Po
wyjściu- a w zasadzie wyrzuceniu jej z samochodu przez Arka- Zosia zrobiła
kilka niepewnych kroków w stronę banku. Ale gdy zaczęła wracać jej świadomość,
nagle zatrzymała się. I poczuła wzbierający w niej szloch.
Umrze.
Za
kilka godzin może jej już tu nie być.
Albo
do końca życia będzie uwięziona w ciele Wiktorii Szymborskiej.
Nie
wiedziała która z tych opcji była dla niej gorsza.
Czując
pierwsze spływające po jej twarzy łzy przycupnęła przy końcu uliczki, którą
osłaniało wielkie drzewo. Choć teraz na ulicy nikogo nie było to jednak w ten
sposób mogła schować się przed ewentualnymi ludźmi. Nie miała jednak pojęcia
jakie to teraz ma znaczenie. Chowając twarz w dłoniach mimo zamkniętych oczu
miała przed oczami kalejdoskop różnorodnych scen. Widziała swoich rodziców:
zmizerniałych i przeraźliwie smutnych którzy zamiast cieszyć się z przyszłych
narodzin wnuka codziennie przez wiele godzin czuwali przy śpiącym ciele drugiej
córki nie wiedząc, że tak naprawdę jej dusza jest uwięziona w ciele innej
osoby. Marysię z którą razem wygłupiały się i psociły jako nastolatki mimo
kilkuletniej różnicy wieku, swojego szwagra na którego zawsze mogła liczyć oraz
przyjaciół z pracy a nawet uczelni. Myśl, że już nigdy ich nie zobaczy była dla
niej bardzo bolesna. Na końcu pomyślała jeszcze o jednej osobie, której co prawda
nie znosiła, ale której życie również zniszczyła.
Cruella.
Kobieta,
która dawniej była dla niej uosobieniem złej Królowej z baśni o Królewnie
Śnieżce albo podstępnej Cruelli de Mono z bajki o Stu jeden dylmatyńczykach
(skąd wziął się zresztą jej przydomek) a która okazała się po prostu młodą
ambitną kobietą po przejściach, która poza swoją pracą i głupim kotem nie miała
niczego. Która swoją wrednością próbowała ukryć prawdziwy ból i miała to
nieszczęście, że stanęła obok niej na schodach. Jak mogła znieść świadomość
która dotarła do niej zaledwie kilkanaście minut temu? Jak mogła żyć- nawet
jeśli tylko następne kilka godzin- wiedząc, że przyczyniła się do śmierci
człowieka?
-
O Boże, Boże dlaczego? Czemu nie zabiłeś mnie od razu tylko pozwoliłeś na to co
mnie spotkało? Dlaczego?- Mruczała cicho wciąż łkając. Nie zdawała sobie sprawy
że robi to coraz głośniej nie zwracając uwagi na otaczający ją świat ani
rzeczywistość. Dlatego nawet mocne potrząśnięcie ramienia niewiele jej dało.
-
Zośka, Zośka do cholery ogarnij się! Co ty tu robisz?!- Zosia nie miała
pojęcia, że można jednocześnie szeptać i krzyczeć, ale Jowicie się to udało.
Może i w innych okolicznościach takie zachowanie by i ją rozbawiło, ale w
obecnym stanie ducha nawet wisielczy humor nie dawał rady przebić się przez jej
pancerz zniechęcenia.- No wstawaj: skoro ja cię znalazłam, nawet jeśli z
wielkim trudem, to inni też mogą. I co sobie pomyślą?
-
To i tak nie ma znaczenia.
-
Jak to nie ma znaczenia? Wielka pani prezes szlochająca pod drzewem? Która na
dodatek uciekła w popłochu z ważnego spotkania po sfinalizowaniu umowy jakby
ktoś ją gonił tak że widziało to wielu pracowników co pomogło mi teraz do
ciebie dotrzeć?
-
Ja umieram.
-
Hm?
- Moje ciało nie żyje. Jutro mają odłączyć je od maszyn podtrzymujących życie.
- Moje ciało nie żyje. Jutro mają odłączyć je od maszyn podtrzymujących życie.
-
Boże…
-
Teraz już rozumiesz?- Choć wydawało jej się, że wypłakała wszystkie łzy to
jednak kolejne wciąż zalewały jej policzki.- Wszystko na marne: całe to
udawanie, staranie się być Wiktorią, te wszystkie badania Marysi, tropy i nie
mówienie nikomu prawdy. A teraz nawet nie mogę pożegnać się z rodzicami bo mają
mnie za obcą kobietę, której ich córka nie znosiła jako szefowej…
-
Zosiu wiem, że cierpisz ale może z czasem uda ci się zaakceptować fakt że
będziesz w innym ciele. Może nawet…
-
Przestań. Nie chcę dłużej być nią. Więcej nie zniosę. Chyba naprawdę wolę już
umrzeć niż…
-
Dość wygadywania takich głupot. Nie ty dałaś sobie życie by o nim teraz
decydować. A teraz weź się w garść, pomóż mi trochę i wstań zanim ktoś nas
zobaczy.- Powiedziała Jowita ostrożnie się rozglądając. Wiedziała, że Zosia
bardzo cierpi, ale mimo wszystko nie mogła jej pozwolić na takie zachowanie. Roztkliwianie
się nad nią w tym momencie nie przyniosłoby żadnego pożytku za to jeszcze
bardziej wprawiło ją w depresyjny nastrój. Ona sama nie miała pojęcia co ma o
tym sądzić, bo czuła tylko przerażenia. Poza tym, jako pragmatyczka nie mogła
zapomnieć o swoich obowiązkach a nie miała pojęcia co ma zrobić z gośćmi na
górze. Niby dokumenty były już podpisane, ale mimo wszystko Wiktoria miała iść
z inwestorami potem na lunch. Jak to będzie wyglądać w ich oczach jeśli go
odwoła? I przede wszystkim jakie to ma teraz znaczenie wobec rewelacji jakie
obwieściła jej przyjaciółka? Jednak starając się myśleć rozsądnie Jowita
postanowiła najpierw wyciągnąć stąd oporną Zośkę. Po paru kolejnych minutach i
bezskutecznych próbach zdenerwowana, postanowiła zadzwonić do Ewy i Emilki.
