zachęcić.
- W poniedziałek wieczorem my…pokłóciliśmy się.
- To już mówiłeś.- Zauważyła łagodnie.
- Tak, ale…ta kłótnia była trochę inna niż wcześniejsze.
- To znaczy?
- Ona ma jakiś problem ze sobą, prawda? Coś ją gryzie i próbowałem dowiedzieć się co, ale mi nie wyszło. Chyba byłem zbyt szorstki.
- Ksawery, możesz mówić jaśniej?
- A ty możesz mi wytłumaczyć co miałaś na myśli mówiąc, że Wiktoria nie lubi jak ktoś zwraca się do niej per Wiki odkąd On…?
- Nie rozumiem…
- Rozumiesz. Tylko nie chcesz mi powiedzieć. Ale ja nie chcę znać żadnych szczegółów. Domyślam się tylko, że ktoś kiedyś ją skrzywdził.- Przez chwilę w słuchawce zapadła cisza.- To chyba możesz mi zdradzić, prawda?
- Zależy ci na niej?
- Słucham?
- Czy ci na niej zależy czy tolerujesz ją tylko ze względu na jej zabawną determinację by cię zdobyć?- Teraz z kolei to on milczał. Ale tylko chwilę.
- Zależy. Chcę jej pomóc.- Nie dodał nic więcej, dlatego Zosia przyznała po dłuższej chwili:
- Tak, ktoś ją skrzywdził. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Facet.
- Nie tylko: także jej własna rodzina. Ale zdradzając ci coś więcej nadwyrężyłabym zaufanie jakim mnie obdarzyła mówiąc o wszystkim.
- Rozumiem.
- Nie wiem czy to rozumiesz, a raczej rozmiar tego przez co musiała przejść. I może zabrzmię odrobinę dramatycznie, ale jeśli nie traktujesz jej poważnie to nie pakuj się w to. Ona może i udaje twardą, ale w środku jest wrażliwa i słaba. A tylko tak gruba skorupa zdołała ją uchronić przez jeszcze większymi ciosami które na nią spadły.
- Chciałaś mnie przerazić?
- Nie, tylko poinformować. A teraz muszę się z tobą pożegnać. Mam masę pracy.
- Ja też. Do zobaczenia.
- Pa.- Pożegnała się z nim zastanawiając się czy dobrze zrobiła uchylając mu rąbka tajemnicy.- Cholera Wiktoria, gdzie ty do diabła jesteś?- Spytała nie wiadomo kogo tym razem wykręcając jej numer. Ale nawet się nie zdziwiła faktem, że po drugiej stronie nikt nie odbierał.

***
Stojąc nad grobem Marcina Antoniewicza Wiktoria nie potrafiła określić swoich uczuć. Wiedziała tylko, że w gardle czuje wielką gulę a próba przeniesienia spojrzenia na niewielkie zdjęcie wyryte w nagrobku sprawia dotkliwy ból.
Wiele czasu zajęło jej zebranie się w sobie by tu przyjść i w ogóle przekonanie detektywa by nie grzebał głębiej zanim odkryje i jej tajemnice. By pozwolił jej na zachowanie tej odrobiny godności, której tak naprawdę niewiele jej zostało. By pozwolił jej nie roztrząsać tego jakim okazała się kiedyś potworem.
Nie wiedziała jak długo tam stała, nie wiedziała nawet po co to robi. Kwiaty już dawno położyła na nagrobku, a świeczki zapaliła. Nie było sensu dalej tu przebywać. A jednak to robiła. Jednak patrzyła na zdjęcie z nagrobka choć takie samo wcześniej wręczył jej detektyw. Ale wiedziała, że nigdy więcej tu nie wróci. Nigdy. Ta pieprzona psycholog powiedziała jej, że znając całą prawdę i odwiedzając jego grób w końcu będzie mogła rozpocząć nowe życie. Tyle, że nie miała pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło ponad dziesięć lat temu. Tak jak i do niedawna sama Wiktoria.
Myśląc o tym znów poczuła w gardle wielką gulę, ale choć miała nawet i ochotę gorzko nad sobą zapłakać to nie mogła. Zdołała tylko wykrztusić z siebie ciche: przepraszam. Nie wiedziała właściwie do kogo je kieruje. Bo na pewno nie do Marcina od wielu lat przebywające w grobie. Wykonując pusty gest przeżegnania się po raz ostatni spojrzała na nagrobek a potem wsiadła w samochód i odjechała do domu.
Będąc już na parkingu przed blokiem już myślała o tym, że zaraz po wejściu musi wziąć pastylkę na ból głowy. Albo najlepiej środki nasenne. I to podwójną dawkę by mieć pewność, że zaśnie. Jednakże nie było jej to dane. Tuż przy wejściu zauważyła ciemno blond czuprynę i charakterystyczny sposób poruszania się. Zaraz potem gdy mężczyzna się odwrócił jego uśmiech też rozpoznała.
- Jacek?
- A jednak chyba odzyskałaś pamięć. W przeciwnym razie nie myliłabyś mojego imienia.- Powiedział wesoło, zresztą jak zawsze co nijak pasowało do typowego wizerunku prawnika i jednocześnie tłumacza jakim był. Nie wspominając już o irytacji jaką to w niej wywoływało. Zawsze gdy się z nim już spotkała obiecywała sobie nigdy tego nie robić, tak ją to wkurzało. Tyle, że w końcu i tak dzwoniła. Teraz zrozumiała w końcu dlaczego. Było w nim tak wiele światła jak dużo było z kolei mroku w niej. I to ono tak bardzo ją przyciągało, tego pragnęła. Tyle, że nigdy nie udało jej się ućknąć go od niego nawet odrobinkę.
- Wybacz.- Odezwała się zmuszając do lekkiego uśmiechu.- Nie robię tego specjalnie, Jarku.- W odpowiedzi mężczyzna skrzywił się.
