Następne dwie godziny Wiktoria i Zosia spędziły w mieszkaniu Ksawerego oraz Arka. Obie były bardzo podekscytowane i miały zamiar zrobić to już wcześniej, ale Szymborska nie czuła się najlepiej dlatego dopiero po dwóch kawach i wymuszonym śniadaniu była w stanie opuścić mieszkanie bez bólu głowy. W towarzystwie innych osób zdołało jej się jako tako unikać bezpośredniej rozmowy z Iksińskim, ale tuż przy wyjściu udało mu się zorganizować im chwilę zostając z nią sam na sam.
- Oddaję twój telefon.- Oznajmił jej gdy znaleźli się w jego pokoju.
- Dzięki.- Mrugnęła tylko rozglądając się po pokoju. Miała nadzieję, że wypadnie to tak jakby była szczerze zainteresowana; niestety obawiała się, że i tak on domyśla się że ona chce jak najszybciej stąd uciec. Szczególnie po tym jak znów odzyskała swoje ciało. Wciąż nie do końca wierzyła w swoją przemianę i nie docierała ona do niej. Na dodatek Studenciak wciąż się na nią patrzył. W końcu nie wytrzymała i spytała go o to.
- Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać. Nie znałem cię przed wypadkiem jako Wiktorię Szymborską. Dlatego twój sposób bycia i zachowania jest dla mnie całkiem obcy. A jednocześnie jakiś taki znajomy.
- To paradoks.- Zauważyła trafnie unosząc wymownie brwi. Widząc to uśmiechnął się. Gdy robiła tak jeszcze będąc Zosią wydawało mu się to urocze, teraz zdawało się być komiczne i groteskowe. Wiktoria miała zbyt delikatne i klasyczne rysy twarzy by w ten sposób manifestować swoją wyższość.- I nie wiem z czego się tak śmiejesz.
- Po prostu. A więc witam panią oficjalnie pani Szymborska.- Oznajmił wyciągając do niej dłoń.
- Przecież już się znamy. Pajac.- Skwitowała to tylko odsuwając się od niego kilka kroków. Ale nie chciała w żaden sposób fizycznego kontaktu. Nie teraz. Nie była na to gotowa, Miała w głowie za duży chaos by go ogarnąć. W dodatku- co było dziwne- wydawało jej się, że reguły ich gry się zmieniły i to teraz on rozdaje karty. Co było przecież więcej niż zabawne. Bo to ona wciąż panowała nad sytuacją.- Muszę już iść, mam masę spraw do załatwienia.
- Dlaczego wtedy uciekłaś?
- Słucham?
- W samochodzie. Czego się przestraszyłaś?
- Ja? Przestraszyłam?
- Miałem parę dni na analizę i tylko do takich wniosków doszedłem.
- Więc masz niewłaściwą percepcję dedukcji. A teraz na razie.
- Naprawdę przede mną uciekasz?
- Przed nikim nie uciekam, a już na pewno nie przed tobą.
- Więc to udowodnij.
- Niby jak?
- Nie uciekaj.
- Aj, naprawdę potrafisz być bardzo dziecinny. Jak znajdę czas to wpadnę.
- To była tylko taka zabawa?
- Co?
- Wtorkowy wieczór. I to co wcześniej.
- Więc ty myślisz, że się tobą bawiłam?
- To chyba bardziej prawdopodobne niż fakt, że stchórzyłaś choć bardziej rani moje ego. – Ku jego zdumieniu uśmiechnęła się. Nie miał pojęcia, że tym stwierdzeniem rozwiał jej obawy odnośnie tego, czy potrafił oddzielić to co czuł do Zosi z nią. A skoro tak było nic nie stało jej na przeszkodzie by zrealizować swój początkowy plan.
- Bo to była zabawa. Ale tylko jej preludium. Prawdziwa zabawa dopiero się zacznie.- Mówiąc to podeszła do niego i pogładziła go po ramionach.- Tylko muszę być pewna, że tego chcesz i rozumiesz reguły. Bo potem nie będzie żadnego świergolenia, że o czymś nie wiedziałeś albo z czegoś nie zdawałeś sobie sprawy.
- Brzmi to bardzo poważnie.
- Mówię serio Ksawery.
- Wiem, ale udając taką groźną wyglądasz bardzo uroczo.- Nie skomentowała tego w żaden sposób poza wywróceniem oczami. A potem wyszła z pokoju. Nie mogła jednak ukryć zadowolenia z siebie. Bo Iksiński chciał ją. Nie Zosię. Mógł sobie ją kochać, ale to ona mu zaimponowała. I to jej pragnął.
***
Przez kilka następnych dni każda z nich intensywnie pracowała. Zosia postanowiła przeprowadzić się do mieszkania, które podczas ostatniego oglądania przypadło jej do gustu, więc po pracy intensywnie się pakowała. Musiała też wyjaśnić swoją powtórną przemianę przyjaciółkom z pracy które w ostatnim czasie zaniedbywała oraz najbliższej rodzinie. Szczególnie silnym wzruszeniem napawały ją odwiedziny u rodziców u których została cały weekend. Nie szczędziła im licznych objęć i czułości; stale z nimi rozmawiała i nie mogła powstrzymać się od przypadkowego dotyku: a to muśnięciem spracowanej dłoni mamy czy też zmęczonych mięśni ramion taty. Dlatego w poniedziałek rano wróciła do pracy w świetnym humorze. Miała już przygotowane swoje stare stanowisko doskonale wiedząc, że znów będzie pracować z Arkiem, ale na razie postanowiła o tym nie myśleć. Zdziwiła się więc gdy wchodząc do ich pokoju powitał ją grobową miną.
- Coś się stało?- Spytała.
- Raczej tak. Cruella kazała ci to dać.- Wyjaśnił wręczając jej jakąś kartkę.
- Nie nazywaj jej tak. To spoko babka.
