MIESIĄC
PO WYPADKU
Miała
osiem lat kiedy po raz pierwszy zmuszona była wystąpić publicznie w szkolnym
przedstawieniu. Do tej pory pamiętała jak głupio się wtedy czuła. Co prawda
wiele miało to wspólnego ze strojem marchewki jaki miała na sobie, ale głównie
wynikało z jej nieśmiałości.
Teraz
wchodząc do oddziału Krezus banku czuła się podobnie. Może nie wyglądała jak
marchewka, ale w ściśle dopasowanym kostiumie i czarnym żakiecie znalezionym w
szafie Szymborskiej (notabene olbrzymiej i doskonale wyposażonej), czuła się
tak samo jak w przebraniu jak wtedy gdy była marchewką. Różnica polegała na
tym, że z widowni nie patrzyły na nią uspokajająco twarze rodziców, ale
niechętni pracownicy którzy jej nie znosili, ale starannie starali się to ukryć
pod maską profesjonalizmu. A raczej Wiktorii Szymborskiej za którą uchodziła.
-
Ojej, witamy serdecznie.- Już na samym początku zagruchała recepcjonistka
pracująca przy obsłudze klienta. Jej szeroki uśmiech odrobinkę zbladł gdy
skierowała wzrok ku jej szyi. Zosia szybko poprawiła wtedy apaszkę. Pomimo
faktu, iż gardło doskwierało jej coraz mniej, blizna była bardzo widoczna.
-
Dzień dobry.- Odpowiedziała, ale widząc zaskoczenie malujące się w oczach Agaty
(bo tak miała na imię), zrozumiała że popełniła błąd. Cruella nigdy nie przywitałaby
się z szeregowym pracownikiem inaczej niż za pomocą łaskawego skinięcia głową.
Ale zaraz wykorzystała tę okazję udając, że zrobiła to tylko po to by zapytać
gdzie jest Adamczyk.
-
Pan prezes jest u siebie w gabinecie, przyjechał jakieś pół godziny temu.
-
Dziękuję.- Mrugnęła jeszcze odchodząc. Już żałowała, że uległa ojczymowi
Wiktorii. Co prawda niejako zaszantażował ją mówiąc, że skoro jest już zdrowa a
nie chce chodzić do pracy, będzie musiał poszukać kogoś na jej miejsce, ale
wątpiła by rzeczywiście to zrobił. No dobra, nie wątpiła i dlatego dziś po
czterech tygodniach od wypadku tu była. W totalnej rozsypce psychicznej i on to
chyba zauważył. Po wizycie Jarka całą środę i czwartek spędziła w łóżku bojąc
się nawet wyjść ze swojej sypialni (czytaj: sypialni Szymborskiej). Może to dlatego uznał, że to
będzie dla niej dobre. Ale jak mogło być skoro zaraz czuła, że się rozpłacze?
Nawet jeśli Marysia również przekonywała ją do tego by wróciła do pracy jako
Cruella udając, że to będzie dobra zabawa? Taa, ona bawiła się przecież
doskonale. Tak, że zaraz chyba wyskoczy z najbliższego okna…
By
powstrzymać posępne myśli skierowała się prosto do biura Szymborskiej. W pewnym
momencie jednak skręciła w niewłaściwą stronę odruchowo kierując się do
pomieszczenia gdzie wspólnie pracowała z Arkiem i Emilką. Zatrzymała się tam na
chwilę. Wiedziała, że nigdy więcej nie chce go widzieć, ale miała też
świadomość iż ich spotkanie jest nieuniknione. Ale na pewno nie teraz. Nawet
jeśli bardzo chciała zobaczyć Emilię. Oczywiście nie mogła jej niczego
powiedzieć, ale sam jej widok podniósłby ją na duchu. Poczuła wyrzuty sumienia.
Czy ona się o nią martwi? A Ewa? Albo…no właśnie, Jowita. Była jej sekretarką!
To znaczy sekretarką Wiki, ale teraz to na jedno wychodzi…
Czując
nagły przypływ energii prawie wbiegła do swojego biura. Ale zamiast Jowity
ujrzała koło biurka obcą sobie kobietę.
-
Gdzie moja sekretarka?
-
Dzień dobry, pani dyrektor. Jeśli ma pani na myśli Jowitę to niestety nie
pracuje tu od nowego roku. Złożyła rezygnację.
-
Jak to złożyła rezygnację?
-
Pewnie z powodu wypadku pani nie wiedziała…ale spokojnie, zostałam już
wprowadzona w jej obowiązki. Zajmowałam się biurem w czasie pani nieobecności.
Nazywam się Renata…
-
A okres wypowiedzenia?
-
Kończy się za dwa dni, ale pan Adamczyk zdecydował że nie musi zjawiać się dziś
i jutro.
-
W takim razie zadzwoń do niej i powiedz, że zmieniłam zdanie.
-
Słucham?
-
Każ jej przyjść dzisiaj do pracy, dobrze?
