-
O Boże, tak się cieszę że jesteś: myślałam że już nie przyjdziesz.- Ucieszyła
się Zosia widząc wchodzącą do jej pokoju Marię. Wcześniej poprosiła akurat
przebywającą pielęgniarkę by zostawiła je same. Na szczęście przestała upierać
się co do tego, że jest kimś innym dlatego powoli przestawano traktować ją jak
wariatkę.
-
Przecież obiecałam. Jak się czujesz?
- Źle. Był u mnie Adamczyk…to znaczy jej ojciec. Wypisują mnie jutro, ale przedtem w szpitalu odwiedzi mnie policja. Nie mam pojęcia co im powiedzieć.
- Źle. Był u mnie Adamczyk…to znaczy jej ojciec. Wypisują mnie jutro, ale przedtem w szpitalu odwiedzi mnie policja. Nie mam pojęcia co im powiedzieć.
-
Przede wszystkim tak jak się umawiałyśmy wcześniej nie możesz mówić, że jesteś
Zofią Niemcewicz.
-
Więc co mam mówić? Przecież ja nawet nie wiem kiedy dokładnie urodziła się
Wiktoria. Nie znam jej danych osobowych, adresu zamieszkania, imienia matki…Jak
mam to wyjaśnić?
-
Utratą pamięci. To jest normalne przy tego typu urazach. Poza tym ich będzie
interesował sam wypadek i okoliczności jemu towarzyszące, nikt nie będzie
sprawdzał czy jesteś Wiktorią czy nie. No i trochę znasz Szymborską prawda?
Była twoją szefową.
-
I co z tego? Wiem o niej tylko tyle, że potrafiła być prawdziwą suką i mnie nie
znosiła. Była moim wrogiem.
-
Kim?
-
No nie lubiłyśmy się, mówiłam ci. Czemu tak na mnie patrzysz?
-
Nic po prostu…przejrzałam dziś twoje rzeczy które miałaś przy sobie w chwili
wypadku i w torebce znalazłam małą karteczkę z tym napisem.
-
Jakim?
-
„ Z wrogiem zamień się na duszę by pokonać go.”
-
Tak, pamiętam. To wróżba z chińskiego ciastka, które od ciebie dostałam. Ale
chyba nie sądzisz, że to ono spowodowało mój stan?
-
Nie, oczywiście że nie. Ale sama już nie wiem co myśleć. Skarżycki…to znaczy
lekarz który zajmuje się twoim ciałem twierdzi, że w twoim mózgu nie ma żadnych
niepokojących zmian. Nie zrobili ci żadnego- jak to nazwałaś wcześniej- prania
mózgu ani tym bardziej wszczepienia mózgu innej osoby, bo to praktycznie
niemożliwe. Póki co takie zabiegi nie są jeszcze dostępne dla współczesnej medycyny.
-
Więc dlaczego to się stało?
-
Nie wiem. Szukałam przyczyn psychologicznych, ale w książkach nie znalazłam
niczego co przypominałoby twój przypadek. Poza tym mamy utrudnione zadanie, bo
nie wiemy czy mózg prawdziwej Wiktorii znajduje się teraz w twoim ciele…a
raczej wiemy że się tam fizycznie nie znajduje tyle że nie wiemy czy ona z
kolei nie czuje się sobą i nie dowiemy
się póki się nie obudzi.
-
A kiedy to ma nastąpić?
-
Nie wiem, Zosiu.
-
Jak to nie wiesz?
-
Po prostu nie wiem. Twoje ciało…nie chce się obudzić, chociaż wszystkie funkcje
są w normie. Myślę, że to może dlatego iż twój mózg, a raczej to co sobą
reprezentujesz bo fizycznie wciąż jest w twojej czaszce, jest u ciebie.
-
Więc co mam robić?
-
Nie wiem, chyba tylko czekać. I przede wszystkim starać się żyć normalnie
dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania.
-
Ale jak mam to robić? Ja nie jestem Wiktorią Szymborską i nie umiem być. Może w
innym szpitalu…
-…w
innym szpitalu potraktują cię jak wariatkę, schizofreniczkę lub osobę cierpiącą
na rozdwojenie jaźni. A nawet jeśli ktoś w końcu uwierzy to nie chcę pozwolić
byś spędziła na oddziale psychiatrycznym kolejne tygodnie albo stała się jakimś
ewenementem dla szalonych naukowców w celu prowadzenia jakichś badań.
-
Dobrze, ale co z rodzicami?
-
Zosiu…gdy mówiłam nikomu, to znaczy nikomu, rozumiesz? Jeśli ktoś będzie
wiedział twoje ryzyko wzrasta a nie wiemy ile ten stan może potrwać.