- Zobaczymy czy po przeczytaniu tego wciąż będziesz tak mówić.- Zaciekawiona spojrzała na dokument, ale już sam nagłówek mówił sam za siebie.- Wypowiedzenie?- Spytała na głos nie wiadomo kogo. Zaraz potem przypomniała sobie, że Szymborska nie raz jej się tym odgrażała. Co prawda skłamałaby gdyby stwierdziła, że nie poczuła iskierki żalu, w końcu wydawało jej się, iż stały się dla siebie kimś w rodzaju koleżanek- jeśli nie przyjaciółek- ale może tak było i lepiej? Poza tym nie wiedzieć czemu to ją trochę rozbawiło.- I co ty na to?
- Nic. Chyba niewiele mogę zrobić.
- I mówisz o tym tak po prostu? To zwyczajnie wredne. Odwalałaś za nią kawał roboty gdy byłaś nią a ona tak po prostu cię zwalnia?
- Mów ciszej. Jadwiga się na nas patrzy.
- Co z tego? To więcej niż wredne.
- Dziękuję za ten przejaw zrozumienia, ale sama to potem z nią wyjaśnię. A teraz pokaż mi na czym ostatnio skończyłeś pracę z Patrycją.
***
Wiktoria popijała w kawiarni kawę próbując samą siebie przekonać że wcale się nie denerwuje. Ale musiała to zrobić. Musiała spotkać się ze Stefanem by ostatecznie uporać się z przeszłością.
- Już jestem. Nie rozumiem co ma znaczyć twoja rezygnacja. Co prawda ostatnio szło ci nieco mniej sprawnie, ale to normalne że po wypadku musiałaś dojść do siebie. Absolutnie się na to nie zgadzam.
- Nie o tym chciałam porozmawiać: to co postanowiłam to decyzja ostateczna. Poza tym wyznaczyłam na okres zanim nie znajdziecie nowej odpowiedniej pani lub pana dyrektor kompetentną osobę.
- Tą młodą dziewczynę z działu analitycznego? Czy to rozsądne? Ona nie będzie w stanie sobie poradzić. Co prawda ostatnio chyba trochę ci pomagała, ale to nie znaczy że…
- Jak mówiłam nie chcę rozmawiać o sprawach zawodowych. Chcę rozmawiać o…o tym co zrobił mi Damian. – Stefan Adamczyk znów się skurczył jakby przygotowując się do ciosu. Ale tym razem Wiktoria nie miała zamiaru go zadać.
- Przepraszam, że wtedy cię nachodził. Już więcej do tego nie dopuszczę. I jeśli to wpłynęło na twoją decyzję odnośnie pracy to…
- Nie, proszę. To zupełnie nie tak. Ja…- Urwała szukając w głowie odpowiednich słów. Spodziewała się, że po latach to okaże się być łatwiejsze, ale wciąż było jeszcze zbyt trudne.- Ja wiem, że byłam podła. Długo cię nienawidziłam, bo na to pozwalałeś. I dobrze wiesz, że zatrudniłam się w twoim banku tylko dlatego by pognębić twoje wyrzuty sumienia. Dlatego teraz muszę odejść by wreszcie to skończyć.
- Wiktoria…
- Proszę, nie przerywaj mi, to i tak trudne. Nigdy nie sądziłam, że słowo przepraszam może sprawić aż tak wielkie problemy.- Wysilała się na żart, ale zabrzmiał on nad wyraz blado.- Żałuję tego jak cię traktowałam przez te wszystkie lata. I teraz wierzę w to, że chciałeś dla mnie jak najlepiej milcząc. Byłam przerażona i rzeczywiście nie chciałam nikomu mówić prawdy. Widzisz teraz…ja chodzę na terapię. Minęło wiele lat, ale choć ta piekielna psycholożka mnie irytuje to czasami zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. I powiedziała mi, że jeśli nie zdobędę się na choć odrobinę altruizmu czy empatii to nigdy nie zdołam zapomnieć o przeszłości. I ona ma rację. Ale nie robię tego tylko dlatego. Nie tylko dla siebie, ale i dla ciebie. Wiem, że kiedyś mnie kochałeś. Ja…ja też kochałam ciebie. Byłeś jedynym ojcem jakiego znałam. Wiem, że to co zrobił mi Damian to nie była twoja wina. Wiem też, że zniszczone zostało nie tylko moje życie, ale i twoje. Rozwód z moją mamą…ja nawet nie wiem kiedy dokładnie do niego doszło ale chodziło o mnie prawda? Właśnie to chcę wiedzieć.
- Nie chcesz porozmawiać o tym z nią?
- Nie. Z nią nie mogę. Jeszcze nie teraz.
- Ona...Beata wciąż cię kocha i cierpi. Nigdy nie przestała obwiniać się o to co cię spotkało.
- Może, ale nie potrafię jej wybaczyć. Wiedziała, że się bałam. Nawet jeśli Damian zgrywał przed nią idealnego pasierba mogła być przy mnie i uwierzyć że mój strach był autentyczny.
- Może nie chciała burzyć tej bańki idealnej rodziny, którą zgrywaliśmy? Chyba żadne z nas tego nie chciało. Tyle, że tylko ty za to zapłaciłaś.- Wiktoria milczała dłuższą chwilę zdając sobie sprawy, że od byłego ojczyma nie dowie się prawdy odnośnie jego relacji z jej matką.
- Powiedz, naprawdę się z nim nie kontaktowałeś? Wyparłeś się go?
- Tak, wsparłem go tylko na początku i pojawiłem się na jego ślubie: tak jak mówiłem, to wszystko. Musisz mi uwierzyć. Po tym co zrobił nie jest moim synem.
- Wierzę. Teraz ci wierzę.