-
Ale umowa uległa już rozwiązaniu. Nie mogę jej prosić by…
-
Więc po prostu każ jej to zrobić!- Przerwała jej niegrzecznie Zosia. Zaraz
jednak poczuła wyrzuty sumienia. A więc tak robi to Cruella, tak łatwo jest być
suką krzyczącą na innych bez powodu.
-
Oczywiście pani dyrektor.- Usłyszała jeszcze zanim nie trzasnęła drzwiami
wchodząc do swojego gabinetu. Dopiero tam odetchnęła z ulgą, ale zaraz znów się
zdenerwowała rozglądając się dookoła. Była tu tylko raz: a właściwie nie tu,
ile w przedpokoju, niedaleko biurka Jowity, gdy któregoś razu poszła do niej by
razem poszły na lunch. Ale z racji otwartych drzwi co nieco widziała. Teraz
miała w końcu szansę zaspokoić swoją ciekawość. Szkoda tylko, że nie miała na
to ochoty.
Kilka
minut później odważyła się usiąść na krześle Wiktorii, chociaż czuła się jak
intruz, jakby robiła coś złego. Potem okręciła się na nim kilkakrotnie
zastanawiając się co u diabła ma teraz robić. Nie miała zielonego pojęcia o
zakresie obowiązków Szymborskiej. Od Jowity z jej opowieści wiedziała, że
głownie zajmuje się obsługą śmietanki jak nazywała najbogatszych klientów, ale
poza tym niewiele miała o tym pojęcia. To dlatego jeśli jej maskarada nie miała
się wydać i żeby nie zniszczyć reputacji Wiktorii jako odpowiedniej na
stanowisku które zajmowała potrzebowała kogoś, kto się na tym zna. A tym kimś z
pewnością była sekretarka Cruelli. Ponadto Jowita była jej przyjaciółką, co
prawda teraz o tym nie wiedziała, ale dla niej Zosi liczył się fakt oglądania
znajomej twarzy. Na co jej więc była nowa sekretarka skoro nie miała pojęcia co
ma robić tak samo jak sama Zosia? Ślepy raczej nie umie prowadzić kulawego…
Ciężko
westchnąwszy niechętnie wstała z obrotowego krzesła. Z chęcią spędziłaby w
biurze bezczynnie cały dzień, ale w którymś momencie ktoś by to w końcu dostrzegł.
Tylko co ją to do diaska obchodzi? To było życie Wiktorii, nie jej. Przecież w
końcu odzyska swoje, obudzi się z tej śpiączki. Wtedy nawet będzie mogła śmiać
się z tego, że Cruella wyleciała ze swego stołka. Dlaczego więc teraz się
starała? Żeby nie oszaleć? A może podświadomie przeczuwała, że pożegnanie z
ciałem Szymborskiej nie będzie takie szybkie jak sądzi?
Stawiając
ostrożnie kroki, podeszła do stojących regałów by zorientować się co na nich
jest. Tak jak się spodziewała były tam dane dotyczące klientów, których aktywa
przekraczały 1 mln zł. Do tego kilka książek na temat bankowości, prawa
podatkowego czy ekonomii. Wiele segregatorów z informacjami na temat
wiarygodności klientów i ich firm a także zmian w aktywach, jakieś statystyki, dane
makroekonomiczne z GUSu… Idąc dalej znalazła jakiś stos kartek, bloczków
bankowych, a na ostatniej półce leżały jakieś gadżety i ulotki. Potem podeszła
do biurka: tak jak się spodziewała szuflady były zamknięte, ale chyba miała do
nich klucz. To znaczy znalazła jakieś w „swojej” torebce i do tej pory nie
miała pojęcia do czego służą. Szkoda tylko, że nie wpadła na to by dziś zabrać
je dziś do pracy. Ale jednocześnie to wcale jej nie dziwiło: już od rana miała
pecha. Począwszy od tego, że rankiem nijak nie potrafiła ułożyć włosów tak jak
to robiła Wiktoria (jej czarne kosmyki były krótko ostrzyżone w postrzępioną
fryzurkę, którą układała za pomocą pianki, ale ona nie potrafiła uzyskać
takiego samego efektu), podobnie było zresztą z makijażem. Poza tym siedząc w
domu nie musiała wbijać się w obcisłe uniformy, które ciasno opinały jej
sylwetkę (a raczej sylwetkę Wiktorii) ani wysokie szpilki tak charakterystyczne
dla Cruelli. Zosia ze względu na wzrost nigdy nie musiała tego robić, dlatego
teraz nawet wybierając czółenka na najmniejszym obcasie czuła się tak jakby
chodziła na szczudłach. No i nie umiała prowadzić samochodu, musiała do pracy
przyjechać autobusem (bała się, że ktoś z personelu banku to zauważy i domyśli
się, że nie umie prowadzić samochodu, bo nigdy nawet nie podchodziła do
egzaminu na prawo jazdy jako Zofia Niemcewicz), a gdy jakimś cudem dotarła do
pracy nie wiedziała co ma właściwie robić. Może to nie były wielkie katastrofy,
ale ona wiedząc że wszystkich oszukuje bała się, że nawet jej najmniejsza
pomyłka sprawi, że oni domyślą się iż nie jest Wiktorią. Co było przecież
absurdalne skoro gdy powtarzała to samo w szpitalu znalazła się na oddziale
psychiatrycznym. No i biorąc pod uwagę fakt, iż to co się jej przydarzyło było
po prostu niemożliwe. Ale nie mogła ryzykować, nie chciała znów się tam
znaleźć…
W
końcu zdecydowała się otworzyć laptopa
Wiktorii. Prawie podskoczyła na krześle, gdy na czarnym jeszcze wygaszonym
ekranie ujrzała swoje odbicie. Pomyślałby ktoś, że przez ponad cztery tygodnie
zdoła się do tego przyzwyczaić, ale tak nie było. To co odbijało się w lustrze
było dla niej tak samo obce jak za każdy razem. I tak samo ją przerażało.