-
Wczoraj mówiłaś, że szybko uda ci się przywrócić mnie do mojego prawdziwego
ciała.
-
Bo będę się starała to zrobić, ale musimy liczyć się z możliwością…
-…żadnej
innej możliwości nie ma, rozumiesz? Ja nie mogę być dłużej uwieziona w jej
ciele. Po prostu nie mogę, bo naprawdę sfiksuję.- Westchnęła piskliwie.- Nie
rozumiesz jak to jest słyszeć jej głos wydobywający się z moich własnych ust
albo chodzić nie swoimi nogami. Jak to jest myć się dotykając obce mi ciało czy
też patrzeć na świat jej oczami. Ona musi mieć jakąś wadę, bo nie widzę
wyraźnie…zresztą kiedyś chyba jakaś pielęgniarka mi o tym wspomniała. Mówiła,
że od soczewek kontaktowych wdało mi się zakażenie. Na dodatek wciąż mam
koszmary.
-
Przepiszę ci jakieś ziołowe tabletki na sen a jeśli chodzi o oczy to po prostu
się zbadasz, a potem kupimy nowe szkła.
-
Jak niby mam to zrobić skoro nie mam swoich pieniędzy?
-
Ale przecież masz pieniądze Szymborskiej, prawda?
-
Co ty sugerujesz?- Maria ciężko westchnęła słysząc oskarżenie w głosie swojej
siostry.
-
Nic złego. Po prostu to co mówiłam do tej pory: musisz starać się żyć normalnie
życiem Wiktorii. W międzyczasie ja postaram się odkryć przyczynę twojego stanu.
-
Postarasz się? Wcześniej mówiłaś…
-…Zosiu,
wiem jak bardzo możesz się czuć zagubiona, ale uwierz ja jestem twoim
sprzymierzeńcem.
-
Wiem.
-
Więc bądź moją dzielną młodszą siostrzyczką i nie poddawaj się rozpaczy.
-
Ale mama z tatą…oni muszą wiedzieć.
-
Kochanie, wiesz że tata rok temu przeszedł zawał, a mama tego nie zrozumie. Nie
uwierzy, że jesteś jej leżącą bez życia córką która leży dwie sale wyżej i do
której przychodzi prawie codziennie. Zresztą ja też tego nie zrozumiem.
-
Ale gdy jej powiem na pewno się ucieszy i…
-
…albo zdenerwuje sądząc że to jakiś głupi kawał.
-
Co mam więc robić?
-
Na początek się uspokój i idź przemyć twarz. Potem zadam ci kolejne pytania.
Musimy ustalić co tak naprawdę się stało: jakie zmiany zaszły; czy dotyczą
tylko psychicznych aspektów czy również fizycznych.
-
Nie bardzo rozumiem…
-
Nie musisz: powiedzmy że to będzie takie psychologiczne badanie. Tylko
odpowiadaj na nie szczerze, okej?
-
Dobrze. – Potwierdziła Zosia czując nadchodzące zdenerwowania.
TRZY
TYGODNIE PO WYPADKU
Zosia
nigdy nie czuła się tak mocno zagubiona jak wchodząc do taksówki zamówionej
przez Stefana Adamczyka. Właśnie wypisano ją ze szpitala i miała jechać do
„swojego” domu. Tyle, że to nie był jej dom.
Spodziewała
się kłopotów, ale nie zaraz po przyjeździe. Okazało się bowiem, że wstęp do
mieszkania obwarowany jest prywatnym sześciocyfrowym kodem który stanowił
dodatkowe zabezpieczenie do klucza.
-
Spokojnie, nic się nie stało. Zapytamy portiera: doskonale cię zna i z
pewnością wpuści. Nie przejmuj się tym: to po prostu tylko kilka głupich
cyferek.- Uśmiechnęła się wtedy blado ciesząc się z tych słów pocieszenia. A
raczej cieszyłaby się gdyby jej problemem była tylko utrata pamięci. Ale to co
się jej stało było dużo bardziej złożone.
-
Ja nie pamiętam też pinu do karty. A muszę kupić szkła kontaktowe.- Odważyła
się powiedzieć, choć czuła się jak złodziejka. Maria mogła mówić co chciała,
ale mimo wszystko posługiwanie się nie swoim nazwiskiem i tożsamością. Chcąc
nie chcąc popełniała przestępstwo.
