Witam wszystkim :) Kolejna- przedostatnia już- część gotowa choć z nieco większym opóźnieniem spowodowanym kłopotami z internetem (na szczęście już pomyślnie rozwiązanymi). Następna część, czyli ostatnią, postaram się skończyć do końca tego tygodnia. Mam nadzieję, że po pracy będę miała siłę to robić. A na razie to zachęcam do przeczytania tej części.
PS: Mam nadzieję, że Nowy Rok przywitaliście zdrowi, radośni i pełni optymizmu. Najszczersze życzenia ;)
DWADZIEŚCIA
JEDEN TYGODNI PO WYPADKU
-
Okej, mówisz że ryzyko kredytowego wzrosło z powodu obniżenia wiarygodności
kredytowej spowodowanej zastojem w branży. A co z terminowością jego spłat?
Rozumiem, że na bieżąco ją monitorujesz?
-
Tak, ze zwiększoną częstotliwością jak należności wątpliwe tak jak mi radziłaś.
Ale oficjalnie ich tam nie zaklasyfikowałem, bo raty są płacone w terminie.
-
Dobrze, a więc kontynuujmy tę strategię. Czajkowski jest zbyt grubą i próżną
rybą by wszczynać wobec niego procedury awaryjne. A wiadomo, że Pawlicki jako
jego dobry znajomy wszystko mu wyśpiewa.- Zosia instruowała Arka mając na myśli
dyrektora sąsiedniego działu ubezpieczeń, który ze względu na wspólny mianownik
jakim było ryzyko musiał współpracować z działem kredytowym. I był chrzestnym
ojcem syna rzeczonego kredytobiorcy.
-
Na jego dyskrecję bym nie liczył.- Poparł ją Arek biorąc z jej biurka omówione
właśnie raporty.
-
Mam nadzieję, że nie wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle.
-
Jeśli już to tylko Krezus Bank.- Sprostował. Zosia słysząc to uśmiechnęła się.
-
Może, ale nie będzie to dla mnie dobra reklama. Zwłaszcza, że zaraz po majówce
mam wprowadzić w temat zatrudnioną kandydatkę.
-
Tak szybko?
- No cóż, ja mogłabym jeszcze posiedzieć we własnym gabinecie, zwłaszcza mając do dyspozycji tak komfortowy fotel, ale cóż…- Wzruszyła ramionami udając smutek.- Dwa dni powinny mi jeszcze wystarczyć.
- No cóż, ja mogłabym jeszcze posiedzieć we własnym gabinecie, zwłaszcza mając do dyspozycji tak komfortowy fotel, ale cóż…- Wzruszyła ramionami udając smutek.- Dwa dni powinny mi jeszcze wystarczyć.
-
Dobre i to.- Powiedział na koniec z zamiarem odejścia. Zosia jednak go na
chwilę zatrzymała- Arek?
-
Tak?
-
To prawda, że też jedziesz na ten wyjazd integracyjny na Mazury?
-
Tak, zmieniłem plany na majówkę decydując się przełożyć wyjazd do rodziców. I
tak planowałem w czerwcu urlop. A że w ciągu ostatnich dwóch tygodni znacząco
zmienił się nasz skład pomyślałem, że fajne byłoby się zintegrować.
-
Aha…- Mrugnęła tylko nie wiedząc, czy się z tego cieszy czy jest raczej
rozczarowana. Bo to co mówił Arek a przede wszystkim ton jego głosu nie
wydawały się być żadną wymówką. Nie chodziło mu wcale o to, że ona też tam jedzie,
teraz była tego pewna. A wszystko przez wtorkowe spięcie do którego doszło
między nimi zaraz po spotkaniu z Igorem. Żyliński czekał wówczas pod drzwiami
jej mieszkania prawie do drugiej w nocy, bo właśnie o tej godzinie wróciła z
„randki”. Zastała go wówczas śpiącego w pozycji siedzącej na wycieraczce, więc
chcąc nie chcąc musiała go obudzić. A potem zaprosić na trochę do siebie.
Trochę się tego obawiała- a raczej chcąc być bardziej precyzyjną- obawiała się
raczej samej siebie i tego co może zrobić, ale już pierwsze wyrzuty ze strony
Arkadiusza uświadomiły jej, że taka możliwość w ogóle nie wchodzi w grę. Tym
bardziej, że były całkowicie niesprawiedliwe.
-
Widzę, że świetnie się bawisz z tymi wszystkimi fagasami.- Zaczął z grubej rury
wyraźnie ją atakując.- Najpierw Paweł z PR, potem ten staruch który był
klientem banku i który nie mógł oderwać oczu od twojego biustu a teraz
przyjaciel Ksawerego, Igor. Nie ma co, nie przesadziłaś mówiąc że chcesz sobie
poflirtować. Ciekaw jestem co was aż tak zajęło do tej nocnej pory.- W
pierwszym i raczej naturalnym odruchu już miała zamiar się tłumaczyć. Ale zaraz
do głosu doszła złość. Za kogo on się miał żeby robić jej wyrzuty? Kim był?
Dlatego udając rozluźnioną i zupełnie swobodną odparła;
-
Rzeczywiście, trochę się zasiedzieliśmy w jego mieszkaniu.
-
Ty…ty byłaś w jego mieszkaniu?!
-
A co w tym dziwnego? Restauracje są o tej porze zamknięte a w klubie nie da się
porozmawiać. No i nie ma możliwości na jakąkolwiek intymność.- Dodała tylko po
to by jeszcze bardziej go rozzłościć. Owszem, zachowywała się małostkowo, ale
świadomość tego nie spowodowała że poczuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie.
-
Znasz faceta zaledwie kilka dni i już przy drugim spotkaniu wpraszasz się do
jego mieszkania?
-
Nie wpraszałam się, tylko sam mnie zaprosił. Poza tym, ty nie miałeś problemu
ze sprowadzaniem swoich nowych zdobyczy do naszego wspólnego mieszkania
zaledwie kilka godzin po zapoznaniu ich w klubie, więc biorąc ciebie za miernik
wykazałam się wręcz zdumiewającą wstrzemięźliwością.
-
Chodziło mi raczej o twoje bezpieczeństwo: nie wiesz czy ten cały Igor to nie
jest psychopata albo inny szajbnięty koleś.- Wysyczał niemal przez zęby.- Poza
tym nie rozmawiamy tu o mnie ani tym bardziej o mojej przeszłości.
-
Więc o mojej też nie życzę sobie rozmawiać. Ale jeśli już chcesz wiedzieć to
znałam Igora już wcześniej z opowiadań Ksawerego i poznałam go jeszcze kilka
miesięcy temu na jednej z domówek naszego byłego współlokatora. Dlatego wiem,
że nie był i nie jest żadnym psychopatą ani tym bardziej mordercą.- Nie
zamierzała zdradzać, że tak naprawdę nie była dzisiaj nawet w jego mieszkaniu
ale postanowili urządzić sobie nocny spacer po parku. Uważała, że Arek sobie na
to nie zasłużył. Poza tym i tak zdradziła za dużo zaczynając się tłumaczyć za co
była na samą siebie nieźle wkurzona.
-
W takim razie powinnaś myśleć o swojej reputacji. Jestem pewny, że po czymś
takim Igorek przyklei sobie w myślach przy twoim nazwisku właściwy przymiotnik,
a tobie chyba nie o to chodzi prawda?
-
Nie bądź bezczelny.
-
Nie jestem, po prostu chcę zdradzić ci sposób myślenia faceta służąc w ten
sposób pomocą.
-
Zbytek łaski. Poza tym to chyba twój sposób myślenia, a nie całej części
męskiej populacji.- Arek słysząc to miał zamiar drążyć temat, ale późna pora a
raczej gwałtowne wybudzenie się ze snu zrobiło swoje znacznie przytępiając jego
zdolności percepcji. Poza tym zdał sobie sprawę, że zazdrość i gniew nie są
dobrym doradcą. Dlatego odzywając się chwilę później mówił już zupełnie
spokojnie:
-
Słuchaj Wielkoludzie, nie miałem zamiaru na ciebie napadać a tym bardziej się
kłócić. I jeśli cię obraziłem to przepraszam, naprawdę. Ale zrozum też jak się
czuję. Próbowałem się z tobą skontaktować od dziesiątej wieczorem a ty nawet
nie miałaś włączonej komórki. Martwiłem się o ciebie bojąc się, że mogło stać
ci się coś złego.
