Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 czerwca 2017

Nowy początek, Rozdział XII

- O Boże, tak się cieszę że jesteś: myślałam że już nie przyjdziesz.- Ucieszyła się Zosia widząc wchodzącą do jej pokoju Marię. Wcześniej poprosiła akurat przebywającą pielęgniarkę by zostawiła je same. Na szczęście przestała upierać się co do tego, że jest kimś innym dlatego powoli przestawano traktować ją jak wariatkę.
- Przecież obiecałam. Jak  się czujesz?
- Źle. Był u mnie Adamczyk…to znaczy jej ojciec. Wypisują mnie jutro, ale przedtem w szpitalu odwiedzi mnie policja. Nie mam pojęcia co im powiedzieć.
- Przede wszystkim tak jak się umawiałyśmy wcześniej nie możesz mówić, że jesteś Zofią Niemcewicz.
- Więc co mam mówić? Przecież ja nawet nie wiem kiedy dokładnie urodziła się Wiktoria. Nie znam jej danych osobowych, adresu zamieszkania, imienia matki…Jak mam to wyjaśnić?
- Utratą pamięci. To jest normalne przy tego typu urazach. Poza tym ich będzie interesował sam wypadek i okoliczności jemu towarzyszące, nikt nie będzie sprawdzał czy jesteś Wiktorią czy nie. No i trochę znasz Szymborską prawda? Była twoją szefową.
- I co z tego? Wiem o niej tylko tyle, że potrafiła być prawdziwą suką i mnie nie znosiła. Była moim wrogiem.
- Kim?
- No nie lubiłyśmy się, mówiłam ci. Czemu tak na mnie patrzysz?
- Nic po prostu…przejrzałam dziś twoje rzeczy które miałaś przy sobie w chwili wypadku i w torebce znalazłam małą karteczkę z tym napisem.
- Jakim?
- „ Z wrogiem zamień się na duszę by pokonać go.”
- Tak, pamiętam. To wróżba z chińskiego ciastka, które od ciebie dostałam. Ale chyba nie sądzisz, że to ono spowodowało mój stan?
- Nie, oczywiście że nie. Ale sama już nie wiem co myśleć. Skarżycki…to znaczy lekarz który zajmuje się twoim ciałem twierdzi, że w twoim mózgu nie ma żadnych niepokojących zmian. Nie zrobili ci żadnego- jak to nazwałaś wcześniej- prania mózgu ani tym bardziej wszczepienia mózgu innej osoby, bo to praktycznie niemożliwe. Póki co takie zabiegi nie są jeszcze dostępne dla współczesnej medycyny.
- Więc dlaczego to się stało?
- Nie wiem. Szukałam przyczyn psychologicznych, ale w książkach nie znalazłam niczego co przypominałoby twój przypadek. Poza tym mamy utrudnione zadanie, bo nie wiemy czy mózg prawdziwej Wiktorii znajduje się teraz w twoim ciele…a raczej wiemy że się tam fizycznie nie znajduje tyle że nie wiemy czy ona z kolei  nie czuje się sobą i nie dowiemy się póki się nie obudzi.
- A kiedy to ma nastąpić?
- Nie wiem, Zosiu.
- Jak to nie wiesz?
- Po prostu nie wiem. Twoje ciało…nie chce się obudzić, chociaż wszystkie funkcje są w normie. Myślę, że to może dlatego iż twój mózg, a raczej to co sobą reprezentujesz bo fizycznie wciąż jest w twojej czaszce, jest u ciebie.
- Więc co mam robić?
- Nie wiem, chyba tylko czekać. I przede wszystkim starać się żyć normalnie dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania.
- Ale jak mam to robić? Ja nie jestem Wiktorią Szymborską i nie umiem być. Może w innym szpitalu…
-…w innym szpitalu potraktują cię jak wariatkę, schizofreniczkę lub osobę cierpiącą na rozdwojenie jaźni. A nawet jeśli ktoś w końcu uwierzy to nie chcę pozwolić byś spędziła na oddziale psychiatrycznym kolejne tygodnie albo stała się jakimś ewenementem dla szalonych naukowców w celu prowadzenia jakichś badań.
- Dobrze, ale co z rodzicami?
- Zosiu…gdy mówiłam nikomu, to znaczy nikomu, rozumiesz? Jeśli ktoś będzie wiedział twoje ryzyko wzrasta a nie wiemy ile ten stan może potrwać.