- A jednak może i nie odzyskałaś tej pamięci co? Ty i przeprosiny?
- Jak widzisz czasami nawet umiem to robisz. Już wychodzisz?
- Chciałem cię odwiedzić, całkowicie niespodziewanie sprawdzając jak się masz. Ale portier powiedział że cię nie ma.- Tu Jarek skłonił się w stronę wciąż słyszącego ich staruszka.
- Więc udało ci się idealnie trafić, bo akurat wróciłam. Wejdziesz na trochę?- Nie wiedziała właściwie czemu mu to proponuje. Chciała tylko spokojnego snu, ale teraz niespodziewanie odkryła, że nie chce być również sama. Że musi czymś zająć myśli nawet jeśli tym kimś będzie Jarek…
W myślach zaczęły przesuwać jej się sceny z przeszłości: to jak wielokrotnie sypiała z Jarkiem, jak bardzo było to mechanicznie i nieczułe. Potem pomyślała o seksie z Ksawerym. On też miał taki być, ale coś poszło nie tak. Choć starała się przejąć kontrolę podsycając jego prymitywne instynkty to jednak on i tak znalazł dość czasu by pogładzić jej ramiona, przyjąć dogodniejszą pozycję która byłaby dla niej bardziej komfortowa czy odgarnąć z twarzy włosy. Nie myślał tylko o sobie.
Wiktoria potrząsnęła głową starając się pozbyć tych myśli z głowy skupiając na wpisaniu kodu do mieszkania. Potem spojrzała na Jarka, który patrzył na nią z ciekawością i oczekiwaniem. Szybko domyśliła się, że uważa iż skoro wróciła do siebie po wypadku to to spotkanie przebiegnie jak wiele innych przed nim. Wejdą do środka.
Potem się pocałują.
Potem zdejmą z siebie ubrania i będą się pieprzyć przez godzinę lub dwie po czym się pożegnają.
I na tym koniec.
Dalej według tego scenariusza czekała na nią tylko pustka.
Boże, czy ja naprawdę potrafiłam się kiedyś tym zadowalać, spytała samą siebie. Czy to mi wystarczyło? Przez tyle lat?
- Hej, ziemia do Wiktorii. W porządku?
- Tak. To znaczy nie, nie czuję się teraz najlepiej dlatego cię zaprosiłam.
- Z przyjemnością pozwolę ci o tym zapomnieć.- Odparł jej wymownie, ale Szymborska szybko go zastopowała.
- Nie, nie w ten sposób.- Coś w wyrazie jej twarzy go zaniepokoiło.
- Pewnie znowu narażę się na porządną burę jak zawsze gdy w przeszłości zadawałem to pytanie, ale i tak spytam: wszystko w porządku?- Wiktoria uśmiechnęła się czując jak czarna dziura znów ją pochłania. W porządku? Nic nigdy nie było mniej w porządku.
- Jak to wytrzymywałeś?
- Hm?
- Byłam dla ciebie niezłą suką. Jak to wytrzymywałeś? W końcu nie jesteś jednym z tych liberalnych, pozbawionych wszelkich hamulców moralnych prawników sypiających z byle dziwkami albo urządzającymi dzikie orgie. Mogłeś znaleźć sobie kogoś innego: mniej wkurzającego i bezczelnego. Kogoś kto by cię z łatwością pokochał a może i nawet ty jego. Czemu tyle przy mnie wytrwałeś?
- A ty przy mnie?- Odparł pytaniem całkowicie zbity z tropu.
- Odkryłam to dopiero dzisiaj, gdy przyszedłeś. Byłeś moim światłem.
- Hej, nie wiem kim jesteś i co zrobiłaś z Wiktorią, ale to wcale nie jest zabawne.- Jarek w udawanym przerażeniu rozpostarł dłonie przed siebie. Szymborska roześmiała się.
- Naprawdę. Jesteś taki pozytywny, a ja depresyjna i dość dekadencka. Naiwnie liczyłam na to, że to zmienisz.
- A tak serio to co ci się stało?
- Wiem, że spodziewasz się po mnie jakiegoś chamskiego złośliwego tekstu, ale tym razem go nie usłyszysz.
- W takim razie to ukryta kamera?
- Czemu dopiero teraz odkryłam jaki jesteś zabawny? Kiedyś tylko mnie to irytowało.- Mrugnęła. Jarek nie wiedział co na to odpowiedzieć. Prawdę mówiąc śmiechem próbował pokryć zakłopotanie i niepewność odnośnie sytuacji w jakiej się znalazł. I dopasować do nowej Wiktorii. Ale to mu się nie udawało.- Nie patrz tak na mnie i usiądź a ja zrobię ci czegoś do picia.
- Jasne.
Przez następne pięć minut oboje milczeli. Ona krzątała się w kuchni szykując drinki, on głaskał Aleksandra który właśnie zszedł ze swojego pokoju na piętrze.
- Zawsze cię lubił. A niewielu ludzi ma ten zaszczyt.
- Podobno koty umieją rozpoznawać dobrych ludzi.
- W takim razie ja muszę być wybitnie zła, bo po wielu latach razem ten tłuścioch ledwie mnie toleruje. Ale może i tak jest.- Zamyśliła się na chwilę.- A jak tam w twojej pracy?
- W mojej…pracy?
- Jezu, naprawdę nigdy cię o to nie pytałam że jesteś tak zszokowany?
- Szczerze mówiąc nie.