-
Zawsze tak robię przed ważnym spotkaniem by nikt mi nie przeszkadzał. Poza tym
nie udawaj: wiem że wiedziałeś o moim spotkaniu z Igorem. Słyszałeś jak Jowita
o tym mówiła i chciałeś je zepsuć.
-
Może, ale to nie znaczy że…
-
Owszem, znaczy.- Przerwała mu Zosia.- Znaczy, że chcesz wtrącać się w moje
życie tak by stanęło na twoim. Że choć obiecałeś tego nie robić to znów
skłamałeś pokazując ile warte jest twoje słowo na dodatek przychodząc tutaj i
mnie obrażając.
-
Już mówiłem że nie chciałem…
-
Dość, Arek. Mówiłam ci czego chce, ale ty oczywiście jak zwykle wiedziałeś
lepiej pokazując przy tym swoją nadmierną pewność siebie i arogancję, wierząc
że niczym piesek na smyczy prędzej czy później i tak przybiegnę do ciebie. Albo
że mówiłam o spotykaniu się z innymi mężczyznami tylko na przekór tobie by
wzbudzić twoją zazdrość. W swojej wyrozumiałości wierzyłeś też pewnie, że nikt
nawet się mną nie zainteresuje tak jak to było do tej pory, prawda? Ale tak się
nie stało i to cię wkurza. Nie mogę więc z podwiniętym ogonem wrócić do ciebie
przybita szukając pocieszenia, a ty z kolei nie możesz wyrozumiale mi na to
pozwolić. Wciąż masz mnie za zakompleksioną dziewczynkę, która przystanie na
twoje warunki bo nie stać ją nawet na walkę. Nic a nic się nie zmieniło.
-
Nie, nie. Nie możesz tak o mnie myśleć, bo jest wręcz odwrotnie. Wiem jaka
jesteś silna, piękna i mądra, rozumiesz? Przecież nawet Wiktoria która była
twoim zagorzałym wrogiem zdołała to zauważyć wymuszając na prezesie byś
zastąpiła ją na dotychczas zajmowanym stanowisku. A nowy wygląd tylko pokazał
to co do tej pory i tak widziałem. Dlatego do szewskiej pasji doprowadzają mnie
komentarze męskiej części załogi mówiące nagle o tym jak to „nowa pani
dyrektor” się wylansowała do tej pory tkwiąc w byle jakiej skorupie niczym
Kopciuszek. Nie wspominając nawet o bardziej rubasznych uwagach dotyczących
twoich części ciała albo ubrań. A ja nawet nie mogę otwarcie cię przed tym
bronić, bo mi na to nie pozwalasz.
-
I to cię wkurza: bo? Bo masz konkurencję? O ile wiem kiedyś lubiłeś polowania.
-
Czy ty w ogóle słyszysz co do ciebie mówię? Mówię, że jacyś obleśni faceci
ślinią się patrząc na twój tyłek albo zakładając się o to jaki masz rozmiar
biustu a ty mi tu wyjeżdżasz o konkurencji?
-
Tobie z Karolem szło znacznie lepiej wyliczanie wszystkich moim „walorów”, więc
w porównaniu z uwagami o których wspomniałeś spowodowanymi z pewnością moim
nagłym awansem...tak, słyszę i mam to gdzieś.
-
A więc znów do tego dochodzimy, tak? Do tamtej przeklętej rozmowy w piwnicy.
-
Nie, nie chcę już do niczego dochodzić. Nie, między nami. Chciałeś czasu, a
raczej sam go na nie wymusiłeś, ale to nie ma sensu. Jesteśmy zbyt różni, poza
tym ja się zmieniłam.
-
Zaczynam chyba dostrzegać jak bardzo.
-
Świetnie. Cieszę się, że również doszedłeś do takich wniosków.
-
Ja też.- Dodał jeszcze na odchodnym a potem trochę odrobinę za mocno trzaskając
drzwiami, wyszedł. A Zosia musiała walczyć z samą sobą by za nim nie krzyknąć.
W
środowy poranek spotkali się w pracy połączeniu koniecznością dopracowania
pewnego raportu. Arek nie nawiązywał w żaden sposób do wczorajszego wieczora- a
raczej nocy. Dopiero po załatwieniu spraw zawodowych przeprosił ją za swoją
nocną wizytę mówiąc, że to się więcej nie powtórzy. Mówił o tym bez emocji choć
nie chłodno co sugerowało by wciąż drzemiącą w nim na nią złość. Na koniec
dodał, że ma nadzieję, iż mimo prywatnych waśni uda im się pracować tak dobrze
jak dotychczas. Sparaliżowana, niezdolna wypowiedzieć wówczas słowa, kiwnęła
mechanicznie głową za pretekst wynajdując sobie dzwoniący akurat telefon. Potem
rozważając całe to wydarzenie zaczęło do niej docierać, że w końcu to Arek
zrobił za nią pierwszy krok określając się. Zrozumiała to i była tego pewna na
100% właśnie dzisiaj w czwartek, gdy podczas omówienia sprawy dotyczącej
jednego z klientów, Żyliński swobodnie z nią żartował narzucając między nimi
jednocześnie jakiś dystans.
Zrezygnował
z niej.
W
końcu dał sobie z nią spokój.
A
ona głupia wciąż o nim myśli i najchętniej przeprosiłaby za swoje wtorkowe
zachowanie. Zwłaszcza, że na chłodno naprawdę uważała je za głupie. Bo z
perspektywy czasu jego zarzuty były całkiem słuszne: no może poza tą częścią
dotyczącą Igora, nie da sobie wmówić że zrobiłaby coś aż tak nagannego gdyby
rzeczywiście spędziła część wieczoru w jego mieszkaniu na przykład na kolacji.
Arek mówił jej o tym jak inni w biurze traktują ją przedmiotowo a ona jak
zareagowała? Napadła na niego wypominając mu przeszłość. Przeszłość, która
niczym drzazga wciąż w niej tkwiła i nie
pozwalała zaufać Arkadiuszowi.
- O czym ty pieprzysz?
- No o tym co łączy cię
z tym wielkoludem Zośką naturalnie. Bo miałeś absolutną rację: takie laski
wcale nie są wymagające bo cieszą się, że ktoś z klasą i prezencją taki jak my
na nie spojrzał. Czują się jakby wygrały los na loterii a po paru bajerkach są
w stanie przychylić nieba. I tym więcej wykazują się w łóżku, bo wdzięczność
też jest potężnym afrodyzjakiem: szkoda że nikt tego nigdy nie zauważył, nie? A
dodatkowo ta cała tajemniczość działa na nie niezwykle romantycznie bo
wyobrażają sobie, że są jakąś Julią ze sztuki Szekspira nawet nie domyślając
się, że powoduje nami zwykły wstyd przed pokazaniem się z kimś takim. Minusem
jest tylko ich niezbyt urodziwa twarz no i sztywność, ale w końcu pod osłoną
nocy to się nie liczy prawda? Można sobie do woli wyobrażać kogo się chce i…chociaż
przyznam szczerze, że ty całkiem zgrabnie sobie to wymyśliłeś: Zośka jeszcze
robi ci za żonkę gotując obiadki i piorąc gacie. Moja Daria natomiast w ogóle
nie chce słyszeć o wspólnym mieszaniu.
- Zamknij się.
- Aleś ty nerwowy.
Spokojnie, już ją urobiłem. Przybiegnie do ciebie na jednej nodze. I jeszcze
czeka was gorący namiętny seksik na zgodę.”
Gdyby
jeszcze zaprotestował wcześniej, myślała. Albo gdyby w ogóle nie dzielił się z
Karolem swoją znajomością z nią. Bo przecież musiał to zrobić by Karol go źle
zrozumiał (jeśli rzeczywiście tak było), prawda? A teraz za każdym razem
zastanawiała się czy Arek naprawdę nie odbierał jej jako „wdzięcznej brzyduli”,
która doskonale sprawdzi się jako żona. Wdzięcznej brzyduli, która omal
pośrednio przez niego nie straciła życia więc musi jej to jakoś wynagrodzić. Która
teraz na dodatek dzięki nowym ciuchom, fryzurze i makijażowi zyskała pewność
siebie a więc można się z nią gdzieś pokazać. Dlaczego nie istniał sposób by
poznała jego uczucia? Dlaczego?