- Wiktorio, musisz wiedzieć że gdybym w jakikolwiek sposób mógł cofnąć czas, to nawet za cenę własnego życia zrobiłbym to dla ciebie.- Uśmiechnęła się do niego słysząc te słowa, a potem odważyła się położyć dłoń na jego ręce. Wiedziała jak wiele znaczył dla niego ten gest po jego oczy się zaszkliły. Ale wiedziała również i to, że teraz nie padną sobie w ramiona i nie będą od nowa super tatusiem i grzeczną córeczką. To tak niestety nie działało. I on też to wiedział. Jednak jej wybaczenie i gest pojednania świadczył chociaż o zakończeniu nienawiści. Może za jakiś czas- za rok lub dwa- zdobędzie się na taki sam gest wobec własnej matki. Na razie jednak było na to za wcześniej.
Po powrocie z lunchu tak jak się spodziewała, przed jej biurek Jowita poinformowała ją o tym, iż Zosia chce z nią porozmawiać. Wiktoria domyśliła się, że Piegusek już zauważył swoje zwolnienie i pewnie nie wie co o tym myśleć. A już na pewno nie domyśla się jakie plany ma wobec niej.
Pół godziny później śmiała się głośno z miny Zośki, która początkowo nie wierzyła w jej propozycję, potem uznała ją za żart by na koniec wnieść masę obiekcji.
- Ale jak to mam pracować na twoim stanowisku? Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Normalnie: tak jak to robiłaś do tej pory.
- Ale to było co innego, ja nie mam doświadczenia…Poza tym twój ojczym nigdy się na to nie zgodzi.
- Hej, tchórz cię obleciał?
- Nie, ale…no dobra, może i tak. Bo ja naprawdę mało się na tym znam.
- Przez ostatnie miesiące udowodniłaś ile jesteś warta. No i tak jak mówiłam ci wcześniej, to rozwiązanie tylko czasowe: najwyżej do czasu znalezienia kogoś innego na moje miejsce.
- Przecież nie musisz odchodzić.
- Muszę, bo od samego początku pracowałam tu z niewłaściwych pobudek. Powinnam w końcu się uwolnić od przeszłości. No i iść do przodu.
- Co będziesz teraz robić?
- Mam jedną sprawę do załatwienia.
- Jaką?
- Aleś ty ciekawska.- Wiktoria przewróciła oczami. Potem unikając odpowiedzi (jak zauważyła Zosia), dodała:- Na razie korzystać z zasłużonego urlopu, potem szukać nowej pracy. A no i oczywiście trochę schudnąć. Nieźle mnie zapuściłaś.- Dodała wskazując wymownie na swój wciąż płaski brzuch.
- Hej, to przecież nieprawda.- Zaprzeczyła Zosia udając, że nie dostrzegła zręcznego wybiegu swojej rozmówczyni. Ale skoro chciała mieć swoje tajemnice nie powinno jej to obchodzić. Wiktoria natomiast roześmiała się. Piegusek wciąż był tak samo naiwny i przewidywalny.- Poza tym ja też mam prawo narzekać.
- Phi, niby dlaczego? Dzięki moim ćwiczeniom i diecie schudłaś przynajmniej pięć kilo a twoja figura nabrała jeszcze ładniejszych kształtów.
- Ej, czy ty właśnie powiedziałaś, że miałam ładną figurę?- Wiktoria wymownie uniosła oczy do góry a potem kazała Zosi wracać do pracy. Sama natomiast wyjęła telefon i wykręciła właściwy numer.
- Dzień dobry panie Markowski. Dzwonię, bo chyba uda mi się wyrwać z pracy trochę wcześniej. Czy moglibyśmy spotkać się za godzinę w centrum, w tej kawiarence koło pańskiego biura? Zależy mi aby jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Tak? To świetnie. W takim razie do zobaczenia.- Z ulgą odłożyła słuchawkę zastanawiając się po co do diabła to robi. Dla świętego spokoju? Tyle, że zamiast spokoju przyniosło jej to tylko nerwy i stres. A będzie jeszcze gorzej…Czując napływ paniki zastanawiała się czy nie wysłać Markowskiemu wiadomości że jednak nie da rady. Albo najlepiej, że odwołuje całą zabawę w detektywa. Może i tchórzliwe wyjście, ale przynajmniej rozsądne. Grzebanie w przeszłości nic nie dało. Ale psycholog powiedziała, że to jej pomoże. Więc może jednak powinna jej zaufać…?- Pieprzyć to wszystko.- Mrugnęła pod nosem.
***
Zosia nie wiedziała ile radości sprawi jej ponowne zasiadanie do stolika razem z Ewą, Jowitą i Emilią, jak bardzo tęskniła za przyjaciółkami i cóż, za byciem sobą. W dodatku byłaby naiwna sądząc, że jej powrotna przemiana przejdzie niezauważona. Oczywiście nikt w banku nie znał prawdy, skądże. Tyle, że przynajmniej siedem osób w minionym tygodniu podczas rozmowy z nią zaważyło, że się zmieniła.