-
Tym się w ogóle nie martw: masz konto w naszym oddziale banku. Po prostu
wejdźmy do środka i odpocznij, dobrze?- Nieśmiało skinęła głową. Potem starała
się udawać, że nie robi na nią wrażenie dyskretna elegancja korytarza
prowadzącego do jej strzeżonego mieszkania. Ani że nie widzi siedzącego na dole
portierni staruszka po raz pierwszy. Tak jak wnętrza swojego własnego
mieszkania.
Obawiała
się, że wtedy wszystko się wyda: w końcu nie miała pojęcia gdzie jest kuchnia
albo zapalnik światła w toalecie. Nie wspominając już o mniejszych elementach
wyposażenia takich jak naczynia czy szafka na kosmetyki. Czuła się tu obco i
odetchnęła z ulgą gdy Adamczyk zaraz po wejściu kazał jej usiąść przy barze w
kuchni (tak, Wiktoria nie miała jadalni tylko niewielki półokrągły stół
oddzielający ją od nowoczesnego salonu) i zaproponował, że zrobi jej kawy. Poza
tym nawet nie umiałaby obsłużyć ekspresu: tym bardziej takiego, bo wyglądał na
bardzo drogi.
-
A jak twoje gardło?- Spytał mężczyzna w pewnej chwili wybierając odpowiedni
program na dotykowym ekranie ekspresu.- Doskwiera ci jeszcze?
-
Czuję lekkie szczypanie przy mówieniu, czasami delikatny ból ale nic więcej.
Zwłaszcza gdy biorę tabletki przepisane mi przez doktora.
-
Cieszę się. Niedługo będziesz mogła wrócić do pracy, a to cię pewnie cieszy.
-
Tak.- Skłamała, choć najchętniej odwlekłaby tą decyzję jak najdłużej.- Ale
chyba na razie zrobię sobie przerwę by dość do siebie.
-
Wykluczone.- Oznajmił Adamczyk stanowczo co ją zdziwiło.- Lekarz Rognicki mówił
mi, że jeśli pamięć ma ci wrócić musisz jak najszybciej zacząć zachowywać się
tak jak przed wypadkiem.
-
Ale ja nie pamiętam wielu rzeczy.
-
Pomogę ci, nie martw się. Poza tym twoja sekretarka…a niech to, tą sprawę też
musimy załatwić.
-
Jaką sprawę?
-
To nic wielkiego, nie przejmuj się.- Stefan uciął temat. Zdecydował, że nie
powinien mówić na razie przybranej córce o jej odejściu. – Proszę bardzo: twoja
kawa. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś przez te kilka lat swoich upodobań i wciąż
pijesz bez cukru.
-
Dziękuję.- Mrugnęła gdy przed nią pojawiła się przyjemnie pachnąca czarna
ciecz. Dobrze, że chociaż kawa jest dla niej tak samo znana jak wcześniej. Nawet
jeśli była zmuszona wypić gorzką.
-
Aha, i co do Aleksandra to przywiozę ci go jutro rano przed pracą. Dziś nie
chciałbym cię jeszcze męczyć. Ale bardzo się za tobą stęsknił.
-
Ja za nim też.- Odpowiedziała zdając sobie sprawę, że Aleksander to pies
Wiktorii. Jakoś to do niej nie pasowało, ale w ostateczności opieka nad psem
nie powinna być bardzo kłopotliwa. Co prawda zagłodziła kiedyś świnkę morską
Marysi, ale psy zawsze lubiła mimo iż nigdy nie miała swojego.
-
Nie wątpię. Oj, trochę nagromadziło się tu kurzu. Zadzwonię do kogoś z firmy
sprzątającej. Pamiętasz może jak nazywała się twoja dotychczasowa sprzątaczka?
-
Eee…nie bardzo.- Odparła zaskoczona, że w ogóle kiedyś miała sprzątaczkę. No ale
przecież nie była absolwentką bankowości i zarządzania Zosią tylko wielką panią
dyrektor działu kredytowego dużego oddziału banku. Mimo upływu trzech tygodni
to jeszcze do niej nie docierało. W szpitalu było dużo łatwiej, choć czuła się
tam jak w więzieniu. Sądziła, że gdy znajdzie się w mieszkaniu Szymborskiej
poczuje się trochę lepiej, ale na to się nie zanosiło. Nie, gdy na każdym kroku
otaczała ją obcość.
-
No cóż, w takim razie zapytam jak zadzwonię, na pewno mają dane każdej osoby
która sprzątała określonego dnia u klienta. Naprawdę nie musisz się niczym
przejmować. W ostateczności wybierzemy kogoś innego: jestem pewien że szybko
przyzwyczai się do twoich specyficznych upodobań i nie będzie ci przeszkadzać.