- Wczoraj mówiłaś, że szybko uda ci się przywrócić mnie do mojego prawdziwego ciała.
- Bo będę się starała to zrobić, ale musimy liczyć się z możliwością…
-…żadnej innej możliwości nie ma, rozumiesz? Ja nie mogę być dłużej uwieziona w jej ciele. Po prostu nie mogę, bo naprawdę sfiksuję.- Westchnęła piskliwie.- Nie rozumiesz jak to jest słyszeć jej głos wydobywający się z moich własnych ust albo chodzić nie swoimi nogami. Jak to jest myć się dotykając obce mi ciało czy też patrzeć na świat jej oczami. Ona musi mieć jakąś wadę, bo nie widzę wyraźnie…zresztą kiedyś chyba jakaś pielęgniarka mi o tym wspomniała. Mówiła, że od soczewek kontaktowych wdało mi się zakażenie. Na dodatek wciąż mam koszmary.
- Przepiszę ci jakieś ziołowe tabletki na sen a jeśli chodzi o oczy to po prostu się zbadasz, a potem kupimy nowe szkła.
- Jak niby mam to zrobić skoro nie mam swoich pieniędzy?
- Ale przecież masz pieniądze Szymborskiej, prawda?
- Co ty sugerujesz?- Maria ciężko westchnęła słysząc oskarżenie w głosie swojej siostry.
- Nic złego. Po prostu to co mówiłam do tej pory: musisz starać się żyć normalnie życiem Wiktorii. W międzyczasie ja postaram się odkryć przyczynę twojego stanu.
- Postarasz się? Wcześniej mówiłaś…
-…Zosiu, wiem jak bardzo możesz się czuć zagubiona, ale uwierz ja jestem twoim sprzymierzeńcem.
- Wiem.
- Więc bądź moją dzielną młodszą siostrzyczką i nie poddawaj się rozpaczy.
- Ale mama z tatą…oni muszą wiedzieć.
- Kochanie, wiesz że tata rok temu przeszedł zawał, a mama tego nie zrozumie. Nie uwierzy, że jesteś jej leżącą bez życia córką która leży dwie sale wyżej i do której przychodzi prawie codziennie. Zresztą ja też tego nie zrozumiem.
- Ale gdy jej powiem na pewno się ucieszy i…
- …albo zdenerwuje sądząc że to jakiś głupi kawał.
- Co mam więc robić?
- Na początek się uspokój i idź przemyć twarz. Potem zadam ci kolejne pytania. Musimy ustalić co tak naprawdę się stało: jakie zmiany zaszły; czy dotyczą tylko psychicznych aspektów czy również fizycznych.
- Nie bardzo rozumiem…
- Nie musisz: powiedzmy że to będzie takie psychologiczne badanie. Tylko odpowiadaj na nie szczerze, okej?
- Dobrze. – Potwierdziła Zosia czując nadchodzące zdenerwowania.

TRZY TYGODNIE PO WYPADKU

Zosia nigdy nie czuła się tak mocno zagubiona jak wchodząc do taksówki zamówionej przez Stefana Adamczyka. Właśnie wypisano ją ze szpitala i miała jechać do „swojego” domu. Tyle, że to nie był jej dom.
Spodziewała się kłopotów, ale nie zaraz po przyjeździe. Okazało się bowiem, że wstęp do mieszkania obwarowany jest prywatnym sześciocyfrowym kodem który stanowił dodatkowe zabezpieczenie do klucza.
- Spokojnie, nic się nie stało. Zapytamy portiera: doskonale cię zna i z pewnością wpuści. Nie przejmuj się tym: to po prostu tylko kilka głupich cyferek.- Uśmiechnęła się wtedy blado ciesząc się z tych słów pocieszenia. A raczej cieszyłaby się gdyby jej problemem była tylko utrata pamięci. Ale to co się jej stało było dużo bardziej złożone.
- Ja nie pamiętam też pinu do karty. A muszę kupić szkła kontaktowe.- Odważyła się powiedzieć, choć czuła się jak złodziejka. Maria mogła mówić co chciała, ale mimo wszystko posługiwanie się nie swoim nazwiskiem i tożsamością. Chcąc nie chcąc popełniała przestępstwo.
- Tym się w ogóle nie martw: masz konto w naszym oddziale banku. Po prostu wejdźmy do środka i odpocznij, dobrze?- Nieśmiało skinęła głową. Potem starała się udawać, że nie robi na nią wrażenie dyskretna elegancja korytarza prowadzącego do jej strzeżonego mieszkania. Ani że nie widzi siedzącego na dole portierni staruszka po raz pierwszy. Tak jak wnętrza swojego własnego mieszkania.