Westchnąwszy
z irytacji, postanowiła dłużej przestać się katować skoro i tak nie miało to
żadnego sensu. Arek ją sobie odpuścił, więc powinna się cieszyć przynajmniej z
tego, że ich sytuacja stała się klarowna. Kiwając głową wzięła do ręki telefon
wybierając numer Ksawerego. Tak jak sądziła odebrał szybko, ale nie udzielił
jej zadowalających informacji jeśli chodzi o Wiktorię. Nie miał pojęcia gdzie
jest; jedyne co mogło być przydatne to fakt iż się pokłócili, ale z drugiej
strony biorąc pod uwagę częstotliwość tych kłótni nie musiało to być coś
znaczącego. Faktem jednak było, że od wtorku Wiktoria nie dała żadnego znaku
życia. A Zosia w połączeniu z rozmową z Adamczykiem zaczynała mieć złe
przeczucia.
-
Pewnie pojechała na wcześniejszą majówkę.- Rzucił na koniec Ksawery niezbyt
przejęty.
-
Może.- Mrugnęła nieco niepewnie. W takim razie do zobaczenia i przepraszam, że
przeszkadzam.
-
Nie ma sprawy. Aha i daj mi znać jeśli się z nią skontaktujesz, dobrze?
-
Ty też nie możesz jej złapać?
-
Nawet nie próbuję, bo nie chcę ale…
-
Tak?- Zosia w niewypowiedzianych słowach wyczytała o wiele więcej niż domyślał
się Ksawery. Dlatego postanowiła go delikatnie zachęcić.
-
W poniedziałek wieczorem my…pokłóciliśmy się.
-
To już mówiłeś.- Zauważyła łagodnie.
-
Tak, ale…ta kłótnia była trochę inna niż wcześniejsze.
-
To znaczy?
-
Ona ma jakiś problem ze sobą, prawda? Coś ją gryzie i próbowałem dowiedzieć się
co, ale mi nie wyszło. Chyba byłem zbyt szorstki.
-
Ksawery, możesz mówić jaśniej?
-
A ty możesz mi wytłumaczyć co miałaś na myśli mówiąc, że Wiktoria nie lubi jak
ktoś zwraca się do niej per Wiki odkąd On…?
-
Nie rozumiem…
-
Rozumiesz. Tylko nie chcesz mi powiedzieć. Ale ja nie chcę znać żadnych
szczegółów. Domyślam się tylko, że ktoś kiedyś ją skrzywdził.- Przez chwilę w
słuchawce zapadła cisza.- To chyba możesz mi zdradzić, prawda?
-
Zależy ci na niej?
-
Słucham?
-
Czy ci na niej zależy czy tolerujesz ją tylko ze względu na jej zabawną
determinację by cię zdobyć?- Teraz z kolei to on milczał. Ale tylko chwilę.
-
Zależy. Chcę jej pomóc.- Nie dodał nic więcej, dlatego Zosia przyznała po
dłuższej chwili:
-
Tak, ktoś ją skrzywdził. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-
Facet.
-
Nie tylko: także jej własna rodzina. Ale zdradzając ci coś więcej
nadwyrężyłabym zaufanie jakim mnie obdarzyła mówiąc o wszystkim.
-
Rozumiem.
-
Nie wiem czy to rozumiesz, a raczej rozmiar tego przez co musiała przejść. I
może zabrzmię odrobinę dramatycznie, ale jeśli nie traktujesz jej poważnie to
nie pakuj się w to. Ona może i udaje twardą, ale w środku jest wrażliwa i
słaba. A tylko tak gruba skorupa zdołała ją uchronić przez jeszcze większymi
ciosami które na nią spadły.
-
Chciałaś mnie przerazić?
- Nie, tylko poinformować. A teraz muszę się z tobą pożegnać. Mam masę pracy.
- Nie, tylko poinformować. A teraz muszę się z tobą pożegnać. Mam masę pracy.
-
Ja też. Do zobaczenia.
-
Pa.- Pożegnała się z nim zastanawiając się czy dobrze zrobiła uchylając mu
rąbka tajemnicy.- Cholera Wiktoria, gdzie ty do diabła jesteś?- Spytała nie
wiadomo kogo tym razem wykręcając jej numer. Ale nawet się nie zdziwiła faktem,
że po drugiej stronie nikt nie odbierał.
***
Stojąc
nad grobem Marcina Antoniewicza Wiktoria nie potrafiła określić swoich uczuć.
Wiedziała tylko, że w gardle czuje wielką gulę a próba przeniesienia spojrzenia
na niewielkie zdjęcie wyryte w nagrobku sprawia dotkliwy ból.
Wiele
czasu zajęło jej zebranie się w sobie by tu przyjść i w ogóle przekonanie
detektywa by nie grzebał głębiej zanim odkryje i jej tajemnice. By pozwolił jej
na zachowanie tej odrobiny godności, której tak naprawdę niewiele jej zostało.
By pozwolił jej nie roztrząsać tego jakim okazała się kiedyś potworem.
Nie
wiedziała jak długo tam stała, nie wiedziała nawet po co to robi. Kwiaty już
dawno położyła na nagrobku, a świeczki zapaliła. Nie było sensu dalej tu
przebywać. A jednak to robiła. Jednak patrzyła na zdjęcie z nagrobka choć takie
samo wcześniej wręczył jej detektyw. Ale wiedziała, że nigdy więcej tu nie
wróci. Nigdy. Ta pieprzona psycholog powiedziała jej, że znając całą prawdę i
odwiedzając jego grób w końcu będzie mogła rozpocząć nowe życie. Tyle, że nie
miała pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło ponad dziesięć lat temu. Tak jak i do
niedawna sama Wiktoria.
Myśląc
o tym znów poczuła w gardle wielką gulę, ale choć miała nawet i ochotę gorzko
nad sobą zapłakać to nie mogła. Zdołała tylko wykrztusić z siebie ciche:
przepraszam. Nie wiedziała właściwie do kogo je kieruje. Bo na pewno nie do Marcina
od wielu lat przebywające w grobie. Wykonując pusty gest przeżegnania się po
raz ostatni spojrzała na nagrobek a potem wsiadła w samochód i odjechała do
domu.
Będąc
już na parkingu przed blokiem już myślała o tym, że zaraz po wejściu musi wziąć
pastylkę na ból głowy. Albo najlepiej środki nasenne. I to podwójną dawkę by
mieć pewność, że zaśnie. Jednakże nie było jej to dane. Tuż przy wejściu
zauważyła ciemno blond czuprynę i charakterystyczny sposób poruszania się.
Zaraz potem gdy mężczyzna się odwrócił jego uśmiech też rozpoznała.
-
Jacek?
-
A jednak chyba odzyskałaś pamięć. W przeciwnym razie nie myliłabyś mojego
imienia.- Powiedział wesoło, zresztą jak zawsze co nijak pasowało do typowego
wizerunku prawnika i jednocześnie tłumacza jakim był. Nie wspominając już o
irytacji jaką to w niej wywoływało. Zawsze gdy się z nim już spotkała
obiecywała sobie nigdy tego nie robić, tak ją to wkurzało. Tyle, że w końcu i
tak dzwoniła. Teraz zrozumiała w końcu dlaczego. Było w nim tak wiele światła
jak dużo było z kolei mroku w niej. I to ono tak bardzo ją przyciągało, tego
pragnęła. Tyle, że nigdy nie udało jej się ućknąć go od niego nawet odrobinkę.
-
Wybacz.- Odezwała się zmuszając do lekkiego uśmiechu.- Nie robię tego
specjalnie, Jarku.- W odpowiedzi mężczyzna skrzywił się.
-
A jednak może i nie odzyskałaś tej pamięci co? Ty i przeprosiny?
-
Jak widzisz czasami nawet umiem to robisz. Już wychodzisz?
- Chciałem cię odwiedzić, całkowicie niespodziewanie sprawdzając jak się masz. Ale portier powiedział że cię nie ma.- Tu Jarek skłonił się w stronę wciąż słyszącego ich staruszka.
- Chciałem cię odwiedzić, całkowicie niespodziewanie sprawdzając jak się masz. Ale portier powiedział że cię nie ma.- Tu Jarek skłonił się w stronę wciąż słyszącego ich staruszka.