Na pewno nawet nie zauważysz jej obecności….- Mówił, a Zosia nie mogła oprzeć
się wrażeniu, że jej zazwyczaj wydawać by się mogło nieprzystępny szef może być
dla niej teraz takim wsparciem. A raczej dla swojej przyszywanej córki za którą
ją miał. Oprócz wsparcia starał się ją pocieszyć, opowiadał co nowego stało się
w banku, o tym że najważniejsze jest to że wyzdrowiała. Tylko mimo to nie mogła
pozbyć się uczucia, że…- Czemu tak na mnie patrzysz, Wiki?
-
Bez powodu.
-
Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć prawda?
-
Tak, ale…
-
Tak?- Zachęcał ją łagodnie. I znów na niego spojrzała tak jakby widziała go
pierwszy raz w życiu. Na jego sprężystą wysportowaną sylwetkę mimo zbliżającej
się sześćdziesiątki na karku (a może nawet jej przekroczenia), bujne choć lekko
siwawe włosy, wyraziste męskie rysy twarzy. Ale mimo wszystko to było
trzydzieści lat różnicy.- Wiki?- Pospieszał ją.- Nie musisz się niczego
obawiać. Ja…ja cieszę się, że mimo wszystkiego co między nami zaszło teraz mi
zaufałaś.- O Boże a jednak…- Nawet jeśli tylko z powodu tego wypadku, ale cieszę
się. – Dodał widocznie nietrafnie odgadując przyczyny jej przerażenia.
-
Czy my byliśmy kochankami?- Wypaliła szybko. Zaraz potem się zaczerwieniła, a
przynajmniej tak się czuła choć pewnie na opalonej szczupłej twarzy
Szymborskiej nie było tego widać.
-
Słucham?
-
Nie mogę sobie tego przypomnieć, a gdyby tak było wolałabym wiedzieć.- Ku jej
zaskoczeniu zamiast złości ujrzała na jego twarzy delikatny uśmiech.
-
Nie, nie łączyły nas tego typu relacje.- Zaczął, a Zosia odetchnęła z ulgą.
Przynajmniej teraz była na 100% pewna, że za pomocą Adamczyka nie stoi nic
więcej. Poza tym z wisielczym humorem pomyślała, że poznała prawdziwą odpowiedź
na pytanie nad którą biedzi się cały oddział pracowników Krezus Banku.- Zawsze
byliśmy dla siebie jak ojciec z córką, choć naprawdę nie łączyły nas żadne
więzy krwi. Chociaż po tym co się stało chciałaś mnie ukarać proponując coś
takiego, być może właśnie to podpowiada ci twoja pamięć.- Jezu, a jednak wcale
nie było tak niewinnie. Wiki przystawiała się do swojego ojczyma, a on…tylko co
znaczyło to „ukarać”?
-
Za co chciałam cię ukarać?
-
Za to jak postąpiłem z Damianem po tym co ci zrobił.- Wyjaśnił, ale być może
coś w wyrazie jej twarzy go zaniepokoiło, bo dodał:- Nie pamiętasz tego co się
stało, prawda?
-
Nie bardzo.- Odparła cicho. Adamczyk nie odpowiedział, więc zapadła między nimi
cisza, choć Zosi wydawało się, że mrugnął pod nosem „może to i lepiej”. Potem
przypomniał sobie, że musi już iść.
-
Mam ważne spotkanie.- Dodał, ale chyba oboje zdawali sobie sprawę, że to tylko
wymówka. I choć Zosia od samego początku chciała jak najszybciej zostać sama,
to teraz bardzo chciała zrozumieć o co chodziło Stefanowi Adamczykowi. Co mógł
zrobić Wiktorii? I kim był Damian? Czy Szymborska mogła uczestniczyć w jakimś
trójkącie miłosnym? Co prawda było to do niej podobne, ale jakoś nie wyobrażała
sobie, żeby jej cyniczna szefowa znała takie czucie jak miłość. Po kilku
minutach zmusiła się by przestać o tym myśleć. Musiała przecież realizować
wskazówki Marysi po to aby wyrwać się z ciała znienawidzonej szefowej, a nie
rozszyfrowywać jej problemy czy przeszłość. Tylko nic nie mogła poradzić na to,
że przez Adamczyka na chwilę przestała być Cruellą i stała się zwykłą kobietą.