Wiedziała, że mają teraz przerwę, a skoro złe i tak już się stało to nie miało
tak naprawdę znaczenia czy dowiedzą się prawdy na temat swojej przyjaciółki.
Może to nawet pomoże jej przeżyć ostatnie chwile w względnym szczęściu? Nawet w
duchu Jowita nie chciała pogodzić się z taką możliwością, ale chyba musiała.
Dlatego wykręciła numer Ewy mając nadzieję, że pomimo ostatnich nieporozumień
tamta po usłyszeniu prawdy jej pomoże. A potem już razem przekonają Emilkę
również do udzielenia pomocy Cruelli.
***
-
Co to za jakieś „mamy cię”?
-
Oszalałaś do reszty Jowi?
To
były pierwsze słowa jakie wypowiedziały do Jowity przyjaciółki gdy wyznała im
prawdę o Zosi uwięzionej w ciele Wiktorii. Kobieta niepewnie spojrzała w
kierunku siedzącej w jej samochodzie i wciąż szlochającej Zosi. I prawie
zazgrzytała ze złości zębami.
-
Ile razy mam wam powtarzać, że nie zwariowałam? A myślisz Ewa że dlaczego na
nowo zgodziłam się pracować dla kogoś takiego jak Szymborska? I zachowywać
przyjaźnie za co ty Emilia śmiertelnie się na mnie obraziłaś?
-
Nie wiem, ale na pewno nie z powodu bajki którą nam tu teraz wciskasz.-
Odpowiedziała Emilka ni to zła ni to rozżalona.- Ale z pewnością mogłaś
wymyśleć jakieś bardziej wiarygodne kłamstwo niż…
-
Spójrzcie na nią obie do diabła. Naprawdę nie widzicie tych gestów, które
dawniej wykonywała tylko Zosia? Nie zauważyłyście innego zachowania Cruelli po
wypadku? Tego że jakby złagodniała, że przestała jarać jak smok albo jeździć
własnym samochodem? Tego że w szesnastocentymetrowej platformie prawie się
zabiła schodząc ze schodów, więc zaczęła nosić obuwie z mniejszym obcasem? Albo
nie zastanowiło was dlaczego zjadła orzeszki wiedząc, że ma na nie uczulenie?-
Jowita była wściekła choć doskonale rozumiała swoje przyjaciółki, ale teraz
działała pod presją czasu dlatego starała się opanować.- Posłuchajcie, ona jest
teraz w ciężkim stanie. W innych okolicznościach pozwoliłabym wam to sprawdzić
i ją wypytać ale wiem, że teraz to niemożliwe. W końcu Zośka zdaje sobie
sprawę, że jeśli jej ciało jutro to ona może to zrobić razem z nim. Dlatego
chcę byśmy teraz były przy niej. To słowa jej własnej siostry, która teraz
stara się mimo wszystko zapobiec temu co nieuniknione.
-
Właśnie to zamierzamy zrobić: być przy Zosi.- Podchwyciła Ewa.- Po pracy
zamierzałam odwiedzić ją w szpitalu i się z nią ostatecznie pożegnać odkąd
dostałam wiadomość od Marysi, że…
-
…jej ciału nie jesteś potrzebna, bo jej duszy i tak już tam nie ma rozumiesz?! I
dlatego musimy jej pomóc, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć co się stanie
gdy jej organizm umrze: czy Wiktoria odzyska swoje ciało a ona definitywnie
zniknie czy nie….- Podjęła znowu, ale na twarzach przyjaciółek nie dostrzełgła
nawet śladu wiary.- Mówię prawdę, zaufajcie mi. Zosia jest tutaj: dziesięć
kroków stąd w ciele Szymborskiej.- Jowita nie miała pojęcia jak przekonać swoje
przyjaciółki, ale nagle przypomniała sobie o Ksawerym. Dlatego szybko wyjęła
komórkę wykręcając jego numer który niedawno podała jej Zosia. Ale i ten pomysł
okazał się do bani, bo chłopak zwyczajnie nie odbierał telefonu. Szlak by to
trafił. Tylko co teraz?
-
Właśnie twoja niby Zosia wysiada z twojego auta.- Zauważyła przytomnie Ewa gdy
Jowita biła się z myślami.
-
Co…?- Mrugnęła, ale zaraz zareagowała szybko podbiegając do Zosi. Pozostałe
kobiety odruchowo zrobiły to samo.- Co ty robisz?
-
Idę stąd. Chcę być teraz sama.
-
Zosia nie wolno ci…
-
Nie jestem Zosia, tylko Wiktoria Szymborska.
-
Nie musisz udawać przed dziewczynami, właśnie powiedziałam im prawdę.
-
Ale to przecież jest prawda.
-
Zosia…
-
Zostaw mnie.
-
Marysia poprosiła mnie bym się tobą zajęła.
-
Zajmij się samą sobą.
-
Zosiu ja…
-
Odejdź! Daj mi wreszcie święty spokój! Ty i ona!- Zosia w głębokim gniewie
gwałtownie odwróciła się w drugą stronę nawet nie zdając sobie sprawy jak
bardzo zbliżyła się do jezdni. Dopiero gwałtowny pisk hamulców nadjeżdżającego
samochodu jej to uświadomił.