Wciskając
przycisk start, tak jak się spodziewała dostęp do niego blokowało hasło.
Zastanawiała się co powinna zrobić. Powiadomić o tym Adamczyka? Tak byłoby
najprościej, ale przecież jako Wiktoria nie mogła zrobić z siebie takiej
ofermy. Nie znała też bezpośredniego numeru głównego informatyka banku.
Pozostawało jej tylko liczyć na swoją nową sekretarkę, której nawet nie
pozwoliła się przedstawić. Dlatego teraz
zmuszając się do wyjścia powiadomiła ją o swoim zamiarze. Starała się w miarę
możliwości zachowywać się sympatycznie, ale było to trudne, bo nawet przez
sekundę nie mogła się odprężyć. Co jakiś czas pytała się w duchu: co ja tu
właściwie robię. Po co to ciągnę?
Renata
chyba puściła ich poprzednie spotkanie w niepamięć, bo teraz z uśmiechem na
ustach pytała czy ma znów wznowić catering który zazwyczaj zamawiała na lunch.
Albo dostarczyć zapas mineralnej wody. Zdała jej również raporty z ostatniego
miesiąca, które pewnie sporządziła Jowita.
Młody
chłopak, informatyk, zjawił się już po kwadransie. Zosia nie wiedząc co powinna
zrobić pozostała w swoim gabinecie tępo wpatrując się w okno.
-
Długo to panu zajmie?- Spytała po jakichś dziesięciu minutach.
-
Muszę złamać zabezpieczenia.- Wyjaśnił.- A dobrze się pani przed tym obroniła.
Znów
milczeli, co bardzo ją krępowało. Nie miała pojęcia dlaczego aż tak bardzo jest
rozdrażniona, zupełnie jakby czegoś jej brakowało. Tak było od czasu wypadku,
ale w ostatnich dniach gdy bezczynnie siedziała w mieszkaniu jakby się
nasiliło. W końcu nie mogąc się powstrzymać zaczęła chodzić w tą i z powrotem,
a gdy w pewnym momencie wychwyciła spojrzenie informatyka (który zaraz spuścił
wzrok) po prostu wyszła z biura. Ryzykowała, że robiąc to napotka kolejne
zagrożenia, ale w tej chwili całkowicie jej to wisiało. Chciała tylko by
przyszła Jowita. Chciała mieć wokół siebie kogoś komu mogła zaufać nawet jeśli
on o tym nie wiedział.
Ucieszyła
się, gdy korytarz był pusty, dlatego szybko pomknęła nim do windy. Potem
zjechała na najniższe piętro. W windzie spotkała parę osób, ale starała się
stwarzać wrażenie nieprzystępnej, dlatego oprócz przywitania nie musiała z
nikim rozmawiać. Gdy znalazła się na ulicy uścisk w piersi odrobinę zmalał.
-
O dzień dobry.- Męski głos dochodzący z prawej strony mury sprawił, że z
zaskoczenia cicho jęknęła. Spojrzała w stronę jego właściciela czując uścisk w
brzuchu. Po raz ostatni słyszała jego głos w tamtej piwnicy, a teraz stał obok
niej uśmiechnięty, trzymając w dłoni nadpalony papieros. I wtedy Zosia w końcu
zrozumiała czego jej brakowało, gdy po raz pierwszy od wielu dni poczuła zapach
dymu tytoniowego. No tak, Cruella paliła. To logiczne, że jej ciało wciąż
domagało się nikotyny. Ale z tego wszystkiego przeoczyła ten fakt kładąc swoje
rozdrażnienie na jeszcze jeden objaw swojego stanu.- Nie wiedziałem że dziś
wróciłaś do pracy.
O
Boże tak bardzo chciała go uderzyć. Nie mogła zapomnieć jakie miał o niej zdanie,
jak gratulował Arkowi, jak nazwał ją brzydulą…Najchętniej poszłaby dalej
zupełnie go ignorując, ale nie mogła. Bo była Wiktorią, a nie zakompleksioną
Zosią, którą tak podle obgadywał.