***
Maria
zjawiła się u Wiktorii (a raczej swojej siostry Zosi) zaraz po pracy. Nie miała
dla niej zbyt dużo nowych wiadomości, ale przynajmniej przyniosła kilka
należących do niej drobiazgów: notes, komórkę oraz kilka innych rzeczy, takich
jak chociażby błyszczyk, które były w
jej torebce w dniu wypadku. Wiedziała, że to poprawi jej humor, ale nie
sądziła, że aż tak. Dopiero później tuląc ją zapłakaną zrozumiała jak wiele
znaczy, że wśród noszenia rzeczy należących do innej osoby (łącznie z twarzą)
może mieć coś swojego.
-
Hej, fontanno: mieszkasz sobie tu w tej willi, pijesz prawdziwą kawę z
ekspresu, masz automatyczne rolety w domu i płaczesz? Przecież to jak darmowe
wakacje.
-
Bardzo śmieszne. Może byłyby wakacjami gdybym wiedziała kiedy się skończą.
-
Wiem kochanie. Ale musisz przestać się tym tak zadręczać.
-
Łatwo ci mówić.
-
Tak wiem, ale rozmyślanie o tym nic ci nie daje. A tu masz tabletki.
-
Jakie tabletki?
-
Narzekałaś na koszmary senne, pamiętasz? Dzięki temu będziesz spała jak niemowlę. A teraz powiedz mi czego tobie udało się
dowiedzieć.
-
Niewiele tego jest: przeszperałam całe mieszkanie czując się jak złodziejka i
dzięki temu odkryłam zapasowe opakowania soczewek, dlatego teraz przynajmniej
widzę każdą zmarszczę na twojej twarzy.
-
Świnia.
-
Poza tym właściwie nie znalazłam niczego przydatnego, żadnego punktu
zaczepienia. Wiktoria wszystko trzyma albo pod kluczem, albo zabezpiecza hasłem
dlatego nawet nie udało mi się otworzyć laptopa.
-
A co z Adamczykiem? Kupił tą historię o utracie pamięci?
-
Chyba tak. Jak rodzice? Chciałabym ich zobaczyć.
-
Na razie to niemożliwe.
-
Obiecałaś, że…
-
Rozmawiałam z lekarzem Zosi…to znaczy twojego ciała Skarżyckim.- Zmieniła temat
Marysia.
-
I?
-
I nic: nie było niczego zastanawiającego w tym przypadku.- Odparła. Nie dodała,
że lekarz delikatnie dał jej do zrozumienia, że ciało Zosi może się nigdy nie
obudzić i powinni się zacząć oswajać z tą myślą albo szukać prywatnej placówki
która będzie dalej podtrzymywać jej funkcje życiowe.- Musimy więc zbadać
ciebie.
-
Mnie?
-
Tak. Dlatego załóż na siebie coś ciepłego: zaraz wychodzimy.
-
Ale co ty chcesz zrobić?
-
Zbadać twój mózg. Ale sama nie mogę tego zrobić. Musimy jechać dość daleko,
żeby nikt się o tym nie dowiedział. Pracuje tam mój kolega z uczelni który
obiecał udostępnić nam niezbędny sprzęt tak by nikt się o tym nie dowiedział i
nie odnotował.
-
Ale przecież dochodzi osiemnasta.
-
To nic, wizytę mamy na dwudziestą.
W
drodze obie milczały. Maria wahała się chcąc dyskretnie poruszyć temat Arka,
ale jakoś nie wiedziała jak. W końcu Zosia sama zauważyła jej zamyślenie i
wprost spytała siostry o co chodzi.
-
Rozmawiałam z Arkiem.
-
I? Nie będzie już mnie odwiedzał w szpitalu?
-
Zosiu…ja myślę, że to po prostu nieporozumienie.
-
Co jest nieporozumieniem?
-
Ty i Arek. Nie znam szczegółów, ale jemu naprawdę na tobie zależy.
-
Kiedy przeszłaś na jego stronę? Nigdy go nie lubiłaś a teraz nagle jest taki
wspaniały?
-
Posłuchaj, wiesz że nie tak łatwo mnie oszukać. Ale on wyznał mi prawdę.
Powiedział mi, co między wami zaszło.
-
Słucham?
-
Wiem, że w końcu odważyłaś się wyjść z tego frendzonu. Ale to jasne, że on
musiał mieć czas by to sobie ułożyć. Nie musisz go za to karać, ważne że podjął
decyzję i zdał sobie sprawę, że cię kocha.
-
Co on ci powiedział?
-
Nie rozumiem…
-
Rozumiesz. Chcę wiedzieć dokładnie co ten bydlak ci powiedział.
-
Zosia…
-
Już.- Wiedząc, że zapowiada się na porządną kłótnię, Maria zdecydowała się
zjechać na pobocze i zatrzymać samochód. Potem wyznała to co powiedział jej Arkadiusz.