- Zachowywałaś się jak nie ty.- Zażartowała na koniec jednej z rozmów przy herbacie w kuchni Ania, jedna z pracownic administracji, nie zdając sobie sprawy, że właściwie wcale się nie myli. Zosia uśmiechnęła się wtedy dukając coś o problemach zdrowotnych oraz prywatnych, ale ciężko było zwalać zachowanie Wiktorii na tak błahe wymówki. W końcu Zosia nie raz była świadkiem jak odpowiadała opryskliwie jakiejś stażystce, z którą jeszcze przed przemianą bardzo dobrze jej się rozmawiało. Albo jak pogardliwie przewracała oczami, gdy ktoś nie wykonał swojej pracy tak jak chciała. Czasami zdawała się zapominać, że nie dzierży już funkcji dyrektora całego działu, a jest zwykłą szeregową pracownicą. Dlatego wiele osób zaczęło szeptać po kątach, że po wypadku Zosia Niemcewicz zachowuje się dziwnie. Nie obyło się również bez krzywych spojrzeń ze względu na jej niespodziewany awans aż na kilka pozycji w górę (gdy Wiktoria po prostu zażądała, że będzie przejmie część obowiązków Jowity by móc kontrolować Zosię). Wiele z jej dawnych osób w otoczeniu banku, które uważała za dobrych kolegów czy koleżanki, teraz udawało że jej nie widzi albo rzucało żartobliwe uwagi o tym, że „co zrobiła iż jej się tak poszczęściło” czy też „co się stało, że teraz ich zauważa skoro ostatnio nawet nie stać jej było na odpowiedzenie zwykłego cześć”. Nie miała jak się przed tym bronić, bronić przed zachowaniem Wiktorii. Może i znów była sobą, ale konsekwencje bycia przez kilka miesięcy kimś innym były nie do przeskoczenia. Udawanie kogoś innego nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać zwłaszcza jeśli ten ktoś diametralnie różni się od ciebie w wielu sferach. Dlatego zaczęła zdawać sobie sprawę, że jej kolejny awans nie będzie mile widziany nawet jeśli tylko tymczasowo zajmie stanowisko Wiktorii. Jednak ku jej zaskoczeniu, Arek trafnie odgadując przyczyny jej apatii stwierdził:
- Słuchaj, tobie się wydaje że każdy postrzega cię jako dawną Zosię, ale zapominasz że przecież Wiktoria pracowała przez wiele tygodni jako ty udając asystentkę. Tak więc ludzie wcale nie odbiorą tego gorzej. Dla nich po prostu życie toczy się dalej, a jak mają gadać to i tak będą gadali.
- Naprawdę tak myślisz, czy tylko mnie pocieszasz?
- Naprawdę.- Potwierdził Arek z tym swoim cudownym, czarownym uśmiechem. Nigdy mu tego nie powiedziała, ale ten uśmiech zawsze dodawał jej sił i sprawiał, że wierzyła we wszystko co mówił. Tak było i teraz.- Ale mam nadzieję, że jak już awansujesz to nie karzesz mi mówić to siebie: per szefowa.
- No coś ty: wystarczy tylko: pani zastępco dyrektora.
- A jednak coś ci zostało z Wiktorii.- Roześmiała się słysząc te słowa; zaraz jednak spoważniała nie wiedząc jak poruszyć temat który musiał zostać poruszony.
- Arek, co teraz z nami będzie?
- Masz na myśli nas jako…
- …nie, nie chodzi mi o to by wracać do tego co było.- Zosia ciężko przełknęła ślinę próbując zebrać się na odwagę.- Tyle że czy powrót do stosunków koleżeńskich wypali? Czy to nie będzie, no nie wiem: niezręczne?
- Czujesz się teraz niezręcznie pracując ze mną?
- No nie, ale…
Kłamstwo. Na dodatek w żywe oczy. I podłe, bo choć tego nie powiedział Zosia czuła że on wciąż chciałby by spróbowali jeszcze raz. Ale może tak sobie tylko wmawiała, bo chciałaby żeby tak było. Żeby wciąż coś do niej czuł, bo…w sumie nie wiedziała dlaczego. To było przecież głupie i płytkie, na dodatek bardzo egoistyczne skoro ona go już nie chciała. Tyle, że choć nie miała zamiaru z nim być to skłamałaby gdyby wyznała, że już całkowicie nic do niego nie czuje. To nie było takie proste. Cieszyła się, że przynajmniej Ksawerego ma z głowy, bo przeniósł swoje zainteresowanie na Wiktorię (dzięki Bogu), ale co z Arkiem? W komedii romantycznej podczas przechodzenia przez ulicę zostałaby zaczepiona przez nieznajomego który zaprosiłby ją na kawę, ale w praktyce nie miała szans na to by pojawił się ktoś nowy. Poza tym jej serce nie było jeszcze przygotowane do nowego związku. Jeszcze nie. Choć niewątpliwie sporo się o sobie nauczyła i dowiedziała będąc Wiktorią. I o naturze mężczyzn.
- Ale?- Drążył Żyliński.
- Co: ale?
- To ty powiedziałaś to słowo jako pierwsza.
- Ale nie miałam na myśli żadnego „ale”. Po prostu zastanawiam się czy dla ciebie jest to bez znaczenia.
- Bo wciąż cię kocham?- Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Nie miała pojęcia czy sposób w jaki zadał to pytanie oznaczał, że czuje do niej miłość czy że obawia się, iż ona może myśleć że tak jest mimo że jest zupełnie inaczej. Skomplikowane relacje w związkach nigdy nie były jej mocną stroną. Dlatego asekuracyjnie uciekła w żart:
- Po prostu pamiętam twoje dawne związki. Na przykład Justynę a z nią raczej nie nawiązałeś przyjaznych relacji po tym jak zerwaliście i prawie rzuciła w ciebie wazonem, prawda?
- Prawda. Tyle, że Justyny nie kochałem.- Znów zabrnęli w ślepą uliczkę z której nie miała jak wybrnąć. Kolejny żart świadczyłby o tym, że usilnie próbuje zmienić temat choć sama go podjęła, bo za bardzo jej na nim zależy. Ale w takim razie co powinna zrobić?- Spuszczasz wzrok bo boisz się tego co do ciebie czuję? Że jeśli wciąż cię kocham i chcę z tobą być ty możesz podświadomie pragnąć tego samego nie mając odwagi podjąć ryzyka by spróbować?- Świetnie ją rozgryzł, choć dopóki wyraźnie nie powiedział tego na głos, tak naprawdę nie rozumiała swojego dylematu. Bo nie znając jego uczuć mogła mówić sobie, że im się nie udało nie tylko z jej winy czy też strachu. Że on również tego nie chciał. Mówiąc, że ją kocha zostawiałby otwartą furtkę tylko po jej stronie. Tak więc wszelkie skutki i konsekwencje pozostawiał jej. To nie było do końca fair.