W ten sposób, kolejny kwadrans spędzili na niepewnym odpowiadaniu Jarka, który wciąż jak na szpilkach czekał na wejście kogoś z ekipy programu „Ukryta kamera” oraz pytaniach Wiktorii. Dopiero po tym czasie odprężył się na tyle by zrozumieć, że Wiktoria rzeczywiście nikogo nie udaje a jej zmiana zachowania nie jest żadnym podstępem. Rozmawiając dowiedział się więc o poszukiwaniu przez nią nowej pracy czy o poznaniu Zosi o której trochę mu opowiedziała. A Jarek ze zdumieniem dostrzegł, że po raz pierwszy od wielu miesięcy przegadali ponad godzinę bez kłótni. No i że w ogóle przegadali godzinę, bo wcześniej robili podczas niej coś dziwnego. Gdy minęła, oboje usłyszeli dzwonek do drzwi, który otrzeźwił Jarka. Za półtorej godziny umówił się na mieście z bratem. Poza tym nie wiedział jak interpretować zachowanie Wiktorii dlatego uznał, że najlepsza będzie w tym wypadku dezercja.
- Skoro kolejny gość czeka ja będę się zbierał. Jestem umówiony.
- To pewnie tylko poczta. Ale skoro tak to nie będę cię zatrzymywać. I dzięki za rozmowę, bardzo mi pomogła.
- Miło mi to słyszeć, zwłaszcza z twoich ust.- Wiktoria tylko kiwnęła głową a potem zdjęła słuchawkę. Gdy dowiedziała się kto do niej przyszedł poczuła, że jej całe ciało się spina.
- Cholera…nie, jasne że ma go pan wpuścić. Im wcześniej się rozmówimy tym lepiej.- Odparła dozorcy. Jarek, który właśnie ubierał się w przedpokoju zastygł w swoim nałożonym już płaszczu.
- Kłopoty? Mam zostać?
- Nie dzięki. Poradzę sobie, choć nie będzie to łatwa rozmowa.
- Na pewno?
- Tak. Muszę tylko uruchomić stary tryb Cruelli.
- Kogo?
- Nieważne. Leć już.
- Skoro tak…- Rzucił jeszcze posyłając jej niepewny uśmiech. Potem zbierając się na odwagę dodał:- Aha, Wiktoria? Bo miałaś coś takiego w oczach co sprawiało, że chciałem odkryć czym było a potem dać sobie z tobą spokój. No i jesteś oczywiście superlaską, to też było ważne. To tak a propos pytania czemu tkwiłem w tym z tobą.
- Ach tak.- Mrugnęła cicho.- Dzięki za szczerą odpowiedź.
- Do usług. Ale wiesz co? Nigdy tak naprawdę tego nie odkryłem. I chyba nigdy nie odkryję. Tak jak nikt inny, prawda?- Nic na o nie odpowiedziała. Przygryzła tylko delikatnie wargę otwierając drzwi i widząc za nimi wchodzącego po schodach Ksawerego który patrzył na stojącego w progu mieszkania Jarka jak na niezidentyfikowany obiekt. Jarek ten na niego spojrzał potem przenosząc spojrzenie na Wiktorię.
- A jednak się pomyliłem. On zdołał co?- Spytał jeszcze retorycznie. Miał przy tym taką minę jakby właśnie rozwiązał jakąś łamigłówkę, chociaż Szymborska nie miała pojęcia o co mogło chodzić. Ale nie zamierzała długo się nad tym rozwodzić skoro znów musiała przywdziać maskę dawnej siebie by rozegrać teatrzyk dla Ksawerego. Maskę Cruelli jak powiedziała Jarkowi. Gdyby okoliczności byłyby inne uznałaby to nawet za całkiem zabawne: w końcu kiedyś ranienie ludzi i pogarda do nich stanowiły treść jej życia. Teraz natomiast musiała się do nich zmuszać tak, że Jarek podejrzewał ją o niecne zamiary a Ksawery…Ksawery z kolei chciał od niej czegoś jeszcze więcej.  
- Wchodzisz czy dalej zamierzasz tak stać?- Spytała Iksińskiego gdy po odejściu Jarka on wciąż nie wchodził do jej mieszkania. Po jej ironicznym pytaniu w końcu to zrobił.
- Kim był ten facet?
- Moim kochankiem.
- Byłym czy obecnym?- Zamiast odpowiedzieć Wiktoria się roześmiała.
- To musiało być coś ważnego skoro pofatygowałeś się aż tutaj.
- Dzwoniłem do ciebie. Wiele razy.
- Tak? Widocznie ja nie miałam ochoty odebrać.
- Od Zośki też?
- Po prostu byłam dziś zajęta.
- Jarkiem?
- Oj Studenciaku, bo pomyślę jeszcze że jesteś zazdrosny. Tylko nie mów, że nasze ostatnie spotkanie tak ci się spodobało że przyszedłeś po więcej?
- Spałaś z nim dzisiaj?
- Ojej, naprawdę jesteś zazdrosny. Powinnam powiedzieć, że to urocze ale tak naprawdę to cholernie wkurzające.- Udając znudzenie odwróciła się w bok tłumiąc ziewnięcie. Jednak gdy znów spojrzała na Ksawerego ten ku jej zaskoczeniu się uśmiechał.
- Nie spałaś z nim. Wiem to.
- Skoro chcesz w to wierzyć.- Prychnęła przewracając oczami.
- Aż tak bardzo przeraziło cię to między nami zaszło, że teraz uciekasz?
- Słucham?! A to przedni żart. Ja? Przerażona?
- Już od dawna to zauważyłem. Atakujesz, gdy czujesz się obnażona albo najbardziej podatna na ból. I nie próbuj mi nawet wciskać kitu że tak nie jest albo dalej obrażać. Nie kupuję tego.
- Naprawdę jesteś tak naiwny, że aż uroczy. Tyle, że ja nie gustuję w uroczych gościach. Posłuchaj, było miło ale na nic więcej z mojej strony nie licz. Naprawdę przykro mi cię rozczarować, bo nie znam bardziej naiwnego i prostolinijnego gościa niż ty. Ale ja jestem wampem, modliszką która może to docenić chwilę lub dwie a potem staje się to dla niej nudne.