-
Więc udało ci się idealnie trafić, bo akurat wróciłam. Wejdziesz na trochę?-
Nie wiedziała właściwie czemu mu to proponuje. Chciała tylko spokojnego snu,
ale teraz niespodziewanie odkryła, że nie chce być również sama. Że musi czymś
zająć myśli nawet jeśli tym kimś będzie Jarek…
W
myślach zaczęły przesuwać jej się sceny z przeszłości: to jak wielokrotnie sypiała
z Jarkiem, jak bardzo było to mechanicznie i nieczułe. Potem pomyślała o seksie
z Ksawerym. On też miał taki być, ale coś poszło nie tak. Choć starała się
przejąć kontrolę podsycając jego prymitywne instynkty to jednak on i tak
znalazł dość czasu by pogładzić jej ramiona, przyjąć dogodniejszą pozycję która
byłaby dla niej bardziej komfortowa czy odgarnąć z twarzy włosy. Nie myślał
tylko o sobie.
Wiktoria
potrząsnęła głową starając się pozbyć tych myśli z głowy skupiając na wpisaniu
kodu do mieszkania. Potem spojrzała na Jarka, który patrzył na nią z
ciekawością i oczekiwaniem. Szybko domyśliła się, że uważa iż skoro wróciła do
siebie po wypadku to to spotkanie przebiegnie jak wiele innych przed nim. Wejdą
do środka.
Potem
się pocałują.
Potem
zdejmą z siebie ubrania i będą się pieprzyć przez godzinę lub dwie po czym się
pożegnają.
I
na tym koniec.
Dalej
według tego scenariusza czekała na nią tylko pustka.
Boże,
czy ja naprawdę potrafiłam się kiedyś tym zadowalać, spytała samą siebie. Czy
to mi wystarczyło? Przez tyle lat?
-
Hej, ziemia do Wiktorii. W porządku?
- Tak. To znaczy nie, nie czuję się teraz najlepiej dlatego cię zaprosiłam.
- Tak. To znaczy nie, nie czuję się teraz najlepiej dlatego cię zaprosiłam.
-
Z przyjemnością pozwolę ci o tym zapomnieć.- Odparł jej wymownie, ale
Szymborska szybko go zastopowała.
-
Nie, nie w ten sposób.- Coś w wyrazie jej twarzy go zaniepokoiło.
-
Pewnie znowu narażę się na porządną burę jak zawsze gdy w przeszłości zadawałem
to pytanie, ale i tak spytam: wszystko w porządku?- Wiktoria uśmiechnęła się
czując jak czarna dziura znów ją pochłania. W porządku? Nic nigdy nie było
mniej w porządku.
-
Jak to wytrzymywałeś?
-
Hm?
-
Byłam dla ciebie niezłą suką. Jak to wytrzymywałeś? W końcu nie jesteś jednym z
tych liberalnych, pozbawionych wszelkich hamulców moralnych prawników
sypiających z byle dziwkami albo urządzającymi dzikie orgie. Mogłeś znaleźć
sobie kogoś innego: mniej wkurzającego i bezczelnego. Kogoś kto by cię z
łatwością pokochał a może i nawet ty jego. Czemu tyle przy mnie wytrwałeś?
-
A ty przy mnie?- Odparł pytaniem całkowicie zbity z tropu.
-
Odkryłam to dopiero dzisiaj, gdy przyszedłeś. Byłeś moim światłem.
-
Hej, nie wiem kim jesteś i co zrobiłaś z Wiktorią, ale to wcale nie jest
zabawne.- Jarek w udawanym przerażeniu rozpostarł dłonie przed siebie.
Szymborska roześmiała się.
-
Naprawdę. Jesteś taki pozytywny, a ja depresyjna i dość dekadencka. Naiwnie
liczyłam na to, że to zmienisz.
-
A tak serio to co ci się stało?
-
Wiem, że spodziewasz się po mnie jakiegoś chamskiego złośliwego tekstu, ale tym
razem go nie usłyszysz.
-
W takim razie to ukryta kamera?
-
Czemu dopiero teraz odkryłam jaki jesteś zabawny? Kiedyś tylko mnie to
irytowało.- Mrugnęła. Jarek nie wiedział co na to odpowiedzieć. Prawdę mówiąc
śmiechem próbował pokryć zakłopotanie i niepewność odnośnie sytuacji w jakiej
się znalazł. I dopasować do nowej Wiktorii. Ale to mu się nie udawało.- Nie
patrz tak na mnie i usiądź a ja zrobię ci czegoś do picia.
-
Jasne.
Przez
następne pięć minut oboje milczeli. Ona krzątała się w kuchni szykując drinki,
on głaskał Aleksandra który właśnie zszedł ze swojego pokoju na piętrze.
-
Zawsze cię lubił. A niewielu ludzi ma ten zaszczyt.
-
Podobno koty umieją rozpoznawać dobrych ludzi.
-
W takim razie ja muszę być wybitnie zła, bo po wielu latach razem ten tłuścioch
ledwie mnie toleruje. Ale może i tak jest.- Zamyśliła się na chwilę.- A jak tam
w twojej pracy?
-
W mojej…pracy?
-
Jezu, naprawdę nigdy cię o to nie pytałam że jesteś tak zszokowany?
-
Szczerze mówiąc nie.
W
ten sposób, kolejny kwadrans spędzili na niepewnym odpowiadaniu Jarka, który
wciąż jak na szpilkach czekał na wejście kogoś z ekipy programu „Ukryta kamera”
oraz pytaniach Wiktorii. Dopiero po tym czasie odprężył się na tyle by
zrozumieć, że Wiktoria rzeczywiście nikogo nie udaje a jej zmiana zachowania
nie jest żadnym podstępem. Rozmawiając dowiedział się więc o poszukiwaniu przez
nią nowej pracy czy o poznaniu Zosi o której trochę mu opowiedziała. A Jarek ze
zdumieniem dostrzegł, że po raz pierwszy od wielu miesięcy przegadali ponad
godzinę bez kłótni. No i że w ogóle przegadali godzinę, bo wcześniej robili
podczas niej coś dziwnego. Gdy minęła, oboje usłyszeli dzwonek do drzwi, który
otrzeźwił Jarka. Za półtorej godziny umówił się na mieście z bratem. Poza tym
nie wiedział jak interpretować zachowanie Wiktorii dlatego uznał, że najlepsza
będzie w tym wypadku dezercja.
-
Skoro kolejny gość czeka ja będę się zbierał. Jestem umówiony.
-
To pewnie tylko poczta. Ale skoro tak to nie będę cię zatrzymywać. I dzięki za
rozmowę, bardzo mi pomogła.
-
Miło mi to słyszeć, zwłaszcza z twoich ust.- Wiktoria tylko kiwnęła głową a
potem zdjęła słuchawkę. Gdy dowiedziała się kto do niej przyszedł poczuła, że
jej całe ciało się spina.
-
Cholera…nie, jasne że ma go pan wpuścić. Im wcześniej się rozmówimy tym
lepiej.- Odparła dozorcy. Jarek, który właśnie ubierał się w przedpokoju
zastygł w swoim nałożonym już płaszczu.
-
Kłopoty? Mam zostać?
-
Nie dzięki. Poradzę sobie, choć nie będzie to łatwa rozmowa.
-
Na pewno?
-
Tak. Muszę tylko uruchomić stary tryb Cruelli.
-
Kogo?
-
Nieważne. Leć już.
-
Skoro tak…- Rzucił jeszcze posyłając jej niepewny uśmiech. Potem zbierając się
na odwagę dodał:- Aha, Wiktoria? Bo miałaś coś takiego w oczach co sprawiało,
że chciałem odkryć czym było a potem dać sobie z tobą spokój. No i jesteś
oczywiście superlaską, to też było ważne. To tak a propos pytania czemu tkwiłem
w tym z tobą.
-
Ach tak.- Mrugnęła cicho.- Dzięki za szczerą odpowiedź.
-
Do usług. Ale wiesz co? Nigdy tak naprawdę tego nie odkryłem. I chyba nigdy nie
odkryję. Tak jak nikt inny, prawda?- Nic na o nie odpowiedziała. Przygryzła
tylko delikatnie wargę otwierając drzwi i widząc za nimi wchodzącego po
schodach Ksawerego który patrzył na stojącego w progu mieszkania Jarka jak na
niezidentyfikowany obiekt. Jarek ten na niego spojrzał potem przenosząc
spojrzenie na Wiktorię.