- Wróćmy lepiej do pracy, dobrze?
- To było raczej proste pytanie.
- Arek…
- Jeszcze przez powtórną przemianą powiedziałaś, że mi wybaczyłaś. Co to właściwie znaczyło?
- Na pewno nie to, że znów będziemy szczęśliwie gruchać jak para gołąbków.- Odparła lekko wytrącona z równowagi próbując wstać z krzesełka. On jej jednak na to nie pozwolił ściskając przegub jej dłoni dość stanowczym ruchem.- Co ty robisz? Zaraz pozostała część załogi wróci z przerwy.
- Ale na razie jesteśmy sami. Więc?
- Co: więc?
- To ty zaczęłaś ten temat.- Przypomniał jej.- Tak więc doprowadźmy go do końca. Masz rację.
- W czym?
- W tym, że się boisz moich uczuć. Bo wciąż cię kocham. I wciąż chciałbym z tobą być.
- Arek, proszę…nie chcę nigdy więcej do tego wracać.
- Dlaczego? Nie wierzę, że skoro kochałaś mnie tak długo teraz tak nagle…
-…ale tak się właśnie stało: bach, odkochałam się i po kłopocie.
- Gdyby tak było teraz nie zachowywałabyś się teraz w taki sposób.
- A jak według ciebie powinnam się zachowywać? Jest mi niezręcznie, co wydaje się być normalne skoro kiedyś byliśmy razem. Ale na pewno nie dlatego, że wciąż coś do ciebie czuję.
- Kolejna rzecz, która została ci po udawaniu Wiktorii: kłamanie.
- Jezu, czemu po prostu nie możesz tego zostawić?
- Bo wiem, że skoro zakochałem się pierwszy raz w życiu to tak łatwo nie uda mi się tego powtórzyć.
- Ale ja nie mogę znów ci zaufać. Nawet gdybym chciała spróbować raz jeszcze to zawsze byłaby w tym jakaś skaza; zawsze zastanawiałabym się czy wciąż mnie kochasz czy może jeszcze tylko udajesz.
- Więc spójrz mi w oczy i…
- …wtedy też patrzyłam.- Przerwała mu niegrzecznie, ale teraz miała to gdzieś.- I widziałam w nich to co chciałam widzieć.
- Chyba rozumiem.- Mrugnął cicho pogrążony w myślach.- I nie mam prawie mieć do ciebie o to żalu.
- Super, bo nie chciałabym do tego wracać.
- Dam ci czas.
- Słucham?
- Wrócimy do tej rozmowy za jakiś czas gdy oswoisz się z nowym- starym wyglądem i dojdziesz do ładu ze sprawami zawodowymi i prywatnymi.
- Arek, wtedy moja odpowiedź będzie taka sama.
- Tego nie wiesz.
- Wiem, bo teraz znam siebie dużo lepiej. I wiem, że nie zadowolę się teraz czymś mniejszym niż to czego chcę; że nie będę udawać że wszystko jest w porządku gdy ktoś traktuje mnie niepoważnie albo mnie rani. Wiem też, że za długo bałam się związków i choć teraz jest na nie za wcześniej chcę zobaczyć co straciłam.
- Co masz na myśli?
- Chcę zacząć umawiać się na randki, poznać nowych mężczyzn, poflirtować.
- Uważasz, że to pomoże ci się we mnie odkochać?
- Uważam, że to powinnam robić jako nastolatka, a choć to wydaje się być błahostką to jednak ten etap pierwszych rozczarowań i pocałunków jest bardzo potrzebny w życiu każdej kobiety.- Wybrnęła nie dając się wciągnąć w jego pułapkę. Bo nie zamierzała przyznawać, że potrzebne jej „odkochanie” się w nim. Arek dłuższą chwilę milczał.
-Tylko flirtowanie i pocałunki?
- Hm?
- Tylko to chcesz robić z tymi swoimi potencjalnymi randkowiczami czy coś więcej?
- Jeśli myślisz, że odpowiem ci na to pytanie to jesteś w błędzie.- Prychnęła rozbawiona. Jednak jego zacięta mina uświadomiła jej, że on tak tego nie odbiera. Świadomość tego sprawiła, że jeszcze bardziej poweselała. Nawet wzbudzanie w kimś zazdrości było bardzo pouczające.- Arek, jak widzisz ja naprawdę…
- Zgoda.
- Co?
- Zgadzam się na to. Chcę żebyś zrobiła to co chcesz, bo mam wielką nadzieję że to co nas łączyło było prawdziwe i po tym całym testowaniu do mnie wrócisz.
- Arek ja nie powiedziałam, że wtedy do ciebie wrócę. Ty też rób co chcesz: flirtuj, poznawaj inne kobiety, baw się w klubach i…- Urwała, bo jakoś nie była w stanie dodać: „sypiaj z nimi”. Żyliński jakby domyślił się jej niewypowiedzianych słów bo skinął głową z zadowoleniem.
- Ale ja i tak będę na ciebie czekał. Bez żadnych flirtów ani innych kobiet. To pomoże ci nabrać do mnie zaufania.
- To pomoże ci tylko mnie nienawidzić.
- O nie. Może i twój scenariusz się sprawdzi i jednak nie będziemy razem, ale na pewno nigdy cię nie znienawidzę.
- Nawet jeśli zakocham się w kimś innym?- Spytała nic nie mogąc poradzić na to, że powiedziała to bardzo cicho.
- Nawet wtedy. Choć nie obiecuję, że nie sprawdzę faceta na tysiąc sposobów tak by upewnić się że cię nie zrani. Ale i tak żywię głęboką nadzieję, że to jednak ja będę miał rację.
- Arek…
- Aha i jeszcze jedno. Gdy już znów będziemy razem…
- Arek…
-…nie przerywaj mi. A więc dobrze: jeśli znów będziemy razem, to obiecuję ci, że będziemy często chodzić na randki. I że będę cię rozpieszczał i się o ciebie troszczył tak jak powinienem to robić od samego początku.