Obawiała się, że wtedy wszystko się wyda: w końcu nie miała pojęcia gdzie jest kuchnia albo zapalnik światła w toalecie. Nie wspominając już o mniejszych elementach wyposażenia takich jak naczynia czy szafka na kosmetyki. Czuła się tu obco i odetchnęła z ulgą gdy Adamczyk zaraz po wejściu kazał jej usiąść przy barze w kuchni (tak, Wiktoria nie miała jadalni tylko niewielki półokrągły stół oddzielający ją od nowoczesnego salonu) i zaproponował, że zrobi jej kawy. Poza tym nawet nie umiałaby obsłużyć ekspresu: tym bardziej takiego, bo wyglądał na bardzo drogi.
- A jak twoje gardło?- Spytał mężczyzna w pewnej chwili wybierając odpowiedni program na dotykowym ekranie ekspresu.- Doskwiera ci jeszcze?
- Czuję lekkie szczypanie przy mówieniu, czasami delikatny ból ale nic więcej. Zwłaszcza gdy biorę tabletki przepisane mi przez doktora.
- Cieszę się. Niedługo będziesz mogła wrócić do pracy, a to cię pewnie cieszy.
- Tak.- Skłamała, choć najchętniej odwlekłaby tą decyzję jak najdłużej.- Ale chyba na razie zrobię sobie przerwę by dość do siebie.
- Wykluczone.- Oznajmił Adamczyk stanowczo co ją zdziwiło.- Lekarz Rognicki mówił mi, że jeśli pamięć ma ci wrócić musisz jak najszybciej zacząć zachowywać się tak jak przed wypadkiem.
- Ale ja nie pamiętam wielu rzeczy.
- Pomogę ci, nie martw się. Poza tym twoja sekretarka…a niech to, tą sprawę też musimy załatwić.
- Jaką sprawę?
- To nic wielkiego, nie przejmuj się.- Stefan uciął temat. Zdecydował, że nie powinien mówić na razie przybranej córce o jej odejściu. – Proszę bardzo: twoja kawa. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś przez te kilka lat swoich upodobań i wciąż pijesz bez cukru.
- Dziękuję.- Mrugnęła gdy przed nią pojawiła się przyjemnie pachnąca czarna ciecz. Dobrze, że chociaż kawa jest dla niej tak samo znana jak wcześniej. Nawet jeśli była zmuszona wypić gorzką.
- Aha, i co do Aleksandra to przywiozę ci go jutro rano przed pracą. Dziś nie chciałbym cię jeszcze męczyć. Ale bardzo się za tobą stęsknił.
- Ja za nim też.- Odpowiedziała zdając sobie sprawę, że Aleksander to pies Wiktorii. Jakoś to do niej nie pasowało, ale w ostateczności opieka nad psem nie powinna być bardzo kłopotliwa. Co prawda zagłodziła kiedyś świnkę morską Marysi, ale psy zawsze lubiła mimo iż nigdy nie miała swojego.
- Nie wątpię. Oj, trochę nagromadziło się tu kurzu. Zadzwonię do kogoś z firmy sprzątającej. Pamiętasz może jak nazywała się twoja dotychczasowa sprzątaczka?
- Eee…nie bardzo.- Odparła zaskoczona, że w ogóle kiedyś miała sprzątaczkę. No ale przecież nie była absolwentką bankowości i zarządzania Zosią tylko wielką panią dyrektor działu kredytowego dużego oddziału banku. Mimo upływu trzech tygodni to jeszcze do niej nie docierało. W szpitalu było dużo łatwiej, choć czuła się tam jak w więzieniu. Sądziła, że gdy znajdzie się w mieszkaniu Szymborskiej poczuje się trochę lepiej, ale na to się nie zanosiło. Nie, gdy na każdym kroku otaczała ją obcość.