- Okej, jeśli chcesz tak grać to w porządku. A więc informuję cię, że mimo iż dalej będziesz udawała wielką uwodzicielkę to ja i tak będę przy twoim boku gdybyś sobie tego życzyła. Jako twój przyjaciel.
- Ja nie mam przyjaciół.
- Więc ja będę pierwszy.- Odpowiedział z dużą dozą pewności siebie siadając na kanapie i jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku. Wiktoria zaczęła odczuwać coraz większy strach i gniew jednocześnie.
- Nie prosiłam żebyś usiadł. Nie przewiduję długiej wizyty.
- A ja wręcz przeciwnie.
- Tak? Okej.- Mrugnęła. A potem zaczęła ściągać z siebie poszczególne części garderoby. Najpierw pasek do spodni, potem żakiet, koszulę i bawełnianą koszulkę. Gdy szykowała się już do zdjęcia samych spodni Ksawery ją powstrzymał.
- Co ty do diabła robisz?! Przestań!
- Czy nie po to tu przyszedłeś? Nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich ceregielach, więc możemy przejść do rzeczy. Ciebie też to pewnie w głębi ducha ucieszy.
- Kazałem ci przestać. Jak długo jeszcze zamierzasz ciągnąć tę grę?
- Tak długo aż zrozumiesz, że to wcale nie jest gra.
- Wiktoria, proszę. Wiktoria…- Powtarzał, ale ona wciąż nie reagowała. Stała teraz przez nim w samej bieliźnie: białym koronkowym kompleciku który znakomicie podkreślał śniady kolor jej skóry. Wbrew siebie poczuł przypływ pożądania, choć rozum był więcej niż niechętny. Poczuł zawstydzenie gdy zdał sobie sprawę, że te emocje doskonale wyczytała w jego oczach.
- Co Ksawery, co? Wciąż chcesz wmawiać sobie, że tego nie chcesz? Przecież widzę, że też masz na to ochotę. I tak naprawdę właśnie w tym celu tu przyszedłeś.
- Mam ochotę wyłącznie na rozmowę.
- Rozmowa może być później.- Odparła sięgając już do swoich pleców by rozpiąć haftkę stanika. Poczuł, że jest już zgubiony. Był tylko mężczyzną a ona piękną kobietą. Z przeszłości znał jej możliwości uwodzenia, wiedział jaka potrafiła być przebiegła, a już tym bardziej bez ubrania…
- Dobra masz rację. Najpierw będziemy się pieprzyć.- Powiedział niespodziewanie wpadając na pomysł rozwiązania tej patowej sytuacja. Miał zamiar pokonać ją jej własną bronią…o ile rzeczywiście to była jej broń i maska a nie prawdziwa emocjonalna pustka. Ale już ułamek sekundy poznał odpowiedź na swoje pytanie, gdy na twarzy Wiktorii pojawił się wyraz najwyższego zaskoczenia. Dopiero po chwili zdołała zatuszować tę reakcję uśmiechem i wzruszeniem ramion, ale on i tak już wiedział. Nie chciała tego, a już na pewno nie w ten sposób. I znała go by w głębi ducha wiedzieć, że on nie spełni jej żądania, że swoim zachowaniem jeszcze bardziej go zniechęci. Nie rozumiała tylko tego, że nie tylko ona posiadała spryt.
- Świetnie.- Powiedziała wciąż ze sztucznie przyklejonym uśmiechem ponownie próbując rozpiąć górną część bielizny. By temu zapobiec Ksawery nagle do niej podszedł.
- Ja to zrobię.- Oznajmił z satysfakcją zauważając, że popełniła kolejny błąd: odruchowo cofnęła się pod jego naporem. Oczywiście zaraz potem zrobiła trzy kroki w przód praktycznie stapiając się z nim w jedno, ale to nie mogło zatrzeć pierwszej reakcji która była prawdziwa. Nawet wtedy gdy zawiesiwszy mu dłonie na ramionach wspięła się na palce jednocześnie kierując jego głowę w dół tak by go pocałować.
Ksawery nie miał pojęcia czego aż tak bardzo się bała, ale wiedział jedno: musi jej pomóc. Od dziecka miał zdolność do wyłapywania „ptaków ze złamanym skrzydłem” nie tylko całkiem dosłownie, ale i w przenośni. A był już w stu procentach pewny, że Wiktoria była kimś takim. Na dodatek „ptakiem”, który stał się dla niego bardzo ważny. Gdyby teraz tak po prostu ją zostawił nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Nie wiem czy to rozumiesz, a raczej rozmiar tego przez co musiała przejść. I może zabrzmię odrobinę dramatycznie, ale jeśli nie traktujesz jej poważnie to nie pakuj się w to. Ona może i udaje twardą, ale w środku jest wrażliwa i słaba.

W głowie zamajaczyło mu jeszcze pytanie Zosi, ale szybko odepchnął je od siebie. Bo zależało mu na Wiktorii. Bardzo. Chwilę później czując jak zachłanny staje się pocałunek Szymborskiej, celowo go przerwał podnosząc głowę do góry. Potem korzystając z jej zaskoczenia wziął kilka głębokich wdechów.
- To jest chłoptasiu? Chyba nie zmieniłeś zdania?
- Nie. Ale tym razem zrobimy to po mojemu. Gdzie jest twoja sypialnia?
- Na górze. Ale nie chcę tam być. Wolę salon.
- Ja sypialnię.- Bez uprzedzenia poderwał ją z ziemi starając się nie patrzeć na krągłe piersi które miał przed sobą. Może był dziwny, ale zawsze bardziej podniecały go kobiety w bieliźnie lub skąpo ubrane niż całkowicie rozebrane. Te pierwsze znacznie lepiej działały na wyobraźnię, która w jego przypadku była w tej chwili bardzo bogata.
- Postaw mnie, już.
- Nie uważasz tego za całkiem romantyczne?
- Bo zaraz się rozpłaczę.