-
Dzień dobry panie Rogalski. Nie powinien być pan w pracy?- Nie mogła darować
sobie tej małej złośliwości. Na dodatek papieros w jego dłoni kusił ją i
przyciągał jak magnes. A przecież ona nigdy nawet nie zaciągnęła się
papierosem! Nie umiała palić.
-
No cóż, zrobiłem sobie malutką przerwę na papierosa. Poczęstować cię…to znaczy
panią?- Potrząsnęła głową uświadamiając sobie, że właśnie popełniła gafę. Karol
na początku zwrócił się do niej „na ty” a ona nazwała go „panem”. Dlatego teraz
się zreflektował. Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że uzna to za wyraz
niezadowolenia z jego przerwy w czasie pracy, a nie nabierze jakichś podejrzeń.
W końcu nie mogła wykluczać, że Szymborska z nim nie spała.
-
Muszę już iść. Niech pan…to znaczy wracaj niedługo do pracy, Karol.
-
Jasne.- Uśmiechnął się szeroko z widoczną ulgą.- Aha, i miło cię w końcu
widzieć. Świetnie ci w tej nowej fryzurze.- Nowej fryzurze? Miała ochotę
parsknąć śmiechem.
***
Jowita
była wściekła. Właśnie dziś miała rozmowę o pracę z konkurencyjnym bankiem i
nie mogła się na nie zjawić, bo zadzwoniła nowa sekretarka Cruelli każąc jej
jednak przyjść dziś do pracy. Okazało się bowiem, że jej cudowna szefowa doszła
do siebie po wypadku i wróciła do pracy. Ale ona nie była tym ani trochę
zainteresowana nawet po to by naocznie sprawdzić czy rzeczywiście ześwirowała tak
jak twierdzą niektórzy.
To
dlatego wchodząc do Krezus Banku na twarzy miała zaciętą minę. A gdy wpadła na
jedną z koleżanek tylko się z nią przywitała ignorując oczywiste sygnały do
chęci krótkiej pogawędki. Potem poszła prosto do swojego dawnego pokoiku, który
znajdował się przed gabinetem Szymborskiej.
Przy
swoim biurku zauważyła młodą dziewczynę, która wydawała się być czymś bardzo
zaaferowana, co nie wiedzieć czemu, poprawiło jej humor. Oznaczało to, że
jednak nie tak łatwo ją zastąpić jak sądziła.
- Dzień dobry, jestem Jowita. Wiktoria kazała
mi przyjść.
-
Ach tak, już zawiadamiam panią dyrektor.- Dziewczyna celowo podkreśliła
przedostatnie słowo. Jowita w odpowiedzi tylko prychnęła. Jeszcze tego
brakowało by ta smarkula uczyła ją jak powinna zwracać się do Cruelli. I tak
miała szczęście, że nie nazwała jej per suką albo zdzirą. To bardziej do niej
pasowało.- Pani Wiktoria chce by pani do niej weszła.- Usłyszała po chwili głos
małolaty, która wychodziła z gabinetu Szymborskiej. Jowita bez zwłoki do niego
weszła.
-
Witam.- Przywitała się z lekką dozą ironii.- Mogę wiedzieć czemu kazałaś mnie
tu sprowadzić?- Wiktoria nie odezwała się tylko wpatrywała w nią jakby nagle
wyrosła jej trzecia głowa. Jowita poczuła się niepewnie, zwłaszcza gdy na
twarzy tamtej pojawił się uśmiech.
-
Witaj. Usiądziesz?
-
Raczej nie mam czasu. Mogę wiedzieć o co chodzi?
-
Nie chcesz herbaty? Albo kawy? Dziś jest dość zimno i…
-
Nie, dziękuję. Mam mało czasu. – Przerwała bezceremonialnie swojej szefowej.
Tylko odkąd ona była taka niby miła? Proponuje jej kawkę? Ha, dobre sobie.
Ostatnio nazwała ją idiotką a teraz zachowuje się jak gdyby nigdy nic? Chyba
rzeczywiście tamte schody musiały trochę obić jej mózg.- Dlatego jeśli mogłabyś
przejść do rzeczy, byłabym wdzięczna.- Jowita nigdy nie mówiła z taką
bezczelnością, ale teraz, gdy nie była uzależniona od Wiktorii, mogła sobie na
to pozwolić.
-
Jak chcesz. A więc chciałabym żebyś znów była moją sekretarką.
-
Słucham?- Szok, niedowierzanie i zdziwienie pojawiło się na twarzy Jowity. Ale
zaraz zostały wyparte przez zrozumienie. A więc stąd ta kawka i udawanie miłej.
-
Chcę byś znów była moją sekretarką.
-
Niestety, nie skorzystam.
-
Zapłacę ci więcej.- Odważyła się powiedzieć Zosia. W końcu decydowała o nie
swoich pieniądzach.
-
Nie jestem zainteresowana.
-
Znalazłaś już nową pracę?
-
Nie, ale teraz miało się odbyć spotkanie rekrutacyjne na które bardzo liczyłam.
Ale musiałam zjawić się tutaj.