- No cóż, w takim razie zapytam jak zadzwonię, na pewno mają dane każdej osoby która sprzątała określonego dnia u klienta. Naprawdę nie musisz się niczym przejmować. W ostateczności wybierzemy kogoś innego: jestem pewien że szybko przyzwyczai się do twoich specyficznych upodobań i nie będzie ci przeszkadzać. Na pewno nawet nie zauważysz jej obecności….- Mówił, a Zosia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej zazwyczaj wydawać by się mogło nieprzystępny szef może być dla niej teraz takim wsparciem. A raczej dla swojej przyszywanej córki za którą ją miał. Oprócz wsparcia starał się ją pocieszyć, opowiadał co nowego stało się w banku, o tym że najważniejsze jest to że wyzdrowiała. Tylko mimo to nie mogła pozbyć się uczucia, że…- Czemu tak na mnie patrzysz, Wiki?
- Bez powodu.
- Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć prawda?
- Tak, ale…
- Tak?- Zachęcał ją łagodnie. I znów na niego spojrzała tak jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Na jego sprężystą wysportowaną sylwetkę mimo zbliżającej się sześćdziesiątki na karku (a może nawet jej przekroczenia), bujne choć lekko siwawe włosy, wyraziste męskie rysy twarzy. Ale mimo wszystko to było trzydzieści lat różnicy.- Wiki?- Pospieszał ją.- Nie musisz się niczego obawiać. Ja…ja cieszę się, że mimo wszystkiego co między nami zaszło teraz mi zaufałaś.- O Boże a jednak…- Nawet jeśli tylko z powodu tego wypadku, ale cieszę się. – Dodał widocznie nietrafnie odgadując przyczyny jej przerażenia.
- Czy my byliśmy kochankami?- Wypaliła szybko. Zaraz potem się zaczerwieniła, a przynajmniej tak się czuła choć pewnie na opalonej szczupłej twarzy Szymborskiej nie było tego widać.
- Słucham?
- Nie mogę sobie tego przypomnieć, a gdyby tak było wolałabym wiedzieć.- Ku jej zaskoczeniu zamiast złości ujrzała na jego twarzy delikatny uśmiech.
- Nie, nie łączyły nas tego typu relacje.- Zaczął, a Zosia odetchnęła z ulgą. Przynajmniej teraz była na 100% pewna, że za pomocą Adamczyka nie stoi nic więcej. Poza tym z wisielczym humorem pomyślała, że poznała prawdziwą odpowiedź na pytanie nad którą biedzi się cały oddział pracowników Krezus Banku.- Zawsze byliśmy dla siebie jak ojciec z córką, choć naprawdę nie łączyły nas żadne więzy krwi. Chociaż po tym co się stało chciałaś mnie ukarać proponując coś takiego, być może właśnie to podpowiada ci twoja pamięć.- Jezu, a jednak wcale nie było tak niewinnie. Wiki przystawiała się do swojego ojczyma, a on…tylko co znaczyło to „ukarać”?
- Za co chciałam cię ukarać?
- Za to jak postąpiłem z Damianem po tym co ci zrobił.- Wyjaśnił, ale być może coś w wyrazie jej twarzy go zaniepokoiło, bo dodał:- Nie pamiętasz tego co się stało, prawda?
- Nie bardzo.- Odparła cicho. Adamczyk nie odpowiedział, więc zapadła między nimi cisza, choć Zosi wydawało się, że mrugnął pod nosem „może to i lepiej”. Potem przypomniał sobie, że musi już iść.
- Mam ważne spotkanie.- Dodał, ale chyba oboje zdawali sobie sprawę, że to tylko wymówka. I choć Zosia od samego początku chciała jak najszybciej zostać sama, to teraz bardzo chciała zrozumieć o co chodziło Stefanowi Adamczykowi. Co mógł zrobić Wiktorii? I kim był Damian? Czy Szymborska mogła uczestniczyć w jakimś trójkącie miłosnym? Co prawda było to do niej podobne, ale jakoś nie wyobrażała sobie, żeby jej cyniczna szefowa znała takie czucie jak miłość. Po kilku minutach zmusiła się by przestać o tym myśleć. Musiała przecież realizować wskazówki Marysi po to aby wyrwać się z ciała znienawidzonej szefowej, a nie rozszyfrowywać jej problemy czy przeszłość. Tylko nic nie mogła poradzić na to, że przez Adamczyka na chwilę przestała być Cruellą i stała się zwykłą kobietą.

***
Maria zjawiła się u Wiktorii (a raczej swojej siostry Zosi) zaraz po pracy. Nie miała dla niej zbyt dużo nowych wiadomości, ale przynajmniej przyniosła kilka należących do niej drobiazgów: notes, komórkę oraz kilka innych rzeczy, takich jak chociażby błyszczyk, które  były w jej torebce w dniu wypadku. Wiedziała, że to poprawi jej humor, ale nie sądziła, że aż tak. Dopiero później tuląc ją zapłakaną zrozumiała jak wiele znaczy, że wśród noszenia rzeczy należących do innej osoby (łącznie z twarzą) może mieć coś swojego.