-
A jednak się pomyliłem. On zdołał co?- Spytał jeszcze retorycznie. Miał przy
tym taką minę jakby właśnie rozwiązał jakąś łamigłówkę, chociaż Szymborska nie
miała pojęcia o co mogło chodzić. Ale nie zamierzała długo się nad tym
rozwodzić skoro znów musiała przywdziać maskę dawnej siebie by rozegrać
teatrzyk dla Ksawerego. Maskę Cruelli jak powiedziała Jarkowi. Gdyby
okoliczności byłyby inne uznałaby to nawet za całkiem zabawne: w końcu kiedyś
ranienie ludzi i pogarda do nich stanowiły treść jej życia. Teraz natomiast
musiała się do nich zmuszać tak, że Jarek podejrzewał ją o niecne zamiary a
Ksawery…Ksawery z kolei chciał od niej czegoś jeszcze więcej.
-
Wchodzisz czy dalej zamierzasz tak stać?- Spytała Iksińskiego gdy po odejściu
Jarka on wciąż nie wchodził do jej mieszkania. Po jej ironicznym pytaniu w
końcu to zrobił.
-
Kim był ten facet?
-
Moim kochankiem.
-
Byłym czy obecnym?- Zamiast odpowiedzieć Wiktoria się roześmiała.
-
To musiało być coś ważnego skoro pofatygowałeś się aż tutaj.
-
Dzwoniłem do ciebie. Wiele razy.
-
Tak? Widocznie ja nie miałam ochoty odebrać.
-
Od Zośki też?
-
Po prostu byłam dziś zajęta.
-
Jarkiem?
-
Oj Studenciaku, bo pomyślę jeszcze że jesteś zazdrosny. Tylko nie mów, że nasze
ostatnie spotkanie tak ci się spodobało że przyszedłeś po więcej?
-
Spałaś z nim dzisiaj?
-
Ojej, naprawdę jesteś zazdrosny. Powinnam powiedzieć, że to urocze ale tak
naprawdę to cholernie wkurzające.- Udając znudzenie odwróciła się w bok tłumiąc
ziewnięcie. Jednak gdy znów spojrzała na Ksawerego ten ku jej zaskoczeniu się
uśmiechał.
-
Nie spałaś z nim. Wiem to.
-
Skoro chcesz w to wierzyć.- Prychnęła przewracając oczami.
-
Aż tak bardzo przeraziło cię to między nami zaszło, że teraz uciekasz?
-
Słucham?! A to przedni żart. Ja? Przerażona?
-
Już od dawna to zauważyłem. Atakujesz, gdy czujesz się obnażona albo najbardziej
podatna na ból. I nie próbuj mi nawet wciskać kitu że tak nie jest albo dalej
obrażać. Nie kupuję tego.
-
Naprawdę jesteś tak naiwny, że aż uroczy. Tyle, że ja nie gustuję w uroczych
gościach. Posłuchaj, było miło ale na nic więcej z mojej strony nie licz. Naprawdę
przykro mi cię rozczarować, bo nie znam bardziej naiwnego i prostolinijnego
gościa niż ty. Ale ja jestem wampem, modliszką która może to docenić chwilę lub
dwie a potem staje się to dla niej nudne.
-
Okej, jeśli chcesz tak grać to w porządku. A więc informuję cię, że mimo iż
dalej będziesz udawała wielką uwodzicielkę to ja i tak będę przy twoim boku
gdybyś sobie tego życzyła. Jako twój przyjaciel.
-
Ja nie mam przyjaciół.
-
Więc ja będę pierwszy.- Odpowiedział z dużą dozą pewności siebie siadając na
kanapie i jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku. Wiktoria zaczęła odczuwać
coraz większy strach i gniew jednocześnie.
-
Nie prosiłam żebyś usiadł. Nie przewiduję długiej wizyty.
-
A ja wręcz przeciwnie.
-
Tak? Okej.- Mrugnęła. A potem zaczęła ściągać z siebie poszczególne części
garderoby. Najpierw pasek do spodni, potem żakiet, koszulę i bawełnianą
koszulkę. Gdy szykowała się już do zdjęcia samych spodni Ksawery ją
powstrzymał.
-
Co ty do diabła robisz?! Przestań!
-
Czy nie po to tu przyszedłeś? Nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich
ceregielach, więc możemy przejść do rzeczy. Ciebie też to pewnie w głębi ducha ucieszy.
-
Kazałem ci przestać. Jak długo jeszcze zamierzasz ciągnąć tę grę?
-
Tak długo aż zrozumiesz, że to wcale nie jest gra.
-
Wiktoria, proszę. Wiktoria…- Powtarzał, ale ona wciąż nie reagowała. Stała
teraz przez nim w samej bieliźnie: białym koronkowym kompleciku który
znakomicie podkreślał śniady kolor jej skóry. Wbrew siebie poczuł przypływ
pożądania, choć rozum był więcej niż niechętny. Poczuł zawstydzenie gdy zdał
sobie sprawę, że te emocje doskonale wyczytała w jego oczach.
-
Co Ksawery, co? Wciąż chcesz wmawiać sobie, że tego nie chcesz? Przecież widzę,
że też masz na to ochotę. I tak naprawdę właśnie w tym celu tu przyszedłeś.
-
Mam ochotę wyłącznie na rozmowę.
-
Rozmowa może być później.- Odparła sięgając już do swoich pleców by rozpiąć
haftkę stanika. Poczuł, że jest już zgubiony. Był tylko mężczyzną a ona piękną
kobietą. Z przeszłości znał jej możliwości uwodzenia, wiedział jaka potrafiła
być przebiegła, a już tym bardziej bez ubrania…
-
Dobra masz rację. Najpierw będziemy się pieprzyć.- Powiedział niespodziewanie
wpadając na pomysł rozwiązania tej patowej sytuacja. Miał zamiar pokonać ją jej
własną bronią…o ile rzeczywiście to była jej broń i maska a nie prawdziwa
emocjonalna pustka. Ale już ułamek sekundy poznał odpowiedź na swoje pytanie,
gdy na twarzy Wiktorii pojawił się wyraz najwyższego zaskoczenia. Dopiero po
chwili zdołała zatuszować tę reakcję uśmiechem i wzruszeniem ramion, ale on i
tak już wiedział. Nie chciała tego, a już na pewno nie w ten sposób. I znała go
by w głębi ducha wiedzieć, że on nie spełni jej żądania, że swoim zachowaniem
jeszcze bardziej go zniechęci. Nie rozumiała tylko tego, że nie tylko ona
posiadała spryt.
-
Świetnie.- Powiedziała wciąż ze sztucznie przyklejonym uśmiechem ponownie
próbując rozpiąć górną część bielizny. By temu zapobiec Ksawery nagle do niej
podszedł.
-
Ja to zrobię.- Oznajmił z satysfakcją zauważając, że popełniła kolejny błąd:
odruchowo cofnęła się pod jego naporem. Oczywiście zaraz potem zrobiła trzy
kroki w przód praktycznie stapiając się z nim w jedno, ale to nie mogło zatrzeć
pierwszej reakcji która była prawdziwa. Nawet wtedy gdy zawiesiwszy mu dłonie
na ramionach wspięła się na palce jednocześnie kierując jego głowę w dół tak by
go pocałować.
Ksawery
nie miał pojęcia czego aż tak bardzo się bała, ale wiedział jedno: musi jej
pomóc. Od dziecka miał zdolność do wyłapywania „ptaków ze złamanym skrzydłem”
nie tylko całkiem dosłownie, ale i w przenośni. A był już w stu procentach
pewny, że Wiktoria była kimś takim. Na dodatek „ptakiem”, który stał się dla
niego bardzo ważny. Gdyby teraz tak po prostu ją zostawił nigdy by sobie tego
nie wybaczył.
Nie wiem czy to rozumiesz,
a raczej rozmiar tego przez co musiała przejść. I może zabrzmię odrobinę
dramatycznie, ale jeśli nie traktujesz jej poważnie to nie pakuj się w to. Ona
może i udaje twardą, ale w środku jest wrażliwa i słaba.
W
głowie zamajaczyło mu jeszcze pytanie Zosi, ale szybko odepchnął je od siebie.
Bo zależało mu na Wiktorii. Bardzo. Chwilę później czując jak zachłanny staje
się pocałunek Szymborskiej, celowo go przerwał podnosząc głowę do góry. Potem
korzystając z jej zaskoczenia wziął kilka głębokich wdechów.