-
Przykro mi, ale jak mówiłam, tutaj drzwi są przed tobą otwarte.
-
Jeszcze raz, dziękuję. A teraz, skoro to wszystko to mogę już iść?
-
Ale ja dam ci podwyżkę, może bardziej elastyczne godziny pracy…na pewno jakoś
się dogadamy.
-
Z całym szacunkiem, ale my nigdy nie mogłyśmy się dogadać…Albo wiesz co?
Pieprzę ten szacunek, bo już nie muszę ślepo ci służyć i znosić twoich obelg.
Dawno chciałam to powiedzieć, dlatego powiem to teraz. Jesteś podłą, złośliwą i
cyniczną jędzą, która gnoi ludzi by podwyższyć swoje ego i karmi się tym, że są
od niej zależni. Na dodatek spałaś z przynajmniej pięcioma facetami, którzy są
pracownikami banku, a choć za każdym razem kryłam ci tyłek nigdy mi nawet nie
podziękowałaś. Co więcej harowałam jak wół, ale tobie i tak zawsze było mało. Nie
dość ci było że wykonywałam dla ciebie obowiązki służbowe to jeszcze czasami i
osobiste: zamówienie cateringu, jedzenia dla pieprzonego kota, kontakt z
trenerem personalnym…oczywiście za free. Więc teraz miałabym tu wrócić? O nie,
dziękuję.
-
Jowita, musisz…
-
Serio? Może to do ciebie nie dociera, ale już nic nie muszę. Nawet jeśli moja
pensja wzrośnie dwukrotnie.
-
Z powodu wypadku…
-
Daruj sobie próby wzbudzenia we mnie poczucia winy. Zwłaszcza gdy wyszłaś z
niego bez szwanku podczas gdy moja przyjaciółka…- Jowita zamilkła, a w oczach
Zosi pojawiły się łzy gdy pomyślała o rodzicach i przyjaciołach, którzy wciąż
myśleli że ona jest w śpiączce podczas gdy tak naprawdę spało tylko jej ciało.
Poza tym choć Jowita kierowała swoje ostre słowa do Wiktorii nie wiedząc, że
tak naprawdę mówi je do Zosi, to i tak sprawiały jej one przykrość. A raczej
wzrok im towarzyszący: pełen pogardy. – Dlatego żegnam PANIĄ i dam dobrą radę:
niech PANI traktuje tą biedną stażystkę z minimalnym chociaż szacunkiem a
gwarantuję, że sprawdzi się w tym co robi. Zwłaszcza, że nie w odwecie zamiast
zostawić totalny bajzel na który zasłużyłaś, uporządkowałam po sobie wszelkie
dokumenty i wyjaśniłam nowej co, gdzie i jak. Dlatego teraz żegnam.- Zakończyła
odwracając się od byłej szefowej plecami. I choć wewnątrz trzęsła się jak
galareta to była z siebie bardzo dumna. Zwłaszcza gdy Szymborska zaczęła za nią
krzyczeć:
-
Jowita, nie możesz mnie zostawić. Nie odchodź. Proszę nie odchodź.- Drgnęła
zatrzymując się na moment. Proszę? Czyżby się przesłyszała? Tak, musiało tak
być.- Posłuchaj wiem, że jej nienawidzisz, ale ja nie mam z tym nic wspólnego.
-
O czym ty mówisz?
-
Ja…ty musisz zrobić to dla niej.
-
Dla kogo?
-
Dla Zosi.
-
A co ona ma z tym wspólnego?- Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Maria
kazała jej zachować tajemnicę, ale ona ufała Jowicie. Poza tym nie widziała
innego sposobu by ją zatrzymać.
-
Jeśli chcesz wiedzieć, to najpierw musisz obiecać, że wysłuchasz mnie do końca
nie przerywając mi. I nie tutaj.
-
Dlaczego?
-
Bo o tym co ci teraz powiem nikt inny nie może się dowiedzieć.
***
Zosia
była pozytywnie zaskoczona faktem przyjęcia przez Jowitę jej rewelacji. Bo
zdradziła jej wszystko pomijając tylko to co zaszło między nią a Arkiem, ale
nie miało to większego znaczenia w tej sprawie. A ona, mimo tego że na początku
patrzyła na nią jak na wariatkę, wraz z upływem czasu coraz bardziej
wsłuchiwała się w to co mówi. I przede wszystkim jej uwierzyła gdy nauczona
doświadczeniem zaczęła wymieniać wiele faktów z życia Jowity które mogła znać
tylko Zosia.
-
Ale jak to się do cholery stało?- Spytała na koniec.- Boże, wciąż nie mieści mi
się w głowie, że ty…co prawda zdziwiło mnie, że Cruella zachowuje się tak
sympatycznie, ale nigdy bym nie pomyślała, że to nie ona. Kto jeszcze o tym
wie?
-
Tylko Marysia, tak jak mówiłam. To ona kazała mi utrzymać to wszystko w
tajemnicy starając się żyć życiem Wiktorii. Mówi, że w każdej chwili może
nastąpić zamiana.- Zosia wzruszyła ramionami jakby sama nie do końca w to
wierzyła.- Dlatego kazała mi się nie trącać sama szukając przyczyny.