- Hej, fontanno: mieszkasz sobie tu w tej willi, pijesz prawdziwą kawę z ekspresu, masz automatyczne rolety w domu i płaczesz? Przecież to jak darmowe wakacje.
- Bardzo śmieszne. Może byłyby wakacjami gdybym wiedziała kiedy się skończą.
- Wiem kochanie. Ale musisz przestać się tym tak zadręczać.
- Łatwo ci mówić.
- Tak wiem, ale rozmyślanie o tym nic ci nie daje. A tu masz tabletki.
- Jakie tabletki?
- Narzekałaś na koszmary senne, pamiętasz? Dzięki temu będziesz spała jak niemowlę.  A teraz powiedz mi czego tobie udało się dowiedzieć.
- Niewiele tego jest: przeszperałam całe mieszkanie czując się jak złodziejka i dzięki temu odkryłam zapasowe opakowania soczewek, dlatego teraz przynajmniej widzę każdą zmarszczę na twojej twarzy.
- Świnia.
- Poza tym właściwie nie znalazłam niczego przydatnego, żadnego punktu zaczepienia. Wiktoria wszystko trzyma albo pod kluczem, albo zabezpiecza hasłem dlatego nawet nie udało mi się otworzyć laptopa.
- A co z Adamczykiem? Kupił tą historię o utracie pamięci?
- Chyba tak. Jak rodzice? Chciałabym ich zobaczyć.
- Na razie to niemożliwe.
- Obiecałaś, że…
- Rozmawiałam z lekarzem Zosi…to znaczy twojego ciała Skarżyckim.- Zmieniła temat Marysia.
- I?
- I nic: nie było niczego zastanawiającego w tym przypadku.- Odparła. Nie dodała, że lekarz delikatnie dał jej do zrozumienia, że ciało Zosi może się nigdy nie obudzić i powinni się zacząć oswajać z tą myślą albo szukać prywatnej placówki która będzie dalej podtrzymywać jej funkcje życiowe.- Musimy więc zbadać ciebie.
- Mnie?
- Tak. Dlatego załóż na siebie coś ciepłego: zaraz wychodzimy. 
- Ale co ty chcesz zrobić?
- Zbadać twój mózg. Ale sama nie mogę tego zrobić. Musimy jechać dość daleko, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Pracuje tam mój kolega z uczelni który obiecał udostępnić nam niezbędny sprzęt tak by nikt się o tym nie dowiedział i nie odnotował.
- Ale przecież dochodzi osiemnasta.
- To nic, wizytę mamy na dwudziestą.
W drodze obie milczały. Maria wahała się chcąc dyskretnie poruszyć temat Arka, ale jakoś nie wiedziała jak. W końcu Zosia sama zauważyła jej zamyślenie i wprost spytała siostry o co chodzi.
- Rozmawiałam z Arkiem.
- I? Nie będzie już mnie odwiedzał w szpitalu?
- Zosiu…ja myślę, że to po prostu nieporozumienie.
- Co jest nieporozumieniem?
- Ty i Arek. Nie znam szczegółów, ale jemu naprawdę na tobie zależy.
- Kiedy przeszłaś na jego stronę? Nigdy go nie lubiłaś a teraz nagle jest taki wspaniały?
- Posłuchaj, wiesz że nie tak łatwo mnie oszukać. Ale on wyznał mi prawdę. Powiedział mi, co między wami zaszło.
- Słucham?
- Wiem, że w końcu odważyłaś się wyjść z tego frendzonu. Ale to jasne, że on musiał mieć czas by to sobie ułożyć. Nie musisz go za to karać, ważne że podjął decyzję i zdał sobie sprawę, że cię kocha.
- Co on ci powiedział?
- Nie rozumiem…
- Rozumiesz. Chcę wiedzieć dokładnie co ten bydlak ci powiedział.
- Zosia…
- Już.- Wiedząc, że zapowiada się na porządną kłótnię, Maria zdecydowała się zjechać na pobocze i zatrzymać samochód. Potem wyznała to co powiedział jej Arkadiusz. A Zosia nie mogła wydusić z siebie słowa. Był jeszcze gorszy niż sądziła: przedstawił wszystko tak jakby to on był ofiarą podczas gdy tak naprawdę…Nienawiść znów ją oślepiła, zdziwiła się nawet, że w tej chwili kiedykolwiek czuła, że go kochała. Teraz był dla niej nikim.