-
To jest chłoptasiu? Chyba nie zmieniłeś zdania?
- Nie. Ale tym razem zrobimy to po mojemu. Gdzie jest twoja sypialnia?
- Nie. Ale tym razem zrobimy to po mojemu. Gdzie jest twoja sypialnia?
-
Na górze. Ale nie chcę tam być. Wolę salon.
-
Ja sypialnię.- Bez uprzedzenia poderwał ją z ziemi starając się nie patrzeć na krągłe
piersi które miał przed sobą. Może był dziwny, ale zawsze bardziej podniecały
go kobiety w bieliźnie lub skąpo ubrane niż całkowicie rozebrane. Te pierwsze
znacznie lepiej działały na wyobraźnię, która w jego przypadku była w tej
chwili bardzo bogata.
-
Postaw mnie, już.
-
Nie uważasz tego za całkiem romantyczne?
-
Bo zaraz się rozpłaczę.
-
Masz bardzo jadowity język.- Odparł, a potem dotknął jej warg swoimi. Najpierw
z nieco większym natarciem intuicyjnie wyczuwając jej protest, ale później
zdecydowanie bardziej czule. Ale choć bardzo jej się to podobało nie mogła
pozwolić się temu poddać. Dlatego już po chwili natarła na niego jeszcze
mocniej. – Zawsze musisz rządzić?
-
Tak. Ale skoro ci to nie pasuje to idź lepiej do jakiejś dziewczyny z chórku kościelnego
jeśli nie dorosłeś jeszcze do igraszek z wyzwoloną dorosłą kobietą, która…
-…boi
się, że jak straci nad sobą kontrolę to za bardzo się otworzy, że pokaże że też
ma uczucia?
-
Wiesz co? Nudzisz mnie. I puszczaj, straciłam ochotę na cokolwiek.
-
Zawsze byłaś taką kłamczuchą?
-
Kazałam ci mnie puścić.- Patrząc w jej zagniewane oczy po chwili spełnił
polecenie. Wtedy Wiktoria złapała leżącą na podłodze koszule i nałożyła ją na
siebie.
-
A teraz się wynoś.
-
Wiktoria…
-
Wypieprzaj! Czego w tym słowie nie zrozumiałeś?!
-
Błagam, chcę ci pomóc.
-
Pomóc?- Prychnęła z rozbawieniem choć więcej w tym było zniechęcenia i
świadomości sromotnej porażki.- Mnie już nic nie może pomóc.
-
Zaufaj mi to się przekonasz.
-
Niczego nie rozumiesz.
-
To mi wytłumacz.
-
Nie mogę i tego właśnie nie jesteś w stanie zrozumieć. Myślisz, że jestem
jakimś chorym zwierzątkiem które nikomu nie może zaufać, bo jego wcześniejszy
właściciel był brutalem. Ale tak wcale nie jest. Ja jestem dużo bardziej
skomplikowana. I o wiele starsza od ciebie nie tylko w metryczce, ale i
doświadczeniem. Nawet nie wiesz ile we mnie jest brudu i jako mentalny chłopiec
nigdy tego nie zrozumiesz.- Powiedziała innym już tonem. I choć ze słów
wybrzmiewał ton mający zwiastować koniec rozmowy, to on wiedział że właśnie
teraz ma największe szanse na to by pomóc jej się otworzyć.
-
Rozmawiałem z Zosią. Powiedziała mi…powiedziała mi o tym, że on cię
skrzywdził.- Oznajmił nie mając pojęcia jakie wrażenia wywarły na Wiktorii jego
słowa. I że zupełnie inaczej je zinterpretowała sądząc, że Zośka wyznała mu
całą historię o Damianie ze szczegółami. Poczuła się przez to bardziej
bezbronna i słaba, ale mimo to odważnie odparła:
-
A więc to dlatego byłeś taki miły co? Uważałeś, że skoro wcześniej mnie
zgwałcono to pewnie odrobina czułości załatwi sprawę? Że powinnam być ci
wdzięczna za te okruchy litości?!
-
O Boże, a więc on…on cię…?
-
Nie udawaj, że o niczym nie masz pojęcia! Ta przeklęta cnotka nie miała prawa
ci o niczym mówić!- Targana wściekłością i złością na siebie, jego, Zośkę i
cały świat podbiegła do Ksawerego z całej siły uderzając go pięścią w ramię.
Zatoczył się do tyłu raczej z zaskoczenia niż z powodu siły jej uderzenia,
dlatego nie przestawała go uderzać.- Nienawidzę cię! Zabieraj stąd…swoją dupę razem…razem
z…pieprzonym…współczuciem…i nigdy tu…nie wracaj!- Wykrzykiwała w rytm kolejnych
uderzeń. Ksawery pozwalał jej na to cierpliwie znosząc wszelkie niewygody, ale
po pewnym czasie zwyczajnie ujął jej waleczne piąstki w swoje dłonie z taką
łatwością jakby była małym dzieckiem. To sprawiło, że jeszcze bardziej się
wkurzyła. Zwłaszcza gdy przytrzymywał ją przy sobie obejmując nic sobie nie
robiąc z jej protestów. A ona nie przestawała go wymyślać ani bić, bo choć
dłonie miała wciąż zajęte to zaczęła pomagać sobie nogami. Ale Ksawery i te
zamiary szybko przejrzał szybko ją unieruchamiając. Wtedy głośno krzyknęła
zdając sobie sprawę, że jest bezsilna. Świadomość ta załamała ją jak nic innego
uwalniając tamę wspomnień w których przeszłość mieszała się z teraźniejszością,
Damian z Ksawerym. Kiedyś też przecież czuła przy nim to samo: że jest
silniejszy, że nie ma przy nim żadnych szans a jednak mimo to wciąż walczyła.
Teraz wiedziała, że sprawa z Ksawerym jest tak beznadziejna jak wtedy. Tyle, że
Iksiński nie był Adamczykiem. Nie był gwałcicielem. Dlatego zamiast głębokiego
strachu przed nieznanym oraz poczuciem braku panowania nad sytuacją czuła się
tylko głęboko nieszczęśliwa i upokorzona.
-
Tak, właśnie tak. Uspokój się.- Odezwał się do niej łagodnym tonem gdy
pogrążona w myślach w końcu przestała go atakować.
-
Co…co ona ci właściwie powiedziała?- Spytała go Wiktoria z głową wciąż wtuloną
w jego koszulę.
-
Właśnie to co powiedziałem. Że ktoś cię skrzywdził. Nie dodała nic więcej
tłumacząc się ewentualną utratą twojego zaufania. Nie miałem pojęcia, że mówiła
całkiem dosłownie.- Wyjaśnił wracając myślami do pewnego wspomnienia. Dzięki
temu stopniowo zaczął łączyć fakty.- To był…tamten mężczyzna z banku, prawda?
To dlatego tak zareagowałaś na jego widok.
-
Tak, syn mojego ojczyma. Brat, który zamiast nim być stał się moim największym
koszmarem.
-
Gdzie on teraz jest? I czemu nie siedzi w więzieniu?
-
Bo stchórzyłam gdy nikt nie chciał mi pomóc, a własna rodzina odwróciła się ode
mnie.
-
Więc poniesie konsekwencje teraz. Gdzie on jest?
-
Zosia szantażem zmusiła go do opuszczenia kraju.
-
To za mało, ten bydlak musi…
-
To już nie ma żadnego znaczenia.
-
Wiktoria…
-
Mówię poważnie. Jaki sens miałoby gdybanie? Jaki sens ma wyobrażanie sobie jak
ten gnój zostaje zabijany przeze mnie miliony razy?
-
Ile miałaś wtedy lat?
-
Prawie dziewiętnaście.
-
A on?
-
Był pięć lat starszy.
-
Dlatego nikt ci do cholery nie pomógł?!
-
To już naprawdę nie ma znaczenia. Ważne jest…ważne jest to co było później.
-
Co masz na myśli?- Nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego długo milczała
pogrążona w bolesnych wspomnieniach.
-
Powiedziałam jej…powiedziałam Zosi, że je usunęłam, że nie mogłam go mieć.