-
Teraz już rozumiem czemu pytała mnie o ciasteczko.
-
Jakie ciasteczko?
-
No z sylwestrową wróżbą. To, które dałaś mi Ewie, Emilce i Ksaweremu,
pamiętasz?
-
Tak, ale nic mi o tym nie mówiła.
-
Może nie zdążyła.- Powiedziała Jowita, ale to było dwa dni wcześniej i jakoś
sama w to nie wierzyła.- Powiedz lepiej jak sobie z tym radzisz?
-
A jak myślisz?- Spytała śmiejąc się trochę histerycznie.- Na początku sądziłam,
że zwariowałam a potem próbowałam nieskutecznie przekonać lekarzy że jestem
kimś innym. W końcu, dzięki Marysi mi się to udało. Choć to i tak cud, że udało
mi się nie oszaleć.
-
Tak bardzo chciałabym cię pocieszyć. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mimo
wszystko…W końcu śpiączka trwa już tak długo.
-
Czasami boję się, że to właśnie dlatego.
-
Co masz ma myśli?
-
Boję się, że mój mózg nie może sprawić że moje prawdziwe ciało się obudzi, bo
jest tutaj.- Wskazała na swoją głowę.- W ciele Wiktorii.
-
Nawet jeśli tak jest, to nic nie możesz z tym zrobić. Pozwól po prostu działać
siostrze.
-
Robię to, ale bezczynność jest dla mnie jeszcze gorsza. W dodatku ostatnio
niewiele mi mówi.
-
Powiedz, mieszkasz w jej domu? To znaczy Wiktorii?
-
Tak, chociaż to mieszkanie. Ale bardzo nowocześnie umeblowane. Wiedziałaś, że
Cruella ma kota?
-
Czasami kazała mi zamówić jakieś kocie smakołyki.
-
Szkoda, że nigdy mi o nim nie wspomniałaś, bo teraz byłabym przynajmniej
przygotowana.
-
Czemu aż tak źle?
-
Gorzej. Ulubieniec ma na imię Aleksander i wprost mnie nie znosi…
Przez
kilkanaście następnych minut rozmawiały o wielu nagromadzonych sprawach:
począwszy od zwykłych plotek skończywszy na poważnych zagadnieniach. W końcu
Zosia zorientowała się, że minęły dwie godziny i powinny już wracać. Za godzinę
i tak będzie pora lunchu.
Gdy
z restauracji wróciły do gabinetu Szymborskiej, nowa sekretarka z miejsca
poinformowała Zosię o tym, że kilka osób chciało się z nią spotkać w tym sam
prezes.
-
No dobra pani dyrektor, to chyba musimy brać się do pracy.- Oznajmiła wtedy
Jowita ignorując zdziwione spojrzenie Renaty.
-
Chcesz powiedzieć, że mi pomożesz?- Spytała ją Zosia.
-
Oczywiście. Jeśli zgodnie z obietnicą czeka mnie podwyżka.- Roześmiała się. Co
prawda tylko przez chwilę, ale od momentu wypadku był to jej pierwszy przejaw
radości nie podszyty goryczą.
***
-
Nie wiem czy to był dobry pomysł.- Skwitowała Maria przez komórkę gdy Zosia
poinformowała ją iż wyznała prawdę Jowicie.- Przecież miałaś zachować to w
sekrecie.
-
Tak, ale nie mogłam. Poza tym, dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, że
wypytywałaś ją o ciasteczka?
-
Bo nie zdążyłam.
-
Akurat.
-
Okej, nie chciałam dawać ci złudnych nadziei. Po prostu badam ten trop.
-
I?
-
No cóż, poczytałam trochę na forum oficjalnej strony z której zamówiłam te
chińskie wróżby. Okazuje się, że klienci mają o nich pozytywne zdanie. Te
wróżby się sprawdzają.
- Przestań, to przecież zwykłe ciastka.
-
Też tak myślałam, ale gdy przeanalizowałam nasze wróżby to zauważyłam, że też
tak było.
-
To siła sugestii.
-
Może, ale skoro mam szansę to sprawdzam ten trop.
-
W jaki sposób?
-
Chce napisać do ich producenta, bo o spotkaniu w cztery oczy nawet nie mam co
marzyć.
-
Gdzie kupiłaś te ciasteczka?
-
Już mówiłam, że przez internet. Ale dość o tym. Powiedz lepiej co u ciebie. Jak
pierwszy dzień w pracy?
-
Koszmarnie. Nie znam wszystkich ludzi których powinnam, ale dzięki Jowicie nie
popełniłam chyba wielu gaf. Poza tym dziś Adamczyk zwrócił mi telefon i
prywatny komputer.
-
I? Znalazłaś w nim coś?
-
Do laptopa jeszcze nie miałam okazji zajrzeć, ale na telefonie nie ma wiele.
Praktycznie same kontakty służbowe, brak zdjęć, wiele notatek dotyczących
kwestii banku.