- Dość.- Powiedziała w pewnej chwili dłużej nie mogąc tego słuchać.- To cholerne kłamstwa!
- Jak mówiłam, to mogło być nieporozumienie; nie znam wszystkich szczegółów, ale…
- To nie jest nieporozumienie, Marysiu.
- Więc powiedz mi jak było twoim zdaniem.
- Moim zdaniem?- Żachnęła się.- Nie ma żadnej wersji zdarzeń, nie rozumiesz?
- Szczerze mówiąc to nie, bo nic nie chcesz mi powiedzieć. Powtarzasz tylko że go nienawidzisz.
- Bo nienawidzę…
-…chociaż przez kilka lat wcześniej platonicznie kochałaś.
- To teraz nie jest ważne. Mam twarz Cruelli, w głowie wielkie poplątanie z pomieszaniem, kawałek szkła rozciął mi gardło sprawiając że prawie wykrwawiłam się na śmierć, a moi rodzice i przyjaciele uważają, że zapadłam w śpiączkę. Także wybacz, że ostatnie co mnie zajmuje to moje życie uczuciowe.
- A może to właśnie jest ważne.- Nie dała się zbyć z pantałyku Maria. Ale w końcu nie na darmo była psychologiem.- Co zaszło tamtego dnia Zosiu? Co takiego powiedział, że aż spadłaś ze schodów?
- Skąd wiesz, ze w ogóle coś powiedział?
- Bo nie jestem głupia. I znam cię dlatego wiem, że im dłużej nosisz tą urazę w sobie tym bardziej jesteś słabsza.
- Przestań mówić do mnie tym tonem.
- Jakim?
- Jak do swoich pieprzonych pacjentów. Jak wtedy gdy Bartosz…Posłuchaj, nie mam znów dziewiętnastu lat, okej? I nie będę łykać tabletek przez jakiegokolwiek faceta tylko dlatego że byłam dla niego nikim. Nie popełnię tego błędu jeszcze raz, dobra? Dlatego nie musisz zachowywać się tak jakbym w każdej chwili mogła to zrobić.
- Wiem, że tego nie zrobisz.- Przyznała taktownie nie przypominając o tym co wykrzyczała podczas pierwszej próby zdradzenia swojej tożsamości. Ale Marysia miała nadzieję, że zrobiła to tylko przez poczucie desperacji wynikające z jej nietypowej sytuacji.- Ale jak sama wcześniej powiedziałaś w twoim życiu w ciągu ostatniego miesiąca wiele zaszło i się zmieniło. A dzieląc się tym ze mną poczujesz się lepiej.
- Akurat.- Prychnęła Zosia, ale Marysia udała iż tego nie słyszała.
- Poza tym Arek…wiesz, że zawsze mówiłam ci byś dała sobie z nim spokój. Ale on zjawia się w tym szpitalu codziennie już od trzech tygodni spędzając przy twoim łóżku wiele godzin. Tak nie zachowuje się ktoś komu nie zależy.
- Ale ktoś kto czuje się winny.
- Czemu? Winny czemu, Zosia?- Nie chciała tego, ale czuła jak z jej policzka cieknie pierwsza łza. Była idiotką oszukując się gdy mówiła, że to nie ma dla niej żadnego znaczenia, że go nienawidzi. Bo oprócz tego wciąż jeszcze go kochała. Ale w końcu nie było w tym nic dziwnego, pocieszała się. Kochała go za długo, nie mogła tak szybko zmusić swojego serca do zmiany kierunku uczuć aż o sto osiemdziesiąt stopni. To było nierealne. Ale może Maria miała rację? Może będzie czuła się choć trochę mnie podle i żałośnie jeśli wyrzuci to z siebie nawet jeśli na samą myśl o własnej głupocie czuje piekielny wstyd?
- Kilka tygodni temu przestaliśmy się z Arkiem dogadywać; chociaż nie, to chyba zaczęło się od czasu wprowadzenia się do nas Ksawerego. Potem mówił, że złościł się na mnie bo był o niego zazdrosny, ale z perspektywy czasu myślę iż po prostu bał się, że Iksiński widzi we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę. A to oznaczało, że w końcu zdam sobie sprawę z tego jak wiele dla niego robię. I przestanę.
- To nie to samo?
- Nie. Bo druga opcja oznacza wyłącznie korzyści jakie mu przynosiłam. Gotowanie, sprzątanie…a raczej zabawa w dom jak się potem wyraził…ale do tego przejdę trochę później; chcę byś znała szczegóły by móc dokładnie wszystko zrozumieć nawet jeśli wyjdę na prawdziwą idiotkę. No więc wracając do tematu…któregoś wieczoru wkurzył mnie bardziej niż zwykle, a potem wyszedł. Ksawerego też nie było w mieszkaniu, bo wyjechał do Poznania by przekazać zlecenie jakiemuś klientowi. Wrócił dopiero późnym wieczorem. Był pijany, to znaczy Arek, więc nie chciałam z nim rozmawiać, ale mnie zmusił. A potem…sama nie wiem jak to się stało, ale przespałam się z nim.
- Chcesz powiedzieć, że…
- Tego ci nie powiedział, prawda? Ani tego, że po wszystkim obudził się skacowany bardzo tego żałując. Ale brnął w to kłamstwo, bo uświadomił sobie, że inaczej nie będzie mógł mnie dłużej wykorzystywać. Może nawet tłumaczył sobie, że robi to również dla mojego dobra, że w ten sposób też mnie uszczęśliwia, choć tylko na chwilę. A może, w co wierzę bardziej, była to tylko i wyłącznie kwestia jego egoizmu. Tak więc ciągnął to sugerując, że powinniśmy zachować to w tajemnicy, a gdy widział że czuję się z tym źle tłumaczył, że to tylko chwilowe podczas gdy tak naprawdę się mnie wstydzi. Oczywiście najlepiej wychodziło mu też skradanie się nocą do mojego łóżka…
- Zosiu…
- Nie, nie przerywaj mi, to i tak wystarczająco żenujące. Ale mówię ci o tym, bo jest to istotne z punktu widzenia tego co stało się na sylwestrowym balu.- Tu przerwała biorąc głęboki oddech.- On powiedział ci, że w tamtej piwnicy zrozumiał, że mnie kocha. Ale tak naprawdę mówił coś zupełnie przeciwnego. Bez pardonu zdeptał mnie i zgnoił. I na dodatek chwalił się tym przed Karolem. Śmiali się ze mnie i mojej łatwowierności, a Rogalski jeszcze mu gratulował.- Zaczęła wspominając straszliwe uczucie poniżenia jakie wciąż czuła, gdy tylko przypomniała sobie jak Arek z Karolem cynicznie ją podsumowali. I nie miało znaczenia, że mówił tylko Rogalski. Bo jego słowa wyrażały to co myślał ten pierwszy czego dowodem był brak jego zaprzeczenia.
Brzydula.
Wielkolud.
Nie jest wymagająca bo cieszą się, że ktoś z klasą i prezencją na nie spojrzy.
Po paru bajerkach jest w stanie przychylić nieba.
W łóżku spisuje się lepiej by w ten sposób okazać wdzięczność za to że w swojej łaskawości zwrócił na nią uwagę.  
Brzydka twarz nie liczy się w ciemnej nocy...
Brzydula…
Nawet teraz czuła dreszcze i chłód przypominając sobie to wszystko, ale mimo wszystko wymieniała teraz na głos wszystkie epitety jakie wtedy usłyszała i wciąż pamiętała. Gdy skończyła dodała jeszcze cicho nie patrząc nawet na swoją siostrę:
- Teraz wiesz jak było: dlatego nie może być mowy o żadnym nieporozumieniu, Mańka. Może mogłabym mu jeszcze wybaczyć gdyby to było tylko wykorzystywanie. Ale on ze mnie kpił wyśmiewając przed Karolem. On mówił mu jaka jestem do cholery w łóżku, jak mogę mu to darować? To takie…takie brudne i poniżające. Jakby nie było dość pozornie naiwnych panienek do łóżka które doskonale zdawały sobie sprawę, że są tylko zabawkami, ale ich to nie obchodzi bo i tak świetnie się razem bawią. Ale jemu to nie wystarczyło. Musiał wziąć sobie kogoś kto uważał go za przyjaciela i skrycie kochał przez kilka lat, bo polowanie na panienki które tego chcą mu nie wystarczało, nie było wystarczająco ambitne dla takiego Casanovy jak on. Musiał znaleźć kogoś dla kogo to miało znaczenie. Mając gdzieś to, że mnie zniszczy. Nienawidzę go teraz Marysiu. Tak bardzo go nienawidzę jak kiedyś kochałam. Wciąż nie mogę uwierzyć, że mógł być aż tak podły, cyniczny i bezlitosny. Jak mógł nie liczyć się z moimi uczuciami, jak bardzo musiał się mnie wstydzić podczas gdy ja…ja zrobiłabym dla niego wszystko.
- Kochanie….
- Nie musiałby nawet być ze mną przez całe życie.- Kontynuowała nie zwracając uwagi na siostrę tak jakby rozmyślała na głos.- Zrozumiałabym gdyby po jakimś czasie stwierdził, że jednak nie chce ze mną być, że powinniśmy poprzestać na przyjaźni. Gdyby kochał mnie tylko w tamtym momencie, ale ta miłość nie przetrwała próby czasu jak inne jego wcześniejsze związki. Ale on twierdził że mnie kocha od samego początku wiedząc, że nic dla niego nie znaczę. Sypiał ze mną i mamił mnie obietnicami które łykałam jak pelikan jeszcze się z tego śmiejąc. Więc teraz niech do diabła nie udaje wielkiej miłości, bo to poniża mnie jeszcze bardziej.
- W porządku, nie musisz nic więcej mówić.
- Przecież sama tego do cholery chciałaś. Mówiłaś, że to mi pomoże.
- Już wystarczy.
- Nie, nie wystarczy. I wiesz co? Może rzeczywiście miałaś rację. Może to miało znaczenie, bo oprócz tego że Arek mnie wykorzystał i zniszczył emocjonalnie sprawił, że jakimś magicznym trafem zmieniłam się w Wiktorię Szymborską.
- To przecież nie jest jego wina.
- A może jest? Może to właśnie dlatego? Ja tak bardzo się boję. Czasami udaje mi się na chwilę zapomnieć o tym czyje ciało teraz posiadam, ale potem robię krok czując że jestem dużo niższa niż byłam, widzę swoje odbicie w szklanym blacie albo chcę ujarzmić krnąbrne loki zamiast których mam teraz krótkie proste pasma. To mnie przeraża, Maria. A najgorsza jest świadomość, że nie wiem ile to jeszcze potrwa. Że moi właśni rodzice umierają o mnie ze strachu podczas gdy ja jestem tutaj.
- Wiem, wiem kochana. Dlatego dość marnowania czasu na rozmowę. Jedziemy?- Maria jak zwykle trafnie odgadła nastrój młodszej siostry wiedząc, że rozczulanie się nad nią nic by teraz nie pomogło. Za to Zosia kochała ją jeszcze bardziej.

- Tak jedźmy

7 komentarzy:

  1. Czy ona będzie jeszcze w swoim ciele? - Mimi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym ci to teraz zdradziła, to popsułabym całą zabawę ;)

      Usuń
  2. Pewnie każdy chciałby wiedzieć ja myślę że tak tylko jestem ciekawa czy dzień rozmowy z prologu będzie ostatnią częścią bo nie odpowiedziałaś ile rozdziałów planujesz. Poza tym myślę że rozwiniesz też wątek życia Wiktorii i dowiemy się czemu taka jest. Może przeszła z Damianem to co Zosia z Bartkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat to, że chcę rozwinąć wątek z życia Wiktorii a także jej przeszłości, mogę zdradzić :)Aha, no i cześć z prologu nie będzie końcem- będzie mniej więcej środkiem tego opowiadania, bo tak jak przyznałam na początku pewnie będzie ono jednym z moich dłuższych.

      Usuń
  3. Kiedy kolejna część? Może mogłyby być krótsze a częściej ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ostatnio jak piszę to "hurtem", więc prawda jest taka, że zazwyczaj jak się przysiadam do pisania to porządnie. Mogłabym oczywiście wstawiać to co napisałam z podziałem na dwie części z opóźnieniem wstawiając drugą, ale myślę że to bez sensu. Chyba że naprawdę tak wolicie: wtedy musiałabym zrobić dwa tygodnie przerwy żeby napisać coś na zapas. Chociaż jak znam siebie, to jak będę wiedziała że mam zapas, to trudniej mi sie będzie zmotywować i znów wyjdzie na to samo...także lepiej nie próbować ;)

      Usuń
    2. Fakt to ma sens tylko tak się zawsze dłuży czekanie bo Twoje opowiadania wciągają maksymalnie :-)

      Usuń