-
Boże…
-
Ale tak naprawdę tego nie zrobiłam. Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży
miałam ochotę umrzeć, ale nigdy nawet nie rozważałam aborcji. Byłam wierzącą
młodą dziewczyną mającą świadomość, że to morderstwo. Ale z każdym miesiącem gdy
„to” we mnie rosło…Ja wiedziałam, że nigdy go nie pokocham. Że dla mnie to
dziecko zawsze będzie zgniłym owocem, że je znienawidzę niszcząc życie i jemu,
i sobie. Błagałam Boga o pomoc, ale z każdym dniem było coraz gorzej. Nie
miałam siły wstawać z łóżka, potrafiłam płakać przez sen a rankiem budzić się
jeszcze bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. W dodatku wciąż wymiotowałam i
miałam zawroty głowy. Psycholog prawdopodobnie powiedziałby, że miałam
depresję.- Wypowiadając ostatnie zdanie uśmiechnęła się blado.- Aż nadszedł
punkt zwrotny gdy przekroczyłam już punkt krytyczny swoich możliwości. I w
końcu zadzwoniłam do Stefana. Powiedziałam mu o wszystkim przerywając walkę z
samą sobą i decydując się na usunięcie dziecka. On to zaakceptował. Niczego nie
próbował mi tłumaczyć, nie perswadował, nie prosił bym się zastanowiła. Kazałam
mu też utrzymywać tajemnicę przed matką i o niczym jej nie mówić. Dowiedziała
się prawdy jak było już po wszystkim.- Tu zrobiła drugą pauzę przypominając
sobie tamtą chwilę tuż przed. Gdy lekarka tłumaczyła jej co ma zamiar zrobić by
wyciągnąć z niej dziecko. A potem gdy spytała czy chce zachować fragment płodu
jak pieprzoną pamiątkę. Nawet po wielu latach samo wspomnienie sprawiło, że się
wzdrygnęła.- Naprawdę chciałam to zrobić, ale leżąc już na stole nie mogłam.
Nie mogłam…- Mówiła drżącym głosem nawet nie czując jak łzy kapią jej z
twarzy.- Powiedziałam ojczymowi, że to zrobiłam. I doktorowi, którego załatwił
mi ojciec też kazałam to zrobić pod rygorem wydania go policji za to co robił.
Nie byłam jego pierwszą nielegalną pacjentką.
-
Gdzie jest to dziecko?- Spytał łagodnie, a ona i tak mimo to zaczęła głośniej
szlochać.- Wiktoria?
-
Byłam jeszcze w szóstym miesiącu ciąży gdy zaczęły się skurcze. To było zaraz
po tej nieszczęsnej próbie aborcji, może trzy lub cztery dni; dokładnie nie
pamiętam. Nie wiem, może przeżyłam zbyt duży stres a może podali mi coś na
wywołanie porodu. To było straszne: po porodzie zapadłam w gorączkę popołogową
i nie było ze mną kontaktu przez prawie dwie doby. Jednak zanim zasnęłam
kazałam przyrzec położnej, że nikt nie powiadomi Stefana ani nikogo innego.
Potem gdy się obudziłam okazało się, że noworodek jest podłączony do
respiratora. Miał zespół niewydolności oddechowej i dysplazja
oskrzelowo-płucną. W dodatku przetrwały przewód tętniczy, a więc problemy z
całym układem oddechowym i krążeniowym. Jego serce…też nie było właściwie
ukształtowane. Zanim położna wyjaśniła mi co to znaczy błagałam ją by wzięła to
dziecko: nawet nie chciałam wiedzieć czy było chłopcem czy dziewczynką. Dopiero
wtedy powiedziała mi, że w takim stanie noworodek nie przeżyje nawet tygodnia. Że
to był w ogóle cud, że ono urodziło się żywe. Przecież to był zaledwie początek
dwudziestego szóstego tygodnia! On nie miał prawa żyć i w głębi ducha o tym
wiedziałam, ale z powodu przerażenia to do mnie nie docierało, nie myślałam
logicznie. Następnego dnia uciekłam ze szpitala zostawiając jej list. Zawarłam
w nim prośbę o pochowanie mojego dziecka i opiekę nad nim do czasu jego
śmierci. Oprócz tego w kopercie zostawiłam resztę pieniędzy, które dał mi
ojciec w gotówce. Było tego niedużo: może siedemset lub osiemset złotych ale
więcej przy sobie nie miałam. Potem wróciłam do wynajmowanego mieszkania; ze
Stefanem kontaktując się jeszcze raz po to by przelał mi na konto pieniądze.
Przez pierwsze tygodnie nie wychodziłam z domu praktycznie tylko wegetując. Ale
nie dlatego, że żałowałam tego co zrobiłam. Żałowałam samej siebie. Wiedziałam,
że po ty co zrobiłam nie będę potrafiła żyć normalnie i ta świadomość mnie
przerażała. Ale jednocześnie to dzięki niej udało mi się z czasem pozbierać, bo
chciałam udowodnić samej sobie, że jednak mi się uda. Dlatego po roku przerwy
wróciłam na studia skupiając się tylko na nich. Potem zaczęłam dorywczo
pracować, bo choć przelewy od Stefana i tak regularnie docierały na moje konto
wydawały mi się być brudnymi pieniędzmi. Tak jakby płacił mi za milczenie.
Dlatego gdy udało mi się stanąć na nogi zamknęłam konto bankowe, zmieniłam
numer telefonu, adres. Dawne życie, szkolni koledzy i rodzina dla mnie umarli.
I w pewien sposób…jakaś część mnie też umarła. Zmieniłam się, stałam się
zgorzkniała więc z chęci odwetu po studiach zgłosiłam swoją aplikację na
poszukiwane stanowisko w oddziale Krezus Banku, którego Stefan- jak się
dowiedziałam- był od niedawna prezesem. Chciałam się na nim zemścić, choć nie
był niczemu winny bo na Damianie nie mogłam. I robiłam to praktycznie przy
każdej okazji nie dając mu zapomnieć o tym co zrobił mi jego syn.
-
Przykro mi, naprawdę mi przykro. Nie zasłużyłaś sobie na to.
-
Nie może ci być przykro, nie rozumiesz? Zostawiłam je. Nienawidziłam go chcąc
zabić, a przez moją nienawiść on i tak umarł. Tyle, że nie w szpitalu.
-
Jak to?
-
Od niedawna zaczęłam chodzić na terapię z psychologiem. Ona doradziła mi
całkowite rozliczenie się z przeszłością. Dlatego chciałam dowiedzieć się gdzie
zostało pochowane, porozmawiać z tą położną. Dowiedzieć się w ogóle czy to był
chłopczyk czy dziewczynka. Zatrudniłam detektywa.
-
Markowskiego.
-
Tak. On odkrył, że moje dziecko…że on żył jeszcze przez cztery lata. Ta lekarka
dała mu na imię Marcin i wychowywała jak swoje dziecko. Ten chłopiec…ten
chłopiec żył jeszcze przez kilka lat a ja nie miałam o tym zielonego pojęcia,
bo nawet nie chciało mi się tego sprawdzić.
-
Nie masz powodu by sobie to wyrzucać.
-
Widziałam go. Byłam dziś na jego grobie on…on był taki piękny. I taki do niego
niepodobny. Ja…ja gdybym wtedy nie uciekła to myślę, że mogłabym mu stworzyć
dom. Że może nawet mogłabym go pokochać skoro jego twarz nie była małą
miniaturką Damiana.
-
Wiktoria…
-
Nie widziałam go po porodzie, bo tego nie chciałam. Nie chciałam nawet znać
płci, ale i tak słyszałam jego płacz. Pamiętam ten piskliwy cieniutki głosik,
który powinna ukoić matka która już wtedy myślała tylko o sobie. Mimo upływu
lat ja naprawdę go pamiętam, choć przez te dwanaście lat poświęciłam temu
dziecku może kilka myśli. Kto wie, może gdyby nie ja, on wciąż by żył. Może to
moja nienawiść go zniszczyła.
-
Nie próbuj obarczać się winą o coś czemu nie byłaś winna.
-
Próbujesz mnie pocieszyć, ale w głębi ducha dobrze wiesz, że to co zrobiłam
było podłe i egoistyczne. Że jestem potworem nie zasługującym na nic dobrego.
Pamiętam twojego siostrzeńca Kamila z którym się bawiłam. Właśnie tak niewinną
istotę jak on pozbawiłam szansy na życie.
-
Twoje dziecko mogłoby umrzeć tak czy inaczej.