- Arek…
- Miło mi, że pamiętasz moje imię i wypowiadasz je w tak seksowny sposób, ale naprawdę wolałbym byś dała mi dokończyć.
- Idiota.- Parsknęła patrząc na jego roześmianą minę spod oka. Ale choć zewnętrznie starała się zachować powagę i sceptycyzm, to jednak w głębi siebie czuła jak coś wewnątrz jej serca topnieje. Boże, miała tylko nadzieję że znów nie będzie cierpiała.
***
Po raz trzeci w ciągu półgodziny myła ręce, bo zauważyła że pocą jej się dłonie przez co była na siebie wkurzona jeszcze bardziej. Bo i czym tu się było stresować? Przecież sama zaprosiła Ksawerego do siebie na kolację po to żeby się z nim przespać, wielkie mi rzeczy. A ona zachowywała się tak jakby musiała zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie. Tyle, że wciąż nie była pewna czy on rzeczywiście chce właśnie jej, czy nie skorzystał- zresztą- jak każdy typowy facet- pocieszając się po stracie swojej ukochanej pierwszą chętną kobietą. I wkurzało ją, że to ma dla niej znaczenie. No bo od kiedy przejmowała się uczuciami drugiej strony? Z Jackiem spotykała się wiele miesięcy a wiedziała o nim tyle, ile dowie się przeciętna osoba po jednej rozmowie. Nie obchodziło ją co lubi jeść na śniadanie, kiedy pierwszy raz zakochał się w dziewczynie albo jakiej drużynie sportowej kibicuje. Nie wspominając o kwestiach rodzinnych albo uczuciowych Boże broń. Po prostu dzielili fajny układ, który teraz z perspektywy czasu wydawał jej się być bardzo nurzący. I płytki.
- Cholera Wiktoria, jesteś prawdziwą kretynką. – Ofuknęła samą siebie doskonale zdając sobie sprawę, że mówiąc do siebie pogrąża się jeszcze bardziej.- Ksawery dobrze wie, że chcesz się z nim tylko przespać i guzik kogoś obchodzi czy to jest moralne, właściwe, potrzebne czy też nie.- Mimo uspokajania samej siebie kilka minut przed przyjściem Iksińskiego spędziła tylko trochę mniej rozluźniona.
Aż w końcu usłyszała dzwonek do drzwi a potem informację od portiera. Przerywając mu kazała zaprosić gościa do środka nie zdając sobie sprawy, że bezwiednie się uśmiecha. Przez kolejne dwie minuty czuła jak gwałtownie bije jej serce, jak wzmaga się jej pragnienie. Zamierzała zaciągnąć go do łóżka gdy tylko przekroczy próg jej mieszkania nie zawracając sobie głowy zbędną gadką.
- Cześć.- Przywitał ją, jak jej się zdawało, dość niepewnie. Ale to nawet lepiej.
- Witaj.- Przyoblekła na twarz uśmiech rejestrując wzrokiem jego przylegające do ciała dżinsy i czarną koszulkę. Nie miała pojęcia jak ten beznadziejny zestaw ciuchów może jej się wydawać seksowny.
- Nie wiedziałem co dokładnie będziemy jeść, ale przyniosłem czerwone wino. Mam nadzieję, że będzie pasowało do dania do kolacji i że je lubisz.
- Super.- Odparła biorąc od niego butelkę nawet nie zerkając co tak naprawdę przyniósł. Bezwiednie odstawiła ją na komodę stojącą w korytarzu.
- Przecież nawet nie spojrzałaś na rocznik.- Uśmiechnął się do niej nie zdając sobie sprawy, że dzięki temu gestowi miała ochotę się na niego rzucić jeszcze bardziej.
- Ufam w twój gust.
- Dziękuję. Twój też jest nie najgorszy: ładna sukienka.
- Dzięki. Miałbyś może ochotę ją ze mnie zdjąć?- Wiedziała, że to tandetny tekst i dobry raczej w komediach romantycznych aniżeli prawdziwych relacjach damsko-męskich, ale co tam.
- Nie dziękuję. Wolałbym raczej kolację.- Nie? Jak to nie?!- To gdzie mam iść do kuchni czy salonu?
- Słucham?
- Gdzie nakryłaś do stołu?
- Przecież nie ma żadnej kolacji.
- Jak to?
- Jesteś tępy czy tylko takiego udajesz? Przecież dobrze wiesz, że nie umówiłam się z tobą żeby wcinać spaghetti i popijać wino. Chyba, że jesteś z tych tradycyjnych staroświeckich facetów, którzy uważają że całe to romantyczne gówno jest dla dziewczyny niezbędne żeby zaciągnąć ją do łóżka. Tak więc uroczyście informuje cię, że dla mnie jest to całkowicie zbędne.
- Miło mi, ale za bardzo mi się podobasz w tej sukience bym chciał ją z ciebie zdjąć.
- Kpisz sobie?- Zezłościła się w końcu zdając sobie sprawę, że on doskonale wie o co jej chodzi tylko udaje że tak nie jest. Bawił się jej kosztem przez co poczuła się jak wystawiona na publiczny widok małpka mająca zabawiać widzów w cyrku.
- Ależ skąd. Masz piękną figurę doskonale zaokrągloną w odpowiednich miejscach co świetnie uwypukla fason i czerwony kolor tej kreacji.- Prawie zazgrzytała zębami ze złości.
- Więc po co tu przyszedłeś skoro zdawałeś sobie sprawę dlaczego cię zaprosiłam?
- Miałem nadzieję, że coś razem zjemy. Ale zawsze możemy wyjść na miasto do restauracji. Zosia mówiła mi, że wcale nie gotujesz, więc raczej niczego tutaj razem nie przyrządzimy.
- Wyjdź.