- Masz bardzo jadowity język.- Odparł, a potem dotknął jej warg swoimi. Najpierw z nieco większym natarciem intuicyjnie wyczuwając jej protest, ale później zdecydowanie bardziej czule. Ale choć bardzo jej się to podobało nie mogła pozwolić się temu poddać. Dlatego już po chwili natarła na niego jeszcze mocniej. – Zawsze musisz rządzić?
- Tak. Ale skoro ci to nie pasuje to idź lepiej do jakiejś dziewczyny z chórku kościelnego jeśli nie dorosłeś jeszcze do igraszek z wyzwoloną dorosłą kobietą, która…
-…boi się, że jak straci nad sobą kontrolę to za bardzo się otworzy, że pokaże że też ma uczucia?
- Wiesz co? Nudzisz mnie. I puszczaj, straciłam ochotę na cokolwiek.
- Zawsze byłaś taką kłamczuchą?
- Kazałam ci mnie puścić.- Patrząc w jej zagniewane oczy po chwili spełnił polecenie. Wtedy Wiktoria złapała leżącą na podłodze koszule i nałożyła ją na siebie.
- A teraz się wynoś.
- Wiktoria…
- Wypieprzaj! Czego w tym słowie nie zrozumiałeś?!
- Błagam, chcę ci pomóc.
- Pomóc?- Prychnęła z rozbawieniem choć więcej w tym było zniechęcenia i świadomości sromotnej porażki.- Mnie już nic nie może pomóc.
- Zaufaj mi to się przekonasz.
- Niczego nie rozumiesz.
- To mi wytłumacz.
- Nie mogę i tego właśnie nie jesteś w stanie zrozumieć. Myślisz, że jestem jakimś chorym zwierzątkiem które nikomu nie może zaufać, bo jego wcześniejszy właściciel był brutalem. Ale tak wcale nie jest. Ja jestem dużo bardziej skomplikowana. I o wiele starsza od ciebie nie tylko w metryczce, ale i doświadczeniem. Nawet nie wiesz ile we mnie jest brudu i jako mentalny chłopiec nigdy tego nie zrozumiesz.- Powiedziała innym już tonem. I choć ze słów wybrzmiewał ton mający zwiastować koniec rozmowy, to on wiedział że właśnie teraz ma największe szanse na to by pomóc jej się otworzyć.
- Rozmawiałem z Zosią. Powiedziała mi…powiedziała mi o tym, że on cię skrzywdził.- Oznajmił nie mając pojęcia jakie wrażenia wywarły na Wiktorii jego słowa. I że zupełnie inaczej je zinterpretowała sądząc, że Zośka wyznała mu całą historię o Damianie ze szczegółami. Poczuła się przez to bardziej bezbronna i słaba, ale mimo to odważnie odparła:
- A więc to dlatego byłeś taki miły co? Uważałeś, że skoro wcześniej mnie zgwałcono to pewnie odrobina czułości załatwi sprawę? Że powinnam być ci wdzięczna za te okruchy litości?!
- O Boże, a więc on…on cię…?
- Nie udawaj, że o niczym nie masz pojęcia! Ta przeklęta cnotka nie miała prawa ci o niczym mówić!- Targana wściekłością i złością na siebie, jego, Zośkę i cały świat podbiegła do Ksawerego z całej siły uderzając go pięścią w ramię. Zatoczył się do tyłu raczej z zaskoczenia niż z powodu siły jej uderzenia, dlatego nie przestawała go uderzać.- Nienawidzę cię! Zabieraj stąd…swoją dupę razem…razem z…pieprzonym…współczuciem…i nigdy tu…nie wracaj!- Wykrzykiwała w rytm kolejnych uderzeń. Ksawery pozwalał jej na to cierpliwie znosząc wszelkie niewygody, ale po pewnym czasie zwyczajnie ujął jej waleczne piąstki w swoje dłonie z taką łatwością jakby była małym dzieckiem. To sprawiło, że jeszcze bardziej się wkurzyła. Zwłaszcza gdy przytrzymywał ją przy sobie obejmując nic sobie nie robiąc z jej protestów. A ona nie przestawała go wymyślać ani bić, bo choć dłonie miała wciąż zajęte to zaczęła pomagać sobie nogami. Ale Ksawery i te zamiary szybko przejrzał szybko ją unieruchamiając. Wtedy głośno krzyknęła zdając sobie sprawę, że jest bezsilna. Świadomość ta załamała ją jak nic innego uwalniając tamę wspomnień w których przeszłość mieszała się z teraźniejszością, Damian z Ksawerym. Kiedyś też przecież czuła przy nim to samo: że jest silniejszy, że nie ma przy nim żadnych szans a jednak mimo to wciąż walczyła. Teraz wiedziała, że sprawa z Ksawerym jest tak beznadziejna jak wtedy. Tyle, że Iksiński nie był Adamczykiem. Nie był gwałcicielem. Dlatego zamiast głębokiego strachu przed nieznanym oraz poczuciem braku panowania nad sytuacją czuła się tylko głęboko nieszczęśliwa i upokorzona.
- Tak, właśnie tak. Uspokój się.- Odezwał się do niej łagodnym tonem gdy pogrążona w myślach w końcu przestała go atakować.
- Co…co ona ci właściwie powiedziała?- Spytała go Wiktoria z głową wciąż wtuloną w jego koszulę.
- Właśnie to co powiedziałem. Że ktoś cię skrzywdził. Nie dodała nic więcej tłumacząc się ewentualną utratą twojego zaufania. Nie miałem pojęcia, że mówiła całkiem dosłownie.- Wyjaśnił wracając myślami do pewnego wspomnienia. Dzięki temu stopniowo zaczął łączyć fakty.- To był…tamten mężczyzna z banku, prawda? To dlatego tak zareagowałaś na jego widok.
- Tak, syn mojego ojczyma. Brat, który zamiast nim być stał się moim największym koszmarem.