-
Mój ojczym miał pieniądze: masę pieniędzy. Ja za jego pośrednictwem byłabym w
stanie opłacić mu najlepszych lekarzy, wyjechać zagranicę, zapewnić fachową
opiekę. On mógłby wciąż żyć gdybym nie była aż taką egoistką.
-
Tego nie wiesz. Rozmyślasz o najlepszych scenariuszach, ale pomyśl o tych
najgorszych. Pomyśl, że ty też mogłabyś stracić życie. A wtedy nie poznałbym
tak wspaniałej kobiety jak ty.
-
Kobiety, która chciała usunąć własne dziecko?! Która ze strachu nie doniosła na
własnego gwałciciela, ale za to nie miała problemów by żyć przez jakiś czas po tym co się stało za pieniądze
jego ojca? Która na palcach jednej ręki może zliczyć ludzi, którzy jej nie
nienawidzą, a wszyscy byli współpracownicy i pracownicy nadali przezwisko
Cruella? I która gardzi wszelką słabością innych ludzi dlatego, że za każdym
razem przypomina sobie swoje?
-
Nie. Kobiety, która jako nastolatka przeżyła tragedię z rąk osoby, która była
jej bliska. Która miała się prawo się załamać i zbłądzić, bo była tylko młodą
dziewczyną, która znikąd nie mogła liczyć na pomoc. I która mimo to się nie
poddała pozostając w zgodzie z samą sobą, skończyła studia i rozpoczęła pracę
na prestiżowym stanowisku na którym radziła sobie lepiej niż dobrze.
-
Nie rób mi tego.- Poprosiła czując, że znów w jej oczach wzbierają łzy.- Nie
zaliczaj mnie do tych którzy stoją po dobrej stronie, bo taka nie jestem. Przez
ciebie czuję się jeszcze gorzej.
-
Ależ jesteś dobra, taka jest prawda choć czasami wolisz udawać że jest inaczej.
W całym swoim życiu nie miałaś żadnej osoby której mogłaś zaufać, ale teraz już
masz. Jestem do twojej dyspozycji w każdym momencie gdy będziesz tego
potrzebować po to by ci pomóc.
-
Z litości i źle pojętego współczucia?
-
Nie jesteś kimś kto mógłby wzbudzać we mnie litość.
-
Mówię poważnie, Ksawery. Ja…ja nie nadaję się do związku, bo zwyczajnie go nie
rozumiem. Nie wiem co to znaczy kochać kogoś, co to bezinteresowność, zaufanie.
Nie umiem odczuwać żadnego z tych uczuć, bo nikt mnie tego nie nauczył a i ja
sama nawet nie starałam się tego nauczyć. Poza tym życie dawało mi same kopy.
-
Przy mnie się tego nauczysz.
-
Boję się zaufać nawet tobie choć jesteś jedną z najbardziej godnych zaufania
osób jaką znam.
-
Więc powoli przezwyciężę twój strach.- Zapowiedział.- Będę szczery i wierny
dzięki czemu z czasem twoja niepewność zacznie maleć by po pewnym czasie
całkowicie zniknąć. Nie za dzień, tydzień czy nawet miesiąc; może zajmie to nam
wiele lat, ale w końcu się uda.- Wiktoria spojrzała mu wtedy prosto w oczy
dostrzegając w nich determinację i czułość. Potem mocno go przytuliła.
-
Będziesz przy mnie tak długo?
-
Jeśli tylko nigdy nie nazwiesz mnie Studenciakiem.- To sprawiło, że roześmiała
się poprzez łzy.
-
W takim razie ci to obiecuję, ale…ja mam masę innych wad. Boję się, że nawet
nie wiesz na co się piszesz kupując kota w worku.
-
Myślisz, że ja ich nie mam?
-
W moim przypadku sprawa wygląda nieco inaczej. Choćby…choćby w sferze
seksualnej. To…ja miałam masę kochanków, musisz to wiedzieć. No, może nie tak
znowu bardzo dużo, ale mimo wszystko…Nie chcę usprawiedliwiać się gwałtem choć
tak byłoby najprościej. Nawet moja psycholog mówi, że to zawsze było tylko
pożądanie zmieszane z chęcią udowodnienia sobie, że to co zrobił mi Damian nie
miało żadnego znaczenia. Ale tak naprawdę robiłam to, bo chciałam.
-
Ja też nie jestem prawiczkiem.
-
Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
-
Wiem. I nie próbuję tego trywializować. Chcę wiedzieć tylko jedno: czy odkąd
my…to znaczy dziś, z tym mężczyzną…
-…nie,
od dawna nie. Jeszcze przed przemianą. I odkąd zaczęłam z tobą flirtować także
z nikim nie spałam. Nawet nie miałam ochoty. Ale to nie zmieni mojej
przeszłości.
-
Nie oczekuję tego od ciebie. Chcę tylko szczerości. I odrobiny zaufania na
początek. Nie mogę ci obiecać, że zdołamy wytrzymać ze sobą całe życie- stawiam
w ten sposób sprawę uczciwie- albo że będzie to łatwe, ale jestem gotów
spróbować. A ty?
-
Naprawdę nie rozumiesz i musisz o to pytać? Ja nigdy się z nikim nie kochałam,
to zawsze był tylko seks. Ale trzy dni temu z tobą… To było dla mnie coś
innego. Byłeś czuły a ja wiedziałam, że nie byłam dla ciebie tylko kobiecym
ciałem. Miałeś rację mówiąc, że się przestraszyłam. Bałam się, że gdy tylko
odkryjesz ile we mnie mroku po prostu mnie zostawisz. Albo że traktujesz to tak
jak zabawę jak to starałam się przedstawić.
-
Miłość fizyczna nigdy nie była dla mnie zabawą.- Powiedział poważnie, ale zaraz
dodał bardziej żartobliwie:- Przy okazji, jeśli to co zaszło między nami w
poniedziałek traktujesz jako coś niezwykłego to muszę cię poinformować, że rzeczywiście
mamy masę do nauki.
-
To dobrze się składa. Bo lubię się uczyć nowych rzeczy.
-
Świetnie. W takim razie od dziś zacznę dawać ci lekcje miłości fizycznej. Tym
razem z właściwym doborem ról.- Powiedział a potem delikatnie ucałował jej
skronie, czoło, policzki i na końcu usta.- Oczywiście jeśli będziesz tego
chciała.
-
Chcę.- Szepnęła cicho. Potem poczuła jak Ksawery unosi jej twarz biorąc ją w
dłonie.
-
Jesteś w stanie mi teraz zaufać?
-
Tak.- Oznajmiła wyraźnie choć nieco niepewnym tonem.- Chcę ci zaufać. Wiem, że
nie zasługuję na to byś…
-…ci,
nigdy więcej tak nie mów. W kwestii własnej wartości masz być wciąż zarozumiałą
krową, zrozumiano?
-
Nikt nigdy nie nazwał mnie krową. Chyba już wolałam Cruellę.- Tym razem
roześmieli się oboje. A potem prawie jednocześnie przestali. Ksawery powoli
zbliżył swoją twarz do twarzy Wiktorii składając pocałunek na jej policzkach,
nosie, brodzie i ustach.
A
dużo później dał jej pierwszą lekcję miłości którą zapamiętała na bardzo długo.
Genialne aż szkoda że kończysz to opowiadanie
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak piszesz.
OdpowiedzUsuńBędzie dziś może część?
OdpowiedzUsuńNie udało mi się niestety wczoraj napisac ostatniej czesci. Wezmę sie za jej dokończenie także i dzisiaj, ale chyba jak zwykle przecenilam swoje możliwości rozwlekania akcji bo napisalam juz 20 str worda, a to jeszcze nie wszystko co chcialam zawrzec w ostatniej części. A nie chcę wstawiac tego z podzialem na dwie,bo wydaje mi sie ze po prostu w ten sposob latwiej bedzie zrozumiec pewnie rzeczy (ale nic nie wyjaśniam żeby nie spojlerowac). Dlatego dajcie mi jeszcze troche czasu, jak nie dzis i jutro to skończę we wtorek :) Na pewno nie chcę dzielić tego co napisalam na dwie części.
Usuń♡ Czyli trzeba przygotować się na dłuższą lekture ♡
OdpowiedzUsuńOj tak chociaż nie wiem czy juz dzisiaj, ale został mi do dokonczenia jedeb wątek więc mam nadzieję ze się uda.
Usuń