- Dobrze, a więc chodźmy. Masz tu w okolicy jakąś fajne miejsce czy pojedziemy moim autem gdzieś dalej?
- Ty wychodzisz. Ja zostaję.- Wyjaśniła, choć dobrze wiedziała że on za pierwszym razem również zrozumiał. Ale skoro chciał się tak bawić to jego sprawa. Ona nie zamierzała dostarczać mu dalszej rozrywki.
- Wiktoria, daj już spokój.
- Powiedziałam wyjdź.
- Przyznaję, że trochę się z tobą podroczyłem. Ale to wcale nie znaczy, że…
- Ogłuchłeś Studenciaku?- Ksawery ciężko westchnął.
- A więc wracamy do bycia wredną suką, tak?
- Pieprz się. Guzik mnie obchodzi za kogo mnie masz.
- Nie powiedziałem, że nią jesteś tylko że tak się zachowujesz.
- A ja powiedziałam ci żebyś spadał.
- Mama cię nie nauczyła, że nieładnie wypraszać gości?
- Moja mama miała mnie gdzieś gdy…zresztą nieważne.
- Przepraszam, nie chciałem poruszać bolesnego tematu.
- A kto powiedział, że jest bolesny?
- Ty. A raczej twoje oczy.
- Nie wiem jakim cudem jeszcze do dzisiaj wydawałeś mi się być pociągającym facetem skoro teraz jesteś taki nudny. I naprawdę wyjdź. Skoro nici z moich planów to zawsze mogę zaprosić kogoś innego.
- To ma mnie zachęcić żebym został?
- Nie mam zamiaru cię zachęcać.- Odparła ze złością patrząc jak on przechodzi przez jej korytarz do salonu i siada wygodnie na kanapie. Tym bardziej, że miał rację. Bo mówiąc to chciała mu w ten sposób pokazać, iż jeśli się nie zdecyduje to na jego miejsce jest wielu chętnych.
- Często to robisz?
- Co?
- Zapraszasz facetów na wieczór na, hm…kolację.
- Jesteś takim chłopcem że nawet nie umiesz wypowiedzieć słowa: seks?
- Po prostu nie chcę być obcesowy.
- Robię to tak często jak mam ochotę czyli bardzo często. Ale spokojnie, niczym cię nie zarażę. Preferuję bezpieczny seks w każdej przygodzie. – Była wulgarna wiedziała to. I przesadzała. Owszem, lubiła sypiać z facetami, ale wolała raczej stałe układy. Nigdy nie przespanie się z kimś na jedną noc. To zbytnio przypominało jej wykorzystywanie jednej ze stron, a więc przypominało jej pierwszy raz. Dlatego wolała dłuższe układy z czym do tej pory nie miała problemu. Faceci z którymi się spotykała też nie uważali tego za coś złego. Dlaczego więc przy Ksawerym poczuła się tak jakby robiła coś złego? Jakby miała powód do wstydu? Skoro był konserwatywnym chłoptasiem gardzącym takimi jak ona to nic jej do tego. Powinna wywalić go na zbity pysk i naprawdę zadzwonić do Jarka. Albo jakiegoś innego chętnego faceta.
- I tak to zazwyczaj wygląda?
- O czym ty pieprzysz?
- No o tobie i tych facetach. On przychodzi i tak po prostu od razu ze sobą sypiacie?
- Nie, najpierw godzinę wymieniamy czułe słówka i spojrzenia, kolejną tańczymy w rytm dennej powolnej melodii a potem gładzimy się po ramionach. Jasne, że od razu przechodzimy do rzeczy. Rozumiesz co mówię, chłoptasiu? A może jesteś jeszcze prawiczkiem, co?- Wiedział, że atakuje go tylko dlatego, bo swoją odmową uraził jej ego. I dlatego też usiłuje go zranić albo chociaż obrazić. Ale mimo tej świadomości i tak powinien wyjść. Nie tak to sobie wyobrażał. Owszem, chcąc być uczciwym przed samym sobą musiał przyznać, że myślał o tym jak to by było się z nią kochać, ale na pewno nie w taki sposób w jaki robiła to ona. Nie, gdy miał być tylko którymś z kolei ciałem bez uczuć i imienia. Wcześniej wydawało mu się, że ona choć trochę go lubi jako człowieka. Pamiętał jak tamtego dnia gdy opiekował się Kamilem a ona go odwiedziła śmiała się i dokazywała jak dziecko; jak potem w samochodzie z nim flirtowała i szczerze rozmawiała. Wtedy to było właściwie. Teraz, zdawało mu się być zimne i wyrachowane. A choć był facetem nie lubił łatwych okazji. Tak, pomylił się co do niej a właściwie nie pomylił tylko potem niepotrzebnie zmienił zdanie na lepsze. A w takiej sytuacji bezsensem byłoby zostawanie tutaj.
- Masz rację, chyba już pójdę.- Odparł tylko spokojnie jednocześnie wstając z kanapy. Potem zaczął kierować się na korytarz.
- Ja nie…nie chciałam tego powiedzieć. Przepraszam. Ale nie jestem taka jak myślisz. – Mówiła do jego pleców, bo on nie przestawał dalej iść. Przynajmniej do czasu aż gwałtownie nie odwrócił się w jej stronę. Tak, że znienacka na niego wpadła aż poczuła dreszcz. Tylko, że o dziwo wcale nie był efektem podniecenia a strachu. Cholera, czy do końca życia każdy niespodziewany dotyk będzie jej przypominał Damiana?
- Skąd wiesz co o tobie myślę? W porządku?- Dodał najwyraźniej zauważając jej reakcję, którą starała się zamaskować brawurą. Dlatego stając na palcach pogładziła dłonią jego ramię. Miała nadzieję, że jej początkową reakcję zwali na krab pożądania.