-
Wiadomości?
- Catering, siłownia: nawet dziś dzwonili do mnie pytając o odnowienie karnetu, jakaś Nikola…chyba to ta sama dziewczyna która odwiedziła mnie w szpitalu. Parę od Jarka wysłanych kilka miesięcy temu. Nie jest chyba zbyt towarzyska, raczej żyje pracą i …
- Catering, siłownia: nawet dziś dzwonili do mnie pytając o odnowienie karnetu, jakaś Nikola…chyba to ta sama dziewczyna która odwiedziła mnie w szpitalu. Parę od Jarka wysłanych kilka miesięcy temu. Nie jest chyba zbyt towarzyska, raczej żyje pracą i …
-
Kim jest Jarek?
- Jednym z jej kochanków, którego miałam nieszczęście poznać…
- Jednym z jej kochanków, którego miałam nieszczęście poznać…
-
To znaczy?
-
Opowiem ci później, teraz muszę już kończyć bo ktoś puka do drzwi. Na razie.
-
Do zobaczenia.
Zosia
odłożyła swoją prawdziwą jak ją w myślach nazywała komórkę (czyli tą która
naprawdę należała do Zofii Niemcewicz a nie Wiktorii z której nie zamierzała
korzystać) podchodząc do drzwi. Nauczona doświadczeniem tym razem zajrzała w
wizjer zauważając jakąś zadbaną kobietę w średnim wieku. Nie miała pojęcia kim
jest, ale mimo to bez słowa otworzyła drzwi. W ostateczności znów zwali
wszystko na brak pamięci.
-
Witaj Wiktorio.- Odpowiedziała nieznajoma z nieśmiałym uśmiechem.- Przyszłam,
bo nie odbierałaś moich telefonów i zaczęłam się bać, że znów trafiłaś do
szpitala.- Rzeczywiście, Zosia miała nieodebrane połączenia, ale było ich tak
wiele że nie miała pojęcia które z nich może pochodzić od stojącej obok niej
brunetki.- Jak się czujesz?
-
Już w porządku. Mogę wiedzieć kim jesteś? Skoro wiesz o wypadku wiesz pewnie
również o moich kłopotach z pamięcią.
-
Tak, Stefan mi o tym wspominał. A jeśli chodzi o to kim jestem to…to jestem
twoją matką.- A więc to była znienawidzona prze Szymborską matka z którą nie
utrzymywała kontaktów przez kilka ostatnich lat. A ona teraz otworzyła jej
drzwi. Czy powinna ją wygonić? Skoro prawdziwa Wiktoria by tego chciała? Szkoda
tylko, że nie miała jej tupetu by to zrobić. Poza tym nie mogła powstrzymać
swojej ciekawości. Ona nie potrafiła wyobrazić sobie, że nie rozmawia z mamą z
własnej woli. Owszem, była upierdliwa, nadopiekuńcza, czasami męcząca…ale to
była jej mamusia która ją kochała. I dbała o nią. Stojąca obok niej
kobieta też nie wyglądała na taką która jest pozbawiona instynktu
macierzyńskiego. W jej oczach wyraźnie widziała tęsknotę gdy na nią patrzyła
sądząc, że jest Wiktorią. Tak przenikliwie jakby chciała zapamiętać nawet
najmniejszy rys jej twarzy.- Naprawdę mnie nie pamiętasz czy tylko udajesz?-
Smutek w jej głosie chwycił Zosię za serce.
-
Nie, nie udaję. Proszę wejść.- Nieznajoma uśmiechnęła się jeszcze raz, ale jak
się okazało był to wyjątkowo gorzki uśmiech.
-
Tak, teraz w to wierzę. Inaczej nigdy byś mnie nie wpuściła do środka, prawda?
-
Przepraszam, naprawdę jest mi przykro. Mogę tylko powiedzieć, że czuję się tak
jakbym widziała panią pierwszy raz w życiu. Nie wiem co nas poróżniło.
-
Chyba pamiętasz historię z Damianem, prawda? Stefan mówił, że sobie
przypomniałaś…
Jej,
czemu to było takie trudne? Co miała właściwie odpowiedzieć? Nie wiedziała
przecież o co chodzi. Ale najlepszą obroną jest atak.
-
Pamiętam, ale z wiadomych powodów nie chcę o tym rozmawiać.
-
Rozumiem. Czy to cię nie boli?- Gestem dłoni pokazała szyję. Zosia odruchowo
dotknęła widniejącej na ciele Wiktorii bliźnie.
-
Nie, już nie. Czasami, gdy podnoszę głos czuję lekki dyskomfort, ale gdy
wczoraj byłam na badanach lekarskich, doktor zapewniał mnie że i to już
niedługo zniknie.
-
Cieszę się. Bardzo się o ciebie martwiłam gdy przeczytałam o tym w gazetach.
-
Wiem, Stefan mi o tym mówił.- Przyznała. Potem, gdy zapadła cisza, nie
wiedziała co jeszcze ma powiedzieć.- Może chce pani coś do picia?