A Zosia nie mogła wydusić z siebie słowa. Był jeszcze gorszy niż sądziła:
przedstawił wszystko tak jakby to on był ofiarą podczas gdy tak naprawdę…Nienawiść
znów ją oślepiła, zdziwiła się nawet, że w tej chwili kiedykolwiek czuła, że go
kochała. Teraz był dla niej nikim.
-
Dość.- Powiedziała w pewnej chwili dłużej nie mogąc tego słuchać.- To cholerne
kłamstwa!
-
Jak mówiłam, to mogło być nieporozumienie; nie znam wszystkich szczegółów, ale…
-
To nie jest nieporozumienie, Marysiu.
-
Więc powiedz mi jak było twoim zdaniem.
-
Moim zdaniem?- Żachnęła się.- Nie ma żadnej wersji zdarzeń, nie rozumiesz?
-
Szczerze mówiąc to nie, bo nic nie chcesz mi powiedzieć. Powtarzasz tylko że go
nienawidzisz.
-
Bo nienawidzę…
-…chociaż
przez kilka lat wcześniej platonicznie kochałaś.
-
To teraz nie jest ważne. Mam twarz Cruelli, w głowie wielkie poplątanie z
pomieszaniem, kawałek szkła rozciął mi gardło sprawiając że prawie wykrwawiłam
się na śmierć, a moi rodzice i przyjaciele uważają, że zapadłam w śpiączkę.
Także wybacz, że ostatnie co mnie zajmuje to moje życie uczuciowe.
-
A może to właśnie jest ważne.- Nie dała się zbyć z pantałyku Maria. Ale w końcu
nie na darmo była psychologiem.- Co zaszło tamtego dnia Zosiu? Co takiego
powiedział, że aż spadłaś ze schodów?
-
Skąd wiesz, ze w ogóle coś powiedział?
-
Bo nie jestem głupia. I znam cię dlatego wiem, że im dłużej nosisz tą urazę w
sobie tym bardziej jesteś słabsza.
-
Przestań mówić do mnie tym tonem.
-
Jakim?
-
Jak do swoich pieprzonych pacjentów. Jak wtedy gdy Bartosz…Posłuchaj, nie mam
znów dziewiętnastu lat, okej? I nie będę łykać tabletek przez jakiegokolwiek
faceta tylko dlatego że byłam dla niego nikim. Nie popełnię tego błędu jeszcze
raz, dobra? Dlatego nie musisz zachowywać się tak jakbym w każdej chwili mogła
to zrobić.
-
Wiem, że tego nie zrobisz.- Przyznała taktownie nie przypominając o tym co
wykrzyczała podczas pierwszej próby zdradzenia swojej tożsamości. Ale Marysia
miała nadzieję, że zrobiła to tylko przez poczucie desperacji wynikające z jej
nietypowej sytuacji.- Ale jak sama wcześniej powiedziałaś w twoim życiu w ciągu
ostatniego miesiąca wiele zaszło i się zmieniło. A dzieląc się tym ze mną
poczujesz się lepiej.
-
Akurat.- Prychnęła Zosia, ale Marysia udała iż tego nie słyszała.
-
Poza tym Arek…wiesz, że zawsze mówiłam ci byś dała sobie z nim spokój. Ale on
zjawia się w tym szpitalu codziennie już od trzech tygodni spędzając przy twoim
łóżku wiele godzin. Tak nie zachowuje się ktoś komu nie zależy.
-
Ale ktoś kto czuje się winny.
-
Czemu? Winny czemu, Zosia?- Nie chciała tego, ale czuła jak z jej policzka
cieknie pierwsza łza. Była idiotką oszukując się gdy mówiła, że to nie ma dla
niej żadnego znaczenia, że go nienawidzi. Bo oprócz tego wciąż jeszcze go kochała.
Ale w końcu nie było w tym nic dziwnego, pocieszała się. Kochała go za długo,
nie mogła tak szybko zmusić swojego serca do zmiany kierunku uczuć aż o sto
osiemdziesiąt stopni. To było nierealne. Ale może Maria miała rację? Może
będzie czuła się choć trochę mnie podle i żałośnie jeśli wyrzuci to z siebie
nawet jeśli na samą myśl o własnej głupocie czuje piekielny wstyd?
-
Kilka tygodni temu przestaliśmy się z Arkiem dogadywać; chociaż nie, to chyba
zaczęło się od czasu wprowadzenia się do nas Ksawerego. Potem mówił, że złościł
się na mnie bo był o niego zazdrosny, ale z perspektywy czasu myślę iż po
prostu bał się, że Iksiński widzi we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę. A to
oznaczało, że w końcu zdam sobie sprawę z tego jak wiele dla niego robię. I
przestanę.