- Gdzie on teraz jest? I czemu nie siedzi w więzieniu?
- Bo stchórzyłam gdy nikt nie chciał mi pomóc, a własna rodzina odwróciła się ode mnie.
- Więc poniesie konsekwencje teraz. Gdzie on jest?
- Zosia szantażem zmusiła go do opuszczenia kraju.
- To za mało, ten bydlak musi…
- To już nie ma żadnego znaczenia.
- Wiktoria…
- Mówię poważnie. Jaki sens miałoby gdybanie? Jaki sens ma wyobrażanie sobie jak ten gnój zostaje zabijany przeze mnie miliony razy?
- Ile miałaś wtedy lat?
- Prawie dziewiętnaście.
- A on?
- Był pięć lat starszy.
- Dlatego nikt ci do cholery nie pomógł?!
- To już naprawdę nie ma znaczenia. Ważne jest…ważne jest to co było później.
- Co masz na myśli?- Nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego długo milczała pogrążona w bolesnych wspomnieniach.
- Powiedziałam jej…powiedziałam Zosi, że je usunęłam, że nie mogłam go mieć.
- Boże…
- Ale tak naprawdę tego nie zrobiłam. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży miałam ochotę umrzeć, ale nigdy nawet nie rozważałam aborcji. Byłam wierzącą młodą dziewczyną mającą świadomość, że to morderstwo. Ale z każdym miesiącem gdy „to” we mnie rosło…Ja wiedziałam, że nigdy go nie pokocham. Że dla mnie to dziecko zawsze będzie zgniłym owocem, że je znienawidzę niszcząc życie i jemu, i sobie. Błagałam Boga o pomoc, ale z każdym dniem było coraz gorzej. Nie miałam siły wstawać z łóżka, potrafiłam płakać przez sen a rankiem budzić się jeszcze bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. W dodatku wciąż wymiotowałam i miałam zawroty głowy. Psycholog prawdopodobnie powiedziałby, że miałam depresję.- Wypowiadając ostatnie zdanie uśmiechnęła się blado.- Aż nadszedł punkt zwrotny gdy przekroczyłam już punkt krytyczny swoich możliwości. I w końcu zadzwoniłam do Stefana. Powiedziałam mu o wszystkim przerywając walkę z samą sobą i decydując się na usunięcie dziecka. On to zaakceptował. Niczego nie próbował mi tłumaczyć, nie perswadował, nie prosił bym się zastanowiła. Kazałam mu też utrzymywać tajemnicę przed matką i o niczym jej nie mówić. Dowiedziała się prawdy jak było już po wszystkim.- Tu zrobiła drugą pauzę przypominając sobie tamtą chwilę tuż przed. Gdy lekarka tłumaczyła jej co ma zamiar zrobić by wyciągnąć z niej dziecko. A potem gdy spytała czy chce zachować fragment płodu jak pieprzoną pamiątkę. Nawet po wielu latach samo wspomnienie sprawiło, że się wzdrygnęła.- Naprawdę chciałam to zrobić, ale leżąc już na stole nie mogłam. Nie mogłam…- Mówiła drżącym głosem nawet nie czując jak łzy kapią jej z twarzy.- Powiedziałam ojczymowi, że to zrobiłam. I doktorowi, którego załatwił mi ojciec też kazałam to zrobić pod rygorem wydania go policji za to co robił. Nie byłam jego pierwszą nielegalną pacjentką.
- Gdzie jest to dziecko?- Spytał łagodnie, a ona i tak mimo to zaczęła głośniej szlochać.- Wiktoria?
- Byłam jeszcze w szóstym miesiącu ciąży gdy zaczęły się skurcze. To było zaraz po tej nieszczęsnej próbie aborcji, może trzy lub cztery dni; dokładnie nie pamiętam. Nie wiem, może przeżyłam zbyt duży stres a może podali mi coś na wywołanie porodu. To było straszne: po porodzie zapadłam w gorączkę popołogową i nie było ze mną kontaktu przez prawie dwie doby. Jednak zanim zasnęłam kazałam przyrzec położnej, że nikt nie powiadomi Stefana ani nikogo innego. Potem gdy się obudziłam okazało się, że noworodek jest podłączony do respiratora. Miał zespół niewydolności oddechowej i dysplazja oskrzelowo-płucną. W dodatku przetrwały przewód tętniczy, a więc problemy z całym układem oddechowym i krążeniowym. Jego serce…też nie było właściwie ukształtowane. Zanim położna wyjaśniła mi co to znaczy błagałam ją by wzięła to dziecko: nawet nie chciałam wiedzieć czy było chłopcem czy dziewczynką. Dopiero wtedy powiedziała mi, że w takim stanie noworodek nie przeżyje nawet tygodnia. Że to był w ogóle cud, że ono urodziło się żywe. Przecież to był zaledwie początek dwudziestego szóstego tygodnia! On nie miał prawa żyć i w głębi ducha o tym wiedziałam, ale z powodu przerażenia to do mnie nie docierało, nie myślałam logicznie. Następnego dnia uciekłam ze szpitala zostawiając jej list. Zawarłam w nim prośbę o pochowanie mojego dziecka i opiekę nad nim do czasu jego śmierci. Oprócz tego w kopercie zostawiłam resztę pieniędzy, które dał mi ojciec w gotówce. Było tego niedużo: może siedemset lub osiemset złotych ale więcej przy sobie nie miałam. Potem wróciłam do wynajmowanego mieszkania; ze Stefanem kontaktując się jeszcze raz po to by przelał mi na konto pieniądze. Przez pierwsze tygodnie nie wychodziłam z domu praktycznie tylko wegetując. Ale nie dlatego, że żałowałam tego co zrobiłam. Żałowałam samej siebie. Wiedziałam, że po ty co zrobiłam nie będę potrafiła żyć normalnie i ta świadomość mnie przerażała. Ale jednocześnie to dzięki niej udało mi się z czasem pozbierać, bo chciałam udowodnić samej sobie, że jednak mi się uda. Dlatego po roku przerwy wróciłam na studia skupiając się tylko na nich. Potem zaczęłam dorywczo pracować, bo choć przelewy od Stefana i tak regularnie docierały na moje konto wydawały mi się być brudnymi pieniędzmi. Tak jakby płacił mi za milczenie. Dlatego gdy udało mi się stanąć na nogi zamknęłam konto bankowe, zmieniłam numer telefonu, adres. Dawne życie, szkolni koledzy i rodzina dla mnie umarli. I w pewien sposób…jakaś część mnie też umarła. Zmieniłam się, stałam się zgorzkniała więc z chęci odwetu po studiach zgłosiłam swoją aplikację na poszukiwane stanowisko w oddziale Krezus Banku, którego Stefan- jak się dowiedziałam- był od niedawna prezesem. Chciałam się na nim zemścić, choć nie był niczemu winny bo na Damianie nie mogłam. I robiłam to praktycznie przy każdej okazji nie dając mu zapomnieć o tym co zrobił mi jego syn.