- Teraz tak.- Odparła patrząc mu w oczy jak miała nadzieję z przepraszającym wyrazem. Chyba jej to wyszło, bo Ksawery wydawał się być zbity z pantałyku.
- Wiktoria czego tak naprawdę chcesz?
- W tej chwili?
- Na początek.
- Nie chcę żebyś wychodził.
- Nawet jeśli się z tobą nie prześpię?
- Jej, to tak czują się faceci gdy ich dziewczyny cnotki udają, że ich nie pragną? Do bani.
- Wcale nie. Może i są sfrustrowani, ale tak naprawdę to jeszcze podsyca pożądanie.
- Jeszcze bardziej?
- Tak. Więc co, wychodzimy na tę kolację?
- A co mi tam; moja strata.- Westchnęła ciężko, a gdy Ksawery się roześmiał pod wpływem jego radości na jej ustach też wykwitł uśmiech. Innym razem, powiedziała do siebie w duchu. Innym razem…
Genialne przeciągasz efekt końcowy ale osobiście się z tego cieszę bo opowiadanie jest super i wcale nie chcę żeby się kończyło
OdpowiedzUsuńAaaaa cudo 😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍Nie mogę się doczekać kolejnej części ❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńKiedy kiedy kiedy ???��
OdpowiedzUsuńPewnie w niedzielę (mam nadzieję). Niestety nie zrobię wam mikołajkowego prezentu: ( chociaż bardzo bym chciała.
UsuńBędzie dzisiaj rozdział? :-)
OdpowiedzUsuńOj nie, niestety nie dam rady. Jeszcze na dodatek się przeziębiłam więc w weekend tylko lezalam w łóżku: (Naprawdę mi glupio bo to opowiadanie idzie mi bardzo opornie ale nic nie moge na to poradzić: (
UsuńZ jednej strony szkoda ale zdrowie ważniejsze więc kuruj się szybciutko.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyrozumiałość i zyczenie zdrowia bo dzis w pracy ledwo żyłam: ( A kolejna cześć- obiecuję- bedzie dluzsza od poprzednich i dodana na pewno przed weekendem (do tej pory powinnam sie wykurować). Pozdrawiam ciepło: )
OdpowiedzUsuńHej, będzie coś dzisiaj ;)
OdpowiedzUsuńKiedy planujesz dodać ? Jak zdrówko ?
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziś gorączka minęła wiec zdecydowanie lepiej. Także mam nadzieję ze jutro uda mi się napisać kolejną część i od razu wstawić na stronę.
UsuńNo to ładnie się załatwiłaś lecz się i niech Ci wena daje pomysły. A tak z innej beczki czyli a pro po innego powiadania kiedyś pisałaś, że planujesz opowiadanie z cyklu "Brylantowego Liceum" to dalej aktualne ? Z losów przyjaciół brakuje mi opowiadania gdzie główną postacią była by Angelika. W innych przewija się ale jest tłem dla głównych postaci. Mam jeszcze jedno spostrzeżenie ale nim wolał bym podzielić się raczej na priv. Pozdrawiam i życzę szybkiefo powrotu do zdrowia. MT
OdpowiedzUsuńNie, nie zapomniałam o cyklu przyjaciół z Brylantowego liceum, ale wciąż sie waham czy połączyć Andżelikę z Andrzejem czy jednak zrobić z tego lekką historię miłosną (bo ostatnio tworzę same melodramaty i takie też historie tworzy mój umysł: ); no a wątek Andrzeja nie może byc przecież lekki skoro Julia była jego pierwszą prawdziwą miłością. Dlatego zobaczymy co będzie dalej. I przede wszystkim czy po tej części nie zrobię dłuższej przerwy.
UsuńPs:Dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia a co do twojego spostrzeżenia to mam nadzieję, że nie rozgryzlas mojej tożsamości: ) A tak poważnie to w zakladce kontakt na blogu podawalam swojego maila; poza tym zawsze mozesz napisać na gmaila ( tylko wczesniej uprzed w komentarzu ze to zrobiłeś bo ostatnio bardzo rzadko tam zagladam.
Pozdrawiam :-)
OK.MT
OdpowiedzUsuńkonto podane w kontaktach niestety nie jest aktywne.
OdpowiedzUsuńMT
Rzeczywiście, konto nie było aktywne ponieważ nie korzystałam z niego przez 3 m-ce. Ale dzisiaj je aktywowalam ponowne, więc powinno byc już okej. A jesli nie bedzie to dzis po pracy i zajeciach utworzę nowego maila na onecie.
UsuńRaczej poszło bo tym razem nie mam komunikatu o błędzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
MT
Kiedy możemy się spodziewać następnej części?
OdpowiedzUsuńTo znaczy mam nadzieję ze uda mi się któregoś wieczorka przed Wigilią to jeszcze skończyć, aczkolwiek nie chciałabym znów łamać danego słowa gdyby okazało się ze mi się jednak nie powiedzie. Nawet nie wiecie jak bardzo mi głupio z powodu swojej gołosłowności bo sama jej nie lubię u innych. Dlatego nie chcę się usprawiedliwiać zmianą pracy która jest bardziej wymagająca i męczy mnie psychicznie dlatego jak znów mam usiąść przed ekranem komputera to po prostu już całkowicie wysiadam (chociaz tą wymówkę mogliście przyjąć bo jest dla mnie wygodna. Także podsumowując wena wciąż jest tylko czasu i checi brak- to nie jest tak ze pomysły mi się wypaliły wręcz przeciwnie: nawet nie wiecie ile opowiadań mam porozpoczynanych albo napisanych wybiórcze sceny które gdzieś tam są ukryte w dokumentach na pulpicie i czekają na swoją kolej. Fajnie by bylo jakby to co mówię można było nagrać, wtedy może poszłyby sprawniej a tak... W kazdym razie konkluzja jest taka że wierzę w to że jeszcze w tym roku uda mi sie skończyć to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, niedotrzymujaca słowa autorka :)