-
To nie to samo?
-
Nie. Bo druga opcja oznacza wyłącznie korzyści jakie mu przynosiłam. Gotowanie,
sprzątanie…a raczej zabawa w dom jak się potem wyraził…ale do tego przejdę
trochę później; chcę byś znała szczegóły by móc dokładnie wszystko zrozumieć
nawet jeśli wyjdę na prawdziwą idiotkę. No więc wracając do tematu…któregoś
wieczoru wkurzył mnie bardziej niż zwykle, a potem wyszedł. Ksawerego też nie
było w mieszkaniu, bo wyjechał do Poznania by przekazać zlecenie jakiemuś
klientowi. Wrócił dopiero późnym wieczorem. Był pijany, to znaczy Arek, więc nie chciałam z nim
rozmawiać, ale mnie zmusił. A potem…sama nie wiem jak to się stało, ale
przespałam się z nim.
-
Chcesz powiedzieć, że…
-
Tego ci nie powiedział, prawda? Ani tego, że po wszystkim obudził się skacowany
bardzo tego żałując. Ale brnął w to kłamstwo, bo uświadomił sobie, że inaczej nie
będzie mógł mnie dłużej wykorzystywać. Może nawet tłumaczył sobie, że robi to
również dla mojego dobra, że w ten sposób też mnie uszczęśliwia, choć tylko na
chwilę. A może, w co wierzę bardziej, była to tylko i wyłącznie kwestia jego
egoizmu. Tak więc ciągnął to sugerując, że powinniśmy zachować to w tajemnicy,
a gdy widział że czuję się z tym źle tłumaczył, że to tylko chwilowe podczas
gdy tak naprawdę się mnie wstydzi. Oczywiście najlepiej wychodziło mu też
skradanie się nocą do mojego łóżka…
-
Zosiu…
-
Nie, nie przerywaj mi, to i tak wystarczająco żenujące. Ale mówię ci o tym, bo
jest to istotne z punktu widzenia tego co stało się na sylwestrowym balu.- Tu
przerwała biorąc głęboki oddech.- On powiedział ci, że w tamtej piwnicy
zrozumiał, że mnie kocha. Ale tak naprawdę mówił coś zupełnie przeciwnego. Bez
pardonu zdeptał mnie i zgnoił. I na dodatek chwalił się tym przed Karolem.
Śmiali się ze mnie i mojej łatwowierności, a Rogalski jeszcze mu gratulował.-
Zaczęła wspominając straszliwe uczucie poniżenia jakie wciąż czuła, gdy tylko
przypomniała sobie jak Arek z Karolem cynicznie ją podsumowali. I nie miało
znaczenia, że mówił tylko Rogalski. Bo jego słowa wyrażały to co myślał ten
pierwszy czego dowodem był brak jego zaprzeczenia.
Brzydula.
Wielkolud.
Nie
jest wymagająca bo cieszą się, że ktoś z klasą i prezencją na nie spojrzy.
Po
paru bajerkach jest w stanie przychylić nieba.
W
łóżku spisuje się lepiej by w ten sposób okazać wdzięczność za to że w swojej
łaskawości zwrócił na nią uwagę.
Brzydka
twarz nie liczy się w ciemnej nocy...
Brzydula…
Nawet
teraz czuła dreszcze i chłód przypominając sobie to wszystko, ale mimo wszystko
wymieniała teraz na głos wszystkie epitety jakie wtedy usłyszała i wciąż
pamiętała. Gdy skończyła dodała jeszcze cicho nie patrząc nawet na swoją
siostrę:
-
Teraz wiesz jak było: dlatego nie może być mowy o żadnym nieporozumieniu,
Mańka. Może mogłabym mu jeszcze wybaczyć gdyby to było tylko wykorzystywanie.
Ale on ze mnie kpił wyśmiewając przed Karolem. On mówił mu jaka jestem do
cholery w łóżku, jak mogę mu to darować? To takie…takie brudne i poniżające. Jakby
nie było dość pozornie naiwnych panienek do łóżka które doskonale zdawały sobie
sprawę, że są tylko zabawkami, ale ich to nie obchodzi bo i tak świetnie się
razem bawią. Ale jemu to nie wystarczyło. Musiał wziąć sobie kogoś kto uważał
go za przyjaciela i skrycie kochał przez kilka lat, bo polowanie na panienki
które tego chcą mu nie wystarczało, nie było wystarczająco ambitne dla takiego
Casanovy jak on. Musiał znaleźć kogoś dla kogo to miało znaczenie. Mając gdzieś
to, że mnie zniszczy. Nienawidzę go teraz Marysiu. Tak bardzo go nienawidzę jak
kiedyś kochałam. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mógł być aż tak podły, cyniczny i
bezlitosny. Jak mógł nie liczyć się z moimi uczuciami, jak bardzo musiał się
mnie wstydzić podczas gdy ja…ja zrobiłabym dla niego wszystko.