- Przykro mi, naprawdę mi przykro. Nie zasłużyłaś sobie na to.
- Nie może ci być przykro, nie rozumiesz? Zostawiłam je. Nienawidziłam go chcąc zabić, a przez moją nienawiść on i tak umarł. Tyle, że nie w szpitalu.
- Jak to?
- Od niedawna zaczęłam chodzić na terapię z psychologiem. Ona doradziła mi całkowite rozliczenie się z przeszłością. Dlatego chciałam dowiedzieć się gdzie zostało pochowane, porozmawiać z tą położną. Dowiedzieć się w ogóle czy to był chłopczyk czy dziewczynka. Zatrudniłam detektywa.
- Markowskiego.
- Tak. On odkrył, że moje dziecko…że on żył jeszcze przez cztery lata. Ta lekarka dała mu na imię Marcin i wychowywała jak swoje dziecko. Ten chłopiec…ten chłopiec żył jeszcze przez kilka lat a ja nie miałam o tym zielonego pojęcia, bo nawet nie chciało mi się tego sprawdzić.
- Nie masz powodu by sobie to wyrzucać.
- Widziałam go. Byłam dziś na jego grobie on…on był taki piękny. I taki do niego niepodobny. Ja…ja gdybym wtedy nie uciekła to myślę, że mogłabym mu stworzyć dom. Że może nawet mogłabym go pokochać skoro jego twarz nie była małą miniaturką Damiana.
- Wiktoria…
- Nie widziałam go po porodzie, bo tego nie chciałam. Nie chciałam nawet znać płci, ale i tak słyszałam jego płacz. Pamiętam ten piskliwy cieniutki głosik, który powinna ukoić matka która już wtedy myślała tylko o sobie. Mimo upływu lat ja naprawdę go pamiętam, choć przez te dwanaście lat poświęciłam temu dziecku może kilka myśli. Kto wie, może gdyby nie ja, on wciąż by żył. Może to moja nienawiść go zniszczyła. 
- Nie próbuj obarczać się winą o coś czemu nie byłaś winna.
- Próbujesz mnie pocieszyć, ale w głębi ducha dobrze wiesz, że to co zrobiłam było podłe i egoistyczne. Że jestem potworem nie zasługującym na nic dobrego. Pamiętam twojego siostrzeńca Kamila z którym się bawiłam. Właśnie tak niewinną istotę jak on pozbawiłam szansy na życie.
- Twoje dziecko mogłoby umrzeć tak czy inaczej.
- Mój ojczym miał pieniądze: masę pieniędzy. Ja za jego pośrednictwem byłabym w stanie opłacić mu najlepszych lekarzy, wyjechać zagranicę, zapewnić fachową opiekę. On mógłby wciąż żyć gdybym nie była aż taką egoistką.
- Tego nie wiesz. Rozmyślasz o najlepszych scenariuszach, ale pomyśl o tych najgorszych. Pomyśl, że ty też mogłabyś stracić życie. A wtedy nie poznałbym tak wspaniałej kobiety jak ty.
- Kobiety, która chciała usunąć własne dziecko?! Która ze strachu nie doniosła na własnego gwałciciela, ale za to nie miała problemów by żyć przez  jakiś czas po tym co się stało za pieniądze jego ojca? Która na palcach jednej ręki może zliczyć ludzi, którzy jej nie nienawidzą, a wszyscy byli współpracownicy i pracownicy nadali przezwisko Cruella? I która gardzi wszelką słabością innych ludzi dlatego, że za każdym razem przypomina sobie swoje?
- Nie. Kobiety, która jako nastolatka przeżyła tragedię z rąk osoby, która była jej bliska. Która miała się prawo się załamać i zbłądzić, bo była tylko młodą dziewczyną, która znikąd nie mogła liczyć na pomoc. I która mimo to się nie poddała pozostając w zgodzie z samą sobą, skończyła studia i rozpoczęła pracę na prestiżowym stanowisku na którym radziła sobie lepiej niż dobrze.
- Nie rób mi tego.- Poprosiła czując, że znów w jej oczach wzbierają łzy.- Nie zaliczaj mnie do tych którzy stoją po dobrej stronie, bo taka nie jestem. Przez ciebie czuję się jeszcze gorzej.
- Ależ jesteś dobra, taka jest prawda choć czasami wolisz udawać że jest inaczej. W całym swoim życiu nie miałaś żadnej osoby której mogłaś zaufać, ale teraz już masz. Jestem do twojej dyspozycji w każdym momencie gdy będziesz tego potrzebować po to by ci pomóc.
- Z litości i źle pojętego współczucia?
- Nie jesteś kimś kto mógłby wzbudzać we mnie litość.