***
Budziła
się powoli czując jak każdy mikroskopijny ruch jej powiek kosztuje ją mniej
więcej tyle ile udźwignięcie pięćdziesięciokilogramowej sztangi. Jeszcze gorszy
był jednak jednostajny szum jaki czuła w głowie, który wcale nie zdawał się
maleć. I jeszcze ten potworny niesmak w ustach, pomyślała ledwie poruszywszy
językiem. Musiała zaimprezować mocniej niż myślała skoro miała aż tak
potwornego kaca. Tylko co tak cholernie pikało wciąż ją irytując? Nie mogąc
tego znieść z trudem usiłowała do końca otworzyć oczy mimo rażącego ją światła.
-
Fuck.- Zaklęła zaledwie szepcząc, bo głos jakby pozbawił ją posłuszeństwa.
Potem spróbowała podnieść się do pozycji siedzącej co było niezmiernie trudne z
zamkniętymi oczami. Pomimo tego iż raz po raz starała się je otworzyć jej oczy
jakby nie mogły się przyzwyczaić do jaskrawego światła. Ile ja do diabla
wypiłam, myślała coraz bardziej wkurzona.
-
Co do licha tak hałasuje? Zepsuł się ten szajs do reszty czy…O Boże święty!-
Niedaleko siebie usłyszała jakiś krzyk co wywołało kolejną falę bólu w jej
głowie. No świetnie.- Matko przenajświętsza i trójco jedyna i wszyscy święci…
Panie doktorze, doktorze ona się obudziła!- Lamentowała kobieta nie wiedząc, że
w swoich myślach Wiktoria kroiła ją właśnie na małe kawałeczki. Czuła jakby jej
czaszka miała za chwilę eksplodować, a ta tutaj drze się tak jakby co najmniej
wybuchł jakiś pożar albo stał się inny kataklizm. Na szczęście nieznana jej
kobieta po bogobojnym wstępie szybko gdzieś się oddaliła co pozwoliło
Szymborskiej podjąć nowe próby otwarcia oczu. Niestety mało skuteczne.
-
Dzień dobry pani.- Po kilku minutach, które kobiecie zdawały się być
kilkudziesięcioma sekundami rozległ się z kolei męski głos. Do tej pory wciąż
nie udało jej się jednak uporać z nadzwyczajną ostrością widzenia.
-
Kim pan jest?- Odezwała się ponownie mrużąc oczy znów zdając sobie sprawę jak
dziwacznie brzmi jej głos we własnych uszach. Jeszcze nigdy nie miała aż tak
zmienionego głosu po kacu.
-
Doktor Skarżycki, bardzo mi miło zważywszy na fakt że...
-…czy
to znaczy, że jestem w szpitalu?- Przerwała mu niegrzecznie przyzwyczajona do
swojej władczości. A właściwie rozmazanej biało czarnej plamie jaką jej się
zdawał. Próbowała zamrugać jeszcze kilka razy w nadziei że to jej pomoże.
-
Tak. Jak się pani czuje?
-
Głowa mnie boli a w zasadzie to pęka. I nie mogę otworzyć oczu dłużej niż przez
ułamki sekund.
-
To normalna reakcja oczu zważywszy na fakt tak długiej śpiączki.- Słysząc to
wyraźnie drgnęła.
-
Śpiączki?
- Tak. W Sylwestra miała pani mały wypadek.
- Tak. W Sylwestra miała pani mały wypadek.
-
Ile czasu minęło do tej pory?
- Z przyjemnością odpowiem na pani pytania, ale trochę później: teraz muszę dokładniej panią zbadać. To niebywałe, że tak po prostu się pani obudziła. Przecież jeszcze kilka godzin później i już by pani…
- Z przyjemnością odpowiem na pani pytania, ale trochę później: teraz muszę dokładniej panią zbadać. To niebywałe, że tak po prostu się pani obudziła. Przecież jeszcze kilka godzin później i już by pani…
-
Ile czasu?- Nie ustawała.
-
Dwa i pół miesiąca. Dziś mamy 17 marca. A teraz przepraszam, proszę otworzyć
oczy jak najszerzej…- Lekarz w ciszy usiłował zbadać pacjentkę wciąż nie mogąc
nadziwić się temu jak tak to się stało, że nagle jej funkcje życiowe tak po
prostu zaczęły odpowiadać. I sądząc po jej rzeczowych pytaniach umysł raczej
też, choć musiał to jeszcze dokładnie zbadać. Usiłował powstrzymać przy tym
nieprzyjemną myśl, że za kilka godzin zamierzał zabić tą kobietę całkiem
słusznie zresztą skoro zapadła w śpiączkę kliniczną a jej kora mózgowa zaczęła
obumierać. Dlatego wciąż sprawdzając wszelkie parametry życiowe pacjentki nie
umiał wytłumaczyć tego inaczej niż cudem. A jeszcze czekała go masa papierkowej
roboty i odkręcania całej machiny biurokratycznej. No i powiadomienie rodziny o
zaistniałej sytuacji. Miał tylko
nadzieję, że radość z powodu przebudzenia się pacjentki zaćmi fakt ewentualnego
błędu lekarskiego którego mógł się dopuścić i nikt nie będzie chciał zawracać
sobie głowy jakimkolwiek pozwem szpitala albo jego samego.
***
-
Wszystko ze mną w porządku, widzisz? Niepotrzebnie jechałyśmy do tego
szpitala.- Prychnęła Zosia wciąż będąc w lekkim szoku gdy razem z Jowitą, Ewą i
Emilką wychodziły z pobliskiej przychodni.
-
Samochód wyhamował w ostatniej chwili, ale i tak cię uderzył a ty upadłaś na
chodnik. Mogłaś mieć wstrząśnienie mózgu.- Wyjaśniła cierpliwie Jowita.