-
Kochanie….
-
Nie musiałby nawet być ze mną przez całe życie.- Kontynuowała nie zwracając
uwagi na siostrę tak jakby rozmyślała na głos.- Zrozumiałabym gdyby po jakimś czasie stwierdził, że jednak
nie chce ze mną być, że powinniśmy poprzestać na przyjaźni. Gdyby kochał mnie
tylko w tamtym momencie, ale ta miłość nie przetrwała próby czasu jak inne jego
wcześniejsze związki. Ale on twierdził że mnie kocha od samego początku
wiedząc, że nic dla niego nie znaczę. Sypiał ze mną i mamił mnie obietnicami
które łykałam jak pelikan jeszcze się z tego śmiejąc. Więc teraz niech do
diabła nie udaje wielkiej miłości, bo to poniża mnie jeszcze bardziej.
-
W porządku, nie musisz nic więcej mówić.
-
Przecież sama tego do cholery chciałaś. Mówiłaś, że to mi pomoże.
-
Już wystarczy.
-
Nie, nie wystarczy. I wiesz co? Może rzeczywiście miałaś rację. Może to miało
znaczenie, bo oprócz tego że Arek mnie wykorzystał i zniszczył emocjonalnie
sprawił, że jakimś magicznym trafem zmieniłam się w Wiktorię Szymborską.
-
To przecież nie jest jego wina.
-
A może jest? Może to właśnie dlatego? Ja tak bardzo się boję. Czasami udaje mi
się na chwilę zapomnieć o tym czyje ciało teraz posiadam, ale potem robię krok
czując że jestem dużo niższa niż byłam, widzę swoje odbicie w szklanym blacie
albo chcę ujarzmić krnąbrne loki zamiast których mam teraz krótkie proste
pasma. To mnie przeraża, Maria. A najgorsza jest świadomość, że nie wiem ile to
jeszcze potrwa. Że moi właśni rodzice umierają o mnie ze strachu podczas gdy ja
jestem tutaj.
-
Wiem, wiem kochana. Dlatego dość marnowania czasu na rozmowę. Jedziemy?- Maria
jak zwykle trafnie odgadła nastrój młodszej siostry wiedząc, że rozczulanie się
nad nią nic by teraz nie pomogło. Za to Zosia kochała ją jeszcze bardziej.
-
Tak jedźmy
Czy ona będzie jeszcze w swoim ciele? - Mimi
OdpowiedzUsuńJakbym ci to teraz zdradziła, to popsułabym całą zabawę ;)
UsuńPewnie każdy chciałby wiedzieć ja myślę że tak tylko jestem ciekawa czy dzień rozmowy z prologu będzie ostatnią częścią bo nie odpowiedziałaś ile rozdziałów planujesz. Poza tym myślę że rozwiniesz też wątek życia Wiktorii i dowiemy się czemu taka jest. Może przeszła z Damianem to co Zosia z Bartkiem.
OdpowiedzUsuńAkurat to, że chcę rozwinąć wątek z życia Wiktorii a także jej przeszłości, mogę zdradzić :)Aha, no i cześć z prologu nie będzie końcem- będzie mniej więcej środkiem tego opowiadania, bo tak jak przyznałam na początku pewnie będzie ono jednym z moich dłuższych.
UsuńKiedy kolejna część? Może mogłyby być krótsze a częściej ?
OdpowiedzUsuńNiestety ostatnio jak piszę to "hurtem", więc prawda jest taka, że zazwyczaj jak się przysiadam do pisania to porządnie. Mogłabym oczywiście wstawiać to co napisałam z podziałem na dwie części z opóźnieniem wstawiając drugą, ale myślę że to bez sensu. Chyba że naprawdę tak wolicie: wtedy musiałabym zrobić dwa tygodnie przerwy żeby napisać coś na zapas. Chociaż jak znam siebie, to jak będę wiedziała że mam zapas, to trudniej mi sie będzie zmotywować i znów wyjdzie na to samo...także lepiej nie próbować ;)
UsuńFakt to ma sens tylko tak się zawsze dłuży czekanie bo Twoje opowiadania wciągają maksymalnie :-)
Usuń