- Mówię poważnie, Ksawery. Ja…ja nie nadaję się do związku, bo zwyczajnie go nie rozumiem. Nie wiem co to znaczy kochać kogoś, co to bezinteresowność, zaufanie. Nie umiem odczuwać żadnego z tych uczuć, bo nikt mnie tego nie nauczył a i ja sama nawet nie starałam się tego nauczyć. Poza tym życie dawało mi same kopy.
- Przy mnie się tego nauczysz.
- Boję się zaufać nawet tobie choć jesteś jedną z najbardziej godnych zaufania osób jaką znam.
- Więc powoli przezwyciężę twój strach.- Zapowiedział.- Będę szczery i wierny dzięki czemu z czasem twoja niepewność zacznie maleć by po pewnym czasie całkowicie zniknąć. Nie za dzień, tydzień czy nawet miesiąc; może zajmie to nam wiele lat, ale w końcu się uda.- Wiktoria spojrzała mu wtedy prosto w oczy dostrzegając w nich determinację i czułość. Potem mocno go przytuliła.
- Będziesz przy mnie tak długo?
- Jeśli tylko nigdy nie nazwiesz mnie Studenciakiem.- To sprawiło, że roześmiała się poprzez łzy.
- W takim razie ci to obiecuję, ale…ja mam masę innych wad. Boję się, że nawet nie wiesz na co się piszesz kupując kota w worku.
- Myślisz, że ja ich nie mam?
- W moim przypadku sprawa wygląda nieco inaczej. Choćby…choćby w sferze seksualnej. To…ja miałam masę kochanków, musisz to wiedzieć. No, może nie tak znowu bardzo dużo, ale mimo wszystko…Nie chcę usprawiedliwiać się gwałtem choć tak byłoby najprościej. Nawet moja psycholog mówi, że to zawsze było tylko pożądanie zmieszane z chęcią udowodnienia sobie, że to co zrobił mi Damian nie miało żadnego znaczenia. Ale tak naprawdę robiłam to, bo chciałam.
- Ja też nie jestem prawiczkiem.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. I nie próbuję tego trywializować. Chcę wiedzieć tylko jedno: czy odkąd my…to znaczy dziś, z tym mężczyzną…
-…nie, od dawna nie. Jeszcze przed przemianą. I odkąd zaczęłam z tobą flirtować także z nikim nie spałam. Nawet nie miałam ochoty. Ale to nie zmieni mojej przeszłości.
- Nie oczekuję tego od ciebie. Chcę tylko szczerości. I odrobiny zaufania na początek. Nie mogę ci obiecać, że zdołamy wytrzymać ze sobą całe życie- stawiam w ten sposób sprawę uczciwie- albo że będzie to łatwe, ale jestem gotów spróbować. A ty?
- Naprawdę nie rozumiesz i musisz o to pytać? Ja nigdy się z nikim nie kochałam, to zawsze był tylko seks. Ale trzy dni temu z tobą… To było dla mnie coś innego. Byłeś czuły a ja wiedziałam, że nie byłam dla ciebie tylko kobiecym ciałem. Miałeś rację mówiąc, że się przestraszyłam. Bałam się, że gdy tylko odkryjesz ile we mnie mroku po prostu mnie zostawisz. Albo że traktujesz to tak jak zabawę jak to starałam się przedstawić.
- Miłość fizyczna nigdy nie była dla mnie zabawą.- Powiedział poważnie, ale zaraz dodał bardziej żartobliwie:- Przy okazji, jeśli to co zaszło między nami w poniedziałek traktujesz jako coś niezwykłego to muszę cię poinformować, że rzeczywiście mamy masę do nauki.
- To dobrze się składa. Bo lubię się uczyć nowych rzeczy.
- Świetnie. W takim razie od dziś zacznę dawać ci lekcje miłości fizycznej. Tym razem z właściwym doborem ról.- Powiedział a potem delikatnie ucałował jej skronie, czoło, policzki i na końcu usta.- Oczywiście jeśli będziesz tego chciała.
- Chcę.- Szepnęła cicho. Potem poczuła jak Ksawery unosi jej twarz biorąc ją w dłonie.
- Jesteś w stanie mi teraz zaufać?
- Tak.- Oznajmiła wyraźnie choć nieco niepewnym tonem.- Chcę ci zaufać. Wiem, że nie zasługuję na to byś…
-…ci, nigdy więcej tak nie mów. W kwestii własnej wartości masz być wciąż zarozumiałą krową, zrozumiano?
- Nikt nigdy nie nazwał mnie krową. Chyba już wolałam Cruellę.- Tym razem roześmieli się oboje. A potem prawie jednocześnie przestali. Ksawery powoli zbliżył swoją twarz do twarzy Wiktorii składając pocałunek na jej policzkach, nosie, brodzie i ustach.
A dużo później dał jej pierwszą lekcję miłości którą zapamiętała na bardzo długo.

6 komentarzy:

  1. Genialne aż szkoda że kończysz to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dziś może część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie udało mi się niestety wczoraj napisac ostatniej czesci. Wezmę sie za jej dokończenie także i dzisiaj, ale chyba jak zwykle przecenilam swoje możliwości rozwlekania akcji bo napisalam juz 20 str worda, a to jeszcze nie wszystko co chcialam zawrzec w ostatniej części. A nie chcę wstawiac tego z podzialem na dwie,bo wydaje mi sie ze po prostu w ten sposob latwiej bedzie zrozumiec pewnie rzeczy (ale nic nie wyjaśniam żeby nie spojlerowac). Dlatego dajcie mi jeszcze troche czasu, jak nie dzis i jutro to skończę we wtorek :) Na pewno nie chcę dzielić tego co napisalam na dwie części.

      Usuń
  4. ♡ Czyli trzeba przygotować się na dłuższą lekture ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak chociaż nie wiem czy juz dzisiaj, ale został mi do dokonczenia jedeb wątek więc mam nadzieję ze się uda.

      Usuń