-
Ale nie mam jak widzisz. Poza tym jakie to ma znaczenie skoro jutro i tak
umrę?- Spytała ją retorycznie przyjaciółka. Potem ciężko westchnęła
najwyraźniej choć trochę wyrywając się z depresyjnego nastroju.- Z resztą
nieważne: skoro i tak nie chcesz dać mi spokoju to odwieź mnie chociaż do domu:
tego prawdziwego, jeśli mam robić z siebie idiotkę to tylko tam.- Dodała
zrezygnowanym tonem. Ale mimo wszystko Jowita ucieszyła się. Cała sytuacja
miała przynajmniej ten plus, że słuchając jej i Zosi zarówno Ewa jak i Emilka
zaczynały czuć się skołowane, co znaczyło że zaczynają brać pod uwagę jej
rewelacje. A to już coś.
-
Okej. Przykro mi, że Ksawery najwyraźniej siedzi nad czymś w pracy i nie może
do nas dołączyć.- Co znacznie poprawiłoby twój nastrój, pomyślała ale na głos
dodała nieco niepewnie:- A co z Arkiem?
- Słucham?
- Słucham?
-
No…wiem że się pokłóciliście, ale mimo wszystko…nie sądzisz że powinnaś
rozmówić się z nim po raz ostatni? No wiesz, żeby ostatecznie sobie to z nim
wyjaśnić. Oczywiście nie twierdzę, że to będzie wasza ostatnia możliwość,
skądże; wiem że jutro nic złego się z tobą nie stanie, ale…- Jowita czuła że
się zaplątała, ale nic nie mogła na to poradzić. Bo sama nie miała pojęcia co
wydarzy się jeśli odetną od maszyn ciało Zosi. Czy jej dusza wciąż pozostanie w
ciele Szymborskiej czy też odejdzie na zawsze?- Posłuchaj, minęło już dużo
czasu od kiedy…hej, gdzie ty idziesz?
- Z dala od ciebie. – Prychnęła naprawdę mając już tego wszystkiego dość. A przede wszystkim Jowity i tego ględzenia o Arku. Wciąż miała przed oczami jego wykrzywioną wściekłością twarz gdy wyznała mu, że Zosia była świadkiem jak upokarzał ją razem z Karolem. Ale potem zobaczyła na niej coś dziwnego, jakby…poczucie winy i strach? Nie, nie chciała tego teraz analizować. Bo musiała pożegnać się jeszcze z rodzicami. Po prostu musiała ich zobaczyć jeszcze raz: nieważnie że nie będą wiedzieli dlaczego obca im osoba przytula ich albo na ich widok zalewa się łzami. Ważne, że ona będzie to wiedziała. Nie miała ani siły, ani ochoty roztrząsać swoich uczuć wobec Arkadiusza.
- Z dala od ciebie. – Prychnęła naprawdę mając już tego wszystkiego dość. A przede wszystkim Jowity i tego ględzenia o Arku. Wciąż miała przed oczami jego wykrzywioną wściekłością twarz gdy wyznała mu, że Zosia była świadkiem jak upokarzał ją razem z Karolem. Ale potem zobaczyła na niej coś dziwnego, jakby…poczucie winy i strach? Nie, nie chciała tego teraz analizować. Bo musiała pożegnać się jeszcze z rodzicami. Po prostu musiała ich zobaczyć jeszcze raz: nieważnie że nie będą wiedzieli dlaczego obca im osoba przytula ich albo na ich widok zalewa się łzami. Ważne, że ona będzie to wiedziała. Nie miała ani siły, ani ochoty roztrząsać swoich uczuć wobec Arkadiusza.
-
Zaczekaj! Zosia, obiecuję że zrobię co chcesz i zawiozę cię gdzie chcesz. I nie
będę się w nic wtrącała.- Zawołała jeszcze za nią Jowita, a widząc że Zosia się
zawahała kontynuowała:- Tak będzie szybciej.- Dziewczyna niechętnie się
zgodziła wiedząc, że przyjaciółka ma rację. A stojące jak słupy soli Ewa i
Emilka bez słowa wsiadły do samochodu Jowity nie wymawiając ani słowa.
***
-
Jak to się obudziła? Kiedy?
-
Jakieś dwie godziny temu, ale nie mogłem się do pani dodzwonić…
-…właśnie
odwoziłam rodziców do przyjaciół domu, bo śmierć własnej córki była dla nich za
ciężkim przeżyciem.- Przerwała doktorowi Skarżyckiemu Marysia gdy tylko wróciła
z powrotem do szpitala i spotkała na korytarzu lekarza który prowadził kartę
jej siostry.- Ale proszę mnie do niej
zaprowadzić. Co z nią? Czy ona…czy ona coś mówiła?- Spytała zdenerwowana Maria
nie wiedząc co usłyszy i co chciałaby usłyszeć. Bo do kogo należało teraz ciało
Zosi? Co, jeśli się okaże że nie ma w niej Cruelli a jest jakaś inna osoba?
-
Oczywiście, wciąż zadawała masę pytań: początkowo odpowiadałem ale zależało mi
przede wszystkim na dokładnym zbadaniu jej stanu fizycznego a potem
psychicznego.
-
Co mówiła? To znaczy: czy nie miała jakichś zaburzeń?
-
Raczej nie. Nie miała pojęcia że upłynęło aż tak dużo czasu od jej
przebudzenia, ale to normalne w takich przypadkach. Poza tym zdolności ruchowe
czy praca mózgu bez zastrzeżeń z tym że…Poważny problem pojawił się tylko gdy
pacjenta wstała nagle dostając histerii. Dlatego musieliśmy podać jej środki
uspokajające.
-
Jak to histerii? Co mogło ją spowodować?
-
Pacjentka ma lekkie zaburzenia tożsamości, zupełnie jak na początku ta druga kobieta
która uległa z nią wypadkowi.- Zauważył z lekkim uśmiechem doktor nawet nie
wiedząc jaka jest prawda.- Uważa że jest kimś innym.
-
To dlatego tak się zdenerwowała?- Spytała choć całą sobą miała ochotę spytać za
kogo się podawała. Czy za Szymborską? Ale wiedziała, że to pytanie znacznie
podwyższyłoby czujność doktora. Trudno, sprawdzi to później, zdecydowała.
-
Nie, chyba raczej chodziło o jej zabandażowaną głowę. Wystraszyło ją własne
odbicie. Powiedziała, że to nie ona, że ona jest prezesem banku a nie jakąś
podrzędną pracownicą która zajmuje się analizą ryzyka…kredytowego? A może
inwestycyjnego; przyznam że nie słuchałem jej zbyt uważnie. Ale za to muszę
powiedzieć, że jej umysł wydaje się być całkiem sprawny: wszystko wskazuje na
to iż nie zatraciła dawnych umiejętności. Ponadto…
-
A więc Szymborska ma ciało Zośki a ona jej…- Mrugnęła do siebie Maria.
-
Słucham?
-
Nic ważnego.- Odparła Marysia mimo wszystko czując pod powiekami łzy. To nadal
nie rozwiązywało powstałego galimatiasu, ale przynajmniej ciało jej siostry nie
umarło. – Dzięki Bogu moja siostra żyje.- Powiedziała już głośno. Wiedziała jednak, że teraz musi bez względu na
wszystko szybko powstrzymać swoje emocje i działać tak by powstały jak
najmniejsze szkody. Ale najpierw musi porozmawiać z Cruellą, choć to pewnie
będzie musiało zaczekać aż środki psychotropowe przestaną działać na nią
otępiająco, pomyślała kilkanaście minut później patrząc na wciąż pogrążone w
śpiączce ciało siostry. Dlatego wyjęła z kieszeni komórkę wykręcając numer
prawdziwej Zosi. Miała tylko nadzieję, że tamta nie zdążyła narobić zbyt wielu
głupstw od czasu ich niedawnej przedpołudniowej rozmowy. Poczuła wyrzuty
sumienia, iż w fetorze ostatnich wydarzeń zapomniała o Zosi, która
najprawdopodobniej przeżywała swoje piekło po tym jak poznała prawdę od
Skarżyckiego.
-
Czego ode mnie chcesz? Pożegnać się ostatecznie?- Bez pardonu przywitało ją
ironiczne pytanie. Ucieszyło ją to. Atak oznaczał przynajmniej, że nie godziła
się na bierną akceptację, ale sprzeciwiała się i buntowała. To lepsze niż
melancholia.
-
Nie. Chciałam ci tylko coś przekazać.- Zaczęła biorąc głęboki wdech.- Cruella
się obudziła.- Wyznała bez pardonu.
-
Co?
- Szymborska…w twoim ciele, jakiś czas temu po prostu się obudziła.
- Szymborska…w twoim ciele, jakiś czas temu po prostu się obudziła.
-
Ale jak…? Przecież jutro z rana mieli zamiar ją uśpić na zawsze.
- Nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to. Ważne jest tylko to, że jej wszystkie funkcje życiowe są w normie a serce nie ucierpiało. Dlatego musisz tu natychmiast przyjechać zanim jeszcze powiadomię inne osoby, a w szczególności rodziców. Musimy wiedzieć na czym stoimy i przede wszystkim uspokoić twoją szefową. Podobno niezbyt dobrze zareagowała na swój nowy wygląd.
- Nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to. Ważne jest tylko to, że jej wszystkie funkcje życiowe są w normie a serce nie ucierpiało. Dlatego musisz tu natychmiast przyjechać zanim jeszcze powiadomię inne osoby, a w szczególności rodziców. Musimy wiedzieć na czym stoimy i przede wszystkim uspokoić twoją szefową. Podobno niezbyt dobrze zareagowała na swój nowy wygląd.
-
I wcale jej się nie dziwię. Ale co właściwie zamierzasz?- Spytała gotowa
podporządkować się rozkazom siostry, choć jeszcze niedawno krytykowała ją i
proponowany przez nią sposób rozwiązania całej sprawy.
-
Nie wiem, ale z pewnością musimy ją uspokoić i starać się wyjaśnić tę sytuację
tak jak najlepiej potrafimy. Nie chcę by zrobiła coś szalonego by zesłali ją na
oddział psychiatryczny, tak jak ciebie wcześniej.
-
Poza tym musi zachować milczenie.
-
Tak.
-
Dobrze, a więc zaraz każę Jowicie jechać do szpitala. Nie traćmy już czasu na
tą paplaninę.- Zakończyła rozłączając połączenie. Dobrze, że Jowita znalazła
jej rozrzucony telefon w magazynie i złożyła go a teraz jej go oddała, bo w
przeciwnym razie nie dowiedziałaby się o przebudzeniu Szymborskiej.
-
O co chodziło? Kto do ciebie dzwonił? I czemu masz taką minę?- Spytała ją zaraz
Jowita.
-
Bo ona…ona się obudziła.
-
Masz na myśli swoje ciało?
-
Tak, ja…o Boże nie wiem czy to powinno mnie cieszyć, bo jest tam Wiktoria, ale
mimo wszystko… to chyba dobrze nie?
- Żartujesz? To świetna wiadomość!- Ucieszyła się kobieta. A więc co, do szpitala?
- Żartujesz? To świetna wiadomość!- Ucieszyła się kobieta. A więc co, do szpitala?
-
Tak, zmieniamy kierunek.
-
Czekajcie, wy tak serio na poważnie?- Wtrąciła się Ewa nie mogąc już tego
znieść. O co tu do diaska chodziło?
-
Niebawem się dowiesz gdy zobaczysz w szpitalu prawdziwą Cruellę.
***
Tysiące
pytań, a zero odpowiedzi.
Ekscytacja
pomieszana z radością i strachem, zaprawiona goryczą i niepewnością.
Nadzieja
ze zwątpieniem.
Oto
emocje które krążyły w myślach Zosi podczas szaleńczej jazdy Jowity. Na dodatek
wciąż musiała odpowiadać na pytania Emilii i Ewy które zaczynały wierzyć w to
całe szaleństwo jakie ją spotkało. W tej chwili to była jedna z ostatnich
rzeczy na jakie miała ochotę. Najważniejsza było dla niej w tej chwili rozmowa
z Cruellą.
Ucieszyła
się gdy chwilę przed wejściem na salę Jowita dyskretnie odciągnęła przyjaciółki
na bok wiedząc bez słów co robić. Zosia spojrzała na nią z wdzięcznością, ale
gdy chciała wejść do Sali Marysia powstrzymała ją gestem dłoni.
-
Zaczekaj, ja zrobię to pierwsza.
-
Po co?
- Trzeba ją przygotować. Jak myślisz jak zareaguje widząc samą siebie przed sobą?
- Trzeba ją przygotować. Jak myślisz jak zareaguje widząc samą siebie przed sobą?
-
Nie wiem, ale wiem też że nie mamy czasu. Nie chcę by rodzice cierpieli dłużej
niż to konieczne. Tata..
-
Kilka minut niczego nie zmieni. A musimy postarać się załatwić wszystko w jak
najbardziej dogodny dla nas sposób. Myślisz, że Cruella też będzie tego
chciała?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale może masz rację: wejdź tam pierwsza, daję ci 5 minut.
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale może masz rację: wejdź tam pierwsza, daję ci 5 minut.
-
To za mało, nawet nie wiem czy już w pełni odzyskała formę po podanych jej
lekach. Poza tym…
-
5 minut, Mańka nie więcej. Potem ja wchodzę do salki.
-
Okej, rozumiem.- Odparła jej siostra doskonale rozpoznając w jej głosie
nieprzejednaną nutę a potem bez słowa zwłoki weszła do sali, gdzie w tej chwili
leżała już świadoma Wiktoria w ciele Zosi. Prawdziwa Zosia w tym czasie krążyła
na korytarzu zastanawiając się nad wieloma rzeczami.
Czy
Cruella da się przekonać do tego by nie zdradzić swojej prawdziwej tożsamości?
Czy jej przebudzenie nie jest tylko chwilowe i znów nie zaśnie na kolejnych
kilkanaście tygodni? Czy Arek poszedł zaskarżyć ją na policję tak jak mówił?
Jak i czy w ogóle uda im się odzyskać swoje prawdziwe ciała skoro do tej pory
nie ani jej samej ani jej siostrze nie udało się nawet poznać przyczyny tego
całego szaleństwa?
Zastanawiając
się nad tymi pytaniami czuła jeszcze większe zdenerwowanie, ale starała się je
zwalczyć. Spokojnie, tylko spokojnie. Przecież jeszcze dziś wydawało się, że
gorzej być nie może; czułaś że umrzesz. Teraz więc nie może być gorzej: po
spadnięciu na dno można albo się odbić albo co najwyżej wciąż siedzieć na dnie
w tej samej pozycji. Nie można upaść już niżej. A przynajmniej w teorii.
Potrząsając
głową po raz kolejny spojrzała na zegarek rejestrując, że od czasu wyjścia
Marysi minęły już cztery pełne sekundy. Pozostało jej więc niewiele więcej jak
kilkadziesiąt sekund do wejścia. Dlatego nie miała pojęcia jak to zniesie.
Tuż
przed samym wejściem spojrzała w stronę przyjaciółek, jakby szukając w nich
siły i potwierdzenia że dobrze robi. Ale oprócz uśmiechów na ich twarzach
dostrzegła też niepewność i zaniepokojenie. W sumie nie było w tym nic
dziwnego: w końcu ona sama czasami nie wiedziała co powinna myśleć o całym tym
szaleństwie.
Pukając
cicho do drzwi nie usłyszała żadnego dźwięku, ale i tak przekroczyła ich próg.
Dopiero wtedy zauważyła Cruellę z pogardą wpatrującą się w Marysię cedzącą w
jej stronę jakieś słowa a w zasadzie kwieciste epitety, które znaczyły mniej
więcej tyle, że jest jakąś obłąkaną kołtunką. Nie była w stanie słuchać ich
uważnie z pewnej przyczyny. Bo po prostu na widok swojego ciała prawie ugięły
się pod nią kolana. I nieważne było to, że widziała je przecież wielokrotnie
wcześniej: do tej pory pamiętała jak wielkim szokiem była dla niej ta pierwsza
wizyta. Ale wtedy jej ciało po prostu wyglądało jak pogrążone we śnie jeśliby
zignorować ogrom rurek i przewodów podtrzymujących je przy życiu; teraz
natomiast widziała samą siebie mówiącą jej głosem i patrzącą jej oczami. I
poczuła jak na jej rękach robi się gęsia skórka niespowodowana zimnem.
-
Oszalałaś wariatko, nie będę cię dłużej słuchać. Wynocha.- Z rozmyślań znów
wyrwał ją głos Wiktorii. A w zasadzie jej głos.
-
Już mówiłam, że to nie jest normalne, ale z całą pewnością pani wie…- Marysia
posługiwała się beznamiętnym tonem: takim samym jaki stosowała wobec wszystkich
swoich pacjentów co jak zauważyła Zosia złościło Szymborską nie mniej niż swego
czasu ją samą. Dlatego dobrze wiedząc, że nic dobrego nie wyniknie z
przedłużania tej bezcelowej dyskusji, a przecież powinny załatwić sprawę z
Cruellą jak najszybciej dopóki lekarze nie zainterweniują z powodu dochodzących
z pokoju odgłosów, odezwała się:
-
Dzień dobry Wiktorio.- Celowo przeszła na „ty”, bo w tych okolicznościach
(czytaj: patrząc na samą siebie) było jej dużo łatwiej. No i- choć nawet przed
samą sobą nie chciała się do tego przyznać- w maleńkim stopniu tym bezpardonowym
przywitaniem kierowała chęć odwetu. Nie tylko za jej arogancję w pracy, ale i
za upokorzenie jakie sprawiły jej słowa tuż przed ich wypadkiem.
A więc powiedział ci
wprost, że cię nie chce?
Więc o to chodzi?
Trafiłam?
Bo
doskonale wiedziała jakim szokiem będzie dla jej szefowej widok samej siebie w
jakimś innym ciele. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, jeśli nie jedyny, to
właśnie ona była górą.
I
rzeczywiście miała rację: Wiktoria drgnęła odsuwając się w stronę ściany jakby
odrzucona niewidzialnym pociskiem lub nieznaną siłą. Mocno zacisnęła pięści
wlepiając w nią ni to przerażony ni to zafascynowany wzrok.
-
Zosiu co tu robisz? Przecież powiedziałam ci, że…
-
Pięć minut już minęło, Marysiu. Poza tym widzę, że raczej nie udało ci się
dojść z moją szefową do porozumienia.
-Co
to wszystko do cholery ma znaczyć?- Odezwał się kolejny damski głos. Zosia w
duchu była pod wrażeniem faktu, iż Wiktorii udało się aż tak szybko pozbierać.
Ona sama przecież pamiętała jak bardzo wytrącona była z równowagi po tym jak po
raz pierwszy zobaczyła swoje ciało.- Kim jesteś i dlaczego wyglądasz jak ja?
Nie
wiedzieć czemu, w pierwszej chwili Zosia miała ochotę opowiedzieć jakąś ckliwą
historię o zaginionej siostrze bliźniaczce. Nie miała pojęcia skąd wzięła jej
się chęć do ironii: w końcu nie było chyba mniej poważnej sytuacja która
skłaniałaby do żartów. Dlatego ignorując pytanie jeszcze raz nakazała siostrze
wyjść każąc pilnować wejścia tak by móc poinformować ją o zjawieniu się
lekarza. Gdy Maria spełniła jej polecenie w ciszy spojrzała na Wiktorię widząc,
że ta przygląda się jej bez słowa.
-
Zwariowałam prawda?- Zosia nie miała pojęcia czy te słowa są przeznaczone do
jej uszu czy Szymborska mówi je do siebie.- Przez ten wypadek zgłupiałam albo
jeszcze się nie obudziłam i to wszystko jest jakimś pieprzonym snem.
-
Też bym tego chciała, ale niestety to nie takie proste.- Zofia w końcu
postanowiła przejść do rzeczy w kilku rzeczowych zdaniach oznajmiając to co się
im przytrafiło. Wiedziała, że zapewne to samo zrobiła wcześniej Maria bez
rezultatu sądząc po reakcji Cruelli, ale musiała przecież od czegoś zacząć.
Tamta jednak pod koniec jej przerwała.
-
Co ty do diabła pieprzysz? Chcesz powiedzieć, że jakimś cudem zamieniłyśmy się
ciałami i teraz ty udajesz mnie? Przez prawie trzy miesiące?!- Ach, więc to ją
tak zdenerwowało, zrozumiała Zosia.
-
A co wolałabyś pewnie żebym zostawiła bank na cały ten czas samemu sobie?
-
Mój Boże, te wszystkie kontrakty, umowy z inwestorami, raporty…- Mruczała jakby
do siebie, a Zosia choć wiedziała że praca była dla Cruelli najważniejsza to
mimo to była w dużym szoku. Obudziła się z wielotygodniowej śpiączki w obcym
ciele a mimo to zaprzątają ją ewentualne niedociągnięcia w pracy? Widocznie
jednak myśli o karierze zawodowej odeszły na dalszy plan, bo zaraz dodała:- Coś
ty mi do cholery zrobiła? To jakieś prochy?
-
Nie mam pojęcia.
-
Jak to nie masz pojęcia?! Żądam, żebyś oddała mi moje ciało. Nie chcę mieszkać
w ciele potwornie wielkiej, tłustej baby na dodatek nierozgarniętej! Tak, tak…-
Dodała na widok spojrzenia Niemcewicz.- …teraz sobie ciebie przypominam. To ty
jesteś tą podrzędną asystentką Arka w dziale analitycznym! Na dodatek prawie
mnie zabiłaś!
- Obelgi nie są tu nikomu potrzebne.- Odpowiedziała cicho Zosia widząc, że jej szefowa po wstępnym szoku znów zaczyna zachowywać się jak jędza. I choć doskonale wiedziała jaka potrafi być to jednak tak krytyczny opis samej siebie trafił celu dosięgając już i tak bardzo niskiego poziomu poczucia własnej wartości.
- Obelgi nie są tu nikomu potrzebne.- Odpowiedziała cicho Zosia widząc, że jej szefowa po wstępnym szoku znów zaczyna zachowywać się jak jędza. I choć doskonale wiedziała jaka potrafi być to jednak tak krytyczny opis samej siebie trafił celu dosięgając już i tak bardzo niskiego poziomu poczucia własnej wartości.
-
Więc odkręć to wszystko!
-
Myślisz, że nie próbowałam?!- Wybuchła Zosia.- Od jedenastu tygodni nie robię
nic innego tylko staram się poznać przyczynę tej zamiany.
-
Zmówiłaś się z lekarzem, prawda? Oni przeszczepili nam mózgi albo za pomocą
jakiejś hipnozy sprawili, że wydaje mi się iż mam ciało innej osoby.
-
Wiesz, na tą wersję o hipnozie nie wpadłam.
-
Zamknij się idiotko! I jeszcze zamierzasz kpić?! Pójdę na policję i…
-…i
co im powiesz? Że wydaje ci się, że jesteś kimś innym? Że ukradłam twoje ciało?
Proszę bardzo, jeśli chcesz trafić na oddział psychiatryczny to śmiało. Ale z
własnego doświadczenia powiem ci, że to nic przyjemnego być nafaszerowaną
lekami i słuchać wielominutowych monologów lekarzy a potem odpowiadać na durne
pytania psychiatrów, na które i tak nie ma bezpiecznej odpowiedzi. Tak więc
śmiało: nie krępuj się. Ja byłam tam traktowana ulgowo dzięki prestiżowi i pieniądzom
twojego ojczyma, ale ty jesteś teraz zwyczajną szarą Zofią Niemcewicz. Nie
sądzę by twoje obelgi wzbudziły czyjkolwiek respekt.
-
Dobrze.- Odparła na to Wiktoria mocno zaciskając powieki, a potem biorąc
głęboki wdech.- Więc czego chcesz?
-
Może w to nie wierzysz, ale chcę ci pomóc.
-
Phi, raczej sobie.
-
Okej, a więc nam. Bo w ciągu tych 11 tygodni wiem co przeżyłaś, bo ja przeżyłam
dokładnie to samo.
-
To samo? Ty przynajmniej masz wygląd i
ciało supermodelki, gdy tymczasem ja muszę znosić…- Nie dokończyła wymownie
patrząc w dół swojego ciała jakby zmieniła się w odrażającego potwora. To
sprawiło, że Zosia po raz kolejny poczuła się jak mały robaczek, ale również
poczuła ogromną złość. Bo przecież nie musiała godzić się na to poniżenie, już
nie. Tym bardziej z tak płytkiego powodu jak wygląd.
-
Posłuchaj mnie laleczeko…- Zaczęła podchodząc do Cruelli i oskrżycielsko
wskazując na nią palcem.-…wcale nie muszę ci pomagać. Oczywiście współpracując
między sobą niewątpliwie byłoby nam łatwiej, ale widzę że na to nie pójdziesz.-
Wiedziała, że jest trochę niesprawiedliwa: w końcu Szymborska miała zaledwie 3
godziny na zaznajomienie się z całym tym szaleństwem i poukładaniem sobie tego
w głowie z czego dwie przespała będąc na silnych proszkach, ale z powodu jej
jędzowatości dla Zosi przestało to stanowić jakąkolwiek taryfę ulgową. Poza tym
wmawiała jej kłamstwa, bo przecież bez jej współpracy nie uda im się niczego osiągnąć.
Ale miała nadzieję, że Cruella kupi jej bajeczkę. – Ja, pomimo burzliwych
początków, zaaklimatyzowałam się w twoim środowisku dość łatwo. Nikt nawet nie
zauważył różnicy. Mieszkam w twoim domu, zaznajomiłam się z Aleksem i nawet
poznałam Jarka.- Z ponowną satysfakcją zauważyła, że w oczach Wiktorii pojawia
się złość i….strach.-Ale ty jeśli chcesz to możesz wciąż krzyczeć i lamentować
jak to ukradłam ci ciało, proszę bardzo. Może nawet to byłby jeszcze lepszy
pomysł, bo w ten sposób prędzej czy później trafiłabyś do psychiatryka i nie
plątała się pod nogami co bez przeszkód pozwoliłoby odkryć przyczynę naszej
zamiany. Albo wiesz co? Możemy w ten sposób sprawdzić czy ktoś by ci uwierzył,
a jeśli tak to czy nie potraktowałby cię jak jakiegoś ewenementu lub rodzaju
pewnego dziwoląga; no wiesz takiego co to się go trzyma w klatce i służy tylko
do eksperymentów. Może nawet w ten sposób zyskałabyś światową sławę? Bo jakoś
do tej pory nie udało mi się trafić na jakąkolwiek wzmiankę o ludziach których spotkało
to samo co nas. Oprócz rzecz jasna, filmów czy książek fantazy.
-
Już dobrze: dość, zgadzam się.- Powiedziała z wyraźną niechęcią przerywając
gwałtowny monolog Zosi. Tamta już wiedziała że wygrała.- Więc na czym ma
polegać ta współpraca? Czego konkretnie ode mnie chcesz?
-
Przede wszystkim nie utrzymuj, że twoje ciało nie należy do ciebie. Chcę by jak
najszybciej wypisali cię ze szpitala nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
-
Więc chcesz bym zajęła twoje miejsce tak jak ty zajęłaś moje?
-
Tak, ale tylko tymczasowo. To da nam czas.
-
Na co?
-
Na zrozumienie co nam się do cholery stało. Ja wyczerpałam już wiele pomysłów i
scenariuszy, ale może ty poza hipnozą dorzucisz swoje. Więc jak będzie?
-
Już mówiłam, że się zgadzam. Przecież praktycznie nie pozostawiłaś mi wyboru,
prawda?- Zosia już miała odpowiedzieć, ale właśnie rozległo się ciche pukanie
do drzwi. To Marysia ostrzegała je przed nadchodzącym doktorem lub
pielęgniarką.
-
No dobrze, muszę już iść. Ale pamiętaj: nie podawaj się za siebie samą, ale za
Zofię Niemcewicz. Później podam ci więcej szczegółów tak byś wypadła bardziej
wiarygodnie, ale teraz to musi wystarczyć. W razie czego, wymawiaj się złym
samopoczuciem, zbywaj lekarzy, udawaj amnezję tak jak ja: cokolwiek.
-
Okej, a kiedy zamierzasz się zjawić i wyjaśnić mi resztę?
-
Kiedy tylko zdołam, do zobaczenia.