-
Pani?
-
Przepraszam, ja…
-
Rozumiem, nie szkodzi. I nie, nie chcę niczego. Nie, nie rób sobie kłopotu.
Poza tym i tak wpadłam tylko na chwilę. Szczerze mówiąc to nie przypuszczałam,
że mnie wpuścisz….- Była pani Adamczyk mówiła jeszcze przez kilka minut
informując Zosię którą uważała za swoją córkę o Francji, gdzie spędziła ostatni
rok. Potem znów starała się zadać jej kilka pytań, ale napotykając
powściągliwość i mur zdecydowała się nie drążyć tematu. Zosia była jej za to
wdzięczna. Ale gdy została sama zaczęła się zastanawiać czy przez miniony
miesiąc nie zmieniła życia Wiktorii bardziej niż sądziła.
-
No trudno.- Mrugnęła do siebie.- To nie moja wina, nikt nie pytał mnie o to czy
chcę się obudzić w jej ciele. A teraz pora na odkrycie kolejnych tajemnic…
Kierując
się do sypialni już nie mogła doczekać się sprawdzenia zawartości laptopa.
Wiedziała, że najpewniej nie znajdzie w nim niczego ciekawego, ale z drugiej
strony z pewnością musiał zawierać jakieś prywatne zdjęcia czy filmy. Pewnie do
poczty czy facebooka i tak się nie dostanie- Cruella na pewno nie włączyła
opcji automatycznego zapamiętywania-, ale historia przeglądarki może jej dużo
powiedzieć.
Ale
pomyliła się.
Cruella
wyszukiwała gównie hasła związane z bankowością lub statystykami. Kilka
zakładek dotyczyło amerykańskich stron bardzo znanych finansowych czasopism
oraz fachowych stron branżowych. To utwierdziło Zosię w przekonaniu, że
Wiktoria żyła głównie pracą.
Jakąś
godzinę później zostawiła sieć i zajęła się plikami które znajdowały się w
komputerze. Po kilku minutach oglądała zdjęcia ze ślubu jakiegoś mężczyzny:
Wiktoria miała na komputerze kilka jego fotografii. Zosia pomyślałaby, że to
jakaś jej kolejna miłostka gdyby nie nazwa jednej z nich: Kutas. To raczej nie
było romantyczne określenie. Poza tym dotarła do kilku folderów ze zdjęcia z
imprez czy uroczystości firmowych. Nie znalazła żadnych z dzieciństwa
Szymborskiej czy czasów gdy jej matka jeszcze była żoną Adamczyka. To było
niepokojące, ale jednocześnie świadczyło że całkowicie odcięła się od
najbliższej rodziny i ich życia.
Potem
Zosia zaczęła otwierać poszczególne filmy, które miała Wiktoria: jakoś jej nie
zdziwiło że były to krwawe horrory. Żadnego sentymentalnego melodramatu czy
komedii romantycznej, ba nawet jakiejś obyczajówki. Z nudów, włączyła któryś z
nich na chybił trafił. Dlatego gdy jakiś czas później zadzwoniła do niej Jowita
ucieszyła się, że może to przerwać. Wiedziała po co dzwoni: jeszcze w pracy
umówiły się na kolację i odwiedziny w szpitalu.
-
Cześć. Kto w tej chwili u niej jest?
-
Teraz nikt: wcześniej był tu Arek, ale mówił że musi coś załatwić i wyszedł. Za
ile możesz tu być?
-
Najwcześniej za pół godziny jeśli nie będzie korków.
-
A wiec pospiesz się żebyś zdążyła przed końcem odwiedzin.
-
Jasne, w tej chwili wychodzę.
-
Do zobaczenia.- Nieco ożywiona naciągnęła na siebie płaszcz a potem założyła
buty. Nie miała pojęcia co poczuje znów widząc obok siebie swoje ciało i twarz,
ale musiała to zrobić. To było dla niej jak zmierzenie się z własnym demonem.
Maria to rozumiała dlatego kategorycznie zabroniła jej tego robić, ale ona
musiała. To na pewno nie będzie dla niej łatwe, ale w pewien sposób jej pomoże.
W najgorszym sprawi, że oszaleje jeszcze bardziej.
Piszę tu po raz pierwszy. Z Twoimi opowiadaniami jestem od momentu historii przyjaciół z Brylantowego liceum i tak mi się spodobało, że w miarę szybko nadrobiłam resztę Twoich opowiadań :) Za każdym razem sprawdzam opinię innych osób, jednak przy tej części się jej nie doczekałam i postanowiłam w końcu coś napisać. To opowiadanie jest inne od reszty Twojej twórczości, ale jak najbardziej przypadło mi do gustu już od pierwszej części! To jak opisujesz emocję i odczucia bohaterów jest po prostu REWELACYJNE! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, i jestem bardzo ciekawa jak w życiu bohaterów jeszcze namieszasz i jaki będzie finał tej historii :) Nie mogę się doczekać kolejnej części i gorąco Cię pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńK